Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-10-2021, 21:13   #11
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Devinę na tyle zamurowało, że nawet nie była w stanie odpowiedzieć słowem zarówno Ginie, jak i Loxowi, nagle opuszczającymi lokal. Przemieliła w dłoni przekazaną wizytówkę, póki co wkładając ją do kieszeni. Przywołała kelnera, by opłacić rachunek w knajpce. Spojrzała na swój datapad, sprawdzając status przyjaciółki na komunikatorze. Mimo braku jej dostępności, zdecydowała się przesłać na datapadzie wiadomość.

“Przykro mi. Trzymaj się, ale na pewno sobie poradzisz”

Prędzej miała obawy o siebie. Owszem, martwiła się losem Giny, której właśnie zginął wuj. Wiedziała jednak, że ze swoją zaradnością oraz twardym podejściem do życia, stawi czoła wszelkim przeciwnościom. Z jej opowieści wynikało, że nie żyła szczególnie blisko z Myronem Mordino. Zwłaszcza, gdy zaczęła dla niego pracować, większość ich rozmów była wyłącznie na tle zawodowym, w dodatku kręcącym się wokół kariery polityka. Ktoś jednak o nią dbał, jak ten cały Lox, docierający do niej, zanim o sprawie staje się głośno. Pozwalający jej uniknąć od kłopotów. Za to Devina znów na planecie pozostawała sama…

”Właściwie, jeśli chcesz i jest taka możliwość, mogę polecieć z tobą. We dwie zawsze raźniej. A mnie tu i tak nic nie trzyma.”

Gdy wyszła z knajpki, zastanawiała się, czy dobrze, że wysłała tą wiadomość. Jej znajoma mogła na różny sposób ją odebrać. Nie każda z tych interpretacji byłaby właściwa. W tym momencie jednak wyjątkowo odpowiadałoby Twi’lekance, jeśli nawet Gina miałaby te słowa nadinterpretować i zabrać ją ze sobą. Devina nawet nie wiedziała, czy przyjaciółka zdążyła opuścić planetę, a już zdążyła poczuć się przeraźliwie samotnie. Mimo obecności setek mijanych osób w jej drodze bez celu. Znowu musiałaby startować z wszystkim od nowa.

Znalazła jakąś spokojniejszą uliczkę i na chwilę w nią weszła. Przypomniała sobie o wizytówce Larca. Sięgnęła po nią, upewniając się wpierw, że nikt na nią nie patrzy. Zapamiętała dane do komunikatora, po czym podpaliła karteczkę. Odczekała do ostatniego momentu, gdy ogień zaczął sięgać jej trzymającego kraniec wizytówki palca, by w końcu wyrzucić resztkę w powietrze. Jeszcze raz się rozejrzała i sięgnęła po datapad.

”Chcesz zamówić prywatny taniec? Przede wszystkim podaj adres, nie wszędzie jestem w stanie bezpiecznie dojechać sama”

Wpadło jej do głowy, że skoro facet wymagał tak dużej dyskrecji z wizytówką, może lepiej też nie pisać do niego wprost. Na pewno wiedział o tym, czym zajmowały się dłuższy czas z Giną, więc uznała, że w ten sposób łatwo ją skojarzy. Nie wyglądał raczej na takiego, co zamawiałby dziesiątki tancerek do domu i mylił się już w tym, która jest która. Jak się jednak spodziewała, również od niego póki co nie doczekała się odpowiedzi.

Wyszła z alejki, gdy zauważyła, że jakiś typ zaczął się jej przyglądać. Od razu ruszyła w tłum, by go zgubić. Nawet, jeśli był to tylko fan, kojarzący ją z kręcenia tyłkiem w którymś z klubów, lepiej było nie znajdować się z takim sam na sam w ciemnej alejce. Myśląc o klubie, wpadł jej do głowy pewien pomysł. Skoro i tak została póki co sama, a pomóc miał jej ten cały Larc, to dobrze byłoby nie przyjść do niego z pustymi rękami. On sam ze swoją aparycją na pewno nie był w stanie wydobyć żadnych informacji z “brudniejszej” części miasta. Co za to mogło się udać Devinie. A być może, jeśli zaimponuje jakimiś informacjami sztywnemu kapitanowi Loxowi, chętniej przyjmie ją do pracy u siebie.

W myślach przemieliła osoby, z którymi miała najlepszy kontakt z byłej pracy. Pierwszy na myśl wpadł Jaydie, jej były prywatny ochroniarz w klubie. Silny, tępy, ale wierny. Zwłaszcza, że podkochiwał się w Twi’lekance. Może nie był zbyt lotny, ale miał dobry kontakt z kolegami po fachu. A ci często wiedzieli sporo. Mógł więc znać jakieś pogłoski o tym, czy czasem jacyś przebywający wciąż na wolności wierni pracownicy Hutta Ziro nie odkryli, że Gina go szpiegowała.

Kolejną osobą, do której mogła się udać, była Anthami, zielonoskóra twi’lekańska tancerka. Miały dobry kontakt, właściwie była jej najbliższą przyjaciółką przed pojawieniem się Giny. Wraz z urodzonym dzieckiem miała jednak znacznie mniej czasu na rozwijanie relacji. Kilka razy zmieniała ostatnio miejsca pracy, żeby znaleźć coś, co pozwoli jej wymierzyć najlepszy środek do zarabiania przyzwoitej kasy i samotnego wychowywania dziecka.

Ostatecznie, mogłaby się udać do rodziców, odnowić z nimi kontakt. Uderzyło ją to, że Gina po raz kolejny traciła kogoś bliskiego. Kilka tygodni temu gryzła się z myślą, czy nie warto. Spotkała dawną sąsiadkę, wspominającą, jaką dobrą była córką i ponoć jej matka żałowała, że tak rzadko ostatnio ją widuje. A ojciec, jeśli jeszcze żyje, mógłby choć raz jej pomóc, próbując dowiedzieć się czegoś podczas swoich pijackich eskapad do najtańszych spelun, gdzie był już szeroko znany.

Trudno było znaleźć więcej osób, do których mogłaby złapać zaufanie, że rozmowa z nimi nie przyniesie jej więcej kłopotów, niż pożytku. A i z tymi, którzy przychodzili do głowy, mogło być różnie. Postanowiła udać się do Jaydiego, bo była najpewniejsza, że zastanie go w klubie, w którym obecnie pracował. Zawsze lubił mieć zmiany o obecnej godzinie. Ale jeśli miałoby się nie udać go spotkać, miała plan udać się pod kolejne adresy.
 
Jenny jest offline  
Stary 31-10-2021, 01:25   #12
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Wiadomość o śmierci Mordino nie polepszyła kiepskiego nastroju Garrusa. Z niedowierzaniem pokręcił głową, a na usta cisnęły mu się przekleństwa. Przybył na tę planetę-miasto, do tak zwanego "klejnotu Republiki", a tutaj miał do czynienia z taką samą zgnilizną jak na Rubieżach. Po śmierci jego ojca, właściciela dobrze prosperującej placówki górniczej na bogatej w minerały asteroidzie, matka postanowiła przenieść się tutaj z rodziną. Garrus (i nie tylko on) podejrzewał, że śmierć seniora rodu Kadaar nie była przypadkiem. Akurat wtedy kiedy ojciec poleciał poskarżyć się władzom systemu, że Federacja Handlowa próbuje go zastraszyć by przejąć jego placówkę, jego statek miałby zostać zaatakowany przez piratów? Sprawa śmierdziała na wiele parseków, ale matka niepełnoletniego jeszcze wtedy Garrusa stwierdziła że nie będzie narażać rodziny i wyemigrowała do tak zwanej "cywilizacji". I co im przyszło z tej ucieczki? Jako imigranci i nieludzie trafili na jeden z najniższych poziomów, gdzie ciężko było o dobrą pracę, a gangi miały często więcej do powiedzenia niż legalne władze. Mordino miał pomóc ze swoim przedłużającym się programem, a teraz co? Jego też szlak trafił.

Podzedł do baru i burkliwie zamówił u rodiańskiego barmana coś mocnego. Mordino już kiedyś wpadł w kłopoty, wtedy kiedy parę lat temu porwano jego córkę. Porywacze dostali okup ale sprawa się na tym nie skończyła. Polityk chciał zemsty, a może i też mocnego ostrzeżenia i wynajął w tym celu oddział najemników. Dowodził nimi ten ślepy detektyw, Kehil, który okazał się solidny i nikogo nie wystawił. Przez parę tygodni wspólnie wyśledzili i wyeliminowali porywaczy, w mediach mówili, że chodzi o wojnę gangów. Uśmiechnął się paskudnie przypominając to sobie, jego pierwsza tak poważna robota. Choć z nie wszystkiego był zadowolony, jednego z porywaczy dorwali gdy był z kochanką i sprawa trochę wymknęła się spod kontroli, gdy ktoś sięgnął po blaster. Ona nie powinna była zginąć.... wziął dużego łyka. Może po prostu powinien się urżnąć a jutro pomyśli co dalej.

Nagle zadzwonił komunikator, który po chwili wahania odebrał. Tak, to była siostrzyczka, jego zdaniem zakała rodziny.
- I jak tam, zgarnąłeś nagrodę? - usłyszał pytanie.

- Gówno zgarnąłem Zaaria! Wiedziałem, że jak wezmę zlecenie od tego twojego Volcarskiego kochasia, to nic dobrego z tego nie będzie. I wyobraź sobie, że licencję mi odebrali!

Po chwili milczenia odezwał się w komunikatorze rozczarowany i oburzony głos siostry.
- Jak to, tak po prostu ci odebrali? I to może moja wina jest?! Zgrywasz takiego twardziela, braciszku, a tak naprawdę pierdoła z ciebie. Ale dobrze, może Rayne ci wypłaci bezpośrednio, pogadam z nim jak będziesz dla mnie milszy - Garrus jednak nie miał nastroju do bycia miłym.

- Ten twój Rayne to bandzior i mu nie ufam, skończy się jak z twoimi poprzednimi. Lepiej byś się matką zajęła zamiast latać z gangusami, ostatnio nie czuje się dobrze, martwi się o ciebie.

- To o ciebie się martwi i nie mów mi co mam robić i z kim się spotykać! Jak na ciebie nie można liczyć to ja jej załatwię kasę na lekarstwa. Nie mam już ochoty z tobą gadać! - Połączenie zostało gwałtownie przerwane.

Garrus rzucił komunikator na stół. I dobrze że się rozłączyła, nie chciał dalej rozmawiać z tą idiotką. Wrócił do picia, choć wiedział że musiał coś wymyślić. Może powinien sprawdzić co u Kehila, może ten miałby dla niego jakąś robotę? Albo to, albo przeprosić Nimo i spróbować go wybłagać o przywrócenie licencji, co wcale mu się nie uśmiechało...
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 31-10-2021 o 01:33.
Lord Melkor jest offline  
Stary 31-10-2021, 19:24   #13
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Tenvinc D'Onorffio, mimo późnej pory, wciąż siedział w swoim gabinecie. Było to skromnie wykończone pomieszczenie, nie przypominało siedzib polityków, a przynajmniej tych polityków, których można było zobaczyć w holonecie. D'Onorffio był zaledwie członkiem rady sektora. Ale aspiracje miał o wiele większe. Tymczasem musiał się jednak zadowolić skromnym i w sumie niewielkim gabinetem, bez drogich obrazów na ścianach, czy rzadkich i egzotycznych roślin. Nie miał nawet drugiego krzesła dla gościa. Ale od czegoś trzeba było zacząć.

Pracował właśnie nad mową na jutrzejsze zebranie w sprawie rozbudowy wodociągu dla poziomów 3000-3300, którego to projektu ten dupek Mordino nie chciał poprzeć. D'Onorffio musiał go przepchnąć, wziął już zaliczkę od Zabrax Constructions. Myślał, że pójdzie z tym o wiele łatwiej, nie przewidział, że przewodniczący, który tak mocno w swej kampanii obiecywał pomoc najniżej sytuowanym, może zechcieć to zastopować.

Nagle komunikator na jego biurku zabłyszczał czerwonym światłem niewielkiej lampki. Połączenie przychodzące. Pewnie Xela niecierpliwi się czemu jeszcze go nie ma w domu. Jeszcze za to mu się oberwie... Bez entuzjazmu wcisnął przycisk "Odbierz".

Nad urządzeniem pojawił się błękitna, przezroczysta postać Rodianina.

- Dorgo? - spytał zaskoczony Tenvinc.

- Słyszałeś o Mordino? - spytał tamten. - Podobno ktoś go zabił.

- Naprawdę? - D'Onorffio zmarszczył czoło.

- Znaleźli jego trupa w windzie. Cały holonet o tym huczy. Słuchaj, to się źle odbije na...

- Spokojnie, przyjacielu. Jakoś opanujemy sytuację. Wiceprzewodniczący przejmie jego obowiązki, wygłosimy trochę żałobnych przemów, godnie go pożegnamy i pociągniemy ten wózek dalej.

- Nie zdajesz sobie chyba sprawy co to oznacza.

- Doskonale sobie zdaję, dziękuję. Martwisz się jego legendarnym archiwum? Jeśli ktoś położył na nim łapska, to nie po to żeby je upublicznić. Spokojnie, wkrótce ktoś się do nas odezwie w tej sprawie. W najgorszym razie będzie tak jak dotychczas, w najlepszym może uda nam się pozbyć tego problemu.

Tenvinc zakończył połączenie. Nie potrafił powstrzymać uśmiechu cisnącego mu się na usta. Przemowa o wodociągach nie będzie potrzebna. Hyrra Topret, obecny wiceprzewodniczący, sam jest gorącym zwolennikiem rozbudowy wodociągu, więc z przepchnięciem tego projektu nie powinno być żadnych trudności. Zabrax z łatwością wykoszą konkurencję i wygrają przetarg, a na koncie D"Onorffio pojawi się suma z kilkoma zerami. Teraz mógł ze spokojną głową wrócić do Xeli.


TC-19 posadził roztrzęsioną Nejjy na kanapie i podreptał swym niezbyt praktycznym krokiem do kuchni po szklankę wody. Gdy wrócił obie kobiety kryły twarze w dłoniach. Vicky stała tam gdzie ją droid zostawił i najwyraźniej cicho szlochała. Nejjy nadal siedziała na kanapie i prócz lekkiego podnoszenia i opadania ramion przy oddychaniu, nie dawała znaków życia. Żadna nawet się nie zbliżyła do drugiej.

Dopiero, gdy starsza z kobiet zauważyła wracającego droida, podeszła do młodszej, usiadła obok niej i delikatnie objęła ramieniem. Pani Vicky często zachowywała się jakby to, co robiła było tylko na pokaz, ale trudno było określić czy tak było w rzeczywistości, czy to tylko mylne wrażenie. Nejjy drgnęła delikatnie, czując na sobie dotyk macochy.

TC-19 wręczył przyniesioną szklankę Vicky, a ta podała ją Nejjy.

- Weź kilka łyków, kochanie - z jej głosu wręcz wylewała się troska. Tym razem droid protokolarny rodziny Mordino nie miał wątpliwości. To była gra aktorska. Bardzo dobra gra, należałoby dodać.

Nagle zabrzmiał dzwonek przy drzwiach...


Podróż nie trwała zbyt długo. Policyjny śmigacz był w doskonałym stanie, a droid, Yoqsha musiała to przyznać, znał się na jego prowadzeniu. Niestety ponieważ był droidem odmawiał użycia syren żeby przebić się przez bardziej zakorkowane strefy, ale i bez tego dotarli na miejsce stosunkowo szybko.


W głowie Mirialanka próbowała sobie ułożyć co powinna powiedzieć i jakie zadać pytania. Po prawdzie to nie znała rodziny Myrona zbyt dobrze, z wyjątkiem jednego Durona, ale jego chyba wolałaby w ogóle nie spotkać. Siostra Durona Nejjy była dla Yoqshy zupełną niewiadomą. Co prawda wiedziała o niej dużo, głównie tego co dowiedziała się prowadząc śledztwo, gdy dziewczynę porwano przed laty, ale gdy ta została zwrócona ojcu, zupełnie się załamała. Przeszła wielką przemianę i nie była już tą samą dziewczyną, o której Yoqsha słuchała, gdy Myron i Sijes opowiadali o niej ze łzami w oczach.

No właśnie, żona Myrona. Sijes dawno temu opuściła Coruscant, a tej całej Vicky Yoqsha nawet nie miała okazji poznać. Wychodziło więc na to, że jedynym mieszkańcem apartamentu rodziny Mordino, z którym pani detektyw się znała lepiej i z którym nie będzie miała oporów porozmawiać, jest ich droid protokolarny TC-19.

Z tą myślą podeszła do drzwi wejściowych i nacisnęła dzwonek...


Przeglądanie holonetu szło Kehilowi dość żmudnie. I w niczym nie pomagał fakt, że jego datapad był specjalnie przystosowany dla ras, które nie posiadały oczu. Dość szybko natrafił na jakiś stary artykuł o znalezionym na śmietniku trupie, którym okazał się być Chet, malec rasy Aleena, ale świetnie znający się na inżynierii, a w hakowaniu potrafił prześcigać nawet droidy, w czym pomagał mu cybernetyczny implant wbudowany w tył jego wielkiej głowy.

Potem było już jednak gorzej. Żywych trudniej znaleźć niż martwych. Riahscos, świetny strzelec rasy Clawdite, według innego artykułu, był poszukiwany za jakieś morderstwo. A biorąc pod uwagę, że jego rasa jest zmiennokształtna, raczej nie będzie łatwo go znaleźć, o ile w ogóle został na planecie.

Terhun, człowiek-cień, jak go nazywali, potrafił podkraść się do każdego. Miał też lepkie dłonie i ciągle coś mu w nie wpadało. Reckrew, potężny Besalisk, którego siła była wręcz nieoceniona. Wreszcie Agome, piękna Twi'lekanka, specjalistka od broni białej. Nie cierpiała blasterów, ale miała za to łuk energetyczny, którym posługiwała się sprawniej niż gangusy z niższych poziomów swoimi spluwami. No i był jeszcze Garrus.

Niestety Kehilowi nie udało się znaleźć informacji na temat żadnego z nich. Może powinien zwrócić się w tej sprawie do jakiegoś specjalisty? Chet, niech mu ziemia lekką będzie, zrobiłby to w parę minut.


Devina wybrała samotny spacer. Do klubu "Dziewiątka" nie było tak znowu daleko. Musiała tylko zjechać turbowindą na niższy poziom. Okolica tutaj była już jednak mniej przyjazna. Więcej zakapturzonych postaci, jakieś osoby stojące pojedynczo lub grupowo w cieniu, zerkające podejrzliwie na przechodni, łatwiej też było wypatrzyć blaster przy czyimś biodrze. Prawie każdy tu taki nosił.

Okolica generalnie była z gatunku tych ponurych, choć Twi'lekanka i tak wiedziała, że to nic w porównaniu z jeszcze niższymi poziomami. Zresztą te ulice patrolowali jeszcze gliniarze z CSF, tak zwana Podziemna Policja. Właśnie jeden taki patrol ją minął. Dziewczyna nigdy nie lubiła ich dziwnych hełmów, zasłaniających całą twarz. Świecące się na żółto wizjery sprawiały jakby obaj funkcjonariusze przewiercali ją na wylot wzrokiem. Ale może właśnie miały tak robić?


"Dziewiątkę" odnalazła bez trudu. Wielki różowy neon z cyfrą "9" był świetnym punktem orientacyjnym. Jaydiego też szybko zauważyła, bo stał dziś na bramce. Był dokładnie taki, jakim go widziała po raz ostatni. Wysoki, dobrze zbudowany, kwadratowa szczęka. Na swój sposób nawet przystojny, jeśli ktoś lubił ten typ. Twi'lekanka podeszła do niego.

- Cześć, Jaydie.

- Cześć, piękna - mężczyzna uśmiechnął się, ukazując rządek równych zębów. - Co cię tu sprowadza? Stęskniłaś się za starym kumplem?

Mężczyzna poprosił kolegę by chwilę postróżował przy wejściu solo, a sam z Deviną odszedł na bok. Niestety nie wiedział niczego konkretnego. Nigdy nie miał dostępu do wewnętrznego kręgu Ziro, a jego najbliższych współpracowników znał tylko z widzenia, bo nawet nie z imienia. Ale z tego co słyszał, organizacja Ziro rozpadła się po jego aresztowaniu w drobny mak. CFS naprawdę mocno na nich naskoczył, a niektórzy mówili, że i wywiad floty maczał w tym palce. Trwała w końcu wojna, a Hutt dopuścił się zdrady, dogadując się z wrogiem Republiki. Pewnie miało to większy priorytet niż znajdowanie morderców, albo rozbijanie gangów handlarzy przyprawą*.

Jaydie słyszał też, że ci którzy przetrwali obławę w większości uciekli z Coruscant. Nieliczni pozostali dołączyli do gangów z niższych poziomów, ale znaleźć ich tam, nie znając imion i rysopisów, raczej się nie da.

- Wybacz, ale to wszystko co wiem - ochroniarz wzruszył ramionami. - Chociaż nie, czekaj. Był jeszcze taki gość, dość dziwny, łysy i blady. Chyba był kimś w rodzaju cyngla Ziro, w każdym razie często zachodził do klubu. Pewnie sama go widziałaś. Jak mu było? Tak czy siak, podobno został łowcą nagród. Wyrobił licencję i w ogóle. Jeśli ci na tym zależy, możesz spróbować wypytać w siedzibie ich gildii. Ale na nich działa tylko kasa. Może udaj, że szukasz kogoś do roboty? Tress Jasa, tak się nazywał! Ha, przypomniałem sobie.


Ponure rozmyślania Garrusa szybko zostały przerwane, bo jakiś kretyn wpakował się na niego rozlewając jego i swojego drinka. Najwyraźniej gość miał już trochę w czubie. Tym kimś okazał się Aqualish, który gniewnie spojrzał na Zabraka i w swoim dziwnym języku powiedział:

- Uważaj jak łazisz, durniu!

Chociaż były już łowca nagród doskonale zrozumiał, nie przeszkodziło to koledze Aqualisha rasy ludzkiej, wtrącić swoje trzy grosze:

- Mój kumpel twierdzi, że mu się nie podobasz. I wiesz co? Mnie też.



* przyprawa - potoczne określenie narkotyków
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 03-11-2021, 13:09   #14
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Kehil zaklął pod nosem. W zasadzie czego się spodziewał. W zawodzie, w którym pracowali nie było bezpiecznie ogłaszać się w holonecie.

Musiał jeszcze ustalić warunki zlecenia. Dobrze było wiedzieć w jakim budżecie operuje. Rozmowy o pieniądzach nigdy nie były łatwe. Ale… tym razem stało za nim polecenie.

Wybrał adres podsunięty przez Mona.

Cytat:
“Mam kontakt do Pana od sierżanta Mona. Pomagam w trudnych sprawach. Często w takich, gdzie policja ma związane ręce. Jeżeli jest Pan zainteresowany współpracą, to proszę o spotkanie dziś wieczorem pod wskazanym przez Pana adresem.”
Odpowiedź przyszła szybko. Adres w wysokim pułapie dzielnicy przemysłowej. Spotkanie za godzinę czasu standardowego. Daleko od centrum. Czyli klientowi zależało na dyskrecji. Dobrze.

Kehil wziął kolejną taksówkę. Mimo wszystko nadal były tańsze niż posiadanie własnego pojazdu w mieście. Przy zaludnieniu liczonym w dziesiątkach tysięcy na kilometr kwadratowy ceny wynajmu przestrzeni garażowej były póki co nieakceptowalne dla detektywa. Zresztą poza taksówkami większość pojazdów w przestrzeni Coruscant było pojazdami służbowymi. Dygnitarze, pracownicy służb, kurierzy, handlowcy. Przestrzeń powietrzna była zapchana pojazdami.

Miraluka wysłał tylko potwierdzenie obecności na spotkaniu. W międzyczasie napisał do Clave. Clave było ksywą hakera z rasy kaleesh. Mieszkał w podziemiu i mógł mu pomóc z infonetem. W końcu musiał zorganizować ludzi gdy już się dogada ze zleceniodawcą. Będzie musiał wrzucić Clave w koszty.

Cytat:
“Będę u ciebie za trzy godziny”
Cytat:
“Nie”
Odpowiedź przyszła natychmiast.

Cytat:
“Wyłącz automat, będę za trzy godziny”
Cytat:
“Nie”
Cytat:
“Clave, jest robota, płacę”
Cytat:
“Bądź za trzy godziny”
Kehil prychnął. Clave obwarowywał się w cyberprzestrzeni algorytmami broniącymi go na tak wielu poziomach, a jednak nawet one były skore do przekupstwa. Miał nadzieję załatwić sprawę szybko.

Dzielnica fabryczna Coruscant była zupełnie innym światem. Taksówka miała w standardzie wyciemnione szyby, ale Kehil przestawił ich ustawienia. Fakt, że jego ciało nie odbierało spektrum światła widzialnego tak jak inne gatunki nie czynił go ślepcem. Przez delikatną szybę z tworzywa sztucznego wyczuwał wiszące w powietrzu cząstki pyłu. Nawet pojazdy w tej okolicy wydawały się inne. Bardziej toporne. Przystosowane do ciągłego trującego opadu. W powietrzu czuło się posmak siarki i azotanów. Architektura była inna. Zniknęły wieżowce po tysiące pięter. Zamiast tego były tam niskie zabudowy pokrywające ogromne przestrzenie. Gdzieniegdzie sterczały tylko ogromne kominy całą dobę emitujące tony produktów spalania do atmosfery.



Ludzie, którzy tu żyli byli najniższą warstwą społeczną. Tymi, których nie było stać na życie w Podziemiu. Nawet przestępczość nie występowała w tym sektorze. Korporacje osłaniały swoje transporty bojowymi droidami i wyszkolonymi ludźmi. A cywilów nie było z czego okradać. Zresztą osiedla mieszkalne były stale likwidowane, żeby zrobić miejsce pod nowe fabryki. Ludzi wysiedlano.

Jednak Kahil leciał wysoko ponad tym. Do wysokiej sześciennej bryły określanej przez lokalnych jako “The Cube”. Sześcian miał bok o szerokości kilometra. Było to specyficzne miejsce. Połączenie restauracji i klubów. Miejsce, w którym kadra kierownicza średniego szczebla mogła zaznać luksusu. Daleko od sektorów w centrum, żeby nie wiedzieli czego mogą oczekiwać. Kehila rozbawiło to, jak bardzo można manipulować ludźmi. Wszak kadra kierownicza i zarząd pojawiał się w tym miejscu raz do roku, na audycie. Ale wszyscy kierownicy zmian żyli w ułudzie luksusu. Pod wieczną chmura pyłu.

Taksówka zadokowała. Kehil opłacił transport. Na lądowisku zasłonił usta płaszczem, żeby nie wdychać lokalnego powietrza zbyt głęboko.
W windzie jadącej w głąb The Cube otrzepał z siebie pył. Nawet ucieszył się, z tego dokąd się wybierał.

Od czterdziestego drugiego do czterdziestego dziewiątego piętra The Cube zajmował lokal o nazwie “Rajska zatoka”. Przy wejściu Kehil zdjął płaszcz, pancerz, i broń. Wszystko zostawił w specjalnie przygotowanej szatni. Założył jedynie kąpielówki otrzymane wraz z zakupem wejściówki. Po chwili trafił do wnętrza lokalu.

Wszystko rozświetlało światło z dna ogromnych basenów. Te swoiste akwaria miały kilka pięter. Wokół roznosił się zapach ryb. Wokół nie było widać wiele osób. Na górnym poziomie raczej przebywali osobnicy podobni do Kehila. Zagubieni i zupełnie nie akwakulturalni. W końcu doszedł do jednego z basenów, w którym w bąbelkowej kąpieli siedział przedstawiciel gatunku Mon Calamari. Siedział znudzony i wpatrywał się w datapada. Z poświaty detektyw wywnioskował, że zatrzymał na nim obraz turbowindy. O ile nie weryfikował specyfikacji technicznej turbowind, to najpewniej oglądał materiał o zmarłym zarządcy sektora.

Miraluka wskoczył do basenu. Woda była ciepła i wyraźnie zasolona, bo poczuł z jaką łatwością jego ciało wypływa ku górze. Jakiś czujnik się aktywował i po chwili z sufitu spadła ogromna ryba. Kehil odskoczył unikając trafienia żywym zwierzęciem, podczas gdy jego rozmówca rzucił się w pogoń za kilkukilogramowym stworzeniem.

Minęło około trzydziestu sekund, gdy Cromaack Grull wypłynął z obgryzionym do połowy szkieletem ryby.

- Miło mi pana poznać panie Grull. Proszę, żeby wyłączył pan wszystkie urządzenia mogące rejestrować dźwięk lub obraz.

Kehil mówił spokojnie i pływał prawie bez wysiłku. Zbiornik miał kilka metrów głębokości i pod wodą łączył się z innymi częściami lokalu.

- Panie Saren, ależ nie mam niczego takiego - głos Mon Calamari był dziwny. Miraluka zrzucał to na karb odbicia od tafli wody i resztek ryby w ustach rozmówcy. Na zaprzeczenie wskazał jedynie odłożony na brzeg datapad podłączony do infonetu. Większość osób nie zdawała sobie sprawy, że pole magnetyczne generowane przez urządzenia elektryczne było niczym światło świecy w ciemności dla rasy Kehila

Cromack zreflektował się i wyłączył urządzenie.

- Proszę mi mówić Kehil. Moja rasa nie stosuje nazwisk. Saren to imię mego ojca które zaadoptowałem do przepisów administracyjnych Coruscant -
detektyw mówił zimnym tonem. Pływając w samych kąpielówkach w bąbelkowym basenie, do którego z sufitu wrzucano ryby trudno było zachować postawę profesjonalisty. Dlatego starał się nadrabiać głosem.

- Panie Kehil, dziękuję za kontakt. Co pan wie?

- Wiem, że wymiar sprawiedliwości nie poradził sobie z pańskim problemem.
- Moja córka od pół roku przeszła dziewięć operacji rekonstruujących jej ciało. Do końca życia będzie mieć problem z gospodarką hormonalną, przez co może nigdy nie poznać godnego samca. Tymczasem dwaj smarkacze dostali dwa lata w zawieszeniu na pięć. Niska szkodliwość i brak jednoznacznych dowodów. Noż…


Po tych słowach Grull zaczął bulgotać w swoim ojczystym języku. Mon Calamari z natury byli dość agresywnym gatunkiem, dlatego Kehil nie przerywał.

- Rozumiem - powiedział w końcu gdy zapadła cisza przerywana pluskiem.
- Czy ta dwójka ma zniknąć? - dopytał o szczegóły.
- Nie… mają cierpieć. Mają latami patrzeć w lustro i płakać na myśl o tym co zrobili i jaki los ich spotkał. Tak jak moja córeczka. Niech podcierają się łokciem, jeśli przyjdzie taka potrzeba. Niech marzą o śmierci.

Kehil pomyślał o swoim ramieniu. Technologia dość dobrze radziła sobie z kalectwem. To co Grull brał za trwałe okaleczenie mogło być dla chłopaków jedynie czasową niedogodnością. Było potrzeba nieco inwencji.

- Będę potrzebować ich danych. W formie analogowej. Dostarczonych kurierem do mojego biura. Nie ufam cyfrowej komunikacji - Kehil tak naprawdę ufał cyfrowej komunikacji, ale nie wierzył, że Grull jest w stanie na tyle zabezpieczyć maila, żeby w przyszłości uniknąć wyśledzenia.
- Akcja będzie kosztowna. Zaczniemy od tysiąca na rozpoznanie. Po rozpoznaniu prześlę dalszą wycenę uzależnioną od środków bezpieczeństwa jakie będzie trzeba ominąć. Na tym etapie płatność z góry. Po rozpoznaniu kolejne dwadzieścia procent z ustalonej ceny płatne z góry na działania operacyjne. Reszta po fakcie.

Miraluka przepłynął do brzegu basenu. Mokra opaska zaczynała go irytować i chciał już mieć za sobą to spotkanie. Nie lubił dyskutować z klientami. Nie czuł się w tym. Zawsze było jakieś "ale", jakieś "a może rabat...". Zawsze miał ochotę powiedzieć przy tym: "tak, proszę pana. Co czwarte sprzątanie gratis. I mamy kartę klubową na które może Pan zbierać pieczątki. Sześć pieczątek można wymienić na pączka i kawę.". Kehil miał nadzieję, że dziś będzie inaczej. Że wspomnienie pokiereszowanej córki przytłumi zmysł ekonomiczny Mon Calamari. Czekał, w nadziei, że zdąży się ubrać i dotrzeć do Clave w ustalonym czasie.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 03-11-2021 o 13:12.
Mi Raaz jest offline  
Stary 06-11-2021, 12:41   #15
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Tuż po tym, jak Jaydie przypomniał sobie nazwisko byłego cyngla Ziro, uszu obojga doszło nieprzyjemne gwizdnięcie. Prawdopodobnie jego kumpel z bramki albo miał jakieś kłopoty, albo był wkurzony zbyt długą rozmową współpracownika. Twi’lekanka pożegnała się całusem w policzek ze swoim byłym ochroniarzem. Jak na to, czego mogła się spodziewać, to mocno jej pomógł. A rozmowa została przerwana dla niej w dobrym momencie, bo pewnie zaraz Jaydie przeszedłby do swoich banthańskich zalotów. A tak, słuchając jeszcze chwilę tłumaczenia niezadowolonego mężczyzny, że niestety nie ma dla niej teraz więcej czasu, udała się w stronę gildii łowców nagród.

W środku nie była nigdy, ale kojarzyła okolicę. Nie radziłaby udawać się tam komukolwiek nowoprzybyłemu na Coruscant. Sama jednak mieszkała tu od urodzenia, więc wiedziała, jakie ścieżki obrać, by możliwie bezpieczniej dotrzeć do celu w takim miejscu. A dzięki przeszkoleniu przez Ginę, nauczyła się też zwracać nieco mniej uwagi na siebie. Do doskonałości w tym względzie było jej wciąż daleko. Minęło ją kilku gości nieprzyjemnie oblizujących wargi na jej widok, czy musiała sprytem nie dać grupce zbirów zagonić jej w pusty zaułek. Zobaczyła w końcu po skomplikowanej wędrówce długo oczekiwany budynek gildii. Myślała, że ten widok doda jej nieco otuchy, ale kręcące się tam istoty wcale nie dawały pozytywniejszego wrażenia, niż wcześniej mijane szumowiny.

Po wejściu do środka oddziału gildii łowców nagród, Devina przez chwilę musiała przyzwyczaić swój wzrok do widzenia w ciemnym pomieszczeniu. Rozejrzała się po sylwetkach znajdujących się tam istot. W pierwszej kolejności próbowała wypatrzeć bezpośrednio owego Tressa. Akurat jego aparycja pozwoliłaby łatwo go zlokalizować, bo bladoniebieskie hologramy na pewno odbijałyby się na jego bladej, łysej twarzy. Jeśli miałoby go nie być, szukała kogoś, kto być może był stałym bywalcem klubów, w których tańczyła i mógł ją kojarzyć. Ostatnią możliwością była po prostu najmniej parszywa gęba, czy jakaś weselej rozmawiająca grupa.

Szczęście uśmiechnęło się do Deviny. Dość szybko udało jej się wypatrzyć bladego mężczyznę, którego jak sobie teraz przypomniała, rzeczywiście widywała w klubie Ziro, choć jedynie przemykającego od wejścia w stronę zaplecza lub odwrotnie. Wcześniej nie poświęcała mu wiele uwagi, teraz szybko zorientowała się, że to nie człowiek, a przedstawiciel rasy Rattataki, u której blada skóra i łysa czaszka jest czymś powszechnym. Podobnie jak przerażające czarne tatuaże, “zdobiące” twarz właściciela, a w rzeczywistości chyba odstraszające ewentualnego rozmówcę.

Tress Jas przyglądał się jakiemuś hologramowi, który przedstawiał sylwetkę dobrze zbudowanego Nautolanina. On sam był raczej smukły, by nie powiedzieć chudy. Przy pasie nosił parę blasterów, a także sporych rozmiarów wibronóż. Przez plecy miał przewieszony karabin. Twi’lekanka zauważyła, że inni bywalcy lokalu zdawali się trzymać na dystans.

Twi'lekankę zmroziło po zobaczeniu swojego celu wyprawy do gildii łowców nagród. Kilka miesięcy bez widoku tego mężczyzny trochę zatarło jego obraz w pamięci. Trochę żałowała, że nie kojarzyła go aż tak dobrze, bo teraz miała wręcz ochotę się wycofać, nie chcąc zamieniać z nim nawet spojrzenia. A co dopiero przy nim odgrywać jakieś gierki, aby zdobyć informację. Ale skoro już tu dotarła, to głupio było wracać z niczym, w perspektywie dalszego spotkania z Loxem. Podeszła kilka kroków, starając się zachować jakąś pewność siebie, choć przychodziło to jej z trudem.

- Cześć Tress - powiedziała, będąc kilka kroków od przedstawiciela rasy Rattataki. - Pamiętasz mnie z “Ósmego ogonu”? - Zaczęła łagodnie, by rozpoznać nastrój swojego rozmówcy.

Jas spojrzał na kobietę. Jego wzrok zdawał się być obojętny. W ustach przeżuwał wykałaczkę.

- Nie - odpowiedział krótko. - Ale na twoim miejscu nie wymawiałbym tej nazwy głośno.

- Właściwie, to ja w tej sprawie - Devina przeszła na szept, zachowując wymaganą przez Tressa konspirację. - Chciałabym się wymienić pewnymi informacjami. Jest tu jakieś bardziej ustronne miejsce?

- Może - krótkie odpowiedzi były najwyraźniej w stylu tego gościa. - Co za informacje?

- O tym, kto zaczął się włączać w śledztwo CSF i kto siedzi mi na plecach - powiedziała lekko zdenerwowana rozmową z nieprzyjemnym typem, mając jednak nadzieję, że nie daje po sobie za bardzo tego znać. - Siedzę w tym tak samo, jak ty. Chcę współpracy, wymiany informacji. Interesuje cię to?

- Chodź ze mną - Jas odwrócił się i poprowadził Twi’lekankę do wyjścia. - Na zewnątrz nie będziemy się tak rzucać w oczy - powiedział, zakładając jednocześnie kaptur, który częściowo zasłonił jego straszną twarz. Prowadząc kobietę wzdłuż promenady, spytał: - A zatem co masz mi do powiedzenia?

- Najpierw chciałabym mieć potwierdzenie, że wiesz coś o tym, czy wśród osób powiązanych z Ziro, ktoś był policyjną wtyką? - skoro obecny łowca nagród wyrazić chęć jakiejś współpracy, Devina postanowiła wprowadzić też jakieś swoje warunki. - To ma być układ obustronny.

Rattataki spojrzał groźnie spod kaptura na Twi’lekankę, mierząc ją przez chwilę spojrzeniem. W końcu jednak przemówił:

- Nic nie wiem o żadnej wtyce. Z tego co udało mi się ustalić wynika, że Ziro zadarł z jakimś ważnym senatorem. Potem mundurowi prześcigali się w wysiłkach ściągnięcia wszystkich jego interesów, pewnie żeby się przypodobać ważnemu politykowi.

- Jesteś pewien? Ostatnio miałam niemiłą wizytę typa z Floty Republiki, że jakiś barman rozpruł się na mnie. Ale mógł też blefować - uznała, że wyjawi nazwę pracodawców Loxa, zwłaszcza, jeśli Jas miałby zacząć ją śledzić. Wtedy mogłaby się wytłumaczyć ewentualnymi dziwnymi kontaktami właśnie z tą organizacją. A tamci na pewno sobie poradzą. - I właśnie to jest moje info, że Flota Republiki dołączyłą do śledztwa. Póki co udało mi się ich zbyć, bo nie mają na mnie dowodów. Zresztą trudno, żeby coś konkretnego w ogóle mogli mieć, byłam tylko tancerką. Ale obawiałam się, że jakaś gnida jest gotowa mnie w coś wkopać w zamian za swój spokój. Wiesz może coś jeszcze, czym chcesz się podzielić?

- Wiem tylko tyle, że kartel Ziro należy do przeszłości. Nie ma już nad czym prowadzić śledztwa, więc jeśli wywiad floty się tobą interesuje, powód jest zapewne zgoła inny. To nie frajerzy z CSF, którzy chwycą się każdej poszlaki, byle tylko dodać kolejny punkt w statystyce aresztowań.

- Nie wiem, po prostu pytali mnie właśnie o Hutta Ziro… - Devina uznała, że raczej więcej się nie dowie od łowcy nagród, więc zmieniła nieco taktykę, by uznał ją za możliwie niegroźną. - Nie znam się na tym wszystkim. Kurwa, ja tylko kręciłam dupą w klubie, nie chcę kłopotów. Ledwo udało mi się do ciebie dotrzeć, ale chyba na nic ci się moje informacje w takim razie nie przydadzą. Mogę jedynie dodatkowo zniżkę na taniec zaproponować, żebyśmy byli kwita. - Zakończyła, choć miała szczerą nadzieję, że Rattataki kompletnie nie będzie zainteresowany takimi rozrywkami.

- Dzięki, nie skorzystam - rzeczywiście nie był. - Nie chcesz kłopotów to nie przychodź do gildii. Jeśli wywiad wystawi za ciebie nagrodę to każdy tutaj, łącznie ze mną, chętnie ją zainkasuje. Może wracaj na Ryloth, czy skąd tam przyleciałaś na Coruscant.

- N-nagrodę za mnie? - udawała zdziwioną w ogóle możliwością wystąpienia takiej sytuacji. - Jak… Ja nie mam gdzie wrócić, urodziłam się już na Coruscant. Jakby wystawili nagrodę za mnie, będę o tym wiedziała wcześniej? Nie mogę się wtedy z wami jakoś dogadać? Mogę wam tu tańczyć, sprzątać, nalewać drinki, co tylko będziecie chcieli.

- To bardzo miłe, ale wolimy kredyty. Dam ci jedną radę po starej… znajomości. Znikaj stąd i nie mówi mi dokąd uciekasz - Tress Jas odwrócił się i odszedł w stronę budynku gildii.

Twi’lekanka odetchnęła z ulgą, że mężczyzna w końcu odszedł. Rozmowa kosztowała ją wiele nerwów. Nie dość, że typ był nieprzyjemny i małomówny, to sama bawiła się z nim w gierki, gdzie jeśli coś by jej nie wyszło, postawiłaby się w bardzo złej sytuacji. Ostatecznie mogła być z siebie zadowolona, ale potrzebowała chwili, by ochłonąć i dojść do siebie. Chwilę przystanęła niedaleko miejsca, w którym rozmawiała z obecnym łowcą nagród i zastanowiła się, co dalej.


Zaskakująco szybko udało jej się dotrzeć do niezłych informacji. Jeśli Tress nie ukrywał nic przed nią, to mniejsza, czy większa rola Giny w złapaniu Ziro nie została ujawniona w półświatku. Zastanawiała się, czego więcej może się dowiedzieć. Anthami przecież też nie siedziała w tych sprawach na tyle, by wiedzieć więcej od byłego cyngla Hutta. Ale z drugiej strony… mogła liczyć na jej lojalność i szczerość. Za dawnych czasów nie raz pomagały sobie, a obecnie to zielonoskóra częściej korzystała z ich przyjaźni. Chociażby kilka tygodni temu, gdy Anthami była na rozmowie kwalifikacyjnej w nowym klubie, Devina z jej synkiem siedziała w przychodni, oczekując na wizytę lekarza.

”Hej Anthi. Jesteś w domu czy klubie? Muszę pilnie pogadać. Daj znać. Jeśli w jakimś klubie, to daj nazwę, bo już się gubię, gdzie Ty teraz pracujesz, haha“

Napisała przyjaciółce wiadomość przed datapad, przy okazji zerkając, czy dostała już jakąś inną odpowiedź. Plusem rozmawiania z Jasem było to, że przynajmniej nikt, kto widział ich rozmawiających na promenadzie, nie zamierzał jej teraz zaczepiać, mając w głowie perspektywę, że mogła ona być znajomym z nieprzyjemnym Rattataki. Korzyści z takiej sytuacji Devina nie zamierzała jednak naginać, kierując się w stronę nieco wyższych poziomów, gdzie znajdowało się mieszkanie Anthami i gdzie czuła się trochę bardziej komfortowo.
 
Jenny jest offline  
Stary 10-11-2021, 12:51   #16
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Czy droidy śnią o elektrycznych banthach?


Udowodnij przed samym sobą, że jesteś odważny, prawdomówny i niesamolubny, a może któregoś dnia obudzisz się prawdziwym chłopcem! Obudź się Pinokio - Pinokio 1940

Czy maszyny śnią? Czy mogą odczuwać? Gdzie leży granica między inteligencją sztuczną, a wrodzoną? Czy można to jeszcze stwierdzić? Granica cały czas zaciera się coraz bardziej, powoli niczym erozja skał, lecz wciąż jest nieuniknione.

Co jeśli programowanie pozwala na wolną wolę? Emuluje uczucia? Co jeśli twórcy przeszczepią maszynom skórę? Co jeśli wyhodowany klon to tylko kolejne stadium rozwoju maszyn? Kopia z kopii. Ludzkie osobniki bawią się w bogów od lat, upodobnieni na czyjeś podobieństwo, dziś sami tworzą innych na swoje podobieństwo. Czasem jednak coś po prostu idzie nie … <cmd.tak.not.found>

TC-19 stał jak wryty na środku pomieszczenia wypełnionego osobnikami, których nie poznawał. Co prawda często stał tak w towarzystwie, niczym rekwizyt, zwykły przedmiot włączany w razie potrzeby, ale tym razem coś było nie tak… Otoczenie było jakieś inne, wręcz inscenizowane. Głośne i pełne osób jak targowisko na Courscant, ale oświetlone tak, że jego receptory nie były przyjąć takiej ilości światła. Przesłał do nich komendę żeby je przymknąć, żeby zmniejszyć filtr jasności jednak nic się nie wydarzyło.

-Tony! Twoja kwestia. Cięcie do cholery. Cięcie! Jak ja mam pracować w takich warunkach?

Człowiek o gęstej czarnej brodzie wykrzykiwał słowa, których droid nie rozumiał. Patrzył przy tym wprost na niego. Zirytowany brakiem jego reakcji, organiczny wstał z rozkładanego krzesełka z napisem “reżyser” i oddalił się rzucając przekleństwa pod nosem. Miał wrażenie, że cała uwaga skupia się na nim, nie lubił tego, dobry sługa powinien kroczyć w cieniu. Jakby tego było mało, jakimś dziwnym sposobem nie czuł się sobą.

Droid odwrócił metalową dłoń do środka i zaczął się jej przypatrywać. Poczuł napięcie elektryczne krążące przewodami zamontowanymi w jego dłoni. Czy jednak aby na pewno czuł właśnie to? Czemu pancerz pokrywający jego dłoń i resztę ciała, był złoty a nie srebrny? Czemu w głowie miał irytującą pustkę, jakby właśnie przeprowadzono mu restart systemu? Pustka ta zaczęła się nieśmiało zapełniać pod wpływem otaczającego go nowego świata. Nagle jakaś silna dłoń klepnęła go w pancerz aż droid przechylił się niebezpiecznie do przodu. Z trudem utrzymał równowagę nie lecąc na podłogę, czegoś co mogło być statkiem kosmicznym.

-No i super stary. Ledwo pamiętam te kwestie. Wiesz jak trudno nauczyć się tego sc-fakto.. sc-fictionowego bełkotu? Co ja tu w ogóle robię. Mówię wam ten film będzie klapą.

-Harrison mógłbyś przez chwilę pamiętać, że nie jesteś jedynym aktorem na planie? Nawet jeśli rzeczywiście grałeś w kilku telewizyjnych sitcomach to…

Kobiecie, której fryzura i ubiór przypominały książęce rody w niektórych cywilizowanych obszarach galaktyki, nie udało się dokończyć zdania.

Jej rozmówca; przystojny mężczyzna ok 30-stki, bujnych, kręconych włosach przerwał jej bez pardonu i trącił łokciem młodego blondyna w skromnych pustynnych szatach.

-Raaany. Kobiety! Co nie młody?

Ten tylko uśmiechnął się znacząco swoimi śnieżnobiałymi zębami i pokręcił głową. Najwyraźniej nie bardzo chciał uczestniczyć w tej rozmowie.

-Zaczynam rozumieć czemu pan Lucas obsadził was w roli kłócącej się pary.

-Nie gramy pary!


Mężczyzna w białej koszuli i narzuconej na niej kamizelce i kobieta w równie białej sukni odpowiedzieli jednocześnie, głośniej niż to było konieczne. Dla TC-19 jedyną znajomym elementem otoczenia był kosz na śmieci, którego brał za droida ładującego z serii GNK. Był zdezorientowany jak dziecko przebudzone w środku nocy, któremu ktoś każe uciekać z domu.

-Nie, ni… nie rozumiem. Co wy… co ja…

TC-19 padł na ziemię łapiąc się za metalową szyję. Bodźce, które do niego docierały, dźwięki, zapachy, smak własnej śliny w ustach, światła, niekontrolowane ciągi myśli napisane w niezrozumiałym dla niego języku programowania sprawiły, że droid uwięziony w ciele człowieka przebranego za droida ulegał hiperwentylacji.

Sam fakt, że mógł i musiał oddychać, był dla niego równie przeraźliwy, co dla większości żywych organizmów fakt, że nie mogły tego robić. Nad swoją głową słyszał kilka różnych głosów, głosów z których aż bił strach. Emocja, której doświadczał teraz na własnej skórze.

-Medyka! Medyka! Ten człowiek nie może oddychać!

-Niech ktoś mu zdejmie to żelastwo z głowy!

-O Boże…

-Sally jesteśmy od tego ubezpieczeni?


W końcu ktoś zdjął mu hełm z głowy, który opadł ciężko na podłogę. Z otwartych organicznych oczy laly się łzy. Wywrócił nimi do góry tak, że widoczne były jedynie białka. Słowa stawały się coraz bardziej odległe i niewyraźne. Otaczający go ludzie i plan zdjęciowy, zbudowane jedynie z linijek kodu powoli gasły w ciemnościach. Mikroświat skazany na zagładę.

Sen? Wspomnienie, które nigdy się nie wydarzyło. Zwykły błąd systemu przy standardowym procesie ładowania baterii życiowej. Nieistotna anomalia, która nie została zapisana przez żadne procesy operacyjne robota. Gdyby tylko wiedzieli…

00000000000000000000000000000000000000000000000000 0000000000000000000001



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=MkgR0SxmMKo[/MEDIA]
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline  
Stary 10-11-2021, 23:30   #17
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Droid podszedł niespiesznie do drzwi. Zamiast od razu wpuścić niezapowiedzianego gościa, wcisnął przycisk na interkomie pozwalający na rozmowę z kimkolwiek stał przy drzwiach. W innych okolicznościach byłby bardziej ufny, ale z wiadomych względów trzeba było zachować środki ostrożności. Obraz z kamery wskazywał na, wysportowaną kobietę średniego wzrostu ubraną w dość stonowane, wygodne ubranie. Zielony kolor skóry i tatuaże na ciele wskazywał na rasę Mirialan. Obraz z kamery nie był jednak na tyle wyraźny żeby z całą pewnością potwierdzić tożsamość przybyłej. TC-19 poznał kilku przedstawicieli tej rasy, więc to mógł być ktoś z nic, z całą pewnością w osobie tej było coś znajomego. Zapytał głosem bez emocji, który przekazywał dźwięk przez głośniki. Zapewne tak zachowałaby się większość organicznych, po tym gdy śmierć poniosłaby głowa ich domu.

-Dom Myrona Mordino. Z kim mam przyjemność i w czym mogę pomóc?

Kobieta sprawnie wyjęła odznakę i pokazała swój identyfikator do kamerki.
- Yoqsha Latyuo, Detektyw CSF z Działu Kryminalistyki, czy jest Pani Mordino? Musimy porozmawiać. - oznajmiła krótko.

-Oczywiście, oczywiście już otwieram Pani Detektyw.
Droid nacisnął klawisz interkomu, który zwalniał blokadę drzwi. Te otworzyły się natychmiast ze świstem pozwalając kobiecie na wejście.

-Witam Panią Latyuo. Miło znów Panią widzieć.

Tak naprawdę wcale nie było mu miło, ale zaprogramowano go do wypowiadania podobnych grzecznościowych formułek. W końcu dyplomacja miała być jego mocną stroną. Yoq uniosła odruchowo brew, nie zatrzymując się. Miała w głowie parę luźnych myśli, ale jak zawsze zachowała je dla siebie. Zresztą, liczyły się fakty.

-Pani Mordino czeka w salonie.
- dodał droid, a Yoq pokierowała swoje kroki w tamtym kierunku. Gdy miała już panią domu w zasięgu wzroku, skłoniła się lekko.

- Dobry wieczór - przywitała się grzecznie, aby zwrócić na siebie wstępną uwagę
- Nazywam się Yoqsha Latyuo, jestem z policji. Moim obowiązkiem jest poinformować panie o śmierci Myrona, choć zdaję sobie sprawę z tego, że już o tym wiecie. Dla dobra śledztwa niestety nie mogę udzielić więcej informacji. Moje kondolencje - kobieta zachowała spokój, patrząc na żonę i córkę Mordino.
- Niestety będę musiała zadać parę pytań, ale jeśli potrzebują panie chwilę czasu, zacznę od droida. Mniej w nim emocji - zasugerowała uprzejmie, nie obdarzając robota nawet spojrzeniem.

Vicky Mordino spojrzała na funkcjonariuszkę z jakąś mieszaniną zdziwienia i… czyżby wzgardą? Nejjy siedziała na kanapie ze wzrokiem wbitym w podłogę. W końcu przemówiła pani domu. Jej głos był słodki i usłużny:
- Niech pani robi, co pani uważa. To pani jest tu specjalistką. Tylko znajdźcie tego drania, który to zrobił, proszę - oczy zaszkliły się jej od łez, ale szybko otarła je dłonią.

-Oczywiście Pani Detektyw - oznajmił TC-17. - Jako uniżony sługa Domu Mordino służę wszelką pomocą w celu rozwiązania śledztwa oraz umilenia pobytu gościom do których Pani się przecież zalicza. Ha Ha - dodał sztucznie wymuszonym odgłosem śmiechu jakby opowiedział wspaniały żart nieświadom, że nie był to czas na żarty. Nie był pewny jak wpłynęła na kobietę śmierć jego pana, ale pamiętał o dobrych manierach.
-Wina? Ciepły napój? Obiad? Nożki nun powinny być już gotowe.

Droidy… Były powalone. A przynajmniej tak w tej chwili wydawało się Yoq.
- Przejdźmy do kuchni, napiję się kaffu - odpowiedziała TC-17 i przeszła z nim do innego pomieszczenia, zajmując miejsce siedzące. Po jej twarzy nie dało się wiele wyczytać.
- Kiedy ostatnio widziałeś Myrona? - zaczęła od razu.

Droid prowadził funkcjonariuszkę do kuchni, idąc niczym niezdarna bantha prowadzące swoje młode. Rozmawiał z nią nie odwracając się za siebie.

- Pan Myron odesłał mnie do domu po dzisiejszym spotkaniu rady sektora.

- Kto ostatnio odwiedzał Myrona?
- spytała szybko zasiadając na stołku barowym.

Dotarli do kuchni i droid zaczął parzyć kobiecie kafu, czyli popularny napój pobudzający organiczne osobniki. Droid odpowiedział kiedy maszyna mieliła świeże ziarna rośliny.

-Jak się dobrze zastanowić to Pan Myron w ostatnim czasie nie przyjmował gości tutaj w domu. Sporo pracował, więc w domu bywał dość rzadko. W biurze oczywiście przyjmował wielu gości. Odwiedzał go tam chyba każdy członek rady i to wielokrotnie, sporo osób, do tego delegacje obywateli, przede wszystkim z ras obcych. Poza budynkiem rady Mordino spotykał się z kilkoma bogatszymi obywatelami, m.in. z Panem Ghurem Baroletto, wiceprezesem Loco Inc, potężnego konsorcjum turystycznego tu na Courscant.

TC-19 podał Latyuo kubek z ciepłym, parującym płynem dość zadowolony z tego, że wciąż może komuś służyć. Podziękowała kiwnięciem głowy. kontynuowała.

- Jak się wtedy zachowywali?

- Moje czujniki nie zaobserwowały niczego niezwykłego w czyimkolwiek zachowaniu Pani Detektyw. Politycy albo się przed nimi płaszczyli albo wykłócali w spornych sprawach, rzucając wzajemnie groźby. To już chyba część tej pracy, zwykle to tylko puste słowa. Zwykli obywatele byli raczej ulegli, a zbyci obietnicami wychodzili w sumie zadowoleni. Baroletto i inni bogacze też kończyli spotkania z uśmiechami na twarzy.

"Uśmiech nie zawsze oznacza zadowolenie... Może ten droid nie odróżnia aż tak emocji?" - pomyślała.

- Czy w ostatnich dniach Myron zachowywał się bardziej nerwowo?

- Nie bardziej niż zwykle. Jeśli coś go gnębiło to nie byłem w stanie tego zauważyć. Powiedziałbym że jest mi przykro, ale moje programowanie nie pozwala mi poczuć tego uczucia. Nie czuję się winny gdyż wykonywałem rozkazy swojego Pana.

- Tylko swojego Pana?
- zaciekawiła się Yoq. Mimo wszystko wróciła do swoich standardowych pytań. Leciało właśnie jej ulubione.

-Nie rozumiem pytania. Służę całej rodzinie Mordino ze wskazaniem Pana Myrona. Chociaż w obecnej sytuacji... Wygląda na to, że wykonuję polecenia Pani Vicky.

- Czy jest coś o czym wiesz, ale nie możesz lub nie chcesz mi powiedzieć? Jeśli tak to dlaczego.

Robot spoglądał na kobietę przez dłuższą chwilę. Nie mógł mrugać, więc wytrzymałby każdy pojedynek spojrzeń. Przeszukiwał swoje bazy dany myśląc nad odpowiedzią. W końcu odrzekł:

-Nie wiem czy to ważne, ale Pan Mordino nie chciał żebym był obecny przy niektórych z jego wieczornych spotkań. Nalegał żeby nie zapisywać ich w rejestrze spotkań, a ja nie nalegałem. Dobry sługa wie żeby nie kwestionować rozkazów swojego Pana. Nawet jeśli to był błąd to znam swoją rolę w tym domu. - "Ma sens", pomyślała Detektyw.

- A pamiętasz może z kim były te spotkania?

-Tak jak wspominałem, Pan Myron nie chciał żebym był wtedy obecny. Niw wiem ile razy mam to powtarzać. Jeśli ma pani kłopoty z pamięcią to sugeruję robić notatki. Ha ha.

Specyficzne poczucie humoru robota znowu dała o sobie znać.

- Czy Myron często spotykał się poza biurem z osobami o złej, niepewnej lub wątpliwej reputacji? Słyszałeś lub widziałeś jak się z takowymi umawia lub słyszałeś jakaś jego rozmowę, która brzmiała jak coś nietypowo odstającego od jego legalnych zajęć?

- Czy często? Nie jestem pewny czy często, ale takie spotkania miały miejsce. Nie wszystkich kojarzę, zwykle mijałem tylko te osoby w korytarzu. Osoby spod ciemnej gwiazdy tacy jak nielegalni lichwiarze, przemytnicy, przywódcy lokalnych band, którzy aspirowali do bycia bossami, czasem także łowcy nagród. Myślę, że zaczęło się to wraz z porwaniem młodego panicza Mordino. Mogę przygotować listę, ale to trochę potrwa. Jeśli to ma znaczenie to w ostatnim czasie spotkań tych było jakby mniej.

- Chętnie zobaczę listę, przyjdę po nią osobiście - uśmiechnęła się życzliwie. Mimo to nie potrafiła zaufać nikomu. Miała wrażenie, że każdy coś ukrywa. Zawsze. Miała jednak jeszcze parę pytań

- Czy Myron ma wrogów? Znasz ich? Wiesz kim są?

- Jak każdy polityk, Pan Myron także ma ich wielu. To cena sukcesu, jak zwykł mawiać Pan Myron. Radni, którzy jak Tenvinc D'Onorffio, mają sprzeczne poglądy. Jest także Frerick Vissalen, który przegrał z Mordino ostatnie wybory. Chyba wciąż to przebolewa sądząc po jego medialnych wypowiedziach. Poza tym banda tych wandali, Buckallów, podejrzewających go o sympatyzywanie z ich zaprzysięgłymi wrogami, Rodzinami Podziemia. Są jeszcze Wolne Rasy, organizacja walcząca o prawa ras obcych, która wytykała mu niedotrzymanie obietnic wyborczych.


Miało to sens. Ciekawiło ją czy Droid mówi oczywiste formułki czy sam potrafił analizować i dochodzić do pewnych wniosków.

- Gdzie byłeś dziś wieczorem? Po co?

-Zawsze wracam do domu na piechotę. Uwielbiam wieczorne spacery! Mam podejrzenie, że myśli mi się lepiej podczas ruchu. Przed wyjściem z biura, Pan Mordino dał mi listę sprawunków. Odwiedziłem targowisko na niższych poziomie Courscant żeby zrobić potrzebne zakupy na kolację. Poza tym utrzymuję dom w czystości, archiwizuję nagrania z oficjalnych spotkań i wypełniam polecenie reszty rodziny. Ten robot ma ręce pełne roboty. Ha Ha
- kolejny suchy żart na przełamanie napięcia na pewno nie zaszkodził w ocenie droida. Dla Yoq brzmiało jak mydlenie oczu, strasznie rozmywał temat. Choć może faktycznie był tylko nudnym robotem-gosposią.

- Chciałabym też zbadać twój program aby dowiedzieć się czy zostałeś zabezpieczony przed mówieniem nieprawdy.


TC-19 poczuł coś w rodzaju złości. W jego obwodach aż zaiskrzyło, ale powstrzymał się tak bardzo jak mógł. Czy ta Mirialanka nie rozumiała, że to co mówiła było równoznaczne ze zgwałceniem jego umysłu?

-Jestem doprawdy zaskoczony, że proponuje Pani coś takiego! Wręcz oburzony! Powiedziałem, że jestem gotów na każdą pomoc, ale nie pozwolę traktować się jak trzeciorzędnego kryminalistę i dawać. Od lat służę rodzinie Mordino posiadając nienaganną opinie. Poza tym wiąże mnie tajemnica handlowa, która nie pozwala mi zdradzać sekretów swojego Pana co jest raczej oczywiste! Tajemnica ta obowiązuje mnie także po śmierci swojego właściciela do momentu zwolnienia mnie z jej przez jego spadkobierców, co oczywiście da się załatwić notarialnie po jego pogrzebie. Jednakże mogę już teraz zapewnić, że tajemnica ta nie obowiązuje w sprawach zagrożenia życia i śmierci, więc jeśli tylko Pani Mordino się zgodzi mogę współpracować z policją jeśli na coś się przydam.

- Żadne tajemnice nie obowiązują gdy prowadzone jest śledztwo. Uznam więc, że możliwe jest dopuszczenie mówienia nieprawdy. Gdyby było inaczej, nie sądzę, aby powstały takie problemy
- oznajmiła oschle pani detektyw i dopiła kawę.

- Póki co dziękuję. Jakbym miała więcej pytań to na pewno się zgłoszę. A gdybyś ty sobie coś przypomniał, to również zapraszam. Jestem milsza niż się wydaję
- podała droidowi swoją holowizytówkę

Musiała jeszcze udać się do pokoju, gdzie siedziała żona Myrona wraz z jego córką. Musiała zadać podobny zestaw pytań a potem pozbierać dane. Przy okazji nie omieszkała nie porozglądać się dookoła. Ale póki co...

- Muszę do łazienki, za dużo tego kaffu na dziś - oznajmiła grzecznie. Wiedziała, gdzie jest toaleta, więc po prostu tam właśnie poszła. Do tej co zawsze, czyli tej bliżej gabinetu Myrona. Zawsze tam chodziła, miała po prostu po drodze.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 25-11-2021 o 18:06.
Nami jest offline  
Stary 13-11-2021, 01:22   #18
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Garrus wlepił groźne spojrzenie w parę dupków.
- Miałem naprawdę paskudny dzień, lepiej zejdźcie mi z drogi bo źle to się to dla was skończy. A może mam szczęście i są za was jakieś nagrody?

- Słyszałeś, stary? Pan kolczatka miał zły dzień - powiedział kpiąco człowiek.

- On jeszcze nie wie co to jest zły dzień - zabulgotał w swoim języku Aqualish.

- Jak taki jesteś twardy to stawaj, obije ci mordę! - Garrus odrzucił resztki piwa na bok i wyciągnął pięści do przodu..

Pozostali również ruszyli na niego, ale chyba trochę już za dużo wypili bo ich ciosy nie były celne, Garrus odskoczył przed uderzeniem Aqualisha i przyjął na gardę lewy sierpowy ludzkiego napastnika, który jednak uchylił się też przed jego ciosem.

Kiedy kilka wymian ciosów nie przyniosło skutku, Garrus poczuł narastającą frustrację. Nic dzisiaj nie szło po jego myśli. Wyciągnął z kieszenie kombinezonu i błyskawicznie rozsunął elektryczną pałkę, której używał do obezwładniania celów. W końcu jednak nie stracił nad sobą kontroli na tyle by zabijać tych dupków.

Tamci widząc to wymienili szybkie spojrzenia i jednocześnie wyciągnęli zza pasów noże bojowe. Ludzki zbir zrobił to jednak za wolno i Zabracki łowca nagród zdążył przyłożyć mu palką w łeb. Przeciwnik tylko jęknął słabo, po czym przewrócił się nieprzytomny na ziemię. Garrus wyszczerzył się triumfalnie, ale moment w który nie był skupiony na drugim oprychu wystarczył aby tamten dźgnął go mocno nożem w lewe ramię, aż kombinezon został przebity i polała się krew.

Nastąpiła kolejna wymiana ciosów. Zabrak uskoczył na bok przed kolejnym ciosem noża ale jego pałka tylko musnęła Aqualisha, którego pancerz pochłonął rozbłysk paraliżującej energii.

- Dosyć tego tańca, już po tobie! - warknął Garrus, wyciągając tym razem bardziej śmiercionośną broń - wibromiecz. Widząc, to oprych sięgnął po ręczny blaster, odskakując do tyłu przed wściekłym pchnięciem łowcy nagród skierowanym prosto w jego brzuch. Zabrak zobaczył przez sobą błysk energii blastera i zachwiał sie, ale jego pancerz zaabsorbował również ten atak i tylko zatoczył się do tyłu od impetu strzału, wpadając prawie na ścianę. W tej sytuacji on też zdecydował się sięgnąć po blaster, strzelanie szło mu przecież nawet lepiej niż walka bronią białą. I faktycznie, od razu dobrze strzelił i Aqualish z okrzykiem bólu przewrócił się na ziemię, bron zaś wypadła z jego rąk. Podniósł ręce do góry w uniwersalnym geście poddania, skomląc coś żeby go nie zabijać.

Garrus uśmiechnął się paskudnie i wymierzył blaster w tego kretyna. Przez chwilę miał ochotę wystrzelić tak po prostu i go zabić. Jednak zdążył się zreflektować. Nie był przecież jakimś mordercą tylko łowcą nagród, a dwa trupy oznaczałyby problemy.

- No dobrze, zostaw mi swoją broń, zabieraj kumpla i spierdalajcie. Więcej mi się już nie pokazujcie na oczy. A naprawdę przypadkiem jakieś nagrody za was nie ma?
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 13-11-2021 o 01:30.
Lord Melkor jest offline  
Stary 17-11-2021, 18:21   #19
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację

- Nie będę się licytował o córkę - powiedział twardo Grull. - Zaliczkę dostanie pan wraz z informacjami o tych dwóch obszczymurach.

I to był właściwie koniec rozmowy. Kehill kiwnął głową na znak, że zrozumiał i czym prędzej opuścił basen. Z prawdziwą ulgą wytarł swoje ciało ręcznikiem i założył na nie suche ubranie. Opuszczenie "The Cube" nie zajęło mu więcej jak piętnaście minut.

Na spotkanie z Clave jednak i tak nie zdążył na czas, na co tamten zareagował dość nieprzyjemnie. Najpierw uporczywie odmawiał wpuszczenia go do swojego mieszkania, twierdząc że nie wie czy Kehill jest prawdziwym Kehillem. Ale to była tylko gra, Miraluka to wyczuł po głosie Kaleesha, który był kiepskim kłamcą. Potem zaś stroił miny i co róż wypominał detektywowi nie dość duże zaangażowanie, kiepską organizację i parę innych rzeczy. Była to jego zwykła litania, gdy gniewał się o coś jak dziecko. Lecz możliwość zarobienia kredytów, przegnała te humory.

Clave zgodził się wreszcie, po nie tak krótkiej i dość irytującej konwersacji, pomóc dawnemu kompanowi. Zażądał za to bagatela 1200 kredytów. Kehillowi i tak udało się zbić nieco cenę, bo początkowo chciał 1500. Co więcej Kaleesh zrezygnował z zaliczki i zgodził się otrzymać całą wypłatę po wykonaniu zadania. Na koniec był nawet na tyle uprzejmy, że żegnając Miralukę, powiedział:

- Garrusa nawet nie będę musiał szukać - najwyraźniej był z tego powodu bardzo zadowolony, bo nie potrafił zamknąć jadaczki. - Jest teraz łowcą nagród. Podobno często wpada do lokalu starego Nimo.


Devina szybko znalazła turbowindę, ale okazała się być wyłączona. Co ciekawe wyłączone były wszystkie turbowindy w tym pionie. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to w jednej z nich zginął Myron Mordino. Pewnie CSF wciąż dokonywało oględzin miejsca zbrodni i zablokowało wszystkie turbowindy, żeby im się tam nikt nie pałętał.

Twi'lekanka musiała więc poszukać innej drogi na górę. Na szczęście w tej dzielnicy sposobów na dostanie się na inny poziom nie brakowało. Szybko znalazła inną turbowindę i miała na tyle szczęścia, że nawet nie musiała na nią czekać, bo kabina akurat stała na tym poziomie. Z zadowoleniem weszła do środka i wybrała na klawiaturze odpowiedni numer. Drzwi miały się właśnie zasunąć, gdy usłyszała krzyk:

- Zaraz! Proszę poczekać!

Odruchowo zablokowała ręką drzwi i dała wsiąść chudemu Rodianinowi o zielonym kolorze skóry. Chłopak zdyszany po biegu podziękował grzecznie, a potem wbił wzrok w przezroczystą ścianę. Robił wrażenie zdenerwowanego. Dopiero po chwili zorientował się, że nie wybrał numeru poziomu. Devina zauważyła, że jest to poziom niższy niż ten, na który ona jechała.

Chłopak rzucał na nią ukradkowe spojrzenia. Dla Twi'lekanki nie było to nic nowego. Zawsze wzbudzała zainteresowanie osób płci przeciwnej, a czasami nawet jej własnej i to nie tylko swojego gatunku. Ale w zachowaniu chłopaka wyczuwała coś nietypowego.

Gdy zabrzmiał cichy dzwonek, a drzwi turbowindy otwarły się, chłopak jednym krokiem znalazł się przed Deviną, wcisnął jej w rękę kawałek papieru, po czym wybiegł na zewnątrz. Nim kobieta zdążyła zareagować drzwi zamknęły się, a kabina ruszyła w górę. Jeszcze przez chwilę widziała Rodianina lawirującego między ludźmi, lecz w końcu zniknął w tłumie. Twi'lekanka spojrzała na trzymaną w ręku, pogiętą kartkę. Napis głosił:

Nie tylko ludzie zamieszkują Coruscant.
Każde życie jest cenne, nasze również.
Wspomóż ruch WOLNE RASY w walce
o lepsze jutro.


Yoq wymknęła się do łazienki, gdzie jednak zamiast załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne, wolała rozejrzeć się po pomieszczeniu. Niestety nie znalazła tu niczego konkretnego. Pomieszczenie było w stanie idealnym, zapewne zasługa tego droida TC-19. Wszystko było czyste, pachnące, policjantka chciałaby żeby jej łazienka tak wyglądała. W szafkach znajdowało się tylko, to czego można się było spodziewać w tym pomieszczeniu. Przybory do golenia, szczoteczki do zębów, różne rodzaje mydła, kosmetyki... naprawdę dużo kosmetyków.

Korzystając z tego, że nikt na nią nie czatuje pod drzwiami, Mirialanka zawitała również do gabinetu nieboszczyka. Nie musiała nikogo pytać o drogę, pamiętała ją bardzo dobrze. Tutaj liczyła na większy łup. Przeglądając biurko zauważyła, że jedna szuflada jest pusta. Była ona wyścielona miękkim poszyciem, a na środku było prostokątne wgniecenie. Niewątpliwie ślad po trzymanym tu datapadzie. Czy Myron miał go przy sobie w chwili śmierci? A może ktoś ukradł go z szuflady?

Niestety nie udało jej się znaleźć niczego interesującego. Zgrała tylko na swojego datapada listę połączeń z komunikatora, który stał na biurku, po czym opuściła pomieszczenie. Później na spokojnie ją sprawdzi.

W salonie zastała tych, którzy w nim byli, gdy go opuszczała. Obu paniom Mordino towarzyszył również TC-19. Na drugi ogień Yoq wybrała Vicky. Ją również wyprowadziła do kuchni, by móc z nią porozmawiać w cztery oczy. Wdowa po zamordowanym nie okazała się jednak zbyt pomocna, choć najwyraźniej starała się jak mogła, a przynajmniej starała się robić takie wrażenie. Nie interesowały ją sprawy zawodowe męża, wiedziała jedynie, że Myron nie przyjmował nikogo w domu w ostatnim czasie, a przynajmniej nie, gdy ona w nim była. Ostatnio widziała go dziś rano, gdy wychodził z TC-19 do pracy.

Jeszcze mniej informacji Yoq uzyskała od Nejjy, która odpowiadała zdawkowo, a gdy mogła po prostu kręciła lub potakiwała głową. Ojca widziała po raz ostatni wczoraj wieczorem podczas kolacji. Policjantka szybko zorientowała się, że dziewczyna raczej rzadko opuszcza swój pokój, najwyraźniej głównie w celu zjedzenia czegoś i chyba te momenty były jej jedynymi kontaktami z resztą rodziny, a przynajmniej zdecydowaną większością.

Tymczasem TC-19 czekał grzecznie w salonie, najpierw z Nejjy, która nadal siedziała ze wzrokiem wbitym w podłogę, oczekując na swoje przesłuchanie. Zaproponował jej coś ciepłego do picia, ale dziewczyna nie odpowiedziała. Potem dotrzymywał kompanii Vicky, która dla odmiany trajkotała jak oszalała. Nie mówiła jednak nic konkretnego, ot zwykła ludzka mieszanina pretensji i żalu, może odrobiny obawy o przyszłość.

Wtedy też droid usłyszał, że drzwi do apartamentu otwierają się. Pośpieszył więc do nich czym prędzej i ujrzał Durona, który wieszał płaszcz na haku na ścianie.

- Paniczu... - zaczął TC-19, ale mężczyzna wyminął go, opierając jedynie dłoń na jego ramieniu na znak, że niczego od niego nie chce.

Gdy wszedł do salonu, z droidem drepczącym za nim, Vicky rzuciła mu się na szyję. W tej właśnie chwili Yoq i Nejjy wróciły z kuchni. Duron wyglądał na zaskoczonego i dopiero po chwili wahania zdecydował się objąć macochę, ale tylko jedną ręką.

- Słyszałeś? - spytała tamta płaczliwym głosem.

- Słyszałem - odpowiedział spokojnie. - Gdzie Nejjy?

Nie musiał jednak czekać na odpowiedź, bo w tej właśnie chwili jego wzrok padł na młodszą siostrę. Wyrwał się z objęć Vicky i ruszył w stronę siostry, ale wtedy zobaczył, że obok niej stoi Yoq. Zatrzymał się w miejscu, jak rażony piorunem.

Był taki, jakim go zapamiętała. Wysoki, dobrze zbudowany, z kwadratową szczęką. Z krótko przystrzyżonymi, czarnymi włosami mógł uchodzić nawet za wojskowego. Postawę miał idealną. Stał wyprostowany jak na apelu czy innej musztrze.

- Ty? - spytał oschle, patrząc na Mirialankę. - Ze wszystkich detektywów na Coruscant?

Najwyraźniej jego stosunek do niej również się nie zmienił.




Bywalcy baru tak szybko jak zainteresowali się bójką Garrusa z dwójką pieniaczy, tak i stracili zainteresowanie całym zajściem, wracając do drinków niemal w tym samym momencie, gdy Aqualish odkładał na ziemię swój blaster. Znów rozbrzmiała muzyka, która przycichła na czas walki, a wokół podniósł się gwar rozmów.

Zabrak sięgnął po swoją szklankę, tylko po to by odkryć, że w międzyczasie ktoś mu ją podprowadził, podobnie zresztą jak szklanki dwójki idiotów, którym właśnie dołożył. Czy był to jednak chciwy barman, czy też ktoś, kto skorzystał z okazji, a nie miał nic przeciwko dopijaniu po kimś, Garrus nie wiedział.

- Niezłe przedstawienie - Zabrak usłyszał głos z lewej strony.

Należał on to Toydarianina, który unosił się na swoich małych, ale nadzwyczaj sprawnych, gadzich skrzydełkach, na tyle wysoko, by móc zrównać się wzrokiem z Garrusem.

- Pozwól, że postawię ci coś do picia. Cyngiel do wynajęcia czy łowca nagród? - spytał nagle. - Zresztą to chyba żadna różnica, co?
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col


Ostatnio edytowane przez Col Frost : 18-11-2021 o 09:00. Powód: literówki
Col Frost jest offline  
Stary 26-11-2021, 11:38   #20
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

Zabrak obrzucił Toydarianina nieufnym spojrzeniem.

-Łowca nagród. I tak, jest różnica, bo trzymam się pewnych zasad. Ale piwo możesz mi postawić jak chcesz, jestem Garrus.

Toydarianin machnął na barmana i po chwili przed Zabrakiem stał kufel zimnego piwa.

- To kiepsko - stwierdził hojny natręt. - Zasady tylko cię hamują, wiesz?

- No może…. ale jakieś trzeba mieć. Ja staram się mieć własne. - Garrus odprężył się i wziął łyk piwa.

- Miałbyś dla mnie jakąś propozycję? - postanowił przejść do rzeczy.

- Dla twoich zdolności, być może. Dla twoich zasad, nie - Toydarianin wzruszył ramionami.

- A skąd wiesz jakie mam zasady? - mruknął z irytacją Garrus.

- Jak ktoś sobie zasłużył, to mogę się nim zająć.

- Nie zawsze dostajesz zlecenia na tych złych, młody. Powiedziałem, co miałem do powiedzenia, daj sobie spokój. Mam nadzieję, że piwko smakuje.

- No, piwo po mordobiciu zawsze smakuje. - przyznał nieco skonfundowany Zabrak. Tamten planował chyba jakieś zwykłe morderstwo. Może lepiej żeby się w to nie mieszał. Nie zawsze działał zgodnie z prawem ale zabijać bezbronnych nie lubił.
- Zawsze możesz zatrudnić tamtych dwóch…mogę ci ich broń odsprzedać - wyszczerzył się.

- Widzę, że przynajmniej humor masz jak należy - Toydarianin uśmiechnął się. - Gdybyś kiedyś zmienił zdanie co do tych zasad, wpadnij mnie odwiedzić. Nyjo będzie wiedział gdzie mnie szukać. Zgadza się, Nyjo? - rzucił w stronę barmana.

- Tak jest, szefie - odpowiedział tamten znudzonym tonem, nawet nie zaszczycając pracodawcy spojrzeniem.

- Trzymaj się - Toydarianin odwrócił się i powoli odleciał w głąb sali.

-Ty również, dziękuję za kolejkę…. - wzruszył ramionami Garrus. Tamten był ewidentnie podejrzanym typem ale w sumie postawił mu piwo za nic więc mógł przynajmniej podziękować.
Zasady… na ile faktycznie je miał? Odkąd jego rodzina, niegdyś uczciwi przedsiębiorcy, przybyła na Coruscant, miał wrażenie że coraz bardziej się stacza, podobnie jak jego młodsza siostra którą przecież powinien się opiekować. Zaczął coraz bardziej lubić zawód łowcy nagród i związaną z nim adrenalinę, mimo tego że rodzice nie tak go wychowali….. ale jakoś nie mógł sobie znaleźć innego zajęcia i znosić jak traktowano go z góry jako emigranta z Zewnętrznych Rubieży. Tutaj przynajmniej był sam sobie szefem…
No i musiał przyznać, że skopanie tyłków tamtym dwóm dupkom poprawiło mu parszywy wcześniej nastrój.
- Daj coś mocniejszego - rzucił do barmana. Jutro pomyśli co dalej, a dzisiaj się po prostu napije i odpocznie...
- Tamten Toydarianin to twój znajomy? - zapytał się Nyjo, którego trochę już poznał.

- To mój szef - odpowiedział barman ponurym tonem, jednocześnie stawiając na blacie kieliszek i nalewając “pięćdziesiątkę” przezroczystej, zabarwionej na błękitno, cieczy. Najwyraźniej, wbrew temu co mówiono o jego zawodzie, nie należał to specjalnie gadatliwych.
- Zgaduje że ten bar nie jest jego jedynym biznesem? - Kontynuował konwersację Zabrak, próbując trunku. Barman w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami.

Garrus stwierdził, że ma dość wrażeń na jeden dzien. Postanowił, że jeszcze wypije parę kolejek, a potem wróci się wyspać do swojego mieszkania. Jutro pomyśli co dalej i jak znaleźć jakąś odpowiednią robotę.
 
Lord Melkor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172