Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-05-2010, 14:07   #21
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Sama sensacja obrazów wdzierających się do jej głowy była bolesna, a to co przeszkadzały. Desperacja, brutalność, śmierć wyzierające z obrazu, przenikające poprzez Moc kobietę wbiły Taran głęboko w fotel. W jednej chwili oblała się zimnym potem szarzejąc na całej twarzy.
Przez kilka nieznośnych chwil siedziała tak czując jak przebrzmiewa echo emocji. Wsłuchując szalonego kołatania własnego serca przed oczami wciąż miała ostatni błysk, ostatni cios zadany w sali holocronów.
Yetaala... Na Moc tam jest Yet!
Deacon coś mówił ale nawet nie usłyszała co, po prostu poderwała się z miejsca i ruszyła do drzwi. Myślała o małym chłopcu którego dawno temu wraz ze swym mistrzem zabrała z Nashaji.
- Dokąd idziesz? – usłyszała za sobą głos Deacona.
- Po mojego ucznia – odpowiedziała stanowczo mijając zapatrzonych w hologramy techników, wpadła na trap i wtedy poczuła jak czyjaś dłoń zaciska się na jej nadgarstku. Obróciła się ze dziwieniem patrząc na Tohta, dopiero teraz przypomniała sobie kim był, ich strażnikiem.
- Nie! Nie możesz.
Chyba powinna była się spodziewać jego sprzeciwu. Tyle że teraz nie było czasu na dyskusje. Czułaby gdyby coś stało się Yetaali, po tylu latach wieź miedzy nimi była głęboka. Jednak tylko kwestią czasu było kiedy obcy mag go odnajdzie i zabije.
- Owszem mogę. Nogi mam sprawne, nic mi nie dolega i znam kierunek. – odpowiedź zabrzmiała może trochę zbyt butnie ale w obecnej chwili Taran była na tyle zdenerwowana, że było jej wszystko jedno. Zamierzała dostać się do swojego ucznia i gdzieś miała to że póki co wciąż jest więźniem.
- I co ci to da? Sama widziałaś do czego ten ktoś jest zdolny. Zginiesz. I po co? Żeby się dowiedzieć, że twojego ucznia spotkało to samo? On nie żyje, pogódź się z tym.
Na kilka chwil zdenerwowanie przerodziło się w niemal dziką wściekłość. Yet nie zginął. Jak mogli go od tak przekreślić? Mógł być ranny, mógł potrzebować pomocy. Na to nie miała słów. Dlatego po prostu wyrwała swój nadgarstek i ruszyła dalej. Nie uszła daleko.
- Nie pozwolę ci na to – Toht znów złapał ją za rękę, tym razem mocniej. Powoli obróciła się do niego usiłując opanować gniew i strach. To nie takimi emocjami kierował się Jedi. Musiała dostać się an statek Sith zanim napastnik zabije jej ucznia, to nie ulegało wątpliwości, taki był jej obowiązek jako opiekuna, jako mistrza. Jeśli Deacon będzie jej stał na drodze to go z niej zwyczajnie usunie.
- Puść mnie w tej chwili – poprosiła po raz pierwszy i ostatni.
- Nie.
Cóż chciał robić trudności, to będzie trudno.
Nie zamierzała go skrzywdzić musiała się tylko wyrwać, ruch był szybki i instynktowny. Uderzyła w nogi wpierw w śródstopie potem w goleń licząc na to, że mag straci równowagę. Ale wytrzymał.
- Jeśli chcesz tam iść to tylko po moim trupie – zagroził.
Nie tak daleko nie zamierzała się posunąć ale chciała go unieszkodliwić, w tej chwili żałowała że nie ma przy sobie blastera albo porażacza, mogłaby go bezpiecznie i skutecznie ogłuszyć. Zamiast tego kopnęła go w druga nogę by jednoznacznie zburzyć już nadwątlone poczucie równowagi. Mag runął jak długi podczas gdy ona zaparła się by utrzymać się na nogach, jego dłoń puściła jej rękę. Z cichym jękiem stoczył się po trapie i podniósł zastępując jej drogę. Niewiele myśląc skoczyła w bok zwinnie lądując na ziemi. Wysokość w końcu nie była zbyt wielka.
Obróciła się do maga plecami i to był błąd. Nie uszła nawet kilku kroków nim nie wyrosła przednia ściana ziemi. Chwile potem coś oplotło się wokół jej pasa. Bicz? Ładnie to tak z czymś takim na bezbronną kobietę?
- Powiedziałem po moim trupie – powtórzył Deacon.
Chciałbyś. Szarpnęła się usiłując sprawdzić na ile mocno trzyma ja mag. Na szczęście wciąż nie czuł się zbyt mocno na nogach. To była jej jedyna szansa. Czar rozpaczliwie przeciekał jej przez palce, Yet mógł w każdej chwili stracić życie a ona traciła czas na siłowanie się ze strażnikiem. Dobrze, on tylko wykonywał swoje obowiązki, ale czemu nie mógł jej pozwolić na to samo?
Tym razem postanowiła to zakończyć, szarpnęła ze wszystkich sił, tak jak podejrzewała Deacon nie zdołał ustać w miejscu poleciał wprost na nią, zrobiła wprawny unik i uderzyła w potylicę. Nie zbyt mocno, nie chciała go skrzywdzić, tylko na chwilę wyprowadzić jego móżdżek z równowagi, w końcu tam znajdował się ośrodek odpowiedzialny za równowagę i ruch. Potrzebowała tylko kilku minut by nabrać dystansu.
Cios sięgnął celu, mag zwalił się jak długi.
- Przepraszam. – Cóż będzie go przez nią przez jakiś czas bolała głowa, to słowo zdecydowanie mu się należało.
Tymczasem Taran sięgnęła po Moc i ruszyła pędem w miasto. Przemykała pomiędzy budynkami w nienaturalnym pędzie. W duchu modliła się by nie zgubić drogi, na szczęście dzięki lekcjom historii jakich udzielił im Deacon zdołała zapamiętać charakterystyczne punkty. Serce kurczyło się jej ze strachu. Wciąż miała przed oczami Yeta, kilkunastoletnie wyrostka w świątynnych ogrodach na Dantooine. Gdzieś w głębi serca cały czas był dla niej dzieckiem. Jak jej mały braciszek Tolen dla którego kiedyś stawiła czoło bestii.
Skoncentrowana na drodze zbyt późno zobaczyła wyrastającą z ziemi ścianę. Z szeroko otwartymi w zdziwieniu oczami uderzyła w nią odbijając się boleśnie, zaraz potem wpadła na druga plecami, dwie wysoły również po bokach.
Toht unosił się ponad jej głową, nawet nie zdołała się zdziwić jakim cudem mógł to robić. Była chwilowo zbyt wściekła. Choć trzeba było przyznać, że jej zaimponował.
Nie myślała co robi, po prostu przykucnęła wypiła się do góry, chwyciła krawędzi muru i podciągnęła się.
- Uważaj! – Co to było ostrzeżenie? Jeśli tak to jakieś dziwne i stanowczo zbyt późne. Widziała pędzące w jej kierunku płomienie. Żarty się skończyły, co?
Nie pozostało jej nic innego jak rzucić się na maga nim ten ja usmaży. I tym razem zdzielić go tak żeby za szybko nie wstał. Moc nie mogła jej w pełni ochronić przed ogniem. Czuła gorąco oparzeń, słyszała skwierczenia palonych końcówek włosów. Chybiła ale niespodziewanie otworzyła się przed nią możliwość ucieczki. Wylądowała sprawnie na ziemi i przetoczyła się by zgasić płomienie. Potem nie czekając na to co zrobi jej strażnik rzuciła się biegiem w stronę statku. Tym razem już wolniej, zaczynała tracić siły, ale i uważniej wypatrując kolejnych wyrastających na drodze ścian.
Tym razem sam zastąpił jej drogę w jakimś warunku. Patrzyła mu w twarz usiłując uspokoić oddech, mięśnie drżały od wysiłku łapiąc upragniona chwile wytchnienia. Za jego plecami widziała majaczący w oddali statek sithów.
- Dość już tego. Nie bądź głupia. Jeśli tam pójdziesz, zginiesz. Myślisz, że twój uczeń by tego chciał?
Mój uczeń przede wszystkim nie chce umierać.
- Jesteśmy związani. Nie czułam jego śmierci. On żyje i może potrzebować pomocy – chyba powinna była od tego zacząć dyskusję na trapie, tyle ze wtedy była zbyt zdenerwowana.
- Widziałaś do czego tamten jest zdolny. Myślisz, że na prawdę możesz mu podołać jeśli nawet nie potrafisz pokonać mnie? Zginiesz, a Yetaala razem z tobą. Nie marnuj życia.
Ależ potrafiła go pokonać, gdyby chciała już na trapie mogła go skuteczniej unieszkodliwić. Tyle że za bardzo bała się zrobić mu poważniejszą krzywdę, tak ją uczono.
- Zawsze można coś zrobić. Nie zamierzam toczyć epickiej bitwy tylko łapać ucznia za kaftan i uciekać. – Poddanie się nie wchodziło w rachubę, nie tak blisko celu.
- Niczego nie uzyskasz wbiegając tam po prostu bez planu, bez przemyślenia całej sytuacji, bez wsparcia. Zginiesz i podzielisz los tych, którzy już tam zginęli. Po raz ostatni proszę cię, abyś zaniechała swojego pomysłu. Inaczej będę zmuszony ponownie użyć siły.
To rusz tyłek i mi pomóż zamiast marnować energie na przeszkadzanie mi. Czy mogłaby go o coś takiego prosić? Nie, chyba nie, w końcu był jednym z nich.
- Zejdź mi z drogi – poprosiła tylko.
- Bardzo mi przykro. Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz.
A wiec znów się zaczynało.
Ruszyła przed siebie stanowczo zdecydowana dotrzeć do statku. Chwile potem zobaczyła lecące w jej kierunku przedmioty. Leciały zbyt ciasno by mogła je wszystkie wyminąć, wiedziała o tym, ale mimo to spróbowała. Pierwsza beczka minęła ją o włos, druga uderzyła w ziemię tuz pod jej nogami, wskoczyła ale zachwiała się i wtedy dostała deską w brzuch. Zachwiała się usiłując uniknąć upadku, chwile potem jakaś siła poderwała ją z ziemi i trzasnęła o ścianę. Przez chwile przed oczami widziała tylko ciemność, jęknęła usiłując się podnieść. Chwile potem znów była w powietrzu. Tym razem nie czuła bólu przy spotkaniu ze ścianą, ale ciemność napadła ją ze zdwojoną siłą.
Z gasnącą świadomością, poprzez rozmazany odział zaułka widziała majaczący w oddali ciemny kształt statku Sith.
- Yet. – szepnęła jeszcze nim mrok pochłonął wszystko..
 

Ostatnio edytowane przez Lirymoor : 04-05-2010 o 15:48.
Lirymoor jest offline  
Stary 09-05-2010, 15:40   #22
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Arena gildii, miejsce gdzie magowie trenowali na wypadek konieczności obrony kraju, miejsce wzmacniane magią setek, a może i tysięcy magów przez lata. Miejsce absolutnie szczelne, wszak magowie nie mogli ryzykować tego, że młodzi uczniowie mogli chybić w tarczę przeciwnika, zniszczenia były by w takim przypadku ogromne. Zanim magowie poznali technikę magicznego wzmacniania budowli i kształtowania kamienia trenowali poza miastami, na otwartych terenach, które nie nadawały się potem nawet do zasiewu. Magia mimo jej olbrzymich zalet jest niebezpieczną bronią. Arena tworzyło dwanaście wygiętych ku środkowi filarów, ustawionych w okrąg o promieniu około dwudziestu pięciu metrów. Filary sprawiały czasem wrażenie szponów wychodzących z ziemi, aby pochwycić swoją ofiarę i ją zmiażdżyć, pomiędzy nimi powietrze delikatnie falowało, to magia, którą oddali i wciąż oddają magowie. Magia, która zatrzymuje i pochłania zbłąkane pociski. Magia, która chroni widzów i samych walczących.

Toht, wraz z czwórka magów strzegli tu Taran, która odzyskała przytomność po interwencji jednego z magów. Uzdrowiciel, przelał w jej ciało magie, i ukierunkował ją. Oparzenia i ból zniknęły, a ciało odzyskało wigor, jedyne czego mag nie mógł uzdrowić, to strach o jej ucznia.

Po godzinie oczekiwania pojawił się Tarko, a towarzyszył mu wysoki człowiek o długich jasnych włosach, ciemnych oczach, i ubraniu nie przypominającym w niczym szat magów. Nosił coś na wzór ubrań, polityków z światów-miast. Spodnie i kamizelka w kolorze ciemnego brązu, a na tym krótki czarny płaszcz.



Mężczyznę otaczała dziwna aura, z jednej strony zdawało się, ze powietrze wokół niego lśni, a z drugiej strony że tak wyglądałby mrok gdyby mógł lśnić.
- To Wielki Mistrz gildii, - szepną Toht - Theodor Hess, z rodu Asen - po tym zamilkł bo Tarko i Wielki Mistrz się zbliżyli. Skłonił się też przed Wielkim Mistrzem, tak samo uczynili pozostali magowie.

Pierwszą myślą Taran był, że jest za młody na to by przewodzić gildii, mógł mieć najwyżej dwadzieścia siedem lat. Jednak kiedy poczuła jego aurę, i spojrzała w jego oczy, zrozumiała, że jest potężny. Jego oczy były brązowe, iskrzył się w nich ogień, ale spojrzenie wyrażało smutek.
- Zostawcie nas - powiedział mocnym głosem, magowie po raz kolejny się ukłonili i ruszyli bez słowa do brzegów areny. - Mistrzu Toht zostań. Ciebie dotyczy to w równym stopniu co naszego gości. -

Kiedy magowie znaleźli się już pod ścianami areny, odezwał się ponownie, ale tym razem jego głos poza siłą wyrażał współczucie.
- Mam złe wieści. Twój towarzysz zaginał. Magowie który ruszyli z odsieczą, dotarli tam tylko po to, aby odnaleźć ciała strażników, i brak dwóch posążków z sali treningowej. Brakuje także ciała twojego towarzysza. - Spojrzał na Tohta, a następnie odwrócił głowę na powrót na Taran - Ten który zaatakował posiadał niezwykłe umiejętności, nawet jak na maga. To co teraz powiem musi pozostać tajemnicą, ale prawdopodobnie nawet ja nie byłbym w stanie stawić mu czoła w uczciwej walce. -
Toht poczuł przerażenie, wszak słyszał o potędze Wielkiego Mistrza, co prawda objął to stanowisko dopiero trzy lata temu, i miał tylko trzydzieści lat, ale w czasie, jednej z prób, która polegał na pokazaniu przyszłemu Wielkiemu Mistrzowi tego, że jego moc też, jest ograniczona pokonał dwudziestu magów i nie wykazał przy tym zmęczenia. To, że ktoś może władać jeszcze większa potęgo zdawało się nie do pomyślenia.
- Naszą nadzieję, -
kontynuował Wielki Mistrz - jeśli zaatakuje będą tylko połączone siły gildii i podstęp. - Zamilkł, jednak to milczenie wyraźnie mówił, że nie czeka aż się odezwiecie. - Pewnie zastanawiasz się po co to mówię. Moim obowiązkiem jest kierowanie gildią, nie mogę ruszyć za tym mordercą i pomścić moich magów - w jego głoście brzmiał gniew - Jedyne co mogę zrobić to wysłać wojowników, ale to skrajna głupota. Nie pokonają go, a ich brak tylko osłabia miasta w przypadku ataku. Nie mogę samemu ruszyć, bo muszę być tu i odpowiadać przed radą i królem. Twój towarzysz, jest skazany tylko na własne siły. - Zamilkł jakby nad czymś myślał, sięgnął pod płaszcz i wyjął dwa miecze świetlne, Taran i Yetaala, podał je Taran jednak nie wypuścił ich z ręki- Dobrze, że jeden z nich nie wpadł w ręce naszego wroga. Mistrzu Toht mam dla ciebie misję - powiedział patrząc cały czas w oczy Taran - Tyle mogę zrobić. Poświęcić jednego wojownika, o ile się zgodzi. Ruszycie razem, znajdziecie naszego wroga, Toth wskaże mi mentalnie jego siedzibę, a ja ruszę z armią magów. Jeśli to możliwe uratujecie twojego towarzysza, jeśli będzie martwy, obiecuję go pomścić tak jak moich magów. - Zauważyliście, że gniew w jego głosie był największy, gdy mówił o śmierci magów stojących na straży statku sithów. - Ten morderca zapłaci, za śmierć. Mistrzu Toht właśnie otrzymałeś nie oficjalne pozwolenie na nauczenie jej magii, nie ma czasu na dokładne szkolenie, ale naucz ją tworzyć tarczę, inaczej zginie w pierwszych sekundach starcia. Ten morderca ma większe umiejętności i wiedzę niż my kiedy walczyliśmy z Sithami. Sama szybkości i zwinność, nie wystarczą w starciu z nim, ale to, że będziesz znała magię, może go zaskoczyć. - popatrzył na Toht'a - Tak, możemy jej zaufać, przez całą ta rozmowę, czytałem jej emocje i powierzchowne myśli. - spojrzał ponownie na Taran - Wybacz mi, ale musiałem wiedzieć, czy to nie ty i twój towarzysz z kimś trzecim nie zaplanowaliście tego całego przedstawienia. - wypuścił miecze z ręki. - Zanim wyruszycie, poświęć jeden dzień, na naprawę statku, i pokaż komuś z moich ludzi jak nim sterować, być może w przypadku waszej śmierci, naszą jedyną nadzieją będzie twoja gildia. - Odwrócił się i ruszył do wyjścia. - Powodzenia - powiedział jeszcze przez ramię.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 09-05-2010 o 15:53.
deMaus jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172