[media]http://www.youtube.com/watch?v=zukBSOYS2gY[/media]
Elyndira rozłożyła ręce, z irytacją odrywając, że ich przewodnik ma pogardliwy uśmiech od ucha do ucha. Kobieta prychnęła pod nosem z brakiem cierpliwości. W ten czas Lyda wydawała się zakłopotana. Ku zdziwieniu całej trójki popatrzyła na domorosłą chemiczkę i odmówiła przyprawy.
-Przykro mi, jestem w interesie do Waszego szefa. Może sama kiedyś zajmę się przemytem Waszych prochów.- powiedziała Rot, z chłopięcą pewnością siebie.
Sama dziewczyna, tylko pokiwała z zrozumieniem. W geście widocznym, wyłącznie dla przemytniczki wieszczka wsunęła małą, fiolkę błękitnej substancji w dłoń Lydy. Ta z wprawą ulicznego kieszonkowca (którym zresztą kiedyś była) chwyciła dawkę i schowała ją dyskretnie, do kieszeni swojej, krótkiej skórzanej kurtki. Szamanka nasunęła się nad ucho kapitan i ta czując jej oddech nasycony odlotowymi nutami, widząc z bliska błękit w błękicie jej oczu powiedziała, nieco chichotliwym, obłąkanym tonem:
-Weź to, gdy przyjdzie czas. Czerwień zmieszana z błękitem, czerwona planeta, błękitny piorun, porzucona i zdobyta przez reżim, wasze dłonie obmyją ją czerwienią, która przyleci z błękitu.
-Idziesz?- powiedziała Healstrom a wtedy, to Lyda odwróciła się. Była bardzo blada, alabastrowo blada, jaką jeszcze nie widziała jej przyjaciółka.- Wszystko okey?
-Tak.- powiedziała już nabierając klasycznej dla siebie, pewności siebie. Odwróciła się, by spojrzeć za siebie, ale drzwi laboratorium i sama jasnowidząca zniknęła.- Chodźmy porozmawiać o interesach.
Riggi zaprosił kobiety do środka. Odwiedzające znalazły się w wielkiej owalnej przestrzeni. Szare ściany, świeżo malowane, metalowe meble, poza tym zupełny minimalizm. Marvel okazał się tym samym gościem, co na nagraniu z motelu. Lyn i Lyda wymówiły porozumiewawcze spojrzenia. Dwumetrowy
Pau'An odwrócił się do nich, przestając patrzeć przez szerokie okna z widokiem na okoliczne budynki za linią sporej rzeki z brzozami ułożonymi wzdłuż jej nurtu.
Wysoka długa czaszka obcego, biała skóra, czarne oczy i widoczny na prawej stronie, wyżej niż u ludzi implant cybernetyczny, w miejscu, gdzie znajdował się płat czołowy u tej rasy. Miejsce uszu z powodu hiper-wrażliwego słuchu były zakryte kołnierzem, ciężkiego czarnego trenczu.
Odezwał się chłodnym, wyniosłym tonem, głębokim wręcz ciężkim jak ołów. Obie kobiety, nigdy nie widziały kogoś z tej rasy, więc zdziwiły się, że ktoś taki przewodzi zupełnie ludzkim, ulicznym gangiem w większości złożonym z młodzików. Riggi-Akrobata wyszedł cicho, lecz trzasnął donośnie drzwiami na koniec, a szczęknięci zamków wzbudziło dreszcze na plecach Healstrom. Marvel zmrużył się boleśnie, na to grubiańskie zachowanie, rażące jego nadwrażliwy słuch i widocznie wysoką kulturę.
-Podacie swój prawdziwy cel wizyty zanim każę was udusić?- odrzekł jak kanibal krojący srebrnym nożem wątróbkę kogoś z rozumnej rasy.
-Udusić?- parsknęła Lyda.
-...Tak...- czarne oczy przeszyły kapitan chłodem mordercy.- Garotą.
-Cóż. Mogę przemycać przemycać wasz błękitny szept...
-Och.- Marvel wygiął się jak histerycznie, jak tracąca przytomność aktorka.- .... PRAWDZIWY, CEL WIZYTY.
Przemytniczka spojrzała na Lyn, jakby właśnie dusząc ją niewidzialnymi rękami, trzęsąc przyjaciółkę niczym świnkę skarbonkę, by ta powiedziała coś na co sama nie miała pomysłu.