31-07-2021, 13:21 | #11 |
Reputacja: 1 | Opis miejsca akcji - Camp Orange & rejon Tranh Dat. Jak już wspominano... [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=O85eO6dVcwQ[/MEDIA] ...Camp Orange był położony w zasadzie prawie na szpicy, "kancie" terytorium kontrolowanego przez IG (a przynajmniej kontrolowanego wg papierów). I była to całkiem rozległa baza jak na frontowy obiekt. Budowano ją z myślą o tym, że zostanie w niedalekiej przyszłości wykorzystana jako centrum logistyczne dla pogłębiającego się frontu, "przepchniętego" w stronę nieprzyjaciela. Było to konsekwencją zamiłowania fensalirskich oficerów do szybkich, precyzyjnych i efektywnych łańcuchów logistycznych w stylu just in time, wymuszanych doktryną wojny manewrowej - a raczej kompromisu na który musieli się zgodzić. Skrynniańska dżungla utrudniała przejazdy logistyczne, wydłużała je i narażała na ryzyko. Nie można było skutecznie zastosować systemu just in time, więc poczęto składować materiały wojenne - najpierw w magazynach, wiatach i bunkrach, potem w ziemiankach. Z jednej strony zabezpieczało to front pod kątem logistyki w krótkotrwałych manewrach, z drugiej dostarczało dużo więcej pracy - trzeba było ogarniać każdą partię szpeju, ammo i żarcia po wyciągnięciu z ziemianek. Wilgoć swoje robiła. Różni porucznicy mieli na to różne sposoby - od cyklicznej rotacji fantów między składowiskami (i wtedy od razu się je ogarniało/osuszało wraz ze składami), poprzez priorytetowe przepychanie starszych partii do służby, po wykorzystywanie trwalszych materiałów (szczególnie płyt pancernych, obficie obsmarowanych) jako "ścian" i "podłogi" dla reszty zapasów. Drewno nie było trwałym materiałem w takich warunkach, a skałobetonu było jak na lekarstwo - ważył w chuj i tutejszy piasek się nie nadawał do rozrabiania, a to już zabierałoby całe tony powierzchni transportowej. Póki co, pomijając logistykę, warty, patrole i odpieranie dość częstych prób infiltracji bądź rajdów ze strony lotnych band orków (głównie dzikusów oraz tych z klanów Snakebites i - okazyjnie - Evil Sunz czy bezklanowych Speed Freeks/Kults of Speed), skoszarowani w Camp Orange czekali 'niewiadomonaco'. Być może miało to związek z dość mozolnym tempem poruszania się pozostałych fragmentów frontu - orkowie stawiali zacięty opór, mimo ekspertyzy autochtonów w terenie (ani chybi wpływ dzikich orków, równie dobrze obeznanych). W tym tempie i przy takiej ilości nieprzyjaciół, ta planeta będzie wymagała jeszcze dekady wojowania i wymęczy równie dużą ilość regimentów. I to zakładając, że Grimtoof nie przyśle Tufgobowi kolejnej fali zielonych goryli. Tranh Dat było rejonem dość łatwym do opanowania dla Ósmego Fensalirskiego. Był to teren relatywnie płaski i słabiej zalesiony, miejscami nieco wzgórzystym. Wprawdzie tutejsza gleba była wysoce wilgotna i glinowata, mieniąca się odcieniem ceglanej czerwieni, to jednak rozległe pole widzenia sprzyjało dragonom w szybkim przejęciu tego terenu ponad dwa tygodnie temu w pamiętnej Bitwie o Tranh Dat. Orasy oberwały wtedy solidnie, tracąc znaczną część Kultów Prędkości i Evil Sunzów. Dzikusy zostały wymiecione z chaszczy przez spieszonych dragonów i towarzyszące im pododdziały Skrynnian oraz Brontian. Ci właśnie towarzysze byli całkiem osobliwi. Skrynnianie szybko nabrali respektu i jakiegoś rodzaju wymuszonej wdzięczności wobec żołnierzy z Fensalir, ale wciąż byli małomówną, ponurą bandą obszarpańców. Różnice między Skrynne-guard, skrynniańskimi regimentami IG czy niedawno zwerbowanymi autochtonami-survivalistami były mało widoczne. Cechował ich niski poziom karności i zdyscyplinowania, przypadki dezercji, problemy natury przemytowej i używkowej poza służbą, wszczynanie burd. Morale było u nich niskie (choć i tak lepsze niż z początku imperialnej interwencji na tej planecie). Wielu Skrynnian cierpiało na choroby natury psychicznej po rzezi, jaką orkowie urządzili ich ludowi. Byli jednak świetnymi survivalistami, zarazem obytymi w dziczy jak i niepozbawionymi pamięci o zdobyczach cywilizacji. Nie byli jak wiele innych populacji ze światów śmierci. Byli normalnymi ludźmi, którym do relatywnie trudnego acz poukładanego życia dorzucono wojenny rozpierdol i masakrę całych rodzin, wiosek i miast. Wprawdzie ich gwardyjskie jednostki dysponowały przydziałowymi las-karabinami M36 lub las-karabinkami różnych wzorców (od wz. Mars, poprzez Voss, na Locke kończąc), to ich PDF lubowało się w broni kulomiotowej (auto-karabinach w szczególności). Ze względu na problemy kadrowe i specyfikę życia na Skrynne, płeć nie miała u nich znaczenia pod kątem wojskowym... ani wiek. Brontianie (a raczej Brontian Longknives, jak ich zwano w IG) byli od nich zupełnie odmienni. Nie tak liczni (wszak mieli na tej planecie raptem jeden regiment plus rezerwę osobową), ale bardzo zdyscyplinowani i bitni, o specyficznej doktrynie. Lubowali się we wszelkiego rodzaju broni białej wyposażonej w klingę - od sztyletów i noży, poprzez miotaną, na krótkich i długich mieczach nie poprzestając. Podobnie jak u Skrynnian, spotykało się u nich wiele walczących kobiet, posługujących się brzytwą niezgorzej od swych męskich kolegów. Każdy i każda z nich "wyposażony" był w siatkę blizn - od ran odniesionych w bojach i pojedynkach, po rytualną skaryfikację (pewnie mającą jakiś związek z obrzędami inicjacyjnymi). Wielu z nich cechowała też - niestety dla nich - wzgarda dla opancerzenia, co odbijało się na ilości strat w walkach na dystans. I tak zresztą preferowali tylko krótkie, otwierające salwy zaporowe i granaty zaczepne oraz przeciwpancerne, a potem szli na bagnety. A uwijali się w zwarciu niezgorzej od orasów, dorównując zwinnością gretchinom, a szeregowych boyzów potrafiąc zaszlachtować bez szwanku dla siebie. Byli przy tym jak nie-ulowcy (wszak Bront był jednym ze światów kopców/uli), silnie zurbanizowanych i toksycznych, co normalnie nie sprzyjało wykształceniu dużej siły fizycznej ani odporności. Przegrywali jednak liczebnością i potrzebowali mocnego wsparcia. Fensalirianie natomiast byli co najmniej równie doświadczeni w wojowaniu z orkami (choćby z macierzystej planety) co towarzysze, a do tego jeszcze bardzo dobrze wyposażeni (jak na standardy Skrynne) i - póki co - nie styrani ani planetą, ani grindem z orkoidami. W większości karni, obowiązkowi, zachowujący chłodną głowę w trudnych sytuacjach, zorientowani na zwycięstwo nad swym znienawidzonym "antycznym" wrogiem. Te cechy szybko udzielały się obcym, którzy byli przydzielani do regimentu - doradcom z Eklezjarchatu i AdMech, nadzorcom z Officio Prefectus, auksyliariuszom z calixjańskich światów Karrik i Cyprian's Gate. Camp Orange szybko się rozrastało - początkowo z frontowego domu dla Trzeciej Kompanii Fensalirian i dwóch podobnych jednostek od Skrynnian IG i Brontiańskich Długonoży, teraz stanowił bazę wypadową dla blisko ośmiuset dragonów, tysiąca Skrynnian i czterystu Brontian. A materiałów wojennych było na trzy razy tyle woja. Coś się gotowało. Coś grubego. To wisiało w powietrzu. Dwutygodniowy "urlop" w obozie pracy z atrakcjami w okolicznych krzakach miał się ku końcowi. Ale póki co jeszcze nikt nie wzywał Siódmego Plutonu, więc...
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. Ostatnio edytowane przez Micas : 31-07-2021 o 13:39. |
31-07-2021, 16:06 | #12 |
Reputacja: 1 | Nieruchomy, okutany czerwonym płaszczem posąg którym był Wieszcz Silnika Epsilon-Theta 92 był kiedyś zwykłym człowiekiem. Nie był przeklęty psioniczną iskrą, nie miał koneksji ani głębokiej wiary w Imperatora która by go napędzała. |
01-08-2021, 13:26 | #13 |
Bradiaga Mamidlany Reputacja: 1 |
__________________ I never sleep, cause sleep is the cousin of death Ostatnio edytowane przez Ribaldo : 01-08-2021 o 23:10. |
01-08-2021, 22:14 | #14 |
Reputacja: 1 |
|
02-08-2021, 08:27 | #15 |
Reputacja: 1 | - Kop dziurę, kop dziurę...- podśpiewywał sobie Johnny kopiąc rzecz jasna dziurę, a Brad kopię razem z nim. -Nakopać to Ci mogę zaraz do dupy. Po cholerę nas zgłosiłeś.- wystękał do Capahalli wywalając wiadro ziemi z dołu. - Bo ochotników szukali.- powiedział Johnny dalej kopiąc dziurę. Ranek był spokojny i po codziennym obrzędzie pooranym nie było co robić, a potem szedł przez obóz jeden z podoficerów za obóz odpowiedzialny mówiąc, że ochotników do ważkiej misji szuka. To Johnnny zgłosił siebie i Brada. Ważną misją okazała się kopanie dziury pod nową latrynę, bo sraczka swe żniwo zbierała. Ludzie miejscowe roślinki jedli, a niestety były one dość nie takie dla ludzi i srali potem, że hej. Johnny w ogóle tego zielonego nie tykał i ograniczał się do otrzymywanych wojskowych racji. Istniejące już szalety nie wytrzymywały obciążenia i kopać trzeba było. To kopali i liczyć zostało, że szybko z tego osranego obozu się wydostaną na pole bitwy ku chwale Imperatora. |
02-08-2021, 14:49 | #16 | |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
| |
03-08-2021, 07:52 | #17 |
Reputacja: 1 |
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
03-08-2021, 15:04 | #18 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Stalowy : 03-08-2021 o 20:47. |
05-08-2021, 17:19 | #19 |
Reputacja: 1 | Apel, wystąpienie młodej Komisarczyczki... Heh, Wielebny Ojciec Sarvus robił wszystko co w jego nadprzyrodzonej zesłanej przez Ojca na Złotym Tronie mocy by się nie uśmiechnąć... oh, jak jeszcze dużo młoda Komisarczyczka musiał się nauczyć, oj jak dużo... albo znaleźć sobie chłopa. Co by jej zalecił ale... cóż, sam miał piłomiecz i pistolet laserowy u pasa. Miotacz płomieni? Stał obok...
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
08-08-2021, 21:56 | #20 |
Reputacja: 1 |
|