Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-05-2009, 13:53   #101
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ów "robot" im dłużej się przeistaczał po prostu w jakąś dziwną rasę, tym mniej na dobrą sprawę stawał się fascynujący. Oczywiście, był nieziemsko dziwny, ale dziwny to był i Vorox. Miał wiedzę, ale każdy by miał wiedzę żyjąc dostatecznie długo. Nie wydawał się jednak mieć w sobie zwykłych mechanizmów, które by można było obejrzeć i przenieść do innego modelu. W końcu Dinks jeszcze w ich poprzednim statku również był całkiem dobrym robotem. Amx zostawił gadanie innym, teraz chyba głównie Valentine, po czym skierował się gdzieś indziej, w poszukiwaniu owej technologii. Pociągnął za sobą Voroxa, zawsze to jakaś pomoc.

Poszukiwania nie okazały się ani długie, ani trudne. W zasadzie kończyły się tam, gdzie miały się skończyć. Kilka solidnych generatorów ustawiono na metalowych podporach i otoczono zwykłym plexi. Rot podszedł do nich, przyglądając się uważnie. Samo to diabelstwo wyglądało diablo skomplikowanie, ale był też na szczęście komputer z dokumentacją. Amx szybko przejrzał najważniejsze jej fragmenty i zwrócił do Bru.
-Trzeba to przenieść na pokład. Chętnie bym pomógł, ale sam wiesz.
Spojrzał na swoje ranne ramię.
-Cóż, tak czy inaczej będzie konieczność przebywania na trzecim pokładzie, cokolwiek tam jest lub było. Pole siłowe musi być naprawione a ta aparatura do niego jest podłączana. Poradzisz sobie czy zawołać pozostałych?
Uśmiechnął się do voroxa. Obcy dawał radę sam, toteż Rot wrócił do przeglądania informacji. Znalazł tu kod starego kuriera Decadosów, za który będą mogli się podać, jeśli oczywiście to wszystko zadziała jak trzeba. Były tu też opisy innych badań i wszystkiego czego mu było trzeba. Podłączył to wszystko do urządzenia na swoim pasie, zgrywając do własnej bazy danych, którą potem umieści w pokładowym komputerze.

Nie znajdując tu już nic ciekawego, wrócił na górę. Generatory były przeniesione na pokład, ale Amx jeszcze zastanawiał się nad innymi rzeczami. Przyciąganie przeszkadzało, owszem, ale na statku można było to zniwelować. Odnalazł więc Andi i poprosił pozostałych o dołączenie.
-To jest dobre miejsce, by dokonać napraw statku i podłączyć to nowe urządzenie. Przed odlotem chciałbym wyjąć części z tutejszego komputera i zabrać wszystko co może się przydać. Dodatkowo możemy rozkręcić i przenieść na statek oba działka obronne. Ale to dopiero jak skończę. Potrzebny mi ktoś do pomocy.
Rozejrzał się szukając chętnych. Najlepszy byłby Mesto lub Duncan, może nie znali się na technice, ale znali się na niej na pewno znacznie lepiej od voroxa. Na trzeci pokład jednak i tak trzeba było wejść, więc skierował się tam, biorąc ze sobą Dinksa i narzędzia. Czekało go ładnych kilka godzin roboty.
 
Sekal jest offline  
Stary 31-05-2009, 15:42   #102
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Sytuacja z minuty na minutę przestawała się podobać Duncanowi. Widział golemy raz w życiu pracujące w fabryce Inżynierów, co było dla niego dość traumatycznym przeżyciem. Ale tamte nie próbowały przynajmniej udawać ludzi. Co to, do cholery, ma znaczyć "Jest w tobie wiele żalu i nienawiści?". Golem powinien mówić coś w stylu "Rozpoczynam sekwencję przenoszenia skrzynki.", używać "potwierdzam", zamiast "tak", bzyczeć przerażająco serwomotorami i od czasu do czasu sypnąć iskrą. To właśnie robiły zarówno w przedstawieniach teatralnych, jak i teatrzykach kukiełkowych dla dzieci. Ten zaś nawet ani razu nie powiedział "skanuję okolicę".

Trzeba było wziąć klucze i czym prędzej opuścić bazę. Na pewno nie gadać z tym czymś, jakby było człowiekiem. A jeszcze wpuszczać go na statek? Szaleństwo! Przerażony Duncan zdążył tylko wykrztusić "Zaraz, przecież...", zanim uświadomił sobie, że stwór słucha. Zamknął się więc i tylko zerknął na istotę spode łba.

- Kiedy pomożecie Amxowi wartoby rozejrzeć się po bazie i poszukać jakiegos pojazdu naziemnego. Będzie można pojechać do tego statku, nadającego sygnał SOS i sprawdzić co sie dzieje - powiedziała jeszcze Andiomene.

Duncan wcale nie był pewien, czy chce się rozglądać po bazie - na wypadek, jakby czaiło się tu więcej takich robotów. Do robót przy statku zabrał się jednak z ochotą, woląc w tym miejscu dłużej nie przebywać. Nie znał się wprawdzie za bardzo na bardziej skomplikowanej, ale to chyba nie było takie trudne. Wiedział, jak obsługiwać śrubokręt i że jeśli śrubka ma dwa krzyżujące się rowki, to trzeba stosować inną końcówkę. Orientował się też, do czego służy spawarka. Reszta, to właściwie szczegóły.

Kiedy w końcu zabierze się do przeszukiwania tej bazy, już wiedział, czego konkretnie będzie szukał. Broni. Byle jak najcięższej. Wyrzutnie rakiet i granaty to było coś, czego potrzebował. Karabiny przeciwpancerne również by się przydały, chociaż ich użycie nie było najlepszym pomysłem na statku. I broń EMP, chociaż tą znał właściwie tylko z opowieści. Cokolwiek, co jest w stanie wyłączyć piekielną machinę, gdyby wpadła w szał.
 
Gantolandon jest offline  
Stary 01-06-2009, 18:36   #103
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Mesto od momentu poznania owego dziwnego golema, zaczął się sam zachowywać co najmniej dziwnie. Po pierwsze nie spuszczał celownika głowy golema, czego ten zdawał się nie zauważać, po drugie nie powiedział ani słowa. Choć uważał, jak się okazało słusznie, że maszyna może być pomocna, to jego obawy w stosunku do niej rosły z każda chwilą.
Uznał jednak, że po pierwsze nie mają wyposażenia, żeby z tym walczyć. Pewnie Amx by wiedział gdzie strzelać, żeby to wyłączyć, Mesto nie wiedział, wybrał więc głowę. Rozważał okolice klatki piersiowej, jako miejsca najbardziej optymalnego dla układu sterowania, ale ostatecznie uznał, że strzał w głowę będzie lepszym pomysłem.
Po chwili pani kapitan zaprowadziła maszynę do ich statku, aby pomogła czytać znaki na trzecim pokładzie. Gdy maszyna kończyła, opowiedziała o dzienniku jakoby zapisanym na ścianach statku. Szkoda, że Amxa nie było z nimi, mogli by przez zobaczyć co robił golem.

Kiedy Pani kapitan zaprowadziło golema do środka, a Bru rozpoczął znoszenie jakichś części do statku, Mesto podszedł do pani kapitan i powiedział.
- Nie ufaj tej maszynie, ona niema duszy, im dłużej z nami przebywa tym bardziej, wydaje mi się złe. Golemy niepowinny być takie, on za bardzo chce przypominać człowieka, a ludzie są zdolni do wszystkiego. -
- Zupełnie mu nie ufam, ale spróbuj powiedzieć komuś, kto nazwał sam siebie niszczycielem, że nie jesteśmy zainteresowani jego towarzystwem - Andiomene mówiąc te słowa wyglądała na poważnie zaniepokojoną. -
- Więc zapewne zdajesz sobie sprawę, że jeśli wylecimy poza atmosferę, to jemu wystarczy przedziurawić kadłub, aby pozbyć się nas wszystkich. A na tą chwilę nie mamy czym z nim walczyć. Choć wygląda, na takiego co ledwo żyje, to on się nie męczy, więc dobrze to udaje. Wolałbym znowu walczyć symbiontami niż z takim golemem. - Przez twarz Mesta przeszedł ponury grymas. - Nie powinniśmy się w każdym razie rozdzielać. -
- Zaryzykuję prędzej swoje bezpieczeństwo niż wszystkich - wzruszyła ramionami - wiem, że chcecie sprawdzić ten sygnał, a statkiem tam nie polecimy. Nie zostawię go też samego na statku. Obawiam się, ze nie ma lepszego wyjścia. -
- Nie wiemy jeszcze czy znajdziemy tu jakiś środek transportu. Ale jeśli tak, to mam pewien pomysł. - Mesto ściszył głos do szeptu, a przy tym zaczął tupać w miejscu, - Jeśli namówimy go aby pojechał z nami, to może uda się go tam zostać i odlecieć zanim wróci do bazy. - powiedział to praktycznie na jednym tchu. - Pójdę poszukać w tej bazie jakiegoś pojazdu, i może broni. Choć jeśli ja byłbym na jego miejscu, to zostawiłbym tylko taką broń, która by mi nie zagrażała. -
- Dobrze. Jeśli uda sie to przeprowadzić... Wolałabym się go pozbyć, nawet gdyby jego wiedza i on sam okazały się bezcenne. -


Mając potwierdzenie od Andiomene wyszedł ze statku, aby poszukać jakiegoś pojazdu. Zobaczył Duncana i Bru przygotowującego się do pomocy Amxowi, podszedł do nich i szeptem streścił rozmowę z panią kapitan. Na koniec dodał.
- Przydał by mi się ktoś, przy badaniu tego kompleksu, ktoś na ochotnika? -
 
deMaus jest offline  
Stary 01-06-2009, 18:55   #104
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Prace szły w zaskakująco szybkim tempie. Oddział pomocników, złożony z Duncana, Mesta i Bruggbuhra, pod czujnym okiem Amxa, w zaledwie 20 godzin zdążył wybebeszyć połowę systemów statku i zintegrować je z nową, eksperymentalną zabawką. W tym czasie komputer cztery razy wykrył ogromny pobór mocy z reaktora. Jeden raz był waszą zasługą - system maskujący pożerał niesamowite ilości energii - lecz trzech pozostałych nie byliście pewni. Naturalnie mieliście dość zgodne podejrzenia. Szkoda tylko, że nie dało się ich sprawdzić, bez wyważania masywnych drzwi kajuty gościa. Na nawoływania nie reagował...

Wymontowane działa wyglądały dość imponująco, jednak ich instalacja jako broni pokładowej wymagałaby wiercenia w ceramstalowym kadłubie, a do tego zdecydowanie brakowało wam sprzętu. Postanowiliście więc wykorzystać pozostałe wam w ładowniach miejsce i zabrać je ze sobą. By ich użyć, teoretycznie starczyło je rozstawić i podłączyć do reaktora Roriana albo innego źródła zasilania. Może kiedyś przydadzą się jako stacjonarny zestaw obronny wokół statku? Nawet jeśli nie, to na pewno były sporo warte.


Wybebeszony komputer bazy, zapewnił wam trochę darmowych kości pamięci i dość nowoczesne podzespoły czujników, których instalacja wymagałaby jednak przeróbek w głównym komputerze. A teraz nie było na to ani czasu, ani sprzętu. Wylądowały więc w ładowni, obok wymontowanych już dział.

W końcu nadszedł czas, by wyjść na powierzchnię i zwiedzić pobliski kompleks produkcyjny. Po paru minutach marszu przez rdzawe pustkowie, powitały was znane wam już ogromne kominy i jałowe, przeplatane masywnymi rurami, ściany fabryki. Tutejsza gwiazda akurat kryła się za horyzontem, otulając cały krajobraz smutnym, szaro-rdzawym mrokiem. Włączyliście latarki i ruszyliście przez siebie. Jedna rzecz stała się jasna, już po wkroczeniu do pierwszej hali - czas nie obszedł się z nimi łaskawie. Wszędzie dostrzec się dało stosy gruzu, nawianego z pustkowi pyłu i połamanych, poskręcanych rusztowań. Wkrótce usłyszeliście też zwierzęce piski i ujrzeliście podążające za wami cienie. Amen'ta - pokładowe szczury - zaraza Znanych Światów. Parę dni temu widzieliście ich małe, wysuszone truchła na trzecim pokładzie. Jednak te wydawały się w pełni zdrowe. No i były wielkości sporego psa. Ich czerwone ślepia podążały za wami z ukrycia, gdy przedzieraliście się przez dalsze fabryczne zawaliska.

Na atak nie trzeba było długo czekać. Nagle, jedna z pobliskich ścian nośnych, z głośnym rykiem złamała się w połowie i runęła prosto na waszą grupę. W ostatnim momencie odskoczyliście i padliście w pobliskie rumowisko. Okazało się jednak, że one tylko na to czekały. W jednym momencie, zabłysły wokół was dziesiątki czerwonych ślepi. W powietrzu rozbrzmiał zwielokrotniony pisk dzikich gardeł i morze gryzoni wylało się ze wszystkich pobliskich szczelin, pędząc w waszą stronę. Były głodne. Ale nigdy wcześniej nie spotkały głodnego voroksa. Gdy w powietrzu rozbrzmiał bojowy ryk Bruggbuhra, było dla nich już za późno. Rozpędzony Bru wpadł w nich niczym rozszalały huragan. Cztery potężne łapy i uzębiony pysk, rozerwały pierwszą falę, nim szczury zdążyły nawet pojąć, że role się odwróciły i z łowców nagle stały się ofiarami. I właśnie wtedy z pobliskich ścian wypadły następne chmary...
Po paru ciągnących się w nieskończoność minutach walki, padliście wycieńczeni na kolana. Resztki szczurów wycofały się, pozostawiając swoich rozerwanych i rozstrzelanych kuzynów na polu walki. Byliście jednak pewni, że po nich wrócą. Były głodne... Wasze ciała mimo zwycięstwa nie wyglądały najlepiej. Ręce i nogi zdobiły liczne rany po ukąszeniach ostrych, brudnych ząbków. Na szczęście, nie wydawały się jednak głębokie. Hangar, według znalezionego na ścianie rozkładu, był już niedaleko.

Pierwszym znaleziskiem był mały, dwuosobowy pojazd pustynny. Niestety cały jego wał napędowy uległ zniszczeniu, gdy w pomieszczeniu zawalił się dach. Kontynuowaliście więc podróż, aż dotarliście do wielkiego hangaru. Na końcu niego dostrzegliście masywny, skryty w cieniu kształt. Zwróciliście w tamtą stronę snopy światła i kąciki waszych ust automatycznie poszły w górę.

Osiem godzin później, pędziliście już po rdzawym pustkowiu, zostawiając za sobą olbrzymie chmury kurzu...


Pojazd wręcz idealnie nadawał się do trudnego terenu rdzawych pustkowi. Parł przed siebie z równą prędkością, mimo wszelkich przeszkód i nierówności powierzchni, zapewniając jednocześnie świetny widok z wysoko umiejscowionej platformy obserwacyjnej. Gdy byliście już stosunkowo blisko, zwolniliście, by hałas i chmury kurzu nie zdradziły waszej pozycji. Droga zajęła wam niecałe pięć godzin.

Na miejscu dojrzeliście ogromny, rozbity frachtowiec. Z obserwacji wynikało, że miał co najmniej 7 pokładów i koło pięciuset metrów długości. Z oddali dostrzegliście też wyrytą na kadłubie statku nazwę - "Czarna Gwiazda". Gwiazdolot spoczywał na końcu szerokiego koryta, wyrytego przy awaryjnym lądowaniu. Cała pierwsza sekcja zakopana była głęboko w zboczu pobliskiego wzniesienia. Szczątki odpryśniętego poszycia, pokrywały teren w promieniu setek metrów od miejsca upadku. Lądowanie chyba nie było zbyt delikatne... Po dokładniejszej obserwacji, doszliście do wniosku, że nigdzie w pobliżu nie widać było żadnych śladów ludzi. Istniała jednak teoretycznie możliwość, że część załogi przeżyła, bo sama konstrukcja statku wydawała się nietknięta.

*********

Znajdujący się w części dziobowej właz, bez żadnych problemów uległ matematycznej magii Amxa. Obite i lekko wgięte przez uderzenie drzwi, rozsunęły się z cichym sykiem, wypuszczając kłęby dusznego, zatęchłego powietrza. Długi, ciemny korytarz, rozświetlany był tylko częścią, zawieszonych na suficie, migoczących słabo świetlówek. Jedynym słyszalnym dźwiękiem był powolny, nierównomierny szelest wentylatorów uszkodzonego systemu podtrzymywania życia. Pompowały powietrze leniwie, zacinając się albo cofając w środku cyklu obrotu. Latarki przymocowane do waszych broni ostrożnie wdzierały się w mrok zakamarków zranionego statku. Pierwsza napotkana konsola zdawała się działać w trybie awaryjnym i na resztkach zasilania. Starczyło to jednak, by ukazać prosty plan pokładów i przeznaczenie jednostki - "Statek logistyczno więzienny". Znając już drogę do mostka, podjęliście ostrożnie wędrówkę, idąc w zwartym, ćwiczonym od lat szyku, z bronią gotową do strzału. Cienie rzucane przez snopy światła, zniekształcały otaczającą was rzeczywistość, deformując w niepokojący sposób napotkane pomieszczenia i ich wyposażenie. Najbardziej podejrzany był jednak brak załogi i ich ciał. Statek wydawał się opuszczony.

Ogromna sala kokpitu giganta, również świeciła pustkami. Jedynym oświetleniem były tutaj migające nierównomiernie czerwone światła awaryjne. Zalewały pomieszczenie upiornym, odmieniającym kolory mrokiem. Włączone wyświetlacze na okrągło pokazywały tylko rozległe raporty uszkodzeń i błędów. Jeden z nich nadzorował transmisję, powtarzającego się od dni sygnału SOS. Według raportu, włączył się sam po uderzeniu i dziesięciu godzinach następującej po nim bezczynności załogi. Proste przekierowanie, pozostałej w reaktorach mocy, pozwoliło odczytać ostatnie zapisy z dziennika pokładowego. Według nich, dwa lata temu statek, z powodu awarii, zboczył z kursu i minął gwiezdne wrota, pogrążając się w mroku kosmicznej otchłani. Dalsze zapisy to tylko liczne błędy odczytów czujników zewnętrznych i wewnętrznych, świadczące o rozległych awariach całego statku.

Gdy ściągnęliście już wszystkie dostępne dane do podręcznych kości pamięci, postanowiliście ruszyć dalej, do ambulatorium, które według planów zdawało się być niedaleko, zaledwie dwa poziomy niżej. W wyczulone nozdrza Bruggbuhra niespodziewanie uderzył odór śmierci i rozkładu. Sierść na jego karku zjeżyła się, a kły obnażyły. Reszta drużyny, widząc jego reakcje, zacisnęła palce kurczowo na broni. Po chwili, snopy światła uchwyciły pierwsze ciała rozszarpanych ludzi.


Krew zadawała się być wszędzie. Na ścianach, suficie i podłodze. Rozsmarowana była na całej długości korytarza, nawet wiele metrów od wleczonych zapewne zwłok. Albo stabilizatory inercji na statku zawiodły i kosmiczne przyspieszenie rozgniotło znajdujących się w nim ludzi po ścianach albo zdarzyło się tu coś bardzo złego...

Wkrótce zobaczyliście przed sobą lekko rozwarte drzwi do ambulatorium. Pobliski panel kontrolny wydawał się rozbity. Pokrywał go imponujący kleks krwi i cielistej, różowo-czarnej mazi. W środku ambulatorium coś się poruszyło. Jakiś przygarbiony kształt przemknął w cieniu, kryjąc się w drugim, łączącym się z pomieszczeniem, korytarzu. Ostrożnie rozejrzeliście się po wnętrzu.


Odór śmierci był tutaj nie do zniesienia. Coś zaatakowało śpiących albo martwych już chorych, rozerwało ich ciała i rozwłóczyło je po całym pomieszczeniu. Przez chwilę patrzyliście na ten obraz z chorą fascynacją. Po paru uderzeniach serca, zebraliście się jednak i dojrzeliście nietknięte krwią, sterylnie, szafki z nowoczesnym wyposażeniem medycznym. Ubezpieczając się nawzajem, wygarnęliście i zapakowaliście szybko całą cenną zawartość. I wtedy latarki na waszych broniach uchwyciły morze pokracznych, ledwo ludzkich kształtów, pędzących do was przez oba korytarze. W powietrzu rozległ się nieludzki, pełen głodu i gniewu ryk. Odbił się echem po zimnych ścianach statku, jeżąc wam włosy na plecach. Na czele jednej z chmar poruszało się coś ogromnego. Istota dwa razy przewyższająca człowieka, o potwornie zniekształconym, ledwo ludzkim ciele. Jej skóra i grube, poczerniałe mięso pulsowały, jakby więziły pod sobą setki udręczonych dusz, próbujących przedrzeć się siłą na zewnątrz. Koszmar padł na cztery potężne, szponiaste łapy i skacząc wielkimi susami, rzucił się na was, wyjąc przy tym opętańczo. A razem z nim, całe morze spragnionych krwi, splugawionych dusz...
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 08-06-2009 o 16:04.
Tadeus jest offline  
Stary 04-06-2009, 14:36   #105
 
NHunter's Avatar
 
Reputacja: 1 NHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemu
Hawkwood obserwował, jak wszyscy rozchodzą się po bazie i w końcu zdecydował się wrócić na statek. Poszedł tam razem z Andiomene i golemem, prowadząc ze sobą dzieci. Trzymał się lekko z tyłu, zerkając na nią, co jakiś czas. Przez ostatnie wydarzenia zaczynał nabierać do niej coraz większego szacunku. Zdawało mu się, że to nie ta sama, lekko apodyktyczna „pani komandor”, którą poznał na tamtej bryle lodu. „Może to tamta planeta tak działała na nią. I na resztę…” pomyślał, przenosząc wzrok na statek.

Wygląd całości zaczynał go martwić. Uważał, że przydałoby się znaleźć coś lepszego, ale z rejestrowaniem statku (nawet na lewo) był duży problem. Nie mniej jednak Rorian prezentował się naprawdę koszmarnie i Sunne wątpił, żeby nawet ktoś taki jak Amx był w stanie zrobić z tego prawdziwy statek, a nie jedynie kupę kosmicznego złomu.

Zatrzymał się w pewnej odległości od statku, wciąż trzymając rapier gotowy do wyjęcia. W razie kłopotów ze starcem, miał zamiar doskoczyć do niego i odciąć mu jakikolwiek kabel bądź przewód, który wyglądałby na ważny. Odprowadził robota wzrokiem i podszedł do Andiomene.
- Zaprowadzę dzieci do kajuty i zaraz wrócę. Wolę mieć go na oku – powiedział spoglądając na windę prowadzącą na trzeci pokład. - Gdyby mu odbiło, proszę wołać.
Po tych słowach odszedł i ruszył w stronę kajut.

Dzieci wyraźnie nie chciały zostawać, ale szlachcic spojrzał na nie groźnie i powiedział, że jeśli będą grzeczne, to na następnej planecie kupi im jakiś prezent. Była to dobra motywacja. Trójka małych rozrabiaków się uspokoiła, a on mógł wrócić do windy. Wolał, żeby nikt nie zostawał teraz sam. Nie ufał robotowi. Jak wszyscy zresztą.
Doszedł do windy i przykucnął. Przyciąganie na tej planecie wciąż było dla niego małym problemem, chociaż zaczynał się przyzwyczajać.
W końcu w golem zjechał windą i zaczął rozmawiać, z Valentine. Hawkwood przysłuchiwał się wymianie zdań, a gdy Andiomene i starzec skończyli rozmawiać, udał się do swojej kajuty.
Nie wiedział, jak długo spał, ale gdy się obudził, większość członków załogi wracała ze sprzętem znalezionym w pobliżu. I do tego znaleźli jakieś wielkie dziwne cos, służące do przemieszczania się to tej dziwnej planecie.

Amx, Bru, Mesto i Duncan mieli zamiar wybrać się do miejsca, z którego dobiegał sygnał z prośbą o pomoc, Sunne jednak postanowił zostać i zadbać o porządek i bezpieczeństwo na statku. Zwłaszcza bezpieczeństwo dzieci.

Gdy wyruszyli, Hawkwood poszedł do dzieci, aby kontynuować przerwaną poprzednio naukę czytania i pisania.
Spotkawszy Andiomene rzucił tylko:
- Jakby się odezwali, to proszę mnie wezwać na mostek. Nie chcę nic przegapić.

Wrócił na mostek zaraz po dotarciu reszty załogi na miejsce, z którego pochodził sygnał.
Brak ludzi niezbyt go zdziwił. Możliwym było, żeby wiadomość o awarii i prośba o pomoc wysłały się same w przestrzeń. Statki kosmiczne były wyposażane naprawdę we wszystko. Ale potem usłyszał o krwi na statku i rozszarpanych ciałach. Spojrzał na Andiomene ze zrozumieniem. Oboje byli tego samego zdania. Chwilę później Rorian mknął przez planetę. Lecieli do "ekipy ratunkowej", która teraz najwyraźniej sama potrzebowała pomocy.
 

Ostatnio edytowane przez NHunter : 08-06-2009 o 16:58. Powód: Wyrównanie czastoprzestrzeni
NHunter jest offline  
Stary 06-06-2009, 15:03   #106
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
W miarę możliwości starała się pomagać w pracach zleconych przez Amxa. Wszystko co mogło się przydać do zainstalowania na statku, albo nadawało do sprzedania wsadzili do ładowni. Co dało się od razu dopasować trafiło na odpowiednie miejsca na statku i w komputerze. Andiomene była całkiem zadowolona z wizyty w bazie. Zwłaszcza jeśli chodzi o zdobycie technologii maskującej i gwiezdnych kluczy. Prawdopodobieństwo, wydostaną się z pułapki domeny Decadosów, wzrosło niepomiernie.
Naprawy trwały dość długo, więc udała się do swojej kajuty, by trochę odpocząć. Niestety myśli i znajdującym się niedaleko, zamkniętym w kajucie golemie, nie dawała jej zasnąć. Czuła się winna, że sprowadziła go na statek. Na początku wydawało się to całkiem dobrą myślą, ale gdy zaczęła się zastanawiać jakie mogą być konsekwencje zabrania kogoś tak tajemniczego i prawdopodobnie śmiertelnie niebezpiecznego w przestrzeń, poczuła jak jeżą jej się włosy na głowie.
W końcu, przegrawszy walkę z bezsennością, wstała i poszła do komputera pokładowego. Ponownie próbowała znaleźć w nim jakieś interesujące dane.

Znalezienie w niedalekiej fabryce odpowiedniego środka transportu, rozwiązało problem sprawdzenia sygnału SOS. Na wszelki jednak wypadek pilotka przygotowała się do natychmiastowego startu na wypadek pierwszego sygnału ostrzegawczego ze strony zwiadu.
Sprawdziła komunikatory – działały bez zarzutu. Przygotowała się na kilka godzin czuwania. Loty przez niezmierzoną kosmiczną przestrzeń wyćwiczyły w niej umiejętność wyciszenia w czasie spokoju i jednocześnie natychmiastowej koncentracji i gotowości w razie zagrożenia.
Kilka godzin podróży zwiadu, przez piaszczyste ziemie planety, upłynęło jednak bez zakłóceń, widok jednaj wraku i zupełny brak aktywności ludzkiej, jak w sprawozdaniu przekazał jej Amx było wysoce niepokojące. Ludzie nie znikają bez przyczyny!

Obawy okazały się słuszne. Na pierwszą wzmiankę o śladach krwi, Andiomene natychmiast rozpoczęła procedurę startową i gdy tylko było to możliwe wyruszyła w kierunku sygnału z maksymalną prędkością.
 
Eleanor jest offline  
Stary 09-06-2009, 16:55   #107
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Od razu wiedział, że ta cała wyprawa była bardzo dużą pomyłką i jego miejsce zdecydowanie było na frachtowcu, zwłaszcza z tą rozwaloną łapą. Ale przecież pozostali nie potrafiliby połączyć dwóch kabelków, a co tu dopiero mówić o czymś bardziej skomplikowanym! Trochę go tylko wkurzyło, że ten cały wojownik Sunny, co tak się chwalił, że jak coś to on walczył będzie, dzieciakami się zasłonił i został. A on, Amx, inżynier i technik, musiał nadstawiać swoją pupę. I nadstawiał, najpierw z jakimiś brudnymi szczurami! Oszczędzał amunicję, starając się je tłuc twardą ręką i kolbą broni, ale nie zawsze się dało. Potem był cały umazany krwią i poraniony. Lepiej, by znaleźli na frachtowcu jakieś apteczki, bowiem zakażenie i choroby po tych ukąszeniach były praktycznie pewne. Szczęściem znaleźli chociaż jakiś pojazd, udając się z jego pomocą w miejsce skąd nadchodził sygnał S.O.S..

Frachtowiec, który odnaleźli, był całkiem imponujących rozmiarów. Amx podejrzewał, że to był jeden z największych okrętów tej klasy, całkowicie zbyt wielki, by nieliczna załoga mogłaby go chociaż uruchomić. Ale wciąż posiadał w sobie przydatne dane i może sprzęt, w zależności od tego dlaczego leżał sobie na tej planecie. Był uszkodzony, owszem, ale nie zniszczony, normalnie powinien ktoś przeżyć. Chociaż jak rypnął z pełną siłą, to w środku mogły walać się same trupy. I to byłoby lepsze rozwiązanie, Amx nie miał ochoty na spotkania z Decadosami. Właz otworzył się szybko, nie był zabezpieczony, bo i po co. Weszli do środka, chociaż Rot z jednej strony wolałby tego uniknąć. Z drugiej zaś, cóż, statek musiał mieć bazę danych. A to samo w sobie już wystarczyło, by go pchnąć do środka.

Puste korytarze i echo ich własnych kroków nie było pocieszające. W zasadzie to szedł z duszą na ramieniu, a komunikaty z systemów statku sytuacji nie poprawiły. Na szczęście udało się wyświetlić mapę, Rot szybko przejrzał ją, próbując zapamiętać wszystkie najważniejsze lokalizacje. Do mostka trafili łatwo, ale Amx drżał, gdy ładował do pamięci znajdujące się tam dane. Statek, który znika w otchłani kosmicznej a potem pojawia się nagle, nigdy nie może być bezpieczny. Nawet jak ktoś przeżyje, to nie pozostanie normalny.

Można spokojnie ująć to stwierdzeniem "im dalej tym gorzej". Po apteczki zejść musieli, zwłaszcza po tym spotkaniu ze szczurami, ale to co tam znaleźli było tak samo okropne jak przerażające. Już po dwóch minutach, Amx zgiął się gdzieś w kącie i wyrzygał wszystko co miał w żołądku. A i tak nie poczuł się wcale lepiej. Szybko przesłali komunikat i spakowali apteczki i medyczny sprzęt. I wtedy się zaczęło. Chmara przerażających stworów rzuciła się na nich, upatrując sobie w grupie z Roriana najwyraźniej jakąś nową przekąskę. Rot nie był zaś bohaterem. Rozejrzał się desperacko, szukając wyjścia z tej pułapki. Było! Tam też były stwory, ale nie było tego wielkiego. Czuł jak coś mokrego najwyraźniej spływa mu po nogawce, ale nie zastanawiał się nad tym faktem.
-W nogi! W NOGI! Byle dalej od dużego! Za mną!
Adrenalina dodała mu sił, rzucił się przed siebie, licząc, że reszta pójdzie za nim a ten duży ich nie dogoni, czymkolwiek był! Nacisnął spust tuż przed jednym z tych obrzydlistw. Ramię odskoczyło, pulsując bólem. Nie patrzył na to. Prysnęło krwią i kawałkami ciała. Był zbyt przerażony, by pomyśleć nawet o rzyganiu. Przedzierał się dalej, strzelając, tłukąc kolbą i zasłaniając się ramionami i shotgunem przed ciosami. Byle dalej, byle się przebić. A jak tamci nie pójdą za nim i będą walczyć tutaj? Nie, lepiej nawet o tym nie myśleć!
 
Sekal jest offline  
Stary 10-06-2009, 03:24   #108
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Nareszcie prośby Bru o jakąś akcję zostały wysłuchane. Po strasznie długich dniach spędzonych a to w korytarzach więzienia, a to w ciasnym wnętrzu statku, na bazie wojskowej kończąc, doczekał się wreszcie odrobiny więcej swobody. Prawdę powiedziawszy cieszył się jak dziecko, które rodzice zabierają na wymarzoną wycieczkę.

Radość znikła z jego twarzy, kiedy pojawiła się zgraja całkiem zdziczałych szczurzych szczęk, które chciały się jedynie w coś w gryźć i nie cofnęły się przed niczym, aby do tego doszło. Na szczęście nie była to trudna walka. Zwierzaki były wystarczająco lekkie, żeby rzucać nimi o ściany i o nie nawzajem jedną silną ręką. Oznaczało to ni mniej ni więcej, niż ogromną ilość przelatujących we wszystkich kierunkach szczurów, chociaż wiele z nich było już tylko nieprzytomnymi workami, albo truchłami z pogruchotaną czaszką. Mimo to pchało się ich coraz więcej i więcej, aż voroks wpadł w szał i zaczął rozszarpywać przeciwników zupełnie nie zwracając na nich uwagi. Od tego momentu nie trwało to długo.

Później zrobiło się dość nudno. Kilka godzin spędzonych na kroczącej maszynie dłużyło mu się niemiłosiernie. Chyba jedyną pociechą były dwa martwe szczury przywiązane za ogony do barierki tarasu pająka.
- Przecież nie są takie złe! - Spróbował po raz ostatni.
- No ale jak chcecie, będzie więcej dla mnie.
"Naprawdę nie rozumiem o co im chodzi. Przecież to zupełnie smaczne szczury, w dodatku świeższego mięsa nie jadłem już od miesięcy!" - Myślał sobie przyglądając się zdobyczy.


Towarzysze zdawali się jednak mało zainteresowani jedzeniem świeżo upolowanego mięsa. Zastanawiał się nawet chwilami, czy oni aby na pewno jedzą, czy zdarza im się to na statku tylko z przyzwyczajenia. Dziwne mu się to stado trafiło, oj dziwne.
- Mogę wam nawet zerwać z nich całe futro, jeśli chcecie. - Podjął jeszcze ostatnią desperacką próbę podzielenia się posiłkiem, ale zrezygnował gdy tylko napotkał mordercze spojrzenia. Nawet jego szeroki, poczciwy uśmiech zniknął wtedy z twarzy. - Dobra już dobra...

Reszta podróży minęła spokojnie, a większość ran po ukąszeniach zaczęła się już porządnie goić. Chyba jako jedyny nie myślał o zakażeniach, ale napawał się widokami bezkresnych pustkowi. Znów miał wrażenie, że jest malutki i nieznaczący. Takie samo wrażenie miał, kiedy pierwszy raz napawał się widokami zmrożonej powierzchni Malignatiusa, a potem podczas lotu na tą planetę. Mimo iż największe wrażenie zrobiła na nim mgławica, to jednak to miejsce budziło w nim największy niepokój.


Po raz pierwszy nie wyobrażał sobie przeżycia, gdyby ktoś go tutaj zostawił. Po raz pierwszy nawet tuż pod maszyną nie dostrzegał nawet śladów aktywności czegokolwiek, co dałoby się upolować i zjeść. Nie było tutaj po prostu niczego.

Na szczęście niedługo potem znaleźli się już przy źródle sygnału. Statek okazał się ogromny. O wiele większy niż Bru mógł sobie w ogóle wyobrażać. W dodatku coś go niepokoiło w tym widoku, ale nie potrafił powiedzieć co. Może to tylko wspomnienia z wojny dawały o sobie znać? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie.

Korytarze były puste, nawet bardziej puste niż można by się było spodziewać. Nie było śladów ewakuacji rozbitków, ani chociażby śladów kogokolwiek, kto po katastrofie chciałby się wydostać na zewnątrz. Po prostu nic. Z czasem jednak korytarze odkrywały coraz więcej swoich makabrycznych tajemnic i przed oczami Bruggbuhra zaczęły się pojawiać wspomnienia pól bitew i pozostałości po walkach, w których brał udział. Była tylko jedna mała różnica. Żadna armia nie jest tak brutalna i nikt nie bezcześci zwłok pokonanych w tak ohydny i odrażający sposób. To po prostu było nieludzkie, ba, nawet dzikie voroksy nie masakrowały swoich ofiar, jeśli tylko nie były to skutki stoczonej walki.

"Co u licha się tutaj stało? Przecież to nie mogło się tak po prostu stać!" - Powtarzał w myślach. - "Co do jasnej cholery mogło robić tutaj aż taką masakrę?". Potrafił przywołać w pamięci tylko kilka wielkich bestii rodem z samego Ungavorox, które były do tego zdolne, ale przewiezienie ich w jakikolwiek zakątek znanych światów było wręcz niemożliwe, a samo ich schwytanie, nie mówiąc już o transporcie, wymagałoby całej dywizji. Chyba, że ktoś chciał zdobyć bestię w kawałkach.

To jednak nie był koniec. Kiedy dotarli do ambulatorium makabra sięgnęła zenitu. Co gorsza po kilku chwilach przyczyna tej krwawej jatki zdawała się pędzić lawinowo w ich stronę. Na szczęście towarzysze zdążyli już zająć się zbieraniem zawartości szaf, a tłum jeszcze nie wlał się do pomieszczenia. Reakcja bru była natychmiastowa. Podbiegł do jednej z szaf, zanim jeszcze Amx zdążył od niej dobrze odejść i rzucił ją wgłąb korytarza z którego biegło, jak mu się zdawało, największe zagrożenie. Mebel koziołkował odbijając się od ścian holu trafiając z głuchym plaśnięciem nadbiegające istoty. Przez chwilę wyobraźnia podpowiadała mu nawet, że chmara wrogów prowadzona jest przez uosobienie grzesznej natury dzikich voroksów i jest to znak od wszechstwórcy, jednak gdy tylko koszmary znalazły się bliżej złudzenia rozwiały się jak mgła. Pierwsze kilka linii stworów skoszonych przez lecący kawał żelastwa zrywało się na nogi i pędziło ponownie w ich kierunku zupełnie bez najmniejszych skutków zderzenia z szafą.

- To nie może się dziać na prawdę. - Wyszeptał przerażony voroks napotykając nieobecny wzrok jednego ze zniekształconych ludzi już tylko kilka metrów od niego.


Drugi mebel przeleciał przez ambulatorium kończąc tuż za progiem w korytarzu. Było ich tak wielu, że masa ciał zatrzymała rzut jedynie na kilka chwil zatrzymując ich pęd. Może kilku upadło. Niestety zdecydowana większość potworów dalej stała na nogach, a niektóre jakimś trafem zdołały nawet go uniknąć. Kościany glankesh Bru znalazł się teraz w silnym uścisku gotowy do szybkiego użycia.

"Skoro nie da się ich zgnieść, to zobaczmy jak sobie radzą z ostrzami!" - Pomyślał i uśmiechnął się złowieszczo.

W drugą łapę złapał jeszcze stojak na kroplówki, który nawinął mu się pod rękę i powoli wycofując się za towarzyszami do drugiego tunelu czekał z niepokojem na uderzenie. Sytuacja wydawała mu się beznadziejna, ale przynajmniej śmierć w walce będzie lepsza, niż powolne zdychanie od jakiejś trutki w tych przeklętych bransoletach.

- Szybciej! - Wydarł się do towarzyszy przedzierających się przez tłum z przodu. - Stojąc w miejscu tylko zachlapiemy te korytarze jeszcze bardziej, tyle że władnymi bebechami, a ja długo ich nie powstrzymam tu z tyłu!

Kiedy zobaczył uciekającego inżyniera wiedział już, że sam sobie nie poradzi. Popędził za nim. Na pewno we dwóch poradzą sobie lepiej niż, gdyby zostawić go samego, a pozostała dwójka przy odrobinie szczęścia będzie mogła uciekać oczyszczonym przez nich szlakiem spowalniając pościg ogniem, czy jakkolwiek zdołają walczyć. Jeśli przeżyją.
 

Ostatnio edytowane przez QuartZ : 11-06-2009 o 23:41.
QuartZ jest offline  
Stary 10-06-2009, 12:16   #109
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Ruszyli, niestety nie udało się wyciągnąć golema, a wielka szkoda, bo raz że może udało by się go pozbyć, a dwa przydałby się przed chwilą, choćby aby robić za tarczę. Cholerne szczury, to była myśl pojawiająca się co jakiś czas w myślach Mesta, zazwyczaj wtedy kiedy zauważał nowe zranienie, albo dziurę w ubraniu. Zważywszy, że pod koszulą miał plastikowy kirys, i tak wyszedł z tego najlepiej, ale ręce i nogi miał dalej w małych rankach i zacięciach. To było jak sen, co prawda przeżył już nie raz takie ataki zwierząt a nawet symbiontów, ale zawsze zazwyczaj miał do pomocy oddział braci, albo dobry sprzęt, a nie trzech niewyszkolonych ludzi. No może nie do końca, Bru pokazał naturę Voroxów, jego atak i wściekłe ryki, z pewnością zatrzymały znaczą część szczurów, Duncan też nieźle sobie radził, choć strzelanie do tych stworzeń, mijało się z celem, były za małe i za szybkie. Choć było ich tyle, że zazwyczaj i tak się jakiegoś trafiało. Amx też sobie dobrze radził, więc w sumie, po chwili przemyśleń Mesto doszedł do wniosku, że mógł trafić zdecydowanie gorzej. Nie mieli by szans z symbiontami, ani z czymś bardziej wymagającym, ale sprawdzili się w walce z zwykłymi oddziałami ludzi i z chmarą zwierząt. Po następnych kilku minutach marszu, odkryli olbrzymią maszynę kroczącą. Szkoda, że nie zmieści się na ich statek, bo przydała by się na pewno nie jeden raz.

Jadąc krocząca maszyną, jak się okazało po wejściu do środka służącą do prac górniczych, Mesto postanowił już teraz przygotować się do działania wewnątrz statku. Podszedł do inżyniera i zapytał.
- Panie Rot, jakiej broni powinniśmy szukać na statku, aby w razie potrzeby zatrzymać tego golema ze stacji? -
"Ty jesteś żołnierzem, Mesto, nie ja."
- Tak, ale nie widziałem jeszcze takiego golema, a te zwykłe są zazwyczaj niezwykle twarde, wiem, że w przypadku zwykłego golema, najlepiej poprzecinać mu przewody od hydrauliki, ale ten czegoś takiego niema, albo tego przynajmniej nie widać. Mam też dziwne wrażanie, że zwykła kula nie spenetruje jego wnętrza na tyle, że mu zaszkodzić, nie wiem nawet gdzie celować. Gdzie mógłby być jakiś główny układ sterujący? W głowie, czy w okolicach mostka? to drugie wydaje się logiczniejsze, bo tak chyba jest najbliżej z każdego miejsca ciągnąc jakieś przewody.
-Nie znam się na zabijaniu. A ów robot jest wytworem albo jakiejś dawnej cywilizacji, albo tą cywilizacją jest. Z obecną techniką nie jesteśmy w stanie wybudować takiej istoty.
- Nie o to pytałem, jak wylecimy w przestrzeń, to wystarczy, że przebije poszycie w jednym miejscy, a wszyscy jesteśmy martwi. Obecnie żywi się chyba energią naszego statku. Nie pytam jak je budować, ale jak jego powstrzymać.
-Ja wiem jak budować, Ty wiesz jak zabijać. Takie są role, a ja nie podam ci żadnych rozwiązań, które jako żołnierz znać powinieneś. Nie wiem nawet z czego jest zbudowana ta istota.
- Czyli wracamy, do niczego. Nie bądź na mnie zły, o takie pytania, nie sugerowałem, że znasz się na zabijaniu. Po prostu uznałem, że znasz się na maszynach, choć wiem, że wymagam wiele prosząc cię o informacje o czymś co widzisz pierwszy raz. Po prostu dla mnie to nie zabijanie, niemożna zabić czegoś co nie jest żywe. To jak wyłączenie silników w statku. Jak wyłączenie komputera do przeglądu. Ale cóż, będziemy musieli, po prostu znaleźć jakąś ciężka broń, i może palki energetyczne.
-Wszystko co żyje i się rusza można zniszczyć. Ale ja na broni się nie znam, a ty mi nie zapewnisz tego, by to coś nie ruszało się, gdy będę się do tego dobierał.
- Właśnie zmierzamy do celu, czy według twojej opinii mocne wyładowanie energetyczne zatrzyma albo unieruchomi go na tyle, że będziesz miał czas go wyłączyć? bo jeśli tak to potrzebujemy silnych paralizatorów, albo pałek energetycznych. problem w tym, że on się może żywić energią tak jak na statku, nie wiem jak ją pobiera, więc paralizator może go tylko doładować. jakaś stalowa sieć też może go unieruchomić na jakiś czas.
-Wiązka EMP unieruchomi go, gdy okaże się mechaniczny. Ale biotechnologia i teraz jest dostępna, jeśli ta jest na wysokim poziomie, to nie zadziała.
- Jeśli jest z bio technologi to wystarczy karabin, albo miecz. Biotechniczne wszczepy, są ładne ale nie dają aż takiej przewagi w walce jak mechaniczne.
-Wystarczy, że jego pancerz jest z czegoś równie mocnego co ceramstal i będziesz martwy, zanim się zdążysz zastanowić. Mamy tylko jedną próbę Mesto, nie warto jej marnować na testy.
- Właśnie ta rozmowa prowadzi do tego, żeby być jak najlepiej przygotowanym do tej pierwszej. Właśnie patrząc na jego skórę lub pancerz, nie zakładam pod tym bio tkanki. Inaczej ktoś postarał by się bardziej i zrobił mu ładne poszycie. Szkoda, ze nie mamy miecza Mantiusa Apostoła to załatwiło by problem. Czyli na statku, oprócz apteczek szukamy broni energetycznej. najlepiej małego zasięgu, aby nie uszkodzić naszego statku.-
-Obyśmy tylko mieli na to czas i możliwości.
Amx uznał rozmowę za zakończoną i skupił się na kierowaniu pojazdem, więc Mesto postąpił podobnie i nie przeszkadzał.



Zanim Amx otworzył drzwi Mesto uznał, że teraz to jego polec do działania.
- Bru jako, że nie masz broni palnej stań z prawej, my z Duncanem przygotujemy się do strzału, gdyby coś było, za drzwiami, panie Rot pan z prawej i najlepiej się nie wychylać. Idziemy w zwartym szyku, najpierw ja, potem Duncan z karabinem do wsparcia, potem Amx, a na końcu ty Bru. - Patrząc na minę Voroxa dodał - wiem, że wolałbyś być pierwszy w walce, ale praktyczniejsze rozwiązanie, jeśli będziesz na przodzie, zasłonisz nam widok do strzału. Zabezpieczymy pierwszy korytarz, jeśli znajdziemy jakąś działającą konsolę, zostajemy przy niej i liczymy, że uda się zdobyć z niej choćby plany tego statku. Jak spotkamy Decadosów, to jesteśmy, ekipą ratunkową, wysłaną z Mantaligiusa. Nie wiem jakie czy wy macie jakieś inne cele ale musimy zdobyć jakiś sprzęt medyczny, i o ile się uda, to jakąś broń, żeby w razie potrzeby pozbyć się tego golema. -

Badanie statku przebiegało spokojnie, aż za spokojnie, Znaleźli plany, wiedzieli gdzie jest mostek i ambulatorium. Po wizycie na mostu było jeszcze gorzej. O ile do tej pory Mesto niepokoił się brakiem jakichkolwiek śladów załogi to teraz poczuł zimny pot na plecach.
- Znajdźmy apteczki i wynośmy się stąd. Może tu na mostku są jakieś. Nie zamierzam szukać ani zbrojowni, ani magazynu. Ten statek nie opustoszał sam, a skoro podróżował nieznanymi ścieżkami, to możemy w nim spotkać rzeczy i istoty, przy których symbionci wydadzą się wam miłymi kolegami do picia wódki. - Przeszukał mostek, ale kiedy nie znalazł tam ani jednej apteczki, zgodził się iść do ambulatoriom.

O dziwo widok rozszarpanych ciał i zakrwawionych ścian i podłogi nie zrobił na nim nawet w połowie takiego wrażenia, jak wiadomość, że statek był w nieznanych ścieżkach przestrzeni.Gdy zobaczył przygarbiony cień, wymykający się drugą stroną laboratorium wycelował tam broń, ale cień już zniknął.
- Szybko, mamy mało czasu - powiedział a następnie szybko pomógł pakować sprzęt, aby wizyta trwała jak najkrócej. Niestety była za długa. Bru coś wyczuł, a po chwili, porwał szafę i cisną ja do korytarza skąd nadchodzili. Mesto nie wiedział dokładnie czym są, wiedział to jakieś pomioty chaosu, i z pewnością jeden demon.



Mesto zawahał się tylko, przez ułamek sekundy, po czym szybko przerzucił karabin przez plecy i ruszył na demona wyjmując glankesh. Miał nadzieję, że po jego zabiciu pomioty, które powołał, padną martwe z braku siły woli potrzebnej do życia.
- Uciekajcie stąd. - Krzyknął do reszty. Samemu recytując modlitwę do Wszechstwócy, rzucił się do walki. Recytował modlitwę typowa dla Bractwa, pomagała równomiernie oddychać, i przypominała wszystkie lata treningów, podczas, których odmawiał te same modlitwy.

W myślach przypomniał sobie wszystkie szarże w których brał udział. Wszystkich braci, którzy trwali przy jego boku. Zobaczył teraz ich obok siebie, wszystkich, którzy polegli i tych, których zostawił za sobą. Natarł na bestię, odskakując w lewo, jednocześnie tnąc, od prawego dołu po skoście w lewą górę, miał nadzieję, przeciąć bestii szyję i może uszkodzić, ścięgna przy ramieniu. Następnie przekręcił piruetem w prawo, i ponownie zaatakował plecy bestii.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 11-06-2009 o 16:11.
deMaus jest offline  
Stary 11-06-2009, 19:03   #110
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Duncan musiał przyznać, że choć przeszedł świetne przeszkolenie, nic nie mogło go przygotować na to, co zastał na planetoidzie. Znał się świetnie na walce z ludźmi, co na Malignatiusie oznaczało zazwyczaj Wcielonych i inne tałatajstwo. Znał się też coś niecoś na walce z niektórymi obcymi - przypuszczał na przykład, że byłby sobie w stanie poradzić z Bru.

Pierwsza paskudna niespodzianka, którą były szczury, zaskoczyła go mocno. Tym bardziej, że karabin szturmowy był wobec nich całkowicie bezużyteczny. To, co znaleźli na opustoszałym statku było jednak stokrotnie gorsze.

Miał złe przeczucia już w momencie, kiedy zobaczył sterczący w oddali kadłub. Nie czuł się na siłach do odwiedzania kolejnego statku, nawet pomimo faktu, że ten znajdował się na powierzchni planety. Miał jednak wystarczająco dobry powód, żeby nie rezygnować. Gdzieś na ich własnym pojeździe znajdował się prawdopodobnie oszalały golem i odnalezienie odpowiednio mocnej broni okazało się koniecznością.

Dopiero wewnątrz okazało się, że golem chyba był mniejszym złem. Sądząc po leżących wokół trupach, tędy musiało się przewalić całe ich stado. Inżynier zaczął rzygać. Zanim Masseri zdołał wtrącić coś szyderczego, przetoczyła się przez niego taka fala mdłości, że omal nie zrobił tego samego na plecy Mesta. Oparł się o ścianę, usiłując powstrzymać wymioty. To było dziwne, nigdy jeszcze tak nie zareagował.

- Bru jako, że nie masz broni palnej stań z prawej, my z Duncanem przygotujemy się do strzału, gdyby coś było, za drzwiami, panie Rot pan z prawej i najlepiej się nie wychylać. Idziemy w zwartym szyku, najpierw ja, potem Duncan z karabinem do wsparcia, potem Amx, a na końcu ty Bru - rozkazał Mesto. Duncan ze zdziwieniem stwierdził, że trzęsą mu się dłonie na karabinie.

Drzwi otworzyły się powoli... i wtedy TO zobaczył.

Wycelował karabin i otworzył ogień. To było jedyne, co przychodziło mu do głowy w tej chwili. I, chociaż Amx wybrał ucieczkę, Mesto z drugiej strony rzucił się do walki...

Duncan zareagował w jedyny odpowiedni dla siebie sposób. Jego mięśnie zaczęły drgać spazmatycznie, powiększając się w widoczny sposób. Ruchy nabrały szybkości. A, nieruchome dotąd, znamię pod jego pachą zaczęło pulsować szaleńczo.

A potem rzucił się na monstrum z rykiem.
 
Gantolandon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172