Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-01-2016, 03:15   #1
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
[Old WOD] Jaki tu spokój... - Lucja Podworska

Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza nr 13, Rembertów, ul. Strażacka, popołudnie
- Hejka - Emil wparował na posterunek witając się ze wszystkimi.
Bywał u siostry często, znał się z całą załogą, a ta sympatię do “Podwiązki” przerzucała również na jej brata.
- Karol, wyskoczyłbyś może wieczorem do klubu? - spytał zbliżając się do jednego ze strażaków, który aktualnie sprawdzał coś na smartfonie. Karol i Andrzej właśnie parzący sobie obok kawę uśmiechnęli się porozumiewawczo, nawet Lucji drgnęły kąciki ust. Emilowi bynajmniej nie chodziło o Karola ani nawet o jego dziewczynę Magdę. Po prostu druga połówka strażaka nie ruszała się prawie nigdzie bez swej najbliższej przyjaciółki Karoliny, a Emil zabujał się w wesolutkiej dziewczynie na zabój.
- Do klubu? No nie wiem...
- No rusz się, będziecie tak w domu przesiadywać?
- Będziemy?
- Ehm… znaczy myślałem, że z Magdą byś chciał iść - Emil się lekko speszył - Chyba że sam, no mi to rybka. - Chłopak naprawdę nieźle udawał.
- Andrzej, Lucja co o tym myślicie? - Karol spytał pozostałą dwójkę. Wszyscy mieli wolny wieczór, a następny dyżur dopiero następnego dnia na popołudnie
- Odpadam - rzekł krótko Andrzej. Nie uważał za zasadne tłumaczyć czemu.
- Mieliśmy dość ciężki tydzień i z pewnością przydałaby się odrobina odprężenia. Uważam, że warto się trochę rozerwać, pogadać i wypić drinka dla relasku - Lucja wyraziła swoje zdanie, spoglądając na Karola. - A jak zbierzemy parę osób to możemy rozegrać turniej w rzutki - zaproponowała z lekkim entuzjazmem i puściła koledze oczko, tak aby Emil tego nie widział.
- No dobra, pomysł niezły. - Karol przytaknął. - Pogadam z Magdą, może kogoś jeszcze weźmiemy - dodał z niewinną miną znęcając się nad Emilem. - Gdzie i o której?
- 22.00 w Hydrozagadce? - odparł Emil.
- Mi pasuje - odparł Karol. Zagłębie klubowe na 11 listopada na Pradze Północ było zdecydowanie bliżej niż centrum miasta.
- To jesteśmy umówieni. Pogadam jeszcze z paroma osobami, to zajmiemy pewnie z pół klubu - zarzuciła Lucja. Ona też znała Karolinę i nawet jeśli nie tak dobrze jak Magda, to wystarczająco, aby móc wyciągnąć ją na imprezę.
- Tak? To fajnie - Emil spojrzał na siostrę z uśmiechem i nadzieją. Na jej pomoc zawsze mógł liczyć, nawet jeśli nadal nie wiedział nic konkretnego.
Łaknąca relaksu ekipa, snuła ambitne plany spędzenia wieczoru... i sporej części nocy. Tak się przy tym zagadali, że nie spojrzeli nawet jak minął dobry kwadrans.
- Ludzie, impreza będzie wieczorem, a teraz musimy zająć się pracą. Ćwiczenia za pięć minut - wtrącił w pewnym momencie Andrzej. Niestety mężczyzna miał rację - nie byli na rynku, aby urządzać sobie pogaduszki i nawet jeśli nie mieli obecnie żadnego wezwania, to jednak byli w pracy... przynajmniej większość z nich.
- Słuszna uwaga, mamy robotę - potwierdziła cicho Lucja spoglądając na brata.
- Jasne, nie zajmuję dłużej - odpowiedział jej Emil. - Do wieczora, strażacy! - pożegnał się z uśmiechem.


* * *

Klub "Hydrozagadka", Praga Północ, ul. 11 Listopada, późny wieczór
Hydrozagadka była lokalem w zagłębiu klubowym na 11 listopada, które w Warszawie miało uznaną renomę. Po pierwsze wybierali to miejsce raczej studenci, a nie dresy (oni celowali w gocławskie Explosion) czy bon vivanci z bogatych domów (rezydujący na Mazowieckiej). Emil zarezerwował dwa stoliki “W Chmurach”, pubie lekko ‘stowarzyszonym’ z klubem. O 22 na parkiecie Hydro jeszcze niewiele się działo, więc towarzystwo które się zebrało raczyło się z początku zimnym piwem w pubie, by potem zmienić salę. Nie była to aż tak liczna grupa - ośmioro strażaków i cztery osoby towarzyszące utworzyły tuzin imprezowiczów, dla którego dwa stoliki pasowały idealnie.
Emil był mocno niepocieszony bo Karoliny nie było, ciężka grypa wykreśliła ją z listy obecności na dzisiejszy wieczór. Odpalał piwo za piwem w dość szalonym tempie siedząc lekko markotny póki dobry humor towarzystwa lekko nie zabił w nim wiadomego żalu z tego jak ten wieczór się potoczył. Lucja naturalnie starała się go rozweselić, ale nie było to łatwe zadanie.

Po 23.00 towarzystwo przeniosło się z Chmur na salę Hydrozagadki jaka mieściła się za ścianą. Rozbrzmiewała tam głośna muzyka do tańca, a pasujący do atmosfery półmrok rozświetlany był jedynie przez migoczące kolorowe światła niczym choinka na święta. Na parkiecie zebrała się już niemała grupa tańczących osób, ale było jeszcze wiele miejsca dla nowych gości. Rafał i Przemek zabrali Emila i poszli poszukać damskiego towarzystwa na resztę wieczoru - ot tak, aby mieć z kim potańczyć i może pogadać. Lucja w myślach popierała ten pomysł, bo miało to duże szanse poprawić chłopakowi humor.
Zabawa trwała w najlepsze. Lucja spędzała większość czasu na parkiecie, tańcząc w rytm muzyki, najczęściej z kolegą z pracy, ale czasami z kimś nowo poznanym kto poprosił ją do tańca. Dobrze się bawiła.



Przed godziną 1.00, Lucja zauważyła brak Emila wśród swojej grupy na parkiecie, nie było go też przy stoliku jaki zajęli gdy ekipa która wzięła go na rezerwację zmyła się z klubu wcześnie - niedługo po północy. Przez kilka minut rozglądała się po sali myśląc, że chłopak przygruchał sobie jakąś dziewczynę - ale nigdzie nie mogła go zauważyć.
- Widzieliście Emila?! - zarzuciła Lucja, przekrzykując głośną muzykę.
Pare osób pokręciło przecząco głowami nie przerywając zabawy, tylko Magda odkrzyknęła równie głośno do dziewczyny zdawkowe:
- Ostatnio widziałam go jak do wyjścia szedł!
Lucja odpowiedziała jej kiwnięciem głowy. Chłopak nie miał w zwyczaju znikać bez słowa, więc chwyciła telefon komórkowy i udała się do damskiej łazienki, aby w ciszy móc spokojnie do niego zadzwonić. Niestety od razu włączyła się poczta głosowa - nawet nie było sygnałów dzwonienia. To było już niepodobne do chłopaka i naprawdę zmartwiło Lucję.
- Emil, gdzie mi zniknąłeś? Nie strasz tak i oddzwoń jak odsłuchasz - nagrała się.
Wziąwszy głębszy oddech, udała się do wejścia, licząc na to, że siedzący tam ochroniarz może coś zauważył.
- Cześć - ładnie uśmiechnęła się na wstępie. - Czy widziałeś może tego chłopaka? - spytała, pokazując zdjęcie Emila w telefonie komórkowym.
Ochroniarz zerknął odruchowo ale tylko się roześmiał.
- Tyle osób się przewija, palarnia zamknięta, to wszyscy przed klub na szluga. Dziewucho weź się ogarnij.
Jego kolega nawet nie patrząc na zdjęcie uważnie otaksował Lucję, wpadła mu w oko co było widać już wtedy gdy kupowali wejściówki.
- Który? - Rzucił podnosząc się i zerkając na zdjęcie. Widocznie ekipa przychodząca z Lucją bardziej zapadła mu w pamięć z dość wiadomych powodów - Taaa, jakieś pół godziny temu wyszedł. Może na fajka, nie wiem, był bez kurtki.
- O rany, jesteś pewien? I już nie wrócił potem, tak? - Lucja mimo wszystko chciała mieć pewność, że facet nie podał jej zniekształconych lub nieaktualnych informacji. Oczywiście była mu wdzięczna za wieści, więc obdarzyła go uważnym spojrzeniem.
- No 90% szans mała. Bartek jestem, chcesz to możemy go poszukać. - Ochoczo wstał z taboretu wywołując tym przewrócenie oczami u kolegi.
- To bardzo miło z twojej strony. Możesz chwilę zaczekać? - powiedziała, chcąc zostawić sobie więcej możliwości, a jednocześnie nie chciała sama zniknąć bez słowa.
- Jasne, nigdzie nie idę - wyszczerzył się w uśmiechu.
Lucja odpowiedziała bardzo zdawkowym uśmiechem i czym prędzej wróciła do grupy jej towarzystwa. Nie miała już zbytnio ochoty na zabawę, a jedynie zagadywała do swych mobilnych znajomych, czy nie byliby skłonni pomóc jej w poszukiwaniach. Mimo wszystko, jeśli miałaby zostać z kimś sam na sam i szukać zaginionego brata, to wolałaby mieć u boku kogoś znajomego, niż świeżo poznanego ochroniarza... nawet jeśli byłby on dość przystojny.

Karol od razu wykazał chęć pomocy. Zagadał tylko coś do Magdy na ucho, a gdy ta pokiwała głową z aprobatą, mężczyzna ruszył wraz z Lucją w stronę wyjścia.
- Już w porządku, mam pomoc - rzuciła z lekkim uśmiechem do ochroniarza, gdy mijali go opuszczając lokal. Ten który się wcześniej zaoferował kiwnął tylko głową na znak zrozumienia, ale ten drugi wyglądał na zdecydowanie zbyt dumnego z siebie.
- Nie ma go najwyżej pół godziny, a ochroniarz mówił, że wyszedł bez kurtki. Tylko naprawdę nie wiem, gdzie mógł pójść, nie o tej porze. A telefon mu nie działa. - Lucja wprowadziła Karola dzieląc się z nim najważniejszymi informacjami.
- Mógł złapać nocny autobus, trzeba sprawdzić w rozkładzie. Ale może nie poszedł daleko? - zasugerował mężczyzna.
Oboje zaczeli się rozglądać po okolicy - nie tyle wśród osób które wyszły na papierosa, co pomiędzy nimi i za nimi. Na szczęście poszukiwania nie trwały długo, choć przeczesując teren oddalili się od grupki osób stojących przed wejściem.
- Tam siedzi - zauważył Karl i wskazał ręką w głąb zaułku, gdzie Lucja zauważyła swego młodszego brata całego i zdrowego, dzięki czemu odetchnęła z ulgą.
- O rany, dzięki wielkie - odpowiedziała z nieukrywaną radością.
- Wygląda na trochę przybitego. I nawet chyba wiem dlaczego - powiedział spokojnie Karol.
- Ano... Okay, to ja z nim pogadam. Dzięki za pomoc - powiedziała Lucja spoglądając to na brata, to na kolegę z pracy.
- Nie ma sprawy. Dam znać reszcie, że wszystko w porządku. Jak ten, to dołączcie do nas.
Oboje kiwnęli sobie głowami.

Emil siedział na krawężniku i dość smętnie bawił się rozładowaną komórką. Lucja minęła zamknięty już "Skład Butelek" i podeszła do niego od tyłu. Było dość ciepło i od dawna nie padało, więc krawężnik względnie nadawał się do siedzenia - przynajmniej w razie potrzeby. Lucja podeszła bliżej i dosiadając się do brata po jego prawej stronie, klepnęła go lekko w lewe ramię. Miała nadzieję, że odwróci się w lewo, aby nikogo tam nie zastać, a potem zobaczy ją siedzącą z drugiej strony. Mogła go tym pocieszyć, jak za starych dobrych lat. Niestety Emil był na tyle osowiały, że właściwie zignorował klepniecie i dopiero po chwili spojrzał na siedzącą obok niego siostrę.
- Hej. Trochę mnie nastraszyłeś tak znikając... Martwisz się o Karolinę? - zagadała.
- Mhmm - mruknął Emil z wyraźnym smutkiem.
- Nie przejmuj się. Każdy czasem choruje, to się zdarza. Na pewno wyzdrowieje i jeszcze nie raz się spotkacie... Ona cię lubi. - Lucja starała się pocieszyć brata.
- Naprawdę? - spytał niedowiarek.
- Serio. Tak mi mówiła Magda, a ona zna ją bardzo dobrze. A ja znam ciebie bardzo dobrze i wiem, że ciebie nie można nie-lubić - odpowiedziała i spojrzała na niego ze szczerym uśmiechem.
Chłopak popatrzył na nia przez chwilkę i pociągnął nosem.
- Bo ja do niej zadzwoniłem... To znaczy chciałem... - zdradził Emil.
- Ale chyba nie teraz po nocy? - spytała Lucja.
- Nie no, wcześniej. Jak tylko Magda powiedziała, że jest chora i nie przyjdzie, to chciałem się dowiedzieć... życzyć jej zdrowia i ten... Ale nie odbierała, więc wysłałem jej tylko wiadomość. Czekałem aż oddzwoni albo odpisze. I ciągle sprawdzałem, aż w końcu mi się telefon rozładował - Emil wylewał żale, opowiadając historię swojego wieczoru.
Lucja nie mogła mu się dziwić. Miał nadzieję spędzić wieczór w towarzystwie swojej sympatii i nic mu z tego nie wyszło.
- Nie przejmuj się tak, naprawdę. Ona jest chora, więc na pewno poszła wcześniej spać. Zobaczysz, że jutro odbierze twoją wiadomość i na pewno ze sobą pogadacie - powiedziała Lucja, łapiąc brata za ramię.
Ten spojrzał na nią i odetchnął. Widać po nim było, że nadal się trochę martwi, ale ewidentnie poczuł się lepiej. Nawet się uśmiechnął.
- Myślę, że dobrze by było jakbyś posłał jej kwiaty. Z tego co pamiętam, to Karolina lubi orchidee - powiedziała Lucja.
- Tak, zwłaszcza te kolorowe. No, jutro załatwię pokaźną wiązankę z dostawą do domu - powiedział Emil, dzięki czemu sam sobie coś udowodnił.

Siedzieli tak na krawężniku i rozmawiali jeszcze przez kilka dobrych minut. W końcu Lucja zaproponowała, aby wrócili do środka, do reszty ich ekipy.
- Daj mi jeszcze parę minut. Chciałbym na spokojnie przemyśleć sobie parę rzeczy - odpowiedział Emil, głosem spokojnym i opanowanym.
- Pewnie - odpowiedziała z uśmiechem Lucja - tylko przyjdź zaraz - zastrzegła od razu.
Emil kiwnął głową i mrugnął jednocześnie oczami na znak zgody. Lucja obdarzyła go uśmiechem i wstała gotowa wrócić do Hydrozagadki. Świadoma iż siedziała na krawężniku, przezornie otrzepała jeszcze swój zgrabny tyłek.
- Jestem czysta? - spytała brata.
- Chyba tak. Ale tu jest dość ciemno, więc spytaj jeszcze chłopaków - rzucił Emil.
Gdy Lucja się odwróciła i spojrzała na niego, ze znakiem zapytania wypisanym na twarzy, zobaczyła, że jej braciszek uśmiechał się, ewidentnie z siebie zadowolony. Kobieta odwzajemniła ten uśmiech, zadowolona, że bratu wróciło poczucie humoru i ruszyła do środka. Wyglądało na to, że wszystko dobrze się skończyło.

Kolejny kwadrans minął jak z bicza strzelił, ale Emil nie pojawił się wśród imprezowiczów. Mając wolną chwilę, lekko zaniepokojona Lucja dała znak kolegom, że zaraz wraca i udała się do wyjścia. Nie miała zamiaru przymuszać Emila do powrotu na salę, ale chciała go zobaczyć i upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Niestety, gdy Lucja wyszła na dwór i weszła w zaułek, zobaczyła, że jej brat nie siedzi, ale leży tam gdzie go zostawiła. Z przyspieszonym biciem serca podbiegła do niego i kucnęła tuż obok. Wiedziała, że Emil nie był aż tak pijany, aby ot tak zasnąć i nie była pewna czy nie stalo się coś złego. Chłopak leżał nieprzytomny i oddychał dość ciężko, ale jego stan był stabilny. Lucja była zaznajomiona z zasadami pierwszej pomocy i szybko przebiegła całą procedurę punkt po punkcie. Na szczęście chłopak nie odniósł żadnych widocznych obrażeń, wokół niego nie było śladów zwróconych trunków, a i miał przy sobie wszystko co trzeba, począwszy od kluczy do mieszkania, potrwela i zegarka, na butach i spodniach kończąc.
Lucja wykonała krótki telefon do Karola, uznając, że zarówno sytuacja jak i godzina świadczą o tym iż czas kończyć już balowanie. Udało jej się też w miarę szybko docucić Emila, który mamrotał nieco zapijaczonym głosem coś o jakiejś lasce o czarnych oczach i czerwonych ustach... albo odwrotnie. W każdym bądź razie nic poważnego się chłopakowi nie stało.

Gdy Karol i Małgorzata wyszli na zewnątrz, Lucja szybko wprowadziła ich w sytuację. Jak na dobrych kolegów przystało, zgodzili się oni odwieść rodzeństwo do domu. Dźwiganie ciała nie było nowością dla żadnego strażaka, więc zapakowanie Emila do samochodu nie sprawiało im trudności. Pożegnawszy się z resztą towarzystwa, Lucja wsiadła na tylne siedzenie, zajmując miejsce obok półprzytomnego brata. Tam dopiero, przy odpowiednim świetle, dostrzegła, że Emil był dość blady, ale poza tym wyglądał dobrze.
Choć z Hydrozagadki do mieszkania nie mieli daleko, Lucja miała wrażenie, że przysnęła na moment. Cóż, w końcu było późno w nocy, a ona zmęczona po tygodniu, dniu i tańcach, siedziała teraz na wygodnym siedzeniu samochodu, w mroku, z głową brata bezpiecznie spoczywającą na jej kolanach.
Lucja pamiętała jednak jak dojechali do ich domu, jak Karol pomógł jej wnieść Emila po schodach i do mieszkania, jak po podziękowaniach i pożegnaniach, zadbała o dobry wypoczynek dla brata, a następnie sama naszykowała się do snu, który przyszedł nieomal natychmiast.


* * *

Blok z płonącym mieszkaniem, Rembertów, ul. Chruściela, wieczór
Jednostka Lucji była świetnie zorganizowana toteż zaledwie pięć minut od przyjęcia zgłoszenia ich wóz wyjąc na sygnale zatrzymał się pod budynkiem. Z jednego z okien szły kłęby dymu i nawet płomienie co oznaczało poważniejszą sprawę niż niewielkie zaprószenie ognia, paliło się bardzo elegancko.
Szef ekipy kilkoma słowami podzielił zadania.
Karol, Andrzej i Lucja Kopnęli się z toporkami do wywalania drzwi i gaśnicami do klatki schodowej, dziewczyna miała ze sobą przy tym zestaw pierwszej pomocy, w biegu dopinali maski mające chronić ich przed dymem.
Rafał i Przemek zaczęli przygotowywać sprzęt by wesprzeć kolegów gaszeniem wodą ze szlaufów strażackich gdyby wstępna ocena grupy pierwszej zakładała potrzebę ich użycia.
Pozostali zajęli się odsuwaniem gapiów bo policja (zabezpieczenie miejsca akcji było w jej obowiązkach) jeszcze nie dojechała, a ludzie gromadzili się pod blokiem komentując sytuację i czyniąc ścisk i chaos. Paliło się od strony okna toteż nie było szans aby ktokolwiek kto (ewentualnie) był w mieszkaniu musiał tą stroną je opuszczać toteż odpuścili rozkładanie sprzętu do łapania skoczków.



Gdy grupa Lucji dobiegła do drzwi Andrzej odruchowo potraktował je solidnym kopniakiem aby wyważyć je lub choćby sprawdzić czy się da i w razie czego brać się za topór.
Wyłożył się przy tym jak długi klnąc tak że uszy więdły.
Drzwi były otwarte, przez maskę i dym nie zauważył, że były nawet lekko uchylone.
Karol i Lucja wpadli do mieszkania oceniając stan pożaru.
Hajcowało się naprawdę godnie jednak co dziwne tylko część przestronnej kawalerii. Strażacy byli profesjonalistami wnet ocenili to jako nierównomierny stan spalania wynikły z miejscowego zapłonu materiałów łatwopalnych.
- Odwołaj chłopaków, damy tu radę sami - Lucja odezwała się do krótkofalówki przyczepionej do barku jednocześnie odrzucając przybornik medyczny i sięgając po gaśnicę.
Nie było sensu bo choć widzieli ciało człowieka to płomienie nie tyle pełzały po nim co... matko, co za śmierć...

Karol dopadł pierwszy sypiąc z gaśnicy aż miło, Lucja po nim, Andrzej dołączył po chwili gdy już pozbierał się z podłogi.
Nie trwało to długo, ogień został ugaszony sprawnie i szybko choć gdy zaczynali interwencję płonęły już całkiem przyzwoicie niektóre sprzęty i meble z tej strony pokoju.
- Pieprzony sukinsyn - warknął Andrzej wściekłym głosem.
Wiedzieli o co mu chodzi, obok spalonego trupa walały się pobite i całe szklane butelki, a plama pozostała po plastiku dla profesjonalistów oznaczała jasne przesłanie plastikowego kanistra. Zabawy z benzyną w bloku mieszkalnym, strażacy za takie rzeczy byli skłonni skazywać na ciężkie roboty w specjalnie ustanowionych dla takich delikwentów kołchozach.
- Jeeeezu... - Karol zabuczał spod swojej maski. - Mamy problem.
Kucnął nad spalonym trupem wskazując coś palcem. Spalona twarz pogorzelca nie mogła ukryć dwóch dziur w czaszce. Ten człowiek nie zginął od ognia.
- No to mamy pięknie! - Andrzej rzucił gaśnicą o ziemię.
Policja, zeznania i tak dalej. To była norma gdy w czasie pożaru trafił się nieboszczyk, ale z dziurami po kulkach... gliniarze dostaną kociokwiku.
- Szefie mamy trupa - Karol rzucił do swej krótkofalówki.
- Zawiadomię pogotowie i policję. - usłyszeli wszyscy, byli wszak na jednej częstotliwości.
- Z dziurami w czaszce.
- Noż kur... - szef jednostki nie pałał szczęściem. - Zejdźcie tu do mnie, niech Lucja zostanie na górze.
Obaj mężczyźni wyszli z mieszkania ciężko schodząc po schodach, wzorowa akcja ale trup i co z tego że nie ich wina? Pieski los strażackiego sumienia.

Mocny przewiew oczyścił pomieszczenie z dymu ale Lucja nie zdejmowała maski, wiedziała że trzeba jeszcze odczekać.
Zaczęła rozglądać się po pokoju w oczekiwaniu na policję. Spaleniu uległa głównie część kawalerki od strony okna gdzie doszło do zapłonu, ogień nie zdążył dojść do przeciwległej strony gdzie stała stara szafa i kredens. Gdyby to była PRLowska meblościanka... fiuuuu z dymem. Stare chyba przedwojenne meble nie zajmowały się tak łatwo.
Dziewczyna podeszła do kredensu i powoli zdjęła maskę, choć wedle wszelkich instrukcji jeszcze nie powinna.
Rozkasłała się, do oczu napłynęły łzy ale ona zignorowała to, wyciągnęła rękę w kierunku grupy zdjęć w starych mosiężnych oprawach, jedno wylądowało w strażackiej azbestowej rękawicy.

Jadwiga, jej babcia po której wzięła mieszkanie w Warszawie.
Wraz z nią na zdjęciu było jeszcze pięć osób z czego jeden staruszek cechujący się widocznym autorytetem w samym centrum. Jadwiga wyglądała na uradowaną i jak nie za długo przed śmiercią, po przeprowadzce do stolicy. Miała na sobie coś w rodzaju... habitu? Szaty jaką nosili ludzie z Ku-Klux-Klan? Tak jak i inni na zdjęciu. Na piersi każdy miał wyszyty jakiś znaczek, jednak w tej rozdzielczości zdjęcia nie było zbytnio łatwo rozróżnić szczegóły. Wszyscy w ręku mieli jakąś książkę, niektórzy otwartą (na stronach tytułowych widać było prawie identyczne zapiski robione ręcznym pismem niczym dedykacje. Niektórzy (w tym babcia Lucji) książki zamknięte. "Warszawa Nocą" głosiły tytuły.
Nikt z rodziny nigdy nie dowiedział się czemu Jadwiga przeprowadziła się w podeszłym wieku do stolicy, była to rodzinna zagadka, a sama zainteresowana mniej lub bardziej subtelne pytania puszczała mimo uszu.
Lucja zdała sobie sprawę, że przy porządkowaniu rzeczy zmarłej chyba widziała tę książkę w mieszkaniu.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 11-01-2016 o 03:20.
Leoncoeur jest offline  
Stary 16-01-2016, 16:37   #2
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Lucji, Rembertów, ul. Topograficzna 9. Przedpołudnie.

Zwykle jak się było młodym, dzień po wypadzie na dyskotekę czy jakąś inną imprezę, nigdy nie był zbyt przyjemny. Zarówno Lucja jak i Emil mieli już jednak na tyle doświadczenia w tej kwestii, aby nie musieli umierać przez cały następny dzień. Lucja czuła się dobrze i nic jej nie dolegało. Emil nadal był nieco przybity i wyglądał dość niemrawo, ale dwa litry zdrowego soku marchwiowego postawiły go na nogi... A przynajmniej na tyłek, z którym uwalił się na kanapie przed telewizorem.
Lucja od około godziny była w łazience, szykując się powoli na spędzenie kolejnego dnia. Było krótko przed południem, gdy usłyszała wołanie brata.
- Co tam? - spytała z ciekawością, gdy po chwili zawitała w salonie, owinięta w duży kolorowy ręcznik.
- Dostałem SMS'a od Karoliny - odpowiedział uśmiechnięty chłopak. - Podziękowała za życzenia i napisała, że kiepsko się czuje i raczej prędko z tego nie wyjdzie, ale jak będzie na chodzie to da znać.
- No! I dobrze jest - odpowiedziała stanowczo Lucja.
- Może do niej zadzwonić? - spytał chłopak.
- Lepiej nie. Skoro sama nie zadzwoniła tylko wysłała wiadomość, to może nie jest w stanie dobrze mówić. A nawet jeśli, to kobieta w trakcie choroby nie chce aby ją widziano, czy choćby słyszano - powiedziała Lucja.
- Dla mnie nie ma znaczenia czy kobieta wygląda olśniewająco, czy chorowicie. Mogę nawet do niej teraz pojechać i pomóc z czym tam potrzeba - zarzekał się Emil.
- Spokojnie tygrysie. Dla ciebie to może nie mieć znaczenia, ale dla niej ma. Kobieta dba o swój image - Lucja przedstawiała trafny, kobiecy punkt widzenia. - Zresztą pewnie Małgosia jest teraz z nią.
- Zaraz, zaraz. Czy to dla tego rok temu uciekłaś przed Zenkiem? Bo nie chciałaś, aby zobaczył cię całą umorusaną w sadzy? - spytał Emil szczerząc zęby w uśmiechu.
- Nie całą, dobra? I nie uciekłam, tylko miałam robotę do wykonania - odpowiedziała szybko Lucja. - Zresztą nieważne. Nie jedź do niej i nie dzwoń. Odpisz tylko SMS'em, a potem skocz do kwiaciarni.
Emil pokiwał głową i nadal uśmiechnięty zabrał się za pisanie wiadomości.
- Chcesz wejść do łazienki? - spytała, gdyż okupowała ją dość długo, a siłą rzeczy zrobiła przerwę.
- Nie, w porządku - odpowiedział Emil.
- Serio? Wydoiłeś tyle soku, że można by pęknąć - naskoczyła na niego.
- Wiem, ale w ogóle mi się nie chce. Widocznie musiałem uzupełnić płyny - odpowiedział Emil wzruszając ramionami i wrócił do pisania SMS'a.
- No dobra - odpowiedziała Lucja i wróciła do łazienki.
Przez dłuższą chwilę myśli nie dawały jej spokoju. Jej braciszek musiał uzupełnić płyny w organizmie, a poprzedniego dnia wyglądał dość blado. Oba te objawy wskazywały na utratę krwi i było to mocno niepokojące. Ale Lucja nie zauważyła żadnych śladów krwi, zarówno na nim, jak i na ulicy gdzie się wówczas znajdowali!
Rozmyślała o tym przez chwilę, ale nie mogąc znaleźć wyjaśnienia odpuściła sobie gdybanie i skupiła się bardziej na tym, aby odpowiednio zarzucić odżywkę do włosów.


Mieszkanie po pożarze, Rembertów, ul. Chruściela, wieczór.

Zwykle gdy sytuacja zostaje opanowana, to się po prostu wychodzi. Tym razem było jednak inaczej.
Lucja była zarówno zdziwiona jak zaintrygowana obecnością swojej świętej pamięci babci na tajemniczym zdjęciu. Strój sugerował udział w jakimś przedstawieniu teatralnym, ale babcia nie bawiła się przecież w takie rzeczy. O co więc chodziło? Co to za grupa? Kim byli ci ludzie? Przyjrzała się zdjęciu bliżej, ale nie rozpoznała nikogo. Zresztą nawet jeśli ktoś z tej fotki był na pogrzebie Jadwigi, to i tak mogłaby tego nie rozpoznać. Nie mniej jednak, ofiara pożaru - a raczej ofiara postrzału, jak sugerowała dziura w głowie - znała się z jej babcią, albo przynajmniej znała kogoś kto się z nią znał.
Lucja zdała sobie sprawę, że pokój jest miejscem zbrodni i nie powinna niczego ruszać. Pospiesznie odłożyła więc ramkę ze zdjęciem dokładnie tam skąd ją wzięła. Nie zwlekając poświęciła swoją uwagę, aby przyjrzeć się zdjęciom stojącym obok. Miała nadzieję, że dowie się która z osób na wspólnym zdjęciu z Jadwigą była lub jest właścicielem tego mieszkania.
Były tam zdjęcia jakichś dzieciaków, na oko robione już w tym milenium. Czyjeś urodziny albo komunia, inne zrobione w ZOO i jedno na placu zabaw. Inne zdjęcie było starsze, jeszcze czarno-białe, ewidentnie ślubne. Nic jej to nie mówiło. Ale było tam też zdjęcie jakiejś pary staruszków na tle kolumny zygmunta i właśnie na nim Lucja rozpoznała mężczyznę, który widniał także na grupowym zdjęciu z Jadwigą.
Kobieta mogła jednak przypuszczać, że ofiarą był ktoś inny. Na zdjęciu z grupą w habitach były osoby przynajmniej po czterdziestce, a po niespalonych pozostałościach ubioru mogła ocenić, że ciało należało do osoby bardziej w jej wieku... Może do jednego z dzieci na zdjęciach. Od razu poczuła się gorzej. Każde życie było niezwykle cenne, ale im młodsza osoba, tym większa strata.

Wtedy to Lucja usłyszała czyjeś kroki i odwróciła się w stronę wyjścia.
- Dzień dobry. Starszy posterunkowy Kruszyń - powiedział dość młody mężczyzna w mundurze policjanta i zasalutował niedbale.
- Lucja Podworska - odpowiedziała kobieta. - Ciało jest... tutaj... - wskazała ręką, niespecjalnie mając ochotę na nie patrzeć.
Policjant jednak musiał najwidoczniej sprawdzić, bo podszedł bliżej i nachylił się nad zwłokami.
- Tak, to dziura po kuli. Ciało leżało tak jak teraz? - rzekł po chwili, wyciągając notes i długopis.
- Tak. Zwykle najpierw wynosimy ludzi a potem gasimy pożar, ale ciało się paliło więc gasiliśmy go na miejscu... I potem się okazało, że ma dziurę w głowie i... - powiedziała Lucja, nie bardzo wiedząc co powiedzieć dalej.
- Dobrze, dziękuję za wprowadzenie. Ale poproszę jeszcze raz, po kolei - odparł mężczyzna i widać po nim było, że nie ma żadnych ukrytych intencji, a po prostu zgodnie z procedurą wypytuje o zajście. Lucja szybko doszła do wniosku, że tak będzie jej nawet łatwiej.
- Weszliśmy przez drzwi. Były chyba nawet otwarte, ale to zauważyliśmy dopiero po fakcie. Dym ograniczał trochę widoczność - zaczęła Lucja. - Gdy zobaczyłam co się pali, zameldowałam aby odwołano akcję z dołu; benzyny jak wiemy, nie gasi się wodą. Zabraliśmy się za gaszenie, zaczynając oczywiście od ciała - mówiła dalej, prezentując stojącą obok niej gaśnicę.


- To gaśnica śniegowa? - spytał policjant, nieustannie robiąc notatki.
- Tak, CO2 - odpowiedziała krótko Lucja, czekając aż mężczyzna zapisze wszystko co mu potrzebne. Nie chciała być jak te głąby w szkole, którym się wydaje, że ich uczniowie potrafią pisać z taką samą szybkością z jaką oni mówią.
- Dziękuję, proszę dalej - powiedział po krótkiej chwili.
- Kolega chciał wynieść ciało, gdy tylko je ugasiliśmy, ale wtedy właśnie zauważył dziurę w głowie... Kimkolwiek był, umarł zanim tu dotarliśmy i raczej nie od ognia - wskazała na ciało nieszczęśnika, oczywiście nawet na niego nie patrząc. - Zameldowaliśmy o tym i ugasiliśmy pożar do końca - dokończyła Lucja.
Mężczyzna pisał jeszcze przez chwilę, po czym dopytał się o parę danych. Lucja podała imiona i nazwiska kolegów, dopowiedziała kto otwierał drzwi i kto zauważył ranę postrzałową. Nie wiedziała kto wezwał straż pożarną, ale wcale nie musiała, wszak była to już sprawa policji. Oni swoje zrobili.
Oczywiście Lucja zachowała dla siebie informacje o zdjęciu, na którym widać było jej babcię. Nie miałoby to żadnego znaczenia, ale po co jej jakieś problemy i wpychanie nosa w nie wiadomo co. Lucja nie była aż tak wścibska.
Raz jeszcze spojrzała na spaloną część mieszkania. Ktoś tu mieszkał, żył, a teraz...


Niestety, w tej pracy co jakiś czas musiała oglądać takie widoki, a do przyjemnych one nie należały. Przynajmniej utrwalała się w ta świadomość, że robi w życiu coś ważnego.
Krótko potem, zabrawszy swój sprzęt, ruszyła wraz z policjantem w stronę wyjścia. Na zewnątrz zobaczyła Karola i Andrzeja, którzy wraz z ich kapitanem, Markiem, rozmawiali z policjantami. Oprócz tego zebrał się tam już niemały tłumek gapiów, a także przedstawiciele mediów. Lucja nie zwracała na to jednak uwagi. Może będzie ją widać gdzieś w tle, w wiadomościach lub na zdjęciu w gazecie, a może nie. Miała w domu już dość sporo wycinków z gazet, ale nie zależało jej na popularności w mediach. Zresztą już wcześniej widniała w prasie, więc zdecydowanie nie po to została strażakiem.

* * *

Nie licząc złożenia sprzętu i napisania raportu, reszta wieczoru upłynęła Lucji bardzo spokojnie.
Gdy grubo po północy wróciła do domu, Emil już spał. W głębi ducha Lucja miała ochotę poszperać jeszcze w rzeczach po babci, z nadzieją na znalezienie tajemniczej książki, kopii tamtego zdjęcia lub innych intrygujących rzeczy, jak choćby dziwnego białego habitu... Oczywiście była już na tyle zmęczona, że zjadła tylko kanapkę, wzięła szybki prysznic i po umyciu zębów poszła od razu spać. Poszuka tej książki i innych skarbów, ale to dopiero jutro.
 
Mekow jest offline  
Stary 21-02-2016, 14:30   #3
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Mieszkanie Lucji, Rembertów, ul. Topograficzna 9. Piątek
Lucja wstała niezbyt wcześnie - sama z siebie bez żadnego budzenia, tak jak lubiła.
Szybko zorientowała się, że Emila nie ma w domu. Gdy w środku tygodnia miała popołudniowe zmiany, mijali się i właściwie nie widzieli cały dzień. Ale nie przeszkadzało im to w niczym. Do tego Lucja była spokojniejsza o niego, gdyż skoro chłopak poszedł na uczelnię, to znaczyło, że czuł się już zupełnie dobrze.
Włączywszy wiadomości w telewizji, Lucja wyciągnęła z lodówki duży jogurt z jagodami i usiadła do śniadania. Nie oczekiwała niczego po porannych wiadomościach i nie mówili nic specjalnego. Ot polityka, skandale i tak dalej. Aczkolwiek nadmienili też o wczorajszym pożarze i postrzelonym człowieku. Plus dla dziennikarzy - przynajmniej nikt potem nie powie, że straż pożarna zawaliła sprawę.

Nie tracąc całego dnia, udała się do pokoju z rzeczami po babci i rozejrzała się za interesującą ją książką, o tajemniczym tytule “Warszawa Nocą”. Spodziewała się, że książka ta będzie w pudle z napisem “książki”, a pamiętała, że takie było... Niestety już po kilkunastu minutach zorientowała się, że owego pudła nie ma. I w ogóle jakoś tak mniej ich tam było niż pamiętała. Osobiście nie podejrzewała, aby Emil coś wyrzucił, czy też sprzedał - nie zrobiłby tego, zwłaszcza bez jej wiedzy. Obecnie nie mogła jednak znaleźć innego wyjaśnienia.
Po chwili zastanowienia, zdecydowała, że lepiej nie dzwonić do brata tak od razu. Mógł być na zajęciach, a jej się z niczym nie spieszyło. Nie mniej jednak zdawała sobie sprawę, że przez następne parę dni będzie się z nim mijać, więc na jakiejś kopercie napisała do niego wiadomość. Przesunęła smoka i za pomocą pomarańczy i czosnku, przyczepiła list do drzwi lodówki:


Nie tracąc więcej czasu na szukaniu czegoś, czego zapewne mogło nie być w domu, zajęła się przygotowaniem obiadu. Musiała coś zjeść, zanim wyjdzie do pracy.


Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza nr 13, Rembertów, ul. Strażacka, popołudnie
Dzień nie obfitował w żadne ostre ćwiczenia. Ot całą ekipą siedzieli sobie na posterunku, rozmawiając, grając w karty i oglądając telewizję. Jednym ich obowiązkiem było sprawdzenie całego sprzętu, co z uwagi na kompletny brak pośpiechu zajęło im niecałą godzinę. Piątkowy wieczór mógł nieść wiele nieprzyjemnych akcji, więc wszyscy dbali o zachowanie dobrego morale.
Lucja była zadowolona z "wolnego", ale cały czas nękały ją myśli o wczorajszym pożarze, związku ofiary z jej rodziną i zaginionych rzeczach. Myśli te błąkając się swoim torem skierowały ją do Andrzeja, który ostatnio jakoś wyjątkowo silnie nie miał humoru.
- Cześć - przywitała się, siadając obok niego podczas obiadu. Mężczyzna zachował obojętność.
- Mam wrażenie, że coś cię trapi. Może chciałbyś pogadać? - zagadała.
- Niespecjalnie - odpowiedział krótko Andrzej.
- Daj spokój, czasem zwykła rozmowa potrafi podnieść człowieka na duchu - powiedziała z uśmiechem.
- Podwiązka - rzekł mężczyzna, zanim Lucja rozwinęła swoją przekonującą do zwierzeń wypowiedź - Urocza z ciebie dziewczyna i zawsze chcesz wszystkim pomagać. To dobrze, ale z przeproszeniem: najbardziej mi pomożesz dając mi święty spokój - powiedział cichym i bardzo spokojnym głosem.
- Jasne - odpowiedziała krótko, kiwając potwierdzająco głową. Chętnie by pomogła, ale w pierwszej kolejności szanowała prywatność innych. - Kurczak przyprawiony słodką papryką jest świetny. Młody się sprawdza w roli kucharza - od razu zmieniła temat, aby uniknąć niezręcznej sytuacji.
- Taa, ale jako strażak musi się jeszcze wiele nauczyć. I przestać oglądać się za kobietami - odparł Andrzej, zabierając się za jedzenie.
- Na pewno sobie poradzi - powiedziała Lucja, również koncentrując się na jedzeniu. Bardzo smacznym obiedzie, przygotowanym przez ich najmłodszego, niedawno przyjętego do pracy kolegę.
- Z nauką, czy kobietą? - podsumował Andrzej, a mimo iż głos miał jak zawsze dość sztywny, Lucja załapała o co chodzi i odpowiedziała szczerym uśmiechem. Panowała przyjazna atmosfera.

Lucja powoli kończyła jeść, gdy dostała SMSa od Emila.
Cytat:
Od Emil [SMS]:Hejka. Zagracaly pudla to część ksiazek oddalem do biblioteki publicznej, najbliższej by włączyli do księgozbioru. Trochę koców oddałem do schroniska dla psów bo zima idzie. Takie tam drobne porzadki, my nie korzystamy to niech ludzie mają chociaż. Źle zrobiłem?
Lucja była o tyle zadowolona, że dowiedziała się co gdzie podziały się ich rzeczy. Trapiła ją jednak myśl, że jej brat, z którym zawsze tak dobrze się rozumieli, postanowił rozdawać pamiątki po ich zmarłej babci, bez wcześniejszego skonsultowania tego z nią... Co prawda przystałaby na to, ale mimo wszystko wolała wziąć udział całym zabiegu.
Zaraz po obiedzie, złapała telefon i odpisała bratu:
Cytat:
Do Emil[SMS]: Chcę odzyskać książkę, ważną dla Jadwigi - może nawet jej współautorstwa. Pogadamy jutro rano.
Wiedziała, że Emil ma sobotę wolną i będą mieli kilka godzin czasu.
Gdy uwaga Lucji powróciła do towarzystwa, zorientowała się, że Andrzej gdzieś zniknął. Nie martwiąc się tym jednak, dosiadła się do chłopaków, przyłączając się do gry w karty.
Dzień minął spokojnie, bez żadnych alarmów.


Mieszkanie Lucji, Rembertów, ul. Topograficzna 9. Sobota, późny ranek
Lucja weszła do salonu z dwoma kubkami herbaty i usiadła na kanapie obok Emila, który siedział nad książkami i wspomagał się "wujkiem google" w laptopie.
- Hej, kujonie - zagadała, stawiając jeden z kubków bliżej brata, ale z daleka od wrażliwego na płyny sprzętu elektronicznego.
Emil oderwał się od lektury i spojrzał na siostrę, poświęcając jej swoją uwagę.
- Mam powody przypuszczać, że babcia była współautorką jednej książki, a przynajmniej książka ta ma autograf autora. Czy tytuł "Warszawa nocą" wpadł ci w oko? - zaczęła Lucja.
- Nie bardzo. Nie patrzyłem na tytuły, po prostu wziąłem całe pudło - odparł Emil.
- Aha. No cóż, trzeba pójść do tej biblioteki i zagadać. Masz jakieś kwitki za te książki, czy coś? - powiedziała Lucja spokojnym głosem.
- Nie, nic mi nie dali. Ale bibliotekarka powinna mnie jeszcze pamiętać, to było tak... z miesiąc temu... Przepraszam. Trzymamy te rzeczy tyle czasu. Pomyślałem, że jak zwolnimy pokój, to będzie więcej miejsca dla nas - powiedział chłopak, nie spuszczając oka z siostry.
- W porządku, nie obwiniaj się - odparła z uśmiechem. - Wolałabym abyś konsultował ze mną takie akcje, ale spokojnie, pewnie sama bym ci pomogła to wynieść. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że ta książka jest ważna.
- Dzięki - Emilowi wyraźnie ulżyło. - W poniedziałek zaczynam o dziesiątej, więc od rana możemy podskoczyć... Tylko nie wiem, czy nam ją dadzą - powiedział.
- Spoko. Nawet jak nie będą chcieli oddać, to ją wypożyczymy i załatwione - Lucja uspokoiła brata, który jej zdaniem zupełnie niepotrzebnie się martwił.
- Dzięki - odpowiedział z uśmiechem. - A wiesz, wczoraj byłem u nas z kolegą i mówiliśmy trochę o tobie - zagadał.
- No i... co na mnie nagadałeś? - odparła Lucja, zdając sobie sprawę do czego zmierza nowo podjęty temat.
- Nic złego, same pozytywy. A jak zobaczył twoje zdjęcia, to od razu chciał abym cię z nim umówił - powiedział Emil, zgodnie z jej przewidywaniami.
- Mhmmm - mruknęła potwierdzająco. - A co możesz mi o nim powiedzieć?
- Adam, studiuje ze mną na roku. Wysoki, gra w kosza. Taki w porządku - powiedział Emil.
- No dobra, ale dowiedz się o nim coś więcej. Jaki jest, jakie ma zamiary i takie tam. Jak wszystko będzie w porządku, to możesz nas umówić na przyszłą sobotę - odpowiedziała i kiwnęła znacząco głową zdradzając tym swoją aprobatę. - Gdybym dostawała dwa złote, za każdego twojego kolegę z którym mnie umawiasz, to starczyło by tego na nowe rowery - podsumowała.
- Aha, że niby mam zacząć odpalać ci aż dwadzieścia procent? No nie wiem... - zażartował Emil, a zaraz potem, uśmiechnięty od ucha do ucha chłopak, zarobił lekki cios pięścią w biceps. Mimo fizycznego ataku na jego osobę, zadowolony wyraz nie zniknął z jego twarzy; złapał on ciężką książkę i zamachnął się z nią na siostrę. Lucja uniknęła jednak jego ataku i chwyciwszy leżącą na kanapie poduszkę przywaliła mu nią w głowę. Przy jej drugim ciosie Emil, zasłonił się książką niczym tarczą i złapał poduszkę, chcąc zabrać siostrze jej broń. Szamotali się jeszcze przez chwilę, ale krótko potem chłopak się poddał, a cała akcja zakończyła się śmiechem obojga rodzeństwa.


Skrzyżowanie ulic Czwartaków i Kapitańskiej, sobota, późny wieczór
Statystycznie to właśnie piątkowe i sobotnie wieczory obfitowały w największą liczbę wypadków. Bawiący się ludzie, zapominali nie tylko o troskach dnia codziennego, ale niestety także o własnym bezpieczeństwie. Sobotni wieczór zdawał się potwierdzać te dane, o czym świadczył poważny wypadek na drodze.
Wysiadając z wozu, którym strażacy szybko przyjechali do miejsca zdarzenia, Lucja zobaczyła przewrócony na bok samochód osobowy, z dość znaczącymi wgnieceniami górnego boku i dachu. Cokolwiek się stało, samochód ten musiał zrobić przynajmniej fikołka w bok, a to nieczęsto się zdarzało. Pasażerami było małżeństwo w średnim wieku, co nie pasowało do brawurowej jazdy typowej dla nastolatków.
Syrena ucichła, ale czerwone koguty nadal migały światłem na całą okolicę. Nie tracąc ani sekundy cennego czasu, strażacy zabrali się do ratowania ofiar wypadku. Jedni założyli kierowcy i pasażerowi usztywniający kołnierz na szyję; Inni zabezpieczyli samochód specjalnymi beklami, aby ten zachował stabilność; Jeszcze inni nadzorowali akcję, upewniając się że z auta nie ciekną żadne płyny i wszystko przebiega prawidłowo. Lucji zaś przypadło w udziale otwarcie zaklinowanych i zniekształconych drzwi.
- Tutaj i tutaj! - polecił jej jeden z kolegów, starszy ogniomistrz, pokazując ręką dwie dość długie linie.
Lucja nie musiała nic odpowiadać, ani nawet kiwać głową - po prostu przystąpiła do działania. Przy użyciu specjalnej piły tarczowej, ostrożnie rozcięła pokrzywiony metal we wskazanych miejscach. Warkot urządzenia i odgłosy ciętego metalu zagłuszały pasażerów pojazdu, ale gdy dziewczyna wykonała swoje zadanie i drzwi zostały wystawione na bok, wyraźnie słychać było jak kierowca opowiadał coś o wielkim zwierzęciu, które ich staranowało... Nie był to jednak czas, ani na rozmowy, ani na dochodzenie przyczyn zajścia. Po zabezpieczeniu ostrych krawędzi i przecięciu pasów bezpieczeństwa, poszkodowani zostali szybko wydobyci z pojazdu, a następnie zabrani przez pogotowie do szpitala. Pół biedy, że obeszło się bez ofiar.
Strażakom zostało już do zrobienia zabezpieczenie wraku, a było to dla nich już tylko formalnością.
 
Mekow jest offline  
Stary 21-02-2016, 14:32   #4
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Niedzielny ranek, Lucja spędziła w domu. Robiła to co zawsze: począwszy od ogarnięcia domu i zmywania naczyń, po wylegiwanie się przed telewizorem; ale tym razem wraz z bratem powspominała ich babcię, oraz wszystkie te historie, które im opowiadała.
Popołudnie i wieczór spędziła zaś w pracy, ale te godziny nie obfitowały na szczęście w żadne wypadki, pożary czy inne przykre wydarzenia.


Wypożyczalnie Dla Dorosłych i Młodzieży nr 55, Rembertów, ul. Gawędziarzy, poniedziałek rano
Zgodnie z planem, oboje rodzeństwa zawitało w bibliotece z ambitnym zamiarem odzyskania części dokonanej wcześniej darowizny. Emil wielokrotnie tam bywał i nawet jeśli był tylko jednym z tłumu, to sam znał z widzenia chyba cały personel. Od razu rozpoznał bibliotekarkę, która przyjęła od niego książki. Była to starsza pani, która obecnie stała między regałami z wózkiem pełnym książek i odkładała je w odpowiednie miejsca na półkach. Mimo iż kto inny zajmował się obsługą klientów, to właśnie do niej podeszli.
- Dzień dobry - zaczął Emil szeptem scenicznym, zachowując ciszę jaką wypada w bibliotece. Kobieta spojrzała na niego zaintrygowana.
- Przepraszam, nie wiem czy mnie pani pamięta. Jakiś miesiąc temu przyniosłem takie duże pudło pełne książek - powiedział.
Bibliotekarka przyjrzała mu się i z kamiennym wyrazem twarzy kiwnęła potwierdzająco głową.
- Tak. Pamiętam - wyszeptała dość oschłym głosem.
- No tak. I my właśnie w tej sprawie. Yyy, chcielibyśmy odzyskać jedną z nich, bo, to najwidoczniej rodzinna pamiątka jest i... ja nie powinienem był jej oddawać - Emil przedstawiał ich sprawę, ale jego performance pozostawało nieco do życzenia.
- Babcia dostała tę książkę ze specjalną dedykacją od autora i jest to dla nas obojga bardzo ważne, aby pozostała ona w naszej rodzinie - włączyła się Lucja, oczywiście również ograniczając się do szeptu.
Bibliotekarka spojrzała na Lucję, a po dłuższej chwili ponownie na Emila, który zrobił dość bezradną minę.
- Jaki tytuł? - spytała beznamiętnym głosem.
- Warszawa nocą - odpowiedziała Lucja, mając nadzieję że odzyskanie książki jest możliwe.
- Poczekajcie tutaj... Sprawdzę. Czy ktoś jej nie wypożyczył - oznajmiła kobieta i z kamiennym wyrazem twarzy zniknęła za regałem.
- I co? - Emil wyszeptał siostrze na ucho.
- Jest szansa, bo jak nie, to by powiedziała od razu. A jak ktoś ją wypożyczył to się dowiemy kiedy powinna wrócić i umówimy się na ten termin - odparła mu Lucja, a Emil pokiwał potwierdzająco głową.
Stali tak i czekali w napięciu przez dobrych kilka minut, z których każda dłużyła im się do godziny. W końcu jednak pani pojawiła się w polu widzenia, ale z jej kamiennej twarzy nie dało się niczego odczytać.
- Książka jest wypożyczona. I przetrzymywana ponad dopuszczalny termin. Nic nie mogę zrobić - powiedziała całkowicie obojętnym głosem.
Lucja nie wiedziała nawet na kogo się gniewać. Jej myśli biegały pomiędzy bratem, tą babą i osobą która przetrzymywała ich książkę. Ale nie dała się ponieść i nic nie zrobiła, zresztą nie wszystko było stracone.
- A kto ją wypożyczył? Może nam pani podać adres? - dopytywała się Lucja.
- Biblioteka nie podaje takich informacji, proszę pani - odparła kobieta, a mimo szeptu dawało się wyczuć, że jest już zirytowana całym tym zawracaniem głowy. Ponadto odwróciła się bokiem do nich i wróciła do układania książek na półki, oznajmiając tym samym że ich dyskusje dobiegły końca.
Mimo to, Lucja spojrzała znacząco na Emila, oczekując od niego, że coś zrobi. Jeśli to z nią rozmawiał i to dla tej biblioteki ofiarował książki, to powinien coś zdziałać. W końcu, gdy ktoś coś daje, to okazuje mu się potem wdzięczność, prawda? Emil w odpowiedzi na spojrzenie siostry zrobił tylko bezradną i zawiedzioną minę.
Lucja nie traciła jednak nadziei, lub jak mawiał mędrzec: “jeśli nie uda ci się czegoś dowiedzieć, spróbuj z inną bibliotekarką”. Oczywiście szybko okazało się, że pani przy ladzie też nie miała zamiaru zdradzić im adresu osoby, która wypożyczyła ich książkę. Nie udało im się nic zdziałać w tej sprawie, ale Lucja uznała, że skoro już byli w odpowiednim miejscu, to mogli przynajmniej zebrać tyle informacji ile się da. W końcu sama dobrze nie wiedziała, czy inne książki też nie były ważną pamiątką rodzinną?
Można było kombinować, aby wyselekcjonować książki jakie zostały włączone do księgozbioru w okresie najbliższych dat przekazania ich przez Emila... ale bibliotekarka nie mogła dać pewności, czy któraś z nich należała niegdyś do Jadwigi, czy została przekazana przez innego czytelnika. Część darów poszło zresztą na bookcrossing, część na kiermasz taniej książki. Nacelowanie oddanych książek, których tytułów nawet nie znali, okazało się po prostu beznadziejną sprawą... Nie mówiąc już o ich odzyskaniu.


Aby nie tracić więcej swojego czasu, Lucja złapała brata za ramię i razem opuścili bibliotekę.
- No pięknie nabroiłeś - zaczęła, bardzo spokojnym głosem zważywszy na okoliczności. - Musisz się dowiedzieć kto wypożyczył naszą książkę. To twoje zadanie - powiedziała spoglądając bratu prosto w oczy.
- Ale jak? Nawet tobie niewiele powiedzieli, a jesteś w tym dużo lepsza - zauważył chłopak.
- W czym, “tym”? - wyrwało jej się, ale sama zrozumiała o co chodziło. - W rozmowach, to ja głównie z facetami. A tu nie trzeba się ładnie uśmiechnąć i zatrzepotać rzęsami, tu trzeba ruszyć głową. Teraz twoja kolej, tylko proszę zdziałaj coś, bo mnie przychodzi do głowy tylko włamanie się do biblioteki, a to niezgodne z prawem - powiedziała.
- Dobra, zajmę się tym. Coś wymyślę - odparł Emil, ale choć nie wyglądał na zbyt pewnego siebie, to ona wierzyła w jego możliwości.
- Na pewno - podniosła go na duchu. - Tylko żadnego podkładania ognia - przestrzegła, a chłopak pokiwał głową.


Emil pojechał na uczelnię, a Lucja wróciła do domu. W pierwszej kolejności po raz kolejny przeszukała rzeczy Jadwigi. Było tam naprawdę wiele przeróżnych rzeczy. Minęło jednak już parę lat, odkąd je pakowali z Emilem, więc pewne znaleziska doczekały się swojego nowego miejsca. Drewniany i pięknie zdobiony świecznik, wylądował na stole w salonie. Granitowy moździerz znalazł swoje miejsce w kuchni, tuż obok słoiczka z czarnym pieprzem w ziarnach. Album ze zdjęciami zaś trafił na kanapę i pociągnął Lucję za sobą. Kobieta siedziała nad zdjęciami swojej babci i pogrążyła się we wspomnieniach i marzeniach. Znalazła nawet sporo rodzinnych fotek, z jej rodzicami, z nią samą i Emilem jak byli jeszcze małymi dziećmi... Ale zdjęcia Jadwigi w białym habicie, ani z kimkolwiek z ludzi z tamtej fotki którą zapamiętała, nie znalazła.


Przez te wszystkie historie i oglądanie starych zdjęć, Lucja sporo ostatnio myślała o swojej zmarłej babci. Bardziej niż w życiu codziennym pełnym zajęć, pracy i własnych spraw. Pewnie za tą sprawą, na drugie śniadanie dziewczyna zjadła ulubione danie z dzieciństwa, które niegdyś babcia im je serwowała. Naleśniki z owocami leśnymi, były co prawda w nowoczesnej wersji. W dzisiejszych czasach nigdzie nie dostanie się już poziomek, a o inne owoce też bardzo trudno, więc nadzienie wystąpiło pod postacią borówek, oraz połączenia dżemów truskawkowego i malinowego... Smakowało wyśmienicie.
Lucja szykowała się już do wyjścia do pracy, gdy dostała SMS’a od brata:
Cytat:
Od Emil [SMS]: Są postępy. Wedle twego pomysłu siostra, aby włamać się do biblio. Ale na serwer! Dla info. Mam do tego człowieka, ale nie zadziałałem jeszcze. Tu trzeba “uśmiechnąć się i zatrzepotać rzęsami” ; ) Chyba że mam użyć argumentu pieniądza?
Lucja uśmiechnęła się zadowolona. Nie tylko jej braciszek coś wymyślił i zadziałał, ale to właśnie ona podsunęła mu pomysł, z czego sama była dość dumna.
Cytat:
Do Emil [SMS]: Super. Kto to? Teraz wychodzę, ale lepiej zagadam niż mielibyśmy się wykosztować. Dowiedz się tylko czy będzie jutro.
Kilkanaście minut potem, Lucja szła już alejką między blokami zmierzając do pracy i dostała odpowiedź:
Cytat:
Od Emil [SMS]: To taki koleś z informatyki, dorabiający u nas w bibliotece. Sądzę, że da radę. Będzie jutro
Po przeczytaniu wiadomości, Lucja była pełna nadziei na odzyskanie pamiątki rodzinnej i pojawiła się w pracy bez żadnych oznak zmartwień, a nawet z uśmiechem na twarzy.


Następnego dnia, we wtorek, Lucja pojechała na Uniwersytet Warszawski. Udała się do odpowiedniego budynku i czekała pod jedną z sal, w której Emil miał mieć zajęcia. Nie było żadnego dzwonka, ale w pewnym momencie przerwa sama się zrobiła i studenci zaczęli wychodzić z klas na korytarz. Z tej pod którą czekała Lucja, wyszedł jej brat, a za nim trzech jego kolegów. Ponieważ chłopak miał tylko piętnaście minut przerwy, nie mieli jednak czasu na żadne przedstawianie znajomych, czy inne pogaduszki. Wyglądało na to, że koledzy Emila o tym wiedzieli, ale mimo wszystko chcieli ją zobaczyć - z bliska. Oni, i tłumek młodych ludzi tworzący się wokoło sprawiły, że Lucja poczuła się zupełnie jakby wróciła do liceum... Tak czy inaczej, obojga rodzeństwa przywitało się tylko między sobą, a następnie szybko udali się do biblioteki. Gdy byli na miejscu Emil pokazał siostrze ich hakera:


Podeszli do niego razem i Emil przedstawił ich sobie, ale zaraz potem musiał wracać na zajęcia. Siłą rzeczy, a jednocześnie zgodnie z planem, rozmowę z Wojtkiem przejęła Lucja i uśmiechając się sympatycznie przedstawiła mu całą ich sprawę i pomysł na rozwiązanie ich problemu. Przez te kilka minut rozmowy chłopak wpatrywał się w nią jak w obrazek, co zresztą dość często jej się zdarzało, więc miała wrażenie że bez problemów pomoże jej on ze wszystkim o co go tylko poprosi.
- To jest wykonalne, owszem - powiedział mężczyzna, po wysłuchaniu jej. - Ale te dane są zastrzeżone. Ochrona danych osobowych i tak dalej. Musiałbym złamać nie tylko hasło, ale i przepisy... No, ale wiesz, dla ciebie... Specjalnie dla ciebie, to mogę się postarać... - przez chwilę Lucja myślała, że już się jej udało - pod warunkiem, że umówisz się ze mną i skoczymy razem... yyy... na kawę - dokończył.
Lucja ewidentnie nie była tym zachwycona, facet nie był w jej typie, nawet wprost przeciwnie. Ale naprawdę zależało jej na odzyskaniu bezcennej książki. Zastanowiła się tylko przez chwilę, starając się nie okazywać swojej wątpliwości, czy też innych, gorszych uczuć.
- Dobra. W porządku - powiedziała i pokiwała dodatkowo głową, aby przekonać go, a jednocześnie także siebie, do tej propozycji. - To może chodźmy teraz? - zaproponowała, w głębi serca chcąc mieć to jak najszybciej za sobą.
- Teraz nie mogę - odparł krótko, rozkładając bezradnie ręce. - Lepiej któregoś wieczoru. Znam dobre miejsce - powiedział dość beznamiętnie, wyciągając z kieszeni koszuli jakiś mały notes. - Kiedy tobie pasuje? - spytał, spoglądając na nią z nieco wykrzywionym uśmiechem.
- Czwartek piątek, obojętnie która godzina - odparła spokojnie Lucja.
- To niech będzie piątek, dziewiętnasta w kawiarni “Między Słowami” na Chmielnej 30 - podyktował sobie, zapisując godzinę i adres na kartce, którą wyrwał z notesu i podał Lucji.
- Przyciskałem mocno długopis, więc nawet jak coś, to użyję metody na detektywa i sobie odczytam - powiedział i uśmiechnął się niezwykle z siebie dumny.
- Okay - odpowiedziała spokojnie, nie widząc ani nic niezwykłego, ani zabawnego. - Czy w piątek będziesz już miał te informacje? - spytała.
- Powinienem mieć. Tak sądzę. Tak, będę miał je ze sobą - Wojtek odpowiadał na raty, z coraz większą pewnością siebie.
- Dobra, to do piątku - pożegnała się Lucja.
- Czeeeść - rzucił rozmarzony już chłopak.
Opuściwszy pokój, dziewczyna westchnęła ciężko. Miała wrażenie, że będzie potrzebowała coś więcej niż tylko kawę, aby przebrnąć przez ten wieczór.

Reszta dnia minęła spokojnie. Drugie śniadanie, w pracy przegląd sprzętu i nauka obsługi nowej wyciągarki, oraz trochę roboty papierkowej, a na deser obiad i film w telewizji. Spokojny dzień bez wrażeń. I dobrze, że nikomu nie przytrafił się przykry wypadek... przynajmniej nikomu w ich rewirze.


W środę zaś, strażacy z 13 posterunku, mieli już dość poważne ćwiczenia. Zaraz po rutynowym sprawdzeniu sprzętu, odezwał się alarm i wezwanie do Rezerwatu przyrody nad Horowym bagnie.
Zebrali się do drogi jak zwykle, w kilkanaście sekund. Dojazd mieli też bardzo dobry - z wyjącą syreną i migającym kogutem, mknęli drogą szybkiego ruchu 631, opuścili Warszawę i krótko potem skręcili na jakieś drobniejsze drogi, otoczone lasami.
Gdy dotarli na miejsce, nie było żadnych śladów pożaru ani niczego innego. Zorganizowano zbiórkę, co nie było standardową procedurą w sytuacjach kryzysowych. Zwykle nie było czasu na takie rzeczy. Tym razem było inaczej, gdyż po pierwsze były to ćwiczenia, a nie prawdziwa akcja; a po drugie czekali jeszcze na strażaków z innych posterunków, którzy zjawili się w przeciągu paru minut.
Na te konkretne ćwiczenia, wezwano strażaków z wschodnio-północnego krańca Warszawy, z 12, 13 i 15 posterunku. Wszyscy obecni szybko ustawili się do zbiórki.


Strażacy zostali poinformowani, że ćwiczenia tyczą się terenów zalesionych (jakby sami się tego już nie domyślili), aby byli bardziej przygotowani na taką ewentualność, co w dużej mierze wynikało z ich rewiru. Na wyznaczonym terenie, czerwoną i pomarańczową farbą wodną pomalowano pnie drzew, a ich zadaniem było te drzewa znaleźć i “ugasić”.
Oczywiście powstawało pytanie: kto dowodzi? Na szczęście dowódcy trzech posterunków potrafili się dogadać i szybko ustalić plan wspólnego działania. Problem polegał na tym, że w okolicy nie było hydrantów i musieli jakoś inaczej zorganizować sobie wodę.
- Pięćdziesiąt metrów na południe jest strumień, wygasimy sobie do niego dostęp wodą którą mamy, i podłączymy tam pompę! - Powiedział im ich aspirant, Roman Kaniecki.
Strażacy od razu zabrali się do roboty, aby nie tracić cennego czasu, który był liczony przez specjalnych obserwatorów. Oczywiście samym strażakom nie chodziło o ocenę ich pracy, ale o uzyskanie doświadczenia... A przynajmniej Lucja miała takie podejście.
Tym razem, Podwiązce przypadł w udziale zwiad. Jej zadaniem było namierzenie drzew, które ochlapano farbą, a później udział w ich umyciu/ugaszeniu.
Ćwiczenia przebiegały naprawdę dobrze. Brnęli śmiało do przodu torując sobie drogę wodą z węży, a całość choć dość wymagająca fizycznie przypominała w dużej mierze podlewanie drzew... Przynajmniej z początku. Szybko okazało się jednak, że zadanie jest trudniejsze niż się zdawało. Musieli zmyć farbę z całych pni, a to oznaczało opłukanie ich z każdej strony. Trzeba było przy tym uważać, aby nie zbliżyć się do pomalowanego/płonącego drzewa, oraz aby węże się nie zaplątały między drzewa. Całe te manewry przypominały przestrzenne łamigłówki, a nierówny i błotnisty teren nie ułatwiał manewrów. Lucja nie miała jednak powodów do narzekania. Wiedziała, że mężczyźni za nią mieli jeszcze cięższe zadanie, jakim było przetransportowanie pompy, która nie była przystosowana do transportu przez zalesiony i pełny korzeni teren, o rozmokłym gruncie. Oczywiście to “tylko” trzydzieści kilka metrów, ale sama pompa ważyła tyle co maluch, więc nawet dla ich silnych chłopaków ze straży, było to nie lada wyzwanie.
Po około pół godziny, przebili się do strumienia, a potem szybko podłączyli nowe węże i przeciągnęli je do pompy. Mieli wodę!... Ale musieli jeszcze trzymać odpowiednio węże, aby utrzymać je pod powierzchnią, a nie było to tak łatwe jak się zdawało, gdyż strumień był dość płytki.
Lucja została przy swoim zadaniu i zdecydowanie jej to odpowiadało. Niestety czas mijał szybko, a w połowie listopada słońce zachodziło dość wcześnie. W półmroku jeszcze dość sprawnie udawało im się gasić drzewa, ale z każdą kolejną minutą było im coraz trudniej.
- Szefie! Farba, w przeciwieństwie do prawdziwego ognia, nie świeci sama z siebie i ciężko odróżnić płonące drzewo od normalnego - zameldowała w pewnym momencie Lucja, gdy już naprawdę było mało co widać.
Na szczęście zarówno obserwatorzy, jak i dowodzący całą operacją starsi strażacy, zgodzili się z jej zdaniem, bo w ciągu kilkunastu minut zakończyli ćwiczenia.
Potem musieli jednak jeszcze pozbierać cały sprzęt, zanim mogli wrócić na posterunek.


Czwartek, był pierwszym wolnym dniem Lucji, po dziesięciu roboczych. W tym dwutygodniu miała cztery poranne zmiany i sześć wieczornych. Jej osobiście nie robiło żadnej różnicy w jakich godzinach pracuje. Nie miała żadnych zobowiązań w postaci męża czy dzieci. Bez problemu godziła się na wieczorną zmianę, wiedząc, że ktoś inny woli pracować od rana, a wieczór spędzić z rodziną.
Tak, czy inaczej, Lucja wylegiwała się w łóżku do późna, wstając dopiero po dziewiątej. Zjadła śniadanie, a następnie bez pośpiechu, oszczędzając siły, zajęła się zaległymi pracami domowymi. Pranie, sprzątanie. Wyskoczyła też na małe zakupy do marketu, korzystając z braku kolejek przy kasach, których w ciągu tygodnia nie było o tej porze dnia. Przygotowała też obiad, dla siebie i swojego brata.
Później, popołudniu po obiedzie pogadali trochę z rodzicami przez skype. Ot tak, odświeżając kontakt i wymieniając się najnowszymi wieściami co tam u kogo słychać. Gadali prawie dwie godziny, a potem Lucja udała się do łazienki, a Emil został przy komputerze.
- Lucja - zawołał Emil, jakieś pół godziny potem.
- Co tam? - spytała Lucja, wchodząc do pokoju.
- Adam podrzucił mi swoje zdjęcie - zaczął chłopak, odwracając się od monitora i spoglądając na siostrę. - Aaa! Ratunku, policja! Wezwać wojsko! Ratuj się kto może! Marsjanie atakują!! - zaczął wrzeszczeć i biegać po pokoju, udając, że ucieka przed własną siostrą.
- Oj, ty mój tchórzliwy kurczaku. Prosta ziemska istoto! To zwykła maseczka na twarz i większość kobiet ich używa - odpowiedziała Lucja.
- A, to ty. Co za ulga - udawał uspokojonego. - O, to może zrobimy ci kilka zdjęć i podeślemy Adamowi, co by cię lepiej rozpoznał w sobotę? - zasugerował ze szczerym uśmiechem.
- Ja ci dam - przestrzegła go Lucja. - Pokaż mi lepiej jego fotkę - dodała.
- Dobra. A umiesz jakieś sztuczki jak postacie z kreskówek? - spytał ze szczerym uśmiechem.
- Nie, bo to tylko kreskówki - odpowiedziała, siadając do komputera.
- To kiepsko z tobą. Jak Jim Carrey założył maskę, to umiał wszystko - zaśmiał się rozbawiony.
- A idź ty... - pogroziła mu i zebrawszy na palec trochę swojej maseczki, wytarła ją na czole brata, który nie zdążył uniknąć jej ataku.
Zaraz potem kliknęła podesłane w załączniku maila zdjęcie.


- Mmm - mruknęła Lucja. - Podoba mi się, przystojny - podsumowała krótko.
- Ma chyba z metr dziewięćdziesiąt, więc łatwo go zauważysz w tłumie - powiedział Emil.
- Dzięki. Najpierw muszę się przemęczyć z Wojtkiem, ale mam nadzieję, że dowiem się czegoś o naszej książce - powiedziała.


Kawiarnia “Między Słowami”, Chmielna 30, piątek 19:00
Piątkowy wieczór obfitował w tłumek ludzi na ulicach Warszawy, oraz niemały tłok w pubach i kawiarniach. Kiedy Lucja weszła do kawiarni na umówione spotkanie, szybko dostrzegła Wiktora, który zajął dla nich osobny stolik pod ścianą. Nie mogła umknąć jego uwadze, gdyż siedział on przodem do wejścia, nieomal na nią czatując.
- Cześć piękna. Siadaj - powiedział uprzejmie, gdy tylko ją zobaczył i nieznacznie wskazał miejsce na przeciwko niego.
- Cześć - odpowiedziała dosiadając się do niego. - I jak? Udało ci się dowiedzieć kto ma moją zagubioną książkę? - spytała uprzejmie.
- Tak, mam tutaj te informacje - odpowiedział i wyciągnął z kieszeni małą kopertę. - Jakiej kawy się napijesz? - spytał spoglądając na Lucję i podsunął list bliżej niej, kładąc go po środku stolika.
- Poproszę cappuccino - zamówiła Lucja, odpowiadając na zadane jej pytanie, ale zwracając się do dziewczyny za ladą.
- Dla mnie też - dodał Wiktor, odwracając się częściowo, aby spojrzeć w stronę lady.
- Ciężko było to zdobyć? - spytała Lucja, spoglądając na Wiktora.
- Poradziłem sobie. Bez bezpośredniego dostępu do serwera i znajomości systemu bazy danych, byłoby nieporównywalnie trudniejsze. Ale dla mnie wystarczyło przebić się przez jedno hasło - pochwalił się.
- Czyli zgłosiliśmy się do odpowiedniego człowieka - zauważyła Lucja i schowała kopertę do kieszeni.
Potem zaczęli rozmawiać, dostali zamówioną kawę. Jeśli to spotkanie miało być w zamian za informacje, to w zasadzie nie było tak źle. Chłopak studiował informatykę i dorabiał projektując strony internetowe. Lucja powiedziała, że jest strażakiem. Nie miała jednak okazji powiedzieć czym się zajmują oprócz gaszenia pożarów, gdyż Wojtek zaczął nawijać jak najęty. Z wychwalania jej wyglądu szybko przeszedł na temat kobiet i przez pół godziny marudził jak studentki mijają go szerokim łukiem, odwracają wzrok i nie chcą się z nim umówić. Nie dając jej specjalnie okazji do wypowiedzenia się, znalazł “przyczynę” tych niechęci, jaką była jego nadwaga i przez kolejne kilkanaście minut nawijał o pizzy i tego jakie lubi.
Lucja musiała przyznać, że miała ochotę opuścić tę kawiarnię, ale nie mogła ot tak zostawić kogoś kto jej pomógł. Zawarli umowę i powinna ona się wywiązać ze swojej części. Zresztą wyglądało na to, że jej rozmówcy potrzebna była pewna pomoc.
- Poczekaj. A powiedz mi jak to wygląda, gdy zapraszasz dziewczynę? - przerwała mu Lucja.
- No, tak jakoś normalnie pytam, czy pójdzie na kawę, albo coś. Czasem w bibliotece tak jak z tobą było, ale częściej w sali, czy na korytarzu. Tylko tobie akurat miałem co zaoferować w zamian i się udało - powiedział.
- Mhm. A zanim je zapraszasz, to dobrze się dogadujecie? Macie wspólne tematy? O czym zwykle rozmawiacie? - podpytywała się Lucja.
- He? - zdziwił się Wojtek. - No mówiłem ci, że zwykle laski ze mną nie gadają i mijają mnie szerokim łukiem - powiedział nieco zdezorientowany.
- Aha, rozumiem. Wiesz, myślę, że nie powinieneś zapraszać kogoś kogo w ogóle nie znasz. Co innego ktoś poznany w pubie, czy na imprezie; jakaś znajoma twojego znajomego. Bo widzisz, zaczepiona na korytarzu obca dziewczyna odmówi, bo cię nie zna - Lucja starała się poprawić Wojtka spaczone postrzeganie rzeczywistości.
- Ale zaraz. To chyba randki są od tego, aby dwoje ludzi mogło się poznać - zauważył.
- Tak, ale wcześniej muszą się choć trochę znać. Takie spotkanie, to pierwszy krok ku przeniesieniu znajomości na drogę związku. Proponowanie go obcym dziewczynom, jest bardzo... dziwne - tłumaczyła Lucja.
I w ten sposób zaczęli rozmawiać o tym jak Wojtek mógłby kogoś poznać i związać się na stałe. Lucja miała w życiu tyle różnego rodzaju zaproszeń i randek, że dobrze wiedziała co może a co nie powinno mieć miejsca przy takich okazjach. Podzielenie się tą wiedzą z kimś kto tego potrzebował, było w stylu Lucji. Gadali i gadali, wypili jeszcze po drugiej kawie i... w ostateczności całe spotkanie nabrało dość edukacyjnego charakteru i w gruncie rzeczy nie było tak złe jak Lucja się tego z początku spodziewała.
W pewnym momencie wyczerpali jednak tematy i w ogóle zaczęło się robić późno.
- Dzięki za wszystko, to najlepsze spotkanie jakie w życiu miałem - powiedział Wojtek. - Proszę, to informacje o które prosiłaś - dodał, wyciągając z kieszeni niewielką kopertę.
- Ale... już mi to dałeś. Na samym początku - odparła Lucja sięgając po inną kopertę, którą miała w kieszeni.
- Niezupełnie. W tamtej są moje dane. Przewidywałem, że zgarniesz informacje i od razu uciekniesz - wyjaśnił krótko. - Myślałem, że potem będę cię miał w garści, jak się u mnie zjawisz, myśląc że to ten adres - powiedział, wskazując na tę drugą kopertę.
- Mądry manewr - odparła Lucja, ciesząc się, że postąpiła tak jak jej sumienie podpowiadało, tak jak należało. I wolała nie myśleć czego Wojtek by chciał za te informacje.


Kiedy Lucja wróciła do domu, było krótko przed dziesiątą, a Emil jeszcze nie spał.
- Cześć. Jak tam romantyczna randka z twoim nowym chłopakiem? - zagadał rozbawiony.
- Uważaj - przestrzegła go Lucja, grożąc mu palcem. - Kawa, rozmowa i nic więcej. I dostałam dane osoby, która ma naszą książkę - powiedziała.
- Super. Nie mogę się doczekać, aż ona do nas wróci i całe te poszukiwania będą za nami - odpowiedział Emil i uśmiechnął się niemrawo.
- To dobrze. Jutro sobota, to możemy tam podjechać od rana - Lucja złapała go za słowo.
- Zgoda - odparł Emil.


Dom czytelnika, Rembertów, ul. Dziewosłęby, sobota, późny ranek
Lucja i Emil spokojnie szli wzdłuż ulicy, z lekką niecierpliwością wypatrując numeru 30, po parzystej stronie numeracji domów. Lucja musiała przyznać, że nawet się cieszyła, że trafili na domki jednorodzinne, w końcu łatwiej rozmawiać z kimś w cztery oczy, niż przez domofon. Z drugiej strony nie była zbyt pewna siebie, gdyż zastrzeżony numer telefonu domowego uniemożliwił im wcześniejsze umówienie się na spotkanie. Możliwe nawet było, że będą mogli z bratem co najwyżej pocałować klamkę... i zostawić list.
Gdy dotarli na miejsce, Lucja nacisnęła dzwonek przy bramie.
Zobaczyli jakiś ruch w oknie, ktoś najwidoczniej odsunął zasłonkę by przyjrzeć się kogo licho niesie. Po dłuższej chwili drzwi do domu otworzyły i wyszła przez nie kobieta na oko lekko po czterdziestce, ale świetnie trzymająca się. Choć jej sylwetka wskazywała pierwsze oznaki przegrywania ze słodyczami, nawet dysponując taką bronią jak jogging czy fitness.
Narzuciła na siebie lekki płaszczyk i skierowała się ku furtce.
- Tak? - zapytała podchodząc i patrząc z lekkim zaciekawieniem na nieznajomą jej parę ludzi.
- Dzień dobry, przepraszamy że tak nachodzimy bez uprzedzenia - zaczęła uprzejmie Lucja. - Przyszliśmy w sprawie pewnej książki; z biblioteki na Gawędziarzy. Czy możemy pani zająć kilka minut? - powiedziała spokojnie i uprzejmie, jednocześnie uśmiechając się delikatnie.
- Książki? - zdziwiła się. Nie przejawiała wrażenia jakby chciała Lucję i Emila wpuścić, ale tez nie patrzyła na nich spode łba czy z obawą. - To jakaś pomyłka, nie pożyczałam żadnych książek.
- Wypożyczył ją Lukasz Olszewski, pani syn - powiedziała Lucja, w dość widoczny sposób zgadując kim szesnastolatek może być dla jej rozmówczyni. - Czy zastaliśmy go może? - spytała uprzejmie.
Kobieta zdziwiła się lekko, po czym jej mina zmieniła się. Jej oczy zaszkliły się, pojawiły się w nich łzy.
- Łukasz… - wydusiła z siebie. - Łukasz nie żyje.
- O rany - wyrwało się Lucji. Jako strażak nie raz już miała do czynienia ze śmiercią, ale wszelkie towarzyszące temu uczucia... to nigdy nie było i nigdy nie będzie łatwe. Nie powinno być, bo uczucia te były częścią człowieczeństwa... Oczywiście wiedzieli że Łukasz miał zaledwie szesnaście lat, a śmierć młodych ludzi zawsze boli bardziej. Śmierć bliskich jeszcze bardziej... a co dopiero jednocześnie tak młodych i tak bliskich jak własny syn...
Lucja spojrzała przez chwilę na brata, ale on miał bardzo niewyraźną minę.
- Nie wiedzieliśmy. Naprawdę bardzo nam przykro... To naprawdę tragedia. Proszę przyjąć nasze kondolencje - powiedziała Lucja naprawdę smutnym i współczującym głosem.
Osobiście już dwa razy przyszło jej poinformować kogoś o śmierci bliskiej osoby, ale to nigdy nie było łatwe.
- Dziękuję. - Kobieta otarła zwilgotniałe oczy. - Więc… jeśli to wszystko to do widzenia. - dodała łamiącym się lekko głosem, choć opanowywała się najwidoczniej.
- Yyy - mruknął cicho Emil, nie wiedząc co powiedzieć.
- Może moglibyśmy coś dla pani zrobić? Czasami nawet zwykła, szczera rozmowa potrafi podnieść na duchu - powiedziała delikatnie Lucja, starając się pokazać swoje jak najlepsze intencje.
Kobieta zdziwiła się lekko, nie często trafiali się nieznajomi, którzy ot tak chcieli kogoś nieznanego podtrzymać na duchu.
- Proszę pani - kobieta odpowiedziała miękko. - Mam nadzieję, że nie straci pani kogoś bliskiego i nie zrozumie przez to, że ciężko w takiej sytuacji podtrzymać kogoś na duchu.
Lucja przez krótką chwilę przyglądała się kobiecie, nie do końca wiedząc jak odpowiedzieć.
- Dziękuję - odpowiedziała niemrawo i niepewnie, kłaniając się lekko głową. - Ja przepraszam panią najmocniej, wiem że to bardzo niestosowne z naszej strony - Lucja starała się jakoś wytłumaczyć, ale traciła pewność siebie. - Ta książka to pamiątka po naszej zmarłej babci... nie wiedzieliśmy... - wymamrotała i spojrzała na Emila, ale on w ogóle nie wiedział co można by powiedzieć w tej sytuacji.
- Zmarłej. Babci. - Kobieta wydała się zaskoczona. - Z biblioteki?
- Tak, mój brat podarował sporo książek dla biblioteki i przez pomyłkę oddał też tę jedną, pamiątkową - wyjaśniła spokojnie Lucja, ciesząc się w głębi serca, że przeszli z trudnego tematu utraty bliskich osób, na temat ich zagubionej książki.
- I bardzo chcielibyśmy ją odzyskać. To nasza rodzinna pamiątka, po babci - dodał jeszcze Emil.
Kobieta wahała się chwilę.
- Proszę poczekać - powiedziała i zniknęła w domu.
Wyszła po kilkunastu minutach z książka… Lucja odetchnęła z ulgą. Tą jaką widziała na zdjęciu. Pani Olszewska podała ją dziewczynie przez furtkę.
- Proszę, tylko niech Pani obieca, że załatwi sprawę z biblioteką.
- Oczywiście, załatwię. Nie będą państwa niepokoić - odpowiedziała od razu Lucja i miała zamiar dotrzymać słowa.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 21-02-2016 o 14:40.
Mekow jest offline  
Stary 25-02-2016, 13:11   #5
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Mieszkanie Lucji, Rembertów, ul. Topograficzna, przedpołudnie
Emilowi kamień spadł z serca i wydawał się radosny. Wszak nie zrobił nic złego ale czuł się mimo to trochę głupio, że nie konsultował z siostrą oddania zbędnych rzeczy po Jadwidze. W normalnej sytuacji Lucja by go tylko pochwaliła, w tej - była trochę zła. Na szczęście wszystko rozeszło się po kościach, książka będąca pamiątką po Babci się znalazła, Emil był czysty. Jego samego zaczęło to nawet intrygować.
Lucja była w gorszym nastroju. Informacja Pani Olszewskiej o jej synu trochę ją rozbiła, wyobrażała sobie jak matka musiała wejść do pokoju jaki zapewne omijała szerokim łukiem… by tak bardzo nie bolało. Jak musiała grzebać w jego rzeczach, książkach zanim znalazła tę właściwą. To wszystko kładło się cieniem na radość z odzyskanej “zguby”.

W domu zasiedli nad książką w pierwszej kolejności zauważając te dedykacje jakie Lucja widziała na zdjęciu w domu zastrzelonego-pogorzelca.


Cytat:
“Nie będzie przesadą powiedzieć, że współpraca z Panią była czymś więcej niż zwykłą przyjemnością. - dr Piotr Wieszczycki”

“I tylko szkoda, że Władek Dobrzycki nie doczekał… - Ireneusz Antosiewicz”

“With best regards - Christopher Clark Seymour”

“I ‘do piachu’ z nimi wszystkimi Jadziu! - Albert Ernberg”

“Wciąż Jadziu nie wiem do czego nas to zaprowadzi. Przecież nie odpuszczą tak po prostu. Chyba sobie pogrzeb zacznę przygotowywać by na głowę syna tego nie spadło. Wiem, mój pesymizm. Ale mimo to cieszę się z efektu i pracy z Tobą - Nina Antosiewicz.
Zastanawiało kilka szczegółów jakie świadczyły o tym iż nie była to zwykła pozycja.
Wyglądało to jak bardzo ładne wydanie pracy doktorskiej jakich oprawy oferuje wiele większych punktów xero. Dziwnie wyglądała sama metryka książki.



Cytat:
Jan P.I.C. Wepsaa
Warszawa Nocą

Warszawa, 2012
Wydawnictwo “Stowarzyszenie Św. Łazarza”
ul. 1. P raskiego Pułku 5 m. 8


Wydanie 0, Nakład 10 egzemplarzy.
Brak ISBN przy wydaniu nr “0” i wprost śmiesznej liczbie nakładu sugerował, że jest to pierwodruk nie przeznaczony do dystrybucji, wydanie pamiątkowe przed puszczeniem tego na normalne wydanie komercyjne.
Uwagę zwracała też dedykacja wraz z myślą przewodnią:


Cytat:
Wszystkim tym , którzy zginęli w sprawie słusznej
Bogu służąc celem świata z grzechu i plugastwa oczyszczenia.

Thy soul shall find itself alone
’Mid dark thoughts of the gray tombstone
Not one, of all the crowd, to pry
Into thine hour of secrecy.
E.A.POE

... i Nota autorska:

Cytat:
Książka ta nie jest oficjalnym dodatkiem do gry “Wampir: Spokrewnienie”, wydawnictwa Black Wolf, choć ciężko mi ukryć, że ma na celu stworzenie spójnego obrazu Warszawy na potrzeby i wykorzystanie tych, którzy są znawcami “World of Gloom”.

Dopatrywanie się przez czytelnika podobieństw do osób i wydarzeń prawdziwych niechaj będzie jego własną imaginacją, wiarą i opinią. Z mojej strony zapewniam, że nie jest i nie było mym celem choćby w najmniejszym stopniu tworzenie nieprawdziwego wizerunku osób postronnych.
Dość niecodzienny dobór słów i wyrażeń zamiast standardowego “Wszelkie podobieństwo do osób…” lekko bił po oczach.


Sama książka składała się z dziesięciu krótkich nowel-opowiadań o wampirach w Warszawie. Przeglądając jednak po łebkach widać było masę błędnych założeń względem znanej wiedzy (o ile wiedzą o czymś można nazwać wiedzę o przedmiocie z legend, czymś co w praktyce nie istnieje) o tych bajkowych stworach. Wampir bawiący się w dłoni srebrną zapalniczką, przekraczający nurt rzeki, wchodzący do kościoła, czy nie reagujący na czosnek - były tu jedynie przykładami. Drugą część stanowił opis dramatis personae postaci wykorzystanych w nowelach.
Lucji nic nie mówił cel takiej rozpiski stanowiącej niemałą część książki, ale tu z pomocą przyszedł Emil. Sam nie grywał, jednak słyszał sporo o grach fabularnych dla których ważne było tworzenie tła i występujących w rozgrywkach postaci. dziesięć wampirów występujących w opowiadaniach było tu opisanych dosyć dokładnie stwarzając (jak to określił brat Lucji) “kompletny opis NPC na użytek MG”.
Jakby to dziwnie nie brzmiało.
Informacje były jednak tonowane, było wiele niedopowiedzeń jakby był to tylko ogólny zamysł. Nie było na przykład nazwisk polityków i urzędników miejskich pozostających pod wpływem fikcyjnych “Dzieci Nocy”, a także masy innych szczegółów, jakie musiały by zaowocować procesami względem autora książki po jej wydaniu i dystrybucji.

Na końcu widniała parafraza znanej sentencji:

Cytat:
“Oby reszta nie stała się milczeniem”
Na marginesach było widać trochę adnotacji/notatek pisanych pismem Jadwigi, choć Lucja nie potrafiła odnaleźć w nich sensu. A na wewnętrznej stronie tylnej okładki dość dziwny zapis odręczny pismem babci Lucji i Emila.


Cytat:
doktor Piotr 1
Irek 1 dopadli, przejęli
Seymour 1 dopadli, przejęli
Antek 1
Nina 1
Ja 1, 2
Wysłane do Bractwa 2 - przechwycił Sebastian
Ks. Rak 1 (brak odzewu?)
Ukryty 1 wzięłam na wypadek...
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172