11-01-2016, 03:15 | #1 |
Reputacja: 1 | [Old WOD] Jaki tu spokój... - Lucja Podworska
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 11-01-2016 o 03:20. |
16-01-2016, 16:37 | #2 |
Reputacja: 1 | Mieszkanie Lucji, Rembertów, ul. Topograficzna 9. Przedpołudnie. Zwykle jak się było młodym, dzień po wypadzie na dyskotekę czy jakąś inną imprezę, nigdy nie był zbyt przyjemny. Zarówno Lucja jak i Emil mieli już jednak na tyle doświadczenia w tej kwestii, aby nie musieli umierać przez cały następny dzień. Lucja czuła się dobrze i nic jej nie dolegało. Emil nadal był nieco przybity i wyglądał dość niemrawo, ale dwa litry zdrowego soku marchwiowego postawiły go na nogi... A przynajmniej na tyłek, z którym uwalił się na kanapie przed telewizorem. Lucja od około godziny była w łazience, szykując się powoli na spędzenie kolejnego dnia. Było krótko przed południem, gdy usłyszała wołanie brata. - Co tam? - spytała z ciekawością, gdy po chwili zawitała w salonie, owinięta w duży kolorowy ręcznik. - Dostałem SMS'a od Karoliny - odpowiedział uśmiechnięty chłopak. - Podziękowała za życzenia i napisała, że kiepsko się czuje i raczej prędko z tego nie wyjdzie, ale jak będzie na chodzie to da znać. - No! I dobrze jest - odpowiedziała stanowczo Lucja. - Może do niej zadzwonić? - spytał chłopak. - Lepiej nie. Skoro sama nie zadzwoniła tylko wysłała wiadomość, to może nie jest w stanie dobrze mówić. A nawet jeśli, to kobieta w trakcie choroby nie chce aby ją widziano, czy choćby słyszano - powiedziała Lucja. - Dla mnie nie ma znaczenia czy kobieta wygląda olśniewająco, czy chorowicie. Mogę nawet do niej teraz pojechać i pomóc z czym tam potrzeba - zarzekał się Emil. - Spokojnie tygrysie. Dla ciebie to może nie mieć znaczenia, ale dla niej ma. Kobieta dba o swój image - Lucja przedstawiała trafny, kobiecy punkt widzenia. - Zresztą pewnie Małgosia jest teraz z nią. - Zaraz, zaraz. Czy to dla tego rok temu uciekłaś przed Zenkiem? Bo nie chciałaś, aby zobaczył cię całą umorusaną w sadzy? - spytał Emil szczerząc zęby w uśmiechu. - Nie całą, dobra? I nie uciekłam, tylko miałam robotę do wykonania - odpowiedziała szybko Lucja. - Zresztą nieważne. Nie jedź do niej i nie dzwoń. Odpisz tylko SMS'em, a potem skocz do kwiaciarni. Emil pokiwał głową i nadal uśmiechnięty zabrał się za pisanie wiadomości. - Chcesz wejść do łazienki? - spytała, gdyż okupowała ją dość długo, a siłą rzeczy zrobiła przerwę. - Nie, w porządku - odpowiedział Emil. - Serio? Wydoiłeś tyle soku, że można by pęknąć - naskoczyła na niego. - Wiem, ale w ogóle mi się nie chce. Widocznie musiałem uzupełnić płyny - odpowiedział Emil wzruszając ramionami i wrócił do pisania SMS'a. - No dobra - odpowiedziała Lucja i wróciła do łazienki. Przez dłuższą chwilę myśli nie dawały jej spokoju. Jej braciszek musiał uzupełnić płyny w organizmie, a poprzedniego dnia wyglądał dość blado. Oba te objawy wskazywały na utratę krwi i było to mocno niepokojące. Ale Lucja nie zauważyła żadnych śladów krwi, zarówno na nim, jak i na ulicy gdzie się wówczas znajdowali! Rozmyślała o tym przez chwilę, ale nie mogąc znaleźć wyjaśnienia odpuściła sobie gdybanie i skupiła się bardziej na tym, aby odpowiednio zarzucić odżywkę do włosów. Mieszkanie po pożarze, Rembertów, ul. Chruściela, wieczór. Zwykle gdy sytuacja zostaje opanowana, to się po prostu wychodzi. Tym razem było jednak inaczej. Lucja była zarówno zdziwiona jak zaintrygowana obecnością swojej świętej pamięci babci na tajemniczym zdjęciu. Strój sugerował udział w jakimś przedstawieniu teatralnym, ale babcia nie bawiła się przecież w takie rzeczy. O co więc chodziło? Co to za grupa? Kim byli ci ludzie? Przyjrzała się zdjęciu bliżej, ale nie rozpoznała nikogo. Zresztą nawet jeśli ktoś z tej fotki był na pogrzebie Jadwigi, to i tak mogłaby tego nie rozpoznać. Nie mniej jednak, ofiara pożaru - a raczej ofiara postrzału, jak sugerowała dziura w głowie - znała się z jej babcią, albo przynajmniej znała kogoś kto się z nią znał. Lucja zdała sobie sprawę, że pokój jest miejscem zbrodni i nie powinna niczego ruszać. Pospiesznie odłożyła więc ramkę ze zdjęciem dokładnie tam skąd ją wzięła. Nie zwlekając poświęciła swoją uwagę, aby przyjrzeć się zdjęciom stojącym obok. Miała nadzieję, że dowie się która z osób na wspólnym zdjęciu z Jadwigą była lub jest właścicielem tego mieszkania. Były tam zdjęcia jakichś dzieciaków, na oko robione już w tym milenium. Czyjeś urodziny albo komunia, inne zrobione w ZOO i jedno na placu zabaw. Inne zdjęcie było starsze, jeszcze czarno-białe, ewidentnie ślubne. Nic jej to nie mówiło. Ale było tam też zdjęcie jakiejś pary staruszków na tle kolumny zygmunta i właśnie na nim Lucja rozpoznała mężczyznę, który widniał także na grupowym zdjęciu z Jadwigą. Kobieta mogła jednak przypuszczać, że ofiarą był ktoś inny. Na zdjęciu z grupą w habitach były osoby przynajmniej po czterdziestce, a po niespalonych pozostałościach ubioru mogła ocenić, że ciało należało do osoby bardziej w jej wieku... Może do jednego z dzieci na zdjęciach. Od razu poczuła się gorzej. Każde życie było niezwykle cenne, ale im młodsza osoba, tym większa strata. Wtedy to Lucja usłyszała czyjeś kroki i odwróciła się w stronę wyjścia. - Dzień dobry. Starszy posterunkowy Kruszyń - powiedział dość młody mężczyzna w mundurze policjanta i zasalutował niedbale. - Lucja Podworska - odpowiedziała kobieta. - Ciało jest... tutaj... - wskazała ręką, niespecjalnie mając ochotę na nie patrzeć. Policjant jednak musiał najwidoczniej sprawdzić, bo podszedł bliżej i nachylił się nad zwłokami. - Tak, to dziura po kuli. Ciało leżało tak jak teraz? - rzekł po chwili, wyciągając notes i długopis. - Tak. Zwykle najpierw wynosimy ludzi a potem gasimy pożar, ale ciało się paliło więc gasiliśmy go na miejscu... I potem się okazało, że ma dziurę w głowie i... - powiedziała Lucja, nie bardzo wiedząc co powiedzieć dalej. - Dobrze, dziękuję za wprowadzenie. Ale poproszę jeszcze raz, po kolei - odparł mężczyzna i widać po nim było, że nie ma żadnych ukrytych intencji, a po prostu zgodnie z procedurą wypytuje o zajście. Lucja szybko doszła do wniosku, że tak będzie jej nawet łatwiej. - Weszliśmy przez drzwi. Były chyba nawet otwarte, ale to zauważyliśmy dopiero po fakcie. Dym ograniczał trochę widoczność - zaczęła Lucja. - Gdy zobaczyłam co się pali, zameldowałam aby odwołano akcję z dołu; benzyny jak wiemy, nie gasi się wodą. Zabraliśmy się za gaszenie, zaczynając oczywiście od ciała - mówiła dalej, prezentując stojącą obok niej gaśnicę. - To gaśnica śniegowa? - spytał policjant, nieustannie robiąc notatki. - Tak, CO2 - odpowiedziała krótko Lucja, czekając aż mężczyzna zapisze wszystko co mu potrzebne. Nie chciała być jak te głąby w szkole, którym się wydaje, że ich uczniowie potrafią pisać z taką samą szybkością z jaką oni mówią. - Dziękuję, proszę dalej - powiedział po krótkiej chwili. - Kolega chciał wynieść ciało, gdy tylko je ugasiliśmy, ale wtedy właśnie zauważył dziurę w głowie... Kimkolwiek był, umarł zanim tu dotarliśmy i raczej nie od ognia - wskazała na ciało nieszczęśnika, oczywiście nawet na niego nie patrząc. - Zameldowaliśmy o tym i ugasiliśmy pożar do końca - dokończyła Lucja. Mężczyzna pisał jeszcze przez chwilę, po czym dopytał się o parę danych. Lucja podała imiona i nazwiska kolegów, dopowiedziała kto otwierał drzwi i kto zauważył ranę postrzałową. Nie wiedziała kto wezwał straż pożarną, ale wcale nie musiała, wszak była to już sprawa policji. Oni swoje zrobili. Oczywiście Lucja zachowała dla siebie informacje o zdjęciu, na którym widać było jej babcię. Nie miałoby to żadnego znaczenia, ale po co jej jakieś problemy i wpychanie nosa w nie wiadomo co. Lucja nie była aż tak wścibska. Raz jeszcze spojrzała na spaloną część mieszkania. Ktoś tu mieszkał, żył, a teraz... Niestety, w tej pracy co jakiś czas musiała oglądać takie widoki, a do przyjemnych one nie należały. Przynajmniej utrwalała się w ta świadomość, że robi w życiu coś ważnego. Krótko potem, zabrawszy swój sprzęt, ruszyła wraz z policjantem w stronę wyjścia. Na zewnątrz zobaczyła Karola i Andrzeja, którzy wraz z ich kapitanem, Markiem, rozmawiali z policjantami. Oprócz tego zebrał się tam już niemały tłumek gapiów, a także przedstawiciele mediów. Lucja nie zwracała na to jednak uwagi. Może będzie ją widać gdzieś w tle, w wiadomościach lub na zdjęciu w gazecie, a może nie. Miała w domu już dość sporo wycinków z gazet, ale nie zależało jej na popularności w mediach. Zresztą już wcześniej widniała w prasie, więc zdecydowanie nie po to została strażakiem. * * * Nie licząc złożenia sprzętu i napisania raportu, reszta wieczoru upłynęła Lucji bardzo spokojnie. Gdy grubo po północy wróciła do domu, Emil już spał. W głębi ducha Lucja miała ochotę poszperać jeszcze w rzeczach po babci, z nadzieją na znalezienie tajemniczej książki, kopii tamtego zdjęcia lub innych intrygujących rzeczy, jak choćby dziwnego białego habitu... Oczywiście była już na tyle zmęczona, że zjadła tylko kanapkę, wzięła szybki prysznic i po umyciu zębów poszła od razu spać. Poszuka tej książki i innych skarbów, ale to dopiero jutro. |
21-02-2016, 14:30 | #3 | ||
Reputacja: 1 | Mieszkanie Lucji, Rembertów, ul. Topograficzna 9. Piątek Lucja wstała niezbyt wcześnie - sama z siebie bez żadnego budzenia, tak jak lubiła. Szybko zorientowała się, że Emila nie ma w domu. Gdy w środku tygodnia miała popołudniowe zmiany, mijali się i właściwie nie widzieli cały dzień. Ale nie przeszkadzało im to w niczym. Do tego Lucja była spokojniejsza o niego, gdyż skoro chłopak poszedł na uczelnię, to znaczyło, że czuł się już zupełnie dobrze. Włączywszy wiadomości w telewizji, Lucja wyciągnęła z lodówki duży jogurt z jagodami i usiadła do śniadania. Nie oczekiwała niczego po porannych wiadomościach i nie mówili nic specjalnego. Ot polityka, skandale i tak dalej. Aczkolwiek nadmienili też o wczorajszym pożarze i postrzelonym człowieku. Plus dla dziennikarzy - przynajmniej nikt potem nie powie, że straż pożarna zawaliła sprawę. Nie tracąc całego dnia, udała się do pokoju z rzeczami po babci i rozejrzała się za interesującą ją książką, o tajemniczym tytule “Warszawa Nocą”. Spodziewała się, że książka ta będzie w pudle z napisem “książki”, a pamiętała, że takie było... Niestety już po kilkunastu minutach zorientowała się, że owego pudła nie ma. I w ogóle jakoś tak mniej ich tam było niż pamiętała. Osobiście nie podejrzewała, aby Emil coś wyrzucił, czy też sprzedał - nie zrobiłby tego, zwłaszcza bez jej wiedzy. Obecnie nie mogła jednak znaleźć innego wyjaśnienia. Po chwili zastanowienia, zdecydowała, że lepiej nie dzwonić do brata tak od razu. Mógł być na zajęciach, a jej się z niczym nie spieszyło. Nie mniej jednak zdawała sobie sprawę, że przez następne parę dni będzie się z nim mijać, więc na jakiejś kopercie napisała do niego wiadomość. Przesunęła smoka i za pomocą pomarańczy i czosnku, przyczepiła list do drzwi lodówki: Nie tracąc więcej czasu na szukaniu czegoś, czego zapewne mogło nie być w domu, zajęła się przygotowaniem obiadu. Musiała coś zjeść, zanim wyjdzie do pracy. Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza nr 13, Rembertów, ul. Strażacka, popołudnie Dzień nie obfitował w żadne ostre ćwiczenia. Ot całą ekipą siedzieli sobie na posterunku, rozmawiając, grając w karty i oglądając telewizję. Jednym ich obowiązkiem było sprawdzenie całego sprzętu, co z uwagi na kompletny brak pośpiechu zajęło im niecałą godzinę. Piątkowy wieczór mógł nieść wiele nieprzyjemnych akcji, więc wszyscy dbali o zachowanie dobrego morale. Lucja była zadowolona z "wolnego", ale cały czas nękały ją myśli o wczorajszym pożarze, związku ofiary z jej rodziną i zaginionych rzeczach. Myśli te błąkając się swoim torem skierowały ją do Andrzeja, który ostatnio jakoś wyjątkowo silnie nie miał humoru. - Cześć - przywitała się, siadając obok niego podczas obiadu. Mężczyzna zachował obojętność. - Mam wrażenie, że coś cię trapi. Może chciałbyś pogadać? - zagadała. - Niespecjalnie - odpowiedział krótko Andrzej. - Daj spokój, czasem zwykła rozmowa potrafi podnieść człowieka na duchu - powiedziała z uśmiechem. - Podwiązka - rzekł mężczyzna, zanim Lucja rozwinęła swoją przekonującą do zwierzeń wypowiedź - Urocza z ciebie dziewczyna i zawsze chcesz wszystkim pomagać. To dobrze, ale z przeproszeniem: najbardziej mi pomożesz dając mi święty spokój - powiedział cichym i bardzo spokojnym głosem. - Jasne - odpowiedziała krótko, kiwając potwierdzająco głową. Chętnie by pomogła, ale w pierwszej kolejności szanowała prywatność innych. - Kurczak przyprawiony słodką papryką jest świetny. Młody się sprawdza w roli kucharza - od razu zmieniła temat, aby uniknąć niezręcznej sytuacji. - Taa, ale jako strażak musi się jeszcze wiele nauczyć. I przestać oglądać się za kobietami - odparł Andrzej, zabierając się za jedzenie. - Na pewno sobie poradzi - powiedziała Lucja, również koncentrując się na jedzeniu. Bardzo smacznym obiedzie, przygotowanym przez ich najmłodszego, niedawno przyjętego do pracy kolegę. - Z nauką, czy kobietą? - podsumował Andrzej, a mimo iż głos miał jak zawsze dość sztywny, Lucja załapała o co chodzi i odpowiedziała szczerym uśmiechem. Panowała przyjazna atmosfera. Lucja powoli kończyła jeść, gdy dostała SMSa od Emila. Cytat:
Zaraz po obiedzie, złapała telefon i odpisała bratu: Cytat:
Gdy uwaga Lucji powróciła do towarzystwa, zorientowała się, że Andrzej gdzieś zniknął. Nie martwiąc się tym jednak, dosiadła się do chłopaków, przyłączając się do gry w karty. Dzień minął spokojnie, bez żadnych alarmów. Mieszkanie Lucji, Rembertów, ul. Topograficzna 9. Sobota, późny ranek Lucja weszła do salonu z dwoma kubkami herbaty i usiadła na kanapie obok Emila, który siedział nad książkami i wspomagał się "wujkiem google" w laptopie. - Hej, kujonie - zagadała, stawiając jeden z kubków bliżej brata, ale z daleka od wrażliwego na płyny sprzętu elektronicznego. Emil oderwał się od lektury i spojrzał na siostrę, poświęcając jej swoją uwagę. - Mam powody przypuszczać, że babcia była współautorką jednej książki, a przynajmniej książka ta ma autograf autora. Czy tytuł "Warszawa nocą" wpadł ci w oko? - zaczęła Lucja. - Nie bardzo. Nie patrzyłem na tytuły, po prostu wziąłem całe pudło - odparł Emil. - Aha. No cóż, trzeba pójść do tej biblioteki i zagadać. Masz jakieś kwitki za te książki, czy coś? - powiedziała Lucja spokojnym głosem. - Nie, nic mi nie dali. Ale bibliotekarka powinna mnie jeszcze pamiętać, to było tak... z miesiąc temu... Przepraszam. Trzymamy te rzeczy tyle czasu. Pomyślałem, że jak zwolnimy pokój, to będzie więcej miejsca dla nas - powiedział chłopak, nie spuszczając oka z siostry. - W porządku, nie obwiniaj się - odparła z uśmiechem. - Wolałabym abyś konsultował ze mną takie akcje, ale spokojnie, pewnie sama bym ci pomogła to wynieść. Dopiero niedawno dowiedziałam się, że ta książka jest ważna. - Dzięki - Emilowi wyraźnie ulżyło. - W poniedziałek zaczynam o dziesiątej, więc od rana możemy podskoczyć... Tylko nie wiem, czy nam ją dadzą - powiedział. - Spoko. Nawet jak nie będą chcieli oddać, to ją wypożyczymy i załatwione - Lucja uspokoiła brata, który jej zdaniem zupełnie niepotrzebnie się martwił. - Dzięki - odpowiedział z uśmiechem. - A wiesz, wczoraj byłem u nas z kolegą i mówiliśmy trochę o tobie - zagadał. - No i... co na mnie nagadałeś? - odparła Lucja, zdając sobie sprawę do czego zmierza nowo podjęty temat. - Nic złego, same pozytywy. A jak zobaczył twoje zdjęcia, to od razu chciał abym cię z nim umówił - powiedział Emil, zgodnie z jej przewidywaniami. - Mhmmm - mruknęła potwierdzająco. - A co możesz mi o nim powiedzieć? - Adam, studiuje ze mną na roku. Wysoki, gra w kosza. Taki w porządku - powiedział Emil. - No dobra, ale dowiedz się o nim coś więcej. Jaki jest, jakie ma zamiary i takie tam. Jak wszystko będzie w porządku, to możesz nas umówić na przyszłą sobotę - odpowiedziała i kiwnęła znacząco głową zdradzając tym swoją aprobatę. - Gdybym dostawała dwa złote, za każdego twojego kolegę z którym mnie umawiasz, to starczyło by tego na nowe rowery - podsumowała. - Aha, że niby mam zacząć odpalać ci aż dwadzieścia procent? No nie wiem... - zażartował Emil, a zaraz potem, uśmiechnięty od ucha do ucha chłopak, zarobił lekki cios pięścią w biceps. Mimo fizycznego ataku na jego osobę, zadowolony wyraz nie zniknął z jego twarzy; złapał on ciężką książkę i zamachnął się z nią na siostrę. Lucja uniknęła jednak jego ataku i chwyciwszy leżącą na kanapie poduszkę przywaliła mu nią w głowę. Przy jej drugim ciosie Emil, zasłonił się książką niczym tarczą i złapał poduszkę, chcąc zabrać siostrze jej broń. Szamotali się jeszcze przez chwilę, ale krótko potem chłopak się poddał, a cała akcja zakończyła się śmiechem obojga rodzeństwa. Skrzyżowanie ulic Czwartaków i Kapitańskiej, sobota, późny wieczór Statystycznie to właśnie piątkowe i sobotnie wieczory obfitowały w największą liczbę wypadków. Bawiący się ludzie, zapominali nie tylko o troskach dnia codziennego, ale niestety także o własnym bezpieczeństwie. Sobotni wieczór zdawał się potwierdzać te dane, o czym świadczył poważny wypadek na drodze. Wysiadając z wozu, którym strażacy szybko przyjechali do miejsca zdarzenia, Lucja zobaczyła przewrócony na bok samochód osobowy, z dość znaczącymi wgnieceniami górnego boku i dachu. Cokolwiek się stało, samochód ten musiał zrobić przynajmniej fikołka w bok, a to nieczęsto się zdarzało. Pasażerami było małżeństwo w średnim wieku, co nie pasowało do brawurowej jazdy typowej dla nastolatków. Syrena ucichła, ale czerwone koguty nadal migały światłem na całą okolicę. Nie tracąc ani sekundy cennego czasu, strażacy zabrali się do ratowania ofiar wypadku. Jedni założyli kierowcy i pasażerowi usztywniający kołnierz na szyję; Inni zabezpieczyli samochód specjalnymi beklami, aby ten zachował stabilność; Jeszcze inni nadzorowali akcję, upewniając się że z auta nie ciekną żadne płyny i wszystko przebiega prawidłowo. Lucji zaś przypadło w udziale otwarcie zaklinowanych i zniekształconych drzwi. - Tutaj i tutaj! - polecił jej jeden z kolegów, starszy ogniomistrz, pokazując ręką dwie dość długie linie. Lucja nie musiała nic odpowiadać, ani nawet kiwać głową - po prostu przystąpiła do działania. Przy użyciu specjalnej piły tarczowej, ostrożnie rozcięła pokrzywiony metal we wskazanych miejscach. Warkot urządzenia i odgłosy ciętego metalu zagłuszały pasażerów pojazdu, ale gdy dziewczyna wykonała swoje zadanie i drzwi zostały wystawione na bok, wyraźnie słychać było jak kierowca opowiadał coś o wielkim zwierzęciu, które ich staranowało... Nie był to jednak czas, ani na rozmowy, ani na dochodzenie przyczyn zajścia. Po zabezpieczeniu ostrych krawędzi i przecięciu pasów bezpieczeństwa, poszkodowani zostali szybko wydobyci z pojazdu, a następnie zabrani przez pogotowie do szpitala. Pół biedy, że obeszło się bez ofiar. Strażakom zostało już do zrobienia zabezpieczenie wraku, a było to dla nich już tylko formalnością. | ||
21-02-2016, 14:32 | #4 | |||
Reputacja: 1 | Niedzielny ranek, Lucja spędziła w domu. Robiła to co zawsze: począwszy od ogarnięcia domu i zmywania naczyń, po wylegiwanie się przed telewizorem; ale tym razem wraz z bratem powspominała ich babcię, oraz wszystkie te historie, które im opowiadała. Popołudnie i wieczór spędziła zaś w pracy, ale te godziny nie obfitowały na szczęście w żadne wypadki, pożary czy inne przykre wydarzenia. Wypożyczalnie Dla Dorosłych i Młodzieży nr 55, Rembertów, ul. Gawędziarzy, poniedziałek rano Zgodnie z planem, oboje rodzeństwa zawitało w bibliotece z ambitnym zamiarem odzyskania części dokonanej wcześniej darowizny. Emil wielokrotnie tam bywał i nawet jeśli był tylko jednym z tłumu, to sam znał z widzenia chyba cały personel. Od razu rozpoznał bibliotekarkę, która przyjęła od niego książki. Była to starsza pani, która obecnie stała między regałami z wózkiem pełnym książek i odkładała je w odpowiednie miejsca na półkach. Mimo iż kto inny zajmował się obsługą klientów, to właśnie do niej podeszli. - Dzień dobry - zaczął Emil szeptem scenicznym, zachowując ciszę jaką wypada w bibliotece. Kobieta spojrzała na niego zaintrygowana. - Przepraszam, nie wiem czy mnie pani pamięta. Jakiś miesiąc temu przyniosłem takie duże pudło pełne książek - powiedział. Bibliotekarka przyjrzała mu się i z kamiennym wyrazem twarzy kiwnęła potwierdzająco głową. - Tak. Pamiętam - wyszeptała dość oschłym głosem. - No tak. I my właśnie w tej sprawie. Yyy, chcielibyśmy odzyskać jedną z nich, bo, to najwidoczniej rodzinna pamiątka jest i... ja nie powinienem był jej oddawać - Emil przedstawiał ich sprawę, ale jego performance pozostawało nieco do życzenia. - Babcia dostała tę książkę ze specjalną dedykacją od autora i jest to dla nas obojga bardzo ważne, aby pozostała ona w naszej rodzinie - włączyła się Lucja, oczywiście również ograniczając się do szeptu. Bibliotekarka spojrzała na Lucję, a po dłuższej chwili ponownie na Emila, który zrobił dość bezradną minę. - Jaki tytuł? - spytała beznamiętnym głosem. - Warszawa nocą - odpowiedziała Lucja, mając nadzieję że odzyskanie książki jest możliwe. - Poczekajcie tutaj... Sprawdzę. Czy ktoś jej nie wypożyczył - oznajmiła kobieta i z kamiennym wyrazem twarzy zniknęła za regałem. - I co? - Emil wyszeptał siostrze na ucho. - Jest szansa, bo jak nie, to by powiedziała od razu. A jak ktoś ją wypożyczył to się dowiemy kiedy powinna wrócić i umówimy się na ten termin - odparła mu Lucja, a Emil pokiwał potwierdzająco głową. Stali tak i czekali w napięciu przez dobrych kilka minut, z których każda dłużyła im się do godziny. W końcu jednak pani pojawiła się w polu widzenia, ale z jej kamiennej twarzy nie dało się niczego odczytać. - Książka jest wypożyczona. I przetrzymywana ponad dopuszczalny termin. Nic nie mogę zrobić - powiedziała całkowicie obojętnym głosem. Lucja nie wiedziała nawet na kogo się gniewać. Jej myśli biegały pomiędzy bratem, tą babą i osobą która przetrzymywała ich książkę. Ale nie dała się ponieść i nic nie zrobiła, zresztą nie wszystko było stracone. - A kto ją wypożyczył? Może nam pani podać adres? - dopytywała się Lucja. - Biblioteka nie podaje takich informacji, proszę pani - odparła kobieta, a mimo szeptu dawało się wyczuć, że jest już zirytowana całym tym zawracaniem głowy. Ponadto odwróciła się bokiem do nich i wróciła do układania książek na półki, oznajmiając tym samym że ich dyskusje dobiegły końca. Mimo to, Lucja spojrzała znacząco na Emila, oczekując od niego, że coś zrobi. Jeśli to z nią rozmawiał i to dla tej biblioteki ofiarował książki, to powinien coś zdziałać. W końcu, gdy ktoś coś daje, to okazuje mu się potem wdzięczność, prawda? Emil w odpowiedzi na spojrzenie siostry zrobił tylko bezradną i zawiedzioną minę. Lucja nie traciła jednak nadziei, lub jak mawiał mędrzec: “jeśli nie uda ci się czegoś dowiedzieć, spróbuj z inną bibliotekarką”. Oczywiście szybko okazało się, że pani przy ladzie też nie miała zamiaru zdradzić im adresu osoby, która wypożyczyła ich książkę. Nie udało im się nic zdziałać w tej sprawie, ale Lucja uznała, że skoro już byli w odpowiednim miejscu, to mogli przynajmniej zebrać tyle informacji ile się da. W końcu sama dobrze nie wiedziała, czy inne książki też nie były ważną pamiątką rodzinną? Można było kombinować, aby wyselekcjonować książki jakie zostały włączone do księgozbioru w okresie najbliższych dat przekazania ich przez Emila... ale bibliotekarka nie mogła dać pewności, czy któraś z nich należała niegdyś do Jadwigi, czy została przekazana przez innego czytelnika. Część darów poszło zresztą na bookcrossing, część na kiermasz taniej książki. Nacelowanie oddanych książek, których tytułów nawet nie znali, okazało się po prostu beznadziejną sprawą... Nie mówiąc już o ich odzyskaniu. Aby nie tracić więcej swojego czasu, Lucja złapała brata za ramię i razem opuścili bibliotekę. - No pięknie nabroiłeś - zaczęła, bardzo spokojnym głosem zważywszy na okoliczności. - Musisz się dowiedzieć kto wypożyczył naszą książkę. To twoje zadanie - powiedziała spoglądając bratu prosto w oczy. - Ale jak? Nawet tobie niewiele powiedzieli, a jesteś w tym dużo lepsza - zauważył chłopak. - W czym, “tym”? - wyrwało jej się, ale sama zrozumiała o co chodziło. - W rozmowach, to ja głównie z facetami. A tu nie trzeba się ładnie uśmiechnąć i zatrzepotać rzęsami, tu trzeba ruszyć głową. Teraz twoja kolej, tylko proszę zdziałaj coś, bo mnie przychodzi do głowy tylko włamanie się do biblioteki, a to niezgodne z prawem - powiedziała. - Dobra, zajmę się tym. Coś wymyślę - odparł Emil, ale choć nie wyglądał na zbyt pewnego siebie, to ona wierzyła w jego możliwości. - Na pewno - podniosła go na duchu. - Tylko żadnego podkładania ognia - przestrzegła, a chłopak pokiwał głową. Emil pojechał na uczelnię, a Lucja wróciła do domu. W pierwszej kolejności po raz kolejny przeszukała rzeczy Jadwigi. Było tam naprawdę wiele przeróżnych rzeczy. Minęło jednak już parę lat, odkąd je pakowali z Emilem, więc pewne znaleziska doczekały się swojego nowego miejsca. Drewniany i pięknie zdobiony świecznik, wylądował na stole w salonie. Granitowy moździerz znalazł swoje miejsce w kuchni, tuż obok słoiczka z czarnym pieprzem w ziarnach. Album ze zdjęciami zaś trafił na kanapę i pociągnął Lucję za sobą. Kobieta siedziała nad zdjęciami swojej babci i pogrążyła się we wspomnieniach i marzeniach. Znalazła nawet sporo rodzinnych fotek, z jej rodzicami, z nią samą i Emilem jak byli jeszcze małymi dziećmi... Ale zdjęcia Jadwigi w białym habicie, ani z kimkolwiek z ludzi z tamtej fotki którą zapamiętała, nie znalazła. Przez te wszystkie historie i oglądanie starych zdjęć, Lucja sporo ostatnio myślała o swojej zmarłej babci. Bardziej niż w życiu codziennym pełnym zajęć, pracy i własnych spraw. Pewnie za tą sprawą, na drugie śniadanie dziewczyna zjadła ulubione danie z dzieciństwa, które niegdyś babcia im je serwowała. Naleśniki z owocami leśnymi, były co prawda w nowoczesnej wersji. W dzisiejszych czasach nigdzie nie dostanie się już poziomek, a o inne owoce też bardzo trudno, więc nadzienie wystąpiło pod postacią borówek, oraz połączenia dżemów truskawkowego i malinowego... Smakowało wyśmienicie. Lucja szykowała się już do wyjścia do pracy, gdy dostała SMS’a od brata: Cytat:
Cytat:
Cytat:
Następnego dnia, we wtorek, Lucja pojechała na Uniwersytet Warszawski. Udała się do odpowiedniego budynku i czekała pod jedną z sal, w której Emil miał mieć zajęcia. Nie było żadnego dzwonka, ale w pewnym momencie przerwa sama się zrobiła i studenci zaczęli wychodzić z klas na korytarz. Z tej pod którą czekała Lucja, wyszedł jej brat, a za nim trzech jego kolegów. Ponieważ chłopak miał tylko piętnaście minut przerwy, nie mieli jednak czasu na żadne przedstawianie znajomych, czy inne pogaduszki. Wyglądało na to, że koledzy Emila o tym wiedzieli, ale mimo wszystko chcieli ją zobaczyć - z bliska. Oni, i tłumek młodych ludzi tworzący się wokoło sprawiły, że Lucja poczuła się zupełnie jakby wróciła do liceum... Tak czy inaczej, obojga rodzeństwa przywitało się tylko między sobą, a następnie szybko udali się do biblioteki. Gdy byli na miejscu Emil pokazał siostrze ich hakera: Podeszli do niego razem i Emil przedstawił ich sobie, ale zaraz potem musiał wracać na zajęcia. Siłą rzeczy, a jednocześnie zgodnie z planem, rozmowę z Wojtkiem przejęła Lucja i uśmiechając się sympatycznie przedstawiła mu całą ich sprawę i pomysł na rozwiązanie ich problemu. Przez te kilka minut rozmowy chłopak wpatrywał się w nią jak w obrazek, co zresztą dość często jej się zdarzało, więc miała wrażenie że bez problemów pomoże jej on ze wszystkim o co go tylko poprosi. - To jest wykonalne, owszem - powiedział mężczyzna, po wysłuchaniu jej. - Ale te dane są zastrzeżone. Ochrona danych osobowych i tak dalej. Musiałbym złamać nie tylko hasło, ale i przepisy... No, ale wiesz, dla ciebie... Specjalnie dla ciebie, to mogę się postarać... - przez chwilę Lucja myślała, że już się jej udało - pod warunkiem, że umówisz się ze mną i skoczymy razem... yyy... na kawę - dokończył. Lucja ewidentnie nie była tym zachwycona, facet nie był w jej typie, nawet wprost przeciwnie. Ale naprawdę zależało jej na odzyskaniu bezcennej książki. Zastanowiła się tylko przez chwilę, starając się nie okazywać swojej wątpliwości, czy też innych, gorszych uczuć. - Dobra. W porządku - powiedziała i pokiwała dodatkowo głową, aby przekonać go, a jednocześnie także siebie, do tej propozycji. - To może chodźmy teraz? - zaproponowała, w głębi serca chcąc mieć to jak najszybciej za sobą. - Teraz nie mogę - odparł krótko, rozkładając bezradnie ręce. - Lepiej któregoś wieczoru. Znam dobre miejsce - powiedział dość beznamiętnie, wyciągając z kieszeni koszuli jakiś mały notes. - Kiedy tobie pasuje? - spytał, spoglądając na nią z nieco wykrzywionym uśmiechem. - Czwartek piątek, obojętnie która godzina - odparła spokojnie Lucja. - To niech będzie piątek, dziewiętnasta w kawiarni “Między Słowami” na Chmielnej 30 - podyktował sobie, zapisując godzinę i adres na kartce, którą wyrwał z notesu i podał Lucji. - Przyciskałem mocno długopis, więc nawet jak coś, to użyję metody na detektywa i sobie odczytam - powiedział i uśmiechnął się niezwykle z siebie dumny. - Okay - odpowiedziała spokojnie, nie widząc ani nic niezwykłego, ani zabawnego. - Czy w piątek będziesz już miał te informacje? - spytała. - Powinienem mieć. Tak sądzę. Tak, będę miał je ze sobą - Wojtek odpowiadał na raty, z coraz większą pewnością siebie. - Dobra, to do piątku - pożegnała się Lucja. - Czeeeść - rzucił rozmarzony już chłopak. Opuściwszy pokój, dziewczyna westchnęła ciężko. Miała wrażenie, że będzie potrzebowała coś więcej niż tylko kawę, aby przebrnąć przez ten wieczór. Reszta dnia minęła spokojnie. Drugie śniadanie, w pracy przegląd sprzętu i nauka obsługi nowej wyciągarki, oraz trochę roboty papierkowej, a na deser obiad i film w telewizji. Spokojny dzień bez wrażeń. I dobrze, że nikomu nie przytrafił się przykry wypadek... przynajmniej nikomu w ich rewirze. W środę zaś, strażacy z 13 posterunku, mieli już dość poważne ćwiczenia. Zaraz po rutynowym sprawdzeniu sprzętu, odezwał się alarm i wezwanie do Rezerwatu przyrody nad Horowym bagnie. Zebrali się do drogi jak zwykle, w kilkanaście sekund. Dojazd mieli też bardzo dobry - z wyjącą syreną i migającym kogutem, mknęli drogą szybkiego ruchu 631, opuścili Warszawę i krótko potem skręcili na jakieś drobniejsze drogi, otoczone lasami. Gdy dotarli na miejsce, nie było żadnych śladów pożaru ani niczego innego. Zorganizowano zbiórkę, co nie było standardową procedurą w sytuacjach kryzysowych. Zwykle nie było czasu na takie rzeczy. Tym razem było inaczej, gdyż po pierwsze były to ćwiczenia, a nie prawdziwa akcja; a po drugie czekali jeszcze na strażaków z innych posterunków, którzy zjawili się w przeciągu paru minut. Na te konkretne ćwiczenia, wezwano strażaków z wschodnio-północnego krańca Warszawy, z 12, 13 i 15 posterunku. Wszyscy obecni szybko ustawili się do zbiórki. Strażacy zostali poinformowani, że ćwiczenia tyczą się terenów zalesionych (jakby sami się tego już nie domyślili), aby byli bardziej przygotowani na taką ewentualność, co w dużej mierze wynikało z ich rewiru. Na wyznaczonym terenie, czerwoną i pomarańczową farbą wodną pomalowano pnie drzew, a ich zadaniem było te drzewa znaleźć i “ugasić”. Oczywiście powstawało pytanie: kto dowodzi? Na szczęście dowódcy trzech posterunków potrafili się dogadać i szybko ustalić plan wspólnego działania. Problem polegał na tym, że w okolicy nie było hydrantów i musieli jakoś inaczej zorganizować sobie wodę. - Pięćdziesiąt metrów na południe jest strumień, wygasimy sobie do niego dostęp wodą którą mamy, i podłączymy tam pompę! - Powiedział im ich aspirant, Roman Kaniecki. Strażacy od razu zabrali się do roboty, aby nie tracić cennego czasu, który był liczony przez specjalnych obserwatorów. Oczywiście samym strażakom nie chodziło o ocenę ich pracy, ale o uzyskanie doświadczenia... A przynajmniej Lucja miała takie podejście. Tym razem, Podwiązce przypadł w udziale zwiad. Jej zadaniem było namierzenie drzew, które ochlapano farbą, a później udział w ich umyciu/ugaszeniu. Ćwiczenia przebiegały naprawdę dobrze. Brnęli śmiało do przodu torując sobie drogę wodą z węży, a całość choć dość wymagająca fizycznie przypominała w dużej mierze podlewanie drzew... Przynajmniej z początku. Szybko okazało się jednak, że zadanie jest trudniejsze niż się zdawało. Musieli zmyć farbę z całych pni, a to oznaczało opłukanie ich z każdej strony. Trzeba było przy tym uważać, aby nie zbliżyć się do pomalowanego/płonącego drzewa, oraz aby węże się nie zaplątały między drzewa. Całe te manewry przypominały przestrzenne łamigłówki, a nierówny i błotnisty teren nie ułatwiał manewrów. Lucja nie miała jednak powodów do narzekania. Wiedziała, że mężczyźni za nią mieli jeszcze cięższe zadanie, jakim było przetransportowanie pompy, która nie była przystosowana do transportu przez zalesiony i pełny korzeni teren, o rozmokłym gruncie. Oczywiście to “tylko” trzydzieści kilka metrów, ale sama pompa ważyła tyle co maluch, więc nawet dla ich silnych chłopaków ze straży, było to nie lada wyzwanie. Po około pół godziny, przebili się do strumienia, a potem szybko podłączyli nowe węże i przeciągnęli je do pompy. Mieli wodę!... Ale musieli jeszcze trzymać odpowiednio węże, aby utrzymać je pod powierzchnią, a nie było to tak łatwe jak się zdawało, gdyż strumień był dość płytki. Lucja została przy swoim zadaniu i zdecydowanie jej to odpowiadało. Niestety czas mijał szybko, a w połowie listopada słońce zachodziło dość wcześnie. W półmroku jeszcze dość sprawnie udawało im się gasić drzewa, ale z każdą kolejną minutą było im coraz trudniej. - Szefie! Farba, w przeciwieństwie do prawdziwego ognia, nie świeci sama z siebie i ciężko odróżnić płonące drzewo od normalnego - zameldowała w pewnym momencie Lucja, gdy już naprawdę było mało co widać. Na szczęście zarówno obserwatorzy, jak i dowodzący całą operacją starsi strażacy, zgodzili się z jej zdaniem, bo w ciągu kilkunastu minut zakończyli ćwiczenia. Potem musieli jednak jeszcze pozbierać cały sprzęt, zanim mogli wrócić na posterunek. Czwartek, był pierwszym wolnym dniem Lucji, po dziesięciu roboczych. W tym dwutygodniu miała cztery poranne zmiany i sześć wieczornych. Jej osobiście nie robiło żadnej różnicy w jakich godzinach pracuje. Nie miała żadnych zobowiązań w postaci męża czy dzieci. Bez problemu godziła się na wieczorną zmianę, wiedząc, że ktoś inny woli pracować od rana, a wieczór spędzić z rodziną. Tak, czy inaczej, Lucja wylegiwała się w łóżku do późna, wstając dopiero po dziewiątej. Zjadła śniadanie, a następnie bez pośpiechu, oszczędzając siły, zajęła się zaległymi pracami domowymi. Pranie, sprzątanie. Wyskoczyła też na małe zakupy do marketu, korzystając z braku kolejek przy kasach, których w ciągu tygodnia nie było o tej porze dnia. Przygotowała też obiad, dla siebie i swojego brata. Później, popołudniu po obiedzie pogadali trochę z rodzicami przez skype. Ot tak, odświeżając kontakt i wymieniając się najnowszymi wieściami co tam u kogo słychać. Gadali prawie dwie godziny, a potem Lucja udała się do łazienki, a Emil został przy komputerze. - Lucja - zawołał Emil, jakieś pół godziny potem. - Co tam? - spytała Lucja, wchodząc do pokoju. - Adam podrzucił mi swoje zdjęcie - zaczął chłopak, odwracając się od monitora i spoglądając na siostrę. - Aaa! Ratunku, policja! Wezwać wojsko! Ratuj się kto może! Marsjanie atakują!! - zaczął wrzeszczeć i biegać po pokoju, udając, że ucieka przed własną siostrą. - Oj, ty mój tchórzliwy kurczaku. Prosta ziemska istoto! To zwykła maseczka na twarz i większość kobiet ich używa - odpowiedziała Lucja. - A, to ty. Co za ulga - udawał uspokojonego. - O, to może zrobimy ci kilka zdjęć i podeślemy Adamowi, co by cię lepiej rozpoznał w sobotę? - zasugerował ze szczerym uśmiechem. - Ja ci dam - przestrzegła go Lucja. - Pokaż mi lepiej jego fotkę - dodała. - Dobra. A umiesz jakieś sztuczki jak postacie z kreskówek? - spytał ze szczerym uśmiechem. - Nie, bo to tylko kreskówki - odpowiedziała, siadając do komputera. - To kiepsko z tobą. Jak Jim Carrey założył maskę, to umiał wszystko - zaśmiał się rozbawiony. - A idź ty... - pogroziła mu i zebrawszy na palec trochę swojej maseczki, wytarła ją na czole brata, który nie zdążył uniknąć jej ataku. Zaraz potem kliknęła podesłane w załączniku maila zdjęcie. - Mmm - mruknęła Lucja. - Podoba mi się, przystojny - podsumowała krótko. - Ma chyba z metr dziewięćdziesiąt, więc łatwo go zauważysz w tłumie - powiedział Emil. - Dzięki. Najpierw muszę się przemęczyć z Wojtkiem, ale mam nadzieję, że dowiem się czegoś o naszej książce - powiedziała. Kawiarnia “Między Słowami”, Chmielna 30, piątek 19:00 Piątkowy wieczór obfitował w tłumek ludzi na ulicach Warszawy, oraz niemały tłok w pubach i kawiarniach. Kiedy Lucja weszła do kawiarni na umówione spotkanie, szybko dostrzegła Wiktora, który zajął dla nich osobny stolik pod ścianą. Nie mogła umknąć jego uwadze, gdyż siedział on przodem do wejścia, nieomal na nią czatując. - Cześć piękna. Siadaj - powiedział uprzejmie, gdy tylko ją zobaczył i nieznacznie wskazał miejsce na przeciwko niego. - Cześć - odpowiedziała dosiadając się do niego. - I jak? Udało ci się dowiedzieć kto ma moją zagubioną książkę? - spytała uprzejmie. - Tak, mam tutaj te informacje - odpowiedział i wyciągnął z kieszeni małą kopertę. - Jakiej kawy się napijesz? - spytał spoglądając na Lucję i podsunął list bliżej niej, kładąc go po środku stolika. - Poproszę cappuccino - zamówiła Lucja, odpowiadając na zadane jej pytanie, ale zwracając się do dziewczyny za ladą. - Dla mnie też - dodał Wiktor, odwracając się częściowo, aby spojrzeć w stronę lady. - Ciężko było to zdobyć? - spytała Lucja, spoglądając na Wiktora. - Poradziłem sobie. Bez bezpośredniego dostępu do serwera i znajomości systemu bazy danych, byłoby nieporównywalnie trudniejsze. Ale dla mnie wystarczyło przebić się przez jedno hasło - pochwalił się. - Czyli zgłosiliśmy się do odpowiedniego człowieka - zauważyła Lucja i schowała kopertę do kieszeni. Potem zaczęli rozmawiać, dostali zamówioną kawę. Jeśli to spotkanie miało być w zamian za informacje, to w zasadzie nie było tak źle. Chłopak studiował informatykę i dorabiał projektując strony internetowe. Lucja powiedziała, że jest strażakiem. Nie miała jednak okazji powiedzieć czym się zajmują oprócz gaszenia pożarów, gdyż Wojtek zaczął nawijać jak najęty. Z wychwalania jej wyglądu szybko przeszedł na temat kobiet i przez pół godziny marudził jak studentki mijają go szerokim łukiem, odwracają wzrok i nie chcą się z nim umówić. Nie dając jej specjalnie okazji do wypowiedzenia się, znalazł “przyczynę” tych niechęci, jaką była jego nadwaga i przez kolejne kilkanaście minut nawijał o pizzy i tego jakie lubi. Lucja musiała przyznać, że miała ochotę opuścić tę kawiarnię, ale nie mogła ot tak zostawić kogoś kto jej pomógł. Zawarli umowę i powinna ona się wywiązać ze swojej części. Zresztą wyglądało na to, że jej rozmówcy potrzebna była pewna pomoc. - Poczekaj. A powiedz mi jak to wygląda, gdy zapraszasz dziewczynę? - przerwała mu Lucja. - No, tak jakoś normalnie pytam, czy pójdzie na kawę, albo coś. Czasem w bibliotece tak jak z tobą było, ale częściej w sali, czy na korytarzu. Tylko tobie akurat miałem co zaoferować w zamian i się udało - powiedział. - Mhm. A zanim je zapraszasz, to dobrze się dogadujecie? Macie wspólne tematy? O czym zwykle rozmawiacie? - podpytywała się Lucja. - He? - zdziwił się Wojtek. - No mówiłem ci, że zwykle laski ze mną nie gadają i mijają mnie szerokim łukiem - powiedział nieco zdezorientowany. - Aha, rozumiem. Wiesz, myślę, że nie powinieneś zapraszać kogoś kogo w ogóle nie znasz. Co innego ktoś poznany w pubie, czy na imprezie; jakaś znajoma twojego znajomego. Bo widzisz, zaczepiona na korytarzu obca dziewczyna odmówi, bo cię nie zna - Lucja starała się poprawić Wojtka spaczone postrzeganie rzeczywistości. - Ale zaraz. To chyba randki są od tego, aby dwoje ludzi mogło się poznać - zauważył. - Tak, ale wcześniej muszą się choć trochę znać. Takie spotkanie, to pierwszy krok ku przeniesieniu znajomości na drogę związku. Proponowanie go obcym dziewczynom, jest bardzo... dziwne - tłumaczyła Lucja. I w ten sposób zaczęli rozmawiać o tym jak Wojtek mógłby kogoś poznać i związać się na stałe. Lucja miała w życiu tyle różnego rodzaju zaproszeń i randek, że dobrze wiedziała co może a co nie powinno mieć miejsca przy takich okazjach. Podzielenie się tą wiedzą z kimś kto tego potrzebował, było w stylu Lucji. Gadali i gadali, wypili jeszcze po drugiej kawie i... w ostateczności całe spotkanie nabrało dość edukacyjnego charakteru i w gruncie rzeczy nie było tak złe jak Lucja się tego z początku spodziewała. W pewnym momencie wyczerpali jednak tematy i w ogóle zaczęło się robić późno. - Dzięki za wszystko, to najlepsze spotkanie jakie w życiu miałem - powiedział Wojtek. - Proszę, to informacje o które prosiłaś - dodał, wyciągając z kieszeni niewielką kopertę. - Ale... już mi to dałeś. Na samym początku - odparła Lucja sięgając po inną kopertę, którą miała w kieszeni. - Niezupełnie. W tamtej są moje dane. Przewidywałem, że zgarniesz informacje i od razu uciekniesz - wyjaśnił krótko. - Myślałem, że potem będę cię miał w garści, jak się u mnie zjawisz, myśląc że to ten adres - powiedział, wskazując na tę drugą kopertę. - Mądry manewr - odparła Lucja, ciesząc się, że postąpiła tak jak jej sumienie podpowiadało, tak jak należało. I wolała nie myśleć czego Wojtek by chciał za te informacje. Kiedy Lucja wróciła do domu, było krótko przed dziesiątą, a Emil jeszcze nie spał. - Cześć. Jak tam romantyczna randka z twoim nowym chłopakiem? - zagadał rozbawiony. - Uważaj - przestrzegła go Lucja, grożąc mu palcem. - Kawa, rozmowa i nic więcej. I dostałam dane osoby, która ma naszą książkę - powiedziała. - Super. Nie mogę się doczekać, aż ona do nas wróci i całe te poszukiwania będą za nami - odpowiedział Emil i uśmiechnął się niemrawo. - To dobrze. Jutro sobota, to możemy tam podjechać od rana - Lucja złapała go za słowo. - Zgoda - odparł Emil. Dom czytelnika, Rembertów, ul. Dziewosłęby, sobota, późny ranek Lucja i Emil spokojnie szli wzdłuż ulicy, z lekką niecierpliwością wypatrując numeru 30, po parzystej stronie numeracji domów. Lucja musiała przyznać, że nawet się cieszyła, że trafili na domki jednorodzinne, w końcu łatwiej rozmawiać z kimś w cztery oczy, niż przez domofon. Z drugiej strony nie była zbyt pewna siebie, gdyż zastrzeżony numer telefonu domowego uniemożliwił im wcześniejsze umówienie się na spotkanie. Możliwe nawet było, że będą mogli z bratem co najwyżej pocałować klamkę... i zostawić list. Gdy dotarli na miejsce, Lucja nacisnęła dzwonek przy bramie. Zobaczyli jakiś ruch w oknie, ktoś najwidoczniej odsunął zasłonkę by przyjrzeć się kogo licho niesie. Po dłuższej chwili drzwi do domu otworzyły i wyszła przez nie kobieta na oko lekko po czterdziestce, ale świetnie trzymająca się. Choć jej sylwetka wskazywała pierwsze oznaki przegrywania ze słodyczami, nawet dysponując taką bronią jak jogging czy fitness. Narzuciła na siebie lekki płaszczyk i skierowała się ku furtce. - Tak? - zapytała podchodząc i patrząc z lekkim zaciekawieniem na nieznajomą jej parę ludzi. - Dzień dobry, przepraszamy że tak nachodzimy bez uprzedzenia - zaczęła uprzejmie Lucja. - Przyszliśmy w sprawie pewnej książki; z biblioteki na Gawędziarzy. Czy możemy pani zająć kilka minut? - powiedziała spokojnie i uprzejmie, jednocześnie uśmiechając się delikatnie. - Książki? - zdziwiła się. Nie przejawiała wrażenia jakby chciała Lucję i Emila wpuścić, ale tez nie patrzyła na nich spode łba czy z obawą. - To jakaś pomyłka, nie pożyczałam żadnych książek. - Wypożyczył ją Lukasz Olszewski, pani syn - powiedziała Lucja, w dość widoczny sposób zgadując kim szesnastolatek może być dla jej rozmówczyni. - Czy zastaliśmy go może? - spytała uprzejmie. Kobieta zdziwiła się lekko, po czym jej mina zmieniła się. Jej oczy zaszkliły się, pojawiły się w nich łzy. - Łukasz… - wydusiła z siebie. - Łukasz nie żyje. - O rany - wyrwało się Lucji. Jako strażak nie raz już miała do czynienia ze śmiercią, ale wszelkie towarzyszące temu uczucia... to nigdy nie było i nigdy nie będzie łatwe. Nie powinno być, bo uczucia te były częścią człowieczeństwa... Oczywiście wiedzieli że Łukasz miał zaledwie szesnaście lat, a śmierć młodych ludzi zawsze boli bardziej. Śmierć bliskich jeszcze bardziej... a co dopiero jednocześnie tak młodych i tak bliskich jak własny syn... Lucja spojrzała przez chwilę na brata, ale on miał bardzo niewyraźną minę. - Nie wiedzieliśmy. Naprawdę bardzo nam przykro... To naprawdę tragedia. Proszę przyjąć nasze kondolencje - powiedziała Lucja naprawdę smutnym i współczującym głosem. Osobiście już dwa razy przyszło jej poinformować kogoś o śmierci bliskiej osoby, ale to nigdy nie było łatwe. - Dziękuję. - Kobieta otarła zwilgotniałe oczy. - Więc… jeśli to wszystko to do widzenia. - dodała łamiącym się lekko głosem, choć opanowywała się najwidoczniej. - Yyy - mruknął cicho Emil, nie wiedząc co powiedzieć. - Może moglibyśmy coś dla pani zrobić? Czasami nawet zwykła, szczera rozmowa potrafi podnieść na duchu - powiedziała delikatnie Lucja, starając się pokazać swoje jak najlepsze intencje. Kobieta zdziwiła się lekko, nie często trafiali się nieznajomi, którzy ot tak chcieli kogoś nieznanego podtrzymać na duchu. - Proszę pani - kobieta odpowiedziała miękko. - Mam nadzieję, że nie straci pani kogoś bliskiego i nie zrozumie przez to, że ciężko w takiej sytuacji podtrzymać kogoś na duchu. Lucja przez krótką chwilę przyglądała się kobiecie, nie do końca wiedząc jak odpowiedzieć. - Dziękuję - odpowiedziała niemrawo i niepewnie, kłaniając się lekko głową. - Ja przepraszam panią najmocniej, wiem że to bardzo niestosowne z naszej strony - Lucja starała się jakoś wytłumaczyć, ale traciła pewność siebie. - Ta książka to pamiątka po naszej zmarłej babci... nie wiedzieliśmy... - wymamrotała i spojrzała na Emila, ale on w ogóle nie wiedział co można by powiedzieć w tej sytuacji. - Zmarłej. Babci. - Kobieta wydała się zaskoczona. - Z biblioteki? - Tak, mój brat podarował sporo książek dla biblioteki i przez pomyłkę oddał też tę jedną, pamiątkową - wyjaśniła spokojnie Lucja, ciesząc się w głębi serca, że przeszli z trudnego tematu utraty bliskich osób, na temat ich zagubionej książki. - I bardzo chcielibyśmy ją odzyskać. To nasza rodzinna pamiątka, po babci - dodał jeszcze Emil. Kobieta wahała się chwilę. - Proszę poczekać - powiedziała i zniknęła w domu. Wyszła po kilkunastu minutach z książka… Lucja odetchnęła z ulgą. Tą jaką widziała na zdjęciu. Pani Olszewska podała ją dziewczynie przez furtkę. - Proszę, tylko niech Pani obieca, że załatwi sprawę z biblioteką. - Oczywiście, załatwię. Nie będą państwa niepokoić - odpowiedziała od razu Lucja i miała zamiar dotrzymać słowa. Ostatnio edytowane przez Mekow : 21-02-2016 o 14:40. | |||
25-02-2016, 13:11 | #5 | ||||||
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" | ||||||