Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-06-2009, 11:10   #21
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
"Prosimy o zachowanie spokoju. Został wprowadzony stan najwyższej gotowości. Na radarze został dostrzeżony obcy statek, nie mamy jednak pewności czy jest wrogo nastawiony."

Kyle uderzył o posadzkę. Strażnik przygniótł go łokciem i zamarł słysząc komunikat. Po paru sekundach wzruszył ramionami, docisnął Scruffy'iego do podłogi i zatrzasnął kajdanki na jego nadgarstkach.
Kufa, poszedł mi ząb...
- No dobra teraz pójdziesz ze mną- uśmiechnał się szyderczo strażnik
Nie było sensu stawiać oporu. Kyle potulnie został odprowadzony do aresztu.
Co mi kurfa zrobią, pocieszał się. Przecież nie będą mnie utrzymywać w areszcie do końca życia, a ze statku mnie też raczej chyba nie wyrzucą. W końcu wypuszczą, albo dadzą coś do roboty. Zdrówko!

Wrzucili go do sterylnego pomieszczenia, wyglądającego trochę jak izba wytrzeźwień na ziemi. Wyścielane gąbkami ścian. Przerażająco biała farba pokrywająca pokój znikała jedynie w miejscu gdzie stała ławka. Za Scruffy'm zatrzasnęły się drzwi. Menel usiadł na ławce, kurcząc przy klatce skute nadgarstki
- SUKINSYNY!- ryknął, gdy zamykały się drzwi. Kyle wyciągnął kopyta i czekał w ciszy.

"Zagrożenie zostało odwołane, nie ma się czym martwić"

Przewrócił oczami. Co mnie to obchodzi? Skąd wogóle dochodzi komunikat, przecież w tym pomieszczeniu nie ma głośników!
Minął pewien odstęp czasu.
Zamek cicho się otworzył
Do pomieszczenia wszedł inny mężczyzna, nie ten który pojmał Kyla. Usiadł na krześle naprzeciwko niego i zapalił papierosa.
- No dobra, wiemy że nie było cię na liście pasażerów. Więc jak się tutaj dostałeś – rzucił groźnie.
Kyle spojrzał na niego spode łba. Następnie pokazał środkowy palec.
-Daj fajka, to może zachce mi się gadać
 
DeBe666 jest offline  
Stary 03-07-2009, 13:13   #22
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
- Wszystkie statki muszą być doprowadzone do stanu użytkowania, nie wiemy kiedy przyjdzie nam spotkać się z wrogiem. Proszę byście jak najszybciej naprawili usterki. Ja tymczasem powiadomię Aurorę 1.
- Oczywiś... - Albert nie zdążył dokończyć zdania.
W tym samym momencie usłyszał odgłos odkładanej słuchawki, co było równoznaczne z końcem rozmowy. Widać Komandor Kovalsky nie miał mu nic więcej do powiedzenia.

Al wyszedł z dyżurki w chwilę potem. Przekazał swoim ludziom słowa Komandora. Ochoczo zajęli się statkami bojowymi. On zaś dalej grzebał przy transportowcu...

* * * * *

"Prosimy o zachowanie spokoju. Został wprowadzony stan najwyższej gotowości. Na radarze został dostrzeżony obcy statek, nie mamy jednak pewności czy jest wrogo nastawiony."

Albert nie usłyszał komunikatu w ogóle. Testował właśnie silnik maszyny i potężne buczenie uniemożliwiło mu dosłyszenie ogłoszenia. Zadowolony, wytarł czoło przedramieniem. Obydwie ręce były uświnione różnymi substancjami, od oleju po smar. Z zadowoleniem jednak stwierdził, że maszyna nadaje się do lotu, jakby dopiero co została wyprodukowana.

"Zagrożenie zostało odwołane, nie ma się czym martwić"

Kolejny komunikat, tym razem nie przeszedł uwadze Alberta. Sam jednak niewiele z niego rozumiał, toteż poszedł do swoich ludzi. Przy okazji pozwoliłoby mu to na sprawdzenie ich pracy.
- Co to za komunikat, Thomas? - zapytał przez pobrzękujące dźwięki wydobywające się spod jednego z Astro Queenów. Thomas przerwał i wysunął się spod maszyny. Z zadowoleniem wytarł ręce o kombinezon. Dopiero teraz zauważył Giordinia.
- Al, ten tutaj jest skończony. Mówiłeś coś?
- Tak, pytałem się o co chodzi z tym komunikatem.
- Przyjaciel z mostku poinformował mnie, że jakiś inny statek zmierzał w naszą stronę. Początkowo uważali, że to Sylioni. Ale okazało się, że to rosyjski statek, który zdołał uciec z planety, tak jak my. Ci przeklęci ruscy szpiedzy pewnie znowu wykradli nam plany statków.
- spojrzał wymownie na Alberta i lekko się zaczerwienił - Nie, żebym nie cieszył się, że udało im się uciec, ale...
- Wystarczy. Dzięki za informacje. Wracaj do pracy.
- Ale mówiłem, że już tego skończyłem.
- Więc musisz wziąć się za następny. Komandor przecież kazał sprawdzić wszystko.
- Nie uważasz, że trochę za bardzo nas ciśnie? W końcu, narazie nic nam nie zagraża.
- Masz rację. Narazie nic... Ale pamiętaj, że bez sprawnych statków praktycznie nie mamy szans na przetrwanie w tej kosmicznej dżungli.
- Tak, to prawda, Mój błąd.
- No, to leć już. ja sprawdzę jeszcze innych i też zajmę się następnym.
- Dobra, szefie!
- rzucił Thomas z lekkim uśmiechem na twarzy na odchodne.

Albert przeszedł się jeszcze trochę między myśliwcami, sprawdzając jak idą prace. Z zadowoleniem stwierdził, że większość radziła sobie bardzo dobrze, mimo goniącego ich czasu. Wprawdzie nie wiedzieli, kiedy mogą być zaatakowani, ale ta nutka strachu jakby dodawała im siły do roboty.

W końcu, po prowizorycznej inspekcji, Al wrócił na poprzednie stanowisko. Zebrał narzędzia do kupy i przeniósł się pod kolejny Transportowiec. Ledwie wpełzł pod maszynę, jego bębenki zaatakował metaliczny dźwięk. Wychylił się spod maszyny.
Stał nad nim mężczyzna, którego nie znał. Ubrany był tak, jakby pracował dla agencji rządowej. CIA, FBI, coś w ten deseń. Tak przynajmniej podpowiadała mu intuicja.
- Komandor chcę się z panem widzieć – powiedział bez ceregieli - proszę za mną.
- Dobra, tylko daj mi chwilkę.


Oczyścił kombinezon z większości pyłków, lecz nie zamierzał się stroić "jak stróż w boże ciało" dla komandora. Wraz z obitym w garnitur mężczyzną skierował się w stronę kwatery Kovalskiego.

* * * * *

Po doprowadzeniu go przed kajutę Komandora, mężczyzna zniknął. Zapukał kilka razy, tak dla pewności, po czym wszedł do kabiny. Nie było w niej nikogo.
Wkrótce jednak przyszło jeszcze dwóch mężczyzn. Znał ich jednakże tylko z widzenia. Nie zajmował się praktycznie niczym innym niż zabawą w mechanika, od kiedy zadokował się na statku, więc jego zdolności psychiczne ograniczały się do zapamiętywania twarzy. Odpowiedział krótkim "Siema" na pozdrowienie... No właśnie, kogo? Bereta? Bekecta? Be...? Już nawet zapomniał, jak tamten się nazywał. Twarz kojarzył, jednak nazwisko wyleciało mu z głowy. Stanął przy ścianie, niedaleko drzwi wejściowych, opierając się o ścianę.

Do pomieszczenia wszedł Kovalsky w towarzystwie ubranego w garnitur przystojniaczka i kobiety, która miała w swojej ręce władzę, pani prezydent Laury.
- Witam. Albert Giordinio, do usług. - rzucił krótko, a po ucałowaniu dłoni pani prezydent w stylu filmowego amanta, i podaniu ręki jej asystentowi, ukłonił się tylko w stronę Komandora i zasiadł na jednym z foteli.

Komandor zaczął swoje przemówienie.
- Sprawa wygląda tak. Właśnie spotkaliśmy statek kosmiczny, z początku wydawało nam się że to Sylioni. Jednak okazało się że pochodzi on z ziemi. Dowódca okrętu jest Rosjanin imieniem Sasha. Pewnie zastanawiacie się po co was tutaj zebrałem. Widzicie, zostałem zaproszony na ich statek. Pozwolono mi zabrać ze sobą kilku ludzi. Zostaliście wybrani, ponieważ uważam was za najlepszych fachowców w swojej dziedzinie. Postaracie się dowiedzieć jak najwięcej o tamtym statku, jego technologij, uzbrojeniu i kontrakcji. Oczywiście musicie to załatwić dyskretnie.

No pięknie. Wszystko stawało się jasne dla Alberta. Wybrano ich mało, żeby nie wzbudzali podejrzeń. Każdy pójdzie w swoją stronę i zacznie szpiegować Ruskich. Polityczna wojna prowadzona była nawet w kosmosie. Nie znał się zbytnio na tym, co nazywano polityką. Nie był nią także zainteresowany w czystym tego słowa znaczeniu. Wszak jak na kogoś o włoskim pochodzeniu przystało, interesowała go głównie płeć piękna.

Do głosu doszła prezydent Laura.
- Nalegam bym ja i Wilbur również zostali dołączeni na listę, jako prezydent, jestem zobowiązana nawiązać rozmowę z przywódca tamtych ludzi. Cieszę się przy tym że nie tylko nam udało się uciec z ziemi.

Patrząc na Komandora było widać, że nie w smak mu była propozycja pani prezydent. Trawiąc informację, chyba przyznał jej rację.
- Dobrze, niech tak będzie. Spotykamy się w hangarze za godzinę. - Wtedy Kovalsky zwrócił się w stronę AlbertaPana zadaniem będzie również doprowadzić jeden z transportowców do statku w który mógłby polecieć bez narażania nas na zbędne niebezpieczeństwo.
Najwyraźniej, nie miał już nic do powiedzenia. Albert ukłonił się nisko w stronę pani prezydent, machnął ręką do pozostałych w pomieszczeniu i pierwszy wyszedł z kajuty.
- Do zobaczenia za godzinę! - rzucił i już go nie było. Musiał dla pewności sprawdzić jeszcze raz transportowiec. Wolał nie nawalić w takiej sytuacji.

* * * * *

Godzinę później wszyscy zebrali się w hangarze. Al poprowadził ich do - jak na razie - jedynego sprawnego transportowca. Wszyscy wsiedli do środka. Albert usadowił się za kokpitem i odpalił maszynę.
- Witam na pokładzie. Proszę nie zapomnieć o zapięciu pasów. Strasznie trzęsie przy wylocie, lądowania też nie należą do przyjemnych. Prosimy nie spożywać niczego w trakcie lotu, chyba że jesteście gotowi na poznanie zawartości spożytego na stołówce żarcia. - żart chyba mu nie wyszedł, bo nikt nawet się nie uśmiechnął. Odchrząknął, i tym razem już poważnie, mówił dalej. - Przewidywany czas przylotu to 16.32 ziemskiego czasu.
Albert włączył komunikator i przez chwilę rozmawiał z kimś przez radio. Po chwili dostali pozwolenie na wylot. Szybka procedura startu przebiegła sprawnie, i chwilę później byli już w przestrzeni kosmicznej.
- Za chwilę lądujemy - powiedział.

* * * * *

W chwilę potem wysiedli na pokładzie statku.
Po wymianie uprzejmości i krótkim powitaniu Komandor Equariusa został poproszony o możliwość przeszpiegowania jego statku przez Alberta, Billa i Joshuę. Wprawdzie nie ujął tego w te same słowa, ale znaczenie było takie samo. Tamten jednak wyraził zgodę, najwyraźniej nie chcąc zrazić do siebie gości.
Laura wraz z Ulissesem i Kovalskym, zostali poprowadzeni do gabinetu Sashy.
- No chłopaki, to macie jakieś ambitne punkty naszej wycieczki? - Rzucił do nich równie przyjacielskim tonem co ostatnio.
- Mamy wolną rękę i nikt nas nie pilnuje. Róbta co chceta, ja idę popatrzeć, jakie to cacka mają tu w hangarach. Ciekawe czy plany pojazdów też od nas ukradli. - powiedział trochę szorstko Albert. Zaczął już odchodzić od nich, gdy stanął i odwrócił się spowrotem. - Aha, jak znajdziecie jakiś hangar z zapasami, to dajcie mi znać przez komunikator. Postarajmy się o uzupełnienie zapasów... wody pitnej. Chyba wiecie, o co mi chodzi? - uśmiechnął się Al i już go nie było. Zniknął za rogiem, nie usłyszawszy niczego, co mogłoby świadczy o odmowie wykonania tego "nadprogramowego" zadania...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline  
Stary 07-07-2009, 12:31   #23
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Wilbur zgłosił swoją kandydaturę, a pani prezydent wyglądała na zadowoloną, bardzo zadowoloną. Czyżby jego przypuszczenia okazały się prawdziwe? W takim razie musi grać średnio rozgarniętą, absolutnie posłuszną marionetkę do momentu uczynienia z niego oficjalnego kandydata - zapewne taka postawa zostałaby wykorzystana w pełni przez kontrkandydata z Aurory 1.

-"Prosimy o zachowanie spokoju. Został wprowadzony stan najwyższej gotowości. Na radarze został dostrzeżony obcy statek, nie mamy jednak pewności czy jest wrogo nastawiony."

Taylor odruchowo rozejrzał się nerwowym wzrokiem po pomieszczeniu - oczywiście niczego nie zobaczył, wszystkie działające ekrany w gabinecie pokazywały dane statystyczne i raporty ze stanu przygotować do przeprowadzenia spisu ludności obu jednostek - żadnego podglądu na otoczenie Aurory, żadnych bulai.

- Panie Wilburg, pójdzie pan ze mną na mostek. Musimy się dowiedzieć o tym czegoś więcej.
- Tak pani prezydent.
- Dupoliz, gdy wyszli na korytarz przez ułamek sekundy na twarzy przyszłego wiceprezydenta pojawił się wyraz skrajnego obrzydzenia na myśl o samym sobie. Ile jeszcze będzie musiał słuchać się tej kobiety która od zaokrętowania jak pies aportujący piłeczkę tylko biega pomiędzy mostkiem a swoim gabinetem. "Wilburg"... nawet nie była w stanie poprawnie wypowiedzieć jego imienia. A teraz musiał podążać z mostku do kajuty komandora, Wilbur nadal nie mógł rozgryźć tej kobiety. Kim była? Prostolinijną kobietą którą natchnęło poczucie obowiązku za naród po śmierci męża? Świetnie się kamuflującą wyborną graczką której niedługo wszyscy będą tańczyć jak zagra? Kimś pomiędzy?

W pomieszczeniu już znajdowały się trzy osoby miał wrażenie że dwóch z nich już kiedyś widział ale nie miał pojęcia gdzie. W kantynie? Na mostku? W hangarze? Nieważne...

- Sprawa wygląda tak. Właśnie spotkaliśmy statek kosmiczny, z początku wydawało nam się że to Sylioni. Jednak okazało się że pochodzi on z ziemi. Dowódca okrętu jest Rosjanin imieniem Sasha. Pewnie zastanawiacie się po co was tutaj zebrałem widzicie, zostałem zaproszony na ich statek. Pozwolono mi zabrać ze sobą kilku ludzi, zostaliście wybrani, ponieważ uważam was za najlepszych fachowców w swojej dziedzinie. Postaracie się dowiedzieć jak najwięcej o tamtym statku, jego technologii, uzbrojeniu i kontrakcji. Oczywiście musicie to załatwić dyskretnie.
- Nalegam bym ja i Wilbur również zostali dołączeni na listę, jako prezydent, jestem zobowiązana nawiązać rozmowę z przywódca tamtych ludzi. Cieszę się przy tym że nie tylko nam udało się uciec z ziemi.
- Dobrze, niech tak będzie. Spotykamy się w hangarze za godzinę. -
Zwrócił się w stronę jednego z obcych mężczyzn – Pana zadaniem będzie również doprowadzić jeden z transportowców do statku w który mógłby polecieć bez narażania nas na zbędne niebezpieczeństwo.

W ciągu kolejnej godziny Wilbur podjął kilka nieskutecznych prób zmiana zdania pani prezydent na temat jej obecności w podróży na rosyjską jednostkę. Niebezpieczeństwo, rozpraszanie władzy, plotki o wadliwym funkcjonowaniu statków - nic niestety nie poskutkowało.

- Miło mi was gościć na pokładzie Equariusa.-Equarius? Przynajmniej nie nazwali go słowem ze swojego barbarzyńskiego języka - sojuz, sputnik, wostok - paskudne nazwy paskudnych statków.

- Proszę siadajcie. Więc jak się domyślam pan jest dowódcą jednego z okrętów tak?
- Zgadza się, drugim dowodzi Admirał Perly, mój bezpośredni dowódca..
- Perly, gdzieś już słyszałem to nazwisko... Kim są twoi towarzysze?
- Jestem Laura Reagan, prezydent Aurory 1 i 2. Ten młody człowiek to kandydat na wiceprezydenta Wilbur Ulysses Taylor


Wilbur zdziwiony spojrzał na panią prezydent - "młody człowiek"? - spróbował ocenić jej wiek wzrokiem, przecież był mniej więcej w jej wieku... może odrobinę młodszy.

- Wydawało mi się że pani kadencja już minęła, czy prezydentem nie powinien być Adama
- Niestety prezydent Adama zginą w jednym z ataków Sylionów, byłam więc zmuszona objąć to stanowisko .
- Aha rozumiem, przykro mi to słyszeć


Taylor na razie milczał, zdawał sobie sprawę z danej mu szansy ale musiał to wykorzystać bardzo rozsądnie. Wymiana grzeczności między dowódcami średnio go interesowała, a na dodatek jego wtrącenie się przed starszych "stopniem" mogłoby zostać uznane za... niestosowne.
 
Potwór jest offline  
Stary 14-09-2009, 23:00   #24
 
Mizuichi's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znany
Joshua Beckett

Drużyna Becketta ruszyła bez słowa, przyglądając się, wszystkim elementom statku, starając się przy tym ocenić dokładnie, czym może dysponować okręt. Nie było to jednak łatwe zadanie. Po jakimś czasie jeden z ludzi odezwał się
- Joshua, tam jest nie strzeżony interfejs, może uda mi się przejrzeć ich systemy, to da nam jaśniejszy obraz całej sytuacji – Nie czekając na zgodę czym prędzej ruszył w kierunku komputera. Tymczasem reszta podkomendnych Becketta, z nim na czele, dotarli do czegoś co wyglądało na hangary, wyglądało to było właściwe słowa, gdyż na pewno nie pełniło takiej funkcji, jedynie gdzie nie gdzie stał jakiś pojazd latający, przypominał przy tym jakiś przedpotopowy myśliwiec. Z całą pewnością Statki klasy Astro Quen, są zdecydowanie bardziej nowoczesne. Poza tymi kilkoma maszynami w przestronnym pomieszczeniu nie było nic, poza narzędziami, które wyglądały na dość pośpiesznie porzucone.
- Niezły burdel – zaśmiał się jeden z ludzi
- Zamknij się Wheyn - rzucił szybko Joshua, wiedział doskonale że w tej chwili może być obserwowany przez tuzin kamer a każde ich słowo rejestrują skrzętnie ukryte mikrofony, oczywiście wcale nie musiało tak być, jednak ostrożności nigdy za wiele.
Po chwili przybiegł mężczyzną który chciał dokładniej zbadać komputer.
- Masz coś ciekawego? – Ktoś spytał?
- Nie tutaj – odparł stanowczym głosem, lepiej wracajmy do transportowca.
Wszyscy zgodzili się co do tego że na wyższy czas na powrót, tam będę mogli w spokoju wszystko obgadać. Gdy dotarli już na miejsce ktoś spytał niecierpliwie.
- No więc jak? Co znalazłeś?
- Mają na pokładzie kilkadziesiąt głowic nuklearnych –
odpowiedział ściszając głos.


Kyle Edh "Scruffy"

Rzołnież spojrzał na Edha. Podszedł do niego, po czym wręczył poczęstował papierosem. Chwilę później, odpalił mu szluga zapalniczką Zippo.
- No więc skąd się tutaj wziąłeś... -Przerwał na chwilę - szczerość będzie nagrodzona, jednak jeśli będziesz ściemniał wtedy, nie będę mógł ci pomóc. Możesz mi uwierzyć, mamy tu kilka naprawdę przytulnych cel – uśmiechną się szeroko – Obaj jesteśmy ludźmi, jednak muszę znać całą prawdę o tym jak dostałeś się na pokład Aurory, to poważna sprawa, więc postaraj się nie pominąć żadnego szczegółu
Po chwili milczenia i wpatrywania się na Kyla wskazał na paczkę papierosów
- Mamy tego więcej, jeśli będziesz szczery może nawet uda się dla ciebie załatwić jakieś loku, przyzwoite ciuchy i pracę. Pamiętaj że jesteśmy prawdopodobnie ostatnimi ludźmi, każdy jest ważny.

Albert "Al" Giordinio

Albert nie ruszył wspólnie z Beckettem Swoje kroki skierował do miejsca gdzie jak uważał znajdują się silniki rosyjskiego okrętu, nie mylił się. Trafił dokładnie w miejsce które go interesowało. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić że napęd jest w opłakanym stanie, wyglądał jakby ktoś złożył go w ostatniej chwili nie zważając specjalnie na bezpieczeństwo. To niemalże prawdziwy cud że to działało. Gdzieniegdzie można było dostrzec pourywane kable i przewody, z niektórych była pozdzierana taśma izolacyjna. Al. Rozglądał się po pomieszczeniu z narastającą paniką, nagle spotkał młodego Rosjanin
- Co pan tu robi? – Spytał łamaną angielszczyzną.
- Dostałem zezwolenie od kapitana na swobodne poruszanie się po statku.
Mężczyzna wyglądający z pozoru na mechanika wywołał przez radio dowódcę:
- Admirale Sasha, czy zezwolił pan obcokrajowcom na swobodnie poruszanie się po okręcie
Wyglądało na to że odpowiedz usatysfakcjonowała młodego Rosjanina.
- Wszystko się zgadza – powiedział powoli, starając się mówić płynnie – Czy mogę panu w jakiś sposób pomóc, jestem odpowiedzialny za tą sekcję statku, znam te systemy jak własną kieszeń – uśmiechną się wesoło

Wilbur Ulysses Taylor

Wszyscy przez chwilę milczeli, zastanawiając się co powiedzieć. Ciszę przerwał jednak komandor Sasha
– Więc jest pan kandydatem na stanowisko więc prezydenta. – zawrócił się do Wilbura – Przyznam że zaskoczyło mnie przybycie polityków na mój okręt, może jednak zechcecie zamienić kilka słów z Prezydentem Groischiewem, jego prywatne lokum znajduje się niedaleko ja tym czasem będę mógł spokojnie porozmawiać z Komandorem Kovalskym, zapewne zanudzilibyśmy was na śmierć – uśmiechną się .
– Chętnie skorzystamy z okazji zamienienia kilku słów z prezydentem – odpowiedziała szybko Laura, jej głos brzmiał niezwykle spokojnie
Sasha kiwną głową do jednego z podwładnych stojących przy drzwiach po czym ten podszedł do Laury i Wilbura i powiedział:
- Proszę za mną, zaprowadzę was – Jego angielski był tragiczny.
Już po chwili delegacja polityczna Aurory 2 stanęła naprzeciw prezydenta Groischiewa.
- Lauro – ucieszył się wyraźnie, ile to lat się już nie widzieliśmy
- Będzie z dobrych sześć – odparła kobieta
- Mój ty Boże, jak ten czas leci – Westchną głęboko – Co się stało że nie przybył twój mąż, prezydenta Adamy również nie widziałem dobrych parę lat
Kobieta zasępiła się wyraźnie
- Te kreatury go dopadły, zestrzelono jego samolot
- Straszna wiadomość, boleję wraz z tobą nad tą stratą. Adama był wspaniałym politykiem i człowiekiem, to wielka strata

- Dziękuję, te słowa wiele dla mnie znaczą
Wyglądało na to Prezydent Laura zna się z Prezydentem Grischiewem całkiem nieźle, chciało by się rzec, że z pewnością łączyło ich coś więcej niż tylko polityka.
- Kim jesteś młody człowieku – Rosjanin naglę zwrócił się do Wilburda – zdaję się że nie mieliśmy jeszcze przyjemności

Robert Gale

Robert zmierzał w tej chwili na mostek Aurory 1, ku swemu zdziwieniu zaraz po starcie okrętów, Admirał Perly wezwał go z drugiego okrętu. Nie wiedział czego się spodziewać. W związku z nagłym pojawieniem się innego statku musiał poczekać na spotkanie z dowódcą floty, składającej się z zaledwie dwóch okrętów. Jednak teraz gdy sytuacja zdawała się umiarkować, mógł spokojnie porozmawiać z Admirałem. Wkroczył pewnie na mostek
- Sir, wzywał mnie pan – powiedział typowo wojskowym głosem.
- Ach tak – Perly poprawił okulary wpatrując się w jakąś notkę – Sierżant Rogert Gale, aktualnie w stanie spoczynku, niegdyś pracujący jako najemnik, świetny strzelec, dobry żołnierz, chociaż z pańskich akt można też wyczytać o pewnych drobnych niesubordynacjach, głównie mające związek z ignorowaniem rozkazów dowódcy
Robert uśmiecha się nieznacznie
- Jest pan Dobrze poinformowany, Admirale, jednak interesuje mnie w jakim celu zostałem przez pana wezwany?
- Zostaje pan przywrócony do czynnej służby wojskowej i awansuje na pod pułkownika w trybie natychmiastowym, uda się pan do magazynu, gdzie wydadzą panu Stosowny Ekwipunek wraz z kodami dostępu do większości zbrojowni znajdujących się na obu statkach. Będzie pan pełnił funkcję głównego szefa ochrony na Aurorze 2 jak i zarówno zostanie pan dowódcą oddziału naziemnego w razie wykrycia przez nas planety zdatnej do życie w celu jej eksploracji i oceny warunków na niej panujących. Sam pan skompletuje swój odział. W tym celu proszę się skontaktować z Komandorem Kovaskym, który jest pana bezpośrednim zwierzchnikiem na Aurorze 2, dostarczy panu komplet akt które pomogą panu w dokonaniu wyboru. Jakieś pytania pułkowniku?
Robert przez chwilę zamyślił się.
- Co jeśli odmówię Sir?
- Nie przyjmuję odmowy, jest nam pan potrzebny, ma pan najlepsze kwalifikację do tego zadania. Odmaszerować.

Jessie McMachan

Jessie właśnie odpoczywała w swojej kwaterze, po dyżurze. Była nieco podenerwowana pojawieniem się nagle jakiegoś okrętu, jednak kiedy okazało się że jest to ludzki Statek, ulżyło jej, nawet nieco się ucieszyła że nie tylko im udało się przetrwać. Teraz jednak była wykończona. Jako osoba odpowiedzialna za całe skrzydło chirurgiczne szpitala, miała mało czasu na wytchnienia. Teraz jednak po długim czasie nadarzała się okazją żeby wziąć przyjemny prysznic i nieco się przespać. Jej marzenia prysły jednak jak bańka mydlana gdy do drzwi jej kwatery zapukał młody mężczyzna ubrany w mundur wojskowy
- Witam, jestem Major Schepard, mamy dla pani pewne delikatne zadanie, jednak musi pani podpisać pewne dokumenty
- Jakie dokumenty – zdziwiła się kobieta
- Proszę zrozumieć, to ściśle tajne, musi pani podpisać zobowiązanie milczenia.
Cała ta sytuacja śmierdziała na kilometr. Jednak ciekawość Jessie ostatecznie zwyciężyła ze zdrowym rozsądkiem
- Proszę mi dać te papiery – powiedziała pośpiesznie.
Mężczyzna wręczył jej teczkę z wyraźną pieczęcią: „Ściśle tajne”. Kobieta szybko złożyła swój podpis po czym wręczyła z powrotem dokumenty, Majorowi.
- Świetnie proszę za mną
Zjechali windą na niższy poziom statku gdzie mieściły się laboratoria do których Jessie nie miała dostępu. Wszystko wydawało się w tamtym miejscu inne, dziwne, wręcz emanowała od niej tajemniczość.
- Tędy – powiedział mężczyzna wskazując nie wielkie drzwi do pomieszczenia na które według tabliczki informacyjnej, było kostnicą
- Jeśli można wiedzieć, po co zabieracie mnie w takie miejsce?
- Zaraz się pani dowie

Major chwycił za jedną z dzwigni wysuwanych komór na zwłoki. Oczom Jessie ukazało się martwe ciało istoty jakiej nigdy wcześniej nie widziała, istoty o zielonkawej skórze, dziwnie wydłużonym pysku, który po bliższym przyjrzeniu się mógł przypominać usta, nienaturalnie dużej w porównaniu do reszty ciała głowie Wyposażonej w dwie pary odnóży z których jedne przypominały zdeformowane nogi a drugie truj palczaste ręce. Jednak najdziwniejsze było to że istota ta zdawała się być przynajmniej dwa razy większa niż przeciętny człowiek, dziw bierze że znaleźli tak wielką zamrażarkę.
- Co to jest u licha – spytała zakrywając jednocześnie usta
- To właśnie jest Sylion – powiedział spokojnie żołnierz – Pani zadaniem będzie przeprowadzenie sekcji zwłok tego osobnika i pozyskanie jak największej ilości informacji o tych istotach...

Liao Jun

Mnich spokojnie medytował w swojej kwaterze, skutecznie oczyszczając swój umysł. Niebawem czeka go wiele zajęć, został bowiem poproszony o zajęcie się ogrodami które mają dostarczyć ludziom Aurory zapasów żywności. Oczywiście nie on jedn był za to odpowiedzialny, sztab botaników również dba o roślinność, jednak cóż oni mogą wiedzieć o pielęgnacji roślin. Liao powoli wstał z ziemi i ruszył w kierunku ogrodów, które miał zobaczyć po raz pierwszy w życiu. Nigdy wcześniej nie wiedział jeszcze tak ogromnego pomieszczenia, gdy staną w drzwiach nie był w stanie dostrzec nawet drugiego jego końca, Część mechanizmu była zautomatyzowana, jednak wciąż potrzebna była obecność ludzi by nad wszystkim czuwać. Do mnicha podeszła młoda kobieta, ubrana w ogrodniczki.
- Pan zapewne jest Liao Jun, proszę się rozgościć, Zaraz panu wskażę miejsce gdzie znajdują się rośliny które występowały w taranach które pan zamieszkiwał, słyszałam że posiada Pan na ich temat niesamowitą wiedzę. Może będę mogła się od pana czegoś nauczyć
Kobieta przerwała by zaczerpnąć oddech.
- Proszę i wybaczyć, nie przedstawiłam się, Jestem Catrin Longbown, czym pan się wcześniej zajmował?
 
__________________
It matters little how we die, so long as we die better men than we imagined we could be - and no worse than we feared.

11-02-2013 - 18 -02.2013 - Nie ma mnie.

Ostatnio edytowane przez Mizuichi : 16-09-2009 o 02:34.
Mizuichi jest offline  
Stary 16-09-2009, 01:36   #25
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
A miało być tak pięknie...
Robert przyzwyczaił się już do myśli o "kosmicznej emeryturze". Miał własny, całkiem przytulny pokój, skromny zapas fajek, kolekcję książek i trochę pamiątek z życia przed wojną. Do tego przyzwoitą ilość kredytów, mającą pozwolić mu na wiarę bezstresowe życie na pokładzie Aurory. Naprawdę liczył na długą, pozbawioną odpowiedzialności podróż. Oczywiście, jak zwykle, los musiał upomnieć się o jego skromną osobę i pokrzyżować mu plany.

"Awansuje na pułkownika w trybie natychmiastowym" - wspomniał słowa Admirała, brnąc przez niekończące się, metalowe korytarze Aurory 2. W zamyśleniu mijał następne skrzyżowania i łączące pokłady windy, ignorując zupełnie krzątający się wszędzie personel i pasażerów. Od czasu do czasu, spoglądał od niechcenia na mijanych żołnierzy, próbując przypomnieć sobie ich rangi i nazwiska.

"Sam pan skompletuje swój odział" - zadudniło znów w jego głowie. Nie dość, że znowu miał być odpowiedzialny za życie podwładnych, to jeszcze od jego przyszłych decyzji, zależeć miało przetrwanie misji na obcych planetach. Jeden jego błąd, moment wahania i ostatnia przetrwała wspólnota ludzi, mogła przestać istnieć... Mocno zacisnął zęby, złoszcząc się na samego siebie, że nie próbował jednak wytargować dla siebie mniej odpowiedzialnego przydziału.

Z każdą następną, gnębiącą go myślą, coraz bardziej dawał się też we znaki brak nikotyny. Zdecydowanie musiał zapalić, by uspokoić nerwy. Zajrzał więc tylko na chwilę, do siedziby sztabu komandora Kovalskiego, odbierając czekające na niego akta i skierował się do swojej kajuty. Z samym komandorem miał zamiar porozmawiać dopiero, gdy tamten wróci z pokładu rosyjskiego statku. Nie spieszno mu było zresztą do oficjalnego potwierdzenia nowej rangi i obowiązków.

Metalowe drzwi kajuty odsunęły się z cichym świstem, uruchamiając automatycznie zintegrowany system podtrzymywania życia. Wentylatory klimatyzatora z ociąganiem rozpoczęły swój zaprogramowany bieg, odsysając nagromadzony dwutlenek węgla i wypełniając pomieszczenie świeżą mieszanką tlenu. Cóż... świeżą, to jednak zbyt dużo powiedziane. Mimo najnowocześniejszej technologii nie mogła równać się z ziemskim powietrzem i pozostawał w niej lekki metaliczny posmak, który w pierwszych dniach podróży nagminnie wywoływał u Roberta mdłości. Dlatego dotychczas tak bardzo cenił czas wolny, który pozwalał mu na spacery po ogrodach botanicznych. Teraz o wolnym czasie będzie mógł zapomnieć...

Z tęsknotą spojrzał na zalegający na półce stos czekających na niego książek. Ociekające akcją, kolorowe okładki, uśmiechały się do niego zachęcająco, kusząc, by choć na chwilę usiadł i zagłębił się w awanturniczy świat dawnej Ziemi. Kusiły na próżno, zbyt dużo było bowiem do zrobienia. Położył się więc tylko na chwilę na łóżku i włączył magnetofon CD, który udało mu się kupić za grosze na pokładzie. W powietrzu rozbrzmiała jakaś stara melodia, rozbudzając na nowo dawne wspomnienia i całkiem aktualne przemyślenia.

[MEDIA]http://www.musicuploader.org/MUSIC/9710291253056934.mp3[/MEDIA]

Po skończeniu piosenki, westchnął ze zrezygnowaniem, chwycił paczkę Marlboro i opuścił pokój, kierując się do sektora rozrywkowego.

Tak jak każde ludzkie miasto, tak i Aurora miała swoją skromną spelunę. Oczywiście "Lisia Nora" nie była ani niebezpieczna, ani też zaniedbana, jak niektóre ziemskie odpowiedniki ale oferowała namiastkę "najemniczego" klimatu, porządnego okopconego baru. Choć okopconego to też lekka przesada, biorąc pod uwagę nowoczesne filtry, odsysające cały zalegający w pomieszczeniu smog i neutralizujące substancje smoliste. Nie było jednak wyboru, to najbliższe jego klimatom, co znaleźć można było w pustce kosmosu, na tej marnej łupinie, która tymczasowo zastąpić miała ludzkości utracony dom.

- Kawę z mlekiem - odarł krótko do irytująco zadbanego barmana. Ten okazał się typowym przedstawicielem zawodu, rozpoznając natychmiast zatroskaną minę Roberta.
- Może jednak coś mocniejszego?
Przez moment nowomianowany pułkownik walczył z samym sobą. Chwila etanolowego zapomnienia z pewnością pomogłaby ukoić jego zszargane nerwy... Ścisnął jednak trzymane w ręku akta, przypominając sobie ile czekało go jeszcze pracy. Pokiwał tylko przecząco głową.
- Kawa będzie musiała starczyć.

Po otrzymaniu plastikowej filiżanki zasiadł do skromnego stołu, znajdującego się w sekcji palaczy, pod wlotem klimatyzacji. Przyjemne, słabe światło pobliskiej żarowej lampki przez chwilę pozwoliło mu się poczuć jak w jednym z barów New Jersey. Po chwili w jego dłoni tkwił już zapalony papieros, dostarczając płucom i umysłowi, tak potrzebnej nikotyny. W ciszy przeglądał akta przydzielonych do Aurory 2 żołnierzy. Nie było tak źle jak sądził. Znalazło się tu paru doświadczonych komandosów, było też kilku delikwentów, którzy podobnie jak on chyba tylko cudem dostali się na pokład. Po czterdziestu minutach głowę miał już pełną nazwisk i istotnych dla przebiegu służby dat. Zamknął foldery danych, mając poukładaną już wstępną listę kandydatów do swojego oddziału. Wypadało już tylko zweryfikować swoje przepuszczenia na żywo, w rozmowie z przyszłymi podkomendnymi. Oby tylko nie zauważyli już na wstępnie jego niechęci, do całego tego przedsięwzięcia... Dopił kawę i ruszył do ostatniego zaplanowanego na dzisiaj punktu podróży.

Miejscowa kaplica o tej porze o dziwo była w miarę pusta. Paru pasażerów, jak zwykle, modliło się tylko o dusze pozostałych na planecie bliskich. Gdzieś w oddali pałętali się też kapłani różnych religii, rozmawiając przyciszonym głosem ze swoimi bogami. Robert zawsze zastanawiał się, czy tu, w pustkach kosmosu, jeszcze ktokolwiek słyszy ich modły. Czy ludzkość, opuszczając przeznaczone dla niej miejsce, nie pozbawiła się też boskiej opieki, decydując się na życie poza przysługującą im na Ziemi łaską... Postanowił jednak spróbować. Czuł wewnętrzną potrzebę związania swojego losu z czymś większym i potężniejszym od niego. Zajął więc miejsce przed krzyżem i uklęknął. Ukrzyżowany Jezus spoglądał na niego z góry, jakby z zaciekawieniem śledząc jego, wypowiadane w myślach, plany i przemyślenia. Zastanawiał się, czy w wydarzeniach ostatnich dni, nie było przypadkiem pierwiastka przeznaczenia. Czy nie był to swego rodzaju test. Szansa odpokutowania win i zrobienia czegoś dobrego na stare lata. Ciężar odpowiedzialność póki co był jednak zbyt duży, by mógł poradzić sobie z nim bez wątpliwości i strachu przed przyszłością i porażką, która w tych okolicznościach mogła mieć tragiczne skutki. Uniósł głowę, doszukując się na próżno jakiegoś znaku, mającego potwierdzić jego obawy. Jezus jednak, przez cały czas modlitwy tkwił niewzruszony, spoglądając na niego spokojnym, wszystkowiedzącym wzrokiem. Był jak ojciec, wysłuchujący wyrozumiale lęków i wątpliwości marnotrawnego, błądzącego od lat syna.

Robert wstał i otrzepał kolana. Czuł się trochę lepiej. Zrobiło mu się lżej na duszy, a rozszalałe myśli znów powróciły na dawne tory, pozwalając mu skupić się na obecnym zadaniu. Chwycił leżące przy nim pliki akt i ruszył do sektora garnizonu, gdzie czekać miał już na niego sierżant z nowymi wytycznymi.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 16-09-2009 o 02:42.
Tadeus jest offline  
Stary 16-09-2009, 17:11   #26
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
Żołnierz spojrzał na Edha. Podszedł do niego, po czym poczęstował papierosem. Chwilę później, odpalił mu szluga zapalniczką Zippo.
Kyle wciągnął dym. Pufff...Wreszcie nie musiał kitrać się ze szlugami po kątach i mógł spokojnie puścić dymka.
- No więc skąd się tutaj wziąłeś... -Przerwał na chwilę strażnik patrząc na Edha
- Szczerość będzie nagrodzona, jednak jeśli będziesz ściemniał wtedy, nie będę mógł ci pomóc. Możesz mi uwierzyć, mamy tu kilka naprawdę przytulnych cel – uśmiechnął się szeroko. Zbyt szeroko jak na gust żula. Coś kręci, pomyślał. – Obaj jesteśmy ludźmi, jednak muszę znać całą prawdę o tym jak dostałeś się na pokład Aurory, to poważna sprawa, więc postaraj się nie pominąć żadnego szczegółu.
Ta, jasne...myślisz, że coś Ci powiem? Nie wiem czy pamiętasz, na naszej byłej planecie jest takie hasło: HWDP. Akurat teraz, HWDS. To o tobie zafajdany strażniku.


Zapadło milczenie. Kyle spojrzał na markę papierosów. Podniósł brwi w zadowoleniu i dalej pociągnął dymka. Strażnik wyjął z kieszeni paczkę oznaczoną tym samym logiem co fajki. Edhowi serce zabiło mocniej.
- Mamy tego więcej, jeśli będziesz szczery może nawet uda się dla ciebie załatwić jakieś loku, przyzwoite ciuchy i pracę. Pamiętaj że jesteśmy prawdopodobnie ostatnimi ludźmi, każdy jest ważny.
Zamyślił się, po czym skinął głową i zrobił poważną minę, chociaż w duchu o mało nie sfajdał się w portki. Gość gra dobrego glinę i zajebiście dobrze mu to wychodzi. Sam fakt, że się fatygują i przysyłają do mnie jakiegoś fagasa strasznie mi imponuje. Ale tak łatwo się nie dam, trzeba wykorzystać sytuację.
Żul lekko kaszlnął.
- Okej, widzę, że jesteś cwany. Ba, potwornie cwany! Powinieneś robić coś więcej niż przesłuchiwać biednych, skutych staruszków - zrobił minę biednej psinki- Wszystko wyśpiewam, wydajesz się być facetem miłym i piekielnie inteligentym, w końcu od razu poznałeś się na moim łgarstwie.
Ostatnia przysługa, o którą Cię proszę to kopsnięcie się po jakieś procenty, bo moje zaschnięte gardło zaraz zamieni się w wiór-
zrobił najbardziej żałosną minę na jaką było go stać.
 
DeBe666 jest offline  
Stary 16-09-2009, 23:01   #27
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Bill stał na korytarzu rosyjskiego statku. Przez kilka chwil zastanawiał się gdzie udać się najpierw. Gdy tylko ogarnął to wszystko, co wydarzyło się przed kilkoma chwilami przypomniał sobie co robił wcześniej.
"Może ruscy wiedzą coś o tych kryształach" pomyślał.
Ruszył powoli korytarzem przed siebie. To, co rzuciło mu się od razu w oczy, to stan statku. W porównaniu do Aurory wyglądał tak, jakby złożono go na szybko, byle tylko był. To wszystko sprawiało, że Bill nie czuł się tu zbyt bezpiecznie. Po pewnym czasie odnalazł swój cel - warsztat. Fakt, że nim tu dotarł minął stołówkę, hangar, jakieś magazyny i pomieszczenia mieszkalne. Miejsce to również różniło się od tego na Aurorze. Zdawało się, że pracuje się tu nad jakimś strasznie tajnym projektem. Wypatrzył jakiegoś mężczyznę w białym fartuchu krzątającego się przy jakimś stoliku. Idąc w jego stronę zdał sobie sprawę z przykrego faktu - po rosyjsku umiał powiedzieć tylko "ręce do góry".
- Dzień dobry, zna pan może angielski ?
Niestety naukowiec tylko popatrzył się na niego dziwnym spojrzeniem i wskazał mu jakąś postać w drugim końcu pomieszczenia. Bill spojrzał wymownie w sufit i ruszył we wskazanym kierunku. Raz po raz rozglądał się to na prawo, to na lewo, przyglądając się pracy naukowców. Część z nich ślęczała nad projektami, które zapewne były planami statku, część zajmowała się konstrukcją jakiejś broni, część konstruowała jakieś dziwaczne urządzenia, których przeznaczenia Bill za nic nie mógł odgadnąć. W końcu jednak dotarł do celu. Stanął koło niepozornej postaci w białym fartuchu.
- Dzień dobry ... - powiedział i urwał, bo właśnie zobaczył do kogo mówił. Tego bynajmniej się nie spodziewał. Na przeciw niego stała średniego wzrostu kobieta, o czarnych włosach i brązowych oczach.
- Dzień dobry, mogę panu w czymś pomóc ? - zapytała po angielsku, lecz z mocnym rosyjskim akcentem.
- Taak, właściwie tak. Czy wie pani może co to jest ? - zapytał wyciągając z kieszeni niewielką probówkę z odłamkiem kryształu ze statku kosmitów.
 
Arsene jest offline  
Stary 17-09-2009, 17:14   #28
 
Deviler's Avatar
 
Reputacja: 1 Deviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputację
Wygodnie rozsadziwszy się na fotelu pasażera Joshua popatrzył na Wheyna, który zdawał sobie nie radzić z tą wiedzą.
- To ruscy, oni atomówki biorą nawet na zakupy do sklepu. - Rzucił przerywając pełną napięcia ciszę, zapewne starając się ją rozładować... Chociaż właściwie to z nim nigdy nic nie było wiadome. Zaciągnął się dymem z papierosa wypuszczając go nosem. Ekipa majstrów pod wodzą Becketta troszkę się uspokoiła, choć gęsta atmosfera poddenerwowania wisiała w powietrzu.
- No, chłopaki... Trzeba będzie wrócić na pokład i obejrzeć inne cuda rosyjskiej myśli technologicznej, które zabrali ze sobą z naszej cudownej niebieskiej planety w zielone plamki. - Uniósł się z kanapy kierując się do wyjścia. Zatrzymał się przy wyjściu odwracając głowę bokiem by spojrzeć na ekipę.
- I radziłbym zachowywać się naturalnie... - Opuścił transportowiec wkładając ręce w kieszenie. Ekipa poderwała się z siedzeń by podążyć za nim. Idąc wzdłuż korytarzy statku skręconego po pijaku uśmiechał się nieznacznie kopcąc jak lokomotywa pociągu grupki "uczonych". W centrum jego zainteresowań były systemy podtrzymywania życia i inne elementy, które właściwie zastanawiał się, czy nie są jeszcze gorzej skręcone niż na Aurorze I... Wyciągnowszy długopis z mikro aparatek i notes począł robić notatki odnośnie bardziej interesujących elementów konstrukcji latającej bimbrowni. Wiedział również, że w odpowiednim momencie musi zabrać ciekawskiego komputerowca, by zrobił zdjęcie informacji o bombkach, ale wolał wpierw rozładować napięcie jakie powstało w zespole.
 
Deviler jest offline  
Stary 18-09-2009, 16:26   #29
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
Kiedy młody Rosjanin skończył rozmawiać, Albert zdążył już dogłębnie rozejrzeć się po pomieszczeniu. Wyglądało na bardzo zniszczone. kable i przewody zwisały swobodnie z sufitu, a uderzając o ścianę można by zostać przywalonym przez lawinę rdzewiejących rur zwisających pod sufitem. Albo był to bardzo stary statek, albo sklecony byle jak, aby tylko udało się uciec z tej przeklętej planety.
- Dlaczego ten statek jest... - tu żeby nie użyć czegoś, co mogło być źle zrozumiane, Al musiał się zastanowić - w takim stanie?
- Cóż... Nie narzekamy na szczególną 'nadwyżkę' stali i elektroniki w przeciwieństwie do was, Amerykanów, wiec gdzieniegdzie, tnąc po kosztach zdobyło się tańsze części.


"Gdzieniegdzie? Rozglądając się po tym pomieszczeniu mogę stwierdzić, że rzeczywiście wam się nie przelewa." - przeleciało mu przez myśl.- "Gdyby nie to, że wszystko i tak kradniecie od nas, i bez inicjatywy Amerykańskich inżynierów nie było by zarówno naszego, jak i tego statku, to byłoby mi was żal"
- Czy interesuje pana coś jeszcze?
- Tak. Co z silnikami. Czy są w takim samym stanie jak reszta statku?
- Oh, silniki to całkiem inna branża. Proszę za mną.


Poprowadził go szeregiem krętych korytarzy. Orientacja w kosmosie była trudna do ujednoznacznienia, ale odnośnie umiejscowienia w przestrzeni - byliby już jakieś sześć pięter pod ziemią. Wreszcie dotarli do miejsca oznaczonego cyrylicą. Nie trzeba było być poliglotą, aby wiedzieć że dotarli do głównej maszynowni. Młody Rosjanin pchnął drzwi, ukazując ogrom czterech silników.
- Są w świetnym stanie, wycięte prosto z...
- Z Sojuza TMAT z 2013 roku.
- Oho, widzę że trafiłem na prawdziwego znawcę.
- roześmiał się Rosjanin
- Staram się. - pacnął się otwartą dłonią w czoło - No tak, nie przedstawiłem się jeszcze. - Wyciągnął rękę do chłopaka - Albert.
- Siergiej - odpowiedział odwzajemniając uścisk dłoni.

Siergiej oprowadził Alberta po rozległej maszynowni, tak różnej od tej w której on urzędował. Wskazywał rozwiązania, na które nie wpadłby normalnie myślący mechanik. Bo kto, zamiast reperować wycieki oleju, zbudowałby urządzenie do ponownego wtłaczania go spowrotem okrężną drogą?

Giordinio stracił poczucie czasu. W końcu był w swoim żywiole. Przyglądał się właśnie pracy jednego z mechaników, gdy czerwona lampa na suficie rozbłysła. Do uszu doleciał sygnał syreny.
- Co się dzieje? - podbiegł do Siergieja zdziwiony.
- Silnik numer trzy był źle zsynchronizowany. Za wysokie obroty. No, a potem krótkie spięcie i mamy pożar gotowy.
W ręce wciśnięta została mu gaśnica.
- Chodź, pomożesz nam.
- A system przeciwpożarowy?
- Nie wygłupiaj się. Chyba już dość zapoznałeś się z tym statkiem, żeby wiedzieć o takich rzeczach?
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline  
Stary 18-09-2009, 17:56   #30
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Polityk wyciągnął rękę w stronę prezydenta. -Wilbur Ulysses Taylor, obecnie senator. W przyszłości... Kto wie?- Uśmiechnął się szczerze do Rosjanina.

Prezydent Grischiew, Wilbur zanotował w pamięci. Będzie musiał przekartkować swoje dokumenty w poszukiwaniu jakiś wzmianek o nim. Zapewne nie znajdzie niczego ważnego, w końcu skupiał się w nich głównie na politykach USA ale na Aurorze powinny być biblioteka z rocznikami gazet. Taką miał przynajmniej nadzieję.

-Pamiętam jak jakieś dwa lata temu kłóciłem się z kongresmenem Witkersem na temat roli Rosji w kosmosie. Założył się że Wasze zdanię na ten temat przestało mieć znaczenie po 2011 kiedy jeden z sojuz zachaczył o ISS. Jak widać,-Ruchem ręki wskazał na otoczenie-Staruszek wisi mi teraz butelkę wyśmienitej whiskey.-Nagle sposępniał-A raczej wisiałby mi gdyby nie zdecydował się zostać na powierzchni.

-Pani Prezydent, Panie Prezydencie, jeśli wolno mi coś zasugerować to powinniśmy wysłać patrole w okolicę Ziemi żeby sprawdzić czy nie było innych statków którym udało się uciec z planety.
 
Potwór jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172