Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-01-2017, 19:00   #1
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
[Mag:Wstąpienie] - Army of Dreamers, 18+

- Scotty! Wracaj tutaj natychmiast!
Młoda dziewczyna w postrzępionych spodniach, podkoszulku i cienkim kangurku gnała za uciekającym psiakiem, obecnie upajającym się chwilową wolnością.
- Czekaj, aż Cię złapię, ty worku na pchły! - mamrotała ze złością przez szczękające zęby.
Wieczorna ciemność zapadała szybko, a nad Grand Canal unosiła się coraz gęstsza mgła. Niewielki Jack Russell gnał z jazgotem w dół Hanover Quay by w końcu zniknąć z oczu ścigającej go dziewczyny.
- Scotty! - wrzasnęła już głośniej i z rosnącym niepokojem przyspieszyła - Wracaj!
Pies stał na sztywnych łapach, naprężony, z ogonem ustawionym na sztorc. Po raz pierwszy w swoim dwuletnim życiu przyjął pozę wskazującą.
- Scotty? - zaskoczenie wyrwało dziewczynie pytanie z ust i uniosło je w mrok w formie niewielkiego obłoczka pary. W duchu zganiła się i ofuknęła, jednocześnie próbując wypatrzeć to na co wskazywał jej pupil. Mimo, że po biegu było jej ciepło poczuła nagle stające na karku i ramionach włoski. Postąpiła ostrożnie kilka kroków do przodu, sięgając ku obroży upartego psiaka. W końcu dostrzegła to, co wskazywał jej pies i sama zamarła.

Na brzegu betonowego molo, w bladym świetle latarni ujrzała na wpół unoszącą się w wodzie postać, którą otaczała połyskująca bladym światłem poświata…




- Do cholery jasnej! No dalej! Rusz się! Noga. Raz. Noga. Dwa. No rusz się!

Cienki głos przebijał się przez potężny ból głowy i piszczenie w uszach.
Ociekając wodą i drżąc z zimna, rejestrował dźwięki niczym przerywane migawki:
...nieprzerwane i piskliwe szczekanie...

Przyciągnął idącą obok postać blisko siebie by rozkoszować się wnet zapachami: słodkie perfumy, zapach papierosów…
Przez chwilę błądzący w lepkiej mgle dezorientacji umysł pozwolił mu na poczucie ulgi. Nogi jakby samodzielnie podjęły decyzję, by ruszyć nieco raźniej.

- Kto? - dziewczęcy głosik wystękał ponownie - Co? Nie jestem żadna Danielle!
Szczeknięcie z drugiej jego strony potwierdziło tę wersję.

Mężczyźnie udało się w końcu zogniskować spojrzenie na osóbce, na jakiej najwyraźniej zwisał i którą automatycznie tulił mocno do siebie, zgiętym w łokciu ramieniem otaczając jej delikatną szyję.

Niewielka dziewczyna, która siłując się ni to dźwigała, ni to wlokła słaniającego się dryblasa, poprawiła okulary na nosie i pociągnęła go znowu do przodu z wyraźnym wysiłkiem.


...dźwięk huczącego klaksonu promu
..plusk wody...
...wodorosty…
...smar…

Miała rację - ta świadomość walnęła go w sam splot słoneczny i posłała lodowaty dreszcz strachu i przerażenia wzdłuż kręgosłupa.




Kolejne przebudzenie było znacznie przyjemniejsze, choć czuł się jak na pomigrenowym kacu.

Nim otworzył jeszcze oczy zdał sobie sprawę, że leży na tapczanie tak wysiedzanym i starym, że jego ciało automatycznie dostosowało się do wygniecionych poduch. Nogi zwisały mu nieco poza kraniec dwuosobowej kanapy.
Ciszę rozganiały lecące cicho jazzowe standardy z cyklu easy-listening, przerywane gromkimi porykiwaniami i toastami, dolatującymi wyraźnie z zewnątrz pomimo zamkniętych okien. Przejeżdżający autobus wprawił szyby okienne w lekkie drżenie.
Mimo, że cisza tutaj nie była prawdziwą ciszą, było mu ciepło i leniwie… pod najwyraźniej grubą, patchworkową narzutą z różnokolorowej wełny.
Zmysły podpowiedziały mu, że zapada wieczór.

Co go wybudziło?

Być może to światło ulicznej latarni prześwitujące przez cienką zasłonę i nadające pomieszczeniu pomarańczowych odcieni.
A może to wlepiany w niego z niepokojem wzrok okularnicy ćmiącej papierosa, siedzącej w fotelu obok i udającej nawet przed sobą, że czyta?


A…. może to wrażenie blond kosmyku muskającego jego policzek lub wspomnienie echa własnego krzyku powtarzającego jedno i to samo słowo:

"Danielle?! Danielle!!"

Na policzku poczuł zimny, wilgotny dotyk, po którym nastąpiło energiczne lizanie.

- Hmm... lubi Cię... - dziewczyna zawierciła się w fotelu nieśmiało - Jesteś bezpieczny. Jak się czujesz?
 

Ostatnio edytowane przez corax : 24-01-2017 o 19:21.
corax jest offline  
Stary 31-01-2017, 01:23   #2
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację

Gdzie się podziała ta cudowna ciemność w której był zanurzony?

Tak dobrze było niczego nie czuć, a teraz było mu zimno. Ubrania ciągnęły go w dół, jakby ważył co najmniej tonę.

Krok za krokiem. Szedł. Tylko po co i gdzie? Nie miał pojęcia.

Słyszał odgłosy towarzyszące otoczeniu. Czuł zapachy. Widział, choć nie potrafił skoncentrować spojrzenia. Pies i jakaś dziewczyna wybijali się na pierwszy plan. Przez chwilę myślał, że jest to Danielle... kimkolwiek by ona nie była, a była kimś bardzo ważnym. To jednak nie była ona.
Miał ochotę rozpłakać się z ogromu nieszczęścia, jakie przyniosło to spostrzeżenie, lecz wcześniej przyszła ciemność.

Tak dobrze było niczego nie czuć.




Otworzył z wolna oczy. Bardzo niechętnie, gdyż wolałby spać. Niestety, ku jego nieszczęściu, pulsująca bólem czaszka nie dawała za wygraną.

Pierwsze co zobaczył, to sufit, którego nie znał. Pod sobą miął nieznany, stary i krótki tapczan. Leżał pośród nieznanych poduch pod nieznaną narzutą. Było mu jednak ciepło i całkiem przyjemnie, jeśli nie liczyć bólu głowy. Zapewne zamknąłby oczy, po czym pozwolił sobie odpłynąć na nieznane wody snu, gdyby nie ten cholerny ból nakazujący zrobić coś. Cokolwiek.

Wieczorowa pora przynosiła, prócz dźwięku przejeżdżającego autobusu, niezwykle miłe jego uchu rytmy jazzu. Toasty oraz pokrzykiwania nie były już tak sympatyczne, lecz gładko wpisywały się w nastój.
Tylko ta głowa...

Nieopodal, na fotelu, siedziała kobieta w okularach. Z papierosem. To było coś, czego potrzebował.

Spojrzał na nią z miną człowieka słyszącego, jak trawa rośnie gdzieś poza miastem, jednak jego wzrok najbardziej przyciągnął żar w pobliżu ust… w zasadzie nie wiedział nawet kogo. Nieporadnie spróbował wskazać dłonią na papierosa.
- Mogę? - zapytał cicho.

Kiwnęła krótko głową i podsunęła paczkę, po czym się zreflektowała i sama wyciągneła papierosa. Rzucała przy tym kose spojrzenia spod brwi, próbując powściągnąć ciekawość i nawał pytań jakie cisnęły się jej na usta.
- Masz - podała papierosa, odruchowo najpierw rozluźniając zbity w nim tytoń. Tuż po tym, pstryknęła zapalniczką i zawisła w pół zgięciu nad leżącym.

Gdzieś daleko, w podświadomości, spoglądając na właścicielkę futrzaka śmiejącego mu się całym pyskiem wprost w twarz, zarejestrował, iż jest całkiem niebrzydka. Jednak w tej chwili najważniejsza była bibuła z filtrem wystająca z jego ust. Zaciągnął się mocno, a nawet bardzo mocno i przetrzymał dym w płucach. Z ociąganiem wypuścił go, lecz natychmiast ponownie pomniejszył papierosa o kilka milimetrów. Zwolnił tempa dopiero wtedy, gdy została tylko połowa. Tego mu było trzeba. Nie ruszał się. Nie miał zamiaru się ruszać. No, może poza ustami, by poprawić uchwyt warg na filtrze. Wsłuchiwał się w jazz płynący z oddali, starając się zidentyfikować jakby znajome brzmienia.

Dziewczyna za to była jego przeciwieństwem. Na myśl rzucało się powiedzenie o właścicielach upodabniających się do swoich psiaków. Okularnica niby siedziała spokojnie w fotelu wpatrując się łapczywie w rozwalonego na jej tapczanie faceta, ale…
No właśnie, ale: palce jej tańczyły szybko po poręczy fotela, stopą wybijała rytm, pomiędzy zaciąganiem się fajkiem, zagryzała wargę, skubiąc ją czubkiem zębów. Pies za to chodził tam i z powrotem, co chwila stając na tylnich łapach i próbując wypatrzeć wolny kawałek na kanapie. Obwąchiwaniu leżącego nie było przy tym końca.

- No…? - ponagliła dziewczyna, nagle tracąc resztki cierpliwości - Coś Ty za mambę odwalił? Jakoś się nazywasz? - zreflektowała się ostatecznie.

Otworzył usta, jakby chciał odpowiedzieć, po czym zmarszczył brwi. Przez chwilę rozglądał się uważnie, jakby czegoś szukał. Pamiętał poprzednie przebudzenie. Nieprzyjemne. Wolałby go nie pamiętać. Nie pamiętał za to niczego sprzed ów niesympatycznego okresu. Musiał mieć jakąś przeszłość. W końcu nie był dzieckiem. Z resztą, nawet dzieci miały własne wspomnienia. Musiałby być niemowlakiem, a nim nie był.

Brak pamięci napawał pewnym niepokojem. Pamiętał jak się mówi, spoglądając po pomieszczeniu mógł spokojnie stwierdzić jak nazywają się poszczególne przedmioty. Jedyne, czego nie był w stanie sobie przypomnieć, to cokolwiek dotyczącego jego przeszłości.

Daleki był jednak od paniki, choć czuł się, jakby odebrano mu coś ważnego. Jakby odebrano mu część jego osoby, zaś jego cichym, podstępnym przeciwnikiem była amnezja. Starał się przekonać siebie, że z czegoś takiego się wychodzi. Przecież nie mogło być tak, żeby wszystkie ścieżki neuronowe po prostu poszły się chrzanić. Mózg mu nie zniknął. Coś się tylko zablokowało. Ludzie byli w stanie pokonać coś takiego, ale potrzeba było trochę czasu.
Ta myśl uspokoiła go nieco.

- Thomas… Chyba… Tak… Zdaje się, że tak… Wilson… Wildred… Wil… Williams? Thomas WIlliams. Tak się nazywam - odparł lekko zdezorientowany.
Co jak co, ale nie powinien wahać się przy tak prostym pytaniu.

- Zwiałeś z wariatkowa? - uniosła zabawnie brew do góry.

Wyjął papierosa z ust i odruchowo ściskał go między kciukiemi palcem wskazującym.
- Jasne, że nie. Chyba nie. Nie jestem pewien - odparł, próbując przypomnieć sobie cokolwiek. Z mizernym skutkiem. Wszystko mieszało mu się w głowie.

- To czemu się chciałeś topić? - dopytywała pochylając w fotelu i przyglądając nieco oskarżycielsko. Zdecydowanie nie była dobrym psychologiem.

- Ja się chciałem topić? - zapytał zdziwiony.

- No przecież nie ja, Scotty znalazł Cię podtopionego w rzece. Musiałeś być totalnie zdesperowany. Mało kto by się odważył wleźć do tego ścieku z własnej woli. - pokręciła głową - Aha, jestem Emily Rose. - przypomniała sobie o dobrych manierach - Głodny jesteś?

Thomas pokiwał głową w zamyśleniu, ale jego wzrok był całkiem nieprzytomny. Choć starał się, nie mógł sobie przypomnieć zupełnie niczego i nie wiedział czemu. Wiedział natomiast, że czas całkowicie mu się nie zgadza. Zupełnie. Czegoś takiego jeszcze nie doświadczył. Chyba. W sumie nie pamiętał czy doświadczył, ale z jakiegoś powodu był przekonany, że jednak nie. Do tego nie zgadzało mu się miejsce.

- Ładne imię. Emily - wyraz twarzy całkowicie przeczył jego słowom, ale powodem było tylko lekko nieporadne dźwiganie się do pozycji siedzącej z papierochem w gębie. Potarł czoło nasadą dłoni. To zdecydowanie nie był jego dzień.

- Nic nie pamiętam… Masz coś przeciwbólowego? Czuję się, jakby mnie kto kijem golfowym zajechał - syknął powracając dłonią do bolącej głowy.

- Aha - wstała by przedreptać w kierunku kuchni jaka połączona była z salonem, w którym go złożono. Zaczął dostrzegać więcej szczegółów wraz z jej ruchem. Kominek z rzeźbionymi staromodnymi kolumienkami. Nieczynny, sądząc po stertach wciśniętych w jego trzewia płyt CD.
Wytarty dywan udający perski, proste tanie sprzęty w kuchni, szafki z obsuwającymi się gdzieniegdzie drzwiczkami.
Emily Rose pstryknęła przełącznik czajnika i szurnęła szufladą, by wygrzebać paczkę paracetamolu. Wróciła ze szklanką wody i pigułą.

- Nic nie pamiętasz? Kompletnie? - zrobiła dzióbek powątpiewając - Jesteś stąd? Masz jakąś rodzinę? Dziewczynę? Ktoś Cię nie lubi? - to ostatnie rzuciła jakoś ostrożniej.

Łyknął natychmiast tak szybko, że się zakrztusił.
- Nooo… Raczej stąd. Tak mi się wydaje przynajmniej. Nic więcej nie pamiętam - skrzywił się lekko, gdy zaciągał się papierosem.
- Jaką mamy datę? - zapytał z lekkim zamyśleniem.

- Datę? - zdziwiła się i wyciągnęła iPhone’a 6 z tylnej kieszeni spodni - 23 października. - mignęła ekranikiem przed oczami Thomasa. - A co pamiętasz ostatnie? Jakiś dzień?

Pokręcił głową.
- Nic. Trochę jakby ktoś otworzył mi czaszkę, wyżarł wszystko, przetrawił, a potem wyrzygał z powrotem, zamknął i poszedł. Czyli nic konkretnego. A który mamy rok, godzinę? I… gdzie jesteśmy?

- Godzina 21 eeee 21:09 - dziewczyna musiała upewnić się ponownie spoglądając na telefon - rok 2016. Może powinieneś pójść do szpitala? - podeszła kilka kroków bliżej do okna i wyjrzała na zewnątrz. - Chociaż teraz może być na pogotowiu pełno. Czekaj! Może Cię znajdziemy w sieci? - ruszyła energicznie wychodząc z salonu. Scotty podreptał szybko za nią skrobiąc pazurkami po podłodze.

Pod nieobecność Emily rozejrzał się po mieszkaniu, pociągnął ostatni raz dopalającego się papierosa i wstał z ociąganiem, gasząc go w mosiężnej popielniczce. Podszedł z wolna do kominka będącego składzikiem na płyty. Sięgnął po pierwszą z brzegu. "The very best of… Mike Oldfield". Uśmiechnął się półgębkiem, po czym, jakby bez udziału świadomości, zaczął nucić "Tubular Bells". Następna. Enya. Na chwilę jeden z najbardziej znanych utworów Oldfielda zniknął zastąpiony "Orinoco flow" przechodzącym stosunkowo gładko w "Carribean blue". Jednak ostatecznie powrócił do pierwszego autora, spoglądając na płytę Pink Floydów.

- Ładnie… - dobiegło go od progu. Emily Rose stała tam, tuląc włączonego laptopa do piersi. - … jesteś… muzykiem? - uniosła brew odruchowo. Thomas zaczynał rozpoznawać to jako odruchowy gest, pojawiający się gdy była ciekawa albo... kombinowała ostro.

- Nie wiem. Nie pamiętam… Ale lubię muzykę - wzruszył ramionami, po czym spojrzał ponownie na brązową okładkę płyty "The very best of…". Podszedł do Emily.

- Tu jest jeden z pierwszych utworów, jakie Oldfield skomponował. Sławny "Tubular Bells" z '73. Wiesz, że nikt nie chciał jej wydać? Dopiero Virgin Reckords się zdecydowało i to był strzał w dziesiątkę. Śmieszne. Niewiele utworów ma swoje dalsze części. A "Tubular Bells" ma. Taki to był hit - westchnął z lekkim uśmiechem kryjącym się pod brodą. Przeczesał włosy palcami i spojrzał na kobietę z ukosa.
- Znalazłaś coś?

- Już sprawdzam. - klapnęła przy stole w kuchni - Jakim cudem pamiętasz to wszystko, a nie pamiętasz nic o sobie? Jaja sobie robisz? - pstryknęła zapalniczką.

- Chciałbym - usiadł obok niej.
- Po co mi wiedzieć w którym roku Rolling Stones nagrało jaką płytę, skoro nie pamiętam, co się działo wczoraj?

- No właśnie. Czemu to pamiętasz? Hmm… zastanawiam się czy cię nie zabrać do szpitala… - obrzuciła mężczyznę po raz enty spojrzeniem. Uważnie oceniała spojrzeniem. - Ale nie wiedzę żadnych urazów. A tam zapchane - ponownie powtórzyła wcześniejszą kwestię. - No dobra…
Wrzuciła w wyszukiwarkę "Thomas Wiliams". Cofnęła wpis i poprawiła literówkę "Thomas Williams".

Pierwsze wyniki pokazały wpis Wikipedii na temat Thomasa Williamsa amerykańskiego pisarza, zmarłego w 1990 r.
- Hmm - zamruczała zaciągając się i rzucając kose spojrzenie na swojego gościa - To chyba nie Ty? - rzuciła żartem.

- Chyba nie wyglądam aż tak staro… - odparł z lekkim uśmiechem.

- Wiesz, dzisiejsza medycyna czyni cuda - uśmiechnęła się w odpowiedzi i kliknęła w link.

- Yyych - wyrwało się niekontrolowanie z ust Emily Rose - No dobra. To odpada - przeleciała szybko kolejne wyniki - Walijski adwokat, wykładowca na londyńskim uniwerku, polityk, wykładowca teologii ze stanów.

- Powiedz coś jeszcze? - poprosiła, wydmuchując strużkę siwego dymu w powietrze. Scotty wspiął się na tylne łapki, opierając się bezczelnie o uda Williamsa i dopraszajac się uwagi.
Spojrzał na psa. Brązowe oczy osadzone nad uśmiechniętym ryjkiem gapiły się wprost na niego. Pogłaskał porośnięty sierścią łeb.
- Niby co? O sobie nie powiem raczej nic, bo sam chciałbym coś wiedzieć. Ale możesz coś włączyć. Z muzyką zawsze lepiej się na duszy robi.

- Nooo chodziło mi raczej o akcent - Emily Rose zaśmiała się spoglądając Thomasowi w oczy. - Nie wydajesz się być z Dublina. Ale akcent masz irlandzki. - dopiero teraz usłyszał, że okularnica mówiła z niejakim śpiewnym dodatkiem francuskiego akcentu.
Szybkie kliknięcie na Spotify i z głośniczków poleciała nowa nutka.


- Może być? - pociągnięcie rozjarzyło końcówkę papierosa.

Roześmiał się szczerze.
- Akustyczny Clapton! Wspaniale! "Layla, you’ve got me on my knees" - zaczął, układając palce lewej ręki w następujące po sobie akordy, jakby grał na nieistniejącej gitarze. Kołysał się przy tym lekko w rytm, przeżywając każdy dźwięk. W końcu odetchnął głębiej i spojrzał na Emily.

- Przepraszam - dodał, nie wyglądając na zbytnio przejętego swym dziwnym zachowaniem. Zamiast tego ponownie spojrzał na ekran laptopa cicho wybijając palcami rytm na własnym udzie.

Szatynka obserwowała przez chwilę zachowanie Thomasa. Po czym podwinęła nogi i usiadła w dziwnej pozycji na krześle:
- No dobrze… Thomaas Williaaaams - literowała - muzyk, Irlaandia… Może to coś da?
Pstryknęła Enter.

Na ekranie komputera wyświetliły się króciutkie wiadomości z lokalnych, dublińskich gazet mówiących o koncertach w lokalnych pubach. TrustPilot wywalił wynik z opinią niejakiego Nicka Perisa, turysty z Paryża, opisującego swoje doświadczenia z "Nocy z irlandzkimi piwami", w trakcie której usłyszał niejakiego Williamsa grającego w Mulligan’s.
- O. - krąglutkie, słodko zaskoczone wypłynęło z ust towarzyszki Williamsa - Coś Ci to mówi? - pochyliła się nieco bliżej monitora próbując pociągnąć szarpniętą linkę.

Zastanowił się chwilę. Dłuższą chwilę.
- Nie - odpowiedział krótko.
- Ale bardziej mi to pasuje niż ten pisarz. Nie ma żadnych zdjęć z tego wieczora?

- Chwilkę - dziewczyna odwróciła laptopa w kierunku Thomasa i wrzuciła uszczegółowione hasło do wyszukiwarki: "Thomas Williams, Mulligan’s, koncert" i przeszła na zakładkę "obrazy". Niewiele to dało, głównie fotki pubu, wnętrza, jakieś zamazane pstryknięcia z telefonu. Zakładka Wideo dała nieco więcej. Pomiędzy śmieciami jakie wyrzucał standardowo Google natrafiła na krótki filmik. Williams na niewielkim podium otoczony gwarem pijanych turystów, dźwięk był strasznie kiepski jak to zwykle w nagraniach tego typu bywa.
Coś co przyciągnęło uwagę Thomasa to postać drobnej blondynki stojącej na skraju "sceny" w jaką on sam wpatrzony był jak w obrazek…

Gdyby tylko mogła się odwrócić, to byłoby już coś. Być może ów blondynka go znała. Byłby to jakiś trop w procesie odzyskiwania pamięci.

- Kiedy było zrobione to nagranie? - zapytał.

Mógł pójść do Mulligan's i stamtąd wydobyć jakieś dane o sobie. Warto byłoby jednak nie rozpowiadać wszystkim dookoła, że zupełnie niczego nie pamięta. Rozmowa mogła być trudna.

- A tak właściwie to czemu szpitale są dzisiaj zapchane? Nie, żebym chciał tam iść, ale tak z ciekawości... i jeszcze jedno... masz może gitarę? - zapytał, uśmiechając się półgębkiem.
Chciał sprawdzić czy jego palce nadal pamiętały jak się tańczy po gryfie.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 06-02-2017, 13:56   #3
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
- To jakiś staroć… - dziewczyna dopiero po kilku słowach zorientowała się, co palnęła. Lekko zaczerwieniona zagryzła wargę - … znaczy… chodzi mi o to, że to jakiś koncert sprzed jedenastu lat. Albo i wcześniej - nachylona w kierunku laptopa, Emily Rose klikała zawzięcie po właściwościach pliku. - Bo to sam plik wrzucony 12 grudnia 2005 roku.

Poszukiwania przerwało bulgotanie czajnika i Emily Rose ruszyła od stołu by przygotować w końcu zapomnianą herbatę.

- Noooo szpitale teraz zapchane - podciągnęła spadającą z ramion bluzę zalewając wiórki herbaciane - Dzisiaj mistrzostwa hurlingu - machnęła przez ramię w kierunku okna, zza którego dobiegały ryki radości - i większość fanów wyląduje na pogotowiu.

Odwróciła się na chwilkę i łypnęła ciemnobrązowym okiem:
- Wiesz… męską męskość trzeba udowadniać a najlepiej po kilku kolejkach Guinnessa. - uniosła oczy ku niebu z przekorną minką.

Scotty w międzyczasie miał ciężką zwiechę: dreptał to między Thomasem, to Emily Rose. Nie mógł się zdecydować czy lepiej domagać się bezczelnie pieszczot od siedzącego nieznajomego, czy może kręcić się wokół własnej pani, w oczekiwaniu na potencjalne smakołyki. Sfrustrowany pisnął i usiadł po środku trasy.


- A w dodatku - Emily Rose paplała dalej tonem eksperta - nie masz żadnych dokumentów. Więc na pewno, by Cię zgarnęła policja jeśli okazałoby się, że wszystko z Tobą ok. Trochę głupio puszczać niedoszłego topielca z amnezją na dwa-cztery, hm? - jej uśmiech uwydatnił niewielką, wypukłą bliznę pod dolną wargą.

Podeszła do stołu, niosąc wielki dzbanek pachnącej herbaty i dwoma kubkami.
- Gitara jest, ale nie moja. Jeśli nie rozwalisz, to możesz skorzystać. W ostatnim pokoju po lewej - zakomenderowała, wskazując Thomasowi drogę w głąb mieszkania.

Długi, nieoświetlony korytarz wiódł w głąb mieszkania- “kiszki”. Wychodząc z salonu minął drzwi wejściowe po prawej stronie. Niemal naprzeciwko wejścia były jedne z dwóch drzwi. W głębi korytarza, w mdłym świetle wpadającym przez okno na jego końcu, dostrzegł ostatnie drzwi, zapewne prowadzące do łazienki.

Po otwarciu wskazanego przed gospodynię pomieszczenia, znalazł się w kwadratowym trzy na trzy pokoju-rupieciarni. Po środku stało łóżko, wokół którego piętrzyły się książki. Niewielka szafa w kącie pokoju było otwarta na oścież, pozwalając zawartości wysypać się na pokój. Ciuchy, buty, czapki i szaliki wisiały przerzucone przez skrzydła drzwi. Na niewielkim biurku, pośrodku stery papierów stał wielki monitor, obok leżały bezprzewodowe słuchawki Sennheisera. Obok biurka stała gitara, obecnie robiąca za kolejny niekonwencjonalny wieszak dla podartej koszulki.
Ktokolwiek tu mieszkał, nie był pedantem.

Gdy Thomas wrócił do kuchni, okazało się, że na stole jak za sprawą czarodziejskiej różdżki zaczęły pojawiły się różnego rodzaju toppingi: sałatki, szynka, sery, chleb, oliwa, pomidory, pesto, a drobna gospodyni kręciła się jak fryga, podgryzając plasterek ogórka.

- Może zaczniemy od tego Mulligan’s? Ktoś może Cię tam pamiętać? Co myślisz? - Emily Rose klapnęła na krześle i zachęciła Thomasa do jedzenia. Warujący obok stoły Scotty popisał się wysokim skokiem łapiąc kawałek szynki w loci. Za podarunek odpłacił szerokim psim uśmiechem, wywalając jęzor.

Nim Thomas zdążył odpowiedzieć, otworzyły się drzwi i do mieszkania z rumorem wpadł nastoletni chłopaczek z przekrzywioną czapką, ledwo trzymającą się nastroszonych rudych włosów.



- Emily Rose! - wydyszał ciężko jak po długim biegu. Jednocześnie nie mogąc sobie poradzić z zaciętym zamkiem, ściągał kurtkę przez głowę. - Nie uwierzysz! Jacyś kolesie przeczesywali - pospiesznie rewelacje przytłumiła gruba parka - Liffey w dokach, tam gdzie..eeeee… - chłopak zatrzymał się w pół kroku z naelektryzowaną grzywą wokół twarzy. - Tam, gdzie mówiłaś, że znalazłaś jego. - wskazał niemal oskarżycielsko na Thomasa.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 06-02-2017 o 20:49.
corax jest offline  
Stary 11-02-2017, 20:14   #4
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Thomas poczuł się niemal rozczarowany faktem, iż Emily nie mieszkała sama, choć w zasadzie ładna siostra lub współlokatorka by mu nie przeszkadzały, to jednak rudy chłopak nie wzbudził w Williamsie szczególnego entuzjazmu. Szczególnie biorąc pod uwagę sposób, w jaki się zachowywał.

Spojrzał z ukosa na nastolatka, zaś jego brwi uniosły się nieco wyżej, gdy brzdąkał na znalezionej gitarze, strojąc ją przed najważniejszą częścią - grą.


Uśmiechnął się lekko do siebie widząc jak jego własne palce tańczą po gryfie, wygrywając rytm zespołu Fleetwood Mac. Zatrzymał się w momencie, w którym należało włączyć do gry własny głos. O tak, muzyka ułatwiała myślenie. Miał ochotę na papierosa, ale głupio było mu prosić o kolejnego. Przynajmniej w tej chwili.
- Jeśli to moi znajomi, to czemu, wiedząc gdzie mnie szukać, nie powstrzymali mnie lub nie odnaleźli? Jeśli nie, to… - urwał, zastanawiając się. Właśnie… to co? Z pewnością gościna u Emily nie była w takim przypadku najlepszym z pomysłów. Dla wszystkich włącznie z nim.

- … to skorzystam z możliwości zjedzenia czegoś i czas na mnie - odstawił delikatnie gitarę i w zamyśleniu sięgnął po sałatki i chleb, na który nałożył sobie szynki oraz sosu. Nie był bohaterem, a przynajmniej tak mu się wydawało. Jeśli ktokolwiek widział Emily targającą jego zwłoki z rzeki, to z pewnością zjawią się tutaj. Wtedy będzie mogła powiedzieć, że odszedł, ale nie wie gdzie i wszyscy będą bezpieczni. W tym on. A jeśli to jacyś przyjaciele? To odnajdzie ich sam.

- Nie wiem czy przyjaciele, czy znajomi - rudzielec władował się w końcu do kuchni. Mimo, że był drobnej budowy i szczupły robił wokół siebie tyle harmidru i zamieszania, że zdawało się, że zamiast jednego nastolatka jest ich tuzin. Klapnął prawie na krześle, gdy wzrok Emily Rose zamroził go w miejscu. Potulnie podszedł do zlewu i umył ręce. Dopiero wtedy wrócił do stołu i zaczął nakładać spore ilości jedzenia. Żując kawałek chleba kontynuował:
- Zachowywali się dziwnie. Coś rysowali na chodniku, coś gadali między sobą… a potem… - niemal zakrztusił się i machnął rękoma do góry kaszląc głośno.

Emily Rose walnęła go w plecy siarczyście i zaczerwieniony rudzielec w końcu złapał dech:
- Co potem? - dziewczyna łypnęła okiem w kierunku Thomasa.

- A potem było najdziwniejsze. Zniknęli za rogiem.

- Tak po prostu zniknęli? - zapytał Tomas, któremu było na tyle ciężko w to uwierzyć, że przestał na chwilę grać.

- Mhm - mruknął chłopak.

Emily Rose łyknęła herbaty:
- John, mów jaśniej.

- No przecież mówię - rudzielec strzelił lekkiego focha - Zniknęli za rogiem. Obserwowałem ich, sam nie wiem czemu jakoś nie chciałem ich poznać bliżej. Mieli takie… nie wiem... coś wokół siebie - otrząsnął się teatralnie - Potem przeszli kawałek dokami i skręcili za mur jednej z hurtowni. Jak poszedłem tam to ich nie było. Ale… hurtownia jest otoczona murem, bez przejścia. - John zawiesił głos spoglądając to po dziewczynie to po Thomasie.

- Może cię zauważyli i gdzieś się schowali?

- Gdzie? Na dachu? Na ninja nie wyglądali - ironizował młody, ładując kolejną porcję jedzenia do ust.

- W śmietniku, kanałach albo gdziekolwiek byłoby miejsce. Z niezwykle uprzejmej wypowiedzi wnoszę jednak, że żadnego takiego miejsca nie było - spojrzał dziwnym wzrokiem na nastolatka i przez dłuższą chwilę milczał również jedząc. Szybko jednak skończył.

- Jeśli można jeszcze o coś prosić - zwrócił się do Emily, nie podejmując więcej tematu zniknięcia. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale jutro mógł rozejrzeć się we wspomnianym miejscu. Może rysunki coś mu powiedzą, choć wątpił w to. Raczej nie rysowali kluczy wiolinowych.

- To o jakieś kanapki na drogę i ze dwa papierosy - rzekł z niezmiennym wyrazem twarzy.

- Jak to kanapki? - Emily Rose zamrugała zaskoczona - Na drogę? Co Ty zamierzasz?

John jadł bez słowa wpatrując się nieprzychylnie i ironicznie w Thomasa. Dziewczyna za to wyglądała na prawdziwie zaskoczoną i zaniepokojoną.
- Dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby mnie tu nie znaleźli. Jeśli ktoś widział jak mnie wleczesz i gdzie, a to nie są moi znajomi i nie są to przywidzenia, to lepiej, żeby mnie tu nie było.

- No ale gdzie Ty pójdziesz?

- ...do domu dla bezdomnych,... - mruknął “cicho” John. Zdzielony morderczym spojrzeniem Emily Rose wzruszył ramionami:
- No co?!

- Może skup się. Przypomnij sobie. Komuś nadepnąłeś na odcisk? Może da się z nimi dogadać? - dziewczyna mówiła coraz szybciej.

Wzruszył lekko ramionami, wpatrując się w przestrzeń.
- Co ja niby mogłem zrobić? Nie mam pojęcia jak zwykły muzyk może podpaść komuś inaczej niż tandetnym repertuarem. Nie mam pojęcia nawet czy oni rzeczywiście są kimś, kto chce mojej szkody - napił się herbaty z kubka, choć wolałby, by była w tym jakaś, choćby symboliczna wkładka.

- Nie wiem. Może komuś kasę wisisz? Lubisz hazard? - Emily Rose rzucała pytaniami od czapy. - Słuchaj, ja mam propozycję.

- Nie do odrzucenia zapewne - dodał kąśliwie John.

- Cicho, młody! - ofuknęła go brutalnie - Zostań dzisiejszą noc. A rano ruszysz dalej. Nic dzisiaj nie znajdziesz, a miasto jest opętane mistrzostwami. No? Co Ty na to? - uniosła zadziornie brewkę.

Zastanawiał się dłuższą chwilę. Żeby coś wyciągnąć ze świadków, trzeba było ich najpierw znaleźć, a potem przekonać do mówienia. To mogło zająć trochę czasu, zaś noc już tak do końca pierwszej młodości nie była. W końcu skinął głową.
- Może masz rację. W takim razie skorzystam z propozycji - uśmiechnął się lekko i spojrzał na gitarę.

- Może uda mi się jutro znaleźć osoby, które znam… znałem - poprawił się.

- Chociaż w sumie moje mieszkanie byłoby niewiele wyżej na liście miejsc do sprawdzenia. Pomyślę nad tym jutro - westchnął lekko i dłużej nie dał się kusić drewnianemu instrumentowi. Dźwięki “House of the rising sun” wypłynęły spod jego palców. Brakowało mu jeszcze tylko papierosa, ale nawet nie tak bardzo. Muzyka była ważniejsza. Spojrzał z ukosa na Emily i uśmiechnął się delikatnie.

Emily Rose odpowiedziała uśmiechem przepełnionym ulgą, a John skwitował tę wymianę prychnięciem.
- Idę do siebie. - oznajmił i szurnął krzesłem.
Odczekał ułamek minuty i gdy nikt go nie zatrzymał, ruszył w głąb hallu.

Emily Rose wstała od stołu z westchnieniem, opadła na fotel zarzucając nogi przez oparcie i zapaliła papierosa. Machnęła zapraszająco dłonią w stronę paczki.
- Przepraszam za niego. Ostatnio humorzasty jest strasznie.

Struny ucichły.
- Czytasz mi w myślach - rzekł krótko i wyjął z paczki jednego, by po chwili wypuścić z płuc kłąb dymu. Ponownie podjął grę.

- Uroczy - skomentował mrużąc lekko oczy od gryzącego dymu.

- Brat? - zapytał.

- Tak - skinęła głową machając stopą w rytm muzyki - Młodszy. A ty masz… - ugryzła się w język - … no tak, nie pamiętasz. A ta … - dziewczyna chwilkę urwała ale dzielnie brnęła dalej - … ta Danielle? Pamiętasz ją?

Zafałszował, chwytając nie ten akord, który powinien, zaś następnego nie zagrał. Palce zawisły nad pudłem rezonansowym.
- Nie - odpowiedział krótko, choć wydawało mu się, że powinien ją pamiętać. Wiedział niewiele więcej niż to, iż była ważna. W jakiś sposób.

- To znaczy… Rzeczywiście pamiętam imię, ale tylko tyle - dodał jakby smutniej.

- Niewiele mogę ci o sobie powiedzieć, choćbym chciał. Może ty opowiesz coś o sobie? - zapytał, podejmując grę tuż po strzepnięciu popiołu do popielniczki.

- Hmmm… ja za to niewiele mogę. Jak Ci powiem więcej o sobie, to będę musiała Cię zabić. - rzuciła ze śmiechem najwyraźniej cytując coś - Jestem grafikiem komputerowym, mam 23 lata, John to mój młodszy o 4 lata brat. Nasi rodzice nie żyją. Zginęli w wypadku samochodowym parę lat temu. - wzruszyła ramionami zaciągając się papierosem. - Ot i tyle.

Pokiwał głową. Przerwał poprzedni utwór, by rozpocząć nowy. “Tears in heaven” Erica Claptona.
- Would you know my name if I saw you in Heaven? - zaśpiewał cicho.

- To przykre. Wypadek samochodowy… - zmarszczył brwi, by po chwili podjąć ponownie:
- Masz 23 lata, utrzymujesz młodszego brata i przez jedną noc nieznajomego muzyka. No i psa. Ale chyba on jest najmniejszym zmartwieniem… A ja wiem, że jestem ci coś winien. Tylko aktualnie nic nie mam - pociągnął papierosa ostatni raz, zaś żar niemal dotarł do filtra. Zgasił go w popielniczce.

- E tam - machnęła dłonią - Nic mi nie jesteś winien. Noooo może piosenkę - zaśmiała się cicho.

- Jakieś specjalne życzenia?

- Nie… co Ci przyjdzie do głowy. A ja spróbuje zgadnąć czemu akurat ta a nie inna, hm?

Uśmiechnął się nieco szerzej.
- To będzie trudne, bo sam mogę tego nie wiedzieć, ale dobrze. Spróbujmy - wstał i przesiadł się nieco bliżej Emily.


- Belle, C'est un mot qu'on dirait inventé pour elle… - rozpoczął z przymkniętymi oczami, delikatnie kołysząc się do wyśpiewywanego i wygrywanego rytmu.

Emily Rose siedziała niemal bez ruchu, wsłuchując się w słowa śpiewanej piosenki. Przymknęła oczy, a wyraz twarzy nabrał łagodności i rozmarzenia.
Gdy Thomas skończył mruknęła protestująco:
- Szkodaaaa, że koniec. Pięknie…. Ale powodów może być kilka - mówiła szeptem jakby nie chcąc zburzyć nastroju jaki powstał po wyśpiewanych ostatnich taktach - Może Danielle? - uśmiechnęła się przekornie - Wiem, wiem. Nie pamiętasz.

Zamyślił się nad prawdziwością jej stwierdzenia.
- Może - stwierdził z nieobecnym spojrzeniem, a kiedy jego wzrok nabrał ostrości i skupił się ponownie wyłącznie na dziewczynie, powiedział:
- A może nie - kąciki ust delikatnie uniosły się.

- Hmm… - zakręciła się lekko na fotelu - … skąd znasz francuski?

- Szczerze? - zapytał poważnie.

- Nie znam - powiedział krótko, pochylając się nad struną, by dokładniej się jej przyjrzeć. Zdrapał plamkę fałszywie sugerującą uszkodzenie.

- Mniej więcej wiem o czym jest piosenka, znam słowa, wiem jak je wypowiedzieć, ale języka nie znam - dodał wyjaśniająco.

- Ale… wymowę masz bardzo dobrą, dałam się nabrać - roześmiała się wesoło - Noooo toooo… jeszcze jedną? Proooooooooszę - złożyła usta w słodki dzióbek i zamrugała szybko rzęsami w karykaturze uwodzicielskiego kociaka.

- Podejrzewam się o słuch muzyczny. To może być przez to - odparł półżartem, po czym zamyślił się.


Spokojne, odgrywane jedna po drugiej nuta delikatnie zawisły w pokoju. Czasem przyspieszał, gdy rytm tego wymagał, by dotrzeć do miejsca, w którym do ogólnego obrazu włączył się głos. Tym razem nie był niski i delikatnie chrapliwy, jak poprzednio. Tym razem był wyższy i nieco płaczliwy, dzięki czemu również tym razem zbliżył się nieco do oryginału.

- Jak - zaczęła po chwili przerwy. Odchrząknęła cicho i zaczęła raz jeszcze - Jak Ty to robisz? To jakbyś miał zupełnie inne głosy...

Wzruszył ramionami z błąkającym się w cieniu, nieznacznym uśmiechem.
- Nic specjalnego. Przynajmniej u podrzędnych grajków zarabiających w barach czy podobnych miejscach. Trochę pracy przeponą, trochę inaczej zaciśnięta krtań i jakoś to leci. Ale daleko mi do oryginału. Aż tak dobry nie jestem - odparł, spoglądając poza szkło okularów.

- Dziwne, że nie zrobiłeś kariery, że nie jesteś sławny. Jesteś naprawdę uzdolniony. - Emily Rose spochmurniała nieco - Jakoś nie pasujesz mi na kogoś, kto by chciał się utopić. Czujesz się na samobójcę? - wpiła spojrzenie w twarz Thomasa.

Początkowo nic nie mówił, brzdąkając nieznaną nawet sobie, wolną melodię.
- Nie. Nie wiem czy coś mi odwaliło, czy to wypadek, czy ktoś chciał mi pomóc w przejściu na drugą stronę, ale zdecydowanie nie czuję się na samobójcę - pokręcił głową.

Machnęła dłonią:
- Durne pytanie, przepraszam.

- Wygodnie Ci tu było? - zmieniła temat na neutralny by zatrzeć wcześniejszą wypowiedź jaką najwyraźniej uznała za gafę.

- Zupełnie nie masz za co przepraszać. Na tyle wygodnie, że do wyjścia zmusiła mnie boląca głowa - odparł, podejmując temat zmieniony przez Emily.

- Tam jest pokój twojego brata, tam łazienka, a tutaj kuchnia - spojrzeniem wskazywał po kolei wymienione przez siebie elementy mieszkania.
- A twój? - zapytał.

- Ten pierwszy w korytarzu po lewej - wskazała ostatnie możliwe drzwi - Zazwyczaj rano jest hałas, bo John robi straszny rumor gdy jest nie w humorze. Czyli prawie zawsze - dopowiedziała ze śmiechem. - Więc przygotuj się na poranną pobudkę. - uprzedzała lojalnie odsuwając pasemko włosów z twarzy.

- Plan wylegiwania się do południa runął - zażartował.

- Chyba i tak będę musiał wstać wcześnie. W końcu muszę odwiedzić Mulligans i obejrzeć te rysunki w miejscu, w którym tamci… zniknęli. Będę musiał też zadbać o jakiś dach na jutrzejszą noc i skądś wziąć trochę gotówki. Dobrze by było dowiedzieć się gdzie mieszkałem. Może mam tam jakąś mp3-kę i słuchawki. No i za coś muszę kupić fajki. Jedzenie i picie w sumie też by się przydało. Ale najpierw fajki - powiedział nieco poważniej.

Emily Rose roześmiała się niemal opluwając popijaną herbatą:
- No brzmi jak plan. Fajki - zaczęła wyliczać na palcach - rysunki, fajki, kasa i mieszkanie, fajki! No może i klub, ale fajki! - za każdym słowem odginała jeden z palców - Wow. Napięty grafik. - mrugnęła wesoło rozbawiona.

- Jak dla mnie wygląda świetnie. Tylko… zabrakło ci jeszcze mp3-ki. I fajek - dodał podejmując ton rozmowy i humor Emily.

- A ty co planujesz na jutro?

- Mam trochę pracy no i… - spoważniała na chwilę - … myślałam, że pójdę z Tobą do Mulligan’s? - dorzuciła niepewnie. - Ale jak wolisz nie, to powiedz.

Westchnął cicho i napił się z własnego kubka.
- Za nic nie przepuściłbym okazji, żeby przejść się tam z tobą. Z resztą… W końcu muszę mieć jakiegoś przewodnika po mieście - złagodził pierwszą część wypowiedzi półżartem drugiej.

- O której będzie ci pasowało? Widzisz, mam taki przywilej, że nie muszę pamiętać czy i gdzie pracowałem.

- Myślę, że poradzę sobie ze zleceniami do południa a potem możemy “pomalować miasto na niebiesko” - zacytowała błędnie słowa piosenki. - Zdążysz się wyspać chyba do dwunastej, co?

- Jak twój brat mnie obudzi, to pewnie już nie zasnę. Pracujesz w domu czy w firmie? I czy John też pracuje?

- W domu, jako freelancer. John ma rentę po rodzicach jeszcze. No i uczy się jeszcze. - wyjaśniała spokojnie. Ruszyła przy tym z powrotem do kuchni by zacząć zbierać naczynia po kolacji.

Thomas także wstał. Odłożył gitarę i pomógł składać talerze, by odnieść je do kuchni. Czynności były bardzo znajome. Zupełnie, jakby wykonywał je często. Może nawet codziennie. A może to tylko złudzenie umysłu próbującego wydrzeć z otchłani niepamięci choćby fragment własnej przeszłości? Tego nie wiedział. Kiedy odwracał się, by wrócić do pokoju po resztę, “przypadkiem” trącił własną dłonią jej palce.

- Przepraszam - rzucił krótko z lekkim uśmiechem i ponownie podjął marsz w kierunku pustego już kubka.

- Nie… nie ma za co - mruknęła, lekko rumieniąc się. - Eeem… długo trzeba się uczyć grać na gitarze, żeby grać tak jak Ty?

Odwrócił się do Emily.
- To zależy od człowieka. Nie wiem ile czasu się uczyłem, ale niektóre utwory są naprawdę proste. Chyba nie ma osoby, która nie potrafiłaby się nauczyć “Come as you are” Nirvany. To tylko dwie górne struny i trzy pierwsze progi na gryfie. Chciałabyś się nauczyć? - zapytał, opierając się o futrynę.

- Mam dwie lewe ręce jeśli chodzi o cokolwiek innego niż myszka albo pen - zaśmiała się lekko - brakuje mi wyczucia rytmu - brzmiała jakby powtarzała czyjeś słowa. Thomas mógł się domyślać czyje.

Machnął ręką.
- Bzdura. Tego się nie da nie zagrać prędzej czy później. Jakby ci nie szło, możesz znaleźć jakiś metronom online. On pokaże ci rytm, ale nie sądzę, by był potrzebny.

- Metronom? - Emily Rose powtórzyła marszcząc nosek - A to to do liczenia uderzeń? - błysnęła wiedzą, gdy coś zaskoczyło w jej pamięci.

- Powiedzmy - skinął głową.

- Tylko tutaj nie chodzi o ilość, a o to kiedy i w jakim odstępie następuje uderzenie. Ale tak, chodzi właśnie o to. Może być pomocne początkującym, którzy nie słyszą kiedy ma co nastąpić. To co? Chciałabyś się nauczyć?

- Mhm - skinęła niepewnie i wytarła dłonie. - Od czego się zwykle zaczyna? - powoli podeszła do gitary i do siadającego na sofie Thomasa. Klapnęła bezwładnie, zakręciła na miejscu i spojrzała sponad okularów - Panie psorze… - w oczach dziewczyny zalśniła lekka kpina.

- Zacznij od zagrania… Ehhh… Ciężko wytłumaczyć - usiadł głębiej na swoim siedzisku.

- Chodź, pokażę ci. Usiądź do mnie tyłem. Tak też najwygodniej mi patrzeć na gitarę - wyciągnął do dziewczyny rękę, by usadzić ją na sofie przed sobą i wyjrzeć na instrument znad jej ramienia.

Emily Rose podciągnęła nogi i usiadła po turecku, układając gitarę niewprawnie na kolanie. Zerknęła kątem oka na Thomasa z lekkim uśmiechem.
Z bliska mógł poczuć zapach jej włosów: mieszaninę rumianku i … czegoś co po chwili zaskoczyło… dziecięcy puder? Zabawna mieszanka.

- Taaak? - spytała gdy milczenie się nieco przedłużało.

- Prawie - odparł ponownie przykuwając uwagę do gitary, choć nie było to tak łatwe, jak można było przypuszczać.
Wsunął własne ręce pod jej, muskając talię, po czym poprawił gitarę, nie odmawiając sobie delikatnego dotknięcia jej nogi. Wychylił głowę ponad jej ramieniem i w swoją lewą dłoń ujął jej.

- Ten palec tutaj, a ten tutaj. Dociśnij strunę tym, a tego zostaw w spokoju. Przyda nam się później - powiedział cicho nieopodal jej ucha. Podobnie postąpił z prawą dłonią.

- Tutaj też właściwie przydadzą się dwa palce. Masz dłuższe paznokcie niż ja, więc łatwiej będzie ci się grało. To znaczy ja gram palcami, ale mnie już zdążyły stwardnieć opuszki - odezwał się ponownie, tym razem demonstrując ową twardość na dłoni Emily.

- Trąć tę strunę, odpuść i przyciśnij tą pod drugim palcem. I zagraj - uśmiechnął się lekko, choć ona najprawdopodobniej tego nie widziała.

- Aha… - dziewczyna siedziała nieco sztywno od chwili gdy znalazł się blisko, na policzkach wystąpił leciutki rumieniec ledwie widoczny w przytłumionym świetle. - Ok - pomrukiwała słuchając wskazówek Williamsa. Dawała się prowadzić od czasu do czasu leciutko się poruszając. W końcu pokiwała głową i pochyliła nad instrumentem ukazując delikatnie zwijające się na karku pasma krótszych włosów:
- Ok... uwaga - sama sobie dodawała animuszu, próbując się skoncentrować. Brzdęknęła lekko, struna z cicha zadrżała. - Tak? - odwróciła nagle twarz by spojrzeć na Thomasa.

- Tak. Bardzo dobrze - uśmiechnął się do niej.

- Teraz zagraj trzy razy to pierwsze i raz to drugie - odchylił się nieco do tyłu, by powstrzymać się przed muśnięciem jej karku ustami. Opuścił ręce, które wylądowały na własnych udach, lecz palce nieznacznie opierały się o talię Emily.

Lekko odgięła się do tyłu jakby instynktownie szukając ciepła Thomasa, ale pokręciła lekko głową i skupiła na gitarze.
- Raz, dwa, trzy, raz - powtarzała pod nosem jak małe dziecko gdy uczy się liczyć. Palce muskały lekko struny, wydobywając ledwo echo dźwięków. - I raz jeszcze? - spytała kończąc sekwencję dźwięków.

- Tak, możesz powtórzyć tyle razy, ile chcesz, potem przejdziemy do części dalszej. Za chwilę przejdziemy do kolejnej części, też złożonej z dwóch uciśnięć, a potem jeszcze dwóch i to będzie cały utwór - odparł, kiwając głową.

- Nie żartuj? - zaskoczona Emily Rose ponownie odwróciła twarz ku Thomasowi - Tylko tyle? - zabrzdękała w struny nieco bardziej odważnie. - Nie brzmi trudno. - zadowolona pokiwała głową na boki i roześmiała rozgrywając układ raz jeszcze.

- Mhm. A to nawet jeszcze prostsze, bo korzystasz z… czterech… albo pięciu różnych uciśnięć. Nie jestem pewien, bo nie liczę ich grając - dodał wyjaśniająco.

- Ale na końcu wracasz do tych początkowych, tylko… od tyłu - ponownie nachylił się nad Emil, przylegając lekko do jej pleców, a kiedy skończyła powtarzanie, ujął jej dłonie w swoje tak jak poprzednio, by pokazać kolejne chwyty i blisko ucha, brodą trącając kosmyki włosów, poinstruować jak i ile razy czego zagrać.

- A potem… już… grasz? - wyszeptała znowu lekko sztywniejąc i ostrożnie poruszając dłońmi wedle wskazówek Williamsa. Sama lekko poruszała palcami muskając twarde opuszki mężczyzny paznokciami.

- Tak, potem wystarczy już tylko grać - odparł równie cicho. Położył jedną rękę na nodze Emily, jakby trafił tam przypadkiem, choć nie cofnął się, zaś druga poddawała się działaniu paznokci dziewczyny.

- Aha - szepnęła cichym tchnieniem. Trąciła cicho strunę odwracając się nieco ku Thomasowi, gdy nagle atmosfera zgęstniała i przepełniła elektrycznością. - To… łatwe - spojrzenie Emily Rose powędrowało ku ustom Thomasa. Nieświadomie zagryzła dolną wargę.

- Mówiłem - odparł Williams zbliżając nieco własną twarz do jej. Delikatnie pocałował górną wargę Emily, zaś ręce jakby z wolna budziły się do życia. Objął dziewczynę i przysunął się nieco bliżej, by mieć lepszy dostęp do jej ust.

Wydała ciche westchnienie w chwili gdy poczuła usta Thomasa na swoich, nieśmiało i z wolna oddała lekki pocałunek. Ciało jednak ożyło własnym życiem i gospodyni wtuliła się w zagłębienie ramion Williamsa. Gitara wciąż ułożona na jej kolanach wydała głuche vibratto, gdy Emily Rose lekko uderzyła pudło.
Zdjął gitarę z nóg Emily i na ślepo postawił obok, przyciskając ją do siebie nieco mocniej. Jedna z dłoni ruszyła w górę od linii bioder, marszcząc bluzkę, zaś druga udała się w kierunku przeciwnym, zajmując się nogą. Dość niechętnie, powoli oderwał własne usta od jej i przesunął je bliżej ucha, skąd miał krótką drogę do karku i szyi.

Wtuliła się mocniej, napierając drobnym ciałem na Thomasa. Głowa dziewczyny opadła na jego ramię. Odgięta lekko i nastawiona w drżącym oczekiwaniu na muśnięcia ciepłej, gładkiej skóry.
Jak w zwolnionym tempie, jej dłoń powoli powędrowała w górę. Emily Rose leniwym ruchem wsunęła palce w kędziory Williamsa i leciutko masowała skórę głowy, od czasu do czasu muskajac też płatek ucha, jaki odnalazła zupełnie po omacku.

Zamruczał lekko przy jej uchu, zaś dłonie błądziły powoli i cierpliwie po ciele Emily, jeszcze przez barierę materiału, choć palce jednej ręki przesunęły się po żebrach i na wysokości linii piersi przemknęła na łopatkę wprost na nagi kark. Zbliżały się tam również usta, schodzące krok po kroku. Druga dłoń przesunęła się po nodze w górę i wślizgnęła się nieznacznie pod bluzkę. Palce pozostały jednak na biodrze, gdzie błądziły leniwie od granicy brzucha po skraj pleców.

Żadne z nich nie usłyszało zbliżających się kroków. Za to oburzony wrzask już tak:
- Co tu się wyprawia?! - te kilka słów podziałało niczym ice bucket challenge, a zaczerwieniona Emily Rose odsunęła się gwałtownie.

Thomas spojrzał na Johna bez cienia zażenowania czy czegokolwiek, choć w tej chwili miał ochotę utopić gnojka w zlewie pełnym naczyń. Zamiast tego Williams wychylił się i czubkami palców wyciągnął papierosa z paczki.

- Nie widać? Gramy na cymbałach - odparł stoicko umieszczając filtr na ustach i pstryknął zapalniczką. Chwilę później wydmuchnął kłąb dymu.

- Jak tylko znajdę mój portfel, to odkupię ci całą paczkę - zwrócił się do dziewczyny. On sobie pójdzie, a dzieciak pewnie nie da jej żyć. Ponownie wypuścił powietrze z płuc.

- Widzisz, to taka kontrowersyjna pułapka pozwalająca przyłapać małe dzieci na podsłuchiwaniu i podglądaniu. Jak widać, działa - spojrzał chłopakowi prosto w oczy.

"Jeśli cię złapią za rękę, mów, że to nie twoja ręka."
Skąd on to znał?

Miał przeczucie, że nie pierwszy raz znalazł się w takiej sytuacji. Choć mógł się mylić.
Jeżeli miał rację, to może za to go szukają?
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172