Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-12-2016, 11:02   #81
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Volund i Freyvind

Wojownik przestąpił próg chaty, zrywając z siebie opończę, krocząc zdecydowanym krokiem. Szedł prosto ku swojej skrzyni, oczyma wodząc po pomieszczeniu, widząc, że ciała uprzątnięto. Rozpasał się i pas z mieczem do skrzyni wrzucił, gdzie tkwiły inne… pamiątki.
Miał już ściągnąć pozyskaną czerwoną rubę, egzotyczną, przez głowę, lecz wstrzymał się. Spostrzegłszy staruszkę śpiącą w pomieszczeniu, na nią nie zwrócił nawet uwagi, lecz przytuloną do niej… mampę. Uśmiechnął się do stworzenia, zdejmując już do końca szatę od kupców z południa i… obnażając się na dłuższą chwilę, patrząc do skrzyni gdy zmieniał swoje przebranie, gotów znowu przywdziać kolczugę.
Zwierzątko popiskiwało wtulając się mocniej w uśpioną, jakby schować się chciało i zniknąć. Jej poczynania i przestrach w końcu ze snu poczęły wybijać starszą kobietę. Z jękiem niezadowolenia nakryła się ciaśniej, mruknęła coś odruchowo w obcej mowie i przytuliła mampkę chowając ją pod skórą. Zajęło Pogrobcowi dobrych minut kilkanaście by doprowadzić się do postaci, do jakiej pragnął.
Niewiele zważał na kobiecinę, co pewnie bezdomna do chaty się zapanoszyła gdy hirdmani ją opuścili. Zerknął na dobra zgromadzone w skrzyni.
Miecz. Kolczuga. Szkarłatna ruba. Kołek Leiknara, co z Agvindura wyjęty. Grudka ziemi zglinionej zatrutą krwią i chusta, co zeń go Gudrunn wycierała. Zerknął ku wygasłemu palenisku, wahając się, co dalej czynić. W końcu przybrał zwykłe giezło i kolczugę na to. Szkarłat cieniutki i delikatny schował do jakiej sakwy, worka by nosić ze sobą, za dużo kosztował kosztowności…
Przypasał miecz i podszedł stanąć w wejściu chat, wyjrzeć na przedplac, który uprzedniej nocy był pobojowiskiem, świątynią Odyna i zaczął wypatrywać jakie ślady pozostały.
Krew. Oręż poległych. Sakwy. Resztki ciał. Wypatrzyć się chciał, czy oprawcy zabitych przyszli i ślad po ciałach zniweczyć, czy to ubóstwo najgorszej części Aros do rabunku skłoniło nędzników.
Krwi ślady nie tak wyraźne jak wcześniejszej nocy były. Ktoś sprzątał też obozowisko, bo nie wyglądał na rozgrabione, lecz uprzątnięte. Broni nie zoczył porzuconej, jeno namioty opustoszałe. Połać wejściowa przy namiocie Erika łopotała z lekka nie związana, luźno zostawiona. Volund chwilę jeszcze się rozglądał swymi szkarłatnymi oczyma, które na namiocie wnet spoczęły. Przez chwilę każdą alejkę, każdy zakamarek lustrował jak gdyby spodziewał się tam napastników co Freyvinda ubić próbowali i co rzeź hirdu z taką łatwością uczynili. Wystąpił z progu, ruszając do namiotu, podnieść ręką łopoczące płótno i zajrzeć, nim wstąpi, zastanawiając się, dlaczego ten tu pozostał.

Freyvind wracał do husu zastanawiając się nad ostatnimi słowy staruszki. Einar pojawiał się w mieście… On? Ktoś do niego podobny? To wszystko było coraz bardziej skomplikowane. Nagle zamarł jak wryty. Nie widział go od zeszłego wieczora, ale wobec wydarzeń jakie nastąpiły. Opuszczonej chaty, zaginionych sług, śladów jatki… niepewności co do losu każdego z osobna.
widok Volunda podziałał na niego jakby nie widzieli się latami.
Stał tak chwilę nie mogąc wydusić słowa i patrząc tylko na berserkera. Krwiste oczy skrzyżowały się natychmiast ze spojrzeniem jego brata krwi. Nim czerwień z nich odpłynęła, widać jeszcze było jak Pogrobiec uśmiechnął się delikatnie na widok Freyvinda, od razu porzucając zamiar wejścia do namiotu i ruszając mu na spotkanie.
- Dobrze jest cię widzieć. - powitał go lakonicznie.
- Volund… - skald postąpił sztywno kilka kroków w jego stronę. - Przy tym wszystkim co się wydarzyło… Nawet nie wiesz jak dobrze… - urwał kręcąc głową. - Elin? Co z nią?
- Wiele do opowiedzenia. - odparł spokojnie Pogrobiec - Nasza siostra z Halfdanem i nielicznymi stąd ocalałymi na drakkarze. Zaraz chciałem tam się udać. Tam możemy pomówić.
- Chlo? Karina? Jorik są z nią? - w głosie Freyvinda czuć było nadzieję.
Pogrobiec zamilkł tylko, kręcąc przecząco głową.
- W Aros, lecz nie wiem gdzie… Jednak mam obawy.
- Zabije go. Zabiję tego skurwysyna. Żal, żem nie śmiertelnikiem i na dymiące zgliszcza Tisso odsikać się nie będzie można.
- Szkoda miasta, lecz może okazję będziesz miał. Zapowiedział, że z drakkarami i hirdem wróci, Aros z dymem puścić. Lecz Chlo, Kariny ni Jorika zda się nie tknął, i nie z jego strony krzywdy dla nich bym wypatrywał.
- Bjarkiemu gardło poderżnął, za to będzie patrzył jak ginie wszystko co ukochał. W mocy jest tych co Einara opadli. - Na twarzy skalda pojawiły się ból i wściekłość.
- Pewnyś co do Bjarkiego? - jeżeli Volund mógł w ogóle być zaskoczony, tak w tej chwili brzmiał - Przybyliśmy tu z Elin niedługo po waszej swadzie. Śladu po Bjarkim żem nie widział, a trup ścielił się gęsto.
Freyvind zawahał się.
Pewny nie był, jedynie słowa Lynelle o podcinanym gardle jednemu z mężów, Bjarki jawił mu się jako jedynym, którego mogło to spotkać gdy Halfdan i jego ludzie w mocy Erika się znaleźli.
- Niepewnym… - przyznał nie chcąc przyznawać skąd to wie. - Chaos i mętlik mam w głowie. Sługi swe musze znaleźć.
- Może nasza siostra może to uczynić. Albo ukrywają się… albo saraceńscy afterganger, skądkolwiek przybyli, już ich pochwycili. Oni rzeź hirdmanom uczynili. Wielem się o nich dowiedział ostatniej nocy… dzięki temu, któregoś sprowadził. - przyznał z satysfakcją Pogrobiec.
- I jam się trochę dowiedział. - Skald zrobił krok ku chacie. - Jest ze mną ktoś. Pomogła mi dzień przetrwać na bezdrożach. Trzeba nam zabrać rzeczy, ją i Elin poszukać.
- Zgoda. - zawtórował mu Pogrobiec - Śpieszno nam wiedzą się podzielić i coś postanowić. Jeśli Eryk spełni swą zapowiedź, za dwie noce może Aros stanąć w ogniu. - i ruszył powoli ku chacie, nie komentując zdziwieniem, że starowina co ją w chacie ujrzał w jakiś sposób dopomogła skaldowi.
- Mam nadzieje, że wróci. Szukać go nie będzie trzeba. - Skald zgrzytnął zębami. - W jego namiocie ostał się majątek jakiego nie zabrał. Weź go, ja nasze rzeczy pozbieram z husu i Lynelle zabiorę. Volund na to skinął tylko głową i znikł w namiocie, by zebrać to co onegdaj miało być łapówką dla godiego.
Frey pozbierał i zapakował rzeczy swoje i swoich ghuli objuczając się workiem w jaki je zmieścił. Mało ważne przedmioty zostawił bez żalu. Podszedł do alfki śpiącej na jednym z posłań na powrót w postaci starowinki. Delikatnie potrząsnął ją za ramię.
Spod skóry wyprysnęła z piskiem mampka i wskoczyła na Freya. Rozespany, trzęsący się głos odburknął:
- Mmm...spać chcę...
Skald zaniepokoił się.
Z dziewczyną… staruszką… Z alfką było coś nie tak.
Delikatnie wziął ją na ręce sycząc lekko gdy mampa uładowawszy się mu na ramieniu ciągała go za brodę. Po chwili obładowany jak muł wyszedł na zewnątrz szukając wzrokiem Volunda. Ten już czekał gotów, jego postać skryta opończą i tylko grubo szyty wór z lnu przerzucił przez plecy, a w środku acz szczękało od kosztowności i srebra przede wszystkim przy każdym ruchu, jakby ostentacyjnie Pogrobiec pokazać chciał, za co ma dobra doczesne.
Wzrokiem obrzucił starowinkę co ją wcześniej w husie widział, ale nic nie powiedział, tylko zerknął na Freyvinda czy ten gotów prowadzić na drakkar.
- Bramy zamknięte w nocy, myślisz że nas wypuszczą tak po prostu? - Frey spytał kręcąc głową na kolejne próby łapania go za włosy przez zwierze.
- Zapewne nie. Pomóc ci? - zapytał, wolną rękę wskazując zwierzę, nieco jak gdyby zamierzał złapać je za kark, żeby trzymać albo uspokoić.
- Jak się da zabrać, to chętnie. Coś temu zwierzęciu odbiło… - skald mruknął ruszając lecz mampka ze skrzekiem okrutnym odskoczyła od ręki Gangrela zadrapawszy policzek skalda. Przerażona pomknęła w mrok - Jak tak, to wcześniej chciałbym zajrzeć w jedno miejsce. Karina i Jorik nikogo tu nie znają. Bjarki… gdy siedziałem w Aros załatwiał sprawy na mieście, ale nie wiem czy z kimś mocniej się znosił. Podobnież Chlo… ale jest w mieście jedna osoba, którą z pewnością znają i mogli do niej pobieżyć. Kupiec, który dla mnie pracował śledząc południowego cudaka, u którego Franka informacje zdobyła. Pójdziemy po drodze?
- Noc jest długa, a Elin bezpieczna. Są ci bliscy, będziemy ich szukać aż odnajdziemy. - skinął głową Pogrobiec, próbując sięgnąć po mampę, która jednak zręcznie zbiegła przed jego ręką, zawijając się na plecy skalda. Toteż zrezygnował.
- Prowadź. Bliżsi będziemy wiedzy, czy są w rękach Saracenów… czy bezpieczni.
Skald ruszył przodem zmierzając ku dzielnicy przyjezdnych kupców.

Lynelle w jego ramionach spała bezgłośnie, zdawszy się całkowicie na skalda. Dzielnica kupiecka jak zwykle o tej porze żyła jeszcze, chociaż już leniwym tempem, różnym zupełnie od dziennego chaosu. Obaj przechodzili pomiędzy rozłożonymi obozowiskami, palącymi się ogniskami i przysłuchując się mimo woli toczonym rozmowom. Przyjezdni zwracali na nich uwagę na tyle na ile stanowili oni nowość w zastałej wieczornej biesiadzie.
Frey stanął przy jednym z ognisk, gdzie po ubiorze można było spodziewać się iż to northmani odpoczynku zaznawali.
- Szukam miejsca spoczynku kupca z północy, co włos ma biały. - jego towarzysz przystanął tylko obok, mimochodem lustrując innych do Aros przybyłych, szczególnie wystrzegając się południowców, tych co twarze przesłaniali i saraceńskich symboli.
- Biały włos? - rzucili po sobie spojrzeniami.
- Starszy? - dopytywał kolejny siorbiąc z kubka, spoglądając na Freya.
- Jasny, aż srebrny? - rzucił z głębi młodzik jakowyś.
- Niestary, srebro na głowie, czerwień w oczach. Tycho się zwie - uściślił skald.
- Kilka namiotów w dół i w prawo. - dorzucił ten sam młodzieniec - Niewielki obóz. I towary lichsze niż u nas. Potrzeba wam czego?
Freyvind pokręcił głową i ruszył tam gdzie go pokierowali. Pogrobiec skinął im tylko głową w podzięce i ruszył za towarzyszem.
- Musiszże coś wiedzieć o naszych wrogach, skoro tak jawnie działamy. - szepcząc nachylił się nieco, idąc obok skalda. - Ten, który rękę na Ciebie i Eryka podniósł zda się posłany został bez względu na jego życie. Działać będą rozważnie dla ich sukcesu, lecz nie przetrwania. Co ważniejsze… napojony był potężną krwią przed misją. Antyczną. - dokończył, każdego z mijanych praktycznie obozowiczów obrzucając spojrzeniem, czujny jak nigdy wcześniej odkąd go skald poznał.
- Krwią pana swego, co potęgę ma wielką - kiwnął głową skald - a ten choć jedynemu służy, to potrafi po korzeniach Yggdrasill między światami bieżyć. Do Helheim mnie zabrał.
- Rzeknij mi potem, co o nich wiesz. Nie są to słudzy Krysta, krzyże ich inne. Krew ich zabija jak trucizna. Pomówim więcej, gdy uznasz za stosowne. - dokończył Pogrobiec, by idąc za skaldem w pełni skupić się spoglądaniu w nocne cienie.
- Mówił że jest jedynego boga posłańcem. O jakiejś sadzawce… Siloam? Tako rzekł.
- Inaczej w jedynego boga wierzą Frankowie, co na modłę rzymską, inaczej Bizanty. Saraceni w boga jedynego… chyba... lecz nie tego samego. - skwitował Volund.
- Nic to nie zmienia. - Frey rozglądał się szukając wzrokiem Tycho. - Służy jedynemu, furda to na jaką modłę. A walczyć z nim nie sposób. Brat jego skinął na te słowa jedynie głową, pozwalając Jarlowi Bezdroży prowadzić i być może odnaleźć sługi drogie. I dwójkę ghouli, co tyle dlań znaczyli...

“Duch” faktycznie widoczny z dala był. Jego obóz niewielki, kilkoro sług się kręciło. Sam kupiec rozkazy im na dzień następny wydawał, lecz prócz tego samotnie siedział, mimo, że obozowiska wokół towarzystwa pełne dość były.
Podchodząc Freyvind zlustrował bacznie obozowisko.
- Służkę mąś widział? - spytał prosto z mostu, gdy podeszli, a Tycho wzrokiem go odnalazł.
Kupiec poderwał się na nogi widząc podchodzących:
- Widziałem. - pokiwał głową - Noc czy dwie temu.
Na twarzy skalda straszny zawód się odmalował. Spojrzał na Volunda.
- Nic to - rzekł z jakimś zacięciem. - Znajdę ich.
- Jeszcze jakieś miejsce podejrzewasz? - zapytał Pogrobiec.
- Tak. Hallę jarla - Frey odpowiedział z goryczą, na co Lynelle w ramionach jego zamarudziła przez sen. gdy spojrzał w dół na zawiniątko w ramionach, zobaczył spiczaste ucho powoli wynurzające się spod jasnych włosów. Skóra ponownie gładsza się robiła na pomarszczonej twarzy staruszki, jakby przez maskę wyzierać poczęła młoda alfka.
Volund pokręcił przecząco głową.
- Tam ich nie ma. Musimy znaleźć miejsce. Pomówić, o czym się obaj dowiedzieliśmy.
- Tycho, namiotu użyczysz nam? - skald odwracał się tak by nikt nie zoczył zmian w Lynelle. - Com ci obiecał, to będziesz miał, ale i srebrem za pomoc już okazaną i przyszłą się teraz odwdzięczę.
- Tak. - odparł prosto albinos i połę wejścia odrzucił - Co jej? - wskazał na trzymaną w ramionach - Medyka trzeba?
- Nie trzeba, osłabiona jeno. Volundzie, podziel się z nim srebrem, pomógł wiele i daj mi chwilę nim wejdziesz… - Skald popatrzył na berserkera z prośba w spojrzeniu wślizgując się zaraz potem do środka.
Pogrobiec zerknął na albinosa, po czym przerzucony przez ramię wór przed się wziął i obydwoma rękoma rozchylił, umożliwiając kupcowi spojrzeć i sięgnąć do środka.
- Ile ci należne, twoje. Wybierz, co byś chciał. - rzucił po prostu, pozwalając kupcowi wybrać z kosztowności co uzna za właściwe.
Tycho zagłębił ręce w worku i nabrał garść kosztowności. Kulki delikatnych paciorków przeciekały niemalże między jego palcami wpadając z powrotem do worka. Wybrał kilka i po namyśle dobrał kilka kawałków srebra.
- Starczy - niechętnie wyznał.

Tymczasem Freyvind Lynelle w namiocie na posłaniu ułożył i znów zaczął potrząsać nią za ramię lekko.
- Lynelle! - szepnął. - Lynelle!
Dziewczyna zamruczała cicho:
- Spać muszę - zamrugała powiekami nie budząc się i uśmiechnęła trzpiotowato do skalda.
- Taką jaka jesteś cię widać, nie jak… - urwał bo Volund za nim wszedł, głowę przekrzywiając i patrząc na starowinkę, o którą Freyvind zdawał się tak dziwnie tak dbać.
- Może faktycznie uzdrowiciela…
Na głos Gangrela Lynelle zamrugała i oczy otworzyła, co błysnęły złociście. Przestrach na twarzy jej się odmalował i z zacięciem usta zbiła w dzióbek. Na powrót powoli maskę swą poczęła przyoblekać, zmarszczki głębsze się zdały, oczy żywe, błyszczące o migdałowym kształcie znowu zniknęły pomiędzy fałdami zwisających powiek.
- Spać… - zaskrzeczała. - Zostaw, spać. - poklepała dłoń skalda.
Frey spojrzał na Volunda bezradnie. Drugi zaś jak zmrożony spojrzenie w śpiącą wpił.
Podszedł do niej powoli, klękając na jedno kolano obok śpiącej, uważnie twarz jej oglądając. Zaniepokojony i zafascynowany. Wzrok podniósł na Freyvinda na chwilę.
- Widziałeś to?
- Ja… Volundzie to Alfka. - Skald spojrzał na berserkera z wzrokiem w którym widniała prośba o dyskrecję. - Alf zagubiony w Midgardzie.
Berserker skinął głową.
- Nasza siostra umiałaby jej pomóc… - sam przyglądał się chwilę łaknącej snu. - Musisz rzec, czy do Elin nam jak najszybciej, czy dzielić się wiedzą zamierzamy i szukać naszych wrogów… lecz do takiego przedsięwzięcia ona tutaj zostać musi, a i nasza siostra i hird do tego byłby bardzo zdatny. - wstał, patrząc na leżącą alfkę… niezdrową fascynacją - Przy bramach coś rzekniem, lub może dr jakiś podobny Agvindurowi posiadasz. Tak czy owak cokolwiek postanowisz, działać nam. Wszystkiego do świtu nie zdążymy.
- Nie wiem po prostu na ile jej stan poważny. - Skald pokręcił głową. - Nic jej nie było. Żywa... radosna... a teraz by spała tylko jak osłabiona czy umierająca. I przebranie swe czarodziejskie traci. Ktoś zoczy, to źle może być.
- Jeśli to pomoże Ci zdecydować… - Pogrobiec zerkał to na skalda, to na nadnaturalną istotę prosto z sag - Nie wiemy, czy Saraceni pojmali twoich… lecz jeśli tak, nie zabiją ich od razu. Wywiedzieć się wpierw wszystkiego będą chcieli.
Słowa te jakby przebudziły Freyvinda.
- Widziałem… - wychrypiał. - Widziałem co z Galvana ostało gdy go wypytali.
Wziął Lynelle na powrót na ręce i wstał.
- Elin koniecznie trzeba nam znaleźć. Prowadź. A daru jak Agvindur nie mam, ale z bramą wyjść zdołam gdyby mnie wstrzymywali. - W oczach błysnęła mu wściekłość.
Volund więcej nie powiedziawszy, worek sobie zarzucił na plecy i ruszył do nabrzeża, prosto do bram zamkniętych.

- Tycho… - Freyvind odezwał się do kupca gdy wyszli z namiotu. - Nie poskąpię srebra, jeżeli wyślesz ludzi i popytasz o Chlothild i Bjarkiego. Zniknęli, znaleźć mi ich trzeba.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 27-12-2016, 18:25   #82
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Wszyscy


Nie uszli daleko, gdy zobaczyli grupkę wojów z volvą idących. Na czele Halfdan, Elin przy nim tłumacząca czemu im z kulthusu kazała wyjść. Skald wnet ruszył ku nim żwawym krokiem. Pogrobiec zatrzymał się na chwlę pod jakimś husem, koło jakiego przechodzili, bacznie pochodowi się przyglądając i dopiero gdy Freyvind już był przez volvę spostrzeżony ruszył ku nim, co i ruch oglądając się za plecy.
Na twarzy wieszczki ulga się odmalowała, gdy swych braci ujrzała i na czoło pochodu wyszła powitać ich.
- Freyvindzie, Volundzie! Dobrze Was widzieć.
- I Ciebie Elin, nawet nie wiesz jak bardzo. - Na twarzy skalda również widniała wielka ulga.
Pogrobiec zrównał się w końcu z nimi. Otaksował volvę tylko wzrokiem na powitanie. Skinął głową z szacunkiem Halfdanowi, ale to było tyle, ile uwagi poświęcił śmiertelnemu.
- Odejść stąd prędko musimy, nie czas na radość, ni na powitania. - wyszeptał prędko.
Volva rozejrzała się uważnie dookoła i głową skinęła.
- Wracajmy na statek, mamy za co wejście okupić, więc nie powinno być kłopotów.
- Z wyjściem nie. - Skald był sceptyczny. - Ale z powrotem do miasta już srebro może nie starczyć. Słudzy moi zniknęli, gdzieś w Aros są zapewne.
- To oni nie z Tobą byli? - zmartwiła się Elin.
- Pomyśleć nam, gdy będziemy bezpieczni. Teraz nie starczy nam nocy poszukiwać hirdu Jarla Bezdroży. - stanowczo stwierdził Volund, ściągając uwagę rozradowanej volvy na fakt, że skald w starannym pakunku na ramionach… kogoś niósł. - Jest ktoś jeszcze skaldowi ważny, kto potrzebuje twej pomocy.
Aftergangerka ciekawie pojrzała na “pakunek” i skinęła głową.
- Wracajmy zatem… Pomówimy na miejscu.
Skald pokręcił głową.
- Nie ruszę się za palisadę gdy powrót niepewny, a oni gdzieś tu są pomocy mogąc potrzebować.
- Ja tu wrócić muszę. Jarl Einar będzie mnie oczekiwał z daniną dla Agvindura. - Odparła najspokojniej volva. - Mamy zatem wejście do miasta.
- To jest zatem nasza droga powrotu. Nie pomożesz im natomiast, jeśli nieprzygotowany na noc śmierć w Aros spotkasz. - orzekł tylko Pogrobiec.
- Einar oczekiwał?! - Freyvind był zszokowany. - Śmierć? - Przeniósł wzrok na Volunda. - Śmierć… zeszłej nocy w Helheim byłem. Przy tym godna śmierć to jak wybawienie.
- W Helheim lub sztuczkach naszych wrogów. Posłuchajcie mnie obydwoje. Napastnika co cię życia prawie pozbawił… - Volund przekrzywił głowę, szukając słów, zastanawiając się jak wyjaśnić. Sekundę.
- Dane mi było z nim pomówić, a nim z tego świata całkiem odszedł w mojej był mocy. Wiem - zerknął na volvę - że Einar jest u siebie. Wiem, że nasi wrogowie przybyli tu przed nami, lecz miasta w posiadanie nie objęli. Znowuż… - rzucił, patrząc prosto w oko volvy świdrującym wzrokiem - Inny czas niż sądziłaś ukazali Ci bogowie.
Elin przysłuchiwała się Pogrobcowi niepewnie, a na ostatnie jego słowa zagryzła wargi.
- Czyli to przeszłość czy przyszłość była? - Zapytała cicho.
- Tego nie wiem. Lecz nasi wrogowie w tym mieście dłużej od nas, dłużej od thingu w Ribe. Pośród nich stara krew. Potężna. Albowiem kroczą w nocy jak Einherjar. - odparł jej Pogrobiec. Namyślił się chwlę, nim powiedział.
- Tyś u Einara była. Ja prawdę, ale zapewne i kłamstwa wydarłem jednemu z nich. Tyś zaś widział, co nam ukazać chcieli, Freyvindzie. - zachmurzył się - Jeśli pomiędzy tym nie ustalimy prawdy, tak samo ślepi jak przed wyruszeniem z Ribe będziemy.
Skald rozejrzał się wokół z bezsilnością we wzroku.
- Dobrze. Chodźmy na drakkar - powiedział głucho zrezygnowany.
Wieszczka dłoń na ramieniu mu położyła chcąc choć trochę otuchy wlać w serce brata.
- Znajdziemy ich… - Powiedziała łagodnie.


Drakkar

Gdy wstąpili na pokład Freyvind złozył Lynelle w zagłębieniu przy dziobie i okrył śpiącą płaszczem Bjarkiego. Ludzie Halfdana pokładli się na deskach śpiąc lub rozmawiając cicho.
- Kto zacznie? - spytał patrząc to na Elin, to na Volunda.
- Ty, bracie. - Zwróciła się do skalda wieszczka. - Od Ciebie się zaczęło.
Skinął głową.
- Poszedłem z Erykiem do Ahmata, kupca co mampę ofiarował i miał szpiegować tu dla mnie. Od Chlo wiedziałem, że ma tej nocy u Einara o posłuchanie się starać. Zacząłem go nagabywać by poprzedniej jeszcze się wystarał abyśmy z nim mogli do halli wkroczyć. - Frey mówił ponurym głosem. - Wtedy Eryk zmienił temat nagle chcąc niewolników od kupca wytargować. I wszystkim odbiło. Kupcowi, tłumaczowi, naszym zbrojnym… mi… Chciwość tak złapała za serca, że kupiec aż się chyba zastanawiał czy nas nie zabić dla srebra. Nas, aftergangerów z czterema zbrojnymi. Zbrojni zaś sami zaczęli… - Skald machnął ręką. - I mi, co nie przywiązuję wagi do srebra się to rzuciło. Poczułem wpływ mocy. Mocy krwi, choć nie potrafiłem jej rozpoznać. A z aftergangerów tylko ja i Erik tam byliśmy. Udało się, choć niełatwo, sytuację od rękoczynów odnieść. Sporo się tam zdarzyło, w końcu jednak Ahmat uległ mi i obiecał łapówki godiemu dać, abyśmy wczoraj jeszcze z nim do halli mogli się wślizgnąć przy okazji jego wizyty. Gdy wracaliśmy, ktoś zaatakował nas. Zatruta strzałka rzucona trafiła jednego z niewolnych co ich w końcu od kupca wzięliśmy. Ruszyłem za napastnikiem, wyrwałem mu ręce, krew miał… och jakże słodką. Afterganger jako i my. Gdym walczył… Erik miast z pomocą mi przyjść nie ruszył się. Spił drugiego niewolnego do cna, a sugerował potem by zatrutą trucizną krwią trafionego thralla podpić jeńca, który wskutek ran w torpor wpadł. - Skald spojrzał to na jedno, to na drugie. - Już wcześniej działania Erika dziwnymi mi się zdawały, a trzy noce mieli go w swych łapskach… Gdy wróciliśmy do chaty… ja krwawiłem mocno. Osłabiony... posoka lała mi się z oczu, nosa, uszu, skórą. Ten któregom zwyciężył coś mi zdążył uczynić. Nie miałem sił by obu mieć na oku. Zasugerowałem, że wobec tego co Erik czyni, winienem go kołkiem przebić, a z Wami się rozmówię co czynić dalej gdy on zapewne w mocy tych co Aros nawiedzili. - Elin skrzywiła się leciutko na wzmiankę o kołku ale nie przerwała bratu. - Zapowiedziałem mu, że jak daru krwi użyje, zabiję go. Z miejsca jej użył… - Skald zacisnął szczęki. - Wzbudził we wszystkich w chacie coś… nawet we mnie. Alem się oparł. Pięknym się zdał. Zbliżyć się do niego, dotknąć, wręcz wychędożyć, mysli tylko na tym się skupiały. Rzuciłem się na niego, bo wszak wiem jak moc ta działa. Opierać się można, aż wola się tak czy owak złamie. Raniłem raz. On sięgnął po oblicze bestii. Znów się oparłem jedynie dziką wolą. Raniłem drugi, miecz wypadł mi z rąk… dalej nie pamiętam. Uciekłem.
Freyvind spojrzał na Lynelle.
- Gdy się ocknąłem, wciąż osłabiony i krwawiący udałem się do jednej z zagród by choć na zwierzęciu się pozywić. Tam mi przeszło w końcu. Gdy zmysły mi w pełni wróciły zawiniątko obok siebie znalazłem. Głowa jednego z wojów Halfdana. Galvana, co z nami poszedł po Eryka i go inną drogą odesłałem. Był tam sługa jedynego. Nim go zoczyłem on wzrok mi odebrał. W chwile jeno. Ciemność mi kochanką zaczęła być jedynie. Dał mi wybór, że ubije, lub z miasta odejdę. Coś zaczęło mnie owijać. Zimnego, mrocznego, oślizgłego. Prócz wzroku odbierał tym jeszcze możliwość ruchu. We mnie zaś krwi nie było prawie… - Skald skrzywił się na wspomnienie a w oczach nagle rozbłysł mu strach. - Sięgnąłem do przymiotów Lokiego. Rzekłem mu, że odstąpię od miasta, odwołując się ku przebiegłości Jotuna Ognia. W myślach szło mi, że odstąpię jak Aros od nich uwolnię. Jakże się omyliłem… On jakimś sposobem potrafi po korzeniach Yggdrasill chodzić. Choć jedynemu służy jak rzekł. Wciągnął mnie w otchłań tak straszną, że wyłem ze strachu. To musiało być Helheim. Nie wychodziliśmy z miasta, a rzucił mnie na pustkowia. Parę godzin marszu od Aros… Trafiłem do chaty gdzie ona była - wskazał Lynelle. - Od Sól w dzień mnie uchroniła, zabrałem ją ze sobą po przebudzeniu. W połowie drogi wilki mój trop schwyciły. Pazury przeorały bramę tuż za mną, gdym ją przekraczał. Wiedzą o nas, czają się za miastem albo i tu już są. Wróciłem do chaty, zobaczyłem krwawe ślady, uznałem, że Eric zabił sługi moje… Tam Volunda spotkałem.
- Úlfheðinn… tutaj, pod Aros? - Pogrobiec się zdziwił, oczy mu aż promieniały natomiast jakimś podnieceniem. Parsknął śmiechem bez radości. - Dobrze… dlaczegoż nie mieliby przybyć wszyscy wrogowie Einherjar.
Volva wzrok spuściła na moment znów przypominając sobie dziwaczną rzeźbę. A co jeśli, to Leiknar pozamieniał wspomnienia Einara? Nic jednak nie rzekła, jeszcze.
- Teraz Twoja kolej Volundzie… - Rzekła do Gangrela.
- Tak… - skinął głową, a z poły ruby wydobył niewielką rurkę z egzotycznego drewna i strzałkę pachnącą trucizną i ziołami, kładąc je delikatnie na sękatej dłoni.
- Ja zaś wiele dowiedziałem się od… twego niedoszłego mordercy, o bracie. Niektóre rzeczy… mogły kłamstwem być, lecz tuszę, że niewiele. Niektórych się domyślam. Na przykład, że uśmiercić cię wcale nie chcieli, a jak Eryka potraktować. - spojrzał prosto w oczy skalda - Cząstkę swej mocy przeciw nam dopiero wykorzystali. Ten, któregoś pochwycił… młody, wybrany tak aby jego śmierć niewiele znaczyła. Przed działaniem napojony prastarą krwią dla potęgi i wigoru. Krew ich jak trucizna dla nas. Poza tym skryci niezwykle a prędcy jak wicher, co sam żeś widział, a my po tym... jak hirdu Halfdana prawie w całości wymordowali. Skrywają się pomiędzy Saracenami i Saraceński jest to oręż. - uniósł dłoń ze strzałką - Przybyli tu przed nami. Nie służą jednak jedynemu. Nie po Einara jednego przyszli, lecz głównie. Pościg z czasem czynią.
Pogrobiec przeciągle spojrzał na oblicza rodzeństwa, jak gdyby upewnić się chcąc, że nadążają.
- Albowiem są wrogami czegoś… kogoś, kto dla nich jest Cieniem. Ciemnością. Nie znam ich mowy, ale to wiem. Jest ktoś w Aros, czas nieznany, ktoś dłużej nawet od nich, cień, ciemność, moc jakaś z południa. Moc Rzymu, któremu Frankowie i Sycylijczycy i Iberowie i nawet niektórzy Germanowie w wierze są oddani, albowiem to dla nich święte miasto. Saraceni przybyli po Einara, a przybyli po ciemność, która zalęgła się tutaj niewidoczna… jakoś nań wpłynąć może. Tego nie wiedział.
Volund zamknął dłoń na rurce, do której strzałka akurat pasowała. Ją samą zaoferował volvie i Freyvindowi, by mogli zapach trucizny poczuć, trucizny i krwi, i obejrzeć rzecz uczynioną z ciemnego drewna z południa.
- Więcej aniżeli jeden wróg nasz w tym mieście.
- To kto…? - Zaczęła wieszczka ale przerwała i głowa pokręciła wzdychając. - Najpierw i ja opowiem… Będziecie wiedzieć skąd moje pytania. Pierwej wiedzcie, iż wysłałam Agivindurowi ukrytą wiadomość, iż w mieście inni, potężni afterganger się znajdują, by był choć tak ostrzeżony, gdyby coś nam się stało… Potem do godiego się wybrałam. Przyjął mnie i na rozmowę zaprosił. Nie został sługą krwi, nie był przestraszony, ba, za człowieka mnie wziął i zezwolił na ujrzenie jarla, by ten stwierdził, czym rzeczywiście od Agvindura przybyła, czy nie. Co samo to, już innym zachowaniem od tego cośmy słyszeli było. Wokoło langhusu więcej zbrojnych się kręciło niż to zazwyczaj bywa. W środku, rzeczywiście Einara ujrzała. Nie wydawał się skażony obcą mocą, przynajmniej nie w sposób widoczny. Był spokojny i opanowany… - Zerknęła na Freyvinda. - Powiedziałabym, że zbyt spokojny. Twierdzi, iż nie wie nic o żadnych ataku na niego i hird, poza burdą przy bramie sprzed czterech (no kiedy Ericzek wchodził) dni. Na moje stwierdzenie, iż sam Orm przybył, by nam o ataku powiedzieć, stwierdził, że Orm przecież na ożenek do Ribe pojechał. Kazał mi przekazać, iż Aros bezpieczne i on bezpieczny i zdawał się być do tego przekonany, choć myśli jego wokół lepszemu dozbrojeniu jego ludzi chodziły i o wytyczaniu nowego szlaku… Mam wrócić do niego przed świtem, by przekazał mi zaległą daninę dla Agvindura… - Zawahała się na moment. - Nie dostrzegłam i nie wyczułam nikogo w okolicy w czasie naszej rozmowy. Ale jest coś co mnie jeszcze niepokoi…. Za siedziskiem Einara rzeźba niezwykła stoi… Rzeźbę tą dwukrotnie już w wizjach widziałam. Pierwej, jeszcze przed thingiem, gdym kości zapytała co powodem jest jego zwołanie. Wtedym ujrzała tron pusty, jeno światłem zalany, za którym rzeźba taka stała… Wokoło tronu postacie chodziły, choć to bardziej cienie były. Wizja dziwną o tyle była, iż o ból mnie przyprawiała… Drugi raz w Varde ujrzałam… gdym o miejsce pobytu Leiknara pytała. Żagiel statku, którym płynął ozdobiony był takim wizerunkiem co rzeźba… Chciałam Wam narysować ten znak i spytać czy go gdzie nie widzieliście lecz tyle się działo… - Ręce rozłożyła.
- Niewiele z tego rozumiem. - Skald błysnął zebami w gniewnym grymasie. - Einar sobą, ale nie sobą. Przybysze po coś przyszli, nie znamy tego na co polują. A hird ktoś wymordował, a rzeźba skądś się wzięła. Ci co z nimi styczność miałem jak u siebie się czują. Chaos czysty nie na moją to głowę - Skald uderzył pięścią w burtę.
- Ktoś pierwszy do miasta przybył. Na długo przed thingiem. - Pogrobiec spojrzał na Elin - Z posągiem złowrogim… wedle bogów powiązan. Powiązan z cieniami i Leiknarem. Einar u siebie cały ten i czas i wciąż. Jak u siebie się w w Aros czuje, ktoś kto włada… - na skalda wzrok przeniósł - Ciemnością i cieniem? Wzrok Ci odebrano, czy resztę światła wszystkiemu wokół? Nieistotne. - uprzedził odpowiedź.
- Ktoś ten coś z hirdem uczynił. Orm zbiegł by do Ribe dotrzeć, ale sprawnie cokolwiek się dzieje zatuszowano. Einara podporządkowano… lub współpracować się… zgodził. - zawahał się Volund, jak gdyby z jakiejś przyczyny głęboko w to niedowierzał. Lub dowierzać nie chciał. - Czyś pewna, że to Einar był? Czyś pewna, że to Einherjar, że to nie złuda, że to nie kto upodbniony mocami jakich jeszcze nie znamy?
Zawahała się na moment.
- Pewnam, że to Einherjar ale wszystko inne jest dla mnie dziwnym… - Odparła w końcu. - Jego emocje były nie takie jak trzeba… stonowane… - Przekrzywiła lekko głowę i na Freyvinda nagle spojrzała.
- Chlothild! - Skald wyrzucił z siebie patrząc na volvę prawie półprzytomnym wzrokiem. - Demon w Chlo. Ciemność jaka tu przyszła, a której wrogiem saraceni co tu przybyli. Einar może być w mocy tak jak Franka. Zważcie, że ona też naturalnie się zachowuje gdy demon głębiej się schowa, a wciąż jest w jego mocy.
- To… - Volund zawahał się - ...tak… tak chyba być może. Dziw jeno, że spotkawszy cię na Krysta się powołuje. Acz… demon co w Chlo znieść mógł imię samo, jeno modłów nie. Ten może i w ten sposób się maskuje… jeśli to demon. - dokończył nie w pełni przekonany - Ale nieważne czym jest, nieodgadnione dla mnie jedno. W łasce Cię ciemność miała… lecz… oszczędziła. Przegnać chciała, koniec przynieść mogąc. To… niespodziewane. - rzekł, rozmyślając głęboko.
Wiedząca pokręciła głowa na słowa Freyvinda.
- To nie demon… widziałabym go w Einarze… i to co się zaatakowało bracie… To przypomina to com w wizji widziałam. To nie były demony, to było znacznie gorsze od nich… - Wzdrygnęła się na wspomnienie. - Dziwnym też jest to, iż Ciebie nie ubili, Erika również… ale ludzi nam pozabijali… A mówiąc o jarlu Tisso, gdzież on?
- Nie wiem - odpowiedział skald spokojnym tonem, pod którym kryła się zimna furia. - Wiem gdzie będzie. W domenie Hel. Bo jak będę z nim kończył, to miecz mu odbiorę, a zatłukę ścierwem psa jakiego, nie żelazem.
- W Tisso na powrót. Rzekł, że z drakkarami i hirdem powróci. - wyjaśnił Volund, przypomniawszy sobie że co innego Helleven, a co innego Elin wiedziała - Dzień, może dwa… czy prawdę mówił przekonamy się, ale tak tuszę.
Elin zmartwiona na Freyvinda spojrzała.
- Nie zapominaj bracie, że on jest jarlem… całe Tisso przeciwko sobie mieć chcesz?
- Choćby i cały kraj Danów. Kurwi syn szczeźnie.
- Jeśli z armią wróci, jedno mi obiecaj. - Pogrobiec na Freyvinda spojrzał - Że pierwej koniec przyniesiemy wrogom ukrytym, gdy chaos po naszej stronie. Wówczas… Wówczas gdy miasto z jednych wrogów oczyścimy, dopomogę ci choćbyśmy hird cały we dwóch wybić mieli, nim naprzeciw niego staniesz.
- Nie. Bo jeżeli moim co sie przez niego stało, to nie zdąży tu nawet przybyć. Nim wojów zgromadzi by tu przypłynąc ja w Tisso już będę.
Nijak się Volund nie ustosunkował do tej odpowiedzi.
- Dobrze więc… wiemy, że Saraceni niewidoczni w mieście, lecz nim nie władają. Wojów co w chacie byli poza Halfdanem i trzema innymi wycięli, bezgłośnie zda się. Zabójców wysyłają… otruć jak Eryka chcą. Jeśli Bjarki, Chlotchild, Karina i Jorik wtedy właśnie za tobą zbiegli, prosto na nich wpaść musieli. Pośród ciał ich nie ma. U Tycho ich nie ma. - zerknął na volvę - Czy ktokolwiek w mieście ich dostrzegł… uciekających choćby, powiedziałoby nam na pewno, czy ukryci, czy w ręku wroga.
Wiedząca nic nie rzekła na słowa Freyvinda zdając sobie sprawę, iż jeśli brat tak zacietrzewiony był, do rozumu nikt i nic mu nie przemówi. Jedyną nadzieją było odnalezienie jego ludzi.
- Mogłabym spróbować ich odnaleźć, jednakże do tego mapa by się zdała... Bez niej ciężko będzie określić dokładnie miejsce, wszak chaty w większości tak samo wyglądają… I coś należącego do nich by się przydało…
- Rzeczy ich mam - wskazał na wór leżący obok staruszki - ale mapa… wątpię by istniało coś takiego jak mapa Aros, a i tutejsi z pamięci co do budynku mogą nie odwzorować - zasepił sie.
- Czy w wizjach siostro… poza widzeniem zdarza ci się doświadczyć… zapachy? - zapytał Volund.
Zamyśliła się na dłuższą chwilę.
- Widzę i słyszę… Czuję… ale zapachy? Może… Nie wiem, nie skupiałam się na nich…
- Saraceni, na pewno ich śmiertelni kupcy zazwyczaj wożą ze sobą przyprawy. Kadzidła. Egzotyczne olejki o wyraźnych zapachach, jak rzeczy pozostałe. Jeśli na oślep uderzać nie chcemy… Być może po woni ich poznamy. - przyznał Volund, jakoś skrzywiony na własny pomysł.
Zniecierpliwiony skald wyciągną seaxe’a i zaczął płytko ryć coś na deskach pokładu. Bardziej zeskrobując brud niż rżnąc dechy. Mruczał przy tym coś do siebie nie bardzo zadowolony z efektów. Była to raczej wariacja na temat planu Aros, niźli dokładny plan. Widniały na nim jedynie najważniejsze budynki rozmieszczone ‘mniej więcej’ na tyle na ile pamietał spedziwszy tu dwa razy ponad rok pomiedzy swymi podróżami. Efekt prezentował sie mizernie, ale dawał całkiem znośne rozmieszczenie dzielnic i niektórych budynków. Ot tyle o ile. Skald spojrzał na volvę lekko niesmiało.
- Nie szkolonym w tym… - bąknął. - Tyle pamiętam…
Elin przyglądała się jego poczynaniom z namysłem i na koniec skinęła głową.
- Powinno wystarczyć. - Zdecydowała. - Podaj mi rzeczy. - Sama sięgnęła po woreczek z runami potrząsając nim wpatrując się w “mapę”.
Freyvind zaczął grzebać w worze i podawał Elin rzeczy należące do Bjarkiego, Chlo, Kariny i Jorika. Skupiał się by wybierać te z którymi byli najmocniej związani o ile pamiętał to. Brosza jaką Franka mu ukradła, a on jej ją w końcu darował, lutnia młodego domorosłego skalda, te i inne rzeczy lądowały przed Volvą.
Wieszczka skinęła głową i przyklękła przed wyrytym rysunkiem biorąc pierw w dłoń brosze, przez chwilę trzymała ją w rękach jeno, by potem na podołku ułożyć i runy w jedną dłoń chwycić, w drugiej nadgarstek przegryzła i kości krwią własną zrosiła mamrocząc coś cicho pod nosem.
Wzięła potem brosze i kości rzucając rzekła:
- Ukażcie mi służkę krwi mi mego brata… Ukażcie gdzie jest…. - Kości potoczyły się po rysunkowym Aros, a Elin wizja w miasto rzuciła, ciągnąc ją w kierunku północnym.

Stała przed chatą z drzwiami zdobionymi w konie, a za nimi ujrzała Chlothild rozciągniętą na stole. Postać jakaś na ciemno ubrana pochylała się nad nią… i skórę jej na nogach ucinała krew upuszczając. Życiodajny płyn skapywał do miski… Czerwień, krew… Wieszczka szarpnęła się wychodząc z transu. Brosza z rąk jej wypadła, a aftergangerka pochyliła się do przodu próbując odzyskać kontakt z rzeczywistością. Chwilę jej to zajęło, gdy w końcu rzekła.

- Drzwi… w konie rzeźbione, gdzieś na północy miasta… Chlo żyje… - Jeszcze dodała w myślach.
Frevind pochylił się i podtrzymał Elin widząc jej słabość. Na jego twarzy przez chwile troska sie rozlała wnet zalana zdecydowaniem.
- Kojarzę… pamiętam drzwi w konie rzeźbione, ale… - wytężył pamięć. Po chwili pokręcił głową. - Mniej wiecem wiem gdzie to było, ale nawet która uliczka między husami nie wspomnę.
Pogrobiec patrzył na plan miasta góry, jak gdyby Baldur patrzący na coś paskudnego i parszywego i wstrzymujący niechętny osąd. Słuchał ich słów, dziwnie nieporuszony zachwianiem Elin.
- Tej nocy… czy następnej? - zapytał tylko.
Skald spojrzał na niego tylko. Jakby nie rozumieł o co berserker pyta. Jakby nie miesciło mu się w głowie coś innego niż…
- Ruszam natychmiast. Znajdę ten dom.
Volund skinął na to jeno głową, po worek z rzeczami zebranymi sięgając i kołek zeń wyjmując. Przy tym dopiero na Elin spojrzał.
- Kiedyś ostatnio krwi kosztowała?
Namyśliła się chwilę.
- W Varde… - Odrzekła niepewnie.
- Napić się musisz teraz, z załogi Halfdana. On sam wskaże, z kogo… - spojrzenie na Freyvinda przeniósł - Ty, zaś, bracie…?
Wieszczka rozejrzała się niepewnie. Kiedy ostatnio bezpośrednio z człowieka pić próbowała? I co jeśli nie podoła przy załodze drakkara?
- Można kogoś w mieście przekupić… - Zaproponowała.
- Tak zrobiłem… - Frey skinął głową. - Za srebro krew. Pełnym życiodajnego płynu. Niewolnego możemy kupić na pożywienie dla Elin.
- Jeśli taka wasza wola. Jeśli mamy na to czas. - zamrugał ze zdziwienia oczyma Volund, ale nic więcej po jego kamiennym obliczu widać nie było.
- Ja jestem gotów ruszać… choćby w tej chwili. Lecz hirdmanów ostawmy, bój to będzie dla Einherjar…
- Bój tak, wziąłbym jeno część wojów by niewolników zakupionych na okręt odnieśli. Sami iść nie zdołają po tym jak się na nich pożywim.
- Pewniście, że bić się chcecie z tymi aftergangerami? - Zapytała jeszcze volva, choć nie oczekiwała innej odpowiedzi, wszak tu chodziło o ratowanie ludzi Freyvinda. Nie mogli ich zostawić na pastwę innych nieumarłych. Z drugiej strony to jej za bardzo Caern przypominało. - A dla naszych ludzi ryzyko iść mniejszą grupą.
- Pierwsi uderzyli. Nadszedł czas krwi i kling. Pomówimy z nimi gdy w pętach ze stuporu krew niewolna ich wybudzi. - odrzekł tylko Volund, broń poprawiając.
- Pierwsi uderzyli - zgodził się skald. - Weźmiemy dziesiątkę ludzi, którzy wrócą na statek z thrallami na których się pożywimy. Czas nam. Geir!
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 27-12-2016 o 20:20.
Blaithinn jest offline  
Stary 30-12-2016, 13:05   #83
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Elin, Freyvind, Volund
Straże widząc zbliżających się zbrojnych i volvę z palisad, w pogotowiu stały.
- Przed świtaniem zakaz wpuszczania obcych - mruknął niechętnie jeden znużonym tonem.
- Przepuść nas. Ja z kupcem umówiony, w dzień nie mogę handlować. Volva zaś wizytę u jarla ma zapowiedzianą - Frey rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Volva? - spytał ten sam woj z nieco mniejszym znużeniem. Tym razem zainteresowanie wykazał i jakoś wyprężył się bardziej. - Przejdźcie do bocznej bramy. Tej nie otworzym. - wskazał kierunek wskazujący na wschód.
Elin skinęła głową i ruszyła we wskazanym kierunku.
- Dobrze, chodź z nami - Skald skinął głową i podążył za Volvą.

Wschodnia brama różniła się od bramy głównej jedynie wielkością. Gdy główna brama portowa wielkimi odrzwiami była, wschodnia jej siostra mniejsza i skromniejsza zdawała się.
Strażnik przeprowadził ich w obręby miasta po krótkiej wymianie zdań z towarzyszami broni. Najwidoczniej tym razem ich asem w rękawie była Elin, wobec której Einar wykazać się chciał.
- Co dalej? - spytał towarzyszący im Halfdan.
- Część kupiecka - odparł Frey ruszając do strefy gdzie przyjezdni się rozbijali.
Wieszczka na niebo spojrzała.
- Myślisz, że jeszcze thralli znajdziemy o tej porze? - Zapytała z namysłem i nagle krótkie. - Och. - z siebie wydała. - Wiem, czym jest Krwawy Księżyc. - Zwróciła się ku Volundowi.
- Dobra pora, by się wywiedzieć. - rzucił tylko berserker - Być może kupiec, o którym rzekłeś… Ahmad niewolników ma? Dobrze byłoby z kimś kto i tak o nas wie targu dobijać… - zasugerował Freyvindowi.
- Pójdziemy do Tycho, u którego byliśmy z Lynelle. - Skald ruszył do namiotu “ducha”.
Volund przerzucił sobie znów ciągle noszony wór z kosztownościami, gotów za nim iść.
- Czym jest zatem Krwawy Księżyc? Rzeknij mi, ja zaś przekażę Helleven.
- Znakiem na niebie, który nawet za dnia będzie widoczny. Zwiastuje nadejście wojny i niepokojów… - Odrzekła Elin ruszając za swymi braćmi. - I… rzeczywiście niedługo należy się go spodziewać, choć to nie kwestia dni najbliższych, jeno trochę dalszych.

Duch siedział nadal przed namiotem chociaż już na ziemi, w naprędce ułożonym grajdołku. Kurzył fajkę pocierając czerwone oczy. Najwyraźniej zmęczony a jednak nie potrafiący zasnąć. Wokół do niedawna dość gwarne obozowiska na uśpione wyglądały.
- Tycho, thralli potrzebujemy. Ilu kupcy teraz mogą sprzedać?
- Większość tutaj już się powysprzedawała. - mruknął ochryple od zielska palonego - Ale pewnie jak popytać to niewolnych znajdziesz. O tej porze cenę jednak wysoką zapłacisz.
- Cena roli nie gra, ale czasu mi nie zbywa. Natychmiast potrzebuję ilu się da. Szybko to załatwisz, za pośrednictwo jeno pięć od sta dostaniesz.
- Dziesięć. - pyknął nie ruszając się.
- A niech ci będzie i dziesięć. Jak szybko załatwisz, jak zmitrężysz nic. - Frey spojrzał na Volunda, wszak i tak nie z ich kiesy to szło a z dóbr po Eriku.
Pogrobiec uśmiechnął się nieodgadnienie i jak wcześniej tej nocy, do Tycho podszedł, wór z dobrami i srebrem naprędce z namiotu jarla Tisso rozwinął, pozwalając kupcowi obrać, w jakich przedmiotach oszacuje i jakich chcieć będzie swoją zapłatę.
Wieszczka rzecz coś chciała widząc tak niefrasobliwe targowanie się ale zmilczała, rzeczywiście śpieszno im było.
Tycho zanurzył dłonie i wygrzebywał co i rusz nowe przedmioty i kawałki srebra. W końcu z nich stosik ułożył.
- Tyle..dla mnie. - wskazał - A to… - wybrał dwie grube obręcze już z nacięciami gotowymi by łatwiej je łamać było - … na niewolnych. Zgoda?
- Zgoda, ale Tycho, na cipę Hel, nam się spieszy. - Volva skrzywiła się lekko na te słowa.
- Tu zaczekajcie. - zebrał się sprawnie i dwóch służących śpiących w namiocie kopniakami zbudził.
- Zbierać się!
Gdy zaspani oczy przecierali nakazywał im:
- Biegiem niewolników wyszkać dla tego oto tu klienta. Na me imię rozliczenia brać. Rychło się uwinąć.
Ruszyli.
Tycho ruszył też zostawiając trójkę aftergangerów wśród śpiących kupieckich obozowisk.
Wieszczka rozglądać się zaczęła, tak na wszelki wypadek, korzystając ze swych wzmocnionych zmysłów.
Frey czekał, choć niecierpliwym wielce się zdawał.

Dłużyły się chwile czekania. Dłużyły. Szczególnie volvie, która wciąż wizję przed oczami miała i cierpiącą tortury Frankę. Frey im dalej w las tym bardziej podminowanym był.
W końcu jednak, po czasie co jak wieczność się zdawała, na widoku pojawił się pierwszy ze sług Tycho prowadząc trójkę niewolnych.
Kolejno i Duch i jego drugi niewolny powrócili wiodąc za sobą kolejną piątkę.
- Tyle na teraz się udało - rzekł albinos prezentując “zdobycze”. Pięciu mężczyzn i trzy kobiety zbiło się w gromadkę.
- Dzięki ci. - Skald dał znak by wojowie Geira otoczyli niewolnych. - No to teraz poszukamy tego husa z końmi…
- Ruszajmy. Po drodze ustalimy następny krok. - powiedział Pogrobiec do rodzeństwa i Gveira, samemu wysuwając się na prowadzenie.
Wieszczka nie dostrzegłszy niczego podejrzanego westchnęła cichutko i ruszyła za nimi. Była ciągle rozdarta, z jednej strony chciała ratować Chlo, z drugiej wejście na teren nieznanych afterganger mogło wyprawę ratunkową zmienić w ich porażkę. Wyprawa ratunkowa… Elin zacisnęła usta przypominając sobie ich ostatnią taką wyprawę.



Skald prowadził ich ulicami osady krokiem pewnym choć pewności w sercu jego nie było. Jedynie czego pewien był to kierunek, lecz uliczki w Aros plątaniną były. Gdy w dzielnicy północnej już byli, Pogrobiec skinął mu.
- Nam mniej krwi jak tobie, my się już przygotujem. Znajdź właściwy hus. Najwięcej krwi tobie i tak będzie przeznaczone. - zaproponował Pogrobiec.
- Chodźmy razem do części miasta gdzie kojarzę ten dom. Tam zostaniecie, poszukam i wróce po was.
Na to berserker przystał. Gdy znaleźli się już w północnej części Aros, dopiero skald ruszył dalej sam.
Wiedząca ostała z Pogrobcem i niewolnikami patrząc niespokojnie na oddalającego się skalda.
- Byle tylko nie próbował sam tam wejść… - Odezwała się zmartwiona.
- Prędki i gniewny, acz niegłupi. - odpowiedział siostrze Volund, rónież odprowadzający spojrzeniem Jarla Bezdroży nim na nią zerknął. - Posil się już, i ja tak uczynię. Nie ma sensu przedłużać. - i dałszy znak Gveirowi i wojom podszedł do niewolnych, przebierając wśród nich aż jedną z kobiet wybrał i z grupki wyprowadził za nadgarstek łagodnie. Rozejrzał się jak stali nocą wśród śpiącego Aros i dłoń jej położywszy na ustach a drugą w talii przytrzymując, zbliżył się jak gdyby przez chwilę chłonął woń skóry niewolnej, niepomny na jej przerażony wzrok i ręce bezsilnie próbujące oswobodzić od aftergangera.
Nogi ugięły się pod uciszoną kobietą, gdy jak dzikie zwierzę wgryzł się w szyję, sącząc życiodajny płyn…
Wieszczka również do thralli podeszła ale jej wzrok wyglądał na równie niepewny co ich. Wybrała pierwszego z brzegu mężczyznę i kroków kilka uczyniła ciągnąc go ze sobą. Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę.
- Nie bój się… - Szepnęła w końcu nachylając się do jego szyi. - To nie będzie bolało. - Musnęła go nosem jeszcze po uchu, by na moment zastygnąć z kłami przy jego szyi, chwilę potem kosztowała już krwawego trunku.

Skręcał często, w pamięci na szybko i na siłę szukając punktów odniesienia jakie by zastosować mógł i tu.
Konie, konie…
Gdzież je widział?
W pamięci widok bramy zdobionej odgrzebywał co róg, co załom.
Kręcił się, powracał, pewnym był, że to już by znowu rozczarowanie odczuć.
Gdy irytacja i niecierpliwość górę zaczęły brać nad nim z wolna, wspomniał skąd końska brama zapadła w pamięć.

Niedaleko domu z takowymi wrotami znajdowała się wszak zielarnia, co Chlo odwiedzała często, gdy się w Aros znajdowali. Opowiadała mu potem o miejscu, co zioła jej ulubione - l’opium - ma od czasu do czasu.
Ruszył już krokiem pewniejszym…
Faktycznie, hus znalazł, trzy chałupy z dala od zielarni.
Korciło go, jego ludzie tuż obok… Ale zagryzając zęby minął chałupe nie dając spostrzec, że jej widok jakoś nim wzruszył, po czym przeszedł między dwoma langhusami by wrócić do reszty.

- Znalazłem powiedział zbliżając się do grupy. - Czas nam - dodał kierując się ku jednemu z niewolnych.
Pogrobiec akurat kły wysunął z kędzierzawej niewolnej, co jej oczy zamglone wprost na gwiazdy były skierowane, a sama bardziej trzymana była przez berserkera niż stała. Podszedł do reszty niewolnych i położył ją na ziemi, delikatnie acz dość bezwiednie. Dwie pozostałe kobiety natychmiast przypadły przestraszone do młódki, wypytując gorączkowo w nieznanym języku.
To jest, gdy Einherjar się już odsunął. Wwiercił się wzrokiem w Elin, patrząc, czy ta już głód zaspokoiła.
Volva oderwała się od mężczyzny tuż przed momentem, gdy miał stracić przytomność i westchnęła cichutko. Dawno już tak krwi nie piła i czuła, iż dobrze je wielce zrobiła ta chwila.
- I już po wszystkim… - Rzekła do thralla uśmiechając się delikatnie i pomagając mu powrócić do reszty grupy.
Skald podszedł do kolejnego z niewolnych. W jego ciele krew buzowała wzmacniając nieumarłe mięśnie. Ich siłę, gibkość, odporność. Krew cyrkulowała w ciele Freyvinda. Ta wykorzystywana do wzmocnienia ciała zaspokajana była spijaną z thralla. Jednego. Drugiego… Trzeciego.
Gdy oderwał się od przedramienia czwartego z niewolnych spojrzał z dziką euforią na Geira.
- Nie wasza to walka. Życie wasze mi drogie. Weźcie ich i wróćcie na drakkar - powiedział.
Sługa Sighvarta skinął i ludzi zabrał. Odeszli, ich dowódca raz się oglądnął.
- Na Asów i Vanów - skald pokręcił głową. - Niełatwe to będzie. - Zaczął prowadzić siostrę i brata w krwi do miejsca które znalazł. - Jak będzie tam ten, który mnie złapał, to przygotujcie się na to, że wzrok może odebrać. A jeżeli… - Spojrzał na Volunda. - Coś mówił o tym, że oni przybyli tu zanim ciemność Aros naszła i oni nie z nim… Może żywcem ich lepiej wziąć.
Pogrobiec krocząc szybkim krokiem obok skalda miecz dobył i w dłoń drugą seax, tarczy nie mając, ani pożyczać nie chcąc od sług Sighvarta.
- Jak tu będzie to dobrze, zrazu i jego zabijem. Niestety nie będzie. - rzucił, nagle na opak bardziej prostolinijny i bezpośredni niż skald.
- Jeśli jest szansa, by się z nimi porozumieć… może powinniśmy spróbować. - Rzekła na to Elin choć wiedziała, że jeśli wejdą na moment, gdy któryś z ludzi jej brata jest torturowany, to na żadne rozmowy nie będzie szansy.
- Zobaczymy… - odpowiedział skald wymijająco, choć w głosie jego ciężko znaleźć było pewność zarówno rzezi jak i rozmów. Wyciągnął miecz, a z pleców zdjął tarczę i ucapił ją w lewicę.
Gdy stanęli przed husem spojrzał na Elin, na Volunda…
I kopnął mocno w drzwi by je wywalić.

Spodziewali się huku, wybuchu krzyków…
Tymczasem drzazgi z wykopanych przez skalda drzwi zawirowały w powietrzu, kawałki belek frunęły w ciszę i przesycone zapachem krwi powietrze wewnątrz chaty.
Wnętrze ledwo oświetlone ukazało się oczom trójki aftergangerów.
W środku proste, wręcz ascetyczne wyposażenie, co Freyowi nasunęło na pamięć wygląd celi klasztorów jakie plądrował u Franków.
Brak było tu paleniska więc i chłód panował.
Brakowało prawie wszystkich sprzętów typowych dla halli, miast tego jeden stół i krótka ława, niemal cokolik. Na stole gdy Elin spojrzała brak było rozciągniętej Chlotchild. Drugi rzut oka jednak ukazał ciała leżące niemal na kupie pod ścianą chaty. Na jednej z nich ktoś się pożywiał. Druga postać obracała się ku drzwiom…
Volva w pierwszej chwili pomyślała, że przybyli za późno, że wizja znów ją oszukała i jedynie miejsce przesłuchań ujrzała i dalej wiedzieć nie będą, gdzie się ludzie jej brata znajdują. Jednakże drugie spojrzenie ciała znajome ukazało. Elin zdolności swej użyła, by sprawdzić, czy żyją i ku jej uldze okazało się, że jeszcze tak.
- Żyją! - Krzyknęła do Freyvinda, który z grymasem wściekłości na twarzy biegł na przeciwnika pożywiającego się na jednym z ciał. Rozmył się w powietrzu gdy biegł na okutanego w zwoje materiału wroga, lekko zaskoczonego takim obrotem spraw. Południowiec zdążył puścić jedynie ofiarę, w której skald ujrzał Ulfa, człowieka Erika. Postawy bojowej zdążyć już nie udało mu się, nastąpiła jedynie próba desperackiego zasłonięcia się metalowymi szponami od ciosu długiego miecza Freyvinda. Próba upiornie szybka. Południowiec jak i Frey zaczął wręcz rozmazywać się w powietrzu.
Na próżno…
Wściekłym ciosem afterganger rozrąbał naręczną broń, ramię i pociągnął mieczem po piersi. Uderzenie wręcz odrzuciło wroga w bok jak szmacianą lalkę.
Ale to nie była szmaciana lalka…
Gdy skald postąpił krok by dobić, południowiec rzucił się na niego z metalowymi szponami na rękach przypominającymi trochę pazury wilkołaków. Frey zastawił się tarczą, o którą zgrzytnęła dziwna broń, sam zaś pchnął, jednak ostrze przeszyło jedynie powietrze. Przeciwnik był ciężko ranny, ale poddawać się zamiaru nie miał. Był niesamowicie zwinny, sam korzystając z wychylenia Freyvinda uderzył ponownie, ciosem jaki ciężko wychwycić byłoby skaldowi tarczą.
Prosto w głowę.
Lennartsson zwinnie uchylił się i zadał piekielnie mocne uderzenie z zamachu od dołu. Rozległ się tylko szczęk gdy ostrze wgryzło się w kolczugę, odrąbało nogę tuż przy biodrze, i rozcięło podbrzusze i brzuch aż po żebra. Siła ciosu wyrzuciła południowca w górę… ale na klepisko opadły już tylko szaty i... proch.
Wszystko to trwało zaledwie chwile, dla śmiertelnego jedno uderzenie miecza w murze tarcz. Gdy oczy volvy od zgładzonego pyłu już tylko przesunęły się w ciszy na drugiego wroga - jak gdyby śmierć zwiastując - Pogrobiec już był doń doskoczył, urąbawszy mieczem od góry, roztrzaskując obojczyk swojego wroga tak, że śmiertelny by nie przeżył. Obcy aż zatoczył się, ledwo ustając od siły ciosu i Volund wykorzystał to, błyskawicznie jak na siebie. Ręka o sękatych palcach wystrzeliła, zaciskając się na wątłej szyi i pozbawiony równowagi został przyciągnięty, klinga podstawiona pod samo jego oko.
Ten nie miał umrzeć, nie jak długo Pogrobiec miał pytania.
Lecz choć zachowywał się jak ranny… nie krwawił… nie czuł berserker jakby prawdziwą szyję o pobudzającym Bestię pochwycił…
- Kottrinn inn blauði! - wykrzyknął, puszczając mężczyznę, którego chwilę wcześniej chciał zmusić do poddania się, którego wcale tam nie było.
Volva na afterganger, którego Pogrobiec atakował pojrzała swym Wzrokiem i zadziwiona do braci krzyknąć chciała ale istota zniknęła. Ruszyła zatem rozglądając się uważnie do stosu z ich ludźmi.
Frey odrzucił mało delikatnie Ingeborg leżącą na wierzchu, po czym przeciął przegub. Zaczął poić krwią pozostałe ofiary. Chlo, Jorika… i Bjarkiego rozciągniętego więzami na wbitych w polepę palikach.
Elin na odtrąconą dziewczynę pojrzała i westchnęła cichutko. Ingeborg nieprzytomną była i odrzucona padła nieświadoma jak szmaciana lalka.Jeśli miała przeżyć potrzebowała krwi.
- Jarl nie będzie zadowolony… - Mruknęła pod nosem i schyliła się do rudowłosej przegryzając swój nadgarstek i podtykając jej pod usta, a drugą ręką podtrzymując za ramiona.
Pogrobiec natomiast wypadł wejściem na zewnątrz, z oczyma w karmazynie. Obydwie strony ulicy wzrokiem omiótł, spodziewając się kłopotów w każdej chwili gdy ułuda się rozprysła. Stanął w wejściu, chowając seax i wolną ręką zakrył swoją sylwetkę połą opończy, aby nikt nagiej klingi nie ujrzał z wydeptanej alei.
Chlo zaś czując pierwsze krople krwi wpiła się w ramię skalda łapczywie ciągnąc życionośny płyn niemal z siłą.
W tym czasie Volund ulice obserwując nie zoczył nikogo. Prócz jęków i lekkiego mlaskania dochodzących z chaty nie zauważył nic. Jednak pewien był, że potyczka mimo, że wygraną się okazała, nie przesądziła wyników cichej wojny jaka toczyła się w Aros.

W międzyczasie skald oderwał Frankę od ramienia, która oczyska otworzyła czarne na niego.
Uśmiechnęła się i wargi i zęby oblizała wyuzdanym gestem.


Karina gdy tylko pierwsze krople krwi mocnej Freya wpadły w usta, oczy otworzyła. Metaliczny smak w ustach czując wrzask przekropny z płuc wydała odtrącając ramię skalda. Wpatrywała się w niego nie jak w zbawcę lecz zabójcę. Ból szarpnął nią i w pół się zgięła z jękiem jakby konać miała, na co skald zaskoczony przegub od jej ust zabrał i patrzył zdziwiony taką reakcją. Bjarki, co jak martwy leżał, powieką zatrzepotał i stęknął. Lecz nic więcej uczynić nie dał rady lub ...nie chciał. Nieruchomym pozostał leżąc spętany.

Pogrobiec z powrotem do wnętrza wrócił. Do Bjarkiego na chwilę podszedł, seax dobywając i pęta przy jednej ręce rozcinając, potem drugiej. Zostawił nóż ghoulowi Freyvinda by dalej się oswabadzał i bez słowa podszedł do pozostałości po ich oponentce… sękatymi palcami przeczesując nie popiół, a wschodnie szaty, na oręż wymierzony w skalda patrząc… czegokolwiek niosącego prawdę o posiadaczce szukając.
Godi bez woli leżąc nie zareagował ani na bliskość Volunda, ani na jego pomoc, ani nawet na miecz wbity tuż obok dłoni.
Ingeborg powoli z początku pić poczęła, by z chwilą przycisnąć mocniej usta do ramienia volvy.
Karina zaś… gdy spokój odzyskała… wyglądała jakby z niej wszelkie siły życiowe kto zabrał. Podkrążone na krwawo oczy, spierzchłe usta, zapadnięte policzki, trzęsące dłonie i nieopanowane drżenie. Przy bliższym spojrzeniu kilka jasnych pasm pojawiło się w jej ciemnych włosach.
Ulf pomiędzy znalezionymi się również znajdował. Szpieg Erika w najlepszej formie zdawał się być chociaż i on na zmęczonego wyglądał.

Volund zaś znalazł w pyle i stosie materiałów cieniutką jak nić a ostrą niczym najostrzejszy z mieczy broń w formie niewielkiego zwoju, zakończonego na obu końcach zdobionymi uchwytami. Uchwyty te na palce doskonale pasowały wąskie. Miękka materia jednoczęściową szatą się okazała, z niewielkimi fałdami co na ukrycie licznych przedmiotów pozwalałaby.

Wieszczka po chwili Ingeborg oderwała od siebie i ułożyła ostrożnie na klepisku, by na resztę pojrzeć. Wzrok jej szalonego męża, co do drużyny Erika należał, dostrzegł. Podeszła więc i do niego klepiąc pierw ostrożnie po policzku i sprawdzając czy zareaguje. Frey tymczasem spojrzał bezradnie po wszystkich.
- Nie uniesiem… ktoś musi po ludzi iść na drakkar.
Usłyszeli głuchy łomot gdy Pogrobiec pięść w drewnianej ścianie husu zagłębił, prawie przebijając całkiem i blade ciało kalecząc. Widać było po wcale nie kamiennym obliczu wściekłość. Miecz leżał gdzieś porzucony obok opylonych resztkami ich przeciwniczki szat. Afterganger uniósł głowę, odwrócony tyłem do rodzeństwa i śmiertelnych.
- Bestia nadchodzi. - powiedział tak dziwnym tonem i prawie nie jego głosem, miękko i delikatnie. Odwrócił się do Freyvinda i Elin.
Lecz w oczach istoty przed nimi nie było już Pogrobca. Była tylko jego kwintesencja.
Volva słysząc słowa swego brata odwróciła się do niego zaskoczona, kompletnie nie rozumiejąc co się w zasadzie dzieje.
- V… Volund? - Frey spytał patrząc na berserkera czujnie.
Elin dostrzegając co się dzieje zamarła przerażona bezgłośnie w pustkę rzucając.
- Styggrze…. błagam… wspomóż nas jak przy Agvindurze…
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 30-12-2016, 23:18   #84
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Tymczasem Volund z pięknym obliczem zamienionym obecnie w maskę wściekłości i czystej nienawiści, potężnym rykiem zwiastującym zniszczenie rzucił się na skalda. Niewielkie pazury wyrastające z jego palców rozcięły powietrze z przeraźliwym świstem. Tu nie było czasu na rozmowy. Nie było zimnego rozumowania typowego dla Gangrela. Choć Bestia ruszyła zgładzić Freya, zgładzić każdego kto tu był, nie nacierał jak zwierzę, w dzikich oczach, ruchach i w postawie widać było jakąś wyższość… jakąś pogardę. Zamaszyście natarł jedną ręką na skalda. Brutalna siła i gniew skumulowane zostały w jednym ciosie…
Pazury Volunda uderzyły o tarczę, którą skald błyskawicznie się zasłonił. W powietrzu zawirowały drzazgi. Freyvind był aż nadto świadom siły berserkera by ryzykować próbę przywrócenia mu świadomości bez czynienia krzywdy jak z Agvindurem w Ribe. Pamiętał Engelsholm i te same pazury rozrywające jego ciało. Raniły jak słońce, ogień, jak szpony wilkołaków. Nie jak żelazo.
Ostrze z wizgiem przecięło powietrze i ciało Pogrobca, zazgrzytało na rozrąbywanych żebrach, wbiło się głęboko.
Siła ciosu odrzuciła Volunda.
Z Łomotem upadł na klepisko i ległszy na ziemi stracił od razu wigor narzucony przez bestię, jak gdyby ból od klingi Freyvindowej co go raziła, skrystalizował jego wolę i pozwolił się przebić.
Półkrzyk, półstęknięcie bólu wijącej się sylwetki było już Volundowe; szkarłat począł z oczu odpływać, pazury natychmiast schowały się w sękatych, kościstych palcach. Berserker oczyma już własnymi wpatrywał się w sufit nad nim, przy chrzęście prawie rozdartej kolczugi, z agonalnym cierpieniem wyciosanym na posągowej twarzy, ale w oczach… w oczach widać było ważniejszą od bólu hańbę.

- Volund! - Skald wciąż skryty za tarczą i dzierżący mocno miecz w dłoni patrzył na ciało berserkera.
Elin z klęczek się podniosła i ostrożnie w kierunku Volunda ruszyła.
- Bracie? Jesteś już nami? - W jej głosie troska się malowała.
Ten twarz na bok do posadzki w słabości obróćił i krwią zaharczał.
- J-jestem… - powiedział głosem jakimś rozedrganym, wielce poruszonym, jęknął z bólu nim zdanie dokończył. - Sobą… n-nie jestem… nie… zwierzęciem… - Twarz ściągnął w skupieniu i wysiłku usiąść próbując, po czym opadł bezsilnie.
Wieszczka przyskoczyła do niego próbując mu pomóc się unieść.
- Krwi potrzebujemy… i naszych ludzi. - Pojrzała na skalda z namysłem. - Kto na statek wróci?
Krwi odrobina zdawała się ranę w części tylko zasklepić - wziąć ziejąca zapaść była na wylot berserkera. Skrzywił się nawet, jak siostra pomogła mu usiąść.
- Wy… obydwoje - rzucił tylko. Gdyby śmiertelnikiem był, oddychałby ciężko.
- Zapomnij. - Freyvind nie zmienił pozycji wciąż kryjąc się za tarczą i miecz trzymając jak kto gotowy do walki. Pozostawienie jego ludzi na skraju smierci przy berserkerze… Wobec tego co własnie zaprezentował... - Ty pójdziesz.
Pogrobiec na skalda spojrzał z bólem w oczach i wzrokiem powiódł po jego hirdzie.
- Tak. - Skinął głową. - Jeśli możesz, bracie… jedną prośbę mam.
Wieszczka pokiwała niezadowolona głową.
- Spróbujcie się nie pozabijać w tym czasie - mruknęła i wstała ostrożnie kładąc Volunda na ziemię, by zerknąć jeszcze na wszystkich. - Wrócę najszybciej jak się da.
Frey nie zmienił pozycji, ale na Elin spojrzał z zatroskaniem. Niby powybijali ich w chacie, on zarąbał jednego, drugi został zabity przez Volunda… ale wciąż wysyłanie volvy samej przez miasto…
- Dasz radę Elin? - spytał walcząc ze sobą by znaleźć inne rozwiązanie.
Parsknęła cicho.
- Podejrzewam, że mam największe szanse z nas wszystkich. - Odparła cicho ruszając w miasto.
- Weź prawie wszystkich… - Skald spojrzał na szaty przeciwnika którego zarąbał, a który rozpadł sie w proch. Południowe szaty jakie nosił Ahmad i wielu tych, co przebywali w Aros. - Jeno wartę przy drakkarze ostawić. Sporo krwi dziś jeszcze w Aros tej nocy musi popłynąć. - Spojrzał na Berserkera czujnie. - Jaką prośbę masz na myśli Volundzie?
- Wieleś więcej niż my pił by moc Eyolfową posilić… - zauważył, nieco już żywszy, acz wciąż w opłakanym stanie siedząc. - Jeśli coś za naszej warty się wydarzy… gdyś tyle krwi oddał, muszę ranie tej zaradzić. A to oznacza, że głód znów poczuję, niewiele we mnie posoki. - Lewą ręką sięgnął pod opończę, rozwiązał rzemień co kołek do pasa przytraczał, zgarnięty jeszcze tej nocy ze zdemolowanej chaty i wyciągnął ów kołek ku Freyvindowi.
- Jeśli cień Bestii znów spostrzeżesz… nie wahaj się - rzucił znów chłodno, znów kalkulując, i delikatnie na ramieniu się wsparł, by znów całkiem płasko ułożyć. Spojrzał na skalda, wyczekując odpowiedzi.
- Krew moja w Tobie, krew Twoja we mnie. Zawsze sie zawaham.
Volund na to się tylko uśmiechnął, oczy przymykając, gdy rana przez Freyvinda zadana zaczęła w niezwykły sposób się zasklepiać.
Skald spięty nie zmieniał pozycji kryjąc się za tarczą. Choć miecz jego ku klepisku się pochylił, a wzrok zaczął uciekać ku Chlothild, Karinie Jorikowi i Bjarkiemu. Spoglądał na kołek jaki Volund wskazywał i schował miecz do pochwy. Podszedł do Ingeborg leżącej spokojnie po napojeniu krwią przez Elin i schwycił ją za włosy.
- Jeżeli obawiasz się głodu… - urwał patrząc na Volunda. - Chciałbym ja ją wypić do cna na oczach Erika w Tisso. Alem nie przywiązany do scen rodem z sag.
- Ona teraz jest volvy -
stwierdził tylko. - Nie ulegnę. Znów - powiedział tylko z zacięciem berserker i oczy przymknął, skupiając wszystkie myśli na spokoju…
Frey kiwnął głowa i puścił dziewczynę z klepiska zaś kołek podniósł…

…lecz nim się wyprostował ciemność wokół zapadła.

Dusząca, przebiegająca po skórze, stawiająca włoski na martwym ciele, zimna i oślizgła jednocześnie.
Volund również ze skupienia wyrwan został gdy przed oczami pociemniało raptownie.
Chłód poczuł i przenikającą obecność czegoś... kogoś…

Otumanienie czy też doświadczenia minione pozwoliły berserkerowi i skaldowi powstrzymać okrzyki strachu, lecz panika trzymała ich mocno w uścisku puścić nie chcąc ze swych szponów.
W chwili gdy walcząc ze strachem swym po siłę ducha swą siegał, Volund poczuł uścisk niedźwiedzi na sobie. Jak z dziecięcych lat historie zasłyszane o smokach. Wijące się, pełzające ramiona... jedno... dwa... przestał liczyć. Owinęły się ściśle wokół jego ciała. Z każdym jego ruchem zaciskając się coraz mocniej. Skalda przepełniło wcześniej poznane uczucie, gdy i wedle jego ciała muśnięcie lekkie a potem ciężar niemal zgniatający go poczuł.

Pogrobiec cudem nie postradał połamanych kości od siły, która zdawała się próbuje zeń wycisnąć nieżycie. Jego myśli szalały, nie widział Freyvinda, nie widział jego sług.
Tylko cień, o którym słyszał, ciemność, w której COŚ było. Widział wiele, ale teraz…
Nie widząc nic wierzgnął swoim ciałem, nie myśląc nawet, chcąc tylko znów siebie nie utracić, byleby powstać na równe nogi, zerwać się, wykrzesać z siebie więcej siły nic kończyny czy członki z cienia co próbowały go unieruchomić… ubić.
Nie wystarczyło. Pomiędzy kompletną ciemnością a własnymi ranami, nawet przyrodzona siła berserkera nie wystarczyła.
Ulga jaką zdawał się poczuć była jedynie chwilowa. Cokolwiek go trzymało powtórzyło zaciskający ruch, wypychając resztki powietrza jakie zebrało się w jego ciele. Tylko nadludzka wytrzymałość Volunda pozwoliła mu bez szwanku znieść potworny ścisk.

Skald w międzyczasie sam toczył swą walkę z niewidzialnym przeciwnikiem, jaki unieruchomić go chciał i zmiażdzyć. Siła krwi jego nie zadziałała, jedynie dziedzictwo jakie nosił jako afterganger pomogło w tej desperackiej chwili. Napięcie z jakim naparł na nienaturalne okowy zwolniło się i odpusciło. Wyciągnął miecz i ciaśniej przciągnął do siebie tarczę.
Ciemność jak przyszła tak odeszła błyskawicznie a wokół siebie ujrzeli blask zapalonych pochodni.

Z cieni wyszła postać męża nietutejszego. Włosy jego długie były lecz mocno kędzierzawe, co samo już wyróżniało go spomiędzy norsmanów. Broda gęsta i niemal jak nieutemperowana, dzika, o barwie jasnego kasztanu, odcinała się wyraźnie od wąsa. Skóra jasna, o lekkim rumieńcu co barwę rześkości i zdrowia mu nadawał, typowa dla Słowian była. Rysy twarzy przyjemne dla oka, choć jakby puste, bo nie upstrzone koralikami czy też srebrnymi ozdobami wplecionymi standardowo u ludzi Północy w zarost czy włosy. Nie miał też na sobie żadnych kosztowności, jeno szatę prostą choć pyszną. Szkarłatna ruba przepasana bogato nabijanym pasem, u którego kołysał się northmański miecz, nadawała mu wyglądu obcego lecz i wymuszającego uwagę.
- Witajcie – rzekł powolnym tonem. – Jam jest Vsevolod. – Skłonił się lekko. - Broń złóżcie i przyjmijcie me zaproszenie ofiarowane wojownikom wielkim jeno. – Mąż stał z rękoma luźno złożonymi wzdłuż ciała. – Miejcie jeno baczenie, że jeśli odmówicie, towarzystwem waszej kompanki będę zmuszon rozkoszować się ...krócej.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 30-12-2016, 23:23   #85
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin

Volva przez miasto szła ostrożna, ze wzmocnionymi zmysłami. Nie wiedziała czy ponownie ktoś nie spróbuje zaatakować korzystając z okazji, iż jest sama. A ona nie miała siły Volunda czy szybkości Freyvinda ale za to wiedziała i widziała więcej. Poruszała się więc powoli zastanawiając czy strażnicy Einarowi nie wspomnieli, iż do miasta weszła ale wszak do świtu jeszcze czas był.

Śpiew narastał…
Gdzieś na krańcu postrzegania słyszała swe imię powtarzane z zachętą.
Eeeelin….
Eliiiiin….


Przystanęła próbując zlokalizować źródło śpiewu.
Ucichł tak jak jej kroki.
Rozejrzała się zdezorientowana i ruszyła szybszym krokiem okrężną drogą.
Ulotne przyzwanie powtórzyło się ponownie, gdy minęła chat kilka.
Eeeelin! Eeeeeeeeeeliiiiiiiiiiiiiiiin! - ponaglało z ciemności.
Odwróciła się gwałtownie rozglądając znów i robiąc kilka kroków w tył. Głos brzmiał jakby ją zachęcał od oddalenia się od jej braci… Panika ją nagła ogarnęła i biegiem rzuciła się w stronę wcześniejszej chatki.
Biegnąc przed siebie miała wrażenie, że jest obserwowana z wielu stron na raz. Jeden zakręt, drugi. Kolejna ciasna uliczka między husami:
- Spać dajcie, psie syny! - gdzieś z tyłu przekleństwo na hałasy nocą rzucone cichnące za plecami.
I w końcu cisza trwogą wypełniona.

Gdyby żyła, jej serce z piersi by chciało wyskoczyć.

Rozejrzała się wokół.
Pusto.
Cicho.

Zmysły ukojone się zdały, niosąc spokój szalejącym myślom i uczuciom.

Uderzenie nadeszło niespodziewanie.
Ból rozjaśnił ciemność nocy, gdy twardy przedmiot przez suknię, fartuch i ciało się przedarł.
Usta do krzyku otwarte, głosu nie zdołały wydać.
Volva bez czucia osunęła się z wolna lecz czyjeś silne ramiona do góry ją uniosły i poniosły w mrok…
 
Blaithinn jest offline  
Stary 30-12-2016, 23:28   #86
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172