Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-03-2011, 21:36   #91
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Wyszkolone ciało potrafiło działać bez kontroli umysłu. Dodatkowo podświadomość zaprawiona w wielu walkach i nastawiona na najniższy instynkt człowieka: przeżycie. To wszystko sprawiło, że Akolita Bractwa Wojennego nie był łatwą ofiarą. Te rzeczy sprawiały, że wiele razy zdołał przejść przez ogień, te odruchy pomogły mu przeżyć w wielu trudnych sytuacjach.

Także teraz okazały się nieocenione. Kto wie, co mogły mu zrobić te macki. Może przebiłyby go niczym miecz? A może on również zostałby zainfekowany jak kiedyś Beliah? Kto to wie ... na szczęście nie musiał się o tym przekonywać osobiście, przynajmniej nie w tej chwili. Odskoczył, bez udziału umysłu odsunął się z drogi atakującej go maski.

Na chwilę wylądował na ziemi, dosłownie przez kilka sekund czuł zaskoczenie, potem zaczął działać. Odturlał się i podniósł na równe nogi. Nie mógł się zaskoczyć. Złapał mocniej trzymany w rękach karabin. Deska ratunku ... trzeba było działać i pozbyć się Beliaha ... czy czymkolwiek był teraz pirat.

Mała odległość nie trzeba było nawet przesadnie celować. Skierował karabin otrzymany od Evrosa w stronę macek ... ciężki kaliber ... powinien powalić słonia ... taką miał nadzieję, wypuścił powietrze i nacisnął spust. Powietrze wypełniło się kulami ... oby zadziałały ... oby
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 17-03-2011, 01:17   #92
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nadia gdzieś zniknęła akurat wtedy, gdy była potrzebna. Soren miał ochotę jej powiedzieć coś na temat wyłączania skrzekotki, ale biorąc pod uwagę, że sam miał taką skłonność, nie bardzo mógł. Pomijając problem techniczny - żeby jej zrobić wykład, musiał ją najpierw znaleźć.
Z braku mechaniczki musiał poprosić o pomoc jednego z bardziej rozgarniętych pasażerów.
- Jak wyjdziemy masz zamknąć rampę i rozglądać się z mostka za niebezpieczeństwem. Nie wolno Ci otwierać okrętu, dopóki nie powiem inaczej. Mogą próbować się tu dostać, jak my będziemy na zewnątrz. Zrozumiałeś?
Tamten pokiwał głową. Opuścili rampę i obaj mężczyźni zeszli po niej, trzymając bron gotową do strzału. Panowała cisza, jeśli nie liczyć szumu wiatru i zgrzytu siłowników. Dając sobie znaki rękoma poszli w kierunku, gdzie spodziewali się natknąć na piratów. No i natknęli się.
Pilot rozejrzał się dookoła.
- Co oni? Zmęczyli się i poszli spać? - mruknął zdumiony.
Był to prawdopodobnie równie dobry domysł jak każdy inny, który mieli. Najważniejsze, że nie stanowili już zagrożenia.
- Mówiłeś, że widziałeś trzech? - sprawdził swoją pamięć Dean.
- Minimum. Czyżby się pokłócili?
Wzruszył ramionami. Podszedł do leżących i zabranymi im paskami od spodni związał ich ze sobą.
- A co jeśli ćwiczyli bieg w workach?
Soren spojrzał tylko z politowaniem na kapitana i nic nie odpowiedział. Nadał za to przez skrzekotkę:
- Dwóch unieszkodliwionych. Reszta się chyba gdzieś kryje
Puścił oko do Lajtingera. Nikt nie musi wiedzieć, że tryumf odnieśli bez walki. Rozejrzał się jeszcze raz po okolicy, ale nigdzie nie było widać zagrożenia. Wdrapał się nieco wyżej, żeby widzieć więcej. Ale nadal w ich najbliższym otoczeniu nic się nie działo.
- Widzę kuter. Chyba czmychają i to w stronę przeciwną do Masry - powiedział.
- Psze pana, cosik tu miga - usłyszał w skrzekotce głos mężczyzny stróżującego na Rybce.
- Co Ci miga? - odparł zdumiony.
- A jakiesik kropki na takim okrungłym, zielonkawym, z takom majtajoncom kreskom.
- A! Na eteroskopie?
- O właśnie! Na Teroskopie.
Pilot uśmiechnął się pod nosem.
- A konkretnie gdzie?
- Na samiusieńkij krawendzi, na dole.
- Coś zza Masry się zbliża - mruknął w stronę Deana. - Ciekawe czy Wilkenson, rebelianci, czy wspólnicy Beliaha. I czy do nas, czy na Masrę.
- Koło platformy do kogoś Beliah nadawał. Może to oni - zaproponował bez przekonania.
- Nie zdążyliby. Poza tym, gdyby wiedzieli gdzie go szukać, nie umawialiby się z nim na środku oceanu. Może al-Malik postanowił rozprawić się z buntownikami. - Milczał przez chwilę, po czym powiedział znów do skrzekotki: - Dużo tego?
- Dużo, psze pana.
- Dobra, nic się nie zmienia. Postaramy się ustalić co to. Bez odbioru.
- Bez cego?
- Odbioru. Znaczy, że już idę, a nie gadam.
- Aha, to idźcie.
Soren westchnął i spojrzał pytająco na Deana. Nie mieli jak przekazać wiadomości Aspazji, bo zostawiliby Rybkę niechronioną. Trzeba było czekać i mieć nadzieję, że grupa szturmowa zdąży wyjść, zanim się zacznie dziać.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 24-05-2011, 21:03   #93
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Gdy Aspazja dobiegła do Beliaha, ten już słaniał się na kolanach, kolejne cięcia były już tylko przejawem miłosierdzia, skróceniem cierpienia, poprzez szybszą śmierć. Macki zdawały się wykazywać więcej życia, a może to były przedśmiertne spazmy? Członki jednak wiły się do czasu gdy zamaszyste cięcia odrąbały każdą z czterech wypustek. Spojrzała na pirata, jego twarz wykrzywiona była w krzyku bólu, a nad nim z tyłu stała Hermes, z zamkniętymi oczyma, skupieniem na twarzy - jej ręce sięgały ponad ramiona mężczyzny, a dłonie... dłonie zdawały się wnikać w jego bujne włosy, nieprawdopodobnie jakby wbiły się w czaszkę ofiary. Skóra zaczęła pękać, a z każdej szramy broczyć stróżka krwi, obficiej gdy z ran zaczęły wybijać kolce. Hermes cofnęła ręce, pozwalając by ciało osunęło się na podłoże. Istota z snów patrzyła na swoje dłonie, w tej chwili przemienione w narzędzie śmierci, z nienaturalnie długimi jak noże palcami pokrytych czarno szkarłatną krwią. Jej oczy otwarły się, źrenice rozszerzyły a z ust dobiegł jęk, jak przycichłe wołanie o pomoc bogów. Czarna krew nie krzepła, tylko żyła dalej rozlewając się po dłoniach szponach, nieustannie, tak jakby miały ogarnąć całe ręcę i ciało. Hermes spojrzała na Aspazja i zbladła, traciła wyrazistość, aż wreszcie jej obraz znikł zupełnie.

Piraci zostali pokonani, przynajmniej tu w podziemiach, mimo tragicznego położenia Evros znalazł asa w rękawie, a był on sprawnym graczem, jedyną niedogodnością było to, że jego przeciwnik nie nadawał się już do przesłuchań. Jack stanał na pozycji i opróżnił magazynek, sprawdzało się powiedzenie, że na więlki problem użyj większego kalibru, nawet tarcze energetyczne nie mogły zablokować pełnych jedynek, Beliah, to co było piratem wił się i wył. Kule działały, a może to było coś innego? Ale Beliah osuwał się na kolana, tak też się stało z Aspazją, ona też krzyczała z bólu. Czyżby została ranna, a może to załąkana kula trafiła szlachcianke. Wszytrzymał ogień. W tej samej chwali kobieta ruszyła, nie widział śladu ran, przeciwnie, nie spodziewał się, aż takiej zaciekłości, zaś Czarny nawet nie próbował się bronić. Ciągle ściskając CKM podszedł do ciała, odwrócił je na plecy, kikuty macek drgały nerwowo jak ogon zirytowanego kota, kilka odciętych kawałków wiło się po podłożu jak ryby wyciągnięte na brzego. Beliah jęczał, zabity po tysiąckroć ciągle oddychał. Wszechtwórco, jaka siła trzymała jego przeklętą duszę na tym świecie? Majaczył:
- Gdzie oni są... tak wiele... jak gwiazdy na niebie... a przy każdej z nich... setki... planet... tak wielu niepowstrzymani... cholera... spalcie to... SPAL! -zacharczał i zastygł już ostatecznie. Nawet odnóża opadły bezwolnie.

Oprogramowanie było nadal aktualne, systemy sprawne, przeciwnicy pokonani, skanery wyszukiwały kolejnych celów - kolejne obiekty zostały spacyfikowane przez sojuszników. Pozostał tylko jeden, starszy mężczyzna ukrywający się przed kulami za jednym z paneli, Kano ruszył w jego stronę ociężałym po przeszłej akceleracji krokiem.
- Wychodź. - powiedział, próby nadanie barwy przyjemnej dla ludzkich uszu były skazane na niepowiedzenie, zalany krwią z ostrzami wysuniętymi z nadgarstków nie wyglądał na kogoś skłonnego do miłych pogawędek, ani kogoś komu mądrze jest się przeciwstawić. Przestraszona osoba wyczołgała sie zza paneli. Mimo wieku, siwych nitek w brązowych włosach i licznych zmarszczek mężczyzna prezentował się krzepko, a jego ruchom nie brakło płynności.
- Kim jesteś, co tu robisz?
- Drake, William Drake, genin gildii, nie jestem piratem, jestem więźniem, dziękuje za uratowanie, Panie, Pani.
- mówił dość szybko, choć zdawał się być opanowany, jak na jatkę którę wokół się rozegrała było to niezwykłe.
- Co tu robiłeś.
- Ja...
- na jego twarzy widać był wachanie -To piraci, chcieli bym uruchomił dla nich machinę węzła.
- A więc pomagałeś im ?
- Nieee, nie z włąsnej woli, wierz mi starałem się być im niepomocni, ale oni nie dali mi wyboru, a raczej dali...
- zamilkł i spuścił głowę pogrążonych w myślach nad dawnymi obrazami.
- Co robi to maszyneria.
- Nie wiem, mówiłem im, ale nie chcieli wierzyć, a ja naprawdę nie wiem jak to działa, jakie są granice tej machiny, wiem tylko co powodują niektóre dźwignie, tak myślę. Na przykład ta...-
wskazał pokryty rdzą ciężki trzon - Zdaje się skraplać wilgoć, powodować różnice ciśnień w powietrzu i generować napięcie elektrostatyczne. Paulusie... - zawołał z przerażeniem i podbiegł do drążka, próbując go poruszyć, bezskutecznie, zardzewiała machina opierała się jego siłom - POmóżcie, to nie powinno być w tym układzie. - jak na potwierdzenie jego słów z głebim zabrzmiał kolejny ryk rozrywanego metalu. Platforma na której się nzajdowali zaczynała lekko drżeć.

Ciągle padało, Dean zaklął szpetnie gdy po raz kolejny nie stracił równowagi na wilgotnym mchu.
- Wracajmy, dwóch, trzech co za różnica, w tym deszczu nie dojrzysz nikogo, może złamał już nogę na tych przeklętych zielach albo spadł z klifu. - zrzędził.
Czekali.
- Jakiś sygnał od naszej chlebodawczyni? - w kokpicie pojawiła się Nadia.
- Gdzie tyś była, wzywaliśmy cię przez skrzekotkę...
- Tak, wiem, wybacz brałam kąpiel, nie mogę być zawsze na stanowisku...
- Kąpiel, teraz?
- Pomyślmy, kilka dni na ciasnym batyskafie przekraczając jego limit pasażerów, potem taplanie się w błocie na Masrze, kilka godzin regulacji wsporników po tym jak ktoś uczył się lądować na nieprzygotowanym gruncie.
- spojrzała z wyrzutem na Deana - Tak to był dobry czas na kąpiel. - poprawiła mokre włosy, zwykle rozpuszczone w żywioł burzy, teraz przygniecione wodą oplatały jej nagą szyję, perliste krople formowały się na końcówkach, skąd drążyły swój ślad po jej skórze, tańcząc przez chwilę w wgłębieniu mostka, by wyruszyć w ostatnią podróż w głąb dekoltu by zginąć między dwiema...
- W porządku, czyli możesz znowu iść ubrudzić się w maszynowni, coś czuje, że czeka nas powtórka z Manitou.
- Znaczy, ta wyspa to uśpiony wulkan, który zaraz...
- Nie, aż tak dosłownie. Po prostu zdaje się, że ten kurort zrobił się ostatnio popularny, a plaża nieco zbyt zatłoczona jak mój gust, lepiej być gotowym by znaleźć cichsze miejsce i grzać silnik.
- W porządku szefie, wiecie gdzie mnie szukać.
- zniknęła w czeluściach włazu.
- Mewy. - wyszeptała Cailli, którą Sorenktórą Soren wolał mieć na oku i w pobliżu. - Szybują nad oceanem, szukają ryb co dawno odpłynęły i krzyczą. - patrzyła przez iluminatory kokpity na ciągle ciemne i burzowe chmury. Dean nie wyglądał na zaskoczonego:
- Tia, dokładnie tak się czuje, mała.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 24-05-2011 o 23:40.
behemot jest offline  
Stary 27-05-2011, 00:32   #94
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Pogoda się zrobiła naprawdę okropna. Deszcz uprzykrzał pobyt na zewnątrz i poważnie ograniczał widoczność. Wiatr nadal czynił start, a tym bardziej lądowanie, zbyt ryzykownym. Chłód wynikający z obu tych czynników skutecznie zniechęcał do kontynuowania patrolu. Pierwszy poddał się Dean. Soren nadal był zdania, że bezpieczniej będzie nie wracać jeszcze na pokład, ale zachował je dla siebie. Gdy szli do Rybki uważnie rozglądał się na wszystkie strony, szukając jakichkolwiek śladów piratów, lub bliżej nieokreślonych niewidzialnych istot. To było pierwsze o czym pomyślał, gdy zobaczył nieprzytomnych piratów i jakkolwiek wszystko wskazywało raczej na bójkę między nimi, ciągle nie mógł opędzić się od tej myśli.

Powrót minął bez przygód. Soren pozwolił sobie odwiedzić jeszcze obu jeńców i brutalnie wepchnąć ich w jakieś krzaki. Nie wiedział, czy im się należy, ale wolał im dać chociaż taką ochronę przed deszczem. Nawet jeśli wkrótce mieli zawisnąć. Na Rybkę wpuszczono ich bez problemu, po czym znowu zamknęli rampę. Ilość mokrych, błotnistych śladów wskazywała, że nikt oprócz nich się nie wkradł do środka. Udali się na mostek, włączyli ogrzewanie, żeby jak najszybciej wysuszyć ubrania i czekali. Radio milczało, a wróżenie z eteroskopu nie przynosiło żadnych nowych spostrzeżeń.

W końcu znalazła się też Nadia. Soren z rozbawieniem przysłuchiwał się rozmowie mechaniczki i kapitana, ale nie ośmielił się wtrącić. Obserwował tylko drogę kropel od czubków włosów Nadii do... gdziekolwiek zmierzały. Ach, kroplą być. W końcu oderwał wzrok od tego jakże zajmującego widoku i wrócił do kontemplowania eteroskpu (o ileż mniej interesującego). W końcu w pewnych kręgach kulturowych patrzenie się kobiecie w dekolt uchodzi za niezbyt grzeczne. Co z resztą jest bez większego sensu. Po co zatem są dekolty? Rozmowa Deana i Cailli brzmiała jak jakiś szyfr, ale nie miał ochoty wnikać. Cierpliwie czekał na jakąkolwiek zmianę sytuacji. W międzyczasie postanowił przeczyścić nieco broń, na wypadek gdyby jej deszcz zaszkodził.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 29-05-2011, 11:38   #95
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Sytuacja wydawała się opanowana, wrogowie martwi, a jego towarzysze bezpieczni. Pojawiło się natomiast nowe zagrożenie. Maszyna jak wynikało z wyjaśnień Drake'a, była odpowiedzialna za kontrolę pogody. Zastanowił się, czy nie jest to fragment z Posejdona, który prawdopodobnie rozbił się nad planetą. Brakowało mu wielu plików z pamięcią. Do tej pory uważał, że to iż dane statku są przechowywane w pamięci Heliosa nie stanowiło problemu. W końcu nadajniki Heliosa zapewniały mu stały dobrze kodowany dostęp, do danych, nawet kiedy wykonywał misję na planetach. Teraz jednak brakowało Heliosa, i Kano nie wiedział, czy takie urządzenie w ogóle było na statku. Logicznym wydawało się, iż powinno być, załoga w dużej mierze potrzebowała odpowiedniej temperatury i wilgotności, więc urządzenie zapewniające te parametry powinno być zainstalowane.

Nie było to jednak miejsce na wywody technologiczne i debaty, czy takie urządzenie było potrzebne na okrętach klasy Heliona i Posejdona, czy nie. Podszedł wo wajchy, którą próbował przesunąć Drake. W między czasie schował ostrza, w nadgarstki, i zawołał do reszty.

- Zalecam, wam rozpoczęcie ewakuacji, ja zostanę z Drake, i spróbujemy to zatrzymać, a w razie porażki, także się ewakuujemy. Jeśli ktoś, ma niech zostawi nam jakiś ładunek wybuchowy. Jeśli nie jedną metodą zatrzymam to drugą. - Po czym złapał za wajchę i powolnym ruchem spróbował ją przesunąć, w kierunki, który pokazał mu Drake. Najpierw powoli aby nie złamać wajchy, ale stopniowo zwiększał siłę, aż do granic możliwości.
 
deMaus jest offline  
Stary 14-10-2011, 22:02   #96
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu


Maszyna stanęła. Trzask trybów jeszcze odbijał się echem w otchłani pod nimi, ale to zagrożenie zostało zatrzymane, tak przynajmniej im się wydawało, na ile długo miało się dopiero okazać. Ruszyli biegiem w stronę wyjścia ciągnąc za sobą osłabionego genina. Wprost do statku, nie wiedzieli jednak, że nad ich głowami rozgrywała się już nowa wojna.

Czarne niebo pojaśniało, płaszcz chmur w kilku miejscach rozdarł się wpuszczając snopy światła, które padały na Masrę. A pośród nich błyszczały metalicznie kadłuby żelaznych ptaków w barwach al-Malików. Całe klucze ornitopterów opadały na skrawek lądu w akompaniamencie huków już nie grzmotów burzy, lecz wystrzałów dział pancerników.
- Odlatujmy stąd, niski pułap, cisza w eterze, niech nikt nie wie, że tu byliśmy, ci wojskowi mają zbyt szybkie spusty by im powoli tłumaczyć.
- Tak jest księżniczko, znaczy baronówno.
- zgodnie z rozkazem oddalili się niepostrzeżenie, obserwując przez iluminatory jak machina wojenna rozprawia się z buntownikami i tym co pozostało z bazy piratów.

W drodze mieli dość czasu by poskładać fragmenty opowieści więźniów i pojmanych rabusiów w jedną całość. Beliah szukał czegoś na dnie oceanu, swoim zwyczajem nie zdradzał kamratom zbędnych szczegółów, ale obiecywał, że to co znajdą da im bogactwo o możliwości o jakich nigdy dotąd nie mogli marzyć. By zapewnić sobie spokój porywali niektórych marynarzy, czasem pozostawiająć kilka ciał by wrak na pewno został odnaleziony i wina spadła na Oroyme. Niewolników sprzedawali ludziom Abdula Mughi - gdy już dotarli do Aylonu dość szybko dowiedzieli się również, że to samo imię nosił zarządca więzień Szajka, będących też obozami pracy dla przestępców. Czyżby więć istniała zmowa między szejkiem, a samym Beliahem? A może to tylko niesubordynacja zarządcy sprowadziła pirata. Każda z tych możliwości, mogła wyżłobić rysę na obrazie władcy Archipelagu, gdyby tylko ujrzała światło dzienne.

Aspazja dużo czasu spędzała w laboratorium pokładowym jak je dumnie nazywała, co Dean zwykł kwitować "składem na zielsko". Zabawne, że ich przybycie na planetę było pierwotnie spowodowane chęcią pozyskania rzadkiej flory. Teraz trzeba było odcedzić z wcześniej zebranych zbiorów to co nie było do końca zgniła i jeszcze dało się wykorzystać, oraz sprzedać. Rozległo się pukanie.
- Możesz weść. - zaprosiła. To był Evros.
- Już widać latarnia Ayonu, za godzinę powinniśmy wylądować.
- Dobrze, dziękuje za informacje...-
- odwróciła się do niego, jednak wzrok mężczyzny skierował się na jeden z słojów.
- Czy to jest? - nieco zmieszana, próbowała ukryć okaz, zaraz jednak uznała, że to bezcelowe.
- Tak pamiątka z Masry i spotkania z Beliahem.
- Niem czy powinnaś to trzymać, po tym co to zrobiło z tym piratem, pomyśl co pomyśli Jack.
- Nie musi o wszystkim wiedzieć, wiesz kobiety mają swoje tajemnice.
- Pytanie tylko jak wiele...
- Poza tym, to dla naszego bezpieczeństwa, Beliah najwyraźniej szukał statku Kano, być może byli inni, jemu podobni, jeśli przyjdzie nam ponownie zmierzyć się z tym czymś chciałąbym wiedzieć jak to pokonać.
- Rozumiem, po prostu chce byś była ostrożna.
- Będę.
milczeli przez chwilę.
- Wiesz już jak poradzić sobie z Szejkiem.
- Nie, choć prawie cały czas o tym myślę, nie zrozum mnie źle, wiem co należy zrobić, ale co z tego jest możliwe? Przy całej stawce o którą gramy. Przez ostatnie tygodnie i nie brakowało nam ryzyka.
- Każdy ma swego demona, z którym musi się zmierzyć. To mi przypomina, że przed wylotem będę musiał jeszcze stawić się u tej całej Astrei. Jak na mój zmysł, jeszcze nie wiem wszystkiego o tej całej amnestii.
- Czyli czeka nas kolejny ciężki dzień, może więc chociaż przez chwilę przestańmy się martwić...[/i]

***

Po raz ostatni spojrzeli na wybrzeże późną nocą, na kilka godzi przed odlotem. Specjalnie wylądowali na mniej ruchliwym pasie portu kosmicznego, z dala od czynnych halogenów i uwagi przypadkowych obserwatorów. Ciężarówka podjechała punktualnie, nie można było odmówić Szajkowi, że nie respektował podjętych zobowiązań.
Obecny na miejscu i obserwujący przeładunek Agca uśmiechał się szyderczo przez cały czas, zapytany o powód tej dziwnej wesołości odpowiedział.
- Po prostu cieszę się na myśl o tych wszystkich nawiedzonych inżynierach gdy dowiedzą się co macie na pokładzie.
- Skąd pewność, że ktokolwiek się do wie.
- Dobrze powiedziane. -
symbolicznym gestem zakrył dłonią ucho, oko i usta.

***

Lecieli w stronę Gwiezdnych Wrót gdy z dolnego pokładu dobiegł zwycięski krzyk Nadii. Jak na znak zbiegli się do ładowni gdzie stała techniczka. Ale wyjątkowo to nie ona przyciągała najwięcej uwagi, centralne miejsce zajmował trzymetrowy słup z czarnego metalu, wyglądający jakby złożone go z dziesiątek dysków. Podarunek Szejka.
- Teraz powinno działać. - wcisnęła parę przycisków w terminalu. Kolumna zabuczała gdy przepłynął przez nią prąd zasilania. Dyski zaczęły wirować a potem wysuwać się jeden po drugim na srebrnych ramionach. A każdy z obsydianowych dysków pokryty był wykonanym z jubilerską precyzją rytem nieznanych symboli.
- Jeszcze nigdy nie widziałam tyle ich na jednym statku. Mamy klucze, teraz tylko musimy znaleźć odpowiednie wrota.

 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172