Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-03-2009, 02:48   #1
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
[Gasnące Słońca] Odkupienie


W rolach głównych występują:


Alexander Sunne Raver Hawkwood - Młody szlachcic
Duncan Masseri - Pośrednik szlacheckiego pochodzenia
Brat Mesto - Akolita z Wojennego Bractwa
Andiomene Valentine - Przewoźniczka
Amx-Rot - Inżynier i wynalazca
Bruggbuhr - Vorox

Nowi:

Brat Gallen - Kapłan z Wojennego Bractwa
Elena Fiodorow Decados - Szlachcianka


Prolog


Wszystko zaczęło się od niewinnego listu, zawierającego skromnie opisaną ale dość intrygującą propozycję zatrudnienia. Mimo że rzecz wydawała się podejrzana, postanowiliście zaryzykować i zgodziliście się na spotkanie.

Młody, tajemniczy mężczyzna opowiadał o bogactwie, podróżach i tej jednej, jedynej szansie na poprawę waszego losu. Doświadczeni życiem, od samego początku wątpiliście w jego słowa i żądaliście konkretnych dowodów. On jednak, jakby czytając w waszych myślach, bez wysiłku obalał argumenty, uprzedzał pytania i z wprawą wróżbity odgadywał wasze najgłębiej skrywane marzenia.

Wiedział o was zdecydowanie za dużo...

Gdy postanowiliście wyjść, okazało się, że jest już za późno. Lekkie ukłucie i słaby uśmieszek na jego ustach były ostatnim co zapamiętaliście…
Później nastąpiło już tylko głuche uderzenie waszej głowy o blat jego biurka.

Obudziły was dźwięki stłumionej rozmowy. Gdy powróciły pozostałe zmysły, w nozdrza uderzył dławiący zapach silnych detergentów. Po chwili wzrok przystosował się do słabego światła. Rozpoznaliście zarysy pomieszczenia i wypełniających go postaci.

Czterech zamaskowanych żołnierzy celowało do was z broni maszynowej. Zielony, metaliczny lakier, pokrywający ich nowoczesne wyposażenie, lśnił złowrogo w świetle świec. Za nimi, w przyciemnionej części pokoju, za przeźroczystą zasłoną z tworzywa sztucznego, poruszał się jakiś ludzki kształt.

Doszły was też głosy maszynerii, znajdującej się prawdopodobnie w pobliżu tej istoty. Rytmiczne bulgotanie, zgrzytanie i pojedyncze metaliczne piski świadczyły o jakimś niesłychanie skomplikowanym, technologicznym procesie.

Zza zasłony rozległ się gardłowy, lekko bulgoczący śmiech, zakończony ostrym atakiem suchego kaszlu.

Cień za parawanem poruszył się. Wydawało się, że powstał z łóżka, dociskając coś kurczowo do ust. W tym samym momencie maszyneria zadudniła głośniej, wydając przeszywający świst, uzupełniony krótkim ssaniem jakiejś pompy.
- Wybaczcie proszę… niedogodności podróży – Odparł po krótkiej przerwie niski, charczący głos zza zasłony.

- Możecie mi wierzyć, iż nie czynię tego z braku zaufania do was. Wręcz prz... – Głos znów zaczął się krztusić i maska tlenowa ponownie powędrowała do ust postaci. Po chwili jednak, mężczyzna kontynuował - Dbam o wasze zdrowie i bezpieczeństwo. Gdyby nieodpowiedni ludzie, wiedzieli, że spotkaliśmy się tutaj, mogłoby się to… źle dla was skończyć.

Widać było, ze mężczyzna z wielkim trudem powstaje do pozycji siedzącej, by móc spojrzeć na was przez zasłonę. Dostrzegliście rysy jego twarzy. Zmęczonego, chorego starca, trzymającego się przy życiu już tylko dzięki słabnącej sile woli. Wydawał się jednak zadowolony z waszego widoku. Jego puste, rybie oczy zabłysnęły resztkami życia.

- Przybyliście tu, bo jesteście zainteresowani dobrze płatną pracą i możliwością wyrwania się z tej... skutej lodem... skały – słowa starca słabły z każdą chwilą, przechodząc w końcu w cichy świst - To wszystko.. nie było kłamstwem...

- Pewnie zastanawiacie się jednak czemu akurat wy… - zrobił długa pauzę, śmiejąc się sucho, jakby ze znanego tylko sobie dowcipu – Faktycznie… na pierwszy rzut oka nie wydajecie się idealnym zespołem… jednak... Przez wszystkie te lata nauczyłem się oceniać ludzi, a wasza podróż wymagać będzie dość… powiedzmy… nietypowego zbioru umiejętności...

- Widzicie.. ja umieram. Całe życie byłem... skurwysynem – ostatnie słowo wypowiedział powoli, ważąc w ustach każdą sylabę. Zadowolony z ich brzmienia, kontynuował – Jednak.. parę miesięcy temu… ujrzałem światło Wszechstwórcy. Postanowiłem naprawić, to co udało mi się zniszczyć. A szkód, nie chwaląc się, wyrządziłem niemało.

- Niestety, jak zapewne widzicie, w obecnym stanie, nie mam już siły, by samemu naprawić grzechy mego życia. Do tego, moi… politowania godni wrogowie... są coraz bliżej. Tylko czekają, aż zdradzę się jakimkolwiek działaniem.

- Dlatego potrzebni mi jesteście wy… - przerwał -

- Ah. Tak. Widzę, że zauważyliście też mój mały prezent…

Na waszych nadgarstkach połyskiwały ciasno leżące, miedziane obręcze. Ich powierzchnia zamigotała i przez chwilkę dało się na niej dostrzec zmieniające się cyfry. Jakby… odliczanie?

- Taaaak.. - wziął głęboki oddech - bransolety to następny temat..

----------------------------------------------------------------------------------------


AKT PIERWSZY


- Widzicie… nasi przodkowie byli niesamowicie pomysłowi… Te cudeńka, które tak wdzięczne połyskują na waszych nadgarstkach, były kiedyś wręczane najgroźniejszym przestępcom. Jednak nam przydadzą się jako narzędzie pracy…

- Oczywiście, najtrudniej było zdobyć odpowiednią obręcz dla naszego potężnego przyjaciela – spojrzał z fałszywą sympatią na stojącego pod ścianą voroxa - A i nie łatwo było go tu zaprosić. Biedny pan Avalkado, którego wcześniej poznaliście, poskarżył mi się, że z jego cennego biurka zostały tylko drzazgi… Naiwnie sądziliśmy, że potrójna dawka środka usypiającego wystarczy…

Ale wróćmy do rzeczy istotniejszych…

- Obręcze zawierają program, który na bieżąco będzie informował was o dalszych częściach zadania. Będzie również monitorował wasze położenie. Kiedyś służyło to organizacji pracy w koloniach karnych… O dziwo obręcze działają nawet po przeniesieniu na inną planetę… Nie radziłbym jednak przy nich grzebać – spojrzał wymownie na inżyniera – mają mechanizm obronny, który znacznie przyspiesza działanie trucizny.

- Tak… Widzę, że odliczanie i wspomniana trucizna was trochę niepokoją… Rozumiem wasze… obawy ale na moim miejscu postąpilibyście tak samo… Trucizna, którą wstrzykują do krwiobiegu, uaktywni się dopiero wtedy, gdy znacznie oddalicie się od celu podróży, bądź odliczany czas się skończy. Nie musicie się jednak martwić… Ustawiłem czas tak, by nie stało się wam nic złego. Oczywiście tylko wtedy, gdy nie postanowicie uciec z powierzonymi wam środkami…

- I tym samym przechodzimy do części najistotniejszej dla was – wypuścił powietrze z chorych płuc – pieniędzy…

- Spójrzcie na stolik po lewej…

Dopiero teraz zwróciliście uwagę na niski, drewniany mebel, stojący blisko pod ścianą. Leżała na nim sterta jakichś niebieskawych papierów, związanych czerwoną wstążką…

- To… moi drodzy… Są pieniądze, które umożliwią wam rozpoczęcie waszego zadania… Trzydzieści.. tysięcy feniksów… w czystych papierach kredytowych Sędziów.

Z zadowoleniem obserwował waszą reakcję - Oczywiście nie starczy wam to na wypełnienie całego zadania. Niestety… pobranie większej ilości, mogłoby zwrócić na was uwagę moich wrogów. Z czasem będziecie musieli więc wykorzystać te pieniądze, by zarobić ich więcej... W ten sposób unikniecie tez podejrzeń ciekawskich ludzi, którzy mogliby sprowadzić na was zgubę…

- Po… wykonaniu zadania, obręcze wskażą wam ostatni punkty podróży. Tam mój zaufany człowiek wypłaci wam nagrodę zależną od waszych poczynań. Poza tym będziecie mogli zatrzymać wszystko to, co kupiliście za przekazane wam pieniądze.

Ponownie spojrzał na inżyniera, jakby próbując zrozumieć i wyprzedzić jego proces myślowy – Jeśli byście się przypadkiem nad tym zastanawiali… obręcze nie wysyłają żadnych sygnałów ani ich nie odbierają. Nie da się ich wiec ani ich oszukać, ani użyć do wyśledzenia was w czasie wykonywania zadania.

- Gdy będziecie zbliżać się do jednego z wytyczonych wam celów, włączcie w obręczach funkcję nagrywania. Te nagrania zostaną później zebrane i wycenione przez osobę wypłacająca wam wynagrodzenie… Jeśli jednak… któremuś z moich wrogów udałoby się was wyśledzić, nie miejcie litości. Żaden z nich nie uwierzy wam, jeśli opowiecie o waszej… prawdziwej misji.

- Szczerze mówiąc, sam nie jestem pewien, co zastaniecie na miejscu i w jaki sposób będziecie w stanie naprawić wyrządzone przeze mnie szkody… minęło tyle czasu… Ale za to w końcu wam płacę!

Potężny wybuch kaszlu przerwał jego słowa. W tym samym momencie, nad wami rozległ się niesamowity huk. Gorące powietrze i gryzący pył wypełniły całe pomieszczenie. Gdy otrząsnęliście się z szoku, usłyszeliście zewsząd krzyki walczących ludzi. Wrzaski mieszały się z charakterystycznym terkotem broni maszynowej. Po chorym starcu nie było śladu. Na środku pomieszczenia powiewała już tylko zapylona, plastikowa zasłona, mieniąca się teraz wszystkimi kolorami tęczy… jak.. zepsuty wyświetlacz ?

Najpotężniejszy z ochroniarzy wcisnął w ręce Andiomene pogięte papiery i skierował was szybko do jednego z podziemnych korytarzy. Gdy tylko zeszliście pod ziemię, następny ciąg eksplozji wstrząsnął otaczającą was rzeczywistością. Strzelający ludzie zdawali się zbliżać. Usłyszeliście świst kul i jęk żołnierza biegnącego za wami. Po nim rozbrzmiały następne wystrzały… Wbiegliście w istny labirynt zakrętów, skrzyżowań i ślepych korytarzy. Na szczęście towarzyszący wam vorox coś wyczuł. Wyprzedził was i gardłowym głosem nakazał biec za sobą. Widać było, że wąskie ściany kamiennego tunelu boleśnie obcierają mu ciało.

Po paru długich chwilach, wydostaliście się z mrocznych korytarzy na światło dziennie. Wbiegliście w zaśnieżony las Malignatiusa i zatrzymaliście się dopiero wtedy, gdy dźwięki walki za wami ucichły. Chyba nikt was nie ścigał…
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 02-08-2009 o 01:12.
Tadeus jest offline  
Stary 21-03-2009, 02:37   #2
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Mężczyzna o oliwkowej skórze opuścił tunel zaraz po voroksie. Trudno było ocenić jego sylwetkę pod grubym ubraniem, ale nie prezentował się szczególnie okazale. Mimo to po długim biegu ledwo złapała go zadyszka, kondycję więc musiał mieć całkiem niezłą. Miał ciemne, kręcone włosy, które właśnie starał się ukryć pod kapturem.

Jedyną jednak cechą, która mogła przyciągnąć na moment uwagę, była twarz. Surowe rysy twarzy, ściśnięta szczęka i ciemne, gniewne oczy. Niemal oczekiwało się, że zacznie warczeć. Albo wrzeszczeć. Albo gryźć. Zważywszy na okoliczności, nie było to zupełnie dziwne.

Rzeczywiście, Duncan Masseri był wściekły. To miało wyglądać zupełnie inaczej. Człowiek, z którym rozmawiał wcześniej, wyglądał na całkowicie poważnego i gadał całkiem do rzeczy. W dodatku zapłatą miała być ziemia, i to całkiem sporo. Z pewnością nie było mowy o uśpieniu narkotykiem i założeniu jakiegoś demonicznego artefaktu wstrzykującego truciznę.

- Jeszcze pogadamy, dziadu - wysyczał szlachcic, zaciskając dłonie w pięści. Na nieszczęście, dziad sprawiał wrażenie, jakby niewiele mu już życia pozostało. Ściśnięcie jego ptasiej szyjki prawdopodobnie jedynie skróciłoby mu męki na tym padole łez. Ta myśl zdecydowanie nie poprawiała humoru.

Duncan spojrzał więc na ludzi, z którymi przyszło mu dzielić niedolę. No i jednego obcego. Odsunął się nieco od sześcionogiej, zębatej kupy futra. Ktokolwiek wpadł na pomysł, żeby to puścić luzem, musiał mieć problemy z głową. Bestia już na pierwszy rzut oka wyglądała mu na nieobliczalną.

- Dobrze zatem - jego głos faktycznie przypominał warczenie - Skoro się już w to wpakowaliśmy... Baronet Duncan Masseri. Chwilowo współpracujący z Pośrednikami. Wychodzi na to, że będziemy przez jakiś czas... hmm... działać we wspólnym celu.

Ton i spojrzenie wskazywały jednak, że ani trochę mu się to nie podoba...
 
Gantolandon jest offline  
Stary 21-03-2009, 13:08   #3
 
NHunter's Avatar
 
Reputacja: 1 NHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemu
Młody chłopak stał z boku, przyglądając się reszcie 'drużyny'. Myslał o tym, czego własnie się dowiedział.

Wcale mu się to nie podobało. Bransoleta z trucizną, ogłuszanie... Nie tak się wszak traktuje osobę pochodzącą z Hawkwoodów. Ale cóż mógł poradzić? I co to mogły być za zadania? No cóż... Wkrótce powinien się czegos dowiedzieć. Pozostawało mu czekać.

Alexander przetarł swoje błękitne oczy i jeszcze raz spojrzał na nowych znajomych.
Szczególną uwagę zwrócił na piękną damę trzymającą stertę papierzysk.
- Jeden promyk słońca na tym lodowym pustkowiu - mruknął do siebie tak, aby nikt go nie usyszał.

Następną postacią, która przyciągnęła jego uwagę była wielka, włochata bestia, z mnóstwem rąk i grubym futrem.
Szlachcić zauważył, że człowiek, który przedstawił się jako Duncan Masseri patrzy na olbrzyma z wyraźną niechęcią.
W ciągu swojego krótkiego życia, chłopak nauczył się, że nie należy sądzić ludzi po pozorach. Obcych zresztą także.

W końcu postanowił się odezwać:
- Nazywam się Alexander Sunne Raver Hawkwood, miło mi was poznać. Pan Ducan ma rację, przez jakis czas będziemy... zespołem i mam nadzieję, że razem uda nam się wykonać narzucone nam cele. I proszę, mówcie mi Sunne.
Usmiechnął się na tyle miło, na ile pozwalał mu strapiony umysł.
 

Ostatnio edytowane przez NHunter : 21-03-2009 o 13:11.
NHunter jest offline  
Stary 21-03-2009, 15:27   #4
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Ciemnooka, wysoka i szczupła dziewczyna, o lekko oliwkowej cerze, otrzepała ze śniegu nogawki spodni, jej długie ciemne włosy wysypały się przy tym ruchu z kaptura podbitej futrem kurtki. Nie znosiła śniegu, nie cierpiała ogólnie wychodzić na puste, otwarte przestrzenie, a ta zimna planeta przyprawiała ją o ciarki. Wokoło tylko wysokie drzewa, była wściekła. Dobrze czuła się tylko w miejscach cywilizowanych, a najlepiej za sterami pojazdu w nieskończonej kosmicznej przestrzeni. Za sprawą zaś tego chodzącego trupa znalazła się w lesie, do tego w towarzystwie istoty, którą tylko przy dużej dozie optymizmu można było nie pomylić ze zwierzęciem. Z tego zresztą co wiedziała o Woroxach, oni sami swoich dzikich pobratymców uważała za dzikie zwierzęta. Na wszelki więc wypadek wolała się trzymać z daleka od tego czegoś... nie wiadomo jaki miało stopień ucywilizowania...
Jeszcze do tego te bransoletki! Przecież za dobrą kasę zgodziła by się na każdą robotę, nie potrzebowała zachęty w postaci trucizny w krwioobiegu, wystarczyłaby zupełnie ta sterta szeleszczących papierków. Miała swoją dumę i jak podjęła się roboty to jej dotrzymywała, no chyba że ktoś rozwalił jej statek i wysadził cały ładunek w powietrze, ale to przecież nie była jej wina, że nie dokończyła ostatniego zadania. Wolała nie wracać pamięcią do tych wydarzeń, za bardzo bolało!

Schowała trzymane w ręce banknoty do kieszeni i zwróciła się do pozostałych:
- No dobra jestem Andiomene Valentine, to jest Amx-Rot – wskazała na stojącego obok blondyna, potem popatrzyła na wymuskanego elegancika i dodała – i możecie do mnie mówić komandorze - parsknęła lekko – A tak poważnie. Ktoś ma pomysł gdzie jesteśmy i jak dojść do jakiejś cywilizacji?

Czekając na odpowiedź przyjrzała się wnerwiającej nadgarstkowej ozdobie. Była dziwnie milcząca, a przecież ten staruch mówił coś, o tym, ze poinformuje ich o zadaniu. Czyżby przez eksplozję coś uległo uszkodzeniu? Tego tylko brakowało!
- Amx wiesz może jak działa to cholerstwo?
 
Eleanor jest offline  
Stary 21-03-2009, 15:30   #5
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Na tle śniegu bestia okazała się być o wiele milsza dla oka, niż w ciemnych pomieszczeniach i tunelach. Światło dzienne podkreślało jasne, niemalże białe umaszczenie. Oczywiście vorox nie był całkiem biały. Przez całą długość grzbietu biegła szara pręga rozszerzająca się lekko przy łopatkach, a każda kończyna płynnie przechodziła od bieli do prawie idealnej czerni na końcach. Dzięki temu umaszczeniu było w nim coś szlachetnego, coś odciętego od brutalnego i prymitywnego wizerunku ich rasy.

Na piersi krzyżowały się pasy czarnej skóry stanowiące uprząż, która mogła służyć tak za ozdobę, jak i mocowanie wszystkich przydatnych rzeczy, głównie broni i innych sprzętów. Za wyjątkiem pasów skóry nie było nic więcej, jedynie bransoleta połyskujące teraz światłem i kompletnie odcinająca się od ciemnego umaszczenia łap.

Teraz stworzenie stało nieruchomo kręcąc czasem głową na różne strony. Vorox był na czymś wyraźnie skupiony i nie dawał po sobie poznać o co dokładnie chodzi. Dopiero po dłuższej chwili poruszył się, rozmasował obolałe ramiona i powoli, acz pewnie, ruszył w stronę towarzyszy z przypadku. Nie był w żadnym stopniu onieśmielony, ani nie wykazywał nawet śladu zdenerwowania. Można by nawet zaryzykować iż w ogóle nie było po nim widać nawet śladu emocji. Wyraźnie był w tym szkolony, może nawet naprawdę nie odczuwał ani odrobiny strachu czy zdziwienia, jakby był gotowy na wszystko od dziecka.

Gdy podszedł zwrócił się do towarzyszy tego niefortunnego spotkania.
- Nic wam nie jest? Nie oglądałem się nawet, czy biegniecie za mną. Nie chciałem stracić impetu, gdyby ktoś stanął nam na drodze. - Jego głos był głęboki i zdawał się wprawiać w wibracje całe ciało. - Zdaje się, że teraz Wy będziecie moim angerak na jakiś czas.
Przez chwilę przyglądał się zdziwionym twarzom. Na pewno nie wszyscy znali jego rodzimy język, więc wyjaśnił.
- To nasze stado, paczka która trzyma się razem. Teraz jednak musimy się stąd wydostać i chyba nie mamy czasu na rozmowy o językach. Wyczułem w powietrzu zapach garbarni i smród miasta. To prawie na pewno Nowy Jakovgrad, nie sądzę abyśmy byli daleko.

Po chwili zastanowienia wskazał kierunek. Dorzucił jeszcze kilka słów komentarza, po czym kolejne kilka chwil trwał w bezruchu. Tym razem chyba czegoś nasłuchiwał. Słyszał, jak walka się kończy i wszystko powoli milknie. Mogło to zwiastować chwilowy spokój, albo poważne kłopoty, zatem ponownie zwrócił się do zebranych.

- Musimy stąd ruszać. Niedługo może się tutaj zrobić dla nas równie niebezpiecznie, jak w środku tej przeklętej konstrukcji. - Powaga w jego głosie sprawiała iż brzmiał on jeszcze silniej i bardziej przenikliwie niż wcześniej. - Podejrzewam, że kompletnie was to nie interesuje, ale jestem Bruggbuhr. Możecie mówić po prostu Bru, jeśli nie potraficie wymówić mojego imienia.
 

Ostatnio edytowane przez QuartZ : 21-03-2009 o 17:02.
QuartZ jest offline  
Stary 21-03-2009, 17:46   #6
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Amx spokojnie przyjrzał się bransolecie, którą dostał w prezencie od ich nowego pracodawcy. Fajne cacko, chociaż pechowo nie dało się go zdjąć. Ciekawe czy było wytrzymałe, miedź nie była mocnym stopem, chyba, żeby zmieszać ją przynajmniej z tytanem. Ale uzyskać taką barwę, no no. Sam swojego czasu stworzył trochę różnych lokalizatorów, wiedział na czym to polega, ale bez prześwietlenia tego urządzonka nie miał pojęcia jak je rozbroić. No i jeśli stop zawierał też ołów, to odczyt może okazać się błędny, trzeba było pomyśleć nad tym ze spokojem. Przesunął palcami po całej dostępnej powierzchni nowej zabawki, próbując wyczuć jakieś namacalne załamania czy inne ślady połączenia materiału. Jeśli wykonali to starannie to nic nie wyczuje, ale należało zbadać. Zaś jeśli tamten mówił o nagrywaniu i ogólnej obsłudze tego, Amx był pewien, że jakoś się to włączyć dało. Toteż próbował przez jakiś czas.

Dopiero potem zdał sobie sprawę, z toczącej się właśnie rozmowy. Andi zdawała się go już przedstawić, więc nie mieszał się do tego. Rozejrzał się tylko uważnie, lustrując przez chwilę każdego z obecnych, najdłużej zatrzymując wzrok oczywiście na voroxie. Oddychał już całkiem spokojni, bieg nie wykończył go za bardzo, trzymał się zresztą na samym końcu stawki.
Amx był całkiem wysokim, chociaż na pewno nie atletycznie zbudowanym mężczyzną, o dość nieokreślonym wieku, ale pewnie bliższym trzydziestki niż dwudziestki. Ciepłe ubranie maskowało jego posturę, zaś okulary odbijające światło w dużej mierze zakrywały mu oczy.

Przerwał swoje obserwacje, gdy odezwał się ten duży futrzak. Obcy byli dziwaczni, zwłaszcza ci, którzy pojęli cywilizowany język. Ale mieli niezły nos. Obejrzał się za siebie tylko raz, ale nawet nie myślał o powrocie tam i zdobyciu jakiejś broni. Zabrano mu co prawda pistolet laserowy, ale niewiele więcej, cały swój sprzęt zostawił w wynajętej razem z Andiomene kwaterze. A teraz pragnął tylko do niej wrócić.
-Lepiej chodźmy.
Jego głos był spokojny, opanowany i raczej niski. Nie wydawał się go używać zbyt często. Skinął na "panią komandor" i ruszył w las, w kierunku wskazanym przez voroxa. Znając zaś naturę kobiety, starał się też trzymać blisko niej. Tak w razie czego.
 
Sekal jest offline  
Stary 21-03-2009, 18:38   #7
 
NHunter's Avatar
 
Reputacja: 1 NHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemu
Sunne przeczesał palcami swoje, ciemne włosy. Spojrzał na Amxa ruszającego w las. Nie widząc innych perspektyw, ruszył za nim, rozglądając się co jakis czas.

Wciąż nie był pewien, czy nikt nie będzie ich scigał. W końcu ten staruszek wspomniał o tym, że ma jakichs wrogów, więc należałoby się spodziewać, że skoro oni dla niego pracują, to i oni pewnie staną się celem ataku.

Rzucił okiem na bransoletę na ręku. Znawcą nie był, ale starał się mimo wszystko odkryć, jak udało im się to wcisnąć na jego nadgarstek. Przecież nie było żadnych sladów zapięć, ani niczego w tym stylu.
- Ma ktos pojęcie, co to może być za trucizna, o której wspomniał ten starzec? - rzucił w przestrzeń, choć tak naprawdę nie spodziewał się odpowiedzi.
 

Ostatnio edytowane przez NHunter : 23-03-2009 o 16:03.
NHunter jest offline  
Stary 21-03-2009, 21:46   #8
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Idący z tyłu Bruggbuhr słysząc słowa Alexandra doznał nagłego olśnienia. Myśl przyszła mu do głowy nagle i niespodziewanie, a w dodatku była całkiem szalona. Mimo to odważył się wypowiedzieć ją na głos.

- My, voroxy jesteśmy z natury o wiele bardziej odporni na trucizny, niż ludzie. W mojej bransolecie prawie na pewno jest trucizna identyczna, co w waszych, więc może gdyby udało się znaleźć dobrego medyka, który działa w szarej strefie? Mielibyśmy wtedy szansę dowiedzieć się więcej. Nie wiem czy to ma sens, nie znam się na tym. Warto jednak spróbować, chociaż żeby dowiedzieć się od jednego z nich czy jest możliwość, żeby znaleźć jakąś odtrutkę ...

Dobrze wiedział, że nie ma na to szans i jeśli jest bransoleta zaprojektowana dla jego rasy, to i trucizna też jest dla niej przeznaczona. Mimo to świetnie rozumiał, że coś trzeba zrobić. Chciał wierzyć, naprawdę chciał wierzyć w to, że jest wystarczająco silny aby z pomocą sprawnego lekarza oprzeć się trutce z bransolety.
 

Ostatnio edytowane przez QuartZ : 21-03-2009 o 22:56. Powód: Poprawki stylu, sens utrzymany.
QuartZ jest offline  
Stary 22-03-2009, 00:49   #9
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Mimo usilnych starań, nie udało wam się wypatrzeć w obręczach żadnych szczelin, mogących świadczyć o obecności mechanizmu zapięcia. Ostrożne poruszanie bransoletami na boki, udowodniło jedynie, że w niewiadomy sposób trzymają się mocno skóry. Ciężko było określić, czy są przyklejone, przyssane, czy korzystają w tym celu z jakiejś dawno zapomnianej technologii. Dopiero, gdy postanowiliście zbadać je dotykiem, okazało się, że po obu stronach znajdują się małe, szorstkie punkciki, których nie dało się wcześniej wykryć wzrokiem . Eksperymentowanie z punktami, w końcu doprowadziło was do sukcesu. Gdy objęliście obręcz, kładąc na punktach kciuk i palec wskazujący, ukryte ekraniki ożyły…


Niech pochwalony będzie Wszechstwórca!

Wasze pierwsze zadanie
czeka na was w kolonii karnej Atshen,
znajdującej się pod powierzchnią Julki,
jedynego księżyca Malignatiusa.
By móc się tam dostać,
potrzebować będziecie dwóch rzeczy.
Własnego statku i specjalnej licencji,
pozwalającej na handel z pozaplanetarnymi
zakładami karnymi.
O obie rzeczy powinniście subtelnie
popytać w Nowym Jakovgradzie,
w okolicach portu kosmicznego.
Moje źródła donoszą, iż mieszkająca
tam kobieta o pseudonimie „Walkiria”
od lat próbuje sprzedać sprawny statek
na czarnym rynku.

Drugą część zadania otrzymacie po
opuszczeniu atmosfery Malignatiusa.

„I choć wątpił w jego słowa,
podążał za nim, bo wielki był
płomień w jego sercu”
……………..

13d 22h 15min
……………….

Nagrywaj/Przerwij


Gdy tylko ruszyliście w drogę, Malignatius pokazał swe złośliwe oblicze. Wyjący, mroźny wiatr uderzył w korony drzew, wzniecając gęste chmury śniegu. Po chwili zimny puch zaczął padać również z nieba. Widoczność spadła do kilku metrów. Podmuchy wiatru raz po raz uderzały w waszą grupę, zwiewając kaptury i odbierając resztki cennego ciepła. Tylko towarzyszący wam voroks wydawał się zadziwiająco spokojny. Najwyraźniej śnieżyce Malignatiusa nie były dla niego niczym nowym. Parł dalej przed siebie, strzepując czasem od niechcenia narastające na plecach warstwy śniegu. Przyłapaliście się na tym, że podświadomie staracie się iść blisko niego, tak by masywna sylwetka chroniła was przed bezlitosnym wiatrem. Z czasem wichura stawała się coraz silniejsza. Widać było, iż nawet Bruggbuhr zaczyna nerwowo rozglądać się za jakimś schronieniem, w którym można by przeczekać szalejący żywioł.

Nagle wiatr… tak niespodziewanie jak się pojawił… zniknął. Ostatnie płatki śniegu zatańczyły w powietrzu i spadły na ziemię. Za wiecznie szarymi chmurami Malignatiusa, nieśmiało pojawił się bladożółty owal słońca. Odetchnęliście z ulgą.

Jednak spokój nie trwał zbyt długo. Gdzieś wysoko na niebie rozbrzmiał zwielokrotniony chrobot silników spalinowych. Z unoszącej się nad wami chmury wystrzelił nagle olbrzymi, czarny kształt. Osmolony, pokryty skórami sterowiec przeleciał nad lasem, zostawiając za sobą szeroki, czarny ślad spalin. W pierwszym momencie chcieliście się ukryć, obawiając się pościgu. Zauważyliście jednak liczne sieci i kosze przyczepione do gondoli. Wypełnione były po brzegi futrami, porożami i mięsem upolowanej zwierzyny. Myśliwi wracali do miasta… Nie zdążyliście jeszcze pożegnać wzrokiem pierwszego sterowca, a drugi wyłonił się z chmur po lewej. W jego potężnej, pojedynczej sieci bezwładnie spoczywało ogromne cielsko Bestii Aarlu – miejscowego morskiego ssaka, który w wierzeniach pierwotnych mieszkańców planety uchodził za zwierze święte. Ten sterowiec był jeszcze głośniejszy od poprzedniego. Hałas, który produkowały jego silniki, echem roznosił się po całym lesie. W tym samym momencie opary z pierwszego wehikułu opadły do poziomu gruntu. Zaczęliście się krztusić. Zdążyliście już wcześniej poznać i znienawidzić ten zapach - Było to Petroneum, miejscowy olej ziemny. Niesamowicie wydajny ale o obrzydliwych, mdlących oparach. Gdyby tego było mało, silniki pod niego zoptymalizowane wytwarzały niewyobrażalne ilości hałasu. Niestety mieszkańcom Malignatiusa te wady zdawały się nie przeszkadzać, co prezentowali w miastach na każdym kroku. Aż za dobrze pamiętaliście nieprzespane noce, spowodowane sąsiadami, którzy akurat o północy potrzebowali w domu pieprzonego prądu!

Podążając śladem spalin wkrótce dotarliście do miasta. Nowy Jakovgrad, planetarna stolica. Szaro-czarne miasto wypełniało dno ogromnej, nadmorskiej doliny. Weszliście między domy... i znowu zaczął padać śnieg...

 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 25-05-2009 o 20:11.
Tadeus jest offline  
Stary 22-03-2009, 10:08   #10
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Po ucieczce z tuneli Mesto, przeniósł się na tył grupy, aby zabezpieczyć tyły przed ewentualnym pościgiem. Po dotarciu w bezpieczniejsze miejsce, pierwszą rzeczą jaką zrobił, było zbadanie bransolety, starał się zrobić to jak najdokładniej, następnie obejrzał z kim przyszło mi wyruszyć na te samobójcze misje. Cieszył się chyba najbardziej z Voroxa, miał wiele razy okazję stawać przy nich do walki i był teraz szczęśliwy, że jeden z nich jest tu. Zwłaszcza, że niema broni. Obejrzał się dookoła wypatrując, czy niema jakiegoś odpowiedniego drąga, choć wiedział, że znalezienie czegoś, co nadawało by się do walki, będzie graniczyć z szansą, znalezienia statku do miasta. W tym czasie, słuchał co mówi reszta jego nowego oddziału.
Dwóch szlachciców i do tego jeden Hawkwood, gorzej być nie mogło, nie chciał być zmuszony, aby ich zabić na samym początku. Z drugiej strony, nie miel teraz żadnej broni, więc miałby olbrzymią przewagę.
Następnie przedstawiła się kobieta, pewnie z gildii, zwłaszcza, że marzyła o byciu komandorem, i ten jej towarzysz.

No cóż, wróćmy do sprawy Hawkwooda, może o mnie nie słyszał. Najlepiej sprawdzić jego reakcję, dlatego odezwał się silnym głosem, takim który w samym brzmieniu przywykł do tego, że rozkazy które wydaje, są wykonywane.
- Mówcie do mnie Mesto, - po wypowiedzeniu patrzył uważnie na młodego hawkwooda - dobrze by było, abyśmy poznali swoje mocne strony, tak abyśmy choć trochę wiedzieli na co możemy od kogo liczyć.
Jeśli chodzi o mnie, uznajcie mnie za żołnierza. -
Doszedł do wniosku, że ma na razie potrzeby, aby mówić im gdzie służył w armii.
Nagle Vorox powiedział, żeby lepiej z tą znikać. A ten co wcześniej milczał ruszył do w kierunku wskazanym przez Voroxa i określonym jako miasto.
Mesto poprawił swój płaszcz, i przykrył dokładniej pancerz. Miał zbroję jako jedyny i nie wiadomo czy to temu czy z innych powodów, nie wydawał się marznąć tak jak inni, choć może tylko udawał.

Droga do miasta okazała się długa, utrudniona przez zamieć. Po drodze, część zaczęła dyskutować o zdjęciu bransolet. Głupi pomysł, bo jeśli Mesto dobrze sądził, to starzec dotrzyma umowy, a bransolety to pewnie jego zwyczaj ubezpieczenia wszystkiego. Gdy tam jednak dotarli, trzeba było robić coś dalej.

- Proponuję, aby każdy z nas udał się po to co uzna za konieczne, na takiej wyprawie, a następnie spotkamy się w porcie kosmicznym. ktoś zna tę Walkyrię? Może wy panowie szlachcice macie jakieś kontakty w swoich domach rodowych? Myślę, że możemy się spotkać, w kantynie przy porcie kosmicznym, za jakieś pięć godzin. -
 
deMaus jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172