Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-08-2010, 17:00   #11
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
T; [q]


Nikodemus nie mógł zaznać spokoju po słowach Golema. Oto istota z głębin utrzymywała, że jej panem był Avram Mantchevitz zwany później jako Mantius Żołnierz jeden Apostołów Proroka, a raczej wcześniej, bowiem wedle dominujących źródeł w roku 2849 Prorok Zebulon po raz ostatni przekroczył Gwiezdne Wrota, wyruszył z misją pokojową do Dominium Vau, jednak w czasie skoku doszło do wypadku i ślad po Proroku zaginął. Choć byli i tacy, którzy twierdzili, że Zebulon poświęcił się, by własnym życiem oczyścić Gwiezdne Wrota z skazy Shantryzmu, a jego ostatni lot to była ofiara. Jego Apostołowie nieści dalej płomień prawdy, choć i oni spotkali swój kres, tak jak Maya jako męczenicy, lub też ich odejście owiane było tajemnicą jak los Mantiusa, który po śmierci Proroka oddał się samodoskonaleniu i nauczaniu nielicznych uczniów, dystansując się jednocześnie od polityki Kościoła, miejsce i data jego śmierci nie były znaną, a tajemnica tworzyła grunt dla najbardziej nieprawdopodobnych legend. Nie mniej tajemnicze były losy Lucasa Kambei znanego później jako Lextius Rycerz kolejnego z Apostołów. Lextius jako szlachcic z urodzenia po śmierci Proroka odciął swoją domenę od rodzącej się Republiki, ogłaszając, że grzech ludzkości jest zbyt wielki, a on nie czuje się dość silny by go odkupić, może jednak chronić swych poddanych przed splugawieniem. Wedle przepowiedni wrota do Doganu miały otworzyć się ponownie, w lepszych czasach gdy ludzkość powróci na ścieżkę wiary. Nie słyszał jednak by kiedykolwiek miało to nastąpić. A może do kontaktu doszło właśnie w roku 3813? Czemu jednak wtedy miało dojść do kontaktu? Nie były to czasy bardziej święte niż jakiekolwiek inne. Nie zachowały się zapiski o rzekomym odnalezionym Doganu. A raczej - Mnich poprawił swoje myśli - on o żadnych nie wiedział. Przykazaniem Eskatoników było szukać odpowiedzi, powściągliwe milczenie Golema zamykało najprostszą drogę do oświecenia, ale zakonnikowi pozostało jeszcze wiele znajomości z jego burzliwych losów.

Jedynym problemem było to, że pozostał uwięziony na peryferiach nic nieznaczącej planety, a lokalne zgromadzenie Eskatoników bardziej przypominało pustelnie hobbistycznych meteorologów. Prawdy musiał szukać w gwiazdach, a dokładnie w innych systemów. Dlatego jego kroki prowadziły do Złotej Latarni i kwatery przewoźników. Gildia prócz przewozu ludzi i mienia oferowała coś równie cennego - przewóz informacji. Za drobną opłatą można było nagrać wiadomość dźwiękową, lub zapisać ją w pamięci myślącej maszyny, by została przez sieć zawieszonych w próżni przekaźników przesłana w pobliże Gwiezdnych Wrót, na pokład kurierskiego frachtowca, który raz na standardowy dzień przekraczał wrota by przesłać wiadomość dalej. Zapewniali dyskrecje i bezpieczeństwo przesyłki, jednak Nikodemus byłby bardzo zawiedziony, gdyby nikt nie przesłuchiwał nagrań. Dlatego w swoich przekazach zdradzał jak najmniej.

Jego adresatem był Illuminatus Hieronim Chartophylax Heliopolis na Pentateuchu, leciwy już mnich stanowiący ucieleśnienie cnót Zakonu, co w oczach wielu czyniło zeń dziwaka a potencjalnie heretyka, nie wiedzieli oni jednak, że choć Hieronim poszukiwał pism mogących nieść w sobie chociaż iskrę prawdy o losach Kościoła nawet pośród tekstów zakazanych, to czynił to w poczuciu misji, by odsączyć ziarno od plew dla przyszłych pokoleń. Miłość do wiedzy dominowała wszelkie popędy prócz wiary. Ta osoba wydała się odpowiednia by zapytać o możliwość pojawienia się Mantiusa na Madoku w XXXIX wieku.

"... Żadne z takowych objawień nie znajduje się w oficjalnym rejestrze, jednak anonimowy kanonik w swym zbiorze udokumentowań objawień zamieścił następujący opis.
>>Koło miasta Phoenica chłopi cierpieli z winy weteranów wojny z Ukari, którzy nie znali rzemiosła innego niż wojna, a gdy ona się skończyła parali się rozbojem za cel biorąc prostych ludzi. Przybysz nieznany nikomu przybył do miasta i słysząc skargi wiernych obiecał, ze kres nastąpi ich smutków. Udał się pośród weteranów i oznajmił im by zaprzestali swych występków i wiedli życie rybaków. Oni zaś go wyśmiali mówiąc, że żołnierzom nie przystoi praca kmiecia. On im zaś odparł, że nie są już żołnierzami, bowiem by być żołnierzem trzeba znać cel swojej walki, oni zaś sens zatracili. Złość ich ogarnęła i ruszyli na niego, on zaś nie uległ ich ciosom i nie zrobił im krzywdy, lecz połamał ich miecze. I powiedział im by ruszyli na morze, bowiem tam nauczą się modlić i wierzyć, i zrozumieją czym jest łaska Proroka. A oni uwierzyli i tak zrobili.<<
Podobnych przypowieści jest znacznie wiele i nie starczyło by skarbca klasztoru by wszystkie je nagrać, a i eter nie jest dla nich miejscem. Wiedz jednak, że w ciągu wieków wielu wiernych utrzymywało, że Apostoł lub Święty im się objawił. Do tych jednak, które nie doczekały się ratyfikacji przez Kapitułę Objawień należy podchodzić z ostrożnością właściwą badaczom. Oby mądrość Horacego wspierała cię w Twych badaniach."


Drugie zapytanie przesłał na Bizancium Secundus do znawcy historii II Republiki. Tym razem interesowały go konflikty zbrojne nad Niebieską Planetą.

"...W istocie czasy II Republiki nie był tak spokojny jak powszechnie się sądzi. Choć na wielu planetach były to wieki pokoju, to na peryferiach zawsze rodziły się ogniska rebelii, lub też pojedyncze planety i władcy ulegały pokusie władzy, i rzuciły wyzwanie ludzkości. Jak zapewne sam dobrze wiesz zapiski z tych wydarzeń są nadzwyczaj skąpe i informacje o tych lokalnych konfliktach szczątkowe.
W roku 3813 doszło do starcia sił republikańskich z Flotą 12 Okrętów, starcie częściowo wygrane, bo choć udało się odeprzeć buntowników, to nie udało się ich zniszczyć. Z kontekstu wynika, że był to kasandryczny bunt oficerów floty, którzy chcieli na gruzach starego porządku stworzyć nowy lepszy świat. Nie znalazłem późniejszych wzmianek, choć możliwe, że historycy nie ujednolicili nazewnictwa. Obawiam się, że bardziej nie potrafię ci pomóc...
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 29-08-2010 o 17:13.
behemot jest offline  
Stary 01-09-2010, 21:56   #12
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Kto osądzi sędziów (muzyka)

Ledwie Evros skończył z Rączką jego skrzekotka zabrzęczała, nowa wiadomość, nadawca Soren, uaktywnił ekran by przeczytać:

>> Przy wejściu do Bryzy gromadzą sie strażnicy, jest też jakaś laska z feniksem <<

Znaleźli go! A może szukali kogoś innego. Spojrzał badawczo na Rączkę:
- Zdradziłeś!
- Nie no stary skąd ten pomysł, przecież bym nie zrobił czegoś tak głupiego, co cię napadło?
- próbował się bronić. Szczerze czy nie, Evros miał niewiele czasu do namysłu. Słyszał już jak na parterze wszczyna się rejwach. Zaraz tu będą. Rozejrzał się pomieszczeniu, do pomieszczenia wpadało trochę światła przez zakratowane wąskie oska, może byłby w stanie się przecisnąć gdyby nie kraty. Były też boczne dźwi prowadzące do magazynu, może tam było lepsze wyjście. A może niepotrzebnie panikował. Może Janczarzy mieli swoje sprawy. A nawet jeśli, czy może wiecznie uciekać, czy powinien odrzucać szansę by zmierzyć się z demonem z przeszłości?

Wyglądało na to, że został złapany w pułapkę. Jeśli to przynajmniej o niego chodziło. Tylko, że Evros nie wierzył w pieprzone zbiegi okoliczności... nie w aż takie zbiegi okoliczności. Odwrócił się do Rączki i syknął: "Jeśli to Ty, to Cię znajdę... albo lepiej, Wilkenson dowie się że sprzedajesz jego sekrety, więc módl się..." Ruszył w stronę górnej sali. Szedł swobodnie bez spinania się, przyjmując możliwie najnaturalniejszy wyraz twarzy. Skinął lekko Sorenowi głową, dziękując za informacje. Co miało być to będzie. Jednak jeśli to była Dama Poszukująca Ksantypa, to zapowiadało się nieciekawie. Póki co od czasów wygnania, nie zrobił nic niezgodnego z prawem Cesarstwa. Przynajmniej nic na co miałby ktokolwiek twarde dowody. Może nadeszła pora by zmierzyć się z przeszłością. Skierował się w stronę drzwi i gromadzących się tam Janczarów.

Antromorficzna sprawiedliwość (obrazek)

Gdy Evros zmierzał w stronę schodów drogę zagrodził mu rosły Janczar.
- Proszę pozostać na spokój - rozkazał obecnym na sali -Proszę opuszczać pomieszczenie pojedynczo. - ludzie wychodzili mamrocząc pod nosem, mimo wszystko zadowoleni, że to nie oni byli celem. Choć niektórzy próbowali się kryć wychodząc, to strażnicy przyglądali się każdemu, porównując przechodzącym z fotograficzna kopią. Szukali kogoś.

- Ty! - zareagował janczar gdy ochroniarz próbował się przecisnąć - Zostajesz. Powiadomcie Damę, że znaleźliśmy podejrzanego. - dolna sala opustoszała, pozostał w niej tylko Evros i strażnicy.
- Co to ma znaczyć? Oczekuję wyjaśnień.
- Wszystko zostanie wyjaśnione, dowiesz się więcej niż byś się spodziewał, kawalerze
- na schodach pojawiła się kobieta w niebieskim mundurze Rycerzy Poszukujących. - Na razie proszę spocząć przy tym stole, to będzie długa opowieść. A wy Agco opuście to pomieszczenie i czuwajcie by nikt nam nie przeszkadzał. - Janczar zgrzytnął zębami na tak instrumentalne traktowanie, ale zrobił co mu powiedziano.
- Czemu to ma służyć, jestem niewinny. - spojrzał jej w oczy, jedno z nich było ciemno brązowe, drugie jasno szare, prawdopodobnie robione na zamówienie. Ktoś powinien damie powiedzieć, że dychotomia wyszła z mody odkąd stała się popularna wśród zblazowanej złotej młodzieży BII.
- Sprawiedliwości. Właśnie dlatego tu jestem. Choć jak na człowieka z czystym sumieniem, jesteś nieuchwytny kawalerze. Może gdyby nie to, nasze spotkanie odbyło by się w przyjemniejszych okolicznościach. A tak odnalezienie Ciebie kosztowało wiele trudu, tym bardziej, że natura spraw które zamierzam poruszyć nie dopuszcza obecności osób trzecich.- coś w jej głosie przypominało głos tutora z konwersacji prawa, to był dokładnie ten głos. Osoby desygnowanej by nauczać. By sądzić co jest słuszne. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Schody na górę chronili janczarzy. Ale tylne drzwi były nieobstawione. Sama kobieta nie wyglądała na groźnego przeciwnika, o ile pod jej skórą nie rozpięte były durastalowe mięśnie i cybernetyczne usprawnienia.

- Proszę pozostać ze mną do końca, zapewniam, że nie ma zagrożenia, przynajmniej z mojej strony. Przynajmniej teraz.
- Dobrze, co zatem teraz się stanie damo Maat Astrea Ksantypo?
- Zostaną naprawione dawne błędy. Z czasów gdy pełniłeś zaszczyt Gwardzisty na dworze Cesarza Alexiusa, zaszczyt ten został przerwany przez odkrycie spisku, którego celem miał być zamach na życie Imperatora. Spisku w którym ty miałeś brać udział. To mi przypadła rola osoby, która odnalazła ślady wiążące cię z zamachem, przeze mnie zostałeś skazany, wygnany, zniesławiony, bez szans na służbę pod sztandarami Feniksa.

- Do rzeczy! Czy Justykariusze nie mają innych celów niż chwalenie się iluzorycznymi sukcesami?
- Nie, celem Justykariuszy jest Prawda i Sprawiedliwość, czuwania ponad tymi, którzy sami są ponad poddanymi Cesarza. By nie czuli się bezkarni. By pamiętali, że ich czyny zostaną ocenione, ich intencje wrzucone na szalę. - twarz miała posągową, prawie idealnie symetryczną, białą. Ewidentnie rzeźbiona przez demiurgosa chirurgii. Kojarzyła mu się z czymś jeszcze, choć chwilowo nie mógł uchwycić wspomnienia.
- No to średnio wam wyszło.
- Wiem. Jak wiesz nie było spisku, nie było planów zamachu, dowody zostały spreparowane, a mi przypadła rola bezstronnego śledczego, który miał je odkryć.
- I przybyłaś na Madok prosić o przebaczenie...
- Nie, choć one też jest ważne. Nie jesteśmy jedynie każącą ręką zemsty, zadośćuczynienie, żal, pokuta i odkupienie win w ramach prawa, wszystko to jest częścią systemu.
- Dzięki, prawie zapomniałem o dysputach toczonych w sądzie.
- olśniło go skąd znał twarz kobiety, przed gmachem sądu na BII stał pomnik z dawnych czasów, kobieta z mieczem i wagą i spokojnej twarzy. Twarzy która służyła jako wzór mistrzowi skalpela. Ksantypa nie znała umiaru w stylizowaniu się na pieprzoną dziewicę sprawiedliwości.
- Twój brak wiary w Justykariat jest niepokojący. Choć masz do tego powody. Nie doceniasz nas jednak. Twoi dawni wrogowie poróżnili się, popełnili błędy za które przyjdzie im długo pokutować, jeden z nich zdecydował się pomóc prawdzie w zamian za miłosierdzie. Wśród wielu grzechów wymienił też intrygę, której stałeś się ofiarą. To rzuciło nowe światło na dawną sprawę, wszystkie fakty muszą zostać ponownie przejrzane. Sprawa nadal się toczy, proces nie został zakończony, ale najważniejsze jest to kawalerze Evros de Varass z Santa Cruz, że nie jesteś już banitą, nie jesteś skazany, wszystkie zakazy wiążące twoją osobę zostały cofnięte. A gdy proces się zakończy, jeśli to co mam nadzieje jest prawdą zostanie uznane, zostaniesz zrehabilitowany.
Ostatnie słowa go zaskoczyły. "Rehabilitacja. Zniesienie banicji..." - to wszystko przez ostatnie lata zaprzatało jego myśli, było marzeniem i pragnieniem towarzyszącym każdemu jego oddechowi. Teraz nagle, kiedy osoba osądzająca go lata temu mu to podarowała, głosem wypranym z emocji, jakby referowała wyrytą w pamięci regułkę poczuł... Właśnie co poczuł? Złość mieszała się z euforą, chęć zemsty i wykrzyczenia jej w twarz tych wszystkich upokorzeń z pragnieniem przyjęcia jej propozycji. Patrzył na nią z kamienną twarzą, pozwalając by szalejąca w nim dusza uspokoiła się nieco. Kiedy był już w stanie się odezwać powiedział:

- Dobrze... a gdzie jest haczyk? Nie zapomniałem z jaką gorliwością sąd rozpatrywał czyny których nie popełniłem, oraz zamiary, których nigdy nie miałem. Poza tym, nauczyłem się przez te lata życia w upokorzeniu, że nic nie ma za darmo. Przestałem wierzyć w bezinteresowność, ogólnie rzecz biorą nie jestem naiwnym głupcem. Czego chcecie w zamian?

- Więcej Wiary w Cesarstwo. Niezależnie od tego co myślisz, nie jesteśmy Twoim wrogiem. - odparła z prostotą. - Jest oczywiście mały drobiazg... - sięgnęła do torby i wyciągnęła z niego mały błyszczący przedmiot, pocisk z karabinu.
- Czy poznajesz co to jest za przedmiot kawalerze?
- Tak, pocisk hp do karabinu Jahnisak.
- ... taki jakiego używam.
- Dziękuje, nie dawało mi to spokoju. Ten pocisk znaleziono w ciele jednego z inicjatorów mistyfikacji na Vera Cruz. W dłoni trzymał też zgięty kawałek papieru z napisem "Chciałem latać jak ikar, lecz nie miałem skrzydeł".
- Nie mam z tym nic wspólnego.
- Z pewnością, jednak muszę cię przestrzec przed próbą wymierzania sprawiedliwości na własną ręką, nawet winni mają prawo do obrony. A także... wszystkie przewinienia mogą zostać użyte w procesie, jeśli na skazanym ciążą inne uroki rehabilitacja stanie się trudniejsza, jeśli jednak jego czyny będą nienaganne wszystko stanie się prostsze.
- z pugilaresy wyjęła zwój z pieczęcią cesarską
- Gdybyś doświadczył nieprzyjemności ten dokument poświadczy, że formalnie jesteś niewinny do czasu zakończenia procesu. - do dokumentu dołożyła wizytówkę
- Gdybyś kawalerze zetknął się z czymś, co powinno być znane służbom Imperium nie wahaj się tego zgłosić. To wszystko z mojej strony. - zakończyła.

Justykariusz wstał a on wraz Nią. Patrzył jeszcze chwilę za nią jak odchodzi, z pergaminem z pieczęcią Wielkiego Feniksa w ręku… ciągle nie mogąc uwierzyć w to co się stało kilka sekund temu…
******

Powrót z Bryzy obfitował w niespodzianki, ale póki co żołnierz nie zamierzał się z tego zwierzać swojej zwierzchniczce. wyrównał oddech i sprawdził czy kaseta, zdjęcia i paczuszka z lekami zabranymi z tankowca są na miejscu. Zapukał do drzwi, mając nadzieję, że Aspazja jeszcze nie śpi.

- Baronówno, możemy chwilę porozmawiać?

- Tak.
– otworzyła szeroko drzwi – Wejdź. Przepraszam, że nie znalazłam cię wcześniej. Pół dnia spędziłam u szejka, drugie pół wynajmowałam batyskaf. W każdym razie mamy już potrzebne papiery i możemy płynąć na Samarę.

- Usiądź –wskazała fotel, sama usiadła na drugim – Słucham.

Hazat szybko zają wskazane jej miejsce i rozpoczął relacjonowanie wycieczki na tankowiec: - Przeszukałem ładownie obiektu Tadzyka. Nie znalazłem tam nic to byłoby nielegalne. W magazynach ubrania, żywność, zboże, żadnej nielegalnej broni, niewolników czy czegokolwiek innego. W zamkniętym pomieszczeniu były leki i jakieś inne proszki. Wziąłem co nieco do analizy - podał jej paczuszkę ze skradzionymi proszkami - ze swoimi umiejętnościami, będziesz wiedziała co z tym zrobić Aspazjo
Oglądała zawartość.

- Jasne
– roześmiała się - zażyć. Lekarstw nigdy za wiele. Przejdziemy do pomieszczenia medycznego.? Sprawdzę kilka rzeczy. Zwykłe leki antybakteryjne i opatrunki. To jest ciekawe – pokazała na małą buteleczkę – i to chcę sprawdzić w rejestrze. To chyba lek na chorobę skorup.

Przepuściła najemnika w drzwiach.

- Jednym słowem Tadżyk, okazał się całkiem miłym panem?
- Nie wiem, nie miałem okazji spotkać - zażartował były gwardzista Feniksa - Może i dobrze, innych żegnali ołowiem.

Laboratorium Rybki, było jasne, duże i dobrze zaopatrzone. Aspazja nawet nie musiał specjalnie w nie doinwestowywać po wynajęciu statku. Białe ściany pachniały chemią. Baronówna głośno kichnęła.

- Nie przepadam za tym zapachem – powiedziała do Hazata przepraszająco.

Środek pomieszczenia zajmowały dwa szpitalne łóżka. Jeszcze nie mieli okazji ich używać, choć faktycznie Aspazja myślała o zaproponowaniu jednego z nich Kano. Usiadła przy biurku i zapaliła lampkę. Przez chwilę przeglądała wielką księgę.

- Zgadza się , to lek na skorupy. To dziwna choroba charakterystyczna dla tego świata. Zaraz szalałą jakiś czas temu w okolicach al. – Mook. Ale podobno została wypleniona
. – podniosła wzrok na najemnika uśmiechając się lekko ironicznie – są tacy co twierdzą , ze to nie zaraza ale kara boska. Klątwa. W każdym bądź razie w jej wyniku ciało obumiera, i człowiek zamienia się w cos w rodzaju, hmmm żywego trupa.

- Takie lekarstwo jest tu widocznie dość potrzebne? Skoro panuje w tym Świecie? Ale chyba jest w zupełnosci legalne?

- Wiesz
– Aspazja wstała z krzesła i ujmując się pod boki powiedziała śmiertelnie poważnie – Z tego co wiem, ono nikogo nie wyleczyło. Ale, ponoć, zarazę wytępiono. W każdym bądź razie zaopatrzę nas w więcej takich buteleczek. I tak, jest całkowicie legalne. Żadnych fajnych efektów ubocznych.

- Rozumiem skoro będzie potrzebne? Mam jeszcze kilka innych informacji. Mój informator u Wilkensona przekazał mi kasetę z filmem nagranym podczas przesłuchania jedynego z marynarzy, który przeżył atak na Zakazanych Wodach. Masz u siebie odtwarzacz PT4?
- podał jej szarą kopertę, która wcześniej przezornie sprawdził. - Nie wiem czy to sie przyda, nie widziałem jeszcze tej taśmy, uznałem, że Ty powinnaś zobaczyć ją pierwsza Aspazjo.

Wskazała mu drzwi i wrócili do jej pokoju. Wyciągnęła kasetę z koperty i włożyła do odtwarzacza, Evros patrzył jak kawałek czarnego plastyku znika w wąskiej szczelinie urządzenia. Po chwili na ekranie ukazał się zaśnieżony i kiepskiej jakości obraz. Baronówna usiadła obok niego. Film był wykonany przez jakiegoś kiepskiego operatora, obraz trząsł się i dźwięk czasami był nie do końca idealny ale główny przekaz rannego marynarza odczytali wyraźnie.
Mężczyzna na filmie był wycieńczony, ranny i wystraszony, to de Varass widział w jego oczach. Oczach człowieka, który uratował się z piekła. Przekaz był makabryczny:" Wpłynęliśmy na Zakazane Wody, przez pierwsze dni pogoda była spokojna, to był dobry połów. Przez lata omijano te wody teraz jest tam mnóstwo ryb. Mieliśmy wracać gdy pogoda oszalała. Bez żadnej zapowiedzi niebo zasnuło się chmurami, wzmógł się wiatr a z nieba lało, nie było granicy między morzem a niebem. Później było już tylko gorzej, grobowa cisza, żadnego deszczu, wiatru, dźwięku. Tylko czarne chmury. Morze jak szkło. Byłem wtedy na burcie, patrzyłem w wodę i widziałem jak w głębinach coś błyska jak płomień świecy. Blask rósł, aż wreszcie uderzył w łódź, zachwiało krypą. Po tafli przemykały drobne iskry. Próbowaliśmy wezwać pomocy, ale radiostacja nie działało, tak samo światło i silniki. Nasza łajda była martwa. Znad wody zaczęły unosić się cuchnące opary, których zapachu nie mogliśmy wytrzymać. A potem nadeszły istoty z głębin. Wspięły się po burcie i polowały na nas jak na zwierzęta. Ja przetrwałem bo schowałem się. Resztę zabrali."
Tu film się skończył, a Evros zapytał: - Czyli to Oroyme atakują statki? Czy żyją tu jeszcze jakieś inne inteligentne rasy wodne?

- Nie. Jedna rasa. Chyba chciałam wierzyć, że to nie Oroyome
. – baronówna posmutniała. – Oczywiście i tu jak na Meduzie mogły być użyte środki halucynogenne a z wody mogą wychodzić też ludzie w skafandrach. Coraz więcej danych a do rozwiązania zagadki wciąż tak samo daleko. –skrzywiła się - Masz jakieś teorie? – Wyłączyła film i chwilę stała w milczeniu tyłem do najemnika. W końcu odwróciła się – Chętnie wysłucham każdej, próbującej podsumować to co wiemy.

- Ten gas, te opary, to może być jakaś substancja halucynogenna? Możliwe, że atakujący jakoś się przebierają albo coś, żeby zrzucić winę na oroyme? To by byłe inne możliwości, jeśli nie, to wszystko wskazuje na Oroyme... przykro mi
- dodał widziąc, jak na notabene ładnej buzi jego chlebodawczyni, zagościł smutek.

- Tak, gaz to szansa dla teorii spiskowej. Zastanowię się nad tym. Mam jeszcze jedną prośbę. Dasz ten film Nadii do analizy? Żeby wykluczyć fałszerstwo. To co myślisz o podróży batyskafem?
- zmieniła temat – Duszno, ciasno i smrodliwie. Ekscytujące, prawda?

Evros wyciągnął kasetę z urządzenia, Nadia powinna sobie poradzić z tym bez problemów. - Nie ma sprawy, pewnie gdzieś się kręci jeszcze. Co do wyprawy batyskafem, mam coś jeszcze. Coś co powinnaś zobaczyć - położył zdjęcia otrzymane od Rączki na stoliku przy którym siedziała.

- To zdjęcie wykonane z niebiańskiego oka, większość zasłaniają Chmury, ale ta niewyraźna plama to platforma kopalin w pobliżu el Mook. Obok widzisz dwa statki. Problem w tym, że po epidemii skorup i rebelii Poszukiwacze zabrali swoje skafandry i kilofy, i zwiali z Archipelagu. Może Pozyskiwacze szukają złomu, może ktoś szuka cichego miejsca, może to ten Belliach?

- Hmm
- uważnie obejrzała fotografie – Nadłożymy drogi? – właściwie widać było, że decyzję już podjęła.

- Dlaczego nie, o ile wcześniej pozwolisz mi się upewnić, że to będzie w miarę bezpieczne?

- A jak masz zamiar się o tym upewnić?
- w oczach Aspazji zapaliły się znane już Evrosowi iskry niezadowolenia. – Wiesz, ze jeśli tam jest bezpiecznie to znaczy, ze nie ma tam po co płynąć?

- Wiem, wiem i to mnie martwi
- dodał nieco rozbawiony Hazat. - To miał być żart, chcę po prostu byś na siebie uważała i tyle. I wiem, nie jesteś małą dziewczynką - potrafisz o siebie zadbać. To tylko ja tak już z przyzwyczajenia marudzę. Może się starzeję?

Aspazja zmieszała się na tę odpowiedź.
- Nie jesteś taki stary. – powiedziała za szybko i tym razem już się zaczerwieniła, tym bardziej, że najemnik wyglądał jakby miał wybuchnąć śmiechem – Cholera… to znaczy przepraszam…

- Pomożesz mi zebrać wszystkich w mesie? Za pół godziny powiedzmy. Podsumujemy informacje i zaplanujemy podróż na Samarę przez el Mook.
- Dobrze
- zdusił w sobie zbierający się śmiech i już całkiem poważnie powiedział - zaraz wszystkich zawołam. Wstał i ruszył w stronę drzwi, ale odwrócił się w ostatniej chwili: - I nie przepraszaj, dobrze czasami rozładować atmosferę.

Wyszedł z kajuty swojej przełożonej w dobrym nastroju. Ogólnie ten dzień wiele zmienił w jego życiu. Przestał być już banitą i to się liczyło. Przynajmniej do czasu zakończenia procesu. Zwołanie wszystkich nie zajęło mu dużo czasu. Przy okazji wręczył Nadii taśmę wyjaśnił co ma z Nią zrobić.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 02-09-2010, 19:40   #13
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Almalicki przepych zdecydowanie jej odpowiadał. Kusiło, żeby zrobić sobie tydzień wakacji, dać się komuś zaprosić, do tych komnat pachnących kadzidłem, wyściełanych dywanami i poduszkami i ich wszelkimi odmianami, na których mnogość musiały istnieć oddzielne, nieznane Aspazji słowa. W pokoju audiencyjnym szejka czuła wręcz swędząca ochotę żeby rzucić się na wznak w puszyste posłania, sprawdzić czy są tak wygodne i miękkie jak obiecują. Pochyliła się, pogładziła aksamit, o idealnej fakturze, przeszedł ją dreszcz, swędzenie się nasiliło, policzek jakby sam zmierzał w stronę poduszki, pochwaliła wystrój i bardzo, bardzo musiała się pilnować. Był to zapewne wynik nadużywania farmaceutyków, tak przynajmniej sobie tłumaczyła, w pierwszej oficjalnej warstwie myśli, bo głębsza świadomość szeptała też coś o wyobcowaniu i odrzuceniu i o tym, że tak, dobrze pamięta z dawno czytanych podręczników, od tego można zwariować. Hermes o idealnej fryzurze na dobre zagościła w jej głowie. Przekleństwa, które baronówna rzucała po cichu na wszystkie religie i bogów świata wcale nie rozwiązywały problemu. Przez chwilę rozważała nawet pomysł, żeby dać się wyegzorcyzmować Nicodemusowi. Ale przecież żeby placebo zadziałało trzeba w nie wierzyć. Długi pobyt poza rodziną uświadamiał jej, że naprawdę miała duszę bluźniercy. I szczęście, że trafił jej się, jako spowiednik, ktoś taki jak ten Eskatonik.

Oglądając pałacowe zbiory wreszcie skupiła myśli. To również nie było zbyt korzystne, bo na widok smoka obdarzyła szejka uśmiechem tak szerokim, że sztywny i znakomicie wychowany sędzia Torchady, popisując się prawdziwym refleksem, szturchnął ją boleśnie w bok. Skarcona Aspazja pochwaliła niesamowity szkielet.

Prawdziwe zainteresowanie w baronównie obudziła jednak dopiero kolumna z czarnego metalu. Oglądała ją uważnie, obchodząc wielką bryłą kilkakrotnie. Zrobiła kilka dyskretnych zdjęć. Torchady niemy świadek jej okropnego zachowania, chcąc nie chcąc odwracał uwagę gospodarza. Aspazji znalezisko genina kojarzyło się z Kano. W konwersacji przytakiwała szejkowi.
- To prawda, że po wyjaśnieniu piękne tajemnice często zmieniają się w zwyczajne historie. Ale wiedza, gdy narasta zawsze odkrywa przed nami nowe pytania. – uśmiechała się grzecznie jak uczennica do nauczyciela - Jak sam powiedziałeś, wasza wysokość, "wiedząc skąd idziemy, wiemy gdzie zmierzać." Kolumna jest niezwykle piękna. Jak piękny musi być cały statek. Wiele by nam powiedział o tym skąd przyszliśmy.
- Mogę się jej uważnie przyjrzeć? – zapytała jakby tego właśnie nie robiła od dobrych kilku minut. – Wspominał gdzie ją znalazł, ten pozyskiwacz, Dreake?

Najciekawszy był jeden z piktogramów. Go również sfotografowała.. Może kto inny wypatrzy tu rzeczy których ona nie widzi, albo chociaż objaśni rysunek.

O Williama Dreaka, zapytała jeszcze potem Torchadego. Gdzie mogłaby go znaleźć? Takie spotkanie z pewnością byłoby ekscytujące.

***

Planeta, na której mieli zostać tylko chwilę, wciągała ich w swoje sieci coraz głębiej. Baronówna potrzebowała odwiedzić Samarę, żeby uzyskać próbki porównawcze do swoich poszukiwań. Jednocześnie zagadka zaginięć marynarzy sama wypływała przy wszystkim, co robiła. Wiązała się w jakiś sposób z przeszłością jej pilota, a na niej wycisnęła piętno niepotrzebną śmiercią marynarza. No i był jeszcze Kano. Odkrycie, które przerastało swoich odkrywców.

***

Aparat był już odczuwalnym wydatkiem. Oczywiście miała fundusze, ale chwilę gdy będzie musiała sięgnąć po klucz do rodzinnego skarbca wolała odwlec jak najbardziej. Do Nadii miała więc ważne pytanie. Czy któreś z rozwiązań technicznych z sarkofagu dadzą radę opatentować?

***

Batyskaf, który wynajęła w biurach Żeglarzy wyglądał dość przerażająco. Wielka kula z bardzo grubej stali, w wielu miejscach zaśniedziała i porysowana, z pewnością pamiętała lepsze czasy, kilka pokaźnych wgnieceń również świadczyło o burzliwej przeszłości, także miało się ochotę zapytać, czy poprzednie załogi przeżyły swe podróże, a jednak w Gildii zapewnili ją że to pierwszorzędny sprzęt, jeden z nielicznych takich statków, zdolny pomieścić nawet osiem osób, choć spać trzeba będzie na zmianę.
Wnętrze składało się z czegoś w rodzaju kajuty z trzema łóżkami i sporym schowkiem, gdzie zmieściły się wszystkie skafandry, i całkiem sporej sterowni, z kolejnymi dwoma posłaniami. Nieco cuchnęło. A przynajmniej Aspazja udawała, że tylko nieco. Była jednak przekonana, że podmorskie widoki zrekompensują im te niedogodność. O ile wszyscy będą chcieli płynąć.

***

Szła do laboratorium pobrać próbki własnej krwi, kiedy spotkała pilota. Chwilę rozmawiali. A właściwie to baronówna odbierała zwięzły raport. Pocieszała się, że przynajmniej jeszcze jej nie salutuje, a w batyskafie będzie za ciasno, żeby mógł porządnie trzasnąć obcasami.
Zrezygnowała z badań. Raźniej nie być jedynym wariatem na okręcie.

***

- Porozmawiajmy – można powiedzieć , że panna Mercouri dotąd unikała Kano. Był jak zagadka, której rozwiązanie, wiedziała to, leżało poza jej intelektualnymi możliwościami. Niepokoił ją i drażnił jej ambicję.

Golem zajął niewielką kabinę pasażerską na wprost jej apartamentu. Nie miał już wielkiego wyboru, tu było wolne, bo inni unikali bezpośredniego sąsiedztwa szefowej. I w kabinie go zastała. Przeszła do pytań szybko, ukrywając w tym pośpiechu własne zmieszanie.
- Jak się czujesz? Świat nie zaskakuje cię za bardzo? – widać było, że fizycznie jest w doskonałej formie, ale Aspazja zdecydowanie ucieszyłaby się, gdyby przyznał się do jakichś słabości, zmieszania, zwątpienia czy zwykłego strachu. To by było bardziej … naturalne. Potrzebowała potwierdzenia, dla intuicji, która mówiła jej, że golem nie jest rzeczą.
- Twój świat jest dla mnie obcy tak, jak dla ciebie dno morza, z którego mnie wyłowiłaś, w prawdzie mogła byś tam, żyć posiadając odpowiednie środki, ale bez nich udusisz się, niczym ryba na pokładzie statku. - zawahał się, jakby zastanawiał się ile powiedzieć - Jestem maszyną, a z tego co przeczytałem o historii, polityce i religii, o zmianach jakie nastąpił w nich od mojego ostatniego kontaktu, ze światem, wynika, że świat nie będzie się przejmował, tym jak bardzo jestem świadomy, jak wiele we mnie indywidualności i dążenia do osiągnięcia swoich pragnień, świat nie zważy na moją wolę, ale albo rozłoży mnie na części, albo zamknie niczym rzadki okaz zwierzęcia w klatce. To przedziwny wypadek losu, że trafiłem na ludzi, którzy najwyraźniej uznają mnie za coś normalnego. Aż za dziwne, ale to chyba to co Avram nazywał prawdziwym światłem.
- A matematycy nazywają prawdopodobieństwem. – Zażartowała choć mistyczne odwołania przyprawiały ją o lekkie dreszcze – Masz po prostu szczęście. Może poćwiczymy chwilę i pokażesz mi jak władać – zawahała się, czy używa właściwego słowa – mieczem, który mi pokazywałeś?
Sięgnął do pasa po broń.
- Nazywaliśmy to lancą, i o oczywiście możemy poćwiczyć, walka właściwie wygląda dokładnie tak jak walka kijem, dopiero strzelanie wymaga innego rodzaju chwytu niż tradycyjny pistolet, ale tego chyba nie przećwiczymy na statku. - wyciągnął rękę z lanca do Aspazji i podał jej lancę - Chwyć tutaj - powiedział wskazując, lekko wyprofilowaną część - teraz po palcem wskazującym masz spust, aby ją rozłożyć, musisz zacisnąć naraz mały palec, kciuk i palec środkowy, oraz tak jakby wstrząsnąć lancą w powietrzu.
Ćwiczyli blisko godzinę. Najpierw strzelanie, potem walkę szermierczą. Ona była zlana potem, po nim nie widać było żadnego zmęczenia. Tutaj fakt, że jest golemem przysłużył się i Aspazji, nie doskwierał jej ból zranionej ambicji, że była gorsza, bądź co bądź biologia ma swoje ograniczenia. Później, gdy już się umyła, zasypała go właściwymi pytaniami.
- Dlaczego ten twój wrak, to znaczy sarkofag, wylądował właśnie na tej planecie? Czy według twojej wiedzy znajdziemy na niej jeszcze coś ciekawego, jakieś artefakty z twoich czasów? Gdzie powinniśmy lecieć, żeby odnaleźć twojego kapitana i jego planetę, dysponujesz w pamięci jakimiś mapami, które moglibyśmy nałożyć na mapy współczesne? Poszedłbyś ze mną do laboratorium? Dałbyś mi kilka próbek, krew, włosy, kawałek skóry.
Najważniejsze zostawiła na koniec. Rozłożyła na biurku zdjęcia czarnego bloku i jego piktogramów. Pochyli się nad nimi oboje.
-Wiesz, czym jest ta kolumna? –zapytała- Niejaki William Draeke ją znalazł. Może być częścią twojego statku? Potrafisz odczytać znaczenie tego rysunku? – w jej głosie dźwięczała nadzieja, której nie umiała ukryć.

***

Wieczorem, już po zachodzie słońca, w końcu zebrała wszystkich w messie Rybki. Od razu przeszła do sedna.
- W porcie czeka na nas batyskaf. Wypływa jutro w południe. Ze mną na pokładzie na pewno. Serdecznie namawiam wszystkich na tę podróż. Będzie ciasno, smrodliwie i mam nadzieję niebezpiecznie. Płyniemy na Samarę, gdzie szejk izoluje Oroyome. Spróbujemy tam dowiedzieć się czegoś o zaginięciach marynarzy, Czarnym Beliahu i przeszłości Sorena. Ja zbiorę próbki do moich badań genetycznych.
Soren, twoje papiery twierdzą, że potrafisz pilotować wszystko? Założyłam, że batyskaf również. W razie czego oto lektura na noc – wręczyła pilotowi gruby plik pożółkłych książeczek. – W Gildii przekonywali mnie, że to łatwizna. Dwa przyciski, jedna dźwignia.
Przygodę przewiduję po drodze, bo zahaczymy o opuszczoną platformę wiertniczą , której powinno nie być. Znajduje się ona u wybrzeży el Mook.
Kolejną rzeczą, którą bym chciała zrobić na Madocu, jest poznanie genina Wiliama Dreaka. Jeśli ktoś z was o nim coś wie chętnie posłucham.
Kano awansował na członka załogi i proszę wszystkich
–uśmiechnęła się do Nadii – o traktowanie go jak osoby.
Ciebie Kano proszę nie weryfikuj mojego idealistycznego osądu.
Chciałam również zwrócić waszą uwagę na te fotografię. Może ktoś z was potrafi rozszyfrować piktogram?
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 02-09-2010 o 23:49. Powód: kilka odpowiedzi Kano, cdn , mam nadzieję ;)
Hellian jest offline  
Stary 03-09-2010, 01:49   #14
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Po cichym powrocie na Rybkę Soren tylko rozłożył broń, żeby wyschła i natychmiast poszedł spać. Skoro nikt ich nie śledził, to przez najbliższe kilka godzin nic go nie obchodziło.
Dopiero gdy się wyspał poszedł złożyć raport baronównie. Spotkał ją na korytarzu, najwidoczniej skądś właśnie wracała. Odchrząknął, żeby zwrócić na siebie jej uwagę, a gdy się odwróciła w jego stronę, stanął na baczność, zasalutował nieco niedbale i powiedział:
- Jaśnie Pani, melduję powrót z tankowaca Tadżyka. Brak śladów przemytu niewolników, ani innych kontaktów z Beliahem. Zastraszony bronią mat zarzeka się, że nie ma nic wspólnego z piratami. Obiecał zdobyć informacje o Beliahu w zamian za niewtrącanie się w jego sprawy. Tylko mnie widział.
Skończywszy meldunek stuknął obcasami i stał wyprostowany czekając na ewentualne rozkazy. Aspazja chwilę patrzyła na wyprostowanego jak struna pilota.
- A w głowę nie dostałeś co, Soren?
- Bynajmniej, baronówno - odpowiedział całkowicie poważnie, choć nieco zdziwiony.
- To dobrze – uśmiechnęła się - objawy mnie zmyliły. Nie mam rozkazów, ale wieczorem chciałabym się spotkać ze wszystkimi w messie. Wpadnij.
- Zrozumiałem - odparł, po czym kiwnął na pożegnanie głową, obrócił się na pięcie i odszedł.

Myślał o tym, żeby popołudnie przesiedzieć w swojej kajucie, na wypadek gdyby ktoś poszukiwał odpowiedzialnych za burdę na tankowcu i bądź co bądź postrzelenie jednego z ludzi Tadżyka. Jednak perspektywa nudzenia się przez najbliższe dwa dni przekonała go, że nie ma wielkiego sensu tak się kryć. Ruszył więc do tawerny "Bryza" z nadzieją zbadania nieco terenu i być może znalezienia sobie towarzystwa na resztę pobytu na tej planecie. Najpierw jednak odwiedził Zhenga. Porozmawiali chwilę o pogodzie, przy czym Soren nie omieszkał nadmienić, że wie z pewnego źródła, iż podany mu wcześniej trop był fałszywy.

Tawerna pełna była gwaru, dymu tytoniowego i pijanych marynarzy. W pewnym momencie przewinął się tam też Evros, lub ktoś bardzo do niego podobny. Pilot, jakkolwiek zaskoczony, nie dał po sobie poznać, że go zna. Prawdopodobnie żadnemu z nich nie było na rękę przyznawać się w takim miejscu do przeróżnych znajomości, czy kontaktów.

Soren siedział właśnie przy barze, sącząc powoli piwo i odrywając usługującą tam dziewkę, niejaką Jessicę, od pracy, gdy przez otwarte na moment drzwi zobaczył, że gromadzi się tam banda janczarów, najwidoczniej dowodzona przez jakąś kobietę. Mogli szukać jego, ochroniarza Aspazji, lub dowolnej innej osoby. W takim lokalu raczej nie brakowało obiektów zainteresowania dla władz. Ale ostrożność nie wadziła. Starając się jak najmniej dać po sobie poznać, że coś go zaniepokoiło, wstukał w skrzekotkę wiadomość dla Evrosa i ostrożnie zaczął się rozglądać za drugim wyjściem. Niestety też było obstawione.
- Jess - szepnął do nowopoznanej dziewczyny - czy jest tu jakieś wyjście przez kuchnię?
Dziewczyna otwarła szeroko oczy ze zdumienia, ale pokiwała głową.
- Mogę nim wyjść? Przed chwilą wszedł facet, którego wolałbym nie spotkać twarzą w twarz. Wiesz, jestem tu incognito. Tajna misja.
Barmanka znowu pokiwała głową. Oczy świeciły jej się z podniecenia. Najwidoczniej jej życie było na tyle nudne, że cieszyła się na samą myśl o wplątaniu się w aferę szpiegowską, nie do końca świadoma konsekwencji. Nim jednak zdążyła go wyprowadzić do środka wpadli janczarzy. Cała akcja została przeprowadzona dość sprawnie. Na całe szczęście Soren nie był tym, którego szukali. Na nieszczęście był nim Evros.

Gdy tylko Soren wydostał się poza zasięg zainteresowania zbrojnych, ponownie wyjął skrzekotkę i przesłał do Deana: "Problemy przy Bryzie. Weź broń." Na wszelki wypadek przygotował też swój pistolet. Nie mógł co prawda strzelać do ludzi al-Malika, ale miał pewne szanse na dostanie się do środka bez zwracania ich uwagi. Albo na odwrócenie ich uwagi, gdyby Dean nie zdążył na miejsce zanim wyprowadzą Evrosa. Okazało się jednak, że wszelkie zachody nie były potrzebne, bo Evros wyszedł z tawerny sam, bez pomocy i bez asysty. Pilot natychmiast wmieszał się w tłum i okrężną drogą wrócił na pokład okrętu.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 05-09-2010, 16:28   #15
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Genina Williama Dreaka - członka gildii pozyskiwaczy - można było w mieście spotkać nadzwyczaj rzadko, większość roku spędzał na morzu, a raczej pod powierzchnią wody, bowiem zwykł wyruszać w samotne rejsy na pokładzie swojego batyskafu "Posejdon", często zapuszczał się na Zakazane Wody. Nie słyszano by jego wyprawy były szczególnie owocne, niektórzy podejrzewali, że to samo pływanie w głębinach jest dla niego nagrodą, lub też żył wedle zasady >> nie ważne co znajdziesz, ważne że szukasz<<, jeśli coś trafiło w jego ręce to musiał sprzedawać to poza miastem, mówiono, że był człowiekiem o znajomościach sięgających daleko poza archipelag. Choć część z zdobyczy zapewne pozostawała w jego kolekcji. W Ayanie miał swoją rezydencje, która zarządzała jego córka Melponea, bardziej znana jako kustosz Maski i właścicielka amfiteatru. Ona też mogła wiedzieć, gdzie obecnie Genin się znajdował, bo jedno było pewne, w mieście dawno go nikt nie widział.

Rozmowy przerwał gong i pojawienie się sługi, który zapowiedział przybycie kolejnych gości:
- Panie, Ambasador Eris Badb al Malik jest u bram. - pojawienie się ambasador zaskoczyło Szejka i można było sądzić, że też było dla niego problemem. Aspazja słyszała o ambasador, mówiono, że za nią kroczy ogień wojny. Zwykle książę Hakim posyłał ją w rejony ogarnięte konfliktem, a jeśli nie to dni pokoju były policzone. Jej pojawienie się w mieście sugerowało, że plan Szejka by podporządkować sobie zbuntowaną wyspę wchodził w decydującą fazę. Czuła, że jeszcze chwila a ugrzęźnie w więzach protokołu i nie dane jej będzie się wyrwać z pałacu przed świtem. Dlatego z taktem podziękowała Szejkowi za gościnę. Obydwoje mieli jeszcze wiele do zrobienia.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 05-09-2010 o 16:30.
behemot jest offline  
Stary 07-09-2010, 20:26   #16
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
- Dlaczego ten twój wrak, to znaczy sarkofag, wylądował właśnie na tej planecie? Czy według twojej wiedzy znajdziemy na niej jeszcze coś ciekawego, jakieś artefakty z twoich czasów? Gdzie powinniśmy lecieć, żeby odnaleźć twojego kapitana i jego planetę, dysponujesz w pamięci jakimiś mapami, które moglibyśmy nałożyć na mapy współczesne? Poszedłbyś ze mną do laboratorium? Dałbyś mi kilka próbek, krew, włosy, kawałek skóry. -

Uśmiechnął się,
- Nie nie wiem czemu moja kapsuła rozbiła się, akurat tutaj, jak mówiłem wypadek nastąpił w trakcie przechodzenia przez wrota. Być może miało to związek z ich zniszczeniem, po części w której w nie wleciałem. Niestety nie znam tej planety, a co do map, to owszem posiadam w pamięci mapy, porównując je z mapami, jakie znalazłem w waszym komputerze, znal lokację kilku planet których nie ma na waszych mapach, a nie znalazłem informacji o ich zniszczeniu. Ale studząc twój zapał, nie mam gwiezdnych kluczy. -
- Co zaś się tyczy, próbek, to krwi nie posiadam, włosy i skóra to syntetyczny twór. -


Trudno powiedzieć, czemu się roześmiała. - Informacja to jeden z moich ulubionych towarów. Opiszesz mi te planety i podasz współrzędne? A próbki skóry i włosów i tak chcę. Mimo, że nie są biologiczne. Albo nie do końca biologiczne. Proszę – pokazała na białe posłanie – to bardzo wygodna kozetka – mrugnęła do niego – i nie będzie bolało. - Jesteś naprawdę … ładnym golemem – miała całkowicie poważną minę – To właściwie smutne, że nie masz krwi w której mogą krążyć hormony. - Ale to w jaki sposób wspomniałeś Avrama i powiedzenie o prawdziwym świetle, było i poetyckie i pełne nostalgii… Wiem, jestem wścibska – uśmiechnęła się tym razem przepraszająco – próbuje sobie uporządkować w głowie to co o tobie wiem. Mój umysł domaga się klasyfikacji ,a ona mi się wymyka. Myślisz, że masz charakter kształtowany również behawioralnie? -

- Przyznam, że mam pewne braki w psychologi, jestem raczej typem wojownika, ale behawioralny charakter oznaczałby, że w takich samych warunkach, mając te same dane zadziałałbym tak samo. W takim razie razie odpowiedz, brzmi, nie. Ale tylko dlatego, że nie ma takich samych sytuacji, i warunków, panta rhei, wszystko płynie, a co za tym idzie jesteśmy zawsze bogatsi w doświadczenia, więc w pozornie takiej samej sytuacji, możemy, a przynajmniej ja mogę postąpić skrajnie różnie. - Usiadł na kozetce, i sięgną do głowy, wyrywając sobie kilka włosów i podając Aspazji. - Próbkę, skóry jeśli nie robi ci to różnicy pobierz z uda, To miejsce, które zakładam, często nie będzie wystawiane na pokaz, niestety nie wiem, czy na obecnym poziomie technologicznym, znajdzie się coś co ją zastąpi, w równie dobrym stopniu maskując moją naturę. - Kiedy wydawało się, że już skończył, dodał jeszcze.
- Zastanawiałem się jeszcze nad jednym, i zrozumiem, jeśli odmówisz, ale w tym świecie, i w każdym innym, w tych czasach, będzie mi ciężko przetrwać, bez odpowiednich dokumentów. Czy rozważyłabyś opcję, aby przyjąć mnie do swojej świty? Ty zyskałabyś ochroniarza, a ja zajęcie, i tożsamość, dopóki nie odkryję co robić dalej, jak szukać kapitana Avrama i Helliosa. -

- A co do tego posągu, to nie da sobie za to obciąć, głowy, ale wygląda albo na rdzeń, centralny, albo na komputer nawigacyjny z Posejdona, bratniej jednostki Helliosa. Dowodził nią kapitan Aegir, a avatarem okrętu była Milo. W czasie bitwy z barbarzyńcami, otrzymali potężne rany, i się wycofywali. Jeśli to faktycznie część ich statku, to prawdopodobnie tego nie przetrwali. - dodał ze smutkiem. - Istotne dla ciebie może być, że kapitan Aegir interesował się Oroyme i Annunaki. -




Wieczorem po wysłuchaniu Aspazji i jej propozycji powiedział.
- Na mnie możesz liczyć. Od dawna nie miałem okazji do jak to opisałaś, ciasnoty, smrodliwości, i niebezpieczeństwa. -
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 07-09-2010 o 21:20.
deMaus jest offline  
Stary 10-09-2010, 18:09   #17
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Zgodnie z zapowiedzią na pokładzie batyskafu było duszno, ciasno i bez przerwy coś stukało złowrogo. W czasie gdy łódź płynęła wynurzona można było przebywać na pokładzie, bez przerwy zalewanym falami, ale przynajmniej z świeżym powietrzem. Jednak gdy cel był coraz bliższy, wszyscy musieli gnieździć się w głębinach i zazdrościć Deanowi, który wolał pozostać na Rybcę by jak mówił "pilnować by nikt jej nie ukradł", choć biorąc pod uwagę niewygody podróży, wiedział co robi.

W końcu minęli Miyie i zbliżali się do stacji Poszukiwaczy. Sama stacja opierała się na szesnastu kolumnach wznoszących płytę i konstrukcję stacji kilkanaście metrów ponad linię morza. Jak na czas przez który była opuszczona i pozbawiona opieki była w dobrym stanie, choć widać już było pierwsze ślady zmęczenia materiału jednej z kolumn, co sprawiało, że płyta była minimalne pochyła. Kiedyś Gildia Pozyskiwacza próbowała wydobywać minerały z szelfu, na którym położony był Archipelag, niepokoje polityczne, oraz epidemia skorup sprawiły, że opuścili stację , nawet nie dbając o ewakuacje sprzętu. Przez pewien czas platforma była w rękach rebeliantów jako punkt obserwacyjny, ale czy status ten był utrzymany nie wiedzieli. Ponoć niektórzy pozyskiwacze odwiedzali ruinę by odzyskać złom i jeszcze sprawne narzędzia.
- Peryskop w górę. - przez szklany okular widoczny był zarys stacji, przy jednej z kolumn przycumowany został kuter rybacki z napisem na burcie "Muszelka", podobny do Meduzy. Nie widać było śladu życia.
- Na eteroskopie nic nie ma. - dodała Nadia. Stacja wydawała się być martwa, żadnej aktywności radiowej, zasilania, widocznych ludzi. Tak jakby cywilizacja zapomniała o swym dziele. Tylko kuter nie pasowało do całości.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline  
Stary 11-09-2010, 09:59   #18
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Większość podróży spędził wciśnięty w jeden z ciasnych kątów komory mieszkalnej batyskafu. Wokół siebie zgromadził całą dostępną na Rybce aparaturę badawczą, która mogłaby pomóc mu w zlokalizowaniu podwodnych żył geomancyjnych, o których czytał w notatkach zmarłego Eskatonika.

Błyszczące złotem i miedzą geosekstansy i eterogloby dzwoniły metalicznie przy każdym ruchu podwodnego wehikułu, w powietrzu roztaczały się zaś różnokolorowe opary ze zgromadzonych alchemicznych odczynników. Praca badawcza szła pełną parą. Ino efektów zbytnio nie było.

Nie udało mu się wykryć ani znacznej kumulacji duchowej energii planety, ani żadnego zaburzenia jej naturalnego biegu. Wyglądało na to, że przybył tu na darmo. Chyba że... dziwny, powracający losowo, odczyt na geomatografie, który w tej postaci dano mu zobaczyć pierwszy raz w życiu, jednak coś oznaczał. Tylko co...

Gdy dopłynęli na miejsce, postanowił oderwać się od przemyśleń. Z żalem opuścił bulgoczące dekokty, zbliżając się do sterówki.
- Chyba nie muszę pytać, co uczynimy dalej? - uśmiechnął się, wiedząc przecież dokładnie, iż reszta kompanii jest równie ciekawska jak on. - Gdzie przycumujemy?
 
Tadeus jest offline  
Stary 13-09-2010, 01:06   #19
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Spotkanie załogi mesie. Cóż za radość. Idąc tam Soren spodziewał się dowiedzieć czegokolwiek ciekawego. Zawiódł się. Spotkanie ograniczyło się w zasadzie tylko do wydania dobrze zawoalowanych rozkazów. Pilot przez cały czas siedział z półprzymnięktymi oczami i tylko po słowach "Spróbujemy tam dowiedzieć się czegoś o zaginięciach marynarzy, Czarnym Beliahu i przeszłości Sorena." pozwolił sobie na cichy, burkliwy komentarz: "Od dawna tylko o tym marzyłem."


Tawerna "Bryza" (muzyka)
Po spotkaniu jeszcze raz udał się do "Bryzy". Tawernę wypełniał dym, ludzie, zapach żłopanego piwa i stuk kufli, grzechot kości o kubki i stoły, oraz przekrzykiwania marynarzy spierających się o wynik rozdania gdy rżnęli w karty. Soren rozejrzał się po lokalu i nie zauważył śladów zasadzki, bywalcy zajęci byli swoimi sprawami i nie zwrócili na niego uwagi. Podszedł do baru. Tym razem gości obsługiwał tylko gruby, brodaty mężczyzna w brudnym fartuchu - idealny przykład stereotypowego karczmarza.
- Co podać?
- Morskiego diabła. Jestem Ernst Vogg, ponoć masz coś dla mnie. - Karczmarz łypnął na niego okiem, i podał kufel wypełniony oleistą mazią o zapachu tranu i pieprzu.
- Ponoć tak, ale mówią też, że jesteś gotów zapłacić za nią ptaka.
- Czegóż to ludzie nie gadają jak popiją - mruknął Soren z uśmiechem. Ale wszystko miało swoją cenę. Zapłacił za piwo i dorzucił feniksa. W zamian dostał zawinięty w papier pakunek wielkości dzbanka. Odszedł ze swoją zdobyczą w ciemny kąt sali, odwinął papier.
- Co to do licha? - Pod papierem najwyraźniej była gliniana figurka feniksa, dość popularny toten cesarstwa, jaki stawiano w obejściu by strzegł przed nieproszonymi gośćmi. Potrząsnął pakunkiem, nic nie grzechotało. Choć pakunek zdawał się być dość ciężki jak na zwykłą glinę. Nie miał żadnych magicznych symboli, poza dość niedbałą fakturą piór. Jedyne co zauważył, to że głowa została przyłączona na końcu do korpusu. Więcej nie znalazł.
Nie chcąc dłużej pokazywać się z tym, być może trefnym przedmiotem publicznie zawinął go z powrotem w papier, dopił trunek i wyszedł. Na Rybkę wracał okrężną drogą, co pewien czas upewniając się, że nie jest śledzony. Chyba zaczynał nabierać paranoi na tej planecie. W końcu wrócił bezpiecznie i zamknął się w swojej kajucie.

Odwinął znalezisko i na początek przyjrzał się papierowi, w który było zapakowane. Niestety nic go nie wyróżniało, czyli musiało chodzić o tę figurkę. Przyjrzał jej się jeszcze raz, bez skutku. Podobnie nie przyniosło efektu badanie eteroskopem. Głowił się jeszcze przez chwilę, po czym doszedł do tego samego wniosku, do którego zwykle dochodził. "Proste rozwiązania są najlepsze." Nie czekając dłużej pobiegł na moment do maszynowni, zabrał z niej piłę i brutalnie pozbawił feniksa głowy. Ze środka wysypały się gałganki i wypadła mała karteczka. Nie wyglądało na to, żeby w środku miało być jeszcze coś cennego, więc piłę odniósł na swoje miejsce i zajął się studiowaniem znaleziska. Lubił takie małe liściki, choć kojarzyły mu się z czymś zgoła innym niż polowanie na pirata.

"Opuszczona platforma w połowie między el Mook a Masrą przyciąga przemytników, widziano nieznane statki w tamtych rejonach. Może to handlarze. Wspólnik Doussue oferuje ludzi do każdej roboty za każdą cenę, może ma również to czego szukasz. Jednak jest on powiązany z Zhengiem, więc nie powołuj się na mnie. Spotkasz go w kasynie Karnawału."

Soren się uśmiechnął. Nie było dobrze, bo zamiast prowadzić dalej poszukiwania musiał płynąć z Aspazją. Ale po pierwsze miał już jakąś wskazówkę, a po drugie wyglądało na to, że szefowa na własne życzenie płynie na dokładnie tę samą platformę, którą chciał odwiedzić jej pilot. Czyż można chcieć czegoś więcej?

Okazało się, że można. Na widok ich nowej łajby Soren tylko ciężko westchnął.
- Czy ktoś spakował wiosła? - rzucił w kierunku towarzyszy niedoli.
Nie było jednak co marudzić. Wpakował się do wnętrze batyskafu i wziął do roboty.


Cztery dni później, Soren siedział po almalicku na mostku batyskafu. Opary, którymi od niemalże początku wyprawy próbował ich zagazować wielebny Nicodemus już mu przestały przeszkadzać. Na sobie miał idealnie zadbany mundur floty cesarskiej. Na ramionach połyskiwały epolety chorążego. Strój był w znacznie lepszym stanie niż cokolwiek innego, co Soren posiadał i wyglądał na ostateczną broń w rozmiękczaniu niewieścich serc. Nie na darmo mawiało się, że "za mundurem panny sznurem". Tym razem jednak miał inne rzeczy na głowie niż rozmiękczanie czegokolwiek, a okazja do założenia odświętnego ubioru najwidoczniej była jakaś inna niż natłok samotnych kobiet w okolicy.

- Chyba nie muszę pytać, co uczynimy dalej? - zapytał Nicodemus. - Gdzie przycumujemy?
- Ośmielę się zauważyć, Wielebny, że ważniejsze niż "gdzie" jest "kiedy". Pod osłoną nocy będzie łatwiej i bezpieczniej zrobić zwiad. Ze strategicznego punktu widzenia: najpierw wchodzimy na kuter od tej strony, której nie widać z platformy. Jest mniejszy i łatwiej z niego uciekać w razie czego.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 13-09-2010, 16:43   #20
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
Po odprawie na której głownie milczał wybrał się do swojej kajuty a następnie do sali treningowej. Zastanawiał się, nad tym czy powinien występować w roli żołnierza czy tez milczącego cienia. Ale po chwili doszedł do wniosku, ze dobrze będzie przygotował się na obie wersje. Do ubrania, które juz mial dołączył jeszcze coś na wzór dużego kaptura. Widoczność i tak miał dobra, zważywszy na jego czujniki, ale jak mawiał kapitan Avram, "niech inni myślą ze maja przewagę."

Tuz przed wyruszeniem udał się jeszcze do Evrosa, który jak już zdążył sie domyślić, ma na statku najwięcej do powiedzenia, w kwestii broni, i zapytał, czy jego bron, nie wyda sie nazbyt egzotyczna, a jeśli tak, to czy nie miałby czegoś co mogło by zapewnić, mu większą anonimowość.
W batyskafie chyba jako jedyny nie odczuwał duszności i reszty rzeczy, które były najwyraźniej uciążliwe dla jego towarzyszy. Po jakimś czasie dopłynęli do opuszczonej stacji, ale okazała sie nie całkiem opuszczona, a przynajmniej jeszcze nie dawno nie byla opuszczona, gdyż cumował przy niej kuter.

- Chyba nie muszę pytać, co uczynimy dalej? - zapytał Nicodemus. - Gdzie przycumujemy?
- Ośmielę się zauważyć, Wielebny, że ważniejsze niż "gdzie" jest "kiedy". Pod osłoną nocy będzie łatwiej i bezpieczniej zrobić zwiad. Ze strategicznego punktu widzenia: najpierw wchodzimy na kuter od tej strony, której nie widać z platformy. Jest mniejszy i łatwiej z niego uciekać w razie czego.
- Proponowałbym jeszcze inne rozwiązanie, Jako, ze mi nie przeszkadza woda, i zimno, moglibyśmy oddalić sie nieco, na tyle abym mógł wyjść z batyskafu, tak aby nie ryzykować wykrycia. Mógłbym podpłynąć do stacji z drugiej strony. W razie kłopotów moglibyście, doskonalą dywersje na tyłach wroga, która pewnie przydała by się w ewentualnym odwrocie.
-
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 13-09-2010 o 16:44. Powód: Post Autorstwa deMaus, ja go tylko wrzuciłem.
behemot jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172