Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-10-2009, 14:05   #191
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Kule trafiły w pierś zrośniętego ze statkiem mężczyzny, zakańczając jego mękę. Ciało wydało z siebie ostatni przeciągły jęk ulgi i zwisło bezwładnie z sufitu. Po chwili, zaczęły obumierać też prowadzące do niego żyłki, pogrążając całe pomieszczenie w ciemności.

Mniej więcej w tym samym czasie, dotarł do was zakłócony przekaz z floty.

- Tu ..strz Karadan, ..le siłowe ......erowało się, zaprzest..... ostrzału i przenosimy ..ień na okręty Dec....... Teraz .....stko jest w wasz... rękach. Niechaj Pror.. wskaż. ..m ..ogę!

Spojrzeliście krótko po sobie i ruszyliście wgłąb tajemniczego ula.

Mimo usilnych starań nie potrafiliście sobie przypomnieć co tak naprawdę wydarzyło się później. Pamiętaliście tylko niewyraźnie wizje, urwane wspomnienia i dziwne odczucia wzburzonych zmysłów.

Z początku było jeszcze w miarę normalnie. Wasz oddział zagłębiał się coraz dalej w labirynt organicznych korytarzy, napotykając falę za falą decadoskich obrońców. Kule i wiązki laserów wydawały się być wszechobecne, tak samo jak mdlący zapach nadpalonego, ludzkiego mięsa. Bruggbuhr był tutaj w swoim żywiole. Niestrudzony, raz za razem, nacierał na wroga, tnąc, strzelając i rozszarpując, każdego kto odważyłby się stanąć mu na drodze. Po paru niekończących się falach przeciwników całe jego futro ociekało gorącą posoką pokonanych wrogów.Tego dnia należycie uhonorował swoich Przodków i z pewnością zasłużył na miejsce w pieśniach swego Rodu.

Po trudnym do określenia czasie, potyczki ustały i oddział wkroczył w wewnętrzny obszar ula. Okropnie bolała was głowa. Namacalna do tej pory rzeczywistość, nagle stała się ulotna. Wydawało wam się, że słyszeliście dziwne dźwięki, ściany wokół was pojawiały się i znikały, korytarze zaczęły wić się pod dziwnymi, przeczącymi prawom fizyki, kątami. A potem oszalał i czas. Ruchy waszych nóg stały się powolne. Wasze ciała zostawiały długie, rozmazane smugi. Wasze sylwetki zaczęły zlewać się, duplikować i rozciągać w czasie. A ból głowy stawał się coraz intensywniejszy. Ze zdziwieniem zauważyliście, że z nosa i uszu pociekła wam krew. Po chwili zaczęliście dostrzegać też niewyraźne obrazy z odległych miejsc i czasów. Piękne, niebiańskie widoki, przeplatały się z koszmarnymi wizjami nieskończonego cierpienia z piekielnych światów. Brnęliście jednak dalej, a lśniący niewyraźną poświatą Golem wskazywał wam drogę.

W końcu dotarliście do ogromnej sali. Tu rzeczywistość zdawała się pulsować w agonii, rozrywana przez jakąś mroczną siłę. Powietrze byłe lepkie i dziwnie obce, nieprzyjemnie drażniło skórę. Pokryte czarnym śluzem ściany więziły setki rzucających się w koszmarach ludzi. Zaś na samym środku sali "istniało" Coś. Czarna wyrwa w rzeczywistości, wypaczająca pobliską materię. Zdawała się poruszać i wić, jakby była żywym organizmem, żywiącym się cierpieniem pobliskich ludzi.

I nagle pojawili się oni. Widziane na balu zjawy rozerwały rzeczywistość, zjawiając się między wami. Głowa jednego z Braci Włóczni eksplodowała, wypełniając wnętrze jego hełmu czarno-różową posoką. Zagrzmiały karabiny maszynowe, świsnęły krystaliczne miecze. Wypaczone otoczenie zamazywało wydarzenia, utrudniało orientację. Zjawy wydawały się reagować na trafiające je kule, odstępując na chwilę, tylko po to by zaraz znowu natrzeć na wroga. I wtedy naprzeciwko Eleny pojawił się zamazany cień. Lizawieta wyłoniła się znikąd, nacierając ostrzem rapiera na odsłoniętą szyję swojej siostry. W ostatnim momencie zabójcze cięcie skontrował wypadający do przodu Alexander. Krystaliczne ostrze zaśpiewało, odbijając rapier mrocznej decadoski.

Nagle całe pomieszczenie rozświetliła jaśniejąca łuna. Metaliczny pancerz Golema rozpadł się na tysiące kawałków, uwalniając anielską, świetlistą istotę o ponurej twarzy wyszczerzonego w bólu gargulca. Powietrze zaiskrzyło. Mroczne byty odsunęły się ze strachem, tylko po to by po chwili natrzeć na starożytną istotę, pokrywając ją niczym szarańcza. Do waszej rzeczywistości przebijać zaczęło się coraz więcej zjaw. Wokół nogi prującego do obcych Amxa nagle pojawiła się uzębiona gardziel. Zębiska istoty zacisnęły się na mięsie, odrywając mięśnie i ścięgna, zatrzymując się jednak niespodziewanie na metalicznym kośćcu.

Tymczasem, gdzieś w środku skupiska obcych zabłysły złote oczy. Zagrzmiało, a powietrze wokół was stało się gorące. Pajęcze zjawy z przerażeniem zauważyły, że nagle stały się całkowicie materialne. Nim zdążyły się przegrupować, serie z karabinów powaliły pierwszą falę. Zaciśnięty na nodze inżyniera potwór rozpadł się na tysiące kawałków, gdy odpaliła przystawiona do jego głowy strzelba.

Alexander ze zdziwieniem spojrzał na wystające mu z piersi, pokryte krwią ostrze rapiera. To wszystko wydawało się takie nierealne. Czuł się lekki... nic go nie bolało... opadał gdzieś w dół... w ciemność i błogość. Przed oczami, nie wiadomo czemu, pojawiła mu się figurka anioła, która dawno temu odkrył na Rorianie.


- Ja umiem trochę liczyć proszę pana, ale pisać i czytać nas nie uczyli... - w jego głowie rozległ się głos Viviany. Powróciły wspomnienia z nauki na Rorianie. Przez moment zastanawiał się jeszcze, co będzie z dziećmi, jak poradzą sobie bez niego... W końcu jednak opadł bezwładnie na ziemię i ogarnęła go ciemność.

Lizawieta wirowała jak wiatr. Była silniejsza i nieporównywalnie szybsza niż kiedyś. Uderzała niespodziewanie i bez zawahania, raz po raz tnąc powietrze precyzyjnymi sztychami. Nadgarstek Eleny bolał coraz bardziej, przeciążony od zbijania potężnych ciosów siostry. Musiała ustępować pola, cofać się, desperacko zasłaniając wszystkie wystawione na ciosy punkty. W końcu dotarła do ściany. Opanowana przez mroczne moce siostra uśmiechnęła się z sadystyczna satysfakcją, szykując się do ostatecznego cięcia. I wtedy Elena dostrzegła coś znajomego w postawie przeciwniczki. Ten ruch stóp, krok lewej nogi... Ten sam subtelny błąd, który zawsze popełniała, gdy trenowały szermierkę z ojcem... Oczy Eleny zabłysły. Ostrze krystalicznego miecza odrzuciło, lśniący krwią Alexandra, rapier, zagłębiając się w brzuchu Lizawiety. Ta z niedowierzaniem spojrzała na rękojeść tkwiącą w jej trzewiach. W jej oczach pojawiła się mieszanka bezgranicznej nienawiści i... szacunku, chwilę potem światło jej duszy zgasło i osunęła się bez życia na ziemię.

I wtedy Golem, wspierany ogniem reszty oddziału, dotarł do zdobiącej środek sali wyrwy. Promieniująca z niego światłość wdarła się do portalu, rozrywając jego krawędzie. Cały ul zatrząsł się w posadach. Po ociekających śluzem ścianach przeszedł skurcz, wywołując okrzyki opętańczego bólu wśród wrośniętych w strukturę ludzi. Po chwili światłość zniknęła, a razem z nią Piąty z Dziewięciu. Czy wszedł do portalu? Nie widzieliście.

Nagle rzeczywistość wokół portalu zaczęła się wypaczać. Czerń wystrzeliła z otchłani, wciągając do środka pozostałe zjawy i wszystko co znalazło się w pobliżu. Sala zaczęła się rozpadać.

Ostatkiem sił, wspierając się wzajemnie na swoich ramionach, ruszyliście z powrotem do hangaru. Za wami, rozszerzająca się pustka pochłaniała coraz większe obszary ula, anihilując każdą napotkaną materię.

***

Bitwa nad de Moley była pierwszą i ostatnią bitwą tego konfliktu. Shomta Sh'ti po tej porażce wycofali się do dominium Decadosów. Najwyraźniej, niespodziewanie pojawienie się Tego Który Niszczy wśród ich wrogów zmusiło ich do przemyślenia strategii. Gdy do wojny, po stronie Cesarza przyłączyli się jeszcze tajemniczy Vau, Hyram i jego nowi bogowie postanowili uszkodzić swoje wrota, odcinając się od reszty Znanych Światów. Po paru miesiącach planety Decadosów zniknęły z mapy. A co stało się z, pozbawionymi ziemi Decadosami, którzy w tym czasie byli poza Dominium? Jak zwykle przetrwali. Gdy tylko poznano wynik wojny, odcięli się od działalności "opętanego Hyrama" i we własnych szeregach przeprowadzili czystkę jego dawnych zwolenników. Ród przetrwał, pozbawiony własnej ziemi ale dysponujący nadal niewidoczną siecią wpływów, opasających całe Znane Światy.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 12-10-2009 o 16:55.
Tadeus jest offline  
Stary 12-10-2009, 21:43   #192
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Adiomene popatrzyła na obraz planety, widoczny za przeźroczystą szybą Roriana: Ligheim, jedyne miejsce, które poza statkiem nazywała domem.


Setki gildii miały tu swoje siedziby, a tysiące feniksów zmieniały w każdej sekundzie swych właścicieli, nie zawsze w całkiem legalny sposób. W jedną noc można było zyskać fortunę, albo ją stracić. Pilotka uśmiechnęła się. Powierzchnia planety była coraz bliżej. Sprawdziła parametry wejścia w atmosferę i popatrzyła na siedzącego obok Amxa i rozentuzjazmowane dzieci. Miała szczerą nadzieję, że jej rodzice przyjmą je pod opiekę. Że ucieszą się z jej powrotu...
Jej myśli popłynęły do tego co działo się w ciągu ostatniego roku. Zwłaszcza zaś do ostatniej bitwy...

...od momentu przekroczenia okrętu obcych miała wrażenie że jej ciało rozciąga się we wszystkich kierunkach niczym guma. Kiedyś była z ojcem w sali luster, obrazy zmieniały się tam i przekształcały w przedziwny sposób. Wszyscy śmiali się, gdy ich ciała w taflach wyginały się wykrzywiały i wydłużały w przedziwny sposób, ale małej Andiomene nie było do śmiechu. Rozpłakała się i ojciec musiał ja zabrać z tego miejsca. Teraz miała dokładnie takie same odczucia, tyle, że teraz nie były to zwodnicze odbicia! Strach ściskał jej serce, spocone ręce obejmowały karabin gotowy do strzału. Szła w najgorszym koszmarze swojego życia, naprzód do jego środka...
Potem, kiedy doszli do głównej sali wszystko zaczęło toczyć się błyskawicznie: Potworne istoty z nicości obejmujące golema, śmierć, kolejnych Wojennych Braci, szalona Decadoska z rapierem nacierająca na Elenę i Alexandra, Bru siejący śmierć niczym demon zemsty, Amx walczący z jakiś stworem i ona: Bez ruchu z przerażeniem w sercu: Niemy i zdrętwiały świadek tego wszystkiego. Odrętwienie opadło z niej w chwili gdy rapier kobiety przebił ciało młodego Hawkwooda ich oczy w tej sekundzie spotkały się. Zobaczyła w nich zaskoczenie i smutek, a potem, zanim jeszcze jego ciało dotknęło posadzki, zasnuły się mgłą.
Nie było czasu na żal.
Potwory zbliżały się. Czy to było złudzenie, czy stały się bardziej materialne?
Dziewczyna mocniej chwyciła broń i wypaliła.
Wraz z pociskami wypływały jej lęki przed robactwem, jej obawy z dzieciństwa, jej gniew i poczucie straty!
- Gińcie przebrzydłe poczwary! - Kolejne kule trafiały w ciała robiąc z nich zieloną papkę, a potem Golem zniknął w czarnej otchłani, a świat zaczął się zapadać.
- Bru zabierz Alexandra! - Krzykneła pilotka podbiegając do Rota i wsuwając głowę pod jego ramię – Gazu! Z powrotem do Roriana – krzyknęła do reszty.
- Amx! Każ Dinksowi natychmiast uruchomić procedury startowe – Zawołała już w biegu.
Nie było na nic czasu.
Świat zapadał się w nicość.
Czarna dziura z nimi robiła się coraz większa
Biegli
ile sił!

Gdy tylko dopadli statku drzwi zamknęły się za nimi z cichym zgrzytem, a pilotka chwyciwszy komunikator wykrzyczała polecenie startu.
„Dzięki Ci Wszechstwórco za roboty!” pomyślała jeszcze, gdy frachtowiec oddalał się od znikającego gniazda obcych.

...Oderwała się od tamtych wspomnień. Na ekranie komunikatora pojawił się obraz mechanicznej istoty:
- To prywatne lądowisko. Podaj kod dostępu, albo oddal się na bezpieczną odległość – Metaliczny głos przemówił bez emocji.
Podała liczby, które poznała jeszcze jako dziecko:
- Kod aktywny. Dok numer pięć. Witamy w domu panno Valentine.

Andi uśmiechnęła się patrząc na towarzyszy:
„Dom. Nareszcie w domu.”
 
Eleanor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172