Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-08-2016, 16:39   #1
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
[oWod, Vampire:DA] Kronika Denemearca - Droga, 18+

The speech of a maiden should no man trust
nor the words which a woman says;
for their hearts were shaped on a whirling wheel
and falsehood fixed in their breasts.

Havamal af Odin




Atak nastąpił szybko i niespodziewanie, nie dając obrońcom szans na jakiekolwiek przygotowania.
Wszystko rozegrało się błyskawicznie. Powietrze wypełniły gardłowe warkoty, ujadania, piski, chaos walki, krew na śniegu, ucieczka przerażonych obrońców i trupy poległych…

Wilczy zaśpiew zwycięskiej watahy niósł się daleko. Pieśń radości, wolności i siły. Bysior z białą łatką i szaro podpalana wadera sczepili się w krótkiej i brutalnej walce o dominację.
Samiec jednak przeliczył swoje siły. Wilczyca wciąż niepodważalnie była Alfą i nie pozwoliła na odebranie sobie pozycji. Okrwawione kły kłapały głucho nad pyskiem pokonanego, gdy wadera przygważdżała go do ziemi przednimi łapami.
Gdy w końcu odpuściła, basior odbiegł z podkulonym ogonem schodząc jej z oczu. Wadera poczęła powracać do ludzkiej formy

Szare oczy błysnęły jeszcze iskierkami podniecenia i topniejącego gniewu, gdy ocierała okrwawioną twarz.

- Oznaczyć teren i rozstawić straże. - rzuciła ku swoim kompanom. - Zostaniemy tu, by odpocząć.







Kilkanaście godzin później

Wysoki, długowłosy mąż wysforował się naprzód, z dala widząc swą domenę zamienianą w zgliszcza. Gniew zasłonił mu obraz, wizg nieokiełznanej wściekłości rozległ się w uszach. Zacisnął szczęki aż skóra zbielała, kłykcie w zaciśniętych pięściach chrupnęły złowrogo. Nim rozum rzucił wyzwanie jego impulsywności, wiking skorzystał z mocy Canarla.
- Pochowajcie się - warknął do zbliżających się kompanów, gdy gniew opadł i znowu zdolnym był mówić. Wskazał im wybrane przez siebie miejsca.
- Co uczynić chcesz? - spytał jeden z nich ściągając swego konia.
- Ci, co to uczynili zapłacą krwią… - już nie rozpacz, nie gniew pobrzmiewały w głosie woja lecz stalowe, napędzane nienawiścią postanowienie. - Czekać nam jeno trzeba… - uśmiech jaki wypełzł na jego oblicze zdawał się być nieczęstym gościem. - Ukryjcie się. Nie trzeba im wystawiać wszystkich asów w rękawie. Niech Odyn nas prowadzi!

Rozkaz z ciężkimi sercami wykonali.

Sam zsiadł z konia, puszczając go wolno.

Nie musiał czekać długo.

Nadeszli od zachodniej strony osady, rozglądając się czujnie. Cała piątka niepewna czemu w akurat to miejsce podążyła. Czwórka z nich pierwej stąpała, rozglądając się wokół. Ostatnia osoba idąc z tyłu, czujna, spięta, z brwiami zmarszczonymi w jedną kreskę.

Nie dając po sobie poznać zaskoczenia, Agvindur wyszedł do nich, zamykając całą piątkę w pułapce. Stanął na przeciwko sprawcy zniszczenia z nagim mieczem. Nie dając czasu na zebranie myśli ni na dysputy, rzekł jeno:
- Niðingr! Niðingr! Niðingr!
Przeciwnik uśmiechnął się złowieszczo i ruszył na jarla. Ten odpowiedział tym samym, a z kryjówek wyskoczyli towarzysze pana na Ribe by zająć pozostałych wrogów.

Dwójka walczących spięła się w pierwszych ciosach holmgang. Miecz o miecz zgrzytnął, siła potężnych ramion ciosała niemal iskry. Wzrok pojedynkujących spotkał się tuż tuż przy sobie.
A wtedy… dłonie i głowę Agvindura poczęła krwawa łuna oświetlać. Ciało dymić poczęło karmazynową mgłą.

Jarl miecz wypuścił...
 

Ostatnio edytowane przez corax : 13-08-2016 o 07:55.
corax jest offline  
Stary 13-08-2016, 17:36   #2
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Freyvind, Gudrunn

Zobaczył Gudrunn przechodzącą między budynkami.
Wspomnienie szału, dzikich zapasów pod chatą w leśnym jarze i tego co wczoraj czyniła, wzburzyło Freyvinda, z nie wróżącym dobrze grymasem ruszył szybkim krokiem. Idąc pochylił lekko głowę w jej kierunku. Jak byk przy szarży.
Choć bezwiednie.
- Słowo? - warknął czując w sobie ten sam okropny gniew jaki prześladował go już kolejną noc. O niebo większy niż ten jaki mieli w sobie wszyscy potomkowie Eyjolfa. Większy niż ich przekleństwo.
- Cóże się stało? - spytała zadziwiona. Przystanęła by spojrzeć w oblicze skalda.
- Cóże Tyś wyrabiała nocy zeszłej?! - Nie krzyczał, ale głos miał złością przepełniony.
Spojrzeniem umknęła lecz głowę dumnie uniosła.
- Nie dumnam z tego co się stało, lecz tłumaczyć się ani myślę. Szczególnie Tobie. Sam powinieneś dobrze wiedzieć, że gniewu czasem nie da się kontrolować. Choćbyś się rozpuknąć miał.
- Nie o tym mówię.
- To o czym? -
Zaskoczenia ukryć nie zdołała.
Zbliżył się do niej.
- Bez wyjaśnienia żadnego. Fru i w las, gdyśmy radzili co czynić dalej gdy Elin przy sercu polany “patrzyła” - słowo to wypowiedział tonem świadczącym o co mu chodzi. - Jedyna, co knieję zna. Jedyna co drogę odnaleźć może. Fru, w las. Dwóch zdań zamienić nie dawszy.
- Prowadziłam tam, gdzie czułam trop prowadzący. -
Oczy zmrużyła, gdy pierwsze iskierki gniewu poczęły pełgać w jej tonie. - Na polanie nic nie było. Nic, co byśmy mogli zrobić.
- Było. Przedmioty w chacie wodza ich, które volva mając wykorzystać by mogła aby wzrokiem swym sięgnąć po kurwiego syna. Zresztą i nie o to jeno idzie. Nic nie wiedząc gdzie i za czym idziemy musieliśmy latać po lesie. Niepewni czy za wilczymi rodzinami nas prowadzisz, czy za bestią na polanie ze splugawienia zrodzoną. Nie zdążywszy podjąć decyzji kogo ścigać i tropić.
- Nim byśmy naradę odbyli, wszystko mogłoby ulec zmianie. I nic byśmy nie znaleźli. Tak przynajmniej pewność mamy, że plugastwo znikło i nie zagraża nikomu. -
Stanęła z dłońmi opartymi na biodrach i głową przekrzywioną, oczami zmrużonymi w ciasne szparki.
- A to, że kogo grom jasny trafia, gdy bez wyjaśnienia prowadzisz Loki wie gdzie? Furda? Dobrze się stało, żeśmy trafili tam. Odyn jeden wie czy chwila zwłoki by co zmieniła. Jedno pewne, że sam prawie bestii się poddając słów jednych bym nie rzekł. Tak jak me u Ciebie bestię wzbudziły, tak czyn twój we mnie prawie.
- Nadal nieswój się czujesz? -
zmieniła przedmiot rozmowy wpatrując się we Freyvinda i krok ku niemu postępując.
Nie odpowiedział skrzywieniem się jedynie i odwróceniem wzroku wskazując odpowiedź. Wybiła go lekko z rytmu. Skupiając się na swym szale z jakim bez przerwy walczył zapomniał przez chwile, że ruszył ku niej by od góry do dołu ją zganić za szaleństwa nocy.
- Może gdyby nie to, gniew by we mnie taki by nie płonął gdy ledwo widoczną między drzewami czarną kitą, żes go podsycała. Nie bacz jeno by na to winę i na mnie nie jeno zwalać. - Wciąż nie patrzył na nią zagryzając szczęki i podziwiając brudną ścianę domostwa przy którym stali.
- Jam nie nawykła by z kim po lesie latać. Toć się nie dziwuj, żem pobiegła za tropem - wzruszyła ramionami - a i ciągle postać zmieniać nie podobna. Ale i tak nie żałuję, żem pognała. Widoku takiego zapomnieć się nie da. - Krok do przodu zrobiła.
Wspomnienie Huginna i Muninna zawładnęło nim przez chwilę. Światło, wysłannicy Jednookiego… gniew w nim się cofnął. Spojrzał jej w oczy. Coś innego niż iskry tłumionej wściekłość na ich wierzch wypłynęło.
- I ja nie zapomnę - powiedział ciszej, spokojniej i z lekkim smutkiem zabarwionym goryczą. - Szczęśliwi być możemy, niewielu mogłoby rzec, że Myśl i Pamięć na własne oczy widzieli.
Ramię wyciągnęła ku niemu.
- A teraz cóże nastrój Ci psuje, Złotousty? Pieśń złóż o tym, póki czujesz jeszcze wspomnienia świeże. - Uśmiechnęła się czupurnie. - Chyba, że do lasu chcesz iść...
- Chcę -
kiwnął głową - a pieśń ułożę. Niechaj wszyscy wiedzą, co się przydarzyło. Niechaj nam zazdroszczą. - Uśmiechnął się kpiąco, gniewu już prawie znać w nim nie było, choć drzemał lekko pod powierzchnią. - Jednak nie wszystko w pieśni zawrę, Ślicznooka.
- I dobrze -
wsunęła dłoń swoją w dłoń Jarla Bezdroży i pociągnęła go oczyskami błyskając - inaczej gniewu mego smak poznasz...
Gest ten zaskoczył go.
Otumaniony był lekko ciągłą wewnętrzną walką i myślami krążącymi wokół tego co spotkało ich poprzedniej nocy… Pytanie o pójście w las odczytał jako kolejną wyprawę. Nawet nie teraz, od razu, a po wzięciu ze sobą Elin i Volunda, by uparcie szukać niedobitków jak na celu to wcześniej mieli.
W oczach jej zobaczył dopiero, że nie o tym myślała.
- A to przednim by było, gniewu zaznać… - rzucił kpiąco by przykryć te chwile zdezorientowania jakie odepchnął zaraz od siebie. - Przemyśleć to trzeba… - dodał ściskając lekko jej dłoń i za nią się udając.



Nadała szalone tempo biegu, gdy przekroczyli ścianę lasu.
Potykając się o korzenie starał się dotrzymywać jej kroku. Szło jej faktycznie o chłodzącą głowę i myśli dziką przebieżkę. Może przy tym i coś więcej, ale nie w postaci ludzkiego aktu, w jakim aftergangerzy mogli odnajdywać fizyczną przyjemność oraz pasję, ale nie spełnienie. Dla nich to, co czynili zeszłej nocy przy stosach, było jak pocałunek dla śmiertelników. Wstępem zaledwie, do czegoś więcej.

Frey czuł lekki zawód wspominając kształtne ciało wampirzycy i pasję jaką przeżywała. targające ciałem odczucie przyjemności, odzywające się wspomnieniem śmiertelnego życia. Nawet jako jedynie namiastka tego, co budziło w aftergangerach tę prawdziwą, nieopisywalna wręcz rozkosz.
Z drugiej strony czuł wielką ulgę.
Jedynie dzikim wysiłkiem woli opanował się zeszłej nocy, by w zatraceniu wgryziony kłami w kształtną pierś nie wziąć więcej niż jedynie posmaku jej krwi.
By nie chłeptać z totalną i targającą martwym ciałem rozkoszą płynu tak nęcącego
W porównaniu z ciepłą krwią ludzi będącego nektarem. Gdyby dziś znów pogrążyli się w pasji ludzkiego aktu rozpalającego emocje, mógłby się już nie powstrzymać.

Wspomniał Engelsholm i swoisty gwałt jaki uczynili mu bogowie przemawiający ustami Elin.
Więź była czymś pięknym, nieopisywalnym w języku ludzi… ale była też kajdanami.
Kajdanami zaciskającymi się po każdym kosztowaniu krwi aftergangera.
Cóż z tego, że spętany traktował je jako nieopisywalne szczęście?
Kochający wolność i niezależność skald traktował to jako gwałt na jestestwie.
Przekleństwo Canarla.
To dlatego po sponiewieraniu Odgera w Ribe kazał mu z siebie pić.
By go upodlić rozpoczynając jednostronną więź.

Biegnąc za Gudrunn wspomniał raz jeszcze akt nad Engelsholm.
Zawarcie braterstwa krwi z Volundem i Elin.
Rozpoczęcie słabej na razie więzi, nie pętającej go jeszcze mocno. Owszem, jego myśli często uciekały do volvy i berserkera. Owszem, czuł do nich emocje żywsze niż do kogokolwiek na świecie, poza swym ojcem w krwi. Gdy Elin patrzyła poza ten świat na polanie poprzedniej nocy, uczucie chęci ochrony martwej dziewczyny zaowocowałoby brakiem zawahania, gdyby szarżowało na nich pół setki wilkołaków, lub nawet same jotuny. By ją dostać, musieliby go rozczłonkować.
Gdy głosy w jego głowie mówiły mu, że Volund, chce po prostu zabić Chlo, aby wyeliminować problem demona, nienawiść do Pogrobca tężała tak mocno, że kroić mogłoby ją jedynie najtwardsze ostrze. Gdy stali we dwóch mordując wilkołaki, uczucie braterstwa w boju dodawało mu mocy może bardziej niż dar Gudrunn, jaki okazał się być darem jego ojca w krwi.

Ale jego myśli spętane nie były.
Dziksze i silniejsze, tak - wciąż był jednak ich panem.

Patrząc za smukłą sylwetkę Gudrunn Frey poczuł żal.
Wielokrotnie w czasie ludzkiego aktu rozkoszy pił z Chlo, co znajdywał nieporównywalną przyjemnością w porównaniu ze zwykłym wpiciem się kłami w człowieka nie pobudzanego silnymi emocjami. Wspomniał blade piersi oznaczone ciemnymi sutkami, gdy aftergangerka dziko ujeżdżała go budząc ludzkie odczucia przyjemności.
Wpić się w jasną skórę i ssać chłodną wampirzą krew smakującą jak żadna inna wśród śmiertelnych… a przy tym poczuć w tej samej chwili ugryzienie niosące fale rozkoszy wywołujące dreszcze totalnego upojenia od palców stóp, po czubek głowy. W czasie ludzkiego aktu pić krew innego aftergangera i jednocześnie przyjmować dziką moc wampirzego pocałunku.
Uczucie na którego choćby wyobrażenie skald pół wieku szkolący się w słowach nie potrafiłby znaleźć określenia.

Prowadzące do więzi.
Kajdan uchylonych jeszcze, ale opasujących przeguby.

Gudrunn prowadziła go jednak na polowanie, nie na dzikie pieszczoty ciała i krwi.
W pewnym momencie nakazała mu ciszę i błyskając oczyma wskazała gestem by nie śmiał się ruszyć. Przystanął bez dyskusji zamierając martwym ciałem w bezruchu. Zaczęła się skradać bezszelestnie udowadniając, że w lesie potrafi być niczym duch, lub wiatr leniwie pieszczący nagie gałęzie. Gdy już prawie znikała mu z pola widzenia, pochylona, spięta i … polująca, wystrzeliła nagle do przodu. Po lesie podniósł się lekki wizg, szamotanina i trzask łamanych kości.
Skald ruszył się z miejsca nie czekając aż go zawoła i okazało się, że dobrze uczynił.
Bo chyba nie miała takiego zamiaru.
Półleżała przy ciele sarny o pogruchotanych przednich nogach.
Oczy błyszczały jej gdy wpita kłami w szyję zwierzęcia sączyła płyn życia.
Oderwała się na chwile, przerywając “wampirzy pocałunek”.
- Przyłączysz się? - zapytała z mieszaniną zalotności i zachęty.
Zwierze pozbawione rozkoszy wampirzego pocałunku zaczęło czuć ból i strach. Szarpnęło się, wydało przeciągły wizg. Sarna chciała uciekać, lecz nie mogła.
Tym bardziej, że Gudrunn uniosła rękę i mocno uderzyła w jedną z tylnych nóg.
Siknęła krew z otwartego złamania.
Pochyliła się i znów wpiła w szyję zwierzęcia patrząc lodowymi ślepiami na skalda.

Doskoczył, wpił się z drugiej strony na powrót uspokajanego, mordowanego zwierza i zaczął chłeptać ciepły gęsty płyn.
Od razu zachłysnął się makabrycznym smakiem.
Krew sarny była o niebo lepsza niż pita poprzedniej nocy krew wołu. Echo przerażenia i próby desperackiej walki o życie, wzmacniały jej walory, była prawie tak smaczna jak krew starego mieszkańca Jelling bez emocji podającego wampirowi swój przegub.
Prawie?
Wciąż daleko.
Dla Freya smakującego krew jotunów i wilkołaków wciąż było to obrzydliwe, ale przełknął.
I nie oderwał kłów.
Półrealny akt wspólnego posiłku dodawał mocy zwierzęcej posoce.
Wpity w pokrytą sierścią szyję z półprzymkniętymi oczyma, czuł na czole dotyk zimnej skóry czoła Gudrunn. Szarpiąc ranę naparła głową mocniej by też to czuć. Jasne włosy opatuliły go barwiąc się krwią w miejscach w których stykały się z płynąca po sierści czerwienią.
Zamruczała z rozkoszy ręka obejmując kark Freyvinda, on też wydał z siebie cichy odgłos zadowolenia.
Z samej formy posiłku, bo w przełyku czuł lepkie, płynne, metaliczne w posmaku wióry.

Sarna zadygotała z rozkoszy i w agonii, jej oczy zasnuwały się mgłą, a oni pili dalej…
Dłoń skalda trafiła na zbrukany czerwonym płynem policzek wampirzycy w geście ni to dotyku, ni to pogłaskania… Poczucia bliskości.
Poczuł jak jej dłoń zaciska się na jego karku.

Skoczyli oboje.
Prawie równocześnie.
Skald był jedynie odrobinę szybszy, dlatego wylądował na niej.
Wpili się w siebie dzikim pocałunkiem o jakim powiedzieć “zwierzęcy” to jakby uznać, że Loki czasem bywa niegrzeczny.
Oboje nie schowali kłów kalecząc sobie dziąsła, lecz nie zwracając na to uwagi.
Tarzali się po ziemi z zamkniętymi oczyma wpijając się w siebie, błądząc bezwiednie dłońmi po swych ciałach.
Smakując swą krew…
Chciał więcej niż tylko namiastki. Drżąc całym ciałem oderwał się od niej i zagłębił kły w jej szyi.
Jęknęła chrapliwie i sama wpiła się w jego bark zaciskając szczękę w spazmie jakby chciała go zmiażdżyć.
Smak jej krwi zdawał mu się wciąż pośledni, do tego co pił przez ostatnie noce… ale w porównaniu do krwi ludzi, czy zwierząt… nawet wypełnionych emocjami?
To było jak pieśń.
Jak świeża woda po tygodniu rejsu. Jak pierwsza uczta po przednówku. Jak flæskesvær do piwa.

Ale jedynie smak…

Nie zaczął ssać opanowawszy się resztką siły woli.
Ona też choć wpita w niego i drżąca nie przyjęła go więcej niż tylko zmysłem smaku.
Jemu ciężej było poprzez szał krążący we krwi, otumaniający go od przedwczoraj totalnie.
Jej… bo krew skalda nawet jak na aftergangera epatowała taka słodyczą, że oderwać się nie było sposób, a przebrzmiewały w niej też nutki daru Eyjolfa i wilkołaczej posoki.
Ze strasznym bólem pragnienie zwalczyli oboje, jakby ostrożnie wyjmując kły ze swych ciał.
Tylko po to by znów wpić się w swe usta znów smakując krew z rozrywanych pasją dziąseł.

W końcu oderwali się od siebie.
Gdyby byli żywi, dyszeliby niczym miechy kowalskie nie mogąc złapać tchu.
Ale byli martwi.
Przez dłuższą chwile patrzyli sobie w oczy uspokajając emocje.

Freyvind zszedł z niej i stanąwszy na nogach wyciągnął dłoń.
Uchwyciwszy ją podniosła się zgrabnie i wyszczerzyła kły. Błysk w jej oczach znamionował resztki zatracenia z jakiego wychodziła, ale on sam dochodząc do siebie ledwo to widział.
Przyciągnąwszy ją do siebie pocałował raz jeszcze nie trafiając z początku w jej usta i rozmazując na jej policzku swoją krew płynąca z poszarpanych warg.

Odeszli wolnym krokiem ku Jelling.
Śledziło ich martwe spojrzenie sarny.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 16-08-2016 o 13:40.
Leoncoeur jest offline  
Stary 13-08-2016, 18:06   #3
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin, Volund

Elin wróciła do siebie stojąc gdzieś pomiędzy chatami. Uciekła? Rozejrzała się niepewnie, zauważając przy okazji, że ma na sobie nową suknię. Sięgnęła do włosów i rozsupłała ciasno spleciony kok z cichym westchnięciem. Nie wiedziała co wydarzyło się po krzyku Volunda ale musiała to z nim wyjaśnić… Rozejrzała się ponownie i ruszyła w poszukiwaniu berserkera.
Nie było go jednak w niskich chatach, blisko wozów, nie pożywiał się na nikim obecnie. Gangrel zawsze przebywał w okolicy cywilizacji i jedynie sen jego miał miejsce w dziczy, nie wiadomo gdzie. Z jakichś przyczyn nie było nigdzie w okolicy, tego była pewna. Pytaniem brzmiało, dokąd… po co miałby udać się poza Jelling.
Nie widziała też nigdzie w okolicy Freyvinda i Gudrunn. Czyżby ją coś ominęło ważnego? Wioska już prawie cała we śnie pogrążona była i na zewnątrz nikogo pytać o to gdzie podziali się aftergangerzy. Okrążyła więc Jelling szukając jakiś świeżych śladów mogących ją naprowadzić ku Volundowi. Bystrooka volva bardzo szybko dostrzegła, może nie wyraźne ślady bosych stóp, ale to odcisk w śniegu, to przygiętą, więdnącą trawę co ją słońce musiało spod białego całunu zimy odsłonić, to gałęzie połamane. Pogrobiec nie był jak wilcza Gudrunn, pomimo jego siły nie było w jego ruchach gracji ani precyzji. Jak niedźwiedź zdawał się kroczyć przez życie, dosłownie i w przenośni.
Elin widziała też drobne rzeczy, które przeoczyłby kto inny. Połamane były gałęzie nie broniące drogi rozchybotanym krokom. Gdzieś był ślad, jak gdyby ktoś upadł. Jakkolwiek dziwne się to zdawało, wyglądało, jak gdyby Volund szedł w bólu, jak raniony tej nocy gdy z woli Odyna tylko ocaleli na polanie, a nie silny i niewzruszony jak podczas rozmowy którą pamiętała aż…
Lecz ślady wskazywały jednoznacznie.
Zdziwiona podążała za nimi ostrożnie nasłuchując przy okazji czy przypadkiem Gangrel nie znajdzie się zaraz przed nią. Mógł nie chcieć jej widzieć ale ona widząc tak niepokojące ślady, nie umiała po prostu odwrócić się i wrócić do wioski. Szła więc ponownie sama przez las najciszej jak potrafiła. Dotarła w pobliże niewielkiej niecki przez którą strumień przepływał, tak, że wespół ze śniegiem roztopionym czyniło się coś na miarę wylewiska jak najdrobniejsze z jezior.


Z daleka jeszcze między drzewami dostrzegła Pogrobca. Przypomnieć sobie mogła obsesję berserkera na punkcie czystości. Pierwszy raz jak zobaczyła go w Ribe, umarłe ciało wciąż jeszcze mokre było od kąpieli wziętej zapewne na chwilę przed przybyciem na thing. Tak i teraz stojący na brzegu berserker cały ściekał wodą, włosy i broda jego ściągnięte były i sperlone kroplami. Powoli, krok po kroku wychodził z wody, jednak wyraz twarzy nietęgi jakiś i ostrożne kroki - i zmysły stępione chyba bólem, jako że volvy nie widział, nie słyszał jeszcze - świadczyły, że w bólu jest jakimś.
Wyszła spomiędzy drzew starając się tym razem, by było ją dobrze słychać, żeby nie zaskoczyć berserkera.
- Volundzie? - Zapytała przyglądając mu się z troską i próbując odnaleźć jakieś nowe rany. - Wszystko w porządku?
Otworzył oczy jeszcze sekundę zbolałe nim oblicze skamieniało jak maska. Nie mogło jednak ukryć na bladym, dotychczas nieskazitelnym ciele, widocznym jakoś wyraźniej i odcinających się żył, pociemniałych… najdelikatniej. Lecz wciąż jak omen czegoś, jak początek. Choroby…?
Jeszcze na chwilę zamknął oczy i widziała po jego obliczu i bezruchu i wysiłku niewidzianym, że ciało jego walczy z źródłem bólu. Podówczas je otworzył i spojrzał na nią już całkiem przytomnie. Chwilę patrzył na volvę zwyczajnie już lunatycznym wzrokiem, nim jego umysł cofnął się o tę chwilę w czasie i pytanie jej ze stojącą przed nim kobietą zdołał jednak powiązać.
- Tak. - odparł w końcu lakonicznie, patrząc nieodgadnienie na wampirzycę.
Nie mogła spodziewać się innej odpowiedzi, to było takie typowe. Westchnęła bezgłośnie uznając, że nie ma sensu kontynuować tematu i skinęła lekko głową dając znać, iż przyjmuje odpowiedź.
- Chciałam wyjaśnić naszą ostatnią rozmowę… - Zaczęła ostrożnie, nie wiedząc w zasadzie czy cokolwiek więcej mówiła, czy nie.
- Proszę. - poprosił gestem by podeszła obok, samemu już raźniej wychodząc na brzeg, ewidentnie nie nosząc nawet śladów czegokolwiek co weń wstąpiło w Jelling.
Podeszła niepewnie do niego jakby ciągle zawstydzona nagością Gangrela.
- Przyjemna kąpiel? - Zapytała nagle.
- Gdybym jeszcze żył. - odpowiedział całkiem szczerze - Teraz służy ona jedynie szacunku i godności. Nie ma w tym przyjemności. - odpowiedział, pochylając odrobinę głowę, wcale nie zawstydzony wpatrując się w rozmówczynię tak samo intensywnie, jak zawsze.
Pokiwała delikatnie głową i w końcu odważyła się spojrzeć w oczy Volunda.
- Nie jestem na tyle naiwna, by wierzyć, że nam przebaczą… - Zaczęła. - Po prostu mam nadzieję, że uznają, iż dosyć już rozlewu krwi… To co zrobili w Ribe… - Pokręciła głową ze smutkiem. - I to tylko dlatego, że mieszkańcy pozwalali rządzić jednemu z nas… - Głos jej scichł. - Po prostu mam nadzieję, że uznają, iż warto powstrzymać dalszą walkę, by nie ucierpieli także ich ludzie…
- Mieszkańcy… - skinął głową - Pozwolili rządzić jednemu z nas, który poprowadził hird spośród nich, byśmy wszyscy dokonali czegośmy dokonali, gdy władca Ribe nie sprzeciwił się woli Freyvinda. Z jakichkolwiek przyczyn. Bez mieszkańców Ribe, ta rzeź nigdy nie miałaby miejsca. - berserker powiedział spokojnie, i w sposób tak nonszalancki, tak jak gdyby mówił o pobocznym temacie, tak… rzeczowo o życiach tylu zasadniczo niewinnych… dla niego współwinnych? Że ciężko było uwierzyć, w jego adorację dla dobroci volvy.
- Ale to oczywiście nie ma znaczenia. Nie wybaczą nam z innych przyczyn. A im… nie pozostało nic innego jak rozlew krwi.
Zdziwienie błysnęło w błękitnym oku na taką reakcję berserkera.
- Wiem czym dla nich jesteśmy… - Rzekła jednak. - Widziałam to…
- Ja nie widziałem… - na to przekrzywił głowę Volund, z zaciekawieniem - Czymżeśmy dla nich?
- Śmiercią… Niewiele różnimy się od tej bestii cośmy jej wczoraj pomogli.
- Jesteśmy śmiercią. - odparł z naciskiem Pogrobiec - ...i czymś jeszcze. Umarliśmy, a po przebudzeniu w nas żądza krwi, a krew życiem. W naszych sercach bestia. Nie jesteśmy ludźmi. - wyszeptał z naciskiem, równocześnie jakimś gestem mimochodem wskazując w stronę, z której mniej-więcej byłoby na wprost ku polanie - A oni są bestiami, i oni również nie ludźmi. Są ludzie i bestie. Lecz… oczywiście. - przerwał na chwilę, zerkając na odbicie swoje i Elin w wodnej toni - To, że nie czujemy już przyjemności innej jak krew, to, że żywych nam trzeba jako ofiar… - powiedział z pewną niechęcią, względem samego siebie chyba - Faktu nie zmienia, że czujemy, jak czuć mogliśmy za życia, i myślimy również. I dlatego krew dalej przelewana będzie.
- Obyś się mylił z tym rozlewem krwi… A tamto miejsce… - Spojrzała w stronę polany. - Być może będą w stanie oczyścić dzięki mocy Sol…Chciałabym móc im chociaż tyle powiedzieć. - Westchnęła cicho.
- Wątpię w to, teraz, gdy i Freyvind na oczy przejrzał i wie, że jedyna nadzieja nie nas nawet, a Danii, w śmierci ich wszystkich. - odparł Pogrobiec z jakąś złowrogą obojętnością, i chłodem - I nie zawahamy się im jej nieść. Tako zapewne i Agvindur, gdy do Ribe przybędzie, choć nie z rozsądku a bo… on sam również nie wybaczy.
Zagryzła wargi i w toń wody się wpatrzyła nie znajdując słów więcej.
- Dlaczegoś zdziwiona? Ty jedna powinnaś rozumieć… i czuć, że tak musiało mieć miejsce. Z drugiej strony… - zastanowił się.
- Widziałem brankę… w Ribe. Jej skóra jak kora drzew. Jak skały ziemne. Znasz jej imię?
Spuściła wzrok nie chcąc by Volund ujrzał poczucie winy dławiące ją od wnętrza ale na pytanie uniosła spojrzenie zdziwiona.
- Garima.
- Garima… - wypowiedział, na chwilę patrząc ponad głową volvy, jak gdyby próbował nowego języka, dotykał koniuszkiem palców, smakował słowo i zeń próbował zrozumieć więcej, co oczywiście poza zasięgiem jego było. Gdy oczy powróciły leniwie na volvę, były już karmazynowe.
- Myślisz, Elin, że mogło tak być, że w odległej wiosce Garimy, lub mieście, gdzie ludzie o skórach jak kora drzew i skały ziemne, ktoś mógł kiedyś ją zwać Słoneczkiem? - berserker zapytał miękko, przyjemnym tonem głosu i bezlitośnie w wymowie.
Twarz volvy zdawała się bledsza niż zazwyczaj. Gangrel mógł dostrzec w błękitnym oku, że wieszczka doskonale wie do czego on zmierza.
- Być może… - Odparła niepewnie.
Gangrel znów mówił z pasją, z gniewem, może to krew Freyvinda sprawiła, że w tej chwili tak się jawił, jakby złość jakaś dawała słowom jego siłę, choć nie była na volvę skierowana… cała.
Przynajmniej nie krzyczał.
- Jak wiele branek? Jak wiele łupów? Jak wielu pomordowanych? Jak wiele zbeszczeszczonych? Miejsc świętych i kobiet? Od Anglów po prawie sam Konstantynopol, Paryż złupion, a teraz dziw wszystkich bierze, że nienawistni wyznawcy Zachłannego przybywają pod nasze progi niosąc przemoc. Świat cały żyje w strachu, lecz co dla nas chwałą, dla nich krzywdą, a za pewien czas… oni przyjdą do nas, odpłacić. Gdy już skończym się wzajem mordować, jak z lupinami. - uspokoił się, na koniec, bacząc Elin bardzo uważnie wzrokiem.
- Za każde jedno Słoneczko, im, lub światu żywych, skradzione.
- Świata całego sama, jedna nie uratuję… Mogę próbować jedynie, to co w mym zasięgu jest… - Odrzekła cicho z powagą. - Choć widzisz jaki tego efekt, gdym spróbowała nawet tak malutki kawalątek ocalić. - Dodała z goryczą. - Nie zawrócę biegu Sol.
- Nie. Lecz przynajmniej próbowałaś. Potrzeba ci dostrzec jedynie, że jak bieg Sol poza twymi rękoma, tak tej wojny powstrzymanie. I o Frankach myśleć. - wyjaśnił - Morza należą do drakkarów, lecz oni nadejdą lądem. Mi podobni ich powstrzymywać spróbują. Lupini… - sam też w stronę polany wzrokiem na chwilę powiódł - ...ochroniliby ten niewielki Danii wycinek, który był ich. Albowiem nie są zdobywcami. Są obrońcami. I dlatego nie wybaczą. Nie mieli nic ponad to. Myśmy do nich przyszli nieproszeni. Czyn haniebny piątki w Ribe pomścić należało. Lecz w ich oczach, zapewne, z nimi rozmawiając. Nigdy by swych nie oddali za atak godny synów Lokiego. Przewagę jeno nad wyprawą naszą by mieli. Stało się jak musiało… - westchnął ciężko, siadając na skraju sadzawki, zmęczony, nie na ciele wcale.
Przysiadła obok niego zerkając z troską i obawą wymieszanymi w spojrzeniu, jakby nie wiedziała czy ma prawo się martwić o berserkera.
- Gdybym wcześniej wyczuła… - Zaczęła patrząc w toń sadzawki ale urwała potrząsając lekko głową. - Tak musiało najwyraźniej być. - Przytaknęła na końcu.
- Nie wystarczy im w wiking iść. Jeszcze Dania sama musi się rozedrzeć. - powiedział, dłonią mokre włosy z czoła bladego odgarniając - Jak od lat czyni… Żal ci ich? Ile hall śmiertelnych jarlów, bez Einherjar spłonęło? Ile waśni ile śmierci przyniosło? - mówił, mało zrozumiale, ciężko było stwierdzić, czy wciąż do volvy, czy tylko do siebie.
- Dania ciągle silną jest... - Odrzekła unikając odpowiedzi. - Choć jeśli w wewnętrznych waśnaich pogrążeni będziem, to szanse nasze mniejsze... Podobnie jeśli Agvindurowi coś się stanie… Nie ma drugiego takiego jarla, za którym tylu Einherjar wraz z ludźmi by stanęło zjednoczonych.
- Czy ciebie kto zwał Słoneczkiem, nim się volvą ziściłaś? - zapytał Volund, wciąż z twarzą zmęczenie w toń wpatrzoną, i jasna była jego aluzja.
Milczała dłuższą chwilę próbując wsłuchać się w swoje uczucia, gdyż gdzieś głęboko jakaś struna została poruszona tym pytaniem.
- Być może… - Odparła w końcu.
- Musieli… - westchnął teraz on, warg nie rozwierając - Teraz rozumiem, czemu takie miano… Ciepła, co znajome i za pewne się bierze… lecz tęsknota bezkresna i na śmierć wiodąca gdy je odjęto. - wyszeptał tylko, nieco spojrzenie znad oczu na przeciwległy brzeg podnosząc.
Uśmiechnęła się delikatnie.
- Dlategom chciałam ją chronić. - Odparła po prostu.
- Wszystkich chcesz chronić. - odparł - Spotykać cię za to będzie krzywda, za krzywdą, za krzywdą…- dokończył ze zrezygnowaniem.
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 13-08-2016 o 18:48.
Blaithinn jest offline  
Stary 13-08-2016, 22:12   #4
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wszyscy
Wracając z lasu Frey i Gudrunn zauważyli dwójkę aftergangerów siedzących na skraju sadzawki w ciężkim milczeniu. Skald przystanął i spojrzał to na Lodowooką, to na Pogrobca i Elin. Znać po nim było, że zamierza się do nich dołączyć, choć nie chce być tym, co przeszkodziłby w intymnym spotkaniu, choćby jedynie rozmowa było.
Widoczny dla nich skinął głową z niemym pytaniem na twarzy zali nie przeszkadza.
- Dołączysz ze mna ku nim? Czy do wsi wracasz? - spytał głosem wciąż wibrującym od przeżywanych przed kilkoma chwilami emocji związanego z wspólnym piciem krwi i… jej nie piciem.
- Można. Jeno do Ødgera chcę zajść niedługo. - odparła twarz ocierając i palce oblizując jeszcze z dzikim uśmiechem w skalda się wpatrując.
- Mus nam Rudowłosego obudzić, nie będziem go wszak nieść do Ribe - powiedział głośniej ku Elin i Volundowi się kierując.
- Aha… a jak chcesz to zrobić? - ruszyła za nim, po drodze krotochwilnie po policzku mu zasychającą krew rozsmarowując.
- Krew zwierzęca nie podziała na to co z nim się dzieje. Może stara krew einherjar, bliskiego Canarlowi potomka. Nie chcę jednak by wściekły był na to gdyby się dowiedział o wolę jego spytać jak nie ma. - Stanął obok volvy i berserkera spoglądając na nich ciekawie.
Siedzieli z Volundem chwilę już dłuższą w milczeniu, więc kroki i rozmowa Gudrunn i Freyvinda była dla nich doskonale słyszalna. Elin uniosła wzrok na podchodzących i rzekła cicho.
- I jego chcesz spętać więziami?
Wilczyca spojrzała to na volvę to na skalda oczyskami błysnęła.
- W Jelling może pozostać, skoro ciężarem ma być. A i w Ribe nie wiadomo co czeka. Tutaj spokój choć ma i opiekę.
- Nie chcę Elin, potrzebny być może. Są tacy co szybko się rpzebudzą, są tacy co latami w niebycie trwac będa. Niech i tak będzie, tu zostanie ale niech Frigg da aby temat ten nie wrócił. Druchem Agvindura jest. Może on…, on tez wnukiem Canarla. Nam radzić jeno co my dalej czynić winniśmy.
- Raz jeszcze można by na polanę się udać, bym rzeczy ich przywódcy wzięła. Mogłabym dzięki nim spróbować określić gdzie się znajduje. - Zaproponowała wieszczka.
Gudrunn ukucnęła przy Volundzie i prychnęła cicho.
- A mając rzeczy Svena mogłabyś spróbować określic gdzie jest on, czy tak?
- Tak… - Odparła. - ale… widziałam jak go zabierali… - Westchnęła cicho. - Mogę spróbować.
- Rzeczy jego powinny byc przy koniu. A cóże myślicie, niezależnie od wizji? Szukać nam do skutku? Ruszać do Agvindura?
- Jeśli dzisiaj nie znajdziemy żadnych śladów ich powrotu, to raczej nie ma sensu dalej biegać po lesie. Martwię się jeno, czy i Jelling nie jest zagrożone jak Ribe. Ale to już by atakowali przecie…
- W Ribe uderzyli znienacka, stracili jednego celu nie osiagając. Tu stawali przeciw nam twarzą w twarz, wyrżnelismy wiekszośc ich stada, a jak rzekłas miast tego na niebronione Ribe ruszyli. Może zmienili taktykę. My ruszym, tu zgliszcza ostawią, Odgera rozszarpią, Gudrunn zabiją.
Dwójka Gangreli co siedziała blisko siebie jakoś w rozmowie udziału nie brała. Lodowooka wpatrywała się z jakąś intensywnością w Volunda, puszczając mimo uwagi na temat jej losu wieszczonego przez skalda.
Zaś sam berseker zerkając to w dal to na wampirzycę co przy nim przysiadła, usłyszał lekkie pluśnięcie w przybrzeżnej wodzie. Coś stoczyło się z niego i wpadło do sadzawki, zostawiając na powierzchni wody rozchodzące się leniwie koła.
- Co na litość… ??? - charknęła lekko Wilczyca ze zdumieniem patrząc na Pogrobca.
Spojrzenie skalda skierowało się ku wodzie, lecz nic nie ujrzał poza zmąconą powierzchnią. Gdyby nie głos Lodowookiej pewnie nic by nie zauwazył pogrążony w rozmowie z volva.
Skierował pełen pytań wzrok na Gudrunn i Volunda.
Elin również na wodę pojrzała zadziwiona, by potem wzrok pytający ku berserkerowi skierować.
Płat policzka Pogrobca jakby się złuszczył i oderwał z twarzy. Zostawił wąską dziurę ziejącą ścięgnami mięśni i czerwienią.
Gangrelka zapatrzona bez ruchu spoglądała na pięknolicego nagle oszpeconego.
Palec we krwi umaziany podniosła by wskazać zjawisko, na co Freyvind dopiero wtedy ujrzał co z berserkerem się stało. Cofnął się odruchowo.
- Vo… Volundzie?!
Volva również zastygła jakby w kamień przemieniona wpatrując się błękitnym okiem w Volunda.
Pogrobiec jakby nagle się zorientował, że coś upadło przed nim, i że wszyscy zwrócili nań uwagę. Rozejrzał się po nich chwilę, po czym pochylił się nad płatem ciała i
skóry, podnosząc go między palcem wskazującym i kciukiem lewej dłoni jak jakieś znalezisko, w groteskowej konsternacji. Zerknął nad siebie, jakby stwierdziwszy, że spadło znad niego, po czym spojrzenie już bardziej przytomne i niepewne powiodło po oczach zebranych, gdy palce drugiej dłoni uniósł do twarzy i po niej nimi był powiódł, w niedowierzaniu.
Frey wciąż patrzył zszokowany na Volunda.
Gudrunn podeszła krok i drugi do Volunda, wyciągając rękę w stronę policzka lecz Elin ją ubiegła.
Patrząc niczym zahipnotyzowana dłoń uniosła i najdelikatniej jak umiała musnęła policzek Pogrobca przy ranie.
- Krwi Tobie trzeba… - Szepnęła ciągle wzroku nie spuszczając i jakby gestu Gangrelki nie widząc. - Gudrunn… Czy znajdzie się ktoś w wiosce, kto zgodziłby się swą krew oddać?
- Po co w wiosce… - zdziwiła się Lodowooka- polować może, las pełen zwierza… - przyglądała się wciąż z chorą fascynacją Pogrobcowi.
Pogrobiec zaś, jak wcześniej skonsternowanym i pełnym niedowierzania i przerażenia wzrokiem wodził, tak jak volva doń przemówiła i dotknęła policzka jak by całkiem władna Einherjar się stała i wzrok z jedynym jej okiem złączył.
Najdelikatniej a pół świadomie, prawie był policzek ku muśnięciu nachylił, powieki prawie przymknąwszy…
...była to sekunda, gdy czas cały z nieco rozwartymi wargami w konternacji i niezrozumieniu, słabości - nie na ciele, a na duszy - jeszcze u berserkera widać nie było.
Być może by znikła, gdyby nie w jakiś sposób wolę odbierające słowa. Siedział nieruchomo z ociekającym wodą i krwią fragmentem własnej twarzy między palcami dłoni opartej nadgarstkeim o kolano.
Wierzchnią stroną palców aftergangerka łagodnie gładziła zdrowy fragment skóry twarzy Pogrobca.
- Ludzka krew najsilniejsza, jeśli coś może mu pomóc to jeno ona… - Mruknęła Elin wkładając w swe błękitne spojrzenie i dotyk cały spokój i troskę jakie miała, chcąc otuchy dodać Volundowi..
Wampir zaś nie chciał lub nie mógł oprzeć się temu dotykowi i ze słabością widoczną w pięknym obliczu przymknął powieki, rozchylając je po chwili tylko nieco a w oczach gdzieś głęboko widać było drzemiącą, poruszoną we śnie głodem Bestię. Lecz był spokojny.
Spokoju natomiast nie mogło przydawać pozostałym, że w tej bezwoli jego z nagiego ciała odpadł jeszcze drobny fragment skóry i umarłego ciałą, z ramienia. Gdzie indziej otwarła się niewielka rana. Gdzieś jeszcze skóra zaczęła się odrażająco, drobnym płatkiem, ześlizgiwać, jak gdyby nie przyszyta do piersi berserkera.
Nie było to gwałtowne, nie było to raptowne, były to fragmenty… lecz jakikolwiek los spotkał Volunda, policzek był zaledwie zaczątkiem, i niewiadomym było kiedy - lub czy - nastąpi koniec.
Frey wciąż stał i patrzył nie wiedząc co się dzieje.
- Hmmm może ktoś się znajdzie jeno… Nie licz na wielu chętnych. Pierwszy głód moze a potem w las trzeba… - podniosła się i nie oglądając na nikogo ku Jelling ruszyła.
- Możesz wstać? - Zapytała łagodnie volva?
Volund chwilę z oczyma półprzymkniętymi siedział nieruchomo, myśląc jak gdyby w opończy spokoju i skupienia, jaką najdelikatniejszy dotyk Widzącej go nakrywał. Patrzył gdzieś w pustkę, ospale lecz świadomie.
Myślał.
- Tak… -odszepnął, jak gdyby zdobywszy się by przyjemność dotyku, jakiego nie zaznał od dekad zamienić na próbę zachowania swej godności. Delikatnie dłoń volvy ujął we własne, by od oblicza odwieść, po czym wstał, nie patrząc ani na Elin, ani na Freya.
Rozglądał się po zalegających dookoła drobnych fragmencikach własnego ciała.
Wampirzyca się bała, nie miała pojęcia co dzieje się z Pogrobcem i to ją przerażało i napawało głębokim smutkiem.
- Chodźmy… - Przemówiła cicho bojąc się, że głos zdradzi targający nią niepokój. - Musisz się pożywić.
- Tak… - odparł pewniej berserker, z grobowym wzrokiem - Dotkliwsze rany moc żywych ze mnie odjęła… nie jest to nic, czemu i teraz nie sprosta… - mówił, bardziej do siebie niż pary afterganger, jak gdyby budując własną pewność siebie, podnosząc jej kawałki. W tym czasie zdawało się, że jakakolwiek…. przypadłość spotkała Pogrobca, ustała… na tę chwilę.
Zdawać by się mogło, że skald rzec coś chciał, ale otworzył jeno usta i zamknął je zaraz głosu z siebie nie wydobywając. Za Elin i Volundem w ciszy kroczył.
Volva równie milcząca szła w berserkera dyskretnie wpatrzona jakby czegoś w jego postaci szukając.




Gudrunn w połowie drogi ich spotkała wiodąc ze sobą gbura, któren wcześniej Elin racje ludzi wyłuszczał. Mężczyzna nadal spojrzeniem pochmurnym toczył, z jakimś zimnym zacięciem spoglądając na trójkę osłupiałych aftergangerów.
- Nie pij za wiele. - rzekła do Volunda - głód najgorszy zaspokój. Potem pójdziemy zapolować.
- Dziękuję. - powiedział Volund nie patrząc na nikogo, łapczywie mieszkańca Jelling w ramiona chwytając, jak spragniony pocałunku kochankę.
...wbrew sobie walczył jednak pięknolicy, którego śmierć została obnażona. Nie chciał swemu darczyńcy krzywdy uczynić.
Nie znaczyło to nic wobec szału krążącego wciąż w jego żyłach.
Mężczyzna jęknął z rozkoszy jak pieszczona kochanka. Ten, który nie żył, trzymał silnie już nie swojego dawcę, lecz ofiarę. Pełne siły, nagie ramiona zaciskały się w niedźwiedzim uścisku wokół torsu nieszczęśnika jak wokół kukły. W kilka sekund jasnym było, wpierw dla Elin, później i dla pozostałych, że Volund nie przestanie pić.
Za. Nic. W. Świecie.
Jedna z dłoni Freyvinda schwyciła go za włosy odrywając od człowieka, gdy druga ręka skalda odepchnęła mieszkańca Jelling od Pogrobca. . Głowa Pogrobca wobec takiej siły wygięta została w tył i szkarłatne oczy skierowane zostały prosto w nocne niebo. Rozwarte w nieznanym śmiertelnikom głodzie usta bezgłośnie zawyły w noc. Ich karmin przeobrażał się w umazane krwią lico i strużki spływające po bokach głowy. Kły w pełni wysunięte, zabłysły w nocy. Wspólnym wysiłkiem Gudrunn wespół z Freyvindem wydarli z rąk Pogrobca mężczyznę. Berserker puścić nie chciał, jak dziecko ulubionej zabawki, i trudem było ich rozdzielić, żadnemu krzywdy nie robiąc.
Udało się...na szczęście. Gangrelka uchwyciła zataczającego się męża w ramiona, by przed upadkiem go ochronić. Z gniewem na Volunda spojrzała. Gangrel za włosy trzymany rozglądał się jeszcze chwilę w szale głodu, nie mogąc dostrzec sprawcy przerwy jego słodkiego uniesienia… nasycenia dla sięgającej duszy udręki.
Do obojga volva przypadła obejmując ramię Pogrobca i mówiąc uspokajającym głosem.
- Już.... Już dobrze. Jesteś z nami…
Ciężko poruszała się klatka piersiowa umarłego, lecz z oczu odpłynęły i szkarłat i bestia. Znów na volvę patrzył. Uspokajał się na jej oczach. Nie w oczy volvy patrzył, a znów w pustkę.
Zwrócił swój wzrok raptownie ku Gudrunn.
- Piłaśli krew lupinów? - spytał nagle i niespodziewanie.
Zapytana mężczyznę oklapłego w ramionach piastowała. Usta zacięte miała, gdy wzrok podnosiła na Volunda:
- Nie… nie piłam, to plugastwo… - dorzuciła z obrzydzeniem.
Przez chwilę Pogrobiec szukał wzrokiem Freyvinda.
- Lecz ty piłeś. - zauważył, głowę bokiem obróciwszy i jednym okiem patrząc na skalda. - I ja takoż. Od tamtej pory… Bestia w nas karmiona szałem, jaki w nich wywołać chciałeś. Widziałem.
- Bestia w nas zawsze. Może ich krew ją mocniej pobudza. - Mina Freyvinda była jak z kamienia, choć myśli szalały. Jego stan mógł nie być winą daru Eyjolfa, Volund mógł mieć rację. - Więcej ważne, co z Tobą się dzieje. Nie o bestii tu mówię. - Spojrzał na jego policzek.
Elin widząc, że Gangrel doszedł do siebie puściła go i odsunęła się.
- I ja piłam ich krew… - Powiedziała z namysłem po czym spojrzała na swych braci krwi. Może krew lupinów była dla nich niczym trucizna, u każdego inaczej działająca? Freyvind nieswój był odkąd wrócili z polany, nad gniewem swym ledwo panował i lęk go dziwny ogarniał, Volunda dziwna choroba dopadła, a ona krew ledwo do ust brała… - Może krew lupinów zatruta dla nas?
- Więcej jej niż Volund piłem i ciało mi nie odpada. Mówił, żebyśmy krwi przebudzonego trupa wilkołaka nie pili bo to śmierć. Czarną posoką był spryskany, twarz też… - Freyvind odwrócił się do Pogrobca. - Ważne czy to zawsze już będzie Cię toczyć, czy póki plugawa posokę masz w sobie.
- Elin nie o stanie mym, lecz Bestii naszej rzekła… - wyjaśnił cierpliwie Volund, nie patrząc na nich - Krew lupinów… To musi być krew. To zawsze jest krew… - uniósł przed sobą płasko dłonie. Dłonie szpetne teraz od nielicznych spękanych a otwartych ranek, poprzetykane czarnymi żyłkami z brakującymi gdzieniegdzie kawałkami ciała i urwanym koniuszkiem palca. Dłonie co pogląd na stan jego całego dawać miały.
- To musi być krew… - powiedział ciszej, sam do siebie, dając im na krótką chwilę wgląd w jego myśli, wypełniające godziny milczenia - Krew wynaturzenia… Ciało jego samo zeń się rwało nienawistnie, pamiętam… lub demona. Nie… - wciąż mówił sam do siebie, podnosząc wzrok znad dłoni na Elin i Freyvinda - Demon pyszniłby się losem, jakim mnie obdarzył. To posoka plugawa, gdy się kłami zanurzyłem. Piłem, jak gdyby miodu najpyszniejszego, jak gdyby niemowle mleko matki. Z rogu dostatek się mi przelewał, i prawie do cna, do końcam wypił. - wspomniał Pogrobiec.
Półprzytomnie wargi lekko rozsunął, jak gdyby na wspomnienie chcąc się oblizać. Ostatecznie tego nie uczynił.
- Więcej krwi zdrowej mi będzie potrzeba… - przyznał Freyowi - ...lecz to gdy do Ribe wrócim. Pilniejsze teraz nam rzeczy.
- Piłeś z niego?... - Przerażenia w głosie nie udało się wieszczce skryć. Elin intensywnie myślała, patrząc znów jak zahipnotyzowana na Volunda, w jaki sposób może mu pomóc.
- Jak gdyby był to pierwszy mój raz - odparł jej, przenosząc wzrok na umarłą - Krew jednak sparzyła me żyły. Byłbym ją sztyletem spuścił, lecz nie było jej we mnie gdyście mię zbudzili.
- Wilkołaczej trzeba Ci krwi - rzekł skald zamyśliwszy się lekko.
- Rytuał oczyszczający… - Rzekła niepewnie volva, ciągle mają w pamięci wczorajszą noc. - Tylko muszę pomyśleć co zastosować…
- Krew wilków mu potrzebna.
Gudrunn mężczyznę poddźwignęła na nogi i rzekła:
- Wszyscyście szaleńcy. - niemalże splunąć pod nogi im chciała, minę wykrzywioną mając.
- Nie tak jak Ty. Krew wilkołaków mu potrzebna - po raz trzeci powtórzył. - Piłem. Wiem jak smakuje ich posoka. Przy niej krew ludzi to jak szczyny. Przy niej krew zwierząt to...
- Szczyny? - Gudrunn wpadła mu w słowo - Szczyny powiadasz? Smakosz się wielki znalazł...
- Zamknij się!
Warkot nieludzki z gardła wampirzycy się dobył. Byłaby niechybnie znowu do gardła skaldowi się rzuciła, gdyby nie ciężar, jaki w ramionach piastowała.
- Zbliż się do Jelling a rozszarpię… - rzuciła - … biegajcie po lasach sami…. - splunęła i odwróciła się by ruszyć do wioski.
- Tak, idź dziewczyno chowac sie między zapadłe chaty. Nie rozumiesz, to warczysz. Taką to Jelling ma obrończynie. - Zadrwił Frey. - Krew ich silna, silniejsza niż ludzi. Splugawionego Volund się napił, nie zmoże jej w jego ciele zwykła ludzka krew.

Gudrunn nie słuchała.
Zabrała osłabionego męża i odeszła ku Jelling.
Volund odprowadzał ją wzrokiem. Przeszedł dwa kroki obok Freya spojrzeniem wskazując tylko, że doskonale wie, o czym ten mówi. Poszedł jeszcze kilka kroków, patrząc na oddalającą się wampirzycę.
- Dziękuję! - podniósł doniośny głos, bez krzyku, wiedząc, że drzewa zaniosą jego słowo do bystrej gangrelki.
Potem odwrócił się od niej natychmiast, jak gdyby wiedząc, że już więcej słów nie zamienią. Spojrzał bez słowa po obydwojgu afterganger, z którymi związany był więzami krwi,.
- Pomówić z nią spróbuję… - Westchnęła Elin. - A Ty bardziej języka powinieneś pilnować. - Mruknęła do skalda i ruszyła za Gangrelką.
- Radzić nam trzeba co robic dalej, nie urazoną dumę pieścić - Frey powiedział do odchodzącej volvy.
- Elin, poczekaj proszę. - rzucił przez ramię do wampirzycy, po czym zwracał się już do obydwojga, cofnąwszy o krok i obróciwszy tak, by z obydwojgiem mówić.
Przystanęła i spojrzała pytająco na swych braci krwi.
Volund skinął jej głową w podziękowaniu i zwrócił się wpierw do Freya, choć do obydwojga zarazem.
- Rację masz, że krew wilkołaków większą niesie moc. Lecz jeśli ja rację co do szału w niej zaklętego mam… trzeba nam jej unikać gdy to możliwe, albo we śmierci sami zgubę nam poniosą, gdy sami się skorzy będziem pozabijać. Musim na Bestię szczególnie uważać. Lecz najważniejsze pomówić, co dalej. Gudrunn w Jelling obrazy nie zdzierży i szczerze rzekła. Pytanie brzmi, czy nam do Ribe śladem Agvindura, co powiedzieć Bjarkiemu, co z Chlo? Co z wozami bez wołów, co z drogą?
- Bez koni zamierzacie ruszać? I jak na skalda dość słabo panuje teraz nasz brat nad swymi słowami.
- Gudrunn w Jelling nawet śmiertelników poważania nie ma - wycedził przerywając Elin, a znać można było, że furia zaczynała znów w nim się budzić. - Taka to jej domena, że nawet jej ludzie chcą bym tu jako karl został. I nie wie o czym rzecze. - Zapalał się własnymi słowy. Wskazał na Volunda. - Krwią splugawionego wilkołaka naznaczony. Potrzeba mu silniejszej krwi niż ludzka...
- Mogłeś łagodniejszymi słowy to ująć, ona myśli teraz, iż ludźmi pogardzasz. Stąd jej złość. - Odpowiedziała mu spokojnie volva.
- Bo skończyć rzec mi nie dała. Piłaś, wiesz jak smakuje ich posoka. Krew ludzka przy tym jakby kto z kałuży wode pił! Silna jest, zmożyc może to co w Volundzie ostało. Chyba, że einherjar krwi chce spróbować. Ale to do więzów prowadzi.
- Poważę to, gdy stan mój faktycznie we znaki się da. Jestem w pełni sobą władny. - skinął głową z szacunkiem Freyvindowi - I tak w tej chwili wilkołaka raczej nie ustaniemy. Lecz w ciągu godzin kilku, świt. Pytaniem brzmi… co dalej.
- Z całą pewnością niewiele poczniemy mając w Gudrunn wroga. Ostrzegałam, że musimy wszyscy współpracować… - Spojrzała poważnie na Freya.
- Tyleż piekna co głupia, tyleż mysli ma o Jelling, że inne się w jej łbie nie mieszczą - znów widac było w jego oczach przebłysk czegoś co wręcz wydawało pomruk. - Ja nie mam zamiaru jak idiota w jej humory wchodzić. A co dalej? Nie wiem!!
- Przybyliśmy tu po Sigrun i pomstę. Nasze sprawy w tych stronach zakończone. - rzekł pewnie Volund, choć twarz przedramieniem przetarł. - Musim wiedzieć, co z Ribe, co z Agvindurem i Sighvartem, co dalej z Aros i Hedeby. Pytaniem nie jest teraz co, a jak. Z skrzynią przed thingiem podróżowałeś, Freyvindzie? Takoż i teraz nam. Bjarkiego powiadomić.
- Wołów nie mamy na zaprząg.
- Konie mamy, możemy ruszyć i po drodze gdzieś schronienie zdążyć znaleźć ale pierw - głos Elin stanowczy był. - trzeba sprawy z Gudrunn załatwić.
Gdy znów o Gudrunn zaczęła mówić, Frey znów wpadł w tony gniewu, choć na twarzy jego odczytać można było nutki żalu i zawodu, być może to jego szał napędzało.
- Tak, wiele da z nią rozmowa. A nam podróż do Ribe, z ciężko ranną i jedynym za dnia obrońca co jedynie siłą woli na nogach stoi. Gdy resztka stada z polany może na nas polować.
- Podróżowałam nie raz sama zupełnie, przemierzając duże odległości jeno na nogach własnych. - Cierpliwość w głosie Elin zdawała się być niewyczerpana. - Zdołamy to zrobić. A jeśli ruszać nie chcesz, tym bardziej z nią pomówić trzeba, by schronienia jeszcze na jeden dzień udzieliła.
Volund ciężko podszedł ku Freyvowi, w oczy mu patrząc. Dłoń na ramieniu brata krwi położył.
- Musimy ruszyć. - powiedział po prostu - Choć może być to podróż ostatnia, choć łatwi lupinom będziemy, nie lękniemy się, jak i w Caernie się nie lękaliśmy. Choć śmierć równie pewnie w oczy nam zaglądała... Zbyt ważne jest dowiedzieć się, co w Ribe zaszło. Zbyt ważne później Aros i Hedeby. I by wiedzieć, czy lupini słowa dotrzymują, czy po kraju polować na Einherjar będą. Musimy wiedzieć. - przerwał na chwilę, obniżając wzrok na przebijającą się spod śniegu ściółkę, nim kontynuował - Konie mamy… wóz choćby i sami ciągnąć możemy, z Bjarkim odpoczywającym w skrzyni za dnia całego i Chlo na wozie czas cały. A ja demona tknąc próbować nawet nie będę, czy czegokolwiek jej bez twej zgody nie uczynię w podróży, jedynie opiekę i pomoc dać spróbuję. Lecz choćbyś i dla dobra ją tu z Bjarkim zostawić chciał… wiesz, że musimy ruszyć. - zakończył Pogrobiec z bezkresnym zmęczeniem w głosie, ale klarownym celem w oczach.
- Jesteście szaleni, oboje. Albo troje. Albo ja. - Frey ruszył w kierunku Jelling.
- Rozmawiaj z Bogami i spróbuj pozostać w pełni zdrów na umyśle… - Mruknęła cicho volva podążając za nim.
Pogrobiec nie ruszył pierwotnie za nimi.
Ważył słowa Gudrunn.
- Zabijasz ją… - wyszeptał tylko, niesłyszalnie.
Część duszy jego skostniała, krzycząc przestrogą i przestrachem, nie o los Freya, którego w boju widział, lecz o Gudrunn, której słowo wespół z uporem skalda śmierć przywieść mogły.
Inna część nie mogła tego przegapić, więc w końcu nogi powiodły pięknolicego, śmiercią oszpeconego za nimi również...

Volva wyprzedzić skalda chciała.
- Może ja pierw z nią pomówię? - Zapytała.
- Jak chcesz. - Twarz Frey wciąż miał zacięta gniewem i nutą żalu. - Może to i lepiej… Pójdę do sług mych. - Odwrócił sie odruchowo ku Volundowi jakby o czyms pomyslał, lecz nic nie rzekł. Pogrobiec podeszłszy przystanął przy Freyvindzie, lecz wobec milczenia skalda, słowem się nie odezwał, z zaciekawieniem przyglądając się to jemu, to Elin.
- Tak lepiej będzie. - Skinęła lekko głową i ruszyła ku halli, mając nadzieję, że tam Gangrelkę odnajdzie.

Gudrunn jednak w Jelling nie było a zapytany o panią Egil odparł, że w las ruszyła.
Wieszczka podziękowała i ku chatce z Franką i Grimmem podążyła.

W tym czasie Frey ku chacie Bjarkiego i Chlo się skierował. Spojrzał na Volunda przelotnie, choć nic nie rzekł. Widać jednak było, że coś w nim siedzi, powiedzieć? Spytać o coś chciał, lecz walczył z tym w ciszy pozostając.
Pogrobiec choć zmaganie to widział, nie naciskał, szanując decyzje samego skalda. Jedynie przy chacie przystanął i zapytał sam:
- Zgaduję, że chcesz chwilę mieć z nimi sam, lub że wciąż nie życzysz sobie mię w jej pobliżu? Rzeknij a do chaty zajdę. - i stanął przed chatą kroków dobrych kilka, w bezruchu prawie tak całkowitym jak statua.
- Nie. Mysle, o tym o czym mówiłeś. Że mógłbyś spróbować… by ją opuscił.
- Domyślasz się, że nigdy tego nie robiłem. Sam lękałbym się czynić, nim jej sił nie przybędzie. Ponoć od tego i umierają nieraz. Ona silna twą krwią… dałbym jej czasu, i Elin prosił, by jak najwięcej postrzegła nim cokolwiek uczynię. Lecz wierzę, że z czasem potrzebnym to będzie, im szybciej, tym dla Chlo lepiej.
Na to volva do nich dołączyła.
- Gudrunn w las poszła, pewnie by myśli uspokoić. - Rzekła podchodząc do nich.
- Przyda jej się - mruknął skald tocząc wokół złym i gniewnym wzrokiem. - Najlepiej szybko, najlepiej gdy silna będzie. Tak bardzo to się teraz nie zgadza… - dodał odpowiadając na to co rzekł Volund.
- Im prędzej demona z niej wygnać, jeśli w ogóle możem… tym mniej nią się pokarmi. Lecz jeśli to uczynimy teraz, jej ciało nadwyrężone, skrzywdzone może zostać. Zbyt późno… - zerknął ku chacie - ...nie Chlo, lecz demon u władzy się ostatnie. Zbyt wcześnie, umrzeć może. Najlepszy moment, to taki, jak był gdy w pełni sił ona była. - spokojnie rozwinął Pogrobiec.
- Naprawdę sami bez ochrony z dniem w drodzę do Ribe iść chcecie? - skald rzekł otwierając drzwi do chaty.
- Ale co w tym dziwnego? - Elin najwyraźniej nie rozumiała obaw Freya co do podróży.
- Polowac na nas mogą.
- Chcemy. - potaknął Pogrobiec - We mnie też krwi nie ma, by w ziemi się skryć, mimo to trzeba nam ruszyć. Tak wierzę. Zrobim co w naszej mocy by się zabezpieczyć, ale i tak bogowie zadecydują czy dotrzemy. - coś w Volundzie wskazywało, że myślał o napotkanych posłańcach Odyna, co ich na polanie napotkali.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez -2- : 13-08-2016 o 22:14.
-2- jest offline  
Stary 16-08-2016, 13:56   #5
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Elin, Freyvind, Volund

Jens zerwał się widząc wchodzących, do tej pory koło Franki najwyraźniej… leżał.
Dziewczyna zaś oczy gorączką rozpalone, z zaczerwienionymi policzkami wsłuchana była w coś co jej opowiadał. Na odgłos wchodzących, twarzyczkę słodką odwróciła i Freya widząc niemalże ze skór się zerwać chciała:
- Panie! - Łzy z oczu jej płynąć zaczęły.
- Lepiej Ci? - skald spytał bez emocji obnażając przedramię.
- Tak, ale co się stało nie pamiętam… Kazałeś mówić jak nie będę pamiętać…- Wpatrywała się z napięciem w oblicze sklada. Jens zaś powoli odsuwał się od branki.
- Pij. - Przeciął seaxem przedramię i podstawił otwarta ranę pod usta Chlo na co pić poczęła z jękiem rozkoszy tuż po pierwszym łyku.
Zwyczajnie ramię skalda tuliła w delikatnych dłoniach niemalże jak relikwię. Nie tym razem jednak. Tym razem nawet ramion nie uniosła.
- Niechaj krew od Canarla Cie uleczy, Pij, ile możesz.
Niewiele wypiła i z sapnięciem sytości opadła z powrotem na skóry.
- Dziękuję - szepnęła oczy zamykając, widząc i czując dystans swego pana. Niepewność i słabość na buzi widoczne były, gdy usta zacisnęła.
Zapadła cisza, której branka nie przerywała.
- Krew mą wykorzystaj by uleczyć się i weź więcej - warknął nie znoszącym sprzeciwu tonem.
- Ale więcej nie dam rady… - szepnęła pobladłymi usty, lecz posłusznie znowu się uniosła by pić. Przytknęła usta ponownie do otwartej rany by chłeptać niewielkimi łyczkami krew skalda.
Volva wzrok odwróciła, by nie patrzeć na pożywanie się dziewczyny i ukryć obrzydzenie na myśl o krwi. Wzrok jej mimowolnie podążył na Volunda, gdzie tam się zatrzymał na dłuższą chwilę. W końcu Freyvind odjął przedramię od ust służki widząc że nie ma to sensu. Rany jej zdawały się być zbyt poważne aby krwią einherjar je szybko uleczyć, tak jak jego rany zadane pazurami bestii opierały się płynowi życia. Wściekły patrzył wokół siebie. Ni demona przepędzać w jej stanie, ni zostawić na łasce Gudrunn jaka szczególnie po scysji wyrzucić na skraj lasu Chlo mogła, lub ubić.
Na wszelki wypadek.

Franka na pana swojego struchlałym spojrzeniem rzuciła.
- Gniewnyś na mnie? - opatulona ze wszelkich stron skórami wyglądała na drobną i nieporadną. A może jeno tak chciała wyglądać?
- Na to co w Tobie siedz… - urwał i spojrzał raz jeszcze na jej minę. Głosy szepczące w jego głowie nasiliły się, szukały pułapki. - To Ty… nie Chlo, tak? - zgrzytnął.
- Co we mnie siedzi? - Oczy rozwarła szeroko ze strachem rosnącym - To ja, panie, Chlo… - wyszeptała. - Ja nie pamiętam… - pokręciła jasnągłówką.
- Czemuś się jej uczepił?! Lub mnie! - Ciężko było stwierdzić, czy Frey uważa, iż demon teraz w niej siedzi i gra on jeno Chlothild, czy wierząc że to jego służka w przytomności pozostaje słowa swe rzucał w nicość.
- Panie...przerażasz mnie… - załkała krótko, zachłystując się. Na wymoszczonym miejscu się uniosła jakby odsunąć się chciała. - … mówisz jak one… to ja, Chlothild. Gdzie Bjarki? Jens? - Rozglądała się w rosnącej panice.
- Jens tu jest. - Freyvind jakby się nieco rozluźnił. Spojrzał na Elin i Volunda. - To służki Chrysta już w kraju Franków wypędzić co z Ciebie chciały?
- Przecież wiesz o tym, panie!
- Rozpacz w głosie dziewczyny słyszalna doskonale była. - Wyplenić zło i na drogę jedynie prawdziwą posłuszeń… szeństwa chciały… - Na legowisku zaczęła się kulić i oczami strzelać przerażona, szukając drogi ucieczki.
Dziwne zachowanie dziewczyny i jej wzrok sugerujący, że chciałaby umknąć znów obudził podejrzliwość. Skald stanął tak, by ujść szansy nie miała.
- Wiem?! Zawszem myślał, że siłą i biciem wiarę w Ukrzyżowanego wplenić chciały. Nie to, że demona czy innego złego ducha wypędzały. - Patrzył na blondynkę nie wiedząc sam z kim rozmawia.
- Bo tak było! - krzyknęła stając na legowisku, zataczając się lekko. Po twarzy łzy ciurkiem jej ciekły - Nie… nie chciałam … to mnie złem, demonem nazywały… na siłę...nawra...cając!!! - Pasja jej pana i jej się udzielała. - Pokazując wszestkim co patrzeć chcieli jak się niewiernych nawraca!!!! A teraz i Ty tak myślisz? Żem zło? - Skuliła się w sobie, wyglądając jak zwierzątko w potrzask złapane.
Jens się wtrącił:
- Chlothild, spokojnie, nic ci nie grozi.. - wyglądał na lekko ogłuszonego.
- Ty? Nie. - Patrząc na jej zachowanie uwierzył, że to ona. Głos jego zmiękł. - Nad Engelsholm nic nie pamiętałaś, zły duch wziął Cię w posiadanie. Wczorajszej nocy nie pamiętasz, ciało Twe przejął i prawie Volunda do śmierci doprowadził, splugawioną bestię przebudził. W Tobie siedzi, widno kapłanki Zachłannego wypędzić to chciały nie jeno biciem nawracać.
Dziewczyna zamarła w bezruchu zaskoczona zupełnie, jakby słowa skalda do niej ledwo docierały. Wciąż wpatrzona we Freya cicho jęknęła, główką skinęła i…
… szybkim skokiem, co jeno skalda oko śledzić mogło za Jensem się znalazła.
- On jeden wierzy, żem niewinna - krzyknęła zza chłopca - złego we mnie nie ma! - Głos się jej łamał, Jens stał tak by dziewczynę odgradzać chociaż pewności na jego twarzy brakło. Raczej osłupienie i zaskoczenie brało górę.
- Połóż się, sił nabrać musisz. - Skald nie uczynił na razie zżadnego ruchu.
- Nie…- słowo wydukane z wysiłkiem - … chcesz jako i one… zwabić, oszukać, nie miłujesz mnie…
Jens spoglądał na zebranych zaskoczony jakby wskazówek czekał. Ręce rozłożył nieco po bokach, by dziewce dać więcej poczucia bezpieczeństwa.
- Gdybym nie miłował, to tak jak one bym czynił, lub nawet na to się nie silił. - Widać było, że Frey zaczyna tracić nad sobą kontrolę. - Kładź się, wydobrzeć musisz zanim pomyślim jak to z Ciebie przegonić!
Zza pleców szloch krótki dobiegł po ciszy nieco przedłużającej się.
- Tak… jak każesz… - posłyszeli zebrani w hali. Ciche plaśnięcie stóp o klepisko. Dla Elin i Volunda jakby czas stanął w miejscu, gdy wpatrywali się w wyrostka zasłaniającego Frankę. Frey w myślach i gniewie osaczony czekał na rozkazu wykonanie. Wtem ciało Jensa w jego stronę niemalże pofrunęło siłą olbrzymią pchnięte, lecz uchylił się i sięgając po moc krwi nadał swym ruchom szybkości tak wielkiej, że dla Volunda czy Elin stał się jedynie rozmazaną smugą. Oczy dwójki aftergangerów jeszcze nie pełny obraz przekazały, gdy Frankę ujrzeć można było z niewielkim ostrzem do gardła przystawionym.



Wpatrzona w skalda dziewczyna spoglądała na pana swego ostrze w ciało nurzając głęboko. Krew linią cieniutką poczęła się pokazywać w ślad za ostrzem. Frey zniknął i jakby znikąd pojawił się przy dziewczynie, wyrwał jej sztylet tak by rany nie poszerzyć, po czym wpił się w nią pijąc lejąca się z otwartego ostrzem ciała krew. Zalizał zaraz ranę aby zamknąć ją jak to zwykle czynił po wampirzym pocałunku. Osłupieni Volund i Elin, wraz z gramolącym się na nogi Jensem, któremu z rozbitej brwi krew ciekła spoglądali w jednym kierunku.
Chlo spojrzenie uniosła na skalda.
- Ciężarem… - wychrypiała - ...Cim jest. - szyję nadstawiła jak zwykle gdy skald z niej pijał.
Nie odpowiedział zaciskając szczęki i sam ze sobą walcząc by kretynce karku nie złamać. Położył ją na łożu i okrył futrami. Jedna dłoń co sztylet trzymała bez opatrunku była. Pokryta ciemnymi wysiękami, spuchnięta, i widać, że nie w pełni władna, ale mięśnie i skóra zdawały się być odnowione.
Odwrócił się do reszty ni słowa do Franki nie rzecząc. Popatrzył po Elin, Volundzie i Jensie.
- Niech no ja się tylko dowiem, kto jej dał sztylet - powiedział targany gniewem i spojrzał na ostrze.
Jens bok swój macać zaczął i zbladł:
- To… - wzrok na sztylecie skupił ioczy zmrużył od uderzenia w skroń - … mój.

Wszystko wydarzyło się w tempie na tyle szybkim, że wieszczce ciężko było zorientować się, czy w którymś momencie zły duch nie wychynął na powierzchnię i kierował postępkami Chlothild. Jej szybkość i siła mogły się brać równie dobrze z krwi Freyvinda jak i mocy demona. Podeszła powolutku do dziewczyny z uspokajającym uśmiechem na ustach.
- Ale dobrze wiedzieć, że już Ci lepiej - rzekła łagodnie do niej uważnie badając ją wzrokiem.
Patrzyła głębiej niżby normalny czlowiek czy Einherjar by mógł. Wokół ciała Franki lubo jakby w niej samej volva mogła rozróżnić kolory świadczące o emocjach. Pomarańcz i szarość przetykały ostro karmazynowe fale, podszyte srebrnymi warstwami. Na ich brzegach pełgały ciemnoniebieskie smugi by naraz… zupełnie wypłowieć i brak koloru ukazać na krótką chwilę. Krótkie mrugnięcie i ponownie kolory pojawiać się poczęły, swój taniec zaczynając od ciemnego fioletu.
Elin westchnęła cichutko na ujrzane barwy. Chlo nie odpowiedziała jej wzroku z Freyvinda nie spuszczając.
- Odpoczynek jednak jeszcze by Ci się zdał - powiedziała również spojrzenie na skalda kierując i lekko głowę ku wyjściu odchylając.
Ten kiwnął głową, skierował się ku drzwiom, lecz jeszcze do leżącej dziewczyny się zwrócił:
- Spokojna będziesz?
Dziewczyna nic nie rzekła wciąż oczu nie odrywając do Lenartssona.
- Chodźmy - Frey spojrzał znacząco na Volunda sugerując, że go tu samego z DZIEWKĄ nie zostawi.



Gdy wyszli skald spojrzał na Elin wyczekująco.
- Wyraźniej teraz widać, iż coś w niej siedzi. Jakby... demon stał się silniejszy albo po prostu nie próbuje już tak mocno się chować, bo ma świadomość, że wiemy - powiedziała cicho z namysłem nad własnymi słowami. - Wtedy to chyba była Chlo jeno… być może nakazał jej taką, a nie inną reakcję.
- Wątpię. Musiałby przy jej śmierci starać się w kogoś innego wskoczyć gdyby umarła.
- Mówię o momencie, gdy za chłopcem się schowała… Poza tym teraz jest pogrążona w rozpaczy.
- Spojrzała uważnie na Freya. - Mocno to wszystko przeżywa.
Skald skinął głową.
- Aż na życie swe się targa może już nawet sił i chęci walczyć z nim nie ma. - Zagryzł zęby. - Stąd demon silniejszy.
- Ona teraz jeno o Tobie myśli, nie o demonie. Od Ciebie zależy czy chęci do walki mieć będzie
- stwierdziła łagodnie.
Pogrobiec na to wszystko nic nie rzekł, kamienne oblicze czas odkąd do chaty weszli trzymając. Nie patrzył na żadne ze swych rodzeństwa krwi, jedynie w inny czas gdzieś pomiędzy nimi.
- Gdzie Bjarki…? - zapytał nieprzytomnie i jakby z bardzo daleka.
Wzrok volvy natychmiast ku niemu podążył znów pełen troski i obawy lecz słowa nie rzekła nie znając odpowiedz na zadane pytanie. Sama chciała zapytać go jak się czuje ale wiedziała, że to bezcelowe zmilczała więc.
- Nie wiem, może pożywić się poszedł, albo za potrzebą. Jensa trzeba by spytać. - Freyvind spojrzał na Volunda, zaraz znów spojrzenie na Elin przeniósł. - Rację masz… postaram się o to by siłę znalazła. Żeby też dało się tego sukinsyna przekonać by ją opuścił...
- Próbowałem, bez powodzenia
- przyznał Volund mimochodem. - Lecz jeśli demon byśmy pewność mieli, kiedy władny, z pewnością Tyś bieglejszy by choćby spróbować… - rozważył jeszcze cicho.
- Choćby wywiedzieć się czego chce. I kiedy się przebudza. Nad Engelsholm cierpienie Svena, lub Twe słowa, ale wczorajszej nocy?
- Jak rzekłem… może i tak, że zawsze zbudzon. Zawsze słyszy co i ona, jeno… większość czasu jak Bestia w nas, władzę nad wolą i ciałem Chlothild zostawia.

Wieszczce nagle coś się przypomniało i spojrzenie ku skaldowi przeniosła.
- Chlo ma talent podobny memu. W snach widzi co wydarzyć się może. Może to przyciągnęło do niej demona.
- Widząca?
- Skald zdziwił się. - Jeżeli to demony przyciąga, to tyś w niebezpieczeństwie. Jak wygonimy go z niej, to gotów w Ciebie wstąpić. Tym bardziej trzeba nam by po dobroci won poszedł.
- A jeśli chodzi o poznanie kiedy to ona, a kiedy demon, to mogę to ujrzeć. Jeno teraz tak szybko żeście się ruszali, że wzroku nie dało się zawiesić.
- Rzeczesz Volundzie, że może on cały czas słyszy, jest, czai się…
- Skald zmarszczył brwi. - Może i teraz… Rozmówić z nim się chcę.
- To zło wcielone… Widziałam jak zmienił twarz Chlo tam w lesie...
- Wzdrygnęła się lekko na wspomnienie. - Nie wiem czy da się z nim cokolwiek uzgodnić… Ale… - Zamyśliła się na chwilę. - A gdyby przekonać go by na mnie przeszedł? - zastanowiła się nagle na głos. - I ze mnie spróbować go wygnać? - Spojrzała na braci krwi wzrokiem mówiącym iż rzeczywiście rozważa poważnie ten pomysł.

W oczach Freyvinda szok można było zobaczyć. Zatkało go
- Nie! - ozwał się, prawie że nagle przebudziwszy Volund.
Ironią było, że z całej trójki najmniej byłaby to jego decyzja, gdyby takie szaleństwo poważnie rozważać. W głosie słychać było jednak przejęcie i dogłębny sprzeciw, głosie innym niż zwyczajowy spokojny stonowany głos berserkera. Natychmiast był znów z nimi i tutaj.
- Nie… jak mówiłem, nie można go… jej przekonać - spróbował zalawirować berserker, choć na jasnym było, że pierwotnie to pomysł volvy, a nie trudność go zrealizowania spowodował gwałtowną reakcję. - Oferowałem, żeby demon na inną osobę przeszedł, że wtedy w Óvinurinn eini guð nie wroga, a największego sojusznika w walce ze sługami Krysta by miał.
Berserker uspokoił się, przymknąwszy na chwilę oczy. Gdy je otworzył, mówił znów miarowo i powoli.
- Lecz demon sług, nie sojuszników szuka.
- Nie o przekonanie mi idzie. Pakt z nim można ubić. Ja chcę by on z niej wyszedł, on też czegoś chcieć może…
- urwał. - Jej? - Jakby to słowo teraz do niego dotarło, że berseker demonice jak niewiastę nazywa.
- Ale może na mnie się skusi… A silniejsza jestem od Chlo. Przetrzymam wypędzanie. - Elin wzrok w Volunda wbiła jakby próbując go przekonać. - On jej bólu nie ścierpi - dodała jakby wyjaśniająco wskazując Freyvinda.
- Nie dam Cię splugawić - rzekł skald twardo choć nie do niego jej słowa były kierowane. Sama myśl… zgrzytnął zębami, otwierając drzwi chaty.
- Jest w tym… pewien rozsądek… - wydusił z siebie berserker, w jedyne oko Elin patrząc. Nie musiała Widzącą być, by sprzeciw zeń ziejący odczuwać, lecz szacunek do volvy, nie jako mówczyni bogów, a jako wolnej samą sobą władać osoby, którą cenił, zwyciężył i utrzymany został nad ewidentny lęk i obawę. Odczekał, gestem prosząc volvę by weszła za Freyvindem.
- Dziękuję. - Szepnęła i podążyli za skaldem do środka.



W środku chaty Franka nadal leżała w skórach, z Jensem obok siedzącym obok i opowiadającym opowieści z życia Jelling. Zdawało się, że dziewczyna na wpół drzemie. Wyrostek zaś odsunął się nieco słysząc wchodzących.
- Chlo? - skald przystąpił do łoża.
Z wolna oczy otworzyła. Rozjaśniła się cała niemalże.
- Panie? - szepnęła unosząc się na łożu.
Frey spojrzał na Volunda i na Elin, po czym przysiadł na łożu, w pierwszym odruchu chciał schwycić ją za rękę… Zamiast tego przesunął dłonią po policzku.
- Nie dam Cię skrzywdzić i zrobię wszystko by Cię od tego uwolnić. - Złożył jej pocałunek na czole. - Miej nadzieję i nigdy nie myśl, że chciałbym Twej krzywdy, dobrze? Silną musisz być, aby walczyć z tym co w Ciebie weszło. Nie jesteś mi ciężarem.
Franka wtuliła twarz w dłoń jego i chłonęła niemalże całą sobą każde ze słów skalda.
Pokiwała główką.
- Wiem - szepnęła cicho.
- Słowa jakie zaraz rzeknę, nie do Ciebie będą, rozumiesz?
Usteczka jej się wygięły w podkówkę ale pokiwała posłusznie.
Wciąż trzymał rękę na jej policzku dając jej pewne oparcie. Głos jednak mu stwardniał.
- Słyszysz mnie pomiocie z Helheim rodem? Rzeknij czego chcesz od niej lubo ode mnie.
Chlo oczka niebieskie wzniosła na oblicze skalda z napięciem się w niego wpatrując. Atmosfera w chacie stężała, Volva krok bliżej podeszła wpatrując się uważnie w dziewczynę.
- Mów czego chcesz na Odyna!!!
- Nic nie ma, panie
- szepnęła Chlo. Skald mógł czuć jej serce szybko walące i puls przyspieszony. Chłodna w dotyku była.
Kolej przyszła na Volunda, błysk jakowy w oku mieć i bokiem na skalda niewidzącego go spojrzał… Lecz zawczasu nic jeszcze nie powiedział, pozwalając mu czynić jak uzna za stosowne bez niechcianych rad.
- Czego nie ma? - Frey spytał wciąż uspokajająco gładząc dziewczyne.
- Pustka wokół. - szepnęła Chlo, oczy jej się białkami wywróciły by zaraz pociemnieć.



Wpatrywał się nagle w dwie czarne, szkliste, bezdenne jeziorka i widział w nich swe własne odbicie. Buzię śliczną dziewczyny grymas paskudny wykrzywił w uśmiechu rodem z koszmarów.
- Ważcie się… - szepnął Pogrobiec - I rozważ, czy z przysięgi nie zwolnić - dodał na końcu, i Freyvind wiedział, że wpatrzony był w czerń jakiej barwy nawet noc bezksiężycowa nie przybierała.
Skald skinął mu głową wskazując że rozumie, ale nie rzekł nic. Franka słaba była, może za słaba na działania jakie Volund mógł chcieć czynić.
- Czego chcesz - powtórzył po raz trzeci patrząc zimnym wzrokiem w oczy demona, bo to już nie były oczy Chlo.
Blondynka wpatrzyła się ciekawie w skalda lekko główkę przekrzywiając.
- Mam czego mi trzeba - wychrypiała. - Mam ją. Mam Ciebie. Nie będzie mi nigdy samotność zagrażać. - Uśmiech poszerzył się. - Ona mnie nie opuści i Ty mnie nie opuścisz. Prawda? - Wyraz buzi Chlo nabrał nagle obrzydliwej, oślizgłej niewinności co parodią jej zwykłej twarzyczki była.
Cofnął się odruchowo, niewiele. Czy to pod słowami jakie ból w nim wzbudziły, czy to przed obrzydliwą mimiką.
- Z Tobą, to już nie ona - wycharczał. - Zniszczyć się Ciebie nie da, ale nie myśl, że nie mogę Ci zła zadać. Sprawić, ze to Ty samotny po kres czasów, po Ragnarok będziesz! - Mięśnie pełgały mu na twarzy gdy cedził słowa, co chwila mocno szczęki zaciskał. W strachu i złości, że jednym spojrzeniem piekielnik na wylot go przejrzał.
- Nie będziesz na mnie nawet palca najmniejszego unosił - zaśmiała się branka. - A wiesz czemu? - wyszeptała jakby tajemnice zdradzić zaraz miała. - Bo to o duszę dziewczyny idzie, oddała ją mi za Ciebie. - Uśmiechnęła się raz jeszcze - Dobrowolnie. Bardzo Cię miłuje. - Tym razem wyraz niemalże dobrotliwego współczucia obmył liczko Franki. Prawie ...gdyby nie czerń bezkresna jej spojrzenia.
- Może kłamać. - odezwał się głos stojącego obok skalda, z tyłu by raczej Frey czuł się komfortowo z dystansem beserkera do Chlo - Nie chce twej krzywdy lecz widzieć jak się skręcasz, lubuje się w cierpieniu innych. Zna najgłębsze sekrety serca, lecz nie umysłu, lęki i żal i wstyd - mówił cały czas ściszonym głosem, głównie do Freyvinda, by przez wiedzę dawać mu choćby wsparcie poczuciem kontroli sytuacji… lub takim wrażeniem. Jakiegoś pewnika w tej nieprzewidzianej grotesce.
- Waż na pakty, albowiem faktycznie o dusze je zawiera, i o dusze temu czemuś iść może.
- Dusze. O dusze chodzi?
- odpowiedział Volundowi. [/i]- Zaraz jednak przybliżył twarz do twarzy dziewczyny. Zło w oczach mu grało. - I ja ją miłuję w pewien sposób, lecz jak potrafisz we mnie wejrzeć, wiesz do czegom zdolny. Gotowym ci cenę zapłacić, za ostawienie jej w spokoju. Inaczej, dla niej śmierć lepsza niźli życie z Tobą. Z wiedzą, że chcesz od niej czy mnie tego, co krzywdą się odbija. Choć jako Volund rzecze krzywdy samej w sobie czynić nie chcesz. Sama na życie się targnęła. Najgłębszy dół w samym sercu bezdroży każę kopać, głębszy niźli ktokolwiek w Danii poczynił. Wyssę ją do cna, i darem Canarla naznaczę, drewnem serce przebiję i tam ostawię. Dusze dżdżownic będziesz za towarzystwo miał. - Wzrok skalda wciąż pełen był różnych uczuć, ale przyświecało mu zdecydowanie.
- Targnęła, targnęła, boć ratować Cię chce - rzekła dziewczyna spolegliwie - a dusza tego, co własny mord czynią mmm… smaczniejsza. - Przez chwilę mruczała coś do siebie. - Mmmmmm a co zrobisz gdy zrobię tak? - Główka z ciekawością przechyliła się w bok gdy głuchy chrupot rozległ się tuż obok Freya. Jedna z rąk dziewczyny pod nienaturalnym kątem się wygięła. - Dalej straszyć będziesz? - Z oczu popłynęły łzy, gdy ludzkie ciało ból olbrzymi odczuło.
- Nic uczynić nie mogę - zgrzytnął. - Póki ty nie uczynisz czegoś, że walkę o nią straconą uznam. Czego chcesz za jej duszę i w spokoju ostawienie?!
- Przejmiesz władzę tu. Pomogę Ci w tym.
- Uśmiechnęła się jak małe dziecko.
Volva krok kolejny, powolny uczyniła, wzroku z Franki nie spuszczając ale nie odzywała się.
- O inną władzę jej chodzi… - szepnęła. - Daleko, daleko bardziej swym wpływem sięgającą - ostrzegła Freya. Ciągle nie wiedziała czym był tron z jej wizji ale widać, że wielu o niego walczyć będzie.
Nawet demony.
- Inną? Jaką władzę? Tu? W Jelling? - Frey nie rozumiał, dopytywał chaotycznie to volvy to demonicę, bo Elin drugą po Volundzie była co o tym co siedziało w Chlo, jako o kobiecie mówiła.
- W Jelling też - leżąca na łożu zachichotała chrapliwie - i Danimarce i w każdym zakątku mroźnej krainy. Władzyś głodny nieco, uznania, i sam nie będziesz. Bo wielkiego króla każden będzie chciał mieć blisko.
- A Ty wielkim królem sterować niczym okrętem będziesz?
- zapytała wieszczka.
Branka wzruszyła ramionami spojrzenie mroczne przenosząc na volvę.
- Pytał o cenę za duszę i spokój. Oto cena.
- On się nie nadaje
- odparła po prostu. - Jeszcze nie, wiesz o tym.
- Okrzepnie. Nada się.
- Po czym spojrzeniem ciemnym niczym samo ucieleśnienie Nott na Volunda spojrzała. - Z takim pomocnikiem … - złośliwy uśmiech poszerzył się lekko.
- Nie daj się zmamić wizjom i zakusom. Pamiętaj, czegoś chciał… i że czasu jeszcze nieco mamy. - wyszeptał Volund do Freyva, choć oczy wciąż były skrzyżowane z czernią, co nie wiadomo na kogo patrzyła.
W odpowiedzi jeno ramię co wywichnięte i złamane było, w swe miejsce wskoczyło i wygładziło. Dłoń nieopatrzona, na ich oczach zaczęła się goić.
- To na początek. Jako… dar ...mej dobrej woli. - Paluszki drobne Chlo poruszyły się na skórze - Więc co rzekniesz, Frevindzie Lennartssonie?
- Sługą twym nie będę
- odparł gniewnie. - Jeśli o to ci idzie.
Chlo westchnęła udawanie i pokręciła jasną główką.
- Warciście siebie - zaśmiała się chrypiąc. - Rzekłam, że Ci pomogę. A nie że Cię w pęta zwiążę… Z resztą mnie do tego Ci nie trza, sam o to dbasz… - Paluszki branki musnęły zmarszczoną brew skalda.
- Rzecze o piekle, z którego Krystianie wierzą, że tacy jak ono zbiegli - szeptał dalej Volund, jak mędrzec jakiś, doradca uczony, a nie berserker z Einherjar.
- Jeno Hel lub Vallhalla mi pisane, nie chrystian zaświaty. - Freyvind spojrzał na volvę jakby chciał by i ona co rzekła.
- Królestwa pragnie dla siebie, jak słudzy Chrysta dla swego boga. I o piekle myśli… Nie wiem czy może nie chce go tutaj sprowadzić - powiedziała ostrożnie.
- Zaprawdę zdaje się wierzyć… Pakt jakiś miejsce miał, a ona wierzy, że dusza Chlo w jej władztwie, na piekło skazana… - wyszeptał na koniec Volund, a oczy jego z jakimś… jakąś fascynacją… w pustkę bezdenną przez którą demon świat postrzegał były zachłannie zapatrzone, jak gdyby prawdy szukały.
- Jeżeli będę do władzy dążyć, w spokoju ją ostawisz? Nie będziesz czyniła tak jak ostatnie noce temu i zatracać ją w samej sobie by kontrole mocniej przejmować. A gdy władze w Danii przejmę całkiem ją opuścisz?
- Gdy władze przejmiesz w Danii i pozostałych częściach mroźnego lądu
- pokiwała głową Chlo - taki mój warunek. - Na volvie zaraz się skupiła uśmiechając się leciutko. - Piekłem wiele rzeczy zwać można. I istnienie takie jako Twoje, gdy mrok rozum Ci odbiera i innemu oddaje. A Ty w strachu żyjesz by nikt się nie dowiedział, komu tak naprawdę służysz. Innym, czy jemu. - Mrugnęła wesoło ku wieszczce. - O czym myślisz teraz, dziewczyno?
Elin krok w tył przerażona słowami demona zrobiła i ku drzwiom się rzuciła chcąc jak najdalej znaleźć się od słów, które usłyszała.
- ZOSTAW JĄ - ryknął skald. - Nie będziesz się z nami bawić, pomiocie! Tako jak rzeczesz “wszelkie mroźne krainy”? Poniosę swe słowo aż po kres kraju północnej drogi, a ty rzekniesz, że jeszcze Nilfheim i Jotunheim do zdobycia!
- Północne krainy, skaldzie. Nic mi po reszcie.
- Machnięcie dłonią zaakcentowało słowa. - Tak czy nie? - Zniecierpliwione tony zagrały w głosiku Chlo.
Volva tymczasem na progu stanęła i twarz jej się kompletnie wygładziła. Rozejrzała się uważnie i widząc wszystkich w środku, do wnętrza chatki wróciła, jakby nic się nie stało. W wejściu prawie wpadł na nią berserker, co pierwotnie nie zorientował się w nagłej reakcji na słowa demona, lecz potem własny czerwony lęk pamiętając był ruszył za nią. O krok się cofnął, miejsca do wnętrza jej ustępując, patrząc na nią i szukając śladów, czy demon słów mocy nie wypowiedział.
- Czy… wszystko w porządku? - zapytał mało inteligentnie, z wyraźną troską.
Helleven uśmiechnęła się leciutko do Volunda muskając niemal kokieteryjnym gestem jego ramię.
- Jak najbardziej - odparła, a w głosie jej i niebieskim oku panował kompletny spokój i chłód jakiś. Ten tylko za nią się obrócił, jak zahipnotyzowany, patrząc na nią z krótkim niedowierzaniem, nim za nią wzrokiem śledząc znów ujrzał demona… i myśli troski zeń odpłynęły.

- Przez ten czas, nie będziesz jej czynić tego co zeszłe noce. Zwalczać jej woli i przeciw komukolwiek kto mi druhem działać. A gdy pomoc mi zechcesz nieść, bez mej wiedzy i zgody czynić tego nie będziesz. Wtedy zrobię to czego chcesz, ku władzy pójdę, abyś całkiem od niej odeszła gdy to się stanie. Zgadzasz się na to?
- Ty zaś dopełnisz wszystkiego i nie zawahasz się podjąć jakichkolwiek kroków by władzę zdobyć. Jeśli uznam, żeś zaniedbania się dopuścił… nasza umowa będzie nieważną.
- W dupie mam, co uznasz, po swojemu czynić to będę, a ty poczekasz.
- Gniew skalda był namacalny gdy zwracał się do demonicy. - Twoja wola jak czyny oceniać będziesz, po trupach wszystkich wokół iść nie będę. Póki jednak droga jaka mi wytaczasz pójdę, to spokój jej zapewnisz.
Volva zdziwiona wpatrzyła się na Frankę i usta zacisnęła, gdy słowa jej posłyszała. Podeszła pewnie do obojga.
- Po władzę pragniesz sięgnąć? - zapytała z zainteresowaniem. - I wszelkich kroków się podejmiesz? - Zmrużyła lekko oczy akcentując słowa “wszelkich”. Nie miała pojęcia co tu się właśnie działo ale jeśli Freyvind zamierzał przystąpić do wyścigu o władzę jasnym było, że stanie przeciwko Agvindurowi. Nie miała zamiaru do tego dopuścić.
- Nie wszelkich. Kajdan włożyć sobie nie dam by marionetką się stać w rekach plugastwa.
Chlo przysunęła się do skalda by usta swe przybliżyć do jego.
- Niech tak będzie… - Uśmiech leciutki błądził na ustach blondynki - ..mój miły oblubieńcze. - Wargi dziewczyny spoczęły na zimnych wargach skalda w przeklętym pocałunku.
Starał się wyobrażać sobie że to Chlo, choć… umysł bronił się przed tym. Oderwał się od niej z obrzydzeniem na twarzy, a Franka zwiotczała, oczy zamglone miała ale błękitne już.
Demonica odeszła. Wkrótce powieki dziewczyny same się zamknęły.
Skald ułożył ją i okrył skórami.
Potoczył wzrokiem po zgromadzonych w chacie.
- Pomówić bym z Wami chciał - rzekł patrząc wymownie na drzwi. wstał przy tym. - Wszystkimi - dodał spoglądając na Jensa.
- Koniecznie. - Odparła wieszczka przenosząc zaintrygowany wzrok z Franki na skalda. W jej głosie i postawie nie było niepewności czy wahania. Volva zdawała się emanować spokojnym chłodem i… lekką irytacją. Po typowej dla niej łagodności śladu nie zostało. Ruszyła ku drzwiom nie odwracając się za siebie.
Pogrobiec jeszcze chwilę przeciągłą nieprzytomnej się przyglądał - to twarzyczce co niedawno wykrzywiona oślizgłym uśmiechem, to ręce co sama się pogruchotała i wróciła, to powiekom zamkniętym na oczach być może jak węgle. W końcu jednak wyszedł opieszale, szanując niepokój Freya jaki bliskość jego i Franki wywoływała.
Nie bacząc na przyczyny.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 16-08-2016, 14:44   #6
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Gdzieś w Jelling


Gdy wyszli na zewnątrz skald poprowadził ich kawałek. Gdyby demon mógł słyszeć z oddali i tak by im to nic nie dało, a gdyby słyszał tylko to co mogła słyszeć śpiąca Franka, starczyłoby wyjść jedynie z chaty. ale odruchowo nie chciał być za blisko.
Stanął w końcu w miejscu gdzie mieszkańcy Jelling sprawiali woły jakie do cna wysysali przez 3 noce.
- Pytania jakieś macie? - odezwał się w końcu jakby zmęczonym głosem.
- Nie. - odparł Volund - Bratem krwi cim, innym niż Agvindur, lecz wesprę Cię cokolwiek uczynić zdecydujesz… Jarlu Bezdroży.
Helleven spojrzała na obu ze złością.
- Wiesz co właśnie obiecałeś? - Syknęła cicho do Freyvinda. - Wiecie z czym to się wiąże? - Błękitne oko tym razem ku Volundowi się uniosło. Czekała.
Skald spojrzał na Jensa, jakby zastanawiając sie nad czymś. Chłopak był w chacie, powinien byc i tu. Zaczął mówić patrząc na niego choć słowa więcej do volvy i berserkera kierował.
- Stwórca mój w Skanii mnie przebudził. Owszem, nauczał, tyle jeno co w drodze do Ribe, by mnie zostawić swemu starszemu potomkowi. I opuścił. Serce mi z piersi wyskoczyć chciało gdy odchodził, wiązać mnie trzeba było. Gdy Agvindur mnie wychował, wiedzieliśmy obaj, że pozabijamy się gdy w Ribe zostanę. Znów przeciw sobie, brata w krwi tym razem opuściłem, którego pokochałem. Przez Lokiego przeklęty jestem, gdzie nie pójdę, tam on palcem tyka, że śmierc, że krew. Stad po bezdrożach szlak mój idzie, czasem jeno w siedzibach ludzkich się zatrzymuje. - Urwał, ale zaraz kontynuował. - Stąd może ambicja, by jak Agvindur, miec coś… władzę, by być dla innych jak on, bym miec wokół siebie tych co chcą bym ja był przy nich. Demonica to wie, dlatego tym mnie kusiła.
- Umowę z nią zawarłeś, a nie przysięgę dałeś. - stwierdził pewnie Pogrobiec - Nam na głowie Gudrunn, potem wilki, Ribe… jeśli… jeśli. - przerwał na chwilę, jak gdyby z myślami bolesnymi się bijąc, jak gdyby na chwilę znów echo Bestii w czaszcze mu zaszumiało - Jeśli prawdą jest, że Aros niczyje, że Einar jakimś tajemnym sposobem oprócz wilków jeszcze zgładzony, możesz mieć Aros i Chlo w ten sposób bezpieczeństwo okupić. A wtenczas, jak myśleć będziesz, jak więcej mieć, na wypadek wszelki… choćby wiarołomstwa demona, albowiem i on nie jest Paktem związany i przestrzegać go moc żadna nie zmusza… - zerknął ku Elin, która nie była sobą - Być może Elin od bogów poznałaby sposób, by Chlo wiarę ku Asom zwrócić i duszę ocalić… a ja, by demona pewniej przegnać.
Dziewczyna była opętana przez demona? Helleven niemal na głos nie wypowiedziała tego pytania, szybko jednak zaciskając usta i przeganiając zdziwienie ze swego wzroku.
- Agvindur nauczyłby Cie jak dobrze rządzić. - Złość szumiała jej w głowie przesączając się do słów. - Ale swoją obietnicą postawiłeś sprawę na ostrzu noża. A może od początku to planowałeś i dlatego, i mnie przysięgą krwi spętać zechciałeś?
- Volund widzę rozumie chyba, Ty Elin nie. - Zbliżył się do niej lekko. - Nie ma takiej siły w dziewięciu światach, by mnie zmusić abym przeciw Agvindurowi stanął. Sam z siebie, gdy tak Norny zdecydują? Może na strzępy się rozerwiemy, ale nie z poruczenia plugastwa. - Spojrzał jej w oko, na chwile oderwał wzrok patrząc na Volunda. - Agvindur chce bym Aros objął. To pierwszy krok parcia ku władzy nad całą północą. Jego wolę spełniając zgodnie z obietnica tej piekielnej suce dana będę czynił. Ale jej nie wierzę. Mamy po prostu więcej czasu by znaleźć sposób jak demona się pozbyć. Chlo sił nabierze, my sposób może znajdziemy… a jak nie… Może krwawymi łzami nad nią zapłaczę gdy nie uczynię tego co demon chce. - Uśmiechnął się. - Do tego czasu… przeciw wilkom czy Krystom, silnego sprzymierzeńca mamy. A ja spętać się nie dam.
Wieszczka uważnie mu się przyjrzała, jej wzrok zdawał się przewiercać przez niego i oceniać. W końcu skinęła lekko głową.
- Niech tak będzie. - Odparła niechętnie.
- Aros ją zaspokoimy, przeciw wilkom nas wzmocni i zagadkę nowej groźby rozwikła… lecz później… - zamyślił się Pogrobiec, on z kolei: gdy Helleven na Freyvinda, a skald na niego samego, on był na Widzącą patrzył - W Hedeby wiele do uczynienia mamy… lecz do tej gry na ostrzu noża… nie cierpię tego rzec, lecz jeśli w Hedeby kościół powstaje, znaczy to, że biskupa sprowadzą. Pomówić z kimś takim dałoby mi okazję dowiedzieć się bardzo wiele jak Chlo pomóc. Lecz to przyszłość odległa, a nam kolejne powody, dlaczego czas nagli. Gudrunn lada chwila wróci, i uwierzcie mi, że słowo dawszy walczyć do śmierci gotowa…
- Porozmawiam z Gudrunn. Złe słowa padły. Od dwóch nocy nad sobą panować mi ciężko, mówiliśmy o tym i nie wiem czy to krew wilków, czy dar Eyjolfa. Co zaś do Hedeby… - urwał i znów zbliżył się ku dwójce z jaka krwią był związany. - Aros pierwszym krokiem, Dania drugim, tego demon czeka. Przez Hedeby droga, nie przez Ribe. W Hedeby tez to plugastwo tedy może pomóc, gdy tam się skierujemy. Czas… czas mamy, to jeno kupiłem. By znaleźć sposób jak pozbyć się kurwiegosyństwa z ciała Franki. Przez ten czas czy przeciw wilkom… czy przeciw Krystom w Hedeby można plugastwo wykorzystać.
- Pierw wilki potem Aros. - Rzekła już spokojna i ponura jakaś. - A plugastwo takowe, by wypędzić niewielu dość silnych i wiedzących co robić się znajdzie. Trzeba za języki ludzi będzie pociągnąć, gdzieś w kraju winnien się ktoś taki znaleźć.
- Ku Aros i ku wilkom przez Ribe droga, i w śmierci wilków ocalenie, i w Aros uzyskaniu i wiedzy, co tam miejsce miało. Jasnym jest, że powrócić do domeny Agvindura musimy, nim wyruszymy prawdziwie. - rozejrzał się Pogrobiec, gdy oczy jego czerwienią się zalały - O ile zasadzki na wilki tu czynić nie chcemy, lecz stratą czasu to być może. Proszę was jeno… Elin, Ty wpierw z Gudrunn pomów, by zechciała z Freyvindem mówić, albowiem jemu samemu przemówić nie zezwoli, jako rzekła. Ja tej nocy… wrócić jeszcze na polanę zechcę. - zakończył, ku skraju lasu we właściwą stronę patrząc.
- Pomówię. - Skinęła spokojnie głową, choć w myślach zastanawiała się cóż takiego skald znów naplótł, by tak zdenerwować Gangrelkę. Wszak jak ich ostatnio razem widziała znikali w lesie. - A polanę rzeczywiście dobrze sprawdzić pierw przed wyruszeniem, czy tam się znów nie zjawili.
- Czasu wiele zmitrężyliśmy dziś. Nie ruszać nam ku Ribe tej nocy. - Spojrzał na Volunda. - Zasadzki wilków się obawiałem i obawiam. Bezbronni w dzień na bezdrożach jesteśmy. Teraz jednak mamy umowę z tą suką. Może ona uchroni. Wróćmy dziś na polane jako rzeczesz. - Przeniósł spojrzenie na volvę. - Weźmy z chaty coś co ich wódz nie zabrał. W stajniach juki Svena. Demonowi wytłumaczyć, że nim sie za Aros weźmiemy sprawę wilków rozwiązać… można. Ty Elin powiesz nam gdzie są, lub nie. Do Ribe o zmierzchu nastepnego ruszymy - potoczył pytającym wzrokiem po obojgu.
- Jak oczekujecie. Lecz na polanie z pewnością wilków nie uświadczymy i sam udać się zamierzałem. - cały czas Volund patrzył na północ - Poszukam, co posłańcy Odyna mogli z truchła pozostawić. Muszę je obejrzeć i jeśli je zrozumiem… być może mą przypadłość zrozumiem. - wyjaśnił, na w pół nieobecnym głosem, mówiąc o oglądaniu ciał równie naturalnie i mimowolnie, jak o podróżowaniu nocą.
- Posłańcy Odyna? - Helleven spojrzała zainteresowana na berserkera.
- Nie pamiętasz Huginna i Muninna? - skald zdziwił sie spoglądając na volvę.
Wieszczka zaklęła w myślach, czyżby Jednooki swoje kruki im na pomoc wysłał? Już chciała coś odpowiedzieć, gdy Jens niepewnie wytoczył się z chaty, krew na skroni zasychała powoli.
Podszedł do Freya z twardym wyrazem twarzy jednak:
- Memu bratu bezpieczeństwo i naukę zapewnisz skoro z d….nawiedzoną służką podróżować będziesz? - spytał cicho, by nie przerywać pozostałej dwójce rozmowy.
- Bezpieczeństwo? - Skald zdziwił się lekko.
- Opiekę, by mógł wiek męża osiągnąć i pełnię swych talentów przy boku Twego osiągnąć. - Jens nie dal się zbyć z pantałyku.
- Tak. Jeżeli - zaakcentował to słowo - wezmę go na służbę, opiekę i naukę mieć będzie. Ale nie będzie w tym bezpieczeństwa i nie o złym co w niej siedzi tu mówię. Od tego najmniejsze, lub może i żadne po tej rozmowie.
Jens skinął głową:
- Prócz oręża czego jeszcze oczekujesz? Srebra? Mam 10 srebrnych monet i jedną broszę. Na żywienie i za Twój początkowy trud winno starczyć. Potem Jorik sam będzie wiedział jak odpłacić. A ja co pół roku będę dalej słać daninę. - chłopak starał się ze wszystkich sił być godna głową rodziny. Widać było, ze nie chce specjalnego traktowania ni dla siebie ni dla brata.
Na twarzy skalda nutki gniewu mozna było zobaczyc, jak budza się powoli, a we wzroku lekka złość.
- Jeżeli nadejdzie taki czas bym musiał srebro brać za nauki, to niechaj słońce ujrzę. Niechaj sam mnie przekona, niechaj sam zdecyduje co ze sobą zabrac, a wiernością on zapłaci nikt za niego srebrem.
Jens zdumiony stał słowami Freyvinda. W końcu skinął głową:
- Ujmy nie chciałem sprawić, toć to zwyczaj… I brat mój. Dopełnić wszystkiego trzeba jak należy. Reszta w rękach Jorika. I Twoja decyzja.
- Jemu daj tedy to co mi chciałeś ofiarować. Obaczym czy mądrze wykorzysta. - Frey powiedział już spokojniej. - A o tym co w chacie zaszło i o słowach tu wypowiadanych chciałbym przysięgi od Ciebie, że nikomu nic nie rzekniesz.
- Nie powiem, nie dlatego, żem związany przysięgą. Panika by wybuchła inaczej w Jelling. - skrzywił się. - A tego nie trzeba.
- Dobrze. W takim razie ostaw nas samych. - rozkazał mu Pogrobiec lodowatym tonem, podchodząc do volvy.
- Wydajesz się zagubiona. Czyliż coś jest nie w porządku? - zapytał z troską w głosie.
Helleven uśmiechnęła się zmartwiona i potarła lekko czoło. Volund jednakże zdawał sobie sprawę, iż gest ten jest bardziej wystudiowany niż prawdziwy, a uśmiech ostrzejszy od tego jaki zwykle Elin światu ukazywała. Natomiast z całą pewnością kobieta zaczynała się czegoś obawiać i wściekać na siebie, choć emocje te były głęboko ukryte pod kontrolą żelaznej i chłodnej woli, tak różnej od znanej Gangrelowi łagodnej i niepewnej volvy.
- Chyba demon w myślach mi pomieszał... - Odparła ostrożnie, a Pogrobiec kłamstwo w jej słowach wyczuł.
- Ssssz. Nie zagrozi nam… - Volund przyłożył na chwilę palec do ust, delikatnie i uspokajająco się uśmiechając. Podszedł blisko, niekomfortowo i intymnie blisko, lecz bez zawahania, jakby między nim a volvą… nie było dystansu.
- Lecz pamiętasz na pewno jak nienawistne słońce prawie Cię nam odebrało, gdy ratować mnie ruszyłaś… - pięknolicy mimo rany otwartej na twarzy, jak makabryczny obraz samego Baldura, pogładził policzek Widzącej z uśmiechem zarówno poufałym jak i… lubieżnym. - Na pewno wdzięczność mą znad jeziora zapamiętasz aż po Ragnarok... - wyszeptał, nachyliwszy się jej do ucha, lecz nie dość cicho by choćby i Freyvind nie słyszał.
Helleven zamrugała zdziwiona ale zaraz na jej twarzy wykwitł zadowolony uśmiech i głowę na piersi Volunda ułożyła mówiąc cicho.
- Pamiętam.
Pogrobiec twarz volvy jednookiej w dłoń ujął, obok niej się przesuwając i za nią przechodząc, całym ciałem do kobiety przytulony, jakby kochanek wieloletni i poufały, rękoma ją objął i twarz zmysłowo między szyją a ramieniem nachylił, spode brwi na Freyvinda zerkając.
- Albowiem, bracie, wszystko co rzeknę będzie pamiętała. - powiedział spokojnie, prawie ucho volvy ustami muskając - Ponieważ nie jest to Elin. - wyjawił raptownie… Tym samym, hipnotyzująco przyjemnym tonem.
- Drugi demon?! - skald aż się zatchnął, choć przecież nie oddychał.
Kobieta zamarła na słowa Pogrobca ale słysząc Freyvinda zaśmiała się cicho i głowę odchyliła by otrzeć ją o ciało Volunda.
- Wiedziałam, żeś sprytniejszy niż wszyscy sądzą. - Odparła prawie mrucząc. - Ale nie masz do końca racji… - Odwróciła się szybkim ruchem, by jemu spojrzeć w oczy. - Elin to ja… i ja to Elin. - Uśmiechnęła się uwodzicielsko głaszcząc mężczyznę po policzku.
Berserkera wzrok raptownie od skalda ku oku jedynemu się zwrócił. Widać było, że jna spokojną reakcję chciał kobietę puścić. Na słowa… na gesty jednak puścić zapomniał, a w oku widać było rozbawienie i zaintrygowanie. Kogoś komu rozsądek krzyczy o niebezpieczeństwie, lecz jest więcej niż gotów zagrać w ryzykowną grę dla gry samej.
Kąciki ust makabrycznego a pięknego lica się uniosły.
- A jednak mrok rozum jej odbiera. - zacytował demona, podważając, jak gdyby testując Helleven - I nie wiadomo tedy, czy służy innym czy jemu… Jak nam to rozumieć? Jeśli jest jak mówisz, wiesz volvo, że lękamy się, co nam nieznane… a ciebie nie znamy. - dokończył, choć wiele po nim było widać, a niekoniecznie lęk.
- Demonowi wierzyć zamierzacie? - Uniosła brwi zdziwiona. - Wiesz przecie, że każde ich słowo to pułapka. - Dłoń aftergangerki zsunęła się delikatnie po szyi Volunda. - I znacie mnie, wszak już się widzieliśmy.... - Musnęła nosem ślad palca na szyi berserkera.
Pogrobiec puścił Helleven, pewien na razie, że ta niczego raptownego nie uczyni. Nie odsunął się jednak.
- Gdy demon słów użyje by ranić, by lęk sprowadzić... słowa te są prawdą. Albowiem jedyna prawda, równa przysiędze, leży w okrucieństwie… i we strachu. Ale na Elin nie czerwony lęk spłynął..
Uchwycił, z jednej strony bezceremonialnie, z drugiej tak delikatnie jak można, podbródek volvy, podnosząc spojrzenie jedynego oka, jak gdyby chciał widzieć kłębiące się w jej duszy emocje, choć to ona Widzącą była. Twarz przybliżył.
- Miast lęku nadeszłaś ty.
Elin twierdziła, że wiedzące bardziej narażone są na złe duchy. Oferowała się jako pułapkę na demona jakby nie przejmowała się tym czym to grozi. Wedle słów Volunda sobą teraz nie była. Z drugiej jednak strony demon który wszedł w Chlo świadom zdawał się tego co działo się wokół, gdy uśpionym był pozwalając dziewczynie bez wpływu działać. Elin taka jak teraz, czy cokolwiek przed nimi stało… nie pamiętała jak widać nic z czasu gdy delikatna volva w przytomności pozostawała.
Demon w Chlo twierdził, że mrok oddaje innemu rozum aftergangerki. “Elin to ja… i ja to Elin” mówiła ona sama jednocześnie zaprzeczając i potwierdzając jakoby ta która przemawiała była kimś innym.
Frey myślał o tym patrząc na oboje i słuchając ich.
Znał takie pozorne rozdwojenie jaźni, że ta sama osoba zdawała się czasem jakby co ją opętało. Nieobliczalna czy dobro czy mrok ze sobą poniesie.
Choć nie człowieka.
I nie osobiście.
- Włosy Sif ściął z potrzeby wyrządzenia krzywdy i dla krotochwili, a jednak sprawił że Asom dostały się przepotężne dary: Gungnir i Draupnir Odynowi, Skidbladnir i Gulinborsti Freyowi, Mjolnir Thorowi - skald odezwał się w końcu przewiercając volvę wzrokiem - a Sif stratę odzyskała. Dzięki niemu nowe, niepowstrzymane mury Asgardu wyrosły, słońce i księżyc dalej są na niebie, a Freya uniknęła losu gorszego od śmierci. Bo poświęcił się za wszystkich dając zbrzuchacić Svadelfariemu, a jednak to przez niego zginęli Baldur i Hodur. On to pomógł Thorowi odzyskać Mjolnir od Thyrma, oraz zdobyć nieśmiertelną sławę w Utgardzie w pojedynkach ze Skymirem, ale i on Sif posiadł Władcy Burzy rogi doprawiając i mówią, że Ullr jego jest bękartem na sromotę synowi Jord. On wraz z Odynem i Honirem twórcą jest ludzkości ale też to on powiedzie Jotuny, bestie i przeklętych na Asgard w Ragnarok. Bezkresne dobro w nim drzemie tak jak i bezkresne zło, chęć krzywd najgorszych czynienia dla byle krotochwili. Jakby opętany sam był, jakby dwie osoby w nim mieszkały i nawet Asowie i Wanowie nie wiedzieli które w nim w dany czas mocniejsze.
Freyr umilkł na chwilę lecz wzroku z niej nie spuszczał.
- Sven się nie mylił, prawda? Prawdę rzekł nad Engelsholm?
Gdy Volund podbródek Helleven ujmował ujrzał w błękitnym oku pragnienie, które z trudem udało się jej opanować. Był zbyt blisko. Dłonie położyła na piersi berserkera, by lekko się od niego odepchnąć i już chciała coś żartobliwego odpowiedzieć, gdy skald począł mówić. Spojrzenie ku niemu podążyło i brwi lekko się uniosły.
- A cóż to Sven mówił? - Zapytała szczerze zainteresowana. Pogrobiec również skalda słuchał, władztwa jego nad słowami, i nie dziwił się już bliskości Asów i Wanów i tego, jak ważni mu byli. Lecz również co Sven w swoim czasie powiedział nie dane było Volundowi usłyszeć.
Helleven zaś kamiennie nie puścił, trzymając ją delikatnie jak oblubieniec i łapczywie jak zdobycz i w dwoistości podobnej jaźniom Widzącej gotów się zdawał zamienić intymną bliskość w niedźwiedzi uścisk.
- “Ty!!! Lokiego służka!” - Zacytował Freyvind dla którego spamiętywanie słów było wręcz sensem tego kim był. - Tak rzekł, a gdym spytał czemu tak powiedział odparł: “To jej druga natura!”
Pogrobiec trzymający volvę mógł wyczuć jak zastygła na chwilę.
- A mówił skąd mu taki pomysł w głowie postawił? - Zapytała przesłodzonym głosem, w którym groźba się czaiła. - Ten kto go wysłał jest w wielkich łaskach Ognistego Olbrzyma. Ja Agvindurowi służę. - Dodała już spokojniej, choć kolejną, leniwą próbę wyswobodzenia się z uścisku Gangrela podjęła.
- Czyli nie jest też prawdą, że Pan Ognia darem Cię naznaczył, że czego się tkniesz umiera wokół - Skald pokiwał głową jakby jej słowa wszystko wyjaśniały. - Nie jesteś tańczącą z trupami, jak też rzekł, które to słowa powiedział mu ktoś, kto ‘podarunek’ Ci wysłał. Bo jak rzeczesz Agvindurowi służysz?
- Nie wij się tak… - Pogrobiec wyszeptał tuż przy jej uchu, ustami prawie że je muskając - Albo się nie opanuję… - dokończył dwuznacznie, choć dla afterganger jasnym było, do czego rzucił tę… obcesową aluzję.
Freyvind przez sekundy fragment przy słowie szeptanym mógł kły dostrzec.
Helleven wyraźnie oburzyła się na usłyszane oskarżenia i szarpnąć już chciała, gdy szept Volunda ją powstrzymał. Głowę ku niemu obróciła i na palcach stanąwszy również do ucha jego sięgnąwszy szepnęła.
- Puść mnie zatem.... bo nie będę Cie powstrzymywać.
- Nie o mnie się lękaj, miła. Lecz skaldowi odpowiedz… on mnie w razie czego odciągnie… lub nie. - widać było, że Gangrel jeszcze jakiś gest chce uczynić, lecz wreszcie powaga sytuacji górę wzięła. Ręką jedną volvę puścił i delikatnie kciukiem usta jej zarysował, po czym o krok się cofnął, puszczając ją całkiem.
Jednak w spojrzeniu pięknolicy miał teraz poza zaczątkami żądzy jawną groźbę.
Wieszczka oczy przymknęła opanowując narastające w niej pragnienie i z ulgą przyjęła wypuszczenie jej z objęć berserkera. Odetchnęła cicho i na Freyvinda spojrzała już ze zwykłym spokojem.
- Oszczerstwa bezpodstawne to jeno były. - Rzekła z jakimś wyrzutem w głosie. - Ten kto je rozsiewa pragnie bym sama została, bez niczyjej pomocy, jeno na niego zdana… - Wzdrygnęła się ze złością i oczy zmrużyła. - Nie pozwolę mu na to. - Dodała ciszej jakby już do siebie.
- Braćmi krwi Twymi jesteśmy - Frey warknął. Mogło się zdawać, że to nie reakcji i czynów berserkera można było stawiać na pierwszym miejscu jeżeli chodzi o kłopoty. W oczach znów błyszczały mu iskierki szału. Wszak Lokiemu zawdzięczał od ponad pół wieku większość zła jakie go spotykało. - Tak powiedziałem Svenowi. Że kłamie kto oczernia Elin, która nie może być tym o czym mówił. Teraz nawet pewności nie mam, czy z nią rozmawiam, czy ze złym duchem. Ona nie służy Panu Ognia, to może Ty? Nie Ty, to może ona? A Ty to ona, ona to Ty. Zagadki, niepewność. Nic tedy prawdy w słowach Svena nie ma, bo tak rzeczesz?
- Ostrożnie. - wtrącił po retorycznym pytaniu Freyvinda berserker - Krew wilkołaków w naszym bracie, jak i we mnie. Słowo niewłaściwe może Bestię zbudzić… - przestrzegł, po części faktycznie chcąc ostrzec tę niepojętą istotę w ciele Elin…
...lecz słychać było i fascynację w głosie jego, jak gdyby snuł co by się stało, gdyby…
Helleven hardo uniosła podbródek i wpatrzyła się we Freya.
- Nie było prawdy w jego słowach. - Rzekła spokojnie. - Ale widać, że Leiknar kilkoma słowami już Was przeciw mnie, przeciw Elin napuścić może. - Westchnęła cicho. - Co będzie gdy się pojawi? Szansa żadnych nie mamy. - Uśmiechnęła się smutno. - Lepiej więc rozszarpcie mnie teraz jeśli macie taką ochotę, bo już to wolę niż jego. - I choć co do większości słów volvy można było mieć wątpliwości, czy szczerze są wypowiedziane, to ostatnie z pewnością takie były.
Zbliżając się powoli do aftergangerki Freyvind nie spuszczał z niej wzroku. Ręce drżały mu lekko od wewnetrznej walki samego ze sobą.
- Leiknar… - rzucił niby do żadnego z nich, jakby jedynie smakując to słowo. Wzrok zamyślony miał przez chwile, lecz zaraz przytomniej skoncentrował wzrok na jednookiej. - Me przekleństwo znanym Ci i Volundowi. Także to, że szczególnie od dwóch nocy walczę jak Thor z Jotunami by nie dać się ponieść potwornemu gniewowi. Żadne z nas od tego nie wolne, klątwa Canarla. Wiecie też, że mnie wilki głównie ścigały. Tajemnic przed rodzeństwem w krwi nie mam skąd zagrożenie na nie ściągnąć mogę i kim jestem. Słowa Svena padły, ziarno zasiały. Butem je przygniotłem, na skały rzuciłem. Ale podlewane tajemnicą i tym, że niewiele inaczej od Chlo to wygląda… Na nagiej skale kiełkuje. Chcesz je wypalić, czy pozwolisz mu rosnąć?
Po Volundzie widać było, że w umyśle błądzi ważne pytanie. Lecz przejęty był swym bratem i milczał, chcąc by volva wpierw jemu odpowiedziała.
Kobieta milczała dłuższą chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu westchnęła cicho.
- Powiem prawdę, to pewnie i tak swoje będzie dalej wiedział. - Mruknęła. - Ale niech będzie. - Spojrzenie jednego oka wbiła w skalda. - Jest nas dwie w jednym ciele. Osobne umysły, dość różne jak widać. - Uśmiechnęła się nieznacznie. - Nie wiem czy to przekleństwo Pana Kłamstwa czy cena za nasz Dar. Nie wiem co ona czyni i nie wiem czy ona pamięta co czynię ja. - Wzruszyła ramionami, choć spięta lekko była, gdy dalej kontynuowała. - To, że Leiknar mnie szuka, niedawnom dopiero odkryła. Puścił sam, wiele lat temu. Widać, odwidziało mu się. - Spojrzała na swych braci krwi. - Zadowoleni?
Skald patrzył na nią bacznie, lecz fałszu w niej nie odnalazł.
- Dwa umysły, różne myśli… Sama siebie wciąż zwiesz Elin? Rzeczesz że Ty to ona, lecz od niej odróżniasz.
- Gdyż tak jest. - Odparła po prostu. - Możecie zwać mnie Helleven. - Dodała.
- Czy Agvindur wie o tobie, Helleven? - dobiegł ją zza pleców głos berserkera.
- Przez tyle lat ciężko, by się nie zorientował.
Pogrobiec gorzkie spojrzenie posłał Freyvindowi na tę wieść. Kontynuował jednak pytania równie spokojnie, wbrew jego roli we... wszystkim.
- Zdawałoby się, że i Elin po tylu latach świadoma jest ciebie… więcej lat i bliższa ci. Ciężko, lecz czy się zorientował? - zapytał, używając podobnej nieprecyzyjności co ona, i chcąc słowo jedno usłyszeć, co jasno przekaże czy Agvindur świadom był… Helleven.
Pogrobiec zapytał jak ktoś nawykły do półprawd.
- Oszczędził mi takiego przesłuchania, wiedząc, że obie po jego stronie jesteśmy, a ja nie dopytywałam.
- Leiknar… - Skald spojrzał znów na volvę przenosząc wzrok z Volunda na którego go kierował, gdy ten pytania zadawał. - Leiknar może próbować. Niechaj to uczyni, każdemu koniec jego sagi pisany, jemu tez. Elin dopaść mu nie dam, o Tobie rzec tego nie mogę, bo dziś dopiero Tobie się zwiedziałem. Ale wszak na jedno wychodzi, czyż nie?
- Wdzięczna zatem Elin być muszę. - Skłoniła lekko głowę ku Freyowi. - Już Wam ją zwracam. - Uśmiechnęła się leciutko.
- Wstrzymaj się chwilę. - rzekł Volund jeszcze - Spójrz na mnie. - tym razem dyplomatyczniej poprosił, by nań spojrzała.
Volva zamrugała jednak i zdziwionym wzrokiem po nich potoczyła.
- Co się stało? - Elin ze strachem w głosie zapytała, a wyraz twarzy kobiety złagodniał.
- ...rozprawialiśmy właśnie z Tobą o wszystkich momentach, których pamięć Ci się zaciera. - powiedział zza niej Pogrobiec kamiennym tonem. Patrzył na Freyvinda, z namysłem...
- … choć powiedzieć “z Tobą” prawdą do końca nie jest. - Skald uchwycił spojrzenie Pogrobca, ale nie chciał z Elin byc nieszczery. Gdybyż to było w druga stronę…
- ...taki już jest paradoks opisywania tego, czego się nie pamięta. - wzruszył ramionami Volund, a choć oczyma nie ruszył, nie patrzył już na brata, lecz jakąś dal, odległą w czasie i przestrzeni.
Aftergangerka patrzyła, to na jednego, to na drugiego nie bardzo wiedząc co ma sądzić ale po chwili dotarł do niej sens ich słów i w błękitnym oku panika zaczęła rosnąć.
- Rozprawialiście… - Wyszeptała i krok w tył uczyniła chcąc więcej przestrzeni wokół siebie uzyskać. - I co ustaliliście? - Zapytała ostrożnie.
- Towarzyszkę mą i służkę, od krzywdy chcę uchronić z tym bydlęciem z mroku się układając, choć wiele dobrego to nie przyniesie. Uważasz, że siostrę w krwi ostawię tedy, gdy niewinna obecności Helleven? Wiedz jednak, że jeśli przyjdzie bronić przed Leiknarem… brak wiedzy nie pomoże. Z tajemnic i przeszłości swej obdzierać Cię nie chce i nie będę. Sama zdecydujesz.
- Leiknarem? - Volva ostrożnie imię wypowiedziała jakby smakując jego brzmienie. Brzmiało boleśnie znajomo. - A więc to tak ma na imię… - Zagryzła wargi i spuściła wzrok. - Tajemnic robić nie chciałam… jeno ja naprawdę nic o nim wiem. - Powiedziała cicho.
Pogrobiec, gdy rozmawiali, stał tylko nieruchomo jak posąg, tak jak tylko umarły może. Zaś lunatyzm jego, przywołany przebudzeniem Elin jakąś niewypowiedzianą prawdę, spostrzeżenie straszne zdawał się skrywać, nie reagował wcale na rozmowę Freyvinda z ich siostrą…
- Co oznaczał podarunek jaki Sven przywiózł?
Potrząsnęła głową spoglądając ze smutkiem na skalda.
- Nie wiem… Wiem jeno, że ręka należała do osoby, którą znałam… więc pewnie groźba… - Wieszczka teraz postawę tak odmienną od Helleven prezentowała, iż zupełnie kruchą i delikatną się zdawała.
- Takoż Sven nie pamiętał nic, kim był ten kto go przysłał. Zastanawiające jednak czemu Ty nic nie pamiętasz, a ta druga tak.
- Ona… pamięta? - Błękitne oko rozszerzyło się w zdumieniu, Elin czoła dotknęła z namysłem ale w końcu pokręciła głową. - Nie wiem… Przykro mi… - Znowu po obojgu spojrzała. - I wybaczcie, że nie mówiłam ale jak… miałam o czymś takim powiedzieć?
- Rozumiem. - ozwał się nagle berserker, nie wracając do nich myślami. A choć przysiąc można było, że nawet volvy nie słucha, że nawet ich nie widzi… coś w głosie jego, tembrze i delikatności pojedynczego, niby mimochodem rzuconego słowa wskazywało, jak bardzo dogłębnie… Nie wybacza, choć i miękkość tonu świadczyła, że nie ma w jego oczach czego wybaczać. Jeno iż… Rozumie.
- Stało sie. Wiemy ninie. - Frey jakby się nad czymś zastanawiał, spiął się wyraźnie, gniew przepełzł przez jego twarz. - Ona inna niż Ty się zdaje, jak ogień i woda…. Ty to byłaś, gdyś wieszczyła, że by spór zakopać, braterstwo krwi bogowie widzą? Nad Engelsholm?
Strach znów na jej twarzy się odbił ale głową potrząsnęła.
- Nie ja… - Odparła cicho.
Pogrobiec spojrzał na nią, na Freyvinda, na nią znów, w stronę Engelsholm, w stronę Caernu i na skalda.
Parsknął, a po chwili parsknięcie zamieniło się w głośny śmiech, który począł nieść się po nocy.
Być może taka właśnie reakcja Volunda wyrwała skalda ku przytomności z rodzacego sie i prawie namacalnego szału. Drżał na całym ciele wpatrując się to w volvę to w berserkera.
- A ona mi w twarz rzekła - wycharczał - że to ja ją… was dla swych celów wiązać chciałem…
- Och, z pewnością jest zaradna! - rzucił berserker, znów żyw, z jakąś złowieszczą ekscytacją, podchodząc ku Elin. Spojrzał na sekundę w pojedyncze oko. Dłonie na ramionach delikatnych volvy położył i na skalda spojrzał.
- Może powinniśmy je zamienić, lękiem Helleven przyzywać. Może ona wymyśli, jak z naszego położenia wybrnąć, ku Ribe dotrzeć. - paskudny uśmiech, zupełnie jak nie stoickiego dotychczas Volunda, przyozdobił… lub wypaczył pięknolicego.
Kobieta wyraźnie przestraszona była ale jeszcze nad lękiem widać panowała, gdyż odrzekła cicho.
- Ona też volvą jest, więc jeśli tak rzekła… widać tak ujrzała. - Na słowa Pogrobca wyprostowała się dumnie. - Nie jestem zabawką.
- Nie, nie jesteś. - oblicze uspokoiło się, grymas znikł. Volund puścił volvę, spokojnie krok jeden wstecz czyniąc i drugi, wzrokiem ją mierząc - Lecz z pewnością nawet volva taka jak ty, a pewnym że drugiej podobnej w całej Danii nie ma, może fałsz rzec, lub prawdę omijać. - spojrzał na skalda - Jako że nigdy wiadomo, z którą mowa, proszę bracie… Nie pytaj czy coś pamięta, jeno co pamięta… - i dalej cofał się o krok jeden i kolejny od nich.
- Starczy! - Frey znów zaczął buzować gniewem jaki przypływał i odpływał niczym morze przez Hjuki i Bila kontrolowane. Spojrzał na Pogrobca jakby zaczepki szukał, choć widać było, że jakby wbrew sobie. Jakby część jego bólem przepełniona ciągłej walki odpuścić chciała, a druga dążyła do krwawej furii.
Rozłam prawie jak u Elin.
Choć jakże inaczej.
- Norny zabawiły się z nami przednie. Ale ich krotochwilom nawet Asowie i Vanowie podlegają. Nad Engelsholm los nas splótł. Może w jakim celu. Ja, choć nie wiedząc, przez wilki ścigany byłem. Elin, też nie wiedząc przez Leiknara. Może okaże się, że i Ciebie Volundzie jaki południowy król szuka - Frey rzucił zupełnie bezsensowny przykład. - Choć demon już na Ciebie i tak nastawał. Przeznaczenie czy los? Za jedno. Związało nas. Stawić czoła temu trzeba, może od tego co nad Engelsholm zaszło nasza przyszłość zależy. Czy Helleven bogowie rzec o braterstwie przeznaczyli, czy zrobiła to jeno by obrońców zyskać dla Elin, a przy tym dla siebie.
- Dziękuję. - Odrzekła po prostu. - Chciałabym móc umieć te zmiany powstrzymać alem na razie bezsilna. Jakakolwiek przyczyna za jej słowami stała. Teraz i po Waszej stronie jest z racji krwi braterstwa. A Agvindurowi zawsze dobrze służyła… Więc nie powinno być dużych kłopotów… - Dodała chcąc jakoś jaśniej zarysować sytuację.
Volund w ciszy słuchał obydwojga. Słowa Freyvinda rozjaśniły go i uspokoiły. Słów volvy wysłuchał. Pozwolił by zapadła cisza i powiódł po prostu po obydwojgu wzrokiem.
- Obie cel macie jeden. Przetrwać. Ona zdaje się akceptować to, ty też. - Skald znów uspokoił się nieco. Coś przeszło mu przez myśl. - Od kiedy w jednym ciele, obie…?
Elin pośpieszne spojrzenie Pogrobcu rzuciła i odparła z westchnięciem.
- Nie pamiętam czasów, nim do Danii przypłynęłam. Nie umiem więc odpowiedzieć na Twe pytanie.
- Wtedy już z Tobą… obok Cie była?
- Tak.
- Może od niej więcej się dowiemy…
- Jeśli wiedziała o tym kto mnie ściga… to całkiem możliwe. - Przyznała mu rację.
Volund chwilę słów ich słuchał. Rozważał jak gdyby czy nie rzec czegoś, czegoś bolesnego zapewne… nie dla niego. Zdecydował jednak po prostu odwrócić się bez słowa i ku lasowi kroczyć - w kierunku znanym obojgu z jego rodzeństwa przez krew: do Caernu.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 19-08-2016, 18:32   #7
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Tissø

Nad jeziorem Tissø kwitł handel. Po drewnianych kładkach, umożliwiających bezpieczne przejście suchą nogą, przewijała się cała masa ludzi. Wymieniano tkaniny, skóry, kły morsów, tran, niewolników, biżuterię i wszystko na czym tylko można było zarobić. Prawda była taka, że większość ludzi nawet nie zdawała sobie sprawy na czym można było zbić fortunę póki nie trafiła nad Tissø.

Jezioro łączyło się bezpośrednio z morzem kanałem, szerokim na tyle, że dwa drakkary mogły się mijać swobodnie. Nad samym zaś jeziorem znajdowała się halla lokalnego jarla, który na modę południowcow kazał tytułować się księciem.
Wzdłuż kanału znajdowały się zabudowania targowe, pełne przekrzykujących się kupców, rybaków i bogatych gości.

Tissø było miejscowością pełną kontrastów. Po ulicach krążyli biedacy, którzy kupowali sobie szczęscie sprzedając członków swoich rodzin. Z drugiej strony niektórzy handlarze mieli na sobie tyle złota i kamieni szlachetnych, że karki ich i ich żon aż uginały się pod ich ciężarem. Magnatki nie tykały się pracy fizycznej, wyręczając się nawet w najprostszych zajęciach służbą. Było to typowe dla rejonów bardzo szybko rozwijających się gospodarczo. Podobno przyczynił się do tego głównie jarl. Wszyscy wiedzieli, że jest aftergangerem, który objął tron z błogosławieństwa i łaski Asów i Vanów. Pierwszą jego decyzją było wybudowanie świątyni na chwałę Freji.

Zelandia, w której władał rzeczony afterganger znad jeziora Tissø stała się najspokojniejszą częścią kraju Dunów. Nie znaczyło to jednak, że nie było tam wojowników, wszak Tissø znaczyło “Jezioro Tyra”. Wojowie z całego kraju Dunów przybywali tam, aby osiąść we wciąż rosnącej osadzie i oddać swe miecze ku chwale Jednorękiego. Kult Tyra był tu bardzo silny, na co przychylnie patrzył obecnie rządzący jarl.

W Tissø noc nie zapadała. Wieczorami Brytowie, Germanie i Frankoni handlujący z Dunami i między sobą, świętowali ubite interesy. W części handlowej pomiędzy płonącymi ogniskami kręcili się i biedacy. Ci ostatni a to żebrali a to kradli resztki jedzenia, skrawki dóbr lub sprzedawali ostatnie posiadane dobro - własne ciała. W langhusie jarla rozbrzmiewały sagi, a uroczyste uczty trwały całe noce. Sielanka zdawała się trwać nieprzerwanie.

W halli jarl siedział na zdobionym krześle. U jego stóp leżały trzy niewolnice, które miały jedynie obroże na szyi. Wszystkie miały ogień w oczach gdy zerkały na siedzącego przy nich mężczyznę. Z prawej strony tronu, nieco w cieniu, stała wysoka, czarnowłosa kobieta w prostej czarnej sukni. Wszyscy wiedzieli że jest żoną jarla, która najwyraźniej z pobłażaniem spoglądała na zabawy swego męża z niewolnicami. Wodziła wzrokiem wolno po zebranych.


Tej nocy jednak spokój pana na Tissø został przerwany. Do halli wszedł Ulf, hirdman jarla, zwany Szeptaczem.


Szybko przeszedł przez wielka salę, prawie przewracając skalda, który właśnie śpiewał o walce Jarla Bezdroży z wyznawcami Chrysta na ziemi Franków.
- Panie - pochylił głowę stojąc przed tronem - wieści przynoszę z Aros.
Afterganger na tronie wyprostował się bez słowa, gdy meżczyzna z tatuażami pod oczami patrzył na niego z ukosa. Machnął otwartą dłonią, dając mu tym samym znak, że wieściom posłuch daje.
- Jarl Aros zaginął. Powiadają, że najbliżsi hirdsmani jego szaleją, niektórzy na własne miecze sie rzucili. Agvindur w Ribe thing zwołał. Najpewniej wyruszy z wyprawą by krew ze swej krwi znaleźć.
- Lub pośle zaufanych
- pierwszy raz odezwał się jarl, po czym złożył ręce w piramidę i myślał chwilę, analizując informacje. W halli panowała niemal nieludzka cisza, nikt nie śmiał przerwać skupienia księcia.
- Poślijcie po moich hirdsmanów. Trza nam ruszyć z pomocą do Aros. Wszak miasto nie może bez władcy zostać. Czy coś jeszcze, Ulfie?
- Tak, do Aros przed tym statki bogate wpłynęły. Ponoć szerzyć wiarę w Jezusa Białego.

Siedzący na tronie kiwnął głową.
- Zasłużyłeś na nagrodę - afterganger przeczesał rude włosy swojej ulubionej niewolnicy, ciągnąc je lekko w górę, tak że kobieta uniosła twarz i ukazała swój uśmiech i nagi biust Ulfowi - Dziś zjesz przy mym stole, ze mna jak równy z równym. Co moje to i Twoje, wybieraj którą chcesz.
Ulf uniósł wzrok. Tylko na moment zerknał na piersi rudej niewolnicy. Jego oczy powędrowały wprost na żonę jarla.
Po sali przebiegł szept zdumienia i zaskoczenia lecz jarl odwrócił się tylko by spojrzeć na kobietę. Po chwili spojrzał ponownie na Ulfa i skinął głową.
- Co moje, to i Twoje. Tej nocy.
Szeptacz podszedł do czarnowłosej, wział ją za rękę i wspólnie opuścili główne pomieszczenie halli przez drzwi prowadzące do prywatnych pomieszczeń władcy.

Hedeby

Tego dnia niemal wszyscy mieszkańcy skupili się w miejscu kultu. Gwar rozmów, przekrzykiwania i przejęcie sprawiały, że powietrze przesycone było czystą energią.
Na wykarczowanej obecnie polance w zachodniej części osady, pełnej obecnie mężczyzn i niewolnych, stał chudy mąż o sarnich oczach opierając się na smukłej lasce, co nieco kostur podróżny przypominała.
Za jego plecami pocili się i sapali mężczyźni wkopując właśnie w ziemię pierwszy zrąb budowli.
Wśród zebranego tłumu kręciły się przyjezdne, rozdając niewielkie drewniane krzyżyki z pachnącego drewna i słodkości: niewielkie kuleczki nabite orzechami, egoztycznymi owocami, rozpływające się w ustach w rytm słów głoszonych przez mówcę:
- Chrystus przez swoją śmierć i zmartwychwstanie stał się prawdziwą i doskonałą świątynią Nowego Przymierza i zgromadził lud. Ten lud święty, zebrany w jedności Ojca, Syna i Ducha Świętego, jest Kościołem, czyli kulthusem Boga, zbudowanym z żywego drewna, gdzie Ojciec doznaje czci w Duchu i prawdzie. Słusznie więc od dawna nazywa się "kościołem" także budynek, w którym gromadzi się wspólnota chrześcijańska, aby słuchać słowa Bożego, razem się modlić, przystępować do sakramentów oraz sprawować Eucharystię….

Większość zebranych traktowała to zdarzenie jak rozrywkę dopowiadając żartobliwie pikantne historyjki z modłów odprawianych podczas wypraw. Dzieciaki uganiały się za cudzoziemkami domagając się kolejnych porcji słodyczy. A w tym czasie trwała mowa…

...a budowniczy w końcu ustawili pal drewna w miejscu. Na ten widok, mężczyzna zwany "Wielebnym" pokropił miejsce ze słowami:
- In nomine Patris et fillii et Spiritus Sancti, poświęcam ten Kościół ku chwale Pana i jego Matki, Maryji, któren z łaski króla Eryka, pana Danii stawiany ku zbawieniu wszystkich mieszkańców zacnego miasta Hedeby.

Na te słowa z głębi tłumu zebranych rozległ się piękny, czysty głos Almy.
Do jej śpiewu, wkrótce dołączyły kolejne kobiece zaśpiewy, sprawiając, że obserwujący wydarzenie mieszkańcy ucichli, wsłuchując się w obce słowa, niosące w sobie zaklętą moc...
 

Ostatnio edytowane przez corax : 20-09-2016 o 04:28.
corax jest offline  
Stary 07-09-2016, 13:17   #8
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Nie poczekamy na Gudrunn? - zapytała volva widząc oddalającego się berserkera i nagle jakby coś sobie przypominając zwróciła się ponownie do Freya. - A co z Chlo?... Zgodziłeś się? - Ostatnie pytanie zadane było z obawą czającą się w głosie i błękitnym oku.
- Na co zgodziłem?
- Na propozycję demona.

Frey w pierwszym momencie nie wiedział co odpowiedzieć.
Dopiero po chwili zrozumiał, że o propozycji rozmawiali z Helleven, nie z Elin.
- Przyjąłem. Na czas aż znajdziemy sposób jak się go pozbyć, będzie nas wspierał. Nie stanę przeciw Agvindurowi jeżeli o tym myślisz. Aros, Hedeby… mamy coś tam do zrobienia, coś po myśli demona, wedle ‘umowy’. Nim się z tym uwiniemy… mam nadzieje, że bydlę wyrzucimy z Chlo.
Wampirzyca pokiwała delikatnie głową.
- Trzeba będzie o inne Wiedzące rozpytywać, może znajdziemy kogoś kto zdoła bez dużego ryzyka usunąć tego przeklętego ducha… - Elin najwyraźniej ufała skaldowi, gdyż nie wnikała dłużej w temat.

Volund wkrótce w las wkroczywszy zniknął im z oczu, zostawiając za sobą Jelling. Elin zaś kroków kilka uczyniła jakby chciała za Pogrobcem ruszyć. Do Freya tymczasem podbiegł Jorik lekko zaczerwieniony i podekscytowany. Stanął grzecznie w niewielkiej odległości, czekając na znak od skalda, że podejść może. W pierwszej chwili Freyvind chciał go odprawić i iść za Pogrobcem, oraz volva zdającą się udawać za nim, jednak las nie wydawał się już tak niebezpieczny. Bestię zabrały Hugin i Munin, a przetrzebione wilkołaki i ich rodziny zdawać by się mogło, że odeszły. Nie było musu dla bezpieczeństwa trzymać się razem.
- Znowuż pewnie przed świtaniem powrócicie - rzucił za Elin. - Zatem ja z Gudrunn pomówić muszę, by było gdzie przedniować, przed jutrzejszym wymarszem. - Przed oczyma stanął mu obraz gdzie jak gdyby nigdy nic, przed rankiem wrócili tu bez załatwienia sprawy ze wściekłą wilczycą.
Volva odwróciła się słysząc jego słowa i podeszła do skalda.
- Chyba lepiej będzie jeśli ja z nią pierw pomówię - stwierdziła spokojnie.
- Myślałem, że iść z nim chcesz.
- Pierw o Gudrunn pytałam. I brat nasz nie wygląda jakby towarzystwa potrzebował. Tutaj bardziej się przydam. -
Uśmiechnęła się delikatnie i miast ku lasowi skierowała się w głąb osady.

Gdy odeszła Freyvind spojrzał wyczekująco na Jorika.
- Znalazłem, jarlu! - stwierdził chłopiec z dumą i gwoli uściślenia dodał: - Znalazłem sposób na przekonanie Cię, że się nadaję na Twego hirdmana.
- Doprawdy? -
Skald uniósł nieco brwi, na twarzy wykwitł mu lekki uśmiech zaciekawienia. - Mów tedy i przekonuj.
- Lepiej niż słowami, czynem to uczynię! Jeno… spocząć nam trzeba. To można w naszej chacie. -
Jorik na Freya spojrzał z nadzieją i lekkim niepokojem. Starał się bardzo opanować podniecenie i zachować zimną krew.
- W chacie Twej rodziny? Czy może wystarczy ta? - Afterganger wskazał szopę, gdzie kobiety złożyły Chloe.
- Starczy ta. - Chłopak skinął głową i ruszył żwawo by po dwóch krokach zwolnić i na Lennartsonna poczekać, a afterganger nie zwlekając ruszył się w końcu zastanawiając się co tez zmyślny Jorik przygotował.

W szopie chłopak rozejrzał się i przy ogniu miejsce znalazł. Skórę rozciągnął na ławie i rozłożył na niej niewielki tobołeczek, który zagrzechotał z cicha. Zaaferowany wskazał miejsce Freyowi, sam zajmując siedzisko. Bjarki jaki nie wiedzieć kiedy do chaty wrócił, oko otworzył sprawdzając co też się dzieje i na powrót przymknął je otulając się mocniej skórą tuż przy Chlo. Jorik zaś rozwiązawszy tobołek zaczął rozkładać tabliczkę i pionki do hnefatafl.




Uśmiechnął się pytając:
- Białe czy czarne?
- Białe. -
Skald znał dobrze tę grę, choć nie był w niej wirtuozem. Wciąż zdawał się nie wiedzieć o co chodzi chłopcu.
- Jeśli wygram, idę z Tobą.
- Nie.
- Czemu nie? Pokażę Ci, że umiem strategicznie myśleć i wiem o taktyce co mnie nauczono. -
Buzia chłopca się wydłużyła - A siły w treningach nabędę. - Czekał na ruch Freya.
- Nie zrozumiałeś mnie widno gdym mówił, że powód masz znaleźć czemu zabrać Cię mam ze sobą. - Skald przesunął swoim kamieniem.
Jorik swojego przesunął wystawiając go na zbicie.
- Zrozumiałem. Mówię jeno co zyskasz gdybyś mnie zabrał ze sobą. A powód mój to to, że świat chcę zobaczyć i nie jeno między orką a vikingiem żyć, jarlu - dodał dumnym głosikiem, sprawdzając czy Frey łyknie zastawioną na tabliczce pułapkę.
- To czemu sam nie wyruszysz wielki świat zobaczyć? - wampir spytał z zaciekawieniem. - Nikt przecież siłą Cię tu nie trzyma. - Skald zbił jego piona pozornie dając wciągnąć się w zasadzkę, lecz rozwijając przy tym swa obronę.
Jorik jednak miast od razu króla flankować zaczął drugą część czarnej armii wysuwać.
- Bo sam daleko nie zajdę. Za mało umiem. No i nie znam się na podróżowaniu. A Ty tak, śpiewają o Twych podróżach i przygodach. Masz dwójkę służby ale to nie starcza na wszystko. Wielki mąż i piękna dziewczyna - zarumienił się mocno i dla niepoznaki pochylił mocniej nad grą - uwagę przyciągają. Na chłopaka nikt zwracać uwagi nie będzie. No i wiem sporo co pomocne może Ci być. A Ty byś kompanię mieć i uczyć kogoś tego, co sam wiesz i umiesz. A jak Ci… - przesunął w końcu czarny pion by zapobiec atakowi białych - a jak uznasz… że się nie sprawdzam… to… to odeślesz. - Spojrzał na wampira jasnym spojrzeniem.
Zapanowała cisza, przerywana jedynie oddechem śpiącej Chlo, pomrukiwaniem Bjarkiego i przesuwaniem kamieni po planszy. Afterganger nie odpowiadał Jorikowi niby to skupiając się na grze, ale i na to nie wyglądało. Jego posunięcia były szybkie, jakby nie zastanawiał się nad długofalową taktyką, a jedynie reagował na aktualny układ. Czysty chaos i skrajna improwizacja. Ci co hnefataflowi poświęcili pół życia nie cierpieli takich graczy. Z jednej strony to trochę uwłaczało tej grze, z drugiej zupełnie nieszablonowa i chaotyczna taktyka dawała czasem zwycięstwo, co irytowało mistrzów siedzących i długo obmyślających każde posunięcie.
- Bardziej niebezpieczna podróż ze mną, niżbyś sam podróżował. Dobrze się zapowiadasz, roztropny jesteś. - Frey w końcu odezwał się. - Aleś jeszcze nie woj. Hirdmanem chcesz być, ale wpierw to Ciebie przyjdzie mi bronić. Umiejętnościami swymi chcesz służyć, ale to mi wpierw przyjdzie Cię uczyć. Wierność mi obiecujesz, ale wpierw upewnić się jej będę musiał. - Afterganger spojrzał chłopcu w oczy. - Ma przekonać mnie to, że dobrze grasz w hnefatafl by brać to na siebie? Nawet jak dwakroć bardziej w przyszłości mi się to przez Ciebie przysłuży?
- A jako Ty stałeś się hirdmanem u Ejofla? -
Jorik imię lekko inaczej wypowiedział. - Też wszak wszystkiegoś nie umiał. A oni - wskazał dłonią w kierunku Chlo i Bjarkiego - jako stanęli na Twą służbę? Pewnyś ich był od razu? Na krew przysięgać mogę, aleś Ty afterganger, widzisz mi w myślach i sercu. Toć wiesz czy kłamię czy nie.
- Gdy brał mnie na służbę, byłem już jednym z najpierwszych mieczy Zelandii, a imię me sławne było na wyspach i w Skanii. Oni zaś… -
Skald kiwnął głową ku swym sługom. - Bjarki gdym go poznał nie miał sobie równych w znajomości prawa, a siłą z bykami mógł się mierzyć. Przez pół wieku wiernie swemu panu służył. Gdyby mnie zdradził zmarłby, bo moja krew od starości i śmierci od niej go chroni. Chlo ma w sobie wiele umiejętności, a z początku branką jedynie była. Ciągnąłem ją z kraju Franków do Hedeby by sprzedać tak urodziwą dziewczynę za moc srebra w na hedebskim targu. Z czasem nim to uczyniłem więź mocna między nami nastała i przyjaciółką mi jest, kochanką, bliskim niż kto inny, nie thrallem. Co jednak najważniejsze, oboje mają coś w sobie, w środku, w charakterze, lubo w tym co nimi kieruje w życiu, co sprawiło, że są przy mnie. Nie hnefatafl. - Frey przesunął kamień. - Czasem bardzo niewiele trzeba, może masz w sobie coś, co mnie przekona. Musisz to znaleźć. Nie starczy roztropność i żądza przygód.
Zagrania chłopca zaczynały wykazywać powolną przewagę.
- Mogę stawać na uszach lecz… Czyś nie jest Jarlem Bezdroży? - Spojrzał poważnie na Freyvinda - To w Ciebie wierzą i słuchają ci, których nikt nie chce słuchać. Dla których nigdzie indziej miejsca nie ma. Prócz tego czym jestem i co umiem, nie ma więcej. Nie będę wydumanych historii szukał, jarlu. Jeśli Ci to nie dość - Jorik postawił ostatniego czarnego piona flankując króla z czwartej strony - to mów od razu. - Coś zgasło w jego oczach.
- Wygrałem.
- Wygrałeś -
zgodził się Frey. - Jarl ma ziemię, drużynę, majątek: wszak rozdawcą jest pierścieni. U mnie tego nie znajdziesz. Czemu zatem mnie tak zwą? Bo przecież nie ja sobie ten przydomek nadałem. Trafnie rzekłeś. Posłuch, najważniejszy dla jarla. Bez ziemi można nim być dla wikingów na drakkarach, bez drużyny wojów można nim być opiekę nad miastem sprawując. Nawet bez majątku. Bez posłuchu nie. A jednak ci co mają u mnie posłuch nie chodzą za mną, nawet ci co wierność przysięgali. Dana mi będzie kiedyś dziedzina, to pewnie się to zmieni, teraz mam przy sobie orszak jedynie. Najbliższych. - Skald pochylił się ku chłopcu. - I tak zostanie. Jeżeli nie masz w sobie czegoś, przez co zapragnę byś się nim stał, to choćbyś był większy od Bjarkiego, a mądrzejszy od Kvasira, miejsca obok mnie nie znajdziesz. Ale jak masz w sobie coś, to pójdziesz i zaznasz przygód, zobaczysz świat, choć uczyć Cię dopiero trzeba. I nie o dumane historie mi idzie.
- To dumane historie - nie zgodził się Jorik pakując piony i tabliczkę do tobołka - Bo jak spełnić warunek, o jakim sam nie wiesz? Coś? To Ty wiesz co to to coś jest. Nie ja. Nie ona, nie on. To Ty wyboru dokonujesz bez żadnego klucza. Sameś rzekł. Tako i spójrz na mnie i rzeknij. Czy we mnie coś widzisz, czy nie. - Jorik odbił piłeczkę w stronę jarla najwyraźniej podirytowany i pogodzony, że w wiosce zostanie, choć walczyć do końca chciał.
- Gdybym nie widział czegoś, to rzekłbym od razu "nie". Jam nie z tych co ludźmi się bawią puste dając im nadzieje.
Jorik pokiwał głową.
- Tyś nie człek, jarlu. - zaznaczył - więc ciężko mnie wiedzieć, co Tobą rządzi. - Z ławy się podniósł i spojrzał na śpiącą Chlo. - Bywaj i szerokiej drogi.
- Niech Asowie i Vanowie, Cie prowadzą. -
Frey skinął mu głową. - Juro dopiero wyruszam, zdążysz mnie jeszcze odnaleźć.
Chłopak otworzył drzwi i wyszedł tyleż wzburzony co pełen zawodu.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 07-09-2016, 13:38   #9
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Wieszczka poprosiła skalda, by nim ona nie rozmówi się z Gudrunn, przeczekał w chatce gdzie Chlo z Grimmem odpoczywają. Sama udała się pod hallę Jelling i tak oczekiwała przybycia Gangrelki.
Wioska ucichła na czas nocy i o tej porze niewielu ludzi było widać. Prócz Jorik co z Freyem zacięcie chciał mówić, jedynie spóźniony staruszek sunął po rozmiękłych ścieżkach między chatami. I on wkrótce zniknął w bezpiecznym cieple domostwa.
Gudrunn jednak nie wracała.
Udawać się w gonitwę po lesie za rozwścieczoną Ganrelką najmądrzejszą rzeczą nie było, Elin nie pozostawało więc nic innego jak czekać. Przespacerowała się po całym Jelling nasłuchując odgłosów nocy i zastanawiając czy może Volund na Gudrunn przypadkiem gdzieś nie trafił. Osada duża jednak nie była więc i spacer dość krótki. Ponownie więc przysiadła na ławeczce przed hallą i dalej czekała.
Gdy tylko przycupła ponownie przed domem, głos chropawy posłyszała:
- I czegoż siedzisz?
- Przecie za nią po lesie biegać nie będę. - Odszepnęła rozglądając się ciekawa czy może dostrzeże w końcu właściciela głosu. - I dziękuję za pomoc… wtedy… - Dodała.
- Za kim? - zdziwił się rozmówca.
- Za Gudrun… - Odparła. Czyżby nie wiedział? Zatem pojawiał się jedynie od czasu do czasu? Volva zaczynała mieć coraz więcej pytań.
- A! - głos przytaknął z roztargnieniem - Ona nieważna. Czas ruszać. Na co czekasz tu? - dorzucił z wyrzutem i zniecierpliwieniem.
- Bo gotowa gardło Freyvindowi rozszarpać przy następnym spotkaniu… - Elin westchnęła. - A nam sojuszników teraz tracić nie lza. Rozmówię się z nią i ruszamy. - Rozejrzała się znowu. - Wiesz coś? - Spytała przestraszona.
- Ona nieważna. To miejsce nieważne. Czas jeno tracisz. - zachrypiał głos jakby z nieco większej oddali. - Sojuszników szukać potężnych trzeba, by dług szybciej spłacić.
- Wiesz gdzie takich znaleźć mogę? - Zapytała unosząc wzrok ku nocnemu niebu.
- Na pewno nie tutaj, siedząc pod rozpadającą się chatą. Wiesz gdzie… nauczycieli miałaś chyba wcześniej?
- Pewnie miałam… lecz ich nie pamiętam. - Wzruszyła ramionami i wstała, gdyż w jednym głos miał rację. Im dłużej tu siedzieli, tym dłużej Agvindur sam mierzył się z tym co wydarzyło się w Ribe. - Trzeba jeno Volunda znaleźć…. - Westchnęła cicho i ruszyła ku jednej z chatek by Freya powiadomić. - Wiesz może gdzie go znajdę? - Rzuciła nie bardzo wierząc w odpowiedź.
- Nie. - głos po krótkiej przerwie kontynuował - Nie zapomnij zabrać swojego znaleziska. Ofiaruj go temu, kto go godzien. Upewnij się, że zło na dobro zamieni… - westchnięcie towarzyszyło ostatnim słowom. Zadumanie krótkie co po nim nastąpił jakby jakaś myśl rozjaśniła - Sama sławę zdobyć możesz i popleczników zdobyć, korzystając z niego.
- Nie pragnę sławy… - Odparła spokojnie. - Dlaczego mi pomagasz? - Zapytała nagle bojąc się, że ostatnie rady są jakby pożegnaniem. Nie miała odwagi zapytać o to kim czy czym jest tajemniczy właściciel głosu, bo być może zupełnie zaprzepaściłaby szanse na dalszy rozmowy, a odpowiedzi pewnie i tak by nie usłyszała.
- Nie chodzi o sławę dla sławy. Pytałaś, sama pytałaś, jak odwrócić co uczynione. Jeśli chcesz rzeczywiście pomóc, pozycję swą umocnić musisz. Nie zrobisz tego kryjąc się wiecznie w cieniu. Łatwiej znaleźć sojuszników… co wiedzę i moc mogą mieć, gdy imię Twe znane będzie nie jedynie z tego, żeście miejsce święte zbezcześcili. - głos zabrzmiał smutkiem niemalże odbijającym się w nocy. - Ja chcę… przywrócić jego świetność. To wszystko…
- I ja tego pragnę… ale nie ufam samej sobie. - Uśmiechnęła się ze smutkiem. - Jestem szalona, wiesz? Nikt nie wie co ta druga wymyśli… Lepiej z boku się trzymać… - Westchnęła cichutko. - Ale uczynię co w mej mocy. Jak… jak mogę Cie zwać? - Zapytała nagle.
- A kto z wiedzących w pełni włada swym umysłem? Zawsze dzielony on jest między tu i tam, teraz a kiedyś. Skoroś szaleństwa swego pewna, uczyń z niego swoją moc.
Cisza zapadła po tych słowach:
- Masz ich, masz mnie. Znajdź sposób na uzgodnienie między jedną a drugą. Jeśli obie będziecie działać jak jedno… może to będzie Twoje uzdrowienie? - głos mruczał cicho jakby zadumany - Zwać… Styggr. Tak, Styggr mnie zwać możesz.
- A więc przyrzekam Ci Styggrze, że zrobię co w mocy mej, byle krzywdy Agvindurowi i braciom mym nie uczynić, by świętemu miejscu świetność znów przywrócić. - Odparła poważnie. - I dziękuję za Twą pomoc… - Zawahała się na moment. - Ona… ona więcej niż ja wiedzieć może. Poznasz ją, po tym, że włosy zawsze splata. Ale i uważaj na nią...
Odpowiedzi nie było. Wieszczka westchnęła cicho nie wiedząc czy jej ostatnie słowa dotarły do właściciela głosu. Przy tym wszystkim co się wydarzyło, słowa Styggra pocieszeniem były. Istniała szansa na odratowanie źródła… i nie była z tym sama. Krok przyspieszyła i do chatki ruszyła. Drzwi do chaty otwierając niemal wpadła na Jorika, który z miną zawziętą i rumieńcami na policzkach wykwitłymi właśnie wychodził.

Spojrzała zdziwiona na chłopaka ale go nie zatrzymywała tylko na weszła do środka chaty i na Freyvinda pytająco spojrzała.
- Co mu powiedziałeś? - Zapytała.
- Że znajomość hnefatafl to za mało by zdecydować się wziąć go na wychowanie.
Pokiwała powoli głową.
- Dobrze, żeś go nie wziął… Zbyt wiele przeciwności przed nami, by dzieci za sobą ciągąć. - Westchnęła cicho. - Gudrunn dalej nie ma. Chyba uznała, że nie wróci, póki my się nie wyniesiemy… A czas nam więcej tracić niedobrze. - Stwierdziła.
- Tak czy owak czekać nam na powrót Volunda, tej nocy już nie ruszymy.
- Nocy nie ale porankiem ruszać możem. Konie i wozy mamy.
- Niepokoi mnie trochę podróż za dnia - skald był sceptyczny - Wilki mogą się czaić… jednej nocy nie dojedziemy do Ribe, lecz bezpieczniejsze dzień spędzić w ziemi za połową drogi, niż zamkniętym w pudle jeno Bjarkiego mając za ochronę ziemie te opuszczać.
- Psie syny raczej nie będą spodziewać się, że zaryzykujemy podróż za dnia, to dałoby nam przewagę… I może nasz brat wróci szybciej, to by podróż jeszcze w nocy zacząć można by było… - Zawahała się na moment. - Sądzę, że powinniśmy ruszać jak najszybciej. - Dodała.
- Przez wzgląd na Aros? Hedeby?
- To też… - Powiedziała nieśmiało. - Bardziej jednak o Agvindura się martwię… Choć wiem, że i tak nic pomóc nie mogę… - Zagryzła wargi i niemal wyszeptała. - Chcę już po prostu wiedzieć…
- Ufać i wierzyć nam, że wszystko z nim w porządku - skald spojrzał miękko na volvę i położył jej dłoń na ramieniu - ale na wszystko przygotowani być musimy Elin. Rozumiem, że nieświadomość i obawa męczy. Zobaczymy co zrobić jak Volund powróci.
Skinęła głową powoli.
- Racja teraz i tak wiele nie zdziałamy… - Westchnęła cicho i uśmiechnęła się łagodnie do swego brata krwi. - Dziękuję.
- Troje nas w skrzyniach na wozie trzeba złożyć będzie jeżeli w dzień podróżować mamy, Chlo też o własnych siłach nie pójdzie, a Bjarki powozić będzie, też ranion. Zwierząt na zmianę nie mamy… Im częstsze popasy by odpoczywały tym dłużej to potrwa. - Patrzył na aftergangerkę jakby się nad czymś zastanawiał.
- Duże obciążenie dla dwóch koni…- Zaczęła chodzić nerwowo też się zastanawiając intensywnie. - Ale musimy jakoś ruszyć.
- Krew nasza śmiertelnych wzmacnia, może nie tylko ludzi?
- Można by spróbować… Ale czy damy rady zmusić konia do picia krwi…
- Coś może się może wymyśli - mruknął Frey. - A jak nie, to gdy padną trzeba będzie iść na piechotę.
- Możemy teraz sprawdzić… I tak wiele więcej do roboty nie mamy… - Elin niepokój zaczęła czuć na myśl, że krew będzie musiała oglądać. Westchnęła cicho i do skalda się zwróciła. - Jest jeszcze jedna sprawa, o której powinniście wiedzieć.
- Mam nadzieję, że tym razem to dobre wiadomości. - Skald uśmiechnął się lekko.
- Niestety nie bardzo… Kiedy Ty i Volund smaku krwi zwykłej znieść nie możecie, mi jest ciężko w ogóle zmusić się do picia. Tak jest od czasu walki na polanie…
Brwi Freyvinda powędrowały w górę, aftergangerka nie mogąca zmusić się do picia krwi. To jak berserker brzydzący się walką.
Zamyślił się patrząc na volvę. Coś przeszło mu przez myśl.
Zmrużył oczy zwracając sie do Elin.
- To akurat chyba nie taki problem jak się zdaje. W Twoim przypadku.
Spojrzała zdziwiona na niego.
- Nie? Ale jeśli nie zdołam się napić, będę Was prosić o zmuszenie do tego… Nie chcę nikomu krzywdy wyrządzić.
- Dwie was jest. Wątpię by Helli miała takie opory jak Ty - kącik ust Freya powędrował do góry. - A jedno ciało dzieląc, krwią i Ciebie napoi sama pijąc.
Patrzyła na niego przez chwilę zaskoczona kompletnie.
- Całkiem możliwe, że tak jest… - Westchnęła cicho i uśmiechnęła się delikatnie. - Być może na coś się przyda, to że nas dwie.
- Może to Was zmusi by się w jednym Ciele ugadać. Potrzebujesz jej Elin - Frey w zamyśleniu nawinął kosmyk włosów volvy na palec. - Jej bezwzględności czasem, a teraz jak mówisz i krwi… Ona Ciebie też, delikatności, dobroci.
Aftergangerka wzrok onieśmielona spuściła.
- Jeśli już wiecie… Mogłybyśmy się spróbować jakoś komunikować między sobą… - Spojrzenie jednego oka utkwiła w dłoni skalda. - Ona włosy zawsze spina. - Rzekła nagle i wzrok uniosła. - Tak rozpoznać ją możecie.
- Chcesz przekazać jej słowa jakieś?
- Że dla naszego wspólnego dobra powinna z Wami współpracować… i powiedzieć jak najwięcej o… Leiknarze. Sądzę, że to ważne…
- Nie o to mi szło., bardziej o prywatne… nie wiem, zapomnij. Może niedobrze abyście poznawały się przez nas.
Uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Dziękuję ale teraz najważniejsze, byśmy zjednoczyły siły.
- Przydało by się. Ona nie przeciwna współdziałaniu, choć nie oczekuję, ze te same powody ma ku temu. - Skald zastanowił się nad czymś. - Woda…
- Woda? - Zapytała zaskoczona.
- Konie krwi nie wypiją ot tak. Trzeba w czymś ją przemycić. Gdy spragnione bedą wypiją nawet zaprawioną płynem życia.
Klasnęła w dłonie.
- Dobry pomysł, oby tylko rozcieńczona zadziałała. Szkoda będzie zwierzęta stracić. Chodźmy więc do stajni.
- Konie są po wieczornym pojeniu, teraz pić pewnie nie zechcą.
Westchnęła cicho, widać rwało ją by coś robić, a nie w miejscu siedzieć.
- To skrzynie przenieśmy chociaż, bo ludzi teraz i tak do roboty nie zaciągniemy… Tu nie Ribe…
- Raz, że skrzynie nasze w halli Gudrunn. Mamyż wchodzić w jej domostwo przed rozmową, po tym co zaszło? Dwa, że jeżeli Volund wróci blisko świtu… to nie wiemy w jakim stanie i czy dniować nam jeszcze tu nie przyjdzie. Wtedy musielibyśmy skrzynie do domostwa znów taszczyć.
- Prawiem pewna, że Gudrunn wróci przed świtem oczekując, że się wynieśliśmy. A gdy nas zoczy, to ciężko jej reakcję przewidzieć. - Odrzekła ale usiadła na ławie zrezygnowana.
Na samo wspomnienie w oczach o dziwo tak długo spokojnego skalda, gniew znów zaczął się budzić.
- Freya mi swiadkiem, że to jedna z kilku ostatnich, z którymi zwady i nieprzyjaźni chciałbym szukać - rzekł głosem w którym zaczęły pełgać nutki tłumionej furii - ale dostanie to co sama nam zechce ofiarować, gdy nas tu zoczy.
Elin zaalarmowana tonem głosu skalda wstała natychmiast i spojrzała na niego łagodnie.
- Trzymajmy się planu. Pierw ja z nią pomówię. - Odrzekła uspokojającym głosem. - Może też sprawdzę czy przypadkiem po prostu gdzieś w okolicy palisady się nie kręci…

Gdy tak gaworzyli między sobą Elin powoli słowa swoje przestawała słyszeć. Głos skalda z dala do niej dobiegał i coraz mniej wyraźnym zdawał się on sam. Jego kroków na ziemi słychać już się nie dało. Wizja jakowaś wciągać ją poczęła jeno pierwszy raz odczucie takowe miała, jakby przez mgłę przebijać się miała. Czuła się obserwowana z wszelkich stron, jak pisklę wystawione na widok drapieżników.
Obecność.
Przytłaczająca.
I słowa jakoweś mówione w języku, który znajomym się jej zdawał. Uchwycić znaczenia ich jednak nie zdołała.

Frey zaś w końcu zauważyć mógł, że z dziewczyną coś się znowu dzieje. Bogowie widać musieli do niej ponownie przemawiać bo oko białkiem wywrócone miała i głowę w tył odrzuconą. Cała wysztywniona jako drewniana lalka, którą dzieci bawić się zwykły. Z miejsca uchwycił ją w objęcie aby nie upadła. Podtrzymując tak patrzył lekko zszokowany na jej twarz.

Słowa przez mleko mgły przebijać się poczęły w w końcu i Elin jedno słowo wyłuskać się udało:
- Pomocy… - szepnął głos męski, znajomy.
Coś ciągnęło jej jaźń w jego stronę lecz nim postąpić kilka kroków zdołała inny głos wbił się:
- Nie słuchaj. To pułapka! Nie idź w jego stronę! - chrypiał Styggr - nie słuchaj…
Ktoś kogo znała jej pomocy potrzebował, powinna iść, powinna pomóc, głos Styggra jednak wstrzymał ją w miejscu.
- Pułapka? Ależ gdzie tu pułapka być może? - Zapytała zadziwiona, jeśli ktoś zdołał przebić się do niej w ten sposób - był ważny. Krok ostrożny uczyniła próbując więcej wyczuć, usłyszeć.
- Pułapka? Jaka pułapka? - Skald patrzył zdezorientowany na nią, a gniew wzbudzony niecierpliwością i wspomnieniem awantury z Gudrunn ulatniał się. Cofał.
Zamiast niego jego myśli wypełniły się zdrową, totalną paranoją. Zaczął strzelać oczami wokół wypatrując zagrożenia i nieufnie patrząc na cienie spowijające osadę. Mocniej przy tym volvę uchwycił i oparł dłoń na rekojeści miecza. Lecz wokół nikogo nie dostrzegł. Cisza panowała wokół z rzadka przerywana odgłosami osady. Volva w jego ramionach nadal jak skamieniała była w głąb siebie jakby wpatrzona.
Głos bliski, znajomy. Chciała do niego się udać, pragnęła pomóc, móc ujrzeć właściciela tego głosu. Gdzieś głęboko w niej jakby coś się wyrywało. Krok kolejny uczyniła. Styggr ostrzegał ale jeśli czuła coś takiego, to jak to mogłaby być pułapka? Zresztą to wizja jeno. Cóż jej może się stać? I jeszcze jeden krok.
- Znajdź…. mnie… - wionął głos, czułością przepełniony nagle - Zniszczyć mnie …. chce… pomóż… skarbie…min eneste skat...
Lecz w te słowa gniewny okrzyk się wdarł. Styggr okrzyk bojowy wydał, co się nagle w wysoki wizg, pisk przemienił. Ostre tony uszy Elin niemalże przebiły, skupienie i trans jej przerwały…
Volva nagle trząść się poczęła w uścisku Brujah, z trudem do zmysłów powracając. Ostatnie słowa jednak w pamięci wryły się parzącymi zgłoskami. Zmysłami warkot charkotliwy swego nowego towarzysza wyczuwała raczej niźli słuchem wyłapywała...Drgawek opanować chwilowo w szoku będąc nie mogła.
- Styggr? - Wydukała przez trzęsące się zęby. Ciągle nie bardzo widząc co się dookoła niej dzieje. Nie rozumiała co się stało. Myślała, że jej nowy towarzysz jednak materialny bardziej jest, skoro nie wszystko wiedział… Ale do wizji jakoś przeniknął. “Przyjdź do mnie…” Rezonowało w całym jej ciele. Jęknęła cicho próbując się objąć i powstrzymać drgawki.
- Elin, co z Tobą? - Frey potrząsnął volvą by przywrócić ją ku przytomności. - Jaki Styggr?
Volva zamrugała i przytomniej na skalda pojrzała.
- Ktoś mnie wzywał… A Styggr przeszkodził… Mówił, że to pułapka… Ale on pomocy potrzebował. - Wyjaśnienia kobiety zdecydowanie były bardzo nieskładne.
- Kto Cię wzywał?! Kim jest Styggr?! - Frey to rozglądał sie wokół czujnie to znów wpatrywał w twarz aftergangerki.
- Nie wiem… Znam go ale nie wiem skąd… Znam go dobrze… - Oko wieszczki nagle się poszerzyło, gdy myśl pewna do niej dotarła. Mocniej Freyvinda chwyciła nagle przestraszona. - A jeśli to Leiknar? - Wyszeptała.
- Styggr to Leiknar? Czy Leiknar Cię wzywał?
Elin gwałtownie pokręciła głowa na pierwsze pytanie Freya.
- Leiknar mógł mnie wzywać… - Potwierdziła przy drugim. - To by wyjaśniało czemu nie potrafię sobie przypomnieć skąd go znam. - Wzdrygnęła się lekko. - Mówił, że ktoś chce go zniszczyć…
- Nie rozumiem… Leiknar zastawił na Ciebie pułapkę zsyłając wizję w której o pomoc Cię prosił? - Freyvind zdumiał się - wszak to sensu nie ma żadnego skoro przed nim się ukrywasz.
- Chce bym przyszła do niego, może to jest pułapką.. - Pokręciła głową. - Nie wiem… Nie rozumiem. Jak mógł w ogóle tak się ze mną skontaktować? - Jego słowa ciągle przebrzmiewały w jej głowie.
- Jak mogli - poprawił ją skald.
- Mogli? - Spojrzała na niego nierozumiejąc.
- Leiknar i Styggr.
- Styggr… Styggr jest… - Zagryzła wargi i westchnęła cicho. - Uznaj, że zwariowałam zupełnie. Słyszę głosy… Konkretnie jeden ale właśnie najwyraźniej, to szaleństwo mi pomogło, więc chyba nie jest aż tak źle… - Zerknęła na Freyvinda niepewnie.
- Pomogło? - Skald puścił volvę patrząc na nią zaskoczony. Dwie w jednym ciele, do tego jedna słyszała głosy. W aftergangerce musiało być naprawdę już bardzo ciasno. - Od dawna głos ten słyszysz?
- Od walki na polanie… Najwyraźniej wszyscy za to co się tam wydarzyło płacimy. - Odparła robiąc delikatną aluzję do nietypowego zachowania skalda.
- Taaaak, rozumiem… - Freyvind odsunął się lekko.
To nie wyglądało na zwykłe szaleństwo, a myśli w głowie aftergangera szeptały swą dziką pieśń.
Wspomniał jej słowa, gdy mówiła, że demony mają większy dostęp do widzących, do takich jak ona.
Mówiła, że Chlo była tknięta lekkim darem widzenia i demon opętał ją. Teraz wychodziło na to, że drugi jest z Elin, od momentu zniszczenia wilczej świętości.
Pytanie brzmiało, czy bydlę już zawładnęło volvą czy jedynie szykowało się do tego.
Albo czy teraz rozmawiał z Elin czy z Styggrem…

Słowa aftergangerki sugerowały, że to ten Styggr jej pomaga i odkrył przed nią spisek Leiknara… Frey widział wielokrotnie, jak Agvindur wzywał do siebie ludzi lub einherjar z oddali, samą wolą, myślą. Skald zrozumiał wnet, że Elin została już nawiedzona, Agvindur wzywał pomocy, a Styggr podszywając się pod volvę desperackie wezwanie o pomoc jarla, obracał przeciw niemu.
W oczach zafalował mu gniew ocierający się o furię, nie patrzył już na Elin tak jak przed chwilą.
W jego wzroku można było zauważyć to co w chacie, gdy rozmawiał z demonem siedzącym w Chlo.
Wieszczka krok do tyłu zrobiła widząc zmieniające się spojrzenie skalda. Nie wierzył jej, nie ufał więcej, chciała być w końcu szczera i oto jak się to skończyło. Lepiej było słowem o niczym nie wspominać.
- Pójdę na Gudrunn poczekać bądź brata naszego. Zależy kto pierw się pojawi… - Rzekła cicho i w stronę halli się zwróciła chcąc odejść.
- I jakie kłamstwa będziesz im sączyć w uszy Styggrze? - spytał z głosem wibrującym od złości. - Gdy się pojawią? - Rozległ się dźwięk wyciąganego miecza.
Elin przerażona spojrzała na niego i znów o krok się cofnęła.
- Freyvindzie, to ja… Nie Styggr… Możem szalona ale jeszcze wiem jak się nazywam…
Nie rzucał się na nią, broń wyciągnął raczej dla obrony wspominając możliwości opętanej Franki wolał nie stawać przeciw Złemu z gołymi rękoma. Tak jak w przypadku Chlotchild wolałby przepędzić to z volvy, czuł do niej wiele przez więź krwi, a gniew nie przeciw niej kierował, lecz ku demonowi, jaki ją posiadł.
Z drugiej strony nie miał też pewności.
Chlo po przejęciu jej ciała przez to co ją nawiedziło, zachowywała sie inaczej. Mimiką, słowami, głosem odbiegała od normalnego stanu. Po Elin widać tego nie było… ale Zły mógł udawać.
- Jaką mam pewność mieć? - spytał, a właściwie wycedził ni to do Elin, ni to do Styggra.
- Gdyż jeśli Stryggr byłby zły i mnie opętał… to dlaczego miałby mi wcześniej pomóc Muninna i Hugina wezwać? A pomógł. - Spróbowała nie mając pojęcia co przekona Freya.
- Albo to Elin wierną służką Asów i Vanów będąc ich wezwała, a tyś nie zdołał w tym przeszkodzić? - Na twarzy skalda brak było pewności, za to sporo niepewności i wahania kryjącego się pod maską gniewu.
Wieszczka westchnęła zrezygnowana.
- Cokolwiek powiem możesz to przekręcić tak by pasowało to do Twojego poglądu… Więc cóż mam uczynić byś uwierzył? - Zapytała.
Na to pytanie odpowiedzieć nie potrafił, myśli podszeptywały mu, że demon pokierował Chlo za bestia, a Elin również przez nieznany sobie las ku niej podążyła, gdy z Volundem uspokajali Gudrunn.
- Nie wiem, ale jeśliś Elin, to zrozumiesz me obawy.
- Myślisz, że mną coś zawładnęło… Może modlitw do Chrysta spróbuj? - Zaproponowała zastanawiając się jeszcze co mogłaby uczynić.
- Nie znam tych modłów. A i wiedzy ku temu nie mam, by wiedzieć zali Zły strzymać je może. Zresztą i tu nas na północy złych duchów nie brak, niczym demonów przez Lokiego zesłanych. Ci za nic mogą mieć Zachłannego i jego syna. - Patrzył wciąż uważnie stojąc w bezruchu.
Volva również stała spokojnie, ręce swobodnie opuszczone po bokach, ramiona lekko opuszczone jakby przytłoczone jakimś ciężarem.
- Nie mogę krwi Twej więcej się napić… - Zagryzła wargi. - A innego sposobu by Cie przekonać nie widzę. - Westchnęła cicho. - Co teraz? Pilnować mnie chcesz?
- Na Volunda poczekać trzeba, aż wróci. On w tym uczony. Do tego czasu… - wskazał chatę gdzie spoczywali Chlo i Bjarki. - Jeśliś Elin… - zbliżył się o krok nie unosząc miecza - to wierzę, że zrozumiesz i wybaczysz. Jeśli jednak jest tak jak myślę, i opętałeś mą siostrę w krwi, nie dam Ci zła czynić, skłócać i przeciw nam działać.
W oku wiedzącej jedynie smutek mógł wyczytać. Ruszyła powoli ku chacie i weszła do środka, by usiąść po przeciwnym jej krańcu niż Franka i godi. Kolana ramionami objęła i wpatrzyła się w jakiś punkt tylko dla niej widoczny słowa nie mówiąc.
Freyvind targany złymi przeczuciami niecierpliwością, złością… usiadł w progu, miecz w ziemię wbił w zasięgu reki, a czoło o dłoń oparł łokciem wspartą na kolanie.
- Volundzie… - wyszeptał. - Niech bogowie sprawią, że szybko przybędziesz…
Elin zerknęła na brata krwi i widząc jak miecz wbija w ziemię, sztylet swój z pasa odpięła i po ziemi go przetoczyła w kierunku Freya.
- Byś nie myślał, że komu krzywdę będę chciała tym uczynić. - Mruknęła i znowu gdzieś się wpatrzyła mamrocząc cicho pod nosem do Styggra. - Szkoda, że Cie zoczyć nie można…
 
Blaithinn jest offline  
Stary 07-09-2016, 21:35   #10
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Równocześnie, w caernie…
Drogę na do serca terytorium stada przebył Volund sam. Pogrążony w myślach nie słyszał wołania Elin i nim się zorientował, że samotnie kroczy było już za późno.
Tymczasem sam caern niewiele się zmienił od ich ostatniej wizyty z Gudrunn. Pole nadal zasłane było resztkami, wokół czuć było jakąś wyrwę nie jeno w rzeczywistości ale i w energii.
Pogrobiec stanął na skraju lasu, dumając ile razy jeszcze na to skalane miejsce przyjść mu trzeba będzie. Cisza wokół uderzała jak młotem, bo nawet dzikie zwierzęta nie chciały podejść za blisko zbezczeszczonej polany.
Kolejny raz przemierzany szlak zdawał się być jedną ze ścieżek samego przeznaczenia. Jak w sadze po trzykroć przyszło berserkerowi kroczyć tą samą ścieżką. Raz gnał nią napędzany mistycznym lękiem, raz poszukując grozy a odnalazłszy cud. Nareszcie czas był by udać się po zrozumienie.
Zrozumienie, dlaczego za każdym jednym razem afterganger przybywał w coraz wyższym stanie fizycznej degradacji. I dlaczego pomimo postępującego skażenia duchem był spokojniejszy, gdy umysł jego osiągnął klarowność narzuconą przez brutalność tego, co się z nim działo. Dźwięk łamanych gałęzi i kroki na ściółce niósł się jak przed żywym wędrowcem, choć nagie, umarłe ciało widziane z daleka przywodziło na myśl raczej marę. Ułudę, że las jest wciąż pusty, że tylko nosi ślady nigdy nie opisanych wydarzeń, jakie miały w nim miejsce.
Wszystko to nie miało znaczenia dla umysłu berserkera, ochłodzonego przez katharsis. Boć ten, wbrew swej kulturze wychowany został przez ortodoksyjnych mnichów i gdy ciało skażone było dążeniem do obumarcia i uwiądu, to umysł rozpalony był potrzebą zrozumienia.
Bolesny był to stan. Znaczący, że nie tylko męstwo i czyny godne chwały potrafią ochronić przyszłość wojownika, lecz czasem potrzebna jest również wiedza. A wiedza... zazwyczaj była bolesna.
Czas był równie nieznaczący jak okoliczności, gdy umarły podążał do serca caernu. Miejsca, gdzie przegrał walkę z bardziej udręczonym wrogiem…? Przeciwnikiem...
Volva mogła dać lupinowi spokój błaganiem do bogów, lecz Pogrobcowi nie mógł pomóc nikt poza nim samym. Tak przynajmniej wierzył, przybywając na miejsce kręgu, z którego demon oswobodził ich dzieło. Kręgu równie dla niego samego ważnego, jak ostatni doczesny szczątek bestii.
Rozglądał się za dowodami, wskazówkami, czymkolwiek co ukojenie mogłoby przynieść jego skołatanym myślom. Wypalony w ziemi ślad niedawnej pułapki powstrzymującej monstrum jaskrawo odcinał się od reszty polany. Wokół wydeptane ślady skalda wciąż widoczne były. Krąg jednak nie raził mocą już teraz. Jedynie ślad ciemny pozostawiły na ziemi wydarzenia niedawne.
Spostrzegłszy krąg, berserker bez emocji w martwych oczach obszedł go aż zaszedł do miejsca gdzie lupina opadł… we własnej nieludzkiej postaci. Przykucnął przy wydeptanej, niedawno jeszcze zalanej ciemną posoką trawie szukając… twarzy. Skóry twarzy… lub raczej pyska.
Znalazł… w ziemi wypaloną dziurę...drugą i trzecią, gdy począł się rozglądać wokół. Wypalone do żywego, przez błoto i runo leśne. Śladów skóry jednak nie ujrzał. Miast tego grudę… ziemi, liści, igliwia w jedno scalonych, z brzegu jednej ze szczelin oderwał i do twarzy podniósł. Bezgłośnie do nosa przybliżył by woń złapać, po czym uniósł nad głowę, pod światło gwiazd, karmazynem oczu przebijając noc by ślad samej ziemi sparzonej obejrzeć.
Pachniało ziemią i krwią i czymś jeszcze. Rozkładem, śmiercią, brudem, trucizną. A mimo to, wciąż mile łechtało nozdrza berserkera. Jakby wołając zachęcająco, obietnicę ułudną niosąc ze sobą. Ziemia gdy uniósł ją ku światłu, śmiercią przesycona była. Korzonki, robactwo co w letargu pozostawało na czas zimy martwotą przebite było. Było to jak ziemia z najdawniejszych grobów. Już nie popiół, a jeszcze nie gleba. Jak miejsca, w których niejasnym było, co pod stopami kiedyś było ciałem.
Pod stopami lub wszędzie wokół.
Zamknął delikatnie bladą dłoń o sękatych palcach wokół znaleziska i nie prostując się przysunął do kręgu, jak biały, pełzający w świetle księżyca robak. Najpiękniejszy z wielu umarłych.
Niknące w czerwieni źrenice powiodły po każdej linii kręgu i wszystkim, co zawierał i wszystkim, co go otaczało. Berserker cierpliwie wzrokiem nie palcem rysował, skrupulatnie, jak niewidomy poznawał symbol uwięzienia.
Muśnięcie za muśnięciem. Oczy skupionego Volunda rozpoznawać rozpoczęły kształty, delikatnie w ziemi wrysowane. Gangrel sam nie wiedział jak długo w pozycji jednej trwał, bo gdy raz rozpoczął szlak, przerwać nie mógł. Im dalej w wyrysowany symbol się zagłębiał tym mniej widział, jego wzrok zamieniał linie i zakręty w kształt lecz powonienie przestawało być pomocne. W końcu Volund zrozumiał, że dostrzegł już wszystko co widoczne. W umyśle zaś pojawił mu się znak:


Wtedy dopiero przykląkł na jedno kolano i obok siebie koniuszek palca w ziemi zagłębił.
Nie w symbol, lecz obok… i palcem powiódł, by znak odtworzyć. Czas jakiś, wzroku nie odrywając, mniejszą wersję symbolu, kształt zachowującą kończył. Dopiero wtedy spojrzał na nią pierwszy raz dłużej.
Chwilę gangrel rozważał okrąg, po czym zaczął jeszcze raz go powielać - obok… lecz w inny sposób, rysunek zaczynając od innego miejsca. Jakiś czas spędził bacząc, skąd zacząć, by wszystkie linie powstały jednym ciągiem, palca od ziemi kreślonej nie odrywając.
Zadowolony, powielił rzecz raz jeszcze - trzeci, tym samym sposobem co poprzednio, lecz w innym już celu - skupiony bardzo, by nakreślić wzór w pamięci.

Powstał i wszedł w wypalony okrąg. Legł na nim, chcąc rozmiar jego pojąć, za odniesienie jedynie ciało swe mając. Zerknął na wznak leżąc to na prawo to na lewo. Nieco jeszcze ciała jego własnego pozostało na ściółce, tak jak kawałki zeń odpadały, gdy już wstał.

Chwilę później był już w drodze do Jelling, z martwą ziemią w dłoni i swoje dzieła zatarłszy.

Wracając do osady, z dala widział już sylwetkę swego brata krwi, który z mieczem obnażonym w dłoni to przechadzał się w te i we w te lub też siadał na progu niewielkiej chaty. Skald spokojnym nie był od kilku dni, lecz teraz jego niepokój widocznym był tym bardziej, gdy Gangrel ze skupienia swego i ciszy lasu powracał. Pogrobiec czerwonymi oczy go zlustrował, wchodząc pomiędzy chaty, coś w dłoni lewej zamkniętego niosąc. Zdawać się mogło, że dla odmiany nic nadzwyczajnego go w caernie nie spotkało. Kierował się ewidentnie do langhusu - jeśli tak można było go nazwać raz obaczywszy Ribe i porównanie mając - gdzie Gudrunn im udzieliła schronienia poprzednimi nocy. Zanim…
- Twe serce znów niepokój gości. - stwierdził, zbliżając się do skalda.
- Elin wizję miała, ktoś w niej o pomoc ją prosił. Przyznała też, że głos kogoś słyszy od czasu rzezi na wilczej polanie. - wyrzucił z siebie skald, a na widok Volunda jakby ulga wstapiła na jego oblicze.
- Niewinność jej skrywała wiele tajemnic i końca im nie widać… - stwierdził berserker, na poły zbyt zmęczony kolejnymi odkryciami, by chcieć się nimi bardzo przejmować, na poły jednak wiedząc… jakie niebezpieczeństwo taka postawa niesie. - Gdzież ona teraz?
- W chacie, pod mieczem ją trzymam by złego nic nie uczyniła. Bo to nie wszystko. - Freyvind spojrzał na Volunda uwazniej. - Nie wiem czy to jeszcze Elin, czy jako Chlo opetana.
Pogrobiec potaknął, ku wspomnianej chacie patrząc.
- Najgorsze to… prawda? - lakonicznie zapytał.
- Ból mi to sprawia. Wedle słów jej, Styggr, jak go zwie, przestrzegł ja, że pułapka w wołaniu o pomoc jakie w wizji usłyszała, że to Leiknar... a ja przecież widziałem, jak Agvindur dzięki mocy krwi ludzi ku sobie tak wzywał, cokolwiek zaś na polanie jej towarzyszyć zaczęło, przychylne nam być nie mogło. Może to Agvindur pomocy błaga, a coś co ją opanowało przekonać nas chciało, że to pułapka jej wroga, byśmy w pomoc nie ruszyli.
Pogrobiec przymknął oczy, na spokojnie trawiąc fakty. Mógł skald dostrzec, że zdanie ostatnie niemo ustami słowo po słowie powtarza, jakby nic uronić nie chciał.
- Najgorsze to… kłów ni kling tacy jak my nigdy by się nie ulękli. Lecz zdrady… jednego, ważnego kłamstwa… - mówił odlegle nim otworzył oczy.
- Rację masz, że to bardziej się jawi wezwaniem, niż wizją, niż czymś co sama by dostrzegła, albowiem ktoś musiałby wiedzieć, że dostrzeżon zostanie. Chyba, że widziała… słyszała? - zapytał Volund, lecz nie czekał na odpowiedź - Kogoś, kto wcale nie ją pomocy błaga. I wcale nie teraz. Leczli…
Berserker spojrzał Freyvindowi w oczy.
- Znasz Ty Agvindura. Czy Agvindur kiedykolwiek o pomoc by błagał? Ze wszystkich osób u Elin, niebezpieczeństwo na nią ściągając? I oczywiście… jeśli coś ją by opanowało, dlaczego rzekłoby w ogóle o widzeniu i później je w słowa o pułapce zmieniło, aniżeli całkiem milczeć?
- NIE WIEM!!! - warknął skald, a w oczach znów zabłysła mu furia. - Nie potrafię tak jak on, nie wiem jak to działa, może gdy do kogoś z kim więź się ma, nie krwi, a uczucia silnego, mocniej. Być może dlatego ku niej jego myśli w chwili zagrożenia uciekły. Być może Elin o wizji rzekła, a zaraz demon przejął nad nią władze by kłamstwem swym ją obrócić w niwecz. A być może to naprawdę zasadzka i coś przy niej co ja strzeże. Ryzykować wszak nie mogłem, sameś świadkiem był co jeden demon uczynił! - Freyvind ciężko dyszał walcząc z samym sobą by nie wybuchnąć.
- Tak… nie wiemy. - znów przytaknął całkowicie spokojny Volund. - To, co możem zdecydować zatem… to czy gotowyśmy dla jej dobra zaryzykować. Albowiem to Elin jest Wiedzącą, nie my. Z mej strony… mogę z bliska na nią baczyć, aż coś byśmy stwierdzili. - zobowiązał się, z nutką niepokoju w głosie. - Jeszcze jedno… - zaczął po przerwie - Jeśli to Agvindur pomocy wymaga, winniśmy ruszyć z nią i spróbować. Jeśli to… Leiknar… zapewne nie wie o nas. Może wówczas warto iść i stawić mu czoła. Ją od wroga oswobodzić. Coś wreszcie wiedzieć. - zakończył z naciskiem.
- I tyś demona w siebie widno wpuścił, skoro w myślach mi czytasz - zdenerwowany skald pozwolił sobie na nutę czarnego humoru. - Jak to Leiknar, to idąc ku niemu szukać go nie będzie trzeba i uganiać się za kurwim synem by siostrę w krwi naszą od niego wybawić.
Położył dłoń na ramieniu Berserkera.
- Krzywdy bym jej nie uczynił, nawet gdyby złe w niej mieszkało. Jak z Chlo. Odejdę teraz jednak, bom świadom szału z jakim walczę, a za dużo tego jak dla mnie w jedną noc. Nie strzymuję. - Spojrzał Volundowi w oczy. - Przejdę się, zimny wiatr złe myśli mi z głowy może przewieje, a Ty… Tyś uczony w tym. Sprawdź czy z nią dobrze, czy problem mamy kolejny.
Pogrobiec skinął tylko głową, na poły uśmiechnięty drapieżnie z żartu, na poły z mądrości decyzji skalda.
- Oswobodź się od gniewu. Ja o nią zadbam i z Gudrunn pomówię, i wtedy po Cię przyjdziemy. Zajmę się wszystkim. - powiedział uspokajająco.
Freyvind kiwnął głowa i rękę na ramieniu Volunda zacisnął.
Schował miecz i odszedł powoli ku ścianie lasu, by poszukać w nim trochę spokoju i ukojenia.

Elin tymczasem w chatce nad wizją swoją się zastanawiała, nad tym jak Styggr zdołał w niej się znaleźć i jeszcze wyczuć niebezpieczeństwo. Tylko czy to na pewno była pułapka? “Mój jedyny skarbie” Słowa ciągle rozbrzmiewały w jej głowie. Objęła się opanowując zdradliwe pragnienie ciała. Któż mógłby tak do niej mówić? Jedynie ten którego w wizji widziała, ten który spoglądał na nią wzrokiem mówiącym, że zabierze jej wszystko… Ten, który przysłał jej rękę… A więc Leiknar. Czyli Styggr działał w dobrej wierze.
- Styggr? - Wyszeptała w ciemność chaty.
Zanim jednak zdołała cokolwiek usłyszeć, jakikolwiek znak od jej zachrypniętego towarzysza...drzwi się otworzyły i Volund wkroczył. Bjarki jedno oko ponownie przełupił by sprawdzić kogo tym razem niesie. Sprawdziwszy, że Chlo śpi twardo, zakokonił się w skórach i począł chrapać na nowo. Pogrobiec wkroczył ospale, nie burząc atmosfery chaty, a na twarzy jego wymieszane były zmęczenie, znużenie, smutek, troska, nieufność, nienawiść, uniesienie i kilka jeszcze mniej dostrzegalnych emocji. Wszystkie szybko pokryła jednak beznamiętna maska kamiennego oblicza, teraz wybrakowanego o cały policzek. Stanął jak posąg z jasnego kamienia, któremu odłupiono fragmenty ciała i odszukał w chacie wzrokiem Elin. Wyciągnął ku niej zapraszająco dłoń.
Volva uniosła się z ławy od razu, gdy tylko ujrzała wchodzącego Pogrobca. Krok ku niemu postąpiła i rzec coś chciała ale dostrzeżone emocje powstrzymały jej słowa. Patrzyła jeno w milczeniu jak podchodzi i rękę ku niej wyciąga. Niepewna czego się spodziewać ujęła ją jednak uważnie studiując ciało berserkera, dostrzegając każdy nowy ubytek na skórze. W błękitnym oku obok smutku zmartwienie głębokie zagościło.
Pomagając kobiecie wstać, emocje wszelkie - dobre i złe - odegnał jak gdyby wbrew sobie. Jak gdyby kogo innego dotyczyły. Zostawiał je na potem, na inną okazję, może by związać je z kim innym. Została tylko pustka.
- Pamiętasz, co nad Engelsholm Ci rzekłem?
Spojrzała zdziwiona na niego i oko na chwilę przymknęła próbując słowa dokładnie sobie przypomnieć. Dar sag opowiadania miała, może niezbyt wielki ale pomagał w zapamiętywaniu słów, szczególnie tych, które za ważne uznawała. Po chwili rzekła więc ponownie patrząc na Volunda:
- Jesteś oczyma i uszyma, odwagą i miłością. Pomożesz mu bardziej niż jakikolwiek nawet jeśli nigdy się nie dowie…
Powoli usta Volunda rozciągnęły się w uśmiechu… ciężko było stwierdzić, czy bardziej smutnym, gorzkim czy cynicznym.
- Istotnie… choć mówiłem też o strachu. Nienawiści. I o rzeczach, które nadejdą. Lecz to, co pamiętasz i samo to, że pamiętasz świadczy oczywiście, żeś władna sobą. - przymknął oczy leniwie - Freyvind odszedł by w nowo nabytej mądrości szał trzymać na dystans od Jelling. - przekazał Widzącej.
Pokiwała powoli głową.
- Odnoszę wrażenie, że to co się z nami dzieje… to może kara za zniszczenie źródła… - Powiedziała cicho. - A słowa pozostałe również pamiętam, jeno te… Najgłębiej mi w pamięć zapadły… Choć na nie nie zasługuję… Wyjdziemy stąd? - Zapytała nieśmiało, nie będąc ciągle pewną czy jej pytanie nie wywoła kolejnej fali podejrzeń.
Volund otworzył szerzej oczy i zogniskował je na twarzy… na jednym oku Elin.
- Przy całej mej… dumie. - zaczął powoli - Przy potwornościach jakie czynię, przy wszystkich racjach i błędach… Nie rzucam na wiatr niezasłużonego osądu. - stwierdził starając się by ciepłe znaczenie słów ukryte było w chłodzie obiektywnego osądu. Dał się poprowadzić kobiecie.
Wyszli więc na zewnątrz, gdzie aftergangerka odetchnęła cicho i ku halli Gudrunn zaczęła ich prowadzić
- Co nasz brat powiedział? - Zapytała w końcu nie wiedząc od czego zacząć.
- O Styggrze. O Leiknarze. O wizji. O wezwaniu. - odparł Pogrobiec lakonicznie niźli mistyk jakowyś, cały czas za dłoń prowadzony.
Droga do langhusu daleka nie była nim więc volva zdążyła odpowiedzieć stali już przed budynkiem.
- Siądziemy? - Zaproponowała sama sadowiąc się na ławie stojącej wzdłuż ściany halli. - Słyszę głos, to prawda… Od czasu polany. Ale jak do tej pory mi pomagał. - Zaczęła tłumaczyć spokojnie. - Nie rozważałam go jako zagrożenie, bo zdaje się chcieć pomóc ze źródłem… Wizja, ktoś mnie wzywał. Znajomy głos, choć nie potrafię określić właściciela… Ale nie Agvindur. - Pokręciła powoli głową. - Prosił o pomoc, wzywał… Poszłabym ale Styggr mnie powstrzymał. Twierdził, że to pułapka. Jedyną więc osobą, która przychodzi mi wobec tego do głowy jest Leiknar… A Freyvind najwyraźniej uznał, że przeze mnie Styggr przemawia, więc w żadne me słowa nie wierzył. - Dokończyła wpatrując się w Pogrobca z troską. Chciałaby jakoś mu pomóc ale on nie życzył sobie jej pomocy.
Volund zaś jak gdyby dotrzeć wzrokiem chciał do samej jej duszy, słuchając nieporuszony. Groźny.
Z jakiejś przyczyny…
- Wieszli chociaż, dokąd zmierzać za tym wezwaniem?
Pokręciła delikatnie głową.
- Nie wiem… I nie obchodzi mnie to… - Ostatnie zdanie wypowiedziała tonem jakby sama siebie próbowała przekonać do tego co mówi. - Musimy do Ribe wracać… Jarla wesprzeć. To teraz najważniejsze.
Jej rozmówca przytaknął głowy skinieniem. Tak jak nie usiadł na jej zaproszenie, tak obszedł teraz stół, idąc prosto ku miejscu gdzie go położyli by krwią wołu napoić, ledwo noc wcześniej, szukając czegoś wyraźnie. Nie przeszkadzało mu to rozmawiać.
- Istotnie, gdy nie wiesz, na nic nam szukać odległego głosu. Śpieszno ruszyć by Agvindurowi pomóc, lecz jeszcze… - na chwilę odwrócił się ku niej. Podnosząc szmatkę, którą sama volva wcześniej plugawą juchę z bladego ciała wycierała, odnalazł ją wzrokiem.
- Jeśli Freyvinda uspokoić mam i jakkolwiek ku ufności przysposobić, powiedzieć mi o Styggrze musisz wszystko, co pomóc w tym może. Co wiesz i co przed Tobą ukryte, czego się domyślasz i czego się lękasz. - zakończył, choć sam nie wydawał się aż tak przejęty kolejną jaźnią w martwym ciele Widzącej.
- Nie mogę Wam obojgu w drodze to wszystko opowiedzieć? - Zapytała. - Sam przyznajesz, że śpieszno nam. Gudrunn się nie pokazała do tej pory, widać nie chce nas tu oglądać i czeka, aż opuścimy jej domenę.
- Śpieszno nam… lecz nie aż tak, by gniew Freya podsycać. - zauważył Pogrobiec - Opowiedzenie mnie zaś, nim jemu po drodze to kwestia chwil. Potem możemy zrazu nawet ruszać, nie sprzeciwię się. Ewidentnie rację masz odnośnie Gudrunn.
Westchnęła zrezygnowana.
- Pierwszy raz go usłyszałam… chyba przy chatce wieszcza zaraz po walce. Pytałam jak naprawić co zrobiliśmy, on wtedy jeno za mną powtarzał. Poczwarę dzięki niemu znalazłam, to on mi doradził co robić…Nie wiem kim jest jest. Z początku myślałam, że jeno wytwór mojej wyobraźni ale jak znalazłam tego wilkołaka, to zaczęłam podejrzewać, że jednak nie. Słyszę go tylko ja, nawet gdy mówi, kiedy jesteście obok mnie. Nie czuję się jednak wtedy inaczej… nikt czy nic na mnie nie naciska. Zresztą, gdyby mnie opętał… To przy tej wizji przejąłby kontrolę, by nie pozwolić mi na pójście za głosem. A wiesz co on zrobił? Po prostu zaczął wrzeszczeć tak, że nie sposób bym koncentrację utrzymała… Uszy mi mało nie pękły. Może jest jakimś duchem ale z pewnością nie próbuje przejąć kontroli nade mną. - Zakończyła długą dywagację.
Chwilę Pogrobiec milczał, chłonąc słowa.
- Chodźmy zatem Freyvinda sprowadzić. Chyba, że raczej przygotowania ostatnie poczynić byś chciała i znaleźć go jak już poza Jelling będziemy. - zerknął ku smętnym resztkom wyprawy z Ribe, które wciąż zalegały w longhusie - Zapewne Gudrunn jako rzeczesz postąpiła, lecz zda mi się, że bogowie lubują się w nieszczęścia sprowadzaniu na tych, co czcze ryzyko podejmują.
- Skrzynie trzeba by przenieść i na wóz załadować, byśmy za dnia mogli podróżować. Freyvinda lepiej zawołać, bo trzeba Bjarkiego i Chlo powiadomić. - Spojrzała na Gangrela przy jego ostatnich słowach. - Lepiej byśmy w drodze byli, niż tu kolejny dzień ostali. Psie syny raczej nie będą oczekiwać, że w słońcu podróżować będziem.
Volund propozycję miał rzec, samemu już do jednej skrzyni podchodząc, by ewidentnie samemu ją ująć i ku wozowi nieść. Na słowa volvy aż kroku zwolnił.
- Psie syny? - brew Gangrela uniosła się na to sformułowanie.
- Lupini. - Westchnęła i sama do skrzyń podeszła chcąc drugą podnieść.
- Ostrożnie, Elin. - szepnął miękko - Gdy raz otworzysz do serca wrota, nienawiść zaleje je i nie sposób je będzie zamknąć. A z czasem wypłucze wszystko inne… - chwilę jeszcze kobietę, zmęczoną i zrezygnowaną lustrował oczyma, które swój zwykły kolor odzyskały. Podniósł w końcu skrzynię, samopas, dzięki wielkiej swej sile jeszcze dni śmiertelnych, wspartej darem z krwi Jarla Bezdroży.
- Prędzej będzie, jeżeli Bjarkiego powiadomisz, on Ci ufa. A potem Freyvinda odnajdziesz. Jeśli z ust twych padnie że wyruszamy, zrazu duch jego uniesion będzie i lepiej jak stanie się to dzięki Tobie. Chyba, że Służce Bogów nie przystoi tak niska praca… - uśmiechnął się krzywo, by ruszyć do wyjścia i wozu i przygotować wszystko co potrzebne… w Jelling.
- Nie czuję już nienawiści… Sformułowanie raczej z przyzwyczajenia. - Elin zdziwiona spojrzała na Pogrobca:
- Bjarki mi ufa? - Podreptała za nim zadowolona jednak, że dźwigać skrzyni nie musi. Musiałaby krew cenną tracić, by to zrobić. - Dobrze zatem spróbuję ich zebrać przy stajni. - Skinęła głową i ruszyła pierw ku chatce.

Weszła ostrożnie do środka i podeszła do śpiących.

- Bjarki? - Zapytała łagodnie.
Godi otworzył jedyne oko spoglądając na volvę dość przytomnie.
- Tak?
- Ruszać nam trzeba jak najszybciej. Pan Twój z Gudrunn mocno się poróżnił. Volund przy stajni czekać będzie, ja po Freyvinda się udam.
Wielkolud westchnął i zaczął ze skór się wyplątywać.
- Nic im?
- Nie, ale obiecała kości mu porachować, gdy wróci i go jeszcze ujrzy. - Uśmiechnęła się przepraszająco. - Będziesz za dnia powozić musiał. Do Ribe chcemy jak najszybciej wrócić.
- Skrzynie gotowe dla wszystkich? Chlo miejsca na wozie potrzebuje też.
- Volund je znosi, możesz się spytać czy pomóc. - Przygryzła wargi. - Jakoś będziemy musieli się wszyscy zmieścić. Ja po Freyvinda ruszam.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172