Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-11-2015, 11:27   #21
 
Arkantos's Avatar
 
Reputacja: 1 Arkantos nie jest za bardzo znany
Adam był zagubiony, ostatnie wydarzenia zmieniły jago życie.
Wizyta w klubie, gdzie został pobity. Spotkanie tajemniczego człowieka który go uratował poprzez zamianę Adama w wampira.
" Przecież obiecał mi pomoc, gdzie on jest?" - myślał Adam siedząc w pokoju.
Ciszę jego rozmyśleń przerwał denerwujący dźwięk telefonu.
- Carolina Diaz zaprasza na spotkanie u siebie za godzinę. Wielkim nietaktem byłoby spóźnienie się. Czekamy - Powiedział głos w słuchawce.
" No nic, trzeba się poznać z nowym światem, jedynym światem..." Rzekł sam do siebie i udał się na spokanie.
 
Arkantos jest offline  
Stary 03-11-2015, 13:36   #22
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Stephen uśmiechnął się
-Mam nasłuch na policyjnym radiu, przydatna rzecz wiedzieć gdzie z radarami stoją... Zanim ktoś za mordę chwycił szeregowych funkcjonariuszy zdążyli co nieco nadać, wiedziałem że coś się wydarzyło, że wezwali kryminalnych i sporo radiowozów do pilnowania perymetru oraz zarządzili wezwanie do roboty dodatkowych ludzi. O tym że był zamach dowiedziałem się dopiero tutaj, ale wszystkie znaki w eterze wskazywały na coś dużego
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 05-11-2015, 17:02   #23
 
Alien_XIII's Avatar
 
Reputacja: 1 Alien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie coś
-Nigdy cię nie zawiodę Królowo Podziemi - odpowiedział, zachowując się jak kot na jej dotyk.
-Obserwuj moje oczy. Odbije się w nich grymas twarzy twych wrogów - po tych słowach zaśmiał się krótko wyobrażając sobie co mógłby zrobić, gdyby naprawdę trafił na jej wrogów.
Gdy przybyły nowe twarze Devon chodził między nimi starając się przywitać każdego. Porażająca charyzma zobowiązywała.
Czuł jednak jak wszyscy patrzą na niego. Nie był w stanie dobrze określić co jest w ich wzroku, ale był pewien, że nic dobrego.

"Pewnie czują się ode mnie lepsi (Ważniejsi)
Pokażę wam co potrafię, pokażę wam (Zobaczycie)"


Zza zasłony na swoich wspomnieniach, którą na zawsze chciał mieć przysłonięta, wyciągnął jak to na wszelkich imprezach, czy to firmowych czy ze znajomymi zawsze był tak, gdzie coś się działo. Wiedział co kto o kim mówi i wiedział dlaczego. Nigdy nie pił albo udawał, że pije tak więc ludzie dookoła niego, coraz bardziej wstawienie robili się coraz bardziej wylewni, a informacje jakie mógł później wykorzystać rosły.
Prychnął sam na siebie, że wspomina ten żałosny okres swojej egzystencji, jednak było to coś co należało wykorzystać.
Przechadzał się wiec między zebranymi nasłuchując i obserwując uśmiechając się ładnie do każdego .
Andrew przyciągnął jego uwagę dość szybko. Jego kolory wyróżniały się na tle innych.
Nie ufał już w pełni tej nowej zdolności. Wolał obserwować mowę ciała, a pomarańcz użyć jako dodatek.
Już raz zawiódł...

Droga minęła im szybko, w sportowym aucie nie czuć było prędkości, silnik pracował z przyjemnym pomrukiem.
Zajechali w dość odludne miejsce, poza obrzeżami zamieszkałej części wyspy. Granicę wyznaczały jakieś stare kontenery Maerska, jakieś paki, czasem linia roślinności.
Za tym wszystkim zobaczyli paręnaście aut z zapalonymi reflektorami, kilkadziesiąt kręcących się postaci. Wyglądających raczej jak cienie niż jak prawdziwi ludzie. Carolina zatrąbiła i parę cieni odwróciło się i pomachało w stronę auta.
-Bueno, papito. Teraz się skup. Użyj swojej mocy, aby sprawdzić kto jest kim, kto co czuje, kto sprawia, że inny czuje się inaczej. Skup się...powoli…-
-Spójrzmy więc na paletę kolorów Mrocznego Artysty… - Devon powiedział do siebie mrużąc oczy.
Spojrzał na pierwszą cieniową postać, poruszającą się w ich kierunku i zobaczył lekką otoczkę wokół postaci. Coś podobnego do efektu noktowizora na podczerwień. Kolory piękne, przenikające się, pływające leciutko z każdym ruchem postaci, dużo szarości mieszającej się głęboką purpurą. Osoba podeszła w kierunku samochodu, w którym siedzieli:
-Papi, jakie kolory widzisz? - spytała spokojnie Carolina.
-Świat jest teraz niczym maźnięcie pędzla. Pędzla zanurzonego w brudzie oraz krwi -
-Jesteś pewien Papi? - spytała niespokojnie
-Nie malowałem jeszcze obrazów. To płótno może być tylko szkicem… - jego głos zadrżał.
-Otwórz schowek - powiedziała szybko napiętym głosem, wciąż obserwując zbliżającego się mężczyznę, który był zaledwie kilka kroków od nich. - i podaj mi broń. -
-Ognisty Kij ma nam pomóc? Jesteśmy Dziećmi Nocy przecież - powiedział zdziwiony podając jej ostrożnie zawartość schowka.
- Papi, widzisz tych tam? To ludzie, nie możemy ryzykować maskarady. A to co mówisz, świadczy o tym, że Castor nie ma zbyt dobrych zamiarów. Tutaj broń będzie lepszym rozwiązaniem. Pamiętasz? Czerwień - gniew i inne kolory?
Otworzyła drzwi po swojej stronie i wysiadła trzymając broń za sobą..
-Hola, Castor! - zawołała - Como estas? -
Mężczyzna był sporo wyższy od Caroliny, mimo, że miała ona obcasy. Szedł z poważną miną, bez uśmiechu, poruszając się leniwie.
Podszedł blisko do Caroliny i zamknął ją w objęciach:
-Hola, bonita, que passa? -
-To Ty mi powiedz, Castor. Wszystko w porządku? - Carolina ostrożnie zrobiła parę kroków do tylu, rzucając Devonowi zdziwione spojrzenie.
-Kto to, bonita? - zapytał taksując spojrzeniem nadchodzącego wampira.
-To mój bliski przyjaciel, Devon.Przyjechaliśmy na wyścig. Wszystko gotowe? Jak nastrój? -
Devon nie odzywał się. Spoglądał Castorowi w oczy szukając czegokolwiek na potwierdzenie tego co zobaczył .
Szeroki uśmiech Castora, który miał, gdy zwracał się do Caroliny, zniknął. Zmarszczył lekko brwi i nie zważając na gest Caroliny, jej wyciągniętą dłoń objął ją ramieniem i cmoknął w czubek głowy.
-Doskonale, chociaż widzę, że dzisiaj nie będziemy się ścigać solo - powiedział z rozczarowaniem w głosie i rzucił Devonowi niechętne spojrzenie. - Wszystko gotowe. Chodźcie -
Czyżby zmysły zawiodły? Czyżby moc dawała fałszywe informacje? Myśli Devona biegły szybko.
Carolina pociągnęła go do auta, chowając broń.
- Papito, coś poszło nie tak, hm? - spytała go miękko, gdy siedzieli już w aucie.
-Potrzebuję instrukcji obsługi. Moje oczy zasnute są mgłą… - brzmiał na przejętego porażką. -...Mgłą, której nie potrafię przebyć - głos mu się załamał - Wszystko do tej pory wydawało się jasne. Odkąd przepłynąłem przez rzekę śmierci i trafiłem do twego pałacu. Wszystko zaczęło się wydawać jasne...a teraz...teraz -Czuł się upokorzony. Wybuchł. Zaczął bić rękoma w tapicerkę, kopać w dywanik i krzyczeć opętańczo
- Nie potrafię dostrzec czy byle owieczka szczerzy się czy pokazuje kły! Chcę wreszcie światła wśród mgły! Gdzie moja latarnia! Czemu zastrzelono latarnika! Czemu nie ogłoszono, że potrzebny jest nowy! -
Nagle krzyk ustał. Wybuch zniknął tak szybko jak się pojawił. Zaczął wpatrywać się w lewitujące drobinki kurzu z beznamiętna miną.
- Wybacz mój błąd Królowo Ciemności. Zrobię wszystko, by to się nie powtórzyło -
Carolina cierpliwie odczekała wybuch, choć w jego kulminacyjnym momencie jakby się spięła, przygotowując na potencjalny atak. Gdy wybuch minął odwróciła jego twarz do swojej i popatrzyła mu głęboko w oczy:
-Papi, nic się nie stało. Nie pozwoliłabym Cię skrzywdzić. Musisz ćwiczyć ile masz sił, każdy z nieumarłych musiał i musi. Nic nie poradzisz na to. A teraz chodźmy. Ukoisz swój smutek w polowaniu. - uśmiechnęła się jak zatroskana matka, bądź kochanka





Raz zawiódł, ale teraz to się nie powtórzy. Był pewien zdenerwowania tego wampira. Był pewien!
Zaczął wpatrywać się w niego intensywnie z rosnącym uśmiechem na twarzy.

"Kochanka Ciemności to dojrzy. Ona zawsze mnie widzi (Zawsze jest blisko)
Będzie wiedziała (Jest najmądrzejsza)
Nie podejdę i nie powiem (To nie wypada)
Poczekam, aż zobaczy. (Zobaczy, zobaczy)"
 
__________________
Great men are forged in fire
it is the privilege of lesser men to light the flame
Alien_XIII jest offline  
Stary 05-11-2015, 20:06   #24
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Gdy wszyscy już rozsiedli się w salonie jej willi, Carolina rozpoczęła spotkanie:

- Jak wszyscy wiecie – Carolina nie dopuszczała do siebie sytuacji, w której Toreadorzy nie interesują się polityką – za 14 dni odbędą się wybory prezydenckie. Jednakże tutaj pojawił się niewielki problem, ponieważ ktoś – potoczyła wzrokiem po zebranych – zdecydował się zorganizować nieudany i niechlujny zamach na faworyta tych wyścigów. Powiązania o wpływ kogoś ze spokrewnionych są wnioskiem nasuwającym się bezsprzecznie. Księżna w swej łaskawości dała termin 7 nocy na ustalenie, czy ktokolwiek z klanu Róży maczał palce w tym wydarzeniu.
Po chwili kontynuowała:
- Po upływie tego czasu, problem ulegnie eskalacji. Zanim zacznę formalne śledztwo, chciałam dać szansę na wypowiedzenie się każdemu z was.
Carolina spojrzała na każdego z obecnych studiując ich reakcje. Jej wzrok padł również na Devona i prześlizgnał się po nim, jak gdyby nigdy nic. Jeśli nawet zrozumiała jego znaki, nie dała po sobie poznać
- Andrew, bądź łaskaw rozpocząć. – dodała z niewielkim uśmieszkiem.
 
corax jest offline  
Stary 06-11-2015, 22:41   #25
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Kwestia finansowania Ferrostaal poruszyła zarząd. W sumie David mógł się tego spodziewać. Miał chwilę zanim przybyli goście, a nie chciał zostawiać niedomówień na tym etapie.

Rozsiadł się wygodnie na kanapie w korytarzu i zaczął pisać maila na swoim smartphonie.

Nadawca: ja
Mail do: Grupa : Rada Nadzorcza Ferrostaal
Dw: brak
Temat: Działania finansowe.

Dzień dobry.

W związku z napięciami panującymi w polityce wewnętrznej T&T oraz zbliżającymi się wyborami prezydenckimi podjąłem decyzję o dywersyfikacji aktywów firmy. Ponieważ mój esajment to zabezpieczyć interesy ośrodków badawczych na T&T pozwoliłem sobie pominąć aprówal rady nadzorczej.

Kontrakty dotyczące produkcji broni dobiegają końca, w związku z czym za kilka miesięcy będziemy musieli je renegocjować. Poneważ urzędujący prezydent ogłosił w lokalnych mediach swoje problemy zdrowotne słupki poparcia znacząco spadły. Przekłada się to na niestabilną sytację naszej kompanii, która wypracowała sobie bardzo dobre układy w obozie władzy.
Za to obóz dążący do władzy nie ma z naszą kompanią tak dobrego porozumienia. Stąd przystąpiłem do dywersyfikacji.

W dalszym etapie będę chciał rozdrobnić fundusze dodatkowo na Indie oraz Australię. Wierzę, że jest to wertikal slajs dla naszej firmy i jeżeli chcemy się trajwować, to musimy wytrzymac ten pressing najlepiej jak potrafimy.
Gdy minie dedlajn wyborów prezydenckich, to wyjaśnię wszelkie działania step baj step.

Z uszanowaniem
Chief Executive Officer Research & Development department of Ferrostall Trinidad.
David Wheatstone






Kliknął "Wyślij", gdy na podjazd wjeżdżali pierwsi goście. Wstał szybko i poprawił garnitur.

---------------------------------------------------------------------------------

Przy stole obserwował wszystkich uważnie. Etykieta wampirów nie różniła się od etykiety zwykłych ludzi. On był w tej najniższej grupie jeśli chodzi o znaczenie. Dlatego obserwował. Słuchał z uwagą. Był to jeden z tych momentów, gdy odezwanie się niepytanym mogło pogrzebać jego dalszą karierę w klanie. O nie, do tego nie mógł dopuścić. Jednak David zawsze unikał pośpiechu. Jak wtedy, gdy Diaz zabrała go na pierwsze polowanie.



Parę nocy po przemianie, gdy już na poczuł się u Caroliny jak w domu i oswoił z nowym statusem, Carolina wezwała go do siebie. Tego wieczora znalazł ją w garażu, gdy dłubała pod maską swojego ulubionego chevy’ego
Słysząc jego kroki, wychynęła spod maski i wytarła brudne dłonie w szmatkę. W takich chwilach zupełnie nie wyglądała jak kobieta, która uwiodła go w Konfesjonale. Raczej jak młoda dziewczyna, gdzieś z klasy ciężko pracującej lub dorabiającej się. Lekko potargane jeansy, koszulka bez rękawków, poskręcane loki, które normalnie prostowała, bose stopy z paznokciami pomalowanymi na ciemnowiśniowy kolor.

-Witaj, mi amado - powiedziała z uśmiechem, zaśpiewując hiszpański zwrot - co powiesz na małą przejażdżkę? Już pora, abyś nauczył się polować. - mrugnęła łobuzersko okiem, ocierając czoło przedramieniem. - Ruszamy za pół godziny, przygotuj się.
- Polować? - David zapytał ze zdumieniem, jakby pierwszy raz w życiu słyszał ten zwrot.
- Mam zabrać strzelbę i kamuflarz?
- Nie, mi amado - zaśmiała się wesoło i pokazała kły - polować - powiedziała z naciskiem- Myślisz, że krew zawsze w paczkach do stołu podają? Co zrobisz, jak zostaniesz sam? Bez kasy, bez wpływów, zdany tylko na siebie? - wycierała dłonie spokojnie w szmatkę.
- Opuszczasz mnie? Każesz odejść? Dlaczego mam być sam - mężczyzna w garniturze płaszczący się przed osmoloną dziewczyną musiał wyglądać dość niepoważnie. Chyba dopiero wtedy dotarł do niego sens słów Caroliny. Zrobił krok w tył. Wyprostował się i wracając do obojętnego wyrazu twarzy powiedział:
- Jak mam się przygotować?
Carolina miała przez chwilę minę, która zazwyczaj nie zwiastowała nic dobrego. Zmarszczyła brwi i spojrzała karcąco na niego.
- Nie, nie opuszczam ani nie wyrzucam. Przygotować np. ubierając się w coś innego niż garnitur, którego możliwe, że będziesz żałować, gdyby coś poszło nie tak. Założ jeansy i koszulkę. Tak będzie prościej na początek.
Skinął głową i odszedł w stronę willi.

Po około piętnastu minutach wrócił uśmiechnięty w mniej eleganckich spodniach i T-shircie ignorując uwagę Leona o tym, że jego zdaniem luźny strój pasujący do Davida to dresowy garnitur.
- Jestem gotowy.
Carolina właśnie opuszczała z hukiem maskę.
- Doskonale. Wskakuj. - sama siadła za kierownicą. Zaczekała aż się umości i spytała z błyszczącymi oczami:
- To na jaki take out masz dzisiaj ochotę, mi amado?
Wzruszył ramionami. Nie wiedział czego się spodziewać, ale miał już dość wychodzenia na mięczaka. Rzucił nonszelancko:
- Zaskocz mnie!
- W firmie też tak działasz? - rzuciła ironicznie i ruszyła ostro z piskiem opon, aż wbiło was oboje w siedzenia. - Pójdziemy na plażę, na trochę sea food - zachichotała i dodała gazu.

Dojechaliście na miejsce w niedługi czas. Zauważyłeś jednak, że wyjechała ze “swojej” dzielnicy. Gdy kątem oka zauważyła, że obserwujesz zaczęła tłumaczyć:
- Nie poluj tam, gdzie mieszkasz. Nigdy nie możesz być pewien, że coś nie pójdzie źle.
Znasz to przysłowie: “nie srać w swoim domu”? -
dorzuciła wulgarnie zupełnie nie przejmując się jego kwaśną miną - to właśnie ta zasada. Pamiętaj, żeby polować, gdy kontrolujesz się jeszcze, gdy głód nie jest zbyt silny. Inaczej ryzykujesz zabicie ofiary a to z kolei sprawia, że będziesz musiał się martwić o maskaradę: zamaskowanie śladów, mylenie policji itd itd. Szkoda na to czasu. Lepiej nie rzucać się w oczy.

Tłumaczenie zajęło większość jazdy. Gdy zaparkowała przy plaży, David zobaczył kilkanaście dużych, rozpalonych ognisk i spory tłum, bawiący się, przygotowujący się do karnawału.
Kobiety, mężczyźni, młodsi, starsi, o różnych kolorach skóry.
- A o to nasz chodzący bufet. Chodź, przejdźmy się.

Wysiadła i ruszyła na bosaka po piasku.
- Z tą maskaradą, to trochę jak z tą historyjką dla mojej żony? W sensie niby spójne, niby logiczne, ale gdyby to ona mi sprzedawała takie bajki, to bym ją przejrzał. Gotowa pomyśleć, że mam kochankę.
Zostawił buty przy samochodzie i ruszył za Caroliną.
- Ale chyba nie mogę tam sobie kogoś złapać i wypić jego krwi? I czy ona - z jakiegoś powodu David założył, że będzie pić krew kobiety - zostanie po tym wampirem? Jak ja i Leon?
Carolina wsunęła się pod jego ramię i objęła w pasie. Ruszyliście, wyglądając na parę zakochanych, którzy przyszli pooglądać ogniska i nacieszyć się dobrą atmosferą.
Przy okazji, zaczęła tłumaczyć bez podnoszenia głosu:
- To od Ciebie zależy jak bardzo bajka będzie spójna i sensowna. Jesteś biznesmenem i wiem, że całkiem niezłym manipulatorem. Fakt, że teraz bajki, które sprzedajesz ludziom mają za zadanie chronić Ci istnienie, powinno stanowić nieco większą motywację niż kradzież części projektu, jak myślisz, mi amado? - popatrzyła w górę na Ciebie.
- To jak polujesz też zależy od Ciebie. Jeśli jak mówiłam, polujesz, gdy głód nie przejmuje kontroli, jesteś w stanie wypić tylko trochę krwi, pohamować się. Lepiej nie robić tego na chama - łatwiej kogoś uwieść. Mniej ceregieli potem. Możesz polować na mężczyzn też, chyba, że nie chcesz - Twój wybór. Posłuchaj tego co szepcze Ci ich krew. Które serce bije mocno i wyraźnie. Skup się na zapachu.

Przez chwilę szła wtulona w Twój bok oglądając tłumek, od czasu do czasu rzucając jakieś hiszpańskie pozdrowienia.
- Nie, nie zostanie wampirem. Aby zostać wampirem, trzeba czegoś więcej niż ugryzienia i spicia. Dla ludzi Twoje ugryzienie będzie nieść rozkosz, jakiej do tej pory nie znali. Wykorzystaj to. Rozejrzyj się teraz - przystanęła i oparła się o jego tors plecami, objęła się jego ramionami - czyja krew dla Ciebie dziś śpiewa?
Lubił zapach Caroliny. Zapach jej włosów i skóry. Niósł ze sobą wspomnienie jego przemienienia. Właśnie o tym myślał, gdy kobieta opowiadała mu o rozkoszy płynącej z ugryzienia. Dopiero chwilę później zaczął się rozglądać. Przy jednym z ognisk dojrzał grupę czarnych mężczyzn, którzy nagimi torsami próbowali przyciągnąć uwagę białych turystek. Z wiatrem niósł się ich zapach. W trzewiach Davida coś się podniosło.
- Boże, jak oni śmierdzą. Jak można coś takiego pić.
Skierował głowę w drugą stronę. Przy innym ognisku bawiły się dziewczyny obdarzone typem urody zbliżonym do kobiety, którą właśnie ściskał.
- Może podejdziemy do nich bliżej? Wyglądają na lekko pijane. Jak to wpływa na krew? W sensie doskonale wiem jak to chemicznie wpływa na hemoglobinę i takie tam, ale jak to wpłynie na nas?
- Chodźmy - Carolina odsunęła się i ruszyliście powoli - Pijąc alkohol albo ćpając, nie uzyskasz takich efektów jak za życia. To już pewnie wiesz. Picie krwi osoby pijanej lub naćpanej pozwala za to uzyskać nieco podobny efekt. Uważaj jednak, bo wszystkie choroby ćpunów i dziwek też przechodzą na nas wraz z krwią. Możesz się uleczyć ale w zależności od syfu, jaki wypijesz, może to zająć dłużej lub krócej.
- No idź, spróbuj je zauroczyć, zaproś wybraną na spacer, poszukaj okazji, aby ją odciągnąć gdzieś w dyskretne miejsce. O na przykład tam, za wydmę. Będę w okolicy. - uśmiechnęła się i lekko uszczypnęła go w pośladek.
- Wiesz, że to brzmi jak rady kumpla, przed pierwszym razem? - rzucił i ruszył pewnym krokiem w stronę dziewczyn. Były troszkę młodsze niż myślał na początku, ale nie chciał się wycofywać z tego powodu. Rzucił nonszelancko swoim łamanym hiszpańskim:
- Cześć dziewczyny, co tam świętujecie?
Gdy już się wprosił i przeciągał kolejne rozmowy o niczym wybrał dziewczynę, która wydawała się być nim najbardziej zainteresowana. Jednak dalsze rozmowy prowadził przede wszystkim z jej koleżankami. Budował napięcie. Przerywał tylko tej jednej gdy coś chciała opowiedzieć. Czuł jak jej tętno przyspiesza. Cała sytuacja trwała ponad dwie godziny, aż w końcu wziął ją za rękę. Odciągnął na kilka kroków i zapytał:
- Może opowiesz mi o gwiazdach, które tutaj widać? Są zupełnie inne niż w moich rodzinnych stronach, a Ty wyglądasz jakbyś niedawno spadła z nieba. Może pójdziemy położyć się za tą wydmą?
Po kilku słowach zaczął dziewczynę całować w usta. Obejmować, pieścić. Powoli z pocałunkami schodził niżej. Na szyję. Czuł wyraźnie jej puls. Poczuł też to samo mrowienie w dziąsłach. Nie przestając pieścić ciała dziewczyny wpił się w jej tętnicę.

Dziewczyna wtulona w niego, zaczęła prężyć się i jęczeć głośno z rozkoszy, czując Twoje ugryzienie. Zacisnęła kurczowo dłonie na Twoich ramionach. Czuł jak jak krew tętnicza buchnęła mu w usta i pociągnął głęboki łyk.
Wtedy usłyszał głos nad uchem:
- Pij powoli - szept Caroliny dochodził jak z oddali - i pamiętaj, to Ty kontrolujesz głód i bestię.
Poczuł dłoń Caroliny głaszczącą go po głowie i karku. Dziewczyna pod nim zaczęła nieco wiotczeć.
- Już dość, mi amado. - oderwała go od szyi dziewczyny. Kilka kropel krwi spadło na nieco bledszą skórę dziewczyny. - Popatrz. Posłuchaj. Więcej niż to nie pij. Inaczej zabijesz. Rozumiesz? - odwróciła mu głowę aby zajrzeć w oczy.
Smak krwi był niesamowity. Uderzał do głowy. Było to lepsze niż alkohol. Lepsze niż kokaina. Czuł się szybszy. Silniejszy. Bystrzejszy. Jednak dziewczyna, którą pił była najwyraźniej nieprzytomna. Przysiągłby, że wypił tylko trochę. A jednak dotknął granicy. Dobrze, że jego mentorka była przy nim. Sam na pewno nie odpuściłby w tym momencie.
- Rozumiem. Już rozumiem. Spróbuj jaka słodka. - Przyciągnął delikatnie Carolinę i złożył pocałunek nadal okrwawionymi ustami na jej ustach
Carolina odwzajemniła pocałunek, mrucząc cichutko. Odsunęła nieco twarz i czubkiem języka powiodła wokół górnej wargi.
- Dobra robota, mi amado - w jej głosie zadźwięczała pochwała i duma - Ale teraz, zaliż ranę… żeby się nie wykrwawiła. Zaniesiemy ją bliżej ludzi, by mogli ją znaleźć.
Pogłaskała go po policzku i przypilnowała, aby wykonał polecenie.
David zalizał ranę, później wziął dziewczynę na ręce i ruszył bliżej ogniska.
- Może powiemy jej koleżankom, że za dużo wypiła? Bo nic jej nie będzie, prawda? Jest taka młoda - w głosie Davida słychać było troskę.
- Nic, czego kilka dni odpoczynku, nawodnienie, sok z pomarańczy i czekolada nie naprawią.
Zostawmy ją, tutaj ją znajdą, a my lepiej odejdźmy. Lepiej, aby nas nie kojarzono z jej zasłabnięciem.

Carolina pociągnęła go za ramię i ruszyła na około w stronę zaparkowanego samochodu.
- Teraz musisz ćwiczyć to czego się nauczyłeś. Podszkolimy ci twoje moce, wtedy
polowanie nie będzie trwało tak długo. Dobrze się spisałeś -
powiedziała raz jeszcze ruszając ostro z miejsca i gładząc Cię po udzie z uśmiechem.

- Czy teraz będę mógł sam wychodzić? I jeździć SWOIM Audi? A może będę mógł odwiedzić laboratoria? Brakuje mi tego wiesz? - Chciał powiedzieć to wszystko z większym wyrzutem, jednak pod wpływem krwi był przepełniony jakąś taką euforią, że zabrzmiało to raczej jak żart.

- Jakie to moce pomogą mi w polowaniu? - zmienił temat, bo nie chciał niepotrzebnie kłócić się ze swoją mentorką. Nie wiedział, czy czuje się tak dobrze dzięki jej obecności, czy to zbawienne działanie świeżej krwi.
Słysząc jego pytania, Carolina wcisnęła gaz do dechy.
- Nie, nie i nie - jeszcze nie pora. Laboratoria będziesz mógł odwiedzić, gdy będę pewna,
że nie stanowisz zagrożenia dla maskarady. -
powiedziała lodowato i zabrała dłoń z jego uda.
- Pamiętasz jak mówiłam o mocy sprawiającej, że możesz wpływać na emocje osób?
Używając tej mocy, mógłbyś przekonać dziewczynę do siebie znacznie szybciej. Ale możesz też korzystać z mocy nakazu. Musimy zacząć je ćwiczyć i przekonać się co takiego Ci podarowałam…-
zawiesiła głos.
- Całe życie wpływałem na emocje innych. Podstawowa zasada w negocjacjach, to odwołać się do emocji oponenta. Gdy ktoś kieruje się emocjami to wyłącza logikę. Czy mogę wpływać na twoje emocje? Leona? Innych wampirów? Jak mam to robić? Jak z bólem? Mam się skupić i się stanie?

Carolina powoli wprowadziła auto na podjazd i wyłączyła silnik. Odwróciła się do niego i gdzieś ze środka poczuł rosnące uczucie zachwytu. Jej urodą, jej gracją, tym jak pięknie mruga rzęsami, jak cudownie składa usta. Jak przepięknie brzmi jej głos. Miał wrażenie, że zacznie się już niedługo ślinić i chciałeś paść jej do stóp. Zrobić wszystko, by tylko zobaczyć cień uśmiechu. Po chwili zdałeś sobie sprawę, że to uczucie minęło a Carolina wpatruje się w niego z lekką ironią.
- Czy to odpowiada na pierwszą część Twoich pytań?
- Na część owszem - wysiadł z samochodu. Starał się zwracać uwagę na każdy swój ruch. Chciał wywołać podobne wrażenie jakiego przed chwilą doświadczył. Uśmiechnął się do Caroliny. Przeczesał prawą dłonią swoje krótko ścięte włosy.
- Do mistrzostwa pewnie mi daleko, ale myślę, że te dziewczyny na plaży nie potrzebowały mistrza tej sztuki.
Carolina wysiadła z auta z uśmiechem na ustach:
- Mi amado - zwróciła się czule do niego - nie mówię, że Ci czegokolwiek brakuje -
uniosła brew i położyła dłoń na biodrze obrzucając go spojrzeniem od stóp po czubek głowy - ale nie zawsze będziesz polować na dzierlatki na plaży. Poza tym moce, przydzadzą się nie tylko podczas polowania. Do kontaktu z ludzmi, do kontaktu z innymi nieumarłymi, mogą też uratować Ci skórę.
- Chodźmy do domu, słyszę kłótnię Leona i Devona. - uśmiech znikł z jej twarzy, gdy
ruszyła w stronę willi.



Tak, polowania były emocjonujące. Każde kolejne coraz bardziej. Ale polityka wewnątrz firmy, którą zarządzał, albo wewnątrz Klanu Róży również była pełna emocji. David pogodził się ze swoim nowym istnieniem i czerpał z niego pełnymi garściami.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 06-11-2015 o 22:46.
Mi Raaz jest offline  
Stary 06-11-2015, 23:10   #26
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
- Druga po Tobie, kochany? - spytała Lisa wyniośle i prychnęła z pogardą. Druga? To tak, jakby była już nikim. Blondynka straciła całkowity szacunek do tej kobiety, a tym bardziej biorąc pod uwagę, że była kobietą.
Odepchnęła się tyłkiem od biurko i ze stukotem swych nieśmiertelnych jak ona obcasów, podeszła do Kasadiana, a podczas tej krótkiej chwili, jej biodra zakołysały się hipnotyzująco.

- Druga, to tak, jakby żadna - skomentowała krótko po czym jej ton głosu zmienił się znowu na słodziutki - Musimy z Tobą jechać? To znaczy, czy Ty w ogóle musisz jechać? Nie możemy sobie tutaj zostać, sami? - spytała, ale jego spojrzenie było wystarczającą odpowiedzią. Jak zwykle odsunął się od niej, by nie dać się zmanipulować jej dotykiem. Zawsze pchała te swoje smukłe łapki w jego kierunku, a on nic sobie z tego nie robił, czym ją złościł. Wolał więc dać krok w innym kierunku, by nie musieć znowu uspokajać Lisy.

Blondynka jak zwykle była niezadowolona, bowiem co by ją zadowoliło? Chyba tylko uwielbienie wśród tłumów, to by był raj i marzenie. Bez pytania i pozwolenia udała się do siebie, by wygrzebać z szafy jakąś kreację na ten wieczór. Co by pasowało najbardziej? Chyba coś oficjalnego.
Wyciągając czerwoną suknię, zamyśliła się z uśmiechem na twarzy. To w niej po raz pierwszy udała się na polowanie, najadła się do syta i ponownie mogła korzystać z mocy poprawiania wampirzego wyglądu. Mogła być piękna, zawsze.

Lisa miota się po willi. Kasadian nie pojawił się od dwóch nocy, wcześniej zamykając ją w jednym ze skrzydeł willi. Skrzydło to było "podejrzanie" podobne do więzienia. Okna były małe, zakratowane, drzwi grube z wieloma metalowymi klamrami.
Lisa z jednej strony była wdzięczna Kasadianowi, że ją tutaj zamknął, a z drugiej miała mu to za złe. Chciała wszędzie z nim być i by on był z nią, nie rozumiała, czemu on teraz tego nie chce. Przecież ją chciał, chciał by była razem z nim i dzieliła to życie. Życie w nieżyciu, które blondynce póki co przysporzyło więcej smutków niż radości. Przez dwie, samotne doby Lisa dużo myślała. Mimo, iż starała się skupiać na rzeczach pozytywnych, wciąż przed oczami miała małą dziewczynkę, litry krwi na białej pościeli, na własnych rękach i ubraniu. Usprawiedliwiała się myślami o tym, że to dziecko musiało być chore, umierające i bezdomne. Pewnie nie miało rodziców i być może taki los był dla niego ulgą.
- Muszę zapomnieć. - mówiła do samej siebie, bo nikogo innego tutaj nie miała. Zniknięcie ze świata żywych na pewno nie obeszło świata, jej myśli mieszały się, raz o karierze, innym razem o zabijaniu niewinnych istot. Szukała po pokojach książek, które oczyściłyby jej poczucie winy. Religijnych, mitycznych, o legendach, opowieści o tym, że nie ma ludzi niewinnych. W ostateczności sięgała po książki o zwierzętach. Na nieszczęście, ich treść najbardziej pasowała.
Lalka próbowała z początku żyć za dnia, robić sobie kawę, jeść, wszystko jak zawsze. Mimo to, nigdy nie spożyła tego, co zrobiła, a same poranki były dla niej męczące, senne i nużące.
Tylko raz, ponieważ nigdy już później nie powtórzyła swojego błędu, kiedy o świcie weszła do kuchni, poczuła się niezwykle dziwnie. Lekkie, poranne, słoneczne przebicia przez kotarę, które Lisa dostrzegła przekraczając próg, sprawiły, że młoda wampirzyca krzyknęła z przerażenia. Kobieta rzuciła się w szaleńczym szale w tył, chwytając wszystko co miała pod ręką i rzucając krzesłami w źródło, które sprawiało jej krzywdę, mimo, iż póki co blondynka nie czuła jej fizycznie. Jej psychika miała ochotę najpierw zamordować ukrywające się za grubymi zasłonami światło słoneczne, a potem uciec jak najszybciej. Żabki karniszy pomału puszczały zasłonę, kiedy uderzały w nią garnki i połamane kawałki mebli, a słupy światła poczęły otaczać sufit kuchni. Kiedy Lisa zdemolowała znaczną część pomieszczenia, intuicyjnie wyczuła, że nie wygra ze wschodem słońca. Wybiegła z pokoju uciekając do sypialni i chowając się pod kołdrą. Cała roztrzęsiona, zasnęła i tam też spędziła cały dzień.
Kiedy nocą się obudziła, czuła się znacznie lepiej. Wyjrzała spod kołdry jakby przestraszona, nieśmiało spoglądając na wystrój sypialni.
W tej części willi było cicho i spokojnie. Lisa czuła jakąś dziwną pustkę wewnątrz swojego ciała, obawiała się tego. Podobne uczucie towarzyszyło jej, gdy zabiła tę małą dziewczynkę… Słodka kruszynka, napawała ją wstrętem do samej siebie.
- Znowu to samo… - zamarudziła ze zrezygnowaniem i wypełzła spod kołdry. Udała się do kuchni, która po dniu wyglądała jak składowisko starych mebli. Zniszczonych w dodatku. Westchnęła smutno i podeszła do okna. Za szybami dojrzała piękny księżyc i cudowną noc. Chciałaby wyjść teraz, pokazać się światu. Nie wiedząc co ze sobą robić, postanowiła przypiąć ponownie zasłony i nigdy więcej nie próbować dotykać kotar. Nigdy.
Nie mogła się doczekać powrotu Kasadiana.
Malkavian pojawił się niespodziewanie, Lisa z racji braku zajęcia poszła do biblioteki, a tam na jednym z foteli siedział jej stwórca przeglądając karty starej księgi która zdaniem Lalki była zapewne napisana łaciną. Widzą, że jego podopieczna weszła do pomieszczenia odłożył ją na stolik i spojrzał w stronę swojej podopiecznej twarzą ukrytą pod kolejną maską.
- Witaj moja piękna - powiedział wstając z fotela.
Lisa poczuła radość i ulgę, widząc mężczyznę, jednak jej buźka naburmuszyła się, a gestykulacja kobiety sugerowała, że była obrażona.
- Zostawiłeś mnie samą. – zamarudziła teatralnie, podchodząc do niego blisko. Miała ochotę się wtulić w jego przyjemne, męskie ciało, jednak nie mogła tego zrobić. Według niej, to on powinien pierwszy pokazać, jak bardzo jest dla niego ważna.
- Nie złość się córko - powiedział i delikatnie dotknął włosów potomkini, w jego głosie nie było jednak przepraszających tonów - każdy z nas gdy przechodzi do naszego świata, musi poznać kim jest, a to można wykonać tylko samemu. - mówił dalej patrząc na młodą spokrewnioną.
- Powiedz mi, jak się teraz czujesz moja droga.
Lalka strąciła jego rękę ze swoich włosów.
- Nie chcę być Twoją córką, Kasadianie. – oznajmiła stanowczo i spojrzała w jego oczy, bo tylko to mogła dostrzec zza maski. Wyciągnęła dłoń w stronę jego twarzy, ale nie z zamiarem ściągnięcia maski, a dotknięcia jej na policzku.
- Teraz dobrze. – odpowiedziała grzecznie, a na jej ustach wykwitł słodki, czuły uśmiech - Bez Ciebie bardzo źle.
Kasadian zatrzymał jej rękę nim zdołała dotknąć jego twarzy i sprowadził ją w dół.
- Cieszy mnie, że to słyszę - powiedział i wrócił na swój fotel wskazując Lisie drugi - ale nie o to pytałem - mówił dalej bez żalu czy rozdrażnienia w głosie - jest to twoja trzecia noc od ostatniego pocałunku, co czujesz ?
Kobieta z nietęgą miną usiadła ostentacyjnie na wskazanym fotelu i założyła ręce krzyżem na piersiach. Znowu wyglądała na obrażoną, choć tym razem nie takie miała odczucia. Tym razem nic nie udawała
- Nie mogę powiedzieć, bym była w pełni zadowolona. - odparła szczerze biznesowym tonem, jakby przeprowadzała rozmowę z własnym menedżerem.
- Miałam być cudowna, wspaniała, piękna… A nie się ukrywać przed światem. Poza tym… - przerwała na chwilę i zaczęła bawić się paznokciami - Znowu męczy mnie to uczucie, które przypomina mi o tym dziecku. A ja nie chcę ponownie tego przeżywać. Wolę już być tutaj zamknięta na zawsze. - dokończyła patrząc w podłogę i nie zaszczycając mężczyzny swoim spojrzeniem.
- W ogóle żaden to pocałunek, według mojego słownika - skwitowała zmieniając szybko temat, gdyż tamten nie przypadł jej do gustu i dopiero teraz powróciła wzrokiem do oczu mężczyzny.
- Pamiętasz prawda jak mówiłem ci, że jesteśmy niczym wilki wśród owiec prawda - zaczął starszy Malkavian i przerwał aż zobaczył skinienie głowy swej rozmówczyni - ale czy czujesz się wilkiem moja piękna, czy czujesz teraz rozrywający głód, pragnienie którego nie da się opanować ? Nie, wiem, że nie. Ale jeżeli pozostaniesz tutaj ten głód powróci, a wtedy nawet ja cię nie powstrzymam, są jednak inne sposoby. - powiedział i znów zrobił pauzę i pozwolił jej zadać pytania.
Lisa niespiesznie i z gracją wstała z fotela. Zrobiła kilka kroków, roznosząc odgłos stukotu swoich obcasów, który w milczeniu był niezwykle wyraźny. W końcu stanęła na wprost Kasadiana lustrując go wzrokiem z góry.
- Jakie sposoby? - spytała szybko bez cienia uśmiechu.
- Istnieję już od ponad dwóch stuleci - zaczął Vouge absolutnie nie przejmując się faktem, że jego uczennica patrzy na niego z góry - a w ciągu tego czasu zabiłem dla krwi ledwie kilka razy. Z czego znaczną większość w pierwszych latach mego istnienia gdy bez Mentora kroczyłem przez noc. - mówił a jego oczy świdrowały Lisę - Żywimy się krwią ludzi Moja droga, od tego nie ma ucieczki ale nie pożądamy jej dla jakichś konkretnych białek, nie potrzebujemy żelaza ani hemoglobiny. Ale potrzebujemy Vitae siły życiowej innych by przedłużyć naszą egzystencje i niczym demony z powieści nie musimy brać wszystkiego. Tego cię właśnie dziś nauczę moja droga. Polowania, tego jak zwabić ofiarę, i jak się nią pożywić w taki sposób, by nie zginęła ona i by nie naruszyć najważniejszego z naszych praw, Maskarady.
Na buzi Lalki zagościł subtelny uśmiech, który po chwili przerodził się w wyraźnie widoczną radość i ulgę. Kasadian mógł mieć pewność, co do prawdziwości tych emocji.
- Naprawdę? - spytała zupełnie retorycznie i nachyliła się nad mężczyzną by zrównać poziom ich spojrzeń. - Bardzo bym tego chciała. - szepnęła kuszącym tonem głosu i pamiętając, że wampir nie chce by dotykać jego maski, położyła dłoń na jego ramieniu i przesunęła ją w kierunku szyi, by ją pogładzić. Nigdzie nie jednak nie mogła wyczuć delikatności jego skóry, co sprawiło, że lekko się zawiodła.
- Mogę usiąść? - spytała krótko.
Kasadian nie zareagował na pieszczotę kobiety i nie dał się wieść jej grom jego dłoń wysunęła się w jej stronę i już gdy myślała, że ją obejmie zatrzymała się i Lisa uświadomiła sobie, że Wampir wskazał jej na powrót fotel z którego przed chwilą wstała, a gdy ta naburmuszona wróciła na niego zapytał.
- Powiedz mi piękna, czy domyślasz się czym jest Maskarada ?
Oczywiście, że Lisa była zła. W końcu nie mogła mieć tego, co chciała, a to zawsze sprawiało, że się złościła. Nie powodowało jednak to w niej nadmiaru agresji, a po prostu pokazywała, jak bardzo się obraziła, a jej niechęć do wszystkiego, przypominała momentami fochy dziecka. Choć sama kobieta uważała, że jest ponad to.
- Balem przebierańców - prychnęła niezadowolona, takim tonem głosu, jakby chciała ukarać Kasadiana - Zapewne jest to jakaś gra pozorów. Z takimi błahostkami nie będę miała najmniejszych problemów - uniosła się arogancko i westchnęła teatralnie. Aż nad wyraz, co dało się zauważyć bez specjalnego wysiłku. Założyła nogę na nogę, a jej buzia naburmuszyła się jeszcze bardziej, jakby chciała coś powiedzieć, ale powstrzymywała się. x
- Cudownie - odparł Kasadian jednakże jego ton pozostał spokojny - rozumiem więc, że twój Menager nie szuka cię teraz po mieście i nie dobija się do twego mieszkania bo zniknęłaś ze świata żywych na trzy dni, nie dając znaku życia … - zakończył wiedząc dokładnie, że Lisa nic nie zrobiła w tym kierunku chociaż nie dało się tego wyczuć po tonie jego głosu - powiedz mi proszę jak to załatwiłaś - kontynuował, a jego ton nie wyrażał nic prócz delikatnej ciekawości.
- On przynajmniej się mną interesuje, nie to, co Ty! - wybuchnęła, gwałtownie powstając z fotela. Mało brakowało, ażeby jeszcze tupnęła nogą. To by był szczyt pokazu.
- Tylko ciągle się mnie ciepiesz i traktujesz jak kretynkę! To, że jestem blondynką, nie znaczy, że jestem bezgranicznie głupia i możesz tak ze mną postępować. - zeźliła się i odeszła parę kroków dalej, stając tyłem do wampira. Fuknęła jeszcze pod nosem i gapiła się w ścianę. Po niedługiej chwili strąciła ze stolika wazon, który z trzaskiem rozbił się o dębowy parkiet.

Wampir nie zareagował na nagły atak wściekłości, znał swą podopieczną zbyt dobrze by przejąć się czymś takim.
- Nigdy nie śmiał bym tak stwierdzić moja piękna, obserwowałem cię od ponad dekady czekając aż osiągniesz pełnię tego do czego może aspirować śmiertelniczka. Piękna niczym róża,niebezpieczna niczym kobra ale i przy tym niezwykle inteligentna jak na swój wiek. - mówił i pozwolił w tym zdaniu wkraść się między słowa odrobinie zachwytu. - Jednakże muszę ci pokazać czym jest Maskarada, to nie tylko gra pozorów to całe nowe życie, życie kłamstw i oszustw. Twoim managerem już się zajęłam. Czeka spokojnie na twój telefon bo jesteś w innym mieście na przesłuchaniu i będzie czekał w nieskończoność jeśli trzeba, ale resztę swego życia będziesz musiała ukrywać to, że jesteś jedną z nas Sama, bo chociaż stoimy ponad ludźmi są ich miliardy, a nas niewielu i mogli by nas przygnieść i zmiażdżyć samą masą swych ciał
Wciąż stała odwrócona do niego plecami i milczała. Jakoś ani jej się śniło odwracać, choć im dłużej go słuchała, tym bardziej się bała tego, że jak się odwróci, jego już tam nie będzie. Mimo wszystko jej duma nie pozwoliła na to, by się odwróciła czy też do niego podeszła, zamiast tego jednak, nieco spuściła z tonu.
- Życie kłamstw i oszustw - powtórzyła za nim i się zaśmiała krótko. - Mam nadzieję, że nie robisz tego w stosunku do mnie - dokończyła swoją myśl i przerzuciła oczami, jednak wciąż stała tak, jak poprzednio.
- Rozumiem, że musisz teraz o mnie dbać? Czy nie musisz? Bo niby mówisz, że od zawsze mnie chciałeś, a nagle się zachowujesz, jakby było inaczej. - powiedziała z żalem.
- Tak moja droga muszę, ale powiedz mi czy pragnęła byś bym zabrał cię na polowanie już pierwszej nocy po przemianie, nim zdołałaś poczuć czym jest wzbierający głód ? Poszła byś ze mną ?- w głosie Kasadiana słychać było, że nie skończył jeszcze czekał tylko na krótką odpowiedz “Nie” i On i Ona wiedzieli, że tak ona brzmi. Nie poszła by, nie wtedy gdy w pamięci wciąż miała suknie skąpaną we krwi.
- Pragnęłam innych rzeczy, ale i tego nie dostałam - skłamała, ponieważ wtedy nie chciała od niego zupełnie niczego. I mimo, iż na myśli miała swoje aktualne pragnienia, odpowiedziała według własnych reguł.
Nagle poczuła ze swoimi plecami obecność Kasadian, nie usłyszała jednak jak wstał z fotela ani przestąpił pokój, wrażenie było takie jakby pojawił się zaledwie krok za nią.
- Więc chodź teraz - powiedział krótko.
Jeszcze przez chwilę udawała, że się zastanawia nad tym, czy gdziekolwiek z nim pójść. Prawda jednak była taka, że czekała na niego dwie noce i nie chciała teraz by ją zostawił i znowu została sama.
- W porządku. - przytaknęła w końcu i odwróciła się przodem do wampira, jednak tym razem nie pochwyciła go za rękę, jak zrobiła to ostatnio.
- Wyjdziemy więc za 30 min moja piękna, przygotuj się jak uważasz za stosowne spotkamy się przy wejściu do tego skrzydła - powiedział i zapraszającym gestem wskazał jej drzwi prowadzące na powrót na korytarz. Część jej rzeczy dostarczył tu już pierwszej nocy więc choć wybór był ograniczony, było z czego wybierać.
Kiwnęła twierdząco głową i w milczeniu udała się do siebie. Trzydzieści minut to nie było zbyt wiele czasu, w dodatku nie miała tutaj swojej stylistki i kosmetyczki, ale skąd facet mógł wiedzieć, że ona tak żyje. Westchnęła posępnie i doceniła jego starania, krocząc przez korytarz niczym księżniczka, zupełnie jakby zasłużyła na czerwony dywan.
- Polowanie… Łowy… - mruczała sama do siebie stojąc na wprost szafy w samej bieliźnie i zastanawiając się. Głupia była, że nie spytała na czym dokładnie to polega, czy będą biec jak dzikie wiewiórki za orzechem, strzelać z łuku jak myśliwy, czy jeszcze coś innego? Cóż, Lisa wolała sugerować się swoim ulubionym filmem o wampirach, którego tytuł brzmiał “Wywiad z wampirem” i dlatego też w jej głowie zakwitł obraz wykwintnego polowania. Uśmiechnęła się arogancko na samą myśl o tym i wygrzebała z szafy swoją ukochaną, czerwoną sukienkę. Przynajmniej miała pewność, że w razie ubrudzenia, krew na materiale nie będzie nadto widoczna. Do tego beżowe futro, wysokie buty koloru cielistego i tego samego koloru torebka. Miała tylko nadzieje, że takie rzucanie się w oczy nie sprawi, że Kasadian pogoni ją kijem i się nie naje. Bardzo chciała jeść, choć nie tak bardzo, jak te parę dni temu.
Szybki makijaż, nie trwający dwie godziny, oraz poprawienie włosów sprawiło, że wyglądała doskonale. Dzięki wampirzemu pięknu, nie potrzebowała już pomocy kosmetyczki do tego, by wyglądać doskonale i świeżo. Pierwszy raz od chwili przemiany mogła poczuć, że ta jej służy. Cuda kosmetyków były zbawienne, a jako człowiek, musiała nakładać znacznie więcej warstw.
Minęło co najmniej pięć minut więcej, niż chciał Kasadian, a blondynka pojawiła się tam, gdzie tego chciał. Cóż, każdy się spóźniał czasem.
Kasadian stał koło drzwi które pierwszy raz od kiedy Lisa się tu zjawiła stały otworem, nigdy wcześniej nie widziała jak wchodził czy wychodził ze skrzydła, gdy spojrzenie Kasadiana padło na Lisę nie była w stanie stwierdzić co myśli o jej stroju. słowa jednak mówiły wszystko.
- Oto i królowa piękna wśród nieumarłych…. - powiedział Kasadian, a Lisa znowu wychwyciła w jego głosie nutkę zachwytu - jednakże jeszcze coś wymaga poprawy. - i wyciągnął ramie by ta mogła się na nim wesprzeć, ramie które było ciepłe.
Aktorka po raz kolejny mogła się poczuć lepsza i ponad każdym, mogła poczuć to, czego zawsze pragnęła. Na samą myśl o wyjściu, o tym, że będzie mogła pojwić się obok tak fascynującego mężczyzny, rozpierała ją energia. Miała ogromną ochotę wyjść i pokazać światu, że to ona, najlepsza i najwspanialsza.
Na przemiłe słowa Kasadiana uśmiechnęła się szczerze. Nawet przez głowę jej nie przeszło, że on mógłby czasami mieć jej dosyć, jakby mógł mieć? Przcież to niemożliwe. Na wzmiance o tym, że coś mogłoby wymagać poprawy, przechyliła głowę w bok i zmrużyła oczy wpatrując się w wampira, jednak gdy ten po prostu wyciągnął ramię, Lisa bez wahania je pochwyciła. Chciałaby móc zrobić więcej, ale też nie mogła pokazywać swoich zachcianek. Poszłaby z nim gdzie tylko by zechciał, cała w skowronkach i z zachwytem.
Kasadian jednak wbrew jej oczekiwaniom cie wyprowadził jej ze skrzydła, wręcz przeciwnie zawrócił i na powrót zaprowadził ją do pokoju. Na miejscu usadowił ją przed toaletką i na powrót włączył oświetlającą ją lampkę która Lisa wyłączyła wychodząc.
- Zamknij oczy moja droga - powiedział stojąc za nią z dłońmi na jej ramionach.
Kobieta nie była ani zadowolona, ani niezadowolona, jedyne co pozostało, to zaskoczenie, ale mimo to wykonała polecenie wampira.
- Pamiętasz jaka byłaś przed przemianą moja Piękna? Nie tak jak teraz zimna niczym głaz i nie biała niczym marmur. Serce biło w piersi, a w płucach grał oddech, rzęsy przemykały przez twe lazurowe oczy niczym czarne błyskawice, pamiętasz?
Na ustach Lisy cisnęło się “to trzeba było mnie nie przemieniać”, ale przemilczała. Ponieważ lekko poczynała się irytować, przegryzła delikatnie dolną wargę.
- Tak… Pamiętam. - odparła z trudem.
- Zapragnij więc tego. - powiedział tak jakby całość miała minąć i odmienić ją niczym zaklęcie - nie masz w sobie już swej Vitae, siły życia. Odebrałem ci ją byś stała się tym kim jesteś, ale posiadłaś nową. Użyj jej, poczuj ją w sobie i użyj by oddała ci to co miałaś

ożywienie wyglądu
koszt: 7-humanity[4]=3
Pula krwi: 14 -5[5xprzebudzenie] -3 =6

- Złoszczą mnie Twoje wymagania - przyznała szczerze, choć owej złości w jej głosie nie dało się wyczuć. Wciąż miała zamknięte oczy, nie chciała ich otwierać, póki odpowiednio się nie skupi na tym, co zostało jej zasugerowane. Obawiała się, że jeśli jej się nie uda, Kasadian będzie zły i pójdzie bez niej, poza tym… Przecież musiała udowodnić, że potrafi on tworzyć ideały, ale tylko dzięki temu, że wybrał ją, a przecież ona jest doskonała.
Po pewnym czasie Lisa wzięła wdech i otworzyła oczy. Patrząc w lustro czuła się, jakby oglądała zdjęcie, cudowne zdjęcie sprzed paru lat. Zapewne tylko jej się wydawało, bo w porównaniu z poprzednim obrazem, teraz wyglądała o stokroć lepiej.
- Śliczna. - stwierdziła nieskromnie.
- Z pewnością - odparł Malkavian z wyraźnym zadowoleniem w głosie - popraw makijaż by lepiej pasował do karnacji i wychodzimy
Lisa nie czuła złości, a wdzięczność. Cieszyła się, ze Kasadian zaczął o nią dbać, choćby w takim stopniu. Małymi kroczkami, ale do celu. Zrobiła to, co jej zasugerował, jednak wciąż czuła niedosyt. Brak kosmetyczki odbijał się na jej samopoczuciu, które póki co było dobre.
Poszła z powrotem do mężczyzny i natychmiasto wpiła się ręką w jego ramie, obejmując je.
- A może mogłabym mieć jakąś kosmetyczkę? Zawsze miałam - spytała uroczo na niego spoglądając. Była gotowa do wyjścia i na to teraz czekała.
- Oczywiście - odparł krótko Kasadian i zaczął prowadzić swą potomkinie w stronę głównej części willi.
- Jeżeli dziś cie się powiedzie, będę pewny, że jesteś już dość dojrzała jako spokrewniona by odzyskać wielką część swej wolności. Prosił bym cię jednak byś pozostałe jeszcze w willi. - powiedział i wyprowadził ją w noc….

Kilkanaście minut póżniej
Kasadian i Lisa siedzieli w luksusowej taksówce firmy PRIV kierowca znajdował się a dźwiękoszczelną ścianką więc mogli rozmawiać swobodnie.
- Więc gdzie chciała byś jechać moja droga ?
- Chciałabym, byś zrobił mi niespodziankę. Zrobił byś to dla mnie? -
- Z przyjemnością moja droga - powiedział i wcisnął guzik interkomu - Na bulwar zachodniej dzielnicy proszę
- Jak sobie Pan życzy - odparł głos z mikrofonu a samochód ruszył -
- Jest to twoje pierwsze polowanie Liso i chciał bym zobaczyć jak się do tego zabierasz. Wiedz też , że mimo tego, że będę nieustannie ledwie krok od Ciebie, ani ty, ani nikt inny nie zdoła mnie dostrzec - mówił wampir bawiąc się w dłoni pustym kieliszkiem szampanowym który wyjął z samochodowego barku.
- Jak to nikt nie zdoła Cię dostrzec? Chciałabym by inni Cię widzieli - odparła poważnie przechylając głową w lewą stronę.
- A jak powinnam się zabrać? Bo chyba każdy zobaczy, że robię z kimś coś dziwnego… Nie bardzo chyba potrafię. - dodała wykrzywiając usta i wątpiąc w siebie.
- Pomyśl chwilę, a z pewnością znajdziesz rozwiązanie Moja Droga.- mówił Starszy dodając rezonu swej podopiecznej - Musisz zanęcić jakiegoś głupca w postronne miejsce,a tam się nim pożywić. Do zaułku, swego mieszkania, toalety w klubie gdziekolwiek gdzie nikt was nie zobaczy. Ekstaza pocałunku uniemożliwi mu ucieczkę. Jeżeli będziesz miała wątpliwości wypowiedz na głos moje imię, a przemówię do Ciebie pod inną postacią.

Lisa niemal natychmiast obejrzała się za siebie, chcąc coś jeszcze powiedzieć Kasadianowi, jednak nie zdążyła. Znikł on szybciej, nim blondynka otworzyła usta. Pozostała teraz sama sobie, ale nie czuła się z tym źle. Jej pewność siebie, zarozumiałość i arogancja, były dobrymi motywatorami, pomagającymi aktorce w samodzielnym i niezależnym życiu. Jak się okazało, nawet i teraz owe cechy okazały się przydatne.
Kobieta odziana w elegancką, czerwoną suknię, wysokie buty oraz białe futro, przekroczyła próg ekskluzywnego klubu, który wybitnie selekcjonował przybyłych tutaj gości. W końcu mogła odetchnąć pełną piersią, czuć się jak ryba w wodzie, być wielbioną, podziwianą. Już w pierwszych kilku minutach poproszono ją o autograf, w kolejnych robiono sobie z nią zdjęcia.
Lalce dość szybko wrócił humor i nastrój, zapominając nawet o Kasadianie, jednak owo zapomnienie nie trwało zbyt długo. Przyciśnięta pod naporem głodu zaczęła myśleć bardziej instynktownie i jednokierunkowo.
Swym czujnym i bystrym spojrzeniem starała się wyłapać najlepszy pokarm, zapach ludzkiego ciepła i tętniącej krwi tłumiony był przez nadmiar używanych perfum, z czego każda osoba musiała użyć innego; bo jakby inaczej.
Po niedługim czasie, owca sama podeszła do wilka. Był przystojny, czarujący i chyba bogaty. Wydawał się być nieco zadufany, a jego pewność siebie na pewno większa była, niż długość penisa. Po stokroć. Mimo to, Lisa nie miała zamiaru dalej poszukiwać. Uważała, że skoro mężczyzna sam do niej przyszedł, to sam też się o to prosił. Od słowa do słowa, od kieliszka do kieliszka, a szum w głowie stawał się większy. Mętne spojrzenie nowopoznanego „przyjaciela” dawało jasny sygnał do działania, a jego natrętne ruchy, gesty i słowa, wręcz zapewniały o braku oporu, który to Lisa miała zamiar wykorzystać. Nakazała mężczyźnie udać się do toalety dla niepełnosprawnych i tam też na nią miał czekać. Sama blondynka przyszła znacznie później, dzięki niewidzialności starała się ten raz nie zwracać na siebie uwagi.
- Jak jeść, by go nie zabić, Kasadianie? – spytała jakby eteru, ale ufając wampirowi czuła, że ten gdzieś z oddali jej odpowie.
- To wielce proste moja droga - odparł nieznany jej głos zza jej pleców, a gdy się obejrzała okazało się, że wypowiedział je jakiś nastolatek w zwykłej koszuli w kratę i aparacie na zębach.
- Po prostu nie pij zbyt wiele, jeżeli odpijesz około litr, zaspokoisz pierwszy głód, a twa ofiara będzie tylko osłabiona, ale uważaj twój kandydat jest pijany. Alkohol w jego krwi podziała też na ciebie. Nie zapomnij zalizać też rany.
Toalety dla niepełnosprawnych niemal zawsze świeciły pustkami. Ich obecność w lokalu była wymogiem, choć wiadomo, że rzadko kiedy ktoś z nich korzystał.
Zachłanny mężczyzna niemal natychmiast rzucił się na blondynkę, gdy ta weszła do przestrzennej kabiny.
- E, e. Pomalutku. – uśmiechnęła się subtelnie i złożyła jeden pocałunek na policzku, by móc stopniowo schodzić niżej i dobrać się do szyi, która to już innym pocałunkiem, została obdarzona. A Lisa karmiła się nim, tylko tak długo, jak mogła, niekoniecznie jakby chciała.
Kiedy ofiara zaczęła słabnąć w jej rękach, blondynka oderwała się od niej, jednak nie zdążyła utrzymać w pozycji pionowej. Mężczyzna osunął się na podłogę, a próbująca go podtrzymać aktorka, obniżyła się razem z jego ciałem. Musiała, tak jak powiedział Kasadian, zaleczyć jeszcze ranę po wgryzieniu.
Kiedy już upewniła się, że zrobiła wszystko, jak należy, wyszła z kabiny i udała się do luster przy umywalkach, by móc się poprawić i doprowadzić do porządku. Niewielka, czerwona plamka widniała na materiale otaczającym jej piersi, jednakże wystarczająco zlała się barwą z suknią, przez co nie rzucała się w oczy.
Dumna z siebie Laleczka czujnie i ostrożnie opuściła toalety, a potem sam klub, mając nadzieję, że gdzieś przy drodze, będzie czekał na nią samochód, z siedzącym w środku Kasadianem.



Rzuciła czerwoną sukienką na łózko, zdecydowanie wykluczając ją z wyboru na dziś. Przesuwając ręką wieszaki, w końcu znalazła. Elegancka, krótka, czarna, obcisła, z dekoltem... To była idealna kreacja. Klasyczna sukienka, w której zdobyła serce Kasadiana. A przynajmniej tak jej się zdawało, że zdobyła.
Szybko wbiła się w swój seksowny strój, dobierając do niego czerwony żakiet oraz buty tego samego koloru.
- Jestem gotowa, Kasadianie. - mruknęła uroczo wyłaniając się zza framugi drzwi, z pożądliwym i kuszącym spojrzeniem.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 06-11-2015, 23:54   #27
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Nasłuch na policyjne radio? - pomyślał nie przestając się uśmiechać iście estradowo. Ciekawych rzeczy się tutaj dowiadywał.
- Czyli mamy się bawić w agentów specjalnych, dobrze zrozumiałem? - upewnił się co do słów swego mentora - Bo to nie mój świat. Wiesz przecież ojcze, że jedynie z czym się bawię to z iluzją, ale skoro i tak mamy się zbliżyć do miejsca.. akcji - zaakcentował mocno te słowo - To może pojedziesz z nami? Oferuję siebie i swoje skromne auto - zaproponował z lekkim teatralnym ukłonem. Całe jego życie i nieżycie to była jedna wielka gra więc i takież gesty przeszły u niego do codzienności. Czasami nieco irytujące w odbiorze, ale taki już był i nawet własna śmierć nie miała sił tego w nim zmienić.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline  
Stary 08-11-2015, 13:22   #28
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
- David, mój as w rękawie - żart generała wywołał gorzki uśmiech na sinych ustach Akermana - Powiedz mi, próbowałeś może ostatnio zabić prezydenta?
Mógł się domyśleć, że o to chodzi. Zrobiło się naprawdę gorąco w związku z tą aferą. Ale dotychczas David sądził, że to były typowe, ludzkie przepychanki.
- Jedzie tu Dwerryhouse z swoimi pupilkami, będą mi wciskać kit że nie mają pojęcia o czym do nich mówię. Plan jest taki: zrobię z was zespół, a ty będziesz w nim bo stary Neema ci kazał.
Zgrzytnął zębami. Nie lubił się z nikim zwąchiwać. Był solistą. W jego mniemaniu Dwerryhouse to kolejny, nienasycony stołkami dupek. Tudzież jego "pupilkowie" niespecjalnie go obchodzili. Ale cóż, wiedział że ma dług u generała i kompromisy były wpisane w jego spłacanie.
Kiedy pod knajpę zajechał wóz na długich światłach, David wiedział kto znajduje się w środku. Odruchowo poprawił swój "look" w lustrze i przeszedł do przedsionka, aby przywitać się z gośćmi. Nie pozwolił sobie (jeszcze) na jawną butę wobec Dwerryhousa, ale jego towarzyszy taksował drapieżnym wzrokiem. Obserwuję was i oceniam - zdawały się mówić oczy hazardzisty.
- Sir Amos, to dla mnie zaszczyt - powiedział zupełnie nieszczerze - Panowie - skinął głową na jego ludzi.
W sąsiednim pomieszczeniu, przez uchylone okno ulatywała właśnie woń spalenizny. Jedyny ślad po nowej wiedzy Davida. Pomimo jej posiadania wciąż niewiele wiedział o jednym z nowych gości. Persona drugiego była trochę jaśniejsza. Prawdopodobnie sztukmistrz. Ciekawe.
Postanowił poczekać aż tyradę rozpocznie dwóch nestorów, a chwilowo sam ograniczył się do obserwacji tamtej dwójki. Dokładnie śledził każdy ich gest, sposób poruszania się i mówienia. Wbrew pozorom z takich rzeczy można było wyczytać więcej niż z niejednej biografii. Sam starał się zdradzać jak najmniej.
W pewnym momencie zamierzał wtrącić:
- Mamy jakikolwiek punkt zaczepienia w tej sprawie, czy zasuwamy z partyzanta? - wykrzywił się sardonicznie.
 
Caleb jest offline  
Stary 09-11-2015, 17:17   #29
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Stephen Herman, Matthew Welsh

- Skoro tak mówisz, mój młodzieńcze... - starszy mężczyzna odwzajemnił uśmiech, świadomy kłamstwa lub nie

- Nie, nie agentów specjalnych - ci będą na scenie i tak. Detektywów-konsultantów, jeżeli jesteście choć trochę oczytani - obaj słuchacze byli na tyle obeznani z figurami retorycznymi iż widzieli że mówi jedynie abykupić sobie czas na przemyślenie czegoś ważnego- Nie podejrzewa was. Ja was nie podejrzewam - w końcu wyrzucił z siebie tą myśl - faktycznie, karkołomną przy ich obecnej wiedzy - W kilku słowach: jesteście dzikimi kartami w większej rozgrywce. Mniej dzikimi dla mnie, bardziej dzikimi dla niego... -
- Nie interesuje mnie samo efekt śledztwa; nie interesuje mnie nawet sam zamach. Chcę żebyście dowiedzieli się kto będzie próbował wpływać na prace, w jakikolwiek sposób. Prowokujcie, kolaborujcie, odwracajcie uwagę - no holds barred, przynajmniej tak długo jak nie naruszycie żadnych Praw -

Stephen Herman, Matthew Welsh, David Akerman

Kiedy goście w końcu wysiedli z samochodu Matthew, przyszedł czas na powitania. W ciasnym przejściu knajpki nastąpiły formalne powitania. Zajęły tylko kilka minut, po którym i generał i ambasador zamknęli się w chłodni, zostawiając "młodzież" samą sobie w otoczeniu kilku stojących bezmyślnie żołnierzy. Co, w oczywisty sposób, zachęcało do konfrontacji.

[***]

Po kilkunastu minutach starsi w końcu opuścili malutkie pomieszczenie. Sir Dwerryhouse kilka kroków za generałem; obaj z marsowymi minami i śladami stresującej dyskusji - choćby dopiero co wymiętymi klapami munduru. Omietli wzrokiem zastaną sytuację, choć najwyraźniej komentarze zostawili sobie na później.

- Panowie - pierwszy odezwał się Trevis - Klan Ventrue podjął oczywistą decyzję wsparcia Księżnej w polowaniu, a jako szeryf i jej pełnomocnik przyjmuję tą pomoc - formalny język brzmiał dziwnie w ustach tego niechlujego oficera - Mówiąc prościej, a treściwiej: każdy z nas ma wziąć czynny udział. Koordynacja i przygotowanie do łowów - wskazał na siebie

- Zgodnie z ustaleniami, zajmę się przesłuchaniem zamachowca - sir Dwerryhouse lekko się skłonił, gładko wchodząc przedmówcy w słowo

- A wy trzej, wraz z Tremere który zaraz tu przyjedzie, uderzycie na resztę współpracowników tego skurw.. - urwał, jakby uznał że zbytnio się rozpędził

- Przez "uderzycie" generał miał na myśli usuniecie wszelakie ślady ich istnienia przed przybyciem tam śmiertelnych śledczych - na twarzy ambasadora nie było spodziewanego kpiącego uśmieszku

- Adres, zdjęcia całej piątki... - szeryf odbierał kolejno od żołnierzy trzymane przez nich przedmioty i rzucał je na barowy stolik pomiędzy niedojedzonego hamburgera a coś co wyglądało jak plama krwi - Sami ustalcie sobie łańcuch dowodzenia, chcę go znać przed wyjściem - czwarty członek zespołu najwyraźniej odpadł w przedbiegach

- I, oczywiście, nagroda, czym byłby wyścig bez nagrody? - Dwerryhouse zatrzymał całą scenę w bezruchu

- Mała Domena, łaska księżnej przy ubieganiu się o wolne stanowisko i pół miliona z mojej kieszeni -



Stephen: wyścig jest słowem-kluczem. Z tego co Stephen miał z nimi doświadczenie, śmiertelni śledczy już powinni być na miejscu, a jeżeli ich nie ma to znaczy że ktoś kupuje wam czas. Czyli płaci za każdą jedną minutę.



Adam, Berevand, Devon Ravens, Carolina Diaz, Dawid Whetstone

Andrew Norton, najmłodszy potomek księżnej, będąc wywołany przestał wpatrywać się kolejne twarze przy stole i obrócił się przodem do Starszej.
- Trzy godziny temu, o 17.05 dokonano zamachu na prezydenta. Niecałą godzinę przed zmierzchem. O 19 zadzwoniła do mnie księżna Newton, prosząc o moją osobistą ochronę dla pani Bland, kontrkandydatki prezydenta. Przekazałbym ci tą informację już przez telefon, pani Diaz, gdyby nie fakt że najwyraźniej ostatnimi czasy maniery odpadły z listy kryteriów wyboru twoich sekretareczek - pozwolił sobie dodać wywód poza tematem.
- Moje zdanie, skoro jesteśmy we własnym gronie? Ktoś odwraca naszą uwagę. Od czego? Nie wiem. Ale całą pewnością wiem że gdybyś to Ty, pani, chciała żeby ktoś w tym kraju zginął, byłoby to zrobione do końca, a nie mam powodu szacować możliwości innych Starszych wiele niżej. Więc, zamach nie był celem sam w sobie. Nie żeby miało to jakieś znaczenie: głównym problemem jest naruszenie Maskarady -


Rzucam i wpisuję jak np. ktoś pytał o coś konkretnego. Jak o kimś zapomniałem/nie zauważyłem, dopominać się!
Adam: masz co nieco pojęcia o takich akcjach, a tego co nie wiesz możesz się domyślić. Zamach na prezydenta za dnia? Na bank nie typowy postrzał z jadącego samochodu. Skoro udało się to jak na razie ukryć, to pewnie gdzieś na uboczu. Najpewniejszy strzał to pałac prezydencki w górach nad Port-of-Spain albo podczas tajnego spotkania z VIPem. Inside job albo zdrada! (dużo innych opcji, opisuj do woli, ale te dwie wydają się być najbardziej prawdopodobne)
Devon: blado-pomarańczowa aura. Wyjątkowo blady kolor, ale przecież nie widziałeś ich znów aż tak dużo.
Carolina: o ile mimika Andrew jest niemal perfekcyjne (tj, starannie martwa jak zwykle) a irytacja najwyraźniej prawdziwa, to jest nerwowy, zerkna na drzwi, jakby obawiał się czegoś i chciał stąd wyjść




Kasadian Vouge, Lisa Langdon, Isobel Donovan


"El Cerro del Aripo" zajmowało znaczną część molo. Klub był rozpalcelowany w tuzinie magazynów, na kilku jachtach i w odrestaurowanym, olbrzymim zbiorniku paliwa. W myśl zasady "każdemu według potrzeb" poszczególne obiekty były dość zróżnicowane w ... możliwościach. Znalezienie kogoś w tym kompleksie było niemal niemożliwe - tak więc "markiza" Harriet czekała na gości na nabrzeżu, tuż obok pierwszego z statków. Wysunęła się z cienia, wychodząc naprzeciw przybyszom.

- Starszy Kasadianie, witam cię w moim domu - formalny ukłon może i był daleki od elegancji której próbował ją nauczyć, ale przynajmniej szczery. Podnosząc się dodała - Jak i witam twoje towarzyszki, kimkolwiek by nie były - jeżeli są twoimi gośćmi, tego wieczoru są także moimi - czyli zorientowała się już że obie były spokrewnione, choć wciąż szukała czegoś na twarzy Lisy. Szybko jednak wyszła z sztywnej formy - Nawet niewielu z gości "El Cerro" może pochwalić takimi podbojami jak ty, Kasadianie - dodała z dziwną nutą w swoim ciepłym głosie; przyganą ...albo zazdrością - Liso Langdon, poznaję cię, słodka laleczko tego kraju. Widzę cię każdej nocy o kilka razy za dużo - kobieta o licznych zmarszczkach i zapracowanych dłoniach obróciła się w końcu do Isobel - A ty, trzecia w parze, kim jesteś? - zazwyczaj praktyczna i bezpośrednia Harriet wyraźnie unikała bezpośredniego pytania o przyczynę ich nagłego przybycia; może nie chciała rozmawiać w tym miejscu, a może w tym czasie.

- Witaj Harriet - odpowiedział Kasadian ukłoniwszy się w odpowiedzi - zaproś nas proszę do środka, mamy poważne sprawy do omówienia -

- Isobel Donovan - przedstawiła się dziewczyna, przypatrując uważnie kobiecie. Wyglądała na starą, ale mówiła.. dziwnie, nie jak staruszka, ale aktorki w tych czarno - białych filmach, które oglądała mama.

Lisa udała, że nie dostrzegła w głosie pomarszczonego pudła negatywnej nuty
- Witam. - odparła jedynie z subtelnym uśmiechem - Tego co dobre, nigdy za wiele - dodała z uśmiechem, rzucając słodkim “żarcikiem”, jakich to się używało często w większym gronie. Byle tylko pudło nie odparło czymś kąśliwym.

Harriet wskazała ręką w kierunku pierwszego budynku na molo - jedynego z normalnym, jasnym oświetleniem.
- Zapraszam do mojego biura, myślę że w ten sposób faktycznie nie będzie za dużo ...dobrego - rzuciła porozumiewawcze spojrzenie mężczyźnie. Narzuciła żwawe tempo i po krótkim marszu byli już w podziemnej sali z prostym, drewnianym stołem na środku i setkami pamiątek w gablotach wzdłuż ścian.
- Zamieniam się w słuch, Kasadinie, bo z tego co widzę to tym razem nie jesteś tu żeby sprawić mi przyjemność. Czym mogę ci służyć? -

- Powiedz mi proszę Herriet, wiesz czemu się tu zjawiłem w tą piękną letnią noc? - odpowiedział Kasadian usiadłszy na jednym z krzeseł. Chciał wiedzieć czy Markiza słyszała już plotki o zamachu, wszak gdzie można usłyszeć więcej niz w "El Cerro del Aripo".

- Nie. Choć możliwości jest sporo, choćby na przykład te dwie piękne buźki koło ciebie potrzebują uświadomienia? -

- Wprowadzę Cię w tym razie. - zaczął Vouge - Nie chodzi tu niestety o nasze drogie Panie, w ostatnich dniach doszło do zamachu w świecie śmiertelnych. Zamachu na urzędującego prezydenta, który podobno zostawił po sobie ślady nadnaturalnej aktywności. - mówił Kasadian swym zwyczajnym spokojnym głosem - mam nadzieję, że nie masz z tym nic wspólnego moja Droga - to zdanie wypowiedział jednak inaczej, był w nim lód.

- Mam lepszą świadomość niż wielmożna Pani. - odpaliła Lisa z urokliwym uśmiechem, a w jej głosie brzmiał ton słodkości i umiłowania, ani krzty nieprzyjemnego wydźwięku. Babsko było iście denerwujące.

Kasadian spojrzał na Lise karząco, ale nic nie powiedział czekając na odpowiedź Herriet.

Zerknęła jedynie na niego z przymrużonymi oczami i dała krok w bok, jakby przechadzając się po pomieszczeniu i rozglądając. Udawała, że podziwia wszelaką sztukę; w jakiejkolwiek postaci. Paskudne pamiątki, tandetne i totalnie zero gustu. Lisa potrzebowała się wyłączyć, by przypadkiem nie trafił jej szlag.
Wśród “tandetnych pamiątek” Lisa dość szybko wyłowiła jedną specyficzną. Swoje zdjęcie, co najwyżej sprzed kilku lat.

- Nie mam - przez tą sekundę było w głosie słychać słabsze odbicie tonu starszego -w ciągu ostatnich dni? To jest, dawniej niż dziś, a ja wciąż nic nie wiem? - dziecięce oburzenie Lisy zostało zignorowane. Gospodyni lekko obróciła się w stronę Isobel, jakby czekając na jej reakcję

- Przepiękne pamiątki, madame! - rzekła Lisa, naturalnie mając na myśli wyłącznie swoje zdjęcie, ale po co się wdawać w szczegóły
- Kolekcja warta obejrzenia. - dodała po chwili. Nie liczyła na odpowiedź, po prostu, skoro już tutaj była, to czemu by troszkę nie zwrócić na siebie uwagi.

Starszemu wystarczyła taka odpowiedz korpus wycofał się, a plecy swobodnie oparły o oparcie. Dopiero teraz dwie towarzyszące mu młode wampirki spostrzegły jaka szybka i gwałtowna była to zmiana. Dzika bestia wróciła do wiezienia w tym co zostało z duszy Malkaviana. Powrócił pasjonat sztuki i osoba w gościach u znajomych.
- Nie zdajesz sobie nawet sprawy jak wielce cieszą mnie twe słowa Herriet - odparł Kasadian - a twoja chęć by dowiedzieć się jak najwięcej o zdarzeniu z pewnością, mam nadzieje, zostanie zaspokajana jak najszybciej. Przekaż mi wtedy co się dowiedziałaś jeśli łaska -

- Im więcej wiem, tym łatwiej mi znaleźć kolejne informacje - Isobel, mogłabyś dopilnować żeby Lisa nie zawędrowała w jakieś nieprzyjemne miejsce w czasie naszej rozmowy? -

Dziewczyna pokiwała, mechanicznie, głową.
Nie bardzo rozumiała, po co się tu znaleźli ani o czym - w sumie - rozmawia Kasadian ze starsza kobietą. Chciała zapytać, ale wiedziała, ze wampir nie będzie zadowolony. Nie lubił, kiedy pytała zbyt dużo. Lisa - jak to Lisa, wykorzystywała czas, zeby zabłysnąć, ściągnąc na siebie uwage wszystkich. Isobel po prostu się nudziła.

- Spokojnie, madame. Faktycznie, można z zapomnienia powędrować tutaj w różne zakamarki, ale jakoś daję radę. - odrzekła urokliwie, nie dając po sobie poznać, jak bardzo ją drażni zachowanie kobiety. Odwróciła się w kierunku Harriet z przepięknym i przeuroczym uśmiechem, który sprawił, że wyglądała jak błyszcząca, cudowna gwiazda, jak cud natury, ruchomy obrazek, od którego nie dało się oderwać wzroku.
- Och, piękny naszyjnik. - skomentowała dając krok w stronę rozmówczyni Kasadiana. Z każdym zbliżeniem się, jej stukot wysokich obcasów dawał o sobie znać, a obcisła, czarna sukienka, wprawiała ciało Lisy w hipnotyzujące kołysanie. - Od Michaela Spiersa? - spytała, wymieniając najbardziej znanego z ludzi, wśród wyrobu biżuterii.
- Serdecznie przepraszam, że tak bardzo nie na temat i przerywam, jeśli bym mogła, chętnie bym się dołączyła do rozmowy, najlepiej milczeniem i uważnym słuchaniem. Mogę? - spytała słodko wskazując ręką na pobliski fotel i uśmiechając się do Harriet przekonująco. Po prostu chciała ją oczarować, ażeby ułatwić Kasadianowi zadanie. Być może wampirzyca coś wie, tylko po prostu to ukrywa, a dzięki drobnym gestom i zachętom, w sekrecie zdradzi małą tajemnicę.
- Dziwi fakt, że takiej pięknej kobiecie, żaden mężczyzna nie szepnął choćby słówka czy plotki. -
- Możesz, kochana, możesz. Zwłaszcza ten fragment z milczeniem - najwyraźniej zachęty miały efekty przeciwne do pożądanych. Jak babcia upominająca wnuczkę

- Widzę Panie, że mówicie jednym językiem - wtrącił się starszy udając nieświadomości wojny na przyjemności którą toczyły kobiety - pozostawię was zatem. Lisą bądź tak miła i wprowadź Herriet w szczegóły. My z Isobel opuścimy was za to na godzinę, dwie. Muszę dopełnić względem niej obowiązków mentora - powiedział i delikatnym ruchem zagarnął nastolatkę do wyjścia - Zadzwoń gdy zakończycie temat Moja Piękna - dodał jeszcze całując dłoń Lisy na pożegnanie. - Żegnaj Herriet, przyjemnością było Cię znów zobaczyć -

- Twoja nowa zabawka przyucza się na emisariuszkę? - “markiza” była wyraźnie rozbawiona - A może … - zatrzymała w pół zdania, jakby coś do niej dotarło - Oczywiście, zajmę się nią. Mam godzinę wedle mojego uznania, tak? - w oczach kobiety było widać żywe iskierki.

- Nie rozpanosz się tylko proszę zbytnio - odparł krótko Kasadian przekroczył drzwi i opuścił salę.

- Och, jakże bym śmiała -




Lisa Langdon

Lisa uśmiechnęła się szeroko zakładając nogę na nogę, odsłaniając swoje zgrabne uda.
- To co? Już sobie wielmożna dama przypomniała o wszystkim? - spytała uroczo, jak typowa, głupia blondyneczka, a jej uśmiech ciągle promieniał. Zarzuciła włosy na plecy i westchnęła teatralnie oglądając swoje paznokcie.
- Nie rozumiem, czemu niektórzy tak się pysznią, kiedy są tylko “drudzy z kolei”. To tak, jakby być nikim, nie sądzisz? - spytała niewinnie, nie zwracając na kobietę nadmiernej uwagi.

Harriet ciągle milczała, z smutnym uśmiechem siedząc w swoim fotelu. Ona, dla odmiany, całą uwagę poświęcała grymaszącej dziewczynie. Skupione spojrzenie nie schodziło z Lisy nawet na moment, jakby przewiercała się przez ciało na drugą stronę.

Lisa wstala chwile po tym, jak wampir wyszedl.
- Dowiedz sie wszystkiego o tym zamachu i przekaz informacje Kasadianowi. Ja nie mam czasu na pogawędki z kimś drugiego rzędu. Żegnam. -

- Jesteś moim gościem, więc nie będę cię zatrzymywać. Ale od tej pory nie masz tu wstępu - pierwszy raz w głosie Harriet przebiła się irytacja. Za wychodzącą blondynką szczęknął zamykany zamek.
Korytarz prowadził na tyły biura, w kierunku reszty budynków. Gdzie, ledwie kilkanaście metrów od siebie, zauważyła dziewczynę. Z jej fryzurą, jej sukienką oraz...całkiem podobną twarzą. I pomimo faktu że właśnie zobaczyła swojego sobowtóra, znudzonym krokiem idącą w stronę morza.


Kasadian Vouge, Isobel Donovan

- Lisa właśnie zerwała rozmowę i wyszła- telefon od Harriet rozbrzmiał nawet jeszcze zanim zdążyli zacząć polować - Twoja śliczna podopieczna jest więcej niż bezczelna. Tak, spełnię twoje prośby, obie, choć tą drugą też mogłeś wyrazić osobiście. O szkodach które Lisa wyrządzi podczas tej godziny...porozmawiamy post factum- w tle było słychać polecenie które Harriet wydawała jakimś mężczyznom - Ale nie stanie się jej krzywda aż wrócicie, Ty i Isobel -
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 09-11-2015 o 17:40.
TomBurgle jest offline  
Stary 09-11-2015, 18:01   #30
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Carolina nie dała po sobie poznać irytacji po przytyku Andrew. Odpowiedziała lekkim tonem:
- Och, Andrew, jak zapewne się domyślasz, w sytuacjach alarmowych jak ta liczy się czas, więc mogły się trafić luki spowodowane zbytnią nadgorliwością. Sądzę, że gdyby zlecenie ochrony było natchmiastowe poinformowałbyś mnie o tym na przykład oddzwaniając bezpośrednio do mnie. Skoro tak się nie stało, zakładam, że jeszcze nie objąłeś nowych obowiązków – zmrużyła lekko oczy – Od kiedy zatem masz przejąć stanowisko ochroniarza? – dorzuciła niewinnym tonem. – I z kim masz współpracować?
Po czym kontynuowała:
- Zakładając, że zamach sam w sobie jest zasłoną dymną mającą na celu zwrócenie uwagi na nieumarłych, kto może mieć w tym interes? Sabbat? Nie było ostatnio żadnych raportów na ten temat. Przeciwnicy księżnej? Sugestie co do dalszego postępowania?
Carolina spojrzała kolejno na Davida i Adama.
- Davidzie, Adamie, wiem, że dla Was to nowa sytuacja. Jakieś przemyślenia?
Oceniający wzrok Toreadorki spoczął na Adamie, jednym z najnowszych dodatków do klanu. Ciekawa była obserwacji własnego potomka i siedzącego opodal młodzika.
Oczekując na reakcję wywołanej dwójki, obserwowała Andrew spod rzęs. Poruszyła leniwie nogą założoną na nogę i w widoczny sposób rzuciła okiem na zegarek na swoim nadgarstku, jak gdyby oczekiwała kogoś jeszcze. Ciekawa była reakcji wampira. Liczyła, że prowokacja pozwoli Devonowi na odczytanie dalszych informacji. Planowała również porozmawiać z Andrew na osobności.
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172