Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-02-2011, 11:51   #21
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Ragnar przekrzywił szyję tak mocno, że aż strzeliła, ukłonił się lekko, odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku zbrojowni. Tam miał swoje graty. Szedł dość szybkim krokiem i wiedział jedno - najbardziej wartościowy członek drużyny też tam będzie. Może i nie był Wilkiem, jak on. Był za to żołnierzem, jak on. Nie jakimś tam inkwizytorkiem, który nie wie czego chce. Westchnął. Wszedł do zbrojowni. Założył czarny pancerz Szwadronu Śmierci, cały czas nucił coś pod nosem, coś śpiewał. Nie były to heretyckie przyśpiewki, czy jakieś niepoważne sprośne piosenki których znał kilka. Po prostu pieśń wojenna. Szedł na wojnę, wiedział o tym. Wiedział, że może już nie wrócić.


Po ubraniu pancerza wziął do ręki miecz łańcuchowy i sprawdził działanie owej broni. Kiedyś wyposażony tylko i wyłącznie w miecz łańcuchowy poderwał ludzi do szturmu na pozycje eldarów. Uśmiechnął się pod nosem. Uruchomił ostrze. Wykonał kilka cięć w powietrzu. Działało bez zarzutu. Każdy, ktokolwiek znał się na broni czyli był Marines, wiedział o tym, że to jest broń od której zależy życie. Broń palna, bronią palną. Laserowa, laserową... Jednak posiadając nawet największe działo nie strzeli się z niego w kierunku wroga, który jest za Tobą. Założył miecz przy pasie. Podszedł do broni palnej.


Osobiście nie wiedział czemu wszyscy stawiają na broń inną niż ręczną. Amunicja kiedyś się kończy. Jednak doceniał i szanował sprzęt tego typu jak boltery. Sam posiadał jeden i był wsparciem dla drużyny jeżeli idzie o broń palną. Szczególnie ciężką. Szczególnie bolter i wsparcie ogniowe. W walce na średnie dystanse niszczyła przeciwnika i załamywały jego morale, może poza orkami ale ci musieli posiadać jakiś szał bojowy. Tak czy inaczej uzupełnił amunicję i sprawdził stan broni. Naoliwiona i naładowana. Wycelował w koniec korytarza. Bydlę sporo ważyło, miało kopa i odrzut. Nic z czym mairne w ciężkim pancerzu nie byłby w stanie sobie poradzić. Podniósł broń do góry i oparł na ręce. Był gotów. Był gotów by zejść na dół i wypełnić zadanie.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 09-02-2011 o 12:21.
one_worm jest offline  
Stary 09-02-2011, 13:58   #22
 
Revan Jorgem's Avatar
 
Reputacja: 1 Revan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znany
Młody sierżant wstał, zasalutował i poszedł w kierunku zbrojowni. Ci którzy dotąd nie widzieli, zauważyli że jest on najmniejszy z grupy, zaledwie jakieś 175 cm ale dla snajpera to nawet lepiej- ciężej go zauważyć.
Od zbrojmistrza wziął swoją broń. Swój stary wysłużony Karabin Gaussa. Jako broń snajperska już nie był używany praktycznie wcale. Nie to że siła obalająca broni była słaba, nie to że miał zbyt duży odrzut. Oddziały imperialne stawiały teraz bardziej na szybkostrzelności niż precyzji, a ta broń należał do drugiej kategorii. Siła strzału była potężna, co z dość niewielkim odrzutem stanowiło prawie że idealne połączenie, lecz szybkość z jaką można było oddać drugi strzał sprawiała że lepie było żeby ten pierwszy był rozstrzygający. Broń, według generałów i doradców wojskowych, była zbyt potężna dla zwykłych żołnierzy, teraz używały tego jedynie elitarne oddziały i komandosi, gdyż pocisk przebijał praktycznie każdy pancerz. Ten egzemplarz dodatkowo miał ze sobą związaną historię, według Revana miał swoją duszę. To z niego zabiłem swoją pierwszą ofiarę podczas zamieszek w Torim sześć lat temu. To był sam przywódca tych, którzy domagali się narzucenia władzy separatystów, kultystów Mrocznych Bóstw, chcących odłączyć cały system od Imperium. Pamiętał że wtedy nie chciał patrzeć w oczy swojej ofierze ale z biegiem czasu i to się zmieniło, wiedział że jeśli wróg nie ma zbyt mocnego pancerza lepiej celować w klatkę piersiową, przynajmniej jest duża szansa że będzie obserwował własną pierś ale gdy ma się taki pancerz jak marins na przykład trzeba mierzyć w najsłabszy punkt, oczy. Obejrzał broń, mieli szczęście że nie uszkodzili tutaj jego skarbu, innego karabinu nie chciał.

Potem wziął swój podstawowy zestaw do walki wręcz, pistolet laserowy i niezwykle wykonaną katanę wspomaganą. Podczas oblężenia o broń jest zwykle trudno i nikt nie ma skrupułów od wydzierania z martwych rąk broni, którą trup dzierżył za życia. Tak było też w tym wypadku.
-Kiedyś- zaczął mówić do stojącego obok Ragnara- ten miecz został wykonany na specjalne zamówienie podpułkownika Icea, który utrzymał ruiny szpitala ostrzeliwane przez plugawicieli, a potem zatrzymał szturm opancerzonych wyznawców Tzeentha, sam ginąc w obronie swoich rannych towarzyszy. Podobno jakby odszedł stamtąd z piętnaście sekund wcześniej jeszcze by żył ale musiał poczekać aż zabiorą stamtąd ostatniego rannego.
Rzeczywiście, nawet wygląd tej broni był niezwykły. Długa rękojeść była owinięta niebieskim materiałem, aby podczas walki miecz przypadkiem nie wypadł ze spoconej ręki. Jelec był dość nieduży, zaś taszka, część przed ostrzem, miała znak płatka śniegu. Najniezwyklejszą częścią było ostrze, długie, koloru niebieskiego, a im dalej szedł wzrok, to kolor wydawał się intensywniejszy, aż na końcu zdawałoby się że to czysty lód. Dodatkowo z ostrza unosiły się chłodne opary. Zbrojmistrz już wcześniej chciał odkupić miecz od Revana proponując za to do wyboru jakąś dowolną rzecz jaką tutaj ma plus najlepszą rękawicę wspomaganą na składzie ale musiał obejść się tylko smakiem. Tak samo teraz, gdy już miał otworzyć usta, sierżant przecząco pokręcił głową uprzedzając jego zamiary.

Dobra całą broń już miał. Dziako Gaussa, swoją katanę, lekki bolter i dwa noże wojskowe. Poprosił też o sprzęt dodatkowy i lepszy plecak niż ten, z którym tu przyleciał.
-Jeszcze poproszę brązową i ciemno-zieloną farbę w spreju- powiedział na koniec. Zbrojmistrz popatrzył na niego zdumiony ale poszukał i po chwili postawił na stole obie farby.
-Po co ci farba?
Revan wiedział że o misjach takich jak ta lepiej nie mówić głośno i odpowiedział tylko:
-Na wszelki wypadek- z tego co widział w sali odpraw, w dżungli raczej kolor jego pancerza, dzięki któremu tak skutecznie ukrywał się wśród budynków i gruzów, nie zapewni takich samych efektów na miejscu do którego lecą. Wolał przemalować szary pancerz i Gaussa na inny kolor.
Udał się do swojej kajuty, w której przemalował swój sprzęt i starał się przestudiować jak najwięcej szczątkowych informacji o faunie i florze, oraz mapy terenu. Zajęło mu to kilka godzin ale czyż ten trud miałby się nie opłacić?
 
__________________
Gdy cię mają wieszać w ostatnim życzeniu poproś o szklankę wody, nigdy nie wiadomo co się stanie zanim ją przyniosą.

Ostatnio edytowane przez Revan Jorgem : 09-02-2011 o 14:10.
Revan Jorgem jest offline  
Stary 09-02-2011, 14:40   #23
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Kilka godzin później Zuriel udał się do zbrojowni. Po krótkiej dyskusji udało mu się namówić kwatermistrza aby mógł osobiście udać się w czeluści magazyny i samemu wybrać sprzęt.

Pierwsze po co sięgnął to własny bolt pistol, dopiero teraz poczuł jak dziwnie było mu bez znajomego ciężaru w kaburze na udzie.
Najpierw skierował się w stronę stalowych szaf z bronią białą. Nigdy nie rozumiał zamiłowania ludzi do walki wręcz. Z własnego doświadczenia wiedział że jeśli znajdował się na tyle blisko przeciwnika aby ten mógł go zaatakować coś poszło tragicznie nie zgodnie z planem. Ze znużeniem prześlizgnął wzrokiem po rzędach ostrzy dopóki nie wypatrzył tego czego szukał.

Pałka energetyczna, dokładnie taka jakiej latami używał podczas patrolowania niższych partii Scintilli. Główną jej zaletą było to że sam się nie potnie przy nieudanej próbie parowania. Dodatkowo po uruchomieniu broń tą otaczało regulowane pole energetyczne. Już przy średniej mocy mógł sparaliżować przeciwnika ledwo go dotykając.

Następnie przyszedł czas na broń palną, i tym razem mu się poszczęściło i znalazł Spectre. Produkowany przez korporację Cadence karabin automatyczny używający standardowej, bez łuskowej amunicji, z wbudowaną na stałe strzelbą. Powinien doskonale nadać się do walki w dżungli i w budynkach. Niestety dostępny egzemplarz nie miał selektora ognia więc będzie musiał ręcznie zmieniać magazynki z różnymi rodzajami amunicji. Poza dużym zapasem normalnych pocisków zabrał również pociski przeciw piechotne, powszechnie zwane dum dum, pudełko przeciw pancernych Man-stopperów oraz garść podpalających pocisków Inferno do strzelby.

To było łatwe, teraz przyszedł czas na dodatkowy ekwipunek, większość z tego co leżało na półkach na pewno okazałoby się przydatne ale nie mógł przecież targać wszystkiego ze sobą.

Auspex był rzeczą konieczną ale jego obsługa była zbyt skomplikowana ja na Zuriela, będzie musiał napomnieć o nim kapłanowi maszyn.
Na wszelki wypadek zabrał kilka dodatkowych filtrów do respiratora, już miał odejść gdy przypomniał sobie o słowach Lady Octavii na temat pyłów niszczących owe filtry. Po chwili wachania zdecydował się jeszcze na Re-breather. Lepiej dźwigać ze sobą ważące nieco ponad kilogram niezależne źródło powietrza niż zdechnąć otrutym przez jakąś roślinę.

-Jeszcze tylko lornetka, jedzenie, zapasy wody… Może tłumik i granat czy dwa i to powinno być wszystko

Po zgłoszeniu całego sprzętu kwatermistrzowi i dłuższej chwili aż ten wypełni kwity Zuriel udał się z powrotem do swojej kabiny. Następne godziny spędził ładując amunicję do magazynków, starannie układając sprzęt w ładownicach oraz sprawdzając dokładnie stan swojego pancerza ceramicznego. Dopiero gdy zakończył te czynności z leżącego pod koją worka marynarskiego wyciągnął podniszczony egzemplarz Uplifting Primera i zaczął go przeglądać. Przy najbliższej okazji spróbuje wręczyć go zwiadowcy który pytał o obce rasy. O ile dobrze pamiętał jego imię brzmiało Revan. Zapewne większość z wiedzy zawartej w książce młody żołnierz znał z pierwszej ręki ale ostatnie rozdziały, traktujące o walce z xenosami, mogły mu się przydać.
 
Potwór jest offline  
Stary 09-02-2011, 21:38   #24
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kilka rzeczy podczas rozmowy nastąpiło po sobie w sposób wprawiający psionika w dobry humor, by potem go spotęgować. Gdy żołnierz, sierżant, który rozpoczął rozmowę z Lady Octavią przez salut zdradził się swą niewiedzą, pożałował, że musi się dowiadywać. Inkwizytor ściągnęła go tu nie bez powodu, a on stawiał pierwsze kroki w tej niewidzialnej wojnie o przetrwanie rasy ludzkiej. To na wielu frontach i zapomnianych posterunkach tacy jak on czuli się najlepiej, zazwyczaj bezimienni i niepoliczalni. Nigdy nie liczeni.
Tacy żołnierze byli ostoją Imperium Ludzkości.

Jego uśmiech się poszerzył, gdy usłyszał dowcipną uwagę dotychczas milczącego Kruka. O, z pewnością z chęcią przyjąłby odpowiedzialność. Po trupie. Lady miała podobne zdanie. Był jej sługą od kilku lat... raptem kilku. Na pewne rzeczy było zbyt wcześnie. To po raz kolejny pozwoliło mu wspomnieć - po Szarym Rycerzu - jego poprzedniego mentora, i jak do teraz sądził, przyjaciela. Uśmiechnął się po raz trzeci. Lord był najbardziej niezwykłą osobą jaką poznał, mimo fanatyzmu w oddaniu Imperatorowi, czynił to na swój sposób. Niechętnie korzystał z usług Szarych Rycerzy, okazując jednak uznanie dla ich skuteczności jako rozwiązania tuż przed tym ostatecznym. Zginął tragicznie ponad pięć lat temu, a jego sojusznik - Lady Octavia - przyjął jego i kilku innych ocalałych z załogi Czarnego Okrętu, którzy opuścili go. Oczywiście sojusznik i wróg w Inkwizycji oznacza niemal to samo, i choć cieszył się, że nie trafił do Ordo Xenos, gdzie jego docelowe usługi były czymś powszechnym - jeżeli o doradztwo i wiedzę chodzi - podejrzewał do dziś, że jako... właściwie adept Inkwizycji jest w jakiś sposób niewygodny dla Lady. To najpewniej miało wiele wspólnego z tym, że każdy Inkwizytor miał własnych akolitów... lub właśnie nie miał...
Oczywiście były też inne kwestie, związane z jego cichą umową.

Wilk skończył mówić, drugi z Astartes, a Inkwizytor niemal wybuchła, choć na szczęście bardziej w przenośni. Poczuł emanację jej potencjału i stwierdził, że także u niej zdolności muszą być powiązane z charakterem.
Musiała latami doskonalić samokontrolę. pomyślał, po raz czwarty pozwalając sobie na niewidziany przejaw radości w postaci łukowego grymasu na twarzy.

Przetrawił informacje dotyczące dowództwa i zerknął ponownie na dokumenty. Ucieszyła go decyzja Inkwizytor. Na ile ją znał nie sądził, by zezwoliła na coś innego niż nominację z jej ręki, choć nieco obawiał się głosowania. Gdyby do czegoś doszło, głosowałby na jednego z dwóch Astartes ze Szwadronów Śmierci, a porucznika Albriechta osadziłby na stanowisku jego zastępcy - po prostu nie wydawało mu się stosowne, by zwykły człowiek dowodził Astartes - nie był pewien którego, nie rozeznawał się bowiem w ich zakonach. Te dwie nazwy obiły mu się o uszy, chyba należały do dziewiątki największych, ale to wszystko czego był pewien - reszty mógł się domyślać jedynie z ich nazw. Gdyby ktoś jednak miał go zapytać o zdanie na boku, właśnie szturmowca by nominował.
Wiedział też, że Lady nie zgodzi się, by on dowodził. Nie miał jej tego za złe, wręcz przeciwnie. Świadomie egzystując w dwóch równoległych materiach wszechświata był zbyt oderwany od rzeczywistości i zbyt ubogi w doświadczenia by skutecznie poprowadzić jakąkolwiek grupę, co dopiero taki zlepek. Jedynie zmuszały go do przykrej refleksji powody i motywy Inkwizytor, nie mógł mieć jej tego za złe. Był wręcz wdzięczny - dała mu wreszcie szansę udowodnienia swojej przydatności. To był punkt przełomowy, zmiana w jego życiu, równa rangą śmierci jego poprzedniego mentora. Nie zamierzał jej zmarnować.

Po w kontrastujący sposób grzecznym zakończeniu zebrania przez Inkwizytor zmełł własny plik papierów w dłoni, wstał i odkłonił się Inkwizytor, Astartes i ich nowemu dowódcy, pozostałym trzem zaś skinął głową, cierpliwie i metodycznie, choćby miał zobaczyć czyjeś plecy. Ruszył prosto do kwatermistrza. Starał się nie wchodzić innym w drogę. Na miejscu pobrał jedynie ustnikowo-nosowy aparat oddechowy z szeregiem przewodów tlenowych, do tego filtr i zbiornik ze skompresowanym powietrzem - Coś, do oddychania mimo ołowianego oblicza. jak wyjaśnił człowiekowi, który szybko coś wymyślił i posłał serwitora do odnalezienia w przepastnych magazynach. Podziękował mu, rozpoznając urządzenie podobne do tego, które kilka razy zakładał na służbie u poprzedniego mocodawcy. Zdobył jeszcze tak wysokie terenowe wojskowe buty jak tylko zdołał i długi płaszcz zwiadowczy z kapturem, do narzucenia na habit. Potem ruszył do swojej ascetycznej kabiny.

Powitało go smutne pomieszczenie, urządzone i tak niemal luksusowo. Metalowa prycza była dostosowana do jego wzrostu, biurko, choć było w zasadzie metalową blaszką na czterech prętach z przystawionym podobnym krzesłem również nie sprawiało kłopotu osobie jego postury. Tamże szeroka misa z wodą, dużo papieru, autopióro i bryłka węgla, którą dużo łatwiej było mu rysować fragmenty wizji i symbole pomocnicze do interpretacji, jak i rysować znaki, które jego świadomość samoistnie wyrzucała. Obok na stosie rozrzucone karty Tarota. Nie obawiał się zostawiać rzeczy luźno i na widoku, zapewniony przez Lady, że tylko serwitor będzie się zajmował utrzymaniem jego kwater, choć miał pewność, iż czujne oczy maszyny są przedłużeniem czyichś oczu - kogoś, kto miałby coś przekazać samej jego mistrzyni. W pomieszczeniu jeszcze był jego kufer z osobistymi przedmiotami. Ten otwierał najrzadziej. Na nim zaś ułożone bandaże i habit na zmianę.

Zapalił gestem jedyną świecę na biurku. To była jedyna piromantyczna sztuczka, jaką kiedykolwiek poznał. Ta ścieżka była oddalona od jego specjalizacji. Nie bez zazdrości pomyślał o przełożonej, która, jak szacował, mogłaby rozświetlić pstryknięciem korytarz wyłożony po obu stronach rzędem świec.

Zdjął maskę i zrzucił kaptur, ciesząc się możnością dania odpoczynku skórze od męki metalu. Ciążyła mu z każdym dniem coraz bardziej, ale choć teraz był na pokładzie chronionego na tysiącach warstw kompozytu wypełnionego inskrypcjami ochronnymi Czarnego Okrętu, chronionego choćby ze względu na swobodę pokładowych Astropatów, i to było pewne ryzyko. Wiedział, że najpewniej nigdy się od niej w pełni nie uwolni. Westchnął, dając odejść myślom swobodnie. Podszedł do biurka i położył maskę. Spojrzał na swoje odbicie w wodzie i pokręcił głową. Nawet ten gest mu się nie spodobał. Nie pasował do niego. Poświęcił chwilę na zdjęcie rękawic i odbandażowanie dłoni, po czym rzuciwszy to na krzesło sięgnął do wody i upił jej garść. Stwierdziwszy, że jest świeża przemył twarz. Wytarł ręce o bandaże i pozbierał karty, po czym zręcznie je przetasował, z wprawą. Zasiadł na samotnej poduszce na środku pomieszczenia, skrzyżował nogi i zaczął układać Tarota.
Okłamywał własny umysł. Tarot ograniczał go, był przyborem mniej utalentowanych. Lord nauczył go, jak układać Tarota, ale Lindeo nie wróżył zeń. Wyćwiczony ruch rąk pozwalał mu się uspokoić, wyciszyć i skupić na odległych myślach. Przymrużył oczy wpatrzone w pustkę.

Dał sobie trochę czasu. Dopiero potem uleciał. Przyszłość nie była dlań klarowna, nie od wypadku... który bezpośrednio... przyczynił się do konieczności noszenia maski. Widział niedokładne obrazy, czasem jego własny zniekształcony głos szeptał mu niezwykłe, pozornie pozbawione odpowiedzi. Rzadziej widział wyraźne możliwości i fragmenty wiodących do nich ścieżek. Przyszłość była dla niego znacznie bardziej zamknięta niż przeszłość... Nawet ta przeszłość, która nie należała dla niego.
Mimo tego skupił się na jedynym, co było mu dane. Niewyraźnych głosach, które słyszał w nagraniu na audiencji. Nie spodziewał się wiele po sobie, także nie w takim czasie. Może pozorna wskazówka. Może coś odlegle powiązanego? Nie mógł być niczego nawet oczekiwać, mimo całego doświadczenie, mógł jednak coś zyskać, a nic stracić.

Po krótkim czasie wyszedł z transu. Kolejne minuty upłynęły mu na przejściu od wyciszenia i widzenia do analizy tego, co widział, i rozumienia. Powoli wstał i ostrożnymi krokami zbliżył się do biurka, prawie jak kulawiec mający pecha mieć dwie uszkodzone nogi. Przetarł twarz i zaczął się szykować. Co miał mieć na sobie już miał - przyszykował się jak na nowy dzień, gotów do podróży wcześniej. Wymienił bandaże na rękach na nowe. Wymienił buty na wojskowe i spędził długą chwilę na sznurowaniu ich i upewnianiu się, że są dostatecznie wytrzymałe i dobre. Choć miały być bardzo dobre do dopasowania, nieco uwierały, ale był przyzwyczajony do większych niewygód...
Otworzył kufer. Do swojego pasa, skrytego na samych habicie, pod zewnętrzną warstwą ciężkich szat doczepił kilka pokrowców. Do jednego schował zebrane karty Tarota. Do drugiego inny wróżbiarski zestaw będący jego kartą ubezpieczeniową... na wszelki wypadek.
Zaczepił także kaburę, ze zdobionych pistoletem laserowym, będącym jeszcze podarunkiem jego lorda.



Do niego dołączyło niedługie imperialne ostrze, rozwiązanie pośrednie między mieczem a szablą - jednolity adamantowy brzeszczot, nie kruchy i nieporęczny piłomiecz nie mający nic wspólnego z wyważeniem. Schował go do czarnej pochwy i srebrzystych obiciach będących motywami kultu imperialnego.
To był ciekawy aspekt ekwipunku. Strzelał na poziomie przeciętnym, walczył znacznie lepiej. Pewne aspekty jego fizyczności wykluczały jednak pełen zakres możliwości szermierczych. Mimo to, posiadał rzucający się w oczy pistolet, prosta zaś broń była bardziej śmiercionośna. Bardziej niepozorna.
Dwie cechy, które można by przypisać samemu psionikowi.

Włożył aparat oddechowy. Nie zniekształcał twarzy z zewnątrz - ustnik wchodził do jamy gębowej, można było na nim niemal wygodnie zagryźć zęby. Krótkie rurki zagłębiające się na centymetr w nosie były znacznie mniej przyjemne, acz niezbędne do pełnego zabezpieczenia dróg oddechowych. Przypomniał sobie, jak pierwszy raz zakładał takie coś przed kilkoma laty. Szturmowiec, który był przy tym obecny by mu pokazać do czego służy urządzenie niemal skisł ze śmiechu i cała jego obleczona tajemniczością i równoznaczna z grozą reputacja legła w gruzach. Cóż, przynajmniej czegoś się nauczył.

Puścił przewody za kołnierzem, zapętlił wokół pasa i poprowadził wzdłuż lewej ręki. Na końcu, u wylotu rękawa przewiązał bandażem i unieruchomił. Wykonawszy kilka zamaszystych ruchów i upewnił się, że spoczywają bezpiecznie i pewnie. Było ich kilkanaście dość wąskich, wszystkich schodzących u końca i zakończonych pojedynczym, zakręcanym dokręcanym choćby do filtra zaworem z tworzywa. Oddychał chwilę, by upewnić się, że przewody odpowiadają tylko za dyskomfort, a nie braki tlenowe. Potem ulokował w jednym pokrowcu u pasa filtr, a w miejsce innego zaczepił pojemnik z powietrzem. Na szczęście przypominał kształtem bardziej prostopadłościenną manierkę, jak filtr, niż butlę. Sprawdził oba po kolei. Na szczęście nie napotkał problemów. Z jego możliwościami oddechowymi musiał zawsze się upewnić. Mogło wyjść inaczej niż u większości spotykanych na Czarnym Okręcie ludzi, a on wolał nie dowiedzieć się w niewłaściwym momencie, że przez najbliższy czas wymagający od niego maksimum fizycznych, psychicznych i duchowym możliwości musi oddychać zbyt rozrzedzonym powietrzem. Pozostawił jednak obwody u rękawa, wiedząc, że na razie nie musi zdawać się na zbiorniki ani filtr.
To była dość standardowa procedura z którą był zaznajomiony. Miewał już większe problemy. I za pierwszym razem mógł szybko wszystko wywnioskować. Jeżeli chodziło o jakąkolwiek technologię błyskiem się gubił. Przysiągłby, że jeżeli Duch Maszyny istnieje, jest złośliwym bytem, który rozpoznaje go i nie cierpi. Lord był przekonany, że Duch Maszyny istnieje i występuje w złożonych mechanizmach i psionik może nawiązać z nim łączność, próbował przekonać też go, że czytane wspomnienia miejsc i przedmiotów nieraz były relacjami Ducha. Nie miał pojęcia o co mogło chodzić i jak mogłoby to funkcjonować, był sceptycznie nastawiony wobec tej idei. Nigdy tego nie sprawdził, choć nie omieszka zapytać techkapłana, z którym ma współpracować.

Zaczynało się tego robić dużo, ale to wystarczyło. I tak wiedział, że ma przy sobie znacznie mniej niż ktokolwiek inny zabierze. Zastanawiał się przed chwilę, czy nie zabrać dodatkowych rekwizytów, przedmiotów, których używał w przeszłości, ale biorąc pod uwagę możliwe znaczenia "pradawnych ras", według jego oceny w jednym przypadku tego nie potrzebował, w innym nie chciał mieć a w trzecim i tak mu nie pomoże. Założył tylko długi i szeroki płaszcz z kapturem w dżunglowe camo, jasnozielony ze szczególnym układem wzorów z żółcią, brązem i czernią na czele. Był gotów.

Wychodząc ze swej kajuty zamknął ją za sobą i ruszył w milczeniu do punktu zbiórki. Oczekiwał tak długo, a teraz ledwie mógł powstrzymać entuzjazm.
Duchowa maska z milczenia i fizyczna maska z ołowiu mu w tym niemniej pomagały...
 
-2- jest offline  
Stary 10-02-2011, 00:02   #25
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
Lindeo:
Idąc do miejsca zbiórki usłyszałeś dzwięk dzwoneczków i cichy śmiech. To ja...? Czy Ty...? Pierwszą kartą z układu był Głupiec.



Tu symbolizujący zagubienie, chaos myśli, opętanie...

Przechodząc obok jednej z licznych pochodni w korytarzu, zobaczyłeś cień i nie był on Twoim. A w nim kartę Diabła.



Tu symbolizujący ostrzeżenie przed osobą z Twojego otoczenia, przed jej niebezpiecznymi zamiarami...

-Dlaczego...? - pytasz sam siebie - Ktoś miałby...

Odpowiedź przyszła w srebrzystym blasku karty Księżyca.



Tu symbolizujący życie w iluzji...

Twojej czy Diabła?
 
Witch Elf jest offline  
Stary 10-02-2011, 21:11   #26
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
II

Nazajutrz dwa lekkie transportery oderwały się od „Vittorii’.
W mniejszym podróżowali członkowie oddziału wraz z zasobami „rzeczy osobistych” .
Na drugim, większym statku, znajdowały się serwitory budujące, części radiolatarni, personel medyczny, badawczy oraz to wszystko co zdało się niezbędnym do budowy bazy.
Wszystko szło zgodnie z planem. Na niewielkim mostku nawigator nadzorował dokładność koordynatów z trajektorią lotu i obserwował panel kontrolny, na którym cicho pikała zielona ikona podążającego za wami zaopatrzenia.
Statki przygotowywały się do skoku w bramę.
Podczas podróży przez Immaterium wszyscy pozostali w swoich kajutach.

Lindeo odczuł to jako pierwszy. Gdy ćmiący ból głowy stawał się nie do zniesienia coraz bardziej wydawało się jasne co czeka po drugiej stronie. Osnowa załamywała się.
Aleksandra przebiegł zimny dreszcz. Ucisk skroni zwiastował ogromną aktywność psioniczną.

Statki wyprysnęły po drugiej stronie. Pilot i nawigator przekrzykiwali się przez komunikatory.
Na zewnątrz rozszalała się potężna burza.

Tshhh…tss… - „T2” !, „ T2”! – zabrzmiało nawoływanie nawigatora w głośnikach – zgłoś się. Mamy tu cholerną burzę!.. trzask… oddech… głębszy oddech…
- Poruczniku! – Simon usłyszał nawoływanie pilota – Nie mamy łączności z drugim statkiem!

Albriecht jako jeden z pierwszych pojawił się na mostku by zobaczyć wirujące, gęste chmury okrywające statek i planetę szczelnym korytarzem. Ogromne wyładowania były teraz słyszalne nawet wewnątrz . Starano się wciąż nawiązać łączność. Dowódca misji zorientował się co dzieje się ze wspomnianym „T2”. Pikający punkt korzystał z szansy, której wam nie dano, zawracał…
Głuchy grzmot wstrząsnął poszyciem statku, który odchylił się znacznie. Kontrolki rozszalały się sygnalizując poważne uszkodzenia. Wewnątrz rozległ się alarm. Podczas uderzenia został zniszczony jeden z silników. Zaczęliście opadać w stronę planety niemal bezwładnie.
Z chaosu jaki rozpętał się chwilę później każdy z was zapamiętał głównie wirujące płomienie gdy wpadaliście z burzy w atmosferę Corodii i ogromny wybuch rozrywający tył statku gdy byliście już kilkaset kilometrów nad dżunglą.

Ragnar stracił przytomność jako ostatni. Gdy trzymał się mocno blokując stawy zbroi zauważył jakieś ognie dalej na wschód. Wtedy doszło do zderzenia.




Ragnar był też tym, który obudził się jako pierwszy. Poruszył się trzeźwiejąc z oszołomienia.
Leżał tuż przy kokpicie. Z przedniej szyby wyzierała ogromna dziura a przez nią gruba gałąź przyszpilająca pilota do jego fotela. Okolica zbryzgana była krwią. Gdy uniósł się zobaczył nawigatora ze zmiażdżoną głową leżącego bezwładnie na największym z radarów. Obracając głowę dostrzegł Porucznika.


Simon żył. Dowiedział się o tym dzięki drzwiom na mostek, które teraz boleśnie dociskały mu nogę do podłoża. Ciężkie , wygięte, niemożliwe do podniesienia w pojedynkę.

Marcus leżał nieopodal części statecznika na mokrej ziemi. Część statku musiała wbić się szczęśliwie nieopodal pozostawiając jego ciało w jednym kawałku.. Przynajmniej dopóki się nie poruszył. Ramię przebite było jedną z wystających metalowych rur. Kilkanaście metrów dalej leżał Psionik i Zabójca.


Aleksander podniósł się ciężko wspierając na czymś metalowym, co okazało się ramieniem Kapłana Maszyn. Obaj byli nieopodal rozerwanego trapu. Wtedy też Golem otworzył oczy.

Zuriel był obolały na całym ciele. Rana na plecach zdążyła już zakrzepnąć. Musiało rzucać go po kabinie. Stół był strzaskany. Przez długi czas nie mógł się poruszyć. Gdy przeczuwał najgorsze – uszkodzenie kręgosłupa i paraliż poczuł przyjemną falę ulgi. Rozchodziła się po całym ciele od strony uda …

Zaczęło padać. Zimny wiatr poruszał koronami drzew niosąc zapach wilgoci i okropny fetor oddalonych kilka kilometrów bagnisk. Chyba dniało?

Szara burzowa pustka była tym co zobaczył Lindeo przez szczeliny maski.
Również spod niej uchodziły czerwone wstążki krwi z rozciętych warg. Pierwsze, ciężkie krople deszczu niosły ulgę .Uniósł głowę z grząskiej ziemi. Kilka metrów dalej pod strzaskanym drzewem, wśród dziwnego granatowego listowia leżał Revan. Widocznie dochodził do siebie.


Revan otworzył oczy i świat zawirował feerią niezliczonych barw. Czuł jak niesamowity ból rozsadza mu czaszkę. Nie miał pojęcia gdzie jest. Wszędzie dookoła widział płomienie, przez które zauważał pokraczne, poruszające się stworzenia. Poderwał się intuicyjnie sięgając po broń. Była tam… Przy jego dłoni. Niezawodny, lojalny karabin. Był nieco oszołomiony ale stanął na nogach. Uniósł lufę przymierzając się do strzału.
Nagle z ziemi nieopodal uniosła się niesamowicie wysoka sylwetka o stalowej twarzy. Płomienna materia spowijała niesamowita istotę, w której zaraz sierżant zaczął dostrzegać znane twarze. Pieprzonych skurwysynów z Torin, fanatyków Nowego Ładu . . .

Lindeo poczuł mrowienie na karku. Stojąc już obrócił się w stronę Ravena by zobaczyć jak wszystkie liście leżące teraz u jego stóp usychają na jego oczach.
 

Ostatnio edytowane przez Witch Elf : 10-02-2011 o 21:21.
Witch Elf jest offline  
Stary 10-02-2011, 23:18   #27
 
Revan Jorgem's Avatar
 
Reputacja: 1 Revan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znany
O kurwa. Co to było? Revan stał na czworaka nadal miał zamknięte oczy a ból prawie rozsadzał mu czaszkę. No dobra, chyba mieliśmy wypadek i musiałem się nieźle walnąć w głowę. Trzeba otworzyć oczy i zobaczyć co się dzieje. Jak pomyślał, tak zrobił. Nagle zobaczył tysiące barw, które zniknęły tak szybko jak się pojawiły.
Przez myśl mu przeszło że jednak zrobił błąd, gdyż wszędzie dookoła były płomienie, płomienie które co chwilę zmieniały barwy, a wśród nich coś się poruszało... Szybko doszedł do wniosku że jest otoczony, więc chwycił za swoją broń i wstał na nogi. Przed nim stanęło coś co już kiedyś widział. Koszmar, przed którym miał nadzieję że uciekł. To był jeden z legionu Wyznawców Nowego Ładu, którzy prawie całkowicie opanowali jego rodzimy system. Obraz cały czas wirował mu przed oczami ale nie pamiętał kiedy ostatnio spudłował i teraz też nie zamierzał, jeśli się ktoś chociaż ruszy. Mutant był spowity ognistymi mackami ale to nie czyniło tego odpornym na pociski. Spojrzał na to z szaleństwem w oczach i ryknął:
-Nie ruszać się! Jeden krok i skurwiel, który to zrobi nawet się nie zorientuje kiedy zginie!
 
__________________
Gdy cię mają wieszać w ostatnim życzeniu poproś o szklankę wody, nigdy nie wiadomo co się stanie zanim ją przyniosą.
Revan Jorgem jest offline  
Stary 11-02-2011, 00:23   #28
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Ragnar wstał na nogi. Szum w głowie przypominał kaca giganta i jeszcze pilot i nawigator. Obaj zginęli. Widział krew, kończyny, nie lubił kiedy słudzy Imperatora ginęli, a cóż oni zawinili?

Przeciągnął się, nic go w sumie nie bolało...zbyt mocno. " Żadnych złamań" - dodał w duchu. Wziął do ręki ciężki bolter. Stał i patrzył jak reszta się przebudza. Powoli dochodzi do siebie. Wyglądało na to, że wszyscy wyznaczeni do misji żyją, przynajmniej część. Może ranni, mniej lub bardziej ale żywi. Wtedy ktoś krzyknął, chyba ten snajper, zwiadowca, zawadiaka. Ragnar podszedł bliżej. Dobiegł go krzyk... "skurwiele, niech któryś tylko podejdzie"... odbezpieczył broń i wyszedł naprzeciw potencjalnemu zagrożeniu.
-Imperator chroni... - I zawył jak opętany.

Czekał. Patrzył przed siebie, jednak nie widział ani hełm ani on sam nikogo. Zaczął zastanawiać się, czy nic się nie stało młodemu snajperowi i nie ma przywidzeń... ale z drugiej strony... Z pod maski wydobył się mechaniczny, nieludzki wręcz głos:
-Zidentyfikujcie się

Siła rzeczy odpowiedziała cisza. Nie wiedział w co celuje albo w kogo. Stał i czekał, nawet na jakiś ruch, cień, coś większego, cokolwiek. Myślał też, że może to są ocalali, może jednak ktoś przetrwał... Wiedział, że cokolwiek by się złego nie działo, ludzie wznosili modły do Imperatora. Marines byli odpowiedzią na te modły. Czekał, a każdy nerw miał napięty. Palec był przygotowany, by w ułamku sekund nacisnąć na spust. Broń wypluje kolejno naboje, łuski się posypią, niech tylko któryś podejdzie...
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 11-02-2011 o 22:02.
one_worm jest offline  
Stary 11-02-2011, 15:23   #29
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Rycerz był gotów do drogi. Dzień wcześniej, pod wieczór spakował wszystko co było potrzebne, rzeczy osobiste i broń. Odmówił litanię do Imperatora i pełen nadziei i wiary ruszył ku włazowi transportera. Gdy spotkał towarzyszy przyszłej misji rzucił do nich

- Niech wola Imperatora wam sprzyja, bracia! - pochylił głowę nieznacznie i ruszył dalej.

Przyglądając się krzątaninie ludzi na pokładzie zajął swoje miejsce i pokornie czekał na dotarcie do celu. Nie odzywał się zbyt wiele, kilkakrotnie tylko odmówił cygara i potwierdził brak zapalniczki. Wreszcie kiedy zbliżali się do celu zaczęły się kłopoty. Aleks wyczuwał złą energię, nie był jednak pewnym tego, czego mogła ona dotyczyć. Kiedy czerwona lampa alarmu dała o sobie znać, wziął broń i ruszył sprawdzić co dzieje się ze statkiem i jak wygląda sytuacja. Kiedy był już nieopodal mostku, statkiem szarpnęło. Chwilę później szarpnęło po raz drugi i trzeci. Ktoś wyszedł zza najbliższej grodzi i zwrócił się do Aleksandra

- Proszę wrócić do kajuty, sytuacja zostanie niebawem opanowana. - Mężczyzna mówił uniżenie, lecz wiedział co mówił.

Nie było sensu wcinać się pilotom w robotę, skoro oni znają się na niej lepiej. Wpatrując się w migoczącą lampę Rycerz czekał na rozwój wydarzeń. Wreszcie nie wiedział co się dzieje. Światło zgasło, włączyło się awaryjne, turbulencje zwiększyły się. I nagle, kiedy chyba w okręt coś trafiło, Aleks stracił przytomność.

***


Przeraźliwy ból, którego nie zniósł by nikt spoza Zakonu przeszył Aleksa w chwili otwierania oczu. Był cały, lecz nieźle się poobijał. Oczywiście całe cierpienie było w większej części wyimaginowane, nie spowodowane katastrofą a szokiem. Leżał na czymś twardym. Złapał najbliższą siebie rzecz i pomógł nią sobie wstać. Kiedy obraz przestał być zamglony Aleks już wiedział czym sobie pomógł. Było to ramię kapłana maszyny.
~Kurwa~

Odrzuciwszy kończynę kilka metrów od siebie i po kilku słowach modlitwy za tę istotę przyszedł wreszcie czas na rekonesans. Statek był rozbity, spadli na tę dziką planetę. Wyglądała niczym siedlisko orków. Dżungla była wszędzie, dookoła nich, okalała ich niczym wojska wroga.

Kiedy Aleks już wiedział co się dzieje ruszył na poszukiwanie towarzyszy. Podczas katastrofy trochę nim rzuciło, nie był w swojej kajucie. Jej już zresztą nie było. Gdzieś dalej widać było pożar i słychać było krzyki.

- Imperator Chroni! - to zdanie Aleks wychwycił najwyraźniej.

Mimo szumu w głowie udał się do źródła dźwięku. Okazał się nim członek jego grupy.

- Zidentyfikujcie się! - osoba która wcześniej wydała szaleńczy okrzyk na cześć Imperatora, teraz krzyczała w bliżej nieokreślonym kierunku.

- Brat Aleksander Urallio, Szary Rycerz, a WY kim jesteście ?

Psychcannon był skierowany w stronę dżungli, natomiast piękna, błyszcząca glewia Szarych Rycerzy, teraz skierowana ostrzem w dół, czekała by rozciąć jakieś ścierwo. W dżungli niewielu jest godnych przeciwników, a to miejsce śmierdziało Aleksowi orkami lub jakimś nieokrzesanym, dzikim ludem prymitywnym.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 11-02-2011, 16:49   #30
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
Vittoria. Dzisiejsza noc. Kajuta Inkwizytora Zuriela Haxtesa.


Otworzył drzwi do kajuty kartą magnetyczną. W pomieszczeniu powoli rozgrzewały się światła lamp.
Stał w przedsionku, z którego było wejście do dwóch pomieszczeń. Niewielkiego salonu i oddzielnej sypialni z łazienką. Najpierw ją poczuł. Intensywny kobiecy zapach wspaniałej jakości perfum. Cichy szelest materiału. Dochodził wprost z sypialni. Ruszył ostrożnie. Gdy stanął w jej progu zobaczył Lady Octavię. Nie miała na sobie sukni. Leżała na miękkiej pościeli bawiąc się wstążką od koronkowego gorsetu - bielizny. Wysokie czarne pończochy kończące się w połowie ud podkreślały długie smukłe nogi.
Na fotelu opodal łoża leżał porzucony kobiecy płaszcz ze skóry.
Uśmiechnęła się widząc go. Sięgnęła do upiętych kunsztownie włosów wyciągając z nich długą ozdobną szpilę. Jasne fale spłynęły po nagich ramionach na dekolt.

- Witaj Inkwizytorze – powiedziała seksownym lekko mruczącym głosem.

Zuriel wszedł ostrożnie do środka.Lady Octavia przypomniała tygrysicę z Terry, może i wyglądała jak dostojna, pociągająca kotka ale w rzeczywistości wyczuwał iż była krwiożerczą bestią.

-Witaj Lady- Uśmiechnął się szeroko, bestia czy nie, był to widok którego nigdy nie zamierzał zapomnieć.

Z szafki w rogu pomieszczenia wyciągnął karafkę ze złocistym trunkiem i dwa kieliszki. Nalał ostrożnie alkoholu i zbliżył się do Ocatvii.

-Czemu zawdzięczam tą niespodziewaną, i jakże przyjemną wizytę?
- Szczególnie że zdawało mi się iż kto inny jest faworytem Lady Inkwizytor. Instynkt samozachowawczy kazał mu zakończenie zdania sformułować tylko w myślach.

Wyciągnęła dłoń po kielich. Z poluzowanego gorsetu wychyliły się spore piersi i skrawek bladego sutka. Upiła łyk obracając się do niego bokiem i wsparła podstawę naczynia na biodrze.

- Drogi Zurielu... moja wizyta zdała mi się niezbędną.
Prawdą jest, iż wyznaczyłam Porucznika na oficjalnego dowódcę. Zapewne domyślasz się czemu. Uważam, nie bezzasadnie, że Astartes łatwiej posłucha sugestii żołnierza, niż Inkwizytora. - wsunęła palce wolnej dłoni we włosy wspierając się na łokciu.

- Jestem pewna, że rozumiesz moją decyzję. Nie zmienia to faktu, że nikt nie zrozumie lepiej potrzeb tego zadania od samego Inkwizytora. - zmrużyła lekko oczy w figlarnym uśmiechu i zagryzła dolną wargę.
Uniosła ponownie naczynie pijąc i przyglądając się mężczyźnie.

- Chcę, żebyś wspierał Porucznika, a w razie potrzeby prostował na właściwy tok rozumowania. Nie możemy pozwolić by sytuacja wymknęła się nam spod kontroli.


Znów nachyliła się odstawiając tym razem opróżniony do połowy kielich na dywan. Odsunęła się od krawędzi łoża bardziej w głąb nie spuszczając z niego rozbawionego wzroku.

Zuriel delektował się wyśmienitym smakiem amasecu oraz wspaniałym widokiem Lady Octavii.

A więc to on dostał zadanie pilnowania młodego Porucznika aby ten utrzymał się na prawej ścieżce. Był ciekaw z kim Lady przeprowadziła podobną rozmowę na jego temat. Czyje uważne i podejrzliwe oczy będą obserwować każdy jego krok i czyja ręką będzie gotowa w każdej chwili pociągnąć spust jeśli Zuriel czymś zawini na powierzchni planety.

Mężczyzna usiadł na łożu obok Ocatvii wpatrując się w jej błyszczące oczy. Zbliżył swe usta do ust Inkwizytorki, ciepło jej oddechu sprawiło że krew szybciej popłynęła w żyłach. W ostatniej chwili obrócił nieznacznie głowę tak aby jego wargi niemalże stykały się z uchem Ocatavii.

-Właściwy tok? Czy jest coś co Lady ominęła wcześniej? Coś co może zachwiać wiarą Porucznika?

Uśmiechnął się szeroko wiedząc że igra z bestią. Zanim Lady zdążyła odpowiedzieć złożył pocałunek na jej rubinowych ustach i łagodnie przeciągnął opuszkami palców po jej udzie.

Zadrżała czując jego dotyk i prawdziwie męski zapach. Zapragnęła tego mężczyzny gdy tylko zagłębiła się w akta. Jego ambicja, upór, siła charakteru. Takie cechy ceniła najbardziej. Jakże zdawali jej się podobni. Teraz chciała by on zagłębił się w nią mocno… namiętnie.
Oddała pocałunek mrucząc. Piersi falowały pod ożywionym oddechem. Psychiczny żywioł, którym władała i na co dzień musiała starannie kontrolować teraz opanowywał całe ciało. Była gorąca, miękka w dotyku…
Z trudem oderwała się od jego warg.

- Ty wiesz ...
– wyszeptała trącając go nosem – że niekontrolowana myśl prowadzi do herezji.. – położyła dłoń na jego klatce piersiowej rozpinając zręcznie kolejne guziki. – Nie pozwolisz na to … - uśmiechnęła się rozsuwając materiał i dotknęła nagiej klatki piersiowej. – Prawda? – uniosła wzrok spoglądając z rozbrajająca niewinnością.

Zsunęła palce w dół do pasa powoli go rozpinając i rozchyliła usta Zuriela wilgotnym językiem.

- Jakże rozkażesz moja Pani – odpowiedział.

Ręce Zuriela krążyły po całym ciele Octavii, w końcu natrafiły na klamry spinające jej gorset. Szybko, z niecierpliwością zaczął je rozpinać. Zatrzymał się na chwilę aby nasycić się wspaniałym widokiem pięknej Inkwizytorki.

Pchnął ją lekko na łoże, a sam wstał aby pozbyć się munduru. Kiedy zsuwał koszulę z ramion naszły go wątpliwości. Przypomniał sobie jakie uczucia miał sam do swego odbicia w lustrze. Zdusił w sobie szybko te myśli , wiedział że blizny które nosił powinny być jego powodem dumy. Wszakże były dowodem poświęceń jakich dokonał dla Imperium.

Gdy rozbierał się w zamyśleniu ona zsunęła koronkowe majtki i pończochy. Spoglądała na poznaczone wydarzeniami ciało. Wtedy nabrała pewności, że nie myliła się co do oceny tego człowieka.

Zuriel zrzucił z siebie ubrania i ponownie dołączył do kobiety na łóżku zasypując jej ciało gorącymi pocałunkami…

~ O ~


Oddała się mu z prawdziwą rozkoszą. Wiedziała, że na długo zapamięta tę noc.
Obudziła się jeszcze w nocy tuż przed świtem. Wstała ostrożnie by go nie budzić. Podeszła do fotela sięgając po płaszcz, wtedy jej wzrok padł na męską koszulę. Uniosła ją z podłogi unosząc do twarzy. Być może po raz ostatni czując zapach mężczyzny, który dał jej więcej niż jakikolwiek inny choć z pewnością nie był tego świadomy. Położyła koszulę na oparciu, przyodziała długą, czarną skórę na nagie ciało i skierowała się w stronę drzwi zatrzymując na chwilę przy otwartej walizie z ubraniami. Zerknęła na śpiącego i sięgnęła do karku zdejmując niewielki złoty łańcuszek z zawieszoną dwugłową Aquilą. Wsunęła ją delikatnie do kieszeni jego spodni , po czym wyszła.
 

Ostatnio edytowane przez Witch Elf : 11-02-2011 o 16:53.
Witch Elf jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172