Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-06-2011, 17:39   #11
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
część druga posta z gościnnym udziałem Samuraju jako Mariusza

Wyruszyliśmy w drogę. Ja, Diana, Bruno, Mariusz i Korbin. Bez sług. Może to dobrze. Ostatnio wszystkich traciliśmy na wyprawach. Za to tamci ciągnęli ze sobą konie. Nie rozumiałam, po co. Dla strawy? Szlaki wydawały się puste, ale zawsze dałoby się coś upolować. Nie brałam ze sobą konia i tak nie umiałam na nim jeździć. Zresztą, o jakiej jeździe tu w ogóle mowa. Pozostali tylko ciągnęli swoje za uzdy. Zamiast tego zrobiłam sobie narty do chodzenia po śniegu i wzięłam jeden kijek do odpychania się a cały dobytek załadowałam na plecy i przez to poruszałam się najszybciej ze wszystkich. Niestety nie wiedziałam którędy jedziemy i musiałam czekać na przewodnika. Czasem jednak, kiedy droga była prosta tak, że nie można było z niej zboczyć wypuszczałam się daleko do przodu tak by pozostali tracili mnie z oczu. Przez te nieliczne chwile samotności mogłam sycić się widokiem gór i nocnego nieba. Zapachem zimna i chłodu. O tak, bo zimno pachnie tak jak pachnie lód i śnieg. To zapach świeżości i czystości. Ten zapach kojarzył mi się z domem. A to niebo! Krystaliczne górskie nocne powietrze sprawiało, że niebo było jak na wyciągnięcie ręki. Zdawało się, że gdybym sięgnęła dłonią i zacisnęła pięść posiadłabym księżyc i którąkolwiek z gwiazd. Na własność. Tylko, w jakim celu, skoro tak pięknie świeciły na niebie. I ta cisza! Przerywana tylko skrzypieniem śniegu pod moimi nogami, moje serce nie tłukło się z wysiłku w piersi a kiedy przystawałam i nie miażdżyłam bielutkiego śniegu stopami mogłam usłyszeć ciszę. Ale potem reszta doganiała mnie lub ja musiałam dołączyć do nich z powrotem i znowu opadały mnie te myśli. Mariusz i te jego wymysły! O czym tak dumał i do czego zmierzał swoimi ostatnimi czynami względem mnie?


***

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=LcEO54iY5hk[/MEDIA]

Hjordis była wściekła. Najzwyczajniej wściekła. Pędziła przez las byle jak najdalej, bo wiedziała jedno. Gdyby została tam chwilę dłużej nie bacząc na nic pazurami rozorałaby Mariuszowi twarz razem z tym jego dziwnym okiem. Tak, więc o to mu chodziło! Taki był jego zamysł! Taki pomysł, kiedy po zmroku zakradł się do jej leża. Chciał ją obłaskawić i uśpić jej czujność proponując miłe dla niej rozrywki. To prawda walka sprawiła jej przyjemność, ale już przed nią mało nie przeniknął tym swoim wzrokiem jej tajemnicy zamkniętej w woreczku zawieszonym na szyi. Potem miała nieco zabawy z jego próby tłumaczenia, dlaczego mężczyźni na południu nie pozwalają swym kobietom uczyć się bronić myśląc, iż ich ochrona wystarczy. Większość kosztownych przedmiotów w domu jej ojca, biżuteria, którą nosiła, część przedmiotów składająca się na jej posag wzięła się stąd, że jednak ochrona ta nie wystarczyła. Jeśli południowcy nie chcieli, aby ich niewiasty i dzieci byli sprzedawani ludziom o brązowej skórze na dalekim południu to powinni siedzieć w domu na zadkach niźli włóczyć się z daleka od domu. A tak Hjordis Hroarrsdottir przez całe swoje ludzkie życie mogła pławić się w luksusie. Dziewczyna z niezwykłą jak dla niej delikatnością nie podzieliła się swymi przemyśleniami z Mariuszem. A potem on zaatakował znienacka. Zapewne myślał sobie, iż jeden przyjemny wieczór umożliwi mu na zawarcie tak silnych więzów przyjaźni, że będzie mógł pozwolić sobie na spróbowanie wydarcia jej tajemnic i sekretów, że prostej dziewuszce wystarczy chwila atencji dzielnego i szlachetnego męża by rozpuściła swój język plotąc mu o najbardziej dokuczliwych i drażliwych momentach jej życia. Ale Hjordis nie była byle dziewuchą, więc się wściekła i poprzysięgła sobie uważać na czyny i słowa syna Aureliusza.

Oczywiście Hjordis mogła wiele rzeczy planować i mogło się jej wydawać, iż wiele już wiedziała i rozumiała, ale jak sama się miała przekonać to wciąż było za mało. Następnej nocy, bowiem kolejny czyn Mariusza wprawił ją w zakłopotanie i osłupienie i musiała zrewidować wnioski, które wyciągnęła noc wcześniej.

Czy cienie mogą ożyć? Zapewne nie. Choć ten przy leżu kobiety wikingów ożył a raczej wypluł ze swego wnętrza niczym w opowieściach o pogańskich bogach Mariusza. Ten pochylił się i położył przed kamieniem strzegącym schronienia Hjordis kawałek szarego płótna. Przez chwilę patrzył w kierunku kamienia jakby nasłuchując czy córa Hagarda już wstała i na nowo dał się otulić ciemności murów zamku, który stał się jego domem.
Źle mu było na duszy z tym, że tak swym pytaniem rozzłościł zeszłej nocy jasnowłosą Hjordis. Nie to było jego zamiarem. Miał nadzieję, że ten drobny podarunek nie zezłości na nowo wampirzycy i pozwoli patrzeć jej na Mariusza przychylniejszym okiem.

Hjordis odnalazła Mariusza, kiedy ten siedział wraz z Aureliuszem przy stole i grali w kości, jedną z ulubionych gier rzymian.

- Nikt inny nie wstaje tak szybko jak ty Mariuszu, poza Aureliuszem no i może Scypionem. Ale żaden z nich tego nie pozostawił pod moją kryptą. Czy to twoje? - Podniosła do góry rękę i podsunęła otwartą dłoń przed nos Mariusza prezentując srebrny pierścień.



Mariusz popatrzył na Aureliusza, który nie uraczył ani jego ani Norsmenki nawet spojrzeniem zapisując wynik wcześniejszego rzutu.
- Rad jestem ciebie widzieć Hjordis – Mariusz dopiero teraz popatrzył na pierścień leżący na jej dłoni - Tak to było moje

- Cóż to ma oznaczać? Chyba nie ofiarowujesz mi “mundr” Mariuszu - oczy dziewczyny były szeroko otwarte a jej mina nieco niepewna.

- Mundr? - Zapytał kompletnie nie wiedząc, o czym ona mogła mówić.

Hjordis zerknęła mimochodem na siedzącego tuż obok Aureliusza jakby nie w smak jej było, że cała rozmowa toczyła się tuż przy nim, ale z drugiej strony nie zamierzała teraz z niej zrezygnować by nie pokazać, że się obawia mówić przy kimkolwiek.

- Mundr - potwierdziła - no mundr - powtórzyła lekko zniecierpliwiona tym, że musiała tłumaczyć Mariuszowi takie rzeczy - Po waszemu to będzie - zrobiła ruch dłonią jakby zabrakło jej słowa - to będzie, to będzie: wkupne za pannę - dokończyła niezbyt pewnie.
- Rozumiesz, o czym mówię?

- Wkupne za pannę? - Zadał to pytanie pomimo tego, że pierwsze słowa z tłumaczenia Hjordis wyjaśniły mu, o co jej chodziło. Jego oko błyszczało. Po stole poturlały się kości. Aureliusz chyba nie zwracał uwagi na całe zamieszanie kontynuując grę.

- Pierwszy dar ze strony mężczyzny, kiedy stara się o jakąś pannę. – Kiedy Hjordis się zapędziła tak jak w tej chwili niełatwo odpuszczała.

Mariusz uśmiechnął się, ale zaraz spoważniał widząc wyraz twarzy wampirzycy
- Jasnowłosa córko północy, wiedz, że gdybym poznał cię w swym śmiertelnym życiu to na pewno starałbym się o ciebie na wszelkie znane mi sposoby i na pewno ofiarowałbym tobie bogatszy „mundr” - starał się wyraźnie wypowiedzieć ostatnie słowo - Teraz jednak - delikatnie chwycił jej otwartą dłoń i zamknął w niej pierścień - to jest jedynie podarek byś nie gniewała się na mnie za moje wcześniejsze słowa.

- Oczywista, że nie dostałbyś mnie za taki “mundr”. – Parsknęła - Za byle dziewkę dają dwanaście “oras” w srebrze a ja jestem, to znaczy byłam warta wiele, wiele więcej. A podarki nie są potrzebne. Wystarczy mi twoja obietnica, że więcej nie będziesz o to pytał. Chyba, że traktujesz ten dar jako potwierdzenie obietnicy. Ty złamiesz obietnicę, ja złamię ten pierścień. Albo wrzucę go do wody. Twoja wola.

Chwila, w której Mariusz patrzył w oczy Hjordis przedłużała się.
- Traktuję ten dar jako potwierdzenie obietnicy - rzekł w końcu.
Teraz już oboje i Aureliusz i nordycka wilczyca wpatrywali się w Mariusza. Aureliusz z uwagą a Hjordis wręcz natarczywie. Wreszcie dziewczyna skinęła głową przyjmując taką decyzję Mariusza i wydobyła spod szat skórzany woreczek wiszący na jej szyi. Rozsznurowała go, wsunęła do niego pierścień i na powrót zaciągnęła rzemień i ukryła wszystko pod ubraniem.
- Będę pamiętać - obiecała.

Potem odwróciła się na pięcie i oddaliła do swoich spraw. Już na korytarzu usłyszała jeszcze kawałek rozmowy Syna i Ojca.

- Będzie - zgodził się nieoczekiwanie Aureliusz. - Ona nie zapomina. Nigdy.

- Kobiety – mruknął Mariusz sięgając po kości i ich grzechotem zagłuszając kolejne słowa.


***


Teraz wędrując obok Mariusza pod nocnym niebem córka Hagarda nadal zastanawiała się czy nie postąpiła zbyt pochopnie przyjmując ten podarek. Nie pojmowała także, dlaczego umieściła pierścień w woreczku z innym, niezwykle cennym darem.

Potem jednak jej umysł został skierowany na inne tory, kiedy spotkali się z Mistrzem Godefroidem i starzec wyznał im, co będzie prawdziwym celem ich wizyty w Genui.


***


Siedziba Zakonu Czterech spodobała mi się. Prosta, funkcjonalna z piękną i obszerną salą gościnną. Pomysł z przedstawieniem na jednej ścianie znaków pokonanych wrogów a na drugiej symboli zebranych sojuszników przypadł mi do gustu. Poczułam dreszcz emocji. Pod każdą zawieszoną w sali bronią i chorągwią kryła się opowieść. Były tutaj wszystkie. Wystarczyło zapytać któregoś z członków Zakonu a być może podzieliliby się ze mną którąś z tych historii. Chciałam od razu zagadnąć Mistrza Godefroida, ale moi towarzysze zaczęli męczyć go swoimi pytaniami. Wzbudzili tym tylko jego złość. Po prawdzie nie dziwiłam mu się, bo ileż razy można komuś powtarzać, iż resztę sprawy Godefroid zamierza wyłożyć nam później. A podobno to ja miałam kłopot ze zrozumieniem zbyt zawiłych sformułowań w łacinie. Myślałam nawet, że w pewnym momencie Mistrz Godefroid chciał trzepnąć Brunem o ścianę. Oczywiście gdyby miał przy tym zrobić mu srogą krzywdę musiałabym stanąć między nimi, ale jeśliby to miało być tylko podarowanie Bruno pewnej lekcji to zaiste Bruno tak zawsze skory do zdobycia nowej wiedzy niewątpliwie chętnie by z tej lekcji skorzystał. Tedy musiałabym dać Bruno taką szansę. Moment jednak minął i nic się nie wydarzyło tylko znowu pojawiły się wątpliwej przydatności pytania, na które Książę dawał równie wątpliwej przydatności odpowiedzi. W końcu uznałam, że skoro i tak byłam obecna a cała tyrada miała potrwać jeszcze długi czas to najwyższa była pora na wtrącenie się i uzyskanie przydatnej wiedzy chociażby o stanie sił Giovannich. Mistrz podzielił się swoją mądrością w tym temacie i zrozumiałam z tego jedno. Gdyby przyszło, co, do czego i mielibyśmy siłą próbować pokonać Giovannich komuś od nas raczej przyszłoby pożegnać się z tym żywotem. Potem jednak zdało mi się, że Godefroid naśmiewa się z mojej znajomości łaciny i wtedy ja byłam gotowa uderzyć tym staruchem o ścianę, ale powstrzymałam się i dobrze się stało, bo Godefroid najwyraźniej w ten dziwaczny sposób udzielał odpowiedzi. Nie byłam już pewna czy chciałabym go prosić o opowieść.

Udaliśmy się, zatem do wyznaczonych dla nas krypt gdzie Bruno pouczył od razu Mariusza jak to zwykł był czynić często, kiedy jego zdaniem kogoś należało pouczyć. Mariusz zdaniem Bruno zbyt się korzył przed Zakonem. Ale ja już nie wierzyłam w pokorę i usłużność Mariusza. Chciał zrobić z Zakonem to samo, co próbował zrobić ze mną. Przypodobać się im i wkraść w ich łaski by wydobyć od nich tajemnicę. Tajemnicę tego, co kryło się w tubusie, który mieliśmy zdobyć. Później jednak zamiast dumać nad tym jak owy tubus zdobyć zaczęli myśleć nad tym, dlaczego to nas polecono do tego starcia i to puszczając nas samopas. Droga Diano nie czuliśmy na naszych karkach oddechu opiekunów nie, dlatego że ich tam nie było, lecz raczej, dlatego iż tchu już od dawna w swych płucach nie posiadali. Zanudzana takimi rozważaniami uznałam, że jednak Mistrz Giodefroid mógłby być lepszą kompanią i jeśli nie on sam to może któryś z jego poddanych móglby ofiarować mi pieść o ich zwycięstwach i podbojach i wyjaśnić dlaczegóż zwą się Zakonem Czterech.


***


Hjordis siedziała na płycie krypty, którą wybrała na swe tymczasowe legowisko zaraz po zejściu do podziemi. Przenosiła wzrok na kolejnych rozmówców, nawet kilka razy zabrała głos, gdy rozmowa przybierała według niej zbyt niepokojące tony. W końcu zeskoczyła z zimnego kamienia i zwróciła się do pozostałej trójki:

- To wy uradźcie plan zdobycia owego tubusu a ja rozejrzę się po okolicy.

Po tych słowach cicho wymknęła się z pomieszczenia i udała na powrót do sali, w której przyjął ich Godefroid. Jeśliby nawet nie miała otrzymać ciekawej opowieści to mogła bez przeszkód pooglądać sobie zdobyczną broń.
 
Ravanesh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172