Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-03-2010, 11:35   #1
 
Mr.Aru's Avatar
 
Reputacja: 1 Mr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znany
[storytelling][+18]USS Nadzieja

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=9-jGrL7U09Y&feature=related[/MEDIA]

Podłużny, drapieżny kształt sunął powoli na tle setek migoczących punktów za nim. Prostokątna, postrzępiona konstrukcja zasłaniała całe galaktyki. Statek bojowy klasy Conestoga parł poprzez odmęty kosmosu, pchany wprzód mocą potężnych silników, które wyrzucały z siebie z wściekłością dwa słupy niebieskiego światła. Z zewnątrz „Nadzieja” wyglądała na śpiący okręt widmo. Potężne anteny na rufie cięły pustkę jak naostrzone pale i dzidy. Przerażający dziób statku celował wprost w rosnącą plamę światła, która z biegiem czasu stanowczo zaczęła rosnąć i nieubłaganie rozświetlać się jarzącą łuną na mrocznym tle chaosu. To był szaro-brązowy Eden-23 spowity niebieską otoczką. Z góry wyglądał jak spalony kawał ziemi poprzecinany licznymi bliznami. Gdy odległość pomiędzy nim, a statkiem zaczęła maleć, spośród wąwozów zaczęły się wyłaniać liczne pasma górskie, kratery oraz ciemne, jałowe stepy. „Nadzieja” nieubłaganie zbliżała się do coraz to większej kuli popiołu, otoczonej chmurą niewiadomej. Komputer MATKA będący mózgiem okrętu nie zastanawiał się co może czekać na jego załogę na tej ponurej, mrocznej planecie. Nie myślała o tym również wściekła istota skryta pod setkami ton milczącej stali, w magazynie Conestogi. Już dawno wyczuła zmianę kursu i rozwścieczyło to ją, budząc ze snu. Stworzenie wciągało szybko nozdrzami powietrze i rozglądnęło się po wielkiej hali. Wokół piętrzyły się sterty zapieczętowanych skrzyń, oświetlanych przez słabe lampy, które rzucały wokół rozpaczliwe wręcz i lękliwe światło, które bało się przemierzać pełną dymu powierzchnię magazynu. Pod wzmocnioną stelażami ścianą stały egzoszkielety ładownicze, które w półmroku łudząco były podobne do ludzi. Stwór postanowił wyruszyć na żer. Nie czekał na pobratymców. Podniósł się i szybkim krokiem przemierzył na czworakach odległość dzielącą go od półotwartych grodzi. Korytarz miał kształt sześciokąta, jak większość na tym okręcie. Bestia skuliła się i ruszyła naprzód wzdłuż ściany. W górze paliły się nieliczne światła awaryjne, które po kolei włączały się, gdy i budził się cały okręt. Potwór przekrzywił na bok głowę i spojrzał na wielkie drzwi, zwieńczone u góry szybką. Wyczuł wielu ludzi. Wielu śpiących i bezbronnych ludzi. Wyszczerzył ostre zęby i bez trudu wspiął się po drzwiach. Zaglądnął do środka. W sporym pomieszczeniu oświetlonym białym, silnym światłem leżały komory hibernacyjne ustawione w kształt pąka kwiatów. Leżała tam jakaś istota z metalowymi rzeczami w głowie, cztery samice i dwóch mężczyzn. Tak nazwał ich w swojej zwichrowanej głowie twór, który usilnie chciał dostać się do środka. Liczył, że znajdzie tam mniejsze istoty, które można szybko skonsumować. Zwinnym ruchem zeskoczył na ziemię i plasnął na metalowej posadzce. Rozglądnął się nerwowo w poszukiwaniu innej drogi do pomieszczenia i dopiero teraz zauważył wielkie, dwunożne stworzenie z metalowym czymś w rękach. Bestia nie zdążyła nawet pisnąć.
- Pierdolony karaluch – wycedził strażnik ocierając usmarowanego zieloną posoką buta o ścianę.
Zza rogu wyszedł szybkim krokiem wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna w mundurze dowódcy statku. Był zupełnie łysy, a szyty na miarę strój i tak zdawał się być rozsadzany przez potężne mięsnie.
- Obudzili się? – zapytał zachrypłym głosem generał.
Strażnik pociągnął nosem i podszedł do drzwi. Przez szybę widział otwierające się komory hibernacyjne.
- Dopiero się budzą. Dać im chwilę na dojście do siebie? – zapytał opierając karabin M41-A o ramię.
Martwa zazwyczaj i wprost chorobliwie ponura twarz generała ustąpiła by na chwilę zagościł na niej delikatny uśmiech, który był niemal niezauważalnym uniesieniem kącików ust.
- Tak. Mają parę minut. Przynieście im jakieś konserwy…coś do żarcia. Niech to szybko zjedzą i chcę ich widzieć w hangarze – wymruczał charczącym głosem Garry Prime, zrobił w tył zwrot i odszedł bardzo szybkim, równym krokiem.
Strażnik znów pociągnął nosem i skrzywił się. Strasznie ciągnęło tu zimnem od ścian i podłogi. Bał się, że znów zachoruje. Jeszcze raz zerknął na szybkę i obserwował budzącą się do życia załogę. Niektórzy otworzyli już oczy i usiłowali usiąść, inni wysilili się na otwarcie jednego oka. To był oddział o największej ilości kobiet jaką starszy szeregowy Remi Torgant w życiu widział. Przez chwilę bezwstydnie oglądał część żeńską załogi i na chwilę złapała go za serce nostalgia. Gdzieś, tam w niezbadanych odmętach kosmosu była planeta Dioxin i jego ukochana dziewczyna. Wykrzywił się jeszcze raz i ruszył w stronę kuchni by przygotować śpiącym królewnom coś do zjedzenia.

Kilka tysięcy ton żelaza, tytanu i obwodów dalej, w mostku dowodzenia siedziało dwóch pilotów. Jeden z nich wyciągnął się na fotelu i konsumował zawartość srebrnej puszki. Drugi oparty o konsolę ponuro wpatrywał się w rosnącą brązową kulę jaką była teraz poszarpany Eden-23. Z tyłu, w mroku stał wyprostowany jak struna generał Prime.
- Jakieś transmisje? – zapytał złowieszczym głosem.
- Nic, sir. Totalna pustka. Przeszukaliśmy już chyba wszelkie częstotliwości. Jeżeli ktoś tam jeszcze jest to na pewno nie nadaje żadnych sygnałów – młody pilot miał ślady zarostu na twarzy, który doprawiał tylko wygląd pustelnika.
- Jesteście pewni? To kluczowy aspekt naszej misji : Wiedzieć gdzie są ocalali i ilu ich jest. Nie poślę swoich ludzi na pewną śmierć… - dało się słyszeć głęboko skrywaną wściekłość w głowie łysego egzekutora.
Wszyscy wiedzieli, że choć jest twardym i zdawałoby się wypranym z emocji oficerem i wojakiem, traktuje swoją załogę jak własne dzieci.
- Sir. Cokolwiek się tam stało musiało się raczej zakończyć tragicznie…
- Może mają uszkodzoną antenę? – odezwał się drugi pilot rzucając puszkę za siebie i trafiając nią celnie do kosza.
- Sugerujesz uszkodzenia natury technicznej? – zapytał Prime
- Wątpię by ktoś blokował sygnał. To cacko – poklepał ręką żelazną ścianę. – Jest tak mądre, że wychwyciło by chociaż jego strzępki. Albo ktoś wywalił w powietrze ich anteny i dysze satelitarne albo nie mają zasilania.
- A zasilanie awaryjne? Nawet w momencie zniszczenia zewnętrznych urządzeń nadawczych w lotnisku awaryjnym, pod ziemią znajduje się stacja nadawcza, z której mogą wezwać pomoc – wtrącił się pierwszy pilot.
- W sygnale SOS jasno było powiedziane : STRACONO LOTNISKO AWARYJNE X1. Są odcięci od wszelkich źródeł pomocy. Jesteśmy dla nich jedyną nadzieją…
„Taak…jedyną NADZIEJĄ” pomyślał Prime wpatrzony w spowitą chmurami kulę, do której zbliżała się ostatnia „Nadzieja” wielu ludzi…
- Nie ma żadnego kontaktu z Podstawowym Kompleksem Operacyjnym. Żadnych odczytów ze stacji pogodowej. Generale… Współczuje pilotom dropshipów. Będą lecieć w ciemno – drugi pilot wpatrywał się tępo w szybę.
- Próbowaliście połączyć się z macierzą podsieci? – rozglądnął się po małym pomieszczeniu i wzdrygnął się niemal niepostrzeżenie.
- Tak. Tamtejszy komputer nie odpowiada. Nie wygląda na to aby się zablokował. On po prostu chyba nie jest aktywny. To jakaś baza widmo. Zero odczytów ze skanerów…
- Jaki jest ETA do wejścia na orbitę?
- Niecałe 21 minut, sir.
- Czas uświadomić załogę…Tak. Najwyższy czas.
Piloci jeszcze długo słyszeli jego ciężkie kroki dudniące na metalowych kratach, gdy oddalał się ciemnym korytarzem.




W rozświetlonej halogenami sali do życia budziła się załoga okrętu. Jeszcze nie wiedzieli dlaczego są budzeni o tyle dni wcześniej i co się tak naprawdę dzieje. Nie miał ochoty ich o tym informować starszy szeregowy oparty o ścianę i trzymający w torbie zapas konserw. Mając teraz pretekst do bezczynnego stania dalej oglądał rozespane kobiety i uśmiechał się ponuro…
 

Ostatnio edytowane przez Mr.Aru : 03-03-2010 o 14:52.
Mr.Aru jest offline  
Stary 03-03-2010, 16:01   #2
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
Maks powoli otwierał oczy.
"Moja głowa. Pierdolona komora. Nienawidzę hibernacji."
Usiadł i rozejrzał się. Pooglądał chwilę budzące się laski i spojrzał na strażnika.
"Co za świnia. Tylko by patrzył na kobiety. Jedynie ja tak mogę robić."
Wyszedł z "łóżka" i przeciągnął się.
-O w cholerę. Nie wyspałem się. - stwierdził z przekąsem.-Tej. Panie strażnik. Zapodaj puche. - lekceważąco odezwał się. Po otrzymaniu racji, otworzył ją.
"Co to ma być?"
-Na studiach nie widziałem czegoś bardziej odrażającego. A uwierzcie, było tego sporo. - Stwierdził z uśmiechem. Powąchał najpierw konserwę, a potem siebie.- Przecież to śmierdzi gorzej niż ja. Nie wiedziałem, że to możliwe. - Nie powstrzymał się od śmiechu. Pomaszerował do szatni i otworzył szafkę. Zabrał ręcznik i wskoczył pod prysznic. Po opłukaniu się i ogoleniu wyciągnął ze schowka swój mundur. Właśnie sznurował buty, gdy nagle zaschło mu w gardle.
"Trochę przyjemności na początek dnia."
Wyciągnął z szafki schowaną gdzieś na dnie butelkę wódki.
"Mamusia mnie zaopatrzyła. Stara czysta z Ziemi."
Pociągnął długi łyk, po czym znowu schował flaszkę. Podciągnął rękaw i wyciągnął z plecaka strzykawkę.
"Troszkę adrenaliny na pobudzenie. Działa lepiej niż kawa a nie szkodzi."
Wbił sobie igłę w ramię. Westchnął z ulgą. Całe ciało zaczęło mu drżeć.
-O tak. Tego mi było trzeba. - Szepnął. Sięgnął do kieszeni i wydobył odtwarzacz. Włożył słuchawki do uszu i zapuścił muzę.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=1QP-SIW6iKY[/media]

"Metallica. Kocham to."
-No to trzeba iść. - Mruknął i wyszedł z szatni.-Tej. Strażnik. Idziemy?.
 
Roni jest offline  
Stary 03-03-2010, 23:22   #3
 
Morsfinek's Avatar
 
Reputacja: 1 Morsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skał
Lynn z wielką niechęcią, ale jednak postanowiła otworzyć powieki. Chciała wyglądać dobrze nawet podczas leżenia w tym sarkofagu dlatego wysmarowała swoje niebiańsko długie żęsy tym przeklętym tuszem - to był chyba błąd. Rozeźlona, z posklejanymi powiekami, poczęła miotać się w komorze hibernacyjnej usiłując odzyskać wzrok. Po krótkiej chwili szarpaniny z udawaną gracją wyszła z piekielnej maszyny łapczywie łapiąc podaną puszkę. Żarcie mieli tu tak samo obrzydliwe jak wszędzie ale po takim czasie wylegiwania się smakowało przepysznie. Opróżniwszy pierwszy pojemnik z wdzięcznością przyjęła kolejny, który zniknął w żołądku w podobnym tempie. Widząc zamykającą się grodź szatni poczłapała w tym samym kierunku.
- Hmmmm..... no kurwa czemu zawsze po takich akcjach nie mogę sobie przypomnieć ich imion... - mruknęła pod nosem
- Gdzie my teraz jesteśmy!? - będąc przy drzwiach odwróciła się i krzyknęła do strażnika - A właściwie to nieważne, kąpiel, siłownia potem znów kąpiel i można się zastanawiać.
Zniknęła za drzwiami i wskoczyła do wolnej kabiny natryskowej.
- Tylko nie podglądaj dupku!! - wrzasnęła słysząc gwizdanie moczącego się mężczyzny pod prysznicem.
 
Morsfinek jest offline  
Stary 04-03-2010, 17:19   #4
 
Seldstin Do'rae's Avatar
 
Reputacja: 1 Seldstin Do'rae ma wspaniałą przyszłośćSeldstin Do'rae ma wspaniałą przyszłośćSeldstin Do'rae ma wspaniałą przyszłośćSeldstin Do'rae ma wspaniałą przyszłośćSeldstin Do'rae ma wspaniałą przyszłośćSeldstin Do'rae ma wspaniałą przyszłośćSeldstin Do'rae ma wspaniałą przyszłośćSeldstin Do'rae ma wspaniałą przyszłośćSeldstin Do'rae ma wspaniałą przyszłośćSeldstin Do'rae ma wspaniałą przyszłośćSeldstin Do'rae ma wspaniałą przyszłość
W końcu i sam Cambinski postanowił się obudzić. Chociaż nienawidził tego najbardziej w świecie.I to zarówno jego ludzka część, jak i ta blaszana. No, może jednak bardziej nienawidził swoich sztucznych części ciała, które z hibernacją nie były zaprzyjaźnione. Później musiało mijać kilka dobrych chwil, nim wrócił stan tego żelastwa wracał do normy. Najpierw otworzył jedno oko, sztuczne uaktywniło się chwilę później. Przekręcił parę razy karkiem, chcąc w pełni uaktywnić wszystkie swoje nie-naturalne funkcje życiowe. Jak się okazało, z całkiem mizernym skutkiem. Wyciągnął swoją bioniczną rękę, chcąc złapać puszkę z jedzeniem, nie mógł wyprostować wszystkich palców.
- Du korwy nendzy! Cholerne zastojone sprzent!
Zawołał sztywno. Zresztą, czego spodziewać się po kimś, kto język miał zastąpiony specjalnym implantem? Na szczęście jakoś udało mu się nie dopuścić do upadku tego jakże wspaniałego źródła protein, węglowodanów i czego tam jeszcze może dostarczyć pożywienie. Przełożył więc puszkę do ludzkiej ręki i uderzył kilka razy powietrze. Następnie kilka razy kopnął, by nie mieć później żadnej nimiłej przygody z potknięciem się o coś, czy nagłym zatrzymaniem się. Gdy już wszystko było w normie(a przynajmniej na pierwszy rzut cybernetycznego oka), wreszcie mógł zająć się jedzeniem. Pochłonął szybko zawartość puszki, która wyglądała na coś, co samemu mogłoby polować, gdyby dać temu-czemuś wystarczająco dużo czasu i wrzucił puste opakowanie do kosza. Ledwo co, ale trafił.
- Cholery jasny.
*Mruknął do siebie. Przecież taka akcja na serio mogłaby go zabić. Uśmiechnął się tylko do swoich myśli i wzruszył ramionami. I dopiero teraz poczuł, jak strasznie śmierdzi. "Jak kilkudniowe gówno..." - pomyślał, skrzywiając się. Wziął więc swój ręcznik i wskoczył pod prysznic. Jako że bał się, że dłuższe przebywanie, niż to było potrzebne w końcu może zniszczyć jego sprzęt, spędził tam dosłownie kilka chwil.
- Od razy lepiaj.
Mruknął pod nosem, przebierając się w mundur. Będąc już gotowym, stanął obok mężczyzny. Zlustrował go dyskretnie wzrokiem. "Jak mu tam było?" - przeszło mu przez głowę.
- Jyk tym?
Zapytał tak, jakby go to cokolwiek obchodziło.
 
__________________
Zombie nie Żywy Trup.
Seldstin Do'rae jest offline  
Stary 05-03-2010, 20:51   #5
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Jinx zdecydowanie nie przepadała za budzeniem się w hibernatorze. Jakkolwiek by to dziwne nie było, nawet jaj sprawiało to dyskomfort. 'Zimny sen' był jak pogrzebanie żywcem.
Chłód panujący w kabinie o dziwo jej za bardzo nie przeszkadzał, choć pierwszy kontakt bosych stóp z zimnym metalem posadzki nie był niczym przyjemnym.
Przeciągnęła palcami przez ciemne włosy i wstała. Reszta ekipy powoli również dochodziła do siebie.
Byli świeżo zebraną ekipą, nie sądziła, by większość znała się pomiędzy sobą.
Jedno zwróciło jej uwagę, data na hibernatorze. Do daty docelowego budzenia się przed orbita docelowej planty było jeszcze sporo czasu. Hymmm.
Ciekawe co było powodem tak wczesnego dobudzenia....
Sama tego nie ustali, więc lepiej zamiast gdybać, lepiej będzie udać się pod prysznic, zanim dowódca, kimkolwiek by nie był , wezwie ich by oświecić co do przyczyn.
Pozwoliła by silny strumień gorącej wody zmył z niej resztki snu, starając się nie przetwarzać po raz któryś informacji o tym, który raz ta woda po oczyszczeniu jest używana do kąpieli.
Nie interesowało ją czy ktoś będzie na nią patrzył czy nie.
Ubrana w ciemnozielone bojówki i czarny podkoszulek bez rękawów zjadła bez zmrużenia okiem zawartość puszki jaką wręczył jej bez słowa mężczyzna, będący według oznaczeń starszym szeregowym. Jedzenie to energia. W tej chwili nie miało żadnego znaczenia jak ono wygląda i smakuje. Równie dobrze mogłoby być nierafinowaną ropą, jeśli dostarczyłoby odpowiednich składników jej organizmowi.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 05-03-2010, 21:01   #6
 
Discordia's Avatar
 
Reputacja: 1 Discordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodze
Komory hibernacyjne mogły być nawet przyjemne. Kiedy nie brało się pod uwagę zdrętwienia wszystkich ścięgien, zesztywnienia wszystkich mięśni, prawie że zatrzymania krążenia, zamarcia procesów myślowych, wyziębienia całego organizmu, koszmarnego niewyspania i tak zwanego piasku pod powiekami. Tak, gdy zapomniało się o tych wszystkich przyjemnościach, to spędzenie kilku miesięcy w ciasnym, zimnym, metalowym pojemniku na cygaro mogło wydawać się nawet przyjemne. Ale, powiedzmy sobie szczerze, jeszcze się taki nie urodził, który lubiłby komory hibernacyjne.
Chris otworzyła jedno oko, z trudem, i spojrzała prosto w oślepiające światło jarzeniówki. Wobec czego jeszcze szybciej zamknęła powiekę.
- Kurwa mać, jak zwykle – mruknęła do siebie, wściekła nie wiadomo na co.
Słyszała, jak budzą się pozostali członkowie plutonu. Jej nowego plutonu. Plutonu, w którym miała nieszczęście służyć. Nie, żeby darzyła szczególna niechęcią akurat tych konkretnych ludzi. Nie. Sunny po prostu ich nie znała. To byli obcy ludzie, z którymi jak na razie spędziła kilka miesięcy w hibernacji i kilkanaście dni na dostarczenie przesyłki. Nie to, co jej dawny squad: T.J., Red Dwarf, Mała Aggie, Teddy. On zawsze będzie jej przypominał wielkiego pluszowego misia, pomimo tego wielkiego smartguna, z którym nigdy się nie rozstawał. No i porucznik Rogozy. Nie pamiętała żeby ktoś go kiedyś nazwał po imieniu. Alfred? Co to za imię! Poza tym z nazwiskiem było mu do twarzy. Wysoki, chudy jak szczapa i sztywny jakby kij połknął. Nigdy nie znała lepszego człowieka. Lepszego dowódcy. Najlepszy z jakim służyła. Chris nawet uśmiechnęła się lekko. Teraz to już jest chyba kapitanem. Powinni byli go awansować wcześniej. Chociażby za tą akcję z zakładnikami. Była poprowadzona jak marzenie. Weszli, przejęli, wyszli i wyprowadzili zakładników bez szwanku. No, większość zakładników. I większość z tej większości była bez szwanku. A jak się potem dobrze bawili w kantynie. Jak się nazywał ten szmaciarz, który nazwał Małą Aggie wielką czarną krową? Chris nie mogła sobie przypomnieć. W każdym razie chłopaki z plutonu sprali go na miazgę. Przyłączył się nawet Skippy, pilot dropshipa.
Pozwoliła by myśli płynęły leniwie, krążąc od tematu do tematu. Na chwilę. Potem ponownie otworzyła oko. Tym razem pilnując się, żeby patrzeć gdzie indziej. Zaraz później otworzyła drugie i usiadła dość gwałtownie. Biała koszulka naciągnęła się tu i ówdzie a stawy w ramionach chrupnęły głośno, gdy się przeciągała. Podrapała się po głowie i po brzuchu rozglądając się dookoła.
No i trzeba było skończyć przedstawienie i brać się do roboty. Wygramoliła się z komory powoli, przekładając bose stopy na podłogę.
- Kurde, posrane to wszystko – Z tym przemiłym komentarzem minęła opartego o gródź faceta wyciągając rękę po puszkę z przydziałowym żarciem.
Szatnia przyniosła jej niemiła niespodziankę. Zakładając zegarek odruchowo zerknęła na datę. Coś tu było nie w porządku. Statek wybudził ich za wcześnie. O dobre dwa tygodnie za wcześnie.
- Co jest grane?- Powiedziała na głos, kończąc wiązać drugiego buta.
Tylko jedna osoba mogła udzielić tej informacji - dowódca. Tylko jedno miejsce było przeznaczone do udzielania tego rodzaju informacji - sala odpraw. A ponieważ na tym zafajdanym stateczku nie było czegoś takiego, więc Chris ruszyła spokojnym krokiem w stronę mesy. Ściskając swoją puszkę w ręku.
 
__________________
Discordia (łac. niezgoda) - bogini zamętu, niezgody i chaosu.

P.S. Ja tylko wykonuję swój zawód. Di.
Discordia jest offline  
Stary 06-03-2010, 09:18   #7
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Sara budziła się powoli z zimowego snu. Poruszyła zdrętwiałymi rękami i przejechała dłońmi po całej ich długości. Zgięła w kolanie najpierw jedną, a potem drugą nogę. Mięśnie dość szybko odzyskiwały sprawność. Najpierw usłyszała budzącą się do życia załogę, a dopiero po chwili otworzyła oczy. Wszystko było nieco zamglone i przyciemnione, a same oczy lekko ją piekły. Sara zamrugała powoli kilka razy, a następnie przetarła dłonią oczy. Obudziła się.
Po hibernacji, było jej zimno, a bardzo skromny strój jaki miała na sobie - biały podkoszulek na ramiączkach i granatowe bokserki - nie pomagał jej ciału zachować ciepło. Jednak zarówno jej brzuch jak i procedura jasno mówiły, że zanim się tym zajmie musi coś zjeść. Oczywiście w obecnych warunkach doskonale zdawała sobie sprawę, że nie może liczyć na homara w sosie własnym... nie mniej jednak miała nadzieję, na coś lepszego niż podana jej puszka konserw... Brak etykiety nie pozwalał jej na określenie tego co je, na szczęście była tak głodna, że nawet ta trzeciej kategorii mielonka jej pasowała.
Drużyna w międzyczasie musiała sobie pogadać i pomarudzić. Było to raczej normalne, a że regulamin nic na ten temat nie mówił, nie było sensu im przeszkadzać. Osobiście Sara nie odezwała się słowem, zajęta jedzeniem i pochłonięta własnymi myślami. Podczas posiłku organizm budził się do życia, czego oznakami było pełne odzyskanie wzroku i lekkie pocenie się.
Zgodnie z regulaminem nadszedł czas na prysznic. Zanim pod niego weszła, w szatni, dla rozgrzewki zrobiła kilkanaście pompek i kilka przysiadów. Pomogło jej to nieco odzyskać sprawność po długim śnie. W tym momencie Sara o niczym innym już nie marzyła, jak tylko o gorącym prysznicu... Zabluźniła w myślach, robiąc niezadowoloną minę, gdy okazało się, że zamiast gorącego zafundowano im raczej letni. Podczas kąpieli, zatęskniła przez moment za swoim życiem, zastanawiała się jak długo to jeszcze potrwa, zanim wróci do normalności. Może będzie to już niedługo, ale niewłaściwa data sugerowała, ze czeka ich jeszcze jakieś zadanie do wykonania.
Dopiero potem, gdy ubrała się w mundur, Sara wróciła do pełnej sprawności, choć nadal było jej nieco zimno. Przydał by się kubek gorącej kawy... ale pewnie jedyne co będzie miała do wyboru to jakieś chemikalia o smaku kawo-podobnym. W tej sytuacji zadowoli się wodą, byle by była gorąca.
Miała nadzieję, że przy okazji czekającej ich odprawy, będzie mogła napić się czegoś ciepłego. Póki co, zjadła dwie suszone morele.
Gotowa na odprawę opuściła szatnię. Wiedziała jednak, że szeregowy zaprowadzi ich w odpowiednie miejsce dopiero wtedy gdy zjawią się wszyscy.
Nie było sensu o nic się pytać, wszystkiego dowiedzą się w swoim czasie.
 
Mekow jest offline  
Stary 06-03-2010, 16:21   #8
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Czekał na syczący dźwięk poruszających się podnośników, które miały go uwolnić ze stalowej skorupy. Tym razem wyjątkowo mu się to dłużyło. Jak zwykle przebudził się sekundę, lub dwie przed otwrciem komory. Zawsze tak było, odkąd tylko pamiętał. Nie wiedział czemu tak się działo i już dawno przestał się nad tym zastanawiać. Zamiast tego zaczął rozmyślać o swoim nowym oddziale. Znali się ledwo kilka dni, nie licząc czasu spędzonego w hibernacji. Pluton był zlepkiem marines z różnych innych oddziałów, w oczach porucznika niezbyt dobrze to wróżyło w razie jakiejś jatki. Pomiędzy żołnierzami brakowało po prostu zaufania. Z drugiej strony chyba nic gorszego od akcji na Vrolik spotkać go już nie może. Przecież przeżył anihilację całego swojego oddziału. Swoją drogą jego obecna jednostka była naprawdę niecodzienną zbieraniną. Moreau, cztery kobiety, jakiś sierżant i ten cały „Blacha”. Jeff zachowywał się w stosunku do nich z jeszcze większym dystansem niż zwykle. Stąd też czekał, aż większość oddziału wstanie, aby samemu wyleźć na zewnątrz. Spod półprzymkniętych powiek obserwował, co się dziej wokół niego. Poszczególni członkowie załogi powoli i z trudem wstawali z komór, krzątali się po pomieszczeniu, kąpali się. Porucznik w tym czasie niespiesznie zaczął zrywać z siebie przewody kontrolujące funkcje życiowe i wprowadzające ciało w stan hibernacji. Przetarł kąciki oczu i usiadł. Sierżant, o wyglądzie i zachowaniu wiejskiego cwaniaka, zaczepiał wartownika, gdzieś przemknęła jedna z kobiet z oddziału, ta z hiszpańskim nazwiskiem.
-Kolejna chwalebny dzień w Korpusie- mruknął Jeff, następnie wstał i ruszył ku łazience.
Jako jeden z ostatnich wszedł pod prysznic, woda, niezbyt ciepła, spłynęła po jego ciele orzeźwiając porucznika. Następnie skierował się do swojej szafki, wyciągnął równo złożony mundur i schowane za nim niewielkie, stalowe pudełeczko ze staroświeckim rysunkiem. Wyjął z niego fajkę z korzenia wrzośca, sprowadzoną prosto z Ziemi.
-Witaj moja droga, jak się masz?- przywitał się z nią, powoli i starannie układając w kominie tytoń. Palenie było jedynym nałogiem Moreau, któremu oddawał się z lubością i jak najczęściej mógł. Z delikatnie tlącą się fajką skierował się ku szeregowemu, który stał przy drzwiach prowadzących do dalszej części statku.
-Poruczniku…- wartownik skinął głową, nie mogąc poprawnie zasalutować z powodu trzymanych puszek. Tępy uśmiech szybko zniknął z jego twarzy.
-Powiedzcie mi szeregowy, gdzie jesteśmy?- zapytał Jeff wypuszczając z ust okrągłe kółka.
-Sir, Eden-23, sir- porucznik zmarszczył czoło, coś wyraźnie było nie tak. Zauważył to już, kiedy wychodził z komory. Data się nie zgadzała, nie powinni zostać obudzeni dzisiaj. Nie 23 lutego w, o ironio, dzień urodzin Moreau. Sam zainteresowany wolał raczej przespać ten dzień, niestety los zdecydował inaczej
-Generał Prime?-
-Sir, Generał kazał zebrać się w hangarze, sir!- pilot kiwnął głową z aprobatą, zabrał jedną z puszek i otworzył ją. Wojskowe żarcie zawsze okropnie cuchnęła, a smakowało jeszcze gorzej. Mimo to mężczyzna zabrał się do jedzenia gryząc szybko i niedokładnie. Nie mógł doczekać się spotkania z Prime’em. Z każdą chwilą zaistniała sytuacja intrygowała go coraz bardziej.
 

Ostatnio edytowane przez sickboi : 06-03-2010 o 18:39.
sickboi jest offline  
Stary 07-03-2010, 13:32   #9
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Jehdin obudził się nagle. Ku swojemu zadowoleniu zauważył na ekranie komputera, iż autopilot na szczęście obudził go o czasie. Poprzednio coś się spieprzyło i po wylądowaniu na planecie spał jeszcze przez tydzień. Ten statek, wykonany na jego zamówienie, czasami zawodził w niektórych sprawach. Ten problem będzie mógł rozwiązać dopiero po powrocie.
Jehdin wstał, przeciągnął się tak potężnie, że aż słychać było trzask kości i ruszył do mesy coś przekąsić. Po szybkim, może nie najsmaczniejszym, ale pożywnym posiłku ruszył do kabiny pilota. Z zadowoleniem dostrzegł, iż do końca podróży zostało zaledwie 34 minuty. Wyłączył autopilota i przełączył statek na sterowanie ręczne. W końcu nigdy nie wiadomo, co może się stać, prawda? Radar nic nie wykrywał, ale... na wszelki wypadek wolał samemu trzymać stery a nie oddać je maszynie. Miał tylko nadzieję, że nie przybywa za późno.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 09-03-2010, 19:49   #10
 
Mr.Aru's Avatar
 
Reputacja: 1 Mr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znany
Starszy szeregowy stał i w milczeniu podawał puszki z jedzeniem burczącym marinesom. Gdy stwierdził, że większość z nich już się rozbudziła postanowił przekazać wiadomość od generała :
- Załoga! Generał chce was wszystkich widzieć w hangarze – po ich twarzach nie mógł orzec czy wszyscy go zrozumieli.
Zobaczył jak Sanchez wychodzi wściekła z Sali Hibernacyjnej. Stanął w progu i krzyknął za nią :
- W hangarze za kilka minut jest zbiórka!
Nie czekając na odpowiedź znowu wszedł do pomieszczenia by nie stać w zimnym korytarzu. Zerknął w stronę torby, w której ostało się tylko kilka puszek i stwierdził, że ci wojacy mają bardzo pojemne żołądki.

Zalany nieprzyjemnym półmrokiem hangar wypełniało bębnienie palców Prime’a o metalową skrzynię. Siedział na stercie ładunku i ponuro wpatrywał się w tylko mu znanym kierunku. Korzystając z chwili względnego spokoju postanowił ułożyć sobie w głowie jakiś plan tej akcji. Niestety każda wizja jaka zrodziła się w jego umyśle była rozwiewana przez złowieszczy podmuch niewiadomej. Niewiadomej, która skrywała tą przeklętą kolonię w strasznej tajemnicy. Nie potrafił posłać swoich ludzi na rzeź. Nikt nie wiedział co może ich wszystkich spotkać na powierzchni planety. Nie wiadomo było nawet jaka jest pogoda. Jedyną pewną rzeczą była ciemność, która wiecznie spowijała Eden-23 zimnymi mackami. Owa ciemność nie polepszała sprawy, a jedynie jeszcze bardziej demoralizowała myśli taktyczne generała. Teraz czekał na załogę swojego statku i liczył minuty do wejścia statku na orbitę.

Kilkaset metrów dalej, w ponurym jak wszystko wokół mostku dowodzenia siedziało dwóch pilotów, którzy z każdą sekundą coraz intensywniej wpatrywali się we wskazania radaru. Coś zbliżało się do powierzchni planety. To coś było za duże za kawałek meteorytu, a z drugiej strony wykazywało dość dużą zmienność położenia.
- Statek kosmiczny? – zapytał cicho drugi pilot.
- Z pewnością. To jakaś mała jednostka. Na pewno nie okręt klasy bojowej. Raczej mały transportowiec.
- Czyżby to Drużyna Inkwizycyjna z Weyland-Yutani? – pilot przeniósł swój wzrok na Eden-23, który był teraz bardzo wyraźny.
- Nie. Będą wiele godzin po nas. To z pewnością nie oni. Spróbujmy się z nimi połączyć. Znajdziesz jego częstotliwość?
- Nigdy w życiu. To coś nie nadaje. Wyślijmy bezpośrednią prośbę o pomost komunikacyjny – mężczyzna obrócił się i zaczął wstukiwać coś na konsoli.
- Nie nadaje? Sprawdź jego wszelkie połączenia.
- Jak mówię, że nie nadaje to jestem tego pewien. Żadnych transmisji. Ani wychodzących ani dochodzących.
- Kolejny statek widmo?
- Nie. Być może załoga jest w hibernacji. Conestoga wysyła w czasie zimnego snu sygnały, ale też w pewnych przerwach czasowych. Być może ten obiekt zachowuje się podobnie.
- Powiadomić Prime’a?
Nie widzę takiej potrzeby. Wpierw dowiedzmy się co to w ogóle jest…
 
__________________
I have bad feelings about this...
Mr.Aru jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172