Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-03-2017, 00:36   #11
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Rozmowa o pieniądzach wydawała się przyjemna. Tak jak mawiał Dragosz (ale przecież i wielu innych) wojna sprzyjała biznesowi, postępowi i w zasadzie każdemu, szczególnie jeśli było to wojna gdzieś daleko. Produkcja samolotów oraz broni był strzałem w dziesiątkę, nawet inwestycje jakie Belle poczyniła w branży medycznej miały wiele wojskowych odbiorców. Księżna robiła obrzydliwie duże pieniądze.
Ale… to oczywiście przyciągało sępy i wilki. Im bardziej Madam się bogaciła, tym więcej trzeba było poświęcać energii na ochronę swoich interesów. Było jasne, że Księżna potrzebuje własnej armii, nie jakiś tam zwyczajnych ochroniarzy. Do tego stać ją było na tą armię. Tylko co z tego skoro żołnierze byli na froncie.
Zaczekała, aż wszyscy jej księgowi, doradcy i reszta tej finansowej machiny opuści jej gabinet. Miała jeszcze chwilę do Rady. Świra jak nie było tak nie było. Czyżby się niepokoiła? W sumie zaledwie wczoraj napiła się z niego dwa razy i jeszcze ta demencja…
Wampirzyca wstała od biurka i podeszła do okna. Widok neonów Manhattanu uspokajał ją, pomagał się skupić. Armia… spokrewnianie było bez sensu. Potrzebowała ochrony w dzień, wtedy gdy była najsłabsza. Ghule? Ile vitae musiałaby oddawać by nad tym zapanować i skąd wziąć właściwych ludzi? Najlepsze mięso pojechało na front. Gdyby jej childe panowały nad tą armią… są z nią tak bardzo związane. Dragosz. Miał do tego predyspozycje. Obejrzała się na pokój. Ciekawe na ile to co mówił Nikiel było prawdą, a na ile kłamstwem lub wytworem jego spaczonej wyobraźni. Normalnie skorzystałaby z usług giovannich, ale po szopce, którą odstawia jej Irene…
Po radzie zajmie się ochroną teraz i tak nie wyczaruje sobie armii.

Z rozważań wyrwało Księżną delikatne pukanie w futrynę.
- Moja Pani - John skłonił się - zostało jeszcze trochę czasu do spotkania, ale ma już Pani pierwszego gościa… rozumiem oczywiście, że pan Nikel został zaproszony? - zapytał czysto retorycznie ghul. - wszedł do budynku z małym karnisterkiem i upiera się, że ma w środku “tylko picie”
- Wpuść tego świra. Z tego co mi wiadomo nie chciał być na Radzie.
- Agnese uśmiechnęła do ghula. - Przyniósłbyś mi coś do jedzenia?
John pokiwał głową. Po kilku minutach do czułych uszu wampirzycy doszedł odgłos ciężkich butów bezczelnie uderzających o jej drogi parkiet. Zapach wspaniałego tytoniu oraz pogwizdywanie samego Nikela.
- Kochanie! - wariat stanął w drzwiach i rozłożył dłonie. W jednej z nich był oczywiście papieros, w drugiej pięcio litrowy karnister w którym chlupało. - ukradłem motor! - obwieścił tryumfalnie.
- Gratuluję mój drogi, kto będzie cię za to ścigał? - Belle uśmiechnęła się do świra. - Przyznam się też, że umieram z ciekawości, co też masz w tym karnistrze.
Nikel wzruszył ramionami ruszając w stronę barku.
- Właściciel był bardzo wylewny - powiedział sięgając po dwie szklanki do whisky - a tatek zawsze mawiał, że to grzech kiedy jedzenie się marnuje… - świr zaśmiał się sam do swoich myśli odkręcając kanister po benzynie, w powietrzu rozniósł się aromat paliwa… i vitae! - tak, taki to był ten mój staruszek - rozprawiał Nikel nalewając gęstą rubinową ciecz do szklanek - był Gangrelem, mówiłem ci już o tym kochanie? Najbrzydszym Gangrelem ze wszystkich Nosferatu i do tego kłamał jak na Ravenosa przystało! - Nikel odstawił karnister na biurku Księżnej i ruszył ku wampirzycy z dwoma szklankami - słowo Ventrue - zarzekał się.
- I był utalentowany niczym Torreador. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Jak domniemam motor znalazłeś na Bronx tak jak cię prosiłam?
Wampir pokiwał głową na pierwszy komentarz, “uznający” jego przynależność do klanu Róży podając jedną ze szklanek pokręcił jednak przecząco na pytanie Belle.
- Nie znalazłem, ukradłem - sprecyzował nim schował twarz za własnym szkłem.
Belle upiła łyk krwi z podanej szklanki i mimo posmaku benzyny natychmiast zorientowała się, że jest to vitae nieumarłego.Wampirzyca uśmiechnęła się. Była bardzo ciekawa kto stał się ofiarą tego wariata.
- Miałam nadzieję, że może byłeś w okolicy Bronx, policja miała tam dziś urządzić jakąś małą rozróbę. - Pokręciła szklanką do koniaku pozwalając by vitae przesunęło się powoli po jej ściankach. Na razie wolała pominąć temat jaki wampir zapewnił jej ten posiłek. - Byłam bardzo ciekawa jak to się wszystko potoczyło.
Wampir pomachał palcem jakby sobie o czymś przypominając.
- Faktycznie! - podciągnął do góry koszulkę ukazując swój pas, do którego były przyczepione policyjne gwiazdy. - im już nie będą potrzebne, tak wiem, zupełnie jak hiena cmentarna nieprawdaż? - wziął kolejny łyk i zaciągnął się papierosem. - Potoczyło się świetnie jak mniemam, na Bronx nikt nie będzie głodny przez długi czas… choć z drugiej strony, w miarę jedzenia apetyt rośnie, nieprawdaż? - wziął kolejnego łyka po czym odstawił szkło i objął Belle w talii. - Aczkolwiek, dzięki temu, nadarzyła się świetna okazja na kradzież!
Wampirzyca zakręciła szklanką, przed twarzą świra.
- Jednak to nie jest policyjna krew, a przynajmniej nie przypominam sobie by mieli w swoich oddziałach wampiry. - Na jej twarzy był uśmiech, mimo że czuła lekki niepokój. Ludzie Salvatore mogą się rozochocić, a to było jej wybitnie nie na rękę.
Nikel uniósł wzrok ku górze w geście zamyślenia.
- Tak, zapewne masz rację, nie wyglądał na policjanta. Ale z drugiej strony był jeszcze bardzo młody, a z takiego nigdy nie wiadomo co wyrośnie, nieprawdaż?
Belle stanęła na palcach i ucałowała Nikla.
- Na przyszłość preferuję krew bez posmaku benzyny. - Delikatnie odsunęła się i odstawiła szklankę na blat.
Wampir oddał pocałunek i oparł się na kobiecie zamykając ją tym samym w przestrzeni pomiędzy blatem a własnym ciałem.
- Myślałem, że może następnym razem wybierzemy się na piknik w plenerze? - uniósł brew słodko się uśmiechając.
- Obiecałam ci całą przejażdżkę, gdy już Nowy Jork będzie mój. - Belle usiadła wygodnie na blacie biurka odsuwając szklankę dalej. Jedną nogę oparła na biodrze wampira.
Nikel chwycił udo wampirzycy przesunął po nim dłonią ku górze. Jednocześnie zbliżył swoją twarz do pełnych ust Belle.
- To może teraz przejdziemy się po biurku?...
Księżna wyszczerzyła się, odchylając się lekko by zwiększyć dystans.
- Jeśli uważasz, że jesteś w stanie zakończyć ten “spacer” przed Radą. - Odchyliła głowę zerkając na zegar. - Masz jakieś…. powiedzmy pół godziny?
Wampir przycisnął się mocniej kroczem do Belle i wychylił zawartość szkła, zupełnie jakby dodawał sobie drinkiem animuszu. Następnie chwycił za kanister i odkręcił go, przechylił i… wylał jego zawartość na swoją i wampirzycy głowę.
- No to chyba odpuścimy sobie grę wstępną, nieprawdaż? - to powiedziawszy, Nikel rozerwał dekolt Księżnej i zaczął wulgarnie lizać jej pierś, skąpaną w vitae martwego kainity.
Księżna odgarnęła z twarzy przemoczone krwią włosy i zsunęła z siebie strzępy sukienki, rozrywając ją do końca. John będzie zachwycony sprzątając tutaj…
- Teraz masz dwadzieścia minut, bo będę musiała się jeszcze przebrać. - W jej głosie dało się wyczuć rozbawienie. Mocno objęła wampira nogami, dociskając go do siebie.
Nikel wyszczerzył się, wcisnął dłoń między ich ciała tylko po to by rozpiąć swój pas i spodnie, po czym niczym wąż zrzucający skórę, zaczął się z nich wysuwać. Wampir żarłocznie ssał nawilżone martwą krwią ciało kobiety. W pewnym momencie zogniskował spojrzenie swoich dzikich oczu na twarzy Księżnej. Belle czuła, jak Malkavian znów podnosi jej zmysły o całą oktawę. Gdy Nikel wypatrzył w ekspresji wampirzycy ten moment, pchnął się do przodu zagłębiając się gwałtownie w kochance. Jedną dłoń zacisnął na jej biodrze, drugą brutalnie złapał włosy z tyłu głowy zmuszając Belle by obnażyła mu swą szyję. Kobieta poczuła jak kly drapieżnika rozkosznie nakłuwają jej ciało. Wampirzyca wydała z siebie cichy pomruk, zaciskając nogi wokół jego bioder. Zanurzyła jedną z dłoni w zakrwawionych włosach wampira i zacisnęła. Przysunęła swoje usta do jego ramienia i ze smakiem zaczęła wysysać krew z jego koszulki, by po chwili wysunąć kły i rozciąć materiał razem ze skórą.
Nikel mruczał coś… nucił chyba, siorbiąc krew z wampirzycy. Wampir nie marnował czasu, uderzając do przodu wprawiał w drżenie całe potężne biurko na którym się znajdowali. Dłonie Maklaviana rozsmarowywały krew martwego kainity po ciele Belle, pieszcząc je. Księżna oderwała od siebie głowę wampira i wgryzła się w jego ramię. Trzeci raz… uśmiechnęła się do swoich myśli, jednak pragnienie nie dawało jej spokoju. Piła łapczywie dociskając do siebie mężczyznę nogami. Czuła jak krew wampira zmieszana z jej własną cudownie pulsuje w jej żyłach. Jak ciało pragnie więcej, chcąc w całości pochłonąć mężczyznę.
Nikel bynajmniej nie stopował jej, nawet kiedy czuła, że pije już naprawdę długo. Ciało Maklaviana stygło, wtedy odkręcił on w bok głowę i zaczerpnął juchy z kanistra, łapczywie, by później znów wgryźć się w kochankę. Belle czując jak kły wampira znów zagłębiają się w jej ciele jęknęła z rozkoszy przestając jednocześnie pić. Z głębokich ran na ramieniu wampira popłynęła vitae. Księżna obserwowała te kropelki zahipnotyzowanym wzrokiem patrząc jak jej świadomość niknie w przyjemności, tak jak jak vitae maklava miesza się z krwią, w której byli skąpani.
Jej rozgorączkowane ciało chciało mocniej nabić się na wampira, jednak w tej pozycji ni mogła się ruszyć, rozluźniła uścisk nóg poddając się ruchom NIkla.
Wampir był właśnie sam bliski dojścia, natychmiast wykorzystał rozluźnienie nóg Belle. Nikel zarzucił sobie jej stopy na ramiona (wsadzając tym samym obcas w wciąż niezaleczoną ranę. Oderwał zęby od wampirzycy, oparł dłonie na jej pełnych piersiach. Ścisnął mocno i nie stopowany już niczym wcisnął się tak głęboko i mocno, jak tylko użycie vitae mu pozwalało. Świr szarpał dziko ciałem Madam w tych ostatnich chwilach przed własnym finiszem. Księżnej wystarczył pierwszy brutalny ruch, jeden raz gdy NIkel brutalnie wbił się w nią, by jej ciało odpowiedziało potężnym skórczem. Czuła jak przeszywają ją kolejne fale podniecenia, które tylko pogłębiały ruchy wampira. Krzyki wampirzycy wypełniły gabinet.
Bele najpierw poczuła ciepło wewnątrz siebie, potem jak uścisk na jej piersiach zmniejsza się. Wreszcie Nikel puścił je zupełnie i pozwolił opaść nogom Belle ku dołowi. Kiedy mężczyzna opuścił ciało swej kochanki, wampirzyca poczuła ciepłą strużkę ściekającą po jej udzie, zapach potwierdzał iż jest to krew świra. Dźwięk zapalniczki i wnet pomieszczenie wypełniło się zapachem tytoniu.
Belle podniosła się siadając na biurku i chwilę przyglądała się palącemu wampirowi. Jego ramię było rozorane przez jej obcas. Jej myśli wracały do siebie… wolno, dużo za wolno. Zrzuciła to na karby demencji, którą znów uraczył ją ten świr. Wstała, podeszła do mężczyzny i przytulając się zaczęła powoli zalizywać rany na jego ramieniu.
Uderzyła tym samym idealnie w jego upodobania, Nikel przyłączył się natychmiast do pieszczot. Para wampirów po chwili lizała się czule.
Jak zwierzęta.
Belle z przyjemnością powitała na swym ciele zwinny język maklava. Na chwilę przerwała po prostu uśmiechając się do jego ramienia.
- Jesteś okrutny… zostawiłeś mnie na tak długo.
- To ty jesteś okrutna… -
poskarżył się ocierając się nosem o jej ramię i tuląc do siebie - chcesz nas trzymać w tej złotej klatce.
- To moje więzienie.
- Księżna odchyliła się by móc spojrzeć na jego twarz. - I to tobie nie udało się mnie stąd wynieść.
Nikel mruknął coś pod nosem i przycisnął ją do siebie jeszcze mocniej… masując przy tym jej pośladki.
- Skarbie, nie ma takiej nory, z której by się nie dało zwiać - odchylił głowę by się zaciągnąć po czym podał papierosa wampirzycy.
Belle z przyjemnością zaciągnęła się papierosem świra. Zaczynała uwielbiać ten tytoń.
- Tyle, że jak na księżniczkę przystało, ja nie lubię uciekać.
Nikel zapatrzył się przed siebie.
- Jeśli nie pozostanie nikt za nami, nie będzie przed kim uciekać, nieprawdaż?
Księżna roześmiała się.
- Gdyby trzymali mnie tu ludzie, wampiry… kto wie. - Wampirzyca wyjęła papieros z ust i z zaciekawieniem przyglądała się świrowi. Była ciekawa czy gotów byłby wybić wszystkich: jej sługi, ghule… inne wampiry. Byleby ją stąd wyciągnąć. - Ale tak się składa, że trzyma mnie tu urząd i przyznam się… zachłanność.
Nikel w międzyczasie puścił Madam i zaczął zapinać spodnie.
- Ventrue… - westchnął tylko jakby to miało wszystko tłumaczyć, ale za chwilę spojrzał na Księżną z uśmiechem. - No ale my Ventrue musimy trzymać się razem, nieprawdaż?
Wampirzyca z uwagą z tęsknotą obserwowała znikające w spodniach cudo.
- Prawda… tym bardziej, że tak mało nas zostało na Manhattanie. - Podniosła wzrok by spojrzeć w oczy świra. - Nadal nie chcesz się pojawić na radzie?
Nikel zaczesał wciąż mokre od krwi włosy, wampir w najmniejszym stopniu nie uważał tego za problem.
- A co ja niby miałbym tam robić skarbie?
- Przejdziemy się do moich pokoi, muszę się przebrać?
- Wampirzyca zupełnie naga, nie licząc butów, z których jeden ubabrany był w krwi wampira, ruszyła w stronę drzwi. Zatrzymała się tuż przed nimi. - Co do twego pytania… po prostu jestem ciekawa twojej opinii o wampirach należących do Rady.
Księżna słyszała za sobą człapanie ciężkich butów Maklaviana.
- Moja córeczka tam jest nieprawdaż? wnioskuję więc, że są młodzi. - powiedział znów, jakby to miało wszystko tłumaczyć.
Wampirzyca wyszła na korytarz przechodząc obok lekko zszokowanego Johna. Była bardziej niż pewna, że ghul ma co do jej zachowania kilka komentarzy i to raczej niezbyt pochlebnych.
- Ja jestem dosyć młoda, więc tak… to takie nasze małe spędy młodszych wampirków, ale jest też kilkoro starszych, np starsza Nosferatu. - Belle zamiast windą, ruszyła na piętro schodami, pozostawiając za sobą krwawy ślad.
- Nosferatu i do tego stara… zupełnie jakby młoda nie wyglądała wystarczająco staro. - komentował wesołym tonem głos Nikla za plecami Belle, jednak kiedy Księżna odwróciła się, nie było tam nikogo.
Wampirzyca westchnęła ciężko. Mimo, że nie oddychała już sporo czasu, nadal uważała to za rewelacyjną demonstrację lekkiej irytacji. Dopaliła papieros i pozostawiła go w przedsionku swych pokoi. Wzięła już kolejnej tej nocy gorący prysznic i ubrała się. Tym razem pozwoliła sobie już na garsonkę, tego może nie będzie z niej zrywał. Jeszcze stojąc w saloniku zerknęła na szkic Nikla, przedstawiający Dragosza. Chwilę przesuwała palcem po jego twarzy by wydobyć papieros ze znajdującej się w biurku papierośnicy i ruszyć na spotkanie “młodocianej” Rady.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 03-04-2017, 21:02   #12
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Sala obrad Rady


Przybyli wszyscy zaproszeni: Kicia, Hiena, Irene, Billy, Ruth i Anastazja. Pojawiła się też Duszewska z Tremerów, jedyna przedstawicielka swojego klanu na wyspie.
Na razie.

Belle mogła się domyślać, że już niedługo (przynajmniej wedle rachuby nieumarłych) Honorata zacznie sępić o potomka. Kainici milczeli, cierpliwie czekali aż przemówi ich Księżna.

Belle zajęła miejsce na u szczytu stołu i przyjrzała się zgromadzonym. Jak zwykle przy tej okazji pozwalała sobie na lekki formalny uśmiech.
- W ostatnich dniach wydarzyło się kilka rzeczy, które uznałam, za istotne na tyle by zaprosić was tutaj. Pewnie do wszystkich was już dotarła informacja o tym, że Hellene popełniła samobójstwo. Billy pomógł mi posprzątać po tym incydencie. - Wampirzyca uśmiechnęła się troszkę bardziej do przedstawiciela klanu torreadorów. Księżna rozejrzała się po zgromadzonych czekając na ich reakcję.

Ruth już kiedy weszła do środka, wyglądała i zachowywała się, jakby uderzył w nią piorun, toteż trudno było powiedzieć, by cokolwiek co mówiła Księżna, wywierało na niej jakieś wrażenie. Anastazja siedział wciśnięty w fotel. Irene uśmiechała się życzliwie podobnie jak Honorata, która starała się chyba zjednać sobie przychylność wszystkich. Bonnie zerkała na Halla. Pierwsza odezwała się Hiena.
- Podobno jednak, Ventrue zdobyli nową krew? choć oczywiście nic nie zmieni faktu śmierci Helene i związanej z tym tragedii… taka pociecha, że członków tej szlachetnej linii nam nie ubyło.
- W rzeczy samej, moja droga, w rzeczy samej - Zawtórował Billy, nieco zbity z tropu tym, że Nosferatka ubiegła go w pochlebstwach dla włodarza Manhattanu.
- Nie nazwałabym mego childe “nową krwią”. - Belle uśmiechnęła się ciepło do Harpii. - Postanowiłam przemienić dobrze wam znaną Hanachyio, która wraz z tym aktem przejęła imię Doris. Z przyjemnością, przedstawię ją, jednak po tym jak omówimy inne sprawy.

Księżna sięgnęła do papierośnicy i zapaliła.
- Jakiś czas temu dokonano ataku na ghula Honoraty. Czy ktoś gotów jest podjąć się znalezienia sprawców i ukarania. Przyznam, że jest mi wybitnie nie na rękę, że ktoś dokonuje tutaj samosądów, nie ważne jakie pobudki by nim kierowały - Wampirzyca skupiła wzrok na Ruth. Była jej szeryfem, więc czysto teoretycznie to była jej robota. W sumie była też ciekawa co dokładnie dolega maklaviance.

Ruth, która od jakiegoś czasu kontemplowała ścianę, odwróciła nagle głowę by zmierzyć wzrok z Belle. W jej oczach można było dostrzec obłęd, a jakiś ghul czy nawet młodszy wampir mógłby pomyśleć, że Malkavianka wręcz gotowa jest porazić wszystkich dookoła demencją.
- Zawisną tak wysoko, jak rosną sosny w Georgii… - powiedziała wreszcie is skinęła głową w stronę Tremerki, nie spoglądając jednak na Duszewską nawet na moment - a potem wzejdzie słońce. - dokończyła.
- Cieszy mnie twój entuzjazm. - Księżna wydawała się całkowicie nie zrażona. - Czy mogłabyś jednak obrać metodę. która nie narazi na szwank maskarady?

Ruth niemal fuknęła.
- Jasne Szefie, przecież nie jestem nienormalna…
- Doskonale - Belle zachowywała się jakby w ogóle nie zwracała uwagi na zachowanie maklavianki. Jak tak dalej pójdzie dojdzie do wprawy.
- Jeszcze pozostał mój ulubiony temat i tu jestem ciekawa nowin. Bo może słyszeliście, co dokładnie dzisiaj wydarzyło się na Bronx? - Ponownie przyjrzała się członkom Rady - Z tego co mi wiadomo policja poległa.
- Została upokorzona. - stwierdził Bill - na całej linii. Do tego nie zanosi się, by służba mogła cokolwiek z tym zrobić, na Bronksie rządzą teraz gangi i każdy to już wie. Nikt nie będzie migał się od płacenia haraczu.
- Nie to że darzę policję jakąś szczególną sympatią, ale niepokoi mnie, że Salvatore będzie miał dobre źródło dochodów. - Księżna zaciągnęła się. - Poważnie rozważam wsparcie naszych dzielnych funkcjonariuszy w tej walce.

Nieumarli pokiwali głowami w aprobacie.
- Jeśli któreś z was ma jakieś spostrzeżenia i pomysły gdzie mogłaby uderzyć policja, z przyjemnością wysłucham. Postaram się nakierować moich ludzi na właściwy kierunek. - Wampirzyca przyjrzała się członkom Rady. Była bardziej niż ciekawa, co takiego porabiają wampiry na swoich podwórkach. - Ostatnio jakoś nie słyszałam o sabacie. Wnioskuję, że żaden członek rady nie ma z nimi problemów?
- Dwóch moich zostało niedawno zaatakowanych. - odezwała się Kicia. - Poradzili sobie jednak, sabatnicy uciekli.
- Niektórzy zaczynają pytać, czy Sabbat jeszcze tam jest. - zauważyła Irene.
- Niepokoi mnie ta cisza. - Belle wygasiła resztkę papierosa. - Zupełnie jakby się na coś szykowali.

- Na Bronx jest zwyczajnie za dużo aktywnych wampirów, śmiertelnicy nie mają szans. Chyba, że zaatakują w dzień, ale przecież nie chcemy uczyć ludzi jak wybijać nasz gatunek. - odezwała się Hiena.
- Jest grupa, której nie musielibyśmy tego uczyć, ale nie chcę tak jak Michaella igrać z łowcami. - Wampirzyca sięgnęła po kolejny papieros ale nie odpaliła go. - Na razie mogłabym nasłać jakieś jednostki na newralgiczne miejsca i wybić choćby część ghuli Salvatore. To mogłoby trochę osłabić jego źródła gotówki.

Ruth wierzgnęła się na krześle skupiając na sobie uwagę kilku kainitów. Malkavianka spojrzała na Księżną jak gdyby właśnie wybudziła się z jakiegoś transu.
- Na Bronx jest trochę włochów, którym Giovanni mogli by przemówić do rozsądku. - wypaliła nieoczekiwanie. Słysząc to Irene aż uchyliła usta. Giovanni byli ostatnio zapędliwi, ale teraz musieliby stanąć w awangardzie sporu z Baronem. Z pomocą Rady mogło im się udać, ale i wystawiło by ich to na odwet Anarchistów.

Księżna uśmiechnęła się szerzej. Kusiło ją by użyć nadwrażliwości i zobaczyć czy ktoś nie majstruje przy jej szeryfie.
- Brzmi rozsądnie. Każda dodatkowa osoba przeciwko baronowi, jest nam pomocna. - Przeniosła wzrok na przedstawicielkę Giovannich. - Czy mogę liczyć na twoją pomoc Irene?

Starsza Giovanni uśmiechnęła się do Księżnej i skłoniła głowę w wyreżyserowanej pozie. Belle dobrze znała tą minę. Tak uśmiechała się dziwka, kiedy jakiś cham, który właśnie kupił jej czas, wpychał się gwałtownie do środka. Cóż, czy się lubi, czy też nie, trzeba przynajmniej sprawiać wrażenie że się w tym uczestniczy…
- Oczywiście Pani. - wydukała scencznie.
- Wspaniale! - Księżna udała, że cieszy się bardziej niż w rzeczywistości. - Cieszy mnie wasze zaangażowanie. Czy jeszcze jakieś pomysły?
- Nie tylko nas niepokoją przecież Anarchiści - zaczęła Nosferatka. - Można przypuścić, że co my zaczniemy, dokończy… “druga strona” - zakończyła Hiena przy akompaniamencie szeptów oburzenia.
- Brzmi sensownie - wtrąciła jednak Bonnie.
- Brzmi rozsądnie choć wolałabym uniknąć jakichkolwiek konszachtów z Sabatem. - Księżna uśmiechnęła się. - Hieno jakiś pomysł jak ich wykorzystać, nie informując o tym?
- Jaśnie Pani, jestem w stanie zagwarantować, że Sabbat dowie się, gdzie uderzyliśmy, bez mówienia im tego wprost. - powiedziała Nosferatka, na co Bill uśmiechnął się do niej cynicznie.
- Oczywiście nikt niczego innego się nie spodziewał… - skomentował Torreador, zaś milcząca cały czas Honorata sprawiała wrażenie przerażonej na samą wzmiankę o sekcie.
- Och nie wątpię, a jeśli jeszcze by się okazało, że straciliśmy tam sporo ludzi mogliby na przykład uderzyć w nas. Pytanie co zrobić by na pewno uderzyli w Anarchistów i to w momencie dla nas dogodnym. - Belle zerkała na członków Rady. Była ciekaw czy ktoś jeszcze współpracuje to z Sabatem.

Głowa Ruth wykrzywiła się pod dziwnym acz wykonalnym kątem.
- Kopnij psa a ugryzie najbliżej znajdującą się nogę. - powiedziała - w tym samym momencie zaatakujemy jakąś sforę pozorując poczynania anarchistów.

Belle powstrzymała szczery uśmiech. Teraz była już tylko ciekawa czy uda się jej wyciągnąć od Nikla, co zrobił swemu biednemu Childe. Bo była niemal pewna, że to jego sprawka.
- Dobrze. Wobec tego pozostaje nam zlokalizować ważny punkt wśród anarchistów, oraz jakąś dogodną dla nas grupę. - Księżna z zainteresowaniem wpatrywała się w swego szeryfa. - Ruth jakieś sugestie, po wizycie na Bronks?

Ruth wydawała się być teraz w pełni sobą… co w przypadku Malkavian nie sprawiało bynajmniej nic, co mogłoby sugerować mniej niepokojący stan.
- Jest taka knajpka… - zaczęła wampirzyca ale Hiena weszła jej w słowo.
- “Noc Komety” to leże Nastazji, nowego childe Salvatora… - Powiedziała Nosferatka zerkając na Anastazję, który udawał przynajmniej, że nic go to nie obchodzi.
- Doskonały wybór, a jakiś sfora w okolicy? - Księżna przeniosła wzrok na Hienę. Gdy wampiry podsuwały pomysły, sama zastanawiała się kiedy uderzyć. Powinna najpierw zabezpieczyć swoje leża, prawdopodobnie zapewnić też odrobinę ochrony wampirom Camarilli. Jak bardzo mogła odwlec uderzenie? - Chyba przydałoby się coś sporego i w miarę silnego im mocniej się wybiją tym dla nas lepiej.
- Słuch niesie, jakoby dewianci z Rickers Island regularnie organizowali ucztę na której pożera się innego spokrewnionego. Pojmanego bądź wręcz przemienionego tylko i wyłącznie w tym celu. - powiedziała Hiena, budząc trwogę na kilku twarzach.

Księżna zamyśliła się.
-Znamy termin tej uczty?
Hiena wzruszyła ramionami.
- Zapewne okazja zawsze się znajdzie… pod warunkiem że jest i ofiara.
- Hm… czyli powinniśmy im znaleźć jakieś danie? - Belle sięgnęła po kolejny papieros. - Nigdy nie przepadłam za dokarmianiem czegoś co może mnie pokąsać.
- Chyba raczej spacyfikować i wrobić w to Anarchistów. - powiedział Anastazja - A w tym samym czasie Giovanni niech dobiorą sie do tej gówniary mojego ojca.
- Wobec tego Ruth zajmie się wampirami, które zaatakowały ghula Honoraty, Irene zajmie się Nastazją i potrzebna jest jeszcze grupa do uderzenia na dewiantów. Ktoś chętny? Anastazja? Hieno? - Księżna przesunęła wzrokiem po wampirach. - Marianne? Myślę. że wraz z Billym skupimy się na tym by w okolicy nie było żadnych niepożądanych oczu i uszu w tym czasie.
- Zajmę się tym. - Anastazja kiwnął głową a Hiena dodała:
- Mógłby się przydać ten nasz Diabeł. - Anastazja zasępił się trochę ale ostatecznie kiwnął głową.
- Specjalnie go nie kochają i zna się na ich zwyczajach.
- I przetrwał żeby o tym powiedzieć - dodała nosferatka.
- Nie bronie nikomu z nim kontaktu. Jeśli czujecie, że jego pomoc może się przydać to go spytajcie. Ja chciałabym tylko dowiedzieć się na kiedy planujemy to przyjęcie. - Księżna musiała przyznać, że tzimise stawal się dosyć pożyteczny w ostatnich dniach. Chyba powinna mu to jakoś wynagrodzić.
- Będę potrzebował kilku dni. - odezwał się Anastazjia
- Ja też - zawtórowała Irene.
- A ja nie - westchnęła Ruth, średnio zadowolona, po czym puściła oko do Honoraty. Tremerka zwróciła się zaś do księżnej.
- Pani, jestem gotowa osobiście wesprzeć którąś z grup. - wypaliła niespodziewanie, mimo iż od samego początku sprawiała wrażenie osobki unikającej wszelkich brutalnych konfrontacji.

Albo przynajmniej sama chciała za takową uchodzić.
-Wybrani zostali dowódcy. Każdy kto wyraża chęć pomocy może się do nich zgłosić. Uważam, że jeden wampir atakujący legowisko Nastazji to z pewnością za mało. Tak samo sprawa się ma z atakiem na Sabat. - Księżna uśmiechnęła się do Honoraty. Jeśli wampirzyca chciała tak starać się o childe to wybrała dobry kierunek. - Gdy już ustalicie jak wyglądają grupy. Z przyjemnością uzyskam te informacje.

Nieumarli zaczęli dywagować na temat szczegółów. Irene i Honorata obrzucały się komplementami, co powodowało głośne ziewnięcia u Ruth, chsząknięcia Bonie czy pogardliwe spojrzenia Anastazji. Od nadmiaru tej słodyczy nawet Billemu robiło się chyba niedobrze. Dwie wampirzyce uważały się za adeptki magii i pod wieloma względami wydawały się odbierać na tych samych falach. Taki niebezpieczny sojusz nie miał jednak jeszcze szansy zaistnieć, dla słuchaczy jasne stało się, że Giovanni i Tremerka mają inne wizje wykorzystania “magii” w tym konkretnym przedsięwzięciu, toteż Honorata nie weszła ostatecznie do grupy uderzeniowej Irene. Miast niej uczyniła to Bonnie.
Duszewska zaś miała wspomóc swoimi talentami Anastazie. Belle nie wchodziła w te dyskusje. Przysłuchiwała się wszystkiemu z uwagą, obserwując jakie stosunki łączą jej radnych.

Gdy tylko zobaczyła, że doszli do jakiegoś porozumienia, zaprosiła Doris i przedstawiła ją oficjalnie jako swoje childe. Gdy wampiry chwilę powymieniały fałszywe grzeczności, zakończyła spotkanie. To były długie obrady, a ją czekało jeszcze sporo pracy.
 
Aiko jest offline  
Stary 11-04-2017, 09:16   #13
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację


Dziecku Księżnej okazano tyle fałszywego ciepła ile tylko potrafili zimni nieumarli. Ale przecież Belle nie zgodziłaby się na nic mniej, a Doris nie spodziewała się niczego więcej. Neonatka wiedziała przecież do jakiej rodziny ją przyjęto, odegrała swoją rolę najlepiej jak potrafiła.

W swoim gabinecie, Księżna była sama, jednak czuć było papierosowy dym. Nie przypominała sobie by ktoś tu palił. Wampirzyca zaciągnęła się zapachem dymu, nim podeszła do biurka po własne papierosy. Czyżby Nikel? Wyostrzyła zmysły trochę zaniepokojona nietypową sytuacją.
Faktycznie, czułe zmysły wampirzycy najpierw wyczuły na swoim ramieniu wzrok, a potem nikotynowy oddech Maklaviana.
- Jak tam pogaduszki? - Nikel wyszeptał Belle do ucha.
- Wspaniale, masz bardzo mądrą córeczkę. - Księżna podeszła do biurka i sięgnęła po papierośnicę. - Co ciekawego porabiałeś w tym czasie?
Wampir zrobił zdziwioną minę.
- Mądrą? ojej… gdybym wiedział, że jest mądra nie spokrewniałbym jej, mogłaby od tego zwariować, nieprawdaż? - wyszczerzył się w blasku zapalniczki której ogień zaoferował Księżnej.
Belle skorzystała z ognia, odpalając swój papieros.
- Przyznaję, że mądrość jest niebezpieczna. - Wampirzyca zaciągnęła się, uważnie obserwując Nikla. Była ciekawa czy świr mimo wszystko był na radzie, czy też zachowanie Ruth było objawem jej choroby psychicznej. - Bardzo się nudziłeś beze mnie?
- Zawsze jesteś teraz ze mną - uśmiechnął się przygryzając wymownie kłem wargę. - chociaż owszem, trochę się nudziłem.
Księżna zajęła miejsce za biurkiem i wydobyła jedną z ksiąg rachunkowych. Przesunęła wzrokiem po ostatnich rozliczeniach. Będzie musiała zabezpieczyć swoje leża przed tym całym atakiem. Powinna zdobyć jakoś mała armię… tylko skąd. Odchyliła się na krześle i skupiła wzrok na świrze. Wydobywający się z jej ust dym, formował kółka wokół twarzy wampira.
- Chciałabym powiedzieć, że zawsze jestem z tobą, ale dość często znikasz z mojego pola widzenia. - Powróciła do ich rozmowy, jednak jej głowa, nadal szukała jakiegoś rozwiązania. Gangsterzy? Masa ich na Manhattanie. Na pewno powinna zwiększyć ilość swoich ghuli. Może karze Johnowi i Doris wybrać odpowiednie osoby.
Nikel z kocią zwinnością wskoczył na biurko i prześlizgnął się po nim tak, że zmiótł sobą księgę rachunkową zajmując jej miejsce przed Księżną.
- Tęsknisz za mną? och kochanie… - wampir wyszczerzył kły w nieludzkim, bestialskim uśmiechu. Na jego pasku wciąż błyszczały policyjne odznaki…
Policja! miała swoją strukturę władzy i przecież była armią. Wampirzyca przesunęła dłonią po jego udzie.
- Potwornie tęsknię. Najchętniej trzymałabym cię na smyczy. - Belle rozsiadła się wygodnie w fotelu, obserwując siedzącego na biurku wampira. Wspaniały wariat. - Co powiesz na jakąś elegancką obróżkę?
Nikel uniósł figlarnie brew.
- Hmm… elegancką jak twoje nogi? jeśli tak, to skuszę się nawet na “kaganiec”...
- Ah wyobrażałam sobie raczej coś bardziej tradycyjnego. - Księżna wpatrywała się w oczy wariata. - Wiesz, taki skórzany pasek, z kółeczkiem, do którego można by się dopiąć. Może z jakiejś ładnie barwionej skóry, może wysadzany klejnotami. Do tego pasująca smycz, której koniec trzymałabym w swojej dłoni. Jestem ciekawa czy w momentach, w których znikasz, znikłaby też obróżka.
- Albo i trzymająca ją śliczna rączka. - Nikel już trzymał dłoń Księżnej i przybilżał do niej usta.
- Wolałabym by akurat ten element nie zniknął. - Wampirzyca nie zabierała swojej ręki.
Nikel zamyślił się, po czym spojrzał Księżnej głęboko w oczy.
- To może przynajmniej ubranie? - powiedział i wymownie skierował wzrok w dół. Gdy Belle powiodła spojrzenie za przykładem Maklaviana zauważyła, że jest naga.
- Kochanie… jesteś mistrzem w pozbywaniu się mojej garderoby. - Wampirzyca przypomniała sobie białą suknię, którą zniszczył na początku tej nocy. - Jednak jeśli pytasz, wypadałoby chociaż poczekać na odpowiedź.
Nikel zamrugał oczami jakby coś go męczyło, w tym samym momencie ubranie “wróciło” na swoje miejsce.
- kochanie - wampir zaczął stanowczym tonem - jako feministka, nie zgadzam się na niewolenie kobiet kajdanami! - naburmuszył się.
- Oh… nie śmiałabym cię krępować kajdankami, szkoda tych twoich sprawnych rączek. - Wampirzyca sięgnęła dłonią do jego twarzy. Uśmiechnęła się do niego. - Jakby co pozwalam by moje ubranie zniknęło.
Nikel pochylił się do przodu i oparł dłońmi o poręcze fotela Księżnej. Usta wampira zbliżyły się do jej ramiączka.
- No dobrze, teraz mógłbym się zająć tym co masz na sobie, szafy i jej zawartości pozbędę się jutro, zgoda?
- Może jednak zostaw mi co nieco i tak ledwo nadążam z uzupełnianiem garderoby. - Belle czuła, że powinna zająć się teraz zorganizowaniem swojej małej armii, ale… ten świr miał pierwszeństwo.
Nikel pokiwał głową.
- Racja… - kłapnął kłami przecinając ramiączko - zostawię ci buty, tak seksownie nimi stukasz.
- Mogę jakoś wytargować jedną lub dwie sukienki? - Belle sięgnęła do jego kurtki, zsuwając mu ją z ramion.
- hmm… targujmy się więc - kłapnął po raz kolejny, tym razem powodując rozplątanie się włosów wampirzycy. Nikel wypluł na bok rozpołowioną spinkę.
- Hm… ile ubrań jesteś mi w stanie zostawić, za przejażdżkę po okolicy? - Wampirzyca przeczesała dłonią swoje włosy.
- Zgoda! - wrzasnął wampir i w następnej chwili Belle widziała sufit, potem ścianę za Niklem a w końcu jego plecy kiedy wisiała przerzucona przez jego ramię.
- Miałeś się targować, wariacie. - Księżna nie wyrywała się wampirowi, w jej głosie pojawiło się nawet rozbawienie. - Chcę za to wszystkie moje ubrania tam gdzie są.
Belle poczuła jak dłoń opierająca się na jej udzie podciąga jej ciekawsko sukienkę do góry.
- uff… w takim razie całe szczęście, że twoje majtki nie są tu. - zauważył
- Tak, tu masz szczęście… nie lubię nosić bielizny. - Wampirzyca przesunęła dłonią wzdłuż jego pleców i wsunęła ją pod spodnie. - Za to ty masz stanowczo za dużo na sobie.
Nikel zachichotał i w susach zaczął zmierzać ku drzwiom. Trzymając Belle przerzuconą przez ramię Malkavian chwycił za klamkę i…
stanął twarzą w twarz z Doris.
Wampirzyca obejrzała się, przekręcając się na jego ramieniu.
- Witaj Doris. - W głosie księżnej nie było nawet śladu zmieszania. - Coś się stało?
Córka skłoniła głowę.
- Bynajmniej Pani Matko, wybacz, usłyszałam rozmowę a nie wiedziałam, że masz gościa, przepraszam.
- Nic się nie stało. - Poklepała trzymającego ją wampira po plecach. - Puścisz mnie na chwilę?
Nikel przygryzł wargę.
- Ale jedziemy na przejażdżkę, nieprawdaż? - powiedział stawiając Księżną na ziemi.
Belle ucałowała go i odsunęła się odrobinę.
- Taka była umowa. Zaraz jedziemy.
Księżna obróciła się i spojrzała na swoje childe.
- Chciałabym byście pod moją nieobecność sprawdzili z Johnem jak tam planowane zmiany w strukturze policji. Uznałam, że wzmocnimy nasze wpływy w tym sektorze. - Belle przyglądała się uważnie Doris. Twarz neonatki była nieruchoma. Nic nie wskazywało by córka myślała o czymkolwiek innym niż jak najlepiej wypełnić nałożone przez Księżną obowiązki.
- Tak też się stanie, pani matko. - zapewniła.
- Wybierzemy się z Niklem na przejażdżkę. Powinnam wrócić przed świtem. - Zerknęła na wampira. - Zgadza się, skarbie?
Nikel zamyślił się.
- Racja, śliczna. Słońce strasznie świeciłoby po oczach.
- Och… nie tylko po oczach. - Księżna uśmiechnęła się - Prowadź do tej swojej maszyny.

***
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 18-04-2017, 11:37   #14
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Para keinitów nie zatrzymywana już przez nikogo opuściła budynek. Na środku parkingu, zajmując, stojąc w poprzek dwa miejsca, stała maszyna Nikla.

Księżna nie znała się jako specjalnie na motocyklach, prowadzić samochód nauczyła się zresztą zaledwie parę lat temu. Jej nieumarłe zmysły wyczuliły się jednak natychmiast.

Było coś zdecydowanie niepokojącego na temat tego jednośladu.
- To… specyficzna maszyna. - Zerknęła na świra. Próbowała zrozumieć, co jej dokładnie nie pasuje.
- Nieprawdaż? - uśmiechnął się wampir siadając na motorze i odpalając go.

O ile maszyna działała jak należy i silnik był ewidentnie stalowym mechanizmem, o tyle wykończenia wydawały się kośćmi.
Wspaniale komponowały się ze skórzaną tapicerką.
Księżna podeszła do motoru.

- Chcesz zdradzić kto posłużył za dekorację? - Przesunęła dłonią po jednej z kości.

Faktura nie była jednoznaczna, trudno byłoby chyba uzyskać kształty inaczej niż fabrycznie, motor był dziełem sztuki.
Pokrętnej i spaczonej, ale jednak sztuki.
- Trzeba by spytać poprzedniego właściciela… - przyłożył teatralnie dłoń do ust - ojej…
- Szkoda, że go nie spytałeś. - Wampirzyca podeszła do wampira i opierając się o jego ramię, zajęła miejsce za nim. - To gdzie mnie zabierasz?
Nikel dodawał gazu.

- Gdzie nas koła poniosą! - zawołał zginając nóżkę i gwałtownie ruszając.

Skórzana tapicerka siedzenia była miękka, zupełnie jak żywe ciało, toteż Księżna miała wrażenie, że siedzi na czyiś otwartych dłoniach.
Belle objęła go mocno, przytulając głowę do ramienia wampira. Uważnie obserwowała okolicę patrząc dokąd wiezie ją Nikel.

Jechali z ogromną prędkością, Belle trudno było stwierdzić, czy jechała kiedykolwiek szybciej samochodem, możliwe że tak, jednak podróż w kabinie luksusowego auta odczuwa się inaczej od tej spędzonej na rozędzonym silniku…

Jechali z wyłączonymi światłami (a może maszyna po prostu ich nie posiadała) powodując trwogę wśród mijanych niczym drzewa w lesie pojazdów. Madam zdała sobie sprawę, że gdyby teraz na przykład przewrócili się na bok, conajmniej od uda w dół, zmieniła by się w mokrą plamę, nieważne ile krwi próbowała by spalić.
Wtedy też w obawie by nie sfrunąć, dociskając się mocniej do pleców

Maklaviana, wampirzyca w końcu to zauważyła:
Z motoru wychodziły smoliste macki, które wślizgiwały się pod rękawy Nikela i niczym pnącza pętały go. Belle wysunęła jedną dłoń pod kurtkę wampira. Nachyliła się do jego ucha, przyciskając mocno swoje piersi do jego pleców.
-Zatrzymamy się gdzieś?

Czuła wstęgi macek na całym korpusie wampira, twarz Nikela była zaś nieruchoma, nie odpowiadał. Coraz ciekawiej… wampirzyca spięła mięśnie, gotowa w każdej chwili zeskoczyć z motoru.
- Zatrzymaj motor. - wydała rozkaz pewnym głosem. Bez problemu przebijając się przez szum wiatru.

Widziała jak dłoń Maklaviana zaciska się na hamulcu, motor jednak nie zwalniał. Gdyby tego było mało, Belle poczuła mackę wijącą się po wewnętrznej stronie jej własnego uda. Księżna chwyciła na próbę dłoń wampira sprawdzając czy da radę oderwać ją od kierownicy.
Nie dała, aczkolwiek zauważyła, że pomiędzy dłonią wampira rączką bylo kilkanaście minimetrów odstępu, zupełnie jakby sam Nikel starał się odciągnąć ramiona od diabelskiego motocyklu…

Diabelskiego motocyklu, którego macki zaczęły oplatać stopy księżnej oraz, wręcz wsuwać się w jej własne ciało tam
gdzie mogły.

Wampirzyca chwyciła go pod ramiona. Zamierzała zeskoczyć z tego cholerstwa, choćby miała stracić kończyny. Używając Nikla jak asekuracji, wskoczyła na tylne siodełko i całej siły zaczęła się odpychać.
Szarpanie się wampirzycy na rozpędzonym pojeździe, zaowocowało zjechaniem tego ostatniego z właściwej strony jezdni, na tą przeciwległą, powodując chaos i trwogę wśród pozostałych, licznych tej nocy użytkowników drogi. Belle mogłaby teraz zeskoczyć, pytanie tylko czy chciała. Skoczyłaby… skoczyłaby gdyby nie to, że była strasznie przywiązana do tego świra, przed nią. Nigdy więcej nie pije wampirzej krwi… nigdy.

- Pomóż mi trochę świrze! - Warknęła na Nikla, po czym w akcie desperacji zwróciła się do motoru.
- Puść go! - Wydała rozkaz maszynie, a przynajmniej jak miała nadzieję, temu czemuś co w niej siedziało.

O dziwo, rozkaz zadziałał! miało się jednak dopiero okazać, czy było to z korzyścią dla kogokolwiek. Nikelem z impetem szarpnęło do tyłu, niczym pocisk, jego plecy uderzyły w Belle. Tym sposobem dwójkę kainitów wyrzuciło dobre sześć metrów ponad powierzchnię szosy. Wyglądało na to, że Maklavian starał się cały czas uwolnić wytężając dyscypliny i kiedy wreszcie macki go puściły dosłownie wystrzelił.
Niosąc na plecach partnerkę.

Belle zdążyła zobaczyć jak wciąż pędzący diabelski motor zmienia się w chmarę ciemnych odnóży. Jakiś stwór oplatał stalową ramę udając część maszyny.

Tyle Księżna zdążyła zobaczyć nim wraz z Nikelem opadła spowrotem.
Już pierwsze uderzenie niemal wytrąciło ją ze świadomości. Nim straciła możliwość słyszenia czegokolwiek, do jej uszu doleciało klapnięcie, zupełnie jakby mokry ręcznik uderzył o podłogę. Nie słyszała łamania kości, po prostu czuła jak jej biodra i żebra przemieszczają się swobodnie wewnątrz ciała. Oczywiście póki to ostatnie się nie przerwało.

I tylko ta myśl: “Czy to czuła Hellene?”
 
Aiko jest offline  
Stary 01-05-2017, 23:55   #15
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
***

Czuła dotyk w okolicach skroni. Nie był przyjemny. Czemu nic nie widzi? czy wyłupiono jej oczy? Jakieś instrumenty, moźe palce przesuwały się po jej twarzy, zanurzyły w oczodołach. Ból piekielny ból…
I nastało światło.
Znów widziała.
Marie Otila Otterham we własnej osobie wyrastała przed nią i obserwowała nieruchomym, posągowym spojrzeniem. Belle mogła poruszać wzrokiem, znajdowała się w jakimś lochu, może piwnicy. Jej dłonie… nie mogła nimi poruszać, kiedy spoglądała na dół, widziała ciało którego nie rozpoznawała, jeśli w ogóle było to ciało. Przypominała jakąś diabelską hybrydę drzewa i kobiety, ramiona były powykręcane i złączone z “pniem” jakie stanowił jej korpus. Czuła się głodna, zbyt głodna by odwołać się do jakichkolwiek umiejętności. Wokół swoich “korzeni” widziała plamę ludzkiego vitae. Czy właśnie ją wciągnęła?
Przyjrzała się szefowej Sabatu. Chyba po raz pierwszy mogła ją zobaczyć z bliska, w sumie… po raz pierwszy widziała też z bliska swoje wnętrzności. Z jakiegoś powodu Marie ją wybudziła, na razie nie mogła narzekać. Przymknęła oczy. Ciekawe, czemu ją wybudziła? Ciekawe co działo się teraz na Manhattanie.
Marie przesuwała swoją dłoń po “ciele” Madam, z twarzy zjechała na “szyję”, potem jeszcze niżej. W “pniu” gdzieś na wysokości gdzie humadoidalna postać powinna mieć serce, znajdowała się “dziupla” Otila wsunęła doń dłoń. “Zaklęta w drzewo” wampirzyca poczuła naruszenie swojej intymności i lekkie ukłucie bólu. Źrenice Marie na moment się rozszerzyły, szybciutko wyciągnęła dłoń z Belle i przyłożyła je do ust.
Naznaczając je tym samym kroplą vitae. Belle czuła iż jest to jej własna.
Wampirzyca otworzyła szeroko oczy, czując rękę w swoim wnętrzu. Zaczynała mieć poważne obawy co też może zrobić z nią Marie.
- Nie byłoby mnie łatwiej dobić, jaśnie arcybiskupie? - wycharczała.
Dłoń Marie wystrzeliła momentalnie uderzając w policzek Belle. Cios był na tyle mocny, by wampirzyca mogła poczuć smak własnej krwi. Otila zacisnęła palce z tyłu głowy swojej ofiary, samemu przybliżając doń swoje oblicze.
Wtedy też czule i namiętnie pocałowała Belle w usta, spijając bez jej vitae. Czyżby zamierzała ją teraz pożreć? czy dane jej będzie zakosztować nie tylko losu Hellne ale i jej matki? Księżna chwilę opierała się, ale w końcu oddała pocałunek. Co za różnica i tak nie mogła nawet się ruszyć. Nie zamknęła oczu, uważnie obserwując Marie.
Kiedy Otterham skończyła, odsunęła się nieco od twarzy Belle, wystawiła przed siebie swoją dłoń. Madam widziała jak skóra zsuwa się z palców Marie obnarzając mokre mięso, wtedy wampirzyca znów wsunęła tym razem okaleczoną kończynę w “dziuplę”. Belle czuła w piersiach, jak krew arcybiskup miesza się przez chwilę z jej własną. Otila wcisnęła dłoń głębiej, brutalnie rozlewała się w jej wnętrzu, by po chwili gwałtownie wyszarpać palce na zewnątrz. Całe przeżycie było dość wycieńczające, ale Belle czuła się nieco silniejsza, może potrafiłaby nawet użyć jakiejś sztuczki lub dwóch? Marie poklepała policzek Madam, tą samą dłonią, na której nie było już śladu ran.
- Bez zgryźliwości najdroższa, przecież nie chcesz czuć więcej bólu. - powiedziała trzema różnymi tonami głosu, by zakończyć znanym już Belle: - Nieprawdaż?
Księżna zapatrzyła się na Tzimise.
- Chyba za spółkowanie z Sabatem grozi mi i tak wystawienie na słońce, moja piękna. - Belle uśmiechnęła się.
Marie uśmiechnęła się pierwszy raz dopiero kiedy to samo zrobiła Belle. Zupełnie jakby jej gest był odbiciem gestu rozmówczyni.
- Jeśli sobie o tobie przypomną, być może. - tym razem głos był całkiem kobiecy, zaś akcent stał się bardzo, wschodnioeuropejski. - potrafię sobie wyobrazić wiele rzeczy które mogą ci grozić, najdroższa. Ale czy jest może coś, czego chciałabyś sama dla siebie?
- Tak długo mnie nie było, że już zapomnieli? - Belle była przekonana, że jest jedna rzecz, której wampiry nigdy nie robią. Nie zapominają. - Co takiego może mi grozić, ponad to? - Zerknęła w stronę swego zdeformowanego ciała.
Marie przejechała po pniu, gdzieś na wysokości biodra.
- To jest bardzo funkcjonalne ciało, które wyhodowałam ci w zasadzie z samej głowy. Pozwala ci rosnąć i się pożywiać. - Wampirzyca chwyciła pień w “talii” i potrząsnęła nim, jakby oceniając jego stabilność i wytrzymałość. - Nie pytałam cię o zagrożenia, lecz o pragnienia, czego chciałabyś dla siebie?
- Chciałabym znów mieć swoje ciało, wziąć gorącą kąpiel, poczuć w sobie mężczyznę… - Belle przyglądała się Marie. Po co tzimisce to robiła? Jak długo była w takim stanie. - … Nikla, najchętniej napić się jego krwi, zobaczyć jego szalone oczy.
Marie zaszła Madam od tyłu i położyła czoło na jej karku.
- A władza? pozycja? przywileje? domena? nie są dla ciebie ważniejsze niż kochać i być kochaną? - Głos i akcent wampirzycy był inny niemal przy każdym kolejno wypowiedzianym słowie. Dłonie Marie zacisnęły się w żelaznym uścisku na barkach Belle, napełniając je oszałamiającym bólem. Jednak w katatonii własnego krzyku, Madam odkryła, że ręce ma teraz wolne. Mimo iż trudno było nazwać je jej własnymi. Jedynie Nosferatu w ogóle mógłby takie szponiaste badyle nazwać rękoma.
Nie uniosła ich. Nie chciała na nie patrzeć.
- Oh pragnę tych rzeczy. - Jej głos był nadal zachrypnięty, szczególnie po krzyku, który przed sekundą wyrwał się z jej ust. - Ale lubię sięgać po nie sama. Własnymi DŁOŃMI. - podkreśliła to słowo wskazując, że drewnianych szponów nie uważa za coś takiego.
Marie musiała chyba uklęknąć za jej plecami gdyż jej dłonie chwyciły teraz “kolana” Belle. Tak jak poprzednio, dotyk wampirzycy zwiastował nadejście bólu. Madam w czasie swojego nieżycia miała już nieraz złamane kończyny. Ból był właśnie taki. “Pień”, nogi Madam dosłownie załamały się pod nią, wampirzyca upadła na twarz, na wciąż mokrą od krwi jakiejś śmiertelnej ofiary posadzkę.
Belle jęknęła z bólu.
- Dziękuję, tak jest dużo lepiej. - Obróciła twarz i zlizała trochę krwi z posadzki, po czym oparła na niej podbródek. - Przynajmniej siebie nie widzę.
Marie stanęła obok głowy Belle niczym posąg. Była bosa, a jej idealne stopy wyglądały wręcz surrealistycznie na mokrym od krwi bruku. Wampirzyca nosiła białą halkę, już w kilku miejscach zbroczoną czerwienią.
- Cierpliwości kochanie - powiedziała i wyciągnęła do Belle dłoń - jest wiele do zrobienia i wiele więcej bólu do przeżycia. Aż cała drżę z ekscytacji… - wyznała.
- Ja też drżę. - Belle przyjęła podaną dłoń, niechętnie spoglądając na swoją zdeformowaną rękę.
Marie pociągnęła Belle ku górze i pomogła wstać. Madam zdała sobie sprawę iż jest od Otili nieco wyższa, nawet kiedy pozostaje przygarbiona.
- Wydaje mi się, że wystarczająco urosłaś. - powiedziała w zamyśleniu po czym odwróciła się powoli i równie powoli ruszyła w stronę przejścia na korytarz. Spodziewając się zapewne, iż Madam ruszy jej śladem. Co ta tzimise kombinuje? Spróbowała za nią podążyć.
Nic nie zatrzymywało bele w podążaniu za Marie, nic prócz jej własnej słabości. Madam ledwo powłóczyła nogami, które trudno byłoby nazwać jej.
Trudno było w ogóle nazwać je zresztą nogami.
Wampirzyca szła więc trzymając się pobliskiej ściany, ale nie musiała martwić się iż zgubi z widoku gospodynię, Marie sama szła bardzo powoli.
Zaraz na korytarzu, Belle natknęła się na dwugłowego wilka, łypiącego na nią uważnie każdą parą oczu. Potwór w kłębie miał ponad metr wysokości. Był też ghulem. Mimo przerażającego wyglądu, płynąca w żyłach bestii vitae, natychmiast przypomniała Madam jak wciąż strasznie głodna teraz jest.
Marie prowadzila ją krętymi, kamiennymi schodkami w dół i wtedy Madam zrozumiała, iż nie znajdują się w lochach, lecz na wieży. Piętro niżej, znajdowały się okute drzwi ku którym niezaprzeczalnie zmierzała gospodyni. Przed nimi stała ogromna sylwetka w szacie… zakonnika. Belle mogła założyć iż w sumie było bardzo prawdopodobne że znajdowała się teraz w jakimś klasztorze, wszak wpływy Sabbatu w kościele katolickim były ogromne. Wykidajło którego aura krzyczała iz jest wampirem, zaczął otwierać wrota gdy tylko Marie ukazała mu się na schodach. Nie patrzył ani na gospodynię ani na Belle, klęczał i wbił wzrok w podłogę. Kiedy kainitki przekroczyły próg, odźwierny szybko zatrzasnął za nimi wrota. Wnętrze komnaty było wyposażone w dość nowocześnie wyglądający sprzęt chirurgiczny. W centralnej części stały cztery stoły. Nie były to jednak zwyczajne szpitalne modele, te tutaj były znacznie masywniejsze i wytrzymalsze, posiadały też żelazne klamry i kajdany, idealne do utrzymania w ryzach potężniejszą istotę.
Jak choćby wampiry, które zajmowały trzy spośród czterech stołów. Kainici byli nadzy, ich głowy były… pozbawione twarzy. Nie pocięte, po prostu zarośnięte skórą, tak jakby twarzy nigdy miało tam nie być. Jeden mężczyzna bezgłośnie wierzgał się w kajdanach, dwie kobiety leżały nieruchomo.
Marie poczekała aż Belle do niej podejdzie.
- kształtowanie ciała jest straszne wyczerpujące, proszę pożyw się - wskazała gestem głuchonieme wampiry - nie zwracaj uwagi na opakowanie, wszyscy ci rzadkokrwiści smakują tak samo.
Księżna chwilę przypatrywała się przypiętym kainitom. Chciała powiedzieć, że nie pija z wampirów, ale ugryzła się w język. Powoli podeszła do Marie, opierając się o wszystko co tylko było pod ręką i było w miare stabilne.
- Czemu wampiry? - Powoli przesunęła dłonią po ciele jednej z wampirzyc. Czuła burzenie. Tak traktować dzieci kaina… na twarzy zachowała jednak obojętną maskę. Z reszta, nawet nie wiedziała jak wygląda jej własna twarz.
Marie zamyśliła się.
- Nie wiem czy to są na pewno wampiry, dzieli ich od Kaina całe piętnaście pokoleń. Czy twój ojciec w ogóle mówił ci że to możliwe? czy sam wiedział? te tutaj stworzenia mają vitae zbyt rzadkie by tworzyć więzy krwi czy nawet ghuli. Używam ich od lat, zamiast wyniszczać wielu śmiertelników przy mojej sztuce, mam tutaj w postaci tej trójki niewyczerpywalne źródło odżywczego pokarmu. - wyjaśniła, po czym stanęła przy wampirzycy której dotykała Belle. - mają też inne właściwości, ta tutaj urodziła dla mnie kilkoro dzieci, jedno wciąż żyje. - Spojrzała na Madam czule - proszę, pij, tak wiele kości zaraz ci złamię i przemieszczę.
- Mój ojciec obracał się wśród starszych wampirów. - Belle zerknęła na Marie. - Dziękuję za tą informację o łamaniu kości, to bardzo zachęca do współpracy. - W jej głosie pojawiła się ironia. Jednak pochyliła się nad wampirzycą i wgryzła się w jej szyję. Wypiła sporo, ale nie wszystko.
W tym czasie Marie przysunęła stół z mężczyzną bliżej pustego stołu a stół z drugą kobietą równolegle do niego.
- Najdroższa, czy masz jakieś specjalne życzenia co do tego jak masz wyglądać? będę pracować z pamięci więc pewne rzeczy mogą być takie jak ja je pamiętam. - powiedziała wykonując zapraszający gest w kierunku wolnego stołu.
Księżna zawahała się, jednak ostatecznie podeszła do stołu.
- Nie wiem czy uwierzysz, ale lubiłam swoje ciało. - Z trudem przysiadła na krawędzi. Czuła, że lekko drży. Jednak wizja łamania kości i to co wcześniej pokazała jej Maria, robiły swoje. Siadała na stole tortur z własnej woli. Spojrzała niepewnie na tzimise. Wyciągnęła zdrewniałą rękę i sięgnęła nią do policzka Marie. [i]- Oddaję się w twoje ręce. Uczyń mnie jak najbardziej podobną to moja jedyna prośba, a szczegóły… - Uśmiechnęła się słabo. Była ciekawa jak wyglądał ten grymas z perspektywy tzimise. - Pomyśl jaką chciałabyś mnie wziąć i tak… nadal chcę być kobietą. - Dodała obawiając się wyobrażeń Marie.
Ottilia ocierała się o szpony Madam zupełnie jakby ta gładziła ją czule, z boku musiało to wyglądać dość komicznie.
- Ja też lubię twoje ciało, najdroższa. - zapewniła nim zabrała się do “dzieła”

Pierwszą rzeczą, jaką Belle zauważyła, to kły wyrastające z opuszków palców lewej ręki Marie. Wampirzyca przedziurawiła nimi klatkę piersiową mężczyzny i wsadziła weń gumową rurkę. Nim skonczyła, pierś kainity była zrośnięta równo wokół tworzywa. Drugi koniec gumy, Marie włożyła Belle w usta.
- kiedy będziesz spragniona. - wyjaśniła. Wampirzyca powtórzyła proces na kobiecie, z tą różnicą, że tym razem sama wzięła koniec rurki do ust. Wtedy dopiero Marie położyła obie dłonie na Belle.
Wtedy też zaczął się agonalny ból.

***

Kiedy Madam wróciła do zmysłów, leżała naga na stole. Trójka rzadkokrwistych leżała nieruchomo, nawet mężczyzna. Marie nie było w pomieszczeniu lecz drzwi były zamknięte. Belle przesunęła dłonią po twarzy, ciesząc się dotykiem miękkiej skóry. Echo bólu nadal czaiło się gdzieś z tyłu głowy, teraz jednak ważniejsze było… czemu Maria to zrobiła? Niepewnie podniosła się, siadając na stole i przyjrzała pomieszczeniu.
Jedna z wampirzyc otarła się kolanem o kolano, najwyraźniej starając się podrapać, dając tym samym znak iż jest wciąż nie całkiem martwa. Sufit wieńczyło gotyckie sklepienie, które oczywiście musiało być neogotycką atrapą jeśli wciąż znajdowała się w stanach. Na ścianach stały regały z książkami medycznymi oraz skrzynkami na sprzęt. Na jednej z nich stała też popielniczka wypełniona niedopałkami. Belle podeszła do regału i spojrzała w jakim języku są księgi.
Były w każdym. Niemiecki, angielski, francuski, łacina, chyba greka, pisane cyrylicą, orientalnymi alfabetami, słowem, zbiór z całego świata. Różny też był ich wiek, jedne wydawały się mieć ponad sto lat, inne były całkiem współczesne. Strony były naznaczone własnoręcznymi komentarzami na marginesach, znów były one zawsze pisane językiem w jakim książka była (lub przynajmniej tym samym alfabetem) Niektóre komentarze były kreślone piórem, inne ołówkiem. W tych zapisanych alfabetem łacińskim, Belle zauważyła iż charakter pisma jest różny.
Odruchowo zerknęła też na popielnicę, wyostrzając zmysły i szukając znajomego aromatu tytoniu Nikla.
Rozpoznała go bez trudu, każdy pet pachniał jak jej Maklaviański kochanek, miało się wręcz wrażenie, że jest gdzieś w pobliżu. Belle przygryzła wargę. Równie dobrze, ktoś mógł palić ten sam tytoń. Odłożyła trzymaną książkę i podeszła do drzwi. Ostrożnie sięgnęła do klamki. Chyba powinny być otwarte. Nie czuła się więźniem w tym miejscu, czymkolwiek ono było i gdziekolwiek ono było. Nacisnęła na nią.
Faktycznie drzwi były otwarte, za nimi stał nieumarły strażnik, ten sam co wcześniej monstrualny zakonnik. Mężczyzna nie poruszał się, zupełnie jakby był rzeźbą. patrząc na jego powykręcane dłonie i szkaradną twarz, Madam nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jest on Nosferatu. Z drugiej strony, w tym miejscu nic nie mogło być pewne, a zakonnik był najpierw straszny a dopiero później obrzydliwy. Nic nie wskazywało na to, by wampir zamierzał w jakikolwiek sposób przeszkodzić Belle.
Wampirzyca chwilę przyglądała się dziwolągowi. Skoro Maria, mogła odtworzyć ciało takie jak jej, czemu tworzyła coś takiego? Spojrzała na schody, którymi ją tu sprowadzono.
- Gdzie znajdę arcybiskupa?
- Oczekuje Pani piętro niżej. - powiedział zakonnik dość gładką dykcją, z nowojorskim akcentem. Biorąc pod uwagę że na dwóch widzianych do tej pory piętrach było tylko po jednym pomieszczeniu, można było założyć iż niżej również znajdują się tylko jedne drzwi.
Belle bez słowa ruszyła na dół. Minęło wiele czasu od kiedy chodziła nago po obcym miejscu. Chyba…. Zdarzało się jej to na początku “kariery”. Ostrożnie stawiała bose stooy na chłodnycn stopniach.
Piętro poniżej znów wyglądało podobnie. Przy jednynych drzwiach stał kolejny zakonnik, tym razem ghul. Ten tutaj był nadwyraz przystojnym mężczyzną, sądząc po wyglądzie, gdzieś koło trzydziestki. Belle czuła jak jego serce przyśpiesza, na widok nagiej wampirzycy zmierzającej w jego kierunku.
- Jej ekscelencja oczekuję Pani. - powiedział pochylając głowę i otwierając przed kobietą drzwi.

Pomieszczenie było kolejną pracownią, jednak bardzo inną od tej piętro wyżej. Wszędzie stały blejtramy z bardziej lub mniej dokończonymi pracami. Na ścianach wisiały zaś gotowe obrazy. Niemal wszystkie przedstawiały ludzi, choć na pewnych były i zwierzęta, oraz dziwaczne stwory z baśni czy koszmaru. Belle widziała podobizny czerwonoskórych, traperów, ale wśród nowszych była i ona sama! Były to akty, na których uprawia miłość obnażając kły.
Marie stała przy sztaludze w centralnej części pomieszczenia. Jej włosy były w nieładzie, tunika ubrudzona farbami. Wampirzyca paliła papierosa o charakterystycznym, znanym już Belle zapachu. Teraz Madam widziała, że Ottila jest przy niej niziutka, stojąc boso nie mogła mieć więcej niż metr pięćdziesiąt. Wampirzyca malowała właśnie podobiznę jakiejś kobiety. Wampirzyca weszła pewnym krokiem do środka pomieszczenia. Rozejrzała się po obrazach szukając znajomych twarzy.
- Wspaniałe. To fikcyjne postacie czy też ktoś kogo znasz, moja piękna?
Marie odkręciła głowę by spojrzeć na wampirzycę.
- Znałam na swój sposób je wszystkie, niektórymi nawet byłam sama, czy to sprawia, że są dla ciebie mniej, czy bardziej prawdziwe. - Ottila popatrzyła żarłocznie na Belle, przygryzając pędzel… od strony włosia. Niebieska farba spłynęła jej po wardze i brodzie. Marie podeszła bliżej obserwując uważnie ciało Madam.
- Wygodnie się czujesz, śliczna?
Belle zmoczyła palec i delikatnie starła z brody wampirzycy niebieską strużkę.
-Jak nowo narodzona. - Uśmiechnęła się. - A wszystkie wydają się bardzo prawdziwe. Którymi byłaś?
Marie objęła Belle w pasie i poprowadziła do płótna, które przedstawiało młodą indiańską dziewczynę.
- Nazwali nas Delawarami, ale sami nazywaliśmy siebie Narodem Czystej Krwi. Znasz zapewne legendę o tym, jak Peter Minuit kupił od tubylców wyspę Manhattan za skrzynię pełną paciorków? O tak! biali chełpili się tym i chełpią do dzisiaj, nieświadomi, że to my kupiliśmy wtedy coś znacznie cenniejszego! - Marie poprowadziła Madam ku kolejnemu płótnu, przysłoniętemu zasłoną. Wampirzyca zrzuciła materiał odsłaniając obraz. Przedstawiał on grupę wilkołaków i wampirów walczących wspólnie, przeciw potworowi posiadającemu wiele ramion.
- Wolność… - wyjaśniła kobieta zaciskając tryumfalnie dłoń w powietrzu, po czym przekręciła głowę i spojrzała w oczy Madam. Bele zauważyła, że brwi wampirzycy są zrośnięte.
- Tak często zapominamy, że to jedna z najcenniejszych rzeczy. - Belle przesunęła palcem po jej czole zatrzymując go tam gdzie wcześniej była przerwa między jej brwiami. Chciała spytać o Nikla, o to czemu jej pomogła, ale chyba powinna jeszcze pograć w tą grę. - Zmieniasz się niczym niebo nad morzem. Aż trudno nadążyć.
Marie objęła palce Madam i przesunęła jej dłoń na swój policzek.
- Nieprawdaż? - zgodziła się z uśmiechem Marie - czasem nawet trudno nadążyć mi samej… - przekrzywiła głowę - i samemu.
- Samemu? - Belle wyraźnie okazała zaciekawienie. - Delikatnie zaczęła pieścić policzek Marie.
- Jeden musi przejść wiele form w poszukiwaniu samego siebie, towarzysza czy towarzyszki - Marie pociągnęła Belle ku kolejnemu płótnu. Już z oddali Madam rozpoznała rysy mężczyzny wiszącego nad płomieniami głową w dół na łańcuchu. Nikela otaczały lupiny. Marie stanęła teraz za plecami Madam i oparła dłonie na jej ramionach.
- Kiedyś już spotkałam kogoś takiego, był moją miłością a gdy go zabrakło powstała pustka, której nie mogłam niczym zapełnić. Nie mogłam pozwolić, by zniknął, a skoro tyle jego krwi płyneło już w moich żyłach, postanowiłam żyć również za niego. Żyjąc nim, mogłam doświadczyć tego, czego nie mogłabym w innej formie. Tak doświadczyłam ciebie, Księżno, a ty, doświadczając jego, doświadczyłaś także i mnie.
- I jak to było doświadczać mnie, moja piękna? - Nie wierzyła. Ale jakoś już nauczyła się funkcjonować z tym, że może wierzyć tylko w jakąś część tego co mówią wszyscy wokół. Oparła dłoń na jednej ze spoczywających na jej ramionach dłoni. Nie obejrzała się. Wpatrywała się w dziwny obraz.
- Znów czułam się pełna - odpowiedział za jej plecami głos, wciąż kobiecy ale inny niż przedtem, Belle czuła, jak dłonie wampirzycy zmieniają nieco kształt i zaczynają porastać… futrem.
Belle przesunęła po dłoni policzkiem, futro było szorstkie. Jak to coś mogło być jej Niklem? Zacisnęła dłoń na dłoni Marii.
- Nie chcesz poczuć tego jeszcze raz ?
- och skarbie… - dźwięk był całkiem nieludzki. - bardzo. Mogłabym… mogę stać się dla ciebie takim jak on ale… - Belle poczuła, że usta Marie są teraz gdzieś nad jej głową, wampirzyca stała się wyższa. - też ucierpiałam tam na drodze, nie uleczyłam jeszcze tej części umysłu gdzie go przechowuję.
- To weź mnie w innej postaci. - Belle powoli zaczęła się obracać w jej stronę.
Przed nią stała ponad dwumetrowa istota. Jej ramiona oraz kark porastała gęsta sierść. Z głowy wyrastał wydłużony, wilczy pysk, spiczaste nietoperze uszy wystawały spomiędzy włosów. Stwór wciąż zachowywał kobiece proporcje, rozwiązana suknia zsunęła się po biodrach, istota postąpiła do przodu pozostawiając materiał za sobą a długi, chwytny ogon odrzucił tkaninę w bok. Stwór, na ile miało to w przypadku nieumarłych jakieś znaczenie, był samicą. Choć długi chwytny ogon, figlarnie wijący się między nogami, mógł mieć zapewne wiele zastosowań. Belle wpatrywała się w oczy bestii, szukając w nich jakiegokolwiek śladu Marie albo Nikla. Obawiała się tego stwora, jednak… przygryzła wargę. Czy to na serio mógł być jej świr?
- Niepokoi mnie ta postać, wiesz? - Uśmiechnęła się niepewnie do bestii.
Belle była wampirem nie od dziś. Widziała wiele w oczach kainitów i widziała wiele uczuć, emocji i historii w martwym przecież spojrzeniu. Naiwność, żądze, czasem ból i tęsknotę. Oczy nosferatu czy innych, zdeformowanych istot wydawały się trudniejsze do odczytania, ale ktoś z umiejętnościami Madam potrafił widzieć i przez te studnie.
Tutaj studnia, jeśli kiedyś była wyschła dawno temu, białe gałki oczne mówiły tylko jedno: Śmierć.
Istota otworzyła pysk, nie było tam oczywiście żadnej śliny, wilgoci, żadnego wydobywającego się z wnętrza zapachu, a kiedy kły zatrzasnęły się, kłapnęły jak drewniana klapa.
Marie w tej postaci chyba nie była w stanie mówić, jednak odeszła w bok i wyminęła Madam. Stwór spacerował między sztalugami kołysząc biodrami i zarzucając ogonem to w prawo to w lewo. Belle zauważyła iż z każdym krokiem obrazy zakrywają go coraz bardziej, kiedy Marie zmniejszyła się na tyle, by za jednym z obrazów całkiem zniknąć wampirzycy z oczu, Madam usłyszała głos o barwie altu:
- Jakieś preferencje co do płci, skarbie?
- A w jakiej formie czujesz się komfortowo, moja piękna? - Belle powoli, niepewnie, ruszyła w stronę sztalugi, za którą zniknęła Marie.
Zbliżajac sie tam, Madam wyczula silną woń vitae. Kiedy wyjrzała za sztalugę, zobaczyła szerokie męskie plecy. Postać trzymała dwurącz olbrzymią kadź pełną krwi i piła ją łapczywie. Naczynie musiało mieścić kilka litrów, jednak wampir, opróżnił je niemal do cna, po czym opuścił na posadzkę. Mężczyzna otarł usta.
- To sprawia, że jest się okropnie głodnym. - wyjaśnił, wciąż pozostając zwrócony do Belle plecami.
Wampirzyca podeszła i powoli przesunęła dłonią po szerokich plecach.
- A boli? - Dotarła do szyi i wsunęła dłoń we włosy mężczyzny. - Gdy mnie zmieniałaś bolało.
Wampir obrócił powoli głowę ukazując twarz Dragosza, nieco tylko szerszą.
- Często - odpowiedział glosem znacznie jednak niższym od tego jaki posiadał syn Księżnej. - zależy co się zmienia oraz zapewne kto to robi. Nie jestem aż tak stary.
Belle przesunęła dłoń, kładąc ją na policzku wampira. Czemu Marie tak się starała, by jej dogodzić? Gładziła policzek, tak odmienny od tego należącego do jej childe. Przysunęła się do wampira, tak że ich ciała się zetknęły.
- A wiek ma jakieś znaczenie? - Uśmiechnęła się już spokojniej.
Wampir otarł się ustami o szyje Madam.
- Co myślisz naprawdę się stało, tam na motorze?
Belle ucałowała obojczyk wampira. Gdyby mogła się napić jego krwi… rozpoznałaby vitae Nikla.
- Motor cię spętał. Widziałam macki. - Zamyśliła się skubiąc ustami skórę mężczyzny. - Trochę jakby ktoś zastawił na nas pułapkę.
- Nieprawdaż? - uśmiechnął się wampir i kąsnął ciało Madam. - ja tak nie umiem, ale teraz jak o tym myślę, mogłabym kiedyś nauczyć się imitować takie przedmioty w taki sposób, a do tego korzystać jeszcze z innych darów w tym samym czasie. To zajmie mi dziesiątki, jeśli nie setki lat praktyk, eksperymentów, wiele razy uszkodzę się przy tym i spędzę długi czas na powróceniu do stanu początkowego, opróżnie całe jeziora vitae w tym czasie… - wampir wgryzł się po raz kolejny, znów tylko na chwilę. - a nasz wróg umie to już teraz, gdzie on wtedy będzie? Wiek ma znaczenie. Zawsze miał, zawsze będzie.
Belle drżała, za każdym razem gdy wampir zagłębiał w niej kły. Gdy skończył mówić, sama ostrożnie wysunęła swoje i wbiła je w ramię mężczyzny. Upiła niewielki łyk i zalizała rany całując męską skórę.
- Jeśli… rozpoznajesz w tym dar tzimise, to podpadłam chyba jednemu dosyć potężnemu.
Krew faktycznie smakowała znajomo, czyż nie mówiło się, że krew nie kłamie?
- Zawsze ten sam, ten sam który zawsze tu był, zanim jeszcze biali zbudowali tutaj swoje miasto.
Belle odsunęła się lekko ale tylko na tyle by spojrzeć na wampira.
- Ten sam dar, czy masz na myśli jakiegoś konkretnego kainitę?
Wampir objął Belle ramieniem, wyglądało na to, że Marie miała zamiar prowadzić dyskusję na ten temat nago, w objęciach i obsypując się czułymi pocałunkami. Język kainity przejechał po dłoni Belle zanim podjął:
- Ten który jest na tamtym płótnie. Ten którego tu pilnujemy od samego początku. Ten który właśnie powraca do świata jawy.
- Nie wydaje mi się by był wdzięczny za tą opiekę. - Belle przysunęła się spowrotem i pocałowała wampira w usta. Niepewnie. Delikatnie skubiąc jego dolną wargę
Marie uniosła Belle za boki i ułożyła na jednym ze stołów, nie zrzucając przy tym pędzli i farb, przeciwnie, pozwalając im wylewać się na ciało wampirzycy. Ottila położył się na niej i wczepił palce w jej zmoczone farbą włosy.
- Kiedy byłam żywa, wielbiłam go jak boga. Wtedy nim był. Nie sposób pojąć co myśli bóg, nieprawdaż, choć nigdy nie uważałam by przejmował się swymi wyznawcami. Czy był im wdzięczny, nie wiem po prostu czy ich zauważał. Nie wiem też czy zauważa teraz nas, to znaczy inaczej niż jako pożywienie.
Belle objęła go nogami.
- Jednak z jakiegoś powodu, stworzył ten motocykl. - Ułożyła dłonie na ramionach wampira. - Dosyć nietypowe jak na kogoś, kto “nie zauważa” swoich wyznawców.
Marie wsunął się w Madam, zupełnie jakby kontrolował każdy ruch każdego cala własnego ciała… co zapewne było właśnie tym. Sprawiało to, że wampir łączył się z kochanką, jakby byli dwoma idealnie pasującymi do siebie elementami.
- Och, skarbie… - Marie obnażył kły i wgryzł się głęboko w gardło Madam w geście właściwej penetracji.
Belle wydała z siebie nieme westchnienie, mocniej obejmując wampira. Też chciała się w niego wgryźć, napić więcej jego vitae. Delikatnie poruszyła biodrami, nabijając się na niego. Czuła jak jej skóra przesuwa się po rozlanej farbie.
Marie uniósł się na ramionach nad Madam, cała jego klatka piersiowa i brzuch pracowały falistym rytmem nad zaspokajaniem leżącej pod nim kochanki. Wampir zaśmiał się.
- Mój mąż zawsze był zawsze dość lekkomyślny, to tylko czyniło go jeszcze bardziej ciekawym, wartościowym i pociągającym… - Marie naparł nieco brutalniej na Madam - Nieprawdaż kochanie? Gdy odtwarzam jego umysł to udziela się i mi. Bóg to wykorzystał. Jesteś biegła w sztuce dominacji, jesteś świadoma, że niektórzy z nas potrafią opętać inną osobę, nawet spokrewnionego, jeśli ten jest z nim związany krwią. Mistrzowie tej techniki mogą poprzez opętanego nawet używać własnych dyscyplin. To jest dokładnie co się stało. Bóg wciąż był zbyt słaby by rozbudzić swoją własną postać, do tego potrzeba znacznie więcej krwi. Naszej krwi.
Wampirzyca jęknęła, by po chwili uśmiechnąć się eksponując kły.
- Kochanie to chyba nie najlepszy moment na wspominanie o mężu. - zażartowała. - Ah… jak pomyślę ile w tym mieście jest wampirów, które tak łatwo spętać.
Marie przejechał językiem… nie, jęzorem po zębach Madam rozcinając go przy tym. Wtedy wepchnął mięsień w usta wampirzycy.
Belle rozcięła swój własny język i splotła go w pocałunku z językiem Marie. Objęła ją mocno całując i napierając biodrami na męskość Marie.
Nieumarli ssali się wzajemnie. Marie wdarł się głęboko i Belle poczuła wlewającą się do niej wilgoć. Madam znała już tą sztuczkę, wiedziała iż z pomiędzy nóg cieknie teraz krew wampirzego kochanka. Ottila objął ją mocno. Wampirzyca jęknęła głośno z rozkoszy, przerywając pocałunek.
Marie spojrzał na Madam, jego oczy przypominały teraz bardziej kobietę którą był wcześniej. Ottila uśmiechnął się i pogładził policzek Belle.
- Myślę, że wciąż jest ich sporo.
- Zbyt dużo… i jeszcze więcej takich, które pewnie wolałyby bym zniknęła. - Madame, chwyciła twarz Marie w obie dłonie i ucałowała ją lekko. Jej myśli zaczęły galopować. Było jej dobrze, czuła bliski związek z Marie, ale pozostawało pytanie co teraz. Nagle okazało się, że spółkuje z arcybiskupem. Nawet nie wiedziała, czy camarilla uważa ją za żywą czy martwą… Odsunęła się lekko, kładąc głowę na umazanym farbą stole i przerywając pocałunek. - Ile czasu byłam tym drzewem?
Marie machnął… a właściwie machnęła nonszalancko dłonią, gdyż znów zaczęła przypominać kobietę. Proces nie był najwidoczniej bezbolesny, gdyż z oczu wampirzycy pociekło kilka krwawych łez.
- Och, tylko kilka lat, wcześniej trzymałam cię w słoju kochanie.
Tylko kilka lat… Belle nie wiedziała czy ma płakać czy się śmiać. Jej imperium pewnie nie istniało. Czy Doris żyła? John? Przyciągnęła do siebie twarz Marie i zlizała krwawe łzy. Bała się… i jedyne co wydało się jej nagle znajome to smak vitae tej nieśmiertelnej.
- A jak długo byłam eksponatem w słoiku? - Uśmiechnęła się mimo swych obaw i pogładziła włosy Marie.
Marie, która znów była zwyczajnie mniejsza od Madam, położyła głowę na piersi tej ostatniej.
- To trochę skomplikowane skarbie, ale od wypadku, minęło już trzy dekady. Bóg jeszcze się nie obudził, a nam udało się ukryć przed mieszkańcami.
Belle pogładziła głowę wampirzycy czując jak pod jej własnymi powiekami zbierają się łzy, tyle że nie bólu, a strachu. 30 lat…. A ona już wtedy czuła się zagubiona. Wszyscy jej bliscy…. Ghule, childe… ciekawe co u jej ojca. Przymknęła oczy pozwalając łzom popłynąć. Gładziła włosy Marie starając się uspokoić. Jak wygląda teraz świat? Jak skończyła się wojna? Jej głowę bombardowały kolejne pytania ale nie chciała icb jeszcze zadawać. Tutaj, w tym pomieszczeniu wypełnionym sztalugami była jeszcze w latach 50-tych.
- Przed kim musiałyśmy się ukryć? - Uniosła się na łokciu by móc spojrzeć na swoją… kochankę… wybawczynię? Cały czas gładziła włosy wampirzycy, patrząc teraz jak jej palce przemykają między gładkimi pasmami.
Marie najwyraźniej zwęszyła zapach krwi w powietrzu, gdyż uniosła głowę i zaczęła czule lizać oczy Madam.
- Byłyśmy słabe. Musiałyśmy uciec, by zawalczyć kiedy indziej. Dlatego nie tylko pozwoliłam by całe miasto uwierzyło w naszą śmierć, ale i upewniłam się by śmierci zaznał każdy, kto nie był do końca przekonany. - Kobieta przytuliła się do Belle - młodzi wciąż błądzą, pozostając pionkami w rękach starszych, wystawieni na boski żer.
Musiała zadać to pytanie, jednak obawiała się, że zna odpowiedź. Chwyciła Marie za włosy i przyciągnęła. Przez chwilę całowała ją, starając się znaleźć w sobie trochę sił. Odpuściła, pozwalając się jej lekko odsunąć.
- Moje childe? Moje ghule? Czy któreś żyje? - Tak naprawdę była ciekawa czy Marie zabiła ich, jednak wolała nie pytać. Gdy teraz patrzyła na nią i tak czuła, że nie mogłaby jej zabić.
Marie zmrużyła wzrok położyła dłoń na policzku Belle, po czym szybko wróciła ją ku sobie, pozostawiając cztery zadrapania na skórze wampirzycy. Ottila przez moment zdawała się obrażoną kotką. Jednak chwilę później jej usta obsypały to miejsce pocałunkami. Była związana krwią z Belle podobnie jak Belle z nią. Jednak udało się jej “zranić” Ventrue, czyż nie?
- Czy tak o mnie myślisz kochanie? widzisz mnie, jak trzymam stopę na głowie twojej córki i nasłuchuję jak jej kształtna czaszka pęka? - powiedziała niemal z żalem trzymając ręce zarzucone na ramionach Madam - Jak mogłabym cię tak skrzywdzić? nie, nie mogłabym, nieprawdaż? Twoje dziecko nie zaznało ode mnie niczego prócz miłości. Musiałam przecież zabezpieczyć nasze bezpieczeństwo. Doris udało się zachować część twojego majątku i stworzyć własną domenę.
Belle wpatrywała się w tzimise, nawet nie zareagowała, gdy ta rozcięła jej twarz. Jej dłoń wysunęła się włosów wampirzycy i przejechała na policzek. Maria była zazdrosna, smutna… zawiedziona nią? Delikatnie uszczypnęła skórę swojej kochanki i uśmiechnęła się.
- Kochanie… wierzę tylko, że zrobiłabyś wszystko by zadbać o moje bezpieczeństwo. Czy wliczam w to zabicie mego childe? Wybacz, ale tak. Wierzę, że zrobiłabyś wszystko, tak jak i ja zrobiłabym wszystko w tym samym celu.
Marie aż uniosła głowę do góry. Belle miała świadomość, że jej kochanka sama z siebie nie potrzebuje gestów czy mimiki a jeśli takową stosuje, to tylko z myślą o obserwatorze.
- Kochanie, gdybyś to zrobiła, wciąż bym cię kochała. - uśmiechnęła się, a jej oczy mrugnęły… w poprzek. - Ale… jestem zazdrosna, masz dzieci beze mnie, mogłabyś się podzielić… - Marie ujęła dłoń Belle i położyła ją sobie na piersi.
- Mam tylko jedno dziecko. - Madame delikatnie zacisnęła dłoń na piersi Otili. Chwilę po prostu ją trzymała by powoli zacząć ją miętosić w dłoni. - Jak wyobrażasz sobie podzielenie się Doris?
- Ja… nie mogę mieć dzieci. - powiedziała dość poważnie Marie. - chciałabym móc dzielić opiekę nad potomkiem z tobą najdroższa, napełnić ją i moją vitae. Ona ma takie ciekawe ciało, mogłabym coś dodać od siebie, to by było takie wspaniałe… - wampirzyca zarzuciła głowę do tyłu poddając się pieszczotom.
Belle wypuściła z dłoni pierś wampirzycy, tylko po to by ująć jej sutek w swoje palce i zacząć się nim bawić.
- Gdyby… gdyby Doris nie wiedziała, że żyję, chyba chciałabym by tak przez chwilę pozostało. Tyle się musiało zmienić. - Oderwała spojrzenie od piersi Marie i spojrzała jej w oczy. Chciała tej wampirzycy sprawić trochę przyjemności i zastanawiała się na ile jest to szaleństwo. - Jeśli tego pragniesz, myślę, że jest to wykonalne.
Marie uśmiechnęła się i skłoniła głowę zupełnie jak… Doris. Po czym uniosła twarz i jej wzrok stał się baczny.
- Świat śmiertelnych staje się coraz bardziej szalony, to nasza jedyna szansa w konfrontacji z bogiem. Jednak same potrzebujemy młodej krwi która pomoże nam zaadaptować się w tym galopującym świecie. Ja też spędziłam większość tych trzech dekad na lizaniu ran, czuje się obco gdy tylko opuszczam to schronienie… więc go już nie opuszczam.
Belle skończyła swoją zabawę i ruszyła dłonią w dół, uważnie badając ciało Marie. I pomyśleć, że może je zmienić w każdej chwili. Zatrzymała się na pępku, zataczając wokół niego powolne okrążenia.
- Świat pędził jeszcze w latach czterdziestych, jak pomyślę… - Jej dłoń ruszyła dalej, powoli przemierzając podbrzusze i docierając do łona Marie.
- Czy jesteś gotowa wyjść ze mną z tego schronienia? - Spojrzała na nią z nadzieją. Nie chciała się w tym wszystkim znaleźć sama. Znajdzie im przewodnika, kogoś kto nauczy je żyć w tych czasach, ale… przed oczami madame stanęły jej samotne dni w Fuller Building. Nie chce tego więcej. Wsunęła dwa palce rozsuwając wargi Marie. Skoro już i tak jest skreślona dla wampirów, chce to zacząć po swojemu. - Chcę zbudować dla nas królestwo.
W oczach Marie, Madam wychwyciła znajomą obawę i poczucie zagubienia. Czy to nawet było możliwe, czy po drugiej stronie Nowojorskiej “barykady” Marie przeżywała tą samą samotność i zagubienie? cóż, czy to nie dlatego, szukała kontaktu poprzez swoją alternatywną osobowość Zigmara Nikela? Czy to takie dziwne, że jedyną osobą tak samotną jak Książe miasta jest jego Arcybiskup? Marie rozrzuciła włosy i uchyliła usta oddając się pieszczotom Belle.
- Tak! - wampirzyca chwyciła twarz Madam i ucałowała ją namiętnie.
Belle oddala pocałunek, pozwalając swoim palcom wsunąć się głębiej, prosto w kobiecość Marie. Kiedy ostatnio zabawiała się z kimś tej samej płci? To musiało być jeszcze za życia. Powinna się na tym skupić, sprawić jej trochę przyjemności, ale jej głowa już starała się przygotować plan. Bawiła się nią delikatnie tak jakby bawiła się sobą, jednocześnie zastanawiając się co będzie trzeba przygotować. Będzie musiała wyjść, zobaczyć jak bardzo zmienił się świat, ale w tej postaci… Przerwała pocałunek i spojrzała na Otillę. Zaprzestała też ruch palców.
- Chyba… jeśli mamy być razem, będę musiała troszkę zmienić swój wygląd.
Marie uśmiechnęła się obnażając bialutkie ząbki.
- Och skarbie… wiesz że uwielbiam cię dotykać…
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 29-05-2017, 09:02   #16
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Świat śmiertelnych w istocie daleki był od wyhamowania, wciąż pędził. Wciąż raczej po równi pochyłej. Madam wystarczyło przejść kilka przecznic by zobaczyć biedę i przemoc jeszcze gorszą niż w czasach Wielkiego Kryzysu. Nowe krzykliwe stroje, muzyka, narkotyki. W mieście odczuwało się znacznie większą liczbę czarnych niż kiedykolwiek, czyżby biały człowiek miał wyginąć? Marie podążała za Ventrue, ubrana jak współczesna prostytutka, wysokie szpilki i krótka spódniczka która w zasadzie nie zasłaniała nawet pośladków, tak się teraz chodziło po ulicy i to nawet nie tylko jak się na tej ulicy pracowało.

Marie zawołała jedną z żółtych taksówek, jakie dominowały na ulicach. Południowo amerykański kierowca ledwo mówił po angielsku. Dla Ottoman nie był to problem, świetnie porozumiewała się po hiszpańsku. Wampirzyca bezceremonialnie zdominowała taksówkarza i rozkazała jechać na Manhattan.
- Camarilla rządzi się radą, od czasu twojego zaginięcia. - mówiła bez skrępowania.
Belle uśmiechnęła się, starała się na nowo ćwiczyć swoją mimikę, od kiedy Marie lekko zmieniła jej wygląd. Nie była pewna swoich uśmiechów, masek, które przybierała do tej pory i potwornie ją to niepokoiło.


Ubrała się skromniej od swojej towarzyszki. W coś co odrobinę przypominało znane jej garsonki. Musiały razem tworzyć ciekawy parę.
- Nikt nie chciał po mnie przejąć władzy? - Zerknęła na Marie i powróciła do wyglądania na ulicę. Wszystko się zmieniło. Były samochody, ale tak zupełnie inne niż to co zapamiętała. Budynki stały się prostsze i w większości nie odpowiadały jej nawykłym do artdeco gustom. Do tego te stroje. Sama nie była pewna czy sytuacja bardziej ją ciekawi czy przeraża.
Marie wtuliła głowę w ramię Madam.
- Kochanie, twoi poddani nie posiadali od ciebie mniej sprytu czy koneksji. Byli zwyczajnie słabsi i pewnie dalej są. Zawsze są chętni do przejęcia władzy, ale nie zawsze ktoś chce nadstawiać własnej szyi i być na świeczniku. Z tego co wiem przez ostatnie trzydzieści lat, Manhattanem gospodarzy rada składająca się z kilku pijawek. Władza jest czysto formalna i przeważnie po prostu każdy sobie, tak jak w innych częściach miasta. A boski pomiot poluje na nas wszystkich bez skrępowania.
Belle ułożyła dłoń na nagim udzie Marie i zaczęła je gładzić. Gdyby w jej czasach, dziewczyny miały takie stroje, napędzanie klientów byłoby dużo prostsze.
- Wychodzę na idiotkę, skoro sama objęłam to stanowisko. - Ventrue ucałowała swoją towarzyszkę, skupiając swoją uwagę już całkowicie na niej. - Wiesz kto zasiadł w radzie?
- Dlaczego? Jeśli może się rządzić, to się powinno - powiedziała Marie przytulając się. - z tego co pamiętam, ciągle te same osoby, ale to są informacje sprzed kilku lat. - wyjaśniła. Samochód przejeżdżał właśnie przez most.

Belle na chwilę oderwała wzrok od swojej kochanki, by spojrzeć na East river. Na chwilę zerknęła na kierowcę.
- Wysadź nas na 170 Fifth Avenue. - Wydała rozkaz, podając adres, w okolicy Flatiron building. Znów skupiła uwagę na Marie, jednocześnie wsuwając dłoń pod krótką spódniczkę. Samą ją dziwiło jak bardzo pragnęła tej wampirzycy. Czy to przez to co czuła do Nikla, a może tak właśnie działają na nią więzy krwi? Teraz jednak liczyło się to, że mogła sobie sprawić przyjemność dotykając jej i nie zamierzała się w tym zakresie ograniczać. Nawet nie czuła zagrożenia mimo pełnej świadomości, że wkracza na terytorium “wroga”. Pocałowała Marie, korzystając z jeszcze tych kilku chwil, które miały w taksówce.

Marie uchyliła lekko usta i zatrzepotała rzęsami, wampirzyca zdawała się wygłodniała dotyku i zainteresowania, z chęcią odwzajemniała pieszczoty. Belle słyszała jak serce taksówkarza zaczyna mocniej bić, jednak po kilkunastu minutach dojechał we wskazane miejsce. Ulice były wciąż raczej tłoczne i gwarne. Madame wysiadła i podała dłoń Marie by pomóc jej opuścić pojazd. Uważnie przyglądała się na ile mocno zmieniła się “jej” okolica. Spokojnym krokiem ruszyła w kierunku central parku, przyglądając się ludziom, słuchając jak i o czym mówią. Zaglądała w witryny i gdy nadarzyła się okazja kupiła gazetę. By kogoś im znaleźć musi najpierw wiedzieć kogo szukać.

Wyglądało na to, że Ameryka naprawdę się sypie.


Mimo późnej przecież pory dwie wampirzyce przeciskały się między masą przechodniów, ludźmi z każdej możliwej grupy etnicznej. Madam szybko zdała sobie sprawę że istnieje nie tyle nowa moda co nowe mody, subkultur było więcej niż jedna, znacznie więcej. Szybko też zrozumiała, że ona i jej towarzyszka nie rzucają się za bardzo w oczy.


Doprawdy współcześnie, nawet publicznie, można było sobie na wiele pozwolić. Kiedy Belle wędrowała chodnikiem, do jej zmysłów dotarła woń świeżej krwi. W bocznej alejce ktoś właśnie został zakuty nożem. Czarnoskóry napastnik uciekał ze swoim łupem. Była nim para butów.
Belle przyglądała się temu wszystkiemu z pomieszaniem fascynacji i przerażenia. Musiała przyznać sama przed sobą, że czuła się zagubiona. Objęła Marie przyciskając ją do siebie, tak że biodro niższej wampirzycy oparło się o jej udo. Kiedyś takie zachowanie byłoby niedopuszczalne… teraz jednak było jej wszystko jedno. To wszystko było tak przerażające i zachwycające jednocześnie. Była jednak pewna jednej rzeczy… tu nie znajdzie kogoś kto im pomoże. Zerknęła na Marie.
- Giełda nadal działa?
Wampirzyca pokiwała głową.
- Pewne rzeczy nie zmieniają się tak szybko.
- Chciałabym ją odwiedzić. Co ty na to?
Marie zatrzepotała tylko rzęsami.

***


Budynek giełdy był oczywiście strzeżony, ale nie przed istotami biegle władającymi prezencją i dominacją. Belle wyczuła obecność kilku ghuli, jednak nic nie mogło jej przygotować na to co zobaczyła:


W pomieszczeniu znajdowało się całe mowie dziwacznych przedmiotów i urządzeń. Ventrue obserwowała to wszystko nie do końca rozumiejąc co się dzieje. Zdarzało się jej kiedyś odwiedzać giełdę, ale to nie było coś takiego. Ten kocioł przypominał jej chińską pralnię, a nie miejsce dobijania biznesu. Niby atmosfera nawet była podobna tylko te migające dziwne urządzenia przypominające neony. Z tego co udało się jej wyłapać okrzyki brzmiały podobnie, więc chyba targu dobijano nadal na podobnych zasadach. Tylko gdzie prowadzący…
- Co tu się wyrabia… - Szepnęła bardziej do siebie niż do swojej towarzyszki.
- Jak to co skarbie - uśmiechnęła się Marie. - Biali ludzie się oszukują i oczywiście robią się przez to jeszcze bogatsi. - za plecami wampirzycy pojawił się mężczyzna.
- Zabłądziłyście dziewczynki? - powiedział uśmiechając się kpiąco. Madam natychmiast dostrzegła, że ma doczynienia z kainitą. Ale to nie to najbardziej ją uderzyło.

To był John.

Belle powstrzymała grymas niezadowolenia. Znów ktoś zabrał jej ghula i pozostawało mieć nadzieję, że była to Doris. Wampirzyca uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny.
- A któż nie błądzi w tych czasach, chłopcze? - Ledwo powstrzymała się by nie wypowiedzieć jego imienia. - Czy chciałbyś nam pomóc się odnaleźć?

Mężczyzna nieco spoważniał.
- Turystki? mam nadzieje, że z daleka a nie z za mościa. Na manhattanie jedyna rozrywka przewidziana dla sabbatników to opalanie. - Marie wyszczerzyła się i przeniosła wzrok na Madam.
- Skarbie… - stanęła na palcach i przyłożyła usta do ucha wyższej kobiety ale mówiła na tyle głośno, by John mógł ją usłyszeć - to maleństwo chyba coś do nas mówi. - dokończyła, sprawiając, że twarz Johna całkiem już pozbyła się oznak życia.
- Moja piękna - Belle delikatnie ucałowała czoło Marie. - ten chłopiec z pewnością chciał nam pomóc. - Wampirzyca powoli, jakby niechętnie przeniosła wzrok na Johna. - Czy też się mylę?

John zadarł nosa do góry.
- Dobre obyczaje wymagają by turyści przedstawili się miejscowej administracji, jeśli chcecie sobie pomóc to tak właśnie zrobicie. - mężczyzna wykonał znak oczami do kogoś za plecami Belle, wampirzyca zrozumiała, że pewne postaci zaczęły się im przyglądać.

Madame uśmiechnęła się smutno. Takiego chciała go zawsze widzieć. Silnego. Delikatnie puściła Marie i zbliżyła się do wampira.
- Za moich czasów “turyści” przedstawiali się księciu. - Obróciła się do niego plecami i wróciła do Marie. - Zbierajmy się kochanie. Nic tu po nas.
John zmierzył kobiety jeszcze raz badawczym spojrzeniem ale nie zatrzymywał ich.


Central Park, nie wydawał się wcale dużo mniej tłoczny, niż ulice czy chodniki manhattanu. Czyżby ludzie przestali sypiać? Madam wraz z Marie mijały grupki pstrokato ubranej młodzieży, słuchającej dziwacznej, krzykliwej muzyki z przenośnych urządzeń, przypominających prostokątne pudła. Mijając zarośla Belle słyszała odgłosy miłości, czasem też przemocy. Znów było tu sporo czarnych, znacznie więcej niż urodzona w innej epoce wampirzyca przywykła widzieć. Madame wolała sobie nie wyobrażać, co działo się tutaj w ciągu dnia skoro w nocy, to miejsce przypominało popularny klub. Belle nachyliła się do swojej towarzyszki.
- Co to za pudła? - Wskazała dyskretnie jeden z hałaśliwych tworów.
- To tak jak gramofon, z tym że zapisuje dźwięk na taśmie, podobnie jak filmy w kinie. Produkują to masowo, tak jak papierosy, toteż w zasadzie każdy może to mieć. Nazywa się to magnetofonem… - w czasie kiedy Marie mówiła, zbliżył się do nich mężczyzna.


- Hej laski! macie ochotę się zabawić? - zagadał

Mężczyzna był tak niesamowicie nie w jej typie, że aż ja to fascynowało. Mógłby być jeszcze czarny… albo rudy. Belle przytuliła się mocno do Marie.
- Ja tam preferuję tę ładniejszą stronę ludzkości, ale jeśli moja towarzyszka ma ochotę, może się skuszę.

Marie nie bawiła się w subtelności, co nie oznaczało bynajmniej, że bawić się nie zamierza. Złapała mężczyznę za koszulę tam gdzie stali - na środku ścieżki i niespodziewanie wgryzła się w jego szyję. Belle delikatnie pogładziła jej włosy. Dosłownie sekundę obserwowała parę by w końcu nachylić się i z apetytem wgryźć się w odsłonięte ramię Marie. Piła tak długo, jak czuła, że jej towarzyszka się posila.

Marie jęknęła z rozkoszy i zaczęła ocierać się o ciało mężczyzny jak kotka. Wampirzyca nie zamierzała rezygnować z przyjemności… z żadnej z nich. To oczywiście nie wróżyło dobrze człowiekowi. Madame odpuściła.
- Zostaw go i poszukajmy czegoś bardziej smakowitego, co? - Belle przesunęła językiem po ramieniu wampirzycy, jednocześnie zalizując jej rany.

Mężczyzna upadł na chodnik a Marie odwróciła się do swojej towarzyszki i wciąż mokrymi od krwi ustami pocałowała ją namiętnie.
- Oczywiście skarbie, noc jest młoda.

Belle zlizała krew z ust swojej partnerki. Nawet nie spojrzała na leżącego mężczyznę.
- Mam ochotę na jakieś miejsce, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał, a będzie dużo świeżego jedzenia. Przychodzi ci coś do głowy?

Marie zatrzepotała rzęsami i przekręciła głowę na boki rozglądając się, aż jej wzrok utkwił na zawieszonym na jednej z latarni plakacie.


- Myślę, że możemy nawet nie być zauważone, jeśli tego właśnie chcesz kochanie - zauważyła.
Madame podążyła za jej wzrokiem i uśmiechnęła się widząc kiczowaty plakat.
- Skarbie masz szalone pomysły. - Przytuliła mocniej wampirzycę. - Ale uwielbiam to szaleństwo.
 
Aiko jest offline  
Stary 11-06-2017, 12:22   #17
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Ostatecznie okazało się, że Belle i Marie były jeszcze dość przyzwoicie, żeby nie rzec skromnie ubrane.
“Koncert” nie przypominał nic, co Madam kiedykolwiek nazwałaby tym mianem. Marie zresztą chyba też, gdyż wampirzyca niemal wyskoczyła z wrażenia pod sufit, gdy wraz z wejściem muzyków… “muzyków” na scenę, ta zapłonęła ogniem a po sali rozniósł się huk eksplozji.
Wampirzyce niemal wpadły szał, jednak chwilę później zrozumiały, że było to zaaranżowane “dramatyczne wejście” zespołu.
Wtedy w szał wpadli ludzie dookoła.
W tłumie było ciemno i ciasno, niektóre kobiety obnażały piersi jeszcze inne więcej. Ludzie wszelkiej maści od nastolatków po dwudziesto paro latków zachowywali się jak w obłąkańczym transie.
Belle starała się sama ocenić co myśli o tym wszystkim. Z jednej strony było przerażające, boleśnie nowe, z uwagi na to nieświadomie objęła Marie i wyostrzyła zmysły, chcąc sprawdzić aury muzyków. Czy to była jakaś sprawka wampirzych zdolności?

Z drugiej jednak… podniecenie tłumu coraz bardziej się jej udzielało. Ciepło stłoczonych ludzi, pulsowanie ich szalonych serc pobudzalo jej apetyt, sprawiając że kły zaczęły nieprzyjemnie drażnić dziąsła. Chciała dać się ponieść temu szaleństwu.
- Niesamowite… - Powiedziała normalnym głosem, mając w pełni świadomość, że tłum ją zagłuszy.
I zagłuszył.
Toteż jedyną osobą która ją usłyszała była jej własna towarzyszka.
- Nieprawdaż? - Marie uśmiechnęła się obnażając kły, chwilę potem jej twarz zniknęła za mężczyzną w którego właśnie się wgryzła.
Belle postanowiła dołączyć się do swej towarzyszki. Pochwyciła pierwszego lepszego mężczyznę, który odpowiadał jej preferencjom i wgryzła się w jego rozgrzane ciało. Wtuliła się w mężczyznę upijając tylko tyle by zakręciło mu się w głowie i wysunęła kły.
Obejrzała się by odnaleźć Marie.
Zobaczyła mężczyznę z którego wcześniej piła jej towarzyszka, nieprzytomny leżał w powietrzu trzymany na rękach tłumu. “Fala”powoli znosiła go w stronę ściany. Czułe zmysły Belle zwęszyły rozlewanie ludzkiej krwi gdzieś w pobliżu. Gdy ruszyła w tym kierunku odnalazła przy kolumnie mężczyznę z opuszczonymi spodniami. Do jego krocza przyklejona była twarz Marie.
Madame czuła jak coś ją ściska w dołku. Z jednej strony ten widok był… podniecający. Lubiła patrzeć na Marie i czuła jak robi się jej mokro. Z drugiej jednak, była zazdrosna i chciałaby jej partnerka czuła to samo. Ściśnięta w tłumie, zaczęła rozpinać swoją koszulę, która zsunęła się z ramion odsłaniając jej piersi. Czuła na sobie skupione spojrzenia, pochwyciła pierwsze z nich i przywarła do chłopaka, całując go i rozpinając jego rozporek.
Młody mężczyzna natychmiast stracił dla ventrue głowę i nie tylko.
- O Tak, tak, tak! - poprzez muzykę dochodziło jego wzdychanie.
Belle uwolniła jego męskość i obróciła się tyłem, podciągając sukienkę i pokazując, że nie ma bielizny. Oparła się o stojącego przed nią faceta, obracając go w swoją stronę. Zaczęła go całować ocierając się pośladkami o penisa stojącego za nią chłopaka. Czuła jak muzyka ją ogłusza, jak jej ciało zaczyna się prouszać w jej rytmie.
Chłopak był młody, pełen energii. Przycisnął wampirzycę mocniej do siebie poruszając się gwałtownie. Pożądliwie, wulgarnie lizał jej szyję. Belle jednym sprawnym ruchem nabiła się na chłopaka za sobą. Czując jak jego gorący penis ją wypełnia wgryzła się w chłopaka przed sobą. Piła ze smakiem poruszając biodrami.
Mężczyzna przed nią odpływał w uniesieniu a ten za nią poruszał się coraz szybciej, było tylko kwestią czasu aż jego “pęd” się zakończy. Belle wypuściła omdlewającego chłopaka, z którego piła i na chwilę skupiła się na biorącym ją mężczyźnie. Ta nerwowość, energiczność były tak wspaniale ludzkie. I pomyśleć, że przez kilka dekad ją to omijało. Sięgnęła po opartą na jej ramieniu rękę, która dociskała ją do atakującego ją mężczyzny. Ucałowała jego nadgarstek i po chwili wgryzła się w niego. Powoli pijąc krew.
Niedługo po tym “napastnik” osłabł i zwolnił i to nie tylko z powodu utraty krwi, ale raczej innych płynów. Kiedy mężczyzna wreszcie odsunął się na bok, Belle poczuła na swoim udzie długi, mokry język.
A muzyka grała
Ventrue wydała z siebie głośny jęk i spojrzała w dół, któż to sprawia jej teraz tyle przyjemności.
Była to Marie. Jej czarne oczy zerkały spod przymkniętych powiek. Belle zanurzyła palce w jej włosy poddając się pieszczocie. Znajomy dotyk wampirzycy był wspanialszy niż cokolwiek co mogli zaoferować jej zgromadzeni na sali ludzie. Delikatnie podsunęła jej głowę w stronę swojego łona.
Język Marie był tak długi i tak giętki… jak chciała, wampirzyca nie tylko pieściła Belle ale i ją gryzła, ssała. Wokół zebrała się grupka mężczyzn, którzy żywo komentowali zabawę dwóch kobiet. Oczywiście ludzie byli tylko częściowo jej świadomi ale już to co widzieli działało na nich stymulująco.
- Dalej mała, przygotuj ją dla mnie. - powiedział jeden.
- Ale czad - komentował inny.
Belle natomiast przymknęła oczy z rozkoszy.
- Chcemy ich troszkę wykorzystać? - Wymruczała, rozsuwając szerzej nogi.
Marie uniosła się do góry, sunąc językiem wzdłuż brzucha, piersi i szyi Madam, by wreszcie złączyć się z nią w pocałunku. Jej oczy błyszczały gdy odwróciła się i rzuciła w stronę mężczyzn.
- Będziecie tak stać…? - zakpiła.
Faceci nie potrzebowali więcej, wiele rąk wyciągnęło się w stronę wamirzyc. Kilkunastu mężczyzn zaciągnęło Belle i Marie do bocznego pomieszczenia. Młodzi zerwali z kobiet resztki ubrań, rozkrzyżowali na podłodze.
- Lubisz ostrą jazdę? - spytał chłopak który wepchnął się między szeroko rozłożone nogi Madam. Obok Marie śmiała się, gdy inny młodzian sapał na niej.
- A ty wiesz co to ostra jazda? - Belle ździwiła się szczerze. Śmiech towarzyszki przyjemnie łaskotał jej wnętrze. - Pochwal się co tam masz.
Mężczyzna złapał Belle za gardło, co w jego mniemaniu zapewne miało być brutalne i wcisnął jej w usta swojego palca.
- Zaraz będziesz błagać, żeby ci go nie wciskać do końca mała, zobaczysz! - to powiedziawszy przy akompaniamencie zachęcających krzyków swoich kolegów, chłopak zsunął swoje spodnie i przyległ ciałem do nagiego krocza wampirzycy. Belle objęła go nogami dociskając do siebie i jednocześnie wbiła kieł w palec znajdujący się w swoich ustach, łapczywie zaczęła pić krew chłopaka.
Chłopak odpływał w ekstazie i dość szybko skończył swój pokaz gimnastyki. Jednak miał wielu kolegów i żaden z nich nie miał zamiaru długo czekać na swoją kolejkę. Kiedy tylko pośladki faceta przestały się poruszać, towarzysze oderwali go od Belle, by zrobić miejsce innemu. Wampirzyca skorzystała z chwili by przeciągnąć się na podłodze. Wolałaby łóżko. MIękkie, wielkie wygodne łóżko, tyle, że szkoda było tego całego napalonego jedzonka.
- Mhm… to który teraz, chłopcy? - Wyszczerzyła się do zgromadzonych mężczyzn. - Tylko bądźcie delikatni. - Dodała używając prezencji.
I faktycznie, kolejny chętny tym razem był mniej “brutalny” przynajmniej wedle swojej miary. Nawet zaszczycił Belle swoim językiem wepchniętym w jej gardło. Chłopak nie mógł mieć więcej niż siedemnaście lat, jego ramiona były gładkie i bezwłose jak u dziewczyny, choć przyjemnie umięśnione. Wampirzyca prawie uśmiechnęła się. Objęła dociskając do siebie i rozgryzła jego język ssąc go mocno.
Młodzi chłopcy mieli wiele zapału, ale nie potrafili długo wytrwać, szczególnie doznając jednocześnie wampirzego pocałunku. Również alkohol, który wypili musiał grać rolę… nawet Belle zaczynało się już od niego kręcić w głowie. Wampirzyca nie pamiętała kiedy ostatnio była tak najedzona.
Marie chyba też, kątem oka Madam zobaczyła, jak dłonie jej towarzyszki zaczynają zmieniać się w szpony. Leżącemu na niej chłopakowi jak narazie to jednak nie przeszkadzało. Belle podniosła się zrzucając z siebie chłopaka i lekko zataczając się zerwała z Marie partnera.
- Wszyscy won. - Powiedziała władczym tonem. Opadła na swą towarzyszkę i zaczęła ją całować.
Wszyscy wybiegli z pomieszczenia, co dla niektórych oznaczało potykanie się o własne spodnie. Oczywiście wybiegli wszyscy, którzy mogli, to jest ci, z których nie piła Marie.
Ci bowiem nie byli przytomni.
Wampirzyca zaplotła ramiona i nogi wokół Belle, zupełnie jakby była jakimś drapieżnikiem… w zasadzie to przecież była.
Marie odgięła do tyłu szyję.
- Ssij mnie kochanie, ssij mnie brzydko, bo przysięgam, zaraz zrzygam się z przejedzenia.
Belle wgryzła się w szyję kochanki niemal ją rozrywając. Nie chciała zrobić jej krzywy, ale tak bardzo jej pragnęła. Jej ręka brutalnie zacisnęła się na piersi wampirzycy. Piła starając się nie upić za dużo. Ssała, całowała powoli starając się zalizywać rany, które sama zrobiła w przypływie euforii.
Marie wyła jak dzikie zwierze, prężyła się, rzucała na boki kończynami, drapała do krwi plecy Madam, wręcz szarpała jej skórę.
Tak dochodziła bestia. Belle poruszała się na niej jakby była w stanie ją posiąść. Jej biodra odruchowo chciały się na coś nabić, gdy szczytowała czując to jak vitea wlewa się w nią, niemal natychmiast wylewając.
Po dłuższej chwili udało się jej jakoś wysunąć kły z Marie i opaść na nią bez sił.
- Moja bestyjko… - Wymruczała, czując jak po jej plecach płynie krew. - Chyba będziesz musiała mnie wylizać.
Marie pomogła wtedy Belle ułożyć się na brzuchu, sama zaś zaczęła lizać jej plecy. Wampirzyca pojękiwała za każdym razem gdy przełykała krew Madame.
- Musimy częściej przychodzić na te przedstawienia… - wymruczała kąsając ucho Ventrue.
- Yhym… to był wspaniały posiłek. - Belle niemal jęknęła gdy po jej skórze ponownie przesunął się język wampirzycy. - Tyle się zmieniło, ale krew nadal smakuje wspaniale.
- Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają. - przyznała Marie zmieniając barwę głosu w drugiej części zdania. - wydaje mi się, że przyciągnęłyśmy uwagę jakiś pijawek, widziałam w tłumie kilku trupojadów.
- Hm… wobec tego powinnyśmy chyba pożyczyć kilka ciuchów od tych panów - wskazała na nieprzytomnych chłopaków. - i się stąd zabrać. Nie mam dziś ochoty spotykać więcej pijawek.
Marie zmierzyła wzrokiem skóry i ćwieki po czym uśmiechnęła się do Madame.
- Jasne kochanie!
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 26-06-2017, 15:08   #18
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Belle podniosła się i zaczęła wybierać ciuchy, które by na nią mniej więcej pasowały. Nie była przekonana do takiego ubioru ale wolała to niż chodzenie w strzępach ubrań, bądź nago i tak chyba zbyt bardzo przyciągały uwagę.
Z tego co Belle mogła zauważyć pod sceną, ubrania można było nosić na różne sposoby, toteż to co tutaj miały jak najbardziej nadawało się dla dwóch dziewczyn.
Ostatecznie Madame wybrała jakieś obcisłe (nawet na nią) spodnie z dziwnego, grubo tkanego materiału i skórzaną kurtkę, którą narzuciła na gołą skórę.


Zaczęła się rozglądać za jakimiś butami na swój rozmiar. Zerkała na Marie jak jej idzie. Szło jej całkiem dobrze.


Marie oczywiście nie miała problemu z żadnym rozmiarem, bo jej własne wymiary były zawsze takie, jakie chciała.
- Gdzie teraz skarbie? - spytała wampirzyca prężąc się jak kotka.
- Może spacer do domu? - Zaproponowała madame.
- Jasne… - wampirzyca uśmiechnęła się perliście - jakiegokolwiek chcesz.
- Powinnam znaleźć coś swojego, ale znów tworzenie ghuli, zabezpieczanie leża. - Belle objęła Marie w pasie i ruszyła w stronę wyjścia.

Koncert wciąż trwał i dziewczyny musiały przeciskać się przez tłum do wyjścia. Na zewnątrz było wielu motocyklistów, którzy gwizdali i zapraszali na “przejażdżkę”
- Chcesz wracać piechotą?... - zapytała Marie.
- Mogłabym się przejechać, ale… - Madame spojrzała niepewnie na motory. Ostatnia przejażdżka kosztowała ją kilka dekad snu. -... Jakbyś ty prowadził...a.

Wyraz twarzy Marie wskazywał iż doskonale wie o co chodzi Belle, dlatego machnęła jednemu z motocyklistów i kazała mu zejść z maszyny. Nie było tu żadnej subtelności, po prostu brutalne wtargnięcie woli wampira w umysł śmiertelnika. Marie sama usiadła na motorze i poczekała aż Madame wtuli się w jej plecy. Ventrue zajęła miejsce z tyłu mocno obejmując wampirzycę. Czuła na odsłoniętych piersiach dotyk jej skórzanej kurtki, dziwnie przyjemny i podniecający. Jednak jej głowa podpowiadała co innego. Potworny ból rozrywanego na asfalcie ciała. Wtuliła się mocniej w Marie.
- Widzisz jakąś aurę? - spytała przekrzywiając głowę za siebie i mając na myśli nic innego jak maszynę na której siedziały. Jednak Belle nie wyczuwała w motocyklu niczego niepokojącego.


Belle cicho zaprzeczyła i poczuła jak motor rusza.

Marie jechała w stronę swojego leża przez jakieś trzydzieści minut. Belle zauważyła, że wampirzyca nie jeździ aż tak dobrze jak Nikel. Jej przemiana musiała być faktycznie więcej niż fizyczna. Nieumarła z jednej strony wtrącała od czasu do czasu podobne słowa co maklavianin, ale jednocześnie korzystała z zupełnie innego wachlarza umiejętności. Kiedy kobiety dotarły na miejsce już niemal świtało.
- Czy położysz się dziś ze mną kochanie? - zapytała Marie biorąc Madam za rękę.
- Bardzo chętnie moja droga. - Belle uniosła do ust dłoń swej towarzyszki i pocałowała ją mocno. Wciąż czuła lekkie zdenerwowanie, wynikające z właśnie przebytej trasy.

Marie oddała pocałunek krwawo, po czym uśmiechnęła się ukazując kły i chwyciła Belle za rękę. Zaprowadziła ją do sypialni.


Miejsce było kiedyś urządzone, ale to musiało być bardzo dawno temu, Belle widziała wyraźnie w wielu miejscach pajęczyny oraz ich budowniczych. Marie zaczęła się rozbierać, jej skóra stała się trupio blada a rysy dość drapieżne, wyglądało na to, że jest zmęczona i zaśnie pierwsza.
- Zmęczona? - Belle zrzuciła z siebie rzeczy i podeszła do wampirzycy obejmując ją od tyłu. Delikatnie ucałowała jej szyję.
- Mhm… - wymruczała wampirzyca powoli opadając na łoże. - wiesz, nie pamiętam kiedy ostatnio wychodziłam na zewnątrz... tak po prostu.

Madame ułożyła się obok niej i objęła ją.
- Gdy byłam księżną też raczej nie wychodziłam… prawie nie opuszczałam gabinetu. - Pocałowała zimną skórę Marie. To było ciekawe, że Nikel był w stanie wytrzymać dłużej od niej. Tyle różnic, a jednak. Nawet nie zapaliła tej nocy. Myśląc zaczęła ssać i podgryzać, skórę kochanki.
- Jesteś liderem, tak jak wszyscy Teutoni. - Marie przymykała już oczy, całkowicie zdając się na Belle. Wtuliła głowę w piersi Venture i objęła ją w pasie.

Madame delikatnie gładziła głowę Marie, dając jej usnąć.
- Nie znam określenia Teutoni. Kto to? - Spytała Piszczac ucho Tzimise.
- Stare historie kochanie, tak kiedyś mówiły na wasz klan pijawki z którymi dzieliłam pierwsze lata nie życia. Taki szczep, lud w dawnej Europie, którym widocznie Ventrue wtedy kierowali… - Marie wygięła szyję poddając się pieszczotom Belle, zapadała w letarg.

Madame ucałowała martwe czoło swej kochanki, czekając aż i nią zawładnie sen. Miała sporo pracy. Musiała zdobyć pieniądze, pozycję, ghuli, a przede wszystkim zrozumieć jak skonstruowany jest ten świat. Rozmyślając całowała twarz Marie, aż sama usnęła.
 
Aiko jest offline  
Stary 27-08-2017, 04:48   #19
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Kiedy Belle się obudziła, Marie jeszcze leżała nieruchomo. Czułe zmysły Ventrue, podpowiadały jej, że ktoś znajduje się bezpośrednio za drzwiami sypialni. Czyżby jeden z ghulich lub nieumarłych strażników tego miejsca, których widziała tu już wcześniej? Usiadła na łóżku i delikatnie zaczęła gładzić włosy Marie. Od kiedy była wampirem Madam zazwyczaj wstawała pierwsza. Jedynym wyjątkiem był Nikel. Marie była od niego tak różna, że aż trudno było uwierzyć iż to jeden i ten sam wampir. Delikatnie zaczęła gładzić, paluszkiem wargi kochanki. Ta atmosfera tak bardzo rozleniwiała. Mogłaby nie robić nic poza obserwowaniem tej zmieniającej się niczym w kalejdoskopie wampirzycy. Powinna jednak chociaż spróbować znaleźć im miejsce.
Jej palec wsunął się między wargi i bez trudu odnalazł wampirze kiełki. Mogłaby odzyskać swój teren. Tylko czy tego rzeczywiście chciała? Wrócić do tego więzienia? Gdyby to był Nikel, może mogliby wyruszyć w trasę, obejrzeć kawałek świata. Nigdy ją do tego nie ciągnęło, ale teraz gdy była wolna.
Obserwowała twarz Marie marząc o tym, że odnajdzie tam odpowiedź.
Niemal godzinę później Marie otworzyła w końcu oczy. Widząc Belle po swojej stronie uśmiechnęła się do niej, a następnie odchyliła głowę do tyłu. przeciągając się, wampirzyca wydała z siebie głośny, zwierzęcy ryk, który mógłby przyprawić o zawał serca każdą żywą duszę w okolicy.
Gdyby takowe w okolicy oczywiście były…
Drzwi do sypialni otworzyły się skrzypiąc niemiłosiernie, pojawił się w nich jeden z potężnie zbudowanych, ghulich strażników, jakich Belle widziała tu już wcześniej. Mężczyzna (bo chyba był to mężczyzna) przemówił w mowie, która musiała być dialektem rdzennych mieszkańców kontynentu. Z potoku tych słów, Belle wychyciła tylko jedno brzmiące znajomo: “sabat”.
Marie nie patrząc nawet w stronę stróża, lecz poświęcając raczej uwagę swojej partnerce odpowiedziała zdawkowo w tym samym języku. Mężczyzna wyszedł.
- Mamy gości kochanie, jesteś gotowa?
- Z tobą na wszystko, kochana. - Belle nachyliła się i ucałowała wampirzycę. Dłonie Madame odruchowo, zaczęły wędrować po ciele kochanki. - A jakich gości mam się spodziewać?
- Smacznych! - wyszczerzyła się Marie obnażając kły. - moja sfora przychodzi z wizytą, to zawsze jest dobra okazja do ucztowania.
Ventrue uśmiechnęła się. Jakoś nie była przekonana do poznawania “sfory” Marie. Nawet nie była pewna jaką pozycję zajmuje w tym miejscu. Kochanki arcybiskupa?
- Czy powinnam się jakoś przygotować? - Spytała, nie przerywając pieszczot.
- Jasne skarbie, zaraz pójdziemy do zbrojowni, przecież nie możemy wyglądać na słabe kobiety. - zaśmiała się.
- Mam inne sposoby na pokazywanie tego, że jestem silna. - Belle mrugnęła do swojej kochanki. - Pytanie czy chcesz by wiedzieli jak silna jestem?
- oczywiście skarbie, niech wiedzą… na tą krótką chwilę przed ostateczną śmiercią - dodała. - ich przydatność dla mojego zadania, wyczerpała się.
- Rozumiem. -
Belle była bardzo ciekawa jakie to zadanie ale uznała, że Marie powie jej gdy zajdzie taka potrzeba. Podniosła się i wyciągnęła do niej rękę. - Idziemy?
Marie pociągnęła ją ku wyjściu i dalej długim korytarzem, aż do zbrojowni. Tutaj, poza wojskowymi kamizelkami, karabinami, pistoletami i amunicją, znajdowała się również masa broni białej z różnych epok, które pewnie mogłyby być eksponatami w nowojorskim muzeum. Jednak były też działa jedyne w swoim rodzaju.
[MEDIA]https://hydra-media.cursecdn.com/pathofexile.gamepedia.com/c/ca/Bone_Armour_inventory_icon.png?version=44cc7e42676 4e37d67c046e52b38bf62
https://i.ytimg.com/vi/kzN6LQtf4zs/maxresdefault.jpg
http://www.calimacil.com/media/catal...snt_full .png[/MEDIA]
[MEDIA]http://wiki.chronicles-of-blood.com/images/thumb/Armor-Skeleton_fingers.jpg/350px-Armor-Skeleton_fingers.jpg[/MEDIA]
[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/72/2a/c1/722ac1f576fa66e276142036c6ee94ad.jpg[/MEDIA]
Belle nie potrzebowała swoich czułych zmysłów, by wiedzieć, że wszystko to jest zrobione z ludzkich kości.
- Długo zbierałaś tą kolekcję? - Belle sama nie była pewna czy czuje bardziej obrzydzenie czy też zachwyt nad dziwną kolekcją. Jedno było pewne zbyt bardzo przypominała jej tamten motor, a co za tym idzie - niepokoiła. Widok zbroi z kości przypominał jej to uczucie rozrywanego na pół ciała, niemal wżerającego się w asfalt. Madame zadrżała ale podeszła do jednego z eksponatów. Przesunęła dłonią po chełmie z czaszki badając jego aurę.
O ile dawni właściciele kości musieli kiedyś być żywi, o tyle teraz pozostała w nich tylko śmierć.
- Długo ją tworzyłam - uściśliła Marie unosząc jedno z kościanych ostrzy. - czy wiesz jakie cierpienie zadają kły innego wampira? albo szpony wilkołaka? Ta broń działa podobnie.
Belle podeszła do Marie i przyjrzała się ostrzu, które trzymała.
- Mi twoje kły sprawiają przyjemność. Ale wolałbym się nie przekonywać, czy może być inaczej. - Madame rozejrzała się po zbiorach. - Zakładamy coś konkretnego?
- Coś na szyję i piersi, nie chcemy stracić głowy lub złamać sobie serca… -
uśmiechnęła się wampirzyca. - Napijemy się z nimi krwi a potem ich zabijemy. Nasze więzy są mocniejsze, uda nam się.
Belle przesunęła dłonią po czole kochanki.
- W dzisiejszych czasach wystarczy kulka prosto w czoło. Założę co mi wybierzesz.
Marie przekrzywiła głowę.
- jeśli ktoś ma czoło tam gdzie się spodziewasz kochanie i jeśli umie się dobrze strzelać. Ja nie umiem. - Wampirzyca podeszła do ogromnej stalowej szafy i otworzyła drzwi.
[MEDIA]http://orig13.deviantart.net/848c/f/2013/282/d/3/daedric_armor_from_skyrim_cosplay_by_zerios88-d6psinl.jpg[/MEDIA]
- Ja to umiałam jako tako. - Odparła z uśmiechem Belle i sięgnęła po zbroję by zważyć ją w rękach. Nigdy nie była typem do walki kontaktowej, więc niechętnie spoglądała na tą maskaradę. - Nietypowa zbroja.
Zbroja była lekka, składała się niemal całkowicie z materiału kostnego, jedyne metalowe elementy musiały być... srebrne.
Marie pokiwała głową.
- Używał jej jeden z holendrów, podobno gdzieś w Europie wyhodowano całą rodzinę z uwagi na konstrukcję tego jednego egzemplarza.
- Nigdy nie nosiłam zbroi pomożesz mi? -
Marie uśmiechnęła się perliście.
- Oczywiście kochanie. - powiedziała zdejmując pancerz z wieszaka i zarzucając pierwszą jego część na ramiona Belle. - W pewnym momencie Madam uświadomiła sobie, że ta dawna zbroja idealnie na nią pasuje… cóż, były to kości a te Marie mogła kształtować, ale może wampirzyca myślała już o tym kiedy to zmieniała wygląd samej Belle?
- Jest tak lekkie, że aż ciężko uwierzyć, że może przed czymś chronić. - Madame wyostrzyła zmysły, jakby czekając aż zbroja ją zaatakuje. - I doskonale pasuje.
- Została stworzona by bronić przed kłami i pazurami lupinów, jednak działa równie dobrze przeciw zębom spokrewnionych. Nie uchroni przed nowoczesną bronią, ale od kiedy to w ogóle jest nam potrzebne.
- Moje pierwsze childe zostało zabite całkiem nowoczesną bronią. -
Belle przyglądała się zabiegom Marie, starając się zapamiętać jak się montuje to coś na sobie.
Co ciekawe “montowania” było niewiele: Marie po prostu samym dotykiem sprawiała, że pancerz zasklepiał się wokół ciała Belle jak druga skóra…
dosłownie.
- hmm… wyglądasz na gotwą - wymruczała Marie kilka minut później zadowolona z widoku Madam.
Belle nie czuła się pewnie, wiedząc że pancerz niemal na trwałe został umocowany do jej ciała.
- Skoro tak sądzisz… - Wampirzyca oglądała siebie, zastanawiając się bardziej, jak to z siebie zdjąć.
Marie podeszła jeszcze do jednej z szafek i wyciągnęła coś zupełnie współczesnego.
[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/ba/8a/62/ba8a621e6a57417c2ae8dcfcbb7c46d2.jpg[/MEDIA]
- Skoro wiesz jak to obsługiwać. - powiedziała podając magnum. - Zig umie, ja nie - wyjaśniła.
Belle przejęła broń i zważyła ją w dłoni.
- To niesamowite jak bardzo się różnicie… tylko ten tytoń.
Marie uśmiechnęła się w trochę bardziej straszny sposób. Coś co tylko osoba tak wrażliwa na niuanse jak księżna Ventrue, mogła wychwycić.
- Tego akurat nauczyłam go ja i… nie myśl, że nie jestem zazdrosna. Pożarłabym twoje serce kochanie, gdybym… gdybym nie kochała cię tak bardzo. - wampirzyca przesunęła pociągle, nienaturalnie długim językiem po pancerzu Madam.
- Jesteś zazdrosna o niego czy o mnie? - Powiedziała z ciepłym uśmiechem i pogładziła policzek Marie uzbrojoną dłonią. Miło było wiedzieć, że wampir na którego punkcie oszalała chce pożreć jej serce. Cóż… i tak powinna być martwa gdyby nie Marie.
- Wspaniałe pytanie, nieprawdaż? - wampirzyca przekrzywiła głowę po czym dodała zdecydowanym głosem - czyńmy.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 19-09-2017, 21:18   #20
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Marie prowadziła Madam korytarzem z powrotem w stronę sypialni by później skręcić w stronę salonu, w którym czekali sabatnicy.

A przynajmniej mieli czekać.
Za jednym z zakrętów kobiety natrafiły na martwego sługę Marie, olbrzymi barczysty ghul leżał bez życia z odrąbanymi ramionami. W pobliżu było jednak wymownie mało krwi, mężczyzna został dokładnie spity.
Kilka kroków dalej stała dumnie obca postać.


- Odczekaliśmy chwilę jaką zajmuje przejście z twojego leża do salonu, Ekscelencjo… - posługująca się nowojorską angielszczyzną wampirzyca zaakcentowała ostatnie słowo nadając mu cynicznego zabarwienia.
- Błąd, którego nie zamierzam popełnić - zaśmiała się Marie rzucając się do przodu z wyskoku, odpychając się kończynami od nie tylko od podłogi ale i od ścian i sufitu. Zanim dopadła jednak nieznajomą, w locie drogę przecięła jej inna jeszcze postać.


Kolejne, sądząc po aurze, dziecko nocy objęło Marie w pasie i sprowadziło na ziemię, sprawiając iż obie zatrzymały się tuż pod stopami niedoszłej ofiary arcybiskup.

Madame westchnęła. To tak bardzo nie był jej żywioł… do tego ta dziwna zbroja i broń.
- Przed ekscelencją należy paść. - Powiedziała głębokim, nabierającym z każdym wyrazem coraz bardziej nieprzyjemnego charakteru głosem.
Obcą wampirzycę zamurowało, Po pierwsze, chyba dopiero zauważyła Madam, po drugie, wyglądało na to, że naprawdę zamierza upaść na kolana.
Gdyby oczywiście mogła na nie paść - Marie jeszcze starając się uwolnić od uchwytu i kłów drugiej napastniczki, machnęła na odlew wciąż trzymanym w dłoni kościanym ostrzem. Nieumarła krew buchnęła z ud oczarowanej przez Madam kainitki, zwiastując rozwód nóg z resztą ciała.

W powietrzu pięknie zapachniało czerwienią. I pomyśleć, że właśnie miały coś zjeść. Belle wycelowała broń w drugą wampirzycę i oddała strzał.
Marie i jej stręczycielka szamotały się na posadzce. Druga wampirzyca przynajmniej w parterze wydawała się zdolna powstrzymać arcybiskup przed powstaniem. Przynajmniej przez jakiś czas.

Trafić we właściwą głowę, sztyletem czy strzałą, byłoby rzeczą niepodobną. Jednak kuli wystarczył tylko ułamek sekundy, jedno odsłonięcie.
I takie właśnie wybrała Madam śląc ołów w czaszkę nieumarłej murzynki. Belle nie udało się co prawda uśmiercić wampirzycy a jedynie otworzyć czoło i obnażyć sine mózgowie. To jednak wystarczyło Marie, która wgryzła się w rzeczoną tkankę, niczym w zastygły, waniliowy budyń. Czarna zastygła w bezruchu. Beznoga wampirzyca wrzeszczała i odczołgiwała się w głąb korytarza.
- Brać ją! jest tutaj!

To był moment, w którym Madame uznała za słuszne przyjrzeć się swojej broni i sprawdzić ile ma naboi. W magazynku zalśniło 7 lśniących łusek. Teraz pozostawało mieć nadzieję, że wrogów nie będzie więcej. Oddała kolejny strzał w głowę czołgającej się wampirzycy.
Tym razem czaszka prysła na wszystkie strony niczym przebity balon z czerwoną farbą. Marie zdążyła podnieść się z ziemi.
- Łatwiej już chyba nie będzie - powiedziała kiedy korytarz przed nimi stał się jakby jeszcze bardziej ciemny niż przed chwilą.
- Tak… teraz może być raczej trudniej. - Madame wyostrzyła zmysły, oczekując co ciekawego może zaraz do nich dołączyć.

Coś się zbliżało. Tyle Madam wydedukowała ze swoich zmysłów na moment przed tym gdy cieniste macki owinęły się wokół nadgarstków Marie. Ramiona zdawały się wychodzić z samego cienia, niczym mara z koszmaru, czy fantazja jakiegoś reżysera.
- Puść ją. - Belle wydała rozkaz tak jak wydała go dla motoru by puścił Ziga.

Ale macki nie słuchały, można było się jednak nimi mocować, co robiła Marie.
- Jest gdzieś z przodu. - wysapała zaciskając wściekle kły.
Madame ruszyła biegiem przed siebie. Była ciekawa czy przestanie coś widzieć wchodząc w tą ciemność.

Jej intuicja niestety nie zawiodła. Gdy tylko znalazła się w cieniu, straciła jakąkolwiek orientację, choć mogła zawsze trzymać się ściany. Wampirzyca zeszła na prawą stronę korytarza i ruszyła sunąc uzbrojoną dłonią po ścianie. To cholerstwo musiała się gdzieś kończyć. Ostrożnie stawiając krok za krokiem nasłuchiwała jakiegokolwiek ruchu.
Tym sposobem Madam niemal wpadła na dwie kobiety


z których owe macki brały swój początek. W zasadzie wyglądało to trochę, jakby wampirzyce miały ośmiornicze ramiona zamiast tułowia czy nóg.
Gdy tylko przed Belle zamajaczyło coś innego niż ciemność uniosła spowrotem broń. Wycelowała w głowę, pierwszej z brzegu wampirzycy i oddała strzał.

Co było ostatnią rzeczą jaką była w stanie zrobić nim kłębowisko macek ją dopadło. Cieniste ramiona obkręciły się w okoł każdej kończyny wampirzycy, naszły na hełm, nie pozwalając nawet ocenić, czy strzał był celny. Belle czuła jak pancerz trzeszczy, jeszcze trzymał, chroniąc ją przed zgnieceniem, ale jak długo?
Wampirzyca powstrzymała przekleństwo. Była ciekawa na ile jej moc zadziała gdy jej ciało niemal w całości pokrywało to coś. Na tyle na ile miała możliwość, pozwoliła swojemu wizerunkowi przybrać przerażającą formę.
Znów, same macki wydawały się całkowicie oziębłe na uroki Ventrue, jednak te powstrzymujące Belle przed samym poruszaniem się, wydawały się słabnąć. Ta przesłaniająca wampirzycy wzrok przesunęła się nieco, pozwalając Madam dostrzec, że dwie sabatniczki odstąpiły od niej znacząco.

Belle czuła jak jej apetyt zaczyna rosnąć.
- Zabierz te macki. - Wydała polecenia, najpierw jednej, potem drugiej wampirzycy.

Macki zaczęły więdnąć, gdy na Belle zwaliło się ogromne cielsko nowego napastnika. Smród i ociekające trupim jadem kły nie pozostawiały wątpliwości co do natury osobnika. Wielgaśny Nosferat wepchnął przez szczelinę w hełmie Madam swoje paskudne paluchy, skutecznie kneblując jej usta.
- Zamilcz wiedźmo! - wrzeszczał maszkaron szarpiąc całą głową Ventrue co raz to w górę to w dół. Zaprawdę, gdyby nie chełm, najpewniej roztrzaskał by wampirzycy czaszkę. Gdy tylko macki poluzowały chwyt na jej ręce. Belle podniosła dłoń z bronią do głowy Nosferatu i oddała strzał.
Wielkolud był jednak nie tylko śmierdzący, paskudny i silny. Był też wprost proporcjonalnie szybki. Jego paskudne kły wgryzły się w nadgarstek Belle… a przynajmniej próbowały. Wampirzyca z zadowoleniem usłyszała dźwięk kruszącej się kości. Dalsze strzelanie nie było jednak na razie opcją.
I oby pancerz wytrzymał ciosy wampira. Belle ugryzła uniemożliwiające jej mowę pazury i zaczęła z nich łapczywie pić.

- Aj!!! suko!!! - ogromny wampir zawył na wyjątkowo cienką nutę, szarpnął uwięzioną dłonią tak gwałtownie i z taką siłą, że Belle dokładnie słyszała jak kręgosłup pęka w jej własnej szyi a w ustach krew nosferata miesza się z jej własną.

Wtedy jednak zarówno na Belle jak i leżącego na niej Nosferata padł nowy cień. Belle puściła świeżo wypitą krew w obieg, starając się zaleczyć nowe złamanie.


Zza wampirzycy wyłoniła się z mroków bestia, którą trudno było nawet przypisać do jakiejś znanej Belle kategorii. Definitywnie był to wampir, jednak było tam coś jeszcze, coś okropnego. Madam nie potrafiła jeszcze dokładnie zrozumieć co. Potwór trzymał jednak w łapsku miecz Marie.
Madame była ciekawa czy Marie w tej formie ją rozpozna. Przeniosła wzrok na siedzącego na niej nosferatu.
- Ja bym zwiewała. - Wycelowała broń w to samo miejsce co poprzednio i strzeliła jeszcze raz, wprost z skroń napastnika.

Nosferat może i był wcześniej zwinny. Ale nikt jeszcze nie był tak zwinny by umknąć kuli w lufie przyłożonej do skroni.
Albo po prostu Madam jeszcze kogoś takiego nie zobaczyła?
Cóż, na pewno nie zobaczyła teraz nic poza karmazynową fontanną. Potwór zaś poderwał ciało wampira za okrwawiony łeb w powietrze i rozerwał na dwie części, zaszarżował na mackowate kainitki.
Wtedy w korytarzu pojawił się nie kto inny jak Zoe.


Lata 80 odcisnęły na Lasombrze swój ślad, ale Madam i tak go rozpoznała. Na tą krótką chwilę nim wampir zmienił się w chmarę wirujących cieni. Belle powoli zaczynała czuć, że chyba zacznie nienawidzić tego klanu. Była ciekawa czy więzy krwi z tych drobinek, podawanego na radach vitae jeszcze działają. Spróbowała odszukać, dwie pozostałe Lasombra.

Wyglądało jednak na to, że co żywe i nieżywe pochowało się w cieniach. Albo może na odwrót? Potwór którym była (chyba) Marie kroczył przez pusty korytarz. Pozostawało pytanie, co czeka dalej? Belle potarła kark upewniając się czy udało się jej zaleczyć nadłamane kości i powoli podniosła się z ziemi. Przeszła nad leżącym truchłem nosferatu i ruszyła za Marie.

Marie kierowała się w stronę klatki schodowej, korytarz wydawał się pusty aż do półpiętra, tam bowiem ze wszystkich stron wypełzły kolejne cieniste ramiona, starając się pochwycić i unieruchomić nieumarłego potwora.
Madame rozejrzała się szukając twórcy macek. Gdzie się nagle podziały wszystkie ghule Marie? To było naprawdę dobre pytanie. Macki wydawały się nie mieć właściciela, była ich cała chmara i choć nawet one nie mogły naprawdę zranić potężnego nieumarłego jakim była Marie, to mogły go jednak unieruchomić, Ze schodów zeszły teraz dwie widziane wcześniej wampirzyce, tym razem miały w dłoniach siekiery. Belle wycelowała. Zostały 4 naboje, ale przeciskanie się obok wielkie Marie i tak było słabym pomysłem. Wystrzeliła, celując w głowę jednej z wampirzyc.

Jakieś wściekłe stworzenie opadło na plecy Madam, gdy ta pociągała za spust. Kula chybiła celu. Pistolet wypadł wampirzycy z dłoni.
- Strasznie jesteś spięta, rozluźnij się. - poradziła osóbka uderzająca raz po raz tasakiem w szyję Belle.


Szczęśliwie pancerz wciąż trzymał. Teraz madame nie powstrzymała już przekleństwa.
- Zaatakuj tamte dwie. - Wskazała na górę schodów.

Wampirzyca przekrzywiła głowę, po czym rzuciła się w kierunku schodów. Tam dostała na odlew ogonem Marie, któremu udało się oswobodzić z uścisku macek gdy jeden z toporów opadł na udo arcybiskup. Monstrum zawyło z wściekłości. Tymczasem pancurka usilnie starała się przepchać do dwóch koleżanek.
- Co robisz wariatko! - wrzeszczała na nią jedna z sabatniczek.

Madame ruszyła w kierunku Marie, nadal czuła tępy ból na szyi, ale chciała pomóc kochance. MIała serdecznie dość tego zamieszania. Czyżby to była sprawka Zoe? Czyżby sam zechciał zostać arcybiskupem?
Stanęła kilka kroków od macek, chwytając upuszczoną broń i ponownie użyła swego daru, mając nadzieję, że tym razem zadziała. Skupiła wzrok na wampirzycy, która zaatakowała jej kochankę.
- Wypuść ją. - Jej głos poniósł się po korytarzu.
Dwie macki puściły, tyle wystarczyło, by Marie uwolniła swoje ramię. Potwór machnął nim tak szybko, że w zasadzie trudno było wychwycić korelację pomiędzy tym gestem a eksplozją głowy jednej z wampirzyc. Tymczasem cienista materia macek zaczynała zacieśniać się wokół pancerza Madam.
- Zabierać te macki. - Belle niemal warknęła, starając się utrzymać presję na wampirzycach. Zaczynała mieć jednak obawę, że jest to twór starego dobrego Zoe, który grzecznie chowa się po kątach za swoimi podopiecznymi.

- Zaczekaj! - głos Zoe rozległ się gdzieś niedaleko - czy ty wogóle wiesz z kim przystajesz, siostro?
- Hm… a ty wiesz z kim ona przystaje, Zoe? - Belle nie przerywała presji. Na górze była jej kochanka. On był wampirem, który zdradził Marie tak jak mógł zdradzić ją.
- Z kimś potężnym oczywiście, mam również nadzieję, że z równie inteligentnym by widzieć świat takim jakim jest naprawdę, a nie takim, jakim chce go widzieć ten potwór. - na schodach Mariw szarpała się, powodując drżenie samych murów, na pancerzu belle zaciskały się macki, zaś głos Zoe wciąż kontynuował.
- Opowiedziała ci o krucjacie przeciw bestii? przeciw “bogu” nie mylę się? zapomniała zapewne jedynie dodać, że to ona sama jest tym czymś.
- Marie jest pod moją opieką. - Belle odpowiedziała spokojnie, zgodnie ze swymi uczuciami. Teraz i tak nie byłaby w stanie jej opuścić. - Radziłabym opuścić to miejsce, chyba że podoba ci się ta krwawa jatka.
- Och opuszczę, tym nie musisz się martwić, ale czy ty zdołasz? - Belle uświadomiła sobie, że poza szamotaniem się Marie, nie słychać już żadnych innych dźwięków. Czyżby to wszystko była tylko jakaś gra na czas?
Wtedy też Belle poczuła charakterystyczną woń benzyny. Chwilę później cienie wokół Madam zelżały pozwalając jej się uwolnić, a w korytarzu który okupowała Marie wybuchły płomienie. Wampirzyca odruchowo cofnęła się, wychodząc z objęć macek, jednak cały czas szukała sposobu by pomóc swojej kochance, kochance którą ogarnął szał. Oplatające ją macki ustąpiły równie lepkim językom ognia. Sufit zatrząsł się. Zew krwi pchał Belle ku Marie, z drugiej strony rozsądek nakazywał ustąpić przed rozszalałym i na pewno głodnym potworem. Madame ruszyła w stronę swojej kochanki. Musiała ją z tego wyciągnąć. Nie mogła stracić kolejnej ukochanej istoty. W głowie powtarzała sobie tylko, że i tak miała już nie żyć.

Płonąca Marie pognała rycząc wściekle schodami ku górze, Belle ruszyła jej śladem.


Dopiero kiedy obie stanęły w ogarniętej płomieniami sali, potwór zwrócił uwagę na Madam. Atak Marie był tak gwałtowny, że Belle nie mogłaby zareagować, nawet gdyby chciała. Nagle potwór ciasno oplatał ją z każdej strony, jego kły penetrowały ciało Ventrue głęboko. Krew uchodziła szybko i Belle szybko zrozumiała, że zaraz po vitae, przyjdzie pora na jej duszę. Gdzieś w zakamarkach swojego umysłu Belle słyszała śmiech Michaeli, której sama zgotowała taki los.

Madam próbowała walczyć, próbowała walczyć, żeby zachować to kim jest, kim była. Jednak wszystko uchodziło, niczym karta papieru trawiona przez płomienie. Belle pozostawało jedynie przeżywać własną śmierć w tych resztkach osobowości jakie jeszcze miała.
Aż w końcu…
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172