Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-12-2016, 21:00   #11
 
Corrick's Avatar
 
Reputacja: 1 Corrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwuCorrick jest godny podziwu
Kennewick, Southridge High School, godzina 14:37, 8 listopada 2016r.
Zaparkowali jakieś sto metrów od miejsca, które pokazywały wcześniej kamery. Teoretycznie byli na terenie pełnego monitoringu. W praktyce kamery już były ustawione tak, że ich samochód stał w “martwym punkcie”.
- Dzwonisz po tego Jasona?
Jack zgodnie z obietnicą obudził ją gdy wjechali do Kennewick. Mi cały czas przecierając sprawdziła na telefonie dane jakie wypluł Sniffer. Gdy zaparkowali podniosła się by spojrzeć gdzie są.
- Taa… już. - Wybrała ostatni numer i ziewając czekała na połączenie. - No hej, gdzie was znajdziemy?
- Tu jesteśmy
- pomachał jej wysoki mężczyzna w towarzystwie kilku osób.


Najstarszym z nich był Jason, znajomy Córki Sierpu. Zarówno Mi, jak i Jack przypomnieli sobie, że Fianna był kiedyś w Boise, załatwiał jakieś sprawy z Thorthonem. Mężczyzna miał ciepły, miły wyraz twarzy i łagodny głos. Aż nie chciało się wierzyć, że był nauczycielem w lokalnym liceum – choć może to właśnie ta praca nauczyła go tej cierpliwości. Po jego prawej stronie stał dużo wyższy od Jacka blondas, wyglądający na dwudziestolatka. Trochę zastanawiające jak na licealistę... Choć jego postura wyraźna mówiła, kim jest – futbolistą. Miał na sobie luźną kurtkę, co było trochę dziwnym strojem, jak na listopad...


Obok Jasona stały jeszcze trzy osoby. Jedna z nich była młodą dziewczyną, które pewnie ledwo zaczęła naukę w liceum... Trochę nieśmiała w obyciu, wyraźnie kurczyła się za starszym kolegą z irokezem.


Ostatnia osoba wyraźnie nie pasowała do tej całej zgrai. Mężczyzna miał lekko wschodnie rysy, był ubrany w coś, co ciężko było sklasyfikować. Jason wystąpił kilka kroków do przodu i przedstawił zebranych.
- To jest Jack Stonehead. - wskazał na mięśniaka. - Ten z irokezem to Lucius Indigo, nasz ekspert od elektroniki. Dziewczyna obok niego to Mary Jane Roztenkowsky, nasz Teurg. Dopiero się uczy, więc mam nadzieję, że trochę jej pomożesz, Samantho. - uśmiechnął się słabo do Małej Mi. - Zaś on - wskazał na dziwnie ubranego mężczyznę. - To Brian, mój kuzyn. Krewniak. Jest ekspertem od... może, Brian, przedstaw się sam, co? - uśmiechnął się lekko do kuzyna. Jack parsknął i odwrócił się na pięcie.
- Ja spierdalam, profesorku. - warknął, odchodząc. Nie zaszczycił ich nawet spojrzeniem...
 
Corrick jest offline  
Stary 30-12-2016, 00:08   #12
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Kennewick, Southridge High School, godzina 14:50, 8 listopada 2016r.
Jack podszedł bliżej Jasona i powiedział cicho:
- On musi mieć szacunek dla starszych. Choćby nie wiadomo ile gniewu w nim kipiało. Chwały nie zyskuje się mając w nosie tradycję.
Powiedział to tak, że sam Jason ledwo słyszał. Nie mógł podkopać autorytetu alfy na tle watahy. W końcu mieli sobie pomagać.
- Poza tym - mówił już głośno, tak, żeby słyszeli wszyscy łącznie z krewniakiem stojącym na uboczu - pewnie wiecie, że w Boise zaatakowały nas Pijawki. Nie byliśmy gotowi, a oni mieli szturmowy sprzęt. Wojskowej klasy karabiny naładowane srebrem. Broń kupili od Ruskiej mafii. Co oznacza, że pracują dla nich twardziele. Ruszyliśmy w pościg za nimi. Zabiliśmy jednego w Boise. Mi ich lokalizuje i staramy się ich wyłączać za dnia. W okolicy waszej szkoły zlokalizowała kilku. Dlatego sądzę, że to nie jest dobry pomysł, żeby Kamiennogłowy się zbytnio oddalał.
Jack popatrzył po zebranych. Dzieciaki były młodsze niż on gdy trafił do wojska. - To, że Pijawki zabija słońce wcale nie znaczy, że nie natraficie na ich ludzkich sługusów.
Gdy skończył swą kwiecistą przemowę dodał w końcu:
- Mnie możecie mówić Jack. A to Mała Mi - wskazał na dziewczynę.
Mi uśmiechnęła się. Wiecznie burkliwy Jack robił się coraz bardziej rozmowny. Zerknęła na Sniffera przeszukującego okolicę w poszukiwaniu sygnałów telefonów. Będzie musiała wejść do umbry by ich znaleźć. Jedyny mankament był taki, że czuła zmęczenie. Rozejrzała się po wilkołakach...dobrze, że było ich więcej.
- Nic nie poradzimy gdy ktoś boi się śmierci, nie można go zmusić by stawił jej czoła. - Mi rozejrzała się z uśmiechem po pozostałych. - Zniknęłabym na chwilkę poszukać naszych pijawek. Możecie zejść do podziemi. Będę dzwonić.
- A może - Krewniak zwany Brianem miał głos spokojny i całkiem przyjemny - Może najpierw trochę odpoczniecie? Z Boise do Kennewick jest jakieś cztery godziny jazdy. Pewnie jesteście znużeni, głodni. Tu niedaleko jest mała kafeteria. Napilibyśmy się kawy, zjedlibyśmy coś, pogadallibyśmy. Wiem, że polujecie, ja również, ale pół godziny nas nie zbawi, prawda?
Krewniak, na pierwszy rzut oka, robił dobre wrażenie. Szczupły, o smukłych mięśniach, miał harmonijnie zbudowane ciało akrobaty, niemal idealne. Długie, nieporządnie ułożone, czarne włosy, niezgolony czarny zarost, szczupła twarda twarz o ostrych rysach i zuchwałym spojrzeniu błękitnych oczu dopełniały obrazu.
Miał na sobie wygodne jikatabi z oddzielonym dużym palcem, sztruksowe spodnie, bluzę wojskową, ciemny wełniany płaszcz.
Starannie poprawił zielony szalik. Oparł się oburącz na eleganckiej drewnianej lasce ze srebrną gałką.
- To jak?
Mi spojrzała na niego z uśmiechem.
- Nie ma na to czasu. To tylko płotki, ja chcę mieć w garści ich szefa. - Dziewczyna zerknęła na telefon, na którym przesuwały się linie MyMy. Wampirek z tatuażem nadal był u siebie. - Zamierzam ich znaleźć póki świeci słońce.
Dziewczyna podeszła auta, wrzuciła do niego kurtkę i zamknęła lapka.
- Wujaszku ja zmykam ich poszukać. - Dziewczyna zerknęła w lusterko auta i weszła do penurby.
Gdy tylko otoczył ją znajomy świat duchów wzięła głębszy oddech i pozwoliła oczom odpłynąć. Otoczył ją świat tkaczki, przesłonięty manifestacjami pracy MyMy. Cienkie linie przemykały przez świat duchów. Były dwie opcje albo znajdzie ich telefony, co w wypełnionym technologią Kennewick mogło być trudne, albo wyczuje żmija… to mogło być jeszcze trudniejsze.
Gdy dziewczyna zniknęła Brian zwrócił się do Jacka.
- Właściwie powinien to powiedzieć Jason, ale chyba się nie obrazi - krewniak obrzucił alfę przepraszającym spojrzeniem - Chyba się nie obrazi jeśli to pytanie zadam ja. Jak możemy wam pomóc?
Bez wątpienia obydwoje się zmienili przez ostatnie kilka dób. Mała Mi nie była już zagubioną studentką. Oto była pełnoprawnym teurgiem watahy, który polował. Jack nie był już twardogłowym zabijaką, który rzucał się wszystkim do gardeł. Coraz bliżej było mu do charyzmatycznego przywódcy.
- Wydaje się to dobrze zorganizowaną akcją. Jak myślicie, jak trafili na wasze ślady? Komu się naraziliście? Czy kojarzycie kogoś z nich? - Jack wyjął telefon i zaczął pokazywać fotografie pochwycone przez MyMy w czasie ich podróży do tego miasteczka.
- Wampiry - skwitował bez większego niesmaku Brian - Ten z tatuażami wygląda na Gangrela. Zresztą...nie wiem. Nigdy ich wcześniej nie widziałem. Jason? Co myślisz?
- Gangrela? To imię? - wtrącił jedynie Jack, dla którego wampiry były tylko śmierdzącymi pijawkami.
- Nie, to nie imię. To rodzaj wampirzego klanu. Odpowiednik naszej watahy. Gangrele to wampiry powiązane ze zwierzętami - raz jeszcze przyjrzał się zdjęciu po czym je oddał - Ale ja nie o tym. Mówiłeś, że waszych przyjaciół zabito wojskową bronią i srebrnymi kulami, tak? I że ta broń pochodziła od Ruskich. Tak przy okazji, skąd wiesz że broń i amunicję załatwiali Ruscy? To chyba nie jest tylko przypuszczenie?
Jack puścił telefon w obieg po “młodzieży” i spojrzał na krewniaka. Zaskakujące, ale w ich wataże też ojciec Samanthy miał najwięcej do powiedzenia. jak widać dla Garou naturalne było milczenie.
Reed ruszył do Hummera, otworzył drzwi po stronie pasażera i zaczął grzebać w schowku. Po chwili wyjął trzy przedmioty, które spoczęły na jego dłoni. Dwa wyrwane kły i zgniecioną kulę.
- W Boise znaleźliśmy jednego z nich. To są jego kły. Miał kontakty z rosyjką mafią. A to jest kula z naboju kaliber 7,62. Albo raczej była, zanim trafiła mnie w nogę. 7,62 to typowo europejski kaliber. W okolicy nie ma Włochów. Są Ruscy i Meksykańce. A Meksykańce kupują broń od nas. Czyli dominuje 5,56mm. Gadałem z lokalnymi Meksykańcami. Oni nie zaopatrywali nikogo. A właściciel tych kłów wyglądał na Ruska.
Reed obszedł samochód dookoła, otworzył bagażnik i podniósł klapę pod którą znajdowały się trzy karabiny. W tym Kałasznikow rozszarpanego wampira.
- Miał przy sobie tego Kałacha. A ty skąd wiesz tyle o wampirach - Jack chwile szukał w pamięci imienia krewniaka po czym dodał z wahaniem - Brian?
- Mam przyjaciół po ciemnej stronie mocy - Brian mrugnął do wilkołaka - A skoro przy tym jesteśmy, największą firmą zbrojeniową w Europie jest Interarmco. To ponadnarodowa firma, zaopatruje choćby rosyjską armię. Ale jak dobrze wiesz, Jack, żeby kupić srebrną amunicję nie wystarczy iść do osiedlowego sklepu z bronią. Srebrne naboje spłonki itp., do tego trzeba założyć osobną linię produkcyjną. I sporo zapłacić, także za dyskrecję producenta. Jeśli to zamówienie przeszło przez Rosjan to ktoś z nich musi coś o tym wiedzieć. A tak się składa, że mam znajomego w Hotelu Moskwa. W ruskiej mafii. Znajomy znajomego. W ciągu kilku godzin mogę dowiedzieć się kto stoi za tym zamówieniem. Myślisz, że warto? Dałoby nam to coś?
- Dałoby. Chcę znaleźć głowę tego przedsięwzięcia i ją ukręcić.
Wyraz twarzy Jacka przywodził na myśl raczej szalonego mordercę, niż przywódcę za jakiego chciał uchodzić. Kolejne pytanie było już skierowane do alfy watahy z Kennewick.
- To jak Jason, przez kogo do was doszli?
- Nie doszli do nas. - Jason był zaskoczony pytaniem Jacka. - Dziwnym trafem nawet nie wiedzieliśmy o ich obecności, podobnie jak oni o naszej…
- W takim razie zapytamy tych, których dopadniemy.

Jack niecierpliwie spojrzał najpierw na smartwatcha a później w smartfonie sprawdził informację na temat zachodów słońca.
- O 16:33 zachodzi słońce. Warto znaleźć pijawy, zanim zajdzie. Koniec tych pogadanek.
Reed nie czekając na reakcję pozostałych podszedł do samochodu i otworzył bagażnik. Potoczył wzrokiem po zebranych.
- Mam dwie kamizelki, karabin, dwie strzelby. Czy ktoś z was umie się tym posługiwać? Mamy sporo szczęścia, w tym, że mamy listopad - Palcem wskazującym pokazał zebranym rosnącą na wschodzie tarczę księżyca.
Brian przez chwilę obserwował księżyc mrużąc oczy.
- Nie mam zielonego pojęcia o broni palnej - przyznał - Ale mimo to weźcie mnie ze sobą - poprosił - Mogę się przydać. Mam przeczucie, że jeśli z wami pójdę znajdę tego wampira, którego szukam - spokojnie przełożył przed uda laskę ze srebrną gałką.
Jack bez dodatkowych pytań rzucił kamizelkę wprost na Briana. Samemu wziął SPASa. Drugą strzelbę automatyczną podał Jasonowi.
- Mam też ich kałasza, jeżeli ktoś jest chętny.
Młode wilkołaki zdawały się nie do końca rozumieć w jakiej znaleźli się sytuacji. Gniew Nieba poprosił duchy o błogosławieństwo i przez najbliższy właz zszedł do kanałów.

Jednym z największych mitów o wilkołakach jest ich widzenie w ciemności. Jack wyjął telefon komórkowy i odpalił w nim latarkę. Wsunął telefon w kieszeń kurtki i przy nikłym stożku światła, z gotową do strzału strzelbą automatyczną ruszył na eksplorację kanałów ściekowych. Smród jaki tam panował uderzył w nozdrza wilkołaka z siłą huraganu.

Brian bez słowa rozebrał się do pasa i nałożył kamizelkę. Dobrze się trzymała, wkłady w porządku. Ponownie nałożył ubranie i, z laską w lewej dłoni, zstąpił do kanałów.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 06-01-2017, 22:43   #13
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Wspomnienia Jacka....

Jack dobrze pamiętał jak zabił swojego pierwszego wampira.... było to całkiem niedawno.

Warszawa, 24 listopada 2015 roku

Chris zadzwonił w nocy. Dziesięć lat bez rozmów, telefonów, bez jakiegokolwiek kontaktu. I nagle telefon w środku nocy. Srebrny Kieł był w europie środkowowschodniej. Rozmawiali jak żołnierze. Krótka wymiana zdań. Jack nie zadawał pytań. Nie musiał. Ktoś, kto wiele lat temu pomógł młodemu wilkołakowi, teraz sam potrzebował pomocy. A Jack był mu to winien.

Następnej nocy byli już na lotnisku Chopina w Warszawie. Jack wziął ze sobą Córkę Sierpu i Księżycowego Dziwaka. Czuł, że oni mogą się przydać.

Na miejscu, w restauracji hotelu Bristol omawiali szczegóły. Rodzina Chrisa odnalazła dziewczynę, która miała wspaniałą linię krwi i okazała się być garou Srebrnych Kłów. Jack słuchał z uwagą, choć część o czystości genetycznej mówił mu mniej, niż opowieści Samanthy o kodowaniu. Na członkach jego watahy też nie zrobiło to wrażenia. Jak się okazało dziewczyna trafiła w ręce wampirów.

- Trzyma ją lokalny książę - powiedział Chris, który został alfą swojej watahy. Pozostała czwórka słuchała z uwagą każdego jego słowa.
- Książe? - Reed pierwszy raz zetknął się z tym określeniem wobec wampirów.
- Taa… to miano najsilniejszego wampira w mieście
- Fajnie - Jack włożył ręce w kieszenie kurtki - większa chwała ze zniszczenia go.
- Nie ma powodu, żeby ryzykować konfrontację. Chcemy przede wszystkim wyciągnąć dziewczynę.
- A co z lokalnymi plemionami? - spytała Isabell
- Rosjanie. Rządzi nimi niejaka Bałałajka. Pytaliśmy o pomoc, ale maja tu jakiś cichy układ z pijawkami. On nie wchodzą do miasta, pijawy trzymają się z dala od puszczy białowieskiej.
Lester splunął wprost na elegancki dywan w restauracji.
- Co z nich za wojownicy Gai, że darują wampirom?
- Milcz mieszańcu!
- Cicho! - w tym samym czasie rzucili Jack i Chris. Jednak to Srebrny Kieł kontynuował:
- To ich sprawa. Nie pomogą nam, ale nie będą przeszkadzać. I tyle. Niestety lokalny książę wie do czego jesteśmy zdolni jako garou i się zabezpieczył przed ludźmi Bałałajki.
- Chodźmy to obejrzeć - rzuciła rzeczowo Córka Sierpu.

Warszawa, Plac defilad, 24 listopada, penumbra.

Stali w milczeniu zerkajac na bryłę pałacu kultury. Bryłę, wokół której od pewnej wysokości wirowały czarny obłok przecinany czerwonymi błyskawicami.
Grupa garou stała wpatrując się w niego. W końcu milczenie przerwała Isabell:
- Mamy przejebane.
Reszta zebranych siedziała w ciszy w nadzieji, że teurg Tubylców Betonu rozwinie swoją wypowiedź.
- Jakimś cudem założył barierę w umbrze. Nie wejdziemy do środka przez umbrę, bo duchy, które tam są nas zaatakują. Nie mam pojęcia jak je związał. Pijawy nie znają takich rytuałów. Przynajmniej nie te, które spotkałam.
- To splugawiony rytuał - podszedł do niej wysoki blondyn. Był teurgiem w wataże Chrisa - próbowałem go przełamać, ale był zbyt silny. Poza tym po drugiej stronie ten rytuał manifestuje się tym, że czujemy ból i palenie całego ciała. Ten, który szedł na rozpoznanie wrócił w ciężkim stanie zanim dotarł na piętro, wokół którego są chmury.
- Chyba mam pomysł. Ale i tak nie wejdziemy przez umbrę.
- A co z rytuałem w środku? Nie chcę tam spłonąć -
powiedział Jack, wokół którego cały czas przeskakiwały drobne wyładowania elektryczne.
- Wypuszczę sondę, zaklnę duchy ale…
Zamilkła na moment, a wszyscy słuchali w skupieniu.
- Najpewniej Crinos nie wchodzi w grę. Myślę, że gdy będziecie w środku, to będziecie mogli się zmienić. Ale samo przejście bariery nie będzie możliwe.
Wzruszyła ramionami w akcie bezsilności.
- Zresztą zobaczymy - zaśmiała się nerwowo - pomożesz mi tutaj - powiedziała teurgowi Srebrnych Kłów.

Warszawa, 25 listopada 2015 roku, Pałac Kultury, siedziba Księcia Sebastiana.

Jack i trzej inni garou szli spokojnie do wnętrza budynku. On był ubrany w ciemne okulary, skórzaną kurtkę i ciemne jeansy. Chris szedł w długim płaszczu i marynarce. Ot kolejni ludzie odwiedzający budynek.
- Jesteśmy w środku - powiedział do słuchawki bezprzewodowej, którą miał w uchu.
- Ok. Rozpoczęliśmy kontrrytuał.

Córka Sierpu klęczała w penumbrze na środku placu defilad z dwoma Srebrnymi Kłami. Przed nimi był usypany trójkąt z soli i wydrapane pazurami mistyczne symbole. I choć żadne z nich się praktycznie nie poruszało, to na ich ciele pojawił się pot wywołany wzmożonym wysiłkiem

- Lester na pozycji.
Długouchy zajmował pozycję snajperska na dachu jednego z wyższych budynków. Obserwował jak jego koledzy wchodzą do budynku. Gdy tylko zniknęli z pola widzenia poprosił duchy maszyn o pomoc.
Po chwili jego oczy rozświetliły się błękitnym światłem, a żyłki w ich wnętrzu rozprostowały się przypominając obwody na płytce drukowanej. Jego oczom ukazały się sygnatury cieplne budynku wraz z wyróżniającymi się ludzkimi sylwetkami.

Jack wszedł do wnętrza budynku z opuszczona głową. Czuł duchy maszyn. Czuł cały czas. Potrzebował tylko chwili, żeby wypędzić je z kamer. W tym momencie w kanciapie ochrony wygasły monitory. Nic nie rejestrowało ich przybycia. Nikt ich nie zatrzymywał.

Wsiedli do windy. Nie można było wybrać piętra na które jadą. Było to oczywiste. Trzeba było znać kod, albo zastosować jakiś dziwny klucz. Reed dotknął jedynie ściany windy i pomyślał jak wysoko chce jechać. Winda ruszyła bez żadnych usterek.

Każdy z mężczyzn wyjął z kieszeni małe pudełko przypominające pastę do butów. Dar od Isabell. Zaczęli smarować nimi twarze.

Winda dotarła do celu. Ochrona dostała informacje o awarii monitoringu i o nieautoryzowanym wejściu. Dlatego dwaj mężczyźni w garniturach stali z wycelowaną bronią czekając, aż drzwi się otworzą.

Ich oczom ukazała się pusta winda. Weszli do środka trzymając broń przed sobą. To był ich ostatni błąd. Farba do twarzy podarowana przez Córkę Sierpu miała w sobie zaklęte duchy powietrza. Czterej garou stojąc w windzie bez ruchu byli kompletnie niewidzialni. I to wystarczyło, żeby zwabić ofiary i skręcić im karki.

Jack ruszył przodem. W słuchawce zabrzmiał Lester.
- Trzy osoby w następnym pomieszczeniu. Zdejmuję.
Gdy Jack otworzył drzwi, to jedno ciało właśnie się osunęło na ziemię. Dwaj pozostali mężczyźni nie wiedzieli co się dzieje. Wtedy pojawił się kolejny błysk. Pocisk z karabinu snajperskiego przeszył zasłonę umbry materializując się centymetry przed głową jednego z ochroniarzy. Zbyt blisko, żeby ten mógł pomyśleć o jakimkolwiek uniku. Jego głowa pękła jak dynia rozbryzgując kawałki mózgu na trzeciego mężczyznę. Ten zaś zauważył Jacka. Uniósł do twarzy karabinek gotowy do strzału. Wilkołak stał spokojnie z lewą dłonią w kieszeni. Posłał ostatniemu ochroniarzowi szeroki uśmiech. Po chwili ten pociągnął spust i …. Nic się nie stało. Patrzył ze zdziwnieniem to na Jacka, to na karabinek Heckler&Koch, który nie reagował na wciśnięcie spustu. Zdziwienie zmył mu z twarzy pocisk karabinu snajperskiego posyłany zza ścian, przez umbrę wprost do celu. Lester nie miał najmniejszego problemu z celowaniem do “ciepłych” celów.

- Dobra, minęliście krąg. Możecie przyjąć formy bojowe - odezwała się w słuchawce przemawiająca wprost z Umbry Isabell.
- Chłopaki, możemy ich rozszarpywać - Reed rzucił tylko półgębkiem, a trójka wilkołaków zaczęła zmieniać się w bestie. Korytarz wypełniały trzy blisko trzymetrowe potwory o biało-srebrzystej sierści. Jack jednak nie miał zamiaru się zmieniać. Czwarty crinos nie zmieniłby sytuacji.

Jak na siedzibę wampira przystało okna były szczelnie pozasłaniane, a lampy na suficie były jedynym źródłem światła.
- Idą do was kolejni. A kolega to ma miecz świetlny? - głos Lestera w słuchawce zdawał się wyrażać podziw. Widział sygnaturę cieplną pomieszczenia. A jeden z Srebrnych Kłów gdy rozdarł swój płaszcz zmieniając się w Crinosa uwolnił spod niego Kleiva. Kleiva, który teraz zapłonął żywym ogniem. Trudno wyobrazić sobie coś lepszego na wampiry niż płonący miecz.

Spod kurtki Jack wyjął urządzenie podobne do rozbudowanych gogli VR. W tym czasie poprosił duchy elektryczności, żeby na moment opuściły swoje domy. W Pałacu Kultury zapanowała ciemność

Do pomieszczenia wbiegli uzbrojeni w automaty ochroniarze z latarkami. Nie mieliby najmniejszych szans w walce z trzema wilkołakami w formie bojowej. Fakt, że Jack wyłączył ich broń jedynie skrócił i wyciszył proces ich umierania.

- Aaa - warknął jeden z ludzi Chrisa, gdy jego szpony zapłonęły w kontakcie z drzwiami.
- Isabell, mam tu coś jeszcze. Jakaś zapora - powiedział spokojnie Jack obserwując przez noktowizor jak potężny Crinos skamle i po dogaszeniu ognia obserwuje jątrzącą się ranę od srebra.
- Czuję. Daj mi chwilę. Mogę ją osłabić, ale Crinos nie przejdzie.
Jack skinął głową. Tak jakby Córka sierpu miała usłyszeć skinięcie. Albo jego towarzysze nie mający noktowizorów mieli je zobaczyć.
- Ja idę. Czekajcie tutaj.
Nacisnął klamkę i przeszedł do kolejnego korytarza.
- Lester, jak wygląda sytuacja? - wolał rozmawiać przez słuchawkę ze “swoimi” niż z ludźmi Chrisa, którzy byli tuż obok.
- Masz przed sobą tylko jedno źródło ciepła. Chyba śpi. W każdym razie leży. - “Jedno źródło ciepłą” tak, byli przecież w kryjówce wampirów. Wampiry nie wydzielały ciepła. Jack Reed szedł sam, w ciemności. W ludzkiej formie. W siedlisku najpotężniejszego wampira w Warszawie.
- Ok, dzięki - odpowiedział i szedł spokojnie.

W pomieszczeniu w którym ją znalazł było strasznie. Ona. Młoda dziewczyna. Leżała nago. Na nadgarstkach i kostkach miała otarcia od kajdan. Rany się jątrzyły. Kajdany były srebrne. Pewnie gdy ją ogarniał szał, próbowała się zmienić, a wtedy srebro ją raniło. Gdy wracała do ludzkiej postaci ciało nadal obcierało się o kajdany.

Dalej była podpięta do szpitalnej aparatury. Trzy kroplówki zaspokajały głód. Pompa perystaltyczna powoli odciągała jej krew do torebki z tworzywa sztucznego. W tej chwili cała ta aparatura stała bez ruchu. Jedynie kroplówki spuszczały po kropelce odpowiednie mieszanki. Ekrany pozbawione prądu pozostawały mroczne. Jack nie wyobrażał sobie nigdy jak bardzo można upodlić jedną z nich. Do czego mogą się posunąć sługi Żmija.

Sięgnął do kieszeni i wyjął składane nożyce do metalu. Nie było szans rozciąć bransolet, więc odciął same łańcuchy. Nie silił się na delikatność. Nie mógł jej zrobić większej krzywdy. Kolejne igły opuszczały jej ciało wyciągane silnymi rękoma mężczyzny.

- Lulu… komputer... - szeptała. W pierwszej chwili Reed pomyślał, że to majaki, jednak dziewczyna powtarzała to usilnie. Odsunął się i wywołał Isabell przez słuchawkę.
- Ta mała o jakimś komputerze mówi.
- Ta, słyszałem. I o czarodziejce z Final Fantasy X -
wtrącił niepytany Lester.
- Jest coś dużego na waszym piętrze. Komputer, który dawał sporą sygnaturę w umbrze. Widziałam coś takiego gdy moja córka zaklinała duchy w kodzie. Może to jakiś fetysz?
- Idę sprawdzić.


Reed wyszedł z pomieszczenia. W korytarzu stała dziewczyna. Gdyby nie fakt, że przez noktowizor wszystko wydawało się jednolicie zielone, to wilkołak dojrzałby agresywnie różowe włosy.
- Coś ty za jeden? - rzuciła językiem, w którym Jack umiał powiedzieć: “wódka” i “na zdrowie”
- Jack… kurwa - Lester był wyraźnie zaniepokojony - ktokolwiek do ciebie gada jest zimny jak trup. Nie mam jak jej zdjąć.
Wilkołak wykonał kilka kroków na przód. Do zachodu słońca było jeszcze kilkadziesiąt minut. Widocznie któryś z ghuli ją obudził, gdy rozpoczął się alarm. Jacka to nie interesowało. Kimkolwiek była ta młoda dziewczyna, to miała swój udział w spętaniu jednej z nich. W upodleniu i zezwierzęceniu. Skoczył i chwycił swoją dłonią jej kark, zanim ona zdążyła cokolwiek zrobić. W przypływie szału na moment uniósł różowowłosą dziewczynę. Przez jego ciało przepłynął na ułamek sekundy gniew tak wielki, że człowiek nawet nie potrafiłby go sobie wyobrazić. Gniew skoncentrowany w wyładowaniu elektrycznym. Ciało dziewczyny zaczęło podskakiwać w szalonym tańcu. Jej różowe włosy stanęły dęba. Później maleńkie błyskawice zaczęły przeskakiwać po jej ciele zostawiając czarne wypalone plamy na suchym wampirzym ciele. Wszystko trwało mniej niż trzy sekundy. Po trzech sekundach w dłoni Jacka został szkielet okryty przepalonymi mięśniami. Jack czuł się spełniony. Zabił swojego pierwszego wąpierza. Nie wydawało się to trudne. W ogóle nie rozumiał dlaczego były niby takie niebezpieczne.

W następnym pomieszczeniu stał komputer stacjonarny. Wilkołak zabrał z niego dysk twardy i wrócił do dziewczyny okutej srebrem.
- Chodź mała. Spieprzamy stąd.
- Kto…. ty…. Gdzie… Lulu?
- Nazywam się Jack Reed. Twoi kumple poprosili mnie o pomoc.

Założył jej swoją kurtkę. Starczy tego upodlenia. W pierwszej chwili chciał ja przerzucić przez ramie. Tak jak niósłby rannego kolegę. Ale gdy pomyślał o tym jak duże zainteresowanie wzbudzi naga dziewczyna to zrezygnował z tego pomysłu. Zamiast tego pochwycił ją niczym pannę młodą przenoszoną przez próg. Ruszył do reszty. Wspólnie weszli do windy w momencie gdy do budynku wróciło zasilanie.

Znów na bezgłośną komendę Jacka winda ruszyła. Srebrne Kły wróciły do ludzkich postaci. Chris w spodniach. Pozostali dwaj kompletnie nago. Jakoś tak plemiona będące blisko z Gaią lepiej akceptowały swoją dziką naturę niż Jack.
- Pomyśleć, że się dziwili, że chcę kurtkę spiąć rytuałem. - powiedział pod nosem łysielec.
Chociaż ludzie patrzyli na nich dziwnie, to z pewnością pomyśleli, że to jakiś nietypowy event. Na komendę Jacka podjechał do nich Renault Trafic zaparkowany całkiem niedaleko. Wszyscy wsiedli do auta i odjechali.


Z pozdrowieniami dla corax, której nie dane było dołączyć do naszej watahy
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172