Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-04-2016, 13:07   #1
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
[oWoD: Wampir: Maskarada] - warsztaty - edycja II [18+]






“What are we?
The Damned children of Caine?
The grotesque lords of humanity?
The pitiful wretches of eternal Hell?

We are the vampires and that is enough. I am vampire and that is far more than enough. I am that which must be feared, worshipped and adored.
The world is mine – now and forever!
"


~Gunther Dorn, Das Ungeheuer Darin



Witamy w warsztatach Wampir: Maskarada v.20!
 

Ostatnio edytowane przez corax : 24-04-2016 o 14:55.
corax jest offline  
Stary 27-04-2016, 12:33   #2
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Malcolm Werner


Klub “Flamingo” był podrzędną speluną klasy Z, do której wchodzili jedynie desperaci. Smród tanich papierosów, równie taniego alkoholu, jeszcze tańszego seksu i rzygowin przenikał niemalże mury tego miejsca. Mimo to, Klub „Flamingo” miał wielką zaletę. Mieścił się blisko mieszkania Malcolma, który nad estetykę wnętrz i poziom klienteli przedkładał ilość wypitego alkoholu.

Malcolm Werner, podobnie jak i pozostali goście klubu, stanowił niemalże część jego wystroju. Każdy miał wyznaczony rewir – własne miejsce: czy to przy porysowanym i pociętym barze, czy to w lożach ze zniszczonymi, podartymi kanapami. Rewir niezmienny i przejęty przez zasiedzenie.
Tego wieczora, jak i wielu poprzednich, Wernera otaczał falujący tłum oraz pijackie wrzaski przebijające się przez łupiącą muzykę niskich lotów.

Kolejka za kolejką najtańszej whisky nie chciały utulić jego skołatanych myśli przepełnionych obrazami jej… jego anioła… jego wyzwolenia… jego spełnienia. Alkoholowe szoty przytępiały jednak jego poczucie krzywdy, niespełnienia i rozczarowania…

Podniósł chwiejnie głowę, machnięciem dłoni na barmana wskazując na pustą szklaneczkę i zamarł.
Zmrużył oczy z niedowierzaniem.
Przy barze, wśród popychających się ludzi stała ona…

Tłum wokół niej wirował, zataczał, zamieniał w jedną rozmazaną smugę, karykaturę ludzi…

Stała pośrodku tego człowieczego miszmaszu czysta, nieskalana, nieporuszona. Z tym swoim rozbrajającym, niewinnym uśmiechem. I mógł przysiąc…wpatrzona wprost w niego.

Aż zabolało, aż zaskowyczał z chęci dotknięcia jej, przytulenia, zanurzenia twarzy w jej włosach. Mógł poczuć dotyk jej delikatnych dłoni na twarzy.
Zerwał się z wysokiego barowego stołka mało co nie lądując twarzą na podłodze pełnej niedopałków, rozdeptanych chipsów i łupek po orzeszkach, plam rozlanego alkoholu i czegoś lepkiego…

Gdy złapał pion, ona niknęła w tłumie. Posłała mu jedynie delikatny uśmiech przez ramię.

Przedzierał się przez zastępujący mu drogę tłum, który nagle zdawał się nie mieć końca. Adrenalina dodawała sił, gdy łokciami przebijał sobie drogę za nią.

Wypadł z klubu i rozejrzał się desperacko wokół.
Stała na końcu uliczki, odgarniając włosy z twarzy leniwym gestem, który doprowadzał go do szaleństwa łącząc w sobie niewinność i zmysłowość.
Rzucił się za nią biegiem, krzycząc imię kobiety jak mantrę.

Nie zdawał sobie sprawy, że tak naprawdę zatacza się i bełkocze pod nosem. Ludzie na ulicy odsuwali się z niejakim obrzydzeniem na twarzy, widząc kolejnego, szalonego pijaczka.

Ponownie rozejrzał się za Wiolką. Stała na skraju przejścia dla pieszych, szykując się do przejścia przez ulicę. W jego otumanionym alkoholem łbie pojawiła się nagle myśl:
To szansa… przetnę drogę tu… złapię ją…
Szedł za Wiolą jak po sznurku, omamiony chęcią bycia bliżej i bliżej kobiety.
Dwa pierwsze samochody udało się mu ominąć w pijackim łucie szczęścia. Poczuł kolejny przypływ adrenaliny, gdy była zaledwie kilka kroków przed nim.

Kierowca trzeciego samochodu nie zdążył wymanewrować.
Malcolm poczuł miażdżące uderzenie, stracił oddech…
W ustach poczuł ciepły, metaliczny posmak, gdy jego wrzeszczące bólem ciało upadło na ziemię.
Padając zobaczył jeszcze jak uśmiechnięta Wiola pochyla się nad nim zaglądając mu w oczy…
 

Ostatnio edytowane przez corax : 27-04-2016 o 15:31.
corax jest offline  
Stary 28-04-2016, 20:04   #3
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Comino, Błękitna Laguna, 28 kwietnia 2016, wczesne popołudnie


Błękitna Laguna przy Comino jest popularna wśród turystów - mało kto kto odwiedza Maltę ją ominie, a dowodem są tysiące tandetnych zdjęć które wyskakiwały Momo podczas googlowania za konkurencją. Nikt nie poczeka na “złotą godzinę”, nikt nie dobierze obiektywu, nawet rozstawienie statywu albo znalezienie podparcia najwyraźniej zużywa zbyt dużo czasu.

A Tanaka...czasu miała aż naddto - Louise, zapraszając na Maltę poznaną przez Internet japonkę, wygrzebał gdzieś nierozstrzygnięty od zeszłego roku rządowy konkurs na zdjęcia do folderu reklamującego Comino . Wymogi ułożył ktoś sprytny - żeby odsiać niedzielnych fotografów ( a może żeby nabić kabzę ziomkom prowadzącym jedyny hotel na wyspie ), należało złożyć całą paczkę zdjęć. Trzy razy Wieża Św. Marii, po dwa nocne zdjęcia na Maltę i Gozo, cztery razy Błękitna Laguna( w tym o świcie i o zmierzchu), pięć “wolnych” zdjęć i raz hotel “Comino” - wielokrotnie więcej czasu niż typowy, bogaty turysta byłby chętny poświęcić. Albo ile by mu się opłacało: tysiąc euro to ledwie kilka dni pobytu kiedy mieszka się w tutejszym czterogwiazdkowym hotelu...
Czyli jeden nocleg w namiocie na kamienistym polu kempingowy w zamian za solidną szansę na potrojenie swojego budżetu podróżnego robiąc to co lubi.


Z samotnej skały na której się rozstawiła widać było jak w wodzie, pod “czujnym” okiem ratowników chlejących w budce kąpało się lub nurkowało kilkanaście osób na przestrzeni kilkudziesięciu tysięcy metrów kwadratowych - czyli prawdopodobnie była to najmniej zatłoczona atrakcja turystyczna na Malcie.
Patrząc po nagannej figurze ratowników, najwyraźniej mających już długi staż w niedbaniu o cudze życie, można było dość do tego samego wniosku co wszędzie w Europie: jeżeli nie zadbasz o siebie sama, nikt o ciebie nie zadba. Podróż przez kontynent ogarnięty cichą wojną z imigrantami obfitowała w złe wspomnienia.


Malta miała być odpoczynkiem od tego chaosu. I, wbrew logice, była. Maleńkie, państewko dokładnie na trasie migracji prawie nie zostało nią dotknięte. Sielankę zakłócały ( a może przeciwnie, były jej gwarantem) dwa okręty, RV Galatea i P62, zakotwiczone daleko na horyzoncie.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 01-05-2016 o 19:18.
TomBurgle jest offline  
Stary 28-04-2016, 22:26   #4
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Madison Montgomery


Zaczęła nowe życie. A może powinna myśleć “nie-życie”? Cały jej świat stanął na głowie. Starszy siwy mężczyzna zmienił ją w coś dziwnego. Nie była już człowiekiem. Piła krew. Całe postrzeganie świata zmieniło się w ciągu kilku nocy. Madison Montgomery była wampirem. Jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało. Nie liczyła czasu. Nie wiedziała ile nocy spędziła w zamknięciu. Poił ją krwią zwierząt. Mówił, że to głównie kozy. Wolała nie pytać co jeszcze. Złość na mężczyznę przeplatała się z obrzydzeniem do samej siebie. Chciała uciec. Aż do teraz. Mason przyszedł i jak gdyby nigdy nic zapytał:
- Czy zanim cię przemieniłem słyszałaś o wampirach? Czy w nie wierzyłaś?
Pokiwała przecząco głową.
- Dziś ruszasz sama do miasta. Zaufaj swojemu instynktowi. Znajdź człowieka, z którego się pożywisz. Wiesz jak jeść, żeby nie zabić.
Myśli w jej głowie krążyły niczym huraganowy wiatr.
- Po pożywieniu się wrócisz tutaj. Jeżeli ktokolwiek po twoim wyjściu stąd będzie podejrzewał istnienie wampirów, gwarantuję, nie dotrwasz do świtu.

Po tych słowach zeszła ze statku i ruszyła do miasta. Wciągnęła głęboko powietrze przepełnione zapachem morza. Delektowała sie nim, aż dotarła do pobliskich klubów. Wtedy wypuściła powietrze. Nadal nie przyzwyczaiła się do tego, że nie oddycha. Z klubu akurat wytoczyło się czterech młodych mężczyzn. Wszyscy byli w mniejszym bądź większym stopniu pijani. Była wręcz pewna, że nie musiałaby się specjalnie starać, żeby odciągnąć któregoś w ciemny zauek.

Wtedy zawibrowała komórka. Numer jej koleżanki Bernadet. Razem przez jakiś czas pracowały w schronisku, później ich drogi się rozeszły. Teraz Madi była martwa, a Bernadet pisała:

Cytat:
“Napadli na schronisko. Jestem sama. Pomóź”
Wampirzyca zastanawiała się dlaczego napisała akurat do niej. Kto napadł na schronisko? Gdzie jest Sam, kierownik schroniska. Nie mogła się teraz brać za picie krwi podpitych turystów. Jej znajoma była w potrzebie...



Loren “Violet” Fizzy

Violet przyjęła zlecenie. Ostatnio coraz rzadziej zajmowała się tą pracą. Jednak tym razem była okazja dobrego zarobku. Podobno jakiś fetyszysta chciał jej zaoferować naprawdę dobre pieniądze. Wysiadła z taksówki poprawiając swoje wyzywajace ubranie. Dzielnica nie wyglądała ciekawie. Od blisko pięćdziesięciu lat stocznie były nieużywane. Praca w nich zniknęła wraz z flotą brytyjską. Jednak Violet miała to gdzieś. Był tu ktoś gotów zapłacić za jej usługi. Dotarła pod wskazany adres i zapukała do drzwi. Otworzył jej wysoki mężczyzna, którego twarzy dobrze nie widziała. Zaprosił do przestronnego pomieszczenia. W dużym pokoju były dwie rury przypominajace te, które widywała w klubie ze striptizem. Poza nimi w całym pomieszczeniu był tylko fotel i stolik kawowy. Na stoliku były pieniądze. Banknoty 50 euro ułożone w równych kosteczkach.
- Jak rozumiem, panna Violet. Tutaj znajduje się trzydzieści pięć tysięcy euro w gotówce. Obok jest też kontrakt. Proszę zapoznać się ze szczegółami. Są tam podane słowa bezpieczeństwa. Pierwsze w wypadku zbliżenia się do granicy. Drugie, na wypadek gdybym granicę przekroczył.

Murzynka zapoznała się z kontraktem. Standardowe formułki. Zgoda na poniżanie, bicie bez pozostawiania trwałych okaleczeń. Przymuszenie do stosunków oralnych, analnych. Zabawki erotyczne. Dildo. Korki analne. Cały arsenał, jaki poznała w dotychczasowej pracy. Nic zaskakującego. Podpisała kontrakt bez wahania.

Mężczyzna stanął bliżej niej. Mogła zobaczyć dokładnie jego twarz.

- Rozbierz się. A później załóż łańcuchy - zgodnie z kontraktem wykonała posłusznie jego polecenia. Kompletnie naga stanęła między dwiema stalowymi rurami. Teraz już widziała, że zwisają z nich potężne stalowe łańcuchy zakończone kajdanami. Zapięła je najpierw wokół kostek, później wokół lewego nadgarstka. Przy prawym nadgarstku mężczyzna jej pomógł. Stała więc kompletnie naga. Skuta. Rozpięta na kształt litery X. Czekając na karę jaką jej wymierzy. Myśląc na co wyda pieniądze. Odcinała swój umysł od ciała tak jak robiła to zawsze.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 29-04-2016, 13:10   #5
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Namiko siedziała na skałce, przyglądając się spokojnej jasnej wodzie laguny i odpoczywając po długim spacerze. Niedługo zacznie się sezon turystyczny, gorące oczekiwanie wisiało w powietrzu i nawet jej udzielała się ta atmosfera.
Dziewczyna stwierdziła, że miała szczęście, gdyby, przyjechała tu miesiąc później, nie miałaby szans na zrobienie dobrych zdjęć. Turyści wylewaliby się z każdego skrawka wyspy, psując swymi osobami kadrowania, a ona sama nie odpoczęłaby po długiej i męczącej podróży z Azji.
Przykładając obiektyw do oka, Tanaka cyknęła parę ujęć plaży oraz skalistej linii brzegowej. Fotografowała wszystko jak leci, nie mając do końca ułożonego planu jakie prace wysłałaby na konkurs i… czy w ogóle się na to zdecyduje. Przełączyła się w tryb czuwania, obserwowała, niczym przyczajony drapieżnik. Zakładając plecak na ramiona, ruszyła powoli wzdłuż brzegu, inhalując się morskim powietrzem i grzejąc w wiosennym słońcu. Od czasu do czasu przystając by sfotografować coś lub kogoś, co przykuło jej uwagę. Czasem rozstawiając statyw i podłączając teleobiektyw, dumała nad trzmielem, kotłującym się w kielichu kwiatu lub robiła wdzięczne portrety tłustych jaszczurek zażywających kąpieli słonecznej.
Może to właśnie to pasywne podejście, a może po prostu Momo miała doskonały słuch. Między szumem fal rozbijających się o odległy o kilkanaście metrów klif a hukiem wiatru przewalającym się przez płaską, odsłoniętą wysepkę usłyszała ludzkie głosy. Co było o tyle kłopotliwe, że jedyni ludzie w zasięgu wzroku to wycieczka idąca w stronę wieży Świętej Marii kilkaset metrów dalej.
Namiko cofnęła urządzenie od twarzy, rozglądając się niepewnie. Nie była sama? Zawieszając aparat przez ramię, przyjrzała się swojemu bliskiemu otoczeniu, w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogli schować się nieproszeni turyści (bo w sumie, kto inny?).
Dwa kroki w bok, w dowolnym kierunku i nie było ich już zupełnie słychać. Wysepka była całkiem płaska - chropowaty kamienny stół kilka metrów nad wodą. W końcu po kilku minutach znalazła źródło dźwięku: między niskimi krzewami, pod kamieniami były kilkunastocentymetrowe dziury prowadzące wgłąb skały. I to stamtąd dobiegały męskie głosy.
Tanaka kucnęła zaciekawiona przyglądając się szparom w ziemi. Poczuła znajomą ekscytację, którą odczuwała, za każdym razem, gdy spotykała na ulicy “ciekawego” człowieka, którego momentalnie pragnęła śledzić i obserwować. Zdejmując cicho plecak, przesunęła aparat na plecy, podtrzymując go jedną ręką, by nie zjechał, po czym zajrzała do jednej ze szpar.
Otwór zakręcał kilkanaście centymetrów głębiej i jedyne co można było zobaczyć to wyżłobiona wodą ściana. Ale za to z tej pozycji było słychać jeszcze wyraźniej, i nawet dało się rozróżnić słowa. Tyle że po maltańsku.

Intelekt ST 8, 7 kości+wydany punkt siły woli, 2244690, 3 sukcesy
tyle co jesteś na wyspie zdążyłaś mniej więcej załapać podstawowe zwroty i trochę więcej



- ...dziś w nocy, pogoda będzie odpowiednia…- jeden z mężczyzn był dość przejęty. I mówił dziwnym głosem, jakby coś stało mu w gardle. Chlupot wody na dole zagłuszył resztę zdania.
-...co będzie potrzebne, a resztę gdzie? Przygotowałeś jakieś miejsce? - drugi miał wysoki, niemal piskliwy głos
- Za ...będą wykopaliska, tam to podrzucimy - podobne chlupnięcie, jakby...wiosło?
“Noc. Wykopaliska. Tajemniczy obiekt do podrzucenia.” Japonka wciągnęła powietrze do płuc, na chwilę zamierając i analizując sytuację. Co można podkładać na wykopaliska? Trupa, narkotyki? Nieee, to bez sensu. Za wysokie progi, na tak malutką wyspę… choć w sumie, kto wie co ci Europejczycy mają w głowach. “Falsyfikat.” w jej głowie wyklarowała się pewna myśl, która zarażała jej wyobraźnię niczym wirus.
Tanaka postanowiła zaryzykować i podsłuchiwać ile się da.
Mężczyźni najwyraźniej nie obawiali się wykrycia, bo rozmawiali dalej
- … ruszamy kiedy? Tak jak mówiłeś? - przejęty mężczyzna napastliwie dopytywał - Stąd, pierwszym promem rano? - azjatka nie słyszała żeby drugi coś odpowiedział - Kiedy przybędą?
- Dziś wieczorem - nagle chlupotanie nabrało na intensywności i bardzo szybko zaczęło się oddalać.
Zaraz, że niby kto przybędzie? Chodziło mu o archeologów, czy oni przypadkiem nie powinni być na wykopaliskach, gdyż jak sama nazwa wskazuje są w “trakcie wykopów”?
Namiko sprawdziła inne dziury, czy coś przez nie słychać lub widać, oraz… starała się sprawdzić czy przypadkiem nie prowadzą po całej długości podwodnej jaskini. Tak, dziewczyna zamierzała tam zajrzeć i być może… zrobić przykładową “pocztówkę”.
Szukanie igły w stogu siana - czy też w tym przypadku dziury pod kamieniem w jednym wielkim stosie kamieni przykrytym okazjonalnym krzaczkiem - nie dała zbyt dobrych rezultatów. Co gorsza, najbliżej tego punktu na urwisku od strony wybrzeża nawet nie było widać wejścia to jaskini. Głosy ucichły.

Percepcja+Survival ST7, 7 kości, 3333479, 2 sukcesy
głosy przesuwały się mniej więcej z wschodu na południe - a na południu Comico jest właśnie stara joannicka wieża i najmniej strome urwiska



Namiko zarzuciła ponownie plecak na ramiona, po czym udała się szybkim krokiem na południe, o ile dobrze pamiętała i orientowała się w terenie, to właśnie w tamtym kierunku zdawały udawać się chlupnięcia wioseł. Nawet jeśli był to strzał w ciemno, dziewczyna postanowiła zrobić parę ujęć wieży i może urwiska z samego szczytu.
Dochodząc do brzegu, rozstawiła na spokojnie statyw, pamiętając po co właściwie przybyła na wyspę, po czym cyknęła kilka “widokówek”, z góry, z dołu i nawet w jednej suchej jaskini. Widoki były zaprawdę urocze, ale nie umywały się w żaden sposób do jej rodzinnych wysepek, tętniących życiem tysięcy piewików ukrytych w gąszczu soczystej zieleni. W Europie nawet jeśli jakieś cykady były, ich śpiew był rozczarowująco cichy i zagłuszany przez miejskie życie. Taka sceneria, była nie do pomyślenia, nawet dla zabieganych tokijczyków.

Choć spędziła nad klifem trochę czasu, nie doczekała się widoku tajemniczych rozmówców, postanowiła więc wrócić do “cywilizacji” i wykupić jeden nocleg na kempingu, oraz by wzbogacić się o jakąś ulotkową mapkę okolicy, plus kilka informacji na temat tajemniczych wykopalisk.
A nuż złapie gdzieś wi-fi i na spokojnie zrobi dodatkowy, szybki research?
Wtykając w uszy słuchawki mp3, ruszyła w drogę powrotną w rytm jpopowych piosenek.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 30-04-2016, 12:22   #6
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Malcom poczuł szarpnięcie, w tle brzmiały przeraźliwie ostre dźwięki, których echo rozsadzało mu czaszkę. Był całkowicie skołowany, jego ciało nie wiedziało gdzie góra, gdzie dół. Coś pipczało nieregularnie w tle.
Jednostajny szum nagle wybił się na przód wszelkich dochodzących do wrażeń. I zapach. Zapach szpitalny, środków odkażających. Prócz tego panowała cisza. Czy też może to jemu się zdało?
- Malcolm? - przed twarzą mężczyzny pojawiła się twarz ukochanej. Odcinała się ostro od białego światła w tle. - Malcolm, słyszysz mnie? - patrzyła z lekkim uśmiechem i ciepłem w oczach.
To nie mogła być prawda, to nie mogła być ona. To najpewniej były jakieś urojenia. Całe ciało go bolało, do tego był mocno pijany. Z drugiej jednak strony tak bardzo chciał, żeby to była ona. Wróciła, odnalazła go, w końcu będą razem, a wtedy na pewno wszystko się zmieni, ale to oczywiście było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
- To ty? Wio… - ledwo wybełkotał, kiedy całe ciało przeszył ogromny ból.
- Malcolm, posłuchaj… - spojrzenie kobiety nagle przepełniła ciekawość. Lecz dla zamroczonego scenarzysty nie miało to żadnego znaczenia. - Posłuchaj mnie. - delikatna dłoń odwróciła twarz mężczyzny lekko, zmuszając go do skupienia odpływającego wzroku - Umierasz - stwierdziła jakoś beznamiętnie, po prostu. - A ja tego nie chcę. Chcę, byś został ze mną - głos ukochanej stał się czuły, pieścił skołowany umysł. - Zostaniesz? - uśmiechnęła się leciutko z niejakim smuteczkiem.
Malcolm był totalnie skołowany całą sytuacją. Jej tu nie ma, to wszystko nie dzieje się naprawdę… Ale przecież czuł jej dotyk, jej głos uspokajał go, więc może to wszystko jednak było prawdziwe.
- Zostanę - udało mu się wymówić to słowo całkiem wyraźnie.
Twarz Wiolki zniknęła sprzed jego twarzy. Jej miejsce zastąpiło ponownie oślepiające, ostre, białe światło.
W tle usłyszał dwukrotne walnięcie i nagle poczuł, że skręca. W przebyłysku świadomości miał wrażenie, że jadą ambulansem. Ten dziwny wyjący dźwięki… to sygnał…
Zaczął odpływać, przed oczami mając zacieśniający się ciemny tunel. Poczuł jej zapach przy sobie i nagle…
Nagle jego obolałe ciało przejęła ekstaza….
Nigdy wcześniej nie czuł tak wielkiej, dogłębnej przyjemności. Nigdy żaden orgazm nie zapewnił mu takiej rozkoszy. Ciało Malcolma niemalże sięgało Nirvany.
Poczuł się tak jakby mógł zrobić wszystko. Ból całkowicie ustąpił. Z jednej strony czuł ogromne podniecenie, z drugiej jednak cały czas nie wiedział, co się z nim dzieje. Nie wiedział, gdzie jest, co się z nim dzieje, ale w tym momencie to tak naprawdę nie miało zbyt dużego znaczenia.
W chwili gdy świadomość zaczęła go opuszczać poczuł w ustach ciepły, metaliczny posmak.
Usłyszał jakiś lekko chrapliwy głos tuż przy uchu.
- Pij, Malcolm, pij…
Ciepłe krople wpadały do ust mężczyzny lecz on powoli zaczynał odczuwać agonię. Jego do tej pory obolałe ciało przejął ból, który sprawił, że chciał drapać swe oczy. Nie mógł. Ręce i nogi odmawiały posłuszeństwa. Mózg nie przesyłał już sygnałów do kończyn. W trzewiach mężczyzny wybuchło zatykające dech epicentrum bólu.
Chciał, żeby to wszystko się skończyło i to jak najszybciej. Niech już umrze w końcu i będzie miał to, czego pragnął już od kilku lat, czyli święty spokój. Ból był nie do zniesienia, niech ktoś teraz podejdzie i go dobije. Nie wytrzyma już dłużej…
Gdzieś na krańcu postrzegania słyszał chrapliwy głos szepczący czule i uspokajający.
Nie pomagało.

Gdy ponownie otworzył oczy nie czuł już bólu.
Czuł za to przeraźliwy, dominujący głód.
I zimno.
Przenikające go po czubki palców.

Gdzieś z prawej strony dobiegło go rytmiczne, szybkie bicie… serca?
I ten zapach!!!
Do Malcolma dotarło, że nie jest sam w pomieszczeniu.
Głód dyktował to co stało się dalej.
Gwałtownie odwrócił się w kierunku rytmicznych uderzeń, zmysły przepłniała żądza zaspokojenia głodu, napchania trzewi, ogrzania się. Jakoś, nie ważne jak. Tu i teraz.
W kącie pomieszczenia ujrzał dziewczynę.
Skrępowaną, rozczochraną, zakneblowaną.
Gdzie niegdzie z nacięć na skórze sączyła się krew.
Jęknęła głośno widząc spojrzenie mężczyzny- bestii skierowane na siebie. Wcisnęła się dalej w kąt, kręcąc głową. Przerażone oczy rozszerzyły się…

Uderzenie serca…
Drugie….
Głód…

Nie mógł się powstrzymać, głód był zbyt wielki. Dziewczyna była łatwym celem, czuł jej krew, słyszał jej bicie serca. Im więcej czuł, tym bardziej robił się głodny. Spojrzał na swoje dłonie, które lekko drżały, nie mógł już powstrzymać swojego ciała. Nie myślał o niczym innym. Nawet kiedy próbował skupić się na czymś innym, jego myśli natychmiast wracały do dziewczyny i do tego, jak będzie świetnie smakowała. Spojrzał jej prosto w oczy, dał jej jeszcze chwilę nadziei, po czym rzucił się na nią bez opamiętania.
Reagował czystym instynktem, był czystym instynktem. Nie zdziwił się nawet gdy poczuł lekkie swędzenie, delikatny ból dziąseł. Zupełnie nie zarejestrował wgryzania się w pulsujące tak pysznie miejsce na szyi dziewczyny. Liczył się tylko smak rozpływający się w ustach.
Każdy łyk rozprowadzający ciepło po jego ciele, ogrzewający go ponownie.
Przycisnął dziewczynę z całych sił do siebie, aby wgryźć się głębiej.
Usłyszał swój własny głuchy pomruk. Nie przerwał jednak picia.

Dziewczyna najpierw przerażona, teraz zupełnie bezwolna w jego ramionach, jęczała głośno w rozkoszy.
Wychłeptał ile dał rady, gdy usłyszał nagle ruch za plecami:
- Dość! - męski, lekko ochrypły głos nie zostawiał wiele miejsca na dyskusje.
Nagle wszystko się uspokoiło, nie czuł już głodu i dopiero w tym momencie zaczęło do niego dochodzić, co tak naprawdę zrobił. Spojrzał na dziewczynę, której krew jeszcze ściekała po szyi i odsunął się od niej gwałtownie. To było czyste szleństwo, przecież jeszcze chwilę temu siedział w knajpie i upijał się do nieprzytomności, a teraz nie wiedział gdzie jest i co się z nim dzieje. W takich momentach najlepszy był papieros, to zawsze pomagało. Zaczął szukać paczki po kieszeniach, ale niestety musiał zostawić je w barze, który opuścił w pośpiechu. Niedobrze, bardzo niedobrze...
Odwrócił się w stronę głosu, który przed chwilą przywołał go do porządku.Chciał się napić, jak zawsze z resztą w stresujących momentach, ale niestety, teraz raczej nie mógł na to liczyć.

Jeszcze parę chwil temu mógł przysiąc, że w pomieszczeniu był sam.
Zaraz?
Pomieszczeniu?
Przypominało ono raczej jakiś loch niczym ze starych filmów. Ciężkie murowane ściany, równie ciężkie metalowe, okute wrota.
Dziewczyna padła bez ruchu tam gdzie ją zostawił.
Gdy się odwrócił, zobaczył średniego wzrostu mężczyznę z ciemnymi włosami zaczesanymi w staroświeckim stylu do tyłu. Chyba napomadowane?
Miał na sobie elegancki garnitur i błyszczące czystością buty. Ręce założył za sobą i przyglądał się z ciekawością Wernerowi.
- Zapewne masz pytania - stwierdził raczej niż spytał. Postąpił krok do przodu. Malcolm miał nieodparte wrażenie, że przygląda się mu jak pająk musze.
Malcolm tylko nerwowo się zaśmiał.
- Oczwiście, że mam pytania. Chciałbym wiedzieć, co się tutaj do cholery dzieje? Gdzie ja jestem? Co się ze mną stało? A przede wszystkim kim ty jesteś? - zaczął powoli irytować się całą tą sytuacją.
- Ah - uśmiechnął się mężczyzna - Tak wiele, wiele pytań. I tak mało cierpliwości - uśmiech poszerzył się. - Mój drogi, drogi chłopcze - zaczął z emfazą by wbić się spojrzeniem ponownie w twarz scenarzysty. - Czy pamiętasz co się działo zanim się tutaj obudziłeś? - spojrzenie musnęło postać Wernera, przez chwilę spoczęło na dziewczynie ledwo wciągającej powietrze. Uśmiechnął się z lekkim smutkiem na ten widok.
- Po pierwsze, nie chłopcze - powiedział z irytacją w głosie. - Piłem w knajpie, a później zobaczyłem… Kogoś… Wybiegłem na ulicę i to wszystko, co pamiętam.
- Cóż… a kogo zobaczyłeś? - mężczyzna był nagle bardzo rozbawiony - Czy możliwe jest, że pannę Crown?
- Może i ją… - nagle zamilkł. - Zaraz, zaraz, a skąd ty ją znasz? Skąd o niej wiesz?
W zaskoczeniu mrugnął.
Przed nim mężczyzna nagle zamienił się w ….Wiolę. Odsunęła włosy za ucho i podniosła wzrok na Malcolma.
- Obiecałeś, że zostaniesz ze mną… - wyszeptała kusząco.
Werner zrobił mocno zdziwioną minę.
- Co tu się do cholery dzieje? Kim ty jesteś człowieku?
Stojąca przed nim ukochana odezwała się:
- Malcolm, kochanie… podarowałam Ci drugą szansę. Tak jak chciałeś. Tak jak się zgodziłeś. Jestem Twym stwórcą, a Ty mym dzieckiem - usta Wioli nagle wyciągnęły się w szaleńczym uśmiechu niczym usta Jokera. Zaczęła się powoli zbliżać do Wernera. - Czy to nie wspaniale? Mamy dla siebie całą wieczność…
- Ja nie jestem niczyim dzieckiem, co ty wygadujesz? - Malcolm pokręcił głową, cały czas miał nadzieję, że to tylko zły sen i zaraz się obudzi. - Jaka wieczność? Kończ już lepiej te przedstawienie i powiedz mi o co tutaj chodzi.
- Przemieniłam Cię, jesteś taki jak ja - w głosie Wioli brzmiała radość. Minęła Malcolma muskając palcami po policzku i ukucnęła przy dziewczynie. - Pijesz krew, zabijasz ludzi - uniosła ramię dziewczyny i upuściła je. Opadło bezwładnie. - Co to znaczy mój drogi chłopcze? - spojrzała na Wernera znad truchła kobiety.
- Co ja mówiłem o nazywaniu mnie chłopcem? Nie jestem żadnym chłopcem - podszedł do martwej dziewczyny i kucnął przy niej. - Ja… Ja nie wiedziałem, co robię, nie mogłem nad tym zapanować.
- Dobrze. Dobrze - pokiwała Wiola wesoło i zachęcająco - Myśl dalej… co to znaczy… krew, zabijanie, co czułeś? - mówiła tonem nauczycielki ciekawej i obserwującej dziecko przy odpytywaniu przy tablicy.
- Czułem ogromny głód, nie mogłem się powstrzymać, żeby nie wypić wszystkiego. Picie krwi, jak jakiś wampir albo co… - nagle dotarło do niego, że coś się w nim zmieniło. Szok, tak to można nazwać. Szok, gdy zorientował się, że nie oddycha. Wszystko zaczęło się układać w jedną całość. Picie krwi, brak oddechu. - Zamieniłeś mnie w wampira?
Wiolka na powrót stała się wypomadowanym mężczyzną.
- Bardzo dobrze, mój drogi chłopcze - pokiwał znowu wciąż kucając niedaleko samego Wernera. - I teraz jesteś mój - dodał z zachwytem. I jakimś dzikim błyskiem w oku. - Teraz zostawię Cię na chwilkę, ale nie martw się. Wrócę. Ty zaś odpoczywaj - wyciągnął dłoń chcąc pogłaskać Wernera po głowie, jak … grzecznego chłopca?
Malcolm szybko odsunął się od mężczyzny.
- Nie mów do mnie chłopcze - powiedział do niego, miał nadzieję, że ostatni raz. Na samą myśl, że mógłby go dotknąć, robiło mu się niedobrze. Ten facet zaczął mu mocno działać na nerwy. Tak w ogóle, to kto mu pozwolił go przemieniać. I jeszcze na dokładkę cały czas mówił do niego chłopcze. Malcolm miał nadzieję, że kiedy mężczyzna wróci, odpowie na wszystkie jego pytania. Spojrzał jeszcze raz na martwą dziewczynę. Nie chciał jej zabijać, ale nie mógł nic z tym zrobić, to było silniejsze od niego. Miał tylko nadzieję, że następnym razem będzie w stanie się powstrzymać.
 
Morfik jest offline  
Stary 01-05-2016, 19:25   #7
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Evelyn Bradley

Bankiet angielski na Uniwersytecie Malty w końcu cichł. Samotna, porzucona Evelyn została w kącie sali. No, może tak faktycznie nie porzucona - doktor Williamson był w zasięgu wzroku, tłumacząc jakiemuś ważniakowi że jego podopieczna wcale nie chciała go urazić, a jedynie - jak podsłuchała “ zachłysnęła się przygodą “.

Trzygodzinna impreza nie okazała się zupełnym marnotrawstwem czasu. Ku przerażeniu nieśmiałej dziewczyny, była niejako gwiazdą wieczoru - to ich grupę witano. Samuel był tu regularnym gościem, więc nie wzbudzał takiego zainteresowania...a chyba do tego co nieco o niej naopowiadał.
Cały wieczór ktoś czegoś od niej chciał - duet kobiet w wydekoltowanych karminowych sukniach umyślił sobie przetrzepać ją z historii Malty ( co zdała śpiewająco, ale kto to w ogóle był? ), uprzejmy starszy mężczyzna w smokingu przepędził je i nienachalnie zabawiał Evelyn, ale ledwie zdołała ukryć grozę gdy odciągnięto go od niej dyskretnym “panie premierze”. Ktoś inny mimochodem wyciągnął z niej że zupełnie nie zna harmonogramu swojego pobytu na wyspie, a jakiś długowłosy młodzik którego oceniła jako studenta okazał się być szefem jej wykopalisk. Jednym słowem - bajzel. Taki do sprzątania przez resztę pobytu. Do oszołomionego umysłu brytyjki zaczęły spływać informacje które otrzymała - jutro rano mieli rozmowę która zadecyduje o ich budżecie i harmonogramie, a ćwierć obecnych na sali ludzi miała głos w tej sprawie.

Kątem oka zauważyła grymas na twarzy opiekuna, kiedy zerknął w jej stronę. Samuel nerwowo pochylił się do stojącego tyłem do Evelyn rozmówcy, ściskając go za ramię i chwilę później ruszył z impetem w stronę dziewczyny. Ale miał do pokonania prawie całą salę.
Bezwiednie obracając się w zgodnym kierunku, rudzielec niemal uderzył czołem w stojącego mężczyznę. Miękkim krokiem uniknęła wypadku - i nawet udało się nie potrącić jej kelnera z tyłu. Ale jedno spojrzenie zapowiedziało że to nie koniec kłopotów

Wyższy o pół głowy mężczyzna z szelmowskim uśmiechem wpatrywał się właśnie w nią. Był przystojny, owszem, ale ubrany skromniej niż inni - dużo bliżej tego co miała na sobie sama Evelyn. I...coś jeszcze, ale miała problem to nazwać.
- Penny for your thoughts? - zagadnął, bez pytania podając z tacy spory kielich z czerwonym winem. Pobudzone zmysły niemal natychmiast wyłapały aromat. - Zamyśliłaś się -
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 02-05-2016, 11:35   #8
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Malcolm Werner


Siedział rozzłoszczony niczym wielkie, dorosłe dziecko. Nadęty, sfochowany. Gdyby mógł oddychać pewnie sapałby ze złości.
Oburzony bezczelnym i zagadkowym zachowaniem mężczyzny. Jego tupetem. Wypełniało go poczucie wstrętu. Tylko do kogo? Do jego Stwórcy? Czy może do siebie? Sam nie wiedział i za cholerę nie będzie nad tym rozmyślał.

"Chłopcze" - scenarzystą aż zatrzęsło.

Dlaczego ten koleś zostawił tę dziewczynę z nim?

Im dłużej przyglądał się trupowi dziewczyny tym bardziej miał wrażenie, że słyszy głos. Jej głos?! Tak, z całą pewnością coś marudziła pod nosem. Cicho ledwie na granicy słyszalności.

Odwrócił wzrok uznając jak dziecko, że jeśli czegoś nie widzi, to tego czegoś nie ma.
Mimo to głos stał się nieco wyraźniejszy.
Poddał się zastanawiając, co ona tam mówi?
Wytężył słuch.

„Malcolm…”
„Malcolm… dlaczego?”



Raptownie spojrzał na sztywne ciało dziewczyny.
Kobiety, którą zabił.
Leżała z szeroko otwartymi oczami, jakby zdziwiona.
Był pewien, że nie żyje.
Dziewczyna mrugnęła…i uniosła głowę.
„DLACZEGO?! DLACZEGO?! DLACZEGO MNIE ZABIŁEŚ?!?!?!” – wrzask pierwszej ofiary wypełnił głowę scenarzysty, wpatrzonego z niedowierzaniem w jej zasnute śmiertelną mgiełką oczy...
 
corax jest offline  
Stary 04-05-2016, 19:11   #9
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

- Jak rozumiem, panna Violet. - Violet pokiwała głową wpatrując się w oczy klienta

- Tutaj znajduje się trzydzieści pięć tysięcy euro w gotówce. - kobieta spuściła wzrok na gotówkę - Obok jest też kontrakt. - spojrzała, był - Proszę zapoznać się ze szczegółami. Są tam podane słowa bezpieczeństwa. Pierwsze w wypadku zbliżenia się do granicy. Drugie, na wypadek gdybym granicę przekroczył. - Violet przekartkowała formułkę, w zasadzie mogła pochodzić nawet ze strony internetowej albo jej profilu xxx, trochę się zdziwiła że nie pisze nic o video, zazwyczaj ludzie chcieli to sobie nagrywać no ale, klient jest panem a euro jest euro. Kobieta podliczyła pieniądze po czym podpisała papiery.

Powoli zsunęła z siebie halkę, pozwalając by syntetyczny materiał ześliznął się po jej skórze na brudną podłogę “lochu” jak Violet lubiła myśleć o takich miejscach. Podeszła do rur takim krokiem, jakby miała za chwilę przy nich tańczyć burleskę.

Kiedy została rozkrzyżowana i spięta kajdanami, oddychała ciężej, wysyłając swoim ciałem sygnał napięcia, niepewności i strachu. Zastanawiała się czy mężczyzna będzie ją najpierw mapował - czyli zaczynał uderzać słabiej, dopiero przechodząc do mocniejszych uderzeń i chwytów, pozwalając jej przyzwyczaić się do bólu, czy też zacznie obrazu z maksymalną brutalnością. Cóż,,zaraz się okaże. Violet była profesjonalistką, nic nie jadła i nic nie piła od dwunastu godzin. Nie mogła się więc zsikać ze strachu. Co nie oznaczało że jest sucha.
Violet nie miała żadnych planów na najbliższą przyszłość, oczywiście trzymała pieniądze na koncie walutowym i złoto w depozycie ale jej codzienne rozrywki były czysto hedonistyczne. Kiedy nie pracowała lubiła po prostu pławić się w luksusie, odbijała sobie za lata spędzone w nędzy i poniżeniu, żyła tu i teraz. Po tej robocie spędzi tydzień w spa, pływając w mleku i pijąc coś słodkiego.
Ale najpierw…
Przygryzła wargę i ruchem gałek ocznych śledziła pozycję mężczyzny. Przyjemność przyszła nagle. To co poczuła było niesamowite. Przeżyła wiele orgazmów w swoim życiu. Jeszcze więcej udawała. Ale takie uczucie przeżywała pierwszy raz. Wysoki blondyn stojąc za nią wpił się w jej szyję, trzymając jej głowę i zasłaniając oczy. Czuła, że przegryzł jej skórę. Przebił się i ssał jej krew. Ale nie czuła bólu.
Violet jęknęła, gdy mężczyzna przegryzł jej skórę. w pierwszym odruchu przypomniała sobie o tym jak pierwszy raz spotkała Hudiniego, jak on i zgraja jego koleżków bawiło się nią w dzikim gangbang’u i gryzło plastikowymi kłami. Straciła tamtej nocy chyba szklankę juchy. A potem kąpiel w mleku i czekoladowe szejki…
“- Jak on to zrobił, że nie boli?” - gdzieś głęboko w świadomości kobiety zastukała myśl. “- Jakieś dragi” - jedyne co przychodziło jej na myśl. “- Tylko co? antyseptyczny krem?
Nieważne, jest super!” - Violet wiła się starając potrzeć o siebie rozkrzyżowanymi udami.
Kobieta wydała z siebie w ekstazie nieartykułowany dźwięk, coś jak konanie od łaskotek. Wzdrygała się potrząsając łańcuchami jakby próbowała się dotykać po całym ciele.
On położył dłoń na jej boku i powili wodził nią w górę w stronę piersi, a później w dół opierajac na pośladku. Później wędrował w drugą stronę. bawiąc się palcami i delikatnie łaskocząc po podbrzuszu. Violet czuła się coraz bardziej śpiąca. Kolejne sceny pamiętała jak przez sen. Czuła w ustach metaliczny posmak. Czy piła krew? Na pewno całowała i lizała jego nadgarstek.
Kiedy była kilkuletnim jeszcze dzieckiem, wygadała ku górze na pokład poprzez podłogę ze stalowej kraty. Ściśnięta w ładowni wraz z innymi, cierpiała głód i pragnienie. Jedynym źródłem pokarmu i wody były resztki które spadały przez szczeliny kraty, pomyje czy szczyny marynarza, który akurat postanowił zadrwić sobie z umęczonych ludzi.
Malutka Ayo stawała na paluszkach i z otwartymi na całą szerokość spękanymi ustami spijała krople z wyżymanej na pokładzie ściery. Ciecz miała posmak oleju i smród stęchlizny, dla Ayo tak smakowało i pachniało życie. Alternatywą była śmierć. Śmierć nie miała koloru, smaku, zapachu, tylko pustka. Dlatego i teraz piła, ssała łapczywie, cokolwiek to było. Przyjemne ciepło wypełniało jej ciało. Czuła się wolna, chodź skrępowana. Zasęła
Ból trafił ją z siłą tsunami. Ayo nigdy się tak nie czuła. Wielokrotnie była bita, ale tym razem czuła jakby jej organy wewnętrzne pękały. Miała wrażenie, że jej mięśnie odrywają się od kości. Całe jej ciało składało się z bólu. Krzyk wyrwał się z gardła. Szarpała się, jednak łańcuchy skutecznie unieruchamiały jej kończyny. Zgrzyt metalu świadczył o tym, że kajdany są na skraju wytrzymałości. Przetarcia na nadgarstkach były niczym w porównaniu z tym co czuła w środku. Wierzgała się jak dzikie zwierzę, zwierzę którym jest każdy człowiek gdy zaznaje męki. Jak drapieżnik starający się odgryźć własną łapę gdy ta uwięziona w sidle. Wyła, warczała wręcz by ostatecznie popaść w katatonie jakiegoś skomlenia. Jej oczy uciekały do tyłu gdy niczym w transie rwała ręce do tyłu, starając się je chyba urwać. Próbowała coś chwycić zębami na ślepo, cokolwiek, ostatecznie natrafiła na własne ramie i zaczęła wściekle je szarpać.Blondyn spojrzał na nią i lekko przekrzywił głowę. Ogniwa łańcuchów się naciągały. Na twarzy blondyna wykwitł uśmiech.
- Mówiono mi że jesteś silna. Zdeterminowana. Teraz myślę, że popełniłem błąd.

Rzut na opanowanie szału,
samokontrola ST 10, wydany 1 ptk siły woli i 5 kosci; rzut: 10, 3, 1, 3, 2.
1 anuluje 10, jeden sukces.


Kiedy do uszu targanej nienaturalnym szaleństwem Violet dotarł męski głos, jej dłonie chwyciły za łańcuchy i uniosły ciało do góry. Zdziczała kobieta zadarła głowę do góry i zaczęła węszyć, szukać źródła głosu, potencjalnej ofiary do rozszarpania… zjedzenia… wypatroszenia… Jednak jednocześnie, gdzieś w jej umyśle zaświtała myśl, że to wszystko jest jakieś nienormalne, że jest pod wpływem jakiś prochów i dalej jest w pracy.
- ...iono mi że... ...este... ...lna. Zde… ...in… ...na. Te… ...z my… ...ę, ż... popełni... błąd. - Jakimś cudem, Violet udało się przypomnieć, choć na moment gdzie się znajduje. Jej ciało opadło i zawisło bezwolnie na na łańcuchach.
- Błąd? ta.. k Proszę Pana, byłam bardzo nieposłuszna, chyba musi mnie Pan ukarać Proszę Pana… - wymamrotała wulgarnie z opuszczoną głową starając się skupić na pracy jak tylko mogła. Liczyła, że pomoże to odegnać odurzenie “dziwnymi prochami” jakimi mężczyzna musiał ją naszpikować. Kiedy już wydawało się jej, że nad sobą panuje, ogromna, przytłaczająca żądza mordu na nowo, powoli lecz miarowo wypływała na powierzchnię. Ciało kobiety, dopiero co rozluźnione, zaczęło się znów napinać. “- Kurwa, ile ja wzięłam tego świństwa i czemu wcześniej o czymś takim nie słyszałam?” - pomyślała przerażona Violet, czując jak traci nad sobą kontrolę.
- Niesamowita siła woli. Może jednak masz tę determinację której szukałem. Do zobaczenia jutro. - blondyn wyszedł jak gdyby nigdy nic. Zostawił targaną złością kobietę. Nagą. Skutą. Targaną gniewem. Bardzo się zmęczyła w swoich atakach agresji. Opadła z sił tuż przed świtem.

Gdy otworzyła oczy czuła ogromny głód. Nie było to znane ściskanie w żołądku. Była to głęboka potrzeba zjedzenia czegoś. Posilenia się. Wtedy pojawił się ten sam blondyn co poprzednio. Dziwnie pachniał. Miał ze sobą coś co przypominało kielich. Zapach roznoszący się w powietrzu pogłębiał głód jaki czuła Violet.

Rzut na samokontrolę ST 5, 5 kości, 6,3,6,7,4
3 sukcesy, tymczasowe odparcie szału.


Violet nie miała pojęcia ile minęło czasu. Wiedziała natomiast, że coś jest bardzo, bardzo nie tak. Jakaś chemia wywróciła jej zmysły do góry nogami. Nie potrafiła skupić się nawet na biciu własnego serca “- Czyżby facet nieustanie mnie szprycował? ile już we mnie wpompował? czy przypadkiem nie stara mnie zabić? czy nie wdepnęłam tym razem na dobre? Oddychaj głęboko, skup się!” - skarciła się w myślach, dziwny wpływ prochów sprawiał ze nawet oddychanie wydawało się jakieś irracjonalne. “- Okropny głód, czy to głód narkotyczny? czy teraz będę błagać go o działkę? może to jakiś pierdolony alfons, a może wciąż jest klientem i to go po prostu kręci?” - Violet starała się jak najlepiej odczytać sytuację, od tego mogło zależeć jej życie w pierwszej kolejności, a potem warunki tego życia.Kiedy mężczyzna wrócił Violet wlepiła w niego wzrok starając się odczytać jego intencje
Zapach… sprawiał że jej nozdrza się rozszerzyły, kobieta poczuła, że coś spłynęło jej w suchym gardle “- Kurwa, zajebała bym za to coś!” - uświadomiła sobie z przerażeniem i narastającym głodem. Przygryzła nieprzyjemnie suchą wargę:
- Panie… - zaczęła poddańczym głosem - Jestem taka głodna, proszę… zajmij się mną, Daj mi spróbować, proszę, bardzo proszę. - Zaczęła się bujać na kajdanach niczym mała opuszczona dziewczynka na starej huśtawce. Coś w jej głowie podpowiadało jej że każde łańcuchy kiedyś pękają i że mogła by spróbować je zerwać… “- A potem zerwać rękę, nogę czy głowę tego pierdolonego kutasa i zaklaskać nimi, Tego zasranego kutasa który na pewno nie chcę się podzielić tym wspaniałym czymś…”- potrząsnęła głową “- Nie to nie będzie teraz dobry pomysł, to jest kretyński pomysł, ludzie nie zrywają kajdanków, przynajmniej nie stalowych” Blondyn z blizną stał przed nią i wpatrywał się. Wyciągnął kielich przed siebie i upił z niego nieco gęstej zawartości.
- Chciałabyś? - powiedział jak gdyby nigdy nic do trawionej głodem murzynki.
Podsunął pod jej nos kielich, którym zakręcił, tak jak kręcą koneserzy wina, żeby ocenić jego walory.

Rzut na samokontrolę ST 6, 5 kości, 8, 8, 4, 3, 4
2 sukcesy + wcześniejsze 3 sukcesy,
w sumie 5 sukcesów, opanowanie szału
<postać nadal czuje głód, ale nie narasta w niej już nadludzki gniew>


Violet aż przełknęła śli… to znaczy, przełknęła by ślinę, gdyby takową miała, jej ciało wypełniała po pięty tylko i wyłącznie suchość i jej towarzysz głód. Dlatego kobieta wykonała jedynie odruch przełykania. Wytężyła wzrok i węch, wygięła szyję do przodu, naprzeciw podsuniętego pod nos kielicha. “- Krew” - stwierdziła momentalnie. Violet nie była jakimś ekspertem, jednak co jak co ale krew, potrafiła rozpoznać. Co jednak było najbardziej dziwaczne to to, że całe jej ciało aż krzyczało by kobieta napiła się właśnie krwi.

Violet uważała samą siebie za osobę praktyczną. Najpierw należało załatwić problem głodu, nad detalami będzie mogła zastanowić się z “pełnym brzuchem”, skoro ma to być krew, niech będzie.
- Mmm… - zamruczała - Taaak Panie, bardzo bym chciała żebyś mnie wypełnił… - Przeniosła wzrok na mężczyznę i uśmiechnęła się lubieżnie. Jednocześnie uświadomiła sobie ze zdziwieniem, że jeszcze ani razu nie mrugnęła, zupełnie jakby jej suche oczy tego nie wymagały.
- Już wiem, że dobrze wybrałem. Pij - podsunął jej kielich do ust. Violet łapczywie wychlipała ciecz. Jako dziecko, Ayo należała do tych, które zdrapywały strupy i zjadały je przy każdej okazji, potem liżąc swoje rany jak małe zwierzątka. Jedno było jasne - nic nie jest w stanie imitować krwi, nic nie może być substytutem tego smaku. Violet zawsze go lubiła, choć nigdy nie spożywała jej w takiej ilości jak teraz.“- Boże co za rozkosz, co za słodycz, powinnam od początku pieprzyć się dla krwi a nie szmalu.” - i natychmiast zaczęła zastanawiać się ile krwi można kupić za trzydzieści pięć tysięcy euro… Kielich opróżnił się zanim nawet zdążyła zakończyć tę myśl. Zerknęła na mężczyznę, z jakiegoś powodu jej uwaga natychmiast skierowała ją na obserwację, że w środku jego ciała na pewno musi być więcej krwi... “- Co to ma w ogóle być...” - zdystansowała się jednak. Violet przejechała wargami na wpół otwartych ust po brzegu pustego kielicha i musnęła palec mężczyzny. Zahaczyła go zębami patrząc mu w oczy, miała ochotę go ugryźć ale nie odważyła by się.
- Podoba ci się to co widzisz Panie? lubisz patrzeć jak piję krew? tak? daj mi jeszcze zobaczysz jak dużo mogę połknąć. - oblizała się.
- Ty nadal myślisz, że to część zabawy? Nie. Ty nie żyjesz. Zabiłem cię zeszłej nocy - mówił tonem jakim mógłby równie dobrze prezentować pogodę.
- Jestem wampirem - kontynuował - wczoraj uczyniłem cię swoją córką. Teraz też będziesz pić krew. Krew to cała nasza egzystencja. Bez niej jesteśmy niczym. Ale dzięki niej nikt nie może się z nami równać. -
Odstawił kielich na stolik, na którym poprzedniego wieczoru znajdowała się gotówka. Teraz nie było po niej śladu. Violet nie odpowiadała jakieś dwie minuty. Tyle czasu normalnie mogła wstrzymać oddech bez odczuwania jakichkolwiek dolegliwości. Przynajmniej do teraz. Teraz po prostu nie oddychała. Przerażenie narastało w niej gdy wszystkie elementy tej makabrycznej układanki, składały się zgrabnie w krystalicznie jaskrawy obraz. Violet strasznie się bała. Prawie tak bardzo jak była głodna… krwi, takiej jak przed chwilą piła.

Violet uważała się praktyczną osobę i jak bardzo nieprawdopodobnie to wszystko wyglądało, postanowiła skupić się na działaniu i rozwiązać najpierw jeden problem, by potem dopiero zająć się drugim. Wciąż była głodna, choć przynajmniej wiedziała czego łaknie i jak ten głód zaspokoić. Mężczyzna w zasadzie podał też już banalnie oczywisty powód dlaczego akurat to chce pic… choć Violet starała się jeszcze oddalać roztrząsanie w myślach tej kwestii. Kolejna sprawa: naga rozkrzyżowana i skuta czarna dziwka, nie wdaje się w dywagacje z dużym białym chujem który karmi ją krwią z kielicha, mówi że jest wampirem i ona zresztą też…
“Zabawa” czy nie, On dalej rozdaje tu karty. Przygryzła wargę:
- Ty wyglądasz jakbyś “bawił” się świetnie… “tato”. Jestem okropnie głodna i skoro mam pić tą krew to daj mi się jej napić, chyba, że masz zamiar mnie tak dręczyć aż do śm… - urwała i po prostu wpatrywała się z niecierpliwością. Mężczyzna wyjął pistolet i bez wahania wystrzelił w nogę Violet. Kula przeszła na wylot rozszarpując prawe udo. Poczuła ból, jakby była zwykłym człowiekiem. Może minimalnie słabszy… choć rzadko przyjmowała kule, więc to subiektywne odczucie.
- Możesz leczyć się z każdej rany. Tylko skup się na tym. Pomyśl, żeby ją uleczyć.
Kiedy mężczyzna wyciągnął pistolet i wymierzył, źrenice Violet rozszerzyły się, zaczęła się nerwowo miotać, skomleć żałośnie o życie… Kiedy broń wystrzeliła, kobieta wrzasnęła, pocisk rzucił jej wiszącym na łańcuchach ciałem jak wiatr rzuca żaglem naciągniętym na maszt statku. Piszczała z bólu i przerażenia… które były prawie tak silne jak głód… krwi. Spojrzała ze strachem na mężczyznę.
Violet uważała się za praktyczną kobietę, postanowiła brać go jeszcze poważniej, co oznaczało również poważanie jego rad.
Ayo znała zasadniczo trzy emocje: gniew, strach i miłość. Z miłości ludzie potrafili poświęcać własne życie dla tych których ową miłością darzyli. Ayo widziała w miłości użyteczność gdy to ktoś kochał ją. Strach sprawiał, że człowiek był w stanie zabić kogoś, by ratować życie swoje, lub czyjeś. Ayo korzystała z siły jaką dawał jej strach w wielu momentach swojego życia. Strach miał jednak swoje ograniczenia, Strach myślał mało ambitnie, szedł na skróty. Gniew był królem emocji, potężny władczy, gniew sprawia, że samica guźca atakuje hienę i wygrywa. Dlatego wystraszona teraz Violet skupiła się na gniewie. Zła na zranioną nogę, zła na słabość, rządna siły. Ze zmarszczonymi brwiami obserwowała jak jej ciało… zrasta się! “- jeeesteeemnieśśśmieeerteeelnaaaaa!!!!” - eureka, szok, euforia momentalnie ogarnęła umysł Violet, a jej usta wykrzywiły się w dzikim uśmiechu. Przeniosła podniecone oczy na mężczyznę “- Mój bóg! co ja powinnam mu powiedzieć?” - zawahała się w myślach. Violet uważała się za praktyczną osobę, spuściła pokornie głowę i powiedziała prawdę:
- Ciągle jestem głodna, Ojcze.- W odpowiedzi mężczyzna zamknął oczy i przytaknął ruchem głowy.
- Krew. Vitae jak ją zwą starożytni. Bez niej jesteśmy niczym. Jestem twym ojcem. Twym Sire! Ty zaś po wsze czasy będziesz mym childe. Dzieckiem we krwi. Oboje jesteśmy Brujah. Najwaleczniejszym spośród wampirzych klanów. Od wieków jesteśmy niezrównanymi wojownikami. - blondyn wyszedł na moment z pomieszczenia i po chwili wrócił prowadząc przed sobą czarnoskórego mężczyznę. Murzyn miał nagą klatkę piersiową i obcięte pod kolanami dżinsy. Był bosy. Jego ręce były skrępowane za plecami. Twarz miał zasłoniętą czarnym workiem.
Wampir cisnął nim pod ścianę, naprzeciw skutej Violet. Gdzieś spod worka dobiegł cichy szloch, nie pasujący do dość dobrze zbudowanego ciała.
- Brujah są najsilniejszym spośród klanów. Krew daje nam siłę. Siłę, której ty jako śmiertelnik nigdy byś nie pojęła. Teraz zaś, gdy twoja śmiertelność jest przeszłością możesz czerpać z naszej studni gniewu cały dostępny potencjał. - blondyn podszedł do zwijającego się pod ścianą człowieka. Przykucnął na moment. Wyjął nóż sprężynowy i ze świstem otworzył ostrze. Gdy sprawnym ruchem podciął gardło bezbronnej ofierze w pomieszczeniu rozniósł się rozkoszny zapach posoki. Ayo poczuła coś, co skojarzyło jej się z napływem śliny do ust. Dziwne mrowienie w dziąsłach.
- Długo cię obserwowałem. Wiem, że ciężko znaleźć na Malcie kogoś z tak wielką wolą walki. Pokaż mi childe, że masz naszą siłę! Pokaż mi jak odrzucasz łańcuchy i pijesz jego krew po to, żeby samemu nie umrzeć z głodu! Pokaż siłę Brujah!

Rzut na samokontrolę przeciwko szałowi, st5.
5xd10: 4,8,2,6,4, 2 sukcesy



Rzut na zerwanie łańcuchów, st6
siła2+atlethic1+potence1=4xd10: 9,6,6,10, 5 sukcesów


Violet uważała się za praktyczną jednostkę. Przyswajała na bieżąco nazewnictwo i informację. “Krew -Vitae”, “Bez niej - niczym”, “Ojciec - Sire”, “Dziecko krwi - Childe”, “Klan - Brujah - waleczni - wojownicy”. Było nawet więcej: “zwą starożytni” - “ciągle żyją? starsze wampiry? starsze od Ojca? Te co go zmieniły? jak długo się to ciągnie? no i klany? ile ich jest? kim oni są?”

Violet z uwagą przyglądała się poczynaniom Ojca, kiedy wrócił z więźniem jej wygłodniałe ciało wyprzedziło w reakcji umysł “Jedzenie!” - ta myśl zwizualizowała się niemal natychmiast, ignorując całkowicie nieludzkość tej perspektywy. Cóż… od tej pory nieludzkość nie jest już jakimś definitywnym określeniem, przynajmniej nie dla Violet.
Samo oglądanie człowieka, jego skóry pod którą przelewało się tyle smakowitej krwi… vitae znaczy się, sprawiało, że kobieta znów zaczęła czuć to napastliwe szaleństwo… “Nie!” - skarciła się w myślach - “Muszę się skupić, Ojciec coś do mnie mówi...”

- Fuck! - wrzasnęła z zaskoczenia gdy Ojciec chlusnął murzyna nożem. “Oż! ale...” - z przemocy jej uwaga przeskoczyła na widok i zapach krwi, a szaleństwo w skroniach napierało… “Pokaż siłę Brujah” - dobiegał głos Ojca. “Siła, Siła Brujah - krew daje nam siłę, czerpać ze studni gniewu. Gniew, tak!” - Violet znów skupiła się na królu emocji - gniewie. “Gniew” był tak władczy, że nawet “Szał” spuścił przynajmniej na chwilę przed nim głowę. Violet czuła się potężna, zakołysała się na dzwoniących łańcuchach jakby starała się wyczuć ich wytrzymałość. Jednym ruchem ścisnęła nogi i ręce do siebie. Trzask, brzęk, była wolna! szok! Violet nie patrzyła z wybałuszonymi oczami na swoje ciało, nie. Stała tylko przez moment przyswajając sytuację w myślach, napawała się swoją nadnaturalną siłą “Jestem jakimś bogiem!” - pomyślała - “Jakimś głodnym bogiem...”

Violet uważała się też za szybką i szybka była w istocie - rzuciła się przed siebie ślizgiem na nagich kolanach. Wjechała okrakiem na tors opartego o sciane więźnia. Złapała oburącz jego głowę i przekrzywiła otwierając swoim ustom drogę do sączącej się zeń krwi. Słodkiej, lepkiej krwi, gęstej i przyjemnej jak… jak krew!
Kiedy pierwsze krople dotknęły jej wysuszonych warg, momentalnie… doszła. Szybko przeszła od chlipania i lizania do drapieżnego ssania. Ssała, piła, przełykała i krzyczała w cielesnym uniesieniu jednocześnie. Gdyby wciąż była żywym człowiekiem, taka konfiguracja skończyła by się zakrztuszeniem, uduszeniem może nawet. Nie teraz, teraz nie musiała wcale oddychać i po prostu “bulgotała”. “- Och jak słodko jak dobrze, och tak! tak!” - Kiedy zaspokoiła pierwszy głód pozwoliła sobie oderwać na moment usta od ofiary, tylko po to by namiętnie jęczeć, przeżywać. Wyła jak prawdziwa kurtyzana, którą oczywiście była, spuściła jedną dłoń z nieszczęśnika i zaczęła pieścić swoją pierś. Przejechała mokrym od ciepłej posoki językiem po zębach, wyczuła coś co musiało być kłami “- Kurwa, ale czad!”

Ciach! - uderzyła kłami w w szyje ofiary, niczym kobra po czym odchyliła się do tyłu by podziwiać swoje dzieło - jak kot bawiący się myszą. Skóra murzyna była przedziurawiona i krwawiła

- Ha! - wrzasnęła w ekscytacji, zlizała nową krew po czym uderzyła kłami jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze... a potem znowu lizała.

Czuła, że ciało mężczyzny robi się coraz zimniejsze. Głód nie męczył jej już tak strasznie, zaczęła się nawet zastanawiać czy mężczyzna musi umierać… Cóż, gdyby miał żyć, Ojciec nie derżnął by mu gardła, zresztą więzień “wiedział” raczej za dużo. “- Musi zginąć tak czy siak, więc chyba lepiej żeby jedzenie się nie marnowało…” - Violet podziwiała swój pragmatyzm, duma ją niemal rozpierała.

Kobieta zaplotła nogi w okół torsu nieszczęśnika i odepchnęła się stopami od ściany, Ssała go teraz mocno zaciskając swoje nogi na jego brzuchu i dłonie zaplecione na jego plecach, coraz mocniej i mocniej, jakby chciała go wycisnąć… nie ona naprawdę go wyciskała. “Pijesz jego krew po to, żeby samemu nie umrzeć z głodu” - mówił Ojciec, cóż, w sercu Violet brzmiało to fair play, “- pająk musi jeść.”

Kiedy skończyła.... kiedy skończyła bo nic już nie było, schodziła z zimnego, pogruchotanego ciała powoli, robiąc rachunek sumienia jak się z tym czuje. Czuła się średnio, wiedziała,już dawno, że jest w stanie zabijać, choć może nie w takim “zwarciu” ale niepokoił ją “mess” przecież gliny zaraz zainteresują się takimi “wydmuszkami”. Schodząc z mężczyzny spojrzała na Ojca. On na pewno musi sobie świetnie radzić z takimi niuansami.
- Kładziesz naczynia po kolacji do jakiegoś konkretnego zlewu? Ojcze?
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 04-05-2016 o 19:18.
Amon jest offline  
Stary 05-05-2016, 15:44   #10
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Loren “Violet” Fizzy / Ayo Mwawa

Daniel Burns stał i wpatrywał się w mahoniową piękność. Uwodzicielska. Posłuszna. Nad wyraz dobrze kontrolowała swoją bestię. Nie przypuszczał, że zerwie łańcuchy z taką łatwością. Sukcesem byłaby choć jedna uwolniona kończyna. Przed Violet natomiast stalowe łańcuchy ustąpiły jakby były z papieru. Nie docenił tej dziewczyny. Wpatrywał się w falujące pod jej gładką skórą mięśnie gdy łapczywie piła krew zabitego uchodźcy. Gdy zakończyła jedzenie zgrabnym i inteligentnym żartem uśmiechnał się. Rozpierała go duma. Jego pierwsza córka. Taka piękna. Tak perfekcyjna. Nie mógł trafić lepiej. Z drugiej strony nie mógł jej pozwolić, żeby poznała jego odczucia. Czyż pierwsza córka szeryfa nie była równie perfekcyjna? Jednak spoczęła na laurach i sam musiał ją ściąć.
- Moi ludzie zajmą się zwłokami. Ubierz się i chodź.
Wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.
Została sama z fotelem, stolikiem i słupami z pozrywanymi łańcuchami.

Na stoliku leżał klucz. Choć łańcuchy popękały, to obręcze kajdan nadal oplatały nadgarstki i kostki. Prawdopodobnie ten klucz miał to zmienić. Na fotelu leżały ubrania. Jeansy, trampki i niczym nie wyróżniajacy sie T-shirt. Takie inne od wyuzdanego stroju prostytutki, która przyjechała tutaj wypełnić zlecenie perwersyjnego klienta.

Gdy wyszła z “lochu” przez stare metalowe drzwi ujrzała swojego stwórcę stojącego obok samochodu.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 05-05-2016 o 15:54.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172