Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-07-2016, 10:51   #1
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[Wampir Maskarada] Księga Nieumarłych


Praga, 13 październik 1999r.
Godzina 2:44


To była wyjątkowo ciemna noc. Księżyc skrył się za grubymi fałdami chmur, pozostawiając świat na pastę mroku, którego nawet uliczne latarnie nie dawały rady rozproszyć. Pomiędzy ściśniętymi kamienicami, po zabytkowej bruku sunął żwawo cień. Zatrzymał się tylko raz, na rozwidleniu dróg, by przepuścić jakąś zataczającą się parę. Przylgnął do ściany budynku, a na głowę nasunął obszerny kaptur, aby nie zostać przezeń zauważonym. Po co psuć młodym randkę?

Po chwili odziany w skórzany płaszcz nocny spacerowicz pomknął dalej, zagłębiając się w labirynt wąskich uliczek Pragi niczym bohater "Procesu" Franza Kafki. Zatrzymał się dopiero pod bramą niemieckiej ambasady i... zniknął, przylgnąwszy do ogrodzenia.

Tu trop by się urwał, lecz nie trop narratora. Tajemniczy wędrowiec korzystając bowiem z osłony uśpionej zieleni, przemknął dalej, aż dotarł pod dwupiętrowy, niczym nie wyróżniający się budynek. Tutaj szybko wyszedł z cienia i jak gdyby nigdy nic wszedł do środka.


Choć paliło się tu kilka lamp, mrok krył się w załamaniach ciężkich, barokowych mebli. W jednym z dębowych, wyściełanych szkarłatnym atłasem foteli siedział blady, ciemnowłosy mężczyzna w dość niecodziennym stroju, jakby żywcem wyjętym z jakiegoś przedstawienia lub filmu.


Nocny wędrowiec szybko podszedł do drugiego fotela i usiadł na nim zdecydowanie. Pospiesznie ściągnął kaptur odsłaniając paskudne oblicze.


Jego twarz nie zrobiła jednak wrażenia na rozmówcy.

- Witaj Kvetoslavie. - przywitał się uprzejmie i skinął pytająco na stojącą obok na stoliku butelkę czerwonego płynu. Paskudny mężczyzna pokręcił przecząco głową.

- Thomasie, mówiłem ci, nie powinniśmy się spotykać, chyba że...
- Chyba że coś znajdziemy
- dokończył bladoskóry mężczyzna i z triumfalnym uśmiechem na ustach podał towarzyszowi chudą teczkę.

Ten nerwowym ruchem koślawych, zakończonych bardziej szponami niż paznokciami, palców rozwiązał wstążeczkę i zaczął przeglądać zawartość.

- Na wszystkich bogów... - szepnął, a uśmiech Thomasa stał się jeszcze szerszy.
- To kartka z jego pamiętnika. Mówiłem ci. Mówiłem ci, że on miał ją w rękach!
- To prawda... a my przez cały czas szukaliśmy księgi wśród zbiorów Da Vinciego... Tyle lat. Tyle lat,przyjacielu...
- westchnął Kvetoslav.
- I ani roku dłużej. Znajdziemy ją!
- Czy ja wiem?
- zdeformowany mężczyzna nie podzielał optymizmu przyjaciela - To ważna poszlaka, ale nadal nie mówi, gdzie ona jest teraz. Gdy Thurzo umierał nie miał jej przy sobie.
- To prawda, ale jeśli należała do palatyna, to wiesz kto powinien wiedzieć, co się stało z naszą księgą?
- Myślisz o... niej? O Diablicy?!
- Dokładnie!
- Chyba zwariowałeś! Słyszałem, że wciąż żyje, a Rada wyznaczyła aż 3 archontów żeby ją schwytać. Nie wiemy jednak, gdzie jest, ani...
- Mój drogi, nie zapominaj o moich kontaktach. Jeden z tych archontów to przyjaciel... mojego przyjaciela. Wiem, że ona kieruje się na wschód i prawdopodobnie już niedługo będzie blisko. Bardzo blisko.
- Przecież jak ktoś nas złapie na próbie kontaktu z nią, to i na nas ogłoszą krwawe łowy!
- Dlatego potrzebujemy kogoś nowego.
- Hę?
- Kogoś, kogo nawet nie bierze się pod uwagę, dlatego się go nie pilnuje.
- Kogo masz na myśli, Thomasie?
- Och, proszę cię. Dobrze wiesz. Nie obrażaj swojej inteligencji!
- Odmówiłem księżnej, gdy zaproponowała mi stworzenie potomka, wiesz o tym dobrze.
- Mogłeś się rozmyślić! Na pewno się zgodzi, gdy z nią porozmawiasz. Powiesz, że jednak przydałaby ci się pomoc w archiwum czy coś. Księżna ci ufa!
- I nie chciałbym tego zaufania stracić.
- powiedział twardo brzydal.
- I ja również bym tego nie chciał, przyjacielu. Ale ta księga jest tego warta. Wiesz przecież! Gdyby wpadła w niepowołane ręce...
- ... to by była katastrofa.
- dokończył z westchnieniem Kvetoslav.
- "Bo kto posiądzie sekrety Księgi Nieumarłych, ten Posłańcem Gehenny obwołany zostanie, co berło unicestwienia nieść będzie tym, których śmierć tknąć wcześniej nie mogła."
- Dobrze, Thomasie. Jutro porozmawiam z Księżną o potomku.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 14-07-2016 o 10:59.
Mira jest offline  
Stary 06-12-2016, 19:39   #2
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
To był spokojny, jesienny wieczór - taki, jakich wiele w październiku. Dla Dominiki ten wieczór był jednak wyjątkowy. Zaczęło się od listu dwa dni temu, który otrzymała przeorysza zakonu Kapucynek, do którego należała Ducheskova.
W depeszy znajdowała się prośba, czy raczej zaproszenie imienne dla Dominiki, by na kilka dni opuściła przybytek klasztorny i zamieszkała w dworku pod Pragą, gdzie miałaby pracować jako tłumacz u badacza literatury słowiańskiej nad jakimś manuskryptem. Prośba była o tyle niezwykła z punktu widzenia przeoryszy , że została podpisana przez samego biskupa kurii praskiej. Z punktu widzenia Dominiki jednak bardziej rzucało się w oczy nazwisko badacza, któremu miałaby pomagać - Karla Polaka.
Znała go. Spotkali się kilka razy w Głównej Bibliotece Praskiej, w dziale zabytków literatury. Karl nawet kilka razy pomagał jej przy ciężkich tłumaczeniach, a z czasem zaczął się jej też radzić w sprawach dialektów starosłowackich. O ile bowiem badacz posiadał rozległą wiedzę lingwistyczną, wydawało się, że ma problemy z wpływami regionalnymi tekstów - jakby był obcokrajowcem. Nie to jednak najbardziej fascynowało Dominikę w sylwetce mężczyzny o wyglądzie podstarzałego mola książkowego-poety.
Kobieta z racji swego rodu i daru widziała jego aurę. Karl był wampirem - takim prawdziwym najprawdziwszym! Oczywiście, początkowo chciała go unikać, by nie napytać sobie biedy. Wydawało się jednak, że flegmatycznie usposobiony badacz naprawdę zajmuje się literaturą i nie ma pojęcia o talentach Ducheskovej. Z czasem więc i ona przestała się emocjonować ich spotkaniami. Aż do teraz. Czyżby Karl odkrył jej sekret? A może tylko grał i chciał ją uciszyć, gdy nadarzyła się ku temu stosowna okazja?
Jakiekolwiek były jego intencje, wampirowi się nie odmawiało. Nie, gdy prosił po dobroci. Kolejny etap zaproszenia bowiem byłby równie skuteczny, ale pewnie znacznie mniej przyjemny dla Dominiki. Dlatego też w ten jesienny wieczór niezwłocznie wysiadła z przysłanego samochodu, gdy ten zajechał pod tradycyjny dworek szlachecki, w którym mieszkał wampir.
Po budowli było widać folklorystyczne zamiłowanie właściciela. Mimo iż znajdowali się zaledwie 8km od przedmieści stolicy, budynek był otoczony lasem, a od głównej drogi czy innych zabudowań dzieliło go jakieś 200-300 metrów. Miejsce było więc zaciszne. Można by nawet doznać wrażenia przeniesienia w czasie o jakieś 3-4 stulecia... gdyby nie nowoczesny system monitoringu, lamp halogenowych, podgrzewany trawnika oraz elektronicznie sterowana brama wjazdowa.
Kiedy auto zajechało pod posesję, a szofer pomógł kobiecie wyjąć z bagażnika podróżny kuferek, z dworku wyszedł sam Karl, by powitać gościa. Uwadze Dominiki nie uszedł jednak fakt, że mężczyzna nie kłopotał się nawet sprawianiem pozorów, że jest mu zimno i wyszedł w samej koszuli i rozpiętym garniturze, mimo że temperatura spadła już chyba do zera. No i nie uśmiechał się. Jego aura upstrzona była plamami w odcieniach szarości i pomarańczy.
“Do piči” - zaklęła w myślach Dominika. Ducheskova bała się pół życia. Drugie pół bała się strasznie. Strach napędzał jej przetrwanie, w efekcie popychając do wielu desperackich czynów - często zabójczych dla ich odbiorców. Przeważnie dosłownie. A tutaj zestresowany spokrewniony! Trudno o coś bardziej przerażającego. Cóż… w sumie rozzłoszczony czy wściekły wampir byłby nawet bardziej przerażający, ale bliskie spotkanie z taką istotą nie pozwalałoby na zbyt długie odczuwanie strachu… czy zbyt długie oddychanie.
Dominika poprawiła habit, chciałaby się teraz schować w tej płachcie materiału jak w magicznym worku. W dłoni ściskała rączke kuferka zmuszając się by dygotała jedynie z zimna. Plus dodatni… znaczy plus minusowej temperatury był taki, że można było po prostu się trząść stojąc obok Karla Polaka.
- Niech będzie pochwalony… - wypaliła bzdurnie.
Mężczyzna tylko skinął głową. Wyraźnie czekał aż kobieta do niego podejdzie. Nie zszedł nawet ze schodów, by wziąć jej walizkę. Zresztą... czemu by miał? Widział ktoś nieśmiertelnego usługującego ludzkiej wszy?
Toteż Dominika poczłapała w stronę Polaka, starała się jak mogła by nie wyglądało to jak pokonywanie drogi na stryczek. Głowa kobiety była lekko pochylona, ale jej oczka chodziły czujnie to w tą to w tamtą.
Karl uchylił jej drzwi i przepuścił przodem. Kiedy go mijała, odezwał się wprost do jej ucha:
- Dziękuję za twój czas, siostro Dominiko. To dla mnie bardzo ważne…
Dominika wyprostowała się jak struna niemal nie uderzając tyłem głowy przesuniętej twarzy Polaka. przełknęła ślinę.
- Tak cóż, oczywiście, to znaczy, Matka Przełożona przesyła swoje pozdrowienia - wyrzuciła z siebie jednym tchem. przyciskając kuferek do piersi.
Mężczyzna znów nic nie powiedział, a jego aura jakby zagęściła się. Wprowadził Dominikę do środka. Wnętrze dworku było równie urokliwe, choć dębowe meble sprawiały wrażenie przyciężkawych. Szczególnie w tej atmosferze.
- Nim zaczniemy prace, chciałbym z pani... z siostrą porozmawiać. To dla mnie ważne i myślę, że niezbędne przy tej pracy. Nie chcę jednak siostry męczyć swoją osobą tak od razu. Proszę za mną... - wampir poprowadził kobietę na piętro, po czym otworzył przed nią trzecie drzwi od lewej.
- To nasz najjaśniejszy pokój gościnny. - wyjaśnił. - Mam nadzieję, że siostrze się spodoba. Warto cieszyć się słońcem... póki jest dla nas dostępne... Tak. Ja muszę wracać do pracy, ale służąca będzie do dyspozycji. Wystarczy zadzwonić dzwoneczkiem, który leży na komodzie. Gdy się pani... siostra rozgości... proszę do mnie przyjść. Pracuję do późna, więc to nie problem. Służąca panią poprowadzi.
Dominika starała się wydusić z siebie uprzejmy uśmiech w milczeniu odczekała aż drzwi za wampirem się zamknął i zostanie w “celi” sama. Wciąż przyciskając do piersi kuferek, zakonnica opadła na krzesło. Siedziała tak na przeciwko drzwi jakieś dziesięć minut, jakby spodziewając się, że Polak za moment wparuje do środka i… no właśnie, i co? Zabije ją? wampiry nie musiały zabijać ludzi dla jedzenia, to Dominika wiedziała. Czyli co? przecież mógł po prostu kazać komuś ją zabić. Ducheskova była praktyczną osobą, ale strach kazał myśleć jej w tym momencie przede wszystkim nad zagrożeniem dla swojego życia. W końcu, powoli, jakby bojąc się spowodować “hałas” samym ruchem swojego ubrania, powoli wstała z krzesła, zdjęła płaszcz, powiesiła go na drzwiach od których następnie odbiegła, jakby spodziewając się, że nagle otworzą się i ukarzą maszkarę na miarę Klausa Kinskiego.
“Najszybciej chyba jednak umrę na zawał” - pomyślała. Zakonnica podeszła do okna, wypatrując jakiś samochodów w okolicy. Znów, wyobraźnia wciskała jej widok czarnej sody z której wychodzi czterech łysioli… albo cyganów! i wbiega do mieszkania w celu wykonania na niej egzekucji. Dominika przygryzła wargę i nerwowo podrapała twarz.
“skup się skup się skup się!” - mobilizowała samą siebie. Ducheskova stanęła przed biurkiem, otworzyła kuferek i wyciągnęła z niego dwa słowniki. Wyjęła też nóż. Ten ostatni schowała pod habit, książki wcisnęła pod pachę i siłą woli pchnęła swoją osobę w stronę drzwi, otworzyła je i łypiąc czujnie oczami ruszyła na poszukiwanie rzeczonej służącej.
Nie musiała daleko szukać. Traf chciał, że zderzyła się z nią już w drzwiach, a właściwie z niewątpliwymi atutami pokojówki, które zapewne uwzględniało jej CV, gdy najmowała się do pracy.
- O jaaa, ty naprawdę jesteś zakonnicą. Czadzik! - powiedziała dziewczyna w stroju pokojówki... czy czegoś w tym rodzaju. Tymczasem Dominika poczuła jak podłoga ustępuje spod jej nóg. Pokojówka była niewątpliwie wampirzycą, sądząc po aurze.
- Jestem Helga. Czegoś ci trzeba, siostrzyczko? - zapytała radośnie.
Dominika starała się przełknąć, najlepiej ślinę ale z uwagi na jej brak, wzięła by wszystko, ostatecznie pozostała przy powietrzu.
- Tak, znaczy szczęść boże, znaczy Pan Polak, pracuje gdzieś teraz tak? - by nie patrzeć w twarz wampirzycy, Dominika skupiła wzrok na bliżej nieokreślonej dali znajdującej się tuż za prawym uchem kainitki.
- Aaa no tak, jesteś wierząca. - powiedziała Helga, jakby strój i profesja kobiety to było za mało, by ją w tym utwierdzić. - Szczęść boże. Dużo szczęść... i często... to będziesz na pewno szczęśliwym. I krzycz “o boże” na końcu. Zdecydowanie. - pokojówka zamrugała powiekami, jakby wracając do rzeczywistości - Chcesz do niego iść? No to chodź za mną. Ale książek nie bierz. On ma w ch... dużo swoich. Nie ma już na nie miejsca.
Gdy to powiedziała, odwróciła się i ruszyła w stronę schodów na dół, kręcąc przy każdym kroku biodrami jak rasowa modelka.
Dominika kiwnęła głową i wróciła się do pokoju, odłożyła słowniki ale nie nóż. Pośpiesznie ruszyła za wampirzycą. Ze strachu kręciło jej się w głowie, dwóch kainitów? naprawdę? “kurwa, zjedzą mnie” - myśl uderzyła ją gdy śledziła ruch tyłka poruszającej się przed nią spokrewnionej. Bóg w trójcy jedynie nieprawdziwy mógł wiedzieć jak bardzo Dominika chciałaby tak wyglądać, albo przynajmniej podobnie. Kobieta skupiła zmysły by dowiedzieć się czegoś więcej o wampirzycy.
Helga czekała na zakonnicę u dołu schodów. Kiedy ta, do niej dołączyła, pokojówka zbliżyła swoją twarz do jej twarzy i wciągnęła powietrze. Po chwili jak gdyby nigdy nic ruszyła dalej. Przeszła przez sień i otworzyła jedne z 4 drzwi do wnętrza domu - te najbardziej na północ. Za nimi Dominika znów zobaczyła schody.
- Szefu czeka na dole, jak przystało na dobrego pana zła. He he dobre zło. To mi się udało. - zachichotała i okręciła się w koło, aż spod jej kusej spódniczki wyjrzały niezbyt okazałe w swej wielkości, koronkowe czarne stringi.
“Kurwa, zaraz mnie tu wypiją a ja nawet w życiu nigdy nie założyłam stringów!” - żaliła się w duchu Dominika postępując powoli w dół, wspominając te wszystkie wspaniałe produkcje telewizyjne jakie oglądała nocami na którymś tam RTL… takie momenty kiedy śmierć dmuchała ci w włosy na karku, człowiek kurczowo trzymał się myśli o życiu. Dominika myślała teraz o spowiedniku, który przybywał do klasztoru raz w tygodniu i co za tym idzie, któremu raz w tygodniu obciągała. Doprawdy, jej życie nie miało wiele pociech, wiecznie strach, ucieczka i tylko małe, drobne przyjemności, jak uprzykrzanie egzystencji słabszym od siebie. “Życie to dziwka” - powtarzała w głowie Ducheskova stępując do “tartaru”...
Schody wydawały się wyjątkowo długie, jakby prowadziły nie do następnej kondygnacji, a dwa piętra niżej. Faktycznie kojarzyły się z piekłem. Kiedy jednak odbiły w połowie w drugą stronę, oczom zakonnicy ukazało się bardzo przytulne wnętrze prywatnej biblioteki i zarazem pracowni badacza.
W środku pomiędzy stosami książek krzątały się dwie osoby. Teraz, gdy usłyszały zbliżającą się zakonnicę, zamarły - przyglądając się jej. Jedną z nich był oczywiście Karl Polak, który pospiesznie nałożył okulary na nos, drugą zaś hinduska kobieta w nieokreślonym wieku.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 07-12-2016, 14:18   #3
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Och, pani... znaczy siostro Dominiko - mężczyzna przywitał ją lekko zdenerwowanym tonem głosu - Sama siostra do nas trafiła? Nie było problemu?

Dominika łypnęła wzrokiem na hinduskę, starając się wybadać, czy to nie aby trzecia paszcza do wyżywienia… jej krwią! Oczami wyobraźni Ducheskova widziała już trójcę wampirów biesiadujących nad jej ciałem. Serce waliło Dominice jak oszalałe, aż bała się pomyśleć, że spokrewnieni to słyszą, wiedziała, że niektórzy z nich mogą!

- Tak tak, znaczy, Pańska… Pani Helga pokazała mi drogę, tak. Cóż… - Dominika panicznie potrzebowała jakiegoś punktu zaczepienia, zerknęła więc na regał z książkami. - Bardzo ładne miejsce, takie zaciszne… w sam raz żeby - “wypić mnie do sucha, cholera!”, myśli kołatały jej w głowie - żeby rozważać pismo… - wydumała.

Karl Polak wydawał się jednak nie do końca słuchać jej dukania. Popatrzył teraz na hinduskę znad okularów.

- Helga... już wiesz, czemu się tak ubrała?

Hinduska odpowiedziała coś w swoim języku, którego niestety Dominika nie rozumiała. Kobieta przez cały czas się uśmiechała i... wydawała się czysta. Nie była nawet ghulem!

- Helga... to moja znajoma, a nie służąca. - Karl spojrzał teraz na zakonnicę. Początkowo wydawał się zakłopotany, po chwili jednak w jego wzroku pojawił się błysk, który mówił Ducheskovej, że nie jest z niej zadowolony - Siostro... jako że żyje siostra w zakonie, miałem nadzieję, że przywykła siostra do wykonywania instrukcji w pełni. Mówiłem, że aby wezwać służącą należy użyć dzwonka, prawda? Niestety, została pani... siostra, wprowadzona w błąd przez moją znajomą. Jest mi bardzo przykro z tego powodu, to też nie ułatwi naszej... rozmowy, jednakże... no... proszę na przyszłość słuchać mnie uważnie, dobrze?

Niewidzialne ręce strachu zacisnęły się na szyi Dominiki nie pozwalając niczemu do jej gardła wejść i niczemu zeń wyjść, toteż kobieta pokiwała jedynie energicznie głową.

- Ramono, zostaw nas, proszę. - odezwał się Karl zmęczonym głosem do hinduski. - A może Ramona ma coś pani przynieść? Kawę, herbatę... mamy też wino. Jeśli pani... eh, siostra, by chciała.
- Bóg zapłać, ale nie trzeba
- Dominika zamaskowała drżenie rąk gestem przeżegnania. - Chce Pan omówić te tłumaczenia tak? - zapytała zerkając żałośnie w stronę wyjścia.
- Najpierw chcę poznać nastawienie siostry do pewnych kwestii. Te manuskrypty... wymagają odpowiedniego nastawienia. Proszę usiąść. - rzekł wskazując jedno z niewielu zajętych przez książki krzeseł. Sam usiadł w fotelu przy biurku. Kiedy Ramona ich opuściła, Karl zdjął okulary i spojrzał wprost na Dominikę - Czy siostra się boi? Mam takie wrażenie od kiedy przekroczyła siostra prób mego domostwa.
“Bez jaj kurwa, serio…” Dominika przygryzła wargę i zrobiła głupią minę.
- Tylko boga proszę Pana - “oraz wampirów, morderców, gwałcicieli i innych realnych rzeczy!” pomyślała - Pan rozumie, klauzula zakonna nie pozwala na kontakty z mężczyznami, oczywiście dostałam dyspensę od Matki Przełożonej i Biskupa…. którzy wielce cenią sobie pracę naukową - “choć nie aż tak bardzo jak datki…” - wciąż jednak znajdowanie się z Panem sam na sam w jednym pomieszczeniu jest dla mnie nieco niezręczne.
- Rozumiem.
- rzekł powoli Polak - Nie ma się siostra czego obawiać z mojej strony. W każdej chwili może też siostra wyjść. Byłoby mi jednak miło, gdyby siostra odpowiedziała na kilka moich pytań, które... pozornie mogą nie łączyć się ze sprawą tłumaczenia. Są jednak niezwykle istotne. Przede wszystkim... jako osoba wykształcona, jak postrzega pani sam rozdźwięk pomiędzy wiedzą a wiarą, który czasem w dziełach literackich jest wręcz namacalny?
- Niezbadane są wyroki boskie oraz sposoby na jakie doświadcza nas Pan.
- Dominika nawet w chwili ogromnego strachu musiała kontrolować się by cynizm jaki lał jej się na usta nie był namacalny.
- Wbrew temu co czasem można zasłyszeć wśród młodych, nawet duchownych, większość, jeśli nie wszyscy uczeni, którzy przysłużyli się nauce, byli osobami wierzącymi jeśli nie byli wręcz zakonnikami. Darwin też był osobą wierzącą.
- A jeśli miałaby siostra możliwość odkrycia... lekarstwa na raka za cenę potępienia własnej duszy... czy zdecydowałaby się siostra?


Dominika odchrząknęła udając rozbawienie, lecz kierunek tej dyskusji w żaden sposób nie przypadał jej do gustu.
- Widzę, że jest Pan wielbicielem niemieckiego romantyzmu… Pan nasz na pewno nie potępił by osoby która bezinteresownie pragnie pomagać innym. Nawet u Goethego tak to się mniej więcej kończy.
Karl znów wsunął na nos okulary.
- I co o tym myślisz?
- zapytał.

A gdy Dominika zastanawiała się co odpowiedzieć, usłyszała znajomy kobiecy głos:
- Ściemnia tak, że jej się z dupy kopci. - Helga nie wiadomo od jak dawna siedziała na schodach za plecami zakonnicy.

Gdy ich spojrzenia się spotkały, wyszczerzyła się radośnie. - No i doskonale wie kim jesteśmy. Na Ramonę tak się nie pociła. Swoją drogą, przy takiej nadpotliwości dobrze by było nosić bieliznę lepszej jakości…
Panika! Dominika rozglądała się po twarzach dwójki spokrewnionych między którymi teraz stała, w potrzasku.

- Nic nikomu nie powiedziałam! nic nie powiem! proszę mnie nie zabijać, nie zabijać proszę! nic nie chcę wiedzieć! ja nic nie zrobiłam! znikłam, znikłam! nic nie powiedziałam! nic nie zrobiłam! nikt nic nie wie! proszę mnie nie zabijać! ja zniknę! zniknę! - Dominika nawet nie zdała sobie sprawy kiedy zaczęła płakać i składać dłonie jak do modlitwy patrząc raz na Helgę, raz na Karla.
Mężczyzna słuchał tego niewzruszony, podczas gdy jego towarzyszka chichotała, najwyraźniej ubawiona.
- Pod ziemią na pewno znikniesz. - skomentowała.
- Nie strasz jej. - Karl zganił Helgę choć bez złości - Dominiko, zacznijmy od tego, że powiesz prawdę. Nie jesteś osobą wierzącą. Zatem... czemu zakon? Czego chcesz od życia, skoro ciągle uciekasz?

Pytanie niby banalne jednak Dominika się na nim zacięła. “Czego?” Większość jej uwagi wciąż zaprzątała kwestia samego przeżycia tej sytuacji w której się teraz znalazła.

- Panie… - zwróciła się do Karla po czym przeniosła wzrok również na Helgę nie chcąc jej urazić - Pani… - po czym stanęła tak trochę bokiem, żeby mówiąc do mężczyzny nie okazywać nawet cienia “nieuwagi” kobiecie. - Przede wszystkim to staram się nie wpaść w kłopoty, w czasie wojny mój dom został zniszczony, rozdzielono mnie z rodziną, która oczywiście wiernie służyła spokrewnionym, o tak, tak, tak. No a potem, Gestapo, NKWD, potem SB, UB, KGB, patrzyło krzywo na wszystko “dziwne” no to siedziałam cicho i nie wyrywałam się, nikomu nic nie powiedziałam! ukrywałam się, chciałam po prostu… żyć w spokoju, no może nie w biedzie, ale w spokoju. Ale musiałam się przemieszczać, no i w końcu pomyślałam, klasztor to takie wygodne miejsce, łatwo sobie podporządkować te kilkanaście dewotek i nikt nie będzie na mnie zwracać uwagi.
- A gdybym Ci powiedział, że to koniec strachu? Że zostałaś wybrana, by dołączyć do nieśmiertelnych?
- mężczyzna przyglądał się teraz uważnie twarzy kobiety.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 08-12-2016, 00:32   #4
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

“O kurwa!” - niemal powiedziała na głos. Zatkało ją zupełnie. jej usta zaczęły się poruszać ale dźwięk pytania “Jak to ja?” nigdy nie nadszedł. Dominika wiedziała lepiej, że z wampirami się nie dyskutuje. Co niby miała teraz zrobić? jeśli odmówi zabiją ją, jeśli nie odmówi a Polak mówi prawdę, też ją zabiją, z tą różnicą, że w tym ostatnim przypadku tą śmierć przeżyje! “kurwa!”. Dominika przygryzła wargę, nie w zasadzie to już ją rozgryzła od środka, “wrzód w ustach, no świetnie...” kobieta zerknęła na Helgę po czym zmusiła się by odpowiedzieć Karlowi.
- Tak po prostu?
- Ty mi to powiedz. -
odparł łagodnie Kainita - Uważasz, że nie jesteś tego warta? A może obawiasz się tego, co przyniesie z sobą klątwa wiecznej nocy?
Ostatnia rzecz jaką Ducheskova chciała teraz zrobić to poddawać w wątpliwość wartość “daru” nieśmierci, choćby zachowaniem. Kiedy dosłownie stoisz między dwoma kainitami, nie negujesz ich potęgi.
- Panie Polak - zaczęła - jeśli poświęcił pan swój czas by zwrócić się do mnie, nie chciałabym by moje zachowanie w jakiś sposób zawiodło Pana oczekiwania. Oczywiście wolę być niemartwa niż martwa. - zakończyła spodziewając się najgorszego.
- A jeśli powiem ci że masz wybór? Możemy wymazać twoje wspomnienia z dzisiejszej rozmowy. Wiesz o tym prawda? Mogłabyś wrócić do swojego życia. Znów być siostrą Dominiką... lub... przyjąć dar nieśmiertelności. Wraz z wszystkimi jego następstwami. A cena jest wysoka. Dla każdego jednak inna. - rzekł tajemniczo, splatając dłonie pod brodą.
“Przecież do tego cię wychowywano głupia pizdo” - Dominika starała się powrócić do wspomnień z dzieciństwa, no tak, wtedy to trochę inaczej wyglądało a im człowiek starszy, tym więcej wątpliwości, strachu. “Kurwa, co ja w ogóle robię”
- Może… może, ja przepraszam Panie Polak ale… co ja miałabym… czym miałabym się zajmować po… spokrewnieniu? -
ośmieliła się zapytać. Cóż… nawet Faust z Mefisto najpierw sobie pogadali.
- Musiałabyś nauczyć się żyć wśród nas. Powiedzmy... 5 lat. Tak, chciałbym dostać 5 lat twojego życia, byś była moją córką, posłuszną mej woli. Uczyłbym cię. I kierował tobą. Ale po tych 5 latach decyzja czego pragniesz... jak chcesz żyć - znów byłaby Twoja. Czy taki układ by cię satysfakcjonował, dziewczyno?
- Przemyśl to, laska, on jest totalnie nudny! -
dopowiedziała Helga.
Pięć lat. Pięć lat nie brzmiało jakoś strasznie złowieszczo, przez pięć a potem cała wieczność tylko dla siebie? co mogłoby pójść źle. Pięć lat to niektórzy siedzieli w obozie i żyją. Tak… pięć lat nie było chyba zbyt wygórowane. Dominika przekonywała samą siebie.
- No dobrze… znaczy Tak! tak oczywiście to dla mnie wielki… to byłby dla mnie, to będzie dla mnie wielki zaszczyt Panie Polak. - zakończyła wreszcie, co mogłoby pójść źle?
- Kvetoslav. Naprawdę mam na imię Kvetoslav, moje dziecko. - powiedział mężczyzna podnosząc się z fotela. Szedł powoli w stronę Dominiki, a całe jej ciało, wszystkie zmysły krzyczały, bo zaczęła uciekać. Wampir zaczął deklamować pod nosem wiersz:

Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy,
Starość u kresu dnia niech płonie, krwawi;
Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy.

Mędrcy, choć wiedzą, że ciemność w nich wkroczy -
Bo nie rozszczepią słowami błyskawic -
Nie wchodzą cicho do tej dobrej nocy.

Dominika nie znała go, a nawet jeśli znała, to teraz nie pamiętała. Jej umysł paraliżował strach wszechobecny i wszechpotężny, taki który wypełnia sobą każdą przestrzeń. Kobieta sama jednak przypieczętowała swój los, zgadzają się na przemianę. No i była jeszcze Helga na schodach, która pewnie nie dałaby jej od tak zawrócić.

Cnotliwi, płacząc kiedy ich otoczy
Wspomnienie czynów w kruchym wieńcu sławy,
Niech się buntują, gdy światło się mroczy.

Szaleni słońce chwytający w locie,
Wasz śpiew radosny by mu trenem łzawym;
Nie wchodźcie cicho do tej dobrej nocy.

Mężczyzna tymczasem podszedł do zakonnicy i położył jej dłonie na ramionach. Z każdym wersem mówił coraz głośniej.

Posępnym, którym śmierć oślepia oczy,
Niech wzrok się w blasku jak meteor pławi;
Niech się buntują, gdy światło się mroczy.

Błogosławieństwem i klątwą niech broczy
Łza twoja, ojcze w niebie niełaskawym.
Nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy.
Buntuj się, buntuj, gdy światło się mroczy!

Czy światło lamp zamigotało, czy to powieki Dominiki nie utrzymały ciężaru obrazu, który pojawił się przed jej wzrokiem? Nagle fizjonomia Karla rozmyła się, a zamiast niej pojawił się... prawdziwy potwór!
Wampir przyciągnął do siebie kobietę. Nie było już ucieczki.
- Ożesz kurwa Jezu Chryste ja jebie nie! nie, nieeeee! - Dominika wrzeszczała, wierzgała się, próbowała wydobyć nóż spod sutanny.
Potwór odchylił jej szyję, delektując się jej zapachem. To dało zakonnicy czas, by sięgnąć po ostrze. Nim jednak zadała cios, ostre kły wbiły się w jej szyję. Broń upadła ze szczękiem na podłogę, gdy ciało Ducheskovej opanował niezwykły paraliż.
- Nie! nie, nie… przestawaj! - to było trochę jak cygański gwałt, najpierw przerażenie, strach przed aidsem, ale potem jak już ciemny typek sprawnie się uwijał, rozkosz. Zresztą to były w końcu Czechy, kraj którego nazwy nie każdy potrafił wymówić i który dla wielu zagranicznych turystów mógłby po prostu nazywać się Porno. - Nie przestawaj! nie przestawaj! ssij tak ssij mnie ssij! - Dominika nie miała zbyt bogatego życia erotycznego, nie była już młódką, było wiele rzeczy których nigdy nie spróbowała bo po prostu nie miała z kim, dlatego trudno było jej stwierdzić jak bardzo dobry mógłby być seks i czy mógłby być tak dobry jak to co teraz przeżywała. Cóż tego się już nigdy nie dowie, jednak bazując na swoich doświadczeniach wiedziała jedno: nic co wdzierało się do tej pory w jej ciało, nie sprawiło jej tyle rozkoszy co zęby tego pomarszczonego jak stare jaja zombie. - Mocniej! Tak mocniej! ta… - Dominika poczuła jeszcze jak jej nogi miękną a potem, potem chyba umarła.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 11-12-2016, 15:46   #5
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Umarła.
I było tak, jak ludzie mówili.
Zobaczyła tunel, na końcu którego znajdowało się jasne, ciepłe światło.

[MEDIA]http://www.newsweek.pl/g/i.aspx/680/0/newsweek/635584695938658810.jpg[/MEDIA]

Światło przyzywało ją, wołało. Czuła się kochana przez nie i chciała jak najszybciej otulić swoje jestestwo w jego blask, rozpłynąć się w nim. Już szła w jego stronę, już była tuż tuż... gdy z mroku za nią wypełzła oślizgła, wielgaśna macka. Potworne odnóże owinęło się wokół pasa Dominiki i zaczęło ściągać ją do siebie, w ciemność. Wyrywała się, krzyczała. Czuła, jak z każdym centymetrem, który oddalał ją od upragnionej światłości, nadciąga rozpacz. Obejrzała się. To, co było za nią, wiło się i mlaskało złowieszczo, ciągnąc ją zdecydowanie w mrok.

Otworzyła oczy i uniosła się gwałtownie, omal zawadzając o kinkiet nocnej lampki. Na szczęście jakiś instynkt czy odruch podyktował jej, by uchyliła głowę, zanim uświadomiła sobie tak naprawdę obecność przedmiotu. Rozejrzała się. Leżała na łóżku, w pokoju, który przydzielił jej Karl... nie, Kvetoslav.

Nagle wspomnienia zaczęły napływać do jej głowy jak fale wzburzonego oceanu, roztrzaskując się raz za razem o coś, co mogła nazwać zdrowym rozsądkiem. Pamiętała wszystko dokładnie do czasu ugryzienia, potem jednak jej wspomnienia zamieniły się w kalekie obrazy, oddziałujące na poszczególne zmysły osobno - nigdy razem. Czasem był to smak, czasem dotyk, czasem węch... (tak, chyba popuściła) innym razem wzrok - widziała pochylone nad sobą paskudne oblicze Kainity. Czy on naprawdę tak wyglądał? Widziała też twarz Helgi - wampirzyca drwiła z niej, gdy zlizywała krew z podłogi. Zlizywała krew?! Ach, to wszystko było takie chaotyczne... pamiętała torebki z krwią i jedną, którą upuściła. Ale czy naprawdę mogła upaść tak nisko i lizać posadzkę?

Wtem do drzwi pokoju rozległo się dyskretne pukanie.
Dominika złapała się za głowę przycisnęła dłonie do nieprzyjemnie suchych oczu, potarła je - nie pomogło. Wyciągnęła ramiona przed siebie i popatrzyła na nie. Chciało jej się rzygać, nie było jednak czym. Ducheskova podkuliła kolana pod brodę i okręciła się prześcieradłem jak chore dziecko.

- P… roszę - powiedziała w stronę drzwi ostrożnie jakby obawiając się iż z suchego gardła nie wydostanie się żaden dźwięk.

Do pokoju weszła hinduska kobieta, którą Dominika spotkała już wcześniej. Niejaka Ramona niosła w dłoniach tacę, na której stał talerz zupy i srebrna łyżka. Była nawet serwetka. Dopiero gdy kobieta zbliżyła się, Ducheskova zrozumiała, że to nie zupa z buraków a krew. W talerzu była krew! I ona jej chciała! Głód uderzył w skronie byłej zakonnicy niby obuch. Patrzyła jak zahipnotyzowana, gdy kobieta położyła koło niej tacę i dopiero lekki zapach fiołkowych perfum oderwał wzrok Dominiki od talerza. Spojrzała na hinduskę w nowy sposób... jak na pełną przepysznej krwi butelkę, którą wystarczy tylko złapać i otworzyć, by ugasić pragnienie…

“Test?” - zamyśliła się - “nie kurwa, paranoja!” - zrugała samą siebie.

Karmili ją krwią z worków, talerz z juchą przecież sam nie przyjdzie, ktoś go musiał przynieść. Przecież Polak… znaczy Kvetoslav nie byłby zadowolony gdyby Dominika zaczęła… starać się wypić krew jego służącej. Ale czy na pewno?

Ducheskova wyciągnęła dłonie po tacę.

- Bóg zapła… - zaczęła odruchowo odpowiadać w podziękowaniu - kurwa, w sumie to ciało Chrystusa… - prychnęła pod nosem i wsadziła łyżkę w talerz, napełniła i łakomie przystawiła do ust, język wystawiła zanim jeszcze łyżka wsunęła się w usta. Głośno siorbnęła.

- Mmm… - delektowała się po czym przeniosła wilczy wzrok na induskę.
- Nie boisz się? - zapytała prosto z mostu. Naprawdę była ciekawa.

W odpowiedzi kobieta uśmiechnęła się tylko ciepło i pokręciła głową. Jej aura była tak czysta, jak tafla jeziora, przechodząc spokojnie od barwy jasnego błękitu po żółty poblask słońca. Ramona podeszła do szafy i otworzyła ją, ukazując oczom Dominiki jakieś 30-40 kompletów damskich ubrań - w różnych stylach i odcieniach. Hinduska uczyniła zapraszający gest dłonią, po czym sama podeszła do komody i zaczęła czegoś w niej szukać.

Dominika nie przypominała sobie, żeby kiedyś widziała tyle ubrań na raz w jednym miejscu. Przed wojną na pewno nie, za komuny też nie bardzo a za demokracji to już chodziła w habicie.

- Jest tu gdzieś łazienka? - Dominika czuła się brudna. Czuła smród, chciała go zmyć i się ogrzać.

Kobieta skinęła głową, wyciągając z komody komplet białej czystej bielizny... z koronkami!... który podała Dominice. Następnie otworzyła pokój i wskazała drzwi dokładnie naprzeciw w korytarzu.

Ducheskova ostrożnie wygramoliła się z łóżka, które jeszcze pościeliła i przygarbiona skierowała się do łazienki. Rozebrała się układając wszystkie ubrania na desce klozetowej po czym już pod prysznicem ustawiła sobie naprawdę gorącą wodę. Tarła szczotką mocno swoją skórę, jakby chciała zetrzeć z siebie śmierć. Z przerażeniem zauważyła, że pod wpływem tej czynności naskórek zaczyna odchodzić z niej grubymi płatami - zupełnie jak po oparzeniu słonecznym. Czyżby była aż tak silna? A może to konsekwencja “umierania”?

Z przerażeniem wyskoczyła spod prysznica i zaczęła się dokładnie wycierać, zaczynając od włosów. Im bardziej jednak je wycierała, tym więcej pojedynczych kosmyków zostawało w jej dłoniach. W końcu gdy chwyciła pukiel i pociągnęła lekko, ten bezpowrotnie oderwał się od jej głowy.
Z obrzydzeniem zaczęła zrywać z siebie wszystko co odchodziło, Ogarniała ją panika, zbliżyła się do lustra. Koszmar stawał się rzeczywistością. Patrzyła na swoje odbicie, ledwo siebie poznając.

[MEDIA]http://wallpaperscraft.com/image/face_cracked_old_age_veil_blue_eyes_76446_3840x240 0.jpg[/MEDIA]

Nigdy nie była pięknością, ale czy ta maszkara po drugiej stronie lustra, to mogła być ona? Skóra pękała na całym ciele, a to co spod niej się wyłaniało... przypominało raczej gadzi pancerz niż ludzki naskórek. Na dodatek rysy twarzy jakby się wyostrzyły, policzki zapadły, a cienie pod oczami były tak głębokie, że spokojnie mogła w nich ukryć kolejną parę powiek.

Dominika oparła dłonie o umywalkę i zrzygała się do zlewu, rzygała długo i boleśnie. “Boże! sram ustami!” spojrzała w dół na swoje dzieło. Przed nią leżały sine martwe jelita. Kobiecie zakręciło się w głowie, straciła równowagę i przewróciła się na posadzkę. Płacząc podczołgała się pod ścianę i objęła kolana dłońmi, kiwała się katatonicznie. Dopiero po chwili zorientowała się że z jej oczu zamiast łez cieknie krew. Dominika zebrała ją palcami i zlizała z ręki. kątem oka zobaczyła koronkową bieliznę.
“Wiedziała?... wiedziała! kurwa! ta ciapata szmata wiedziała!” - musiała wiedzieć! na pewno wiedziała! a i tak przygotowała dla niej te burdelówki! zakpiła z niej! Rozpacz i przerażenie ustępowały miejsca złości. Tego było za wiele, Dominika nie miała zamiaru dać sobą pomiatać. Napięta od determinacji, kobieta wstała i nie kłopocząc się nawet ubraniem, wciąż po części ociekająca wodą wyszła z łazienki w poszukiwaniu induski.

- Halo? przepraszam? mogłabyś mi pomóc ustawić wodę? - nawoływała starając się nadać swojemu głosowi jak najbardziej naturalne brzmienie.
- A co myszko, boisz się, że się poparzysz? - usłyszała z parteru, a zaraz potem po schodach wspięła się znajoma Helga... tym razem w stroju policjantki.

[MEDIA]http://img.szafa.pl/ubrania/1/024394221/1455820013/stroj-kostium-policjantki-sexy-lateksowy-s-m-l.jpg[/MEDIA]

- W czym mogę pomóc obywatelko? - zapytała, salutując, po czym wydała z siebie odgłos zdziwienia - Uoooo całkiem fajne cycki pod tym habitem chowałaś. Szkoda, że niedługo będą wyglądać jak suszone śliwki.

Dominika musiała zmusić się do przełknięcia swojej złości. No tak jasne, ciapatka była tylko pionkiem w zabawie kainitów to wszystko była sprawka Helgi algo Kvetoslava. “Trzeba zewrzeć dupę i załatwić to inaczej”
- Tak… w zasadzie tak.
- odpowiedziała chowając swoją pokraczność w ramionach.
- Oj, nie garb się tak. I nie martw. Do wesela się zagoi. No i widziałaś prawdziwą twarz Kvetoslava... aż tak brzydka nie będziesz. Nikt nie może być brzydszy od niego. - pocieszała ją Helga.
Co!? że kurwa?! że jak!? to na stałe? kurwo kpisz… lepiej dla ciebie kurwo jeśli kpisz, lepiej dla was wszystkich ja...” - Dominika dokonała samokastracji swoich myśli. “lepiej bo co? co niby miałaby zrobić?”
- Aha… tak ten, rozumiem, Oczywiście tak, zrozumiałe, tak jasne rozumiem, oczywiście rozumiem tak… trochę pobrudziłam łazienkę, mogę posprzątać oczywiście tak, naprawdę tylko… może się najpierw jednak ubiorę. Tak ubiorę, nawet sporo ubiorę, ciepło ubiorę. Na cebulkę.
- Widzisz aury, co nie?
- zagadnęła z czapy wampirzyca, po czym dodała niewinnie - ja też.
- Mhm…
- Dominika starała się przygryźć dolną wargę i przerażeniem zauważyła iż jest jej mniej.

Tymczasem Helga podeszła do niej i zupełnie bez obrzydzenia oparła się na jej ramieniu, tuląc doń policzek.

- Nie przejmuj się. Widziałaś Kvetoslava jak Karla, niezłe ciacho. Ty też tak będziesz mogła. Będziesz mogła wyglądać jak tylko zechcesz... i zmieniać wygląd kiedy tylko zechcesz. Tylko będziesz musiała trochę się okiełznać. Nie rzuciłaś się do szyi Ramonie, to naprawdę dobry początek, wiesz?
“Kurwa pierdolisz...”
- Dominika miała ochotę wyrzygać na blondynę jakieś flaki ale chyba nic już jej nie zostało, a może by tak ściągnąć odsercówkę i urwać kawałek płuca? Ducheskova rozmarzyła się. Szybko jednak przypomniała sobie że ta zimna cipa widzi aury. “Okej, nie zimna cipa, cipka, i nie zimna tylko letnia, milutka cip cipka, normalnie niunia...” - starała się uspokoić.
- Można się tego nauczyć? jak widzenia aury na przykład? to jeden z darów? - starała się zepchnąć dyskusję na techniczne tematy bo w sumie ją to interesowało.
- Ale ci się z główki kurzy - Helga przytulała się coraz śmielej do Dominiki, niczym kot - No a ty myślałaś, że jak takie paskudy funkcjonują wśród ludzi. W ogóle wiesz coś na temat Maskarady? Bo Kvetoslav chce z tobą przerobić wszystko od podstaw. To będzie straszna nuuuuda…
Dominika przeszukiwała wspomnienia z dzieciństwa by upewnić się czy czegoś nie przeoczyła. W końcu zebrała myśli. “ok, najpierw pierwsza kwestia”
- To mam ci mówić Helga? - starała się jak mogła by głos jej się nie trząsł, nigdy nie pozwoliłaby sobie na taką spoufałość z kainitą ale przecież teraz… sama takowym była.
- To zależy... a jakbyś chciała? - wymruczała wampirzyca do jej ucha.
“Dobra, jadę w szczerość” - zgodziła się w myślach Ducheskova
- Ostatni raz spotkałam spokrewnioną w latach dwudziestych, zwracałam się do niej per Szanowna Pani, nie chcę robić sobie wrogów.
O dziwo, to podziałało nadzwyczaj dobrze. Wampirzyca odkleiła się.
- Helga wystarczy zatem. Jedynie starszym i księżnej należy okazywać szacunek. No i silniejszym... ale to sama ocenisz. No dobra, ślicznotko, jestem ci do czegoś potrzebna? Bo jak się ogarniesz, wiem, że twój stary szykuje ci lekcje.
Dominika niemal upadła na kolana.
- O boże przepraszam! Pytała Pa.. pytałaś o Maskaradę, żyję tyle lat i nikt nigdy mnie nie rozpoznał, wydaje mi się, że życie weryfikuje efektywność nauk jakie odebrałam w dzieciństwie.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Wiesz, mandaty się same nie wstawią, muszę zaraz lecieć, a chcę być miła, bo to twoja pierwsza noc.
- A… a nie, nie, nie! nie o nie, nie proszę, się mną nie kłopotać, na pewno ma Pa… znaczy, masz na pewno Księżno Helgo ciekawsze, bardziej pilne sprawy na uwadze. Bardzo, bardzo dziękuję za poświęcony czas.
“I pociągniętego łacha”
dodała w myślach Dominika.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 13-12-2016, 18:25   #6
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
***

Nosferatu - tak nazywał się jej “klan”. I to chyba tylko przez grzeczność ktoś kiedyś nadał mu tę nazwę. Za plecami wszak brzmiała ona inaczej: potwory, szczury, robaki, trędowaci... długo żeby wymieniać.
Ze wszystkich klanów - a trochę ich przecież jest - Dominika musiała dołączyć do tego, którego rozkład i zepsucie odciskały widoczne piętno na wyglądzie. Na dodatek minął już tydzień, a ona wciąż nie potrafiła zmienić swojego wyglądu. Choć pilnie uczestniczyła w “lekcjach” Kvetoslava, sama nawet powtarzała tę wiedzę w swoim czasie wolnym i starała się praktykować nowe talenty... Mimo tego wszystkiego jej wygląd tylko się pogarszał. Stała się potworem.
Choć nigdy nie grzeszyła urodą, a uwagę najwyżej zwracali na nią podchmieleni budowlańcy - z naciskiem na “podchmieleni” - teraz nie mogła nawet wyjść na ulicę, by nie budzić swoją fizjonomią sensacji. Nie wyglądała już jak człowiek. I nigdy nie będzie. Kolejny wieczór przyniósł ze sobą tę bolesną świadomość, gdy tylko Dominika otworzyła oczy. Spojrzała na zegarek. Za 15 minut Ramona przyniesie “zupę”, za 1 godzinę i 15 minut rozpoczną się jej “lekcje” z Kvetoslavem. Nowe życie do bólu przypominało to, które znała z klasztoru. Tylko nie musiała udawać się się modli.*
Zamiast tego, by nie wyjść z wprawy w udawaniu, starała się udawać, że nie chce jej się rzygać od patrzenia na Ojca i siebie samą. Udawała też, przed samą sobą, że w ogóle miałaby czym rzygać.
- Hmm… - przygryzła co tam miała koło zębów Dominika po kolejnej żmudnej lekcji - przynajmniej mogę się schować.
Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Po samym sposobie wykonywania tej czynności, wiedziała, że to Ramona.
- Ona wie o wszystkim? ale jakoś ją kontrolujesz prawda? widzę, że nie krwią. Dominujesz ją umysłowo? - kwestia nurtowała Dominikę od jakiegoś czasu.
Początkowo nie otrzymała odpowiedzi, bo Ramona weszła do pomieszczenia, sprzątnąć jakieś naczynia, a Kvetoslav znów przybrał wygląd Karla. Tak bardzo ją to drażniło...

Dopiero kiedy hinduska zostawiła ich samych, wampir odezwał się:
- Czy twoim zdaniem, trzeba kogoś kontrolować, żeby móc mu zaufać? - odpowiedział pytaniem.
- Nie mówienie prawdy, lub nie mówienie jej całej, jest formą kontroli. - Dominika zwróciła uwagę na to, że Ojciec podjął temat dopiero gdy induska opuściła pomieszczenie.
Mężczyzna poprawił okulary i uśmiechnął się.
- Źle to odczytujesz, moja droga Dominiko. Ramona wie o mnie wiele... w pewnym sensie więcej niż ja sam o sobie wiem. Uznałem, że to ciebie może krępować jej obecność. - przysunął się - Nie myśl, że nie wiem, córko, jak na nią czasem patrzysz. Na jej szyję. Jednak rozumiem to i nie potępiam, dopóki nad sobą panujesz. Ramona zresztą też to widzi.
- A… zabiłeś kiedyś człowieka dla krwi? znaczy, poza mną oczywiście -
poprawiła się i dodała na temat kobiety:
- Ona nie jest ghulem. Czemu to robi? jaki ma cel? - Dominika znała za dużo konspiracji żeby przestać je nagle wszędzie widzieć.
Kvetoslav wstał ciężko ze swego miejsca, powoli zdjął okulary i włożył je do etui. Iluzja się rozwiała. Znów był potworem, na widok którego ciężko było się nie wzdrygnąć. Wampir podszedł do zamkniętej komody i z czułością pogładził jej hebanowy blat.
- Odpowiedź na twoje pytanie brzmi “tak”. To jednak były inne czasy, bardziej dzikie. Mój rodzic... był potworem w pełnym znaczeniu tego słowa. Ja... staram się nie iść tę ścieżką. Co do pytań o Ramonę... to będzie twoje zadanie. Zrozumieć. Bo żadne słowa nie oddadzą procesu myślowego, który powinnaś pokonać, by pojąć istotę relacji wampira i człowieka. Wtedy, gdy to zrozumiesz - to co jest niejako istotą maskarady... będziesz mogła opuszczać mój dom samotnie.
Nosferatu wyprostował się i ruszył w kierunku Dominiki. Wyciągnął zaopatrzoną w szpony, powykręcaną dłoń w kierunku jej twarz.
Dominika spuściła wzrok. Znała siebie i wiedziała, że wygląd Kvetoslava jak i własny, z czasem jej zobojętnieje ale… jeszcze nie teraz. Jeszcze długo nie. Paskudna łapa dotknęła jej policzka z dziwną łagodnością.
- Księżna wzywa cię do siebie jutro. Urządzi mały... test. Dla ciebie i tych, którzy ostatnio zostali przemienieni. Ten test zdecyduje o twoim miejscu w społeczności i... - zabrał rękę - Tym, czy będę dalej cię uczył.
“Zabiją mnie!” - myśl przyszła natychmiast “walki wampirów gladiatorów, zapasy w błocie”
- Co to znaczy “ostatnio przemienieni”? znaczy się wczoraj? miesiąc temu? rok? Chyba nie bardziej “ostatnio” niż ja? jak mam się przygotować do… “testu” kiedy ktoś ma więcej niż ja doświadczenia? od czego powinnam zacząć?
- Cóż, pewnie jeszcze o tym porozmawiamy. Miały miejsce pewne wydarzenia... niezbyt szczęśliwe dla koterii praskiej. Kilku spokrewnionych zginęło, dlatego klany, które zachowały wierność wobec Księżnej i przysłużyły się jej otrzymały przyzwolenie na stworzenie nowych potomków. W tym klan Nosferatu, jak widzisz. W sumie jest was czworo.
- Czworo to chyba nie jest “za dużo”?... -
dopytywała Dominika, ostatnie co chciałbym teraz usłyszeć to coś w stylu “zostać może tylko jeden”.
- To będzie zależało od was. - odparł Nosferatu - Jeśli chcesz mojej rady, spróbuj pogodzić się ze sobą. Przestać udawać kogoś, kim nie jesteś. Znajdź wartość w sobie... To chyba tyle. I aż tyle. - wyszczerzył zębiska, co miało być prawdopodobnie uśmiechem.
Dominika niemal mamrotała coś do siebie pod nosem. “wartość w czym?...”
- Tak zrobię.

“Lekcje” tej nocy dobiegły końca wcześniej, bowiem Kvetoslav został wezwany do Księżnej. Dominika została niemal sama w pustym, obcym domu.
Dominika nie odpuściła takiej okazji, wszędzie weszła, wszędzie zajrzała, najwięcej czasu poświęciła książkom, w poszukiwaniu czegoś, co byłoby dla niej zupełnie nowe. Odkryła tym samym jak wielu języków jeszcze nie zna oraz że Nosferatu miał chyba obsesję zamykanych na szyfry i zamki puzderek wszelkiej maści i wielkości. Jej uwagę przyciągnął też artykuł, który właśnie tłumaczył Kvetoslav. Była to rozprawka szkockiego filozofa, który twierdził, że Biblia ma tak naprawdę dwie postacie boskie - dobra i sprawiedliwą. Dobra to Bóg imieniem Jahwe, który kochał ludzi bezwarunkowo. Druga - sprawiedliwa, czy raczej karząca wobec ludzkości, to Pan. Wraz z Szatanem mieli oni tworzyć trójcę - bóg stworzenia, bóg zniszczenia i bóg równowagi. Na poparcie tej teorii filozof przytaczał różne fragmenty Biblii, gdzie Pan był tym, który wystawiał ludzi na próbę lub karał za grzech, zaś Bóg był zawsze miłosierny i kochający.
Choć rozprawka wydawała się ciekawa, nie było w niej nic, co by mogło przydać się Dominice w jej obecnej sytuacji.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 16-12-2016, 09:42   #7
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
***

Tej nocy Dominika miała dziwny sen. Dziwny dlatego, że jej samej w nim nie było. Zupełnie jakby oglądała film lub czytała książkę. Wśród zieleni drzew, w świetle gwiazd i starych latarni gazowych, Ducheskova dostrzegła dwie postacie. Choć parę szczegółów się nie zgadzało, rozpoznała scenerię tej sceny. To musiało w okolicy stawu, należącego do Stromovki - największego parku w centrum Pragi, utrzymanego w stylu angielskim.

Twarze postaci pozostawały w cieniu, jednak ich sylwetki sugerowały, że są to kobieta i mężczyzna. Stali w oddaleniu od siebie. W dłoniach trzymali szpady. Czyżby szykowali się do pojedynku? Wzrok Dominiki, czy raczej “kamera” wizji przesunęła się nieco w bok. Ktoś obserwował dwójkę, która właśnie starła się w walce. Przekrwione, mroczne ślepia o czerwonych tęczówkach. Czyżby to... Kvetoslav?!

Pukanie do drzwi wyrwało Dominikę ze snu. Najwyraźniej Ramona postanowiła dziś wcześniej ją odwiedzić tego wieczora. No tak, ta noc miała być wyjątkowa dla młodej Nosferatu.

Dominika mechanicznie sięgnęła nocnej półki i chwyciła zeszyt snów oraz długopis. Zanotowała cały sen oraz pierwsze spostrzeżenia i refleksje tak jak na okultystkę przystało. Wydłubała też kawałek dziąsła… “cholera!”

- Proszę, proszę wejść.

Hinduska uśmiechnęła się powitalnie, kładąc talerz z krwawą zupą na stole. Następnie wyszła na korytarz, nie zamykając za sobą drzwi. Wróciła po chwili, niosąc na wieszakach trzy wieczorowe suknie. Najwyraźniej nie wypadało pokazywać się u Księżnej bez formalnego stroju - nawet w przypadku Nosferatu.

[MEDIA]http://www.veaul.com/bmz_cache/0/056ef171f7fed52b0caec93b55161861.image.340x439.jpg[/MEDIA]
[MEDIA]http://www.veaul.com/bmz_cache/d/d21c648cb6f510a38fb42876344ddc34.image.340x447.jpg[/MEDIA]
[MEDIA]http://www.veaul.com/bmz_cache/4/49f1d0ee095cf74f76e35ce76b9e4516.image.340x447.jpg[/MEDIA]

Ramona przekrzywiła pytająco głowę, wskazując na kreacje.
Ducheskova wlepiała ślepia w kreacje przez dłuższą chwilę. Były piękne tylko… za dużo odkrywały! co nie było problemem kiedy miało się co pokazać. A może inaczej… kiedy to co się miało do pokazania było ładne. Czary (bo to przecież były czary) jakich używał Kvetoslav by stać się ciachem były wciąż poza możliwościami Dominiki. “kurwa!”

- Ta przynajmniej ma rękawy. - powiedziała Dominika wybierając czarną suknię. Tak naprawdę zapach zupy zbyt ją teraz pochłaniał.

Ramona odwiesiła wybraną suknię do szafy, po czym podeszła znów do Ducheskovej i podała jej niewielki liścik. Od razu rozpoznała staranne pismo Kvetoslava.

Cytat:
“Bądź gotowa na 19.30. Pod domem będzie czekała limuzyna. Gdybym nie zdążył do Ciebie dołączyć, jedź sama. Kierowca zna adres.
Nie lękaj się.
K.”
Tymczasem służąca jak zwykle dyskretnie wycofała się, pozwalając zjeść w spokoju wampirzycy.

Po wychlipaniu czerwonej polewki, Dominisia rozpoczęła ofensywę na szafę. Szukała dodatków, jak rękawiczki, oraz inne elementy które pozwolą ukryć naj najwięcej skóry… i jej braków.


***

O ustalonej godzinie Kainitka zjawiła się w holu - opatulona w najszerszy szal jaki znalazła, na dłonie miała wciągnięte długie rękawiczki, zaś na głowie toczek z woalką - wszystko w kolorze głębokiej czerni. Po chwili namysłu, podeszła do wieszaka przy drzwiach i zarzuciła jeszcze na ramiona obszerny, czarny płaszcz, w którym przybyła do domu Kvetoslava po raz pierwszy. Ty było zaledwie tydzień temu, a jej wydało się jakby minęły miliony lat.

Tak, jak zapowiedział rodzic, pod dworkiem czekała czarna limuzyna z kierowcą. Ojca nigdzie nie było. Oczywiście, kto by tam się przejmował jej pierwszą wizytą u Księżnej? i jeszcze jakimś testem, od którego być może zależała egzystencja Dominiki.

Nastrój Nosferatu z każdym pokonanym kilometrem pogarszał się, osiągając apogeum, gdy kierowca zatrzymał na chwilę samochód pod zdobioną ornamentami potężną bramą. Wrota rozchyliły się leniwie, kiedy kierowca potwierdził tożsamość gościa, ukazując widok na pałac niczym z bajki.

[MEDIA]http://dconheels.com/wp-content/uploads/2013/08/smithsonian-castle-garden-night.jpg[/MEDIA]

Dominika podziwiała bogactwo, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła - nawet wśród kościelnych włości, które nieraz zwiedzała. Tymczasem samochód zajechał pod główne wejście, gdzie kręciło się kilka postaci w smokingach i sukniach wieczorowych. Wszyscy ci ludzie... czy raczej spokrewnieni byli co najmniej przystojni, a niektórzy wręcz olśniewająco piękni. Jak Dominika miała pokazać się im na oczy?

Tymczasem drzwi otworzyły się, a służący - ghul posłusznie czekał aż pasażerka wysiądzie. Nie poganiał jej, jednak jego oziębła doskonałość manier bynajmniej nie przynosiła Nosferatu pewności siebie.

- No ile można wyłazić? - usłyszała niedaleko znajomy głos, a potem ujrzała w otwartych drzwiach wyciągniętą, kobiecą rękę. Podążając jej tropem Ducheskova zobaczyła ramię, piersi, które groziły pęknięciem srebrzystego gorsetu, który je okalał... no i wreszcie zobaczyła też twarz. Helga machnęła ręką niecierpliwie.

- Wyłaź. A to paskudztwo, które założyłaś na grzbiet zdejmij natychmiast, albo spalę to na tobie. Masz chyba pod spodem jakąś kieckę, nie?

To był moment w którym Dominika poważnie rozważała rozkazanie kierowcy ruszenia z piskiem opon i ucieczkę z miasta, wyskoczy gdzieś na leśnej drodze zaszyje się w chaszczach i… no właśnie.

- Tak, tak, oczywiście tak, w rzeczy samej tak. - zapętliła się nieco kiedy zrzucała z siebie płaszcz. Spalić? Dominika miała wrażenie, że już się pali ze wstydu, taka pociecha że nie mogła się spocić…. przynajmniej miała taką nadzieję. Ducheskowa wygramoliła się z samochodu.

- Niech bę… znaczy chciałam powiedzieć Dobry wieczór, tak tak właśnie tak.
- Będzie dobrze
- dodała jej odwagi Helga, która wyglądała dzisiaj jak milion dolarów - Już się tak nie łuszczysz. Chodź, wprowadzę cię. Twój stary jest u księżnej na dywaniku na razie.

Dominice ze stresu kręciło się w głowie, dała się prowadzić jak ciele. Choć nikt nie krzyczał na jej widok, Ducheskova czuła na sobie większośc spojrzeń. Gdy zaś weszła do środka pałacu i została wprowadzona do obszernej sali bankietowej, uczucie to pogłębiło się. Przyjęcie było wystawne i co najmniej burżujskie - jedyna różnica względem “ludzkich” imprez polegała na tym, że na stołach nie serwowano jedzenia - jedynie wszędzie stały butelki z “winem”.

[MEDIA]http://www.spahotele.pl/photos/341_4821.jpg[/MEDIA]

W sali było już 23 Kainitów - jak zdążyła policzyć Dominika. 23 z 37, którzy obecnie przebywali na terenie Pragi. Widać jej “chrzest” był naprawdę sporym wydarzeniem dla miejscowej koterii. A może po prostu zbiegł się z jakimś wydarzeniem?

“Szczurzyca”, “Potwora”, “Ugh” albo w najlepszym wypadku “samica Nosferatu” słyszała z różnych kierunków Dominika. Aż jej się kręciło w głowie. Helga ujęła ją jednak pewnie pod ramię.

- Nie przejmuj się. Jesteś pierwszą kobietą w swoim klanie od... no tak, od schizmy w 1971. Nic dziwnego, że się interesują.

“Co za obrzydlistwo”, “Ciekawe czy wcześniej też była łysa”, “A słyszałeś, że samice Nosferatu mają penisy?”, “Jak można było zrobić coś takiego niewieście? Kvetoslav to potwór!” - tak, z pewnością byli nią zainteresowani.

Dominika szybko zrozumiała jedną prawdę. Bycie Nosferatu oznaczało w świecie kainitów, bycie największym możliwym brzydactwem, na skali porównawczej. To nie było coś co mogła zmienić a jej próby przemknięcia, schowania się nie służyły jej w żaden sposób, dawała tak jedynie pożywkę tym którzy chcieli szydzić. O szydzeniu i poniżaniu innych Dominika akurat wiedziała dość sporo. “Mogą ze mnie szydzić tak długo jak szepczą, mogą mnie nienawidzić, ważne żeby się mnie bali” - postanowiła w jednej chwili. Ducheskova nienawidziła swojej nowej formy ale jeszcze bardziej nienawidziła tych którzy zabawiali się jej kosztem “moja słabość stanie się moją siłą”

- Schizmy? co to była za schizma? - zagadała prostując się i machając ręką by zwrócić na siebie uwagę kelnera, który roznosił na tacy kieliszki z krwią. Kiedy mężczyzna znalazł się obok, nosferatka zmusiła się do zdjęcia nakrycia głowy, czuła się kropnie ale… zdała sobie sprawę iż wyglądała tak tragicznie, że nikt na tej mordzie nie dostrzeże wstydu czy zakłopotania.

- Gorąco tu nieprawdaż? - skomentowała gdy wpychała kelnerowi szal, czapkę i rękawiczki na tacę z której to wcześniej zdjęła kieliszek.
- Och… jeszcze to… - zdjęła z dekoltu pasek wysuszonej skóry i podała go mężczyźnie.

Ten nawet się nie wzdrygnął. Po prostu ukłonił się i odszedł z tacą gdzieś na zaplecze. Tymczasem Helga roześmiała się perliście, klepiąc Dominike dość mocno po plecach.

- Wiedziałam, że się w końcu rozruszasz. Twoje zdrowie! - schwyciła kieliszek i uniosła go w geście toastu.

- Dzięki - Dominika stanęła tak, żeby jej wzrok ogniskował się jedynie na Heldze, na razie ciągle więcej grała swoją pewność siebie, ale przynajmniej miała już plan. Wampirzyca siorbnęła z kieliszka - I twoje. To co z tą schizmą?

- Kvetoslav wspominał ci coś o Diablicy?

- Nie, nie przypominam sobie.
- Dominika schowała twarz w kieliszku.
- On nigdy nie mówi o ciekawych rzeczach. Tylko pieprzy o księdze Nodd i Gehennie, co nie? - Helga podprowadziła Dominike do stołu, gdzie sama przysiadła na jego blacie.

- To był rok 1971 kiedy wszystko wybuchło, ale zaczęło się... zaczęło się dużo wcześniej. Księciem Pragi był wtedy Robert Dasko z Tremerów. Robert władał Praga od czasu wojny i był podobno całkiem niezłym księciem. Do czasu aż jego killerka Nina Dobrava nie zaczęła świrować. Generalnie to ona ratowała mu dupe podczas wojny i zaraz po. Brujaszka. Wysiepana w trzy dupy. I podobno zajebiście piękna... um, sorry. W każdym razie Robert podpadł jakimś tam czarodziejom czy innym wiedźmom. Jak zwykle Nina go obroniła, ale ci magowie... zrobili coś z jej bestią. Bestia wyłaziła bez zaproszenia. W dodatku okazała się na tyle perfidna, że zabijała w podobny sposób - odgryzała twarz ofierze. Jak łatwo się domyśleć - seryjny zabójca to nie jest coś, czego rodzinka sobie życzy. Po masakrze na dworcu pkp, gdzie naprawdę napracowano się, by zatuszować ślady działania wampirzej killerki miarka się przebrała. Na Roberta zaczęto naciskać by ogłosił krwawe gody. On jednak się nie zgodził. No i powstała schizma.- Helga rozłożyła ręce w geście bezradności, strącając przy tym jakiś wazon. Naczynie zostało jednak zaraz sprzątnięte przez służących.
Dominika analizowała fakty.
- Z twojej wcześniejszej wypowiedzi wynika, że ta “schizma” zmieniła liczbę miejscowych spokrewnionych… czy to oznacza, że jacyś wyjechali? No i kto wygrał?

Kątem oka Ducheskova zauważyła, że kilkoro spokrewnionych z uwaga słucha opowieści.

- Cóż, Dasko rozegrał to po swojemu. Wiesz, Nina podobno starała się opanować. Podobno nawet poddała się elektrowstrząsom i innym zjebanym metodom “leczenia”. Nic nie pomagało. Robert zdecydował się więc zamiast ogłosić krwawe łowy - wyzwać ją na pojedynek. Zrobił to zresztą po cichu, zostawiając tylko list w swojej posiadłości. Jeśli pokonałby Ninę - ściąłby jej głowę, w przeciwnym razie... rozumiesz, i tak nie mógł być dłużej księciem. W liście jednak zobowiązał się, że w przypadku porażki, puści Dobravę wolno. Na swojego następcę wskazał natomiast nie kogo innego, jak Kvetoslava, który był wtedy jego doradcą. Pojedynek podobno odbył się bez wampirzych giftów, po dawnemu - na szable. Oboje wywodzili się ze szlachty. Takie bzdury. - Helga machnęła zamaszyście ręką, lecz tym razem niczego nie rozwaliła - Jak łatwo się domyśleć, książę dostał w ciry i został zabity. Nina, nazywana Diablicą, spieprzyła z kilkoma poplecznikami, a koteria odmówiła uznania twojego ojczulka za księcia. Zamiast tego powołaną obecną Księżną Marcelinę de Balliad z Ventrue. Tak po prawdzie to twój ojczulek sam się za nią wstawił, chociaż podobno miał poparcie. Trochę łyso, nie? Mogłaś być księżniczką... tak jakby. - zakończyła opowieść Kainitka.
- O tak! księżniczką z penisem! i to by wcale nie było chujowe. - powiedziała Dominika na tyle głośno by uszy mogły usłyszeć jak głęboko w poważaniu ma ich komentarze - no dobra, komentarze, przynajmniej niektóre ją bolały ale oni nie mieli tego wiedzieć.
- W twojej opowieści jest jeden błąd, Malkavianko - odezwała się nagle wampirzyca, która jakiś czas temu, w trakcie opowieści przysiadła się do stołu.

[MEDIA]http://s5.ifotos.pl/img/profiler0_anareee.jpg[/MEDIA]

- Hę? - zapytała niezbyt mądrze Helga.
- Sama mówiłaś, że byli szlachcicami i mieli stoczyć tradycyjny pojedynek. - mówiła obca - Tradycyjny pojedynek to taki, który trwa do pierwszej krwi. Nie zaś by zabić.

Dominika wykorzystała moment w którym ktoś trzeci znajdował się blisko i nie był skupiony na jej brzydocie. Chciała posłużyć się swoją magią by wejrzeć w aurę blondyny, ale ojciec przestrzegł ją, przed używaniem mocy w Elizjum. Dominika szczerze wątpiła, czy ktoś mógłby to rozpoznać, ale nie zamierzała próbować… dziś. Zamiast tego chowając twarz co raz w kieliszku obserwowała i słuchała. Nie tylko rozmowy.

- Dobrava była potworem, który zżerał ludziom twarze. Choćby samo to mogło być powodem. - odparła Helga, marszcząc brwi.
- Owszem, aczkolwiek nie od dziś znany jest w psychologii motyw winnego obwinionego, gdzie osoba, która bezsprzecznie jest winna jakiejś zbrodni i dostaje łatkę złoczyńcy, staje się kozłem ofiarnym dla innych zbrodniarzy, którzy nie zostali złapani wcześniej. - nieznajoma uśmiechnęła się lekko - Nina po prostu nie miała powodu, by zabijać Roberta, skoro ten już w liście zagwarantował jej wolność.

Trudno było nie zgodzić się z tą logiką, przynajmniej na bazie przedstawionych Dominice faktów. I szczerze… to, że czarodziej walczy w ogóle na szable? to tak jak piekarz założył się z murarzem na śmierć i życie o to kto lepszą ścianę postawi. Dominika nie miała zamiaru dzielić się swoimi spostrzeżeniami. Na jej twarzy, można było za pewne wyczytać masę rzeczy jeśli było się wprawnym empatą, nie zmieniało to jednak faktu, że pierwszą wczytaną rzeczą będzie to, że ta twarz się rozkłada. Dominika musiała przyznać przed samą sobą, że ta maska brzydoty dawała pewne plusy. “plusy dodatnie” Ducheskova analizowała zachowanie dwojga kobiet, starała się zrozumieć, co spowodowało, że ta druga sama się wtrąciła? była z tego samego klanu co owa “diablica”? a może po prostu z klanu który miał w interesie podważyć jakiś autorytet występujący w tej opowieści. Nosferatka postanowiła zbierać informacje poprzez cierpliwe słuchanie co inni mają do powiedzenia.

- Nie miała? Mówisz tak, jakbyś tam była, a tymczasem... nie znam cię. - powiedziała Helga do nieznajomej, najwyraźniej dochodząc do podobnego wniosku, co Dominika.
- Wybaczcie, proszę. Gretta Howk, historyczka z Pensylwanii. Przebywam w Pradze dopiero od kilku tygodni, przybyłam na zaproszenie Księżnej. Naprawdę nie chciałam nikogo urazić, po prostu analizuję fakty. - uśmiechnęła się przepraszająco, po czym wstała z krzesła i oddaliła w kierunku jednej z bocznych naw.
- Sucz. - skomentowała całe zajście Helga.
- No to… jak to było dalej? - Dominika zapamiętała twarz i imię blondyny oraz kierunek w jakim się oddaliła i skupiła uwagę na Heldze.
- Nijak. Marcysia została Księżną. Było kilka burd, ale w końcu sobie podporządkowała miasto. I rządzi nim do dziś, jak widać. A jeśli chodzi o Ninę, to sprawą zajęła się Najwyższa Rada Camarilli, więc tutaj nic nie wiadomo, czy żyje jeszcze, czy ciągle ją ganiają po świecie.
- Aha…
- Dominika pokiwała głową, zdążyła już opróżnić cały kieliszek krwi.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 21-12-2016, 22:17   #8
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Kolejne minuty i ich zlepki przywiodły z sobą kolejne opowieści Helgi, pełne nazw klanów i imion. Malkavianka widać nieźle orientowała się w zależnościach miejscowej koterii. Wreszcie, gdy na zegarze wybiła 2 godzina, dołączył do nich również Kvetoslav. Ojciec wydawał się wyjątkowo zdenerwowany i pochłonięty własnymi myślami.
Dominika skłoniła głowę przed rodzicem z uwagi iż widziała go dzisiejszej nocy pierwszy raz.
- Czy wszystko w porządku? - pozwoliła sobie spytać.
Nosferatu spojrzał na nią tak, jakby widział ją pierwszy raz w życiu. Dopiero po chwili odezwał się.
- Nie będzie testu. Księżna... ma ważniejsze sprawy.
Jakby na potwierdzenie jego słów, rozległ się cichutki dzwonek a z głośników zamiast cichej muzyki dało się słyszeć męski głos:
- PROSIMY WSZYSTKICH GOŚCI O ZAJĘCIE MIEJSC. JEJ KSIĄŻĘCA MOŚĆ MARCELINA DE BALLIAD ZARAZ ROZPOCZNIE CEREMONIĘ INICJACJI.
Dominika patrzyła z niepewnością to na Ojca to na Maklaviankę. Oczywiście nie miała pojęcia o jaką inicjację może chodzić ale wolała nie pytać na głos. Przycież postronni nie muszą wiedzieć jaka jest zielona.
Wszyscy usiedli. Co prawda ciężko było nie zauważyć, że tylko koło nosferatu miejsca przy stole świeciły pustkę, ale chwilowo żadnych komentarzy nie było słychać. W ogóle zapadła nienaturalna cisza w która - jak szpile - wbijał się miarowy odgłos zbliżających kroków.
Wkrótce na niedużym podeście, ustawionym koło ogromnego herbu w centrum sali stanęła drobna, piękna dziewczyna w balowej sukni.
Księżna Marcelina de Balliad miała więc nie tylko władzę i bogactwo, ale także urodę i wdzięk. I gdzie na tym świecie była sprawiedliwość?! Po jej bokach stanęło dwóch kainitów. Ten po prawicy - jak można było wywnioskować z opisu Helgi - był głównym doradcą Marceliny i zarazem starszym rodu Ventrue. Co ciekawe, był ponoć też rodzonym synem księżnej, która przeszła przemianę zaraz po jego narodzinach. Nazywał się Imre de Balliad.
Druga postać - ciemnoskóra, umieśniona kobieta w skąpym stroju - ewidentnie pełniła rolę ochroniarza księżnej. Jako że jej wygląd był bardzo charakterystyczny, Dominika od razu skojarzyła go z niezbyt wdzięcznym przezwiskiem Bochen.
- Dziękuję za tak liczne przybycie - odezwała się Marcelina, składając dłonie na wysokości przepony i usmiechając się sympatycznie. Choć znajdowała się w pewnym oddaleniu, Ducheskova zauważyła w jej ruchach pewną nerwowość. Kiedyś nie zwróciłaby na to uwagi, od czasu przemiany była jednak znacznie bardziej wyczulona na niewielkie szczegóły, gesty, tiki mimiczne. A księżna ewidentnie starała się panować nad swoimi dłońmi, jakby wiedziała, że to one mogą ją zdradzić.
- Witam wszystkich, a w szczególności naszych nowych członków społeczności. - księżna mówiła nieco zbyt szybko - Powitajmy więc... Leo, syna Martina.
Wampirzyca wskazała gestem czarnowłosego mężczyznę, który na dźwięk swego imienia skinął lekko głową.
- Powitajmy też Darię, córę stojącego obok mnie Imrego. Obyś dziecko, była godna tak wspaniałego ojca.
Choć dziwnym było nazywanie “dzieckiem” około 40-letniej kobiety, ta bez żadnego grymasu przyjęła słowa Marceliny. Wstała i ukłoniła się kilka razy - najpierw w kierunku podium, potem obracała się tak, by każda osoba przy stołach mogła choć na moment zobaczyć jej twarz.
- Powitajmy również kolejnego syna Belladonny, utalenowanego śpiewaka o przebojowym mieniu KingStar.
Młody piękniś o manierze Elwisa również wstał i ukłonił się zamaszystym ruchem, po czym... posłał swojej matce “buziaka” w powietrzu.
- No i została jeszcze córa naszego mądrego Kvetoslava. Witamy cię Dominiko!
Dominika była osobą pamiętliwą i zawistną. Nie umknęło jej uwadze, że została wymieniona na końcu, nawet jeśli jej ojciec, zgodnie z tym co mówiła Helga, był osobą przynajmniej w pewnym czasie bliską pozycji Księcia. Osobą, która obecną tu Księżnę wsparła. I co, ona została wymieniona na końcu? jak? dlaczego? Ducheskova nie miała zamiaru przygaszać swojej wściekłości, przecież jeśli ktoś dostrzeże jej aurę i tak nic nie będzie mógł z tym zrobić. O nie, wściekłość i gniew będzie slennym sprzymierzeńcem Dominiki w nadchodzących latach, zapamięta sobie ten moment, każdą jego chwilę. Dominika wstała powoli tak jak tego się po niej spodziewano i przsunęła spojrzeniem po sali, coby sobie każdy mógł jej szkaradną mordę dokładnie zobaczyć, ale żeby i ona mogła dokładnie zobaczyć najbardziej szydercze miny. To uczyniwszy usiadła.
- Witam was raz jeszcze - jeśli nawet księżna zauważyła to spojrzenie, nie dała niczego po sobie poznać - I niestety, muszę prosić was o wybaczenie. Nie będę w stanie przeprowadzić najbliższej nocy waszej inicjacji, ponieważ inne obowiązki mnie wzywają. Byście jednak poczuli się należytymi członkami naszej rodziny, przygotowałam dla was zadanie zastępcze.
Na sali zaszemrało, ale po chwili znów zapadła cisza.
Nosferatka słuchała i zerkała co jakiś czas pytająco na Ojca. Kvetoslav położył dłoń na jej dłoni w geście uspokojenia. Wcześniej nigdy jej nie dotykał, poza tym jednym razem kiedy pogładził jej policzek.
“Kurwa, zabiją nas!” - Dominika czuła się jak krowa, uspokajana przed wejściem do rzeźni. Gdyby nie złość, osrała by się ze strachu.
- Spokrewniony bez Rodziny jest nikim. Zapamiętajcie te słowa, bowiem jest to jedna z najbardziej podstawowych prawd. I w myśl tej prawdy pragnę, byście spędzili jutrzejszą noc na rozmowach ze starszymi klanów, którzy rezydują w naszym pięknym mieście. Zdobądźcie poparcie dwóch z nich, a zostaniecie ostatecznie zaakceptowani jako członkowie Rodziny. Oczywiście, nie może to być starszy z Waszego rodu i... cóż, jeszcze jedno małe utrudnienie... - księżna uśmiechnęła się psotnie - Ponieważ to wy macie zabiegać o miejsce w społeczności a nie wasi rodzice, dziś i jutro zostaniecie odseparowani od swoich matek i ojców. Oczywiście, możecie być spokojni o swoje bezpieczeństwo - na ten krótki czas to Elizjum stanie się waszym domem a wy... cóż, będziecie mieli okazję pomieszkać jak na prawdziwe rodzeństwo przystało. Razem.
Dominika miała ogromną ochotę uśmiechnąć się pod nosem, ale nie była pewna czy ma wystarczająco skóry na twarzy by zrobić to bez wystawiania kłów na zewnątrz. Powiodła po twarzach “rodzeństwa” wypatrując ich reakcji. Miny Darii i Leo nic nie wyrażały, natomiast KingStar zaczął krzywić się i szeptać coś do siedzących obok siebie spokrewnionych. Raz nawet spojrzał na Dominikę, a gdy zauważył jej wzrok... wywalił język i pomerdał nim wyzywająco.
“Dzieciarnia” - skwitowała w myślach Dominika. Nie miała wątpliwości, że jest tutaj najstarsza, coś, co miała zamiar wykorzystać na swoja korzyść. To znaczy… jeśli pójdzie na dno, to nie sama.
Przyjęcie zostało skończone. Księżna odeszła nerwowym krokiem, pochłonięta własnymi sprawami, a czwórka “wybrańców” miała ostatnie minuty, by porozmawiać ze swoimi stwórcami.
- Idź do Brujahów i Malkavianów. Powinnaś sobie poradzić. - rzekł Kvetoslav nim umięśniona murzynka zjawiła się obok, dając mu jednoznacznie do zrozumienia, że powinien zostawić już swoją latorośl.
Toteż i Dominika pożegnała się formalnie z ojcem i odczekała aż sala się opróżni. Skupiła teraz uwagę na swoich nowych “współlokatorach”, nie żałowała sobie tym razem używania magii i pełnymi garściami czerpała z ich aur.
O ile aury Darii i KingStara były dość podobne, oscylując między odcieniami fioletu i purpury z domieszką pomarańczowego i brązowego koloru, o tyle kolory Leo były raczej stonowane - jasny błękit i zieleń przeplatały się ze sobą w srebrzystej osnowie.
- Za mną - warknęła na nich Buła - pokażę wam gdzie będziecie spać. Jutro dostaniecie konkretne wytyczne. Jak się nie pozabijacie - dodała z paskudnym uśmiechem.
No dobra, Brujah był twardziel, ale Ventrue i Torreador byli miałcy. Dominika ulokowała się na tyłach pochodu by znienacka położyć dłonie na ramionach dwóch ostatnich, jakby starając się zwrócić ich uwagę w koleżeńskim geście.
- Cześć! - wkleiła między Kinga i Darię swoją paskudną głowę, wyszczerzyła gadzie zęby - jak nastroje? będziemy spać razem fajnie co nie? - ciekawa była jak łatwo brat i sostra dadzą się sprowokować.
Ventraska odskoczyła jak oparzona, na jej twarzy malowało się obrzydzenie. KingStar jednak nie był tak miałkim zawodnikiem, jak mogłoby się zdawać. Okręcił się i chwycił Nosferatkę za podbródek. Przyglądał jej się z dziwnym uśmiechem, obracając lekko głowę, jakby ją... oceniał.
- Razem - owszem, ale kto powiedział, że musimy tracić ten czas na sen?
Okej, spróbujmy tak.
Dłoń Dominiki wystrzeliła jak kobra ku kroczu Kinga.
- O? brzmi ciekawie? może rozwiniesz temat? - jej palce szukały punktu zaczepienia. Nie było o to trudno, obcisłe, lateksowe spodnie playboya niewiele pozostawiały wyobraźni na temat budowy mężczyzny. Ten też uśmiechnął się zadziornie i widać, szykował się do kontrataku, gdy pomiędzy młode wampiry weszła Buła, rozpychając ich na boki z taką gwałtownością, że Torreador wylądował na tyłku. Dominik tylko dzięki własnej zwinności i łudowi szczęścia nie skończyła jak on.
- Za mną macie iść gówniarze. - burknęła Gangrelka - I lepiej żebyście się zachowywali. Będziecie teraz pod stałą obserwacją. Niech no kto użyje mocy lub zrobi jutro coś, co narazi maskaradę, to choćby i miał poparcie całej rady, łeb mu utne. Osobiście. - fuknęła, po czym podeszła do pobliskich drzwi.
- Włazić. Na wygody nie liczcie.
Dominika niemal się uśmiechnęła, w sumie, nawet jakby to zrobiła, na jej twarzy trudno było by to wychwycić. “Wygody” dla kogoś bawykłego do klasztornego życia, nie były tym samym, co dla tu obecnych “mieszczuchów”.
- Tak, tak oczywiście. - przytaknęła silnej kobiecie wchodząc do pomieszczenia.
Zaraz za nią ruszył Brujah, potem nieco przytemperowany KingStar i na końcu zniesmaczona Daria. Wszyscy stanęli w progu, przyglądając się wnętrzu ze zdziwieniem. I nie chodziło o brak wygód, lecz fakt, że pokój zamiast łóżek posiadał... trumny.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 24-12-2016, 23:37   #9
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Cóż, przynajmniej poduszki wyglądają na wygodne. - zażartował Torreador - Kładąc się od razu w jednej z trumien.
Tymczasem Ventraska patrzyła z oburzeniem na obraz Draculi.
- Przecież to Tzimisce! Palownik! Jak można wieszać tu jego podobiznę? Czy oni z nas kpią?! - bulwersowała się.
Dominika wzięła się pod boki, jako najbardziej trupio w grupie wyglądająca nieumarła musiała przecież trzymać pewien poziom!
- Cóż… jesteś w Pałacu Księżnej. Ventrycznym Pałacu Księżnej, dla takich jak ty to przecież niemal jak w domu, a może i lepiej hm? no to kto tu z ciebie miałby kpić hm? - drwiła, po czym dodała. - Spać pod obrazkiem Diabła nie jest chyba duża różnica jak siedzieć w ławce przy obrazku Stalina i Lenina, wszyscy chyba mieliście takie w szkole co nie? Ja bym raczej zwróciła uwagę, że trumien jest dwie, więc gdyby nie kobiety, nie byłoby nawet gdzie palca wsadzić… King? to jak będzie? - wświdrowała w Torreadora gadzie spojrzenie.
- Zanim zaczniecie robić, coś czego nie chcę widzieć, wyskakujcie z telefonów. - burknęła Buła, biorąc się pod boki.

Okazało się, że ani Dominika, ani Leo nie mieli przy sobie komórek, za to Daria miała aż dwie i jeden pager.
- Jestem... byłam lekarzem. - wyjaśniła, zauważając zdziwione spojrzenia.
- Ok, miśki. To ja wam życzę spokojnego snu... czy co tam będziecie chcieli - Gangrelka popatrzyła znacząco na Dominikę i KingStara - Jutro każdy z was dostanie do dyspozycji auto z szoferem.
- Bryki ze stajni Księżnej?
- KingStarowi aż się zaświeciły oczy - To ja zamawiam tego Rovera z weneckimi szybami!
- Sorry żigolo, przydział będzie odgórny, a tego pewnie dostanie Nosferatu
. - Buła uśmiechnęła się złośliwie, po czym zniknęła za drzwiami. Usłyszeli zgrzyt zamka. Zostali sami. Zamknięci niczym więźniowie.

Zapadła cisza. Daria patrzyła raz po aż na portret, to na swoich towarzyszy, Brujah zaczął obchodzić pomieszczenie i przyglądać się jego szczegółom, zaś KingStar... No tak, Torreador rozwalił się w jednej z trumien, jakby to była wanna i skinął na Dominikę.

- Wskakuj żabciu, zobaczymy czy uda się ciebie odczarować. - zaśmiał się kpiąco.

Dominika zaśmiała się - najmłodszy chłopak od… dawna, no dobra i jeszcze nigdy nie leżała z nikim w trumnie, to wszystko brzmiało całkiem zabawnie. W zasadzie tak długo, jak nie widziała swoich rąk, wszystko było okej.

- To byś musiał być księciem, nie? - powiedziała ładując się na KingStara.
- Masz szczęście, na bardzo brzydkie ropuchy przydzielani są od razu królowie. - odparł Torreador, oblizując zmysłowo karminowe wargi. Niejedna kobieta chciałaby mieć taki uśmiech jak ten metroseksualny typek.
Wtem urok chwili prysł, rozbity przez prosty komunikat Leo.
- Tutaj pod narzutą są cztery futony - obwieścił bez emocji swoje znalezisko.
- Dzięki bogu! - westchnęła Daria.
- Futony? - Dominika starała się jak mogła sparodiować oburzony ton Ventraski - Dzięki Bogu są jeszcze te trumny!
Ventraska spojrzała na nią jakby została spoliczkowana.
- Tak, do ciebie to bardziej pasuje. - powiedziała.

W tym czasie Brujah zaczął rozkładać materace - nie tak klimatyczne jak trumny, ale wyposażone w koce i niewielkie jaśki.

- Och, powiedz mi że masz ze sobą też korki do uszu. Skoro oszukujesz się, że jesteś żywa, oszukujesz się że kładziesz się “spać” po oszukuj się jeszcze, że będzie przeszkadzać ci wyimaginowane chrapanie. Wiesz… w tym powietrzu może być pełno starych grzybów, jeśli dostaną ci się do płuc cóż… nie zastaną tam żadnych przeciwciał Pani doktor… Za parę miesięcy może uda ci się zostać pierwszym Błękitno Krwistym Szczurem. No ale zaraz… a jak jakaś pajęczyca wejdzie ci do ucha, nosa albo ust i złoży w środku twoich zwłok swoje jajka? hm… - Dominika podrapała się po brodzie. - Cóż… ja nie mam zamiaru ryzykować, widzisz i tak mam już problemy ze skórą, nie potrzebuje Infestacji, dlatego szczelnie przykryję się wiekiem. - A prawda była taka, że do katalogu lęków Dominiki, po spokrewnieniu doszedł jeszcze paniczny strach przed słońcem. Trumna miała swoje zalety.
- Jesteś chora.
- stwierdziła z obrzydzeniem Daria - Twój mózg musi być tak samo zepsuty, jak twój wygląd. Żal mi ciebie, ale... nie masz prawa mi ubliżać. - kobieta wyprostowała się dumnie.
- Dziękuję Pani doktor za fachową diagnozę… już rozumiem czemu kariera wśród żywych została zakończona...
- Żałuję, że chociaż jedna trumna nie jest pełna kisielu, albo chociaż krwawej galaretki
- odezwał się KingStar, najwyraźniej mając świetny ubaw - Mogłybyście się zmierzyć.
- No niestety Księżna zabroniła… ale zamiast mokrej trumny możesz mieć zawsze mokre sny… no może po nich faktycznie będziesz miał mokrą trumnę… ale i pewnie zimną… na pewno się boisz zamknąć ze mną pod jednym wiekiem?
- A kto mówił o zamykaniu, ropuszko?
- Torreador spojrzał na Dominikę spod długich rzęs, o których sama mogłaby pomarzyć... nawet gdy była człowiekiem - Ja nie mam nic do ukrycia. Piękny i Bestia. Pragnę się sycić twoją brzydotą w świetle, poczuć katharsis!
- Ta…
- rzekła Dominika kładąc się na wampirze - ty sobie czuj oczyszczenie z Nosferatką a ja sobie poczuje co tam masz…
- Chyba nie zamierzacie...
- zbulwersowała się Daria, lecz w tej samej chwili Torreador złapał podbródek Dominiki i pocałował ją namiętnie, penetrując jej usta ciekawskim językiem aż po gardło.

W tym samym czasie zaś, równie ciekawskie palce Dominiki, penetrowały już zawartość markowej bielizny Torreadora.

Co do gry języków zaś… Nosferatka posiadała godzi język żmii i zamiarowała to wykorzystać! KingStar oderwał się od ust wampirzycy i bezceremonialnie otworzył jej paszczę dwoma rękami.

- Ty...ty... ty nawet zęby potraciłaś przy przemianie. I co, rosną ci nowe? Te ostre z przodu to będą większe? Masakra, wygląda jakby wyłaziły w dwóch rzędach obok siebie... i ten jęzor... szkoda, że tak capi, ale zrobisz mi loda? To musi być zajebiste…
- Chyba już mi wyrosły w cipie, bo strasznie mnie kuje, może sprawdzisz językiem jak będę dusić ci pałę swoim własnym?
- zaproponowała, grunt to asertywność.
- To obrzydliwe... - jęczała Ventraska wciskając się w najdalszą część sali.

Tymczasem KingStar wyglądał na nakręconego, zaczął rozpinać suknię Dominiki, raz po raz wodząc językiem po jej twarzy, szyi, dekolcie...
Nosferatu tak się na nim skupiła, że nawet nie zauważyła kiedy obok stanął Leo.

- To że jesteś na zewnątrz jaka jesteś, nie znaczy, że musisz być taka w środku.
- powiedział, patrząc na Nosferatkę z powagą, która nie pasowała zbytnio do typa, który wyglądał jak stały bywalec rockotek i amator taniego piwa.
“Bez jaj, serio?” - chciało się rzucić na usta Dominice.
- No nie muszę… pytanie tylko jaka jestem na zewnątrz? bo z tego co zauważyłam, to na zewnątrz jestem dokładnie taka sama jak wy, pani doktor może zweryfikować - powiedziała miętosząc martwego ptaka. Mogła by wdać się oczywiście w gadkę i zmiażdżyć małolata, ale wolała zmiażdżyć coś innego. Nigdy nie miała w rękach tak przystojnego faceta i miała wyjebane na to, że dla niego jest pokręconym dziwadłem.

- Dawaj Królewiczu, ugryź, może ci się spodoba? nie dowiesz się jak nie spróbujesz.
- Jestem pewien, że wiesz o co chodzi. Za dobrze znam Kvetoslava. Nie mógłby się aż tak pomylić.
- powiedział Leo, po czym odszedł szykować jeden z futonów.

Natomiast zadowolony KingStar pozbawił Nosferatkę odzienia, samemu rozpinając zaledwie spodnie. Jego męskość nie podzielała jednak jego fascynacji fizjonomią wampirzyce. Właściwie to ani drgnęła.

Torreador tymczasem złapał piersi Dominiki na tyle mocno, że skóra na nich - która wciąż przechodziła metamorfozę - popękała, odpadając w suchych płatach.

- Musisz mnie prosić... błagać bym chciał zerżnąć twoją szkaradną dupę... no dalej! - zachęcał.

Dominika uśmiechnęła się od ucha do ucha. Uśmiech który zawstydziłby Milenę z Mortal Kombat.

[MEDIA]http://images.contentful.com/7h71s48744nc/6EsfqeWCNawSSmoaGuCC4u/0d7b696015b4e81ff593e8bfffaedc75/Mortal-Kombat-X-large.jpg[/MEDIA]

- Ciekawam, czy będziesz chciał żebym połknęła...

Uklęknęła przed nogami Torreadora, wsadziła sobie jego pomarszczone jaja do ust i… ugryzła z zamiarem odgryzienia. Kiedy jednak KingStar poczuł ból, odepchnął Nosferatkę tak, że wypadła z trumny. Krocze wampira poczęło zalewać się krwią, a on sam uderzył w paniczny krzyk. Krzyczała też Ventraska.

Dominika ryczała ze śmiechu… w duchu.

- Ojej… ja… przepraszam, tak, tak bardzo przepraszam, naprawdę przepraszam, bardzo przepraszam. Ja nigdy tego nie robiłam, zawsze chciałam spróbować, no a ty jesteś taki piękny, a ja taka brzydka… - wzięła się pod boki. - Oczywiście rozumiesz…
- Ty pojebana idiotko! -
krzyczał Torreador, próbując dłońmi zatamować krew. Oczywiście, w końcu przypomniał sobie o mocy regeneracji, jednak nim to nastąpiło Dominika nasłuchała się na temat swój, swojej rodziny, klanu, a nawet na temat psa, którego nie miała. Kątem oka zobaczyła, że Brujah, który przyglądał się scenie, również się uśmiechnął.

Tymczasem Ventraska podbiegła do drzwi i zaczęła w nie walić pięściami.
- Wypuśćcie mnie! Wypuśćcie,ta Nosferatu jest niespełna rozumu! Trzeba ją zabić! Błagam, wysłuchajcie mnieeee!
- O tak tak tak!
- zachęcała spokojnym tonem Dominika puszczając oko do Brujaha. - to będzie dopiero dobra opowieść w Elizjum: Torreador wybrał na potomka kogoś tak zdesperowanego, że wpychał kutasa w Szczura aż mu się jaja urwały. Obok była pociecha Ventrue, lekarka ponoć która krwi się boi.. aha, wampirem jest. Proszę, proszę, rozpowiadaj, to będzie hit na lata hm… stulecia?
- Hitem będzie też historia Nosferatu, która została stracona zanim przystąpiła do inicjacji
- powiedziała z nienawiścią w oczach Daria.

Kiedy wampirzyce mierzyły się wzrokiem, KingStar zdawał się opanowywać krwotok. Wciąż jednak skupiony był na swoim ciele, nie zwracając uwagi na słowa Nosfratki.

- Dario, twoje groźby są tak subtelne... od ojca się takiej klasy nauczyłaś? - W międzyczasie podeszła do Torreadora.
- Wszystko w porządku śliczniotko? kuku? pocałować?
- Spierdalaj zawszona zdziro
- wymamrotał, ciągle skupiając się na swoim przyrodzeniu. O dziwo, podszedł do niego też Leo, podając wampirowi w trumnie torebkę z krwią.
- Za obrazem jest barek - wyjaśnił, wskazując na portret Drakuli.

Ventraska natomiast odstąpiła od drzwi i chwyciwszy jeden z ozdobnych wazonów, rozbiła go o ścianę. Drżącą dłonią w której trzymała tulipan wskazała na Dominikę.
- Musimy okiełznać tego potwora. Nie będę spać gdy to... to coś jest obok.

Dominika zmierzyła wzrokiem Brujaha. Był za opanowany za spostrzegawczy, po prostu niebezpieczny. - dokładnie kogoś takiego potrzebowała jako sojusznika a nie wroga. Najpierw jednak zwróciła się do Darii.
- Oczywiście że nie będziesz spać, przecież nie żyjesz, nie przejmuj się, zasypiam ostatnia i budzę się pierwsza, jak się w dzień odkryjesz, wiedz że będę tam przy tobie by cię przykryć… - oczywiście nie było w tym krztyny prawdy ale przecież Ventrue nie musiała tego wiedzieć nie? Następnie Nosferatka spojrzała na torebkę po którą rwał się KingStar.
- Smoczka nie było?... skąd wiedziałeś tak w ogóle? - przeniosła w końcu uwagę na Leo.

Torreador przyssał się do krwi i tylko warknął coś niewyraźnie, zajęty konsumpcją. Brujah przyglądał mu się i nawet nie podniósł wzroku na wampirzycę.

- Sprawdziłem pomieszczenie, gdy wy byliście zajęci sobą. - odparł sucho i nagle podniósł błyskawicznie wzrok na Dominikę. Tylko dzięki temu ruchowi zdążyła uskoczyć, gdy Ventraska zmierzyła się szklanym tulipanem, celując w jej głowę. Daria jęknęła, zła, że atak z zaskoczenia się nie powiódł, lecz nie kwapiła się najwyraźniej by rezygnować.

Dominika mimo wątłej budowy potrafiła tarmosić się po babsku za włosy wielce dobrze. Wolałaby tego jednak nie robić, nie tutaj.

- A cóż to? atak na kainitkę? w Elizjum? co powiesz na historię Ventrue która została stracona zanim przystąpiła do inicjacji? - przedrzeźniała usuwając się na bok. Zawsze lepiej było straszyć.

- Masz rację - Daria wyprostowała się, rzucając szkło pod nogi Nosferatu - Sama to zrobisz. Poderżnij sobie gardło, paskudo.

Z rosnącym zdziwieniem, a potem przerażeniem Nosferatka zobaczyła, że schyla się po ostro zakończony tulipan i unosi go do szyi.

- Nie! - usłyszała jeszcze krzyk Leo, a potem był tylko potworny ból. Krwawa łuna spowiła świat Dominiki, po raz pierwszy poczuła jak w jej sercu miota się Bestia - prawdziwy potwór.

“O kurwa!” - wybuchło w głowie Dominiki. Całe życie w strachu, ucieczce, tylko małe przyjemności, ochłapy jak znęcanie się nad gorszymi od siebie ofiarami losu, przeciętny seks, czekolada. Dominika zawsze chciała czuć się silna, w głębi serca jednak kwalifikowała siebie jako tchórza. Miała w sobie złość, jednak ostatecznie tchórz zawsze wygrywał.

Już nie.

Złość była tak ogromna, tak dzika, niepojęta. zła, silna, mocna, dominująca, ociekająca pierwotnym splendorem. Dławiąc się własną krwią Dominika zakotwiczyła wizję na Darii i… oddała się bestii totalnie i dobrowolnie.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 31-12-2016, 15:30   #10
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Świadomość wróciła Dominice w dość brutalny sposób wraz z ostrym, wręcz bolesnym strumieniem wody, nakierowanym na jej nagie ciało. Odruchowo chciała uciec, lecz potężne łańcuchy trzymały jej nogi i ręce. Mogła jedynie skulić się, by jak najbardziej zamortyzować szorstkość wodnych jęzorów, pełzających po jej ciele. Po chwili strumień osłabł na szczęście, a potem całkiem zniknął. Wampirzyca zobaczyła, że znajduje się w niewielkim, otoczonym przezroczystymi ścianami pomieszczeniu z kratką ściekową, którego jedynym wyposażeniem były rzeczone łańcuchy. Przez drzwi, których zarys dopiero teraz dostrzegła w szklistej ścianie weszła znana jej wcześniej Gangrelka imieniem Buła.
- No to nieźle narozrabiałaś, młoda. - powiedziała tylko, zwijając na umięśnionym ramieniu wąż strażacki.
Dominika podniosła wzrok. “O kurwa, kurwa, kurwa!”
- O jejku, jejku jejku. - spojrzała na Gangrelkę z przestrachem jak zbity pies, czy tam szczur (to akurat przychodziło jej całkowicie naturalnie…)
- Ale chciała mnie zabić, ja… ja nawet nie wiem co się stało… - przecież gdyby nie chcieli żeby mielić jęzorem to by jej go wyrwano…
Buła podniosła rękę w geście, mówiącym “daj sobie spokój”.
- Swoje wyjaśnienia zostaw dla księżnej. - powiedziała - Marcelina zdecyduje czy pozwoli ci wziąć udział w dalszej inicjacji, czy odrąbie ci łeb, dlatego swoje wywody zachowaj dla niej. I dobieraj słowa, bo na urok osobisty nie masz co liczyć.

Gangrelka przyjrzała się jeszcze raz Dominice, przekrzywiając głowę, po czym - zamknąwszy uprzednio drzwi za sobą - zaczęła ją rozkuwać.
Dominika spuściła głowę i przymrużyła oczy. Czekała aż Buła ją rozkuje, rozważała czy nie “kazać” jej czarami otworzyć celi, ale na razie odrzuciła tą opcję. Nie wiedziała przecież gdzie uciekać, jeszcze…
- Dobrze Proszę Pani… przynajmniej w kwestii uroku osobistego wszyscy mamy tak samo…
Ciężko ocenić czy Gangrelka nie zrozumiała uwagi, czy ją zwyczajnie zignorowała. Gdy zdjęła kajdany z przegubów Nosferatki, wstała bez słowa i skierowała się do wyjścia z celi.
Dominika spróbowała po prostu iść za asertywną kobietą, bo a) ta ją przed momentem rozkuła, bo b) nie powiedziała żeby tego nie robić.
Gangrelka obejrzała się.
- Ty zostaniesz tutaj, dopóki księżna nie będzie chciała cię przyjąć. - powiedziała szorstko.
Dominika zatrzymała się i zakołysała na łydkach jak struna.
- Tak oczywiście, tak, tak, oczywiście tak.
Buła spojrzała na nią jakby była niespełna rozumu, ale nic nie rzekła. Wyszła, zamykając szyfrowy zamek w drzwiach. Wkrótce Dominika została sama... nie licząc kamer na zewnątrz szklanego więzienia, które raz za razem monitorowały korytarz i kilka pomieszczeń - takich samych, jak to, w którym zamknięto wampirzycę. Z tego co zobaczyła, była jedynym więźniem tego dziwnego karceru.
Dominika uniosła przed oczy wskazujący palec, nagryzła go siekaczami i cmoknęła.
Jeśli czymś ją naszprycowali, dowie się tego. Wydawało się jednak, że wszystko jest w porządku. Jadła - zdecydowanie jadła, ale nie było w tym niczego niezwykłego.
“Karmią dobrze, może nie zabiją. Chyba że to ostatnia wieczerza przed szubienicą, krzesłem elektrycznym, plutonem egzekucyjnym, albo choćby pierdolonym w dupe jebanym krzyżem psia jego mać!” - Dominika usiadła na ziemi, podkuliła nogi i objęła je ramionami.
“Zaraz… jak wykonać egzekucję na wampi… Kurwa stos!”
Czas mijał, a wokół nic się nie działo. Czy były to minuty, czy godziny - ciężko było ocenić.
“Normalnie cela śmierci” z nudów Dominika zaczęła obserwować otoczenie na pełnych obrotach: niuchała jak kret, rozglądała się jak mysz, nasłuchiwała jak szczur, lizała jak pies.
Udało jej się ustalić, że dziwne więzienie prawdopodobnie mieści się na górze jakiegoś budynku o starych, grubych murach. Mógł to być w dalszym ciągu pałacyk, pełniący rolę Elizjum. Niemniej na tej kondygnacji nie było nikogo... Chyba, że wszystkie podłogi zostały wyciszone.
Dominika akurat dotykała językiem otworu na środku pokoju, przez który wcześniej spłynęła woda, gdy w korytarzu pojawiła się znajoma Gangrelka. Wampirzyca zatrzymała się, ale nie dała po sobie poznać zdziwienia. Niosąc pod pachą jakiś zwitek materiałów, podeszła do drzwi celi.
Dominika czuła jak włoski na karku “mogłyby” jej się zjeżyć… gdyby je jeszcze miała.
- Ubieraj się. - poleciła Buła, rzucając w Nosferatkę zwitkiem - Księżna cię przyjmie.
- Tak tak już już tak tak. -
Dominika pośpiesznie narzuciła na siebie odzienie. Choć nie mogła narzekać na rozmiar, doszła do wniosku, że ktoś, kto wybierał te ciuchy musiał jej bardzo, ale to bardzo źle życzyć.
Różowy dres - choć miły w dotyku - wydawał się być jawną kpiną w zestawieniu z fizjonomią “szczurzycy”.
- Bardzo wygodne, dziękuję… - Dominika pokiwała głową jak pajacyk.
Gangrelka zmarszczyła brwi.
- I tak trzymaj. Nie daj się. - powiedziała, po czym otworzyła drzwi na oścież i dała znać ręką, by młoda wampirzyca szła za nią.
Co Dominika uczyniła niezwłocznie.

Faktycznie wciąż znajdowała się w Elizjum - co niespecjalnie było pocieszające. Ten budynek był prawdopodobnie najlepiej strzeżoną budowlą w mieście. Podążając za Gangrelką w swoim nowym ślicznym dresiku i cieplutkich kapciochach, Dominika mijała piękne obrazy, zdobione żyrandole, zabytkowe dywany, rzeźbione meble, bezcenne albo cholernie drogie rzeźby i ozdoby. Wszystko to... do czego ona sama nie pasowała i nigdy pasować nie będzie.

Pokonując druga partię schodów w dół, spokrewnione skierowały się korytarzem w stronę wielkich, dębowych drzwi. Tutaj Dominika miała okazję wyjrzeć przez okno i zobaczyć, że pada.
Ducheskova wystawiła głowę przez futrynę zaciągnęła się świe… świeższym powietrzem głęboko a jej gadzie oczka załypały dookoła. Nie zapomniała nawet zastrzyc uszami, tu o jej szyję sie rozchodziło więc miała zamiar dowiedzieć się o okolicy wszystkiego co możliwe. Sama była zdziwiona, gdy bez trudu ustaliła nie tylko w którą stronę mozna trafic do Pragi, ale także którędy wiodą kanały pod posiadłością. Oraz że na zewnątrz budynku znajduje się do 3 do 5 ochroniarzy... i psy.

Widoki skończyły się, gdy weszła do przestronnej sali z ogromnym kominkiem, w którym się paliło. Wyobraźnia Nosferatu podpowiadała, że człowiek spokojnie mógłby się tam zmieścić. Poza kominkiem w sali znajdował się elegancki komplet wypoczynkowy oraz wystawa broni i zbroi z różnych okresów czasu i regionów. Doświadczenie w obcowaniu z zabytkami pozwalało ocenić Nosferatce, że tylko wyposażenie tego pomieszczenia warte było fortunę, za którą można by postawić trzy takie pałacyki.
- Poczekaj tu. - powiedziała sucho Gangrelka, po czym skierowała się do kolejnych drzwi - tym razem metalowych. Choć skrzydła wrót wyglądały na zabytkowe, było w nich zamontowane kilka współczesnych bajerów np. czytanie siatkówki oka.
Nosferatka pokiwała głową.
“Jeśli postanowią mnie zajebać na tych dywanach przysięgam obrzygam im te pierdolone obrazy, choćby miała to być ostatnia zafajnada rzecz jaką zrobię” - złożyła sobie w myślach przysięgę.

Kiedy kota nie ma w domu... myszy harcują. A na pewno szczury - te dorodne, ubrane w dresy Hello Kitty. Dominika zrobiła szybki przegląd pomieszczenia szukając ewentualnych dróg ucieczki. Sprawdziła też kilka egzemplarzy broni - były ostre, gotowe do uzycia. Zaś szukając systemu klimatyzacji natrafiła na bardzo ciekawe znalezisko - u podstaw ścian, mniej więcej co pół metra znajdowały się malutkie otworki. Czyzby oni tu gazowali ludzi? Włosy zjeżyły się... tam na ciele Nosferatki, gdzie jeszcze pozostały.

Wreszcie jedno skrzydło drzwi otworzyło się.
- Księżna cię prosi - powiedziała beznamiętnie Buła, lecz jej oczy rzucały niewypowiedziane ostrzeżenia.
Gabinet Marceliny tonął w szkarłacie, na tle którego tym bardziej odznaczała się bladość księżnej, teraz odzianej w czarną, długą suknię z szyfonem.

- Usiądź. - powiedziała cicho, prawie przyjaźnie do Dominiki, wskazując kanapy. Sama podeszła do biblioteczki, najwyraźniej z zamiarem znalezienia tam czegoś.
Dominika pokiwała głową starając się nie gubić wszędzie resztek włosów i skromnie, noga przy nodze usiadła we wskazanym miejscu. Zcisnęła ząbki i strachliwie, jak myszka, łypała dużymi jaszczurczymi oczami na władyczkę Pragi.
Kobieta po chwili podeszła do stolika i usiadła naprzeciwko Nosferatki, stawiając przed nią nieduży wazon.
- To dla ciebie. - powiedziała.
Dominika przełknęła suchość.
- Urna…? - zeszczała by się ze strachu gdyby miała czym… zaraz! przecież miała!
- To prochy Darii - wyjaśniła beznamiętnie księżna - Została stracona za złamanie zakazu używania mocy w Elizjum. Niemniej mamy nagrania video i wiemy, że ją sprowokowałaś, toteż przyjmij tę urnę jako odpowiedzialność za swoje słowa i czyny.
“Nie zabiją mnie! młachaha!” - wybuchło w głowie Dominiki. Nosferatka potarła z podniecenia kostkami złączonych stóp.
- T…k, o…w...e - nie potrafiła wykrztusić więc ostatecznie tylko pokiwała głową wciąż patrząc z wielką trwogą. Dominika miała niezmywalną skazę ludzi małych, wiecznie patrzących na lepszych od siebie ze strachem, służalczością, czasem nienawiścią, ale zawsze zazdrością.
- To mój prezent dla ciebie, a co ja dostanę jako zadośćuczynienie utraty potomka klanu Ventrue? - zapytała Marcelina, przyglądając się fakturze własnej sukni.
“Zajebaliście spod nosa tą temperamentną sucz conajmniej Brujahom no to macie…” - chciało jej się rzec gdy mówiła:
- Księżna na pewno już ma coś na myśli. - uniosła niepewnie oczy sponad urny.
- Ojciec Darii zaproponował wymianę. Życie za życie. - odparła beznamiętnie Marcelina.
- To co ja tu robię? Bardzo mi przykro, że jej szanowany ojciec, spokrewnił osobę o temperamencie pięciolatka. Ale co ja tam wiem, może była z jakiejś arystokratycznej rodziny to jej się należało. Na nagraniach wideo, widać dokładnie przecież, że ktoś taki zdruzgotał by maskaradę, gdy pozostawiony poza celą… tego zacnego zamku - szybko dodała.
- Bardzo przykro mi o tym mówić, Proszę Pani, ale Daria odpowiedziała na słowa przemocą. Co by zrobiła gdyby operacja jej nie wyszła? albo ktoś szturchnął ją w kolejce? - przekrzywiła głowę.
- I jeszcze jedno Proszę Pani, ktoś kto uważa się za osobę obytą i inteligentną, nie powinien mieć najmniejszych problemów by zmiażdżyć swoimi słowami szczura takiego jak ja. Daria postanowiła jednak użyć finezji czerwonoarmisty. Nie jest dla mnie zaskoczeniem, że jej ojciec, pragnąc jak najszybciej zmieść pod dywan tą porażkę, zamierza usunąć wszystkie jej dowody…
Księżna uśmiechnęła się półgębkiem. Teraz patrzyła wprost na Dominikę.
- Podoba mi się twoja ocena sytuacji, niemniej wciąż nie dostałam odpowiedzi jaką formę zadośćuczynienia ty mi proponujesz.
“Ja proponuję?” - Dominika zastanowiła się.
- Proszę Pani, mimo iż wielu wyglądając tak jak ja, chciało by się zabić, zapewniam Panią że ja lubię moją paskudną głowę dokładnie tam gdzie się znajduje i jestem zdeterminowana by jej połączenie z szyją było permanentne.
- Skoro szanowny ojciec Darii chce mnie martwą, to nic nie stoi na przeszkodzie bym martwą pozostała. Nikt nie musi wiedzieć, jeśli opuściłabym ten zamek żywa. Jestem pewna, że osoba z moją aparycją może służyć społeczności bez pokazywania się publicznie, czy nawet sygnalizowania w jakikolwiek sposób swojej obecności. Przecież tylko księżna wie, ile spokrewnionych żyje w mieście.
- Przeceniasz mnie, ale zainteresował mnie ten fragment o służeniu naszej społeczności. Jakbyś chciała to robić? Sprawdzając odporność psychiczną i samokontrolę pozostałych spokrewnionych?

“Przecież i tak już wie co ode mnie chce… małpa”
- Jeśli tylko byłoby to twoją wolą Proszę Pani, choć mogłabym długo nie pożyć, bazując na dotychczasowych doświadczeniach w tej materii. Jeśli jednak ma Pani coś na uwadze, to chyba nie zaszkodzi rzucić do tego zajęcia takiego szczura jak ja. Dla Pani strat brak, co najwyżej może być przyjemna niespodzianka w przypadku powodzenia.
Marcelina zmieniła pozycję siedzącą, teraz podpierając zgrabny podbródek szczupłymi palcami arystokratki. Jej twarz miała wyraz zamyślenia.
- A gdybym zażyczyła sobie, byś śledziła swego ojca i... być może doniosła na niego? - błękitne oczy wwiercały się w Nosferatkę niby dwa kawałki lodu.
Dominika przeleciała w głowie wszystkie tradycje.
- Jeśli Księżna sobie czegoś życzy to nawet mój ojciec by się na to zgodził. - zauważyła.
- A więc odebrałaś stosowną edukację. Cieszy mnie to. - księżna zamilkła i znów przyglądała się Nosferatce z namysłem.
Dominika cały czas ocierała kostkami stóp. Jej szpiczaste uszy drygałym, zawało jej się że słyszy jak jej złuszczona skóra odpada płatami na perski dywan Księżnej. Docheskowa nigdy nie znosiła dobrze długotrwałego wzroku dominatora, czy był to ojciec, wuj, Honorata, nkwd, ub, kgb, milicjant, matka przełożona. Zawsze to spojrzenie kogoś u władzy sprawiało iż czuła że się dusi. To że teraz wygląda jak pomarszczone jaja Jana Pawła drugiego, nie poprawiało sytuacji.
- Dobrze. Dostaniesz szansę. Przystąpisz do inicjacji. Musisz jednak wziąć na siebie brzemię żywota Darii i zdobyć poparcie czterech głów klanu. I to jeszcze tej nocy. Do dyspozycji dostaniesz samochód i szofera, a Buła odpowie na twoje ewentualne pytania. Jutro ogłoszę wyniki. To wszystko, muszę się zająć innymi obowiązkami. - księżna dała ruchem podbródka znak, że wizyta została skończona.
“świetnie! egzekucja odsunięta na parę godzin!” - pomyślała Ducheskova.
- Tak, oczywiście tak, Proszę Pani.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172