28-10-2015, 18:16 | #11 |
Reputacja: 1 | W razie potrzeby macie do mnie kontakt*Wysoki, krótko obcięty z równo przyciętym zarostem czarnoskóry mężczyzna powiedział do reszty starszyzny i pożegnał się lekkim ukłonem. ruszył z ogrodu w stronę ulicy i zaparkowanej tam czarnej "audicy". Znając temperament swej podopiecznej i martwiąc się o nią, gdy tylko zszedł z oczu większości starszyzny przyspieszył i puścił się biegiem do samochodu. Dla tych którym nie zdążył zejść z pola widzenia widok biegnącej góry mięśni wpakowanej w garnitur musiał wydać się wielce zabawny. Gdy tylko wsiadł do samochodu w którym na miejscu pasażera czekał już podobnej postury czarnoskóry mężczyzna. Wsiadł pochylił przed tamtym głowę i po krótkiej wymianie zdań ruszył. Pasażer już w drodze skontaktował się z Alexandrą* Pani Alexandro,cytuję "Moja droga krąż jeszcze po ulicach przez jakieś 5 minut i wejdź do drugiego zaułka na Panka Street. Pan powinien się tam pojawić w podobnym czasie> Ostatnio edytowane przez Gaeron : 28-10-2015 o 18:21. |
29-10-2015, 06:35 | #12 |
Reputacja: 1 | Salvatore, skrzywiony, opierał się plecami o ściane podziemnego schronu, wpatrując się w ekran z przekazującą - nie, wyszczekującą polecenia dr Bryan. Nie lubiła go, z tego prostego powodu, że był przyjezdnym z USA, a do tego przyjezdnym złodziejem i oszustem - czyli jednym z tych których tak namiętnie wyłuskiwała z tłumu turystów i wykopywała za najbliższą linię brzegową. Sam Hale o niej miał... neutralne uczucia. Nie przepadał za nią, ale nie pozwalał by przeszkadzało mu to w chłodnej ocenie - dokładnie tak samo jak traktował każdą osobe w swoim nowym, dziwnym nie-życiu do którego się jeszcze dostosowywał. Nie wiedział dokąd w kamizelce taktycznej ma zamiar się udać pani doktor, ale wiedział po co przybywa tu Regent. Nie po to by upewnić się że nikt z nowicjuszy dokonał tej nieszczęsnej próby zamachu. O tym wiedziałby szybciej od kogokolwiek innego, w końcu bez jego woli nie możemy nawet zrobić kroku. On sam tez na pewno nie dokonał - nie w tak niestaranny sposób. W końcu komu innemu jak Tremere Maskarada służy bardziej? Nie, on tu jedzie wydać bezwzględne rozkazy. Jedzie tu by posłać nas na poszukiwania sprawcy. Może nie dbać o politykę, ale chce utrzymać swoją pozycję. A żeby to robić, trzeba mieć ważne figury po swojej stronie planszy. Salvatore popatrzyl w sufit schronu. To będą gorączkowe, pracowite dni. Mało kto podczas nich odpocznie, wiele się zmieni. Pytanie, jak wiele? I dla kogo? I kto oberwie odłamkami zmieniającej sie rzeczywistości? Na chwilę obecną, wskazówki moze szukać tylko w jednym miejscu. Krzyżując nogi, Hale siada na podłodze, i zza pazuchy swojego plaszcza trzy-czwarte, wyciąga talię kart tarota, miarowymi ruchami układając je, licząc że zobaczy w schemacie przebłysk nadchodzącej przyszlości. |
29-10-2015, 12:09 | #13 |
Reputacja: 1 | 4 noce przed powrotem Kasadiana z rady Obudziła się z krzykiem. Przez kilka nieznośnie długich sekund leżała przerażona, nie potrafiąc uświadomić sobie, gdzie jest. To nie był hotel, którym zarządzała matka, wiedział to na pewno. Znała tam każdy kąt, każdy pokój i zakamarek, od piwnic po luksusowy apartament prezydencki. Całe życie tam mieszkała, 15 lat. Poczucie splątania narastało, aby przejść w panikę. Poderwała się na nogi i zobaczyła, że top i szorty ma podarte, prawie w strzępach, jej drobne ciało było prawie obnażone, a twarz i dłonie pobrudzone czymś lepkim. Dalej nie wiedziała, gdzie jest. Panika narastała. - Spokojnie maleńka – usłyszała czyjś głos. Spojrzała w tamta stronę .. i nagle ogarnął ją błogi spokój. Mężczyzna w masce stał, opierając się o futrynę. Patrzyła na niego, zafascynowana, wzorkiem jakim patrzy się na – starszawego, co prawda, ale ciągle przystojnego - idola z filmu, który nagle wyszedł z ekranu, aby zamieszkać z tobą w pokoju. Fascynacja, przyjemne podekscytowanie i spokój. „Zaopiekuję się tobą."- zdawało się mówić spojrzenie mężczyzny. "- Wszystko będzie dobrze. Nie musisz się niczym martwić”. Było trochę tak, jakby grała w filmie o Bondzie, ale jego córkę, nie kochankę. Miała chęć podbiec i schronić się w ramionach mężczyzny, ale wtedy wróciły wspomnienia – pamiętała wszystko, każdy szczegół. - Zabiłeś go! – wyrzuciła mężczyźnie w twarz. W maskę, żeby być bardziej precyzyjnym. – I co teraz będzie? – zapytała żałośnie. - Spokojnie maleńka – powtórzył. – Wszystko ci wytłumaczę. Słuchała, urzeczona brzmieniem jego głosu. Dominacja, spokrewnienie … słowa nie pasowały do tego, co pamiętała z tamtej nocy w hangarze, a jednocześnie pasowały. Niektórych nie rozumiała. Sabatnik? Wampir? Jak w sadze Zmierzch? Przecież to bujdy na resorach.. przeczytała całe półtora tomu, więcej nie zdzierżyła, głupota głównej bohaterki powalała na kolana. Może ja czymś nafaszerował? Jak ojciec, którego wcześniej zabił? - Będę świecić na słońcu, tak? – dopytała. Krucze, odpadnie pływanie w basenie w południe, trudno, jakoś to zaniesie… I będzie musiała polować na pumy.. czy tu są pumy? Piła krew, to pamiętała, zmusił ja do podejścia, choć nie chciała, ciało jej nie słuchało… Ekstaza. Przerażenie i obrzydzenie. Wszystko się mieszało. Chciała już iść, choć jego obecność była kojącą. Kojąca i przerażająca na raz. - Muszę iść. Mama się będzie martwić, pewnie już późno jest… - Nie będzie – skinął na nią dłonią, poszła za nim. Matka siedziała w pokoju obok, wyglądała jak zombie, pustym wzrokiem wpatrywała się przestrzeń. - Mamo! - zawołała - Mamo! – potrząsnęła kobietę, ta nie reagowała. – Co jej zrobiłeś? – znów wróciła wściekłość na mężczyznę. Poczuła strach. Pobiegła do drzwi, szarpnęła je, były zamknięte. Kolejne też, okna.. - Chcę wyjść! - powiedziała. – Słyszysz? Otwórz, bo zadzwonię po policję!
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. Ostatnio edytowane przez kanna : 29-10-2015 o 21:11. Powód: ustalenia z czajosem |
29-10-2015, 19:59 | #14 |
Reputacja: 1 | Alex odczuła nagłą, wewnętrzną potrzebę zrobienia sobie mocnej, czarnej kawy ze spirytusem zamiast wody – nawet, jeśli miałaby ona skończyć w zlewie. Spojrzała z niemym wyrzutem w niebo. Nie odpowiedziało. - Jasne - powiedziała do trzymanej przy uchu słuchawki głosem tak pełnym jadu, że mógłby równie dobrze zacząć skapywać na ziemię. - Brzmi jak świetny sposób spędzenia wolnego czasu... Pozwolisz, że pójdę teraz artystycznie poopierać się o jakąś latarnię, zapowiada się równie wesoło. Roger out. Wściekle dziabnęła ikonę czerwonej słuchawki na ekranie. Mogła nie wychodzić z mieszkania i spędzić ten wieczór we własnym towarzystwie, z książką w ręce i słuchawkami na uszach. Zamiast tego szwendała się w środku nocy po ulicy, a w tle słyszała tylko trzeszczącą, psującą się lampę gdzieś po lewej. Gwałtownym ruchem odgarnęła z czoła zagubiony czarny loczek. Cała ta sceneria napawała ją równie wielką chęcią do dalszego spaceru co stojąca przed nią dwójka chłopaków. Westchnęła ciężko i raz jeszcze skierowała umęczony wzrok w górę. Pewnie nikt oprócz niej nie doceni artyzmu jej dramatycznych gestów, ale cóż mogła na to poradzić? - Naprawdę nie mam dziś humoru na zadawanie się z towarzystwem waszego pokroju - zwróciła się w końcu do swoich, erm, amantów, przelewając w swój ton całą niechęć, jaką odczuwała obecnie do świata. - Więc może zgłoście się w innym terminie. Bye! Odwróciła się na pięcie i zaczęła iść w stronę, z której przyszła. Chyba ulica, którą miała znaleźć, była gdzieś w tamtej okolicy... |
30-10-2015, 17:15 | #15 |
INNA Reputacja: 1 | Blondynka leżała na białej sofie i zaczytywała się w swoją nową rolę. Nie mogła się doczekać, kiedy ponownie stanie na teatralnych deskach, kiedy znowu olśni swym blaskiem publikę, aż tłumy będą skandować jej imię. Niezwykły duet nasz usłyszy noc, bo mam nad tobą już nadludzką moc, a choć odwracasz się spoglądasz w tył. To ja to upiór tej opery mam we władzy sny Kto widział Twoją twarz ten poznał strach, dla świata maskę masz. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0IHBcPpGlkM[/MEDIA] Lisa & Kasadian Przemiana i Nauka
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 30-10-2015 o 20:57. Powód: Względy estetyczne. |
30-10-2015, 18:08 | #16 |
Krucza Reputacja: 1 | Carolina zaparkowała swojego ukochanego chevy’ego z piskiem opon. Była rozdrażniona całą sytuacją i dodatkową robotą jaka na nią spadła. „Jakbym mało miała obecnie na talerzu! „– fuknęła gniewnie. Jej wściekłość w niewielkim stopniu ostudził cukierek w postaci długu „Markizy”. „To akurat na pewno się przyda” – pomyślała wysiadając. Na samą myśl o Hanriet, odruchowo pomyślała o Devonie. Musiała przyznać, że to on z trójki jej podopiecznych martwił ją najbardziej. Ale według oceny samej Caroliny, ani Kasadian ani Hanriet, nie nadawali się na wychowawców jej papito. Nie lubiła fuszerek, ale miała wrażenie, że wychowywanie Szaleńca może być porywaniem się z motyką na słońce. Z niesmakiem wykrzywiła swoje pełne usta na samo porównianie. Stukając zamaszyście obcasami wmaszerowała jak burza do środka willi, spodziewając się usłyszeć standardowe już przytyki między młodymi wampirami. „Lepiej, żeby się zachowywali, bo nie ręczę dzisiaj za siebie”. Przyjrzała się z namysłem swojemu trio. Łączyło ich więcej niż tylko bycie kainitami: wszyscy przystojni, wysocy, charyzmatyczni, nawykli do posłuchu, majątku, zwracania na siebie uwagi i... rozpuszczeni. Wielokrotnie zastanawiała się, jak poradzą sobie w nowej rzeczywistości – szczerze mówiąc, martwiła się. Zdecydowała, że obecna sytuacja będzie dobrą lekcją i początkiem do odstawienia ich od piersi. Jeśli nie wyciągną właściwych nauk i nie wykorzystają jej, cóż byłoby szkoda... ale...ma ich trzech. Opieka nad mniejszą trzodką byłaby z pewnością łatwiejsza. Przez dłuższą chwilę trzymała całą trójkę w napięciu, a następnie streściła im obecną sytuację. Poczekała aż wszystkie informacje wskoczą na swoje miejsca i kontynuowała: - Mam 7 nocy na odkrycie, czy ktokolwiek z klanu Torreador maczał palce w tym, pożal się boże, nieudolnym zamachu, inaczej posypią się głowy – oparła się biodrami o barek z alkoholami i założyła ramiona na piersi. – Nie ma czasu do stracenia. - Leonie, Davidzie, tutaj macie listę numerów pozostałych członków klanu, pomijając księżną. Obdzwońcie wszystkich w moim imieniu i każcie się stawić tutaj za godzinę. Termin nie podlega dyskusjom. Sami też bądźcie gotowi, to wasze pierwsze spotkanie klanowe. – spojrzała na dwójkę swych potomków znacząco. – Tak, Leonie, to oznacza, że musisz się ubrać. Wróćcie tu, gdy skończycie. - Devonie, z Tobą chcę pomówić na osobności. – gdy zwracała się do swojego pappi, jej ton nieco złagodniał - Teraz. Odczekała aż pozostała dwójka wyjdzie i spojrzała z namysłem na Devona. - Pappi, chcę, abyś podczas spotkania pilnie obserwował zebranych, również przy pomocy swego talentu. Obserwuj co mówią ich ciała, a szczególnie czego nie mówią. Potem powtórzysz mi co zaobserwowałeś. – pogłaskała Malkavianina po twarzy czułym gestem. – Wiem, że sobie poradzisz i mnie nie zawiedziesz.– z premedytacją zagrała na jego uczuciach do niej. Ostatnio edytowane przez corax : 01-11-2015 o 20:33. |
31-10-2015, 22:40 | #17 |
Reputacja: 1 | David wziął swoją listę zaproszonych i bez słowa oddalił się. Wyjął swojego smartfona i wybrał pierwszy z listy numer. Przez okno spoglądał na swój samochód. Stał na swoim miejscu. Z urwanym lusterkiem i rozbitą przednią szybą. Pamiątka jego upodlenia. Żeby o tym nie myśleć odwrócił się plecami do okna. Ktoś po drugiej stronie odebrał. David rzucił tylko: - Carolina Diaz zaprasza na spotkanie u siebie za godzinę. Wielkim nietaktem byłoby spóźnienie się. Czekamy. Odłożył słuchawkę. Nie był od wyjaśniania, ani od odpowiadania na pytania. Jego mentorka miała ugruntowaną pozycję w klanie. Harpii się nie odmawia. W życiu Davida zmieniło się wszystko od tamtej nocy... od nocy spokrewnienia. Tak... to właśnie wtedy powiedział. Jakoś nie przypuszczał, że ta "ostra jazda" może prowadzić do rannych lub zabitych. Jakież to wspomnienie było inne od późniejszych dni. Tymczasem sytuacja polityczna w Tobago była nieciekawa. Wiedział już, że wyniki wyborów przesądzą o wyniku finansowym Ferrostal. Wiedział też, że jego mentorce z jakiegoś powodu zależało na przemienieniu właśnie jego. Cóż, wszystko wskazywało na to, że w ciągu najbliższych siedmiu dni wiele rzeczy dla Davida Whetstone'a się rozjaśni. Tymczasem niczym posłuszna sekretarka zapraszał kolejne wampiry. ----------------------------------------------------------------------------------- EDIT: Podziękowania dla corax za popełnienie tej retrospekcji, oraz dla Pana Elfa za gościnny udział. Specjalne podziękowania dla Nami, która przysłużyła się do wyglądu posta, a inne podziękowania jej nie satysfakcjonowały.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 31-10-2015 o 22:43. |
01-11-2015, 12:05 | #18 |
Reputacja: 1 | Czwarta noc przed powrotem Kasadiana z rady + poranek Kasadian ze spokojem przypatrywał się jak Isobel stara się wydostać z pomieszczenia. Tylko jedne drzwi pozostały do sprawdzenia, te które znajdowały się na plecami Malkaviana ale nastolatka może ze strachu, a może ze względu na nowo odkrytą fascynacje nie zdecydowała się odepchnąć swego nowego mentora. - Spokojnie maleńka - odparł łagodnie wampir gdy dziewczyna zagroziła mu policją - twojej matce nic nie jest, zesłałem tylko na nią spokój. A jesteśmy w moim domu i nie wyjdziesz stąd póki nie pojmiesz czym i dla czego się stałaś - Wszystko rozumiem - wzruszyła ramionami. - Jestem spokojna. Zdejmij.. to coś z mojej mamy. Musimy wracać. Jak będą jakieś inne klany do walki, czy coś, to pomogę. Teraz musimy iść. - Nie zdołasz mnie okłamać dziecko - powiedział widząc, że Isobel zrobi teraz wszystko by tylko Kasadian ją wypuścił. - Twoja matka będzie mogła odejść. Ale my musimy porozmawiać. - Nie kłamię - zapewniła go. - są dwie możliwości : odurzyłeś mnie czymś, wtedy różne rzeczy się dzieją - rzuciła okiem na matkę, ale ta nie dopytała, ze zwykłą czujnością "skąd wiesz?". Isobel posmutniała. - Albo to wszystko w Zaćmieniu to nie bzdury.. Czyli jestem wampirem. Będę żyć wiecznie, pić krew saren i takie tam. Serio jestem nadludzko silna? - szarpnęła fotel, żeby sprawdzić co się stanie. Mebel drgnął jednak tylko delikatnie nie wskazując na żadną nadludzką siłę nastolatki. Prychnęła, jak rozzłoszczony kociak. ~Tyle słów~ pomyślał Kasadian, wiele nocy minęło odkąd ostatni raz spotkał ludzkie szczenię, a teraz miał je wychować. Osobę, która nie dorosła jeszcze jako człowiek miał poprowadzić ku nieśmiertelności. - Chodź za mną Isobel - powiedział i odwrócił się do drzwi - odpowiem na wszystkie twoje pytania ale nie tutaj. - Nie mam żadnych pytań. Gdzie mamy iść? - zapytała, przecząc sama sobie, ale poszła za mężczyzną. Była ciekawa. Ale przyznanie się do tego - podobnie jak do strachu, niewiedzy, czy tej dziwnej fascynacji tym facetem - było obciachem. Dużo większym, niż chodzenie półnago. Kasadian szedł spokojnie korytarzem, a młoda wampirka podążała za nim czuł jej niepewność, strach i znów przypomniał sobie dlaczego czekał z przemianą Lisy tak długo. Znalazł ją przecież już dekadę temu, ale wtedy i ona była nastolatką. Malkavian zaprowadził dziewczynę do małego saloniku. Sam rozsiadł się w wielkim fotelu z drewna różnego, a Isobel wskazał ten stojący po jego lewej stronie tak że dzielił ich mały stolik kawowy. - Mówisz, że wiesz kim się stałaś. - powiedział do nastolatki - opowiedz mi więc. - No więc… - Isobel usiadła, podwijając nogi pod siebie. Była bystrą nastolatką, ale intelekt nie przekładał się na umiejętność dookreślenia siebie. Nie wiedziałaby nawet co odpowiedzieć na takie pytanie, gdy była jeszcze człowiekiem . Nigdy się nad tym nie zastanawiała. No właśnie , człowiekiem! - Więc jestem nieżywa, ale żywa. Nie mam nadludzkiej mocy, choć powinnam - spojrzała z wyrzutem na mężczyznę. - Co jeszcze.. wampiry muszą pić krew. Będę żyć wiecznie. No. - zakończyła. - Powiedz mi wierzysz w to co mówisz…. albo inaczej, wierzyłaś ?- wspomniał tajemniczy mężczyzna. Przygryzła kciuk, mocując się sama ze sobą. Oczy rozszerzyły się jej ze zdziwienia, kiedy odkryła, że ma kły. - Nie wiem - powiedziała w końcu. - Znaczy.. wampiry to bajka, tak jak Święty Mikołaj. W moim wieku nie wierzy się w takie rzeczy. Nie wiem. Piłam krew. To było na raz obrzydliwe i świetne. Smakowało mi, choć to obrzydliwe. Rozumiesz? - spojrzała z nadzieją na Kasadiana, coraz bardziej skołowana. - Tak rozumiem, bo Ja, tak jak i Ty moja droga jestem wampirem. Spokrewnionym. Ale nie wierzysz…. Zostaniesz tu aż do świtu. - powiedział jakby kończył rozmowę ale nie ruszył się z miejsca nie zmieniwszy nawet pozycji na fotelu - a ja razem z tobą, ile tylko będę mógł. To skrzydło - mówił dalej i wykonał ruch ręką jakby chciał ogarnąć nią cały budynek - jest do twojej dyspozycji. Wróć tu jeżeli będziesz miała pytania, a ja na nie odpowiem. - Mogę już iść , tak? - spytała, wstając. - Teraz jest noc, tak? czyli nie będę świecić. Powiedz mamie, żeby ze mną poszła. - Pójdzie, ale nie dziś - powiedział Wampir - Dziś musisz zostać sama inaczej nie pojmiesz tego co niezbędne - Nie rozumiem, czego chcesz - przyznała w końcu. - Ale zrozumiesz, zapewniam cię. Spójrz proszę na drzwi Posłuchała, a gdy obróciła z powrotem głowę w stronę fotel ten był już pusty, a z korytarza dobiegł ją cichy głos. - Idź, przeżyj tę noc, o świcie poznasz odpowiedz której szukasz.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
01-11-2015, 20:50 | #19 |
Reputacja: 1 | Kasadian opuścił taksówkę luksusowej linii zajmującej się przewozem osób znaczących i spokojnie udawał się w stronę swej Willi by zagłębić się w lekturze kolejnej sztuki operowej którą miała wystawić fundowana przez niego placówka. Los potoczył się jednak całkowicie odmiennie na granicy jego posiadłości ktoś stał, młody około trzydziesto-letni mężczyzna stał w mroku oczekując w pół ukłonie aż Starszy Malkavian zbliży się dostatecznie. Gdy Kasadian był zaledwie parę kroków od niego ten wyprostował się i przemówił. - Z imienia mej Pani witam cię Starszy - słowa był y wypowiedziane z namaszczeniem i gracją która przypomniała Vougowi o dawnych latach gdzie rytuał był równie ważną częścią nieżycia Spokrewnionych jak krew. Niestety czasy te już minęły ale Kasadian jako wampir dawnych wieków widział kto do niego przemawia tylko jedna osoba mogła wysłać takiego posłańca Mości nam Panująca Doris Newton, księżna Trynidad i Tobago. - Witam cię posłańcze. - odparł Wampir, nie wykonał jednak ukłonu jak jego rozmówca różnica ich statusu była zbyt wielka - mów cóż takiego ma mi do oznajmienia nasza Księżna - kontynuował Kasadian spokojnym głosem. Posłaniec słysząc te słowa ponownie się ukłonił i bez słowa przekazał na ręce Starszego kopertę wykonaną z wysokiej jakości papieru. Na obwolucie widniała też odbita w czerwonym wosku pieczęć, płatki róży i korona. Wampir przyjrzał się kopercie, a później delikatnie tak by nie uszkodzić jej rogów i nie pognieść papieru umieścił ją w kieszeni klapy marynarki. - Możesz odejść posłańcze - powiedział następnie i udał się do wnętrza swego leża, a mężczyzna skłonił się po raz ostatni i zaczął oddalać się w stronę samochodu który zaparkował zaraz za ogrodzeniem posiadłości Kasadiana. List od księżnej był dobrą okazją by ukazać jego podopiecznym na cym polega wewnętrzna polityka spokrewnionych więc Wampir wezwał je do siebie, a gdy chciał otworzyć list Lisa podała mu, zapewne w przypływie dobrego humoru pozłacany nóż do listów który spoczywał zaraz koło jej zgrabnych pośladków które umieściła na krawędzi biurka założywszy nogę na nogę. Isobel natomiast siedziała w fotelu w rogu pomieszczenia gotowa zasypać Kasadiana górą swych pytań gdy tylko ten zakończy odczytywanie listu. Kasadian nie był zachwycony treścią listu dwójka jego podopiecznych ledwie zasmakowała nieżycia wampirów, a już natychmiast miał rzucić je w ogień rozgrywek nieśmiertelnych. Niestety nie jemu było wybierać. - Czeka nas wizyta u znajomej moje drogie - powiedział podnosząc wzrok znad różanych kart - spotkacie dzisiejszej nocy Harriete drugą po mnie w klanie Malkava. -
__________________ Nowa sesja dark sci-fi w planach zapraszam do sondy |
03-11-2015, 00:43 | #20 |
Reputacja: 1 | 21 stycznia, 2015 Adam Berevand Ostatnie noce były więcej niż niezwykłe. Były szalone. Człowiek który wprowadził go w świat wampirów, naobiecywał przeprowadzić za rękę przez te niebezpieczne wody - zniknął jak dobry sen. Jedyny znany mu adres który w ogóle wiązał go z światem tych krwiożerczych istot był adresem biura księżnej. Strzępki informacji które zdążył wydusić z tamtego człowieka szkicowały hierarchię zwodniczo podobną do osławionej mafii z jego rodzinnego kraju - a ta kobieta była na czele. Bez jej zgody nie można było działać na jej terenie. Wbrew oczekiwaniom, zgodę otrzymał. Widział haczyki w umowie którą zawarli - były bolesne, ale w jego sytuacji akceptowalne. Jeden ze sług księżnej spędził z nim kolejną dobę, oceniając jego samokontrolę. A wieczorem... Wieczorem zadzwonił obiecany telefon. - Carolina Diaz zaprasza na spotkanie u siebie za godzinę. Wielkim nietaktem byłoby spóźnienie się. Czekamy - Stephen Herman, Matthew Welsh Pomimo właśnie zakończonego spotkania wyglądał na absolutnie trzeźwego - coś co wcale nie było dla niego normą. - Po co, Matthwew? Dla zdobycia przewagi w wyborach. Są kluczowe dla sytuacji w kolejnych latach. To ta oczywista część. Ciekawszym pytaniem jest kto miałby tą przewagę zdobyć i jak - uśmiechnął się kiedy obaj "młodzieńcy" zauważyli jedną szczególną karteczkę przy stole. W końcu wybrał ich, między innymi, ze względu na ich ponadprzeciętną, nie, wybitną, spostrzegawczość. - Zgadza się, gościłem tu sénior Regalado, drugiego z kandydatów. I, na tyle na ile mogłem stwierdzić pomimo konieczności wyjazdu do księżnej, on sam nic o sprawie nie wiedział. Ale wróćmy do problemu - urwał temat...choć przekorny uśmiech wyraźnie mówił że wie jak wiele pytań mają jego podopieczni - W zamachu brał udział ktoś z nas, manipulując zamachowcem w nadnaturalny sposób. I, jak to zwykle przy sprawach tego kalibru, sprawę koncertowo zawalił. Zostawił ślady. Nagle sprawa z interesującej - w końcu leży nam na sercu przyszłość tego kraju - zmieniła się w żywotną. - [***] - Stephen. Słyszałeś coś w radiu, powiadasz. Prasa nic nie wie, agencje rządowe milczą...księżna osobiście tuszuje sprawę. Mamy więc trzy opcje: masz doskonałe dojścia, ktoś z primogenu niestarannie obchodził się z tą informacją lub kłamałeś żeby wywrzeć dobre wrażenie. Która jest tą prawdziwą? - pytanie było zadane lekkim tonem, ale sprawa była odrobinkę zbyt poważna na żarty [***] - Generał Trevis, Starszy naszego klanu i szeryf tej domeny, zażądał spotkania z nami - tym ton był poważny; zwykle odniesieniom do generała towarzyszyła co najmniej lekka kpina - To jego prawo, a w takiej sytuacji i obowiązek. Co więcej, spodziewam się że będzie oczekiwał pomocy w śledztwie. Kogoś kto bystrym okiem i lotnym umysłem oceni sytuację...a wie, że nie potrafi odsiać kłamstwa od prawdy z moich ust. W takim razie, będzie to jeden z was. Na koń panowie, na koń. Zmitrężyliśmy tu już dość czasu rozmawiając, czas przesunąć was nieco bliżej akcji. Port-of-Spain!- Pablo Rael, Salvatore Hale - Akolici, do mnie. Reszta, wynocha - głos Regenta przemiótł porządek w sali. Czarnoskóry mężczyzna pod 40stkę w marszu zrzucił jasną marynarkę - młodzi Tremere pierwszy raz widzieli swojego mentora pod bronią - Gdzie jest Roger? - fakt że nikt nie był w stanie powiedzieć mu gdzie jest ostatni z akolitów wcale nie poprawił mu humoru - Krótko, bo sytuacja jest taka że sam będę musiał do niej siąść - co, jak już zdążyli się przekonać, było synonimem "high risk-high gain" - Ktoś przeprowadził zamach na prezydenta. Nie był to żaden Tremere. Będzie śledztwo, a my mamy unikalne środki do jego prowadzenia. Wiem że żaden z was nawet nie miał możliwości tego zrobić, - cóż, jako akolici pierwszego kręgu mieli drastycznie ograniczone swobody - więc możemy pominąć przesłuchanie. Tak więc...Rael, przysięga Tremere i Tradycje! Hale, prawa i obowiązki akolitów drugiego kręgu! - znienacka wyrwał ich do odpowiedzi jak studentów na swoich wykładach. Choć ton wyraźnie mówił że to nie rutynowe maglowanie - od klasy ich odpowiedzi coś zależało, i było to coś dużego. [***] - Oprócz waszego awansu do drugiego kręgu, dla ułatwienia działań na rzecz Klanu Tremere, oficjalnie zezwalam wam na kontakty z wampirami innych klanów bez wcześniejszych uzgodnień. Zarządca Fiora wie o waszych zadaniach i udostępni wam potrzebne komponenty do ewentualnych rytuałów. - szybko przeszedł przez sprawy formalne. - Akolita Rael, zgłosisz się do akolitki Bryan, wprowadzi cię do zespołu śledczego organizowanego przez szeryfa Trevisa. Godnie reprezentuj Klan Tremere, wspomagaj śledztwo i zbieraj wszystkie możliwe dane o swoich współpracownikach. Akolita Salvatore, także zgłosisz się do akolitki Bryan - przez ułamek sekundy Hale zobaczył w oczach regenta coś złowieszczego - i będziecie współpracować wyciskając ile tylko się da z tropu który znalazła. Na ulicach, bez wsparcia, najlepiej dyskretnie. Obaj meldujecie co godzinę, telefonicznie. Wszystko jasne? - David Akerman - David, mój as w rękawie - żarty generała może nie były najwyższych lotów, ale przynajmniej próbował - Powiedz mi, próbowałeś może ostatnio zabić prezydenta? - drapieżne spojrzenie które Akerman napotkał wybiło go z tropu na tyle że odruchowo zaprzeczył - Jeden problem z głowy, doskonale. Jedzie tu Dwerryhouse z swoimi pupilkami, będą mi wciskać kit że nie mają pojęcia o czym do nich mówię. Plan jest taki: zrobię z was zespół, a ty będziesz w nim bo stary Neema ci kazał. Masz oko do ludzi, wyciągnij z nich co się da. Dla twojej i mojej korzyści - szeryf pomimo swojego wieku wciąż lubił bezpośrednie podejście - coś co można było lubieć. Po chwili zauważył spojrzenie rozmówcy - Któryś z wampirów dokonał zamachu na prezydenta Carmonę, każdy Starszy sprząta w swoim domu, ale i puszczamy kilka grup śledczych z mniej podejrzanych osobników. Grupa Bryan, wasza i Andrew. - najwyraźniej wysoko cenił wiedzę Davida; niesłusznie, bo z wymienionych kojarzył on tylko innych Ventrue i dr Bryan, prawą rękę generała - To twój pierwszy karnawał z innymi wampirami, wiem o tym. Zbuduj sobie markę, będzie nam potrzebna w kolejnym kroku - wskazał na skrzynkę w rogu, jakby była związana z tematem. I była, w środku oprócz dokumentów identyfikujących go jako oficera żarmanderii, dwustronicowe who-is-who opisujące wampiry w mieście. Z odręczną notatką "spal zanim wejdą". David Wheatstone Nagłe przerzucanie funduszy wywołało uzasadnioną panikę; rada nadzorcza natychmiast poprosiła o wyjaśnienia. Na szczęście protokół w tych kwestiach był dość luźny, więc David miał jakiś tydzień na znalezienie obejścia problemu. W słuchawce zdążył tylko usłyszeć oburzone "Kto...?" zanim się rozłączył. Andrew Norton, przynajmniej według listy. Drugi, Adam Berevand, odebrał i nawet zdążył odrzucić ripostę. Neema Akabi, Alexandra Martinez Może mimo wszystko docenili kunszt gestu, a może po prostu uznali ją za zbyt kłopotliwą - w każdym razie obaj zniknęli jak sen złoty, zostawiając ulicę Panka nieco cichszą. Chwilę później na miejsce przybył jej mentor - i miał jej coś do przekazania. Choćby zalecenie szeryfa aby każdy klan, oprócz szukania zdrajcy wśród siebie, przyczynił się do wspólnego śledztwa. Carolina Diaz, David Whetstone, Leon Bouchard, Devon Ravens, Adam Berevand Nagłe zebranie klanu Torreador miało nadzwyczajną frekwencję; spośród ósemki członków klanu formalnie podlegających Starszej nikt go nie zignorował, a piątka wręcz była osobiście obecna. Jak można się było spodziewać, archont Teg nie mógł się pojawić, zajęty sprawami Camarilli w Kanadzie - niemniej przekazał więcej niż godne ubolewanie z tego tytułu i obiecał przy najbliższej okazji "dać dowód szacunku". Drugą nieobecną osobą była Isobel Donovan; najmłodsza wampirzyca w mieście...z jakichś powodów pod opieką Starszego Malkavian, Kasadiana Vogue - coś co z całą pewnością było dyskusyjną polityką księżnej. Może była to równowaga dla Devona w rękach Caroliny...a może odwrotnie. - Pani Klanu i tej domeny, witam cię - Andrew, jak zwykle, sztywno trzymał się etykiety. Czego innego można spodziewać się po młodym człowieku który i za życia, i po śmierci kurczowo trzymał się zabytków? - I przybywam na twoje wezwanie. Mój pachołek odebrał je od twojego nieledwie godzinę temu, ale nawet to nie zdołało mnie powstrzymać. - rozejrzał się z ciekawością po zebranych - o ile znał już samo lokum, to ostatnie poluzowanie regulacji potomstwa obrodziło czterema nowymi twarzami przy stole. Devon Ravens Andrew, ten stary-młody człowiek który ledwo zmieścił się w wyznaczonym czasie. Skąpany w bladym pomarańczu, jakby ktoś sprał wizytówkę banku i wstawił go na to tło. Z całą pewnością nie spodziewał się tylu osób na spotkaniu, ale też wyraźnie kogoś szukał, jakby chciał dopasować do kogoś coś co wie. Kasadian Vogue, Lisa Langdon, Isobel Donovan "El Cerro del Aripo" zajmowało znaczną część molo. Klub był rozpalcelowany w tuzinie magazynów, na kilku jachtach i w odrestaurowanym, olbrzymim zbiorniku paliwa. W myśl zasady "każdemu według potrzeb" poszczególne obiekty były dość zróżnicowane w ... możliwościach. Znalezienie kogoś w tym kompleksie było niemal niemożliwe - tak więc "markiza" Harriet czekała na gości na nabrzeżu, tuż obok pierwszego z statków. Wysunęła się z cienia, wychodząc naprzeciw przybyszom. - Starszy Kasadianie, witam cię w moim domu - formalny ukłon może i był daleki od elegancji której próbował ją nauczyć, ale przynajmniej szczery. Podnosząc się dodała - Jak i witam twoje towarzyszki, kimkolwiek by nie były - jeżeli są twoimi gośćmi, tego wieczoru są także moimi - czyli zorientowała się już że obie były spokrewnione, choć wciąż szukała czegoś na twarzy Lisy. Szybko jednak wyszła z sztywnej formy - Nawet niewielu z gości "El Cerro" może pochwalić takimi podbojami jak ty, Kasadianie - dodała z dziwną nutą w swoim ciepłym głosie; przyganą ...albo zazdrością - Liso Langdon, poznaję cię, słodka laleczko tego kraju. Widzę cię każdej nocy o kilka razy za dużo - kobieta o licznych zmarszczkach i zapracowanych dłoniach obróciła się w końcu do Isobel - A ty, trzecia w parze, kim jesteś? - zazwyczaj praktyczna i bezpośrednia Harriet wyraźnie unikała bezpośredniego pytania o przyczynę ich nagłego przybycia; może nie chciała rozmawiać w tym miejscu, a może w tym czasie.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 03-11-2015 o 11:58. |