Śluza tendera, 16.08.2181, 00:15
Wnętrze śluzy okazało się dość obszerne, aby mógł w niej stać jednocześnie tuzin ludzi w skafandrach przemysłowych. Elenor wyłączył napęd dysz kombinezonu, przyczepił się magnetycznymi płytkami ochraniaczy do masywnej framugi wewnętrznego włazu i zajrzał do środka zaopatrzeniowca świecąc przez grubą pancerną szybę okienka obserwacyjnego swoją zamocowaną na kasku latarką. Promień światła wyłowił z ciemności przestrzeń rozległego korytarza, kompozytowe wsporniki, nieco unoszących się w próżni śmieci, narzędzi, innych elementów wyposażenia.
Lecz wbrew obawom inżyniera jego błyszczące za pokrywą kasku oczy nie natrafiły nigdzie na ślad martwych ludzi.
- Generatory sztucznej grawitacji nie działają, przynajmniej w obrębie tego podpokładu - rzucił do radia odwracając się w miejscu i przywierając plecami do wewnętrznego włazu spojrzał w stronę odległego o dwadzieścia metrów lądownika.
Trzy pierwsze kształty sunęły w jego kierunku wzdłuż wykonanej z tytanowych splotów linki, wprawione w ruch za pomocą elektrycznych robotów napędowych wielkości męskiej dłoni, założonych na linkę przez nadzorującą proces abordażu kapitan Williamson. Knight potrzebował chwili, aby rozpoznać jako pierwszego w szyku Theodora Solberga, następnie jadącego w ślad za audytorem doktora Griffitha i skrępowanego taśmą izolacyjną Purcella, sprawiającego wrażenie groteskowego kosmicznego baleronu o człekokształtnej formie.
- Pasażerowie w drodze - odpowiedziała poprzez radio Chloe - Zawieszam skrzynię narzędziową, pojadę po niej. Status?
- Bez zmian - Elenor zrobił kilka kroków w stronę zewnętrznego wejścia do śluzy, odruchowo sprawdzając poprawność zapięcia karabińczyka, którym asekurował się przez cały czas pobytu na kadłubie
Bleinerta - Żeby otworzyć wewnętrzną śluzę, wystarczy podpiąć do niej generator, ma ciągle osiemdziesiąt procent mocy.
- Atmosfera? - w eterze odezwał się nieco spłoszonym tonem Francis - Zdatna do oddychania bez skafandra?
- Brak danych - odparł inżynier - Będziemy mieć pewność po wejściu do środka.
Solberg wjechał do wnętrza śluzy, zakołysał się na swoim karabińczyku, popłynął niezgrabnie w bok robiąc miejsce dla Griffitha.
- Kurwa, ludzie, wy naprawdę chcecie mnie tak trzymać związanego? - zaczął narzekać gotowiący się do lądowania Purcell - Przecież przy zerowej grawitacji ktoś będzie mnie musiał cały czas holować! Mogę się zgodzić na panią kapitan, ale reszta nawet niech nie myśli o tym, żeby mnie macać…
- Cicho bądź! - sarknął poruszający się z oczywistym brakiem wprawy Solberg, trzymający wojskowego za rękaw kombinezonu i próbujący ustawić go w narożniku śluzy. Knight obserwował poczynania obu korporacyjnych pasażerów dochodząc do wniosku, że chwilowo jego pomoc nie jest mu potrzebna.
- Pani kapitan? - odezwał się zmieniwszy wpierw częstotliwość na kanał łączący go bezpośrednio z Williamson - Musimy coś uzgodnić.