Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-07-2015, 22:00   #21
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Pojawienie się śmigłowca oznaczało nie tylko zburzenie spokoju, jaki do tej pory panował na
Oak Island. Dla wszystkich mieszkańców był też zwiastunek nadchodzącej śmierci. Ile razy to już przeżywali. Gdy do bezpiecznego do tej pory schronienia trafiał jakiś przypadkowy przechodzień, przejeżdżał patrol policji, zawsze kończyło się to w ten sam sposób. Za dzień, dwa, za góra tydzień to miejsca stawało się celem akcji specjalnej Świętego Korpusu.
Wiszący nad Oak Island śmigłowiec oznaczał początek poważnych kłopotów i wszyscy mieli tego świadomość.

Michael Aristow
Michael wiedział to nawet lepiej niż reszta. Dlatego wiedział, że trzeba bez zwlekania chwycić za broń i przygotować się na ewentualny atak. Obserwując lot śmigłowca, chwycił jednocześnie za krótkofalówkę:
-Tygrys do Niedźwiedzia, wygląda na to że trzeba zacząć się szykować do walki.
- Spokojnie Tygrysie - odpowiedział niemal natychmiast - To wygląda na prywatny helikopter. Poza tym o tej porze, to chyba żaden z naszych nie biega po łąkach. Wszyscy wiedzą, jakie to niebezpieczne. Zatem spokojnie, jeszcze nic się nie dzieje.

Spokój Walthera wcale nie przelał się na Aristowa. Już po wczorajszym lekceważeniu słów o zasadzce, patrzył na niedźwiedziołaka coraz bardziej podejrzliwie. Wydawało się, że gurahlu wie więcej niż wszystkim mówią. Wobec takie stanu rzeczy, Michael skupił się na dalszej obserwacji śmigłowca.
Nie pożałował. Zauważył bowiem, jak zniża on lot mniej więcej na środku wyspy i coś wyrzuca. W dół na małym spadochronie leciała niewielka, metalowa skrzynka.

Arthur
Wilkołak zbadał miejsce na plaży i był mocno zawiedziony efektem. Ktoś kto tutaj był miał niezwykłe umiejętności ukrywania się i był bardzo przezorny. Athur musiał o tym wszystkim poinformować gurahla. Jego zdanie w tej kwestii będzie decydujące.
Gdy tylko odgłos śmigłowca ucichł i stało się niemal pewne, że ten oddala się od wyspy, wilkołak ruszył w kierunku leża niedźwiedzia.
Szedł ostrożnie i powoli. Nagle usłyszał głos Luciusa: Malkav siedział na wysokiej gałęzi drzewa i kołysał swobodnie nogami.
- Widziałem cię - powiedział lakonicznie.

Cichy Skowyt
Skowyt biegł w stronę przystani. Czuł się w obowiązku poinformować wszystkim o tym, co widział. Mogło to przecież wpłynąć na ich bezpieczeństwo. Był już w połowie drogi, gdy odgłos śmigłowca nagle się przybliżył.
Kojot przyległ do ziemi i kątem oka obserwował maszynę. Ku swemu zdziwieniu i przerażeniu zaobserwował, że maszyna zniża lot.
To nie zwiastowało nic dobrego.
Jeszcze większe zdziwienie ogarnęło kojota, gdy zauważył że z maszyny wyrzucona jakąś paczkę.
Na niewielkim spadochronie, swobodnym lotem spadała mała metalowa skrzynka.

Po tym manewrze śmigłowiec oddalił się od wyspy, a Skowyt stanął przed nie lada dylematem. Kontynuować bieg ku przystani, czy zawrócić i zbadać przesyłkę, jaką im zesłano.

Stefan Hertrich
Stefan miał sny.
Bardzo dziwne sny.
A przecież mówi się, że umarli nie śnią.

Mohini
Wampirzyca była bezpieczna i tak też się czuła. Nie chciała wiedzieć, co dzieje się na powierzchni. Dzień to nie był czas, gdy czuła się pewnie.
O wiele bardziej wolał ciszę i spokój, jaki panował w bębnie przemysłowej pralki.

Arinf Ivanowicz
Rosjanin marzył o spokojnym śnie. Okazało się, że to nie będzie mu dane. Nie dość, ze zupełnie niespodziewanie pojawił się śmigłowiec, to jeszcze Mohini pankowała jakby Święty Korpus pukał już do jej drzwi.
Nie dał się ponieść emocjom jakie towarzyszył wampirzycy i powoli układał się do snu.
Nagle jednak usłyszał pukanie do drzwi. Gdyby nie znajomy głos, jaki temu towarzyszył pewnie by je zignorował:
- Arnif! Szybko musisz mi pomóc! - niemal krzyczał Bojan.

Wszyscy
Poza porannym incydentem dzień minął spokojnie. Gdy tylko słońce schowało się zza horyzont, zgodnie ze wcześniejszymi ustaleniami nadnaturale z wyspy Oak Island, zebrały się na polanie.
Niedźwiedziołaka zasiadł na swym honorowym miejscu i przez długą chwilę milczał. W końcu rzekł:
- To co się wydarzyło przez ostatnie godziny sprawia, że musimy postanowić co dalej.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 12-07-2015, 20:09   #22
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Kojot zmarszczył pysk na widok powoli opadającej na spadochronie skrzynki. Istniała szansa na to, że ONZ postanowiło zesłać im mięsne konserwy, albo prezerwatywy w ramach walki z HIV, ale obie te teorie wydawały mu się dość wątpliwe. Tajemniczy pakunek wydawał mu się w tej chwili równie istotną kwestią co jego podróż kosmiczna, więc nie zastanawiając się zbyt długo, zawrócił i skierował wprost w miejsce gdzie znajdowała się “paczka”. Kiedy zbliżył się na tyle blisko by dostrzec przesyłkę, lub materiał spadochronu, znów przywarł do ziemi. Zbliżał się do tajemniczego pakunku bardzo powoli, wytężając swoje zwierzęce zmysły. Jego węch był kilkaset razy czulszy niż u zwykłego człowieka, starał się więc zidentyfikować znalezisko. Wywęszyć cokolwiek co dałoby mu wskazówkę. Starał się zidentyfikować jakiekolwiek chemikalia, proch, materiały wybuchowe, zapach nieumarłych, ludzi, perfumy, cokolwiek. Szczególnie jednak starał się wywęszyć substancje, których rząd używał do mordowania nadnaturalnych. Kurewstwo śmierdziało specyficznie. Przy okazji, nastroszył swoje uszyska. Starał się upewnić czy z pudła nie wydobywa się jakieś “tykanie”, co mogłoby wskazywać na bombową zawartość.
Zapach jaki poczuł kojot wprawił go w zaskoczenie. Spodziewał się wielu rzeczy, ale nie smrodu padliny.
Eamon prychnął z zaskoczeniem kiedy poczuł coś czego zupełnie się nie spodziewał. W pierwszym momencie poczuł jak ślina napływa mu do gardła i robi się głodny. Kiedy jednak mocniej zgłebił zapach truchła, nabrał wrażenia, że to jest ludzkie, a czego by złego o nim nie powiedzieć, nie był kanibalem.
 
Komiko jest offline  
Stary 13-07-2015, 00:35   #23
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
“Tak ci się humor zmienia co Morrigan?” Łak zmęł w ustach cisnące się przekleństwo zamierając na chwilę. I rzucając pretensje starej bogini wojny. Po chwili jednak, niemal bezwiednie pozwolił przejąć kontrolę nad sobą swemu wewnętrznemu wilkowi. Nie bez powodu.

-Ty... chodzisz w dzień. Jak? - spojrzał na Malkava (czy aby na pewno?) szukając oznak dymu czy cierpienia na jego potatuowanej twarzy. - To niemożliwe.

Oczy Arthura zmieniły barwę. Przemiana niemal krystalizowała się pod skórą charakterystycznymi cechami jego szczepu. Spoglądał na wampira (a może nie wampira) z wściekłością, zdziwieniem, ciekawością i przerażeniem, zmieszanymi jednocześnie i przepychającymi się o dominację. Ten Który Przemyka W Cieniu wyczekiwał w napięciu jakiejkolwiek oznaki ataku. Wiedział, że jeśli dał się zaskoczyć, to albo było to wywołane zmęczeniem, albo cholerny kocia jego matka Lucius był jeszcze większym mistrzem ukrywania się. Nie wyczuł go swymi zmysłami, a instynkt drapieżnika właśnie się budził oznajmiając poniewczasie o potencjalnym zagrożeniu w pobliżu. To musiało być zmęczenie. A może nie? Czekał jednak na wyjaśnienie, jakiekolwiek, zdolności uniknięcia samozapłonu przez pijawkę.

- Chodzę? W dzień? - zakpił Lucius - Chodzę. W dzień.
Taka była odpowiedź Malkavianina na pytania Arthura.

-Jak? TO NIEMOŻLIWE. - lekkie drżenie głosu zdradzało, że w walce emocjonalnej strach zaczyna górować nad resztą.- Walther wie o tym? - łak spoglądał na Malkava ze strachem.

Zaczynał pojmować ogrom szaleństwa nieżywego wynaturzenia. Strach zaczynał ulegać wściekłości. Na to, że ktoś był lepszy od niego w “chowanego” oraz na to, że miał niemartwy dowód na zakpienie z zasad wpajanych odkąd przeszedł przemianę. Pijawki w dzień nie chodzą. Filar jego przekonania został skruszony i chwiał się ledwie na ostatkach.

- Niemożliwe, a jednak - zaśmiał się Lucius.

Spokój i zadziwiająca klarowność odpowiedzi, tak niezwykła dla malkaviana, tylko potwierdzała przeczucia Garou. Lucius kłamał, nie. Nie kłamał, od początku twierdził że udaje, a to… To było dobitnym potwierdzeniem jego szalonych (jak wszyscy uważali) słów.

-Walther wie? - Arthur ponowił pytanie.
- A kto może wiedzieć, co wie włochaty. Ja nie wiem. -rozmowa z wampirem była trudna oraz męcząca i Arthur szybko się o tym przekonał.
Nie zamierzał się jednak tak szybko poddać.

-To inaczej. Ktokolwiek poza nami dwoma o tym wie? Pomijam, że wszyscy ale chodzi mi o tak niezbity dowód - wilkołak spoglądał to na niebo to na Luciusa.
Szaleniec siedział w cieniu jednak brak odruchów zdradzających dyskomfort nie uspokajał. Skutek był wręcz odwrotny. Przynajmniej dla kogoś, kto od dawna sądził, że takie pijawy, nie istnieją.

- Dowody? A jakie chcesz dowody? - spytał Lucius z szyderczym uśmiechem - Ja tam nie siedzę w umysłach innych, choć to ponoć przyjemne uczucie. Tak twierdził mój jeden ziomek. Niestety już go z nami nie ma. Korpus, rozumiesz? Ty mi lepiej powiedz, co żeś tam robił kochanieńki. - Lucius z rozbawieniem przekrzywił głowę, ostrość spojrzenia jednak, zdradzała dużą podejrzliwość. Szaloną podejrzliwość. Niepoczytalną

Futrzak spodziewał się tego pytania. Jak cholera się spodziewał. Wilk pod skórą nie bez powodu kąsał próbując uwolnić się przez cienką skórę homida. Zarówno dosłownie jak i w przenośni. Jednak gdy pytaniewybrzmiało poczuł ulgę. Nie uspokoiło go to, ale przynajmniej wiedział, że będzie mógł się wytłumaczyć.
-Dodatkowy zwiad. Niestety bezowocny, w większości.
- Taaaa zwiad. Nie ze mną te numer futrzaku. Lepiej mów prawdę. Dobrze radzę.
-Mam szczerze w dupie czy mi wierzysz czy nie. -oo tak, złość dawała się we znaki, a Arthur nie był mistrzem elokwencji - Faktem jest jednak że widziałem na sąsiedniej wyspie sygnały. A tuż po tym przyleciał śmigłowiec. Czy to zbieg okoliczności, nie wiem.
- Mów dalej. - Lucius dłubał sobie pod paznokciem. Irytująco. Jednak napięcie karku zdradzało, że słucha. Uważnie.

-Co do patrolu, wie o tym Bojan, podzielał moje powątpiewanie odnośnie “nic nierobienia” tej nocy. A wracając do sygnałów, światła. Alfabet morsa niestety. Z odpowiedzią z wyspy, naszej. I zadziwiające jest to, że zjawiasz się tuż po tym jak zniknął sprawca. Skubany jest tak dobry w ukrywaniu się jak ty. Mógłbym rzec, identycznie. - spojrzenie wilka było przesiąknięte podejrzeniami
- Ja dobry w chowanego? Nie, no co ty - zaśmiał znowu Lucius działając na nerwy Arthurowi - Wolę rozrywki o wiele bardziej wymagające pracy umysłu. A Bojan to stary łach. Nie bratałbym się z nim na twoim miejscu. To szczwany lis i zje cię na śniadanie. Będziesz pionkiem w jego grze. O wiele lepiej trzymać ze mną.
-W moim odczuciu, zje mnie każdy kto wie więcej ode mnie. Siedzicie tu dłużej, a ja powiedziałbym, ze względu na okoliczności, jestem jedynie przejazdem.
- Bystry jesteś jak na łach. Podobasz mi się. Dobra ja będę się zwijał. Sprawdzę to co mówisz.
-Poczekaj - zatrzymał malkava - Walther i tak będzie wiedział więc nie ma sensu ukrywać przed tobą "- CZAS - JEDEN - TRZY - NATHIR - BLASK" to nadawano z wyspy. Północno zachodniej o ile mnie pamięć nie myli. Warto żeby jeszcze ktoś wiedział poza miśkiem.
- Spotkajmy się tutaj wieczorem - zaproponował Lucius - Walther pewnie będzie chciał omówić wszystkie sprawy, ale chuj mu w dupę. Czas samemu się zacząć troszczyć o bezpieczeństwo.
-Przed, czy po spotkaniu? Bo na pewno jakieś się odbędzie. I nie lepiej być na nim by znać opinie wszystkich?
- Oczywiście, że po. Jakbyśmy się na nim nie zjawili to misiu, by nam nie wybaczył.
-Tak wiem, szpiedzy - przerwał mu. - To po spotkaniu. Ale i tak Ci nie ufam. Właściwie, nikomu nie ufam. Nie do końca. Inaczej bym nie przeżył tak długo. Tak sądzę. - Wilk minął Lucjusa.

Gdy tylko ten zniknął mu z oczu dał upust swemu wilkowi. Wszedł w Crinos i wypuścił narastające w nim napięcie. Oczywiście kontrolując furię. Nie chciał przecież stracić panowania nad sobą całkowicie. Ktokolwiek teraz by go zobaczył ujrzałby bardzo ciekawy widok. Nie widząc jednak obu przemian, nie uwierzyłby. Bowiem w odróżnieniu od innych garou, wilk Arthura wyglądał inaczej niż homid. Wiele miesięcy wcześniej, jego pierwszy mentor, po przemianie na jego oczach, skomentował dość dobitnie. "On jest kurwa rudy, rozumiecie to? RUDY!"



Po uspokojeniu się i powrocie do swej postaci rasowej, pozbierał leżące na ziemi przedmioty, które nie były z nim bezpośrednio powiązane. Przezornie je pozdejmował bo jego dochód został odcięty i nie wiedział czy kiedykolwiek jeszcze stać go będzie na nową koszulę. A szyć nie potrafił. Skierował się okrężną drogą do wiszącego legowiska. Patrząc pod nogi i uważając na potykaczki i inne Luciusowe pułapki. Nie ufał szaleńcowi tak samo jak Bojanowi, temu całemu księciu i innym pijawom. Wolał zatem sam zanieść dziwne wieści Waltherowi niż gdyby miały to zrobić trupy. W zasadzie miśkowi też nie za bardzo ufał, wiedział o łakach które nagle zniknęły, by powrócić do plemienia przynosząc zagładę. Tylko dlatego, że w taki sposób rozproszona została wataha wędrowców,pomagająca mu przez chwilę po rozłące z Gangrelem.
Kto wie, może misiek tez takim był. Jednak to nie był czas i pora na takie przemyślenia. Należało złożyć raport ze zwiadu.
Po dotarciu na miejsce, przepakował ekwipunek i przepłukał twarz wylewając nań pół butelki wody. Co jak co, ale ważne informacje wymagały powagi i kultury. Chociażby pozornej. Wytarł kark i ramiona, włożył koszulę i wyciągnął pasek suszonego mięsa. Przegryzając przygotował się jeszcze na potencjalny napad wściekłości miśka, dodatkowy nóż, herbata na uspokojenie i można było ruszać. Drogę znał, jednak nigdy nie wchodził do jego gawry, a dzwonka nigdzie raczej miśko nie wywiesił.

-Waltherze! - krzyknął na tyle głośno, by nie drzeć się na całą wyspę. Jego podróż do jaskini obrana została rozmyślnie naokoło. Już i tak był na linii marginesu względem podejrzeń po przyłapaniu przez Luciusa. O jego wypadzie, miał się teraz dowiedzieć ktoś trzeci.
-Jesteś tam?! Czy czekać tutaj?! - dodał dla pewności. Powoli zmęczenie dawało mu się we znaki. Ostatnio udawało mu się wyrwać kilka godzin snu z nocy, ale tym razem nie kładł się wcale. Co zaczynało mu doskwierać. “Zakończmy to już i niech dadzą mi spać”
- Jestem - padła odpowiedź z wnętrza - Wejdź.
Leże niedźwiedzia było proste, żeby nie powiedzieć toporne. Jedynymi rzeczami świadczącymi, że nie mieszka tutaj zwykły niedźwiedź była broń umieszczona we wnęce. Jednej z wielu mieszczących się w pomieszczeniu, a także metalowa skrzynia w jakiej wojsko przewoziło swój sprzęt.

-Znasz mnie na tyle długo by wiedzieć o mojej paranoi - odpowiedział wilk zaraz po wejściu. - Postanowiłem pójść na zwiad na drugą stronę wyspy zaraz po naszym spotkaniu. Wczoraj. Nic się nie działo i niemal przysypiałem. - garou spojrzał na minę miśka, ale nie chciał by powstał konflikt nim skończy to co ma do powiedzenia, ciągnął wiec dalej jednym tchem - Tuż przed świtem zebrałem się z mojego północnego postoju i zamierzałem obejść na zachód z powrotem do doków. Jednak nim jeszcze szary świt na dobre zagościł, zauważyłem światła. Konkretniej sygnały. Z sąsiedniej wyspy. I dostały one od kogoś odpowiedź. Wiadomość brzmiała "- CZAS - JEDEN - TRZY - NATHIR - BLASK",
a po odpowiedzi, której ze względu na położenie nie odczytałem przyszło "-SIEG HEIL" czy jakoś tak
- wilk patrzył na każdą najdrobniejszą oznakę agresji ze strony miśka. Nie widział go w akcji, ale widział w jego formie Crinos. Cóż, niedźwiadek był dwa razy większy niż wilk w tej formie, a do niskich garou nie należał. Zamierzał zejść mu z pola rażenia i jeśli będzie trzeba, rozpocząć gonitwę wokół wyspy. Wiedział że może go zmęczyć. Liczyła się wytrzymałość, a tę garou miał wyśmienitą, przynajmniej według Arthura.

- Widziałeś kto nadawał sygnały? - zapytał Walther.
-Północno zachodnia wyspa. Osób jednak nie dojrzałem. Chwilę później przyleciał ten śmigłowiec. - odpowiedział Arthur, zgodnie z prawdą.
- Dzięki, że mi o tym powiedziałeś. To niewątpliwie jakieś szyfr. Tylko co do cholery znaczy. Będę musiał pomyśleć. Muszę się zobaczyć z lisicą. Kazałem jej obserwować naszego nowego gościa. Jestem ciekaw, co robił w nocy.

-Żałuję że nie dorwałem tego kto odpowiedział. - wilk rąbnął pięścią w ścianę - Sukinsyn ukrywa się lepiej niż ja. Na pewno miał szkolenie szpiegowskie. Tak dokładnie zatartych śladów nawet snajperzy nie stosują. Idę się przespać. Przytulnie tu - rzucił na odchodne i skinął głową miśkowi
- A zapach? Próbowałeś go wywęszyć?
-Cholera tak - odpowiedział zatrzymany w pół kroku - Wodorosty, z jakimiś chemikaliami. Śmierdziało jakby ktoś otworzył restaurację rybną w laboratorium chemicznym, uprzednio nie wysprzątawszy. Wiesz może co to? - garou spojrzał na Walthera szukając oznak wahania, drżenia, czegokolwiek co potwierdzałoby, że stary niedźwiedź wie więcej niż ktokolwiek inny.
- Nie mam pojęcia - mruknął Walther - ale węszę kłopoty. Duże kłopoty.
-Omówimy to wieczorem. Mam nadzieję. Znikam spać. Nie budźcie mnie przed południem, chyba że będzie się palić. - po tych słowach Arthur wyszedł z jaskini niedźwiedzia i udał się na spoczynek. Miał nadzieję, że bez głupich przerw. Poprawił posłanie, zasznurował wejście i ułożył po obu stronach głowy nóż. Przymknął powieki "NARESZCIE" i po sekundzie już spał.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.

Ostatnio edytowane przez Smirrnov : 13-07-2015 o 09:38.
Smirrnov jest offline  
Stary 13-07-2015, 15:26   #24
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
- Arnif! Szybko, musisz mi pomóc! - niemal krzyczał Bojan.
Rosjanin przed dłuższy czas udawał, że nic nie słyszy. Ledwo kontaktował będąc jedną nogą w swoim nieprzytomnym śnie. W końcu jednak głos Tzimisce zaczął przebijać do jego świadomości, mruknął coś co zapewne miało znaczyć ‘już idę’, ale wyszedł cichy i bliżej nieokreślony mamrot. Wygrzebał się ze swojego super tajnego schowka - spod łóżka - i przewlókł się do drzwi, które otworzył z lekkim ociąganiem.
- Боян , Что это такое? - zapytał odgarniając zmierzwione włosy z czoła. Zreflektował się dopiero po dłuższej chwili, że w jego wypowiedzi coś nie grało.
- Znaczy.. co jest Bojan? Prawie świt.
- Wiem geniuszu! - niemal krzyknął wampir - Musisz mi pomóc. Szybko. Oni zrobili zrzut. Musimy to zdobyć za wszelką cenę.
- Co zdobyć? Jaki zrzut? Bojan, jestem nieprzytomny.. co to niby jest?
- Nie ma kurwa czasu - krzyknął znowu Tzimisce - Chodź zanim to cholerne słońce uniemożliwi nam cokolwiek.
Spojrzał na niego jak na wariata, a to w końcu nie było domeną Tzimisce, uniósł brew nieznacznie, ale że jego psia natura przywykła, ba! nawet pożądała wykonywania rozkazów, to zanim się zorientował odpowiedział:
- Dobra, już dobra… pokaż tego śmiecia.
Bojan puścił się biegiem przed siebie niczym nastolatek, którym w żadnym razie nie był. Arinf ledwo mógł za nim nadążyć.
Po około dwóch minutach szaleńczego rajdu, wampiry znalazły się na niewielkiej polanie. Znajdowała się ona blisko przeklętego miejsca przed którym przestrzegał ich Walther.
Na skraju polany leżał rozciągnięty mały spadochron oraz metalowa skrzynka, która była z nim połączona linkami.
- Bierzemy to i w nogi - rozkazał Tzimisce.
Był pod wrażeniem tego jak szybko i zwinnie mógł biegać Bojan, ale nie było czasu na dysputy na ten temat. Zerknął na skrzynkę, nie było to największe pudło życia.
- Walther o tym wie? - zapytał woląc nie narazić się miśkowi.
- Męczący, kurwa jesteś. To nie spotkanie klubu dyskusyjnego. Pogadamy, jak będziemy bezpieczni, co?
Po tych słowach Bojan ruszył do skrzyni.
- Męczący czy nie, wolę jeszcze trochę pożyć, a jeśli to gówno jest nasączone tym ich śmierdzącym płynem? Jesteś pewny, że należy to ruszać? - przyjrzał się sceptycznie pudłu.
- Nie wierzę - prychnął Bojan - Aż taki z ciebie cykor? Gdyby to miało nas zabić, to pewnie desantowałby się już tutaj Święty Korpus, a nie nam prezenty zrzucał.
Z niechęcią musiał przyznać, że to miało sens, ale to o cykorze zabolało jego rosyjską dumę! On?! On tchórz?! Zaraz mu pokaże kto tu jest tchórz!
- Odsuń się lepiej, bo się złamiesz - rzucił podchodząc do paczki.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline  
Stary 14-07-2015, 15:36   #25
 
Komiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Komiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetnyKomiko jest po prostu świetny
Tygrys ryknął i skoczył do przodu pokonując w powietrzu dobrych 10m i zamieniając się po drodze w człowieka. Wylądował na lekko ugiętych nogach blisko dwójki wampirów.
-Te, co to za konspiracje?! - warknął - Słyszałem waszą rozmowę.
Arinf odsunął się przezornie z pola skoku tygrysa, bardziej z zaskoczenia niż strachu. no tak, mógł się spodziewać, ze pchlarze się zlecą.
I co z niej wywnioskowałeś? - zapytał kpiąco.
-Że próbujecie tu prywaty, co jest co najmniej niewłaściwym zachowaniem. - Tygrys wydawał się bardzo niezadowolony - Będziecie się gęsto tłumaczyć Waltherowi, a teraz spierdalajcie, zanim się usmażycie na złoto - powiedział wskazując horyzont na wschodzie, gdzie zaczynała pojawiać się łuna. - Macie jakieś dziesięć minut, potem zaczniecie skwierczeć.
Kiedy zebrani dyskutowali na rozmaite tematy, kojot znajdował się bezpośrednio koło skrzynki i nie miał zamiaru wtrącać się w dyskusję. Zainteresowany zapachem trupa wewnątrz pakunku wstał i wziął głęboki wdech. Zamknąwszy ślepia skupił się na cichej modlitwie.
Duchu Szopa Pracza, spraw, aby każde drzwi stały przede mną otworem… -
Wymruczał, po czym nie otwierając oczu, pochylił się nad pudłem i dotknął go wewnętrzną częścią swej prawej łapy.*
-Śmieszek, ZOSTAW PUDŁO! - ryknął - Czy wy wszyscy myślicie tylko o sobie?
Wampir wzruszył ramionami. W końcu on tu tylko sprzątał, był na doczepke, to Bojanowi zależało na przechyceniu zrzutu.
Mnie to tam mało obchodzi póki pudło nie ma zamiaru nas pozabijać więc proszę, udław się tym pasiasty - warknął odsuwając się od skrzynki. Wiedział, że w starciu z łakami mogłoby być z nim dosyć paskudnie. Co na to Bojan? Nie interesowało go to zbytnio teraz, koniec końców sam się tu nie pchał.
I nie ucz mnie co mogę, a czego nie. To ja tu jestem wampirem - syknął.
-Kultury trochę, do kurwy nędzy. Wszyscy chcą to otworzyć, albo zabrać dla siebie. - ton Michaela zdradzał złość. Jego postawa również, przybyło mu prawie pół metra wzrostu i całkiem sporo mięśni.
Kojotołak poruszał uszami do góry i do dołu, słuchając jak pozostali obrzucają się obelgami. Obejrzał się na nich przez ramię. Co prawda tygrys polecił mu, aby nie ruszał pakunku, ale wykrzyczał ten “rozkaz” w tej samej chwili, w której kojot użył daru na pudle.
Wiecie co… Skoro już otworzyłem zamek, to chyba nie stanie się nic złego jak podniesiemy to wieko i po prostu sprawdzimy co tam jest… Gdybyście się na siebie nie darli to mógłbym wam wspomnieć o fakcie, że z pudła śmierdzi zwłokami, ale wam nie powiem…. -
Wzruszył ramionami i fuknął na nich, jednocześnie mogli zauważyć, że jego potworna morda nabrała jakby “ofochanego” wyrazu.
-Myślisz że nie poczułem?** - odfuknął warkliwym głosem
- Jesteś pewny, że to nie od ciebie łaku? - zakpił wampir. - I jak na razie to ty wykazujesz się kompletnym brakiem kultury, a jakieś dzień dobry? Chuj ci w dupę?
-Nie witam się z knującymi prywaciarzami. Jeśli obrazisz mnie jeszcze raz, ty sowiecki obłąkańcu, to obejrzysz sobie z nami wschód słońca. Już ja tego dopilnuję. - kiedy ponad 2m samych mięśni dygocze ze złości i cedzi przez zęby, to znak że zbliża się granica jego cierpliwości.
Poczuł, że stąpa po bardzo cienkim lodzie więc powoli zaczął się wycofywać mimo, że aż go świerzbiło żeby przesłać rozwścieczonemu łakowi ‘buziaczka’ na odległość, wiedział jednak, że może się to skończyć totalną destrukcją.
No już, ja tu nawet nie wiem o co tak dobrze chodzi. To Bojan miał genialny pomysł, a skoro jest pod Walterem to założyłem, że ten wszystko o tym wie - odparł w końcu odsuwając się i tak przezornie jeszcze trochę w cień drzew. A Kojot niech otwiera na zdrowie, jak coś pierdolnie to będzie chociaż żarcia. A jako zaprawiony w boju zastanawiał się tylko kto takiego furiata jak tygrys wpuścił do wojska. W wspaniałej Rosiji by go wysłali na przymusowe leczenie.. w gułagu.
Komandos lekko się rozluźnił, ale nadal był zdenerwowany.
-Jakoś mi się nie wydaje, żeby Bojan konsultował cokolwiek z Waltherem. Ale nie moja brocha, rozmówimy się wieczorem. Teraz serio spadajcie, zanim się tu zwęglicie, czas nie kutas żeby stanął. - Michael ostrzegł po raz kolejny, słońce mogło ich łatwo złapać.
Bojan milczał i wpatrywał się skrzynie. Wywołany do tablicy w końcu odpowiedział:
- Z tym czasem, to jak najbardziej prawda. Zatem powiem szybko i krótko. Nie wiem, co jest w skrzyni, ale chce ją zabrać zanim zjawi się tutaj Walther. Mam spore obawy i wiele przypuszczeń, co do niego. Nie ma teraz czasu, aby to roztrząsać, więc zainteresowanych zapraszam do siebie. Teraz proponuję, abyśmy uniknęli zbędnej gadaniny, a co gorsza walki i razem przenieśli skrzynie. Tu niedaleko jest przytulna jaskinia. Tam możemy ją schować.
- Pierdol się… - Odparł Kojot, któremu najwyraźniej nie spodobała się propozycja starego wampira. Następnie, wiedząc, że tygrys może tego nie pochwalać, szybkim ruchem swojej potwornej łapy otworzył wieko, szarpnął na tyle mocno by mieć pewność, że to się podniesie, nawet jeśli zamki trzymały, pomimo próby otwarcia darem z którego korzystał. Następnie, a właściwie jednocześnie, odskoczył od skrzyni, zamierzając w razie niebezpieczeństwa schować się za plecami współtowarzyszy, i zza nich prowadzić obserwacje tego co było w środku.
Wieko skrzyni odskoczyło i oczom wszystkich ukazał się widok iście okropny jeśli ktoś nie jest przyzwyczajony do oglądania krwi i okaleczonych zwłok.
Wewnątrz skrzyni znajdował się bowiem korpus i odcięta głowa żołnierza Świętego Korpusu. Zarówno korpus, jak i głowa były ubrane w kompletną zbroję Korpusu. Obok okaleczonych części ciała leżało małe drewniane pudełko.
Bojan błyskawicznie doskoczył do skrzyni i zatrzasnął jej wieko.
- Apeluje do waszego rozsądku. Nie potrzeba nam tu teraz kłótni. Jak tak bardzo wam na nich zależy, to zrobimy to w bezpiecznym miejscu. Z dala od Walthera i słońca.
-Rozsądek każe odrzucić stare waśnie i dlatego jakoś współistniejemy na tej wyspie, ale to nie znaczy że ci ufam, albo zaufam. Walther może mieć swoje tajemnice, ale i tak jemu zaufam w tej sprawie prędzej niż wampirowi. - komandos nawet się nie skrzywił na widok zawartości skrzyni, widywał gorsze rzeczy na misjach. Gurahle od zawsze byli tajemniczą rasą, także nie dziwiło go szczególnie że stary niedźwiedź nie mówił im o wszystkim, choć trzeba będzie wyciągnąć z niego więcej.
- Fuj...- Nuwisha skrzywił się na widok truchła, ale odetchnął z ulgą. Cieszył się,że nie znaleźli czegoś gorszego. Wysłuchał słów tygrysa i na palcach zakradł się za jego plecy by cicho wyszeptać.
- Ja też mam wątpliwości co do Walthera... Potem opowiem... Może powinniśmy z nim porozmawiać... -
Arinf spojrzał przelotnie na truchło, nic takiego. gorsze rzeczy zdarzały się w Rosji. Ale to nawet było ciekawe, prawie pełne uzbrojenie Świętego Korpusu, z przyjemnością potem by sobie obadał te cacuszka.
Dobra Bojan, byle z tego słońca.. - odparł na jego propozycje. Nigdy nie zaszkodzi wysłuchać co stary wampir miał do powiedzenia, prawda?
- Cieszy mnie wasz rozsądek. Zatem w drogę. - zarządził Tzimisce.
-Bądź rozsądny i nic nie kombinuj. - zakończył chłodno Michael.
 
Komiko jest offline  
Stary 14-07-2015, 17:59   #26
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Po konsensusie na polanie cała gromada przeniosła się do niewielkiej jaskini. Wejście do niej było praktycznie niewidoczne i żaden z obecnych, poza Bojanem nie wiedział o jej istnieniu. Nie była ona duża, ale dość głęboka. Panował w niej przyjemny chłód i mrok.
- Dobra - zaczął Bojan - Teraz trzeba się zastanowić, co za skurwiel nam to wysłał i po co. Jakieś pomysły?
-Opcje nasuwają się dwie, przynajmniej tak od razu. - odezwał się marine - Albo mamy gdzieś tam przyjaciół, albo ktoś nas próbuje podkusić do porzucenia wyspy, perspektywą skutecznego tępienia Korpusu. W końcu niecodziennie widzi się rozczłonkowane zwłoki jednego z nich.
- Ktokolwiek to był to wie, że tu jesteśmy.. - mruknął pod nosem. Nie lubił jak inni tak dobrze wiedzieli gdzie się aktualnie znajduje, czuł się wtedy odsłonięty.
- To ktoś wyjątkowo mocny. - mruknął niby do siebie Bojan - Mam przeczucie, że to jeden z nas. Znaczy się nie człowiek. I coś mi mówi, że nasz nowy sąsiad maczał w tym palce. Nie wiem tylko po co. Zostawmy tu skrzynie, to priorytet. Walther nie może się dowiedzieć o jej istnieniu. Mogę na was liczyć?
- Jeśli chcesz, abym milczał to mnie jakoś zachęć - usmiechnął się paskudnie w odpowiedzi. - Dlaczego Misiasty tak bardzo nie może się o tym dowiedzieć?
- Nie ufam mu, choć uczynił mnie, przynajmniej w teorii swoją prawą ręką. Zakładam, że jak się dowie o śmigłowcu i skrzyni, to będzie chciał aby wszyscy zamknęli się w bunkrze. Będzie mu wtedy łatwiej wszystko kontrolować. A Misiasty, jak go nazwałeś coś kombinuje. On i ta niby niewinna i świętojebliwa lisica. Nie wiem jeszcze, co tu jest grane, ale Walther wie dużo więcej niż nam mówi. Był tu przed nami. Zna teren i okoliczne wyspy. Nie mówił nam na przykład, że są tu inne kolonie nadnaturali. A jak książę o tym wspomniał, to się niespecjalnie nawet zdziwił. Trzeba na niego uważać. Takie jest moje zdanie i mam nadzieję, że będziemy się trzymać razem.
-To na nadziei się skończy. Nie zamierzam brać udziału w tworzeniu konspiracji wewnątrz tej i tak kruchej “społeczności”. - komandos zdecydowanie nie popierał tego pomysłu. Choć perspektywa ukrycia w bunkrze mu się nie podobała, to plan Bojana również nie.
Prychnął słysząc odpowiedź Tygrysa.
- Ale misiu to już może kręcić na boku i zatajać fakty?
-Jeśli chcemy cokolwiek z niego wyciągnąć w tych kwestiach, musimy mieć cokolwiek co da nam podstawy do zadawania pytań. Inaczej możemy sami ściągnąć na siebie podejrzenia, że konspirujemy przeciwko enklawie. - khan nie zamierzał się ugiąć.
- Słyszałem, że łaki są naiwne, ale że aż tak? - odparł Bojan - Myślisz, że jak go zapytasz “Walther, a ty coś kombinujesz? Oszukujesz nas?” To odpowie ci szczerą prawdę. Znam go dłużej i wiem, że nie jest wobec nas do końca uczciwy. Ma jakiś interes w utrzymywaniu tej wspólnoty. Nie wiem jaki, ale ma. Zapytaj Luciusa… albo nie bo jak mi nie wierzysz, to jemu tym bardziej nie uwierzysz. NIe chcę cię namawiać do buntu, ani spiskowania. Chce po prostu, abyśmy razem rozwikłali o co w tym chodzi. Walther jest zbyt podejrzany, aby dawać mu do ręki kolejne atuty.
-Mogę coś zaproponować?- Kojot rozejrzał się,nie do końca pewny czy pozostali chcą go posłuchać.
- Może chce nas potem sprzedać Korpusowi w zamian za to, że dadzą misiom spokój? Jasna cholera, Bojan. Znasz go dłużej. Nie umiesz podjąć jego toku myślenia? Nawet szczątkowo?
- Mam pewne podejrzenia. Niestety miś ma nade mną przewagę. Ta wasza Umbra to jego królestwo. Myślę, że tam może się kryć rozwiązanie. Przynajmniej w pewnej części.
- Umbra.. - powtórzył sam do siebie. - To już musisz się ładnie uśmiechnąć do któregoś z łaków. Mnie osobiście nie podnieca ta dziwna sfera. Ale chyba się poobrażali za podejrzenia wymierzone w jednego z nich.
- Ja mam podstawy do zadawania pytań Waltherowi... - kojot westchnął w końcu, widząc, że inaczej nie zainteresuje ich swoim pomysłem.
- Złamałem jego zakaz. Poszedłem do tej całej zakazanej strefy dziś rano. Przekroczyłem barierę, choć wielu mówiło, że to niewykonalne. To co znalazłem w umbrze, powinno wystarczyć, by Walther powiedział nam całą prawdę. - Chłopak podrapał się łapą za futrzanym uchem i powoli zaczął przechodzić fizyczną metamorfozę, wracając do ludzkiej postaci. - Szczegóły zdradzę na zebraniu…. - O ile nikt nie chciał kojota zatrzymywać, to po prostu wychodzi on z jaskini i idzie w swoją stronę.
-Ciesz się chłopie że nie jesteśmy w wojsku. - wtrącił Michael. - Wygląda na to, że faktycznie mamy argumenty, by wyciągnąć coś więcej z Walthera. Skrzynka może nam pomóc dodatkowo, a jestem pewien że mimo mocnego snu, on też słyszał śmigłowiec i zainteresuje się tym, czy ktoś z nas śledził te wydarzenia.
Bojan wysłuchał słów Skowyta z lekkim zdziwieniem. Trudno było stwierdzić, co było jego źródłem. A gdy kojot zaczął wychodzić, staremu wampirowi niemal dosłownie opadły ręce.
- Miałem go za poważniejszego typa. Widać się pomyliłem. Trudno, niech idzie.
Mam nadzieję, choć coraz lichsze, że w was znajdę sojuszników.

-Naprawdę wierzysz, że ot tak spikniesz się z nami? Na tej wyspie nie jesteśmy twoimi wrogami, to prawda. Ale nie licz, iż znajdziesz w nas sojuszników dla swoich wampirzych machlojek. - Khan był prawdopodobnie nie mniej zdziwiony gadaniem Bojana, niż stary Tzimisce zachowaniem Śmieszka. - Jakkolwiek pokrętna jest ta sytuacja, zamierzam ją rozwiązać grając w otwarte karty. Jeśli to wszystko, to kładź się spać. Ja wychodzę i zabieram skrzynię ze sobą. - położył szczególny nacisk na ostatnie zdanie.
- Dlaczego tak wielki nacisk kładziesz na przechwycenie skrzyni? Aż tak cię ciekawi trup w niej? - zapytał kota po czym zwrócił się do Bojana.
Nic nie powiem, póki nie ma takiej potrzeby, chce zobaczyć co z tego wszystkiego wyniknie.
-Zabieram ją, by nikt nie nie mógł zataić tego co tu się stało, ani się wyprzeć. - wziął metalowy pakunek i ruszył do wyjścia.
- Stój - Bojan niemal natychmiast stanął mu na drodze. - Bądź rozsądny.
-Zejdź mi z drogi. Podjąłem decyzję i nie zmienię jej. - głos Khana robił się coraz bardziej warkliwy, to nie wróżyło dobrze. Pchnął wampira by móc ruszyć dalej.
Bojan był na to przygotowany. Gdy dłonie Khana dotknęły piersi Tzimisce, te po prostu wniknęły w jego ciało. Dosłownie stopiły się z ciałem kainity.
- Uspokój swój gniew - syknął Bojan.
Khan spróbował cofnąć rękę
Michael szarpnął się, ale jego ręce ani drgnęły. Na domiar złego poczuł potworny ból w kościach. Jakaś siła zaczęła je wyginać. Coś je od środka trawiło i przekształcało. Nie było to przyjemne uczucie. Ból poraził mózg Khana.
Teraz dopiero Tzimisce miał się dowiedzieć co znaczy gniew, który chciał “uspokoić”. Sylwetka Michaela urosła jeszcze bardziej, nabierając naprawdę przerażających gabarytów.
Khan spróbował się przemienić, ale coś poszło nie tak. Był połączony z Bojanem i najpewniej to właśnie zakłóciło transformację. Michael poczuł, że zupełnie nie kontroluje swojego ciała. Wolna dłoń puchła mu i kurczyła się na przemian. Każda zmiana powodowała potworny ból. Kręgosłup tygrysa wygiął się i sprawił, że upadł on na kolana. Klęczał przed Bojanem, który patrzył na niego z politowaniem. Ciało Khana było wykoślawione. Część zdołała się już przemienić, a reszta została w ludzkiej formie. Cały czas coś wykręcało jego kości.
Arinf po raz pierwszy widział efekty zniekształcenia na własne oczy i pomyślał, że chyba nie do końca tego chciał. Widok był paskudny, a na wyobrażenie bólu jaki teraz zapewne odczuwał łak aż go wzdrygneło. Musiał jednak przyznać, że jego szacunek do Bojana wzrósł wielokrotnie, a co do tygrysa… czuł nawet satysfakcje, że w końcu ktoś tej kici pokazał gdzie jej miejsce. Postanowił jednak nie ingerować w żaden sposób w to co się rozgrywało tuż przed nim.
Ból, ten diabeł wiedział jak go zadawać, ale to wyzwalało w Michaelu tylko dodatkowe pokłady wściekłości, buzował w nim pierwotny Szał. Moc furii wypełniła jego żyły, znów zaczął się zmieniać, tym razem o wiele szybciej niż ktokolwiek mógłby zareagować.
Khan zagryzł zęby. Zdławił piekielny, trawiący jego ciało ból. Wsłuchał się w bestię, jak w nim drzemie. Usłyszał wewnętrzny ryk tygrysa. Potworne monstrum zapragnęło wolności. Ostatkiem wolnej myśli Michael zapragnął rozszarpać przeklętego kainitę gołymi rękami.
Widok jaki po tym nastąpił był przepotworny. Zniekształcony khan zaczął znowu się przemieniać. Jego kończyny obrosły futrem, mięśnie spuchły, jak po śmiertelnej dawce anabolików. A przy tym wszystkim kości zaczęły się kurczyć i wykręcać. Uśmiech na twarzy Bojana i jego spokój były paraliżujące.
Khan ryczał z bólu. Krzyczała jego bestia i resztki jego człowieczeństwa ukryte, gdzieś w głębi umysłu.
Nagle coś strzeliło. Głośny trzask, a potem fontanna krwi wystrzeliła pod sklepienie jaskini. Mięśnie Micheala pękały jak napięte sznurki. Jeden po drugim. Trzask hukiem odbijał się od ścian pieczary. A temu wszystkiemu towarzyszył diaboliczny śmiech Bojana.
Kilka chwil później zapanowała cisza, która była jeszcze gorsza niż wrzask, jaki panował tu przed chwilą. Rozerwane na strzępy ciało Michaela leżało u stóp Tzimisce. Jedynie przedramię tygrysa ciągle tkwiło w piersi Bojana. Wampir wziął głęboki oddech i odrzucił ją od siebie na resztę ścierwa.

Kiedy ostatnio aż tak się przeraził? Rosjanin nie pamiętał, ale nie miał jakoś głowy o tym myśleć. Stał w bezruchu jak wmurowany. Jedyny łak przed którym potrafił się cofnąć a teraz zmienił się w, brzydko mówiąc, kupę parującego mięcha. Krew pachniała cudownie, ale wiedział, że jest skażona przez co tylko przewróciło mu się z żołądku. Był zażenowany tym jak każda część organizmu myślała teraz wyłącznie o sobie.
- O chuj… Bojan - i to by było chyba na tyle co do jego elokwentnej wypowiedzi.
- Ostrzegałem go - stwierdził krótko Tzimisce - Wcale nie chciałem jego śmierci, bo to wszystko komplikuje. Trudno, stało się.
Bojan spojrzał na ścierwo khana leżące u jego stóp.
- Wolałbym, aby nikt się o tym nie dowiedział - powiedział po chwili - Wierzę, że nie powiesz o tym, co tutaj zaszło. Pewnie wcześniej, czy później i tak to wyjdzie na jaw. Wolałbym jednak później. Teraz uzupełnię siły. Jeśli chcesz to się częstuj. - rzekł na koniec z uśmiechem.
- A ja wolałbym, abyśmy ustalili, że mnie tu nie było. Była mowa o skrzyni, a nie o trupach kłaków - odpowiedział. Spojrzał na truchło, bardzo go kusiło, ale w końcu zwalczył chęć posilenia się krwią kota. Jak najmniej wspólnego.. Bardziej bezpiecznie.
- Ja tu się tylko przekimam. Zrób z tym ciałem cokolwiek, wolę nie wiedzieć - ruszył w kierunku jakiegoś wygodnego kącika i uwalił na ziemi w celu odbębnienia w końcu swojego snu. Będzie trzeba spalić, albo chociaż utopić ciuchy po wszystkim.. I to była ostatnia jego świadoma myśl.
 
__________________
Once upon a time...

Ostatnio edytowane przez Okaryna : 14-07-2015 o 18:51.
Okaryna jest offline  
Stary 14-07-2015, 19:47   #27
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Mohini z początku nie wiedziała gdzie się znajduje, dopiero po paru mrugnięciach oczyma, załapała, że siedzi skulona w pralce. No tak helikopter…
Zaraz!
OBUDZIŁA SIĘ!
ŻYJE!
No dobra z tym życiem trochę przesadziła. Dalej jednak jest Mohini a nie karaluchem, który czeka ją przy reinkarnacji. Odetchnąwszy z ulgą, wykopała z hałd kocy krótkofalówkę.
- Arinf! Wstawaj! Udało nam się! - rozemocjonowana paplała do urządzenia - Ariii…nf? - zaniepokojona brakiem odbioru przez chwilę siedziała w całkowitej ciszy nie wiedząc co robić. A jeśli tylko jej się udało przetrwać nalot? A co jeśli teraz wyjdzie z kryjówki i ją złapią? Siedząc tak, nie wiadomo przez jak długi czas, z zamyśleń wyrwał ją głos ghurala w urządzeniu komunikacyjnym.
„Kolejne nudne zebranie… a nie zaraz! MISIEK! ODEZWAŁ SIĘ!” z impetem wyskoczyła z bębna maszyny. Może nie tak zgrabnie jakby chciała ale za to z godną podziwu szybkością. Na zewnątrz jest bezpiecznie, to się liczyło. No to teraz da popalić durnemu Assamicie za straszenie jej.

- Myślałeś, że ci się upiecze? - ryknęła wbijając się do pokoju ruska. Co jak co ale zwykłe zamknięcie drzwi nie powstrzyma hinduski przed wtargnięciem na czyjąś posesję. - Wstawaj łachudro! Bij się, zobaczymy czy wtedy będziesz chciał mnie straszyć! - bojowo nastawiona z początku nie załapała, że pokój jest pusty. Przez chwile kręciła się po pomieszczeniu, zaglądając po kontach, jakby mając nadzieję, że Kainita ukrył się za szafką nocną lub pod materacem łóżka.
Zorientowawszy się w końcu, że wampira nie ma w „domu”, hinduska jakby przygasła i przez chwilę siedziała na skrawku łóżka.
Bogowie, jakie życie potępionego jest samotne i smutne… zwłaszcza teraz, gdy musi ukrywać się w obcym kraju, w obcym domu… bez możliwości tańca i śpiewu, bez jedzenia i picia, bez wschodów i zachodów słońca, bez rodziny.
- Cholerny cep… ja mu dam… niech się wypcha… - mruczała rozżalona pod nosem. Gdy lekko się uspokoiła, wyszła z pokoju zostawiając drzwi otwarte na oścież. A niech ma!
To teraz czas sprawdzić co takiego przespała…

***

- Może ktoś się domyśla czego mogli chcieć? Znaczy jakby to był zwiad korpusu to chyba by dłużej tu polatali czy coś, tak myślę. - Stefan zabrał głos przed wszystkimi innymi lecz musiał przyznać sam przed sobą, że to co mówił wyglądało raczej jakby chciał przekonać siebie, że nie ma zagrożenia niż cokolwiek innego.

Mohini trzymała się z boku całego zgromadzenia. Była szczęśliwa, że przeżyła dzień i nie chciała się niepotrzebnie narażać. Czujnym okiem obserwowała “towarzyszy”, choć na twarzy miała przybrany swój zwykły, tajemniczy grymas, który nie zdradzał o czym wampirzyca myślała.

Arthur stał w cieniu drzew, pojawiającym się gdy tylko księżyc wychodził zza chmur i przysłuchiwał się rozmowom. Spędził resztę dnia po pobudce na przygotowaniach do nocnego zwiadu, ale nieobecność paskowanego tygrysa, widoczna była jak na dłoni.

- Uważam - zaczął swym dudniącym głosem Walther - że wobec tego, co się dzisiaj stało musimy się ukryć. Nie wiemy czyj to był śmigłowiec i czy widział kogokolwiek z nas. Wiemy jednak, że takie rzeczy zwiastują kłopoty. Proponuje, abyście przenieśli się ze swoich kryjówek do bunkra.
- Do bunkra? - zadrwił Bojan - To by ci pasowało, aby zebrać wszystkich w jednym miejscu, co?
- Co to ma znaczyć? Co to za insynuacje?
- Uważam po prostu, że trzeba to sprawdzić a nie chować się jak szczury do nory.
- Wiem, że nie mam prawa głosu - odezwał się Berthold - uważam jednak, że lepiej się ukryć. Tak kończyła większość społeczności które znałem. Lekceważenie zagrożenia.

- Nie, żebym coś insynuował ale to dziwny zbieg okoliczności, że ten śmigłowiec pojawił się tej samej nocy co ty, mości eks-książe. - Wypalił Stefan który miał serdecznie dość nadętego bubka dążącego do odzyskania władzy.

- Nie ma problemu! - wypaliła nagle wampirzyca - Jestem nawet spakowana! - pierwszy raz od bardzo dawna, Mohini odezwała się na zebraniu, co mogło niektórych zaintrygować, co ciekawe żaden inny temat poruszony na spotkaniu, nie zainteresował jej tak bardzo, jak właśnie przeprowadzka do bunkra.

-A co w ogóle tam się stało? - zapytał Arthur spod drzewa nie będąc w bezpośrednim “kontakcie” z wydarzeniami w centralnej części wyspy.

Ventrue przeszył surowym spojrzeniem Stefana.
- Musiałbym być kompletnym idiotą, aby coś takiego zrobić. Uważasz, że mam coś wspólnego z tym śmigłowcem?

- Uważam, ze to zbyt dziwny zbieg okoliczności byśmy mogli go zignorować. Prawda jest, że nie wiemy nawet czy jesteś tym za kogo się podajesz. Pojawiasz się znikąd siejesz ferment plotkami o szpiegu a zaraz potem ten śmigłowiec. No ja przepraszam ale to śmierdzi na kilometr.

- Ja go znam - krzyknął piskliwym głosem Lucius.
- Zagadkę tożsamości, więc mamy rozwiązaną - dodał eksksiążę - A ja nie sieje plotek, tylko przekazuje to czego się dowiedziałem. Zrobicie z tym, co chcecie. Poprosiłem o azyl w waszej wspólnocie, więc po co miałbym jej szkodzić. Pomyśl.

- I co dziwne, wiele rzeczy przychodzi mi do głowy, na przykład mogą mieć coś na ciebie, pal licho co. Może nawet to nie korpus… aaaaa! Popadam w paranoję. - Zmierzył Luciusa złowrogim spojrzeniem.

- Dość! - ryknął niedźwiedziołak - Oto chodzi naszym wrogom, abyśmy skoczyli sobie do gardeł.

- Macie rację to głupota oskarżać się bez dowodów, ale to po prostu dziwne!

-Tylko co się do jebanej kurwy nędzy stało? Śmigłowiec słyszałem, ale co dalej? - łak mówił spokojnie, prawie. Słychać było warknięcie przy przekleństwach, jakby tylko struny głosowe poddały się na chwile przemianie.

Stefan gapił się na kłaka jak na idiotę. Jakie “co dalej”? Sam fakt pojawienia się maszyny był niepokojący a ten zbieg okoliczności to już całkowicie.

- To co z tym bunkrem? - przerwała ciszę swoim melodyjnym głosem.

- Proponuje, abyśmy się tam wszyscy przenieśli - powiedział Walther.
- Wszyscy? - zapytał z niedowierzaniem Bojan - Ty też?
- Ja i jeszcze jedna osoba ukryją się w mojej gawrze. Będziemy obserwować co się dzieje.
- Czyli proponujesz, żebyśmy zamknęli się w tej betonowej puszce i czekali na śmierć.
- Bojanie, proszę cię abyś przestał ciągle jątrzyć. - Walther wyglądał na mocno poddenerwowanego - Dobrze wiesz, że to najlepsze co możemy zrobić. Lepsi od nas próbowali walczyć i co im z tego przyszło. Gryzą teraz ziemię. Jak chcesz to możesz opuścić wyspę i walczyć ze Świętym Korpusem.
Na te słowa Bojan nie odpowiedział. Założył tylko dłonie na piersi i wpatrywał sie w niedźwiedziołaka.
- Czy zatem wszyscy się zgadzają na przeprowadzkę do bunkra? - zapytał Walther.

Mohini tym razem nie kryła swoich uczuć i z desperacją rozglądała się po zebranych, szukając u nich wsparcia. Owszem nie była z nimi zżyta, ba nawet większości nie tolerowała ale wizja ponownej ucieczki, o głodzie i strachu, przed Korpusem, wcale jej się nie podobała. Niemniej była zdziwiona zachowaniem pobratymca, który jawnie insynuował, że Walther może nie być do końca szczery z grupą, którą przewodził. Owszem wampirzyca była świadkiem wielu starć bazujących na odmiennych zdaniach i pomysłach na prosperowanie komuny ale coś takiego? Nigdy.
Zaintrygowana ale i przestraszona, postanowiła obserwować całe zdarzenie i po prostu opowiedzieć się za większością. Później zajmie się analizą wszystkiego, pomimo chęci ukrycia się w bezpiecznym (jej zdaniem) bunkrze.

-Co ze sprawą śmigłowca? - dopytywał wciąż Arthur bo przespał pół dnia, a potem nikt się do niego nie odzywał. -I co ze światłami nad ranem? - to pytanie skierował bezpośrednio do Walthera.- Wymyśliłeś coś?

- To druga sprawa, którą musimy poruszyć. - wyjaśnił niedźwiedziołak - Najpierw chce poznać zdanie społeczności w kwestii mojego pomysłu.

- To mojego powinieneś się domyślić. Nie pójdę gdzieś gdzie nie ma przynajmniej jednego ukrytego wyjścia, a te sygnały nie dają mi spokoju od południa. Czyli od pobudki. Nie będę ignorował czegoś co widziałem na własne oczy. Muszę się upewnić, czy i gdzie uciekać w razie czego.

- Jakie światła? - hinduska powtarzała cicho, jak mała papuga, pogubiwszy się w dyskusji na całego.

- Bunkier jest rozległy i ma inne wyjścia. Nie masz więc czego się obawiać w jego wnętrzu.

-Umiesz liczyć, licz na siebie. Będę się obawiał póki sam upewnię się, że to nie jest zagrożenie. I jak plemię kocham, nie zostawię tego by ukryć się w bunkrze.

- Rozumiem. Czyli nie. A reszta z was? - ghural sporzał na siedzących na polanie nadnaturali.

Kojot przez dłuższy czas patrzył na rozmawiających i mogło się nawet wydawać, że śpi z otwartymi oczami.
- Biorąc pod uwagę, że helikopter zrzucił na spadochronie skrzynię, w której znajdowały się zmasakrowane zwłoki żołnierza korpusu, oraz jego ekwipunek, a następnie na miejscu pojawił się Bojan, który upierał się, żebyśmy ukryli trupa przed Waltherem… Zakładam, że helikopter pilotowali nie członkowie korpusu, tylko ludzie Bojana. Najwyraźniej ktoś upolował jednego z wrogów i chciał mu go dostarczyć, trudno stwierdzić, czy w celu badań, czy tylko po to by miał zapas krwi w trupie. -
Tu kojot zrobił pauzę, ale uznał, że zanim Walther zabije Bojana, należało jeszcze o coś zapytać.
- Ale zanim sobie to wyjaśnicie na szczeblach władzy. Wyjaśnij mi proszę Waltherze, dlaczego zgromadziłeś nas wszystkich na wyspie, po środku której znajduje się totem o zanieczyszczonej energii? Wyjaśnij mi też, czy wiedziałeś, że w tym miejscu, po przejściu na drugą stronę odbywamy wycieczkę na skróty, bezpośrednio do dalekiej umbry, gdzie raki zimują, psy dupami szczekają, a kojotołaki potrafią oddychać pomimo tego, że dryfują w kosmosie na jakiś dziwnych lewitujących kamiennych platformach? W dodatku spotykają tam tajemniczych, bladych i przypominających wampiry skurwysynów o cienkich jak igły zębach? I czemu te skurwysyny mówią po łacinie? W życiu czegoś takiego kurwa nie widziałem… - Nuwisha rozejrzał się po zebranych i splótł ręce na piersi, opierając przy tym wygodnie swoimi plecami o gruby pień pobliskiego drzewa.
- Z własnego doświadczenia moi mili, stwierdziłbym, że mamy na wyspie bezpośredni portal do czegoś w rodzaju piekła, a skoro ja do niego wszedłem, coś może z niego wyjść. Lepiej byłoby chyba stąd uciekać, niż się tutaj okopywać. Chciałbym tylko wiedzieć, co za paskudztwo tam spotkałem, bo nie wiem co potem wnukom opowiadać…
Miał nadzieję, że powiedzenie całej prawdy obydwu stronom sprzeczki oczyści atmosferę, a jednocześnie, że uda mu się przy tym dowiedzieć jakiś ciekawych faktów.

- CO??!! - zapiszczała przestraszona - Otworzyliście skyrzynię? Chcesz na nas ściągnąć nieszczęście? - wampirzyca nie rozumiała połowy z tego o czym dyskutowali, ale to właśnie ta niewiedza przyprawiała ją o niemiłe uczucie w podbrzuszu, przez które odruchowo położyła dłonie na swoim łonie. - Bogowie raczą wiedzieć, co tak naprawdę było tam zamknięte… klątwa, zarazy, tajemnice… - kontynuowała swój monolog pod nosem, głaszcząc się po brzuchu tak jak to mają w zwyczaju kobiety brzemienne. Gdy do jej umysłu przebiły się strzępki słów kojota, traktujące o portalu, piekle i nieproszonych gościach, hinduska nagle cała zesztywniała i umilkła jakby ktoś odłączył ją od zasilania. Po dłuższej chwili, wpatrzona w ziemię, szeroko otwartymi oczami, poruszała bezgłośnie ustami jakby coś zajadle deklamując i tylko od czasu do czasu, któryś z dzwoneczków na jej ciele, cicho zadźwięczał pomimo niewzruszonej postawy nosicielki.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 15-07-2015 o 13:47.
sunellica jest offline  
Stary 14-07-2015, 22:49   #28
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Arthur przyszedł na spotkanie po całym dniu przygotowań. No prawie całym bo musiał odespać.
Zmienił ubiór ukrywający jego postać jeszcze lepiej niż kleksy moro, zwłaszcza po ciemku, a w butach poukrywał dodatkowe sztylety. Na nic się przydadzą jeśli zmieni formę na inną niż glabro ale nie zamierzał tego robić, chyba ze w ostateczności.
Przeskanował wzrokiem wszystkich stojących w cieniu. Malkava nie zauważył ale nie wątpił że gdzieś tam jest, a Walther na pewno wie gdzie. Długo myślał nad slowami Luciusa, przepakowując dobytek, poprawiając sznurowanie rękojeści i smarując stal olejkiem. Cały czas zastanawiał się czy nie daje się wciągnąć w pułapkę.
Skoro jednak nieznany helikopter, znalazł ich bez problemu, zapewne przez księcia, to lepiej będzie odsunąć się jak najdalej od widocznego z powietrza hoteliku. Skrawki cywilizacji, pomimo opuszczenia, były zbyt widoczne dla powietrznego zwiadu. Gęstwina lasu jednak, pozwalała się ukryć. Z takimi przemyśleniami, a także z wciąż gryzącą go zagadką Malkava, czy też Salubri, jak ciągle rozpowiadał, stał w cieniu drzew i przysłuchiwał się rozmowom.

***


- Po kolei - odezwał się Arthur ze swego miejsca pod drzewem, ukryty w połowie nawet dla bystrookich pijawek, chociaż Lucius go pewnie widział bardzo dobrze. - Jaka skrzynia?! Nie mogliście tego powiedzieć od razu? Nieznajomi wrzucają nam trupa do meliny… To nawet gorsze niż alfabet morsa z sąsiedniej wyspy. - wilkołak zaczynał nie nadążać za zarzutami i innymi wypowiedziami obecnych.

- Cichy Skowycie zdajesz sobie sprawę z powagi oskarżeń jakie właśnie rzuciłeś? Wiesz, że abyśmy w nie uwierzyli musisz przedstawić dowody? - Na twarzy Stefana na przemian malowało się niedowierzanie i zgroza. - Pamiętaj o kim mówisz, Walther przyjął nas do siebie i nie skłamię jeśli powiem, że niektórym z nasz uratowało to życie. Nawet ty powinieneś wiedzieć z kogo nie wolno sobie robić żartów. - Muzyk był wyraźnie poruszony, i przestraszony tym co się działo. Wszak wszyscy zdawali sobie sprawę, że jeśli niedźwiedziołak zostanie oskarżony to pod znakiem zapytania znajdzie się wymuszony przez niego pakt o nieagresji międzygatunkowej.

- Nie twierdzę, że Walther jest zdrajcą Stefciu...- Skowyt posłał wampirowi szczery uśmiech. - Stwierdzam tylko, że zataja przed nami bardzo istotne informacje. Możliwe, że sądzi, że robi to dla naszego dobra... Jeśli na innych wyspach znajdują się inne grupy, to ich przywódcy mogą chronić je przed sobą nawzajem, na wypadek gdyby w jednej z nich znalazł się zdrajca, wtedy pozostałe grupy miałyby szansę na cichą ucieczkę... �-Przywódcy zapewne zachowują kontakt w dyskrecji, przy użyciu latarek... Nie pytajcie skąd te wnioski, oglądałem dużo detektywa Colombo… - Kojot uśmiechnął się szeroko i przeniósł wzrok na postać misiołaka. - Ale kwestii teleportu do innej galaktyki, jakoś nie mogę rozpracować.... Tutaj zawodzą nie tylko zasady fizyki, ale i dedukcji...

-Niet, okolica z latarkami nie pachniała jak Walther. Tak, sygnały doczekały się odpowiedzi od kogoś stąd. - wtrącił Arthur na wspominkę o hipotetycznej komunikacji między przywódcami - Chyba że ma zajebisty sprzęt kamuflujący, cud techniki i plugawej myśli technologicznej. - kłak wzdrygnął się na myśl o skomplikowanych urządzeniach wychodzących z idei Tkaczki - Chociaż z drugiej strony, celtyckie sploty Danann mogą działać podobnie… - dodał już jakby do siebie

- Nie wspomniałem słowem o zdradzie ze strony Walthera, skąd też tobie taki pomysł wpadł do głowy? - Zastanowił się na głos Stefan - Zresztą nieważne, postawiłeś zarzuty liczę, że masz je czym poprzeć.

Kojot znowu popatrzył na Stefana.
-Co mam kurwa popierać? Chcesz mi wmówić, że Walther wybrał pierwszą lepszą wyspę i przypadkiem natrafiliśmy na pieprzone gwiezdne wrota? Spędziłem w umbrze pół życia i nigdy nie spotkałem niczego co emanowałoby takim złem, jak ten potwór, który mnie tam nastraszył...
- Miałem na myśli skrzynkę-widmo którą zdaje się tylko Ty widziałeś. - Dodał muzyk oschle. - Na tej waszej “umbrze” się nie znam więc możesz mi równie dobrze wmawiać, że Walther schował pod drzewem różową planetę z puszystymi króliczkami, i tak nie mam jak tego sprawdzić.
- Stefanie pozwól, że wyjaśnię ci istotę problemu. - dwójka zebranych zaczęła przepychać się argumentami. - Jestem specjalistą od tak zwanej bliskiej umbry, to miejsca zamieszkane przez pomniejsze duchy, widma, upiory, elfy i inne takie... Do niej właśnie mają dostęp zmiennokształtni. Problem polega na tym, że ja trafiłem do umbry dalekiej, a tam nie powinienem mieć prawa wstępu. Mieszkają tam takie sławy jak Lucyfer, bogowie z panteonu egipskiego, czy członkowie Avengers... Jej istota ma niewiele wspólnego z naszym wszechświatem... Dlatego kurwa nie żartuje, to co tam siedzi może być odpowidzialne za powstanie świętego korpusu i za cały ten burdel... To może być jakieś starożytne kurewstwo, które postanowiło odzyskać władzę nad światem po miliardach lat! - Kojot wyglądał na bardziej znerwicowanego niż zazwyczaj. Można było nawet odnieść wrażenie, że jest wręcz przerażony tym, o czym opowiadał.
- Daj spokój, mam uwierzyć w święty korpus wyznawców Avengers?! - Zakpił z kojota. - Chyba powinieneś odstawić Lovecrafta.

Assamita stał na uboczu, w cieniu jak to miał w swoim chorym zwyczaju. Wysłuchiwał wszystkiego w milczeniu chłonąc każdą nową informacje. Nie zdążył odpowiedzieć na pytanie o bunkier, bo śmieszek postanowił wyjechać z informacją o skrzyni jak przysłowiowy Filip z konopi. Aż uniósł w geście zaskoczenia brwi. Nim jednak zareagował w jakikolwiek widoczny sposób Kojot wypalił ze swoimi przeżyciami z Umbry. Wyraźnie zaciekawiło to Ruska. Wyglądało jakby intensywnie nad czymś myślał. Zdradzały to tylko ściągnięte nad okularami brwi. Przeniósł spojrzenie na Walthera widocznie oczekując reakcji na wytoczone przeciw jego osobie zarzuty. Wpatrywał się, a oblizanie wargi mogło sugerować, że tylko czeka, aż ktoś skoczy drugiemu do gardła.

Słowa kojota zadziałały bowiem niczym przysłowiowy kij w mrowisku. Zaczęły wzajemne przekomarzania i docinki. Prowadzone zarówno głośno do wszystkich, jak i szeptem do wybranych. Najbardziej zainteresowani zostali niemal natychmiast zepchnięci w cień. Walther milczał i z uwagą przysłuchiwał się wymianie zdań. Bojan stał z ramionami splecionymi na piersi i wpatrywał się w sprawcę całej burzy.
W końcu ghural postanowił zabrać głos.
- Wielokrotnie już Skowycie rzucałeś głupie uwagi. Choćby wczorajszego wieczora oskarżając Luciusa o zdradę. Teraz twój dowcip, jeśli tak to można nazwać, dotknął mnie. Bardzo mi się to nie podoba, ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest bowiem to, że złamałeś mój zakaz i otwarcie się do tego przyznałeś. Myślę, że wiesz z czym się to wiąże - ni to zapytał ni stwierdził niedźwiedziołak.
Po tych słowach nastała zupełna cisza. Nawet nocne ptaki umilkły, a wiatr przestał wiać. Nikt nie śmiał się poruszyć.
- Okoliczności są wyjątkowe. Śmiertelne niebezpieczeństwo zapukało do naszej spokojnej do tej pory oazy. A ty! - Walther podniósł głos, a jego echo rozniosło się po całej wyspie - A ty! Przyznajesz się do złamania zakazu, a tym samym osłabienia naszego bezpieczeństwa. Ciężko mi to powiedzieć, bo wiem, że moje słowa będą dla ciebie jednoznaczne ze śmiercią. Za złamanie zakazu jeszcze dzisiejszej nocy musisz opuścić Oak Island.
- Zaraz… ja też jestem zdania, że kojot przesadził ale wygnanie to prawie wyrok śmierci! Nie możesz jeszcze tego przemyśleć? - Nieoczekiwanie Stefan stanął w obronie sierściucha.
- Prawo jest jednakie dla wszystkich. Moje serce krwawi, bo być może Skowyt jest ostatnim nuwisha na ziemi, ale jego zachowanie zagraża naszej wspólnocie. Mimo wszystko, cenię Stefanie twoją dobroć i współczucie. Jest jednak za późno. Mleko już się wylało.

Brew Nuwisha drgnęła kiedy usłyszał wyrok skazujący. Raz, drugi, trzeci. I chyba dopiero wtedy dotarło do niego co usłyszał, bowiem pomimo faktu, że jego twarz z racji na indiańskie pochodzenie była dość śniada, to teraz wydawał się blady jak kreda.

- Że, że, że…. że co? Chcesz odwrócić kota ogonem i wygnać mnie tylko dlatego, że w przeciwieństwie do ciebie, nie zapomniałem co to znaczy mieć jaja i sprawdziłem, co nam zagraża? - Kojot zatrząsł się z wściekłości, zacisnął pięści i gniewnie tupnął o ziemię. - Poza tym, Lucius to co innego… To co powiedziałem o tobie to wcale nie są żarty…
- Skowycie, faktycznie żarty się skończyły. - Przerwał mu wyraźnie wściekły niedźwiedziołak - Przykro mi, że nasza znajomość kończy się w ten sposób. Jesteście moim gośćmi. Pamiętasz jeszcze o tym. To nie ja was zebrałem, tylko wy do mnie przyszliście, aby się schronić. Czy w czasie twojego pobytu na wyspie, coś ci się stało? Czy spadł ci choćby włos z głowy? Nie!

Nuwisha wpatrywał się w postać swojego gospodarza, czując jak łzy zaczynają mu napływać do oczu. W końcu nie wytrzymał i podniósł głos.
- Będzie jak zechcesz! Ale jesteś głupcem jeśli myślisz, że przybyłem na wyspę, żeby szukać bezpieczeństwa! Jesteś… wielki… Miałeś pomóc mi ich wszystkich pozabijać!
-Dość kojocie! - tym razem to Arthur podniósł głos - Jest jeszcze cała noc na ewentualne dysputy czy cię wyrzucić, czy nie. Nawet nie chcę wiedzieć kogo Walther miał ci pomóc wybić. Wróćmy natomiast do pytania o bunkier. Ja tam nie pójdę, ktoś jeszcze podziela me zdanie? - wilk rozejrzał się po zgromadzonych. Nuwisha zamilkł słysząc krzyk Garou i słuchał jego słów zagryzając dolną wargę i wbijając wzrok w podłogę.

Ghural wstał i niemal zaczął rosnąć w oczach słysząc ostatnie piskliwe zdanie Skowyta. Jego ciało puchło i zwiększało swój rozmiar. Zbliżył się do kojota i spojrzał mu głęboko w oczy. W tym momencie Waltehr był dwa razy większy niż zazwyczaj.
- Zamiast błagać o przebaczenie, ty brniesz dalej w swoje chore gierki. Wynoś się stąd, póki jeszcze nad sobą panuje.
- Ghuralu - wilk zrobił krok w stronę niedźwiedziołaka - Daj go mnie. Nie chcesz go tolerować na wyspie, rozumiem, ale potrzebuję jeszcze kogoś do pomocy na północnym brzegu. Rano, jeśli taka twoja wola, kojot opuści wyspę. Poza tym, widziało go to coś z Umbry więc zapewne na niego najpierw zaczną czatować. Im dalej od reszty grupy, tym dla wszystkich bezpieczniej. - Arthur również, odruchowo, wszedł w glabro. Gdy tylko niedźwiedź zaczął przemieniać siebie.
Walther wziął głęboki wdech i na powrót zmienił się w człowieka.
- Masz szczęście kojocie. - warknął w stronę nuwisha - Wstawił się za tobą członek wspólnoty. Tylko to cię uratowało.

Niedźwiedź odwrócił się od kojota i spojrzał na Arthura, a ten niemal odruchowo przełknął ślinę. Właśnie miał niemal okazje zobaczyć czym grozi złość Ghurala.
- Jego już nic nie uratuje. - powiedział - Jeżeli jednak weźmiesz za niego odpowiedzialność, to będzie mógł zostać na wyspie. Pamiętaj jednak, że jego grzechy obciążają w pełni twoje sumienie. Zgadzasz się?
- Grzechy… - Szepnął pod nosem kojot, po czym pociągnął cicho nosem. - Mam dość uciekania niedźwiedziu.
Dwukolorowe źrenice wilka spojrzały na kojota - Stul pysk. Na chwile. Ale stul. Potem pomarudzimy obaj. - Jedno oko już całkiem zmieniło kolor. Z naturalnie niebieskich przechodziły w intensywnie zielone jakie mają typowi przedstawiciele jego plemienia. - Obym tego nie żałował, za bardzo.

Kojot zamilkł po raz drugi. Popatrzył na wilka, potem na resztę zebranych i dochodząc do wniosku, że nie dane mu będzie już zabrać głosu na tym zebraniu, w milczeniu, powolnym krokiem udał się w stronę linii drzew.

- Wróć! Stawaj tutaj i nie rób już nic głupiego - Arthur fuknął na Skowyta - To że cię wyrzucają, nie znaczy, że nie masz usłyszeć wszystkiego co dziś mamy do powiedzenia.
- Zatem od teraz Arthurze, czyny tego nuwisha traktuje, jak twoje własne - orzekł niedźwiedziołak - Moja decyzja o opuszczeniu przez niego wyspy zostaje jednak w mocy. O ile nic się nie zmieni do jutrzejszego ranka.
- A pocałujcie Morrigan w dupę. I tak niedługo będziemy musieli się stąd wynosić. - wilk powrócił w stan spoczynku, a głos łaka stał się spokojniejszy - Znasz alfabet Morse’a? - spytał już ciszej Skowyta.
Skowyt zatrzymał się i obejrzał na rozmawiających. Westchnął zagłębiając się wewnątrz własnych myśli.
- Nie… angielski w piśmie też znam słabo, huh… - Kojot wzruszył tylko ramionami.

Mohini skuliła się w sobie i starała się udawać kolorowy fragment wyspy. Swą postawą dawała znać z odczuwanej ulgi, że trafił się ktoś, kto ściąga na siebie więcej uwagi niż Ravnoska.
- Kwestię Umbry wyjaśnię krótko i raz na zawsze - mruknął poważnie Walther - Na całym świecie Umbra zachowuje się dziwnie. Stała się o wiele bardziej niebezpieczna niż realny świat. Nieliczni odważyli się to badać i większość z nich nie żyje. Na naszej wyspie występuje silna anomalia i to przed nią was ostrzegałem. Nie mówiłem o tym wiele, bo sam wiem zbyt mało, aby to wyjaśnić. Przestrzegałem, aby się tam nie zbliżać, ani nie wchodzić do Umbry. Widać niezbyt głośno. Anomalia jednak działa na naszą korzyść. Zakłóca bowiem nadajniki Świętego Korpusu. Dlatego też nasza wyspa, tak długo była bezpieczną oazą w morzu szaleństwa. Tak trudno, to pojąć. Temat uważam za zamknięty. A teraz opowiedźcie mi o tej skrzyni.
- Jak dla mnie brzmi rozsądnie… no ale właśnie, ta skrzynka-widmo, jest w ogóle prawdziwa? - Zainteresował się Stefan.
- Co o tym wiesz? - garou spytał Skowyta - Opowiedz mi, ale nie przejmuj się nimi - dodał szeptem.

Walther spojrzał na kojota i stojącego w jego obronie Arthura. - Niech mówi. Obawiam się jednak, że nie jest on wiarygodnym świadkiem, ale niech mówi.
- Gdy bestia wygnała mnie z umbry, obudził mnie dźwięk silnika. Paczka spadła na spadochronie, nieopodal. - Kojot odchrząknął jakby nie miał ochoty o niczym opowiadać. Podjął jednak temat dalej - Nie pachniała groźnie, jedynie ścierwem. Z początku myślałem, że ludzkim, ale zapach był inny. Kiedy otworzyłem pudło, w środku były zmasakrowane zwłoki żołnierza korpusu… Może to nie ludzie, tylko jakieś ich mutacje, jak te które wywołuje żmij, dlatego tak śmierdział… Albo, to ghule. Nigdy nie wąchałem Ghula, sam nie wiem. - Kojot popatrzył na Walthera spode łba, sprawdzając, czy taka relacja mu wystarczy.
- Kto jeszcze był z tobą? - dopytał Arthur.
- Bojan, Ruski i Tygrys… Kłócili się o to co zrobić z paczką, więc skorzystałem z ich nieuwagi i ją otworzyłem. Bojan uparł się by ci o tym nie mówić, i żeby zabrać paczkę do jego kryjówki… Dlatego powiedziałem, że… że ten helikopter mógł należeć do jego znajomych… Wyglądało to tak jakby spodziewał się jakiejś dostawy, może źle to zinterpretowałem… Powiedział, że ci nie ufa i, że możesz być zdrajcą, i, żebyśmy ci nic nie mówili… - Kojot zakończył przemowę i znów pochylił wzrok.
- Bojanie, co powiesz na ten temat? - zapytał Walther.

Wampir wyszedł na środek polany i spojrzał na niedźwiedziołaka, a później na nuwisha . W oczach Tzimisce Skowyt mógł dostrzec zarówno pogardę jak i ostrzeżenie by trzymał swą niewydarzoną gębę zamkniętą na cztery spusty.
- Szkoda czasu na brednie tego oszustwa. Nie wiem nic o żadnej skrzyni. A tym bardziej o jakiś zwłokach w niej.
- Rozumiem. A reszta? - spytał Walther.

Rusek wyglądał jakby ktoś mu wsadził sękaty kij w rzyć i kręcił nim w lewo i w prawo, sprawdzając wytrzymałość jelit. Zaciśnięta szczeka, niemal słyszalny zgrzyt zębów, zmarszczone brwi i nos. Odruchowo, z nawyków za życia, gwałtowne wciąganie powietrza i wypuszczanie go ze świstem. Złość Arinfa materializowała się maską wściekłości na twarzy.

- Rozmiar gaci też wszystkim podasz? - warknął wściekle w stronę łaka.
- Uderz w stół… - mruknął Arthur ni to do siebie ni do Cichego
- Te tajemnice są niepotrzebne… - odpowiedział Nuwisha na pytanie rosjanina.
- Może i tam byłem, może i widziałem helikopter, ale o żadnej skrzyni nic nie wiem, jak masz ochotę wkopywać wszystkich to rób to chociaż tak, aby miało ręce i nogi. Aż tak ci zależy, aby się pozbyć wszystkich pijaw, co? - złość Arinfa na kojota była bardzo namacalna.
- A ty Michael, co na to odpowiesz? -rzucił pytanie uspokojony już Walther
Odpowiedziała mu tylko cisza. Dopiero teraz wszyscy zdali sobie sprawę, że Michaela nie ma z nimi.
- Michaelu? Jesteś tu? -ponowił wywoływanie kota z lasu. Wstał, rozejrzał się wokół i wciągnął głęboko powietrze chcąc go najpewniej wywąchać. - Ktoś wie, gdzie jest khan?

- Ostatniej nocy dałem mu butelkę szkockiej. Wiecie, gest dobrej woli. - odparł Stefan rozłożywszy ręce jakby chciał się poddać ale zrezygnował w połowie. - Nie chcę nikogo oczerniać ale może po prostu… no zapił.
- Kiedy widziałem go ostatni raz… Sprzeczał się z Bojanem i Arnifem o to czy pokazać ci skrzynię, czy nie... potem wyszedłem bo nie chciałem się denerwować... - Kojot nieśmiało odpowiedział na pytanie misiołaka.
- Posłuchaj Skowycie co sam mówisz. Ciągle tylko wspominasz skrzynkę której istnienia nikt nie potwierdził. - Stefan załamał ręce. - Jeśli dalej będziesz brnął w swoje fantazje źle się to dla ciebie skończy, korpus nie da ci szansy by ich oczarować opowieściami o żelaznym wilku.

- Jeśli dobrze rozumiem helikopter i hipotetyczna skrzynka, znalazły się nad wyspą o świcie - wilk wzdrygnął się na myśl o Luciusie, ale chciał rozładować ponownie tężejące napięcie, które mogło znów doprowadzić do konfliktu - Czyli większość wampirów według mnie powinna już lulać do snu. Dlaczego więc Arinf, otwarcie przyznaje się, że zaryzykował spopielenie by zobaczyć potencjalnie niebezpieczny dla nas wszystkich helikopter? Dlaczego nie został w swym schronieniu z dala od słonka tylko rozważnie wyszedł? O ile dobrze myślę, ty Stefanie zrobiłeś to co nakazywał rozsądek przetrwania. - wilk spokojnie próbował łączyć wszystkie argumenty, czy to prawdziwe, czy nie. - Zdaje się również, że poza Skowytem i nieobecnym teraz tygrysem, nikt dokładnie nie widział i nie przyjrzał się temu helikopterowi. Mam racje? Ja słyszałem tylko dźwięk, jak inni? Waltherze, widziałeś coś, nim do ciebie przyszedłem? A Ty lisico?
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
Stary 15-07-2015, 16:47   #29
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
- Tylko dźwięk - wampirzyca przełamała milczenie, które z namiętnością od jakiegoś czasu uskuteczniała.
Assamita wysłuchał garou w skupieniu.
- Nie zasnąłbym i tak bez upewnienia się, że zaraz nie zleci nam na łeb desant Świętego Korpusu. Do świtu była jeszcze chwila. Chciałbym jednak wiedzieć czy powinienem się ukryć gdzieś lepiej czy moja klitka wystarczy - odpowiedział wzruszając ramionami. A w sprawie tygrysa milczał jak zaklęty, Skrzynia skrzynią, ale na bycie świadkiem łamania paktu o nieagresji się wcale nie pisał.
- Z tego, co zauważył to był prywatny śmigłowiec. Nie miał żadnych wojskowych oznaczeń. - wyjaśnił Walther.
- Ja go tylko słyszałam - bąknęła od niechcenia wywołana do odpowiedzi Lisica. - Sądzę, że to był jakiś zwiad. Nie przypuszczam, żeby to był Korpus. Ci na zwiady wysyłają przeważnie niewielki oddział. A desantu, poza niewiedzialną skrzynią nie było.
- Sikorki świergoczą, że jakieś ścierwo po wyspie się błąka. A ponoć zabójcza jest woda święcona dla pewnego matołka. - wypalił z uśmiechem Lucius.
- Że co? - zdziwił się ghural. W jego zaskoczeniu dało się wyczuć nutkę strachu.
Strach bowiem pachniał tak specyficznie. Wszyscy zebrani znali doskonale jego aromat i głębię.
A Walther wyraźnie się przejął słowami Malkavianina.
- A nic. Jeno mnie naszło na poezję współczesną. - wyjaśnił wampir z szerokim uśmiechem na twarzy.

Kojot przysłuchiwał się rozmowie. Nieco zdziwił go fakt, że gurahl zignorował jego odpowiedź na pytanie co stało się z Michaelem. Nie mniej zrozumiał, że z niedźwiedziem nie ma już po co rozmawiać. Czekał więc, aż narada się skończy, żeby nikt na niego nie krzyczał za to, że wychodzi wcześnie i nie mógł się już doczekać kiedy będzie mógł się w końcu spakować.

Mohini nie spodobał się zapach strachu widać to było po kolejnym dzisiaj marszczeniu nosa. Lekko poddenerwowana, popatrzyła z wyrzutem na ghurala by po chwili przerzucić oskarżycielskie spojrzenie na Malkaviana.
- Dość tego… możecie tak plotkować do białego rana a chcę zaznaczyć, że dla mnie jako wampira, nie jest dane korzystanie z pełnych dwudziestuczterech godzin, jakie ma w ofercie dzień… - pogroziła palcem mężczyznom - Nie obchodzi mnie też, gdzie się podział śmierdzący kotołak, o nie, nie - zmarszczyła teatralnie nosek - Przenoszę się do bunkru jakby to kogoś obchodziło, zamiast tak gadać, zajmijcie się czymś pożytecznym - skończyła dobitnie gromiąc spojrzeniem towarzyszy po czym odwróciła się na pięcie i odeszła w kierunku hotelu. Byle jak najdalej od strachu zanim ten przeniesie się i na nią.
-To chyba na tyle. - mruknął do Skowyta - Najpierw twoje czy moje przygotowania? Do bunkra cię nie wpuszczą, a ja nie chcę tam leźć bo grupę łatwiej znaleźć.
Kojot spojrzał kątem oka na wilkołaka i odchrząknął cicho, zerknął też na innych jakby upewniając się, że Walther nie zwraca na niego większej uwagi.
- Matka Gaia nie powołała naszych szczepów do życia po to, żebyśmy chowali się przed naszymi wrogami, ani po to byśmy przeżyli za wszelką cenę… Moje plemię już raz popełniło ten błąd. Odeszliśmy do Umbry, kiedy biali ciągnęli kolej przez nasze ziemie, sądziliśmy, że nie możemy ich obronić, że wy zaopiekujecie się nimi lepiej. Po stu latach nie mieliśmy już do czego wracać, nie warto liczyć na innych… Mam już dość uciekania Arthurze, i wolę zginąć w walce niż chować się jak ten tchórzliwy grubas… -
Ostatnie słowa wypowiedział całkowitym szeptem, bacząc by gurahl nie urwał mu za nie głowy.
- Chodźmy stąd… Nie chcę tu rozmawiać… - Dodał nadal nie wiedząc, czy może już się oddalić.
- Dobrze zatem - rzekł Walther wstając ze swojego pniaka - Skończmy na tym na dzisiaj. Pamiętajcie jednak, że jest wiele spraw do rozwikłania. Nasza oaza jest zagrożona i musimy przygotować się do obrony. Tym bardziej, że wiele wskazuje na to, że wróg jest już na naszym terenie. Bądźcie czujni i ostrożni.
-Poczekaj jeszcze chwile. - odparł Arthur do kojota widząc, że misiek chce z nim pogadać - Zaraz do ciebie dołączę.

-------

Arinf nasłuchał się już wystarczająco wiele dzisiejszego wieczoru. Głupi Kojot niemal nie narobił mu poważnych kłopotów. Dobrze, że zawczasu upolował jakiegoś nadrzewnego kocura i wysmarował się jego krwią. Tak na zaś. Wiedział, że Mohini mogła być w hotelu i na pewno by trudno było ukryć odór krwi jakim przesiąkły jego ubrania po śnie w jaskini. Nie miał zamiaru nikomu o tym mówić. Był poniekąd przyzwyczajony do tego, że wiele spraw był zmuszony przemilczeć dla własnego bezpieczeństwa. Może i tam był, może i widział, ale nie przyłożył ręki do śmierci khana - co w sumie dla niektórych też jest już jakimś współudziałem, ale ci miał zrobić? Rzucić się na Bojana i zaryzykować własną śmierć w tak okropny sposób? Nie po to przylazł na wyspę, aby ginąć jak idiota.
Po naradzie nie chciał za bardzo rzucać się w oczy więc udał się po swoje rzeczy do hotelu, po prostu. Uda się do bunkra z innymi, bo w sumie co mógł zrobić? Niby opcją było łazić jak kłaki po lesie i koczować, ale jakoś mało mu się to uśmiechało. Jako wampir potrzebował jednak stałego schronienia na dzień.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline  
Stary 15-07-2015, 17:22   #30
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Podszedł do ghurala gdy ten pokiwał na niego ręką
- Cieszy mnie twoja postawa. Naprawdę. Tylko dzięki tobie Skowyt tu jeszcze jest. Rozgniewał mnie, ale na naprawdę nie chcę jego krzywdy. Prawo jest takie samo. Poradź mu, żeby schował się na razie gdzieś na wyspie i nie pokazywał na oczy. Sytuacja jest niebezpieczna i gdy opuści wyspę na pewno umrze. Niech nawet nie przychodzi na narady. Jasne? Jak się sytuacja wyjaśni i uspokoi, to pomyślę, co z nim zrobić. Miej na niego oko i pamiętaj, że tej rozmowy nie było. Jasne?

-Jasne. - odpowiedział Arthur po czym zaraz dodał -Jednak wiesz, że i tak będę mu wszystko przekazywał. To, że jest głupi nie znaczy, że nie może znać decyzji wszystkich. Zwłaszcza jeśli dotyczyć będą tego całego Korpusu. Masz jakieś porady czy informacje, które mnie i kojotowi się przydadzą? Unikałem obcych jak płonącego srebra więc nie wiem z czym dokładnie mamy do czynienia. Mam wrażenie, że wszyscy wiedzą grubo więcej ode mnie na ten temat. No i rozumiem też, że jakiś kontakt w razie kłopotów jednej czy drugiej strony chcesz mieć. Masz coś czym mógłbym cię informować niemal na bieżąco?
- Oczywiście. Tego ci nie bronię. Zrozum, chodzi o pozory. Nie chcę krzywdy Skowyta, ale nie mogę otwarcie mu wybaczyć. Przynajmniej na razie.
Nadchodzi dla nas trudny czas i nie chcę osłabiać wspólnoty. Wydaje mi się, że oplata nas gęsta sieć intryg. Trudno będzie ją rozwikłać, tym bardziej że wróg u bram. Jeśli mam radzić, to pilnuj Skowyta, aby nie robił głupstw. Zwłaszcza, aby trzymał się z dala od Umbry. Miejcie oczy szeroko otwarte i nie dajcie się zwieść wichrzycielom. Bądź lojalny wspólnocie i mnie. Liczę na ciebie.

- Zobaczymy, nic nie obiecuję, ale w drogę Ci wchodzić nie będę. -orzekł wilkołak po chwili zastanowienia - O ile rzeczywiście chcesz nam pomóc przetrwać. Znajdźmy zdrajce zanim przybędą ci "źli", a potem zero tajemnic. Zgoda? A kojota przypilnuje, przynajmniej by nie wchodził do Umbry. Natomiast o jego głupocie nie wiem nic. Nie znam go dobrze. Mam nadzieję że uda mi się zminimalizować ewentualne skutki tej cechy. Do zobaczenia rano, miejmy nadzieję.
Po tej chwili rozmowy z miśkiem, wilk wrócił do nuwishy.

-Niezbyt dobre wieści, dla ciebie. Opowiem później. Wpierw musimy sprawdzić co z twego dobytku, uda się przystosować do zwiadu. Opowiedz jeszcze, słyszałeś co się stało z kotowatym czy od razu polazłeś do siebie? Zakładając, że nie opowiadasz bzdur. Nie jesteś pijawą, dlatego ci wierzę. Nie jesteś też garou i wiem co przez naszą głupotę wycierpieliście. Miejmy nadzieję, że przetrwa więcej z łaków i stworzymy coś lepszego niż dotychczas.

Mohini ukryta za drzewami spokojnie przeczekała, aż zebranie się skończy i wszyscy się rozejdą. Gdy polana opustoszała z niepotrzebnych par oczu i uszu, wyszła z cienia, dźwięcząc dzwoneczkami przy każdym kroku. Na twarzy widniał szeroki, ciepły uśmiech, który jednych mógł zauroczyć a innych przestraszyć.
-Nie przeszkadzam? - zapytała śpiewnie pary zmiennokształtnych.

Kojot nie zdołał, a może raczej nie zdążył od razu odpowiedzieć Arturowi. Dzwoneczki na stroju młodej wampirzycy wywołały w nim drugą z możliwych reakcji. Skowyt lekko podskoczył w miejscu i spojrzał w stronę Mohini, wyraźnie zmieszany. Od początku dało się zauważyć, że obawia się wampirów, o ile nie śmieje się z nich siedząc poza ich zasięgiem, przykładowo na drzewie.

-Chyba nie przeszkadzasz…. - Uniósł lekko kąciki swoich ust, jakby z grzeczności chcąc odpowiedzieć uśmiechem na jej uśmiech, a potem zwrócił się do Artura. - Już mówiłem. Bojan zabraniał nam mówić o skrzyni Waltherowi, powiedział, że mu nie ufa, że Walther może być zdrajcą, albo szpiegiem… Arinf zapytał dlaczego Bojan tak sądzi, chciał chyba… Wypytać Bojana skąd te podejrzenia, a Michael…. Michael strasznie się wkurwił. Chciał pokazać skrzynię Waltherowi i od razu wszystkim o niej powiedzieć… A ja… Chyba powiedziałem im, żeby się pieprzyli, albo coś w tym rodzaju i wyszedłem. Nie wiem o czym rozmawiali później… Trochę mi przykro, że Walther bardziej wierzy Bojanowi niż mi, sam już nie wiem co myśleć. Może Bojan nie jest zdrajcą, ale na pewno przy pierwszej okazji spróbuje przejąć dowodzenie i usunąć Walthera, takie odniosłem wrażenie… Z drugiej strony Walther nie pozwala mi zbadać otoczenia, obaj są dziwni…
- Rozumiem. Czyli ostatnimi którzy widzieli kocurka był rusek i Bojan. Dziwne, że Diabeł chce coś zataić, zaaprobował mój pomysł o nocnym zwiadzie. Inaczej nie widziałbym tych sygnałów z sąsiedniej wyspy. - orzekło wilczysko ignorując użalanie się kojota - Z drugiej strony, krwiopijcy są mistrzami intryg. Bez obrazy dzwonnico - zwrócił się do roztaczającej aurę melodii wampirzycy.

Z początku wampirzyce lekko zatkało. Na twarzy odmalowało się zdziwienie, zastąpione jednak szybko półśmiechem. Pokręciła głową jakby chciała zaprzeczyć albo otrząsnąć myśli i pełny uśmiech rozgościł na dobre nie psując przyjaznej atmosfery. Widocznie doceniła żart nie biorąc go do siebie zbyt personalnie.
- Sprawę mam - odparła gładko do wilkołaka - Czy mam przyjść później? Widzę, że macie małą naradę logistytyczną - puściła oczko kojotowi.
- Nic czego ktoś inny nie mógłby usłyszeć. O co chodzi? - spytał widząc półuśmiech na twarzy wampirzycy.
- Chciałam się dopytać o światła jakie widziałeś na swoim zwiadzie, martwią mnie pewne okoliczności… - przekręciła lekko głowę. - Ale zanim o tym… powiem wam w sekrecie, że szanowny Pan Arinf był wielce zajęty dzisiejszego dnia - odparła dwuznacznie - Nie spał dziś u siebie, ciekawe co takiego robił, że nie zdążył przed słoneczkiem - ostatnie słowa wręcz zanuciła.
-Może knuje coś z Bojanem, ale nie będę miał jak tego sprawdzić. Co do świateł, mam pewien plan. - Skowyt wydawał się niepocieszony jakąś myślą, najpewniej o śledzeniu krwiopijców, niemniej jednak, informacje od Mohini go zaciekawiły. Westchnął smętnie i kontynuował.
-Skoro Walther mnie wygnał, muszę się zbierać, ale nie znaczy to, że nie mogę wam jeszcze pomóc. Spakuje wszystko co będzie mi potrzebne, zabiore radio i popłynę kajakiem na tą drugą wyspę, będę wam relacjonował o wszystkim co tam znajdę. Przy odrobinie szczęścia, może nawet to przeżyję, albo spotkam kogoś przyjaźnie nastawionego. - Kojot uśmiechnął się z bladą nutką optymizmu wyczuwalną w subtelnej zmianie głosu.
-Nie pierdol głupot - odrzekł wilkołak - Znikniesz z oczu miśkowi, owszem, z tym się zgadzam, ale wyspy nie opuścisz. Widziało Cię to coś z Umbry tak? Jaką masz pewność, że to nie jakiś zmutowany sługa Żmija który wedrze się w twój umysł gdy tylko opuścisz strefę tej dziwnej anomalii, o której wspominał Walther? Znasz położenie większości naszych schronisk na wyspie, a do tego różnorakie plany czy intrygi. Jesteś, z powodu tego co wiesz, zbyt ważny by opuszczać ten teren. A przynajmniej ja cię nie puszczę skoro niemal w stu procentach oznacza to nasze wykrycie. A przynajmniej przybliża na skali procentowej odkrycie dokładnej lokalizacji naszej małej społeczności. - wilk co raz bardziej przestawał panować nad swoją formą dostając niemal białej gorączki na myśl o niedopracowanej “lini obrony” jaką było ukrycie ich “gniazdka” - Poza tym, gdyby Ghuralowi zależało na twoim wylocie, myślisz że dałby ci czas na spakowanie się? Na przenocowanie jeszcze trochę tutaj? Wyrzuciłby cię od razu do jeziora i płyń na własną rękę. - Mohini mogła z bliska przyglądać się jak błękitne tęczówki wilkołaka dominowane są zielonkawym kolorem. - I nie po to wstawiałem się za Tobą, byś teraz rozmyślał nad samobójczą misją - Arthur dodał już spokojniej.
Wampirzyca odsunęła się skwapliwie wyczuwając w zapachu wilkołaka niepokojące nuty ‘agresji’.

Nuwisha popatrzył na ostrożny ruch wampirzycy i zamrugał swoimi powiekami.
-Jeśli Walther nie chce się mnie pozbyć… To dlaczego był taki zły? Przecież starałem się rozwikłać zagadkę szpiega dla dobra nas wszystkich… - Kojot pociągnął smętnie nosem i postanowił dodać coś jeszcze. -Wiecie, ten tajemniczy potwór, którego spotkałem… Nie wiem jak to powiedzieć, hmm… Czułem, że był bardzo złą istotą, ale… On tak jakby… Wściekł się przez to, że odwiedziłem go nie proszony. Czułem się przy nim malutki, mógł mnie zabić, zgnieść jak mrówkę, a on po prostu odesłał mnie �-z powrotem do naszego świata… Mam na myśli to, że… Na pewno jest zły, ale chyba nie jest agresywny, może nie chce naszej śmierci, albo… Może go po prostu nie obchodzimy, no i nie wiemy czy ma związek z Korpusem, może trafiłem przez przypadek do domku złego potwora, który nie ma z nimi powiązań.-
- Aj, aj, nahim, nahim, nahim - prawie, że zaśpiewała hinduska. "Co to na Danann za bełkot był" zdziwił się w myśłach wilkołak jednak wampirzyca kontynuowała z lekką paniką - Dość, nie chcę tego słuchać!
- Koszmary dzienne? - zakpił nieco z hinduski garou - Nieważne. Co do potwora z umbry. Musimy zakładać że ma silny instynkt terytorialny, skoro się wściekał. Możliwe że przez tą anomalie trafiasz dalej niż chcesz. Tak czy inaczej, skoro cię widział, możliwe że będzie chciał upewnić się że mu drugi raz do sypialni nie wleziesz. A teraz skupmy się na światłach.

Wilkołak zebrał myśli i poukładał sobie ostatnie wydarzenia. Na razie nie miał zbyt wielkiego pomysłu na rozwiązanie tej zagadki. Może przez lekkie wycieńczenie, ale jak na razie rozwiązanie pozostawało poza jego zasięgiem. Zwłaszcza, że dodatkowo pojawiały się nowe nieścisłości.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172