Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-06-2009, 22:28   #1
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Tabula Rasa

Olivier Dilham
Bar Pod Czarnym Kotem – Dargor

Lokal w którym się znajdował sprawiał raczej przygnębiające wrażenie, była to średniej wielkości knajpka w zapomnianym zakątki ulicy Czerwonych Latarni w Dargorze. Kiedyś, dawno dawno temu, któryś z poprzednich właścicieli wpadł na genialny pomysł by zamiast płacić co miesiąc wypłatę pracownikom zainwestować w automaty, istoty bez duszy i krzty intelektu które wystarczy co jakiś czas nakręcić by nieprzerwanie, bez szmeru niezadowolenia, wykonywały swoją pracę. Trzeba przyznać że kiedyś było to rewolucyjne rozwiązanie, problemem jednak jest właśnie owo „kiedyś”. Olivier z przygnębieniem rozglądał się po wnętrzu, przegniła szafa grająca co chwilę rwała i przerywała graną piosenkę co sprawiło że dawniej radosna piosenka o miłości lokalnego zespołu budziła gdzieś w trzewiach słuchających niejasne poczucie niepokoju. Jakby tego było mało na scenie swój taniec przedstawiały mechaniczne tancerki – dawniej śnieżnobiała porcelana mająca imitować ich skórę dziś była pokryta pajęczynami pęknięć i pożółkła od wszechobecnego dymu tytoniowego, a druga z prawej kilka miesięcy był okaleczona kiedy to odpadła jej noga trafiając pechowego bywalca baru prosto w twarz. Dilham przez chwilę wpatrywał się wyblakłe i wygryzione przez mole suknie tańczących kankana tancerek gdy jego uwagę zwrócił inny mechanizm który właśnie zatrzymał się przy jego stoliku. Przypominał on metalową kukłę której tors pomalowano czarną i białą farbą tak aby wyglądał jakby nosiła garnitur, w zasadzie to w półmroku panującym w lokalu wyglądał świeżo… Na pierwszy rzut oka przynajmniej. Gdzieniegdzie widać było że jego powlokę przeżera rdza. Ba! W niektórych miejscach miał dziury przez które widać było kręcące się szaleńczo dziesiątki malutkich kół zębatych wprawiających automat w ruch.

- Witaj… Witaj… Witaj p-p-pod Czarnym Kkkkotemm. Cz-cz-cz-czym mogę służyć?- Olivier już miał zamówić sobie coś do picia gdy mechanizm z rozmachem położył na stole inny automat – mały, podłużny przedmiot z wytartymi cyframi namalowanymi na drewnianych przyciskach – strącając na podłogę popielniczkę która z brzdękiem przetoczyła się aż pod bar wysypując na, i tak już nieczystą, posadzkę popiół – J-j-j-jeśli interesuje Cię coś do pppppipppcia wybbbierz jeddden, jedzennniee dwa aa, innneee usłuuugiii ttrzy – młody pozyskiwacz z fascynacją przyglądał się mechanicznemu kelnerowi gdy usłyszał za plecami głośne chrząknięcie.

- Pan Olivier Dilham jak mniemam?- Podstarzały, rosły mężczyzna w elegancko skrojonym garniturze zdecydowanie nie pasował do wnętrza tego lokalu –Zechce Pan pójść za mną? – ton głosu był uprzejmy ale jednak coś sugerowało że jednak nie jest to prośba.
- Czy to Pan mi to przysłał? – Olivier wyciągnął z kieszeni starannie złożoną kartkę – Bo jeśli tak to musi Pan wiedzieć że…
- To nie ja – Uciął krótko mężczyzna – Mój pracodawca spotka się z Panem za tymi drzwiami. – Powiedział wskazując na ciężkie, metalowe wrota znajdujące się obok zejścia za scenę.

Vasilij Puszkow
Dworzec kolejowy – Wasserdampf



Potężna maszyna pomału wtoczyła się po torach na trzeci peron nadal wyrzucając w niebo kłęby pary z licznych kominów. Vasilij przez okno przyglądał się reakcjom ludzi na dworcu – roześmiane dzieci witające wracających z daleka ojców, zapłakane dziewczyny rzucające się w ramiona chłopaków którzy wracali w lśniąco czystych mundurach ze służby wojskowej w jakimś zapomnianym przez Boga i ludzi garnizonie na pograniczu, pary oczekujące na synów i córki mających wrócić do domu właśnie tym pociągiem. Na Vasilija nikt nie czekał w tym mieście… Na Vasilija nikt nie czekał w tym świecie. Gdy opuścił Moskwę w roku 1935 w kraju panowała brutalna Stalinowska dyktatura, przez co nie widział nawet czy w jego świecie, czasoprzestrzeni z której pochodził nadal został przy życiu ktoś kogo znał, ktokolwiek… Czy…

-Przepraszam, ale to już ostatnia stacja. Ten pociąg dalej nie jedzie proszę Pana.- Mężczyzna w mundurze kolejarza stał w otwartych drzwiach przedziału.
Vasilij mruknął pod nosem jakieś niezrozumiałe wyjaśnienie i powoli zaczął pakować swoje rzeczy do neseseru.
- Czy byłby Pan tak uprzejmy? – wskazał gestem ręki na ciężką walizkę leżącą w rogu jego przedziału. Kolejarz spojrzał się na niego krzywo ale jednak odparł –Ależ oczywiście. – i pomógł Rosjaninowi wynieść bagaż na peron.

Puszkow rozejrzał się po dworcu mrucząc pod nosem przekleństwa skierowane do boya w czerwonym kubraku który zamiast pomóc mu z walizką bezwstydnie flirtował z atrakcyjną, młodą dziewczyną raptem kilka metrów od niego. Po chwili pakował już swoje torby do mechanicznej rikszy – powolnego pojazdu działającemu dzięki umieszczonych wewnątrz dziesiątkach kół zębatych i sprężyn.

Werkham
Ulice Wasserdampfu

[media]http://www.youtube.com/watch?v=77sCLEDROVA&feature=PlayList&p=9A8E2A44B2E 8632B&index=7[/media]

Blue dawno nie był tak zdezorientowany. Nie miał pojęcia dlaczego Jego Człowiek postanowił przyjechać do tego Miejsca – ceglane konstrukcje w których Ludzie tak bardzo lubią spędzać czas znajdowały się dosłownie wszędzie nie dość że zasłaniając horyzont to i nie raz niebo nad łbem Blue. Jakby tego było mało utrzymujący się tu potężny smród nie mytych Ludzi, palonego drewna i wszechobecny odór smaru sprawiał mu niemal fizyczny ból. Zdawał sobie sprawę że Dwunogi posiadały o wiele słabszy zmysł zapachu ale to już jednak stanowczo przesada. Na dodatek gdy pognał za jakimś kotem w zaułek nagły natłok zapachów tak go zmylił że teraz nie mógł znaleźć Swojego Człowieka. Nagle jego nos wychwycił subtelny zapach jedzenia, nie myśląc długo ruszył w tym kierunku.

-Mamo! Mamo! – Piszczał Mały Człowiek, szarpiąc za odzienie Dużego Człowieka –Pieesek!
Duży człowiek tylko chwycił mocniej drugie stworzenie za ramię i pociągnął za sobą –Zostaw To, przecież masz już nakręcanego.
-Ale maaaamooo…-Coraz bardziej oddalał się głos dziewczynki.

Werkham siedział wygodnie na ławce na placu Bohaterów Airtower przeglądając gazetę którą nabył z pobliskiego automatu. Steamlines - Powietrzna przygoda dla twojej rodziny!; Specjalny raport Tarantian Times; Zagadka w Domu Literatów; Wzrost cen prądu od marca?; Jutro rusza kolejny nabór do armii; - Wystarczyło przejrzeć nagłówki by stwierdzić że nie dzieje się tu wiele, przynajmniej nie według wiedzy „mediów” – jak teraz chcieli być nazywani gazeciarze.
Dzisiaj rano przejechał przez bramy miasta i, mimo iż przywykł do braku wygód podczas nieustannej wędrówki i nocowania w namiocie gdzieś w środku dziczy, przyjął to z ulgą. Jeśli teraz uda mu się znaleźć jakąś porządną i niedrogą karczmę wreszcie prześpi się pod dachem, ba! Jeśli mu się poszczęści może znajdzie miejsce w jakimś zajeździe z prawdziwego zdarzenia - piwo, dobre jedzenie, dziewki służebne, grajek z gitarą gdzieś na scenie i własny pokój z czystą pościelą.

George Othel
Ogród Poległych - Wasserdampf

W Wasserdampie czuł się jak w domu, dzięki skromnemu stypendium jakie otrzymywał od Uniwersytetu Myśli Nowoczesnej mógł sobie pozwolić na wynajęcie własnego mieszkania w portowej dzielnicy miasta. Co więcej jak tylko przyjechał do miasta kilka miesięcy temu od razu uświadomił sobie że działają tu dziesiątki organizacji nazywających się szumnie Gildiami Konstruktorów, Odkrywców, Wynalazców itp. – dzięki temu nie musiał się martwić o fundusze pracując dorywczo dla którejkolwiek z nich rysując plany, składając skomplikowane mechanizmy lub też ucząc młodych terminatorów lub douczając tych czeladników którzy podczas wcześniejszych lat nauki nie przykładali się do pracy. Na dodatek rozwój technologiczny miasta okazał się solą w oku dla Kościoła –bieżąca woda, elektryfikacja miasta, pojazdy mechaniczne, golemy i automaty poruszane siłą sprężyn bądź pary – na co komu Bóg w mieście cudów? W ciągu ostatnich piętnastu lat z istniejących wówczas 15 parafii zostały zaledwie 3. Doprowadziło to do popadania w ruinę wielu kościołów, i właśnie na terenie dzwonnicy jednego z nich ukrywał się teraz George.

Jakieś pół godziny wcześniej usłyszał syknięcie Tuka, obejrzał się i dostrzegł w tłumie mieszczan kręcących się bez celu po placu Bohaterów Airtower grupkę członków inkwizycji w charakterystycznych szkarłatno białych szatach.
-Za tydzień dzień Zbawienia- Warknął Tuk –Kościół spuścił swoje kundle z łańcucha żeby nic nie zakłócało obchodów święta.

Miał szczęście że go nie zauważyli – może i Wasserdampf nie jest miejscem zbyt religijnym ale zaledwie o rzut kamieniem za jego murami znajduje się klasztor w którym nie raz zdarza się że dzień i noc płoną stosy.

Jonathan Edwards
Ulice Wasserdampfu

Dwa miesiące – dokładnie tyle zajęło Jonathanowi przekopanie się przez dziesiątki książek w Wasserdampfskiej bibliotece które mogły zawierać jakiekolwiek informacje o historii rodu Edwardsów. Opracowania historyczne, roczniki, księgi urodzeń i zgonów, archiwalne numery gazet – wygląda na to że poplecznicy króla wykonali kawał dobrej roboty wymazując niemalże wszelkie zmianki o jego rodzie z kart historii. Niemalże – w końcu udało mu się przybliżoną lokację dawnej posiadłości jego przodków. „Droga do Dargoru i powrotem potrwa od tygodnia do dwóch, stamtąd kolejna doba w jedną stronę i kila dni na przeszukanie okolicy” rozważał w myślach gdy stał na placu Bohaterów Airtower . W zamyśleniu przyglądał się pomnikowi znajdującemu się w centrum placu, przedstawiał on grupę gwardzistów na polu pełnym poległych skupiających się wokół centralnej postaci. Postaci której figura jako jednym nie zachowała się do dnia dzisiejszego – twarz posągu jego przodka, Adelberta Edwards została skuta wiele dziesięcioleci temu, podobnie jak tablica opisująca jego zasługi która niegdyś wmurowana była w podstawę pomniku.

Skrzypek
Ulice Wasserdampfu



Gdy tylko jakimś cudem udało mu się unieść powieki jego oczy oślepił wybuch światła, a ból który odczuwał gdzieś w głębi czaszki uderzył z pełną mocą. „Woody” – miał zamiar powiedzieć Skrzypek ale z jego ust wydobyła się tylko pokaleczona imitacja szeptu. Piekącymi oczami rozejrzał się dokoła – ciemny, wąski zaułek jakich pełno w Wasserdampfie, pokryte sadzą murowane kamieniczki, chodnik pokryty grubą warstwą błota, śmieci, odchodów i innego syfu niewiadomego pochodzenia. Leżący w tym jakże uroczym otoczeniu rudzielec przewrócił się na plecy i wpatrywał się w niebo przesłonięte kłębami pary wodnej. Czy to… W końcu udało mu się zogniskować wzrok na skrzypiącym szyldzie znajdującym się niemalże dokładnie nad nim. Amnesia Pub. Bardzo adekwatna nazwa, chociaż… Taak, zaczynał sobie coś przypominać. Wczoraj? Tak wczoraj spotkał Oskara Baade, osobnika upierdliwego, irytującego i szczwanego w każdym calu – ale jednak dobrego towarzysza broni, weterana i człowieka z którym walczył ramię w ramię na mroźnych równinach Altwaldu. I pili… O Boże… A Feliks, cyrulik który był dla niego niczym ojciec, zawsze ostrzegał go o kolorowych drinkach z wymyślnymi dekoracjami jak palemki czy kawałki egotycznych owoców…

Skrzypek chwiejnie podniósł się z ulicy i ruszył przed siebie poganiany przez niestrawiony alkohol który wciąż nie mógł się zdecydować którą drogą opuścić ciało biednego weterana.

Julian Burns
Przedmieścia Wasserdampfu

Wóz którym jechał Julian pomału przesuwał się do przodu drogą prowadzącą do Bramy Rycerskiej. Niewielka żelazna furta w murach miasta była oblegana przez dziesiątki chłopów, handlarzy i rzemieślników którzy masowo zjeżdżali do Wasserdampfu na dzień Zbawienia. Atmosferę zbliżającego się święta widać było już tu – wiekowe posągi świętych umieszczone nad bramą i mające ponoć strzec miasta odnowiono i starannie pomalowano. Dokładnie obok jego furmanki na murowanej platformie skromnie odziany kapłan wołał zachęty do udziału w procesji na dzień Zbawienia i chwytne hasła w stylu miłości i szacunku bliźniego, co może i byłoby wiarygodne gdyby nie trójka zakapiorów w szatach inkwizycji pod podium spoglądających spode łba na przyjezdnych.
Nie zważając na smród niemytych ciał pospólstwa i zwierząt pędzonych dziesiątkami drogą tylko po to aby skończyły jako ofiary podczas przygotowań do święta przymknął oczy i ułożył się wygodnie na sianie. Ewa, jak mu jej cholernie brakowało przez te kilka miesięcy. Palce muzyka same, bez jego wiedzy zaczęły szarpać struny gitary wygrywając prostą melodię „Thanais znajduje się jakieś 130 mil na południe… gdyby tak zdobyć pieniądze na zeppelina?” Uśmiechnął się na myśl o spotkaniu z ukochaną. „Gdyby tak najął się w jakiejś…”

Rozmyślania przerwał mu pisk jakiejś przerażonej dziewki tuż za nim.
 
Potwór jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172