Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-03-2010, 19:48   #11
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Jan Nowicki:

Po niecałej godzinie z twórczego transu wyrwał go dzwonek wideofonu. Jan podniósł się z wypoczynku i ruszył w stronę drzwi. Klik... Na ekranie pojawił się ten nowy azjata z recepcji, „Marek... Czarek czy coś takiego...”
-Dobry wieczór panie Nowicki, nie przeszkadzam? Gość do pa...
-Proszę wpuścić.
-Tak jest...
Drzwi zostawił niedomknięte i wrócił do salonu. Przysiągłby że dopiero usiadł gdy usłyszał jak drzwi się zamykają a do pokoju wszedł Jacek.
-Siemasz Jasiu.
-Siema Jacuś.
-Co słychać u korpów?
-Dalej rządzą miastem. –wypalił z udawaną satysfakcją- Masz nowy tatuaż? Pokaż, co znowu pięknego sobie wydziarałeś... –chwycił Jacka za nadgarstek i wykręcił rękę. Na wewnętrznej stronie przedramienia jakąś cudaczną czcionką dało się przeczytać „...MACHINA”.
-Widzę że grubo, skrobnij sobie jeszcze gwiazdkę mercedesa na czole.
Jacek z pobłażaniem spojrzał z góry na Jana siedzącego na wersalce, rozłożył ramiona. Na drugim przedramieniu widniała pierwsza część napisu, „DEUS EX...”, a spod kołnierza wystawały skrawki innych tatuaży. Śruba zrobił na tą ekspozycję luzacką minę jakby chciał się przylansić do kamery na klipie na co Jan niekontrolowanie wybuchnął gromkim śmiechem. Ich spotkania zawsze były wesołe. Może to stara przyjaźń pomiędzy nimi, może to ta gandzia którą palili, ważne że w tym czasie odlatywały gdzieś problemy i zmartwienia całego dnia, tygodnia, miesiąca. Ciężar zamieniał się w lekkość. Wszystko stawało się niczym. Lubili to.
-To skręć coś, pójdziemy na górę, zobaczyć jak jest.
-No mam trochę czasu jeśli już pytasz, możemy zobaczyć. –Jacek dobrze wiedział, że taka propozycja padnie. Wyjął z wewnętrznej kieszeni sprzęty, rozłożył na stoliku, odmierzył, skruszył i wymieszał, wziął się za kręcenie
(...)
Skończyli jeszcze drugiego blanta na dachu i w świetnym humorze zbierali się do zejścia na dół, do mieszkania żeby coś zjeść. Coś przebąkując o chinszczyźnie na telefon szli tarasem wzdłuż dwóch nie używanych kortów tenisowych. Na basenie też nikogo nie było, „Dziwne”- Jan spojrzał na zegarek „20:10”. Dwu-osobowy chiński zwiad niespiesznie zbliżał się do windy po drugiej stronie dachu, gdy już doszli Jan idący pierwszy nacisnął przycisk który na to zaświecił na zielono i obrócił się żeby trochę pośmiać się ze stanu Śruby. Jacek stał wyprostowany patrząc prosto na niego a przy jego boku Martyna, „Skąd? Kiedy?!”- nie wiedział.
-Tak właśnie jest. – Jacek zarzucił ramionami z bezsilności.
-Co? Jak.. jak wogóle? – nagle poczuł się tak strasznie źle, jakby problem był nie do rozwiązania, jakby miał za mało czasu na ocenę sytuacji i konstruktywną reakcję
-Koniec twojego snu na koszt firmy, nie spodziewałeś się nawet, prawda? –Śruba wycelował dwie lufy obrzyna w twarz Jana.
Cofał się przerażony całą tą sytuacją z niedowierzaniem patrząc na starego przyjaciela który teraz chciał go najwyraźniej zabić.
-... a było tak pięknie. Pozory. Tak naprawdę całe swoje pieprzone życie pracowałeś na innych Janek, – twarz Jacka była śmiertelnie poważna,- a teraz inni przyszli po swoje.
Pociągnął za spust.
Jan obudził się gwałtownie siadając na łóżku, „Ja pierdolę...”, ręką pieprznął w dzwoniący, a raczej piłujący nerwy budzik tak że przedmiot pękł i przestał działać. „To tylko sen...”

***

DayLog v3.11
Microsoft® (2018)
Inicjacja systemów...
Nawiązywanie połączenia...
Wystąpił błąd 403...
3...2...1...
Nawiązywanie połączenia...
Połączono z urządzeniem PF_03-JN-C103
Zczytywanie impulsów...
Pobrano impulsy z PF_03-JN-C103
Przetwarzanie impulsów w bazę danych...

[PF_03-JN-C103].xlss
Czujnik snu aktywny <22:30;5:59>
Uszkodzenie nadajnika czasowego <6:00>
Temp. w śr.: 28C, temp na zew.: 14C
Sygnał łazienki: prysznic <6:06> 48l, o śr. 35C, 9min
Sygnał kuchni: lodówka <6:15> temp. 5C, -0,3kg, 3min
Sygnał salonu: zestaw MV <6:19> telewizor, kanał 3 (Skrót dnia), -4 volume, duplikuj ekran: kuchnia
Wysłano sygnał: garaż <6:25> C103, auto-wyjazd
Wysłano sygnał: sprzątanie <6:28> opcja: Expres
Sygnał drzwi: zamknięcie zamka <6:30>
Sygnał automatyczny: profil ECO.


W ciemnym pomieszczeniu widać było tylko monitor, jakiś dokument zapełniał się danymi ale nikt nie klepał w klawiaturę, nikt nie dyktował. Mężczyzna siedzący w fotelu przed ekranem siedział w zupełnej ciszy patrząc na zmieniające się wartości i przesuwający się w dół ekranu kursor. Ktoś edytował on-line.
 
majk jest offline  
Stary 10-03-2010, 20:55   #12
 
Radical's Avatar
 
Reputacja: 1 Radical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie coś
TYDZIEŃ TEMU
GODZINA 02:00
KLUB NOCNY "NIEBO"

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=YZiTXrrj_fA[/MEDIA]

Vanja czuł się jak w umyśle chorego ćpuna. Klub "Niebo" był tego wieczoru gospodarzem dla znanego ruskiego audiowizualnego show "Wysoko-energetyczne Protony". Potężny system dźwiękowy, który przyjechał razem z show miał według posterów mieć moc wystarczającą na przeprowadzenie fuzji termojądrowej. Lasery emitowały niebieskie światło z górnego widzialnego spektrum. Wysoka częstotliwość stanowiła obejście dla limitów natężenia światła. Wiązki z ponad 200 projektorów rozproszonych po sali rysowały w dymie fizycznie niemożliwe geometrie. Kształty bez odpowiedników w realnym świecie, które mózg bezowocnie próbuje zredukować do trójwymiarowej geometrii. Jedynym wyjściem jest poddanie się halucynacji i rytmowi.

Mężczyzna nie mógł jednak na to pozwolić. Walcząc z wizualnym i akustycznym hałasem przedzierał się przez zanurzony w zbiorczej halucynacji tłum. Wzrokiem skanował napotykane twarze. Osoby o zbliżonej do Andrieja posturze i włosach chwytał i obracał w miejscu, aby przyjrzeć im się dokładniej. Wysoko-energetyczne światło laserów, które oślepiało tancerzy stało się sprzymierzeńcem Vanjii. Czarne szkła rozpraszały lokalne nadwyżki światła, cień zastępując monochromatycznym, ale czytelnym obrazem. Te same szkła służyły mu teraz za interfejs komunikatora, tłumaczącego radiowe komunikaty na tekst w prawym skraju pola widzenia.

INCOMING:
ANDRZEJ PRZYZEKA ZE
WIDZIAL ANDRIEJA W
NIEBIE. NIE PRZESTAW-
AJ SZUKAC.


Vanja chwycił się za gardło, chroniąc podskórny mikrofon przed zewnętrznym hałasem. Przy tym natężeniu dźwięku ledwie poczuł jak powietrze ucieka w jego ust wraz ze słowami. Komunikator przekazał je dalej, oraz wyświetlił je pod wiadomościami nadchodzącymi z ulicy, kasyna "Młyn" i burdelu "Groszek".

OUTGOING:
WIEM ZE TUTAJ JEST.
GOWNIARZ WIE ZE
ZNALAZLBYM GO W
MNIEJ POSRANYM
MIEJSCU. NIECH FE-
DOR TU PRZYJDZIE
I MI POMOZE.

INCOMING:
DOBRA POWIEM FE-
DOROWI BY

LOST CONNECTION
TO THE DEVICE:
ZET-COM2

SEARCHING FOR
DEVICE...


Połączenie przerwane? Vanja stanął w miejscu jakby zgubił drogę w tłumie. Chwycił się za biodro i nie poczuł kantów komunikatora. -Niemożliwe -pomyślał. Rozsunął swoją skórzaną kurtkę i sięgnął do kieszeni komunikatora. Palcami rozwarł rzepy, wciąż nie wierząc w żadne z naturalistycznych wyjaśnień zniknięcia. Gdy ręka sięgnęła głębiej zamiast dna odnalazła szerokie rozcięcie wychodzące na zewnątrz na wysokości drugiego żebra. -Kurrrrwaa! -jak i poprzednim razem, Vania nie usłyszał własnego przekleństwa. Wściekłość była w stanie rozproszyć go jedynie chwilowo. Urządzenie miało zasięg około dwunastu metrów. Znaczy, że od paru minut mógł rozmawiać za pośrednictwem urządzenia znajdującego się w rękach Andrieja. To znaczy, że szczyl wiedział to, co i on. W chwili zerwania połączenia Andriej mógł znajdować się w okręgu o promieniu 12 metrów, więc albo pomiędzy trzystoma ludźmi na parkiecie, na zapleczu, albo poza budynkiem.
Zdolności śledcze mężczyzny zostały wyczerpane. Wróg miał przewagę. Nie tylko dlatego, że to on zainicjował pościg. Andriej spędził lata ukrywając się przed Vanją i innymi muskułami rodziny Borodin. Od tamtego czasu ich metody się nie zmieniły.

DEVICE FOUND:
ZET-COM2

OUTGOING:
TU ANDRIEJ. BEDE
CZEKAL PRZY TWOIM
SAMOCHODZIE VANJA.
CHODZ, POZWOLE CI
SIE PODWIEZC.


-Skurwy...

INCOMING:
ANDRIEJ?
INCOMING:
ANDRIEJ SIE PODDAL
INCOMING:
RACZEJ ZNUDZIL
INCOMING:
ZNACZY ZE MOZEMY
WRACAC
INCOMING:
MOWILEM ZEBY POCZKAC
AZ SAM WROCI. CO ZA
STRATA CZASU.
INCOMING:
OKEJ TO NIE CZEKAJCIE
NA MNIE. ZAGRAM SE
PARTJE BLACK JACKA.


Vanja odczuł wielką ulgę wychodząc z tłumu. Dosłownie. Ciśnienie dźwięku w klubie musiało być gigantyczne. Według posteru "Wysokoenergetycznych Protonów" tylko 20% klubów we wschodniej Europie jest dość wytrzymałych strukturalnie na hostowanie show. Na oświetlonym parkingu nie było potrzeby używania LightAmpów. Vanja zdjął szkła by wystawić oczy na chłód wieczoru. Gdyby poziomy zanieczyszczeń były tak wysokie jak wczoraj, irytacja rogówki nie byłaby warta krótkotrwałej ulgi. Dzisiaj jednak powietrze było stosunkowo przejrzyste. Linie nadwozi rysowały się ostro, ale pomiędzy nimi nie widział Andrieja. Kluczyki wciąż są w kieszeni- upewnił się.

Vanja podszedł do BMW o przyciemnionych szybach i rozpoczął inspekcję auta. Po chwili dobył pistoletu i doskoczył do tylnych drzwi, niemal wyrywając je z zawiasów impetem z jakim je otworzył. W środku istotnie siedział Andriej. Młody szczyl- 26 lat, twarz wyglądała na młodszą mimo nagromadzenia drobnych blizn, ledwo widocznych w wątłym świetle. Vanja uśmiechnął się- chociaż raz tego wieczoru wyczucie go nie zawiodło. To, że Andriej sam nie wydawał się tym choć odrobinę zaskoczony odbierało mu jednak satysfakcję.

-Wiedziałem. Skopiowałeś mój klucz!
-Nie. Nie wiedziałeś. Podejrzewałeś. Nie mogłeś wiedzieć, że będę tu siedział. Mógłbym równie dobrze stać po drugiej stronie ulicy i pozwolić ci poczuć się idiotycznie. Uznałem jednak, że dość cię dzisiaj pogoniłem.
-I tu mój przyjacielu się mylisz. Wiedziałem, że tutaj siedzisz po ciśnieniu w oponach.
-Nie wierzę. To auto ma wzmocniony szkielet, pancerne drzwi, opony odporne na przebicie, zmodyfikowany silnik i blisko sto kilo broni palnej, z czego połowa w bagażniku. Zanim wsiadłem, usunąłem torbę z bagażnika. W sumie, kiedy wsiadłem mogłem zwiększyć masę o jakieś 20 kilo. Jak mówiłem- zgadłeś.
Uśmiech Vanji zniknął zupełnie, kiedy przypomniał sobie jak trudno było oszukać Andrieja. Chłopak miał ekstra zmysł. Jak węch psa, tylko na ludzi. Starając się nie stracić resztek estymy mężczyzna siadł za kołem i nawiązał z Andriejem pośredni kontakt wzrokowy za pośrednictwem lusterka.
-Ale zgadłem dobrze. Teraz stul mordę, wiozę cię do domu. Spójrz ty kurwa na siebie! Wyglądasz jak pedał! Gdyby Cię wujostwo zobaczyło...
-Nie poznaliby mnie. Nawet ty mnie nie poznałeś.
-Ciesz się tą anonimowością póki możesz. Jutro masz umówione spotkanie z kuzynem. I nie chcę znów musieć się użerać z twoimi gówniarskimi pomysłami. Na miłość Boga, Andriej! Jesteś teraz ponownie członkiem rodziny! Byłeś nim przez większość swojego życia, więc nie zachowuj się, jakby wychowały cię wilki!
-Jestem wilkiem w większej części niż inni Borodini. Właśnie to zaimponowało ojcu.
-Niech anioły śpiewają mu do spoczynku. To właśnie ze względu na niego powinieneś przestać postępować jak punk. Udowodniłeś co musiałeś. Już dość napsułeś nam krwi. Gdyby nie to, co przytrafiło się twojemu bratu pomyślałbym, że chcesz pracować na ulicy. Mogliśmy ci to załatwić. Wystarczyło twoje słowo.
-Skończ z moim bratem. Nie miałem z tym nic doczynienia.
-Nie mam wyboru, tylko ci wierzyć. Może zresztą to wyjaśnia dlaczego odstawiasz szopki kiedy staramy się ciebie nauczyć czegoś o interesach ojca. Chciałeś tego czy nie, śmierć Ivana była wypadkiem czy nie, jesteś spadkobiercą. Z woli ojca Andriej, z woli ojca. Nie schrzań tego.
Ciszę przerwał rozruch silnika. BMW wytoczyło się na drogę, widocznie zachodząc z powodu wielkiej masy. Na parkingu została pięćdziesięcio-kilowa torba broni automatycznej i amunicji.
 

Ostatnio edytowane przez Radical : 10-03-2010 o 22:37.
Radical jest offline  
Stary 10-03-2010, 23:31   #13
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
"Co jest kurwa" - pomyślał budząc się z rana, nagle i w pocie. "Ach ta gandzia, ta to potrafi poruszyć wyobraźnię" Wygasił znienawidzony budzik, "Boże jak ja dużo rzeczy już nienawidzę...większość tych mechanicznych...czy to nie ironia??" Ruszył przeciągłym krokiem do łazienki, podczas kąpieli intensywnie myśląc.

Jacka doskonale pamiętał, wspólne chwile normalności były czymś do czego chętnie wracał wspomnieniami. W Klinice na Alejach Berlińskich panował względny spokój, wyraźnie było widać, że centrum to centrum, tam spotykał "zwykłych" ludzi i zwykłe dolegliwości. Wspólnie grali w pin ponga w "Pokoju wypoczynku" - inaczej zwaną przez obu "Nora", poza stołem do gry i automatami służącymi wysysaniu pieniędzy nie było tam nic ciekawego, chyba że ktoś mało miał jeszcze rewelacji to mógł jeszcze włączyć tv. Jednak praca tam była spokojna, wręcz relaksująca - przynajmniej w porównaniu do tego co miał obecnie. Zawodowe drogi rozeszły się, Jacek poświęcił się medycynie i szukaniu innych źródeł dochodów, a Jan zaczął wreszcie realizować swoje możliwości, choć nie w pełni tak jakby tego chciał. Kontakt z Jackiem był mu potrzebny, aby nie ześwirować, jego kumpel był jednym z ostatnich mostów łączących go ze światem poza korporacyjnym. Bez niego pewnie niewiele by wiedział o tym co się dzieje, lecz dowiadywał się tylko tyle ile mu było potrzebne. Jeśli miał omijać jakąś dzielnicę, robił to , nie pytając nawet o to czy jest tam strzelanina , wybuchy, czy łapanka. Aż tak szczegółowych informacji nie potrzebował - a może po latach spędzonych w korporacji, zwyczajnie bał się wiedzieć zbyt wiele?

"Sen wydawał się jednak taki rzeczywisty... a może to omen? Ostrzeżenie? Nie, bądź racjonalny, jesteś przecież naukowcem... no tak ale nauka zostawia luki które wypełnia jedynie Bóg, skoro wszystko jest z materii to jak ona powstała? Przecież w przyrodzie nic z niczego nie powstaje, wybuch wielkiej gwiazdy nie tłumaczy z czego się ona wzięła"

Zdziwił się nawet, że w śnie agresor przybrał postać najlepszego przyjaciela "... i był tam ktoś jeszcze..." Jan pod ciepłym prysznicem próbował przypomnieć sobie resztki snu które tak ochoczo ulatywały... "Martyna!" Zastanawiał się skąd się wzięła w jego śnie i domyślał się co miałby w tej sprawie Freud do powiedzenia...

Wrócił myślami do swego głównego projektu, który miał uczynić świat nieco doskonalszym... a właściwie tylko filtry nosowe, ale mało kto mógł poszczycić się choć zbliżonymi osiągnięciami co Jan. Był dumny z siebie, praca postępowała powoli lecz stopniowo, mógł śmiało powiedzieć że połowę roboty miał już za sobą, pozostawało jeszcze tylko znalezienie odpowiedzi na kilka pytań. Jednym z nich był sposób w jaki amoniak miałby dostawać się do zatok. "Spryskiwacz...płyn...może nakłucie wewnątrz komorowe...?" Wiedział już, że nie obędzie się bez niezbędnych testów, każda z metod na jaką by nie wpadł wymagała sprawdzenia, po za tym niezbędne były badania co do skuteczności i efektów ubocznych różnych przyjętych metod aplikacji amoniaku. Co więcej środków na pobudzenie medycyna oferowała już całkiem sporo, należało więc wytypować najlepszy możliwy pobudzacz, lub po prostu taki który będzie stwarzał najmniej problemów z dotarciem do zatok. Początkowy mechanizm jaki Jan zainstalował zwyczajnie nie działał, co prawda uwalniał amoniak, jednak w sposób wadliwy, bardziej zakrztusiłby nim pacjenta niż przywrócił go do przytomności. Jan nie traktował tego jako niepowodzenia, dla niego było oczywistym, że każdy projekt nim wejdzie w ostatnią fazę, w ostatni etap przechodzi wiele prób, czasami początkowe niepowodzenia okazują się wręcz sukcesem, gdyż zmuszają do szukania innych dróg, w które normalnie naukowiec by się nie udawał, idąc jak zwykle na skróty.

Miał też nie mały problem z obmyśleniem dobrego urządzenia do wykrywania materiałów wybuchowych, na tyle małego aby zmieścił się w filtrach i na tyle pojemnego aby wykrywał przynajmniej najpospolitsze materiały wybuchowe. Drobną przeszkodą była nikła znajomość Jana odnośnie materiałów wybuchowych, coś tam wiedział, ale nie tyle ile potrzebował do opracowania kolejnego elementu wynalazku. Powoli godził się z myślą, że tą część projektu będzie musiał powierzyć komuś innemu... "Chyba że Michał lub Sasza będą coś o tym wiedzieć..." I tak stawał po raz kolejny przed dylematem czy wciągnąć w część badań kolegów i czy zrobić to oficjalnie czy też nie. Oficjalna droga wiązała się z pewna kompromitacją, choć pewnie niewielką zważywszy, że w aplikacji i danych jakie figurowały na jego temat nie było żadnej specjalizacji przy materiałach wybuchowych. Mimo to uruchamiało się ścieżkę, procedurę, nastąpiła by ściśle tajna wymiana, być może przegrupowanie zespołów, w najlepszym razie w tajemnicy przekazano by część projektu specjaliście ( niekoniecznie wskazanemu przez Jana koledze) a Jan spokojnie - lub nie, czekałby na wyniki.

Pozostawała droga nieoficjalna i takiej też zamierzał skorzystać. Było w tym pewne niebezpieczeństwo, jednak Jan był niemal pewny że w ramach pracy, w pełnym zaufaniu i dyskrecji, wzajemna pomoc pracowników korporacji jest wręcz wskazana. Nikt zresztą nie lubił godzin spędzonych na administracyjnym przekazaniu kawałka roboty, jeśli można było to zrobić przy okazji posiłku w stołówce, lub zwyczajnie po pracy. Przeprowadzone w sposób świadomy jak do tej pory nie przynosiło to kłopotu, Jan pilnował jednak zgodnie ze wskazówkami Michała, aby przy oddaniu projektu wskazać pomocników. Pamiętał do tej pory co Michał na ten temat powiedział. "Oni wiedzą, że nie znasz się na wszystkim, jeśli użyjesz wiedzy której nie masz, nie ujawnisz źródła i to wykryją, będziesz miał poważne kłopoty. Mógłbyś wcześniej im zgłosić ale to kupa procedury, a tak na koniec przy składaniu projektu stawiasz ich przed faktem dokonanym, co obie strony przyjmują z ulgą, acha i nie zapomnij zastrzec, że informator nie był informowany ani o celu ani przyczynach badań, miał dokonać obliczeń lub odpowiedzieć na zadane pytania. Wówczas nikt nie będzie się pytał ani sprawdzał, nie napiszesz, uruchamiasz procedurę mającą na celu uzyskanie informacji kto ile wie na temat projektu... I dla dobra wszystkich na wszelki wypadek lepiej nie mów po co ani na co Ci jakieś badania, ja tak właśnie robię, a siedzę tu dość długo."

Zawsze pozostawała możliwość udania się do jakiegoś kolegi ich znajomych, ktoś przecież musiał się znać na materiałach wybuchowych i urządzeniach z nimi związanych.Jan wolał jednak nie korzystać z usług obcych sobie osób, szczególnie z korporacji.

"Jest jeszcze Martyna... znając życie ona najszybciej zdobyła by odpowiednie dane..." Z braku chwilowej niemożliwości rozwiązania problemu, przeszedł nad kolejnym. Jego ostatni pomysł udoskonalający filtry, czyniący z nich także swego rodzaju broń. Idealną sprawę dla tych którzy nie lubili otaczać się bronią, lub nie potrafili z niej skorzystać. Gaz który wydzielałby się z pojemniczka w filtrach paraliżowałby ofiary, z wyjątkiem nosiciela filtrów. Zrobienie małej wstawki, idealnie wyciągającej toksynę - która była by w pojemniczku nie stanowiłoby problemu. Dla każdej toksyny, kwasu czy innego żrącego paskudztwa były odpowiednie pojemniki, które nie przepuszczały płynu. Zwykłe filtry nosowe miały tą niedogodność że nie były w stanie wyłapać wszystkich toksyn, ich budowa składająca się z wielu różnych mini warstw chroniła więc ale nie w pełni, a raczej nie przed wszystkimi toksynami. Użycie więc konkretnego gazu z nozdrzy byłoby więc w stu procentach bezpieczne - a przynajmniej do takiej jakości zamierzał dojść Jan. Kwestią zasadniczą był jednak dobór gazu, nie mówiąc już o dalszych etapach - jak komorze w filtrach i mechanizmie spustowym. Podstawowy problem dotyczył więc wydajności gazu, musiał być możliwie mocno stężony aby z małego pojemniczka wydobyła się wystarczająca ilość do uśpienia czy sparaliżowania przeciwników. Na tym etapie pojęcia nie miał jak bardzo i jaki gaz ścisnąć aby zachować jego skuteczność - przynajmniej w obrębie pokoju czy wnętrza samochodu. Kwestia wielkości pojemnika była już odgórnie narzucona przez wielkość filtrów nosowych i możliwości ich modyfikacji. Na wstępie pomyślał o dodatkowych dwóch małych kabelkach biegnących wzdłuż nozdrzy i zawierających gaz, nieco zmniejszały by możliwości wdechowe przez nos - o jakieś 15 - 20 % ale czy byłaby to wielka cena w zamian za zwiększone bezpieczeństwo? Wbrew pozorom taki gaz mógł być bardziej niebezpieczny od spluwy. Po pierwsze tej broni nie było widać, a widok filtrów nosowych jeszcze w nikim nie wzbudził poważnych podejrzeń - w przeciwieństwie do gnata. Dla porwanego, możliwość obalenia wszystkich napastników w aucie, dla poddającego się, możliwość uśpienia przeciwnika i to dosłownego, nic tak nie ukaja agresora jak widok podniesionych rąk, a Jan wiedział, że puste dłonie nie są gwarantem braku broni.

"Będę musiał też wreszcie unowocześnić własny sprzęt..." Miał już kilka pomysłów, brakowało mu jednak czasu i możliwości przekonania szefostwa, dotychczasowe próby spełzły na niczym, ale musiał też sam przed sobą przyznać, że starał się o akceptację zanim jeszcze odniósł pierwszy poważny sukces w firmie. Wielofunkcyjny śrubowkręt


i wielofunkcyjny zestaw medyczny


- nie tylko do szybkiej diagnostyki, ale i do szybkiej wszech-pomocy medycznej. Oba te urządzenia miał już dawno w głowie, pełne gotowe projekty, a przynajmniej plany, bo bez badań i testów mógł tylko pomarzyć. Wiedział jednak, że oba te sprzęty znacznie zwiększyły by jego wydajność, skróciły czas wykonywanej pracy i zapewne polepszyło jej rezultaty...

Wielofunkcyjny śrubowkręt miał być prawdziwą mechaniczną złotą rączką za pomoca której można było by wiercić, wkręcać i przecinać. Wbudowany laser i urządzenia pomiarowe, zwiększyły by funkcyjność przedmiotu, a przy dołożeniu bio elementów można byłoby z tego uczynić prawdziwy majstersztyk do pracy. Bio elementy oznaczały jednak wszczepy a tych Jan nie lubił, przynajmniej nie na sobie. Wiedział, że propozycja urządzenia jako wczszepu byłaby poważniej potraktowana, ale też nie zamierzał później korzystać z takiego owocu swej pracy.

Wielofunkcyjny zestaw medyczny był marzeniem odkąd zetknął się z pacjentami na początku swej medycznej kariery. Jazda karetką pogotowia nie należała do przyjemnych, nie było wyjazdu bez paskudnej rany postrzałowej. A tą trzeba było szybko się zająć i to w trudnych warunkach podczas jazdy. Natychmiastowa pomoc ratowała życie, ale sprzęt na jakim pracował pozostawiał wiele do życzenia. Nie dość, że zajmował sporo miejsca to był po prostu mało funkcjonalny, a przecież można by było niemal wszystko zmieści w torbie medycznej, przy obecnej miniaturyzacji sprzętu...

Oba urządzenia wyposażone w moduły pamięci, dawały by szansę obsługi nawet laikom, a profesjonalistom przyśpieszyło by to pracę, samemu Janowi pozwalało by dokonywać szybciej i lepszych wynalazków, oraz stać się lepszym lekarzem - w razie potrzeby. czuł, że będzie musiał ponownie przedstawić pomysł na projekt... "Może tym razem się uda...albo Martyna pomoże..."


Cały czas zdawał sobie sprawę, że jego koleżanka jest mu bardziej potrzebna niż próbuje sobie to wmówić. Jej wczorajszy ... niepokój? Dał Janowi sporo do myślenia, jednak te myśli nie wypływały na wierzch, dusił je z brutalną siłą, zapychając się pracą. Czuł jednak, że będzie musiał z nią pogadać, nie mógł cały czas korzystać z jej pomocy nie oddając nic w zamian.


Podczas brania prysznica nawet nie zwrócił uwagi na to, że sporo się już spóźnił, ponownie porzucił myśl o goleniu, szybo dopił przygotowaną już kilka minut wcześniej kawę i wyłączył buczące tv ze smutnymi jak zwykle wiadomościami. Gdy wychodził usłyszał za sobą dźwięk automatycznego zamka i ruszył pędem w stronę garażu, próbując nadrobić czas. Wiedział, że w firmie bardziej niż wygląd liczy się punktualność, a z tą naukowiec miał zbyt często kłopoty... Starał się nadrobić czas możliwie szybką jazdą, nie zapominając o odwzajemnianiu pozdrowień...

Dość szybko znalazł się w pracy, portier strażnik przyglądał się jego zarostowi ze zdziwieniem, było nie było reszta korporacyjnych pracowników dokładnie dbała o golenie " Kurczę, miałeś się nie wyróżniać!" zganił sam siebie, ale jak za zwyczaj uśmiechnął się i poddał procedurom. Po porannym natchnieniu, jakie często miewał z ranka gdy umysł miał wypoczęty a mózg podczas nocy przerobił większość problemów, był gotów do pracy. Miał sporo pomysłów i aż się palił do realizacji.

- Dzień dobry Martyno! -prawie krzyknął na widok koleżanki która na szczęście nie celowała do niego z dwu-rurki.

Przywitał asystentkę po czym żwawo podszedł do biurka próbując utrwalić swoje poranne pomysły na ekranie komputera. Od razu wziął się za opracowanie formularza nowego projektu... lecz po chwili zrozumiał, że ważniejszy będzie postęp w obecnych projektach, aby odnieść większe efekty w przekonaniu do podjęcia nowych...

- Och, ktoś tu ma dobry humor. Janie, -dygnęła przed nim prześmiewczo chwytając się za białe poły roboczego fartucha- to od czego zaczniemy dzisiaj?

Rzuciła uszczypliwie widząc niezdecydowanie w poczynaniach Jana, stała tuż za oparciem jego fotela więc na pewno widziała jak zamyka nowy formularz.

"Tak... ja i moje zabójcze wejścia"- nie mógł się pogodzić z faktem że tak precyzyjny i sprawny umysł jak on nie potrafi wejść do pracy i się nie zbłaźnić przed jedyną laborantką na której opinii mu zależało.

- Będziemy dziś mieli sporo pracy rankiem wpadło mi kilka pomysłów do głowy. -Uśmiechnął się do koleżanki. - Mogłabyś przyszykować listę pobudzaczy, amoniak, sole trzeźwiące, wszelkie dostępne środki przywracające przytomność, ostatnio widziałem gdzieś podobną listę na serwerze wymiany... Poza tym do działu technicznego podanie o ... a właściwie sam to zrobię, nieważne. Proszę tylko przyszykuj mi podstawowe dane na temat dostępnych obecnie środków, nie pomijać przy tym wynalazków firmy... właściwie to lepiej skupić się na nich... "to mogłoby zapewnić Polfarmie wyłączność... a przynajmniej zwiększyć ochronę przed konkurencją..." - przemyślenia pozostawił już sobie.

- Wiedziałam, że to będzie kolejny nudny poranek z tobą. - Martyna notowała cały czas polecenia, ale to nie przeszkodziło jej rzucić kąśliwej uwagi.

-Staram się, przecież wiesz. -lubił te zaczepki, ale przytomnie trzymał się tematu- Poza tym potrzebowałbym listy gazów usypiających bądź paraliżujących... oraz zapasową listę trujących...gdyby stężenie i warunki aplikacji ograniczyły by nam wybór. Dane sortuj według stężenia maksymalnego na centymetr sześcienny i wydajność w procentach na obszarze.. pięciu metrów kwadratowych...

- Ok, zaraz znajdę, coś jeszcze?

- To wszystko, resztą obliczeń sam się zajmę...- nie wiedzieć kiedy zaczął grzebać przy aplikatorze amoniaku, musiał zrobić różne modele nim podda je testom a nie chciał w tym celu angażować innego zespołu. Samodzielność w pracy była jego atutem. Organizacja pracy, już gorzej.
Po dłuższej chwili oderwał się od samego aplikatora, przypomniał sobie o niezbędnych próbach. Podszedł do centralki przy drzwiach i wcisnął "#11"
-Dział Zasobów, Cambowski...
-Dzień dobry Jan Nowicki, dział projektów - Jan ucieszył się rozpoznając znajomy głos, nie zawsze miał to szczęście.
-A to ty,- w jego głosie dało się słyszeć nutkę sympatii- czego ci trzeba tym razem?
-Cześć, będzie mi potrzebnych kilkanaście człekokształtnych..
-Poczekaj... Nie. Na tę chwilę nie mamy nic, ale im szybciej trafi do nas wypełniony formularz tym szybciej można się spodziewać realizacji.
- Tak myślałem, he he dlatego składam zamówienie już teraz, prześlij ten formularz.
-Już przesyłam
Faks na biurku zazgrzytał i wciągnął arkusz papieru by po chwili druga stroną wypluć formularz do wypełnienia. Po chwili Jan siedział z długopisem w ręku przy biurku wypełniając kolejne puste pola. "Papierki, wszędzie papierki" -irytował się jakby pierwszy raz wypełniał jakieś bzdurne dokumenty, "Powinienem mieć od tego sekretarkę" -szydził dalej z biurokracji Polfarmy.

Formularz DDB#13_10992, O obiekty żywe do testów badawczych

Ilość i rodzaj obiektów badawczych: 12 sztuk, zwierząt, małp człekokształtnych z zakresu 023-068 wg. klasyfikacji Gorrdena

termin dostarczenia: do 4 dni
destynacja: Dział 4, Laboratorium 8
w celu:
test mechaniczny aplikatorów amoniaku: rozpylanie, wstrzykiwanie, wlewanie substancji przez nos do zatok.
Stopień inwazyjności: 3
Zagrożenia bezpośrednie:
niewielkie przy nakłuciu, żadne przy pozostałych metodach
Specyfikacja badań:
Praca projektowa nr 67jdh 9933- 3OI , kryptonim "Sniffer"
spodziewany efekt:
potrzeba przetestowania alternatywnych sposobów aplikacji, z pominięciem kosztownych przeróbek schematycznych
odnalezienie najwłaściwszego sposobu aplikacji pobudzacza - najkorzystniejszego dla przyszłych posiadaczy obiektu badań.
Kierujący projektem:

pro-technik Jan Nowicki

Załącznik
Testy środków pobudzających - rekomendowane jednocześnie z uwagi na oszczędność w badaniach i obiektach, zwiększa zagrożenie dla sztuki badawczej - przy nieprzetestowanym aplikatorze, ale pozwala na opracowanie najskuteczniejszej metody.


Chciał przefaksować wypełniony formularz do Cambowskiego jednak nie było mu to dane. Faks ni stąd ni zowąd po prostu zdechł, nie chciał się nawet włączyć. Na nic się zdała fachowa ekspertyza, wiedza z zakresu elektroniki i instynkt inżyniera- "No to po faksie..., czyli wycieczka" -nie lubił ruszać się ze swojej pracowni, ale wyglądało na to, że nie ma wyjścia. Martyna wyszła, zresztą na jego wyraźne polecenie, a "im szybciej tym szybciej" trafiało do niego jak tytanowa igła w nabrzmiałą żyłę.

Wstawił nowe kompozycje polfarmo żelu do mieszalnika i włączył urządzenie. Wziął formularz zapotrzebowania z biurka, przesunął plakietkę przez czytnik po czym zatrzasnął masywne drzwi i z wymuszonym uśmiechem ruszył przez korytarz, do działu zaopatrzeń. Potrzebował kilkunastu małp...do zwrotu...przynajmniej taką miał nadzieję. I nie koniecznie na tą chwilę, domyślał się że dostarczenie zamówienia potrwa. Poprzez rozległe korytarze firmy nie wiele osób tak jak on przemieszało się między pracowniami, przynajmniej w tej chwili. Paru młodszych laborantów, zapewne biegali ze sprawunkami swoich przełożonych po budynku, kilku jemu równych stopniem pracowników rozmawiało w głównym hallu donośnie prezentując różnicę zdań, jakiś garniturowiec razem kierował się w stronę windy. Mijał kolejne białe kasetony i delikatne wnęki pneumatycznych drzwi w zupełnej ciszy, nawet teraz obmyślał jeden ze swoich patentów "... a gdyby zbiorniki ze skompresowanym gazem umieścić gdzieś indziej?". Tylko kamery w każdym przyległym narożniku zakłócały jego koncentrację, bezpańskie, bezduszne, bezwstydne mechaniczne oczy, na każdym kroku, nawet aby zjechać piętro niżej do działu zaopatrzeń mijał 9 kamer, trzy centralki awaryjne i dwa posterunki ochrony. Tym bardziej cieszył się dotarłszy do celu, kliknął terminal przy drzwiach.

- Doktor Jan w sprawie zamówienia. -Czekał spokojnie na analizę głosu nim usłyszał PIP otwierające drzwi do działu zaopatrzeń, gdy tylko było to możliwe od razu skierował kroki do Alberta Cambowskiego podając mu formularz.

-To ten formularz o obiekty? Ok, -rzucił okiem na wypełniony druk- wszystko w porządku. Będzie na czwartek myślę.

-Dzięki. "Powinienem uwinąć się z aplikatorami do tego czasu..."

- A co tak poza tym ?- zapytał kurtuazyjnie, łatwiej mu było zapytać jego niż Martynę - o co sam do siebie miał pretensję.

- A nic wielkiego, dokupiłem kolejną parę gupików do akwarium - odpowiedział średnio szczęśliwy

- Co wciąż nic nowego w dostawie? - zapytał Jan podnosząc brew w udawanym zdziwieniu, wiedział jak ciężko w dzisiejszych czasach o cokolwiek naturalnego.

- Nie- zaprzeczył głową - nic...chyba że chcesz jakieś zmutowane gatunki, które wyżrą ci cała faunę w akwarium. - odpowiedział Albert bez cienia uśmiechu.

Odpowiedział, ku konsternacji Jana, gdyż nie wiedział czy Albert żartuje czy mówi, serio , ale coś mu mówiło że to drugie...

- Złóż zamówienie w dziale pomysłów, a może opracuję Ci jaką nowa rybkę... - uśmiechnął się szczerze i ściskając dłoń kolegi ruszył z powrotem do własnej bazy - jak czasem nazywał część ośrodka w której opracowywano nowe projekty badań.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 10-03-2010 o 23:39.
Eliasz jest offline  
Stary 12-03-2010, 22:49   #14
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Jan Nowicki:

Zadowolony z załatwionych obiektów do badań myślami wybiegał już w odległe stadia testów aplikatorów i wprowadzeniu ich do masowej produkcji. Był już kilka kroków od drzwi swojej pracowni gdy kieszeń fartucha zawibrowała i wydała typowy dzwonek dla wiadomości tekstowej. Wyciągnął komunikator i kciukiem musnął panel.

WIADOMOŚĆ OD: Biuro Kwaterunkowe PF, <napis przewijał się na wyświetlaczu>
(klik)
Z KONTA ODCIĄGNIĘTO
KWOTĘ: 2200 €$
ZGODNIE Z UMOWĄ
O KWATERUNEK I WY-
ŻYWIENIE W BLOKHAUZIE
POLFARMA. DZIĘKUJEMY.
INFORMACJE DODATKOWE
POD BEZPŁATNYM
NUMEREM #7038

Gdy chował telefon z powrotem do kieszeni i podniósł wzrok zobaczył plecy garniturowca który, ku jego szczeremu zdziwieniu, najwidoczniej właśnie wyszedł z jego laboratorium. Garniak szedł szybko przez pusty korytarz mijając obojętnie ramki na ścianach, kierował się chyba w stronę gabinetu Romanowskiego bo nie oglądając się za siebie skręcił w lewo przy rozwidleniu. Jan przeszedł kilka kroków i otworzył drzwi, w środku przy komputerze siedziała Martyna.
-No jesteś Janek, już miałam wzywać ochronę żeby Cię poszukali. –zażartowała, choć chyba samej jej to nie śmieszyło- Mam te listy o które prosiłeś, -powiedziała z uśmiechem wskazując monitor.
-Ktoś tu był...? Przed chwilą? –zapytał podchodząc do mieszalnika i wyjmując probówki.
-Jakiś ważniak, szukał szefa działu, dlaczego?
-A nie... nic, nie ważne. –chociaż w duchu odetchnął z ulgą- W takim razie bierzmy się za selekcję. Sortuj według kompresyjności substancji...
-Mhm... gotowe.
(...)
Po długich i monotonnych porównaniach wyników z listy z kryteriami stawianymi przez konstruktora z listy ponad stu związków chemicznych wyodrębnili trzy substancje optymalne do wykorzystania w aplikatorach do-nosowych.
-Diandoksylen potasu (III), gaz sezamowy i tlenek mandiadoru-martylenu. Zabójcze trio, potrzebujemy conajmniej po 100 gram każdego w lodówce i drugie tyle w zapasie magazynu.
-Zaraz wyślę papiery do DZ’tu.
-Świetnie, z tym stoimy więc zajmiemy się polfarmożelem.... Jan podjął pracę nad sposobami usunięcia efektów ubocznych, ostatnie eksperymenty na obiektach wskazywały cały szereg efektów ubocznych, którymi należało się zająć. Albo poprzez usunięcie jednego ze składników żelu, albo przez jego zamianę, albo przed dodanie neutralizatora - który jednak sam w sobie mógł wyzwolić inne efekty uboczne... Jak zwykle w firmie podjął się prób zmierzających w każdym kierunku, aby kolejne testy móc przeprowadzić na możliwie wielu modyfikacjach żelu.
W międzyczasie czekając na reakcję nowych składników żelu zajął się przygotowywaniem aplikatorów i opracowywaniem danych od Martyny.
***
Z laboratorium wyszedł chwilę po szóstej wieczorem, Martyna już o 17 wróciła do domu, on musiał dokończyć tabelę stężeń i progresywności, dla spokojnego snu. Jak zwykle zamknął drzwi przykładając identyfikator do czytnika i wprowadzając 6-znakowy kod plombujący i sprawdziwszy jeszcze raz czy wszystko ma, „To.. too.. jest, ok” –ruszył do windy przez puste korytarze. Z sygnałem dźwiękowym zaokrąglone drzwi otworzyły się, wszedł i wcisnął „0” w menu interfejsu na ściance. Znużony spoglądał na licznik by po kilku sekundach poczuć hamowanie, drzwi znowu zadźwięczały i rozwarły się po pół-okręgu szyn w podłodze, kierował się przez główny hall wejściowy w stronę drzwi. Jakiś hałas, gdzieś za nim, coś zwróciło jego uwagę, nie mógł się oprzeć myśli że musi się obrócić. Zmarszczył czoło, dwóch ochroniarzy obezwładniało na podłodze kogoś z personelu, widział tylko biały fartuch szamoczący się pod kolanami tych kloców z security. Mężczyzna protestował, prosił nielicznych gapiów o pomoc, „Chwila...”, Jan znał ten głos. Podbiegł bliżej i znieruchomiał przerażony gdy dotarło do niego. Ochroniarze szarpali się z Saszą, jego dobrym znajomym pracującym w Dziale Modyfikacji Genetycznych i Hormonalnych w drugim skrzydle budynku. Nowicki chciał protestować, ale słowa grzęzły mu w gardle, chciał bronić kolegi ale nie znalazł w sobie siły by sprzeciwić się ochronie uosabiającej wolę Wielkiego Brata. Sasza nie widział go leżąc twarzą do ziemi, rzucał się wściekle na podłodze wyraźnie denerwując tym karków w garniturach, po chwili dostał w szyję impulsem neutralizującym, teraz leżał jak zwłoki bez życia. Pozostali security rozgonili zainteresowanych, a tamci dwaj wynieśli nieprzytomnego Saszę przez drzwi z plakietką „OCHRONA”. Jan chciał jak najszybciej wyjść na zewnątrz, na wpół-świadomie minął bramkę i ochroniarza w recepcji, szklane drzwi otworzyły się z charakterystycznym syknięciem i znalazł się na dworze. Motor czekał już na podjeździe z włączonym silnikiem i zapalonymi światłami.

Andriej Borodin:

-Jak to „po 3000”? Kto ustalił taką cenę? Przecież to komedia!
-W dupie mu się przewraca, bełkotał coś, że mu się to nie opłaca, że to za dużo..
-Chyba nie wie co mówi, taki biznesik dla niego to jak karnet na braindance, cholerny kraker. Dawno nie był w zamrażarce. –Andriej uśmiechnął się pod nosem na tylnym siedzeniu BMW.

Auto wjechało na obwodnicę, z drugiej strony korek frustrował kierowców, podczas gdy oni sprawnie sunęli przez miasto, w Młynie czekał Łuka. Dziś, jak co miesiąc w kasynie Andriej miał odebrać „swoje” od kuzyna pilnującego interesu na miejscu i przekazać mu towar dla ekskluzywnych klientów właściwego „klubu”, tego pod przykrywką kasyna. Kierowca BMW prowadził pewnie i spokojnie zmieniając pas i skręcając na zjazd 67 prowadzący na dół, na zwykłe ulice, byli już niedaleko. Nagle w wąskim kanale zjazdu stuningowane niebieskie AUDI w hatchbacku zaczęło ich wyprzedzać błyskawicznie zrównując się z BMW. Zza przyciemnianej uchylonej szyby samochodu na sąsiednim pasie padły dwa strzały, już pierwszy roztrzaskał kolejno szybę, głowę kierowcy beemy i zagłówek w czerwoną miazgę, drugi tylko pogorszył sytuację. Dwa strzały znienacka. Tyle zajęło Vanji wyciągnięcie ArmaLite 44 zza pazuchy i oddanie kontr-strzału. Strzelał prawie na oślep, sam raniony w twarz wyładował cztery naboje w tamtych, auto napastnika znikło tak niespodziewanie jak się pojawiło, Andriej z tylnego siedzenia widział tylko jak przemknęło do tyłu, jakby kierowca zahamował w pełnym pędzie. Vanji jednak nie cieszyło to wcale, nie zdążył opanować ich auta w tej niespodziewanej wymianie ognia, widział tylko jeszcze jak kierownica z biało-niebieskim logo pod ciałem Wasyla obkręciła się krótko w jedną i do końca w drugą stronę stawiając auto dosłownie bokiem do toru jazdy. Bawara prześlizgnęła się z prędkością 80/h jakieś dziesięć metrów po czym tylny zderzak zaczął iskrzyć trąc o metalowe ogrodzenie zjazdu ściągając tył, ciężar siadał na prawej stronie zawieszenia a lewa oderwała się od podłoża wykręcając autem poziomy piruet w powietrzu, niesymetryczny i z wyjątkowo nieudanym lądowaniem na kołach jednak jakimś cudem nie wylatując poza zjazd.
***
-Już... poczekaj... mam cię..
Czuł oplatające go pod ramionami ręce, głowa bezwładnie opierała się na ramieniu, po chwili nogi uderzyły równie obojętnie o niższe podłoże, leżąc na plecach czuł zimno ciągnące od podłoża. Ostry ból szarpnął nim wzdłuż kręgosłupa, nie otworzywszy oczu obrócił się na bok i zwymiotował po czym znowu zemdlał.
-Już dobrze, połóż się... Kurwa...
(...)
Słyszał głos Vanji gdzieś ponad nim. „Przeżyliśmy...”- ból pleców gdy się poruszył nie był już tak ostry jak wcześnie ale na tyle by Andriej jęknął wykrzywiając twarz w krzywym grymasie.
-Andriej.. jak się czujesz? –otworzył oczy, twarz Vanji była cała we krwi, na lewym policzku śrut poszarpał skórę do kości.
-Fatalnie.., moje plecy...
-Poczekaj –chwycił go pod ramię i pomógł wstać.
-Mów do mnie, co się stało? –rozejrzał się dookoła kołysząc się niepewnie na nogach i przecierając twarz.
To co zostało z Vespro nadawało się w najlepszym wypadku na szrot, „To cud że w ogóle żyję...”, leżało na boku wspierając się o pokrzywioną barierkę wisząc na bagażniku, szkło na asfalcie wyglądało jakby przynajmniej cztery auta brały udział w wypadku, porozsypywane w promieniu kilkudziesięciu metrów mieniło się w świetle latarni nad sąsiednią ulicą. Wnętrze całe we krwi, Wasyl udekorował swoim mózgiem kremową skórę tapicerki i podsufitki która teraz przypominała zużyty, pogięty papier śniadaniowy.
-Wzięli nas z zaskoczenia, nie mogłem nic zrobić, przecież widziałeś...
-Widziałem, co było później mi powiedz!
-Straciłem przytomność po tym jak grzmotnęliśmy o ziemię. Ale zobacz! Ja też zastrzeliłem im kierowcę, leży tam po drugiej stronie –wskazał trupa kilkadziesiąt metrów wcześniej na skraju pustego zjazdu- ale przesiedli się. By to szlag, jacyś szmaciarze... amatorzy kurwa... A potem podjechali do nas wyobraź to sobie i nie dość że zabrali walizkę z towarem i aktówkę od Borysa to jeszcze oskubali nas z zegarków, komórek i gotówki. No co za hieny..., kuuurwa dasz wiarę?..., bo zakładam że mieli nas za martwych skoro nas nie dobili. Mamy przejebane jeśli się nie odnajdą, 10 kilo to miesięczny obrót, a Borys też Ci nie popuści. Co dokładnie było w tej jego aktówce?
Andriej wyciągnął z tylnej kieszeni spodni komunikator, „Tego nie zajebali.” Myślał w bezruchu, nie tylko nad odpowiedzią na pytanie Vanji.
 
majk jest offline  
Stary 13-03-2010, 00:29   #15
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Jan spojrzał na komunikator i beznamiętnie przyjął wiadomość o zainkasowanej kwocie. Jaki miał w końcu na to wpływ? Rachunek był częścią jego pracy... tak jak i wynagrodzenie które pozwalało na niewiele więcej poza opłatami rachunków... Zadowolony z załatwienia sprawy z małpami ruszył do pokoju. Niemal stanął jak wryty na widok przydużawego pana w garniturze... "Co jest kurwa? Oj kłopoty, czego oni kurwa u mnie szukali? czego oni chcą?"

Jan niemal blady wszedł do gabinetu, zamykając pośpiesznie drzwi - jak gdyby miało to stanowić jakąkolwiek obronę...

Martyna szybko go jednak uspokoiła wyjaśniając sytuację... ale czy na pewno? Do końca pracy jego myśli zostały wzburzone, całą resztką sił koncentrował się na chemicznych substancjach " A może kłamie?... Może inwigilują ją podpytując o mnie..." ... Wiedział, że w takim przypadku musiałaby kłamać... nie mogłaby zrobić nic innego, jeśli chciałaby z tego ujść cało.

Do końca dręczył go niepokój, mimo to wiedział, że wciąż jest obserwowany i że nie może wyglądać jakby czymkolwiek się przejął. " Czemu mieliby szukać tu szefa projektu...on tu tak rzadko bywa..." - Spojrzał się po raz ostatni na Martynę nim ta opuściła labolatorium. Jej mina nie wyrażała niczego. "Dziwne..." " Ani smutku, ani radości... " Gdy wychodził niemal go tchnęło "Jak kurwa mogli go szukać u mnie, skoro w całym pieprzonym budynku, wszędzie mają kamery..." Wiedział już, że Martyna próbowała mu coś powiedzieć... i to nie od dziś. Musiał znaleźć tylko sposób by się z nią dyskretnie skontaktować... Myślał o Śrubie gdy już niemal opuszczał budynek maszerując po holu, gdy jakieś uczucie kazało mu się obrócić. Zareagował jednak chwile później, dopiero na hałas, jak gdyby instynkt mu nie wystarczał... Jan miał tego dnia przeczucie , że coś dzieje się nie tak, że całe jego harmonijne życie wali się jak domek z kart. Gdy się obrócił myślał przez moment że zemdleje, jakby najgorszy, nie przewidziany nawet scenariusz właśnie się ziszczał. Na jego oczach zatrzymywano właśnie jednego z nielicznych przyjaciół jakich miał. Poważanego naukowca, ważną osobę działu projektowo - badawczego. Na dodatek został potraktowany niczym bandzior, Jan chciał się ruszyć , pomóc mu , ale czuł się jak sparaliżowany. Mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa niczym dłonie samobójcy zaciśnięte na rewolwerze. Tak naprawdę ciężko było zmusić ciało do świadomego swego zatracenia. Nie zdołał go zmusić, tak właściwie to do końca nie wiedział czy chciał. Wiedział doskonale, że nie jest w stanie pomóc, że i jego potraktują w ten sposób.

Wsiadając na motor czuł się niemal szczęśliwy z tego że może opuścić firmo-więzienie. " Dobra, tylko się nie łudź, wiesz jak działają złudzenia w tej firmie...:
Wrrrr
Silnik motocykla zawarczał po czym Jan ruszył oddalając się od rosiczki. W jeździe dopiero odzyskał spokój myślenia, był naukowcem i nie zwykł siebie oszukiwać. " No dobra po kolei, wczoraj Martyna wyraźnie zaniepokojona... dziś ten osiłek w garniturze... i to oczywiste kłamstwo...ale jednak powiedziane tak naturalnie... ściemniała, czy chciała pomóc...? Chciała pomóc... inaczej powiedziała by że to tylko ochrona sprawdza zabezpieczenia lub cokolwiek, cokolwiek... Nawet gdyby garniturowiec szedł po szefa działu - czyż to nie wystarczało aby się obawiać? Czyż nie są z nim połączeni projektami?? A jeśli to przez jakiś projekt ta cała zadyma?? I jeszcze Sasza", mimowolnie wzdrygnął się na motorze, lekko chwiejąc nim podczas jazdy, na szczęście nie pędził.

"Za dużo "zbiegów okoliczności" na tak krótki czas." A Jan nie wierzył w przypadki, wierzył w przyczyny i skutki, skutek właśnie obserwował i mógł jedynie domyślać się przyczyny...Martyna zaś mogła ją znać. "Do domu czy nie do domu?? Graj schematami, skoro cię wypuścili z firmy to nie po to by cię aresztować w domu... graj schematem, graj schematem, szukają kogoś to pewne, może ktoś odsprzedał dane... szef projektu był dziś w ogóle w firmie?? Nie widziałem... ale też przecież go dziś nie odwiedzałem... A Sasza? Co miałby wspólnego z jakimkolwiek moim projektem? To genetyk ! Chyba że K.S.E.T. ... ten projekt zawiera wiele elementów z genetyki, ale jest przecież dopiero w początkowej fazie... sprzedawać pomysł ? Nonsens... To musi chodzić o mnie... Ale dlaczego?!"

Jan był niemal bliski płaczu, czuł się niemal jak Sasza, związany choć jeszcze nie schwytany... I niemal zupełnie nie wiedział co robić... oprócz tego że musi wykorzystać swą znajomość firmy, musi uruchomić swą wiedzę o jej schematach... i być może przeciwdziałać nim będzie za późno... o ile już nie było.

Zamierzał pojechać wprost do domu... niczym zwykle, choć od razu ruszyć pod prysznic, nie tylko dla ochłonięcia, ale i zatuszowania śladu po łzach. Nawet we własnym domu bał się że Wielki Brat patrzy. " Ale co ja takiego zrobiłem???" Zastanawiał się pod prysznicem, wiedział że nic, a przynajmniej że jeszcze nic... a jeśli to Martyna? Nie ... nie ostrzegałaby mnie wtedy... może jakiś inny konkurent? To zbyt mądre jak na zemstę strażników... Ktoś podsunął Polfarmie gówno z podpisem Jan Nowicki," a przynajmniej wszystko na to wskazywało. Jan dostawał niemal szału na myśl, że firma obróciła się przeciwko niemu za nic, za nic!

Był już tego prawie pewny, nie wiedział czy będzie mógł jeszcze wrócić do tego mieszkania... niekoniecznie po spotkaniu z Martyną, która być może powie mu prawdę, powie mu że firma chce go mieć...

Musiał tylko z nią ustalić spotkanie... i nie bezpośrednio, nie osobiście, w pewnych sprawach mógł się zdać jedynie na swojego przyjaciela, choć obawiał się że i jemu może grozić... "Kurwa" - pomyślał wychodząc z prysznica. Chwycił za słuchawkę wykręcając numer do Śruby

- Słuchaj, niedługo będę u ciebie, uważaj na drodze bo strasznie wieje...
- Ok , założę czapkę...



Skończył rozmowę dość szybko, nie chcąc by Śruba został namierzony " Nie teraz" Po czym, wrócił do prysznica, nie mógł pokazać jak bardzo się śpieszy, jak nagle opuszcza apartament " Oni śledzą, oni patrzą" Dopiero gdy się przebrał, praktycznie w najlepszy garnitur, zapakował do plecaka tyle sprzętu ile zdołał, oczywiście krążąc podśpiewywał jak to dobrze piknik zrobić, na pikniku być...

Spakowany w to co uznał za najcenniejsze lub zwyczajnie przydatne, ruszył do wyjścia...

"Kurwa, jeszcze nie mogę uciec, nie bez danych, nie bez projektów..."

Wiedział że będzie musiał prosić Śrubę o pomoc, o skontaktowanie go z Martyną, umówienie gdzieś nieoficjalne, sam nie mógł do niej nawet zadzwonić, firma od razu by to przejrzała.

Nad miejscem spotkania nie musiałby się już zastanawiać, nie gdy Śruba załatwiał jakąś sprawę. Zastanawiał się czy będzie mógł jeszcze wrócić do domu, czy firmy, póki co przynajmniej starał się zachować pozory że zamierza...

- Tv zaprogramuj. Od dwudziestej drugiej do dwudziestej czwartej włącz i zapisuj program, odtworzysz jak wrócę.

Expres do kawy ustawił zaś na piata rano...gdyby miał nad ranem wrócić i nie kłaść się spać..." Co tu jeszcze, ach tak"

Posłał łóżko... co prawda po chwili wydawało mu się to głupie zważywszy na room service, ale któż z uciekających ściele sobie łóżko w domu? To była kolejna ze ściem. Oczywiście to wszystko to było za mało i Jan dobrze o tym wiedział, na razie jednak nie mógł sobie pozwolić na luksus myślenia, mieszkanie parzyło niczym wrzątek i tylko zachowywanie pozorów zmuszało Jana do pewnego opóźnienia w wyjeździe do Śruby... Gdyby nie znajomość schematów i wiedza jak firma reaguje na ich łamanie, chciał aby myśleli, że wciąż jest w ich garści... chciał tez żeby to wszystko okazało się nieporozumieniem, aby nad ranem mógł spokojnie wrócić do pracy bez obaw że firma nastaje na jego wolność i życie.
 
Eliasz jest offline  
Stary 13-03-2010, 23:18   #16
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
post by: majk & kset; majk & JohnyTRS

Jan Nowicki:

Jan ruszył w stronę TechTower. Wiedział, że Śruba niedawno się przeprowadził i jeszczenie był u niego w mieszkaniu
- Cześć tu Jan - stał przed domofonem, po zaparkowaniu motocykla. Czekał aż Jacek otworzy mu drzwi.
- ...dobra już chwila , bzzzz - Jan usłyszał dźwięk zwalnianych elektrycznie drzwi od bloku, dość szybko wspiął się na poddasze by przywitać się z kolegą
- Dobrze, że cię zastałem, bałem się że ciebie też zgarną... -po chwili jednak zaczął się zastanawiać czy nie na lepsze by mu to wyszło...
To co Jan zobaczył po otwarciu się drzwi tylko go dobiło. Śruba był kompletnie nawalony, do tego stopnia, że na myśl przychodziły mu tylko pewne urodziny z dawnych czasów w podobnym gronie. Śruba patrzył na niego nieobecnym spojrzeniem opierając się o zamknięte przed chwilą drzwi.

- Stary uspokój się , usiądź zapal - Śruba podał mu jointa którego pośpiesznie odpalił, widział że Jan jest blady i wstrząśnięty
A i sobie nie odmówiłby przecież podkręcenia bomby, pomimo groteskowości swojego stanu zdawał się być w świetnym humorze, Jan starał się przypomnieć sobie datę urodzin Jacka, ale to nie mogło być to, dopiero obchodził... w grudniu, chyba.
- ...Wiedziałem, że prędzej czy później bedą mnie chcieli złapać...ale nie sądziłem że tak szybko i zanim wykonam jakiś ruch.... -mówił tajemniczo, jak zawsze niemal gdy rozmawiali o korporacji.- Wiesz że czasami niepotrzebnie panikowałem, ale tym razem to nie przelewki...zatrzymali mojego kolegę Saszę, no wiesz opowiadałem Ci trochę o nim, kurwa on nawet bić się potrafił a go pochwycili jak kukiełkę... Poza tym ktos od Wielkiego Brata był dziś u mnie w biurze... i jestem pewien, że Martyna zna prawdziwy powód tej wizyty, ale nie mogła mi nic powiedziec w biurze...wiesz kamery wszędzie. Muszę się z nią skontaktować a ty możesz mi pomóc, bo jak się firma zczai że to ja do niej dzwonie, to będę miec przejebane na całej lini... Wydaje mi się że chwilowo uspiłem ich czujność, w końcu pozwolili mi wyjechać z biura... z domu... ale obawiam się że tylko w celu dalszej inwigilacji.
-Zwolnij stary bo Cię w ogóle nie widzę, -skrzywił gębę w uśmiechu- wejdź, ty, rozgość się czy coś. Zrobić ci heeerbaty? -po czym parsknął śmiechem, ale zdając sobie sprawę ze stanu kolegi przestał. -No dobra, nawijaj Jasiu...
-Muszę porozmawiać z Martyną, najlepiej w jakiejś knajpce, ustalić o co chodzi... być może będę musiał uciekać z firmy... Ale do kogo ja mówię...czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytał po przydłuższym monologu, skierowanym bardziej chyba do siebie niż Śruby... - Herbata może być - dodał z rezygnacją w głosie, pocieszając się już jedynie buszkami jointa... -Co właściwie brałeś? - zapytał podejrzliwie, nie wierząc że Śruba mógłby się tak zapruć ziołem. Palił w końcu od dawna.
-Pokaż blachę koluniu..., to Ci powiem. -wyśmiał pomysł o wymienianiu nazw i dawek tego co sobie zaaplikował.- A co do tej firmy, to co z tym Saszą? Szedł suchą szosą i żołnierze PF'ki go powinęli? Robiliście coś razem? Z tym Saszą? Podaj tego blanta bo widzę, że się męczysz synu. -mimo takiej dawki dragów Jacuś tryskał ciętymi dowcipami i dobrym humorem.
-Z Saszą właściwie nie, na pewno nie bezpośrednio, być może łączył nas projekt ale nawet ja o tym nie wiem. -Jan oddał blanta faktycznie zauważając, że niemal się zgasił.

-No, no tak..., a Martyna jaki ma w tym udział właściwie? -Śruba podpalił kiepa gdy Jan nagle zdał sobie sprawę, że przecież kiedyś pracowali w trójkę w klinice i Śruba zna Martynę, może nawet zbyt dobrze.
- Hmmm wiesz, ona już ostatnio jest jakaś taka...zdenerwowana? Poruszona? Nie wiem jak to określić, po pracy już sił nie miałem żeby się z nią spotkać, zresztą, gdyby firma zczaiła że się lubimy, na wszelki wypadek by nas rozdzielili... Ochrona danych i zapobieganie knuciom pracowniczym - Jan uśmiechnął się po raz pierwszy od wyjazdu z firmy, choć w tym śmiechu było wciąż sporo smutku i żalu wobec Polfarmy. gdybym nie musiał wracać na motorze, chyba dałbym Ci tą blachę żeby samemu tak odjechać... - wiedział jednak, że taka ucieczka daleko go nie zaprowadzi.
-Przestań się łamać, tak czy inaczej wszyscy jesteśmy tylko pionkami na szachownicy takich jak ci twoi Lekodawcy, czy więksi od nich. Liczy się rozwój bracie. -uśmiechnął się jakby to co powiedział na prawdę miało głębszy sens i chciał o tym zapewnić przyjaciela. -Może Martyna ma gorszy tydzień, może ty też, ale to jeszcze nie koniec świata,nie?!
- Nie wiesz chyba do czego zdolne są korpy... Ech... no dobra, przecież i tak nie wrócę do domu dopóki nie dowiem się o co jej chodzi.... Myślę, że chce mi coś powiedziec, ale nie ma jak. Możesz do niej zadzwonić i umówić nas gdzieś? Tylko nie mów że to o mnie chodzi, ona na pewno ma telefon na podsłuchu...jak i ja pewnie. Kurwa chyba wymyślę jakieś proste przenośne urządzenie do wykrywania czy linia jest na podsłuchu... "O ile wrócę do pracy..." - pomyślał wciąż zafrapowany "Czy będą chcieli wyprać mi mózg??... nie chyba... od tego mogliby uszkodzić wiedzę ... i zdolności... mam nadzieję że nie..."- jan wyglądał tak, jakby pół godziny temu przeczytał wyrok śmierci na samego siebie i wciąż nie wiedział co z tym fantem począć.
-Jasne że mogę, tyle to pestka dla mnie. -uśmiechnął się zagadkowo- Gdzie was umówić, jakiś klubik? Coś teges? -sugestia była bardzo wyraźna. Na pewno nie u mnie, -pomachał palcem- mam nową pościel. -dodał dumnie.
Gdy tak rozmawiali Jan zauważył, że Śruba wcale go nie słucha tylko patrzy gdzieś ponad nim w sufit co strasznie go zdenerwowało. W końcu kto jak kto ale Śruba mógłby okazać trochę zrozumienia dla jego problemów z korpami.
- Liverpool, tam jest fajnie - powiedział niemal rysując od razu w myślach miły lokalik , małe centrum hazardu, jednak z wieloma wygodnymi i dyskretnymi lożami...
-Za blisko centrum, ochrona to śmiecie, dasz im pare stówek to wyniosą ci kogo chcesz przed klub. Znam taki lokal w którym korpy was nie wywęszą, ale musisz się tam zachowywać stary. LasVegas Paranos, tam garniaki nie wchodzą, idealny do spotkań incognito o ile nie masz żyłki do hazardu. Dlatego tobie mogę polecić..., o ile się przebierzesz. -obciął go szyderczo.- Co ty na to?
- Nawet nie wiem co to hazard - zaśmiał się nieco próbując rozładować własne emocje, - może być.
Śruba wrócił wzrokiem do niego na krótką chwilę wskazując coś za jego plecami. Jan przerażony....zobaczył reporterkę która przejęta informowała o czymś społeczeństwo zza szyby ekranu, od razu skupiającym wzrok na napisie-nagłówku. Widział już zdjęcie poszukiwanej osoby w prawym górnym rogu i siebie samego na tym zdjęciu, w fartuchu i z identyfikatorem jakie on sam nosił w godzinach pracy na terenie labolatorium. Omal nie dostał zawału. Na włączonym ekranie telewizora pół nawet ładnej blondynki w czarnym żakiecie przemawiało z pomiędzy okienek, za nią kilkoro ludzi przesuwało się w pół-cieniu. Uwagę Jana zwróciły jednak okienka, właściwie jedno. W prawym górnym rogu ekranu widniało zdjęcie Saszy Sołowczyna, a pod nim nagłówek SZPIEG W WR-03. Wsłuchał się w komentarz blondyny z głębokim dekoltem.
"..o 18:30 zatrzymano groźnego przestępcę, Saszę S., oskarżonego o szpiegostwo przemysłowe, kradzież własności intelektualnej i zabicie współ-pracownika... około 20:30 zbiegł transportującym go funkcjonariuszom przy wsparciu bliżej nie określonych współpracowników, również uzbrojonych i niebezpiecznych."

-To ten twój? No nie gadaj, ale jazzyy. -Śruba cieszył się jak dziecko chyba nie zdając sobie w obecnym stanie powagi z sytuacji, a skoro już TV o tym trąbi to chyba powinien.
-O jasny gwint - Jan musiał aż zaprzeć się na siedzeniu, żeby nie upaść z wrażenia. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to zioło zmieniło mu nieco obserwację i wyciągnęło najgorsze obawy miast prawdziwego obrazu. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że to nie jego szukają, to nie on widnieje na zdjęciu, ale Sasza, jeden z nielicznych...przyjaciół. - To przecież nonsens... Ja tam w to nie wierzę... choc może... nie nie Sasza, po co miałby robić takie rzeczy? Nie to po prostu wymówka dla aresztowania... ale nie hola, przecież pieprzona Polfarma nie robi głośnych zatrzymań swoich członków... może i jest dla mnie nadzieja? - dopiero teraz tak naprawdę trochę się uspokoił. Oficjalne zatrzymanie Saszy wskazywało na to że nie stała za tym jego firma, ani też że Jan jest ich głównym celem, dla którego zatrzymują wszystkich innych...
- W sumie jest chyba podwójna okazja do spotkania... I tak masz rację, muszę się przebrać, spociłem się jak świnia - spojrzał po sobie krytycznie.
Po chwili dotarła do niego ostatnia część wiadomości... - Zbiegł?? Jak to kurwa zbiegł? - Słyszałeś ? Wyrwał sie skubaniec, no niech mnie... to jednak można...
-No.. i koniec, ani słowa o Janie Nowickim, pseudonim Pracuś. -podsumował wesoło wypowiedź spikerki kanału 5 patrząc znowu swoimi nienaturalnie wielkimi źrenicami prosto w oczy Jana. -To co, skręcić blancika i dzwonimy do "Panny Super-agent Martyny"? -uparcie ironizował obawy Jana.
-Kurwa, jeszcze mi za tego pracusia podziękujesz... tylko jeszcze nie teraz, serio. Dobra, umawiaj mnie za jakąs godzinkę, jeszcze zdążę się przebrac i podjechać. A ... i mimo wszystko nie wymawiaj mojego imienia, kurwa wiesz że nas obserwują, Saszę też wyłapali, sam widzisz jak szybko... powiedz że stary wspólny znajomy który się denerwujena wiodk garniturowców... chyba zaczai....Jan zabrał się za kręcenie...zastanawiając się czy faktycznie wyrobi się w godzinkę.
-Nie odbiera, sekretarka mnie łapie. -Jacek powiedział po chwili patrzenia się gdzieś w dal ze słuchawką przy uchu.

Napięcie to wchodziło to opadało z Jana, tym razem wyraźnie przybrało na sile, niemal wyszarpał Jackowi telefon, by po chwili, machnąć ręką i samemu spróbować zadzwonić do niej, ze swojego telefonu, nie bacząc na niebezpieczeństwo
- Przecież wróciła do domu, dobrą godzinę przede mną. Kurwa mówiłem że coś jest nie tak - szybko wyszukał Martyna i kliknął na symbol słuchawki.
-Słucham? -głos Martyny zabrzmiał w słuchawce, Jan zastanawiał się czy rozmawiać z nią czy rozłączyć się.
Jana na chwilę zamurowało... spojrzał się na Jacka, lecz zbyt krótko by móc rozważyć czy kłamał czy był zbyt zajebany by właściwie się dodzwonić.
- Cześć, wszystko w porządku? Widziałaś TV? - dyskretnie wciąż obserwował Jacka. " A jeśli Jacek nie kłamie... jeśli nie rozmawiam z Martyną?"
-Nie, nie widziałam... ale coś się stało? -zdawała się być totalnie zaskoczona telefonem od Jana, ale to jednak była ona. Musiała być! -Halo...? -domagała się odpowiedzi po chwili ciszy
- hmm no moze nic takiego, ale pomyslałem że cię to zainteresuje, coś o naszej firmie " A jeśli jestem namierzany??..." - nic takiego, cieszę się że słyszę twój głos, przejrzyj ostatnie wiadomości a sama zobaczysz... " Kurwa umówić się z nią czy nie??... Mogę przeciez jeszcze do niej zadzwonić... z neutralnego miejsca..." W takim razie kończę do zobaczenia w pracy.
-Janek, wszystko w porządku? Jesteś jakiś zdenerwowany.. coś się stało? -zatroskała się, co z jednej strony mu schlebiało, z drugiej przerażało jak łatwo szło jej odczytywanie jego emocji po tych paru słowach które wymienili.
- nieczęsto tak szkalują naszą firmę. sama zobaczysz pa. - rozłączył się sprawdzając czas połaczenia. Od razu skierował wzrok na Jacka - pokaż mi telefon, proszę, musze coś sprawdzić...
Numery się zgadzały chociaż Jan nie łudził się że firma nie posiada urządzeń modulujących głos czy nawet video-botów w razie zaawansowanej inwigilacji pracownika. "Może powinienem zaopatrzyć się w jakiś telefon, mniej narażony na podsłuch." -myśl w swojej wydała się Janowi co najmniej godna realizjacji, w końcu zestawy pre-paid można było kupić w każdym punkcie sprzedaży na ulicy. Tymczasem Jacek patrzył na niego z niedowierzaniem i przerysowaną pogardą.
-Stary... chyba nie myślałeś, że Cię wystawiam? -usiadł na krześle- Musisz wyluzować doktorku... skończ co zacząłeś z tą bibułką, a ja puszcze Ci kilka nowych traków przez głośnik.
Jan nawet nie zamierzał się tłumaczyć po prostu wcisnął słuchawkę Jacka - ponawiając ostatnio wybrany numer. Przyłożył słuchawkę do ucha i czekał z biciem serca jakiego jeszcze nie miał...
-Halo? -głos Martyny w słuchawce brzmiał identycznie jak ten z którym przed chwilą skończył rozmawiać ze swojej komórki
Ale nic więcej nie był w stanie usłyszeć, Śruba już zaczął koncert nie zwracając uwagi na dochodzenie Jana.
Jan się rozłączył, dokończył blanta i spokojnie spalił go ze "Śrubą" zaczynał domyślać się dlaczego ten wprowadził się w taki stan, taki odjazd mieli zazwyczaj ci którzy mieli coś na sumieniu i zwyczajnie chcieli o tym zapomnieć... Jakoś nie usłyszał od Jacka jak dotąd powodów celebracji... Wiedział jednak , że musi zachować pozory " Kurwa nawet już przed własnym przyjacielem? " Dlatego zachowywał się tak jakby się uspokoił, w rzeczywistości wiedział, że Jacek specjalnie go nie połączył... Teoria o przekierowaniu numerów legła w gruzach a wraz z nią spora część zaufania jaką darzył Jacka. Pożegnał się z nim, zastanawiając się czy nie po raz ostatni - i tym serdeczniej. Potem wsiadł na motor nie do końca jeszcze wiedząc czy pojedzie do domu, czy wprost do Martyny.

Marek Fairey:

Marek i Danny stali teraz sami na zapleczu baru, zapanowała cisza.
-Musimy to szybko pogonić, to naprawdę wabik na przypał, jeśli wiesz o czym mówię. -zaczął właściciel patrząc na niego z "tą" poważną miną- Ale spoko młody, ja się tym zajmę -uśmiechnął się nieskromnie- mam swoje ścieżki. Dzisiaj obyło się bez draki, ale dobrze że byłeś, nigdy nie wiadomo.
Plik banknotów położonych na stole przez Dannego przeliczył gdy ten poszedł otwierać lokal, "600... praktycznie za nic, nie ma co marudzić". Zastanawiał się co dalej, "Gruby dil, duże ryzyko... duży zysk... ,a gdyby się nie udało? Czy Dan w ogóle wie w co się pakuje?! Jak on to sobie wyobraża? Pewnie przyda mu się pomoc, może bym mógł..."- takie myśli teraz kłębiły się w jego głowie, ocknął się- "Nie będę tu przecież stał jak ten kołek". Nagle usłyszał odgłos, jakby coś cięzkiego upadło na podłogę w barze. I to dwa razy. Ruszył do głównej sali, chowając banknoty w portfelu.
Wszedł do właściwego baru i stanął jak wryty. Danny i jakiś drugi napakowany koleś krępowali tamtych na podłodze.
-Będziesz tak patrzeć czy ruszysz dupę młody? -jakby nigdy nic powiedział Isaac. Marek podbiegł do nich i klęknął jedym kolanem na plecach jednego, którego wiązał Isaac. Nagle tamten szarpnął się i na chwilę więzy się poluźniły. Marek zareagował i chwycił jego głowę i uderzył nią o podłogę.
- Jeszcze jeden taki numer a twoja twarz będzie płaska jak karoseria czołgu! - krzyknął i docisnął go mocniej kolanem do podłogi, na której pojawiła się krew z nosa wiązanego.
-A co, myślałeś, że ich stąd puszczę? Ehh, -stęknął wiążąc ręce za plecami nieprzytomnemu typowi- chuj z tą kasą, wiesz, ale jeśli ci idioci wygadaliby się pierwszemu lepszemu cwaniakowi z tym co tu zaszło to miałbym ciepło. A tego bym nie chciał, rozumiesz. A to jest Ares, taki kolega. -uśmiechnął się głupio.
-Jak leci. -Ares nie męczył się z tym jak Dan, robił to spokojnie i bez wysiłku jakby wiązał ludzi codziennie.
- Dobrze - odpowiedział i wstał. Obaj kolesie byli porządnie skrępowani.
-Skoro już się kurwa poznaliście to chciałem przypomnieć, -zadowolony wyprostował się- że musimy się ich jakoś pozbyć. Macie jakieś pomysły?
Fairey nie wiedział czy to pytanie retoryczne -"Mnie się pytasz? To twój cyrk kurwa."- czy Danny chce go w ten sposób wciągnąć do gry. Nie znał za bardzo interesów Isaaca, ale na pewno Danny nie żartował.
- Najprościej będzie ich zastrzelić.
Ten przytomny zaczął się miotać na ziemi jak ryba, jego błąd że podniósł spojrzenie na gospodarza, but zmasakrował mu twarz i pozbawił świadomości.
-No, to na pewno. -wyjął chusteczkę z dżinsów i położywszy nogę na krześle wytarł but z krwi Pana Ryby- Ale nie potrzebuję tu bałaganu, rozumiesz.
-Znam jedno miejsce- drugi solo nieśmiało wtrącił się w dyskusję,- na razie wynieśmy ich do auta jakoś dyskretnie.
-Marek, przestaw auto pod wejście. -Dan podał mu kluczyki wyciągnięte spod baru,- ale ruchy, a ja idę po nasze bagaże.
Marek poszedł na zaplecze i wyszedł tylnymi drzwiami na plac pomiędzy budynkami. Stał tam nieśmiertelny Volkswagen Golf, VI już reedycji. Przekręcił kluczyk w zamku i bł już środku. Sprawnie odpalił i po chwili, po wyjechaniu na główną zatrzymał się przed zaułkiem i wjechał do niego tyłem. Danny i Ares już czekali, Arek podtrzymywał obie rybki. Marek stanął i otworzył bagażnik, wciskając odpowiedniu guzik na desce rozdzielczej. Ares załadował do bagażnika jednego, próbował wcisnąć jeszcze drugiego, ale niestety Golf nie był amerykańską limuzyną, do której weszły by trzy "rybki". Więc jeden ze związanych został posadzony na tylnią kanapę, Ares usiadł obok niego, a fixer koło Marka:
-Jedź, najpierw w lewo - powiedział Danny.

Po chwili siedzieli w czwórkę w Volswagenie Golfie VI jadąc spokojnie przez miasto, piąty w bagażniku też jechał, chociaż mniej komfortowo. I nie słyszał radia, a leciała "Brzytwa na skroni" w rokujących dwudziestkach na DBZ FM. Gitarzysta piłował instrument do granic możliwości, perkusista też nie próżnował w tym traku.
-Świetny kawałek -ciągnął Arek- w ogóle cały pierwszy album mi się podoba. W drugim już nie mają tego powera.
-Co ty pieprzysz, dopiero Żmuda rozruszał tą kapelę na drugiej płycie. -Danny oponował chyba z czystej złośliwości, bo Marek przypominał sobie wyraźnie jak w zeszłym tygodniu mówiąc o zespole porównywał całą ich twórczość do wymiotów po koksie do mikrofonu.
Przemierzali ulice WR-03 bacznie lustrując ulice w obawie przed psiarnią czy innym szajsem, "Zero. Czysto, na razie..." -pocieszali się w myślach. Marek prowadził szybko i pewnie, widać że znał okolicę jak własną kieszeń, kręcił silnik do 6000 nie oszczędzając maszyny na każdej możliwej prostej, od świateł do świateł. Na jednym z przymusowych postojów jakieś łeby zaczęły świrować na drugim pasie, kierowca Golfa rozejrzał się po lusterkach, zacisnął ręce na kierownicy dodając delikatnie gazu i wyzywająco spojrzał przez ramię. Gdy światło zmieniło się na zielone szczeniaki w jakiejś starej Mazdzie wystartowali jak z procy przez skrzyżowanie i torowisko co przy takiej prędkości zaowocowało iskrami spod podwozia czerwonej wyścigówki, Golf spokojnie skręcił w prawo na światłach i dalej przez Fabryczną wzdłuż wałów. Po kilku minutach post-przemysłowych widoków opuszczonych i zniszczałych metalowych konstrukcji, magazynów i fabryk, dźwigów, bocznic kolejowych i placów wypełnionych kontenerami dotarli do celu tej wesołej wycieczki.
-To tu. - powiedział Danny wskazując otwartą bramę po prawej.
Wjechali przez zwężenie powoli nie z ostrożności, wielka kałuża była nie do ominięcia a "...szlag wie jakie to głębokie" -kierowca wolał nie ryzykować kapcia czy innych komplikacji. Minęli pustą stróżówkę przy wjeździe i dwa rzędy wielkich drewnianych stelaży i sterty metalowych rur poustawianych jedna na drugiej na placu przed wrotami przeciwległego budynku. Marek minął je kierując się na drugą stronę podwórza zgodnie ze wskazówkami Dannego, zaparkował prawie przy końcu magazynu i zgasił silnik.

- Miejmy to w końcu z głowy - Isaac wysiadł z auta i ruszył do bagażnika.
Wysiedli też Danny i Marek. Stali na betonowej wylewce przy brzegu rzeki ciągnącej wzdłuż jakichś starych magazynów czy przeładowni, bocznic i komór poziomowych. Okolica albo była kompletnie opustoszała albo po prostu było zbyt cicho, Marek słyszał tylko wodę uderzającą o betonową ścianę nabrzeża.
-Młody pomóż mi z tym bydlakiem, -Daniczyn otworzył drzwi pasażera i zaczął wyciągać nieprzytomnego kolesia z fotela- a ty bierz tego drugiego i na brzeg z nimi. -dodał w stronę Arka.
Marek przeszedł przed autem jeszcze raz rozglądając się po pustych rampach i oknach budynków, "Nic"- ucieszył się w myślach i znalazł się przy Dannym wyciągając bezwładne ciało ze środka gdy Arek podnosił klapę bagażnika.
-Aaaa... -krzyknął łapiąc się za iskrzącą rękę- ty... skurwysyn.. ja ci... -krzyczał pół-zdaniami i zaczął wściekle trzaskać klapą bagażnika która nie odskakiwała zamiast się zatrzasnąć.
Gdy Dan i Marek zdążyli doskoczyć za auto by zobaczyć co właściwie się stało po tylnym zderzaku, a właściwie całym rogu auta spływała krwawa papka, zdaje się niedawno jeszcze głowa i bark jednego z pechowców.
-Skurwiel dźgnął mnie, -uderzył klapą jeszcze raz, z całych sił, tak że blacha przecięła ścięgna i krwawy kikut przedramienia upadł na ziemię- miał nóż piłowy montowany w stopie! To nie jest zabawne -rzucił wściekle do Dannego widząc jego reakcję.- Dobrze, że zasłoniłem się cyberręką bo by mnie rozpruł pierdolony ćpun.
Fairey spojrzał na uszkodzone servo-mechanizmy i automatycznie pomyślał o swojej cyber-dłoni, spojrzał na Dannego który z rozbawieniem mierzył wkurwionego Arka i ochlapany juchą samochód po czym wrócił po kolegę tego z bagażnika. Po chwili obydwaj leżeli przy brzegu, skrępowani, gotowi do wodowania.
- Jaki ciężarek bedzie odpowiedni do nurkowania? - rzucił do fixera, patrząc na skrępowaną rybkę, która się i szarpała.
Znaleźli beczkę wypełnioną do połowy jakimś złomem przy ścianie wiaty, szybko znalazł się też łańcuch i wystarczająco długa i cieńka śruba z nakrętką żeby owinąć i skręcić ciała z balastem. Po chwili beczka przechyliła się i wpadła do rzeki, za nią dwa ciała plusnęły o taflę wody, nawet nie mącąc i tak pomarszczonej powierzchni. Równie dyskretnie zniknęły w odmętach zanieczyszczonej zupy.
-Góra tydzień i dowody rozpuszczą się całkiem w tym kwasie. -skomentował Dan donośnie splunąwszy do rzeki i poszedł do samochodu.
- Dobra, teraz musimy spylić ten pył - powiedział do Aresa, który stał, opierając sie o zardzewiały kontener.
- Ano musimy - odpowiedział i poszedł do samochodu, Marek uczynił to samo, by po chwili siedzieć za kierownicą. Przekręcił kluczyk i ruszyli dalej...
 

Ostatnio edytowane przez majk : 13-03-2010 o 23:32.
majk jest offline  
Stary 14-03-2010, 18:57   #17
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Ruszył, mijał obskurne blokowiska, ziejące chłodem i przemocą. Wciąż jeszcze nie mógł pogodzić się ze stratą przyjaciela... właściwie dwóch jeśli liczyć Saszę.

"A może to ta twoja paranoja...dostrzegasz rzeczy których nie ma... jak z tym twoim zdjęciem w wiadomościach..." - Jan próbował usprawiedliwić Jacka na wszelkie sposoby, " Może był zajebany? - nie... nie kłamałby, nie wymyślałby bzdur o sekretarce... Czy Jacek mógł mnie zdradzić?"- zastanawiał się Jan

Co gorsza, odpowiedź po wizycie spędzonej u niego mogła być - wyłącznie twierdząca, przynajmniej dla Jana. Wiedział, że Jacek mógłby mieć co najmniej dwa powody do zdrady i tylko jeden do nie zrobienia jej. Czy przyjaźń mogła jednak przeważyć nad pieniędzmi i miłością?

Jan domyślał się że Śruba jest zazdrosny o Martynę, o to że to Jan spędza z nią codziennie wiele godzin... i nawet nie potrafi tego wykorzystać. O to, że Martyna poszła za Janem miast zostać przy Jacku i zajmować się... no właśnie czym? Jan zupełnie nie wyobrażał sobie Martyny w tym całym burdelu...

"Tak naprawdę drogi przyjacielu ja już wiem że coś knułeś...tylko jeszcze nie wiem co... Czemu miałbym się nie widzieć z Martyną? ... Czemu tak bardzo zależało Ci na tym, że zaryzykowałeś wpadkę ujawnienia się... Czy Martynie coś grozi, czy raczej ja teraz ściągnę na nią niebezpieczeństwo?"

Jan już wiedział, że co by nie było musi iść pod prąd, dopóki wszystko się nie uspokoi, nie wyjaśni. Martyna była kluczem, coś tez mówiło Janowi, że Śruba ma powody aby nie dopuścić do spotkanie tej dwójki... Jan najbardziej obawiał się tego, że wisi już nad nim czapa, a Śruba wiedząc o tym, odciągał go od Martyny...

I jeszcze ten Sasza... nie mógł być całkiem niewinny, skoro go odbili... ciekawe kto? Pewnie jakaś ruska czy azjatycka mafia z którą współpracował... Czyżby Polfarma nie była aż tak silna? Czyżby można było jej uciec?


Jan dopiero teraz odczuł ulgę, że to nie firma planuje na niego zamach... Co prawda świadomość, ze robi to jego najlepszy kumpel " Kurwa, on zbyt dużo o mnie wie..." nie była jakoś mocno pocieszająca, lecz to w Polfarmie Jan zawsze pokładał nadzieję, to w niej widział siłę, a przy swoich umiejętnościach i kontaktach w firmie , potrafił czasem przełamać paraliżujący lęk i co nieco wskórać.

Zresztą służba ochrony i tak musiałaby dokładnie sprawdzić zawiadomienie pracownika...szczególnie o pozycja Jana, czy też przy podejrzeniu o szpiegostwo... a czy tak nie czuł się Jan? Dom czy Martyna... - Dojechał w końcu do skrzyżowania, na którym musiał podjąć decyzję, skręcił w prawo na East Mont Avene, prosto do Martyny.

Wiedział, że powinien się przebrać, wykąpać , odświeżyć a nie przyjeżdżać śmierdzący i wystraszony jak zarzynane ciele. Nie bał się już tak bardzo intrygi firmy, ale Jacka...zaczynał się realnie obawiać i wiedział, że tylko Martyna będzie w stanie cokolwiek od niego wyciągnąć. Ona będzie wiedziała co zrobić...

Musiał z nią porozmawiać, na spokojnie, nie w domu, ani w żadnym z wymienionych wcześniej u Jacka lokali... Miał zamiar zdać się na ślepy los, traf i zatrzymać się w lokalu który po prostu wpadnie mu w oko -" I pieprzyć garniaki czy korpy, skoro to nie moja korporacja mnie ściga, to takich miejsc nie muszę się obawiać... Ale wcześniej spotkanie..."

Doszedł do recepcji w której młody azjata nie rozpoznał Jana, ten pamiętał go z wcześniejszej wizyty, ale recepcjonista był niemal jeden, a gości przewijało się wielu. Jak zwykle przy recepcji pracownik przed zadaniem jakichkolwiek pytań wyciągnął rękę w stronę Jana, ten wyciągnął portfel i podał dokument.


- Ja do Pani Martyny z pokoju numer cztery tysiące trzysta siedemdziesiąt... Jan... Jan Nowicki...

" Już i tak nie ma co ściemniać...są kamery a jak ustalą że podaję fałszywe dane, będą podejrzliwi... tu musisz grać dobrego pracownika..."

-Nazwisko Pani Martyny?

-Błach - odpowiedział Jan

-Proszę poczekać. <Dobry wieczór, recepcja. Gość do pani - Recepcjonista przez chwile rozmawiał z Martyną po czym otworzył elektrycznie blokowane drzwi do windy i pozwolił Janowi wejść do środka " Sprytny system - pomyślał " wiedząc, że nieproszeni goście zostana unieruchomieni w windzie zanim dojadą pod cel.

Jan zapukał... właściwie nie zdążył, Martyna otworzyła drzwi jak tylko podszedł...

- Cześć - uśmiechnął się słabo w progu, nie wyglądało to za dobrze, ani uśmiech, ani spojrzenie, nie mówiąc już o reszcie wymiętego ubioru, dwudniowej już brodzie i ogólnym wymarnowaniu. Nawet lekko czerwone ślepia zdradzały, że też nie są w najlepszej kondycji. - Naprawdę dobrze cie widzieć, ale nie przyszedłem tu na gadki szmatki... przynajmniej nie tu, Choć pojedziemy do Adison Club , bo tetra hydro Jacka - potasy wymagają omówienia...

Oczywiście nie zamierzał jechać ani do Adison Club, ani tez mówić cokolwiek o tetra potasach. Chodziło o zakomunikowanie potrzeby rozmowy...i najlepiej tak, aby i firma myślała, że porządni jej pracownicy, grzecznie nawet po pracy dyskutują o robocie. Dałaby im medal gdyby była tego pewna - Jan był o tym przekonany...

- No... no dobrze, daj mi chwilę. Wejdziesz? -Martyna była chyba pod wrażeniem stanu Jana bo nie zadawała jak zazwyczaj szczegółowych pytań, wyszła do sypialni Jana zapraszając gestem do środka.

- Jasne - Jan wkroczył do środka rozglądając się po schludnie urządzonym mieszkanku... teraz, przy niej czuł się głupio, że w ogóle tu przyjerzdżał i wciągał... nawet sam nie wiedział jeszcze w co. Duża część nerwów jednak zeszła, jakby sama obecność Martyny sprawiała, że nie miał już czego się lękać...

-Usiądź sobie, tymi telefonami przerwałeś mi toaletę. -wytłumaczyła zdawkowo przechodząc pomiędzy łazienką a sypialnią- Zaraz możemy wychodzić, pięć minutek..

" Czemu się z tego tłumaczy... jakby próbowała kryć Jacka? A może go nie kryje..." zastanawiał się w duchu.

Jan rozsiadł się na kanapie próbując ogarnąć nerwy, po chwili jednak przypomniał sobie o jednej z rzeczy którą miał przekazać, przeleciał przez kanały docierając do wiadomości i cofnął na czas podawania wcześniejszych, cyfrowy zapis danych i możliwość odtwarzania wcześniejszych programów była jedną z jego ulubionych udogodnień techniki, dzięki temu żaden program naukowy nie uciekał mu z zasięgu ręki...jak niegdyś.

Musiał ją zabrać w jakieś spokojne miejsce i co prawda gotów był zadać się na wybór Martyny, ale pod warunkiem że nie będzie prowadził w żadne z dwóch wcześniejszych miejsc...Poza tym i tak wolał zdać się na przypadek, wiedząc jak schematy firmy mają problem z radzeniem sobie z "przypadkowatością" pracowników. " Jeśli ja do ostatniej chwili nie będę wiedział gdzie jadę, inni też nie będą..."

-Gotowa -uśmiechnęła się kokieteryjnie- to gdzie Jan zaprasza? -wyglądała świetnie,

-Wyglądasz ślicznie - Jan ze swoim wyglądem poczuł się tym głupiej, zmienił więc temat - Chodź, zobaczysz po drodze..., acha zobacz o co mi chodziło - włączył jej play przewiniętej i zatrzymanej wiadomości z Saszą na czele... starał się uważnie zaobserwować jej reakcję, jej pierwszą reakcję.

Był zdezorientowany. Kobieta siedząca obok niego na wypoczynku przed wielkim ekranem na ścianie była zdruzgotana nagraniem, schowała twarz w dłonie.

-To Sasza... znasz..., jak to się stało? Co się stało? -zadawała pytania patrząc na Jana z nadzieją na wyjaśnienia.

-Choć pojedziemy, - rozglądając się po pokoju dodał - to przecież nic takiego, nic czym my mielibyśmy się zajmować, choć pogadamy o protonach, wiesz jak mało czasu mamy w pracy i jeśli mamy podgonić projekty to musimy to zrobić poza... a w klubie najlepiej się dyskutuje - powiedział spoglądając w jej oczy, dobrze wiedziała, musiała wiedzieć , że nie chodzi mu o rozmowę o pracy... zresztą z protonami ostatnio niewiele mieli do czynienia, co gorsza Jan zdawał sobie sprawę, że jej reakcja była nadmiernie ... emocjonalna, jakby znała Saszę o wiele lepiej niż Jan podejrzewał, myślał , że nie znała go wcale... Jego obawy na nowo zaczęły się potęgować, ale wiedział już nie nie jest to na nie odpowiednie miejsce...

Nawet nie wiedział gdzie dotarli, bo zdał się na przypadek, na szczęście lokal z zewnątrz nie wyglądał źle...nie było co się zastanawiać, pozostawały jeszcze tylko kwestie bezpieczeństwa...

Po wyłączeniu komórek, Jan wyciągnął swój śróbowkręt, aby wyszukać podczepionych innych elektrycznych urządzeń. Włączone komórki uniemożliwiały to nadając zbyt silny sygnał, ale po wyłączeniu... mogli się upewnić czy nie mają podsłuchów...

- Przepraszam, że wyciągnąłem cie z domu i zabrałem w to... sam nie wiem jakie miejsce. ( realnie nie wiedział zdając się bowiem w wyborze zupełnie na przypadek) Jednak sama widziałaś co działo się dziś w pracy... powiedz, w jakiej sprawie przyszedł ten w garniturze do naszego biura?
-To był jakiś menadżer z... działu genetyki... ale... to nie mogło mieć nic wspólnego z tym co się stało. Pogubił się w korytarzach w naszym skrzydle, a miał pilną sprawę do Romanowskiego... to go pokierowałam i wyszedł.
- I ... co masz z tym wspólnego? Tylko nie ściemniaj proszę, "Jak by to coś mogło zmienić durniu..." - Jan wiedział, że niepotrzebnie dodał drugie zdanie, ale było już za późno, padło.
- Z czym? zapytała Martyna albo świetnie udając zdziwioną, albo autentycznie nie mając pojęcia o spisku, w którego byli samym środku według Jana.
- Nie z czym tylko z kim... i właściwie z czym też, wiesz o czym mówię, o Saszy. Czy... czy ty z nim współpracowałaś? Wiem... wiem, że nie powinienem o to pytać, ale jeśli tak jest to chcę Ci pomóc... bo nie wygląda to wesoło. Martynko, wiesz że nie jesteś dla mnie tylko koleżanką z pracy, wybacz jeśli do tej pory nie poświęcałem Ci wystarczająco czasu, czy uwagi... Bałem się że gdy Wielki Brat zauważy będzie chciał nas rozdzielić, kurcze nawet nie wiem czy po tym jak Cię dziś wyrwałem nie nabierze podejrzeń - uśmiechnął się sam nie wiedząc, czy po prostu dawno już nie popadł w paranoję... ale coś mu mówiło że nie i że słusznie zrobił się ostrożny.
-Jak to czy nad czymś pracowaliśmy? Sasza był twoim kolegą, czasami bywał u nas w lab.4, poza tym rozmawialiście wielokrotnie na stołówce. Przecież to ty mnie przedstawiłeś Saszy.
I jak to "nie jestem dla ciebie tylko koleżanką z pracy"? To kim w takim razie? -zapytała nie zdradzając Janowi kierunku jej emocji.
Uświadomił też sobie, że nawet gdyby Martyna chciała go uchronić nie mówiąc mu co kombinuje... niewiele by to dało, dla bezpieczeństwa firma zajęłaby się i nim, zatrzymanie go w miejscu pracy czy w domu, nie stanowiło dla nich problemu... Jej pytanie jednak całkowicie go zaskoczyło...nie był przygotowany na taką rozmowę zabierając ją z domu...
-I jaki to ma związek z nami, chyba nie pracowaliśmy nad niczym z jego działem... prawda? Widziałeś wiadomości, wiesz coś o jego szpiegostwie?
- Więc czemu właściwie się tak przejęłaś? - zapytał badawczo
-Sam fakt, że go znam.. i ten nagłówek pod jego zdjęciem w TV... w końcu kolegowaliście się, a to co się stało -musisz przyznać- to coś co raczej nie zdarza się na co dzień.
Jan nie łyknął tego, jej emocje w domu zdawały mu się zbyt silne, dodatkowo zasłonięte dłońmi... jakby skrywające jeszcze większe emocje... Kobiety potrafiły tak dobrze kłamać...
- A co z tym przeszukaniem w naszym biurze? Przecież mają tam kamery, wiedzieliby gdyby szef działu tam był...
-Z jakim przeszukaniem? O czym ty w ogóle mówisz?
- O tym wielkim w garniturze który niby szukał szefa projektów.
-Mówiłam już, że szukał biura Romanowskiego. Jan, ochłoń. Co ty w ogóle sugerujesz, myślisz, że ja wiem więcej niż ty? Bo jeśli tak to grubo się mylisz. -patrzyła na niego gniewnie, z niedowierzaniem, że mógł chociaż przypuścić, że ona knuje przeciw niemu z korporacją. Po tym wszystkim czego razem dokonali kiwając kierowników na dodatkowe fundusze, wiedziała o nim tyle samo co on o niej, ale nic nigdy nie wskazywało, że któreś z nich można by porównać z tym o co media oskarżały Saszę.
- Nie, myślałem, że chcesz mi coś powiedzieć, przez to... może rzeczywiście jestem zbyt zdenerwowany... po prostu zbyt wiele rzeczy dzieje się na raz... Poza tym - dodał, nieco się odprężając zamawiając przy okazji sobie colę a Martynie drinka, - poza tym miałem wrażenie że i tak chcesz o czymś ze mną pogadać... i to w sumie nie od dziś. Może głupio wyszło...ale skoro już tu jesteśmy, może warto to wykorzystać. Sama widzisz że ten rygor w pracy mnie wykańcza... I poza tym ten Sasza, zdenerwowałem się wiesz, pochwycili go na moich oczach, gdy wychodziłem. Rzucili nim o ziemię jakby był jakimś zbirem czy coś... I jeszcze im uciekł, wyobrażasz sobie? Musiał chyba faktycznie być szpiegiem.. i ktoś mu pomógł. Firma wie o naszych znajomościach, to wystarczy by mieć nas na celowniku... Uznałem, że warto abyś wiedziała.
-W końcu zaczynasz mówić rozsądnie, mogłeś zacząć od tego i zaoszczędziłbyś całej tej sceny sobie i mnie. Chcę stąd wyjść po tym drinku... -mówiła dość poważnie gdy kelner podawał napoje uśmiechając się chamsko pod nosem.
- Przepraszam... - to wszystko co mógł powiedzieć, no bo i jak mógł jej wytłumaczyć, że nie dowierza w wersje z menadżerem poszukującym Romanowskiego, ani w to że nie była ciut bardziej zaangażowana w relacje z Saszą niż okazywała. Do tego była kobietą... potrafiła doskonale wczuć się w rozmówcę i skutecznie ominęła wszystkie zastawione przeszkody... ale czy aby na pewno skutecznie?

Jan podwiózł ja do domu i pożegnał, oboje nie mieli sobie wiele do powiedzenia, albo raczej mieli, ale nikt nie chciał się odezwać.
Gdy John wrócił wreszcie do swojego lokum myślał że zapadnie się pod ziemię. Zastanawiał się czy znajduje się na granicy szaleństwa i całe to niebezpieczeństwo to jego wymysł, czy też istotnie wszyscy coś knują za jego plecami?
"Jacek miał dość czasu by zadzwonić do Martyny i wyjaśnić jej wszystko...a Sasza? Czy nie było, że kogoś zamordował? Czy może strażnicy zwyczajnie zrzucili winę na zbiega po nieudanym zatrzymaniu..." John niepokoił się o zabitego - mógł to być kolejny z jego znajomych, przyjaciół, a nie chciał już tracić żadnych, mając wrażenie, że ci którzy są najbliżej, powoli, lecz nieustannie oddalają się od niego.

Wziął gorący prysznic i płożył się spać, na więcej nie miał już siły, musiał dać odpocząć skołowanym myślą.

" Menadżer z działu genetyki... przecież Sasza pracował w genetyce" - olśniło go nim mroczny sen pochłoną świadomość.
 
Eliasz jest offline  
Stary 16-03-2010, 22:28   #18
 
Radical's Avatar
 
Reputacja: 1 Radical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie cośRadical ma w sobie coś
Andriej postawił pierwszy krok w kierunku trupa rozciągniętego po drugiej stronie ulicy. Ciężar postawiony na nodze wymusił na nim grymas bólu. Nie był to ostry ból rozdartej tkanki. Tępy ból musiał być wynikiem stłuczenia. Nie istotne jak poważny, taki ból dało się rozchodzić. Gorsze były zawroty głowy, które pojawiły się po pierwszym kroku, oraz szum. Szum narastał w natężeniu i częstotliwości, kulminując w chwili gdy przejeżdżające auto niemal zmiotło Andrieja z drogi. Kerenzikov odebrał szok tym wywołany i wstrzyknął hojną dawkę neuroprzekaźników, wyrywając Andrieja ze stanu delirium. Jego wzrok skupił się na rannym przyjacielu, jego umysł na drodze ku odpłacie.

Andriej poczuł budzącą się w nim wściekłość. Adrenalina jest jak naturalny narkotyk bojowy. Potężny, ale tylko w odpowiednich rękach. Jeżeli dasz go ulicznemu pankowi, pójdzie coś rozjebać bejsbolem. Daj go doświadczonemu solo jak Vanja, a on na ślepo zastrzeli kierowcę pojazdu jadącego równolegle z prędkością 80km/h. Adrenalina zmienia przewodnictwo między neuronami. Pod tym względem jest jak inne narkotyki, wprowadzające mózg w alternatywny stan świadomości. Andriej doświadczał go nieco inaczej. Jego umysł przeszukiwał sieć ludzkich kontaktów, wiedzę wyniesioną przez lata pracy na ulicy. Każda osoba była węzłem, z którego wyrastały gałęzie specyficznej informacji. Jeżeli motywem był profit, Andriej już wiedział kogo jutro nie przywita słońce. Węzły połączone były w zróżnicowanych konfiguracjach. Patrząc w perspektywy przepływu pieniędzy, obraz rysował się zupełnie inaczej, niż z perspektywy genealogicznej lub ideologicznej. Napad sam był węzłem- komórką, której wypustki wyrastały w kierunku podejrzanych jednostek i kolektywów. Nie zajęło Andriejowi pięciu sekund, by zorientować się w próżności tych rozważań. Ilość informacji nie była wystarczająca. Zbyt dużo ślepych końców. Napad był zbyt oddalony od znanych mu ludzi. Należy znaleźć element pośredni.

-Masz cela Vanja. Masz ty kurwa cela. Mi ledwo dopalacz wskoczył jak już mi się ściemniło-
Pora była późna, ale ponad jego głową samochody hałaśliwie sunęły po dziurawej nawierzchni. Kolejny samochód oddzielił się od głównego ruchu i zaświecił Andriejowi w oczy. Auto zbliżało się cały czas zwalniając, aż przejechało mu przed twarzą z prędkością nerwowego spacerowicza. Kierowca odwrócił wzrok, gdy napotkał wbite w niego oczy Andrieja. Jeszcze rok temu Andriej nie pomyślałby drugi raz przed wyciągnięciem broni i rozwaleniem gapiowi szyby. Nie tylko spuściłby nieco pary, ale i zademonstrował z kim pan ciekawski ma przyjemność. Sam szok wywołany uniknięciem kuli wymazałby jego twarz z pamięci Kowalskiego.

-Zobaczmy, co nam trup opowie.
Kolejne auto nadjeżdżało. Kierowca zwolnił, zapatrzony we wrak, co pozwoliło Andriejowi przedostać się na drugą stronę ulicy, mimo bólu promieniującego od golenia. Gdy schylił się by klęknąć przy zwłokach, nagły zastrzyk bólu odjął kontrolę nad nogami i Andriej upadł na kolana- dokładnie tam, gdzie chciał. "-Zobaczmy, co nam opowiesz pierdzielcu."
Każdy z gangów działających w mieście miał system szybkiej identyfikacji. Nawet zapuszczając się na teren wrogiego gangu, zdjęcie barw drużyny było oznaką słabości, nie okazywanej w świecie ulicznej przemocy. Tatuaże to oczywisty element tożsamości gangstera, ale i bez nich można wiele wydedukować. Pociągając nosem w wyrazie nieskrywanej niechęci Andriej sprawdził najpierw nadgarstki, potem szyję. Nie znajdując oznak gengsterskiej lojalności wyciągnął nóż i rozpruł nim T-shirt, odkrywając pierwszą wskazówkę- białego orła na piersi. "-Rodzimek." Chociaż wydawało się to bardziej oczywiste, dopiero teraz Andriej sięgnął do kieszeni denata, wydostając komórkę i mały portfel. Zgodnie z nadziejami Andrieja, portfel okazał się wypchany dokumentami. Karty kredytowe, paragony, dowód osobisty, prawo jazdy. Każda jedna z tych rzeczy mogła doprowadzić dociekliwego do adresu zamieszkania, daty urodzenia lub innych personaliów. Znalezienie ich wszystkich w jednym miejscu drastycznie skracało ilość czasu pozostałego rabusiom na opuszczenie kraju.
"-A to co?" -Wepchnięta głęboko w portfel znajdowała się karta "Szczęśliwego klienta" kasyna Młyn. -"Z tym możemy coś zdziałać"

-Nie możemy tu długo zostać. Weź mój telefon Vanja i zadzwoń do domu.
-Żeby dostać auto? Mogę zadzwonić do Łuki, powinien mieć BMW w "Młynie".
-Pierdolić auto Vanja. Zadzwoń do domu. Niech nam tu podstawią volkswagena, tylko niech go wypakują. Chcę krótką broń maszynową, kamizelki i zestaw do włamań. Jedziemy przekazać przykre nowiny rodzinie denata.
-W takim razie, widziałem automatyczną strzelbę u Lwa.
-Niech ją dorzuci.

***

-Na miłość Boską Łuka, przestań pierdolić na chwilę i przemyśl, co ci powiedziałem.
-(...)
-Teczkę też.
-(...)
-Nie kurwa, jadę po dragi, jak znajdę twoją teczkę to ją zostawię gdzie leży. Idź się wypłacz wujowi w mankiet, a nie zawracaj mi dupy jak ci kurwa popsułem dzień!!
-(...)
-Tak! Uwielbiam robić ludziom kurwa na złość!! Tak bardzo lubię pieprzyć się z ludźmi, że jadę wyciąć kolejny numer! Jak skończę, to ktoś będzie miał bardzo, bardzo niemiły dzień. Kto wie, może nawet gorszy od twojego!
Dotykowy ekran również wściekł Andrieja. Lekki dotyk nie finalizował połączenia w identyczny sposób jak trzaśnięcie klapką, lub choćby wduszenie przycisku.
Na szczęście było to ostatnie połączenie jakie musiał na tą chwilę wykonać. Dynia- który od czasów jego wendetty przeciwko Borodinom zaczął obracać bronią otrzymał dane denata. Nie trudnił się on detalem, ale miał kontakty z dziesiątkami drobnych handlarzy, z których ktoś mógł sprzedać strzelbę.
Łukę Andriej wmieszał w śledztwo, bo "tak wypadało". Najchętniej ominąłby tego jęczącego dzieciaka i przesłał dane bezpośrednio ochronie "Młyna". Jeżeli twarz pana Tomasza przewinęła się przez progi kasyna, specjalnie wytrenowane programy znajdą go wśród nagrań.

Sobie zachował najprzyjemniejsze z zadań. Vanja również uśmiechał się pod hydrożelową łatą, zakrywającą mu policzek i skroń. Volskwagen którym się przemieszczali należał do ich lokaja. Nie tylko był odpowiednio niemodny i stary- lakier był realistycznie przydymiony przez reaktywny pył z koksowni, obok której przejeżdżały wszystkie mrówy dojeżdżające do pracy z przemieści na wschodzie. Andriej rozważał przewiązanie głowy Vanji jakąś szmatą by ukryć niebieskawy żel opatrunkowy, ale nie znalazł dość brudnej szmaty. W każdym razie do celu powinni dojechać bez zwracania na siebie uwagi. Głowę Andrieja zaprzątały dziesiątki scenariuszy które mogły się rozwinąć pod numerem 31, Bicron Electronics. Niektóre zakładały spotkanie rodziny pana Tomasza, inne jego kolegów. W żadnym z nich nie pozostawią sobie dłużnych.
 

Ostatnio edytowane przez Radical : 16-03-2010 o 22:54.
Radical jest offline  
Stary 28-03-2010, 21:33   #19
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
by majk; kset; JohnyTRS

Fairey:

Nie zdążył nawet zapalić świateł gdy zza sterty złomu błysnęły snopy światła. "Zaczyna się robić gorąco" - pomyślał. Dwa motocykle z przodu, szaro-zielona Yamha S5001 i czarno-zielony Harley Jupiter, za nimi samochód. Marek już szukał ręką broni,chwycił Avengera w kaburze, ale Danny odradził kiwając poważnie głową. „Czyżby wiedział kto to? Na pewno nie psy, nie tymi ścigaczami i pickupem... Więc kto to... kurwa jest?!”. Mógł tylko przypuszczać, że motocykle śledziły ich od Huraganu, a przed bramą czekały na wsparcie które nadjechało dopiero teraz na kołach ciężarówki Dodge'a.
-Zatrzymaj się - powiedział Danny, a Marek stanął, zgasił silnik.
Wysiedli w trójkę z Volkswagena, z samej paki wozu naprzeciw wyskoczyło pięciu zakapiorów, typowych ulicznych bandziorów. Faireya nie niepokoił jednak ich sposób na życie, bardziej martwił go znaczek naszyty na pokaźnym barku jednego z nich, zielony emblemat który już gdzieś widział. Z kabiny ciężarówki wysiadł tylko pasażer, posturą nie odbiegał od tamtych jednak ubrany jakoś jaskrawo, w żółtym t-shircie i białych butach sportowych. Barwy ubrań kontrastowały z jego ciemną karnacją, kontrastowały z czarnymi skórami ze jego plecami. Stali przed autami, naprzeciw sobie, „Będziemy gadać, to i tak nieźle...” –Marek pocieszał się tą złudną myślą.



-Dan. –śniady olbrzym przywitał rockman’a.
-Bitels..., o co chodzi? –„...więc się znają”
-O twojego kolegę Danny –serce solosa prawie stanęło chociaż na zewnątrz nie dał tego po sobie poznać- odjebał moich trzech ludzi staruszku, w tym mojego kuzyna, jestem coś winien jego mamie. –Bushmaster został wewnątrz auta, „Dzięki Danny...”, Marek czekał tylko na rozwój wydarzeń.
Daniczyn po krótkiej ciszy podjął negocjacje.
-Wiesz, że nie mogę na to pozwolić, to mój człowiek.. Na pewno jakoś się dogadamy, wyślemy cioci kwiaty i czekoladki...
-Bardzo śmieszne Dan, wiesz, że nic do ciebie nie mam. Póki płacisz „czynsz” jestem ci winien ochronę, ale jego umowa nie obejmuje.
-To jak następnym razem przyślesz chłopaków będę miał dla nich coś specjalnego –Isaac nie poddawał się.
Bitels zamilkł na chwilę jakby dało mu to do myślenia po czym skinął na znudzonych mięśniaków, ci przeszli do Golfa obstawiając przy okazji Aresa i Marka.
-Co tu robicie chłopcy? –Bitels, trzeba mu to przyznać- trafił w sedno, miał czuja.
Z drugiej strony nie była to typowa miejscówka na pogaduchy, coś musiało się tu dziać a niechybny tekst rockmana o "czymś specjalnym" podsycił tylko podejrzenia. Nie zdążyli odpowiedzieć gdy czarna torba powędrowała obok nich w ręce head-boostera. Jak wszyscy po zajrzeniu do środka minę miał nie tęgą, ale ucieszył się jeszcze bardziej chytrzej niż przed kilkoma godzinami Danny na zapleczu baru.
-Oddam ci część towaru i jesteśmy kwita, zgoda? –Isaac pozował na szczodrego, ale na to było już za późno.
-Nie Dan, mam lepszy pomysł. –„No świetnie, jeszcze lepszy?”- Wezmę cały towar, a ty zatrzymasz kolegę i nasze patrole hmm.. do końca roku, w ramach tej.. jednorazowej opłaty.
-Nie pierdol Bit... –
-...może spójrz na to w ten sposób: mogę was utopić w tym szambie i nikt nawet się o tym nie dowie, -grupka zabijaków jak na hasło poruszyła się w tle- a tak dziadku zachowacie życie i może jeszcze coś wam skapnie. Swoją drogą, kurwa, zaskoczyłeś mnie tym towarem Danny, nie mówiłeś że bawisz się w prochy.. na taką skalę. Twoje czasy już minęły rockmanie i powinieneś o tym pamiętać pakując się w takie numery, ja zdejmuję ci tylko ciężar z barków, jak dobry przyjaciel. I ciocia też będzie pocieszona po stracie syna. -zbir po lewej zarechotał. "Ta... ciocia dawno wącha kwiatki od spodu, po tym jak wykitowała na ulicy po przedawkowaniu jakiegoś świństwa, a jej bachor trafił do wujka-boostera" - pomyśłał Fairey z głebokim sarkazmem. O ile w ogóle była jakaś "ciocia"... Marek niechętnie spojrzał na Isaaca trawiącego gorycz tego fatalnego zbiegu okoliczności w który jakby nie patrzeć on ich wpakował, akurat dziś.
Wiele sił kosztowało Dannego puszczenie tych słów płazem punkowi ale wewnątrz, pod pokerowym zacięciem na twarzy odbyła się psycho-bitwa- instynkt i doświadczenie wzięły górę nad dumą i temperamentem. Fairey znał Dan'a na tyle żeby wiedzieć, że to nie ujdzie Bitelsowi tak łatwo jak mu się zdawało w tej chwili, jeśli ujdzie mu w ogóle. Mając Daniczyna za niedołężnego dziadka, rockmana minionych czasów i frajera booster popełniał duży błąd. Najprościej mówiąc "narobił sobie wrogów". Po chwili stali już tylko we trzech przed maską Volkswagena nad chlupoczącą breją rzeki. Z nieba nagle, jak na komendę, lunął rzęsisty deszcz charakterystycznie szumiąc gdy grube krople zaczęły uderzać o powierzchnie naziemne.
- Jak sądzisz - zwrócił się Marek do fixera z tajemniczym uśmiechem na ustach - jak długo pożyją z tą "bombą"?
Pod słowem bomba rozumiał torbę uralskiego pyłu. A bomba tykała, i w każdej chwili mogła wybuchnąć, a każdy mógł dostać odłamkami, czy to te gnoje od Bitelsa, w postaci ołowiu w swoich głowach, bądź spotkanie z policją, czy Danny i jego znajomi, na których doniósł ten sukinsyn Bitels, jak go psy zgarną.
- Spadamy - mruknął Ares i wsiedli do Volkswagena, Danny pierwszy, potem Arek, a Marek na końcu, nadal patrzył się w kierunku dokąd odjechali boosterzy.
- Jedź - powiedział Isaac i solo ruszył. Wycieraczki cieżko pracowały, żeby kierowca mógł obserwować drogę.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=YHgo0HEjZWU[/media]

Danny wrzucił do archaicznego radia płytkę CD-R, pewnie równie starą. Z głośników nieśmiało wydostawały się pierwsze dźwięki, "Soldier of Fortune", Marek znał doskonale ten kawałek, także w wykonaniu Brzytwobrodych i Metal Issue. Lecz tym razem nie był żaden z tych zespołów. Był to Deep Purple, nieistniejący juz zespół. Dźwięk nagrania był nieczysty, szumy i piski tej marnej kopii, możliwe że nawet nie digitalizowanej niekiedy całkowicie zagłuszały wokalistę.
-No to się pięknie wjebaliśmy. -Dan spojrzał na Marka, ten zauważył to i na krótko odwzajemnił spojrzenie, mina rockmana była poważna. -Musiałeś odjebać akurat pionków Bitelsa? Z wszystkich pojebów tego cholernego miasta, akurat jego?
- A myślisz że ja kojarzę przynależność każdego punka w tym zasyfionym mieście. Tamten był zielony, więc tym razem go rozwaliłem - Markowi chodziło o pierwszego, z którym miał porachunki z czasów pracy w "Fuzji".
-Pozwól, że powiem ci parę słów o tym "punku" jak go nazwałeś, chociaż ja bym go tak nie określił. Ma w sobie coś z boostera, owszem, te kurwiki w oczach kiedy szykuje się rozróba, dziką przyjemność wymalowaną na mordzie podczas napadu z gnatem przy skroni kasjera. Ale to nie to. Po prostu operuje tym co ma, używa ich jak narzędzi, do tego się nadają. Widziałeś ich? Wszyscy tacy sami, byczki w skórach, ćwiekach i całym tym ustrojstwem boosterów i naszywkami z tagiem Kwasu. W rękach bejzbole, łańcuchy i dwudziesto-centymetrowe kosy, ci najwięksi tylko kastety. On wyglądał inaczej, nie? Bo widzisz, Bitels to taki typ skurwiela co nie szuka akceptacji w grupie, nie podpina się pod imidż chromu i irokeza, o nie. Bitels bierze to co chce siłą i co gorsza: jest w tym dobry. Już sam fakt że przytomnie spierdolił z Albanii i dostał się tutaj można uznać za wyczyn słysząc co dzieje się na bałkanach, a on rozumiesz zaraz po przyjeździe sprzątnął Dużego W i trzech jego ludzi kijem bilardowym i tacą na drinki w ich własnej melinie na zapleczu Suls-Bar. Reszta kwasów poszła za nim bo niby co mieli zrobić skoro odjebał im bosa, przecież nie pójdą pracować i zakładać rodzin, haha.. -Dana widać rozbawiła myśl o kwasach przy biurkach korporacji czy przy rodzinnym obiedzie z teściową- Bitels ma łeb na karku, a do tego jak sam widzisz niezłego niucha na okazje. Szybko zajął się wymuszeniami za ochronę na swoim terenie, trochę bawił się w prochy, przez jakiś czas urządzał sobie z ekipą wypady do innych części miasta po fanty, ogólnie robi co mu się podoba i jeszcze nie znalazł się taki co by mu chciał przeszkadzać... Aż do teraz -Daniczyn spojrzał po towarzyszach podróży- bo nie zamierzam puścić takiej floty za friko jebanemu albańcowi, nie ma mowy. A wy czujcie się zaproszeni...
Marek od razu zrozumiał aluzję.
- A my czujemy się zoobligowani do przyjsćia na imprezę - odpowiedział za siebie i Aresa, który tylko kiwnął głową - To co Danny, do Hurricana?
-Na to wygląda. Napijemy się czegoś dobrego..., pomyślimy... pierdolony brudas.
- Danny, weź zmień płytę.., utwór - zmienił temat Arek - tych pisków nie da się słuchać.
- Proszę bardzo - Danny nie zmienił płyty, tylko utwór. To nagranie było już lepszej jakości, nie było słychać żadnych pisków i szumów, lecz i tak traciło poprzez słabą jakość dźwięku.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=Le4aanJJ48k[/media]

Marek stanął przed przejazdem kolejowym. Jedyne ocalało światło migało nędzną, czerwoną poświatą, a z prawej po chwili donośmy ryk diesla zapowiedział nadjeżdzający pociąg. prawie 15-metrowa lokomotywa ciągnęła sznur śnieżnobiałych cystern do pobliskiej fabryki. Skład jechał wolno, najwyżej 30 km/h, bocznice w WR-03 nie były remontowane, a poza tym ciasne łuki nie pozwalały na rozwinięcie wiekszej prędkości.



Nowicki:

Sen przyniósł ukojenie poszarpanym nerwom Nowickiego i co najważniejsze był to dobry sen. Świeża pościel była przyjemnie twarda, chłodna i pachnąca cytrusowym płynem z pralni blokhauzu. Był też dobry pod innym względem. Żadnych znanych postaci, nazw, dwu-znacznych haseł, żadnej symboliki. Tak naprawdę to nie pamiętał co mu się śniło mimo że bardzo starał się sobie przypomnieć, pamiętaj jedynie uczucie błogości i dystansu, ale skoro tak- to też dobrze. Obudził się leżąc na boku w głową zanurzoną w poduszce, otworzył oczy -5:58- cyfrowy wyświetlacz uświadomił mu, że nie dzwonił jeszcze budzik więc oszczędził sobie tego niemiłego akcentu anulując budzenie odpowiednim klawiszem. Po chwili leżenia na plecach i gapienia się, bynajmniej nie bezmyślnie, w sufit Jan wstał z łóżka. Ciepła powierzchnia imitowanej posadzki drewnianej była kolejną dobrą rzeczą jaka go spotkała, przy okazji uświadomił sobie że panele podłogowe są już w pełni nagrzane. "3 minuty.."- zanotował w myślach żeby zmienić konfigurację startera ogrzewania w najbliższej wolnej chwili co w jego głowie brzmiało właściwie raczej jak "kiedyś".

W drodze do pracy Jan był legitymowany przez policjanta kierującego ruchem w miejscu wypadku gdyż jak sam funcjonariusz powiedział "Nowicki.. ty nie byłeś notowany..?". Granatowe BMW wisiało na barierce na jednym ze zjazdów autostrady śród-miejskiej, zapora wbiła się pod tylne nadkole utrudniając zadanie, toteż samochód zdejmował dźwig i sześciu strażaków. Jan nie dostrzegł żadnych ciał, tylko krwisty ślad w kabinie dowodził tragedii ofiar wypadku.

- Nie, oczywiście, że nie... - a co się stało? - zapytał zaciekawiony próbując dostrzec jak najwięcej szczegółów. Uchylił kask aby rozejrzeć się lepiej, w sumie to i tak mógł bez problemu ominąć całą zaporę, choćby wbijając się na chodnik, ale przy policji nie chciał robić takich rzeczy... a przynajmniej nie bez pozwolenia...
***

Po otwarciu drzwi laboratorium ciepłym spojrzeniem powitała go Martyna, ale był tam jeszcze ktoś. Jan omal nie wyskoczył z butów po wejściu do pracowni jednak po chwili odzyskał rezon, "To nie ten". Niski mężczyzna w szarym garniturze stał przy biurku tyłem do wejścia, gdy zauważył reakcję dr Błach odwrócił się w jego stronę. Brunet z dość długimi włosami zaczesanymi na lewą stronę, był niższy od niego prawie o głowę. Mimo to budził w Janie rodzaj lęku.
-Doktorze Nowicki. -garniak podszedł kilka kroków i wyciągnął rękę do naukowca- Moje nazwisko Baluk. -Jego głos był gładki ale chłodny, podobnie jak nieruchome spojrzenie, jakby przeszywał Jana wzrokiem na wylot nic sobie z tego nie robiąc.
- Dzień dobry - Jan pewnie wyciągnął rękę i uścisnął dłoń Baluka - w środku jednak był zdenerwowany, lecz nie chciał dać tego po sobie poznać.
-Wiele dobrego o Panu słyszałem, niestety nie przychodzę w sprawie nominacji do Dedalusa. -korp widać miał się za dowcipnego, wspominać o tak prestiżowej nagrodzie przyznawanej za naukowe osiągnięcia w cywilizowanej części kontynentu przy Janie Nowickim było jednak nie wskazane skoro znajdował się poza zasięgiem oceny jurorów. Może zwyczajnie miał się za dowcipnego, a chciał tylko rozluźnić atmosferę.- Jestem tu służbowo, oczywiście. "Góra" przysłała mnie by poinstruować Pana i Panią Błach o zmianie kierunku badań.
- Ooo , nic nie słyszałem aby projekty miały się zmienić... - przyglądał się badawczo garniakowi.
-Oczywiście, w tym celu mnie tu przysłano. Pozwoli pan, -ręką zaprosił Jana do biurka przy którym stała Martyna nie zwracając uwagi na ich wymianę zdań, pochylając się nad dokumentami palcami przeczesała włosy zarzucając je na drugą stronę. Jan przysiągłby, że zrobiła to w slow-motion, jak te najlepsze, najwierniejsze komputerowe kopie aktorek z ekranu TV kiedy mówią o nowej formule klonującej cebulki albo farbie sensorycznej w tubce. Tyle, że Ona nie była marketingową kukiełką zza szyby, archetypizowaną show-kopią. Była sobą, tak piękna jak i rzeczywista, tu i teraz. Na prawdę jednak trwało to sekundy.- czy pamięta Pan projekt K.S.E.T. doktorze?
- Oczywiście, jest to aktywny projekt...
-Za mało aktywny doktorze Nowicki, aż do ostatniego zebrania.. które odbyło się wczoraj i na którym to firma uznała te badania za projekt priorytetowy tym samym obligując Pana jako twórcy do poprowadzenia dalszych prac, a mnie do koordynowania postępów. Czy ma Pan jakieś pytania doktorze?
- Chm... oczywiście zastosuję się do poleceń firmy, nawiasem mówiąc od razu mógłbym wdrążyć Pana w temat, dotychczasowe etapy i trudności na jakie się natknęliśmy... proszę jednak o pisemne potwierdzenie, tajność projektu wymaga ode mnie aby osoby którym cokolwiek mógłbym powiedzieć miały odpowiednie uprawnienia, jak do tej pory po prostu ich jeszcze nie widziałem, a zaufanie nie ma nic do rzeczy jeśli chodzi o przepisy, szczególnie te dotyczące projektów.
Elegant uśmiechnął się tajemniczo sięgając za pazuchę marynarki z której po chwili wyciągnął identyfikator. Machnął plastikiem przed oczyma Nowickiego z pozoru niedbale i z konieczności jednak wystarczająco by ten dostrzegł symbol- zielony okrąg jak powszechnie na obiekcie wiadomo uprawniający do wglądu i zwierzchnictwa nad pracami personelu stopnia 4 i wyższych, czyli od Romanowskiego w dół w przypadku ich departamentu. Jan nie miał wątpliwości co do kompetencji gościa, z takimi uprawnieniami..., na prawdę musiała przysłać go "góra".
-Jestem wdrożony w temat...
- Chmmm prace nad K.S.E.T. - em zostały ostatnio przyhamowane z powodu braku odpowiednich testerów... małpy dostajemy rzadko, choć rozumiem intencje Góry, mam uczynić ten projekt priorytetowym... tyle że on miał już od dawna taki status lub prawie taki status a mimo to projekt nie posuwa się naprzód tak szybko jak bym sobie tego życzył z powodu braków. Choć nie ... formalnie status priorytetu otrzymuje teraz... Póki co na wszystko trzeba było czekać, pozwoli Pan że przygotuję listę produktów bezpośrednio potrzebnych do ruszenia projektu z miejsca. I czuję się zaszczycony tym, że firma tak poważnie podchodzi do projektu mojego pomysłu... choć oczywiście nie wszystko ode mnie w nim zależy. Ja pracuję bezpośrednio nad koordynacją wszczepu z dłonią i mózgiem człowieka, nad modułem technicznym z pamięcią walki pracują matematycy i nie ukrywam że im lepiej i szybciej ukończą prace tym testy na małpach i podłączenia systemu będą o wiele bardziej sensowne...
Poza tym tak naprawdę mózg małpy i człowieka różni się bardzo stad potrzeba czasu, poprawek i obiektów do badań.
Korp cierpliwie wysłuchał co Jan miał do powiedzenia na temat projektu, zaszczytów i małp. Wysłuchał niewzruszenie, jakby naukowiec nie powiedział niczego o czym już by nie przeczytał w aktach przed przyjściem osobiście do laboratorium. Baluk był jednak w zbyt dobrym nastroju żeby się tym przejąć, a Nowicki przecież nie mógł wiedzieć jak bardzo nowo-poznany doradca techniczny nienawidził korytarzy Polfarmy. Białe, sterylne, pieprzone labirynty. Wysłuchał więc z wręcz rodzicielską wyrozumiałością po czym wrócił do urwanego zdania.
-... i całą jego dokumentację łącznie z przyczynami dotychczasowych przestojów, a jak już mówiłem zgodnie z nową dyrektywą projekt zostaje wznowiony. Zadaniem Pana i doktor Błach jest ukończenie samej broni oraz jej instalacja i obsługa, oczywiście w ramach konkretnych dziedzin możecie liczyć na wsparcie oddelegowanych do tego specjalistów z terenu zakładu. Aa, same małpy powinny być przed 9:30 więc sugeruję zrobić miejsce na klatki, będą to raczej duże okazy, chodzi o możliwie zbliżone rozmiary prototypów urządzenia. Jak już mówiłem nasi przełożeni wyznaczyli mnie do nadzorowania prac i ewentualnej pomocy... biurokratycznej, wszystkie raporty, podania, wyniki, dokumentacja, wszystko przechodzi przeze mnie.
Jan pozornie słuchał korp-bełkotu jednak myślami wybiegał już w kolejne stadia badań, jego autorski projekt na świeczniku, "firma uznała za projekt priorytetowy.."- cokolwiek to znaczy nie jest tak źle jak przypuszczał z jego karierą w korporacji. Myślał też o sobie, swojej roli w tym wszystkim: skoro Polfarma wciąga go w priorytetowy projekt to tym samym skreśla go z listy potencjalnych podejrzanych, tj. znajomych Saszy. To mogło znaczyć też, że i Jacek i Martyna byli "czyści" i wczoraj wypierali się szczerze, mogło- ale nie musiało. Nowe informacje przechyliły szalę zaufania na ich stronę, po tej samej stronie jednak tracił zaufanie do samego siebie- paranoja, ostatnie dni zlewały się w jedno wielkie nieporozumienie. Chciał ochłonąć. Odegnać spiskowe teorie. W końcu wziąć się do roboty.
- Doktorze Nowicki, doktor Błach.. waszym zadaniem jest konstrukcja KSETa, jego instalacja na naszych włochatych testerach i obsługa na poziomie względnej operatywności. W razie potrzeby zostawiłem swoją wizytówkę z komunikatorem służbowym, jestem poniekąd do waszej dyspozycji mając na względzie oczywiście dobro projektu. Liczę na owocną współpracę, a teraz jeśli państwo pozwolą mam też inne obowiązki. -zakończył chłodno po czym wyszedł z pracowni. Zostali sami.
"Będą klatki...będą małpy a projekt wreszcie ruszy z kopyta. " Janowi poprawił się nastrój, wobec Martyny także był wyjątkowo miły jak gdyby próbując zatrzeć nocne wspomnienia. Zresztą było to najlepsze co mógł obecnie zrobić - wziąść się za pracę i pozwolić by jej rytm go uspokoił.
-W takim razie bierzmy się za Akcelerator protonów, trzeba przyszykować broń do pobudki. - sam wziął się za przyszykowanie miejsca na klatki. Broń nad którą pracował Jan w pewien sposób żyła, właściwie to żyły molekuły DNA powiązane ze sobą za pomocą mięśni i nerwów - jak u zwykłego człowieka, niewielki ładunek elektryczny jaki przebiegał neuronami wprawiał mięśnie w ruch, zaś wieloskładnikowa bio-papka podtrzymywała "życie" broni. Co ciekawsze elementy DNA, ta struktura mięśni potrafiła się uczyć, myk polegał na tym by wytresować ją do odpowiednich funkcji, automatycznych - przebiegających z szybkością impulsu neuronów. Jan zabrał się więc do pracy...

Borodin:

Mijali kolejne skrzyżowania, budynki mieszkalne i centra handlowe, by dojechać na Bicron Electronics musieli przejechać prawie pół miasta a droga dłużyła im się niemiłosiernie. W tej sytuacji każdemu by się spieszyło, każda stracona godzina oddalała perspektywę odnalezienia zguby w labiryncie WR-03. Nie rozmawiali, nie było takiej potrzeby, wiedzieli co muszą robić. Andriej patrząc w boczną szybę pasażera rejestrował rewię świateł i kolorów gdy przejeżdżali przez południowe centrum. Na poziomie ulicy neonowe szyldy i interaktywne bilboardy reklamowe oświetlały chodnik i jego licznych użytkowników, a pojedyńcze drzewka rosnące w owalnych dziurach zachęcały do parkowania przy deptaku. Naliczył niecały tuzin aut przez całą długość, nie zauważył znaków przystanku metra, ciekawe bo to by znaczyło, że większość spacerowiczów mieszka niedaleko. Zatoczka pod hotelem OdraHouse pojawiła się niespodziewanie, nie orientował się gdzie był ale znał to miejsce, znał ten podjazd i schody do hallu. To pod tymi drzwiami rozegrała się jedna ze strzelanin w których brał udział. Mieli uśpić Friedricha Kausta, jednego z ludzi wuja Borysa, szmuglera broni i tym podobnych zabawek. Wszystko było zaplanowane, zsynchronizowane i wykonane bezbłędnie, jak zawsze. Przez czas trwania swojej vendetty przeciw krewniakom Andriej stracił tylko jednego człowieka...
Krajobraz za szybą szybko się zmieniał, przez olbrzymie multiplexy i bio-zgodne zakłady wytwórcze przejechali błyskawicznie dzięki ekspresówce na tym odcinku, oznaczenia informowały że wjeżdżają w teren zabudowany i faktycznie zanim Vanja zaczął hamować pierwsze jasne domy pojawiły się za zakrętem oświetlonej już ulicy. Kilka sekund i tysięcy obrotów później domy okazały się blaszakami rodem z filmu o chińskich państwowych fabrykach broni masowego rażenia jaki Andriej oglądał ostatnio w TV. Na ulicach nie było zupełnie nikogo. Ani jednego przechodnia z psem, rowerzysty w obcisłym aero-piankowym stroju, ani jednego auta, nawet jadącego gdzieś w oddali.

***



-31, to tu. -Borodin wskazał jeden z hauzów przy skrzyżowaniu z migającym na czerwono nadajnikiem multi-streamowym, nawet napisy na budynku były w jakimś daleko-wschodnim języku.
 
majk jest offline  
Stary 02-04-2010, 13:29   #20
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Praca przebiegała spokojnie, Jan z jednej strony czuł ulgę związaną z powodu braku śledztwa wobec niego, z drugiej czuł presje firmy związaną z projektem.
Nowoczesna broń nowej generacji...czy może nowej generacji wojownicy? Zastanawiał się ile istnień pochłonie ten wynalazek. Ale cóż miał robić, jak nie on to ktoś inny... jedyną nadzieje dawała możliwość awansu - a wraz z nią lepsze wyposażenie, pensja i może jakaś premia? Lepszy kod dostępu, lepsze zaufanie... tylko o to mógł walczyć w tej firmie, o nic innego.

Oczywiście wciąż miał wątpliwość co do stosunków łączących Martynę ze zbiegłym genetykiem, jednak nie było sensu naciskać, narażając ją jeszcze bardziej. O sprawie należało zapomnieć...choć może udałoby się innymi ścieżkami odnaleźć przyjaciela... Tylko po co ? jeśli faktycznie kogoś zabił mógł być niebezpieczny, jeśli tylko ukrywał się przed Polfarmą to lepiej było nie naprowadzać firmy na jego trop.

Śruba tez go zastanawiał... mógł zrzucić wszystko na jego stan, tak byłoby najprościej - ale czy najprawdziwiej?

Praca nad bronią niemal wyłącznie pochłonęła Jana, wkrótce też przytargano im małpy... Było co prawda nieco na nie za wcześnie... lecz z drugiej strony na bieżąco można było oceniać postępy badań.

Małpa nr 1 została uśpiona i ułożona na operacyjnym stole. Metalowe pasy automatycznie zakleszczyły się na dłoniach i nogach zwierzęcia, potem Jan przystąpił do operacji, zarówno oczy jak i dłoni, broń musiała być zintegrowana z cyberokiem bez niego nie mogła wyszukiwać celu.
Po czterech godzinach operacji Jan ukończył prace, małpa wciąż była nieprzytomna i miała pozostać w takim stanie do kolejnego dnia. Wszczep musiał się przyjąć, dopiero później można było ocenić jego rezultaty. W założeniu broń powinna już zadziałać cele z oka przesyłane do systemu broni miało kierować ja na wrogów. oczywiście ze względów bezpieczeństwa małpie została przymocowana broń bez amunicji.

Nie chodziło tylko o sprawdzenie, czy małpa po przebudzeniu zacznie kierować dłonią z bronią na ludzi i naciskać spust. Tak t mniej więcej działało, i ten etap był już zasadniczo opracowany. problem tkwił jak zwykle w szczegółach i w precyzyjności. inteligentna broń musiała być ustawiona odpowiednio włączając w to całą specyfikę ludzkiego mózgu. jeśli miała to być sensowna broń musiała podlegać kontroli, nikt nie chciał kupować samo-wybuchającego granatu...

Na małpie numer 2 postanowił przetestować pierwszy z przygotowanych form filtrów nosowych... Priorytet projektu nie oznaczał jego wyłączności, a i tak małpa musiała poczekać na swoją kolej... Miał też w razie co przygotowane wytłumaczenie... "jakby co to powiem, że filtry miały sprawdzić wpływ innej cybertechniki na działanie urządzenia podłączonego do organizmu...

W czasie Lanchu miał nadzieję dowiedzieć się choć plotek na temat tego co zaszło w firmie. Skoro był poza podejrzeniami a o sprawie było głośno w TV, miał prawo pytać, to brak pytań mógłby dla Wielkiego Brata okazać się podejrzany...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 02-04-2010 o 13:33.
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172