Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-11-2009, 16:43   #11
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Naprawdę dobrze, że ojciec tego nie widzi… myślał, wpatrzony w osobę za szybą. Byłby rozwód jak nic.
Nie chciał dać kolesiom w fartuchach ani cienia satysfakcji, okazując jakiekolwiek emocje, a zwłaszcza strach. Przyjął więc sylwetkę profesjonalisty ( choć nie bardzo wiadomo jakiej profesji), bez słowa wykonywał polecenia, niby znudzony.
Zastrzyk był ciekawym doświadczeniem. W pewnym momencie niepokojącym, ale bogatym w całą gamę wrażeń. Tkwiąc w tym stanie letargu, na poły śniąc, na poły świadom, mocno się bał, czy aby czegoś nie spieprzono. Czy powinien być świadom swego stanu?
Nie śnił od dawna, toteż, już zbudzony, był, jakby to ująć, ‘ rozstrojony’.

***

Rany, pomyślał, przykładając dłoń do głowy. Próbował się podnieść zbyt szybko, dał o sobie znać zaburzony w wieku dojrzewania ośrodek równowagi. Charakterystyczne plamki przed oczyma zamigotały wesoło.
A później było coraz lepiej. Gdy przestało mu się kołować, mógł się lepiej przyjrzeć… atrakcyjnej, tak, to dobre słowo, atrakcyjnej dziewczynie.
Swoją drogą, dziwna sprawa. Żaden lekarz, psycholog, czy ksiądz… czyżby mieli zamiar dać mu teraz nieco więcej swobody?
Chora, spaczona hormonami wyobraźnia została znokautowana, gdy dziewczyna wyjaśniła, kim jest. Nici z niezobowiązującego seksu.
Nic to.

- Zespół?- zapytał niezbyt inteligentnie. Nie był specjalnie zawstydzony, ale słowa jakoś nie potrafiły się zebrać, by ułożyć sensowną wypowiedź. Wolał to zwalić na dużą liczbę i natężenie emocji w ostatnim czasie.

Odzyskując pełną jasność umysłu, zaczął zadawać samemu sobie pytania, które zadałby każdy rozumny człowiek. Co oni mi zrobili? Ile to trwało? I czym, do cholery, są Rangerzy Służb Specjalnych?
Później przeszedł z pytań ‘Ontologicznych’ do typowo wartościujących, mądrala by rzekł: aksjologicznych. Ciekawe, czy będzie to dobrze wyglądało w życiorysie? I czy przewidywane są jakiekolwiek wymierne korzyści?

Powiedziała „ 02”. Sama miała numer niższy. Czyli, jak dotąd Służby Specjalne, czymkolwiek były, nie mogły się pochwalić specjalnie liczną kadrą. Elitarna grupa zbuntowanych nastolatków? Dzieciaki w wojsku? Interesujące. Nieco komiczne, ale interesujące.

Dokonawszy licznych skrótów myślowych, próbując ogarnąć chaos w głowie i zarazem zrobić coś, co przekonałoby Mayę, że nie jest kukłą, umie mówić, a co więcej, mówić składnie, ładnie i dowcipnie, otworzył wreszcie usta.

- Ile zarabia Ranger Służb Specjalnych?- zapytał, przywołując na twarz klasyczny uśmiech cwaniaka. Odpowiedź dziewczyny, a w szczególności jej forma, miała dać wskazówkę Loganowi, z której strony należało ją podejść i kogo grać, by rzeczona ‘ współpraca’ mogła mieć miły przebieg.
 
Mivnova jest offline  
Stary 10-11-2009, 21:43   #12
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Miłość, miłość to jest to słowo
Miłość to klucz
Oddycham bez obaw
Subtelny impuls
Potrząsa mną, nadaje poświaty
Oddycham bez obaw



04
[MEDIA]http://lorinale.republika.pl/tv.mp3[/MEDIA]
SPOTKANIA

SPOTKANIA

SPOTKANIA




OBIEKT: 2-3-57-11-13-1-7-1923-29


- Ile zarabia? – dziewczyna nie dała się speszyć, jednak wydawało się, że szuka odpowiedzi na to pytanie. – Dwie.
- Hę?
- Dwie kulki. Jedną w głowę, drugą w serce. Tak dla pewności.
– słowa Mayi były cięte niby nóż – Chodź ze mną!

Schwyciła go za rękę i niemal siłą wyciągnęła z łóżka (a była nadzwyczaj silna) nie bacząc nawet na to, że miał na sobie jedynie szpitalna koszulę, która z tył trzymała się jedynie na dwóch wiązadłach, przez co, co chwila odsłaniała nagie pośladki chłopaka. Czując opór Logana, zdecydowała się powstrzymać jedynie na tyle, by dać mu się ubrać w szlafrok, po czym wypadli na korytarz. Maya pierwsza, rozglądając się czujnie, jakby pomagała w ucieczce skazańcowi. Ciągnąc go za rękę (miała delikatne, nieco chłodne dłonie) podbiegała z młodym Gosem od jednego załamania zimnego korytarza do kolejnego, za każdym razem najpierw wyglądając ostrożnie głowa, by sprawdzić czy w okolicy nikogo nie ma. Kiedy tylko chłopak wyglądał jakby chciał się odezwać, patrzyła na niego tymi swoimi dużymi, lekko skośnymi oczami – zbyt mądrymi na taką małolatę – i przykładając palec do ust, nakazywała milczenie.

Tak dotarli do pokoju „462-5 Wstęp tylko dla osób upoważnionych”.
Maya ostrożnie zapukała, a gdy nikt się nie odezwał, uchyliła drzwi i wślizgnęła się do środka, prowadząc z sobą coraz mocniej zdenerwowanego i zaciekawionego Logana. O dziwo jednak tym razem nie znaleźli się ani w sali tortur, ani centrum dowodzenia, lecz w zwykłym pokoiku szpitalnym. Była tutaj metalowa szafka, stolik, dwa taborety i łóżko ze śnieżnobiałą pościelą, obstawione niemal całkowicie aparaturą. To przez masę pikających i pulsujących urządzeń Logan początkowo nie zauważył człowieka, który leżał na owym posłaniu śmierci.


Chłopak, który niemal tonął w morzu pościeli i przewodów, jakie zostały do niego podłączone, wyglądał jak ofiara głodówki. Przez cienką, prawie bezbarwną skórę doskonale było widać kanaliki żylne, którymi leniwie sączyła się ciemna krew. Pacjent był na pewno nieprzytomny, dlatego Logan spokojnie mógł mu się przyjrzeć. Chociaż początkowo wyglądał on na jakieś 13-15 lat przez swoją chudość, teraz Gos zrozumiał, ze się mylił. Prawdopodobnie byli równolatkami sadząc po zanikającej muskulaturze klatki piersiowej i lekkim zaroście na twarzy nieprzytomnego, który ktoś zapewne musiał golić – lecz nie codzień.

- To 00, pierwszy Ranger. – usłyszał tuż obok głos Mayi – On przetarł nam szlak, bo wszyscy początkowo go ignorowali, traktowali jak dzieciaka. Prawda jest jednak, że to on ocalił Południowa granicę Edenu. Ty... i inne szczury miejskie, nawet o tym nie wiedzieliście, a ja tam byłam. – mówiła matowym, pozbawionym emocji głosem – Mutanci jakimś cudem przegrupowali się i stworzyli stado. Dotychczas zawsze działali w pojedynkę, najwyżej parami, więc byliśmy mocno zaskoczeni. Na dodatek dwa z nich były monofonikami...
- Czym?
- To są... telepaci. Jeśli są na tyle rozwinięci, by potrafić się skupić, potrafią wyrwać ci flaki sama myślą. I jeden niestety potrafił. To była jedna z moich pierwszych misji... Monofonik na moich oczach zabił kilkunastu ludzi. Na dodatek nie szło go dostać, bo był chroniony. Zginęłabym... wszyscy byśmy zginęli tamtego dnia, gdyby nie 00, który zerwał blokady umysłu i przeszedł na poziom delta. Dla przykładu, ja mam wysoką betę, a wszyscy normalni ludzie funkcjonują na poziomie alfa. U ciebie odkryto jednak predyspozycje i to tak wysokie, że jeśli uwierzysz w siebie... też może pewnego dnia osiągniesz deltę. I nie staniesz się rośliną jak Roger. On już nigdy nie...


Nagle przerwała, błyskawicznie obracając się w stronę drzwi. Chociaż sam Logan nie usłyszał żadnych kroków, ledwo kilka uderzeń serca później drzwi otworzyły się, a w nich stanęła wysoka, ubrana w elegancki żakiet szatynka – Ewa Gos.
Zamiast jednak przywitać syna, nie mówiąc o matczynym uścisku czy pocałunku, kobieta omiotła dwójkę zimnym spojrzeniem i spytała tonem dowódcy rugającego nieposłusznych rekrutów:

- Jakim prawem wdarliście się do tego pomieszczenia bez stosownego upoważnienia?



OBIEKT: 21670308-41220-221-1


Sergiusz wysiadł z pojazdu i odetchnął zimnym, nocnym powietrzem. Znajdował się w bazie rebeliantów „kij-wie-gdzie”, ale zamiast rozglądać się ciekawie i przyjrzeć dokładniej wyposażeniu kryjówki, która znajdowała się pośrodku wybujałej, dzikiej puszczy (z pewnością poza obrębem Edenu), myślami wciąż wracał do wydarzeń z ciężarówki. Miał już co prawda za sobą inicjację seksualną, ale to teraz... I pomyśleć, że zrobiła to tylko biustem... Na samo wspomnienie falujących, miękkich niczym obite atłasem poduszki piersi, które w dodatku ściskały między sobą jego męskość, chłopakowi zrobiło się gorąco.

- Chodź za mną. – usłyszał za sobą jedwabisty głos pani major, która (niestety!) przywdziała teraz kurtkę w barwach moro, przez co jej dekolt został całkiem zakryty przez materiał. – Wszyscy czekają?
- Wszyscy?
– Tarnajew był szczerze zdziwiony, widział przecież jak obok krzątało się całkiem sporo osób, które co prawda rzucały mu często ciekawskie spojrzenia, ale nie wyglądały na „oczekujących”.
- Wszyscy z dowództwa. – wyjaśniła z uśmiechem Tsurra. Tak samo uśmiechnęła się do niego, gdy trysnął aż na jej twarz...ugh! – Większość jest niewtajemniczona w twoją rolę dla nas. Wiesz, na wypadek, gdyby dostali się w łapy Edeńczyków.

„Łapy Edeńczyków” – nazwa zabrzmiała niemalże jak wulgaryzm, takim tonem została wypowiedziana. A przecież on sam jeszcze kilka godzin temu sam był mieszkańcem Edenu i w pewnym sensie nadal się nim czuł, mimo wszelkich zastrzeżeń względem władz.

Zanim jednak Sergiej w pełni określił swe stanowisko względem nowej sytuacji, Tsurra przeciągnęła go przez plac zewnętrzny i wprowadziła do ciasnej windy, która – jak zaobserwował kątem oka – zmierzała na –4 piętro. Tutaj tez dostał jeszcze soczystego całusa od pani major, po czym żelazne drzwi rozstąpiły się. Tsurra – z szerokim uśmiechem oraz Sergiusz – z dziwnym zaczerwieniem policzków opuścili windę wkraczając prosto do ogromnego, pełnego komputerów pomieszczenia. Tutaj też w szeregu – z waflami na twarzach – ustawiło się pięć osób... No dobra, może nie wszyscy trzymali szeregu, bowiem kiedy tylko Tarnajew wszedł do środka mała, rudowłosa kobietka rzuciła mu się na szyję. Poczuł słodkie, pachnące truskawka muśnięcie na policzku.

- Witaj, witaj, witaj nasz wybrańcu! – zapiszczała mu radośnie do ucha. Nie ukończyła prawdopodobnie więcej niż 20 lat, sadząc zresztą po budowie ciała, mogła nie mieć skończonych 15 lat.
- Tina opanuj się! – zganiła ją pani major, brzmiało to jednak bardziej jak ostrzeżenie starszej siostry niż manifestacja zazdrości. Mały rudzielec opanował się jednak na tyle, by można było dokonać prezentacji.
- Wszyscy, to jest Sergiusz Tarnajew. – najwyraźniej Tsurra poczuła na sobie obowiązek gospodyni, która ma czynić honory – Młody działacz podziemia, literat oraz tegoroczny maturzysta i co ważniejsze dla nas, wybraniec Etani.

Rozległa się burza oklasków. Klaskali wszyscy poza 40letnim mężczyzna, który jednak uśmiechnął się do chłopaka jowialnie a także szóstym „pasażerem” w pomieszczeniu, którym okazała się być krótko obcięta, chuda kobieta siedząca przy monitorach, która jedynie od czasu do czasu rzucała Sergiejowi i pozostałym znudzone spojrzenie.

- To jest kapitan Raimundo Equesse, nasz spec od mechaniki, automatyki i robotyki.
– Tsurra wskazała barczystego czterdziestolatka, który tylko skinął młodzieńcowi głową.
- To małe, podskakujące, to Tina Tierente. Nasza najlepsza nawigatorka oraz rozweselacz. Takie dwa w jednym.

Drobna dziewczynka wyraźnie miała ochotę coś skomentować, jednak pani major przezornie szybko wskazała kolejna osobę w zgromadzeniu – długowłosego szatyna o pociągłej, niemal końskiej twarzy.

- Tutaj niezbyt może wygadany, ale za to super-zdolny komputerowiec Hirac. A tuz obok jego brat cioteczny, major Jozua Banglada.

Niezbyt podobny, ale za to niezwykle sympatyczny z wyglądu niski mięśniak o krótkich, płowych włosach wyciągnął rękę do Sergiusza.

- Jak to mówią w wielkim mieście najstumiczju. – głos miał głęboki, z nutką wesołości.
- Jozua jest największym chyba obibokiem w sztabie, bo zajmuje się po prostu zarządzaniem ludźmi. Taki dozorca niewolników.
- Aha, powiedz to Tsurra jak będziesz chciała wysępić nadprogramowa czekoladę, bo masz „te dni”.


Uwaga Jozuy, choć nie na miejscu, musiała wyraźnie trafić na podatny grunt, bowiem pani major posłała mu nieprzyjemne spojrzenie, po czym zignorowała.

- Hirac i Jozua będą z tobą dzielić sypialnie. Niestety nie możemy sobie pozwolić na komfort jednoosobowych sypialni, nie mówiąc już o tym, że chcąc udawać iż jesteś Sergiuszu tylko kolejnym rekrutem, musimy póki co pozbawić cię przywilejów. Przynajmniej pozornie. Idźmy jednak dalej z prezentacją, bo ostatni z naszej ekipy witających, jako takie ciacho na deser , został nam zastępca generała, pułkownik Antony Davidov.

Tym razem wskazanym okazał się ładnie zbudowany, przystojny brunet w okularkach o kroju lenonówek. Ukłonił się nadzwyczaj nisko przed młodzieńcem, co wydawało się nieco dziwne, po czym przywitał.

- Cieszę się, że udało ci się do nas dotrzeć. Etani mówi, że jesteś naprawdę ważną postacią dla naszej przyszłości. Cokolwiek wiec zamierzasz czynić, masz we mnie wsparcie.

Znów się ukłonił, pozwolić Tsurrze na dokończenie prezentacji.

- Antony jest teraz dowódcą bazy, gdyż generał akuratnie przebywa w innej kryjówce, skąd dowodzi małym oddzialikiem na północy Edenu. Tymczasem jednak poznaj jeszcze jedna osobę z naszej rodzinki, a jest nią ta samotna dusza przy komputerach – kapitan Gina Jolie. – krótko obstrzyżona kobieta podniosła niedbale rękę i zamachała, nie odrywając wzroku od komputera – I to już wszyscy w sztabie dowodzenia na tę chwilę.
- Dobrze się spisałaś majorze.
– pochwalił kobietę Antony – Pewnie jesteś zmęczona, więc nie trzymam cię dłużej na nogach. Wiem też, ze Martin chciał cię jeszcze zobaczyć. Zajmiemy się Sergiuszem, a jutro pewnie spotkacie się na ćwiczeniach.

Tsurra pokiwała ze zrozumieniem głowa, po czym zasalutowała dowódcy, puściła oczko do „wybrańca” i wyszła. Kiedy tylko zniknęła, Tina znów uwiesiła się – tym razem ramienia – chłopaka.

- Tak sobie pomyśleliśmy z chłopakami, ze nie ma sensu w nocy cię oprowadzać. – tu wskazała kuzynów – Lepiej będzie zrobić to jak się prześpisz, a na dworze będzie jasno. Tymczasem jednak zapraszamy cię na mała kolacyjkę z mocną kawą. Co ty na to? Obiecujemy cię nie trzymać długo...

Dziewczyna uśmiechnęła się przymilnie marszcząc przy tym zgrabny, upstrzony piegami nosek.
 

Ostatnio edytowane przez Mira : 11-11-2009 o 13:16.
Mira jest offline  
Stary 11-11-2009, 12:48   #13
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Ale już oswoił się z myślą, że nowa droga jest pełna niespodzianek i lepiej było nie oczekiwać niczego konkretnego, jedynie zająć stanowisko obserwatora. Przygotował grad pytań, ale Maya ani myślała ich słuchać. Wciągnęła go w zabawę rodem z kryminałów.
- Ej, poczekaj!- zdążył wyjęczeć, gdy załapała go za rękę.- Tak nie można. Ledwo się znamy.
Prawdziwa kobieta czynu potrafiąca podnieść poziom adrenaliny.

***

Maya podobała mu się coraz bardziej. Nie chodziło nawet o jej urodę. Była po prostu inna od dziewcząt, które znał. Dojrzała, ale nie w sposób charakterystyczny dla natrętnie niedojrzałych gówniar próbujących zgrywać kobiety na obcasie.
Miała jednocześnie coś z Azury, tej ładnookiej, naiwnej i delikatnej przyrodniczki, i coś z Kelimy- milczącą zawziętość, błysk inteligencji w ( znów) ładnych oczach.
Cała otoczka konspiracji działała na fantazję młodzieńca. Niczym tajny agent z wierną tajną partnerką u boku przemykał korytarzami równie tajnej placówki by zdobyć jeszcze bardziej tajne informacje. Z pewnego punktu widzenia tak właśnie było.

***

Gos przyjrzał się temu… jak go nazwać? Temu wrakowi człowieka z mieszaniną skrajnego obrzydzenia i perwersyjnej fascynacji. Wyobraźnia Logana, choć bujna, nie potrafiła wykreować realistycznego obrazu sytuacji, w której ktoś zostaje „ wypruty z flaków”. Przemoc w Edenie nie stała na porządku dziennym, była nawet ‘ cenzurowana’. Uderzenie kogoś w twarz? Może wśród młodzieży. Raz na rok. Okaleczenie kogoś? Tylko w zakazanej literaturze.
Możliwość obcowania z Nią, tą brzydką prawdą, a raczej jej efektami na wyciągnięcie ręki, zaowocowało fizycznym osłabieniem. Logan uważał się za osobę zdolną to każdego czynu w imię jego skrzętnie opracowywanych idei. Ale był tylko teoretykiem. I jak każdy intelektualista, zderzony z brutalną naturą w postaci biologii musiał ulec.
Mówiąc wprost: omal się nie zgiął w pół w odruchu wymiotnym. Gdyby nie obecność Mayi, zapewne nie miałby oporów. Założył maskę skwaszonej miny, by nie wyjść na mięczaka.

Ciemne oczy Gosa zmierzyły naciągniętą na szkielet skórę dzikim spojrzeniem. Logan nie był specjalnie wierzący ( po prawdzie to w ogóle), ale sakralizacja miejsca i wydarzenia wydała mu się słuszna, zgodna z kulturą wysoką, o której się tyle naczytał. „ Pomodlił się” więc wzorcem sceptyków.

Boże, jeśli istniejesz, miej w opiece jego duszę, jeśli ją ma.

***

Atmosfera nadciągającego niebezpieczeństwa zagęściła powietrze, tak, że Logan nie mógł wykonać żadnego sensownego ruchu. Drzwi stanęły otworem, do szpitalnego pokoju 462-5 weszła…
- Cześć, mamusiu.

***

W trakcie, gdy Ewa wyrażała swoje niezadowolenie, Logan omal nie wybuchnął śmiechem. Histerycznym, rzecz jasna. Ta kobieta, ponoć będąca jego matką ( jeśli dawać wiarę słowom ojca), ta sama, która przy śniadaniu nie potrafiła poprosić stanowczo o sok pomarańczowy, właśnie go beształa formalnym językiem.

Logan dość się nasłuchał. Mutanci atakujący Eden, alfy, bety i delty bez gammy, monofoniki, Rangerzy i brak jakichkolwiek papierosów w zasięgu dłoni. Trochę za dużo jak na biednego Logosa. Dopiero co pisał egzamin dojrzałości i miał, psiakrew, prawo, być odrobinę zestresowanym.

- Wybaczy, pani, pani Gos- postanowił zagrać na ich warunkach- To „ mamo” nie było zamierzone. Ot, pomyłka nawet, można powiedzieć. Wyciągnąłem tu zero jeden, bo zżerała mnie autentyczna ciekawość, czy nie znajduje się gdzieś w okolicy automat z kawą. Niestety żadnego nie znalazłem. Jak widać jest tu tylko półżywy dzieciak, którego mam ponoć zastąpić. Proszę mnie nie zrozumieć źle, proszę pani, ale, czy do jasnej cholery, ktoś się wreszcie pofatyguje, żeby wytłumaczyć mi o co w tym wszystkim chodzi?!

Skończywszy, Logan, całkiem spokojny, zakrył się szczelniej szlafrokiem. Musiał wyglądać piekielnie zabawnie. To była w końcu jego matka. Nie wypadało stać przed nią roznegliżowanym.
 

Ostatnio edytowane przez Mivnova : 11-11-2009 o 15:10.
Mivnova jest offline  
Stary 18-11-2009, 14:24   #14
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
- Pewnie, czemu nie. - odpowiedział po krótkiej chwili namysłu Sergiej. Na reakcję nie musiał długo czekać - w niespełna sekundę później Tina chwyciła jego rękę i zaczęła ciągnąć po okolicznych korytarzach w akompaniamencie tubalnego śmiechu Jozui i sporo cichszego Hiraca.

Miał trochę czasu by pomyśleć o tym wszystkim. Tajna baza rebeliantów w jego mniemaniach do tej pory była piwnicą, nie ogromnym, podziemnym kompleksem. Przyszli powstańcy mówili tam do siebie "towarzyszu", nie "majorze", sypiali gdzie się da, a do przyklejenia paru plakatów na budynku rządowym szykowali się przez tydzień. A teraz, dzięki akcji zorganizowanej niczym te w filmach sensacyjnych, trafił do bazy, która równie dobrze mogła być siedzibą oddziału specjalnego. Był przekonany, że dawniej, jako "Zemsta Ludu" jego organizacja była największą tego typu w całym Edenie, ale... Czymże były siły Netshayeva w obliczu tego, co widział teraz?

I według nich był wybrańcem. Cokolwiek to oznaczało, z pewnością chodziło o kogoś niezwykle ważnego.

- Tam będziesz mieszkać. - powiedziała nagle dziewczyna, machając ręką w kierunku jednego z korytarzy - Zresztą, chłopaki cię tam później zaprowadzą.

Z uśmiechem skinął głowę. Ta mała naprawdę była niezłym rozweselaczem. A może też zasługa Tsurry, a konkretniej - jej braku w okolicy? Co by nie mówić o ich spotkaniu i paru przeżyciach, ta kobieta onieśmielała Tarnajewa - przypominała bohaterki powieści sensacyjnych klasy od "C" w dół, kobieta będąca zarazem żołnierzem, jak i króliczkiem Playboya. Poza tym, chłopak miał wrażenie, że za każdym jej czynem stał jakiś wyższy cel, konieczność czy rozkaz...

W końcu skręcili i przekroczyli drzwi. Wraz z radosnym "To tutaj!" Tiny, weszli do pomieszczenia, które przypominało połączenie futurystycznej stołówki zakładowej z niewielką knajpką z przedmieść. Dziewczyna wraz z komputerowcem zniknęli za kolejnymi drzwiami, najprawdopodobniej po prostu prowadzącymi do kuchni, Banglada zaś wskazał miejsce przy jednym ze stolików Sergiuszowi, po czym sam usiadł po drugiej stronie.

- Wiesz, nie jadamy tutaj jak ci po drugiej stronie barykady, ale na dzisiaj kazałem wydobyć z magazynów parę lepszych kąsków. - uśmiechnął się major

- Miło z twojej strony. - odparł nastolatek - Czyli w tym budynku spędzacie większość dnia?

- I tak, i nie. Niektórzy z nas mają zdrowo przerąbane, to fakt, o innych Eden ciągle nie ma zielonego pojęcia. Ty niestety zaliczasz się do tych pierwszych... Zresztą, chyba nie muszę ci przypominać o dzisiejszym wieczorze i akcji z furgonetką.

Tarnajew był przekonany, że Jozua ma na myśli zupełnie inną akcję niż ta, która w tej chwili wywołała lekkie rumieńce na twarzy chłopaka.

- Chyba nie przywykłeś do takiego życia, nie? - kontynuował Arab - Czym się zajmowałeś dotychczas? Przeglądałem jakieś akta, ale w sumie zatrzymałem się na tym, że lada dzień miałeś podejść do matury... Ot, wychodzę z założenia, że akta nie zastąpią rozmowy, więc...

- Działałem w podobnych organizacjach, jeśli o to ci chodzi. Może nie aż tak zorganizowanych, pewnie o innych celach i sposobach działania, ale co nieco o podziemiu wiem. I o Edenie, jego gorszej stronie, też...

"Przemowę" przerwały mu otwierające się drzwi kuchenne i wychodzący stamtąd pozostali "współbiesiadnicy", niosący spory dzbanek z kawą, cztery kubki i tacę z czterema talerzami.

- Dziś szef kuchni serwuje ryby, takie prawdziwe, z prywatnej hodowli, nie sztucznie napychane chemią, jakie można dostać w każdym sklepie! - oznajmiła Tina, stawiając talerze na stole.

Faktycznie, ich kolacja wyglądała całkiem nieźle. W domu, kiedy mama miała siłę i ochotę, by wysilić się trochę przy gotowaniu, jadał lepiej, ale sam z pewnością nie zdołałby przyrządzić czegoś takiego. Pieczona ryba i trochę warzyw, które w prawdzie nie wyglądały tak pięknie jak te ze sklepów, ale ponoć były czyste od środków "wspomagających uprawę" - i faktycznie, smakowały dużo lepiej. Gdy pomiędzy jednym a drugim kęsem Sergiej otwierał już usta, by kontynuować rozmowę z majorem, dziewczyna momentalnie wtrąciła się w jeszcze nawet niewznowioną rozmowę.

- Słyszałam, że jesteś pisarzem! Opowiesz nam o tym?

Uderzyła w czułą nutę.

- Tak, piszę, od paru dobrych lat, głównie prozą, poezji w tym dużo mniej - staram się mówić o współczesnych problemach, a w wierszu zbyt łatwo wypaczyć te idee złą interpretacją... W tej chwili pracuję nad prawdziwą powieścią, taką pełnowymiarową, klasyczną, historyczną... O Spartakusie. Rzymskim niewolniku, który poprowadził swoich uciemiężonych braci do walki z zepsutymi klasami wyższymi...

- Wygrali? - spytał Jozua

- Niestety, zginęli, zgładzeni przez okrutne rzymskie wojsko. Ale już paru wiekach "Wieczne Miasto" i jego Imperium zaczynało się sypać przez jego braci. To on dał im natchnienie, to on, jego bracia i siostry dały natchnienie innym niewolnikom, to on jest jednym z największych bohaterów odwiecznej wojny klas. A jego historia... Widzę w tym potężną alegorię do tego, co dziś dzieje się w Edenie. Tyle, że pewnie nigdy nie skończę tego dzieła. Zostało, wraz z całym twardym dyskiem, w domu...

- Nie ma problemu, rano się za to wezmę i odzyskasz swoją książkę i co tam jeszcze będziesz chciał. - odezwał się w końcu Hirac.

- I to była twoja rewolucyjna działalność? Bo w sieci znalazłam parę twoich tekstów, to znaczy manifestów, wezwania do rewolucji... To działa? - spytała Tina

- Tu nie chodzi o to. Tacy jak ja mają porwać lud, zainteresować ich rewolucją, pokazać wady systemu, które władza stara się ukryć i przygotować ich do walki o swoją godność. Bo po co rewolucja, jeśli ludzie nie będą na nią gotowi, uznają ją za coś złego czy niepotrzebnego? Dawniej, w czasach starożytnych, po to właśnie używano poezji, potem i literatury. To potężna moc, która potrafi zdziałać prawdziwe cuda...

- Łał... - odpowiedziała dziewczyna, bardziej chyba zafascynowana zaangażowaniem Sergiusza niż tym, co mówił. W chwilę później wszyscy wybuchli śmiechem.

- A tak właściwie... Mam do was parę pytań. - po chwilowej przerwie poświęconej na dokończenie kolacji i nalanie sobie do kubka kawy, zaczął Tarnajew - Ja mówię wiele o sobie, ale jestem ciekaw waszego życia, waszych historii... O okolicę nie będę pytać, bo pewnie wszystkiego się dowiem. Ale jedna rzecz dręczy mnie od początku tej historii... Etani. Kim on, ona jest...?
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 22-11-2009, 22:50   #15
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- To tylko zwierzę!
- To był krwawy.... i nasz brat. Jego życie było warte tyle samo co wasze.
Nadszedł dzień spłaty długów.



05
[MEDIA]http://www.youtube.com/v/qRrPdDUqI78&hl=pl_PL&fs=1&[/MEDIA]
NOWY DZIEŃ

NOWY DZIEŃ

NOWY DZIEŃ




OBIEKT: 2-3-57-11-13-1-7-1923-29


- Nie zasłużyłeś jeszcze na swoje odpowiedzi. – zimny ton głosu Ewy był boleśniejszy niż plaśnięcie w policzek. – Wiem, doskonale, że bunt jest niemal wpisany w kod genetyczny nastolatka, jednak ta cała szopka z matka i panią Gos jest zbyteczna. Jestem twoją matką Loganie. – wzrok kobiety pozostawał jednak tak samo surowy – I moim zadaniem jest zapewnić ci najlepszą z możliwych przyszłości. Oto ona. Jeśli sprawdzisz się jako Ranger, zapewniam cię, że droga do Rady Edenu będzie stała przed tobą otworem. Znam cię jednak synu lepiej niż śmiesz podejrzewać, dlatego wiem też, że nie przyjąłbyś jałmużny czy stanowiska „dzięki matce”. Musisz więc przejść wszystkie testy i procedury, jakim poddany był Ranger 01. Nie będzie wyjątków. Dzisiejszą niesubordynacje podaruję ci wyjątkowo, jako że to twój pierwszy dzień w bazie. Z tą chwilą jednak limit dopuszczalnych błędów został wyczerpany, rozumiesz mnie, Loganie?

Kobieta wpatrywała się w chłopaka nieznoszącym sprzeciwu wzrokiem, widać nie brała nawet pod rozwagę opcji dyskusji. Jedyne co młodzieniec mógł zrobić to zgodzić się lub ponieść konsekwencje– jakkolwiek dziko to brzmiało. Kiedy wreszcie kiwnął głowa, wzrok Ewy przeniósł się na Mayę. Choć wydawało się to być niemożliwe, szare tęczówki jeszcze bardziej stężały od lodu.

- Rangerze 01, proszę natychmiast odprowadzić rekruta do jego pokoju. Następnie proszę zgłosić się na poziom E1 w celu złożenia raportu o dzisiejszej niesubordynacji.

Dziewczyna skinęła tylko głowa. Była teraz niby woskowa lalka – bez uczuć czy woli. Nie... ona była raczej... prawdziwym żołnierzem, który przed obliczem dowódcy zmienia się w narzędzie jego woli. Co musieli jej zrobić, że stała się tak pokorna?

- Tak jest admirale Gos.
- Teraz odejdźcie, on potrzebuje spokoju.

On? Dopiero, kiedy drzwi zamknęły się za nimi, Logan pojął, że matka mówiła o nieprzytomnym chłopcu. W ostatnim tez momencie, kiedy ja widział, w kącikach ust pojawiła się zmarszczka goryczy. Czyżby Ewa była związana uczuciowo z tym dzieciakiem?
Nie odważył się jednak zapytać. Szedł za Mayą w milczeniu, patrząc na jej zgrabną, wyprostowaną sylwetkę. Ona również stała się teraz obca, jakby rozkaz przełożonej zupełnie zabił jej osobowość. Ponieważ nie było nic więcej do zrobienia, pożegnali się oschle pod drzwiami pomieszczenia przeznaczonego dla nowego Rangera.

Pokój jak to pokój – łóżko, szafa, stolik, dwa krzesła i biurko z obrotowym taboretem. Był tez mały przedpokoik, gdzie stało radio i lodówka, a także malusia łazienka z ubikacja, zlewem oraz natryskiem. Słowem wszystko, co było niezbędne, przez co też chłopak nie mógł mieć pretekstu by wymknąć się za jakąś potrzebą.

Zmęczony psychicznie i fizycznie walnął się na łóżko, chcąc przemyśleć... to wszystko. Zmęczenie organizmu zwyciężyło jednak zamysł Logana i nim się zorientował, spał już snem płytkim i burzliwym.


***


Rankiem, gdy ledwo zdążył obmyć twarz, młodego Gosa nawiedził Rei Jaqque z tym swoim nieodzownym uśmiechem łobuza i rękami wciśniętymi w kieszenie.

- Cześć chłopie! – przywitał go radośnie – Marnie wyglądasz. Zbieraj więc swoje zwłoki z tej kanciapy i idziemy na śniadanie. Najemy się za pięciu, pogadamy trochę i wypijemy kawkę, a potem pójdziemy sobie popatrzeć na poranny trening Mayci. Ani się obejrzysz a sam zaczniesz latać za kolorowymi punkcikami. To co, idymy?



OBIEKT: 21670308-41220-221-1



„Jutro się dowiesz, kim jest Etani. To będzie miła niespodzianka” – powiedziała mu Tina, uśmiechając się tajemniczo. Widać nawet ona nie brała pod uwagę, że nowy dzień może przynieść zupełnie nowe przeznaczenie.

Tej nocy Sergiej dowiedział się sporo o swoich nowych towarzyszach.

Początkowo trajkotała jedynie Tina opowiadając o tym, jak jej matka, która ponoć była wróżką, przewidziała, że za 10 lat Eden przestanie być miastem wolnych ludzi, a Radą zawładnie jeden tyran, który wymorduje „niewygodnych” członków, by obsadzić ich miejsca własnymi kandydatami. Chociaż dziewczyna mówiła bardzo wzniośle o matce, dało się wyczuć w jej głosie gorycz. Prawdopodobnie jej rodzicielka nie tyle była nadzwyczaj uzdolniona, co po prostu chora psychicznie. Nie potrafiła zająć się córką, na szczęście jednak miała jeszcze o pięć lat starszego brata – Ebana. Eban opiekował się Tiną, choć prawdopodobnie mieli różnych ojców i byli tylko spokrewnieni ze strony matki. Niemniej on jeden wiedział dokładnie do czego zdolna jest psychicznie chora kobieta – kiedy był mały, matka rzuciła w niego tasakiem, którym akurat rozgniatała mięso. Przedmiot nie trafił idealnie, jednak i tak na policzku chłopca miała do dziś pozostać paskudna bruzda. Prawdopodobnie Sergiej niedługo sam go pozna, bowiem Eban służył w wywiadzie. To on wyciągnął Tinę z Edenu, kiedy miała trafić do sierocińca, bo ich matka znów gdzieś zniknęła.

Dopiero, kiedy Sergiusz wraz z braćmi udał się do wspólnej sypialni, ci zaczęli nieco więcej o sobie mówić. Jozua i Hirac wyraźnie jednak nie mieli ochoty nawiązywać do swojej przeszłości, opowiadali raczej o codziennym życiu w bazie, o porannej musztrze, na którą – jeśli ci życie miłe – nie należy się spóźnić, bo prowadzi ją major Tsurra, a ona wbrew pozorom nie jest taka milutka. Opowiadali o sprzętach i rozgrywkach, najwięcej przy tym poświęcając uwagi rozgrywkom ebika, z czego Tarnajew nie pojmował zupełnie nic. Był zresztą coraz bardziej śpiący i już tylko jednym uchem łowił informację o zbliżających się urodzinach generała, z okazji których zostanie wyprawiony prawdziwe przyjęcie. Wreszcie zasnął, a jego sny przepełniały ciepłe, soczyste krągłości...


***


IIIIIIIIIIIIIOOOOOOOOOOOOOOO IIIIOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO IIIOOOOOOOOOO IIIIIIOOOOOOOOO...


Głos syreny wyrwały wszystkich z łóżek. Sergiusz co prawda zupełnie nie potrafił na początku skojarzyć ani dźwięku, ani miejsca, ani tym bardziej twarzy, które nakazywały mu się jak najszybciej ubrać. Dopiero gdy biegł między dwoma ciemnoskórymi młodzieńcami, przypomniał sobie ich imiona: Jozua i Hirac.

- Co się dzieje?! – krzyknął próbując przekrzyczeć syrenę.
- Zaatakowali nas! – odkrzyknął Jozua nie zwalniając tempa biegu.
- Musimy zgłosić się do sztabu po rozkazy! – uzupełnił Hirac.
- Kto atakuje?!
- Pewno mutki... dowiemy się zaraz!



Jak burza wpadli do pomieszczenia, gdzie poprzedniego wieczoru tak uroczyście witano Sergiusza. Tym razem jednak mało kto zwrócił na niego uwagę. Hirac zajął od razu miejsce obok Giny i prawdopodobnie to od niej przyjął dyspozycje – chwilę bowiem słuchał, po czym zaczął nerwowo uderzać w klawiaturę swojego komputera. Tymczasem Jozua pociągnął nowego towarzysza do pułkownika Davidova.

- Major Jozua i... rekrut Sergiusz czekają na rozkazy, sir!

Przez moment wydawało się, jak gdyby Antony w ogóle ich nie usłyszał przyglądając się jakimś wykresom na monitorze, po czym nie odrywając wzroku rzekł:

- Jozua na poziom 01, masz zorganizować opiekę rannym.
- Taa jest!
– i już nie było młodego majora.
- Sergiusz zostajesz tutaj.

„Ale jak to?”
– już miał powiedzieć, gdy ktoś go ubiegł.

- Proszę to jeszcze rozważyć pułkowniku! – ton głosu bynajmniej nie zabrzmiał jak prośba.

Nagle koło Sergieja pojawiła się major Tsurra w czarnym, lateksowym stroju pilota. Na chwilę chłopak zapomniał o całym ataku, liczyły się tylko jej...


... argumenty!

- Pułkowniku Davidov – kontynuowała kobieta – zaatakowały nas mutanty w liczbie co najmniej czternastu a dochodzącej być może do dwudziestu. Te bestie nie są bezmyślnie, wyraźnie któryś musi być telepatą i kierować pozostałymi. Mamy już jedenastu martwych i kilku rannych, a liczby te stale rosną, mimo że zostaliśmy ostrzeżeni na czas, prawda? Myślę, że nie przypadkiem teraz pojawił się w bazie Wybraniec, myślę, że on – wskazała palcem Sergiusza – powinien dostać ekto-zbroję.
- Majorze, zdajecie sobie chyba sprawę z tego, że chłopak nie przeszedł nawet przeszkolenia. Nie mam prawa wysyłać chłopaka na śmierć, bez względu na to jaka będzie nasza sytuacja.
- Ale... on jest Wybrańcem! Musimy w niego wierzyć. Przecież gdybyśmy w ten sposób myśleli o Etani, nigdy byśmy nie przeżyli Burzy Siedmiu Piasków. To jest.... mistyka. I od tego dzieciaka aż bije!


Chociaż argument wydał się niepoważny, Antony wcale się nie roześmiał ani nie zrugał kobiety. Podniósł natomiast wzrok na Sergiusza i taksował go uważnie.

- A co ty o tym myślisz, chłopcze?
 

Ostatnio edytowane przez Mira : 24-11-2009 o 15:29. Powód: numerek był stary!
Mira jest offline  
Stary 25-11-2009, 14:41   #16
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Limit dopuszczalnych błędów został wyczerpany.

Słowa te odbijały się echem w głowie młodzieńca jeszcze nim zasnął. Nie chodziło tylko o ich znaczenie, ono było aż nadto zrozumiałe i nieszczególnie skomplikowane. Nie chodziło nawet o kontekst, ani o fakt, że wypowiedziała je jego własna matka w takich, a nie innych okolicznościach. Przyczyną było durne skojarzenie. Ewa Gos nieświadomie zacytowała jednego z nauczycieli Logana ze szkoły średniej. Każdemu uczniowi przysługiwało w roku jedno, tak zwane „ nieprzygotowanie”. Delikwent mógł przyjść do edukacyjnej placówki z rękami w kieszeni i oznajmić wesoło, iż jest właśnie nieprzygotowany. Nauczyciel rzucał wtedy zawsze ponurym głosem taką samą odpowiedź. „ Twój limit został wyczerpany”.
Co za głupota. Co za tragikomiczna, groteskowa wręcz głupota.
I tak się nad idiotyzmami rozwodząc, zasnął.

***

O barbarzyńskiej godzinie przybył Rei. Pomruczał, na co dostał w odpowiedzi niezbyt zrozumiałe przekleństwo.
Nie dająca się żadną miarą rozczesać, nieestetyczna i piękna zarazem fala półkręconych, półprostych i półdługich włosów wychynęła zza białej kołdry, skrywając oblicze młodzieńca.
Logos podniósł się na łóżku, ukazując stosunkowo chudą i blado- zdrową pierś. Nie wiedząc, jak oznajmić brak gotowości do pobudki i nie chcąc być przy tym specjalnie nieuprzejmym, zasalutował niedbale przykładając palce nad brew i z impetem, którego nie da się opisać inaczej, aniżeli impet napędzany lenistwem zblazowanego nastolatka, padł ponownie na poduszkę. Niby co mogą mu zrobić?
Przypomniał sobie jednak wszystkie wydarzenia poprzedniego dnia. I to, gdzie się znajduje. Może przesadzał, próbując niemal na siłę demonstrować zniechęcenie? Gra toczyła się o wysoką stawkę i szkoda było zmarnować, ten, jakby nie patrzeć, uśmiech losu, który wyrwał go z zabójczej rutyny papierowego Edenu. To było przecież coś, na co czekał całe życie. Możliwość stanięcia ponad wszystkimi przeciętniakami, dokonanie czegoś ważnego, przebicie się do tego prawdziwego świata, wolnego od gęstej niczym budyń propagandy kultywującej nijactwo i nijakim bycie.

Z wolna przechodził mu opóźniony szok, docierało do niego, w co go wplątano. Albo raczej, jak wielkie miał szczęście. W duchu nie posiadał się z radości i tylko lata udawania buntownika hamowały wyrażanie szczerego entuzjazmu. No, może jeszcze dupkowatość Reia. W tej materii nic się w ciągu doby nie zmieniło, facet działał mu na nerwy. Jego pseudo-młodzieżowy język, czy to manieryzowany, czy też nie, jego niewybredne poczucie humoru- to wszystko, łącznie z samą aparycją gościa tworzyło zbiór, który trudno było tolerować. Czasami spotyka się człowieka i z góry wie, że można pałać do niego antypatią graniczącą ze szczerą nienawiścią. Nie trzeba nawet logicznego uzasadnienia, można go sobie poszukać w przyszłości. Niektórzy nazywali to fluidami (intelektualna porażka ludzkości), inni zwalali winę na pierwsze wrażenie (nieszczególnie ciekawa teoria), wreszcie byli rozsądni, którzy przyjmowali pewne prawidłowości na zasadzie dogmatów. Tym się z reguły żyło łatwiej.

Wstał, stawiając kroki dość niezgrabnie. Obmył wodą twarz, wpychając palce w kąciki oczu. Bynajmniej go to nie orzeźwiło. Nie sięgnął po ręcznik, założył koszulę, a z brody i nosa kapały mu ogromne krople. Poczuł swój własny zapach, zapach wczorajszego dymu tytoniowego. Mokrego dymu. Automatycznie więc się odezwał nałóg, idąc po spodnie, leżące w drugim końcu pokoju, wygrzebał z torby miękką paczkę papierosów i benzynową zapalniczkę, będącą prawdziwym reliktem. Spojrzał z brakiem zaufania na sufit, mając nadzieję, że żaden system przeciwpożarowy się nie włączy.

Zapiął pasek, wypracowanym gestem zmierzwił włosy, zaciągnął się potężnie i stęknął jak skazaniec, wrzucając połowę papierosa do umywalki. Słyszał syk żaru przegrywającego bój z mokrym odpływem. Zdawać by się mogło, że podczas całego tego porannego rytuału robił wszystko, byle tylko nie spojrzeć w lustro.
Stając przy progu kiwnął głową do Rei’a, niby potwierdzając jego obserwację.
- Tak, jestem cholernym bałaganiarzem.

***

W drodze do mesy, kantyny , stołówki czy jakkolwiek nazwać to tartarowe miejsce przeznaczone do spożywania wspólnych posiłków, zagadnął mężczyznę, nadal próbując pozyskać jak najwięcej informacji. Rei nie był głupi, ale też, mimo tytułu doktora, który, jeśli mu wierzyć, posiadał, nie wykazywał się specjalną bystrością. Może istniała szansa, by go trochę podpuścić.

-Skąd się tu wzięła Maya?- rzucił Logan na początek, robiąc minę starego podrywacza o niecnych zamiarach.
- No więc była sobie jej mama i był tata... – zaczął Jaqqe. Można było się czegoś takiego spodziewać.-A, nie o to chodzi? Cóż... Podobnie jak z tobą chyba, została wybrana z uwagi na predyspozycje psycho-fizyczne. Dokładniej jednak nie wiem, musiałbyś matki pytać, albo admirała Geko Richera, to on ją chyba sprowadził do bazy.

Nic, czego nie dało się domyślić. Trzeba będzie wziąć się za temat od innej strony. Może nawet u źródła. Tymczasem paliły inne sprawy.

- Jestem tu od wczoraj, a właściwie nadal nie wiem, kto dowodzi całą placówką i projektem.
- Oczywiście Rada Dwunastu. Jesteśmy strukturą wojskową Edenu, a nie jakimiś wywrotowcami. Chociaż sporo rzeczy jest może niepotrzebnie utajnionych z uwagi na bezpieczeństwo, naszym zadaniem jest przede wszystkim chronić Eden.


To się zgadzało z tym, co Ewa powiedziała o perspektywach karierowych. Wojsko, skoro istniało, było potencjalnie dobrym źródłem kandydatów na radnych, bo nie wymagało to wtajemniczania osób trzecich we wszystkie niewygodne zagadnienia. Ci z Tartaru już je znali. Taki system pozwalałby obsadzać polityczne stołki zaufanymi osobami. Może jednak Eden miał jeszcze jakieś szanse na przyszłość? Skoro ostatecznie nie okazał się wizją pacyfistycznych ciot, ale kopalnią skrzętnie ukrywanych przez społeczeństwem tajemnic… Logan czuł, że coraz bardziej mu się podoba jego położenie. Mógł docenić, jak wiele zyskał samym wyróżnieniem możliwości pobytu w placówce.

- Więc jak wygląda kwestia szarż?
- A jak ma wyglądać?
- parsknął doktor, nieco zdziwiony- Są pawie i gołębie. Jeśli pytasz o swoją matkę, to jest ona kontradmirałem, czyli takim szefem najniższego szczebla. Tylko jej tego nie mów. mamy jeszcze jednego kontradmirała, jednego wiceadmirała (to właśnie wspomniany Geko), no i jest boss bossów czyli admirał Alister. Jego spotkasz pewnie, jak zostaniesz oficjalnie przyjęty.

Kontradmirał, kontradmirał...
Czy kontradmirał to nie stopień we flocie? Przynajmniej tak było dawniej. Może Eden zmienił znaczenie niegdysiejszych ról i zakres obowiązków stopni. W sumie było to logiczne. Na zewnątrz nie miały istnieć żadne inne państwa ( a przynajmniej tak go uczono), po co armia rozumiana dosłownie? Stare szarże traciły zastosowanie. Może kwestia zbieżności nazw. Kontrwywiad- kontradmirał. Kontrwywiad pracuje z założenia na własnym terenie, czyli wojsko Edenu ma zabezpieczyć Eden. Pytanie tylko, przed czym? Przed mutantami? Tak by wynikało ze słów Mayi. A może chodziło o coś więcej? Może kontrwywiad miał za zadanie również działanie w Edenie bardziej dosłownie? Ostatecznie cichych przeciwników rządu mogło nie brakować. Uciszanie ich na dobre pasowało do koncepcji Logana i jego wizji agentów.

Za dużo spekuluję, pomyślał. Nazwa jak każda, może się przyjęła brzmieniowo. Eden raczej floty nie miał, kontrwywiadu zapewne też nie.

- W Jakim stopniu ograniczycie moją swobodę osobistą?- zapytał wreszcie o to, do czego dążył od samego początku.
- Na pewno w takim, żebyś załatwiał się w toalecie i nie pluł na podłogę. No i nie wyjmował wacka przy paniach.

Doprawdy, chłopak miał ochotę położyć dłoń na twarzy. Zaśmiać się, zapłakać, czy go po prostu strzelić w łeb?

- Jest możliwość, abym się skontaktował ze znajomymi? Wykonywał telefony, miał dostęp do sieci?
Rei wzruszył ramionami, ale minę miał raczej zniechęcającą, świadczącą o naprawdę sporych trudnościach.
- Musiałbyś napisać podanie i złożyć je przed którymś z admirałów. Niestety jak tajne to tajne. Czasem myślę, że jesteśmy jak zakład dla obłąkanych... i z każdym dniem się utwierdzam w tym przekonaniu.
- Czyli jest szansa, ale nikła? Taki los Eurydyki?
- upewnił się Logan.
- Słucham?
- Eurydyka. Tartar. Nieważne. Dobrze by było dostać przepustkę choć na jeden dzień, bo muszę odebrać wyniki matury. Rozumiesz, tu chodzi o moją przyszłość...
- A myślisz, że Ewa pozwoliłaby ci to zaniedbać, pewnie się już wszystkim zajęła-
Loganowi nie umknęło, że mężczyzna nazwał jego matkę po imieniu. Spojrzał na doktora chłodno, ale też jakby z uczciwym wyzwaniem.
- Masz rację, Rei. Jestem pewny, że pomyśleliście o wszystkim.

***

Wreszcie doszli do mesy. Wreszcie, bo Gosowi zabrakło już trudnych pytań, a Rei’owi wymijających odpowiedzi i dialog przestał się kleić.
- Nie oszczędzacie na dobrej kuchni- zauważył sarkastycznie młodzieniec, wskazując jakąś szarą papkę o konsystencji kleiku, nakładaną na tace specjalną łyżką z prostym mechanizmem odklejania substancji od jej powierzchni. Całość przypominała po prostu łyżkę do gałkowych lodów.
- Kiepsko wybrałeś, są tu zdecydowanie lepsze rzeczy. Ale, jeśli zależy ci na samym białku i witaminach, nie krępuj się. To ‘żelazna racja’ na ciepło.
- Ma jakiś smak?
- Jest ciepła-
powtórzył doktor w odpowiedzi. Krzątali się jeszcze czas jakiś przy ‘bufecie’, usiedli przy wolnym stoliku. Gos aka Ranger Służb Specjalnych Zero Dwa nie zwracał szczególnej uwagi na innych śniadających, choć czuł na plecach łaskoczące ukłucia ciekawskich spojrzeń. Wszystkie twarze pracowników placówki rozmazywały mu się z uniformami i kitlami, monotonne biel i szarość będące głównymi odcieniami dość spartańskiego wnętrza podziemnego kompleksu wprawiały w melancholijną obojętność.
Właśnie wsadzał do ust kawałek pieczywa posmarowanego pastą pełniącą zarazem funkcję witaminowego masła bez tłuszczu, jak i naprawdę smacznego substytutu sera, gdy zwiewny duch przykleił do siebie wzrok dosłownie wszystkich w mesie.
Maya.
Dziewczyna stawiała kroki wzdłuż stolików, niosąc na tacy nieszczególnie obfity posiłek. Robiła to z tak beznamiętnym wyrazem twarzy pod uroczą grzywką i zarazem tak rytmicznie, że Logan był bliski zakochania.
Maya!
Nic sobie nie robiąc z cichej sensacji dotyczącej jej osoby, zajęła miejsce z dala od innych.

- Czemu Maya siedzi sama?
– zapytał przyszły bojownik o przetrwanie ludzkiej rasy, choć wnioskował odpowiedź, jeszcze nim ta padła.
- Bo ludzie widzieli ją w akcji - głos Reia był bardzo ponury - Naprawdę trudno czasem uwierzyć, że to tylko nastolatka... Ja ją lubię, więc może zaprosimy ją do nas?
- Może następnym razem- urwał oschle chłopak. Powody miał dwa. Po pierwsze nie podobał mu się trójkąt w postaci on, Maya i doktor ( nawet przy zgoła nieerotycznych skojarzeniach). Skoro miała być jego partnerką, lepiej, aby porozmawiał z nią na osobności. Po drugie, zwyczajnie niewłaściwym się wydawało gnębienie dziewczyny na siłę. Jeśli dobrze ją rozgryzł, outsiderka jej pokroju, nawet, jeśli nie była nią z wyboru, zareagowałaby na wyraz litości szczerą nienawiścią.

Uśmiechnął się, oszukując własne wargi i rozum, że jest to jego prywatny uśmiech, wcale nie przeznaczony dla 01 (te śmieszne numery autentycznie mu się spodobały, zaczął już o sobie myśleć kryptonimem).

Jaqqe był znośny przez resztę śniadania. Kiedy jadł, prawie się nie odzywał.
- Czy dostanę jakąś broń?- niby niedbale, chłopak uniósł do ust kubek z kawą. Kawa, nad czym bolał, była bez mleka, diablo mocna i skąpo słodzona. Smakowała nieco jak rzadki smar. Przypuszczalnie na jej dopingowym działaniu jechało tutaj pięćdziesiąt procent personelu, w tym wszyscy świrnięci naukowcy.
- Dostaniesz- Rei był, jak na siebie, poważny.- Dostaniesz tyle broni, by wybić połowę personelu bazy.
Chłopak nie skomentował. Raz jeszcze zerknął na Mayę i puste krzesło koło niej. Zapewne już niedługo będzie musiał je zająć, dzieląc z nią los wyrzutka. W najlepszym wypadku, oczywiście. W najgorszym będzie siadał w drugim kącie sali.

Postanowił dłużej nie męczyć doktora swoją ciekawością. Chciał wiedzieć wszystko naraz, począwszy od planów bazy i jej poszczególnych lokalizacji, przez opracowywane projekty naukowe, po wyjaśnienie dokładnie, o co chodzi z mutantami. Ale emocje opadły, a analityczne zdolności umysłowe podpowiadały mu, że skoro miał tu funkcjonować, i tak wszystkiego się niedługo dowie. Wystarczyło poczekać.

- Mów mi 02- wypalił nagle do doktora, wcale nie żartem, ciągnąc potężny łyk kofeinowej papki i krzywiąc się przy tym jak przy wódce.
 

Ostatnio edytowane przez Mivnova : 26-11-2009 o 14:42.
Mivnova jest offline  
Stary 06-12-2009, 16:02   #17
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Stał z otwartymi ustami, patrząc się to na Tsurrę, to na Davidova - i tym razem wyraz jego twarzy nie był wywołany nowym strojem pani major. Wczoraj o tej samej porze był jeszcze w szkole, miał jedną z ostatnich lekcji "Nauki o Świecie" (jak nazywano w jego szkole fizykę, biologię, chemię i geografię), potem planował się zwolnić i skoczyć na chwilę do kwatery "Sokoła". W środku nocy uciekał przed Strażnikami, trafił do tej kwatery, dowiedział się, że jest Wybrańcem - teraz zaś dają mu jakiś kombinezon i proszą o pomoc w walce z mutantami. Mutantami, których wizerunki widział tylko w filmach (gdzie władze Edenu rzecz jasna starannie "selekcjonowały" obrazy przedstawiające te bestie) i na nielegalnie krążących wśród ludzi zdjęciach i nagraniach z akcji Celników. A teraz sam miał stanąć przeciw nim...

Przy okazji zrozumiał, że ich baza znajduje się gdzieś poza miastem. To stanowiło w tej chwili mniejszy problem.

I Etani... Ciągle wymawiane imię... Kim, czym to do ciężkiej cholery jest, żeby mogło decydować o jego życiu!? To jakiś kolejny Bóg? Czy wszyscy tu zebrani są jego wyznawcami? Trafił przypadkiem do jakiejś sekty...?

- Najpierw ja zadam pytanie, pułkowniku. - odezwał się w końcu Sergiusz głosem tak stanowczym, iż sam siebie nim zaskoczył - Dwa, konkretyzując. Bo zadałem już ich wiele, a nie uzyskałem jeszcze żadnej odpowiedzi - a jeśli mam poświęcić życie za was, to chyba możecie mi coś zdradzić. Po pierwsze - co to jest ekto-zbroja? Jak to działa? Słyszałem o tym już kiedyś, ale nigdy nie byłem związany z wojskiem... I po drugie - Etani. Kim jest?

Spojrzał jeszcze raz na zaskoczonego pułkownika i równie zdziwioną reakcją młodzieńca Tsurrę, po czym dodał:

- A odpowiadając na pytanie... Zrobię to. Tylko najpierw mi odpowiedzcie.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172