Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-01-2017, 17:04   #11
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
***

Budynek Vienna Philharmonic Orchestra samym wyglądem elewacji budził zachwyt.


[MEDIA]http://zakopanedlaciebie.pl/public/th/resize/800x600/i/cnt_img/Img_684/i3828-3143627377.jpg[/MEDIA]

Wnętrze było jednak tysiąckroć bardziej zdobne i zapierające dech w piersiach nawet komuś, kto mieszkał w Paryżu. Bal Tysiąca Masek oficjalnie miał być ukoronowaniem kolejnego udanego roku filharmonii wiedeńskiej. W praktyce... tego Sophie dopiero miała się dowiedzieć.

Wsparta na ramieniu Andre przeszła przez szereg zabiegów, przywodzących jej na myśl linię produkcyjną. Ktoś ich przywitał,potem ktoś sprawdził ich zaproszenia, potem bramka ochroniarska (o dziwo, ukryty pod podwiązką pistolet Sophie nie zapiszczał - niemniej zauważyła, że nim przeszli przez nią, Burth wykonał dziwny gest, przypominający pozdrowienie, do jednej z kamer), potem wzięto ich płaszcze, potem jakaś hostessa, mówiąca o atrakcjach wieczoru... Kiedy wreszcie weszli do ogromnej sali głównej, w której zamiast normalnych siedzeń ustawiono w jednej części kanapy oraz szwedzki stół, a w drugiej zorganizowano parkiet taneczny, Sophie czuła się wyzuta z energii. A przecież był to dopiero początek…

Sophie cały rozglądała się po wnętrzu, z lekkim uśmiechem jakby zachwycona tym co widzi. W duchu przeklinała. Ten tłum, te lustra, te zdobienia. Warunki gorsze niż w dżungli. Mimo wszystko starała się jak zwykle wypatrzeć otwarcia dla strzelca. Galerie z szerokimi, zdobionymi filarami, wiszące przy lustrach zasłony. Do tego ci ludzi. Kobiety w powłóczystych sukniach, mężczyźni w marynarkach… do tego świadomość, że wampir nie potrzebuje nawet broni by kogoś zabić.

Lekko zaskoczona popatrzyła na szwedzki stół. Najwyraźniej inne wampiry też pojawią się ze śmiertelnymi towarzyszami, może będą tu też inni goście. Odruchowo zerknęła czy nie ma tam może kawy. Bardzo żałowała, że nie ucięła sobie dłuższej drzemki. Nie może o tym myśleć, będzie miała tylko wrażenie, że jest bardziej zmęczona. Rozejrzała się po gościach (jeśli już jacyś są). Chwilę później zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Wszystko się błyszczy… fajnie jakby mogła się obrócić. Niechętnie spojrzała na parkiet.

Na razie nie musiała się nim jednak przejmować. Raz po raz ktoś podchodził i witał się z Andre. Parę osób pochwaliło jego wybór odnośnie partnerki, kilka kobiet próbowało zagadać Sophie na temat jej sukni, makijażu, nawet manikiurzystki... Te rozmowy wydawały się tak zwyczajne, że trudno było podejrzewać, iż prowadzą je mroczne wampiry. Może to wcale nie było przyjęcie dla spokrewnionych. Dlaczego jednak nazwano je balem tysiąca masek? Póki co Sophie nikogo w masce nie widziała.

Dziewczyna dziękowała za pochwały i na ewentualne pytania odpowiadała zdawkowo. Szybko wybierała losowy element garderoby rozmówczyni i rzucała własną pochwałę, najlepiej z jakimś pytanie by ta mogła się wyżyć.
Zwracała głównie uwagę na rozmówców Andre, starając się ocenić czy kogoś znał wcześniej czy też też witają się tylko grzecznościowo. Już odruchowo wypatrywała bladych postaci, mimo, że wiedziała po samym Andre, że wampiry są w stanie to maskować. Cieszyła się, że gdy już oberwała te zajęcia z niemieckiego i etykiety to przynajmniej podrzucono jej kilka artykułów o Wiedniu, w tym samej operze. Niestety o tym co grano ostatnio mogła się dowiedzieć tylko przelatując szybko wzrokiem po wiszących w holu afiszach. Teraz bardzo cieszyła się z tego stania na baczność godzinami, tylko szkoda, że nikt nigdy nie kazał jej tego robić w tak wysokim obcasie. Do tego te dyganie, całowanie po łapkach. Widząc kolejną uśmiechniętą mordkę musiała się bardzo pilnować by jej nie przywalić. Od myśli odrywało ją kolejne “Ah, dziękuję. Czy to perły, piękne, szukałam czegoś podobnego...” i gdy kolejna pani zaczynała gadać trzy po trzy, mogła się znów zamyślić.

Wreszcie napływ nowych twarzy nieco się ograniczył, za to rozmowy Andre wydłużyły się i nierzadko były prowadzone w zupełnie obcych dla Sophie językach. Naliczyła w sumie 8. Jak on mógł je spamiętać i na dodatek mówić tak płynnie? W pewnym momencie, który wyjątkowo mieli dla siebie, mężczyzna spojrzał na swoją partnerkę.

- Jak sobie radzisz? - zapytał.
- Cóż czuję się jakbym naprawdę była w operze, nie rozumiem nic, ale jest pięknie. - Sophie uśmiechnęła się. Oparła się o niego mocniej wiedząc, że teraz nie będzie mu przeszkadzać. Na chwilę poczuła ulgę w nogach. - Jest sympatycznie.
- Chciałabyś coś zjeść? Jeśli tak, nie krępuj się.
- podsunął wampir, a za nim - kilkanaście głów dalej mignęła dziewczynie znajoma czupryna. Martin? Niestety, zaraz potem straciła go z oczu.

Sophie zamyśliła się na chwilę. Niepokoiła ją możliwość tego, że blondyn gdzieś tu jest. Znów skupiła wzrok na wampirze.
- Nie jestem głodna, a twoja obecność znacznie skraca te wszystkie wywody... Chyba, że ci przeszkadzam to się oddalę. - uśmiechnęła się.
- Gdzieżby tam. Jesteś wspaniałym odstraszaczem dla tych wszystkich napalonych cnotliwych dam, które porównując się z tobą, wiedzą, że nie mają szans i odpuszczają.
Sophie odwróciła wzrok od wampira i znów skupiła go na tłumie.
- A nie wydajesz się być osobą, która narzekałaby na zbyt dużą atencję wśród płci pięknej. - Obserwując tłum, starała się ocenić czy ludzi przybyło. Wydawało się jednak, że wszyscy goście już chyba przybyli. Według tego, co mówiła hostessa główny punkt programu miał nastąpić o 1 w nocy, czyli za 15 minut.
- Wydawało mi się, że widziałam moją wczorajszą przygodę. - Dodała cicho, pozwalając by wampir usłyszał w jej głosie lekkie zaniepokojenie. Nie wierzyła w coś takiego jak przypadek i niepokoiło ją to, że mogłaby spotkać Martina w innym miejscu niż hotel.
- No proszę, jaki ten świat mały. Eliott sprawdził go? - zapytał Andre, dyskretnie popychając Sophie w lewo, ku nawie z kanapą. Co ciekawe, owa kanapa jako jedyna w pomieszczeniu posiadała baldachim, przez co ciężko było dostrzec kto na niej siedzi.
- Nie prosiłam go o to, ale powiedziałam mu o tym “spotkaniu”. - Gdy szli Sophie lekko uśmiechała się, odpowiadając na lekkie skinięcia głowami i uśmiechy, kierowane pod jej adresem.
- Jeśli to zrobił to nie zdradził mi szczegółów. - pomachała kobiecie numer 5, tej od paseczka… podobno z rubinami. Nagle oczami wyobraźni zobaczyła naburmuszonego Eliotta. Szeptem dodała. - Ostatnio zachowuje się dziwnie.
- A coś konkretnego cię zaniepokoiło? Z mojej perspektywy wy ludzie strasznie szybko się zmieniacie
. - odparł filozoficznie wampir, obejmując Sophie w pasie i przyciskając nie mocno, ale dość niespodziewanie do filara koło nawy. - Poczekaj tutaj chwilę. - oddalił się, znikając pod baldachimem.

Sophie uśmiechnęła się i jak niby ma mu odpowiedzieć. Kilka sekund walczyła z gorącem, który rozlał się po jej ciele gdy Andre ją objął, po czym otworzyła dobraną przez Igne kopertówkę, jakby pilnie potrzebowała czegoś co się w niej znajduje… właśnie zdała sobie sprawę, że nawet jej nie pakowała. Cały czas zerkała na salę.

Naprawdę, kobiety noszą z sobą tyle rzeczy? Nic dziwnego, że to tyle waży, mogłaby tym kogoś zabić.

Gdy jej wzrok śledził głównie to co działo się na sali, to jej słuch całkowicie był poświęcony temu co mogło się dziać pod baldachimem. Jedyne co dosłyszała jednak, to ściszony głos Bortha oraz jakiś kobiecy głos. Zresztą Andre nie kazał długo na siebie czekać. Po chwili był już przy Sophie.

- To co, zatańczymy? - chwycił jej dłoń i uśmiechnął się w taki sposób, że nogi się pod nią niemal ugięły.
- Jeśli chcesz się ośmieszyć... - Sophie uśmiechnęła się. Miała spore wątpliwości, co do swoich umiejętności tańca po tygodniu ćwiczeń. Ciekawe kto był za tym baldachimem… jaka była szansa, że była to księżna? Czy w ogóle się miała tu pojawić? Czy w ogóle są tu jakieś wampiry poza Andre? Musiała się skupić na czymś innym - ...z przyjemnością zatańczę.

Gdy wkroczyli dumnie na parkiet, orkiestra na scenie akurat zaczęła osławiony Walc nr 2.

Pary ruszyły w tan, w tym także Andre i Sophie. Jak mogła się tego spodziewać po wampirze... tańczył znakomicie. Ruszał się, wykonywał półobroty, kroki... jakby przychodziło mu to zupełnie naturalnie. Nie było w tym ani odrobiny sztuczności. Co jednak niezwykłe, po kilku małych pomyłkach na początku, ta naturalność spłynęła także na Sophie. A może to dlatego, że pozwoliła się prowadzić partnerowi?

W sumie, podczas ćwiczeń, cały czas jej powtarzali by pozwoliła partnerowi przejąć kontrolę. Był to główny powód dla którego nie cierpiała tańców. Na początku patrzyła wprost na Andre. Świadomość tego jak obecność wampira działa na nią, niepokoiła ją. Miała go chronić, a coraz bardziej czuła jak jego świat wciąga ją. Czuła się dziwnie uświadamiając sobie, że uśmiech, który ma na twarzy przestaje być sztuczny, że po prostu dobrze się bawi. Cieszyła ją bliskość wampira. Czy na serio jeszcze tej samej nocy, rzuciła mu w twarz, że go pragnie? Poczuła jak policzki zaczynają ją delikatnie piec. Przeniosła wzrok na wirujące wokół pary.

Tymczasem Burth przysunął usta do jej ucha i zapytał szeptem:

- O czym myślisz? - pytanie było niewinne, a jednak bliskość jego ust drażniła zmysły.

Sophie znów spojrzała na wampira. Pragnęła go. Bolała ją świadomość, że nie było w tym żadnych jego sztuczek. Był przystojny, imponował jej, ciekawił ją. Gdy patrzyła na jego usta, bardzo chciała go pocałować, poczuć je na swoim ciele. Nagle zaschło jej w gardle. Zdała sobie sprawę, że wciąż obserwuje go tym głodnym wzrokiem. Była ciekawa ile wampir jest w stanie wyczytać z jej oczu.

- Nie spodziewałam się, że będę się tu dobrze bawić. - Czuła gorąc z policzków rozlewa się w stronę uszu. Odwróciła wzrok. - Staram się skupić na pracy.
- Wiesz, ja w pewnym sensie też jestem tutaj w pracy
- szepnął jej do ucha - Dlatego ładnie proszę, postaraj się tak nie rumienić, bo zamiast się skupić na obserwacji, mam tylko ochotę zaciągnąć cię w jakiś ciemny kąt.

Na jego słowa po jej ciele rozlała się fala gorąca, na szczęście rumieniec postanowił pozostać taki jaki jest.
- Ludzie nie za bardzo to kontrolują, wiesz? - Nie spojrzała na wampira. Delikatnie przesunęła palcami po jego łopatce. Nie chciała sobie teraz tego przypominać, ale rzeczywiście nie powinna mu przeszkadzać. Na chwilę przed oczami znów stanęło jej więzienie, ten ból. Momentalnie ciepło się cofnęło. Jej ręka spokojnie opadła na jego ramie. Będzie lepiej jak ten taniec się skończy.
- Jesteś niesamowita - powiedział Andre i w jego głosie faktycznie usłyszała uznanie.

Gdy walc dobiegł końca, na scenę wyszło dwoje ludzi - kobieta i mężczyzna.

- Dyrektor filharmonii i minister kultury - wyjaśnił Borth.

[MEDIA]https://images.bwwstatic.com/upload10/759995/tn-1000_dsc_0548.jpg[/MEDIA]

W ramach wystąpienia pani minister mówiła o dziedzictwie kulturowym Wiednia i tym jak wielu artystom miasto to pomogło rozwinąć skrzydła, po niej zaś przemawiał niemniej wzniośle dyrektor, opowiadając o trudnych okresach filharmonii, o jej roli podczas drugiej wojny światowej i innych niezwykłych wydarzeniach. Wystąpienie trwało dobrych 20-25 minut, w trakcie których wszyscy goście jednak posłusznie stali i słuchali... lub udawali, że tak jest, tocząc własne rozmowy półgłosem.

Eliott tłumaczył jej, że takie chwile, są najbardziej niebezpieczne. Uwaga wszystkich, a przynajmniej wzrok skupia się na jednym miejscu. Światła gasną, oświetlony jest tylko jeden punkt. Sophie przywarła do Burtha, jednak jej wzrok przeskakiwał po rozmawiających parach, szukając otwarć do strzału. Cieszyła się, że może się na tym skupić, bo bliskość wampira nadal działała na nią. Starała się wyłapywać strzępki wypowiedzi, gdyż była pewna, że jeśli tu zostaną to będzie na pewno temat zaczepny rozmów. Powoli zaczynała też mieć wrażenie, że blond czupryna musiała się jej przywidzieć.

- ... a teraz, zgodnie z tradycją, poprosimy panie na lewą stronę sali, a panów na prawą. - usłyszała głos pani minister, stojącej na scenie.

Muzycy zaczęli przygrywać “motywującą” muzyczkę na samych skrzypcach, a ludzie faktycznie zaczęli przeciskać się między sobą. Andre puścił rękę partnerki.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 09-01-2017, 18:07   #12
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Sophie niepewnie spojrzała na wampira. Wolałaby się nie oddalać… powoli ruszyła za resztą kobiet, jednak cały czas, niby się przeciskając, zerkała na Andre.
Wampir posłał jej uspokajający uśmiech, po czym ruszył w głąb tłumu, wkrótce znikając dziewczynie z oczu. Kiedy towarzystwo się podzieliło,na środek sali weszło około 30 służących, każdy z koszem, wypełnionym karnawałowymi maskami.


Sophie przygryzła wargę. To tyle jeśli chodzi o jej bycie ochroniarzem. Uśmiechnęła się do jakiejś zagadującej ją, podekscytowanej sąsiadki.
Czuła jak jej zmysły wyostrzają się gdy nasłuchiwała jakiegokolwiek zamieszania. Jej wzrok cały czas szukał Andre.
- A zatem przyszedł ten moment, dla którego tej wieczór nazywany jest Balem Tysiąca Masek. Panie i Panowie - mówił dyrektor - zaraz przywdziejecie maski i na dwie godziny staniecie się tym, kim chcecie. Wszystkie zobowiązania, troski, nawet osoba, z którą tu przyszliście - nie dotyczą was już. Liczy się tu i teraz oraz tajemnice... które możecie odkryć.
Dalej kontynuowała minister:
- Jak zawsze wśród was będą goście specjalni i tak zwani kurierzy, którzy w zamian za wykonane zadania będą Wam przydzielać tantiemy w postaci zawieszek do waszych masek. Dzięki nim dostaniecie prawo wejścia do ukrytych komnat na piętrze i w podziemiach filharmonii. Każda komnata to oczywiście inne atrakcje, a w sumie jest ich w tym roku aż 25. Spieszcie się więc, szukajcie kurierów i odkrywajcie tajemnice. Za dwie godziny bowiem wszyscy maski zdejmiemy. I czar nowego życia pryśnie!
Kobieta wykonała znaczący gest dłońmi, a jej towarzysz zbliżył jeszcze raz twarz do mikrofonu.
- Na koniec przypomnę tylko, że osoby bez masek będą, niestety, wyprowadzane. Jeśli ktoś zgubi swoją maskę, powinien niezwłocznie zgłosić się w punkcie informacyjnym przy głównym wejście. No to co? - dyrektor spojrzał na kobietę obok, a jakaś hostessa podała im maski.
- ZACZYNAMY! - krzyknęli oboje jednocześnie, chowając swoje twarze w ceramicznych obliczach mimów.
Rewelacyjnie. Sophie skrzywiła się. Pozostaje mieć nadzieję, że wampiry pójdą do jednej z sal i tam będzie bezpieczny. Spokojnie czekała, aż podadzą jej maskę, obserwując czy są różne typy. Sama jeszcze nie wiedziała czy dołączy do zabawy czy przeczeka te dwie godziny… czemu faceci jak zwykle mają prawie takie same stroje. Jedyne co pamiętała to jakie spinki ma Andre.
Trudno było poruszać się w non stop tasującym się tłumie, który teraz bardziej przypominał rój pszczół rzucając się od miejsca z jednym kurierem, do kolejnego. Sophie próbowała wielokrotnie przebić się na drugą stronę sali, lecz bez rozpychania się łokciami nie miała szans odnaleźć Andre’a.

W pewnym momencie znalazła wyjątkowo blisko kanapy z baldachimem, która wcześniej ją zaintrygowała. Postanowiła więc zajrzeć do środka... i to był jej błąd.

Kobiety, z którą rozmawiał Burth już dawno tutaj nie było, znalazła się natomiast parka w maskach, która postanowiła poszukać intymności.


Co ciekawe, gdy zauważyli Sophie, nie speszyli się, wręcz przeciwnie. Kobieta zaczęła jęczeć głośniej, a ruchy bioder mężczyzny były agresywniejsze, mocniejsze.
- Zapraszamy... - usłyszała cichy szept spod jego maski.
Sophie chwilę obserwowała mężczyznę.
- Nie wyglądasz jakbyś miał podołać nam obu, a i ja nie przepadam za trójkątami. - powoli rozejrzała się po skrytej za baldachimem przestrzeni. - Przepraszam za najście.

Wycofała i ponownie rozejrzała po sali. Ludzie szaleli. “stanę się tym kim chcę?” Czuła jedno. Nie chciała być jak ten przyozdobiony w piórka motłoch. Co jednak miała do roboty? 2 godziny...Andre ma tutaj coś obserwować? Rozejrzała się w poszukiwaniu kamer. Były praktycznie w każdym rogu pomieszczenia,umieszczone na półobrotowych ramionach.

Maska ją irytowała, ale zdjęcie jej zwróci na nią uwagę. Powoli ruszyła w stronę pierwszego lepszego kuriera. I gdy już miała zaczepić jegomościa z zawieszkami w kształcie złotych serduszek, jeden kurier sam ją zaczepił.


Choć na początku na kuriera nie wyglądał, to skłoniwszy się przed Sophie, wyciągnął przed jej oczami wisiorek z czerwonym kamieniem w kształcie kropelki krwi.

- Zainteresowana? - zapytał cicho.
- A jakie jest zadanie? - W jej głosie dało się usłyszeć rozbawienie. Kropelka krwi… chyba dostawała paranoi na tym punkcie. Starała się dostrzec oczy kuriera ukryte w cieniu maski. Chciała wiedzieć, jak patrzy na nią Te maski były dziwne dziwne... irytujące. Nie jest w stanie ocenić swego rozmówcy, równie dobrze ten facet mógłby jej zaraz wbić nóż w plecy.

Mężczyzna tymczasem przysunął się jeszcze bliżej, by szepnąć Sophie do ucha: - Ucieka wiecznie od jasności, chociaż wie, że zginie w ciemności. O czym mowa?
Zagadka? No tak, to zabawa dla bandy bogatych ludzi. Cały czas miała wątpliwości, czy rzeczywiście są tu wampiry. “Ucieka od jasności… tak bardzo by to pasowało do opisu pijawki.
- Wydaje mi się, że mówisz o cieniu. Mylę się?
- Czy to było twoje pierwsze skojarzenie?
- Najpierw pomyślałam o wampirach. - Była rozbawiona. Ta cała noc… ten dzień wydawał się być taki irracjonalny. Sophie przysunęła się do kuriera tak by szepnąć do niego w miejsce, najbliższe uchu. - A skąd podejrzenie, że miałam też inne skojarzenie?
Mężczyzna nie odpowiedział,po prostu podał zawieszkę Sophie.
- Teraz znajdź przejście, Alicjo - powiedział, oddalając się.

Kobieta uśmiechnęła się pod maską. Alicjo? Ma teraz szukać białego króliczka. Jedno musiała przyznać zapowiadało się zabawnie. Rozejrzała się po sali. Biały króliczek z zegarem… będzie miał taki kostium czy ma szukać białej kobiety, którą jakby wyciągnęli z okładki playboya. Ruszyła dalej, zerkając na innych kurierów. A może coś co wygląda jak królicza nora… obejrzała się na baldachim skrywający, zabawiającą się parę.

Czas mijał, a podpowiedzi brakowało. Sophie obchodziła salę, szukając wskazówek, lecz nigdzie nie potrafiła dostrzec jednoznacznych znaków świadczących o tym, gdzie powinna się skierować. Z głównej sali było aż 6 wyjść - jedno za sceną, jedno główne i dwa przejścia na piętro z każdej strony, czyli w sumie 4. Przy każdym wyjściu stał strażnik - oczywiście, z maską na twarzy.

Jeśli było jakieś wyjście, które ją interesowało to było to wyjście za sceną. Nie zastanawiając się ruszyła w tamtą stronę. Najwyżej ktoś ją przegoni. Idąc rozglądała się czy są inni z taką zawieszką jak jej. Zerkała też na innych kurierów. Co ciekawe, u nikogo takiej zawieszki nie widziała. Natomiast gdy podeszła do strażnika przy przejściu za scenę (które rzadko było używane przez pozostałych gości) i pokazała mu swoją “kropelkę krwi”, ten bez słowa przepuścił ją dalej. Znalazła się tym samym w długim, wąskim korytarzu, którego
Główne wyposażenie stanowiły lustra i wąskie, rozsuwane drzwi do garderób.


Sophie odruchowo spojrzała w lustro. Widok ją zaskoczył. Zupełnie jakby patrzyła na zupełnie obcą osobę. Rozejrzała się, uważnie nasłuchując, po czym powoli ruszyła dalej. Czuła jakby znalazła się w pałacu złej królowej, a nie w króliczej norze. Jej zmysły były wyostrzone. Musiała sie zmusić by iść spokojnym krokiem. Czy to już było przejście, czy może mogła je znaleźć dopiero, w którejś garderobie. Potwornie ją kusiło by zajrzeć, do którejś. Jednak do której. Zerkała na wiszące na nich tabliczki, szukając jakiegoś znaku, jakiejś wskazówki, co ma robić dalej. I gdy już jej się wydawało, że to zły trop, na ostatnich drzwiach zauważyła na rogu tabliczki namalowaną flamastrem krwawą łzę. Gdy nacisnęła klamkę, wydawało się, że pomieszczenie dopiero co zostało opuszczone przez jakiegoś aktora - świadczył o tym ogólny bałagan i rozrzucone po blacie przybory do malowania.


Ot ktoś tu się przebierał i wyszedł. Pytanie czy wróci? I czy powinna nań czekać?
Sophie otworzyła drzwi szerzej i zerknęła na zamek, upewniając się, że jeśli wejdzie do środka nikt jej tu nie zamknie. Gwarancji nie było. Gdzieś był klucz, który pasował zarówno od środka, jak i od zewnątrz. Była jednak rzecz, na którą nawet jej “nowe ja” nie miało ochoty i było to bycie zamkniętym. Po chwili namysłu wyjęłą jeden z pędzli do makijażu, który Igna postanowiła z jakiegoś niewyjaśnionego powodu załadować jej do torebki i wetknęła go w zamek. Weszła do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Teraz, ktoś będzie musiał je otworzyć i wyjąć pędzelek, by ją tu zamknąć.
Rozejrzała się po pomieszczeniu. W sumie ciekawiło ją kim była osoba, która była tu przed chwilą. Mężczyzna, kobieta? Tylko jak to rozpoznać. Szukała jakichś ubrań na wieszakach. Jakiejś sugestii za co mógł przebrać się użytkownik garderoby.

Kiedy przyglądała się garderobie, nagle w lustrze dostrzegła ruch, jakby mały błysk. Zaraz potem na jej gardle zacisnęła się metalowa żyłka do duszenia a spomiędzy ubrań, za jej plecami wyszedł dusiciel ubrany na czarno, w czarnej kominiarce. Choć była to kwestia ułamków sekund, Sophie od razu poczuła, że ma do czynienia z profesjonalistą, który chce ją zabić. Kobieta zamarła. Szamotanina mogła tylko pogorszyć sprawę. Jeśli chce się wydostać będzie potrzebowała by mężczyzna się zawahał… by poluzował chwyt na garocie.
- Przepraszam, ale to chyba pomyłka. - Mówiła cicho, by nie pracować za bardzo krtanią. - Biorę tylko udział w dzisiejszej zabawie.

Napastnik jednak się nie zawahał. Przyskoczył do pleców kobiety i zacisnął jeszcze mocniej żyłkę, odbierając jej resztki powietrza. Przed oczami zaczęły jej latać czarne punkciki.
Cóż, to ją zaboli. Sophie wykonała atak prawym łokciem wprost w twarz napastnika, jednocześnie starając się wsunąć lewą dłoń między krtan, a żyłkę gdy tylko pojawi się tam odrobina miejsca. Jeśli ta odrobinka krwi, którą dziś wypiła mogła jej pomóc, to niech to będzie teraz… przypomniała sobie jak zaleczała swoją ranę krwią. Musiała być szybka… szybsza od niego. Faktycznie, mężczyzna dał zaskoczyć się atakiem i gdy dostał łokciem w twarz odruchowo poluzował ucisk żyłki, przynajmniej na tyle, by Sophie mogła zaczerpnąć oddechu i złapać metalową nitkę. W mgnieniu oka napastnik jednak opanował się i z furią skoczył na plecy kobiety, dusząc brutalnie i przewracając ją na blat garderoby. Wokół rozbryzgły się przybory do malowania i puzdereczka. Pod palcami dziewczyna wymacała coś zimnego o gładkiej, podłużnej powierzchni - czyżby nożyczki? Nie potrafiła dostrzec czy przedmiot ma jakieś ostre zakończenia. Będzie się tym martwiła później. Chwyciła przyrząd i zamachnęła się mierząc na razie w rękę napastnika. Bez jednej ręki ciężko obsłużyć garotę. Jednocześnie biorąc zamach, spróbowała nadepnąć obcasem na nogę napastnika.
Zamaskowany typ uchylił się przed łyżką (czy raczej szpachlą) do nakładania podkładów koloryzujących na ciało - czym okazał się być tajemniczy przedmiot - jednak ciosu obcasem nie przewidział. A Inge wybrała dla Sophie bardzo wysokie obcasy, dzięki którym równała się nawet z postawnym Andre. Napastnik zaryczał boleśnie, znów poluzowując uchwyt. Dziewczyna postanowiła skorzystać z okazji i zaatakować rękę. Uderzyła od spodu w łokieć nie myśląc o tym czy go złamie czy nie. Drugą ręką starała się poluzować garrote na tyle by wysunąć głowę. Tym sposobem nie tylko się oswobodziła, ale też zdobyła przewagę nad przeciwnikiem, który zaczął nerwowo szukać jakiegoś przedmiotu, którym mógłby wznowić walkę. Kobieta już odruchowo wymierzyła cios w bok głowy, by ogłuszyć przeciwnika. Szamotanie się z suknią, w celu wyciągnięcia broni, przy tak sprawnym przeciwniku nie wchodziło w rachubę. Mężczyzna poleciał przodem wprost na lustro toaletki, rozbijając je głową i tym samym przebijając je na wylot. Nie podniósł się już. Natomiast uwagę Sophie przyciągnęło nagłe odkrycie - za lustrem toaletki znajdował się sekretny korytarz! Dokąd mógł prowadzić? Niestety, wszelkie wyobrażenia ginęły w nieprzeniknionej ciemności, która go wypełniała. Kobieta chwyciła pierwszą lepszą chustę i związała ręce mężczyzny. Wrzuciła garrote do torebki i ściągnęła kominiarkę. Była ciekawa kto sprawił jej tyle kłopotów i czy go zabiła czy nie. Nie znała go, ale zdziwił ją fakt, że chłopak był młody. Miał może 20 lat? Na szczęście nie zabiła go, choć z rozciętego łuku brwiowego dość obficie sączyła się krew. Wtem usłyszała hałas od strony korytarza, jakby coś zostało potrącone, a potem znów zapadła cisza.

Nie zastanawiając się ruszyła korytarzem, dotykając dwoma dłońmi ścian. Miała nadzieję, że ciemność pochłonie ją nim ktoś wejdzie do garderoby. Po przejściu kawałka przesunęła maskę na bok głowy by przestała ograniczać jej widoczność. Niestety, po kilkudziesięciu krokach i pokonaniu zakrętu, to i tak nie miało znaczenia. Sophie poruszała się w kompletnych ciemnościach. W sumie zastanawiała się czy nie powinna zawrócić, gdy jej stopa napotkała zamiast podłogi pustkę. Kobieta zachwiała się nad dziurą i tylko dzięki dłoniom, którymi cały czas dotykała ścian nie spadła w dół. Choć narobiła nieco hałasu - głównie z powodu braku doświadczenia, by w takich miejscach poruszać się na 13-centymetrowych szpilkach - udało jej się utrzymać na krawędzi. Mogła teraz dłońmi wymacać, że ów otwór miał jakiś metr na metr szerokości i tak naprawdę był zejściem na dół. W ścianie od lewej strony były wszak umieszczone co kilkadziesiąt centymetrów szczeble drabinki.
Sophie poważnie biła się z myślami czy w ogóle powinna iść dalej. Miała pilnować Andre a nie bawić się w Alicję zwiedzającą króliczą norę i to po ciemku. Był tylko jeden problem… była ciekawa co jest dalej. Zawiązała dół sukienki wokół pasa i wrzuciła na plecy buty. Ostrożnie wymacała drabinkę i już na bosaka zaczęła schodzić na dół. Teraz zaczynała żałować, że nic nie przegryzła. Jeśli ktoś ją tu zamknie to padnie z głodu…

Zawsze może strzelić sobie w głowę. Z tymi pozytywnymi myślami posuwała się w dół.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 09-01-2017 o 18:21.
Aiko jest offline  
Stary 10-01-2017, 14:57   #13
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Zejście nie mogło mieć mniej niż 10 metrów, przez co zdawało się ciągnąć i ciągnąć. W połowie drogi Sophie dostrzegła światło na dole. Tak oto w pełnej gotowości znalazła się w pomieszczeniu piwnicznym, które kiedyś mogło służyć jako zbiornik na paszę lub coś w tym stylu. Pomieszczenie, którego szczyt był ledwo widoczny w cieniu miało przekrój około 3-4 metrów. Było też jedno boczne wejście - obecnie zamknięte. Na środku pomieszczenia ustawiono stolik, a na nim nakrycie dla dwojga.

[MEDIA]http://vonssteakhouse.com/images/dinner_for_two.jpg[/MEDIA]

Wtem Sophie wychwyciła coś jeszcze - ruch za swoimi plecami. Gdy obejrzała się, obracając gwałtownie, nieznajomy mężczyzna uśmiechnął się i uniósł dłoń w geście powitania.

[MEDIA]https://media.giphy.com/media/1xwlrrd1qXju8/giphy.gif[/MEDIA]

- Witaj piękna.
- powiedział, a Sophie doszła do wniosku, że skądś zna ten głos. I te oczy... ten facet musiał być przebierańcem, który wręczył jej krwawą łezkę!
Gdyby mężczyzna nie odezwał się wystarczająco szybko Sophie by mu przywaliła.Teraz powoli opuściła rękę.
- Witam… - niepewnie przyglądała się mężczyźnie, rozwiązując sukienkę, z której na podłogę wypadły buty. - Czy wszystkie zadania na tym balu są takie? - Powoli wsunęła nogi w buty, cały czas uważnie obserwując kuriera, gotowa w każdej chwili zareagować na atak.

Mężczyzna uśmiechnął się, ale nie odpowiedział. Podszedł do stolika, odsuwając jedno z krzeseł i swoją postawa dając znać Sophie, że na nią czeka.

Sophie nie ruszyła się z miejsca.
- Wybacz ale przed chwilą starano się mnie udusić nie zamierzam siadać z obcym za plecami.
- A jeśli sam usiądę?
- powiedział zajmując miejsce naprzeciwko i czekając wymownie.

Sophie zajęła miejsce naprzeciwko mężczyzny. Milczała przyglądając mu się uważnie. Uśmiechnął się zawadiacko, po czym klasnął w dłonie. Jakiś służący w masce zaczął wnosić jedzenie i ustawiać je przed Sophie, zaś jej towarzyszowi nalał jedynie wina do kieliszka.
- Jak myślisz, dlaczego się tu znalazłaś, Sophie? - zapytał, przyglądając się zawartości swojego kieliszka.

Dziewczyna uśmiechnęła się słysząc swoje prawdziwe imię. Nawet nie zwróciła uwagi na jedzenie. Opcja bycia otrutym w tym momencie też za bardzo jej nie odpowiadała.
- Gdyż tu przyszłam, panie kurierze. - Sophie zerknęła na kielich swojego rozmówcy, była ciekawa czy to rzeczywiście wino czy może krew.
Gęstość sugerowała to drugie.
- To prawda. Przyszłaś, bo szukałaś króliczej nory. I jak myślisz, co w niej znalazłaś? Wroga czy przyjaciela? - wciąż się uśmiechał, a uśmiech miał doprawdy cudowny.
- Gdybyś był wrogiem zabiłbyś mnie, gdy schodziłam po drabince. - Sophie spoważniała i przeniosła wzrok na jedyne drzwi prowadzące do pomieszczenia. - Ale nie rozdaję tak łatwo tytułu “przyjaciel”.
- I słusznie. Zatem przejdźmy do konkretów.
- powiedział mężczyzna odstawiając kieliszek. - Chciałbym zawrzeć z tobą umowę. Wiem, że ochraniasz Andre Burtha, który... no właśnie, moim przyjacielem nie jest. Chciałbym żebyś na umówiony sygnał przyspała w swoich obowiązkach. W zamian za to dostaniesz 10 milionów euro i... dowolne życzenie. - znów ten uśmiech.

Sophie zareagowała bez namysłu. Poderwała się z krzesła, wyciągając broń i celując ją prosto w głowę siedzącego naprzeciwko mężczyzny.
- Jednak się pomyliłam… jest pan moim wrogiem, panie kurierze. - Nim mężczyzna zdążył coś odpowiedzieć, odbezpieczyła broń, gotowa oddać strzał reagując na najmniejszy jego ruch.
- Myślisz, że masz ze mną jakieś szanse, śmiertelna istoto? - zapytał facet, a uśmiech z jego facjaty bynajmniej nie zniknął - Zastanów się. Co cię łączy z tym krwiopijcą, który wykorzystuje wszystkich dookoła i traktuje jak marionetki? Nie każę Ci go zabić, mówię tylko, byś... nieco przysnęła. W zamian zyskasz bogactwo i święty spokój. Nie będziesz potrzebowała żałosnej roboty u kapryśnego wampira, bo będzie cię stać na każdą broń i każde pozwolenie. Pomyśl o tym.

Teraz to Sophie uśmiechnęła się.
- Zawsze chciałam sprawdzić jak bardzo nie mam szans z wampirem. Co ty na to?
- Chcesz umrzeć dla tego pajaca?
- Ah… nie zauważyłeś? To jak, co powiesz na kulkę w głowę?
- Czuła jak się napina, gotowa na to, że w każdej chwili wampir może na nią skoczyć. Czuła, że gadając z nim przegrywa, ale miała pewne obawy jeśli chodzi o zabijanie nieśmiertelnych.
- A nim zaczniemy, wytłumaczysz mi dlaczego? - mężczyzna wyglądał na szczerze zaintrygowanego - Naprawdę. W zamian za to zabiję cię dopiero, gdy skończą ci się pomysły na ataki. Co ty na to?
- Może mam słabość do facetów, którzy mnie wykorzystują?
- Mógłbym cię wykorzystać na wiele przyjemnych sposobów, wiesz?
- mężczyzna puścił oko do dziewczyny.

Sophie westchnęła i poprawiła chwyt na broni.
- Obawiam się, że wykorzystuje mnie pajac, którego nikt w tym nie przebije. Zaczynamy już tą zabawę? W przeciwieństwie do ciebie nie mam całej wieczności.

Mężczyzna skinął głową, po czym powoli podniósł się z krzesła.
- To mi wystarczy. Gratulacje. Zostałaś zaakceptowana, by przejść trening w ramach ćwiczeń elitarnej jednostki Ankh. Nazywam się James Rossell. Będę twoim instruktorem od tej chwili. - powiedział z tym swoim uśmiechem, a w trakcie gdy mówił drzwi uchyliły się i wszedł przez nie Andre.
- Wiedziałem, że sobie poradzisz. - powiedział, patrząc na Sophie.

Gdy tylko otworzyły się drzwi, Sophie wycelowała w nie broń i dopiero widząc Andre opuściła ją jednocześnie blokując spust. Patrzyła na Burtha tak jakby drugiego wampira nie było w pomieszczeniu. Cieszyła się… chciała walczyć i oto miała szansę. Tylko gdzieś wciąż czuła nutkę goryczy. To znaczy, że to był ich ostatni bal? Że to koniec jej służby? Było jej smutno… była nawet trochę zła. Mimo to z uśmiechem spojrzała na Jamesa.

- To zaszczyt.
- Zgadza się.
- powiedział mężczyzna, który widać do skromnych nie należał. - W ciągu dwóch tygodni codziennie będziesz uczestniczyć w naszych ćwiczeniach. Ponieważ w dzień większość jednostek pełni służbę, ty również pozostaniesz przy swoim Panu. Spotykamy się o 18. Szczegóły lokalizacji będziesz dostawała przez kuriera. I żeby było jasne, bądź gotowa na wszystko, to nie będą ćwiczenia w stylu 100 pompek i do domu. Do końca drugiego tygodnia przejdziesz też test, który średnio zdaje 8% kandydatów. Tych, którzy zdadzą przyjmujemy do oddziału. Jakieś pytania?

W trakcie przemowy Jamesa, który nagle zaczął zachowywać się jak wojskowy z krwi i kości, Andre podszedł do Sophie i stanął za jej plecami. Nie dotykał jej jednak.

Sophie skłoniła się lekko.
- Oddaję się w wasze ręce. - Wyprostowała się, patrząc wprost w oczy Rosellego. Zapowiadało się dobrze. Dawała z siebie teraz niemal wszystko i było za mało, a teraz będzie musiała dać jeszcze dużo więcej.
- Nie za chętnie? - usłyszała z tyłu znajomy głos, a potem na jej ramionach pojawiły się dłonie Bortha.
- No to ja was zostawiam - James uśmiechnął się pod nosem - Czekaj na instrukcje jutro, mała. - powiedział jeszcze nim wyszedł z piwnicznego pomieszczenia.

Sophie powoli obróciła się w stronę Andre i spojrzała wampirowi prosto w oczy. Zaczekała, aż James opuści pokój.
- Wybacz, powinnam spytać o pozwolenie. Tylko… - uśmiechnęła się. Musiała przyznać, że poczuła ulgę widząc, że jest cały. - ... nie wolno mi zadawać pytań. - Spoważniała i patrzyła na wampira oczekując przyzwolenia.
- Nie musisz już czekać na moje pozwolenia. - rzekł wampir, przybliżając twarz do jej twarzy. Powoli wciągnął w nozdrza jej zapach,kierując wargi w stronę ucha. A gdy już tam dotarł, szepnął - Wiem, że mogę ci zaufać. Dziś raczej to ja chciałbym cię nagrodzić…

Dziewczyna przymknęła oczy ciesząc się jego bliskością.
- Cieszę się, że jesteś cały. - Odsunęła się i uśmiechnęła do wampira. Sięgnęła dłonią do jego ramienia i pogładziła tak jak przy tańcu. Nagle, wszystkie tamte uczucia powróciły, zupełnie jakby je odblokowała. Tamten gorąc, potrzeba bliskości… - Myślisz, że jesteś w stanie mnie jeszcze jakoś inaczej wynagrodzić?
- Myślę, że tak.
- szeptał, wodząc nosem po płatku jej ucha - Powiedz tylko czego pragniesz... I proszę, ten jeden raz nie bądź skromna.

Sophie przysunęła się do jego ucha. By to zrobić musiała stanąć na palcach i oprzeć się całym ciałem o wampira. Delikatnie przejechała nosem po jego uchu. Czuła, że mięśnie jej twarzy odmawiają jej posłuszeństwa. Uśmiechała się, szczerze niemal od ucha do ucha.
- Pragnę ciebie Andre. Byś mnie wypełnił. - Pozwoliła ustom ocierać się o jego ucho. Czuła jak jej ciało całe pulsuje w rytm szalejącego serca. - Chcę byś się ze mną kochał, aż padnę wykończona, byś znów zanurzył we mnie te swoje cudowne kły. Co ty na to?

Nie odpowiedział. Po prostu chwycił ją i zdecydowanym ruchem wziął na ręce, dosłownie wpijając się ustami w jej usta.Pocałunek wampira był dziki i zachłanny, nie miał w sobie ani odrobiny subtelności, jaka na co dzień cechowała Andre. Sophie odpowiedziała na jego pocałunek równie mocno. Jej dłonie trzymały pewnie twarz wampira. Nogi zaplotła za jego plecami. Irytowała ją zbyt długa suknia i pasek z kaburą, który ocierał się o ich uda.

Jednym ruchem dłoni zmiótł naczynia ze stołu, po czym usadził na nim Sophie.

- Madame Inge będzie musiała mi wybaczyć - szepnął wampir pomiędzy pocałunkami. Gwałtownym szarpnięciem po prostu rozpruł dekolt sukni. Jeszcze jedno szarpnięcie wystarczyło, by tkanina pękła aż do kolana i po prostu zsunęła się z dziewczyny.
- A ja już się nie liczę? - Sophie jednym ruchem rozwiązała jego muszkę i wysunęła ją do kieszonki marynarki. Jedną ręką rozpięła najwyższy guzik jego koszuli.
-Zdążyłam polubić tą sukienkę.- Pociągnęła gwałtownie dwoma palcami w dół, sprawiając że wszystkie guziki poleciały na różne strony pomieszczenia. Jej palce zatrzymały się dopiero w spodniach Andre. Pociągnęła przyciągając go do siebie. Z zaciekawieniem przyglądała się jego blademu ciału. Nieraz je już widziała - szczupłe, ale silne, przywodzące na myśl raczej modela zwybiegu niż pakera z siłowni. Teraz jednak sytuacja miała się trochę inaczej, mogła go dotknąć. I to nie mimochodem, lecz z pełną premedytacją centymetr po centymetrze kosztować opuszkami palców jego skórę.

- Wybacz, ale nie liczysz. Tak mnie uczono w szkole dla wykorzystujących pajaców - wymruczał jej do ucha wampir, po czym jego język ześlizgnął się po jej szyi na dekolt, by dotrzeć do piersi. Tutaj jednak bardziej zainteresował się szramami z przeszłości niż jej sutkami. Raz po raz nakreślał je od nowa dotykiem swoich warg.

Sophie zsunęła mu z ramion marynarkę. Czuła zapach krwi, którą nalał Jamesowi kelner i którą jednym ruchem rozlał Andre. Czuła jak jej ciało drży. Gdy wampir dotykał jej blizn niemal czuła ból, który wyrył je w jej ciele. Z drugiej strony wszystko przesłaniała jej przyjemność, która od jego dotyku rozlewała się po jej całym ciele.

- Jak tak dalej pójdzie zostanę masochistką. - jej głos był cichy, po dotykiem wampira zamieniał się w pomruk.

Zsunęła z niego koszulę i sięgnęła do spodni. Nie zdjęła ich, ale wysunęła palce pod materiał przesuwając nimi po gładkim ciele.

Wampir oderwał się od jej piersi, skubiąc ustami sutki, jakby się z nimi żegnał.
- Zostaniesz? Sophie... - imię dziewczyny w jego ustach nagle stało się jakieś takie rozkoszne, niemal perwersyjne. Andre wyprostował się na tyle, by jego twarz znalazła się na wysokości jej twarzy. Chwilę drażnił się z nią, zbliżając usta, jakby chciał ją pocałować, po czym znów cofając. Wreszcie, nie pozwalając sobie nawet na lekki pocałunek, przesunął wargi na jej szyję - wciąż nie dotykając jej skóry. Usłyszała przy uchu jego szept.
- Och Sophie, jeszcze nie zauważyłaś? - zapytał, obejmując ją w pasie.
Oczekiwanie na jego dotyk sprawiało jej potworną przyjemność.
- Co miałam zauważyć, Andre? - Smakowała jego imię, cieszyła się nim jakby było kostką czekolady rozpływającą się na języku.
- Ty już jesteś masochistką. - wymruczał do jej ucha i nim dotarł do niej sens tych słów, mężczyzna chwycił ją w pasie i obrócił na brzuch. Piersi Sophie dotknęły zimnego blatu, umorusanego krwią. Ta krew to nie było byle co - to była vitaę wampira. Czuła to. Andre tymczasem ściągnął jej majtki, kąsając przy tym zmysłowo w wypięte pośladki. Delikatnym acz zdecydowanym ruchem zmusił ją, by stanęła w lekkim rozkroku.

Czuła się dziwnie. W tych wysokich obcasach jej tułów był pochylony do dołu. Zupełnie jak wtedy… przygryzła wargę i zacisnęła dłonie na stole. Czuła jak aromat krwi ja podnieca, jak każde ugryzienie przyprawia ją o dreszcze. Nie była w stanie oprzeć się wampirowi… nie chciała.

- Właśnie tak... - pochwalił ją Andre, a jego ciało pełzło teraz do góry, by przycisnąć swoim torsem dziewczynę do blatu stołu. Czuła jak jego męskość ociera się o wewnętrzną stronę jej uda. Nawet nie zauważyła kiedy zdążył się rozebrać.
- Poddaj się chwili, Sophie, szeptał do jej ucha, całując je i ssąc rozkosznie - Zostaw za sobą przeszłość. Ona już odeszła. Teraz jesteś Sophie. Moją Sophie. - to rzekłszy wszedł w nią powoli - tak, by czuła każdy milimetr jego członka, który ją teraz rozpychał od wewnątrz. Mężczyzna nie przestawał pieścić ustami jej karku i szyi.

Sophie jęknęła głośno gdy poczuła go w sobie, ale nie drgnęła nawet o milimetr. Chciała by poruszał się w swoim tempie. Zniecierpliwienie doprowadzało ją do furii, ale też nakręcało.
- To dzięki tej przeszłości jestem tutaj… jestem twoja. - Szepnęła cicho, bardziej do siebie niż do Andre.

Wampir zaśmiał się, a jego ruchy bioder stały się gwałtowniejsze. Wypełniał ją raz za razem, nie mając litości dla jej kobiecości. Szczupłe, chłodne dłonie drapieżnie błądziły po ciele wypiętej kobiety, raz za razem smagając jej pośladki klapsami - bardziej jednak dla zabawy niż na poważnie.
- Nawet w takim momencie musisz się buntować... moja Sophie. - zamruczał, drapiąc jej plecy aż do krwi.

Kobieta trzymała się stołu, by wampir mógł w nią wejść mocniej. To było dziwne, te ciepłe kropelki krwi, które spływały po jej ciele były takie przyjemne.
- Lubisz mnie taką... - Przygryzła wargę by powstrzymać jęknięcie. Nie odpowiedział, liżąc rany na jej plecach i w ten sposób karmiąc się. A gdy rany się leczyły, znów szarpał jej skórę paznokciami, wciągając Sophie w niekończące się pasmo bólu i rozkoszy. Teraz, gdy przywykła do jego wielkości, czuła już tylko przyjemność, za każdym razem gdy ją wypełniał, a jej soki wypływały strużkami na zewnątrz, ściekając niespiesznie po nagich udach.

Jak żywa stanęła przed oczami wyobraźni dziewczyny scena zza baldachimu, gdzie anonimowy mężczyzna w podobnej pozycji brał kobietę w masce. Pamiętała jej jęk, jej ciało, które bezwstydnie prężyło się pod samcem, wypychając w jego stronę pośladki nawet gdy była obserwowana... Pewnie tutaj też były jakieś kamery. Może nawet jej przyszły trener właśnie na nią patrzył...

- Sophie... - głęboki głos Andre wdarł się w jej myśli. Znów położył się na niej, przygniatając do blatu, by szeptać do jej ucha - Moja Sophie... nikt nie da ci tego, co ja i dobrze o tym wiesz.

Ten wampir mieszał jej w głowie. Od kiedy wizja bycia obserwowanym sprawiała jej frajdę? Zadrżała na myśl, że gdzieś tam mógł być inny mężczyzna. Jęknęła głośno, a jej głos poniósł się echem po niewielkim pomieszczeniu. Gdy Andre położył się na niej odchyliła do tyłu głowę.
- Yhym. - Przytaknęła słysząc jego słowa. Puściła stół pozwalając by miednica boleśnie oparła się o kant blatu. Rozciągnęła się na nim jak kot. - Chcę ciebie więcej, chcę cię całego.
Sama nie wiedziała skąd w niej ta zachłanność, to musiał być sen. Bardzo dziwny, ale przyjemny sen.

Wyznanie kobiety chyba spodobało się wampirowi. Obrócił ją teraz na plecy i znów w nią wszedł mocno, niemal brutalnie, patrząc jej przy tym prosto w oczy. Widziała iskry w jego oczach, gdy tak ją pieprzył,uśmiechając się z obnażonymi kłami. Na ustach Kainity dostrzegła plamki własnej krwi, która teraz zlizał ze smakiem. Widziała... nie, wiedziała, że chce więcej.

Uśmiechnęła się i odchyliła głowę do tyłu eksponując szyję. Sama sięgnęła do niej i powoli wbijając paznokieć rozcięła skórę do krwi. Cały czas patrzyła Andre w oczy szukając w nich… głodu?

I zobaczyła to, zobaczyła pożądanie, które stało się odbiciem bestii. Twarz Bortha zmieniła się w oblicze dzikiego stwora, który właśnie upolował ofiarę i nie myślał o niczym innym by ją pożreć. Ruchy bioder mężczyzny stały się jeszcze silniejsze, jeszcze szybsze. Sophie czuła, że po tym wieczorze chyba przez tydzień będzie chodzić kowbojskim krokiem. To już nie był zwykły seks, to było ostre rżnięcie, którego momentem kulminacyjnym była nagła napaść wampira. Andre bez ostrzeżenia wpił się kłami w szyję dziewczyny, penetrując teraz jej ciało w dwojaki sposób.

Objęła go, jednocześnie odchylając głowę bardziej, tak by było mu wygodnie. Jej nogi owijały się wokół jego bioder, trzymając się resztkami sił. Nagle stanął jej przed oczami klęczący przed wampirem Eliot. To z jakim głodem ich obserwowała.. To jak bardzo jej tego brakowało. Bolało… bolało ją chyba wszystko. Jej przeorane wnętrze, pokaleczone plecy, szyja, na której wciąż czuła ślad po garrocie. Jednak ten cały ból był teraz taki przyjemny. Spała krótko… za krótko. Prawie nic nie zjadła. Andre pił z niej zachłannie. Była ciekawa czy się powstrzyma. Choć… co za różnica.

Przed jej oczami pojawiły się mroczki. Zamknęła je i ostatkiem sił podniosła głowę by wtulić twarz w ramię wampira. Ból zniknął, nie czuła już nawet ruchów wampira. Rozlewająca się po ciele przyjemność otępiała ją… a może to ubytek krwi? Tylko pod czołem czuła jak ciało Andre pulsuje od świeżej krwi.. jej krwi. Dla niego mogła być masochistką. Po tej myśli zapadła ciemność i bardzo przyjemna cisza.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 11-01-2017, 20:48   #14
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Stuk puk
Stuk puk...
Czy w Wiedniu mają dzięcioły? Sophie obudziła się w swoim łóżku. Była naga pod kołdrą, lecz obok czekał już na nią śnieżnobiały szlafrok. Coś było nie tak, wydawało się jej, że powinna być w innym miejscu.

Stuk puk
Stuk puk...
Zamrugała oczami, starając się strzepnąć z powiek resztki snu. Ktoś pukał do drzwi. Przez zaciągnięte zasłony przebijało się nieśmiało światło poranka. Przypominała sobie, że przed chwilą była noc… jakiś bal. Przetarła twarz i powoli przesunęła dłoń po szyi. Poczuła, że ma na niej siniaka. Zupełnie jakby facet z garotą był prawdą.

Stuk puk
Stuk puk...
- Panno Abigail? - rozpoznała głos Mauriccio - Przepraszam, jeśli panią budzę, ale postępuję zgodnie z instrukcjami pana Burtha.

Andre! Nagle wspomnienie wczorajszego wieczora rozbłysło w umyśle dziewczyny. To niemożliwe... Odruchowo spróbowała wstać, a obolałe ciało uświadomiło jej, że wszystkie projekcje w jej umyśle na temat zbliżenia z wampirem są najprawdziwszą prawdą! Sięgnęła po szlafrok, czując że wszystkie mięśnie się buntują. Będzie musiała się podnieść. Jeśli ich seks jest prawdą, to wczorajsze spotkanie z Jamesem też.
- Już, chwilkę! - Podniosła się i wtedy nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Boleśnie wyrżnęła o ziemię, w ostatniej chwili unikając kontaktu ze stolikiem nocnym. To było bez sensu. Tu problemem nie były tylko nogi. Miała wrażenie, że wampir wymieszał wszystko co miała w środku. Usiadła na ziemi i poprawiła szlafrok.
- Wejdź Mauriccio. - Przetarła twarz, już było jej gorąco od wysiłku. Miał ją wykończyć i rzeczywiście się mu udało. Nagle na to wspomnienie jej ciało przeszył przyjemny dreszcz. Oparła się o stolik, próbując się ponownie podnieść.
Kamerdyner uchylił niepewnie drzwi, a widząc Sophie na ziemi, podbiegł do niej strwożony.
- Och, nic panience nie jest? - spojrzał na nią oceniająco, a po chwili jakby o czymś sobie przypominając, odsunął się nieco. Z uśmiechem na ustach, wyjął zza pazuchy niewielką fiolkę ze znajomą, szkarłatną zawartością.
- Pan Burh mówił, że test Ankh był dla pani wyczerpujący i powinienem podać pani ten... specyfik godzinę przed pani wartą. Widać domyślał się efektów treningu. - Mauriccio podał dziewczynie fiolkę, po czym dodał - No i najszczersze gratulacje. Z tego, co wiem, już samo przystąpienie do treningu służb specjalnych to wielki zaszczyt. Ja i Jules jesteśmy z pani dumni!
A więc oficjalnie wykończył mnie test do Ankh? Skoro Burth chce to rozgrywać w ten sposób, niech będzie.
- Dziękuję Mauriccio. Bardzo teraz tego potrzebuję… - Sophie uśmiechnęła się do lokaja. - Która jest teraz godzina?
- 7 rano, proszę pani. Teoretycznie o 8 powinna pani zmienić na warcie pana Eliotta, jednak tutaj również dostaliśmy zalecenie, że jeśli nie będzie się panienka czuła na siłach, to może panienka dopiero o 12 zająć stanowisko.
Nie będę się czuła na siłach… Sophie chwyciła fiolkę. Chwilę patrzyła na nią obracając w palcach.
- Postaram się stawić o 8-mej na stanowisku. Chciałabym tylko wziąć prysznic.
- Oczywiście, już wychodzę. - rzekł mężczyzna, pomagając Sophie wstać, po czym skierował się ku drzwiom pokoju. - Aha, pani broń znajduje się w szufladzie, w szafce nocnej.
Po chwili dziewczyna została sama.

Sophie sięgnęła do szuflady i wydobyła broń. Poczułą się ciut pewniej.
Kiedy podniosła pistolet, pod spodem zobaczyła małą, biurową karteczkę - taką, na jakich spisuje się zazwyczaj notatki. Na karteczce był napis:
“Byłaś wspaniała. Wybacz, że mnie poniosło. A.”

- Idiota, a nie wampir. - Zrobiło się jej przyjemnie ciepło. Uśmiechnęła się ale pozostawiła jednak karteczkę w szufladzie.

Ostrożnym, mocno koślawym krokiem ruszyła w stronę łazienki. Korzystała z każdej możliwej podpory. Tuż pod kabiną zrzuciła szlafrok i upuściła na niego pistolet. Nie miała sił by się schylić. Odkręciła wodę i osunęła się siadając na brodziku. W palcach obracała fiolkę z vitae, czując jak ciepła woda przynosi ulgę jej obolałym nogom. Odchyliła się by jej nie zamoczyć i wlała zawartość do ust. Osunęła się, dziękując projektantowi tego ośrodka rozkoszy cielesnych, za wielkie prysznice w apartamentach. Wiedziała, że wygląda jak ćpun na odlocie. Cała posiniaczona, w bliznach, z podciętymi nadgarstkami. Przymknęła oczy delektując się opadającym na nią ciepłym deszczem i skupiła się na tym by zatroszczyć się o swoje rany. Powoli czuła jak jej kończynom wraca pewność. Podniosła się i zakręciła prysznic. Wygramoliła się z łazienki zgarniając szlafrok i pistolet. Wykończona jakby właśnie przebiegła maraton, usiadła na łóżku i sięgnęła po karteczkę. Zachowywała się jak cholerna nastolatka, właśnie cieszyła mordę do liściku. Opadła na łóżko i dała sobie pół godziny.

Kwadrans przed 8-mą wcisnęła się ledwo w jakiś garniak, darując sobie dzisiaj krawat i dopinanie ostatniego guzika koszuli. Powolnym krokiem poczłapała w stronę salonu, by zmienić się z Eliotem. Dopiero przed drzwiami wyprostowała się i skupiła na tym by “jakoś” wyglądać. Pewnym, bardzo bolesnym krokiem, wkroczyła do środka, zmuszając się by na jej twarzy był lekki uśmiech.

-O, jesteś - powiedział jej zmiennik, jakby nie spodziewając ujrzeć kobiety o wyznaczonej porze. Zresztą z każdą minutą Sophie czuła się coraz lepiej, nawet nogi zaczęły funkcjonować normalnie, choć jeszcze wolałaby uniknąć biegania czy skakania.
- Cześć. - Uśmiechnęła się do Eliota. - Znasz mnie, zawsze gotowa do pracy.
Skinął głową, po czym przeciągnął się.
- Jadłaś coś? Idę popływać, więc mogę ci zamówić coś po drodze.
- Nie było kiedy. Zamów mi coś, jeśli masz chwilkę. - Po chwili namysłu dodała. - Tylko coś lekkiego.
- Powinnaś zjeść porządne śniadanie, jeśli chcesz wieczorem był w formie. - powiedział Eliott, wychodząc z pomieszczenia,po czym dodał w drzwiach - No ale jesteś dorosła. -nie czekając na jej reakcję, wyszedł.

Sophie zamarła. Gdy w pokoju zapadła cisza przeczesała włosy dłonią. Będzie musiała pogadać z Eliottem. Tylko o czym? Wiedziała, że coś dzieje się w głowie ochroniarza, ale nie była pewna co. Na pewno zachowywał się dziwnie.
Spojrzała na drzwi prowadzące do pokoju, w którym spał Andre. Najchętniej weszłaby tam, porozmawiała, ale wampir i tak leżał teraz martwy.

Przysiadła na krześle tuż obok drzwi. Na stoliku obok, leżała pozostawiona przez nią książka, chyba po prostu wróci do czytania… Przymknęła na chwilę oczy. O której teraz są zachody słońca… Jeśli codziennie będzie miała trening o 18-tej, który pewnie będzie trwał prawie do świtu to nawet nie będzie go widywać. Przetarła szyję, na której wciąż miała siniak i sięgnęła po książkę.
Śniadanie dotarło jakieś pół godziny później.Gdy tylko poczuła zapach kawy dotarło do niej że nie jadła nic od wczorajszego obiadu. Dosłownie pochłonęła posiłek. Poczytała z godzinę i postanowiła co nieco poćwiczyć. Musiała rozruszać obolałe mięśnie więc poćwiczyła nieco.

Koło 14-tej zajrzał do niej Mauriccio. Chwilę porozmawiali i poprosiła go by zamówił jej jakiś obiad. Cały czas biła się z myślami. Może powinna Andre zostawić jakąś wiadomość. Niepewnie zerkała w stronę drzwi. Zachowuje się na serio jak jakaś nastolatka, a toż ma ważniejszy problem na głowie. Dziś ma być na treningu, a nawet nie ma bladego pojęcia gdzie on się odbędzie.

5 minut przed 16 wrócił Eliott. Mężczyzna przywitał się skinieniem głowy, po czym rzekł po prostu:
- Możesz iść.
Sophie podniosła się, ale zamiast wyjść podeszła do ochroniarza. Stanęła przed nim i uśmiechnęła się niepewnie i opuściła wzrok. Ostrożnie sięgnęła i poprawiła mu krawat. Trochę nie wiedziała jak zacząć. Nie była w tym dobra.
- Co się dzieje? - Odsunęła ręce i niepewnie spojrzała na mężczyznę. - Zachowujesz się jakoś dziwnie.
- Może tobie wydaje się to dziwne, bo jestem jedynym facetem w okolicy, którego nie posuwałaś, ale dla mnie to normalne. - spojrzał na nią zimno, po czym usiadł na swoim krześle pod drzwiami sypialni.
- Idź już. Twoje 5 minut trwa. Wykorzystaj je zanim się tobą znudzi.

Sophie otworzyła szeroko oczy. Nawet nie drgnęła z miejsca. To było szaleństwo… patrzyła na siedzącego na krześle ochroniarza. Był zazdrosny o to, że się z nim nie przespała, czy też o Andre? Bo był zazdrosny, prawda? Czy to też z nią było coś nie tak?
- Nie rozumiem… - Potrząsnęła głową jakby odrzucała jakieś myśli. - Chcę zauważyć, że po raz pierwszy od pół roku pozwoliłam sobie na lekkie opuszczenie gardy i ty o tym wiesz. O co ci chodzi? Kto się ma mną znudzić? - Była na niego zła. Podeszła do niego, stając naprzeciwko krzesła.
- Nie udawaj świętej krowy. - odparł ostro, podnosząc się z krzesła i stając naprzeciwko dziewczyny tak, by nad nią górować wzrostem - Widziałem Andre, gdy wrócił. Może bym uwierzył w tę bajeczkę o wyczerpującym treningu, ale kurwa, on raczej nie trenował, a już na pewno nie tak, żeby miał malinki na szyi. Nie rób ze mnie durnia. Przedwczoraj blondasek, wczoraj Andre, to dziś pora na “lekkie opuszczenie gardy” z tym nowym trenerem, co? Miałem cię za kogoś... lepszego po prostu. - dodał takim tonem, jakby chciał splunąć.
- A niby w oparciu o co brałeś mnie za kogoś lepszego? - Sophie chwyciła Eliotta za koszulę. - Wiesz jak Andre na mnie działa, wiesz do cholery jak na ciebie działa. Chcę ci przypomnieć, że byłam cholernym ćpunem, laską od walk ulicznych, za co lepszego mnie miałeś?! Bo jeśli za coś lepszego niż nieudolny samobójca to… - Puściła go. Brakowało jej sił, powoli przetarła twarz, nagle poczuła się taka mała. Ból wracał. - Z całej tej hałastry tylko na twoje wsparcie liczę, wiesz?
- Jasne... - w głosie mężczyzny usłyszała gorycz - Zaaplikować ci je doustnie?
Sophie przysunęła się do mężczyzny, niemal stykając się z nim ciałem.
- A może chcesz mi je załadować w szparę? - Było jej przykro, bardzo. - Skoro tak ci żal, że jeszcze mnie nie przeleciałeś. Pomyśl, będziesz mógł się porozpychać w tym samym miejscu co on. - Wskazała podbródkiem na drzwi do pokoju wampira. - A toż i tak w twojej opini nagle stałam się tylko kurwą.

Zobaczyła w jego oczach gniew i...coś jeszcze... samczy zew? Jednakże Eliott należał do elity ochroniarskiej. Szybko zapanował nad odczuciami.
- Gdybyś przyszła do mnie zanim zabawiłaś się z tym blondasem, dałbym ci wszystko i czułbym się wyróżniony. Teraz... łączy nas tylko praca. A ty swoją skończyłaś, więc idź już.
- Nie miej pretensji o to, że nie dostałeś czegoś po co nawet nie wyciągnąłeś ręki. - Sophie odwróciła głowę i ruszyła w stronę drzwi. - Dzwoń jakby się coś działo. Jeszcze przez chwilę powinnam tu być... chyba że kurier nie dotrze. - Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie ciężko. Czuła dziwną stratę. Była tak zamyślona, że początkowo nie zwróciła uwagi na pokojówkę, pchającą przed sobą niewielki wózeczek z detergentami. Dopiero kiedy starszakobieta podała jej karteczkę i wymineła jakby nigdy nic, Sophie uzmysłowiła sobie, że dała się zaskoczyć. Spojrzała na karteczkę. Była tam krótka instrukcja"
"O 17.57 pod hotel podjedzie czerwony mercedes. Wsiądź do niego. JR”

Lekko skołowana wróciła do pokoju. Musiała się uspokoić. Wzięła szybki prysznic i przebrała się w dżinsy i jakąś koszulkę. Cholerny Eliot. Skąd niby miała wiedzieć? A podobno to kobiety są trudne do odczytania. Kopnęła krzesło, które poleciało i rąbnęło o ścianę. Na chwilkę poczułą ulgę. Szybko sięgnęła po telefon i napisała do niego smsa.
“Tuż przed 18-tą wybywam z hotelu”

Nerwowo zaczęła się kręcić po pokoju. Na szczęście jej ciało wydawało się już być ok. Założyła szelki z kaburą, ale nie była pewna czy powinna brać broń Burtha. Najwyżej każą jej ją zostawić. Była taka zła na Eliotta. Lubiła go. Taki sam jak John. Kilka minut przed spotkaniem zarzuciła skórzaną kurtkę i opuściła pokój.
Dostała zwrotkę od Eliotta, gdy tylko wyszła przed budynek:

“Ok.”

Powietrze było rześkie i przyjemne - zadziwiające jak na centrum miasta. Równo o godzinie 17.57 koło stojącej na chodniku Sophie przystanął czerwony mercedes benz klasy B.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-01-2017, 16:16   #15
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Przyciemniona szyba od strony pasażera opuściła się i za kierownicą dziewczyna rozpoznała swojego nowego trenera. James pomachał jej wesoło, żując przy tym gumę.

- Wskakuj mała. - powiedział.
Sophie załadowała się na miejsce pasażera. Była nadal zła, ale teraz musiała się wyłączyć i skupić na tym co ma do zrobienia… no właśnie.

- Jaki jest plan panie kurierze?

Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i włączył samochód do ruchu ulicznego. Nie odrywając wzroku od drogi, zaczął mówić:

- Przede wszystkim, oglądałaś film “Podziemny Krąg”? - odpowiedział pytaniem.
- Ta… w innym życiu. - Kojarzyła coś, jeszcze z czasów przed wojną. Niestety to co wydarzyło się chwilę potem wymazało jej takie rzeczy. - Co z nim?
- Pierwsza zasada Podziemnego Kręgu brzmi: nie rozmawiacie o Podziemnym Kręgu. Druga zasada Podziemnego Kręgu brzmi: NIE rozmawiacie o Podziemnym Kręgu!
- wyrecytował z przekonaniem, widać chyba lubił ten film - Rozumiesz, co chcę Ci powiedzieć, mała?
- Mogłabym powiedzieć, że tak ale wolę jak wydaje mi się jasne polecenia. - I mam serdecznie dość pretensji o to, że się czegoś nie domyśliłam. - Jeśli obowiązują mnie jakieś zasady, to mi je jasno nakreśl.
- Heh, widać żołnierskie doświadczenie. Niestety, to ci nie wystarczy w Ankh. Jesteśmy tropicielami, ochroniarzami, aktorami, zabójcami, fighterami, detektywami. Owszem, jeśli dostajesz jasne rozkazy, to je wypełniasz, ale jeśli takowych nie masz - musisz myśleć. Tutaj sprawa jest jasna, wszystko co będzie się działo na treningach objęte jest tajemnicą. Nawet Andre nie ma prawa cię o nie pytać. A ty nie masz prawa mówić. Obojętnie czy się dostaniesz, czy też nie. Nie chcę ci grozić na pierwszej randce, dlatego liczę, że jesteś mądrą dziewczynką i domyślasz się ewentualnych konsekwencji.


Randce… ta. Sophie przeniosła w końcu wzrok z jezdni na Jamesa.

- Kiedyś zagwarantowałbym ci, ze niczego ze mnie nie wyduszą, ale teraz… - Przypomniała sobie z jaką łatwością Andre mógł na nią wpłynąć.. Co jeśli inni są w tym lepsi, a toż była przesłuchiwana. - ... póki to zależy ode mnie to nikt o niczym nie będzie wiedział. To jaki mamy plan na dzisiaj?
- Chodzi o to byś była gotowa umrzeć za te informacje
- odparł z uśmiechem, przez co nie wiedziała czy żartuje - A dziś... to co zwykle Pinky, to co zwykle…

Sophie jeszcze chwilę patrzyła na niego po czym przeniosła wzrok na jezdnię. Przymknęła oczy. Musi wyczyścić głowę. Wydarzyło się dużo, ale nie może jej to przeszkadzać w pracy. Tak jak zareagowała chroniąc Andre, nie ma czasu na sentymenty.

- Ty tu jesteś trenerem. - Powoli otworzyła oczy. - Według mnie łatwiej jest czasem umrzeć niż z czymś żyć. - Skupiła się na otoczeniu analizując gdzie jadą.
- Dlatego tu jesteś
- powiedział mężczyzna i ostro skręcił w lewo, wjeżdżając na przeciwny pas ruchu.

Na szczęście tylko go przecinał, by następnie wjechać na podziemny parking jakiegoś biurowca. Zatrzymał się na najniższej kondygnacji, czyli poziomie -3.

- No, wysiadamy. - powiedział wesoło.

Sophie uważnie przyglądała się parkingowi gdy zjeżdżali na niższe kondygnacje. Wyglądała wyjść, patrzyła ile jest na nim aut. Na polecenie bez słowa wysiadła. Z zainteresowaniem rozejrzała się po przestrzeni.
-Nietypowe miejsce jak na randkę.

[MEDIA]http://www.bautech.pl/images/phocagallery/mieszkaniowe/thumbs/phoca_thumb_l_dywizjonu%20303%20-%2007.jpg[/MEDIA]

O ile na pierwszym poziomie było całkiem sporo aut, na drugim może z 10, o tyle tutaj byli tylko oni.

- Idealna sceneria do gwałtu, nie sądzisz? - rzucił z uśmiechem James, nawet na nią nie patrząc. - Chodź za mną.

Po tych słowach ruszył w stronę windy.
Sophie ruszyła za nim.
- Myślałam raczej o jakiejś strzelaninie, ale każdy ma swoje potrzeby. - Sophie odpowiedziała spokojnym, poważnym głosem. Rozbawienie Jamesa było urocze, ale nie zamierzała się przyłączać.
- Na strzelaninach się znasz. My zajmiemy się raczej tym, co dla ciebie nowe. - powiedział, wchodząc do windy i... wciskając przycisk alarmu elektrycznego.

Co ciekawe, ten przycisk był niezależny od głównego przycisku awarii. Na dodatek koło guzików przyklejono informację, że za nieupoważniane wezwanie pogotowia elektrycznego grozi kara pieniężna. Bogowie... Kto osobno zgłasza elektryczne awarie w windzie? Po chwili namysłu doszła do wniosku, że ten, kto chce się wyrwać stąd niezależnie od reszty. Gdy stali w windzie przyjrzała się mężczyźnie oceniając jego potencjał. Czy był wysportowany, kim mógł być wcześniej?

James poruszał się z kocią gracją, nie był jednak specjalnie przypakowany. Niemniej na pewno też nie był w żaden sposób zapuszczony, a stosunkowo luźne ubranie mogło kryć twarde jak stal mięśnie. Jego styl bycia sugerował, że nie miał wcześniej do czynienia z wojskiem. Co jednak robił zanim trafił do Ankh? Jak tam trafił? Był człowiekiem zagadką.

Kiedy drzwi windy się zamknęły, James nacisnął przycisk jeszcze 3 razy w krótkich odstępach czasu. Po tym winda ruszyła.

- To o gwałtach też nie musisz mnie uczyć. - Odwróciła wzrok i skupiła się na analizowaniu tego jak długo jadą, czy poruszają się w górę czy też w dół, jak szybko jadą, czy odczuwa przeskoki między kondygnacjami. Każda chwila analizy odciągała ją od niepotrzebnych myśli o Eliocie, Andre, a nawet o Martinie.

Podróż nie była długa. Jechali w dół - choć na wyświetlaczu piętro -3 było ostatnią kondygnacją budynku. Sophie miała wrażenie, że minęli 2, może 3 kondygnacje. Wreszcie wrota windy otworzyły się, a za nimi ukazała się ona - mokry sen biznesmena.

[MEDIA]https://www.crazyforcostumes.com/ProdImages/310.jpg[/MEDIA]

- No, jesteście wreszcie. - powiedziała seksowna blondynka w stroju będącym chyba parodią biurowego dress code’u, po czym spojrzała uważnie na Sophie, opuszczając nieco okulary - To ta nowa?
- Zgadza się
- powiedział James i ruszył w głąb długiego korytarza. Mijając blondynkę, klepnął ją w pośladek, co bynajmniej nie zrobiło na niej wrażenia.
- Jestem Ciara, będę dziś twoją... w sumie to nie wiem. Chodź. - powiedziała i kręcąc biodrami ruszyła za Rossellem.

Jej głowa błyskawicznie podpowiedziała. Byleby nie partnerką, bo to chyba doprowadziłoby mój wizerunek na dno… a może by było gorzej gdyby była moją stylistką? Przez chwilę obserwowała kręcącą tyłkiem Ciare. Sophie wsunęła ręce do kieszeni i rozejrzała się po pomieszczeniu. Po dłuższej chwili ruszyła za swoimi przewodnikami.

Korytarz, którym szli nie był długi, zwracało jednak uwagę, że wszystkie drzwi tutaj są wzmacniane. Wszystkie były też zamknięte poza jednymi - 3 od lewej. Tam też skręcił James, potem Ciara, a na końcu Sophie, by zobaczyć... praktycznie nic: kawałek drewna, kawałek stali, kilka metalowych rurek. Dziewczyna podeszła do tych nietypowych elementów. Przyjrzała się jaki kształt ma dokładnie drewno, starła się rozpoznać jaka to stal. Ze wszystkiego lekko zaniepokoiły ją rurki, nie miała z podobnymi rzeczami najlepszych skojarzeń. Na jej twarzy pozostał mimo wszystko spokojny wyraz. Zerknęła na Jamesa.

- Jakieś instrukcje, czy to moment, w którym mam się domyślać?

Ten wyszczerzył rząd równiutkich zębów w uśmiechu.

- Andre do zbyt cnotliwych nie należy, więc pewnie nieraz miałaś wrażenie, że pod jego wpływem robisz coś, na co tak naprawdę nie masz ochoty, prawda? Albo że robi to z innymi? - i nie czekając na odpowiedź, dodał - Tak właśnie działa Prezencja - jedna z wampirzych mocy, które my określamy mianem nadprzyrodzonych. Zwykle każdy spokrewniony posiada 2-4 takie powery w zależności od tego przez kogo został przemieniony. Są jakby różne ścieżki krwi, rozumiesz? Takich mocy jest wiele i cóż, my ludzie mamy przechlapane. Ale nie do końca. Dzięki praktyce obycia i dzięki znajomości tych czary-mary możemy nauczyć się zwiększać swoją odporność na nie... To chyba już brzmi intrygująco, co? - spojrzał zalotnie na Sophie, jednocześnie podchodząc do Ciary i obejmując ją w pasie. Kobieta nie broniła się.

Sophie delikatnie przejechała dłonią po kawałku drewna. Tak, pamięta zastosowanie tej “magicznej sztuczki” jak to wtedy określił. Pragnęła go… nadal go pragnie. Uśmiechnęła się do Jamesa.

- La discipline - francuskie słowo poniosło się echem po pomieszczeniu, - Lub jak to lubi nazywać “tours de magie”. Wspominał o tym, ale nie nazywał jej z imienia. - Spojrzała z powrotem na dziwne elementy. - Prezencja… są jeszcze inne, tak?
-Owszem, a obecna tu Ciara
- uśmiechnął się do kobiety - Potrafi władać aż 5 rodzajami mocy: Prezencją, Akceleracją, Nadwrażliwością, Dominacją i Niewidocznością. Oczywiście, każda moc ma swoje zawiłości i Ciara raczej nie będzie mistrzynią Prezencji, tak jak twój szef- bez obrazy, kochanie - zwrócił się do wampirzycy - Jednak 2-3 poziomy każdej mocy będzie w stanie ci pokazać.

Sophie uważnie przyglądała się Ciarze, która wyglądała na nieco znudzoną całą prezentacją. Jedno trzeba było przyznać Jamesowi udało się ją zaintrygować.

- Czy już mam się nastawiać psychicznie, że zamierzacie tym wszystkim we mnie “rzucić”? - Chwyciła kawałek drewna, którym się bawiła. - A te “akcesoria”.
- Wszystko w swoim czasie... to od czego zaczniemy?
- uśmiechnął się trener.
- Może od czegoś co po prostu brzmi dla mnie dziwnie. Akceleracja? - Sophie uśmiechnęła się i chwilkę później tego pożałowała.

Przeczuwała, że z wampirami raczej nie ma szans… po tym treningu wiedziała, że z większością chciałaby mieć kontakt na dystans nie mniejszy niż zasięg najlepszej snajperki.

- Akceleracja czyli nadludzka prędkość. Tutaj nie wykazujesz się odpornością psychiczną, tutaj działa fizyka. Musisz wykorzystać pęd ciała przeciwko niemu. - James chwycił dwie rurki z czego jedną rzucił Sophie. - No to jedziemy...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 15-01-2017, 09:00   #16
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Cztery kolejne noce sprawiły, że niewiele było w stanie zdziwić Sophie. Dzięki “pomocy” Ciary była kurczakiem, Adolfem Hitlerem, stołkiem, a nawet scjentologiem. Pod wpływem wampirzych sztuczek robiła rzeczy, o jakie by się nie podejrzewała i w sumie wolałaby o nich jak najszybciej zapomnieć. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że wiele się nauczyła, a i coraz częściej udało jej się opierać sztuczkom spokrewnionej, która ponoć należała do klanu Malkavian. W ogóle Sophie dowiedziała się sporo o tym, o czym Andre jakoś nie wspominał wcześniej - o klanach, pokoleniach oraz legendach i... przepowiedniach dotyczących Kainitów.

Trening był jednak tak intensywny, że gdy wracała ok. 3-4 do hotelowego pokoju, miała już tylko siłę, by zdjąć kurtkę i buty i położyć się spać. Zresztą za punkt honoru powzięła, by nie odpuszczać dziennej warty, przez co o 7.30 rano musiała być już na nogach. I tak każdego dnia.

Relacje z Eliottem jakoś się ułożyły, choć nie wymieniali więcej słów niż te, których wymagała współpraca przy ochronie Andre. Wampira za to nie widziała wcale. Podobnie zresztą jak Martina. Nie miała po prostu dla nich czasu. A może potrzebowała trochę odsapnąć? Zresztą Andre też nie zabiegał jakoś o to, po prostu rano znajdowała na stoliku przy łóżku fiolkę jego krwi - zgodnie z umową.

Tak czy inaczej, ten wieczór miał być inny. Ponieważ Borth uparł się, że Sophie ma mu towarzyszyć na jakimś spotkaniu o północy, jej trening miał się ograniczyć do samodzielnych ćwiczeń fizycznych. Krótko mówiąc - po raz pierwszy od 5 dni była panią swojego czasu. Przynajmniej do północy.

Gdy pożegnała się z Eliotem, jak zwykle ostatnio zamieniając ze sobą po jednym zdaniu dotarła do pokoju, poczuła się dziwnie. Wzięła prysznic, ostatnio robiła to bardzo często. Szum wody uspokajał ją pomagał się zastanowić, a teraz miała nad czym. W sumie zobaczy wampira po raz pierwszy od… no tak minęło 5 dni. Zakładała, że wszystko będzie po staremu, że to co się wydarzyło było tylko jej nagrodą, jak to stwierdził Eliot “miała swoje 5 minut”.

Wyszła spod prysznica uznając, że powinna rzeczywiście poćwiczyć. Minęła kolejną wybraną przez Igne suknię. Kobieta nie robiła jej nawet wyrzutów, za to co stało się z ostatnią. Najwyraźniej Andre zadbał o to by nie było jej zbyt długo smutno. Narzuciła strój sportowy, zgarniając jak zwykle broń i ruszyła do siłowni. Wchodząc do pomieszczenia zdała sobie sprawę, że była tu ostatnio pierwszej nocy w Wiedniu. Zerknęła na ławkę, na której ćwiczył Martin i podeszła do drabinek. Musiała z siebie wycisnąć jak najwięcej, a jednak być w formie na spotkanie. Zwiesiła się głową w dół i zaczęła podciągać.

Tym razem nikt jej nie przeszkodził w trakcie ćwiczeń. Samotność za to z każdą minutą ciążyła bardziej niż jakiekolwiek ciężarki. Przez chwilę powisiała głową w dół. Nawet… nie czułą by spływająca krew jej przeszkadzała. To było irytujące, nagle zdała sobie sprawę, że zmęczenie się nie będzie już takie proste. Wisząc głową w dół przetarła oczy. Od kiedy brakuje jej towarzystwa? Od kiedy potrzebuje kogokolwiek? Zeskoczyła z drabinek. Normalnie pogadałaby z Eliotem, ale teraz to było niewykonalne. Andre, Luis i Mauriccio mieli co robić, albo spali. Może spacer… ale to było ryzykowne. Na dole podobno jest spa. Kwadrans w saunie dobrze jej zrobi. Wróciła do pokoju, zgarnęła na wszelki wypadek strój kąpielowy i ruszyła na swoje drugie od przyjazdu zwiedzanie hotelu.
W saunie jednak nie miała co liczyć na prywatność. Mimo podziału na damską i męska, w tej przeznaczonej jej płci siedziały dwie kobiety - czarnowłosa babeczka w typie fit około 30-stki i mocno przy kości przysypiająca 50-tka. Sophie po chwili namysłu uznała, że może to i dobrze. Przed sekunda wykańczała ją samotność. Owinęła się ręcznikiem i weszła do sauny.
Starszakobieta nawet na nia nie zerkneła, natomiast czarnula ciekawie zaczęła przypatrywać się bliznom dziewczyny. Sophie miała na to sposób, sama zaczęła się krytycznie przyglądać ciału kobiety.

W odpowiedzi czarnula tylko się uśmiechnęła.
- Sorry, że się tak gapię. - odezwała się trochę szorstkim głosem - Zastanawiałam się co trzeba robić w życiu, żeby tak oberwać.
Sophie odwróciła wzrok.
- Nic specjalnego. Praca w policji. - Oparła się o rozgrzane deski ciesząc się ich ciepłem.
- Miło wiedzieć, że ktoś tam jednak wykazuje poświęcenie dla pracy w służbie porządku, choć oczywiście współczuję ran.
- Da się przyzwyczaić. Ja na przykład nie patrzę w lustro. - Sophie uśmiechnęła się do kobiety. - A ty czym się zajmujesz, jeśli mogę spytać?- Nie to żeby ją to interesowało, ale skoro czuła się samotna to zawsze może pogadać.
- Jestem prostytutką. - powiedziała tamta wprost.

Sophie przyjrzała się jej ponownie. 30 lat to dosyć późno jak na prostytucję. Większość lasek parających się tym zawodem, które miała okazję poznać ledwo dobijała do do 20-tki.
- Też ciężka praca. - Powiedziała to jakby odpowiadała jakiejś prawniczce lub pielęgniarce. Przymknęła oczy. Jeszcze kilka minut i będzie musiał się zwijać. Lepiej jakby nie była czerwona na dzisiejszej imprezie.
- Zależy od klasy. Ja jestem teraz w pracy, a nie narzekam. - zachichotała czarna.
- Dobry klient. - Sophie podniosła się, miała dość rozmów. Jeszcze jakiś czas temu sama określiła siebie mianem “kurwy” i teraz to wszystko uderzyło w nią. Rozmowa z Eliottem, tamten seks z Andre. - Miło było pogadać.

Kobieta pomachała jej lekko, choć uśmiech wydawał się cyniczny bardziej aniżeli serdeczny.

Sophie opuściła saunę i odetchnęła. Miło, że musiała sobie akurat tak przypomnieć o tym jak wygląda. Wzięła prysznic i wróciła do pokoju. Nastawiła budzik na 22:30 i padła na łóżko. Ciekawe na jaką imprezę zabiera ją Andre. Zerknęła na suknię.


I tak naprawdę po co chce ją tam zabrać. Madame Inge była taka zła gdy uparła się że zabiera broń, a toż to jej praca… będzie musiała wziąć ją w torebce. Sięgnęła do kabury i wydobyła pierścionek. Elliott nie wie o Johnie, o jej mężu… nie wie nic. Ciekawe czy Andre wie. Bawiąc się pierścionkiem po kwadransie zasnęła.

Gdyby nie budzik, pewnie nie obudziłaby się na czas - tak dobrze jej się spało. Jak już dawno nie miała okazji. Czas był jednak najwyższy, by przyszykować się do nietypowej pracy w towarzystwie Andre. Na myśl o nim, jej serce zabiło szybciej. Tyle się nie widzieli.

Dokładnie 5 minut przed 24 stawiła się w apartamencie wampira,który wciąż jeszcze był w swoim gabinecie. Pod drzwiami stał Eliott. Na widok Sophie uśmiechnął się lekko.

Sophie podeszła pod drzwi. Odetchnęła ciężko. Zerknęła na ochroniarza.
- Jest zajęty czy mogę wejść?
Wzruszył ramionami.
- Nie mam dyspozycji, by mu nie przeszkadzać.
- Yhym…- Sophie weszła do pokoju. Skupiła się na tym by nie pokazywać emocji. Czuła jak wszystko głowa, ciało pragnie tego wampira.
Andre stał przy lustrze, najwyraźniej kończąc się ubierać. Przez chwilę Sophie podziwiała jego szerokie barki, gdy nagle... dostrzegła, że ktoś jest przed wampirem. Borth odwrócił głowę, dzięki czemu dziewczyna zobaczyła kobietę, która będąc ubraną w suknię wieczorową, wiązała właśnie muszkę pod szyją Kainity. Sophie rozpoznała ją. To była ciekawska czarnula z sauny.


- O, to ci dopiero niespodzianka - powiedziała kobieta, uśmiechając się szeroko na widok przybyłej.
Tymczasem Andre wrócił do przyglądania się swojemu odbiciu.
- Znacie się? To tym lepiej. Sophie, Selma będzie nam towarzyszyć dzisiejszego wieczoru.

Poczuła ból potworny, otępiający ból. Szybko skupiła się na tym by na jej twarzy pozostał lekki uśmiech. To tłumaczyłoby radość Eliotta. Jej 5 minut minęło zgodnie z tym co ochroniarz zapowiedział. Czuła potworną zazdrość, nadal pragnęła tego wampira. Po co wobec tego zakładała tą kieckę, w garniaku byłoby wygodniej. Musiała się uspokoić i to szybko.

Rzuciła w siebie każdym złym wspomnieniem, przypomniała sobie jego twarz gdy pojawia się na niej bestia. Wszystko musiało trwać jeden oddech gdy to na jej twarzy pozostał uśmiech.
-Oczywiście. - Odpowiedziała w chłodny, spokojny sposób, który Andre doskonale znał z Paryża.

Czy to zauważył? Wydawało się, że jest zbyt zajęty podziwianiem własnej osoby. Kiedy wszystkie elementy jego ubioru były na swoim miejscu, mężczyzna objął w pasie Selmę jedną ręką, drugą wyciągając w stronę Sophie.
- Zatem chodźcie, moje panie…

Sophie uśmiechnęła się i podeszła do wampira. Jej uczucia nie powinny go obchodzić, była jego ochroniarzem a nie partnerką. Kto wie, może to ułatwi jej pracę.
 
Aiko jest offline  
Stary 16-01-2017, 17:35   #17
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
***

Tym razem przyjęcie odbywało się w rezydencji jakiegoś bogacza, usytuowanej poza miastem.

[MEDIA]http://www.privatehomesandvillas.com/phv/Upload/Villa/gallery/F/URID12447551-ShantiResidence-Bali-Villa-at-night2.jpg[/MEDIA]

Tym razem przyjęcie... było koszmarem dla Sophie. Andre wyraźnie faworyzował Selmę raz po raz składając na jej ramionach lub szyi pocałunki. To ją też jako pierwszą przedstawiał swoim znajomą. Wydawało się, że Sophie trzyma przy sobie bardziej z konieczności niż chęci.

Mimochodem dziewczyna zauważyła, że towarzystwo było tu całkiem inne niż na balu. Miała pamięć do twarzy, a tu praktycznie żadnej nie kojarzyła. Za to Burth znał wszystkich i często rozmawiał z nimi w językach, których Sophie nie rozumiała.

Dziewczyna postanowiła trzymać się, w związku z zachowaniem Burtha, na dystans. Jeśli nie zabrał jej tu by była jego partnerką, więc zabrał ją z innego powodu. Albo rzeczywiście czuł, że może mu tu coś grozić i w związku z tym Sophi cały czas była bardzo skupiona. Trochę ułatwiało to przetrwanie tych wszystkich czułości kierowanych w stronę Selmy.

Ewentualnie zabrał ją tu by jej coś pokazać. Sophie uważnie przyglądała się twarzom obecnych. Zapamiętywała je. Przysłuchiwała się rozmowom, starał rozpoznać języki jakimi posługiwali się obecni, zapamiętywać pojedyncze słowa, by to ewentualnie potem sprawdzić. Miała jednak poważną obawę, że jedyne co chciał pokazać jej Andre, to to że czas jaki poświęcał jej swoją uwagę przeminął, a ona aż nadto zdawała sobie sprawę, że nadal go pragnie.

Żałowała, że nie uprzedził ją o trzeciej osobie. Mogła się tu pojawić równie dobrze w garniaku. Toż i tak nikt przy tym absolutnym braku zainteresowania z jego strony nie uważał jej za jego partnerkę. Jakby było mało cały czas po głowie chodził jej tamten tekst Johna. Stwierdzenie, że pod wpływem wampira, często robi to na co nie ma ochoty… Gdyby nie ten wampir już by była martwa, więc jakie ma to znaczenie czy robi coś na co ma ochotę czy też wprost przeciwnie. Była jego ochroniarzem i miała go pilnować choćby miała stać pod drzwiami gdy będzie się pieprzył z Selmą. Toż setki razy robiła tak w Paryżu.

Ciekawie zaczęło robić się około północy. Muzyka ucichła. Jakaś szczupła, blondwłosa kobieta weszła na piętro, by z uśmiechem ogłosić:

- I jak wam się podoba domówka? - zapytała ze śmiechem, a z wielu stron odpowiedziały jej wiwaty. - Super! Sami jednak wiecie, że nie tylko zabawą czło... wróć, wampir żyje, więc czas na ucztę. Pochwalcie się co tam przynieśliście i oddajcie jedzonko w ręce naszej służby. Gwarantujemy, że zostanie podane tak, jak lubicie! Za 10 minut spotykamy się przy basenie!

Po tych słowach do Andre podszedł służący domu i wyciągnął zapraszająco dłonie w stronę obu kobiet.

- Nie, ta nie. - zagrodził ręką Sophie, podczas gdy Selma ujęła podaną dłoń z uśmiechem i przytuliła się do kelnera.
- Ale... zna pan zasady. - uśmiech z twarzy służącego znikł.
- Oczywiście. Ta jest specjalnym prezentem dla pana tego domu. Wszak wiem, że... jest na diecie.
- Och, ale ta pani nie wygląda na dziewicę.
- Nie musi wyglądać.
- rzekł z naciskiem Burth, patrząc mężczyźnie w oczy - Ona nią JEST.
- Em... to może pozwoli pan, że spróbuję jej krwi? Żeby ocenić czy pan Casper będzie kontent.


Sophie wiedziała do czego to zmierza. Objęła ramię Andre lekko się za nim chowając. Jego bliskość momentalnie obudziła wspomnienia seksu, nie powstrzymywała jednak rumieńca. Opuściła wzrok jakby była zawstydzona.

- To ta sukienka, prawda? - wyszeptała to cicho. - Jest za bardzo… - udała, że walczy z sobą by powiedzieć to słowo. W końcu wydusiła to z siebie szeptem. - ... wyzywająca?
- Spokojnie malutka
- Burth rzekł do niej uspokajająco,po czym warknął na służącego. - Śmiesz kwestionować moje słowa?
- Nie no, po prostu zalecenia są...
- zaczął kręcić mężczyzna.
- Zalecenia są takie, by przyprowadzić przynajmniej jednego człowieka na ucztę główną, tak? Zrobiłem to. A ta mała to prezent powitalny dla Caspra. Zamiast mleć ozorem prowadź do niego, niech się też pożywi w trakcie uczty na basenie, a nie siedzi o suchym pysku!

Służący zaczął się wyraźnie łamać.
Sophie nie miała pojęcia co kombinuje Andre. Dziewicą nie była od wielu lat. Cokolwiek wymyślił wampir mogło się to dla nich źle skończyć. Spojrzała przepraszająco na służącego.

- Przepraszam jeśli jestem nie wystarczająco ładna.

Ten tylko prychnął w odpowiedzi, ale widać przestraszył się trochę Andre, bo przyjął pozycję zasadnicza kamerdynera i skłonił się lekko.

- Proszę za mną
. - powiedział.

Kiedy ruszyli za mężczyzną, Andre szepnął Sophie do ucha.
- Casper jest tym, któremu zawdzięczamy wspaniały lot do Wiednia.

Sophie poprawiła torebkę na ramieniu i wtuliła się w ramię wampira. Zerknęła na niego lekko poirytowana. Co ma niby z tym zrobić? Pomachać mu z wdzięcznością? Może chociaż dowie się czemu Andre jest zdrajcą.

- To tutaj powiedział służący - wskazując zdobione w czaszki drzwi. - Zapowiem państwa.
- Och, proszę tylko powiedzieć, że prezent czeka. Chciałbym żeby Casper nie czuł się wobec mnie zobowiązany potem.
- A... no oczywiście.
- odparł służący i wślizgnął się do pomieszczenia.

Wtedy Andre objął Sophie i szepnął jej do ucha.
- W twojej torebce jest niebieska pomadka, to strzykawka. Wbij mu ją i go sparalizujesz na 2-3 minuty. Za obrazem Moneta znajdziesz miecz. Odetnij mu głowę. Z pozdrowieniami.
- Nie jestem twoim zabójcą, tylko ochroniarzem.
- Sophie warknęła, jednak bardzo cicho. - Co ty sobie w ogóle myślisz?
- Myślisz, że to była jego ostatnia próba? W ciągu ostatnich 5 dni, 2 razy przecięto przewody hamulcowe w moim samochodzie. Raz znaleźliśmy bombę. To się nazywa prewencja. A nie mogłem ci wcześniej powiedzieć, żebyś nie wygadała Jamesowi w trakcie ćwiczeń.
- Prędzej strzeliłabym sobie w głowę niż zdradziła informacje od ciebie. Myślałam, że na tyle mi ufasz.
- Sophie wyswobodziła się z jego objęć. Uśmiechnęła się na wypadek gdyby służący miał zaraz wrócić. - Jeden strzał… wystarczyłby jeden strzał, a tak ryzykuje to na czym najbardziej mi zależy. - Zerknęła na niego.
- Myśl dziewczyno!
- złapał ją znów za ramiona i potrząsnął nią lekko - Pod wpływem dyscyplin paplałaś pewnie jak nawiedzona. Nie mogłem zaryzykować, że zadadzą nieodpowiednie pytanie. - pocałował ją w nagłym zrywie namiętności - Zajmę się służącym. Wszyscy będą przy basenie, więc po wszystkim idź do mojego auta. Jakby nigdy nic. To trochę potrwa, ale dołączę do ciebie, gdy będę mógł opuścić tę chorą zabawę.

Andre odskoczył od dziewczyny, gdy drzwi znów skrzypnęły.
- Zapraszam panią - powiedział służący do Sophie.
- Liczę na ciebie. - szepnął do niej jeszcze Burth.

Gdy Burth ją chwycił spojrzała na niego rozgniewana. Czy to przez takie zagrywki nazywali go zdrajcą? Że też musiał się jej trafić tak wampir… Jej myśli przerwał pocałunek. Przegrywa… przegrywa z Andre na każdej linii. Zbyt dobrze wiedziała, że i tak to zrobi.

Gdy służący wrócił, a wampir od niej odskoczył udała, że szuka czegoś w torebce. Na szczęście pomadka była w bocznej kieszonce. Choć tyle jej ułatwili.

Sophie uśmiechnęła się do służącego jakby była najszczęśliwszą kobietą na świecie, całkowicie ignorując Burtha. Poprawiła torebkę na ramieniu, jednocześnie chwytając ją od spodu i wysuwając pomadkę lekko na wierzch w kieszonce. Pewnym krokiem weszła do pokoju.

Jeszcze kątem oka zauważyła, jak Andre objął za szyję służącego.
- Wyświadczyłeś mi prawdziwą przysługę... - usłyszała jego głos i była niemal pewna, że służący stanie się teraz ofiarą jego nieodpartego, nadnaturalnego czaru osobowości. Kiedy jednak przeszła przez drzwi, poczuła się tak, jakby przeszła jakiś portal - w innym świecie.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/1f/f3/fc/1ff3fc4a84831bed27f6e151414192d8.jpg[/MEDIA]

Znalazła się w apartamencie pełnym skór i metalu. Tu nic nie było wykonane z plastiku. Wszystkie konstrukcje wydawały się natomiast niesamowicie ciężkie,jeśli nie wręcz - przymocowane do podłoża/ ścian.

Zza futurystycznej kotary wysunęła się postać. Sophie zamarła. Słabe oświetlenie pomieszczenia nie było w stanie ukryć jego przerażającego oblicza.

- Dziewica? W tym wieku? Z taką urodą? Aż nie chce się wierzyć... - w jego oczach wyraźnie było widać szaleństwo.

[MEDIA]http://38.media.tumblr.com/bbff0d01221db459b0ca2db7e1b39269/tumblr_nuimw5cncv1rp0vkjo1_500.gif[/MEDIA]

- Podejdź bliżej, dziewczyno. - wysyczał.

Sophie gdy tylko weszła do pomieszczenia rozejrzała się za Monetem. Zaniepokoiło ją to co poczuła. Oby nie utrudniło jej to wyjścia z tego pom…

Zjawienie się wampira momentalnie przerwało jej myśli. Chwyciła torebkę i nawet nie musiała udawać zdenerwowania. Idąc w stronę Caspra sięgnęła do małej kieszonki. Zatrzymała się tuż przed mężczyzną, jednocześnie otwierając jednym ruchem pomadkę.

- Oooo chcesz być dla mnie ładna? To miłe... - wampir błyskawicznie złapał Sophie za rękę i przyciągnął ją do siebie. Choć błyszczyk wciąż miała w dłoni, ręka kobiety była teraz unieruchomiona w uścisku szponiastej łapy. Casper zaciągnął się jej zapachem.

Sophie tylko napinając lekko rękę starała się ocenić siłę wampira. Miała obawę, że pozostanie jej liczyć na jego osłabienie gdy się w nią wgryzie… i że chwilę mu zajmie zanim się zorientuje, że nie jest dziewicą. Uśmiechnęła się.

- Wszystko co najlepsze dla gospodarza.
- Ach tak?
- wampir znów się zaciągnął jej zapachem, po czym bez ostrzeżenia rzucił o ścianę. Uderzyła ramieniem, przez co błyszczyk wypadł z jej ręki i potoczył się pod fotel -jakiś metr od niej - To czemu pachniesz jak kurwa? Nie jesteś dziewicą! - Casper darł się jak opętany, zamierzając uzbrojoną w szpony łapą na leżącą dziewczynę.

Sophie przetoczyła się, by złapać błyszczyk. Stanęła na prostych nogach trzymając go w ręku. Ramie którym rąbnęła o ścianę bolało ją potwornie, ale wolała jeszcze nie marnować krwi na zregenerowanie sił.

- Może za dużo jest kurw na tej imprezie? - Wyszczerzyła się do wampira. Czekała na dobry moment by wykonać atak, jakiekolwiek otwarcie. Co Andre sobie myśli… jakie ma szanse z tym czymś?

Zachowanie dziewczyny zwróciło uwagę Caspra, który zamarł, nie podchodząc bliżej. Patrzył na błyszczyk w dłoni Sophie.
- Co to jest? Kto cię przysłał? Jeśli odpowiesz teraz, nie będziesz cierpieć.
- Eh.. żeby starszego wampira wdrażać w tajniki damskich kosmetyków.
- Pokazała zawartość ręki. - To jest błyszczyk.

Odkręciła skuwkę jeszcze jej nie zdejmując i zaczęła się poruszać szukając otwarcia.
- Podobno jestem masochistką, więc cierpienie brzmi całkiem nieźle. - Uśmiechnęła się. - Wszystko co najlepsze dla gospodarza. - Mrugnęła do niego.

To wyraźnie zaintrygowało wampira.
- Masz rację, może się nie napiję, ale myślę, że możesz mnie uszczęśliwić w inny sposób, robaku. Kładź się na fotelu i rozłóż nogi - rozkazał - Jak mi się spodoba, to może ocalisz swoje beznadziejne życie.

Cóż… była to jakaś opcja na zbliżenie się. Czemu tylko czuła, że na serio może zaboleć? Podeszła do fotela i rzuciła obok niego swoje rzeczy. Odpięła dwa guziki i sukienka zsunęła się pokazując jej nagie ciało. Usiadła na fotelu w rozkroku, opuszczając dłonie, tak, że dotykała torebki i leżącej na niej błyszczyka.

- Zapraszam, chciałabym powalczyć o swoje nędzne życie.
- Nie brzydzę cię?
- zdziwił się wampir tym jak szybko kobieta poddała się jego woli - Może faktycznie jesteś moim prezentem. Kto cię przysłał? - powiedział podchodząc bliżej.

Kiedy wreszcie się napatrzył, usiadł na ziemi i zbliżył twarz do łona kobiety. Wkrótce poczuła na skórze jego zimny, obślizgły jęzor, który kształtem bardziej przypominał gadzi niż ludzki organ.

Sophie poważnie rozważała co było gorsze, pręty czy jego język. W sumie to chociaż było miękkie.

Był obrzydliwy. Poważnie się zastanawiała czy jest więcej wampirów takich jak Caspar? Jeśli tak to Andre naprawdę ją rozpieszczał. Na myśl o jej… panie, zrobiło się jej ciepło. Kojarzył się jej z tymi wszystkimi facetami z więzienia. Lewą dłoń zanurzyła we włosach wampira, drugą odkręcając błyszczyk. Przejechała palcem po boku igły uważając by się nie skaleczyć.

- Co za różnica? - Rozsunęła szerzej nogi by było mu wygodniej. - Wydusisz to ze mnie później.
- Wyduszę... to dobry pomysł.
- wampir zachichotał, po czym natarł na pyskiem na nią. Poczuła jak trupiozimny jęzor wpełza do jej wnętrza.
Sophie skupiła się na tym by wykorzystać nagromadzona w sobie krew na jeden szybki ruch. Zamachnęła się wbijając strzykawkę w szyję wampira.

- Aaaaaarghhh! - zawył potwór, a jego pazury wbiły się w nogi kobiety, raniąc ją do krwi. Na szczęście serum działało praktycznie natychmiastowo - Co sze...

Casper padł na podłodze na plecy zrządzeniem losu dokładnie pod obrazem Moneta.

[MEDIA]https://uploads6.wikiart.org/images/claude-monet/the-summer-poppy-field.jpg!Large.jpg[/MEDIA]

Sophie szybki krokiem podeszła do obrazu i ostrożnie go odsłoniła. Wolała nie sprawdzać jak długo działa ten specyfik. Jeśli tego miecza tam nie będzie to strzeli mu kulkę w łeb czy to się Andre podoba czy też nie.

Na szczęście Burth się nie mylił, pod obrazem został zawieszony srebrzysty miecz półtoraręczny - zdecydowanie dobra robota sprzed lat. Musiał też być warty fortunę.

Dziewczyna westchnęła jednak nie ominie jej machanie mieczem. Szybko schowała swoje rzeczy za kotarą, Zerwałą inną i się nią owinęła. Dopiero w takiej tunice sięgnęła po broń. Był ciężki… bardzo. Ale niewiele cięższy niż snajperka z wyposażeniem. Kobieta stanęła nad wampirem. Miecz był paskudny do takich rzeczy. Kiedyś widziała te wszystkie barokowe egzekucje itd. Powinna mieć chociaż pniak, a i tak skończy się na przepiłowywaniu szyi. Kopniakiem obróciła go na drugą stronę. Uniosła miecz pionowo nad szyją wampira. Wątpliwości… nie miała ich wcześniej czemu ma je mieć teraz. Wytężając wszystkie swoje siły cięła. Z gardła wampira buchnęła brudna krew, a on sam zaczął podrygiwać i wić się jak ryba wyjęta z wody. Miecz niestety nie przeciął od razu karku i zaklinował się gdzieś na kręgach. A mogła po prostu strzelić… Naparła całym swoim ciężarem na miecz, mając nadzieje że te trochę ponad 60 kilo wystarczy do rozerwania kręgów. Szło naprawdę opornie, a posoka chlapała na prawo i lewo - pomysł z kotarą był bardzo dobry. Wreszcie jednak brutalna siła i determinacja pokonały ostatni opór, a ciało Kainity nagle wyschło i rozsypało się w proch na perskim dywanie.

Sophie zrzuciła z siebie zachlapany materiał i przetarła twarz. Tak z wojskowego stała się rzeźnikiem. Teraz tylko Andre powinien wystawić ja do wiatru. Podeszła do torebki i wyjęła mokre chusteczki. Szybko, na tyle na ile się dało przetarła twarz i włosy. Szybko wcisnęła się w sukienkę. Po chwili namysłu wróciła i wytarła jeszcze rękojeść miecza ze swoich odcisków. Już jak chcą ją znaleźć niech szukają jej włosów.

Podeszła do drzwi. Przypomniała sobie to uczucie gdy wchodziła do pokoju. Ciekawe czy uda się jej teraz wyjść… Nacisnęła na klamkę.
Znów jakby przeszła przez portal. Nikt na nią nie czekał, nikt nawet nie kręcił się w pobliżu. Gdy zeszła na parter, usłyszała od strony basenu za domem odgłosy muzyki, a także piski, których ta muzyka nie zagłuszyła. Przez chwilę poczuła chęć, by zobaczyć jak bawią się Kainici na “domówce”. Musiała też przyznać, że trochę martwiła się o Andre.

Przygryzła wargę i ruszyła dalej w stronę wyjścia. Trochę ogarnęła się przy jednym z luster i wyszła z rezydencji. Skoro już została bez zająknięcia rzeźnikiem, może też posiedzieć w aucie.

Czekała na Andre dobrą godzinę, gdy wreszcie do niej dołączył. W tym czasie Sophie przejrzała najnowsze wiadomości oraz sprawdziła czy znów nie rozwalili im hamulców lub nie podłożyli bomby. Kiedy mężczyzna wreszcie usiadł obok niej, poczuła od niego woń krwi i alkoholu. W dodatku jego ubranie było w zdecydowanym nieładzie, a ciało pod spodem posiadało kilka krwistych smug. Na szyi wampira Sophie dostrzegła ponadto malinkę... czy wampiry mogły mieć malinki?!

Sophie tylko na niego zerknęła i odwróciła wzrok. Przynajmniej jedno z nich bawiło się dzisiaj dobrze.

- Mam nadzieję, że miałeś lepszych partnerów niż ja. - W jej głosie nie było cienia żalu czy pretensji. Był równie oschły co przed imprezą.
Przytulił ją do siebie, gdy samochód ruszył.
- Wybacz, że musiałem cię o to prosić. Jesteś najlepsza. - powiedział po prostu - Pomijając fakt, że ci debile nie doceniają cię, bo jesteś też atrakcyjną kobietą, już teraz bijesz na łeb Eliotta. A przecież dopiero tydzień temu zaczęłaś treningi. Zresztą już przed nimi byłaś lepsza, tylko ten idiota jeszcze tego nie widział. - pocałował ją delikatnie w usta, ujmując twarz dziewczyny w dwie dłonie - Naprawdę doceniam to, co zrobiłaś. I postaram się ci to wynagrodzić.
- Eliott jest doskonałym ochroniarzem.
- Chwyciła jego twarz i pocałowała go mocno. - Przestań gadać i spraw bym przestała czuć w sobie ten jego obrzydliwy język.
- Włożył ci język... Tam?
- Andre zamarł, a na jego twarzy przez moment pojawiła się prawdziwa zimna wściekłość.
- Troszkę nie miałam wyboru. - Sophie posmutniała. Na same wspomnienie przeszły ją ciarki. Teraz już ich nie powstrzymywała. Miała dość udawania na tą noc. - Że tak powiem, wyczuł mnie.
- Połóż się skarbie na plecach
- Andre spojrzał na nią łagodnie, delikatnie gładząc jej policzek.

Kobieta bez zająknięcia wykonała polecenie wampira. Już sam jego widok poprawił jej nastrój. Z przyjemnością czuła jak obraz Caspra znika z jej pamięci, tak bardzo chciała by stał się tylko ciemną plamą.

Andre był zupełnie inny. Nawet jego chłodny dotyk wydawał się raczej seksowną torturą niż czyms odpychającym. Patrząc Sophie prosto w oczy, wampir usiadł na drugim końcu siedzenia i delikatnie zaczął całować jej stopy, potem łydki, kolana... gdy poczuła jego usta na udach, wyczuła lekkie wahanie. Andre odkrywszy rany, zadane przez Caspra, zaczął lizać intensywnie każde ze skaleczeń aż całkiem się nie zabliźniły. Potem jego usta ruszyły w dalszą wędrówkę, wyżej. Sophie zamknęła oczy ciesząc się przyjemnym dotykiem. Czuła jak po jej ciele rozlewa się gorąc, jak robi się coraz bardziej mokra. Ostrożnie sięgnęła do głowy wampira.

- Moja dzielna Sophie... - szeptał czule, całując jej łono bez pośpiechu, delikatnie składając wargi na coraz bardziej rozpalonej skórze - Mów czego pragniesz…
- Chcę cię poczuć w sobie.
- Sophie delikatnie gładziła włosy wampira. - Chcę byś wszedł we mnie bardziej niż on, głębiej niż on. Wymaż go ze mnie, proszę.

Wampir ściągnął koszulę przez głowę, a potem rozpiął spodnie, pod którymi nie miał tym razem bielizny.

- Zapomnij... to nie miało znaczenia. Tylko to co teraz ma. - szeptał, podciągając się na rękach wyżej i całując Sophie w usta. W trakcie długiego, namiętnego pocałunku wszedł w nią. Tym razem nie był jednak gwałtowny. Powoli, zmysłowymi ruchami kochał się z Sophie, nie przerywając całowania jej.

Sophie objęła go mocno, owijając swoje nogi wokół jego bioder. Skupiła się na jego zapachu, dotyku, na tym jak porusza się w niej. Czuła jak ciemnoskóry wampir znika. Andre wymazywał go każdym swoim ruchem.
Kiedy ostatnio kochała się z kimś tak delikatnie? Ukuło ją gdy zdała sobie sprawę, że nie pamięta. Zabolało… bardzo. Bardziej niż gwałt, tortury. Poczuła na swoim policzku coś gorącego i mokrego. Zaskoczona, aż przerwała pocałunek. To była łza… to była jej łza. Zdezorientowana sięgnęła do swojej twarzy.

- Przepraszam. - Wytarła ją szybko, ale za nią popłynęła kolejna. Wampir chwycił jej dłonie i położył na oparciu siedzenia, po czym zaczął scałowywać płynące łzy. Nie przestawał się jednak poruszać we wnętrzu kobiety, skupiając bardziej na tym, by jego ruchy były pełne, niż gwałtowne. Czuła, że robi to dla niej i dla jej przyjemności.

Czuła się dziwnie. Była potwornie rozpalona, zupełnie jakby się miała zaraz rozpłynąć. Do tego te łzy, które nie chciały przestać płynąć. Kiedy ostatnio płakała z powodu innego niż ból… kiedy płakała z bólu? Czuła jak jej ciało coraz bardziej zaciska się na poruszającym się w jej wnętrzu wampirze. Czuła jak policzki zaczynają ją coraz bardziej palić.

Chciała by przerwał, to było tak inne. Jednak gdy tylko spróbowała poruszyć dłońmi poczuła, że Andre trzyma ją dosyć pewnie, delikatnie ale pewnie. Poczuła dreszcze i wtedy przeszył ją ten impuls. To było tak zaskakujące, że jęknęła głośno… tak naprawdę krzyknęła w ekstazie. Zaskoczona, lekko wystraszona spojrzała na Andre. W odpowiedzi wampir tylko uśmiechnął się, a jego kły wydłużyły się. Sam skaleczył się jednym z nich w palec, po czym włożył krwawiący opuszek do ust Sophie, pozwalając jej ssać swoją vitaę, w trakcie, gdy on wciąż penetrował jej wnętrze. Dziewczyna zaczęła powoli spijać krew wampira. Czuła jak jej głowa się wyłącza. Teraz liczyła się tylko przyjemność, którą dawał jej wampir. Piła coraz zachłanniej, mocno ssąc palec Andre.

- Zaraz to ja poczuję się pokrzywdzony - szepnął jej do ucha z uśmiechem, zabierając palec. Dopiero wtedy też zorientowała się, że wyszedł z niej, a auto od pewnego czasu stoi zaparkowane na podziemnym parkingu hotelu.

Sophie uśmiechnęła się i odchyliła lekko głowę.

- Jest jeszcze jedna przyjemność, której mi nie sprawiłeś.

Andre uniósł się nieco na rękach. Spojrzał z rozbawieniem na dziewczynę.
- No teraz to się robisz zachłanna. Prawdziwa kobieta. Słucham, moja bogini? - rzekł usłużnie.
- Napij się się ze mnie. Proszę.

Wampir pokiwał tylko głową, ale w jego oczach zapłonęła żądza.
- Gdzie sobie życzysz, moja bogini? - pogładził jej skórę na szyi... - Tutaj? - jej ramię... - Tu? - a potem jej nagie udo - A może tutaj?

Gdy tylko poczuła jego dotyk na swoim udzie, jęknęła cicho. Powoli rozchyliła nogi. Uśmiechała się do wampira. Pragnęła go, a tuż przed sekundą... Przesunęła dłonią po wewnętrznej części uda.

- Tutaj będzie doskonale.

... i było. Nawet nie zorientowała się kiedy odpłynęła do krainy snów.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 18-01-2017, 22:19   #18
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Znów obudziła się nad ranem w swoim łóżku. Tym razem jednak to nie pukanie do drzwi, a budzik wyrwał ją ze snu, który notabene musiał być bardzo przyjemny i gorący. Wspomnienie ostatniej nocy, a konkretnie powrotu samochodem w towarzystwie Andre nie pomagał się uspokoić. Sophie miała godzinę do zmiany warty z Eliottem.

Dziewczyna usiadła na łóżku i przetarła twarz. Ten seks był dziwny, wywołał w niej uczucia, o których dawno zapomniała i nie planowała sobie przypominać. Do tego ta cała wczorajsza akcja.

Sophie podniosła się i nago przeszła do łazienki, po drodze tylko upewniając się, że pistolet leży na swoim miejscu czyli w szafce nocnej. Odkręciła zimną wodę by się wybudzić. Wraz z kolejnymi lodowatymi kroplami czuła jak jej głowa zaczyna powoli wchodzić na właściwe obroty. Zobaczyła, że z mokrych włosów zaczyna spływać zabarwiono na czerwono woda, więc odkręciła cieplejszy strumień i wymyła je porządnie.

Zabiła tamtego wampira. Ot tak, bo Andre tego chciał. Do tego w taki sposób i to w oparciu o jakie pobudki? Bo podobno podcięto hamulce, podłożono bombę? Czemu nic o tym nie słyszała? A przede wszystkim co teraz? Tak jak mogli wyciągnąć od niej informacje o tym, że planuje coś takiego zrobić, mogą dowiedzieć się o tym, że już zabiła tego wampirka. Andre jest idiotą. Do tego znów się kochali. Wolała nawet nie myśleć o minie z jaką powita ją Elliott.

Wyszła spod prysznica i przeszła do sypialni. Szybko wyciągnęła garniak i wybrała koszulę. Włosy musiała już upiąć w kok. Co by się nie działo będzie improwizować… jak zwykle. Darowała sobie krawat, od kiedy nie jeździła na spotkania często to robiła. Założyła szelki z kaburą i narzuciła marynarkę.


W salonie, w którym mieli warty była przed czasem.

Eliott powitał ją kiwnięciem głowy.
- Spokój. - powiedział,po czym wstał ze swojego krzesła, zamykając jakąś książkę. - Słuchaj... wiem, że byłem chamski. Tak się nie współpracuje. Nie powinienem. - wyznał, mamrocząc pod nosem tak niewyraźnie, że ledwo go rozumiała.

Sophie spojrzała na niego zaskoczona. Po chwili zawieszenia w końcu potrząsnęła głową i uśmiechnęła się.
- To był mój błąd jako ochroniarza. - Uderzyła go zaczepnie piąstką w pierś. Delikatnie. - Bolało jak cholera, ale wybaczę za dobre śniadanie.

Mężczyzna jednak wciąż wyglądał na zmartwionego. Mimo to spróbował się uśmiechnąć.
- Dodam kawę, jeśli zgodzisz się zjeść je ze mną.
- Chętnie. Chciałabym cię wypytać o kilka rzeczy. - Uśmiechała się, ale czuła że to co było między nią a Elliotem, nie wróci. Miała też obawę, że ochroniarz przeprasza ją z własnej woli, czy też stoi za tym pewien wampir. W sumie może go o to spytać.

Na śniadanie przyszło jej poczekać prawie godzinę, ale było warto. Eliott zaszalał i wybrał chyba opcję deluxe.


Kiedy rozsiedli się na sofie, rozkładając talerze na niedużym stoliku, oboje będąc dość wygłodniałymi, zaczęli jeść. Krępującą ciszę wypełniały jedynie ciche szczęknięcia sztućców oraz chrupnięcia i mlaśnięcia podczas konsumpcji. Sophie zgłodniała na tyle, że przez chwilę nawet nie zwracała uwagi na ciszę. Jednak gdy zaspokoiła pierwszy głód zaczęła do niej docierać dziwna atmosfera.
- Skąd ta nagła zmiana w nastawieniu do mojej osoby? - Dziewczyna przyglądała się uważnie ochroniarzowi.

Eliott przełknął kawałek bułki i spojrzał na dziewczynę.
- To nie zmiana. Poniosło mnie. Byłem... jestem zazdrosny. Mnie nikt do Ankh nie chce, a młodszy też się nie robię. Wszyscy teraz patrzą na ciebie, choć to ja byłem przy Andre przez ostatnie lata. To mnie przybiło…

Sophie odchyliła się i spojrzała na mężczyznę.
- Wiesz, że nie mam na to najmniejszego wpływu… chcę, bardzo chcę się tam dostać. - Dziewczyna przeczesała dłonią włosy. To było dziwne. Nie była przyzwyczajona, że ktoś ją chwali, że ktoś jej czegoś zazdrości. Tak jak do delikatności. - Nadal uważam, że muszę się nauczyć dużo… bardzo dużo. Cholera Elliott, toż nauczyłeś mnie wszystkiego co wiem o byciu ochroniarzem.
- I widać uczeń przerósł mistrza. Muszę się z tym pogodzić. Jednak to nie usprawiedliwia... - zająknął się - wypominania ci z kim śpisz.
- Zbyt wysoko mnie oceniłeś. - Sophie zamilkła na chwilę, zastanawiając się właściwie co chce powiedzieć, jak powiedzieć. - Wiesz… w sumie możesz nie wiedzieć. - Zerknęła na pokój, w którym spał Andre. - Gdyby nie on i tak by mnie nie było. Żesz.. - Podniosła się gwałtownie i zaczęła krążyć. Czuła jak w jej głowie zaczyna się jakaś dziwna gonitwa myśli. Spojrzała na Elliotta. - Przez was przestaję myśleć jak należy. Ja nie potrafię inaczej, rozumiesz? Ciało to tylko środek, metoda liczy się tylko cel.
Mężczyzna wydawał się nieco zbity z tropu.
- Nie rozumiem... do czego zmierzasz.
- Najgorsze, że ja też nie. - Zatrzymała się i spojrzała na niego.

Po chwili zamknęła oczy by uporządkować myśli. Za dużo się ostatnio działo. Od kiedy zaczęła pracę u Andre, świat dziwnie przyspieszył. Od kiedy są w wiedniu wydarzenia zdają się lecieć z prędkością światła. Powoli uchyliła powieki i znów spojrzała na Elliotta.
- Nie przeszkadza mi to, że wypomniałeś mi z kim spałam. Wkurzyło mnie, że jakąś zazdrość postawiłeś ponad nasze partnerskie relacje. - Uśmiechnęła się.

Mężczyzna milczał. Zaczął gapić się intensywnie na kubek z kawą, który trzymał teraz w dłoni.
- Wiesz... może... może po prostu to partnerstwo mi nie wystarczało. A może...kurwa no. - odstawił kubek, wstał i podszedł do niej, by chwycić jej dłoń - Wiesz, Andre jest... jaki jest. Jest z innej półki, z innej kategorii i to... rozumiem. Pewnie gdybym był babą, też bym za nim szalał. Ale ten blondas... Cholera. Poczułem się zdradzony!

To zaczynało się robić dziwne. Wszyscy mężczyźni… każdy patrzył na nią tak dziwnie. Gdy przypominała sobie jak wygląda jej poharatane ciało ta cała sytuacja wydawała się irracjonalna.
- Musiałam odreagować, moje ciało uniemożliwiało mi pracę. - Wzięła głębszy oddech. - Zawdzięczam Andre nie tylko to, że mogę się szkolić. Pokazał mi cel i jakby na to nie patrzeć uratował życie. To nie ma nic wspólnego z tym z jakiej jest kategorii. Jeśli każe mi strzelić sobie w głowę to to zrobię bo zrobiłabym to gdyby się nie pojawił. Wyobraź sobie jakie frustrujące jest gdy musisz z kimś takim przebywać non stop i nie możesz się zbliżyć. Musiałam odreagować i skorzystałam z pierwszej lepszej okazji.

- Ja byłem bliżej. A na mnie nie odreagowałaś. - rzekł,po czym puścił jej dłoń. Wrócił do stołu i zaczął powoli zbierać naczynia na tacę.
- Wiesz… z mojej perspektywy moje ciało nie należy do najatrakcyjniejszych. Blizny, siniaki i temu podobne. Jeśli nie wykazywałeś żadnych chęci, uznałam że może cię obrzydzać. Jestem przyzwyczajona raczej do takich reakcji. - Sophie wsunęła ręce do kieszeni. - Co się stało to się nie odstanie.
- Partnerzy sobie pomagają. Poza tym... wiesz, ja mam podobny problem. Dlatego normalne kobiety często... są rozczarowane. I dlatego tutaj się wściekłem, bo ja bym cię zrozumiał. A ty... byś zrozumiała mnie.
- Toż wiesz, że nie potrafię czytać ludzi. - Sophie była rozdarta z jednej strony miała ochotę podbiec i przytulić Elliotta, a z drugiej, szczególnie teraz gdy jeszcze niedawno trzymał ją Andre… nie potrafiła. - Przepraszam.
- Nie masz za co. Zresztą udowodniłem to, zachowując się jak dupek. Zostawię ci owoce, jakbyś chciała przegryzkę. Resztę idę odnieść. - powiedział, wstając z tacą.

- Dzięki. - Sophie odprowadziła mężczyznę do drzwi. - Naprawdę wolałabym to zrobić z tobą.
- Cóż, może następnym razem... - Eliott spróbował się krzywo uśmiechnąć - Z tego co wiem, twój goguś zwiał z hotelu i nawet nie uregulował rachunku. Policja go chyba będzie ścigać.
- I tak zanosiło się jedynie na jednorazową przygodę. - Sophie uśmiechnęła się i po chwili namysłu stanęła na palcach i ucałowała Elliotta w policzek. - Dziękuję za śniadanie.

W odpowiedzi mężczyzna tylko uśmiechnął się niepewnie i wyszedł.
Sophie gdy tylko Elliot wyszedł odetchnęła ciężko. Naprawdę nie była w tym dobra, to całe gadanie. Oparła czoło o zamknięte drzwi pozwalając myślom się uspokoić. Była wykończona tą rozmową, do tego stopnia, że spokojnie mogłaby się położyć spać.

Szybko otrząsnęła się i zdjęła marynarkę. Była w pracy. Prześpi się chwilę po zmianie warty. Zdjęła półbuty i zaczęła robić serię. Na dobry początek 50 pompek.
 
Aiko jest offline  
Stary 21-01-2017, 16:43   #19
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Wezwanie na trening otrzymała tak jak ostatnio – zupełnie się tego nie spodziewając. Dostała telefon w którymś momencie po zmianie warty, a nieznany głos kazał jej się stawić o 17.44 przed hotelem i czekać na czarne bmw.

Tym razem jednak to nie James po nią przyjechał. Mężczyzna w garniturze i rękawiczkach tylko zmierzył ją wzrokiem, gdy spojrzała przez opuszczoną szybę, po czym bez uśmiechu rzucił:

- Wsiadaj.

[MEDIA]http://i.dailymail.co.uk/i/pix/2012/12/13/article-0-167FB2A5000005DC-258_634x355.jpg[/MEDIA]

Sophie nie do końca odpowiadała ta zmiana., ale jaki miała wybór. Wczoraj zabiła wampira i jakoś ciężko było jej uwierzyć, że przejdzie to bez echa. Wskoczyła na miejsce pasażera.

Jechali w milczeniu. Najpierw minęli centrum miasta, potem dalsze osiedla bloków i domków jednorodzinnych. Wszystko wskazywało na to, że za chwilę opuszczą w ogóle granice miasta.



Dziewczyna starała się przyjmować nową sytuację ze spokojem. Raz na jakiś czas zerkała na kierowcę, starając się cokolwiek wyczytać z jego miny. Jednocześnie starała się zapamiętać trasę, na wypadek gdyby zafundowano jej spacer.

- Czy są jakieś instrukcje dla mnie?
- Jak ci powiem, to wysiądziesz.
- burknął kierowca, wjeżdżając w las i skręcając w boczną, wyraźnie rzadko uczęszczaną dróżkę.
- Raczej nie. - Sophie uznała temat za zamknięty, ale jakoś odruchowo zaczęła się spinać. Czekała aż dotrą na miejsce.

Nagle, gdy droga zaczęła się robić wybitnie błotnista, mężczyzna zatrzymał auto.
- Tutaj wysiadaj i idź dalej drogą. - powiedział chłodno.
- Ta jest. - Kobieta opuściła auto. W lesie było dużo chłodniej niż w mieście. Zapięła skórzaną kurtkę i ruszyła bokiem drogi, starając się unikać błota. Cały czas nasłuchiwała, czy mężczyzna nie wysiądzie zaraz i nie strzeli jej w plecy.

Samochód jednak powoli zaczął odjeżdżać tyłem. Sophie została sama. Nie mając za bardzo innego wyjścia szła dalej błotnistą dróżką. Na szczęście tego dnia księżyc był spory (prawie pełnia) i dobrze widoczny. Dzięki jego blademu światłu dziewczyna mogła więc uniknąć wystających korzonków czy najgorszych kałuż. Niestety, księżycowy poblask miał też swoją mistyczną właściwość, tworząc w cieniach drzew i krzewów złudzenia postaci, fałszywe ruchy. Naturalny szelest lasu w zestawieniu z widziadłami wydawał się coraz bardziej złowrogi…

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/cc/6d/a7/cc6da7c5d6fbaa73f75ceac6f372944a.jpg[/MEDIA]

Pozostawało jej mieć nadzieję, że droga niebawem się skończy i będzie mogła wracać. Nagle jak żywe stanęły jej przed oczami wydarzenia z pierwszej nocy. Odruchowo zaczęła nasłuchiwać wycia wilków. Idąc powtarzała sobie, że “przynajmniej do niej nie strzelają”. Mimo to powoli przyspieszała krok.

Wreszcie pomiędzy drzewami zauważyła większą plamę światła, która mogła być jakimś wyjściem na polanę. Nim jednak zdążyła się ucieszyć tym faktem, obok, jakieś 3-4 metry na prawo usłyszała szelest czegoś, co właśnie przyczaiło się za pobliskim drzewem. A może to tylko jej wyobraźnia rysowała tam sporej wielkości kształt?

Sophie odruchowo sięgnęła po broń. Jeśli cokolwiek tu było na pewno widziało w ciemnościach lepiej niż ona. Ruszyła w stronę plamy światła wyostrzając wszystkie zmysły. Starała się na razie nie wchodzić w jego strumień.

Przemieściła się kilka kroków, przystanęła. Wokół panowała cisza. Była już pewna, że jej się wydawało, gdy w po kilkudziesięciu krokach znów usłyszała szelest i była niemal pewna, że zobaczyła przez moment w świetle księżyca odbicie oczu gdzieś w gęstwinie po prawej stronie.

Zatrzymała się. Odblokował broń ale jej nie podniosła.

- Może jednak porozmawiamy? - Odezwała się cicho. W każdej chwili spodziewała się ataku.

Odpowiedziała jej cisza.

Sophie ruszyła dalej w stronę światła, cały czas uważnie się rozglądając. Czuła jak jej mięśnie napinają się. Nie wiedziała czy to uczucie, że ktoś na nią patrzy, to jej wyobraźnia czy rzeczywiście coś może jej zagrażać.
Przyspieszywszy kroku minęła linię drzew i wybiegła na otwartą polanę, opasającą sporej wielkości naturalne jezioro.

[MEDIA]http://www.desktopimages.org/pictures/2012/0707/1/sunset-landscapes-nature-trees-night-forest-bridges-fishing-lakes-skyscapes-1920x1080-wallpaper-562896.jpg[/MEDIA]

Miejsce było urokliwe, lecz ze strategicznego punktu widzenia Sophie właśnie wystawiła się na cel. Mając tego świadomość, chciała wrócić pod osłonę drzew, lecz jej prześladowca już ją dogonił. Spomiędzy zarośli wolnym krokiem zbliżała się do niej postać - mężczyzna. Jednak rysów jego twarzy i szczegółów ubioru nie była w stanie dostrzec.

Kobieta obróciła się tyłem do jeziora i wycelowała broń w mężczyznę.

- Z kim mam przyjemność?
- Jej głos był spokojny. Jednak cały czas szukała jakiejś drogi ucieczki.
- A na kogo ma szanowna pani ochotę? - usłyszała znajomy głos.

Po chwili z zarośli wychylił się uśmiechnięty od ucha do ucha James. W dłoni niósł dwa długie na jakieś półtora metra kije.

Sophie nie opuściła broni. Cały czas uważnie obserwowała swojego trenera.

- James skąd pomysł na zmianę klimatu?
- O, zaczynasz podejrzewać, że jestem kimś innym.
- mężczyzna wyglądał na rozluźnionego, jednak zatrzymał się na linii drzew - Świetnie. Widzisz? Poznałaś dyscypliny. Teraz czas na inne ćwiczenia. Wybierz więc. Jestem wilkołakiem, wampirem czy łowcą?
- Z uwagi na klimat zakładam, że wilkołakiem.
- Uśmiechnęła się. Nadal zerkała na jakiś sposób by wyminąć mężczyznę. Nie czuła się pewnie, szczególnie po tym co wydarzyło się ostatnio.
- Gdybym był wilkołakiem, wolałbym cię gonić jak zwierzynę. Prawdopodobnie więc zagrodziłbym ci ścieżkę i zmusił do ucieczki przez las tak, żebyś zgubiła orientację i zaczęła błądzić. Wilkołaki są jak koty, jeśli nie muszą, nie zabijają szybko, ale bawią się ofiarą. - wyjaśnił, nie ruszając się z miejsca - Jakbyś więc sobie poradziła?
- Pewnie starałabym się ciebie wyprowadzić w miejsce, mniej dla ciebie wygodne.
- Opuściła broń, ale jej nie zablokowała. Trzymanie je w powietrzu niczemu nie służyło, a zmęczona dłoń miałaby mniejszą celność. - Czemu tutaj jesteśmy James?

Mężczyzna wyszczerzył się.

- Dziś w ramach treningu sobie pogadamy. Muszę cię poznać. - wyjaśnił podchodząc bliżej. Nagle mężczyzna zamachnął się i rzucił kijkiem w Sophie. Nie był to jednak rzut, by ją zranić, lecz by mogła złapać kawałek drewna.

Sophie chwyciła lewą ręką rzucony w jej stronę kij po czym wsunęła broń do kabury, zabezpieczając ją. Uważnie przyjrzała się swojej nowej broni.

- Niektórzy zabierają kobiety na kolacje, wiesz? - Przełożyła kij do prawej dłoni i wycelowała go w Jamesa. - O czym chcesz pogadać?

Nim się zorientowała co się dzieje, wylądowała boleśnie na ziemi. Ledwo zarejestrowała jak Rossell zbliżył się i podciął ją, kiedy była zajęta chowaniem broni!

- O życiu.
- odpowiedział niewinnie, wymijając ją i idąc w kierunku molo. - O wczorajszym przyjęciu... Podobało ci się?

Sophie przez sekundę leżała na ziemi. W końcu odtoczyła się kawałek wstając na nogi. Przyjęła obronną postawę. Czyli jednak wiedzieli. Była bardzo ciekawa jak dużo. Postanowiła jednak odwlekać dyskusje na ten temat.

- Moje życie miało wiele zwrotów, nie wiem czy starczy nocy by o nim opowiedzieć.
- Uśmiechnęła się, ale jej postawa nie była wyluzowana. Powoli przemieszczała się, czekając na kolejny ruch mężczyzny.
On tymczasem zaczął się rozbierać na molo. Był typem umięśnionym ale przede wszystkim żylastym. Jego ciało nie było ciałem modela, choć bez wątpienia było doskonale wyćwiczone.

- Nie odpowiedziałaś na pytanie.
- Było nudno. -
Dziewczyna obserwowała go uważnie, ale wyprostowała się. Zachowanie trenera było dziwne i trochę ją rozpraszało.
- Jak to na przyjęciach. - odparł James, nie patrząc na nią. Kiedy był już ubrany w same bokserki, wszedł do wody, a właściwie w pobliskie szuwary.
- I nic ci się nie podobało? - spytał, całkiem zasłonięty przez zarośla.

Sophie zmusiła się by skupić się na czymś innym niż rozmowa. Znów nasłuchiwała każdego najmniejszego odgłosu. Niepokoiło ją, że przeciwnik znów stał się niewidoczny.

- Czy to istotne? Nie byłam tam dla przyjemności.
- Sugerujesz, że rozmowy ze mną nie są ważne?
- usłyszała z krzaków głos Rossella a potem kilka głębszych uderzeń. Po chwili z zarośli mężczyzna wytoczył na wodę dwie wielkie beczki. - Tadaaaam! Oto super zaawansowany sprzęt treningowy. Bierz swój kij i wskakuj na beczkę. - to rzekłszy sam złapał swój kawałek drewna, który zostawił na brzegu i wdrapał się na najbliższą beczkę, pozostawiając drugą tuż przy molo.

Sophie podeszła do beczki.

- Nie było na tym przyjęciu nic co mogłoby mi się spodobać. I nie, nie sugeruję, że rozmowy z tobą nie są ważne. - Oparła dłoń na beczce ale nie weszła na nią. - Nie będzie ci zimno?
- Wydałem ci polecenie, Sophie.
- rzekł nagle zupełnie oziębłym tonem - Nie zapominaj gdzie jesteś, kim jesteś ani kim ja jestem. Czujność to podstawa. Co jest następne? - zapytał, mierząc kijem w dziewczynę.

Ta już bez słowa zdjęła kurtkę i rzuciła na nią kaburę. Uważnie obserwując mężczyznę wdrapała się na beczkę. Spoważniała. Chciał nagle manifestować swoją rangę. Niech mu będzie.

- Może reakcja?
- Jej głos przybrał ten oschły ton. Jej uwaga była całkowicie skupiona na Jamesie. Czuła się dziwnie jak w jakimś filmie kung-fu. Czekała na jego reakcję… na jego ruch.

Mężczyzna nie zaatakował jej, lecz chlusnął kijem w wodę tak, że ją ochlapał. Odruchowo przymknęła powieki i wtedy nie wyjmując kija, trącił beczkę, przez co Sophie omal nie straciła równowagi. Żeby nie spaść musiała złapać się rękami pływającego przedmiotu.

- Twoja reakcja zawsze będzie zbyt wolna względem nadprzyrodzonych. Zła odpowiedź. Wymyśl coś innego.
Sophie wyprostowała się.
- Wiedza? Znając przeciwnika, jestem w stanie przewidzieć jego ruch.
- Blisko
- mężczyzna pokiwał głową z aprobatą - Nie oszukuj się jednak, nie zawsze będziesz znała swojego przeciwnika. Chodzi też o to czasem, by go poznać. Chodzi o dedukcję. Posiadanie wiedzy to za mało. Trzeba umieć korzystać z tej, którą się ma. Jeśli dołączysz do nas, nauczysz się patrzeć na swoje otoczenia jak na klocki lego. Zawsze będziesz widzieć to, co może ci się przydać, z czego możesz zbudować “coś”. - James uniósł kij i zaatakował Sophi. Nie miała jednak problemu ze sparowaniem ciosu. Po chwili nadszedł kolejny i kolejny. Kiedy mężczyzna odstąpił, przesuwając swoją beczkę w tył, kontynuował - Nigdy nie jesteś bezradna Sophie. Pamiętaj o tym. Możesz być słabsza, wolniejsza, mniej wytrzymała, gorzej uzbrojona, ale to, co jest w twojej głowie powinno dać ci przewagę nad każdym przeciwnikiem. I na tym powinnaś się skupić. Nie tylko dziś, ale zawsze. Tylko zwyciężając głową, możesz zwyciężyć też ciałem. - znów zaatakował.

Kobieta sparowała kolejny cios. Słuchała mężczyzny z uwagą. Dedukcja. To było coś co już miała. Wiedza to coś czego potrzebowała od Ankh. Uważnie obserwowała Jamesa, to jak swobodnie poruszał się na beczce. Musiała być coraz doskonalsza, to było pewne. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie dotyczy to tylko jej ciała.

Wyprowadziła cios na jego głowę, wyhamowując w ostatniej chwili pęd uderzenia i przekierowując całą siłę by drugim końcem kija uderzyć w beczkę. Sparował, lecz uśmiechnął się.

- Co myślisz o Andre? - zapytał, nagle wyprowadzając atak w jej udo.
Sophie sparowała, musiała jednak “zatańczyć” na beczce by utrzymać równowagę. Wyprowadziła cios na jego prawą rękę, w której trzymał kij.
- Jest przystojny... - James sparował atak, więc zaatakowała głowę. - ...zabawny, inteligentny.. - odparty atak przekierowała ponownie na beczkę. Skrzywiła się gdy znów się nie udało. - … jest dla mnie bardzo ważny.
- Zabiłabyś dla niego?
- zatrzymał się nagle.

Kobieta także zatrzymała się patrząc Jamesowi prosto w oczy. Chciała się dostać do Ankh, pewnie od tego mężczyzny zależała w sporej części ta decyzja. Jednak czy kłamstwo by ją w jakikolwiek sposób uratowało?

- Tak. - Nie zamierzała nic dodawać. Nie było potrzeby.

Patrzyli sobie w oczy przez chwilę, a gdy James się uśmiechnął, Sophie poczuła, że traci równowagę. Tym razem wpadła do wody, gdy mężczyzna nie kijem, a nogą odepchnął jej beczkę. Podniosła się, zapierając się kijem o jeziorny muł. Czuła jak jej buty grzęzną, jak wlewa się do nich woda. Zaczesała dłonią do tyłu mokre włosy. Teraz bardzo żałowała, że jednak nie rozebrała się tak samo jak jej trener. Przynajmniej broń…

Myśl uderzyła ją jak piorun. Szybkim krokiem zaczęła wychodzić z jeziora.
Trening trwał do 2 nad ranem, kiedy Sophie nie była w stanie już odpowiadać swojemu mentorowi na pytania, bo zbyt mocno szczękała zębami z zimna. On zresztą też wyglądał na zmęczonego - może nie na tyle, by przestał się uśmiechać, jednak jego ruchy straciły zwykłą spontaniczność i stały się oszczędne.

Przez te kilka godzin 3 razy została zepchnięta do wody, zaś James prawie raz. Prawie. W tym czasie rozmawiali o wszystkim: o wilkołakach, wampirach, łowcach, żołnierzach, serialach, książkach, muzyce, nawet o wychowanie dzieci zahaczając, choć żadne z nich potomka nie posiadało.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 22-01-2017, 20:35   #20
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Około 3 nad ranem Sophie została odwieziona do hotelu przez tajemniczego kierowcę i Jamesa, który bezczelnie poszedł spać zaraz jak wsiedli do pojazdu. Nie uchylił nawet powieki, gdy wysiadała, choć była gotowa przysiądz, że nie spał. Znalazła się więc oto przemoczona, szczekająca zębami, mokra i śmierdząca mułem przy wejściu do 5-cio gwiazdkowego hotelu.

Westchnęła ciężko, przez chwilę wpatrując się w piękne przeszklone drzwi. Wiedziała jedno. Jej wygląd nie poprawi się od stania na zewnątrz, a zdrowie może się pogorszyć. Spokojnym krokiem weszła do środka i ruszyła w stronę wind. Uznała, że lepiej ubrudzić jedną windę niż schody na wszystkich kondygnacjach.

Przeszła obok recepcji wzbudzając coś na podobieństwo obrzydzenia w oczach jej ulubionej recepcjonistki. Napompowane usta zacisnęły się ale w ogóle nie zmniejszyły przy tej okazji. Sophie uznała to za swego rodzaju fenomen. Weszła do windy i tylko usłyszała, że recepcjonistka woła sprzątaczkę.

Już na korytarzu trzeciego piętra zdjęła kurtkę. Czuła jak zimna woda z włosów płynie po jej i tak przemoczonych plecach, wzbudzając tylko kolejne fale dreszczy. W butach jej chlupotało. Będzie musiała sobie kupić porządniejsze buty i strój. Tylko kiedy.
Wykończona weszła do pokoju i nie zapalając światła zaczęła przy drzwiach zrzucać z siebie mokre rzeczy. Ciepły prysznic to jedyne co miała w głowie. Strumienie gorącej wody ogrzewające jej ciało. Ciekawe czy Andre lub Ankh przewidywali urlop zdrowotny. Dygocząc przeszła do łazienki. Dopiero gdy poczuła na skórze gorącą wodę jej ciało uspokoiło się lekko.
Nago wróciła do pokoju. Zgarnęła broń i wrzuciła ją do szuflady. Jak nigdy, owinęła się szczelnie kołdrą. Normalnie pewnie władowałby w siebie jakąś aspirynę, ale nie miała pomysłu skąd niby miałaby ją wziąć w Wiedniu. Po dłuższej chwili zasnęła.

***

No i stało się. Przeziębiła się. Tak zwyczajnie, po ludzku. Nawet Eliottowi chyba było jej żal, bo gdy tylko ją zobaczył, poza śniadaniem przyniósł też paczkę lekarstw. Póki co jednak z nosa ciekło jej jak z kranu, a ciało, które trawiła gorączka, raz po raz przechodziły dreszcze. Sophie zajęła miejsce w jednym z foteli w saloniku, owinąwszy się wcześniej jakimś,wyproszonym u obsługi hotelu, kocem. Elliott załatwił jej herbatę. Z wielkim opakowaniem chusteczek i książką, ubrana w chyba wszystkie swoje ciepłe rzeczy, czuwała pod pokojem Andre. Miała spore obawy, jeśli chodzi o jej wieczorny trening.

Z każdą godziną czuła się gorzej. Bolały ją w dodatku wszystkie kości. Co gorsza, uświadomiła sobie, że z jakiegoś powodu wczoraj nie czekała na nią fiolka z krwią Andre. Czyżby zapomniał? Jego prawo, szkoda, że akurat w taki dzień. Wreszcie nadeszła upragniona godzina 16. Sophie, nie mając siły by zejść na dół, zamówiła obiad do swojego pokoju. Właściwie to tylko zupę, bo czuła, że więcej i tak by nie przełknęła.

Chciała zjeść szybko gorącą potrawę i złapać choć odrobinę snu. Po cichu liczyła też, że jeśli nie odbierze wezwania na trening, to może tego dnia jej odpuszczą. Nic jednak bardziej mylnego. Pod talerzem z zupą leżała serwetka, a na niej wyjątkowo czytelnie napisane drukowanymi literami: BĄDŹ PRZED HOTELEM O 18:03.

***

Sophie spróbowała się chwilę zdrzemnąć licząc na to, że to odrobinę poprawi jej stan. Ustawiła najgłośniejszy budzik i jakoś zwlokła się z łóżka tuż przed 18-tą. Założyła kilka warstw ubrań i resztkami sił doprowadziła siebie na parter. Czekała w środku i dopiero punkt 18:03 wyszła na zewnątrz.
Tym razem to James po nią podjechał.Mężczyzna uśmiechał się jak zwykle promiennie.
- Ślicznie wyglądasz - zagadał, otwierając drzwi.
Sophie zajęła miejsce pasażera. Miała gdzieś czy go zarazi, czy nie. Jej ciało przeszyła kolejna fala dreszczy.
- Za to ty wyglądasz jak zwykle. - Skrzyżowała ręce, trąc dłońmi swoje ramiona. Po chwili sięgnęła i podkręciła ogrzewanie w aucie, nie pytając trenera o pozwolenie. - To gdzie dzisiaj?
- Dziś będzie ostateczny test. - odpowiedział Rossell, a uśmiech z jego ust zniknął - Dokonasz egzekucji.

Sophie przeszły dreszcze. Nie była pewna czy przez gorączkę, czy przez to co powiedział James. Zerknęła na mężczyznę, ale nic nie powiedziała. Miała złe przeczucia… bardzo złe przeczucia.

Mężczyzna nic więcej nie tłumaczył, za to podgłośnił radio jakby chcąc przegnać myśli, które krążyły po jego głowie. Ku lekkiemu zdziwieniu Sophie zaparkowali pod budynkiem Filharmonii, gdzie w ogóle poznała swojego trenera. Tym razem weszli jednak od strony zaplecza do budynku.
- Wiesz, jak to wygląda. Eliminujemy tych, którzy zagrażają Radzie lub Maskaradzie jako takiej. Twój cel stanowi zagrożenie. Więcej się nie dowiesz i dowiedzieć się nie musisz. Jeśli masz jasne rozkazy, działasz jak na żołnierza przystało. A że masz doświadczenie, to liczę, że będzie to dla ciebie bułka z masłem. - uśmiechnął się lekko, otwierając drzwi przed kobietą.
Co zastanawiające, nie sprecyzował jednak czy chodziło mu o doświadczenie służenia w armii, czy w zabijaniu.

Sophie w ciszy podążała za mężczyzną. Szła z dłońmi w kieszeni, powstrzymując ich drżenie. To nie był dobry dzień na cokolwiek. Między innymi na zabijanie. Teraz bardzo niepokoiło ją, że Andre nie dał jej krwi. Jeszcze bardziej to, że niedawno zabiła na jego polecenie wampira. Czy jest szansa, że Burth stał się tym samym zagrożeniem dla Rady?
- Kto jest moim celem? - Jej głos był spokojny, lekko zachrypnięty od kataru. Nie powstrzymywała tego. Oszczędzała siły na to co miała zrobić.
- Nie słuchałaś mnie? - pytanie Jamesa było z pozoru zadane beztroskim tonem, ale wyczuła w nim ten sam chłód, gdy nie wykonała jego polecenia od razu przy beczkach.
~Słuchałam ale warto było zaryzykować.~

Powstrzymała westchnienie.
- Nie było pytania. - Weszła przez otwarte drzwi, wyostrzając wszystkie zmysły. Wyjęła ręce z kieszeni i rozpięła kurtkę by mieć łatwy dostęp do kabury. W tych ciuchach w operze, mogła pomarzyć o prostej robocie.

Widząc jej gest, Rossell położył dłoń na jej dłoni.
- Zrobisz to bez brudzenia. I na bogów... nie wykonuj takich gestów w pomieszczeniu, gdzie jeszcze mogą być kamery.

Mężczyzna poprowadził Sophie do przebieralni, lecz tym razem nie do tej, gdzie rozbiła lustro, lecz innej, wyglądającej na nieużywaną praktycznie. Tutaj za ogromnym kontuarem okazało się być ukryte zejście do podziemi.
James podał latarkę kobiecie, po czym sam włączył swoją i ruszył jako pierwszy.

Jakich gestów? Powstrzymała się od grymasu. To normalne że rozpina się kurtkę w pomieszczeniu. Chwyciła latarkę i ruszyła za trenerem.

Zeszli po schodach, by stanąć przed okutymi drzwiami.
- Tutaj cię zostawiam i tylko przypomnę, że jedyne co masz zrobić, to dokonać egzekucji. Ciało ma pozostać nietknięte, dlatego użyjesz tego - wcisnął w dłoń kobiety nieduże pudełko - Mieszanina toksyn i środków przeciwbólowych. Może nie będzie ładnie wyglądać, jak będzie umierał, ale nie powinien cierpieć. Twoje zadanie to wejść do środka, wykonać robotę i wyjść.
- Potem wrócisz do hotelu. Beze mnie. Jeśli uznamy, że się nadajesz, dowiesz się. Jeśli nie... lepiej byś nigdy o nas nie wspomniała nikomu spośród żywych. - spojrzał na nią znacząco, po czym dodał nieco łagodniej - Powodzenia, Sophie.

Kobieta chwyciła pudełeczko i bez słowa weszła do pomieszczenia, które okazało się długim korytarzem. Dopiero za kolejnymi drzwiami znalazła się w pomieszczeniu, do którego ostatnio zeszła przez szyb. To tutaj spotkała Jamesa po raz pierwszy. Tym razem jednak nie było stolika z jedzeniem, nie było świec. Było tylko jedno krzesło a na nim związany mężczyzna z workiem zarzuconym na głowę.

Kobieta wyjęła strzykawkę z pudełka i podeszła skazańca. Drżała, ale zwaliła to na gorączkę. Jednym ruchem zerwała z jego głowy worek. Tak jak się obawiała... znała go. A jednak w pewnym sensie poczuła ulgę. To nie był Andre tylko Martin.
- Abi? - zdziwił się, widząc kobietę, a po chwili na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech. - Abi! Co ty tu robisz? Też o nich wiesz?

Mężczyzna rozejrzał się skonsternowany. Schudł nieco od ostatniego czasu gdy... się widzieli.
Kobieta chwyciła jego twarz. Był taki uroczy. Czy złapali go wtedy na przyjęciu, gdy zwróciła uwagę na blond czuprynę? Patrzyła w te błękitne oczy, przypominając sobie moment gdy widzieli się po raz ostatni. Jego uśmiechnięta twarz i wysportowane ciało rozciągnięte na łóżku. Jego ciepło w niej, gdy się kochali. Czyli odkrył ich i musiał zginąć?

Patrzyła na niego spokojnie. Kim był dla niej? Nikim. Ciepłą i przyjemną przygodą.
- Nawet nie wiedziałeś ile będziesz miał do stracenia. - Nie dając mu odpowiedzieć, wbiła strzykawkę w jego szyję.

Powoli odsunęła się, obserwując mężczyznę.
Przyglądał się jej, próbując zrozumieć, a potem się zaczęło. Wyglądało to jak atak padaczki z charczeniem i toczeniem piany włącznie. Nie było to jednak długie widowisko. Po pół minuty ciało mężczyzny zwiotczało zupełnie, a jego głowa zawisła bezwładnie ponad przytrzymującymi go na krześle więzami.
Sophie poczuła jak jej ciało przeszyła kolejna fala dreszczy. Chwilę obserwowała zwiotczałe ciało. Przymknęła oczy wyobrażając sobie jak blondyn się do niej uśmiecha i opuściła pomieszczenie drogą, którą tu przyszła. Czuła jak robi się jej zimno. Dreszcze nie dawały jej spokoju. Zabiła bo taki był rozkaz. Jednak cały czas myślała czy jest ktokolwiek kogo nie byłaby w stanie zabić… ktokolwiek przy kogo egzekucji by się zastanowiła. John… Elliott… no i Andre. Tego wampira nie mogłaby zabić, prędzej sama wbiłaby sobie tą strzykawkę. Nagle zalała ją fala gorąca, a chwilę po niej zaatakowały dreszcze. Musiała się oprzeć o fasadę budynku. Chwilę zbierała siły po czym ruszyła dalej, na piechotę w stronę hotelu. Musiała iść. Czuła, że tyle jest winna Martinowi. Czemu czuła, że jest mu cokolwiek winna.


Nie była pewna, o której dotarła do hotelu. Było ciemno, chyba niezbyt późno bo miasto było pełne ludzi. Niektórzy pytali czy jej nie pomóc, ale wymijała ich i szła dalej. Wparowała do hotelu i na oczach przerażonej recepcjonistki zaczęła się wspinać po schodach. Szła na autopilocie, już nie do końca rozumiejąc co robi. Gorączka trawiła ją. Jej wzrok był coraz bardziej zamazany. Gdy weszła na trzecie piętro nie skierowała się do swojego pokoju tylko do saloniku, w którym pewnie czuwał Elliott. Wparowała tam nie pukając i zemdlała.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172