lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [SW] Stracone pokolenie (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/7936-sw-stracone-pokolenie.html)

Lirymoor 12-04-2012 21:58

Era lubiła Antis. Dziewczyna była spokojna, rozważna i zdawała się mieć całkiem dobrze ułożone w głowie. Dlatego wcześniej to właśnie ją zaganiała do pomocy przy rannych, jak i jej, jako jedynej powiedziała o obawach, co do ingerencji separatystów. Teraz gdy te obawy się sprawdziły D’an obawiała się trochę wyrzutu o opieszałość. Jednak twi’lekanka wciąż odnosiła się do niej coraz bardziej życzliwie. Dlatego w sumie z radością przyjęła możliwość spędzanie z nią czasu w bibliotece.
To było dobre miejsce do rozmyślań. A D’an miała o czym myśleć.
Gdy przed oczami przemykały jej kolejne linijki starych traktatów jej umysł dryfował ku nadchodzącemu spotkaniu z Radą. Szukała mądrości pomiędzy wierszami, jednak gdzieś głęboko wiedziała, że odpowiedź jest w niej. Era lubiła służyć, chociaż los Jedi był ciężki i czasami gorzki. Jednak drobne sukcesy, niełatwe dobro, na jakie napatrzyła się pod okiem Caprice sprawiało, że miała poczucie sensu i celu. A potem wybuchła wojna i z dnia na dzień straciła je. Po co Jedi na froncie? Nie była wojownikiem, nie chciała nim być, znać się na wojnie, rozumieć ją. A tam takich ludzi było potrzeba. Klony poradziłyby sobie lepiej bez swoich dowódców. Przynajmniej takie miała wrażenie. Helio, Krayt wiedzieli co robić pod ostrzałem, jak ustawić wojska, rozbroić pole minowe. Ona umiała tylko zszywać poharatanych żołnierzy i posyłać ich znów do tańca ze śmiercią. A potem pojawił się Tamir… i przy nim znów coś znaczyła, przy nim nie czuła się aż tak przestraszona i samotna.
Z perspektywy czasu ta postawa wydawała jej się pełna pychy. Jeśli miała pozostać Jedi musiała odnaleźć sens i cel w sobie. Tyle zrozumiała przez ostatnie pół roku.
Właśnie rozważała tą kwestie, gdy podbiegła do niej Antis. Dziewczyna była zarumieniona i wesoła, co dotąd raczej się jej nie zdarzało. Era mimowolnie uśmiechnęła się do niej. Okazało się, że dziewczyna trafiła w dziesiątkę.
D’an zawsze dziwnie się czuła korzystając z holokronów. Były echem, wspomnieniem. Mimo to ukłoniła się na powitanie mistrzowi. Kimkolwiek był za życia na pewno należał mu się szacunek w zamian za wiedze, jaka zgromadził.
- Bramo Antis… czyżbyśmy wreszcie do czegoś dochodzili? - powiedziała i zwróciła się do holokronu. - Mistrzu… jak zakończyła się ta historia? Czy holokron pojawiał się ponownie w historii zakonu? Czy ktoś prowadził nad nim jakieś szersze badania? Wiadomo może jak zwalczyć jego wpływ?
Miała wiele pytań.
- Holokron został zniszczony przez Kuna i już nigdy nikt go nie ujrzał ponownie. Taka była cena za zawładnięcie duszami młodych adeptów Mocy. Opętani Jedi, korzystając z zaskoczenia i faktu, że nawet ich własni mistrzowie nie mogli dostrzec w nich Ciemnej Strony, której ścieżką przecież formalnie nie kroczyli, zaatakowali przerażająco skutecznie. Zaledwie jeden mistrz, sławny Thon, zdołał ocalać z pogromu. On właśnie znalazł w ciele swojego ucznia kawałek holokronu i wyciągnął go przywracając świadomość młodemu Jedi.
Czyli w sumie nic czego by w sumie już nie wiedzieli i co dałoby się wykorzystać.
- A przedtem? Czy mistrzowie badali holocron? Jaka była jego struktura? - spytała hologram po czym sięgnęła po komlink wybierając numer Ziewa, Tamira i Ijana. - Chłopcy mamy tu coś ciekawego.... nie rewolucyjnego ale może dostrzeżecie tu coś co mi umyka.

Smoqu 14-04-2012 20:11

Verpine mógł być zadowolony z przeprowadzonych prac. System alarmowy działał nadspodziewanie skutecznie, co wywołało w padawanie pewien niepokój, że coś przeoczył. Jeśli coś działało dobrze, to znaczy, że albo konstruktor czegoś nie przewidział, albo testujący się nie przykładali. Choć nie mógł tego powiedzieć o próbujących włamać się Ijanie i Terr-Nylu. Tym niemniej po wstawieniu nowej szyby i zabezpieczeniu jej czujnikami jeszcze raz przebadał cały system w poszukiwaniu słabych punktów. Na razie nie znalazł nic, więc pozostawił swoje dzieło w tym stanie, aż do momentu, gdy nie wpadnie na inny pomysł albo udoskonalenie. Nadajnik, przerobiony aktualnie na stację nasłuchową, nie wykrył do tej pory żadnych podejrzanych transmisji, które pozwoliłyby na zlokalizowanie statku Ennriana, ale Ziew nie ustawał w monitorowaniu wskazań swojego urządzenia, w nadziei, że w końcu brak cierpliwości, a być może i jakiś inny czynnik zmuszą ich przeciwnika do odkrycia swojej pozycji.

Pochłonięty swoimi zabawkami, prawie nie zauważał upływu czasu. Robił to, do czego cała rasa Verpinów była stworzona - ulepszał i budował nowe urządzenia. Od czasu do czasu wpadał do kuchni, żeby coś przekąsić i znów wracał do napraw, budowania i sprawdzania. Dopiero wiadomość od Ery, żeby pojawili się w bibliotece, wyrwała go z tego transu. Uporządkował narzędzia, przełączył komunikaty z systemu alarmowego na swój comlink i nie zwlekając udał się ze swoimi pomocnikami do biblioteki.

Tam wysłuchał w skupieniu to, co odkryły jego towarzyszki wraz z wiadomością z holokronu o Mrocznym Holokronie. Uśmiechnął się lekko. Wiadomości były niepokojące, ale jeśli były prawdziwe i trafne dla ich sytuacji, dostrzegł światełko w tunelu.

>>Dobrze.<<Przekazał do zebranych, pilnując, aby tylko oni otrzymali informację. >>Mamy już 3 kawałki, zgadza się Ero? Nie sądzę, żeby Ennrian miał nieskończone zapasy tych fragmentów. Gdyby mieli wszystkie, najprawdopodobniej próbowaliby odtworzyć Holokron, żeby odzyskać z niego informacje. A to, co mają w dyspozycji jest zbyt cenne, żeby wszystkie, ot tak, wysłać na jedną misję. Ponieważ wiedzieli, kto jest na Tython, więc zakładam, że Ciemny został wyposażony w ilość fragmentów odpowiadającą liczbie "kuracjuszy". Czyli może mieć jeszcze …<< szybko policzył obecnych na planecie >>... 6 kawałków. To daje nam pewne możliwości, bo nasz przeciwnik jest bez wątpienia wściekły, że stracił tak cenne artefakty bez żadnego efektu. Będzie próbował je odzyskać, a naszym zadaniem jest przekazanie ich Radzie, aby mogła je przebadać i spróbować znaleźć jakieś zabezpieczenie. Możemy więc spokojnie czekać na jego ruch, bo myślę, że go wykona, no i w końcu ktoś tu przyleci ze Świątyni. Sądzę, że powoli zaczynają się niepokoić brakiem jakiejkolwiek komunikacji z nami.<< Zamyślił się, żeby uporządkować pozyskane informacje i ich skutki. Czy dalsze czekanie miało sens? Nie wiedział, ale wiedział jedno ... >>I tak, dopóki wszyscy nie są w pełni sprawni nie możemy podjąć bardziej aktywnych działań. Spróbujmy więc dowiedzieć się, ile się da z tego holokronu, który odnalazłyście. W tej sytuacji każda informacja może być kluczowa. Może zapytamy, jakie znaczenie miał Tython w trakcie konfliktu, który badał Mistrz? Coś na nim było? Zostało ukryte? Co?<< skłonił głowę w kierunku holokronu >>Może to da nam ideę, czego tu szuka Ennrian? A może zapytać jeszcze o ród Karnishów? Jest dość starożytny, więc ...<<

Col Frost 14-04-2012 21:54

Minął tydzień od czasu, gdy Antis odnalazła stary holokron mistrza Gnost-Durala. Z ambulatorium nikogo nie ubywało, jednak jego kuracjusze odzyskali przytomność, a nawet zaczęli spacerować po korytarzach dla rozruszania mięśni. Jedynie stan mistrza Salditha wciąż nie ulegał znaczącej poprawie. Stary Ithorianin opuścił już pojemnik z Bactą, lecz wciąż leżał nieprzytomny na łóżku.

Alerq tymczasem zdawał się wyzdrowieć zupełnie, co musiał chyba zawdzięczać przychylności Mocy. Ćwiczył w sali treningowej długie godziny, a potem pojedynkował się z tym kogo do tego namówił. Po jednym ze sparingów zdradził Tamirowi, że chce osiągnąć poziom jaki miał w czasie, gdy znajdował się pod wpływem Mrocznego Holokronu.

- Jeśli wówczas mogłem tego dokonać to znaczy, że te umiejętności tkwią gdzieś we mnie - mówił.

Lepiej czuła się już również Shalulira. Rana się zabliźniła, dziewczyna odzyskiwała siły, lecz za nic nie chciała współpracować. Każda próba wyciągnięcia z niej czegokolwiek kończyła się unikaniem latających przedmiotów przez przepytującego. Ijan któregoś dnia przyznał Erze rację. Nie było żadnego sposobu by dowiedzieć się od upadłej Jedi czegokolwiek.

Wbrew przewidywaniom Ziewa Ennrian nie uczynił nic, a przynajmniej niczego nie zauważyli. Nikt też nie przybył na Tython z Coruscant. Verpine wykorzystał ten czas na ulepszenie systemu alarmowego w czym pomagali mu niemal wszyscy. Udało się nawet znaleźć kilka słabych punktów, ale padawan zaraz "pozalepiał" wszystkie dziury,

Jedi mieli zatem mnóstwo czasu na przemyślenie tego czego dowiedzieli się od mistrza Gnost-Durala, a raczej jego wiedzy zapisanej w holokronie.

* * * * *

- Czy mistrzowie badali holocron? Jaka była jego struktura? - Era powtórzyła swoje pytanie, gdy do biblioteki przybyli Ziew, Tamir i Ijan, a Kel-Dorianin powtórzył swoją odpowiedź.

- Holokron był własnością mistrza Odan-Urra i to on głównie zajmował się jego badaniem. Zdarzało się jednak, że udostępniał go innym mistrzom jak Vodo-Siosk Baas czy Arca Jeth. Niestety wszelkie zapiski na jego temat został zniszczone wraz z biblioteką Jedi na Ossusie w czasie Wielkiej Wojny Sithów. Po zniszczeniu przez Exara Kuna samego holokronu nie ostała się nawet cząstka wiedzy w nim zawarta.

- Jaką rolę odegrał Tython w czasie Wielkiej Wojny Galaktycznej? - Era musiała zadać pytanie Ziewa. Okazało się, że holokron reaguje tylko na werbalny rodzaj komunikacji.

- Poza walkami na Coruscant w finalnej fazie wojny, Tython znajdował się daleko od linii frontu. Na samej planecie znajdowała się jedna z kilku enklaw Jedi rozsianych po galaktyce.

- Jaka była historia Jedi na Tythonie? - spytała Era nie bardzo wiedząc jak zadać kolejne pytanie autorstwa Ziewa. Coś jej mówiło, że pytanie "Coś na nim było?" nie doczekałoby się satysfakcjonującej ich odpowiedzi, więc spróbowała inaczej.

- Tython był jedną z planet, na której odkryto Moc. To stamtąd, jeszcze przed powstaniem Republiki i opanowaniu przez ludzi podróży międzygwiezdnych wysłano dziewięć olbrzymich statków, napędzanych Mocą, na inne planety w poszukiwaniu innych użytkowników Mocy. W ten sposób powstał pierwowzór Zakonu Jedi.

- Z czasem między Je'daii, tak wówczas nazywano użytkowników Mocy, doszło do podziału na wyznawców Ashia i Bogan. Dziś powiedzielibyśmy użytkowników Jasnej i Ciemnej Strony Mocy. Ci ostatni zostali pokonani w Wojnach Mocy, jakie rozegrały się na Tythonie u zarania Republiki. Zwycięzcy utworzyli nasz Zakon.

- Tython jakimś sposobem zdołał uniknąć walk jakie wynikły w czasach Pierwszej i Drugiej Wielkiej Schizmy. Zawsze był centrum Zakonu, jednak wówczas nie istniały żadne struktury. Nie było Rady, ani żadnego innego nadzoru, a każdy mistrz szkolił swoich uczniów tak jak chciał. Mimo to, do czasu zbudowania świątyni na Coruscant Tython odgrywał najważniejszą rolę.

- Obecnie znów stanowi główną siedzibę Zakonu po tym jak zostaliśmy wyrzuceni z Coruscant po przegranej ostatniej wojnie. Odnowiliśmy starą świątynię, rozbudowaliśmy ją i dziś żyjemy tutaj, choć nie możemy zaznać spokoju przez groźbę jaką stanowią Sithowie.

- Może opowiedzieć nam mistrz o rodzie Karnishów? - Era zadała ostatnie pytanie.

- Początki rodu giną w mrokach dziejów. Przodkowie Karnishów wywodzą się z bogatej rodziny kupieckiej z Tython. Pierwszym znanym Jedi noszącym to nazwisko był Alen. Nie wywodził się on jednak z tej rodziny, a został przez nią przygarnięty ok. 3400 lat przed Traktatem z Coruscant, - co odpowiadało ponad 7000 tysiącom lat temu - gdy jako kilku-letniego chłopca znaleziono go samego w lesie. Nie wiedział kim jest i skąd się tam wziął i do dziś jest to tajemnicą. Alena odkryli mistrzowie z pobliskiej świątyni i poddali go szkoleniu.

- Syn Alena, Con, poszedł w ślady ojca i również został Jedi. Walczył z Mrocznymi Jedi w czasie Stuletniej Ciemności. Dowodził m. in. w bitwie o Brentaal IV. Jego wnuk, Dwight, walczył w końcowej fazie konfliktu. Gdy pokonani Mroczni zostali wygnani, a potem wrócili nazywając się Sithami, dowodził ze swoim synem, Favisem, w bitwie z nimi.

- Prawie dwa tysiące lat później kolejny Karnish, Ward, służył na dworze cesarzowej Tety i brał udział w Wielkiej Wojnie Nadprzestrzennej, dowodząc obroną Koros Major, a potem biorąc udział w pościgu za siłami Mrocznego Lorda Sithów, Nagi Sadowa.

- W czasie Trzeciej Wielkiej Schizmy jednym z mistrzów walczących na Coruscant był Rikun Karnish. Innym wartym wspomnienia jest Marton, uczeń słynnego Arci Jetha. Walczył w Wielkiej Wojnie Sithów, a potem pod przywództwem Nomi Sunrider brał udział w tworzeniu pierwszych struktur Zakonu Jedi.

- Jego syn, Shawn, walczył wbrew decyzji Rady w Wojnach Mandaloriańskich, lecz nie pod przywództwem osławionego Revana, a na własną rękę działając raczej jako szpieg niż wojownik. W tej drugiej roli sprawdził się w czasie Wojny Domowej Jedi. Potem zginął podczas Czystki.

- Karnishowie walczyli również w Wielkiej Wojnie Galaktycznej. Yvan Karnish zginął z ręki Lorda Sithów na Ilum, a jego syn, Cyllian, mszcząc się za krzywdę ojca, przeszedł na Ciemną Stronę. Do światła powrócił dopiero na Coruscant w trakcie ataku Sithów na świątynię. Dziś żyje na Tython w starej posiadłości swojego rodu.

Lirymoor 21-04-2012 22:00

Era przez chwilę milczała po ostatniej wypowiedzi holocronu. Myśli biegły po jej głowie ociężale wciąż trzymane w karbach pytania „Odejść z zakonu czy zostać” i choć bardzo się starała trudno jej było chwilowo skupić się na czymś innym. Obecność Tamira utrudniała jej to jeszcze bardziej. Im więcej czasu mijało tym bardziej stawała się świadoma jego obecności.

Musiała jednak skupić się na tu i teraz. Antis znalazła dla nich cenną wskazówkę wypadałoby ją do reszty wykorzystać. Enniran pragnął czegoś z tej posiadłości. To tajemnicze „coś” mogło mieć związek albo z dawną historią rodu, albo bezpośrednio z Irtonem. Holocron mógł im pomóc wyeliminować lub potwierdzić pierwszą z możliwości.

- Powiedz nam coś więcej na temat… – wysiliła pamięć do wszystkich wymienionych przez holocron Jedi. –…Cona, Dwighta, Favisa, Warda, Rikuna, Shawna, Yvana i Cyliana Karnishów. Interesują nas ich kontakty z użytkownikami Ciemnej Strony Mocy. Czy mieli jakiś większych wrogów wśród nich? Prowadzili ataki na ważne świątynie. Czy zdobywali jakieś artefakty Ciemnej Strony?

-Ziew – zwróciła się do Verpina. – A co jeśli oni skruszyli inny holocron Sith i jego okruchy dali Enniranowi? Wtedy ma tego jeszcze całą masę. Musimy potem pogadać o Irtonie i jego związkach z Enniranem. To też może wnieść trochę do sprawy.

Jednocześnie dała padawanowi w myśli sygnał, że jeśli chce zadawać dalsze pytania chętnie je przekaże.

- Nie mam informacji o wszystkich szczegółach z życia, wymienionych przez ciebie, mistrzów i rycerzy. Znam jedynie najważniejsze o nich informacje i ich znaczniejsze dokonania - odpowiedział Kel-Dorianin.

D’an skineła głową:
- Czy jakieś artefakty Ciemnej Strony zostały kiedyś przechwycone przez rycerzy z rodu Karnishów?

- Nic mi o tym nie wiadomo. Co prawda Ward był obecny przy przeszukiwaniu uszkodzonych statków rozbitej floty starożytnych Sithów, Marton przechadzał się po świątyni Sadowa na Yavinie IV po klęsce Exara Kuna, Shawn znał wielu z Rewanzystów - upadłych Jedi, ale niczego o takich odkryciach nie wiem.

- A Cylian i historia jego przejścia na Ciemną Stronę?

- Nie miała nic wspólnego z artefaktami Sithów. Cyllian wpadł w gniew po śmierci swego ojca i uśmiercił jego zabójcę. Co prawda potem przywłaszczył sobie kryształ z miecza zabitego Lorda Sithów, ale tego raczej nie można uznać za artefakt. Kolejne poczynania Cylliana nie są mi znane do czasu jego nawrócenia podczas walk na Coruscant. Możesz go spytać sama odwiedzając jego posiadłość na Tython.

- Powiedz mi coś więcej o krysztale z tego miecza? - poprosiła. Irton wspominał, ze jego rodowy miecz ma wyjatkowy kryształ. Czy chodziło o ten sam?

- Nie wiem o nim nic poza tym, że zmieniał kolor klingi na czerwony. Nie wiem również co się z nim stało.

Cóż, przynajmniej mieli już pierwszy trop. Poszukać czerwonego kryształu.
- Ważniejsi Sithowie z jakimi walczyli, pokonali lub zostali pokonani rycerze z rodu Karnishów.

- Dwight Karnish zabił przywódcę floty wygnanych po Stuletniej Ciemności Jedi, którzy powrócili do Republiki pod nazwą Sithów. Shawn Karnish zabił Dartha Vorena podczas akcji porwania Dartha Revana w czasie Wojny Domowej Jedi. Cyllian Karnish zabił Lorda Sithów na Illum podczas ostatniej wojny. Krążą również pogłoski, że polował na innych, ale obecny stan naszej wiedzy o szeregach naszych wrogów nie pozwala tego potwierdzić.

- Innych? Zananych z imienia i nazwiska?

- W czasie wojny wiele zdarzeń pozostaje nieznanych, tak jak losy wielu z walczących. Jeśli jednak interesują cię tak bardzo szczegóły, poszukaj holokronów poświęconych Karnishom w świątynnej bibliotece.

Era uniosła brew. Czyżby komuś znidziło się paplanie? Na razie nic więcej nie przychodizło jej do głowy jeśli idzie o Karnishów. Postanowiła poruszyć więc podsuniety jej przez Ziewa temat.
- Co wiesz o metalach, których nie można przeciąć mieczem świetlnym?

- Jedynym znanym metalem o takich właściwościach jest dimetris, który występuje w minerale cortosis. Cortosis zwykle miesza się z innym metalem i z powstałego materiału wyrabia broń, najczęściej wibroostrza lub pancerze. W zależności od ilości cortosis użytego do stworzenia stopu miecz świetlny ulega dezaktywacji na czas od kilku sekund do kilku minut. W przypadku niewielkiej zawartości cortosis miecz może w ogóle się nie wyłączyć.

Czyli tak jak strzelała. Chociaż w sumie beskar też powinien być holocronowi znany. W końcu przezył już wojny Mandaloriańskie.
- Co wiesz o innych fizycznych właściwościach cortosis?

- Nic.

Smoqu 26-04-2012 21:32

Verpine przysłuchiwał się “przesłuchaniu” holokronu bez przeszkadzania towarzyszce w zadawaniu pytań. Jej pomysł na pytanie o drążenie powiązań Irtona z Ennrianem nie był zbyt szczęśliwy w opinii padawana, przynajmniej w odniesieniu do tego holokronu. Mistrz, który zgromadził w nim swoją wiedzę, na pewno umarł wiele wieków przed narodzinami jego mistrza. Przysłuchując się odpowiedziom z nagrania, sam układał swoje pytania i czekał na odpowiedni moment, bo jak zwykle odpowiedzi rodziły następne pytania. Jedną z informacji uznał na tyle istotną, że to zagadnienie postanowił poruszyć, jako pierwsze.

>>Gdzie na Tython mieści się świątynia Jedi? Może Ennrian jej poszukuje, albo czegoś w niej ukrytego?<<

Ponieważ holokron nie reagował na przekazy poprzez Moc, więc skierował go do Ery. I druga część była przeznaczona tylko dla niej. Jego towarzyszka wyczuła to i powtórzyła jedynie pytanie o lokalizację świątyni. Obraz mistrza zafalował nagle i zniknął, ale na szczęście urządzenie działało nadal, bo został on zastąpiony trówymiarową mapą okolicy. Ziew poznał trochę najbliższe otoczenie posiadłości Karnishów, więc prawie od razu udało mu się rozpoznać, gdzie na wyświetlonym planie znajduje się ich lokalizacja. Miejsce oznaczone jako Świątynia musiało być około jednego dnia drogi od posiadłości. Czyli nie tak znów daleko.

>>Co może powodować, że Ennrian jest niewyczuwalny w Mocy? I czy istnieje jakiś sposób, technika, która pozwala mimo wszystko go odnaleźć?<<

Odpowiedź była bardzo ogólna, ale niosła również pewną konkretną informację:

- Przykro mi, nie znam żadnego Ennriana. Technik ukrywania się w Mocy istnieje z kolei tak wiele, że na naukę ich wszystkich mogłoby nie starczyć życia nawet najbardziej długowiecznym istotom. Odszukanie w Mocy adepta, który stosuje takie techniki jest niemożliwe bez poznania tajników określonej techniki.

To czyniło sprawę właściwie jasną. Nie było sensu próbować odnaleźć Ennriana w Mocy bez wiedzy o metodzie, jakiej używał, aby się skryć. Następne pytania, które przyszły do głowy padawanowi dotyczyły fragmentów, które zostały użyte do kontrolowania ich towarzyszy i obróceniu ich przeciw reszcie Jedi.

>>Czy wiadomo, jaką wiedzę zawierał Mroczny Holokron?<<

- Jak już wspomniałem, nie zachowały się żadne zapiski tego dotyczące.

>>Czy jest znana jakakolwiek metoda złożenia i naprawienia holokronu po jego zniszczeniu?<<

- Jest to niemożliwe.

Więc fragmenty, nawet zebrane wszystkie, nie umożliwiały najprawdopodobniej odtworzenia całości. A to znaczyło, że ich przeznaczeniem i jedynym zastosowaniem było poddawanie adeptów Mocy wpływowi Ciemnej Strony i możliwość ich kontrolowania. Ostatnią rzeczą, o jaką chciał zapytać był cel badań mistrza.

>>Co może nam powiedzieć jeszcze o głównym temacie jego badań, powodach, które doprowadziły do konfliktu pomiędzy Sithami i Jedi?<<

Tu holokron był dużo bardziej rozmowny i zasobny w wiedzę, którą chciał się podzielić. Mistrz rozpoczął wykład o swoich badaniach i wnioskach do jakich doszedł. Mimo, że wiedza ta była bardzo interesująca, to niewiele wnosiła nowego w ich sytuacji. Tym niemniej Verpine z zainteresowaniem wysłuchał całego przekazu, który trwał ponad godzinę. W jego głowie zaczął się rysować plan.

>>Mamy dwa wyjścia.<< Zagaił do Ery, gdy skończyli w końcu z holokronem. >>Albo spokojnie czekamy na następny ruch Ennriana. Jego wzmianka o tym, że coś tu jest i tylko trzeba sięgnąć po to ręką może być jedynie blefem. On wie, że coś tu jest, ale … nie wie co to i gdzie dokładnie się znajduje. Wie, że podsuwając nam taką wiadomość, spowoduje, że to my zaczniemy szukać. A on spokojnie poobserwuje i wkroczy w odpowiednim momencie, gdy już to znajdziemy. Dlatego myślę, że nie musimy się przejmować tym tajemniczym czymś, co jest niby tuż pod bokiem. Druga sprawa, to owa starożytna świątynia. Tam możemy znaleźć urządzenia do komunikacji i połączyć się Coruscant. Może nawet będzie czym odlecieć? Ale tu pojawia się możliwość, niewielka co prawda, ale zawsze, że Ennrian szuka właśnie tej Świątyni. I wtedy idąc tam poprowadzimy go do celu jak po sznurku. Tym niemniej uważam, że powinniśmy tam pójść, bo korzyści są większe niż zagrożenie i chyba już pora, abyśmy to my wykonali nasz ruch.<<

Niestety, stan zdrowia pacjentów jeszcze nie był na tyle dobry, żeby nawet niewielka grupa mogła opóścić posiadłość, więc dyskusję, kto i czy w ogóle, odsunięto do momentu takiej poprawy samopoczucia rannych, żeby wszyscy, a przynajmniej większość mogła już walczyć. Zajęło to tydzień. A w tym czasie Ziew dołączył w ćwiczeniach z mieczem do Alerq'a. Nalegał jednak, aby przed każdym sparingiem najpierw medytowali w celu wczucia się w otaczającą Moc i wyciszenia. Chciał poprawić swoją technikę i włączyć do coraz większego zrozumienia Mocy rówież aspekt walki, tak teraz im potrzebny.Po tygodniu w końcu ustalili, że nie można dłużej czekać. Ennrian jakby pod ziemię się zapadł i nie dawał oznak życia. Ponieważ Mistrz Saldith wciąż był nieprzytomny, mimo pobycie w zbiorniku z baktą, więc Era musiała zostać, aby go doglądać. W końcu w grupie zwiadowczej, która miała zbadać starożytną Świątynię znalazł się Ziew, Tamir i Alerq. Reszta miała bronić posiadłości. Przed wyruszeniem Verpine pokazał wszystkim, jak zachowuje się jego system alarmowy, zebrał zestaw narzędzi, które zapewne okarzą się potrzebne, jeśli chcieli nawiązać łączność z Coruscant, odpowiednią ilość pożywienia, aby w ogóle tam dotrzeć. Tak wyekwipowani wyruszyli z pewnymi obawami, ale i nadziejami na rozwiązanie tej patowej sytuacji, jaka się wytworzyła.

Col Frost 27-04-2012 16:52

Trójka Jedi wyruszyła o świcie z nadzieją, że dotrą do celu zanim się ściemni. Po zmierzchu odnalezienie drogi w dziczy byłoby ogromną trudnością, o czym Ziew przekonał się na własnej skórze podczas swojej wyprawy, jeszcze zanim jego mistrz ich opuścił i to wszystko się zaczęło.

Droga nie była łatwa. Dziki od tysiącleci las dawno poukrywał wydeptane niegdyś drogi i dziś nie został po nich nawet najmniejszy ślad. Teren był nierówny, raz się wznosił, innym razem gwałtownie opadał. Korzenie drzew i liczne głazy tylko utrudniały przemieszczanie się. Cały czas trzeba było uważać, gdzie się stawia stopę, żeby się nie potknąć lub nie poślizgnąć. A do tego były jeszcze dzikie bestie.

Około południa grupa trafiła na spore stado Horranthów, które podczas wędrówki o mało nie staranowało Tamira. Ten uskoczył na drzewo w ostatniej chwili. Na szczęście zwierzęta nie okazały wielkiego zainteresowanie Zabrakiem i poszły spokojnie dalej, chyba nawet nie dostrzegając Ziewa i Alerqa.

Innym razem Jedi trafili na olbrzymie siedlisko Wingmawów, w którym znaleźli setki jaj. Na szczęście nigdzie w pobliżu nie było dorosłych osobników. Na wszelki wypadek postanowili jednak ominąć gniazdo z daleka, co kosztowało ich jakąś godzinę drogi.

Teoretycznie grupą przewodził Tamir jako, że był jedynym w niej rycerzem. W praktyce jednak polegać musieli głównie na Ziewie, który poznał trochę te lasy kilka tygodni temu i teraz służył im za przewodnika. Choć jego wiedza bardziej opierała się na odpowiednim zachowaniu w dziczy niż znaniu konkretnej drogi do celu. Dlatego też parę razy, choć sami nie zdawali sobie z tego sprawy, przegapili łatwe skróty i musieli iść dookoła.

Późnym popołudniem trafili na niewielką polankę. Ziew oceniał, że zostało im jeszcze kilka godzin drogi. Oceniał to na podstawie przebytego dystansu. Jedi postanowili chwilę odsapnąć i coś przegryźć, dlatego rozsiedli się wygodnie pod ogromnym drzewem. W jego cieniu i z delikatnym wiatrem muskającym ich twarze mieli nadzieję nabrać nowych sił. Nie było im to jednak dane.

Nagle na polanę, spomiędzy drzew wyszedł ogromny, dwunożny, przygarbiony, zielony stwór z obślinionym i dziwnie spłaszczonym pyskiem. Każdy z nich dobrze znał ten gatunek. To był Rancor. Ale co on tutaj robił? Przecież Rancory nie żyją na Tython. Bestia spojrzała na odpoczywających i, nie przejmując się tym, że nie powinno jej tu być, ruszyła do ataku.

* * * * *

W posiadłości przywództwo przejął Ijan. To on wyznaczał dyżury w kuchni czy przy sprzątaniu, ale przede wszystkim sprawdzał system alarmowy, wciąż zresztą szukając w nim dziur i na ile pozwalał techniczny talent Terr-Nyla, starał się go ulepszyć. Próbował także wyciągnąć coś z Shaluliry, lecz wciąż bez rezultatu.

Era tymczasem, zwolniona z innych obowiązków, czuwała nad zdrowiem mistrza Salditha, który został już jedynym pacjentem ambulatorium. Rana Ithorianina dawno się zagoiła, nie odniósł też żadnych ran wewnętrznych, a jednak wciąż się nie budził.

Potem dziewczynę do biblioteki wyciągnęła Antis z nadzieją natrafienia ponownie na jakiś trop. Znalazły tam potężny zbiór holokronów autorstwa różnych Karnishów, opowiadających o dziejach rodu, Zakonu czy Republiki. Szczególnie jeden zainteresował Erę. Był autorstwa Irtona Karnisha!

Smoqu 12-05-2012 22:52

Idąc przez las, Zabrak starał się nie tracić czujności. Już raz niemal został wbity w grunt przez Horranthy, drugi raz nie miał zamiaru dać się w taki sposób zaskoczyć. Choćby i z tego powodu, że zwyczajnie nie wypadało. Był jedynym rycerzem i powinien dawać przykład Ziewowi i Alerqowi. A póki co nie bardzo mu to wychodziło.

- Rozmawiałeś już z mistrzem Karnishem na temat testów na rycerza? - zagadnął idącego obok siebie Verpine’a.

>>Jakoś się nie złożyło … Optymizm … Coś wspominał, że niedługo, ale później ta jego misja i zostałem na razie z niczym.<<

Odpowiedział przekazem padawan. Mimo tego, że spędził w okolicach posiadłości najwięcej czasu, i on miał problemy z dobrą orientacją w terenie. Przyroda na Tythonie dość szybko upominała się o zabrane jej tereny, więc odnalezienie drogi nie było proste. No i musieli uważać na dzikie zwierzęta.

Tamir uśmiechnął się do Verpine’a- Zostałeś z wiedzą, że ten czas już niedługo cię czeka. - Zabrak mrugnął do padawana. - Jestem pewny, że przejdziesz je pomyślnie i zostaniesz rycerzem. Czeka cię świetlana przyszłość, przyjacielu. Będziesz wspaniałym Jedi. -

>>Dziękuję … Zakłopotanie … Duma … Może, jeśli Moc będzie tak chciała … Skromność<<

Sam nie był tak pewien, czy rzeczywiście czeka go świetlana przyszłość, ale bez żadnych wątpliwości wiedział, jaką ścieżką Mocy będzie podążał. W tym wypadku pobyt na Tythonie zaowocował w najlepszy możliwy dla Zakonu sposób. Ponieważ czuł się trochę niezręcznie, że konwersacja toczy się tylko między nimi, zagadnął do ich kompana.

>>A jak u Ciebie, Alerq? Jesteś gotów?<<

- Staram się o tym nie myśleć. Nie wiem zresztą czy jestem gotowy skoro zamiast bronić Republiki przyleciałem na tą planetę by, nie wiem jak to nazwać, “odpocząć”?

>>Ja też tu jestem i … Pocieszenie … Odpoczynek może być wstępem. Wojując nie skupisz się na innych aspektach bycia Jedi. Teraz jesteśmy zmuszeni, żeby walczyć, ale zwykle nie robimy tego, a nawet staramy się unikać. Pamiętasz?<<

- To prawda, ale nie bez przyczyny jesteśmy zwani obrońcami Republiki. Mimo iż nie powinniśmy świadomie dążyć do walki to powinniśmy być na nią przygotowani zarówno pod względem umiejętności jak i myśli.

Verpine uśmiechnął się do kolegi.

>>Ale wiesz, że nie zawsze Jedi byli mile widziani w Republice? W przeszłości Republika nawet wygnała Jedi z Coruscant, oskarżając ich o nieszczęścia, które wtedy ją dotykały. Być może odpoczywając tutaj właśnie najlepiej przysługujesz się Zakonowi, bo umiejętności walki to tylko mała i chyba nie najważniejsza część bycia Jedi.<<

Luźna rozmowa trochę rozproszyła czujność wszystkich jej uczestników, więc nie wyczuli na czas zbliżającego się niebezpieczeństwa. A po chwili stali oko w oko z potworem, którego tak naprawdę nie powinno tu być. Rancor! Niestety nie mieli czasu, żeby zastanawiać się nad tym, skąd się tu wziął, gdyż zostali dostrzeżeni i uznani za godnych zostania przekąską. Rancor zaszarżował.

Zabrak nie mógł uwierzyć w to, co wmawiały mu oczy. Jedna z istot, z którą spotkania chciałby uniknąć przez całe życie, właśnie na nich szarżowała. I wyglądało na to, że nie odpuści łatwo. To znacznie zmniejszało możliwości obronne trójki Jedi, a także ewentualny kontratak. Próba uspokojenia pewnie by pomogła, ale nie kiedy ta bestia już się do nich zbliżała. Trzeba było wymyślić coś innego i to szybko. Atak-tak. Atak teraz-nie. Unik. To było coś, czego w tej chwili potrzebowali. Mogliby też wykorzystać fakt, że było ich troje, ale Tamir jako rycerz czuł odpowiedzialność za dwójkę padawanów i nie mógłby ich wykorzystać jako przynęty. A przynajmniej do czasu, aż wymyśli jak ocalić skóry im wszystkim.

- Do góry! - wydał krótkie polecenie.

Drzewo za ich plecami było dobrym miejscem na uniknięcie pierwszych ciosów. Rancor był może i duży, ale drzewa na Thytonie nie były niskie, a do tego wytrzymałe. Stamtąd mogli zeskoczyć prosto na grzbiet Rancora i próbować wbić mu ostrze miecza prosto w czaszkę. Albo wypatrzeć jakiś staw, w którym można było spróbować go utopić. Tak, czy inaczej, wyjściowym miejscem do kolejnych akcji miało być drzewo. Dlatego też, wspomagając się Mocą, Zabrak zaczął wskakiwać jak najdalej poza zasięg ramion drapieżnika. Widok atakującego rancora mógł przestraszyć każdą, nawet najbardziej odważną, myślącą istotę, gdyż sam widok byl przerażający. Więc nic dziwnego, że pierwszym uczuciem, jakie padawan poczuł, był strach. Dopiero rozkaz przyjaciela spowodował, że Ziew otrząsnął się i natychmiast go wykonał. Szczęśliwie nie został sparaliżowany przez pierwsze uczucie, ale jakby dostał skrzydeł. I to prawie dosłownie, gdyż bez przygotowania wykonał skok wysoko w koronę drzewa, pod którym obozowali. Rękojeść jego miecza znalazła się w dłoni, zanim wylądował na konarze i natychmiast wysunęło się z niej niebieskie ostrze. Tam, chwilowo poza zasięgiem szponów, mogli mieć krótką chwilę na ochłonięcie i podjęcie decyzji, co dalej. I rzeczywiście, strach ustąpił, a verpine skupił się na Mocy, swoim największym sprzymierzeńcu, który do tej pory zawsze podpowiadał najlepsze rozwiązanie.

Lirymoor 13-05-2012 02:15

Era czuła się lżej odkąd zdjęto z jej barków ciężar dowodzenia. Teraz Ijan martwił się organizacją całej tej zabawy. Ona zaś mogła sie spokojnie zaszyć i... przyznać do porażki? Cóż nikt nie zginął, kilka osób oberwało ale i tak jak na okoliczności to był i tak dobry wynik. Więc czemu czuła się jakby zawiodła?
Od ostatniej rozmowy z Tamirem myślała wiele, zwłaszcza nocami obserwując jak cienie tańczą po suficie.
Co to tak naprawdę znaczyło być Jedi?
Kiedy była mała i Shoo nosił ją na barana po świątyni po prostu ekscytowała się tym, że może ruszać łyżeczkami za pomocą Mocy. Potem gdy dostała swój pierwszy miecz treningowy marzyła o wielkich przygodach i wyprawach w nieznane. Potem została padawanem Caprice i miała dość przygód. Potem do nich przywykła i zaczęła powoli szukać w nich sensu. Wielkiego wydumanego sensu który rozpadł się jak domek z kart.
Więc co to znaczy być rycerzem Jedi?
Zastawiała się siadając na jednym z foteli. W dłoniach obracała holocron Irtona Karnisha.
- Pobudka uparciuchu, musimy pogadać - powiedziała aktywując urządzenie.

Przed Jedi pojawiła się przezroczysta, jasnoniebieska sylwetka dobrze znanego jej mistrza. Irton wyglądał nieco młodziej niż ten, który jakiś czas temu opuścił Tython. Twarz miał niemal idealnie gładką, włosy nieco krótsze, ale poza tym nie różnił się niczym. Nawet szata zdawała się być tą samą jaką nosi dzisiaj. Hologram przemówił znajomym, przyjaznym głosem:
- Witaj adepcie Mocy. Jestem rycerzem Jedi, nazywam się Irton Karnish. Zapisałem w tym holokronie wszystkie informacje o moich przodkach jakie udało mi się znaleźć. Pytaj o co tylko zechcesz, udzielę odpowiedzi na każde pytanie, o ile tylko będę znał odpowiedź.

D’an uśmiechnęła się pod nosem. Ciekawe czy wszystkie holocrony zaczynają od tej samej linijki. Czy dostała by tą samą odpowiedź gdyby była stara jak mistrz Yoda.
- Interesuje mnie historia życia Cylliana Karnisha - powiedziała.

- Cyllian Karnish był rycerzem Jedi, żyjącym w czasach, gdy Galaktyka podzielona została między Republikę i Imperium Sithów. Urodził się w trakcie Wielkiej Wojny Galaktycznej, 20 lat przed podpisaniem Traktatu z Coruscant, kończącego konflikt. Jego ojcem oraz mistrzem był Yvan Karnish, wówczas już mistrz Jedi. Najwyższa Rada tradycyjnie pozwoliła kolejnemu Karnishowi na posiadanie potomstwa.
- Yvanowi nie łatwo było pogodzić trenowanie swojego syna ze swoimi obowiązkami jako Jedi, a mimo to uparcie starał się wykonać oba te zadania. Gdy przebywał na Tython, w posiadłości swego rodu, szkolił młodego Cylliana. Jednak gdy dowodził w walkach przeciwko Sithom chłopiec odsyłany był do miejscowej enklawy Jedi, gdzie szkolił go mistrz, który akurat znalazł się pod ręką. Oczywiście do czasu, gdy sam nie wyruszał na wojnę.
- Mijały lata, a konflikt z Sithami wciąż przybierał na sile. Młody Cyllian dorósł i jako padawan wyruszył ze swym ojcem na Ilum, gdzie obronę grot z kryształami do mieczy świetlnych przygotowywał mistrz Jedi i członek Najwyższej Rady, Donn Averross.
- Atak Sithów, choć spodziewany, okazał się jednak o wiele silniejszy niż przypuszczano. Jedi, oraz dowodzeni przez nich żołnierze armii republikańskiej, ponieśli ciężkie straty. Mistrz Averross nakazał odwrót, jednak do wielu odciętych przez wroga grup rozkaz nie dotarł lub okazał się niemożliwy do wykonania, gdyż były one za słabe by przebijać się do stref zbiorczych. Część zdołano uratować skoncentrowanymi kontratakami, lecz los większości był straszny.
- Niektóre poddały się, ale Sithowie, posiadając doskonały wywiad, który dawno spenetrował cały republikański system dowodzenia, nie potrzebowali jeńców i po rozbrojeniu żołnierzy zwyczajnie ich mordowano. Inne oddziały biły się mężnie do końca. Taki los spotkał też grupę Yvana Karnisha.
- Jedi ten rozkazał próbę przebicia się do lądowiska, lecz jego oddział szybko został zatrzymany. Po krótkiej walce poszedł w rozsypkę. Samego Yvana zaatakował lord Sithów, Darth Morul, zabijając go na oczach Cylliana. Padawan całkowicie poddał się swojemu gniewowi i rzucił na Morula, który lekceważąc przeciwnika nakazał swoim żołnierzom ścigać republikańskich, dzięki czemu został z młodzikiem sam na sam. Cyllian nieoczekiwanie jednak zwyciężył, odciął Morulowi jego głowę zachowując ją jako trofeum, a także zabierając mu jego miecz. Potem w nieznany sposób, zapewne ukrywając się na jednym z transportowców Sithów, opuścił planetę.
- Dalsze jego losy pozostają w większości nieznane. Z pewnością nie przyłączył się do Sithów, lecz nie wrócił również do Jedi. Wydaje się, że do jednych i drugich pałał podobną nienawiścią. Obie strony winił za śmierć swego ojca. Doszukałem się kilku tropów, które mogą wskazywać na to, że Cyllian polował na kolejnych lordów Sithów. Ze sporym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że pojawił się na Agamar i Utapau, gdzie już po wycofaniu się wojsk Republiki mordował odpowiednio Dartha Naghaia i Dartha Morina. Na Utapau o mało nie zabił swej przyjaciółki z dzieciństwa, Miry Rand, wówczas będącej Jedi.
- To zdaje się nieco go otrzeźwiło. Gdy Cyllian pojawił się na Coruscant w trakcie ataku Sithów walczył w Świątyni jako jeden z jej obrońców. Nie wiadomo do końca jak się tam znalazł. Po zwycięstwie Sithów, jako jeden z tych, którzy przetrwali, udał się wraz z pozostałymi Jedi na Tython, gdzie poddał się osądzeniu przez Najwyższą Radę. Ta uznając, że nie skrzywdził nikogo niewinnego odstąpiła od wymierzenia kary. Cyllian nie mógł jednak spokojnie zamieszkać w enklawie Jedi, prawdopodobnie z powodu wyrzutów sumienia lub poczucia separacji od innych. Dlatego też przeniósł się do posiadłości Karnishów, ożenił i doczekał się syna. Nigdy jednak już nie opuścił Tython.


Czyli w sumie nic nowego. Dlaczego to zawsze musi być nic nowego? Westchnęła, jednak postanowiła dalej drążyć temat.
- Co wiadomo o mieczu Dartha Morula i jego dalszych losach? - spytała dziewczyna.

- Cyllian zatrzymał go jako trofeum, podobnie jak miecze innych pokonanych Sithów. Prawdopodobnie wyciągnął również z niego czerwony kryształ i umieścił we własnym. Nie wiadomo co się z nim stało gdy Cyllian powrócił na Jasną Stronę. Podejrzewam, że gdzieś je ukrył lub wyrzucił. Być może na Utapau, być może na Coruscant, a może jeszcze gdzieś indziej.

Czyli znowu nic, zaczęła się do tego niczego powoli przyzwyczajać. Pozostało podejść do tematu od innej strony.
- Co łączyło Irtona Karnisha z Jedi zwanym Ennrianem?

- Wybacz mi, lecz tego holokronu nie poświęciłem sobie, a jedynie moim przodkom. Moja historia dopiero powstaje i to ktoś inny będzie ją spisywał, o ile oczywiście uzna ją za wartą spisania.

Pudło. Gdyby zakładała się o każdy ślepy zaułek chyba dorobiłaby sie już fortuny.
- Nie masz w ogóle tych informacji czy są tylko zastrzeżone?

- Holokron to zapis wiedzy danego Jedi. Ale nie całej, a jedynie tej, którą zgodził się w nim zapisać. Ten holokron ma służyć celom edukacyjnym i nic co się w nim znajduje nie jest w jakikolwiek sposób zabezpieczone. Niestety nie posiadam informacji, której szukasz.

Dziewczyna milczała przez chwilę.
- Posiadasz informacje dotyczące tylko historii rodziny Karnishów czy też ogólnie historii Zakonu Jedi?

- Niestety tylko tę część historii Zakonu, która łączy się bezpośrednio z Karnishami.

- Wiesz coś o tym czy istnieje jakiś sposób dla rycerza Jedi by ten mógł uzyskać pozwolenie na zawarcie związku małżeńskiego?

- Oficjalnie jest to dziś zabronione, choć istnieją liczne wyjątki od tej reguły. Każdy przypadek jest rozpatrywany indywidualnie. Nie ma jednego sposobu na uzyskanie takiego pozwolenia. Inaczej co drugi padawan zadurzony w padawance by z niego korzystał.

- Czy rodzina Karnishów posiada jakieś artefakty ciemnej strony mocy?

- Raczej stroniliśmy od tego typu przedmiotów. Takie artefakty mogą być bardzo niebezpieczne.

- Raczej? Jesteś pewien, że żaden Karnish nigdy nie zdobył i nie ukrył takiego artefaktu?

- Na tyle na ile można być czegokolwiek pewnym. W każdym razie nie posiadam żadnych dowodów na to, że tak było. Każdy jednak, nawet Jedi, ma swoje tajemnice, których nie chciałby ujawniać światu.

- A skąd można się czegoś o tych tajemnicach dowiedzieć?

Irton uśmiechnął się:
- A skąd mogę się dowiedzieć czegoś o twoich tajemnicach, młoda Jedi? Musiałabyś chyba ich spytać osobiście, zakładając oczywiście, że byliby skłonni ci je wyjawić. W bardziej odległych czasach posiadanie artefaktów Ciemnej Strony nie było uważane za coś złego, jednak po wojnie z Exarem Kunem stosunek do tego typu zachcianek zmienił się. Jeśli jakiś Jedi miał coś takiego na własność, raczej nie chwalił się tym przed nikim.

Zastawiała się na ile w holocronie zostały ludzkie odruchy. Zawsze mogła to przetestować.
- Adept Ciemnej Strony poszukuje czegoś w posiadłości Karnishów, a mała grupa padawanów jest tu uwięziona. Nie możemy odejść więc stoimy mu na drodze. Jeśli szybko nie dowiemy się czego szuka i nie powstrzymamy go, ktoś zginie. Dlatego musze wiedzieć jak ustalić czy kiedyś Karnishowie nie ukryli tu gdzieś jakiegoś artefaktu. Jesteś w stanie mi w tym pomóc?

- Możesz skorzystać z biblioteki w posiadłości, w której znajdują się chyba wszystkie dostępne dziś informacje na temat Karnishów. Niestety sam nigdy całej nie przejrzałem, co chyba nie dziwi zważywszy na jej rozmiary. Jeśli jesteś uwięziona w posiadłości to obawiam się, że nie ma innego sposobu.

- Jesteś w stanie zawęzić mi pole poszukiwań? Masz jakiś pomysł gdzie mogłabym szukać takich mrocznych tajemnic rodziny?

- Gdybym miał choć trop, który z moich przodków mógł posiadać taki artefakt mógłbym ci wskazać kilka holokronów lub ksiąg, jednak w takiej sytuacji niemal każdy może się nadać.

- Mówisz, ze przejrzałeś większość z nich i nie masz tropu. Czego wiec nie przejrzałeś? Może trop jest tam?

- Niestety, biblioteka w posiadłości nie posiada spisu tytułów. Znam tylko te, które przejrzałem.

Westchnęła.
- Wymień co przejrzałeś, zawsze to jakiś skrót.

Irton wymienił długą listę tytułów i holokronów, która zamknęła się na trzysta którymś numerze.

Era upewniła się, ze jej datapad załapał listę i spojrzała na hologram.
- A czy wśród posiadanych przez ciebie informacji jest jakaś wzmianka o artefaktach leczących, lub takich które odnosiły się do kształtowania materii Mocą?

- Karnishowie nigdy nie byli utalentowanymi uzdrowicielami. Z kolei czasy, gdy Jedi potrafili tworzyć materię dawno minęły, a my zatraciliśmy te umiejętności. Nie miały one zresztą nic wspólnego z artefaktami.

Era westchnęła.
- Dziękuję, w takim razie to na razie wszystko. Niech Moc będzie z tobą - dezaktywowała holocron i włożyła go do kieszeni.
Uzbrojona w wielką listę dzieł ruszyła do biblioteki, po drodze wywołała przez komlink Antis. Lubiła towarzystwo twi’lekanki, no i dziewczyna miała więcej szczęścia do tych papierów niż sama Era.

Col Frost 22-05-2012 10:30

Rancor stanął pod ogromnym drzewem, na jakie wspięli się Jedi, i ryknął przeraźliwie. Prawdopodobnie bębenki by w uszach popękały, lecz stwór skończył dość szybko i nic takiego nie nastąpiło. Następnie uderzył raz i drugi w pień drzewa, tak że całe aż się zatrzęsło, lecz poza zdarciem kory z jego powierzchni, Rancor nic nie osiągnął. Nie mógł nawet spojrzeć w górę, gdyż przeszkadzał mu w tym jego garb.

Po kolejnym ryku zwierzę spróbowało dostać się na górę. Mimo iż wbił swoje szpony w pień szeroki na kilkadziesiąt metrów, to nie był w stanie się podciągnąć, jego budowa całkowicie mu to uniemożliwiała. Wyjął więc szpony z drzewa, ryknął raz jeszcze, okrążył parę razy drzewo i powoli odszedł.

Jeszcze przez jakiś czas Jedi słyszeli jego oddalające się kroki i trzask mniejszych drzew, które był w stanie łamać jak gałązki. Cóż, mieli szczęście, że wdrapali się na jedno z tych większych.

* * * * *

Mimo, że lista Irtona była długa, Era szybko się przekonała, że w porównaniu z zasobami biblioteki była jak ziarnko piasku na Tatooine. Szanse znalezienia tu czegokolwiek, co mogło by im pomóc, były na prawdę iluzoryczne.

Antis zaproponowała by poszukiwania zacząć od nowszych ksiąg i holokronów historycznych z nadzieję, że znajdą w nim chociaż jakąś wzmiankę lub trop, które pozwolą im dowiedzieć się w jaki konkretnych czasach powinni szukać tajemniczego artefaktu.

Choć spędziły w bibliotece resztę dnia nie natknęły się na nic czego by już nie wiedziały ze znalezionych holokronów.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:35.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172