Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-08-2009, 15:47   #21
 
MrYasiuPL's Avatar
 
Reputacja: 1 MrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputacjęMrYasiuPL ma wspaniałą reputację
Skrzypek szedł do przodu patrząc na podłoże, zakryte grubą warstwą brudu i dziwnych płynów, o jeszcze dziwniejszych zapachach. Wcześniej nie wychodził dużo na zewnątrz, więc nie zauważył podobieństwa tego miejsca, do innych miast. Widział już większe, nawet to w którym się urodził pomieściło by w sobie kilka miasteczek takich jak to.

Zobaczył drzwi, wiodące zapewne do strażnicy oraz kilku "stróżów prawa". Wszedł do środka paskudnego budynku, przysłuchując się gadce o dupie Maryni. Z tego co zdążył usłyszeć, nie najgorszej. Na pewno nie gorszej niż pierwsze wrażenie sapera zaraz po ujrzeniu sali. Widok tego co znajdowało się przed budynkiem też nie pocieszał. Ale mężczyzna nie łamał się, pewnie nie było tak źle a ten widok miał odstraszać przechodniów.

„Biura Rekrutacyjnego” nie musiał nawet szukać. Widać je było stojąc w wejściu, podszedł do starucha siedzącego za biurkiem. Jęk jaki wydobył się z ust byłego żołnierza musiał być słyszalny. Nie wyglądało jednak na to, żeby monstrum siedzące na krześle to zauważyło. Teraz trzeba było zapytać się jeszcze o pracę. Chociaż niektóre pytania dosyć ciężko wychodziły z ust.

-Eee… piękna siedziba. Widziałem ogłoszenie, podobno szukacie jakiś rekrutów? Oto i oni. A raczej on, czyli ja. Przyjmiecie mnie? Nie jem dużo. Poza tym nie mam roboty a to może mi uratować życie… rzycie też! A sprzęt dajecie za darmo?

Skrzypkowi nadzieje dawało to, że pewnie i tak nie będzie musiał siedzieć razem z resztą tutaj, tylko patrolować ulice. Albo robić cokolwiek innego, byle na zewnątrz. Pewnie nikt nie zwróciłby uwagi na niego gdyby się obijał. A wynagrodzenie (nawet jeśli minimalne) było nadal wynagrodzeniem. Skoro miał być strażnikiem, gwarantowało mu to pewne przywileje, takie jak konfiskowanie dobytku przestępców. A może się mylił?

Cokolwiek go czekało, było to lepsze niż nie robienie niczego. Uśmiechnął się pod nosem wyczekując na odpowiedź człowieka patrzącego na niego.
 
MrYasiuPL jest offline  
Stary 22-08-2009, 12:56   #22
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Zadowolony ze swojego heroicznego, przynajmniej w jego mniemaniu, wyczynu, ruszył przed siebie główną ulicą Wasserdampfu. Nie zaszedł jednak daleko bo ledwie parę kroków, a już zaczepił go jakiś facet.

- Ty, Ja żem widział coś ty zrobił. - usłyszał za plecami

Gdy się odwrócił zobaczył, że gość był ogromny. Julian nigdy nie był specjalnie wysoki, toteż przy tym drągalu wyglądał jak dziecko. Już miał się zrywać do biegu kiedy na jego ramieniu zacisnęła się ogromna ręka mężczyzny. Pomysł ucieczki nagle wydał mu się niezbyt adekwatny do sytuacji.

- I ja żem sobie myślę że powinniśme se pogadać cuby inni nie wiedzieli co ja żem widzioł. Co nie? - ciągnął olbrzym - I mnie się zdaje co ty masz ciężką kiesę, a ja widzisz nie mam cię...
- Albercie? Czemu męczysz tego młodego dżentelmena - Na ratunek Julianowi przyszedł elegancko ubrany młody mężczyzna
- Ja żem widział co un...
- Na Boga! Albercie, nie obchodzi mnie co ty znowu widziałeś. Natychmiast go puść i wracaj do wozu.

Od razu widać było że drugi mężczyzna był kims ważnym. Posturą był bliższy Julianowi niż Albertowi, a jednak ten drugi słuchał go bez żadnych dyskusji. Eleganckie ciuchy, laska, sposób w jaki się w niego wpatrywał... Julian zaczął się zastanawiać, czy nie wpadł z deszczu pod rynnę.

- Najmocniej przepraszam za zachowanie mojego przyjaciela. Jest nieco nieokrzesany ale ma dobre serce i tak naprawdę to z niego jest duże dziecko. - odezwał się po chwili mężczyzna - A teraz jeśli Pan pozwoli postawię panu coś do jedzenia, znam w pobliżu niezłą knajpkę.

Nieznajomy nie czekając nawet na jego odpowiedź złapał go za ramię i pociągnął za sobą główną ulicą.

- Ależ oczywiście, będę zaszczycony. - Odpowiedział muzyk dość niezręcznie mieszając uprzejmy ton z sarkazmem.

Niezbyt podobała mu się sytuacja w której się znalazł. Miał pewność, że był w stanie wyrwać się nieznajomemu i uciec... Ale w sumie, co mogło się stać? Szli najbardziej ruchliwą ulicą miasta, nic mu nie groziło. Miał przynajmniej taką nadzieję. Nie zastanawiał się zresztą zbyt długo nad swoim położeniem, bo zaraz jego oczy przykuło jego nowe otoczenie. Z daleka Wasserdampf wyglądał jak zadymiona dziura, ale gdy przeszło się głowną ulicą... Piękne, stare, miejscami podniszczone, kamieniczki przetasowane były z małymi kawiarenkami i knajpkami oraz dużymi przeszklonymi wystawami sklepów wypełnionych wszystkim o czym można było pomyśleć. Od wspaniałych, eleganckich ubrań po najbardziej wymyślne technologiczne gadżety. Wiedział, że poza główną ulicą miasto jest najprawdopodniej brudne i brzydkie, ale to miejsce nadrabiało to dla niego. Przynajmniej dopóki nie próbował spojrzeć w zasnute dymem niebo.

- Już jesteśmy. - powiedział nienzajomy wyrywając Juliana z zamyślenia
- Co? A tak, przepraszam, zamyśliłem się. - odpowiedział muzyk - Ładne miasto. A tak w ogóle to Julian Burns jestem, miło mi poznać. Wybaczy pan że nie podam ręki, ale ktoś mi ją trzyma.
 
Julian jest offline  
Stary 24-08-2009, 14:29   #23
 
Seorse's Avatar
 
Reputacja: 1 Seorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetnySeorse jest po prostu świetny
- Ej… mam plan. – George podszedł do dużej skrzyni stojącej w rogu pokoju, otworzył ją i pogrzebał w niej chwilę. Wyjął z niej dwie kamizelki z dziwnego bladoniebieskiego metalu, rewolwer oraz małą beczułkę. Jedną kamizelkę i rewolwer rzucił do przybysza, a baryłkę postawił przy drzwiach.
-To kamizelka z jasnostali, uchroni cię przed większymi obrażeniami, a broń zawsze może się przydać.- Potem wyszedł z pokoju. Pięć minut później wrócił niosąc jakieś stare ubrania i peruki. Część z nich podał cudzoziemcowi, – bo nie ulegało wątpliwości, że przybysz nie jest stąd.
-Przebierz się, mogli cię zapamiętać. Za pół godziny uciekamy. – Mam nadzieję, że mnie nie zobaczyli, inaczej cały plan się nie powiedzie. Zaczął wrzucać do kufra rzeczy z pokoju. Potem przykręcił do niego cztery koła i rączkę, za którą z łatwością można było go ciągnąć.
- No, czas wyruszać. – Wziął beczkę pod pachę a drugą ręką złapał kufer. Wyszli z domu, kierował się na wieżę ciśnień Wasserdampfu.
 
__________________
Skoro jest dobrze, to później musi być źle. A jak jest wspaniale, to będą wieszać.
(Z dzieła Sarturusa z Szopinberga „O rozkoszy bycia obywatelem Imperium”)
Seorse jest offline  
Stary 07-09-2009, 23:32   #24
 
Vavalit's Avatar
 
Reputacja: 1 Vavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znanyVavalit wkrótce będzie znany
Vasilij nie był uradowany. Kolejny plan, kolejne problemy, kolejna ucieczka. Sam miał już dość problemów, a do tego jeszcze jakiś szaleniec. Złapał za zegarek i schował go. Założył kamizelkę i przy pasie przymocował rewolwer. Nie różnił się on zbytnio od tych co widział w świecie macierzystym.

Myśli miał wciąż chaotyczne, nic nie mówił. Był zagubiony, przestraszony. Zbyt duży ciężar na jego barkach spoczął. Wnet zaraz po wyjściu z mieszkania rzucił się na podłogę łapiąc się za głowę. Głosy powróciły, były mocniejsze, groźniejsze, silniejsze, agresywniejsze. Ból, potworny ból w czaszce. Vasilij zwijał się z bólu. Po kilku chwilach głosy trochę ucichły. Natychmiast wytłumaczył porywaczowi o co chodzi:
- Muszę medytować! Ten ból, zniszczy mnie. Muszę szybko się gdzieś skryć i medytować! To jedyne rozwiązanie jakie znam. Pomóż! Porwałeś to pomóż! - nic więcej nie powiedział. Nie chciał też zbyt dużo mówić o sobie. Czekał na reakcję...
 
Vavalit jest offline  
Stary 18-09-2009, 12:15   #25
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość


Skrzypek

Oficer mruknął coś pod nosem niepocieszony że ktoś na dłużej przerywa mu jakże fascynujące zajęcie jakim było obserwowanie grzyba, który pomału rozrastał się przez ostatnie lata pod sufitem. Drżącą ręką sięgnął do jednej z szuflad i wyjął z niej kilka kartek. –Gdzie było to cholerna pisadło?… O tu…-chwycił za marny ogryzek ołówka i zaczął coś notować.

-Imię, nazwisko, miejsce zamieszkania?- Wypełniał niespiesznie formularz –Jakieś doświadczenie? Karany?- Tu wlepił zaćmione spojrzenie w Skrzypka i uważnie się mu przyglądał.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=HhUyo2ouG6U[/media]

Vasilij Puszkow

Kakofonie dźwięku, chaotyczny ryk który przez ostatnie dni czaił się przyczajony gdzieś w głębi umysłu Rosjanina uderzył nieubłaganie niczym przypływ. Wpierw nadeszły ciche, niemalże niesłyszalne szepty w dziesiątkach nieznanych języków, później rozmowy, a na koniec stale zmieniające się krzyki setek jeśli nie tysięcy osób. I coś nowego… Dźwięki nowe, nieznane, gniewne warczenie jakiejś istoty, miarowe dudnienie maszyn, co chwila pojawiał się także syk pary.

Był to najsilniejszy z ataków jakie jak do tej pory przeżył. Po chwili każdy nowy dźwięk wiązał się z wybuchem światła gdzieś przed oczami i otępiającym bólem. Vasilij czuł że wpierw pomału, a z czasem, nieubłaganie, coraz szybciej i szybciej odchodził od zmysłów.

George Othel

George rozejrzał się z przerażeniem dookoła. Jakby do tej pory miał mało problemów, plan był dziecinnie prosty i wszystko wskazywało że się powiedzie, już nad dachami budynków majaczyła wieża ciśnień (w każdym razie jedna z wielu) gdy jego towarzysz padł na kolana i zaczął krzyczeć coś o głosach, medytacji.
Szybko chwycił nieznajomego i pchnął go mocno w zaułek. Być może nawet zbyt mocno bo ten wywrócił się i uderzył głową w kamienny próg drzwi do jakiejś kamienicy. Vasilij prawdopodobnie nawet tego nie zauważył, jego jedyną reakcją było zwinięcie się w pozycję embrionalną i ciche skomlenie zdający się nasilać i opadać w rytm jego potakującej głowy.

Nerwowo rozejrzał się do okoła…

Nikogo

Na ulicach nie było nikogo kto zainteresowałby się ich dziwnym zachowaniem, dopiero teraz zwrócił uwagę na miarowe dudnienie dzwonów unoszące się nad miastem.

Julian Burns

- Już jesteśmy. - powiedział nienzajomy wyrywając Juliana z zamyślenia
- Co? A tak, przepraszam, zamyśliłem się. - odpowiedział muzyk - Ładne miasto. A tak w ogóle to Julian Burns jestem, miło mi poznać. Wybaczy pan że nie podam ręki, ale ktoś mi ją trzyma.


Nieznajomy popatrzył z zaskoczeniem na własną dłoń zaciskającą się wokół ramienia Juliaca -Co? A tak, tak- Natychmiast go puścił i wyciągnął w jego stronę rękę
- Trevor Gilday, do usług. A to...
- Ja żem widział co un...
- Na litość Boską, zamknij się w końcu Albercie. A to jest Albert Gilday, mój wspólnik, pracownik i, pożal się boże, brat.

- O, jesteśmy na miejscu!


Nie wyglądało to knajpkę, niezła, śrędnią, złą. Jakąkolwiek. Zaśmiecone podwórko, stara farba odłażąca od drzwi, sypiące się otynkowanie odsłaniające gdzieniegdzie stare, porośnięte grzybem cegły.

- Ależ proszę, proszę, nie odmówi Pan przecież posiłku prawda?
- Przycież to nieu-ten tego... Nie... hmm...
- Grzeczne, Arnoldzie?
- Tak, negrzeczne.




- Kiedyś wyglądało to lepiej, o wiele lepiej... Ale cóż, knajpka jest na piętrze, proszę za mną.

Na razie Julianowi nie zostawało nic innego jak iść przed siebię do środka za Trevorem, chyba że zdołałby jakoś przemknąć koło Alberta który stał zaraz za nim.

Na razie tylko tyle, do wieczora postaram się "obsłużyć" resztę graczy
 

Ostatnio edytowane przez Potwór : 18-09-2009 o 12:43.
Potwór jest offline  
Stary 18-09-2009, 20:58   #26
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Kolejny przystanek - pracownia jubilerska Henry'ego.

W pracowni nie było innych osób, za wyjątkiem milczącego ochroniarza przy wejściu.
"Dlaczego ludzie zajmujący się tą profesją niemal zawsze wyglądają i zachowują się tak samo - wielcy jak góra i milczący jak głaz?" - zastanowił się po raz nie wiadomo który.

- Witaj! - uśmiechnął się. Henry skinął głową uzbrojoną w zestaw różnego rodzaju szkieł powiększających i filtrów, nie przerywając szacowania precyzji szlifowania oglądanego właśnie szmaragdu.
- Mógłbyś rzucić na to okiem? - Olivier wyciągnął z kieszeni okrągły przedmiot otrzymany od Mnicha. - Zastanawiam się, ile to może być warte... - dodał, przekazując płytkę paserowi.

Henry przez kilka chwil oglądał przedmiot, na którym anonimowy twórca wyrzeźbił, czy też raczej wybił brodatą twarz wraz z towarzyszącymi jej symbolami topora i młota.



- Ładne... - Henry odezwał się w końcu, zdejmując oprawkę swoich jubilerskich okularów. - Według mojej oceny może być warta trzy... no może cztery złote - powiedział mrużąc oczy i dalej przyglądając się metalowej płytce. - I to tylko ze względu na materiał, z jakiego jest wykonana, to dość rzadki stop. Jako ozdoba - bez wartości... - dodał.

- Właściwie nieważne... - pozyskiwacz rzucił niedbale, a przynajmniej starał się, żeby tak zabrzmiało - tak naprawdę, to potrzebuję czegoś ładnego i gustownego na prezent dla wyjątkowej kobiety.

Henry wstał od biurka, za którym siedział i podszedł do jednej ze szklanych witryn w pracowni. Pogrzebał chwilę w jednej z szuflad, po czym wyciągnął kilka błyszczących przedmiotów.



- Myślę, że to będzie w sam raz dla tej pięknej czarnowłosej damy... - w służalczym głosie Henry'ego słychać było ledwo tajoną nutę arogancji, która jednak umknęła zdumionemu pozyskiwaczowi.
"Skąd on wie o Luizie...?" - zastanawiał się.
- A wracając do tamtego krążka... - palec pasera wycelowany był w kieszeń Oliviera skrywającą dziwną okrągłą płytkę. - Z uwagi na stałą współpracę gotów jestem zaoferować osiem... - chwila wahania - no, niech stracę - dziesięć złotych. Co pan na to, panie Dilham? - Henry wbił swoje przenikliwe spojrzenie w oblicze Oliviera. - Piętnaście! Nikt nie da panu więcej! - w natarczywym głosie jubilera słychać było nerwowość.

"Co mu tak zależy na tej płytce? Musi być sporo warta..." - myślał Olivier.

- Nie, dziękuję panie Oswald. Na razie nie skorzystam z oferty. Ile za to? - wskazał głową na wyłożoną na kawałek materiału biżuterię.
- Siedem złotych i dwanaście srebrnników... - wycedził wyraźnie rozeźlony odmową paser. Olivier był pewien, że ten chce orżnąć go przynajmniej o dwa złote. Ale nie miał innego pomysłu na prezent dla Luizy, a naszyjnik, kolczyki i zegarek były naprawdę ładne i powinny się spodobać.
- Proszę zapakować. - zdecydował.

* * *

W drodze do mieszkania Luizy, które znajdowało się niedaleko jej miejsca pracy - zamtuza o wdzięcznej nazwie Szmaragdowy Naszyjnik, Olivier wstąpił również do apteki, gdzie nie bez pewnych rozterek wydał kolejne dwadzieścia złotych za cztery Uzdrawiacze.



Dwadzieścia złotych to całkiem spora suma, lecz młody pozyskiwacz już dwukrotnie ocalił życie dzięki narkotyczno-orzeźwiającej mieszaninie ziół i jakiś chemicznych paskudztw umieszczonych w niedużych strzykawkach, które poza działaniem przeciwbólowym, usuwaniem skutków zmęczenia (zupełnie jak liście koki, lecz nie uzaleźnia) pomaga organizmowi zwalczać efekty trucizn i przyśpiesza gojenie ran. Ten stosunkowo dostępny, lecz drogi specyfik wart jest swojej ceny, kiedy w pobliżu nie ma dobrego cyrulika.

* * *


Luiza szykowała się właśnie do pracy. Olivier przyglądał się, gdy się ubierała. Była piękna i zmysłowa, jej uroda i styl bycia nie były wulgarne, jak w przypadku wielu innych pracownic przybytków rozkoszy. Kiedyś zastanawiał się, dlaczego zaczęła pracę w takim miejscu, ale Luiza ucinała wszelkie rozmowy na ten temat we właściwy sobie, przeuroczy sposób. Na dobrą sprawę jej praca nie przeszkadzała mu. Nie czuł zazdrości, a uczucie, jakim obdarzali się nawzajem nie było nachalne i nie ograniczało wolności żadnego z nich. Dla młodego pozyskiwacza, który nie mógł usiedzieć dłużej w jednym miejscu, taki układ był idealny. Zero zobowiązań, zasmarkanych i umorusanych dzieciaków i żony jazgoczącej nad głową w domu. Sielanka.

Gdy w końcu wyszła zza niewiele skrywającego parawanu, błysnęła w uśmiechu białymi, równymi ząbkami.
- Gapisz się, jakbyś nigdy kobiety nie widział... - z udawanym oburzeniem wydęła pokryte czerwienią wargi.
- Bo to prawda. Takiej pięknej nie widziałem... - odparł próbując zachować powagę, jednak po chwili roześmiał się, podszedł do niej, spojrzał w otoczone wachlarzem długich rzęs piwne oczy... i zatonął w nich. Po chwili oboje, chichocząc, znaleźli się pośród puchatych pierzyn łóżka Luizy.

Niemal zapomniał dać jej prezent. Właściwie - zapomniałby, gdyby to Luiza nie dała mu obiecanej dzień wcześniej niespodzianki.


Przypominający duży pierścień pistolet zakładało się na palec wskazujący, a spust zwalniało kciukiem. Malutkie naboje nie mogły wyrządzić wielkiej szkody, nie biorąc nawet pod uwagę kiepskiej celności i zasięgu, ale użyte w odpowiednim momencie mogły dać przewagę zaskoczenia. Niestety, Luiza nie miała do niego zapasowej amunicji.

Biżuteria, choć zrobiła na dziweczynie wrażenie, nie zdołała poprawić nastroju obrażonej kobiety, co było oczekwianą przez Oliviera reakcją na wiadomość o jego wyjeździe. Obiecał sobie wynagrodzić jej wszystko po powrocie.

* * *

Do wynajmowanego mieszkania u Madame Herthy wrócił późno. Zimna kolacja, wieczorna toaleta, której najprzyjemniejszym punktem była gorąca kąpiel w miedzianej wannie i niespokojny sen ostatniej nocy przed wyjazdem.


Wczesnym rankiem dopakował resztę niezbędnych rzeczy do dużej walizy podróżnej, rzucił ostatnie spojrzenie na bałagan panujący w pokoju, po czym wyszedł przed dom, by umówioną wcześniej dorożką dotrzeć na dworzec kolejowy.


Peron oświetlony był mdłym światłem nielicznych gazowych latarni, jednak wszędzie indziej panowały mrok i gęste opary mgły.
Jedynie nieliczni podróżni wyjeżdzali o tak wczesnej porze, więc przysypiający Olivier samotnie czekał na pociąg do Wasserdampfu.

Wreszcie, z towarzyszącym przeraźliwym gwizdem, na tor przy peronie wtoczył się stalowy kolos na kołach. Oliviera otoczyły kłęby pary wydobywające się z mechanizmu napędzającego pomalowane czerwoną i białą farbą koła.

Gdy dym przerzedził się, pozyskiwacz zauważył, że obok niego stoi elegancko ubrana młoda kobieta z niedużą torbą podróżną. Wyglądała jakby również czekała na pociąg. Gdy tylko pisk hamujących kół ucichł, odezwała się cicho, nie patrząc w stronę Oliviera.


- Panie Dilham... Po wykonaniu zlecenia, w Wasserdampfie skontaktuje się z panem ktoś... może nawet ja... Za to, co pan przyniesie, otrzyma pan trzykrotnie większe wynagrodzenie, niż panu zaoferowano... - blondynka zwróciła ku niemu duże niebieskie oczy, świetnie pasujące do karminu podkreślonych szminką ust.
- Proszę dobrze przemyśleć ofertę... Te pieniądze pozwolą panu beztrosko spędzić spory kawał życia, nie szczędząc na niczym. Jeśli dobrze się pan spisze, może dodatkowo otrzyma pan premię od mojego pracodawcy... - kontynuowała.
- Jego tożsamość nie ma w tej chwili znaczenia... - dodała, widząc nieme pytanie w jego oczach. Olivier chyba już gdzieś to słyszał. - dowie się pan w stosownym czasie. Przyjemnej podróży! - kobieta zniknęła w kolejnej chmurze pary wodnej wydobywającej się z gotowej do odjazdu lokomotywy.

Olivier wsiadł do pociągu zastanawiając się, skąd u diabła wszyscy wiedzą jak on się nazywa i w jakim celu udaje się na północ.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 18-09-2009 o 23:13.
Gob1in jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172