Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-12-2016, 16:37   #1
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[Wampir Maskarada] Nie wszystek umrę...

To nie tak miał skończyć się czas
Obiecał trwać lecz zadrwił i zgasł
Wiem czym są łzy i wiem czym jest lęk
Bo to koniec i mnie coraz mniej


[MEDIA]https://uploads2.wikiart.org/images/salvador-dali/ballerina-in-a-death-s-head.jpg[/MEDIA]



To miał być jeden z typowych, wolnych wieczorów Sophii Lancaster – byłej wojskowej, obecnie prywatnego bodyguarda André'a Burthe'a. O ile oczywiście można mówić o jakiejkolwiek rutynie w przypadku ochroniarza nieumarłej istoty o nadnaturalnych zdolnościach. Tak, Sophia wiedziała kim jest jej pracodawca, a jednak zawarła z nim umowę. Wróciła do życia z bronią u boku, z poczuciem celu, z… nowymi możliwościami – a wszystko to w zamian za rok służby. Rok bez pytań – taki zawarli pakt, dlatego kobieta szybko przestała się dziwić czemukolwiek. Żyła od rozkazu do rozkazu i było jej z tym nawet dobrze, pomijając dziwne napięcie seksualne, które zawsze odczuwała w kontakcie ze swoim przełożonym.

Tej nocy miała wolne, za ochronę szefa odpowiadał Eliott. A jednak parę minut po drugiej w nocy Burth wezwał Sophie do swojego gabinetu. To co prawda o niczym nie świadczyło, gdyż czasem André lubił mieć przy sobie większą obstawę. Kobieta po prostu nałożyła swój standardowy garnitur i ruszyła na spotkanie z szefem.

W niedużym pomieszczeniu, w którym zazwyczaj urzędował Jules – doradca i najbliższy asystent Burtha było cicho i mroczno. Jedynym źródłem światła były podświetlane półki eleganckiego regału, na którym Jules trzymał różne pamiątki i nagrody. Nikt tu nie pracował o tej porze… z jednym wyjątkiem. Przy drzwiach do gabinetu, w cieniu wielkiego zegara, stał mężczyzna. Człowiek ten był wysoki i proporcjonalnie zbudowany, w doskonale skrojonym garniturze wyglądał bardziej na modela niż ochroniarza. Nic bardziej mylnego – Eliott był szefem ochrony wampirzego magnata i profesjonalistą w każdym calu.

[MEDIA]http://s5.ifotos.pl/img/eliottjpg_aeppahs.jpg[/MEDIA]

- Hej, A… Sophie. Możesz wejść. On czeka już na ciebie. – pozdrowił ją i tylko lekkie ociąganie między częściami wypowiedzi mogło zdradzać, że czuje jakiś dyskomfort.

Tak naprawdę obydwoje go czuli od czasu, kiedy kobieta została postrzelona. Eliott nie tylko zareagował jak typowy mężczyzna na widok półnagiej podopiecznej, ale też dowiedział się o niej czegoś więcej – czegoś, czego sama nie chciała ujawniać na temat swojej przeszłości. Na koniec to ona patrzyła, jak ich wspólny szef pożywia się na mężczyźnie. André kazał jej patrzeć uważnie i dlatego raz za razem, gdy wracała do tego wspomnienia, jak żywe wracało przed jej oczami. Pamiętała wyraz twarzy Eliotta, gdy wampir wgryzł się w jego szyję. Było w tym coś intymnego, coś... niemoralnego. Choć co ona sama mogła powiedzieć na temat moralności?
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 22-12-2016 o 16:44.
Mira jest offline  
Stary 23-12-2016, 18:53   #2
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Sophie skłoniła się lekko Eliottowi i stanęła przed drzwiami.
- Dzieje się coś ciekawego? - Była spokojna. Reakcja mężczyzny była oczywista. Może to był jej błąd, że nie zasygnalizowała wcześniej kim była, ale… czuła, że i tak się domyślał. Upewniła się, że garniak dobrze leży i spinki do mankietów się nie przekręciły. Niby była przyzwyczajona do mundurów, ale to jednak nie było to. Jedyne z czym czuła się komfortowo w tym wdzianku to z załadowaną bronią w kaburze.
Widząc, że Eliott jej nie odpowie weszła do gabinetu. Zatrzymała się jak zwykle tuż za drzwiami stając w lekkim rozkroku z rękami założonymi na plecach.
- Wzywałeś mnie Andre. - Słowa wypłynęły z jej ust nim odnalazła swego pracodawcę.

- Co? - Burth spojrzał na kobietę ze zdziwieniem.
Spacerował z jednego brzegu pokoju w drugi i dopiero teraz przystanął, patrząc na Sophie ze zdziwieniem. Przy okazji zauważyła, że zwykle nienagannie ułożone włosy wampira są w lekkim nieładzie, a on sam wydawał się co najmniej roztrzepany. To było jednak wrażenie, które trwało nie dłużej niż pięć uderzeń serca. Po chwili Andre był już sobą.


- Ach, Sophie. Posłałem po ciebie. Musimy porozmawiać.
Podszedł do biurka, gestem dając znać swojej pracownicy, by usiadła w fotelu naprzeciwko. Kobieta poczuła znów ten niesamowity magnetyzm i tylko dzięki własnemu opanowaniu nie rzuciła się mężczyźnie na szyję, by błagać go... no właśnie, o co? Chciała by zanurzył się w niej, ale którą częścią ciała... tego nie umiała dokładnie powiedzieć.

To było dziwne. Sophie nie widywała Andre innego niż opanowanego, ewentualnie rozbawionego. Ta dziwna namiętność, która znów na chwilę zawładnęła jej ciałem lekko ją zirytowała. Powoli podeszła i zajęła miejsce we wskazanym fotelu. Nie odzywała się, miała nie pytać, więc czekała aż wampir sam zacznie mówić. Była ciekawa z czego wynika nieład, w którym zastała mężczyznę. Czyżby znów widział się z kochanką? Ta myśl lekko ją ukuła, ale nie pozwoliła by w jakikolwiek sposób odmalowało się to na jej twarzy.

- Powiedz mi Sophie, jak ci się u mnie pracuje? Teraz. Zginęłabyś, ochraniając mnie, gdyby nie... specyficzne zdolności, którymi dysponuję. Musisz być tego świadoma, prawda? - zapytał Andre, siadając we własnym fotelu i składając dłonie na wysokości paska od spodni. Na jego twarzy gościł przyjazny uśmiech.

Kobieta jak zwykle utrzymywała wzrok tuż powyżej oczu rozmówcy. Siedziała wyprostowana z dłońmi spokojnie spoczywającymi na kolanach. Wymagało od niej niesamowitej ilości siły woli by wzrok nie podążył za dłońmi i spoczął na kroczu mężczyzny, jeszcze więcej by nie przygryzła wargi, gdy przyjemny gorąc rozlał się po ciele, jak tylko zobaczyła jego uśmiech. Cholerny wampir i jego “zdolności”.
- Dobrze. Byłoby dużo prościej gdybyś przestał to robić. - Andre doskonale wiedział o czym mówi. Już nie raz poruszali temat ich “relacji”. Całkowicie zignorowała temat swojej ewentualnej śmierci. Była ochroniarzem. Ochroniarze są od tego by ginąć za kogoś innego i ten typek to wiedział.

- Co robić? Przestać wychodzić z domu? - zapytał z miną niewiniątka.

- Doskonale wiesz, że nie o to chodzi Burth. - Użyła jego nazwiska specjalnie, nie lubił tego tak jak ona nie lubiła gdy się z nią droczył. - Byłoby prościej gdybyś nie starał się na mnie wpływać… na moje emocje.

Mężczyzna odepchnął się nogą od biurka, przejeżdżając na fotelu pod dębową, oszkloną gablotę.
- Podejdź i usiądź mi na kolanach Sophie. - rozkazał. Czuła, że niczego innego nie pragnie.

Jej ciało wykonało polecenie zanim jej głowa właściwie przyswoiła o co ją poprosił. Usiadła na nim okrakiem, a siły woli wystarczyło na tyle by go nie objęła. Jej ręce opadały swobodnie wzdłuż ciała. Chciała zadać pytanie po co to robi, ale toż miała nie pytać. Przygryzła wargę i skupiła wzrok na wampirze.

- Jak prosiłem, byś do mnie mówiła? - zapytał Kainita, bawiąc się spinką jej marynarki.

- Nie mogę sobie przypomnieć. Chciałam zauważyć, że prosiłam byś tego nie robił. - Sophie uśmiechnęła się. Jego bliskość była zbyt przyjemna. Czuła, że niepotrzebnie to zaognia. Mogła mu po prostu dać czego chce.

Uśmiechnął się lekko, podnosząc na nią wzrok. Teraz musiała spojrzeć mu w oczy, gdy odgarnął kosmyk włosów z jej czoła.
- A co jeśli ci powiem, że tego nie robię? Jeśli wy, kobiety, poznając raz taką moc, zaczynacie wyobrażać sobie, że wszelkie popędy, które odczuwacie, są efektem tej mocy? - zabrał rękę, przejeżdżając nią jakby od niechcenia po policzku i szyi Sophie. - Poza tym to nie było mądre. Moje i twoje prośby nie mają tej samej wartości. Czy mam ci tłumaczyć, dlaczego? - w słowach wampira kryła się jakaś niewypowiedziana groźba.

Sophie spoważniała. Na jego dotyk nie zareagowała wcale, zmusiła się by postawić przed sobą jednego z tamtych facetów. Wspomnienie bólu szybko ją ocuciło. Znała swoje popędy, nie to nie mogło być to. Burth robił z nią coś, ale jeśli nie chciał o tym gadać była to jego sprawa.
- Wybacz Andre, było to nierozsądne z mojej strony. - Zamilkła na chwilę. Postanowiła wrócić do poprzedniego tematu jakby ta sytuacja w ogóle nie miała miejsca.- Pracuje mi się dobrze.

- Możesz usiąść na fotelu - powiedział wampir, jakby stracił nią nagle zainteresowanie.

Wstając zastanawiała się czy poczuła ulgę, czy też zrobiło się jej smutno. Spokojnym krokiem wróciła na swój fotel. Teraz jednak gdy zajęła miejsce skupiła wzrok bezpośrednio na Burthu. Czekała. O co mogło mu dzisiaj chodzić? Chce ją zwolnić? Nagle wizja utraty broni poważnie ją zabolała. Czy w ogóle może ją zwolnić? Toż jest ta cała maskarada itd. W razie czego, najwyżej ją zabije. Wizja wydała się jej dużo pozytywniejsza niż możliwość życia bez pistoletu w kaburze.

Andre otworzył laptopa i zajął się przeglądaniem jakichś plików. Chwilę więc siedzieli w milczeniu, a jedynym dźwiękiem w pomieszczeniu było szybkie klikanie palców mężczyzny w klawiaturę. Miał piękne palce... Męskie, a zarazem - tak, Sophie pamiętała że potrafią być niezwykle delikatne...
- Dobrze. - nie wiadomo czy Burth powtórzył jej wypowiedź, czy było to jego własne sformułowanie - Dobrze. - powtórzył - Jak uważasz, z ilu procent swoich zdolności bojowych dotychczas korzystałaś? Czy to, co pokazałaś przy ataku na mnie, to było 100%?

Gdy tylko wampir skupił się na komputerze, ona przeniosła wzrok na okno. Wypatrując.. Snajpera. W sumie nie była pewna. Jego głos wyrwał ją z zamyślenia.
- Myślę, że jest ci łatwiej ocenić moje “zdolności” niż mi. - Na chwilę zamyśliła się. To był prosty strzał. Zadziałała odruchowo. - Wątpię by było to 100%.

- Byłem ciekaw twojej oceny. - przyznał Andre, mrugając do niej znad ekranu laptopa. Po chwili zamknął komputer i skupił wzrok na kobiecie - No dobrze, Sophie. Podjąłem decyzję. Bardzo ważną decyzję. Wyjeżdżam do Wiednia. Tak, tam, gdzie urzęduje Najwyższa Rada Camarilli. Być może ten wyjazd przeciągnie się, nie ukrywam bowiem, że jest on dla mnie ważny. Wobec tego zamierzam zabrać ze sobą tylko to, co najważniejsze i najlepsze. Dlatego z obstawy chcę tylko ciebie i Eliota. - zrobił pauzę, by mogła przyswoić informacje, po czym kontynuował. - Jednak tam wszelkie zagrożenia wzrosną. Nie będziesz miała też jako takiego czasu wolnego. Będziesz odpoczywać, jeść, pić gdy nadarzy się ku temu okazja. Oczywiście, wzrośnie też twoje honorarium. Podstawowa stawka to 6000 euro... plus premia uznaniowa.

Sophie cały czas uważnie obserwowała wampira. Gdy wspomniał o Wiedniu przez głowę przeszła jej tylko jedna myśl... nie zna niemieckiego. To może być problem. Jedyny problem. Jechała gdzieś i zabierała z sobą broń, to było najważniejsze.
- Jestem twoim ochroniarzem Andre. Jeśli chcesz bym była z tobą w Wiedniu... tam też będę. - Jej głos był spokojny, nie zawahała się nawet na sekundę, zupełnie jakby decyzja była mniej istotna niż to co zje na śniadanie. To tylko kolejne zadanie. Przymknęła oczy. Musi nauczyć się niemieckiego.

- Musisz nauczyć się niemieckiego - zawyrokował wampir, jakby mógł czytać w jej myślach - I na tym skupisz się przez najbliższy tydzień. Dostaniesz prywatnego nauczyciela. W tym czasie Elliot ogarnie nasze nowe mieszkanie w Wiedniu pod kątem systemu zabezpieczeń. Jest jeszcze coś w Wiedniu... coś specjalnego, co ci obiecałem. Specjalna jednostka do walki z łowcami wampirów i tymi, spośród spokrewnionych, którzy zagrażają lub łamią maskaradę. Ankh - najlepsi z najlepszych śmiertelnych.

W tej jednej sekundzie Sophie dosłownie się wyszczerzyła. Chyba po raz pierwszy od kiedy Burth ją poznał. Szybko się zreflektowała i na jej twarzy pozostał tylko typowy lekki uśmiech. Najchętniej rzuciłaby mu się na szyję i pocałowała, a potem… Szybko wymazała te myśli.
- Tym bardziej cieszę się, że mnie wybrałeś. - Jej głos był spokojny. Gdyby nie to co przed chwilą zobaczył wampir, mógłby powiedzieć, że kobieta zareagowała na tą informację zupełnie spokojnie.

Przełożony uśmiechnął się tylko półgębkiem.
- Jest haczyk. - powiedział bez emocji.

Sophie nawet nie drgnęła. Zawsze jest jakiś haczyk.
- Wiesz już co potrafi krew spokrewnionego. Wszyscy członkowie oddziału Ankh przyjmują codziennie porcję krwi swoich przywódców. Tylko tak mogą przetrwać mordercze treningi i... polować na spokrewnionych.

Głowa kobiety momentalnie podsunęła jej wspomnienie smaku krwi Burtha. Tą siłę, którą czuła i chwilę potem to spełnienie. Chciała spytać kto będzie jej dowódcą, ale toż było to pytanie. Liczyło się jedno. Będzie miała front, będzie miała rozkazy, broń, przeciwnika. Znów będzie walczyć.
- Jeśli tego sobie życzysz.

- Źle mnie zrozumiałaś. - Andre uśmiechnął się szerzej - To twoja decyzja. Mówię ci prosto z mostu, nie przejdziesz testu, jeśli nie zaczniesz przyjmować krwi nieśmiertelnego. Nie mówiłem też, że dam ci swoją. O to przynajmniej powinnaś poprosić. Ładnie. - dodał z naciskiem.

To ją już zbiło z tropu… jak to nie przejdzie testu? Przygryzła wargę. Patrzyła wampirowi prosto w oczy. Chciała tego, chciała walczyć. Znów poczuć tą adrenalinę… znów mieć cel. Jeśli wszyscy, którzy tam będą piją krew wampirów, jeśli mają tą siłę, którą ona czuła przez chwilę… Delikatnie otworzyła usta. Nie miała szans. Tak doskonale rozumiała, że nie ma szans.
Niemal słyszała tykanie zegara stojącego za drzwiami, może to złudzenie ale wydawało się, że niemal słyszy oddech stojącego tam Eliotta. Nie nie mogła słyszeć oddechu Burtha, on nie oddychał. Czy też to była ona? Czuła jak jej serce wali. Chciała walczyć… musiała walczyć. Podniosła się i obeszła biurko. Miała wrażenie, że jej serce zaraz wyrwie się z klatki piersiowej. Przez chwilę patrzyła na mężczyznę z góry. Musiała walczyć, pragnęła tego i teraz widząc jego oczy czuła to, że pragnęła jego, jego krwi. Kolana ugięły się przed nią i teraz to wampir mógł patrzeć na nią z góry.
- Proszę Andre. - Jej głos drżał. - Tak bardzo chcę walczyć… - Ugryzła się w język. Wampira nie powinno to obchodzić. Liczyło się tylko to, że może mu służyć. Czemu miałby jej dać swoje “vitae”... bo tak je nazywali. - Proszę.. Błagam. Czy mogłabym pić twoją krew?

- Jeśli się dostaniesz, nie będziesz mogła pełnić obowiązków wobec mnie. - mówił Kainita ze spokojem - Z drugiej strony to też swego rodzaju prestiż dla spokrewnionego, jeśli to właśnie jego ghul zostanie wybrany. Muszę się zastanowić... co ja z tego będę miał?

Grał nią. Wyciągnął przed siebie na dłoni jedzenie i schował gdy tylko nabrała apetytu. Klęczała przed nim przygryzając wargę. Co mogła mu dać. Już i tak oddała prawie życie by go osłonić. Chwilę patrzyła mu w oczy, po czym zaczęła rozwiązywać swój krawat.
- Wiesz jak bardzo tego pragnę Andre. - Rzuciła krawat na podłogę i rozpięła koszulę odsłaniając szyję. - Chcę walczyć i błagam byś mi to umożliwił. Nie jestem w stanie dać ci nic ponad prestiż.

Wampir przyglądał jej się, lustrując ją od stóp do głów. Raz za razem. Patrzył na nią i patrzył. A ona stała jak ta idiotka.
- Krew za krew. To dobra wymiana. Choć nie będę mógł cię osłabiać zbyt często. - mówił niespiesznie, ważąc każde słowo - Zróbmy tak... będziesz mi winna przysługę. I to nie jest byle co, bo sama wiesz jak wiele mogę od ciebie żądać w ramach twojej pracy. To będzie coś większego, coś, co być może stanie na przekór wszystkim zasadom, które wyznajesz... a może to będzie igraszka. Sam nie wiem. Chcę jednak, byś liczyła się z konsekwencjami, a nie myślała “jakoś to będzie”. Przysługa to może być potężne zobowiązanie. Rozumiesz?

- Rozumiem… na tyle na ile jestem w stanie pojąć. - Nie była w stanie ocenić czym jest przysługa dla istoty nieśmiertelnej. Będzie walczyć, może tylko walczyć. - Zgadzam się na twoje warunki Andre.

- Zatem zawarliśmy umowę. Każdego wieczora zgłoś się po swoją porcję. - powiedział wampir z wyraźnym zadowoleniem. Następnie kłami rozorał nadgarstek, na którym leniwie zaczęły wypływać czerwone wstęgi vitaę.
- Niestety, będziesz musiała pić ze źródła, bo nie mam pod ręką żadnego naczynia. - powiedział i było to niemal jawnym kłamstwem, niedaleko bowiem znajdował się w pełni wyposażony barek Kainity.

Sophie zawahała się. Czuła to dziwne pragnienie patrząc na czerwoną kroplę, a nie lubiła poddawać się takim rzeczom. Będzie walczyć. Nachyliła się na klęczkach do nadgarstka wampira i zaczęła ostrożnie zlizywać krew. Po chwili chwyciła ostrożnie jego nadgarstek w swoją rękę i przymknęła oczy. Czuła jak vitea wampira działa na nią i chciała więcej.

- Starczy. - zażądał Andre, a ona nie śmiała się sprzeciwić. Kainita zalizał ranę i spojrzał na nią - To wszystko, Sophie. Teraz wyjdź. Możesz ubrać się przed gabinetem. - powiedział, o czym wrócił do przeglądania zawartości laptopa.

Sophie podniosła się zgarniając krawat z podłogi i powoli opuściła pokój. Zamykając za sobą drzwi osunęła się na ziemię. Chwyciła kołnierzyk koszuli, zasłaniając szyję. Pragnęła go, chciała tego wampira. Czy to czuł Eliott? Rozejrzała się szukając ochroniarza. Czuła jak jej ciało zaczyna drżeć. Powoli zwlokła się z kolan. Musiała wziąć prysznic… zimny.

- Pomóc ci? - zapytał mężczyzna, znów stojąc w cieniu zegara.

- Poradzę sobie. - Uśmiechnęła się do mężczyzny, wsuwając ręce do kieszeni by ukryć ich drżenie. - Podobno wyjeżdżamy razem.

- Taa... - mruknął ochroniarz. Odprowadził Sophii aż do drzwi, choć wcale o to nie prosiła. A kiedy miała już wyjść, zapytał szeptem:
- Czy... czy on zrobił coś... wbrew tobie?

- Nie. - Poklepała Eliotta po ramieniu. - Tylko to, na co się zgodziłam.

- To dobrze. Choć... to i tak czasem sporo - poszukał wzrokiem jej spojrzenia, po czym dodał - gdybyś potrzebowała pogadać... sama wiesz. - dodał nieporadnie.

Patrzyła na niego lekko zaskoczona. Pogadać, toż ona nigdy nie rozmawia. Czuła jak podniecenie, które zafundował jej wampir zaczyna się z niej dosłownie wylewać. Musiała się szybko ogarnąć.
- Pogadać… nie, dziękuję Eliott. Jakbym była potrzebna to wołaj. - Wsunęła dłoń z powrotem do kieszeni i zmusiła się do uśmiechu. - Zmykam na dalszą część, mojej “wolnej” nocki.

- Jasne. Dobranoc. - powiedział mężczyzna, wracając pod drzwi gabinetu.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 23-12-2016 o 18:59.
Aiko jest offline  
Stary 25-12-2016, 22:36   #3
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
***

Sophie przez tydzień praktycznie nie widziała Andre i nie pełniła służby u niego. Czuła się jak jakiś szkolniak, bowiem harmonogram wypełniały jej lekcje. Oprócz niemieckiego, Sophie miała się też uczyć etykiety, historii zabytków oraz - o zgrozo - tańców klasycznych. Po co? Nie mogła o to spytać Burtha. Taka była w końcu umowa. Wieczorem dostawała swoją porcję krwi, wysyłaną jej przez któregoś ze służących w fiolce, umieszczonej w zamkniętej kasetce z serduszkiem. Co sobie o niej myślała służba? Było łatwo zgadnąć.

Na dwa dni przed planowanym wyjazdem opuścił ich też Eliott z zadaniem przygotowania systemu bezpieczeństwa w nowej rezydencji ich szefa.

I tak nastał dzień 0 - dzień, w którym miała wrócić do czynnej służby przy ochronie pracodawcy. Tego wieczora mieli wylecieć do Wiednia prywatnym odrzutowcem - Andre, ona, Andre Jules oraz stary kamerdyner rodu Burthów (tak został przedstawiony Sophie) - Mauriccio la Figollette.

Dwa samochody podjechały pod posiadłość magnata. Do jednego mieli wsiąść Mauriccio i Jules, do drugiego Andre i Sophia. Oczywiście, szef spóźniał się.

Sophie czekała na wampira przy wyjściu z rezydencji. Opanowana z zewnątrz powstrzymywała się by nie zacząć krążyć. Gdyby coś się działo pozostali ochroniarze daliby jej znać…

To była zła noc. Nie mogła zasnąć. Ćwiczyła tak długo, aż padła podłodze. Obudziła się cała połamana tuż przed zmrokiem.

Starała się o tym nie myśleć, ale pragnęła Andre. Ten tydzień był dla niej drogą przez mękę. Wiedziała, że nie może tak myśleć. Jest jego ochroniarzem. Gdzie jest ten cholerny wampir.

Ruszyła w stronę sypialni Andre. Zatrzymała się tuż przed drzwiami. Czuła jakby serce miało się jej wyrwać z klatki piersiowej. Powinna wejść. Zawsze po prostu tam wchodziła. Otworzyła drzwi i weszła do środka.

- Andre. Powinniśmy ruszać.

Gdy spojrzała na Kainitę, wychwyciła jeszcze jego ruch, gdy coś chował do kieszeni. Ubrany był w czarny garnitur i granatową koszulę - bez krawata, co było dla niego dość nietypowe. Czyżby luźniejszy strój na podróż?

- Masz rację. - powiedział, uśmiechając się jakoś tak smutno. Kobieta miała jednak wrażenie, że ten uśmiech nie dla niej był przeznaczony. A może tylko jej się wydawało?

Gdy usiedli obok siebie na tylnym siedzeniu lexusa, a samochód ruszył w drogę na lotnisko, Andre odezwał się.

- Jak twoje lekcje tańca?

- Mam nadzieję, że wystarczająco efektywne.
- Była spięta, ale starała się skupić na obserwacji okolicy. Niepokoiło ją zachowanie Andre. Wmawiała sobie, że wampir pewnie nie lubił podróżować. Była ciekawa co ukrył w kieszeni. - nie wiedziałam, że ochroniarz musi mieć też takie umiejętności
- Widzę, że coraz lepiej radzisz sobie z obchodzeniem formy pytającej
- Burth uśmiechnął się, a jego uśmiech wrył się w pamięć Sophie. Wiedziała, że będzie ją prześladował w tych chwilach przed zaśnięciem, kiedy tęsknota za cielesnością wydawała się wręcz nieznośna.

- Pobyt w Wiedniu to nie tylko zobowiązania względem Camarilli, ale też więcej “bywania” na imprezach, gdzie jednak passe jest zabieranie obstawy. Dlatego będę chciał, byś była przy mnie jako osoba towarzysząca. I to przekonująca osoba towarzysząca. - spojrzał znacząco na kobietę.

Poczuła jak po jej ciele rozlewa się potworny gorąc. Ciekawe jakich zobowiązań… Przeniosła wzrok na drogę.

- Jeśli uważasz, że się nadaje, dołożę wszelkich starań by cię nie zawieść. - z uwagą przyglądała się otoczeniu, szukając najkorzystniejszej lokalizacji dla snajpera… miejsca gdzie sama by się zaczaiła. Odciągało to jej uwagę od tego ciepła, od wilgoci, którą zaczynała czuć. Co się z nią działo… przygryzła wargę, ale szybko cofnęła ten grymas.
- Na pewno nadajesz się bardziej niż Eliott - zaśmiał się Burth, klepiąc Sophie po wierzchu dłoni - Tylko musisz ruszać się mniej żołniersko a bardziej kobieco. Z gracją. Ale nad tym popracujemy. - obiecał.

Dotyk wampira tylko pogorszył sytuację.Ledwo powstrzymała się od drżenia. Sophie wzruszyła ramionami. Miała wrażenie że Elliott i tak nadawał by się lepiej.

- Poradzę sobie z poruszaniem się. Tylko przedstawiaj mnie jako niemowę. - Nagle kopnęła ją jedna myśl. Blizny. - I załatwisz mi zabudowaną kieckę.
- Naprawdę Sophie, zacznij dbać o język.
- westchnął wampir - Nie załatwisz a kupisz, do tego forma grzecznościowa - proszę. I nie kieckę a sukienkę. A co do twojego ciała - nie powinnaś się go wstydzić. Ja ci to mówię.

Kobieta spojrzała wampirowi prosto w oczy.

- Proszę Andre… czy nie zechciałbyś mi kupić jakiejś wieczorowej kreacji? Obawiam się, że nie mam a garderobie nic adekwatnego. - Uśmiechnęła się do mężczyzny, ale szybko musiała odwrócić wzrok. - Pozwól, że skupię się na pracy.
- Nie ma sprawy, Sophie.
- odpowiedział lekkim tonem i ciężko było zgadnąć do której części wypowiedzi odnosiły się jego słowa.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 26-12-2016, 23:48   #4
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
O godzinie 18.55 prywatny samolot wystartował z lotniska w Paryżu. Przewidywany czas przybycia do Wiednia 21.48. Mieli więc spędzić dwie godziny pod niebem. Tutaj Sophie nie musiała obawiać się snajpera. Na pokładzie samolotu była tylko ona, Andre, kamerdyner i asystent. Niemłody już Mauriccio postanowił wykorzystać ten czas na drzemkę, podczas gdy jego pan i Jules półgłosem rozmawiali na temat jakiejś inwestycji.

Sophie widząc, że mężczyźni zajęli się sobą sięgnęła po lekturę, na której starała się uczyć niemieckiego. Czytała “Proces” Franza Kafki po angielsku i na szczęście udało się jej znaleźć wersję niemiecką w przepastnej bibliotece Burtha. Mimo, że byli “bezpieczni”, cały czas zerkała na drzwi od pomieszczenia pilota, albo tylne.

Kiedy lot miał się już ku końcowi, a z nadajników nadano komunikat, by zapiąć pasy, z kabiny pilota wyszedł... pilot. Mężczyzna kierował się wprost do Andre. W dłoni trzymał pistolet.

Kobieta, gdy tylko dostrzegła broń, rzuciła się naprzód starając się odgrodzić mężczyznę od wampira. Sama sięgnęła do kabury. Powinna go ogłuszyć, strzelanie na pokładzie nie wróżyło nic dobrego. Tymczasem mężczyzna, nie mogąc iść dalej przystawił sobie lufę do skroni.

- Witamy w Wiedniu, zdrajco - powiedział i... wystrzelił. Z kabiny pilotów dobiegł siostrzany strzał.

Sophie ruszyła biegiem w stronę kabiny pilotów. Obawiała się najgorszego… właśnie stracili obu pilotów. Pozostawała jej nadzieja…, że samolot jest cały i nie ma w nim bomby.

Kiedy jednak wypięła się z pasów i już ruszyła przed siebie biegiem, dokładnie w chwili gdy przeskakiwała nad ciałem pilota, samolot runął dziobem w dół. Kobieta poleciała gwałtownie do przodu, rozbijając się boleśnie o ściankę przedziałową. W głowie jej szumiało.

Kobieta przeklęła z bólu i zerknęła na wampira i pozostałych, chcąc się upewnić w jakim są stanie. Ruszyła dalej w stronę kabiny pilotów. W momencie przeciążenia Jules najwyraźniej stracił przytomność ( a może to widok rozbryzganego na tapicerce mózgu pilota tak na niego zadziałał), kamerdyner siedział w swoim fotelu, nerwowo podążając za instrukcją “w razie wypadku”, zaś Andre jak gdyby nigdy nic rozpiął pasy i ruszył spacerkiem w stronę Sophie. Uśmiechnął się nawet, gdy na niego spojrzała, jakby dla niego cała sytuacja była igraszką.
- Cholerny wampir… - Sophie wsunęła się do kabiny pilotów chwytając się drzwi. Rozejrzała się jakie spustoszenie zafundowali im piloci nim postanowili popełnić samobójstwo. Pamiętała, że ma nie zadawać pytań ale była jedna rzecz, którą bardzo chciała teraz wiedzieć. - Umiesz latać, Andre?

Drugi pilot leżał martwy, swoim korpusem przygniatając drążek sterowniczy. Tymczasem Andre znalazł się obok kobiety.
- A czy ja ci wyglądam, jakbym miał skrzydła? Przyszedłem po spadochron. - wskazał luk bagażowy nad przejściem.

- Warto było zaryzykować, choć miałam na myśli pilotowanie samolotu. - Cofnęła się i sięgnęła do luku. Podała spadochron Andre i zerknęła czy jest drugi. - Zrzucano mnie raz, ale na froncie jest to dosyć proste.

- Mamy 3 spadochrony. I 3 przytomnych. Dobrze się składa. - powiedział beznamiętnie wampir.

Sophie spojrzała na wampira. No tak… współczucie to coś co przydarza się innym.
- Spadochron ma udźwig około 120 kilo, od biedy mogę zgarnąć twojego doradcę. Najwyżej będę miała mniej przyjemne spotkanie z ziemią.

- Żartowałem. Jest 6 spadochronów. To luksusowy samolot. - wampir uśmiechnął się jakby zrobił niezłego psikusa.

Kobieta nie odpowiedziała na to. Założyła spadochron i chwyciła dwa kolejne. Szybkim krokiem podeszła do kamerdynera.
- Proszę to nałożyć zgodnie z instrukcją i skakać.
Wróciła do leżącego na ziemi Julesa i zaczęła go cucić. Nie oglądając się na wampira powiedziała. - Zalecałbym skakać. - Uderzyła mężczyznę w twarz i widząc, że się przebudza wcisnęła mu spadochron. - Ubieraj i skacz. Szybko.
Podeszła do wampira i otworzyła drzwi przy kabinie pilotów.
- Andre… mogę czekać na nich, ale odpowiadam tylko za ciebie i twoje bezpieczeństwo. - Sophie patrzyła wampirowi prosto w oczy. Zbliżali się do ziemi i nie miała czasu na zajmowanie się zbędnym balastem. - Więc albo Pan teraz skacze, albo Pana wypchnę.

Burth wyszczerzył się, widać humor mu dopisywał. Wyminął Sophię i podszedł do Julesa, który wciąż dochodził do siebie. Zaczął zakładać spadochron na plecy mężczyzny. Tymczasem kamerdyner był już gotów do skoku.
Kobieta podeszła i chwyciła go za marynarkę.
- Nie żartowałam. Proszę skakać. - Była poirytowana. To nie była zabawna sytuacja, a już tym bardziej nie moment na spacery po samolocie. - Jak ci na nim zależy to się nim zajmę. - Ostatnio słowo już niemal wywarczała.

- Uspokój się, Sophie. - powiedział Andre, patrząc jej w oczy i nie przerywając ogarniać asystenta. Faktycznie poczuła się spokojniejsza. - Już, jesteśmy gotowi. - dodał zaraz potem Kainita, podnosząc współpracownika z siedzenia. Tymczasem silniki zaczęły wyć przeraźliwie.

Nie chciała tego spokoju. Adrenalina ułatwiała jej pracę.
- To skaczcie. - powiedziała choć już miała gdzieś co wampir z tym zrobi. - Jestem tuż za wami.

Dalsza ewakuacja przebiegła bez problemów, kiedy jednak znaleźli się w powietrzu, wyszkolone oko Sophie podpowiedziało jej, że jeszcze 10... 15 sekund i byliby zbyt blisko ziemi na ewakuację - przynajmniej ci, którzy nie posiadali nadprzyrodzonych zdolności. Czy wampir o tym wiedział? A może po prostu szastał ich życiem jak pieniędzmi, których miał przecież dużo i w każdej chwili wiedział, że jest w stanie sięgnąć po więcej?
 
Aiko jest offline  
Stary 27-12-2016, 20:39   #5
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
***



Wylądowali miękko w okolicy Dunaju (a Mauriccio nawet w jego toni, co raz za razem podkreślał szczękając zębami), jakieś 20 kilometrów od wiedeńskiej zabudowy miejskiej, na terenach leśnych. Jak się okazało, Jules wziął ze sobą satelitarny telefon i dał namiary Eliottowi, by po nich przyjechał. Musieli tylko dojść do pobliskiej drogi - jakieś 2 km na wschód. Niestety, załatwienie terenowego wozu o tej porze graniczyło z cudem.
Sophie szła tuż obok Andre, ale cały czas zerkała na pozostałych. Normalnie nie miałaby problemów z chodzeniem w terenie, ale garniak i półbuty nie sprzyjały takim spacerom.

Kobieta targana była milionem pytań. Dlaczego Andre jest zdrajcą, czemu zachowywał się w ten sposób w samolocie? Czy zawsze będzie jej utrudniał pracę?

Raz na jakiś czas zerkała na profil wampira. Było to o tyle dobre, że przynajmniej nie marzła. Dziś nie piła jego krwi… czy jej głowa wróci do normy?

Zerknęła na zegarek. Pół godziny, w tym tempie dotrą tam nad ranem. O dziwo, teraz jej pracodawca wydawał się bardziej napięty niż w trakcie spadania samolotu. Nawet zabronił Julesowi dzwonić w sprawie katastrofy, by ją jak najprędzej wyjaśnić i zatuszować.

- Nie teraz.
- rzucił szeptem.

Mimo wszystko był w stanie jednak dostrzec w tym wszystkim Mauriccio, który wylądował w wodzie. Mimo protestów kamerdynera, zdjął z niego frak i okrył go własną marynarką.

- Jak się ma serce skute lodem, to się nie marznie. - zaśmiał się cicho, po czym ruszył dalej w kierunku drogi, którą pokazywał gps - 1,56km przed nimi.

Sophie odnosiła wrażenie, że jeśli ktoś tu ma serce skute lodem to ona.
Jeśli obawiasz się czegoś konkretnego, byłabym wdzięczna gdybyś mnie o tym poinformował. - Kobieta zaczęła się już rozglądać za miejscem, w którym wampir mógłby się przespać.

Lupini. Mała szansa, by zapuszczali się aż tak blisko terenów miejskich, ale kto ich tam wie. Trochę zamieszania narobiliśmy.

- Na szczęście narobiliśmy zamieszania kilkanaście kilometrów dalej. - Sophie uważniej teraz nasłuchiwała zwierząt. Bo lupini to były wilkołaki… tak mało nadal wiedziała. Jak z tym walczyć? Lepiej jak po prostu stąd znikną. Zerknęła na dwóch idących za nimi mężczyzn. - Może się wyrobimy.

Minuty ciągnęły się w nieskończoność. Mniej więcej w połowie drogi usłyszeli wycie wilka. A potem kolejne. Nie były to bliskie odgłosy, ale jednak mroziły krew w żyłach... przynajmniej tym, którzy ją mieli.

Sophie wyciągnęła broń z kabury. Poczuła się lepiej, ale wolałaby coś o większym zasięgu. Czy taka broń w ogóle działała na wilkołaki? Zerknęła na zegarek. Jeszcze z kwadrans w tym tempie.

Kobieta zaczynała mieć nadzieję, że Elliott wyjdzie im naprzeciw z cięższym kalibrem. Nie pozwalała by na jej twarzy odmalował się niepokój.

- Za wolno… - jej szept był bardzo cichy. Można go było nie zauważyć w hałasie który wywoływali nieporadnie idąc po ciemku. -... idziemy za wolno.
- Jeżeli zaczniemy biec, stracimy czujność i narobimy większego hałasu. - szepnął w odpowiedzi Andre.
- Poza tym Mauriccio chyba nie da rady. - dodał Jules równie cicho.
- Wybacz, tylko marudziłam. - Sophie obejrzała się za siebie, słysząc dźwięk pękającej gałązki. Musiał to być dźwięk wywołany przez któregoś z mężczyzn. - Zabierajmy się stąd.

Bardzo chciała, by to wyobraźnia płatała jej figle, ale dźwięk się powtórzył i na pewno nie pochodził spod stóp towarzyszy, dochodził gdzieś z boku.

- Ukryjcie się - warknął Andre - Im nie chodzi o was, tylko o mnie.
Asystent i kamerdyner nawet nie oponowali. Wskoczyli w pobliskie krzaki, by tam się przyczaić. Została Sophie.
- No już! Sam mogę ich zgubić. - wytłumaczył wampir.
- Jeśli chcą cię gonić będą musieli się przebiec po mnie. - Sophie uśmiechnęła się. Nie miała z nimi szans. Czuła to. Jednak co by się nie działo była jego ochroniarzem. - Ruszaj się.
- Sophie, wydałem ci rozkaz! -
wampir fuknął i obnażył zęby. Wyglądał teraz jak dzika bestia a nie cywilizowany nowobogacz.

Sophie zamarła. Bardzo chciała wykonać polecenie... Jak każde polecenie Andre. Nie było opcji, że kogoś zostawi… znowu.

- Jestem twoim ochroniarzem Andre, nie gadaj tylko biegnij.
- Idiotka.. Biegnij i nie oglądaj się!
- ruszył przed siebie.

Był szybki... nieprawdopodobnie szybki. Ubranie w niczym mu nie przeszkadzało, na dodatek miał jakąś magiczną zdolność unikania przeszkód. Zawsze przeskakiwał we właściwym momencie nad powalonymi pniami, unikał też zderzania z większymi gałęziami.

Kobieta ruszyła za wampirem. Nie miała szans by dotrzymać mu kroku, nawet gdyby była jeszcze w wojsku. Lewą ręką osłaniała twarz przed gałęziami. Skupiała się na tym by go mieć w zasięgu wzroku… na długość strzału. Zwiększenie tempa uniemożliwiło jej nasłuchiwanie, teraz jednak liczyło się by dotrzeć do auta i najlepiej załadować do niego Andre.
Wtem zobaczyła jak z krzaków po lewej stronie Burtha wypada wielka owłosiona bestia i... spada wprost na plecy Andre, przewracając go i spychając w zarośla.

Gdy tylko wilkołak, bo tym chyba było to coś, wypadł z krzaków. Sophie oddała strzał. Widząc jak dwie istoty lądują w krzakach ruszyła w ich stronę. Oby lupiny nie były jak wilki… nie biegły watahą.

W krzakach się kotłowało, jakby ktoś kogoś rozrywał na strzępy. A kiedy kobieta była już blisko... usłyszała śmiech. Jakieś 50 metrów od niej, na stosie liści siedział Andre i śmiał się rozbawiony, mimo że cały jego garnitur był podarty. Obok niego natomiast stała prawie naga kobieta.

[MEDIA]http://vanessaflorence.com/wordpress/wp-content/uploads/2014/01/wild-woman.jpg[/MEDIA]

- Ty się nie śmiej, byłoby po tobie. - mówiła do wampira, jakby ten był uczniakiem - Co ty sobie myślisz? Tylko ludzka obstawa. Zdurniałeś do reszty?

Sophie zamarła. Adrenalina nadal się jej trzymała na wypadek gdyby to jednak nie był koniec. “Tylko ludzka obstawa”... przygryzła wargę poirytowana.

- Czy skończyli już państwo? Chciałabym odprowadzić Pana Burtha do auta. - Nie wiedziała, jak ma się do niego zwrócić w towarzystwie innych. Wolała formalniej. Najwyżej potem się jej oberwie. Opuściła pistolet ale nadal trzymała go w pogotowiu.
Wampirzyca spojrzała na nią z irytacją.
- Milczeć! - rozkazała ostro.
- Daj spokój Seleno, Sophie tylko się martwiła. Nastraszyłaś nas. - Andre podniósł się z liści, po czym krytycznie spojrzał na siebie - Lubiłem ten garnitur…

Kobieta schowała broń do kabury i podeszła do wampira. Czuła, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi dopadnie ją zmęczenie, krótki sen zaczynał dawać o sobie znać. Rozejrzała się po okolicy tylko na sekundę zawieszając wzrok na wampirzycy. Najwyraźniej inni nieśmiertelni nie byli tak życzliwie nastawieni do ludzi. Zsunęła z siebie marynarkę i wysunęła na dłoni w stronę Selene.

- Czy nie zechciałaby Pani się okryć? - Ciekawe czy znów się jej oberwie za odzywanie się… Chciała już tylko opuścić ten przeklęty las. Zabrać stąd tego szalonego wampira. Adrenalina zeszła, pojawiło się zmęczenie.

Selena spojrzała na nią w taki sposób, w jaki patrzy się na psie odchody na chodniku. Nagle uniosła rękę... i nim wykonała jakiś ruch, Andre chwycił jej nadgarstek. Zamarli w jakimś dziwnym napięciu.

- Sophie - odezwał się wampir - Przyprowadź proszę Julesa i Mauriccio. Powinni wiedzieć, że nic nam nie zagraża. Pani Selena odpowiada za porządek na granicach terytorium Camarilli i na pewno nie chciałaby konfliktu... ani z nieśmiertelnymi, ani z ludźmi. - spojrzał znacząco na wampirzycę.
- Jak sobie życzysz. - kobieta narzuciła na ramiona marynarkę i ruszyła z powrotem po mężczyzn. Chciała się obejrzeć, ale i tak czuła że narobiła wampirów i kłopotów.

Kiedy w trójkę już dołączyli do Andre, Kainita był sam. Nigdzie nie było widać wampirzycy.

- Eliott już na nas czeka. Zostało pół kilometra.
- powiedział, na powrót rozluźniony, po czym ruszył w kierunku, skąd dało się wyłowić co jakiś czas warkot silnika.

Sophie znów szła dwa kroki za wampirem. Musiała mocno walczyć z sobą by utrzymać tempo i się skupić. Zastanawiała się na ile to spotkanie, może mieć wpływ na jej pobyt w Wiedniu. Zerknęła na Andre. Była ciekawa jakie wampiry mają między sobą relacje.

- Przepraszam jeśli zachowałam się nietaktownie.
- A ty uważasz, że twoje zachowanie było nietaktowne?
- zapytał wampir, uśmiechając się lekko.
- Nie. - Sophie nawet nie musiała się zastanawiać nad odpowiedzią. - jednak nie jestem w stanie ocenić jak to widzą wasze nieśmiertelne główki. - mówiła za dużo. Ugryzła się w język. Jednak zmęczenie dawało się jej we znaki.
- Więc po co przepraszasz? Gdybym uważał, że twoje przeprosiny są mi do czegoś potrzebne, dałbym ci znać. O, chyba słyszę Eliotta jak podśpiewuje znów tę rzewną melodyjkę. Gdzie on to usłyszał?

Choć Sophie domyślała się o jaką melodię chodzi, bo ochroniarz faktycznie ostatnio chodził notorycznie z jedną pieśnią na ustach, sama nic nie była w stanie usłyszeć z tej odległości.

- Na zajęciach z etykiety które mi zafundowałeś mówiono, że jeśli urażono kogoś, należy za to przeprosić. - Pominęła fakt, że tego typu zajęcia miała też w przedszkolu. Gdy wampir stwierdził, że się zbliżają - Tamta wampirzyca wydawała się, jak dla mnie, bardzo oburzona moim zachowaniem. Zrozumiałam, że ciebie też mogłam urazić. - Sophie nawet cieszyła się na myśl, że zaraz zobaczy Eliotta. W końcu ktoś, kto w jej rozumieniu był normalny. Troszkę się ożywiła i wyrównała w końcu oddech.


- Musisz się z tym liczyć, że nie każdy spokrewniony widzi... człowieka w człowieka. Nie powinno cię to jednak obchodzić. Ty jesteś ze mną. Co więcej, prawdopodobnie niedługo zostaniesz żołnierzem elitarnej jednostki, która często dba o spokój nieśmiertelnych, gdy są bezbronni - w czasie snu. Nie, Sophie, masz prawo być sobą. I do ciebie tylko należy decyzja z kogo zrobisz sobie przyjaciela, a z kogo wroga.

Na sformułowanie “Ty jesteś ze mną” Sophie zrobiło się dziwnie gorąco. Przytaknęła tylko ruchem głowy, że przyswoiła co wampir do niej powiedział. Z ulgą przyjęła widok Eliotta stojącego przy aucie. Odruchowo rozejrzała się po okolicy, mimo że wiedziała, iż ochroniarz na pewno sprawdził czy będa tu bezpieczni.

- Wyglądacie jak gówno
- przywitał ich Eliott, po czym zerkając mniej pewnie na Andre dodał - Za przeproszeniem.
- My przynajmniej mamy wytłumaczenie.
- odciął się Burth, najwyraźniej też kontent z widoku znajomej twarzy.
- Zabierajmy się stąd Eliott. - Sophie uśmiechnęła się do ochroniarza. Nadal nie czuła się pewnie w tym miejscu. Tym bardziej, że pozostawała jeszcze sprawa zatuszowania całego wypadku, którą na szczęście nie ona musiała się zajmować. - Opowiemy ci wszystko po drodze.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 30-12-2016, 13:46   #6
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Hotel, który od teraz miał być ich domem, z zewnątrz nie wyglądał szczególnie okazale. Westbahn Hotel wpasowywał się w szereg zadbanych, aczkolwiek podobnych do siebie kamienic zabudowy śródmiejskiej Wiednia.


Czy ten budynek naprawdę zasługiwał na cztery gwiazdki? Wystarczyło wejść do środka, by się o tym przekonać. Modernistyczne, urządzone ze smakiem wnętrze zdawało się być rajem perfekcjonisty. Nic dziwnego, że Andre wybrał właśnie tę lokalizację.


Wampir i jego ekipa mieli do dyspozycji całe północne skrzydło na ostatnim - 3 piętrze budynku, czyli w praktyce poza osobną sypialnią dla każdego, były jeszcze dwa salony (jeden dla ludzi, drugi dla Andre i jego gości - wyposażony w jakuzzi), mała siłownia, biblioteczka oraz stół bilardowy na korytarzu. Tutaj prym ochroniarski przejął też Eliott, odsyłając Sophie do jej pokoju, by mogła odświeżyć się i rozpakować.


Tej nocy miała już wolne. Mogła położyć się spać lub iść na miasto - byleby była pod telefonem.
Sophie zatrzymała się patrząc z lekkim niedowierzaniem na swój pokój. Nie to, że mieszkała w gorszych warunkach będąc na służbie u Andre, ale po prostu nie mogła się do tego przyzwyczaić. Spojrzała na swoje ubłocone buty i spodnie. Nie zastanawiając się zbyt długo zaczęła zrzucać z siebie wszystko. Pasek z kaburą chwyciła w zęby. Była to jedna z rzeczy, z która się nigdy nie rozstawała. Zupełnie naga przeszła do łazienki, widząc prysznic o mały włos nie wypuściła broni z rąk.
- Co złego jest w opcji ciepła i zimna woda? - Pytanie poniosło się echem po pustej łazience.
Po kilkunastu sekundach walki z ustawieniami maszyny do kąpieli jakoś udało się jej wziąć ciepły prysznic. W hotelowym szlafroku padła na zbyt miękkie łóżko i wydobyła z małej kieszonki przy pasku kabury pierścionek od Johna. Z jakiegoś powodu nie mogła się z nim rozstać. Chwilę przyglądała się mu mając nadzieję, że zaraz zmorzy ją sen, który tak dopominał się uwagi w lesie. Miała czas wolny, równało się może się wyspać. Jednak wydarzyło się tyle…
- “Tylko ludzka obstawa…” - Sfrustrowana podniosła się i sięgnęła do jednej z przywiezionych przez Eliotta toreb. Szybko wcisnęła się w sportowy strój, pomijając temat bielizny. Niestety sporą część tego typu garderoby straciła w wypadku samolotowym i wyszukiwanie teraz czegoś co by się nadawało irytowało ją bardziej.


- Błagam o wybaczenie, że jestem cholernym człowiekiem… - Związała włosy sznurówką po kilku minutach poszukiwań gumki do włosów. - … jak większość istot na tej planecie.
Jeszcze bardziej zirytowana chwyciła pasek z kaburą wsuwając wcześniej pierścionek do właściwej kieszonki i opuściła pokój. Albo skorzysta z tej siłowni, albo ruszy na miasto w poszukiwaniu innej, było jej wszystko jedno. Musiała odreagować by zasnąć.


Było pusto, w sumie nic dziwnego był środek nocy. Wdrapała się na drabinkę rzucając pod sobą pasek z kaburą. Zwiesiła się w dół czując jak krew napływa jej do głowy, miała nadzieję, że zaraz zacznie wypychać te wszystkie głupie myśli: czemu Andre jest zdrajcą, co chował do kieszeni, czemu zwlekał z opuszczeniem samolotu, kim dokładnie była tamta wampirzyca, czy jej zachowanie nie zaszkodzi w dostaniu się do Ankh, czy chce się tam dostać i opuścić Andre, czemu właściwie chce przy nim być i tak nie jest przydatna bo jest cholerną “tylko ludzką” obstawą.
Zaczęła się podciągać robiąc to jak najdokładniej i wolno. Musiała się wymęczyć. Tak jak myślenie przeszkadza na wojnie, tak i przeszkadza tutaj.
Była tak pochłonięta ćwiczeniami, że w pierwszej chwili nie zauważyła jak do sali wszedł obcy mężczyzna. Dopiero kiedy rzucił swoje rzeczy w kąt, wyłapała ruch w odbiciu szyby i obejrzała się w tamtą stronę.


Blondyn zdjął koszulkę i już zaczął szykować się do ćwiczenia na kajaku, gdy sam spostrzegł Sophie. Uśmiechnął się do niej.
- Guten Abend - przywitał się po niemiecku.
- Good evening.. - Przez chwilę mogło się wydać, że wita się z nieznajomym. -...doesn’t sound correct at this hour. - Sophie wróciła do ćwiczeń. Nie miała ochoty ani na przypominanie sobie niemieckiego, ani na rozmowę z kimkolwiek.

Teraz była wkurzona jeszcze bardziej, jak mogła wcześniej nie wyczuć czyjejś obecności… Zerknęła na leżącą obok drabinek kaburę, ale stwierdziła, że teraz i tak się nic nie poradzi. Jeśli nie jest ślepy to już ją widział, a jak jest, to nie ma czym się martwić.

Mimo, że znów ćwiczyła teraz cały czas obserwowała mężczyznę. Nie chciała by się zbliżył… przede wszystkim by zbliżył się do jej broni.
Jakby odczytując te sygnały, blondyn zajął się wyciskaniem na kajaku. Po kilkunastu minutach zmienił maszynę, ale wciąż trzymał się z dala od Sophie. Wydawało się, że on również preferuje samotność. Kiedy zawieszony na drabince zaczął robić brzuszki, a jego włosy odsłoniły uszy, kobieta dostrzegła bezprzewodowe słuchawki w nich. Teraz już rozumiała skąd to bezgłośne mamrotanie co jakiś czas - facet musiał sobie podśpiewywać. Nagle spojrzał na Sophie, a zauważywszy jej spojrzenie znów się uśmiechnął. Wydawał się wyluzowany.

Nie mogła się skupić. Zeskoczyła z drabinek i podniosła broń narzucając ją na ramię. Obecność mężczyzny niepokoiła ją. Podeszła spokojnym krokiem do blondyna. Była pewna, że ta część budynku była przeznaczona dla Andre… pomyliła się? Powstrzymała się by nie przetrzeć twarzy koszulką, bo pokazałby wtedy blizny. Widząc, że ma z nim kontakt wzrokowy, wskazała by zdjął słuchawki.
- Kim Pan jest? - zapytała po angielsku. Wolałabym rozmawiać w tym języku… choć może ćwiczenia niemieckiego w takich miejscach nie byłoby złe…. Nie, niech myślą, że nie rozumie co obok niej mówią.
- Och, niepokoję panią? - mężczyzna wstał i wyprostował się. Mówił płynnie po angielsku, choć dało się wyczuć obcy akcent. Podszedł kilka kroków w stronę Sophie, ale nie na tyle blisko, by ją to niepokoiło. - Jestem Martin, sąsiad spod 316. Nie myślałem, że kogoś zastanę o tej porze. Mówi się, że lepiej ćwiczyć wcześnie rano, ale... ja nie potrafię się zebrać. Wolę już w nocy. - powiedział wesoło, po czym skinął przyjaźnie głową - A pani?

Sophie szybko starała sobie przypomnieć układ pokojów i czy ten konkretny znajduje się w ich skrzydle. Facet musiał być innym gościem. Będzie musiała spytać Eliotta czy inni też mogą korzystać z siłowni.
- Abigail. Też mieszkam na tym piętrze. - Obejrzała mężczyznę nie uśmiechając się. - Uważam, że lepiej jest ćwiczyć o jakiejkolwiek porze niż nie ćwiczyć wcale. Udanych ćwiczeń.

Kobieta wyminęła mężczyznę. Nie była w stanie trenować z kimś takim w pomieszczeniu. Już miała wyjść, gdy mężczyzna podbiegł kilka kroków. Powstrzymał się jednak przed dotknięciem jej, wyczuwając, że prawdopodobnie sobie tego nie życzy.
- Przepraszam, wydaje się pani zdenerwowana. Jeśli to przeze mnie... mogę przyjść później. Nie chciałem przeszkadzać. - zaczął się tłumaczyć, choć wcale nie musiał. Poczochrał się przy tym po blond czuprynie. Sophie zauważyła, że z jego ucha cieknie po szyi wąziutka strużka krwi. Mężczyzna prawdopodobnie skaleczył się, wyjmując słuchawki.

Kobieta sięgnęła i starła trochę krwi z jego szyi i pokazała mu.
- Uważałabym trochę. - pstryknęła strzepując ją z palca na nieskazitelną hotelową posadzkę. - Nie musi się Pan tłumaczyć. Jedyne co mnie irytuje to problemy ze snem. - Uśmiechnęła się do Martina. - Siłownia jest dla wszystkich.
- Rozumiem. Prawdę mówiąc, to też mój sposób na bezsenność. - mężczyzna przyłożył dłoń do krwawiącego miejsca - Gdy nie ćwiczę, to siedzę w barze. Nie znam miasta i raczej sam nie mam zwyczaju się wypuszczać. Tak więc gdyby pani miała kiedyś ochotę na drinka... ja stawiam. - skłonił się, po czym ruszył znów w stronę przyrządów do ćwiczeń.

Podrywał ją? To było nawet zabawne. Opuściła siłownię i skierowała swoje kroki w kierunku… no tak. Gdzie może być teraz Eliott? Rozejrzała się po korytarzu i uznała, że zacznie od okolicy gabinetu Andre.

Faktycznie, gdy tylko weszła do salonu, przeznaczonego dla Andre i jego własnych gości, natknęła się na drugiego ochroniarza, sterczącego pod drzwiami do gabinetu, który wyraźnie się ożywił na widok Sophie.
- Co tam? - zagadnął.

Sophie rozejrzała się po saloniku. Powoli podeszła do Eliotta zerkając za siebie.
- Czy inni goście mogą korzystać z siłowni? Trafiłam na pewnego uroczego blondynka i nie wiedziałam czy powinnam go wywalić.
- Jak uroczego, to zdecydowanie powinnaś. Nie będzie mi konkurencji robił. - zaśmiał się Eliott, po czym spoważniał - Siłownia jest tylko dla nas. Co to za koleś? Rozmawiałaś z nim? Węszył?
- Ćwiczył. Martin, podobno pokój 316. Mogę tam wrócić i go wyprosić. - poprawiła kaburę na ramieniu. - Albo zabrać na drinka i sama powęszyć.
- Już się tak nie wczuwaj - burknął ochroniarz - Sprawdź go na recepcji i wywal. Może mu się coś pomyliło, albo to ktoś z zewnątrz. Lepiej bądź ostrożna Ab... Sophie.
- Jak chcesz. Wrócę się jeszcze po telefon bo został w pokoju.

Kobieta opuściła salonik. Może jeśli jeszcze jej nie zabił, to teraz też będzie grzeczny. Zaszła do pokoju i zgarnęła telefon z leżącej na podłodze marynarki. Ruszyła w stronę siłowni. Otwierając drzwi była bardzo ostrożna. Nie przepadała za ludźmi, którzy ładowali się tam gdzie nie powinni. Miała serdecznie dość emocji jak na ta noc. Czy tak miało być cały czas. Rozejrzała się po pomieszczeniu szukając blondyna. Tym razem jednak była zupełnie sama. Piękniś musiał zwinąć się w tak zwanym międzyczasie.

Przeklęła cicho… to ją zaniepokoiło jeszcze bardziej. Powoli obeszła wszystkie pomieszczenia, które zajmował Andre, po czym zeszła do recepcji. Była ciekawa na ile będa chcieli jej pomóc. Te wszystkie poufne informacje…
Podeszła do kontuaru rozglądając się za kimś z obsługi.
Od razu pojawiła się filigranowa szatynka z uśmiechem przyklejonym do twarzy - ogromnym uśmiechem, trzeba dodać. Panna Ida - według plakietki - chyba była świeżo po zabiegu botoksu... albo spotkaniu z rojem pszczół.
- Tak, w czym mogę pomóc?
- Byłam ciekawa kto zajmuje pokój 316. Potwornie tam głośno. - Sophie uśmiechnęła się do panny Idy.
- Och, zaraz poślę tam kogoś. Uprzejmie przepraszam za tą sytuację. Na przyszłość jednak nie musi pani wychodzić z pokoju, wystarczyłoby zadzwonić.
- Skoro już się pofatygowałam, mogę tam zapukać wracając. Ktoś istotny, kogo nie powinnam niepokoić? - Sophie odsunęła się od kontuaru. Najwyżej, poczeka na obsługę i się upewni gdy przyjdą.
- Wszyscy nasi goście są istotni. - odpowiedziała szatynka wyuczoną formułką, uśmiechając się szeroko, po czym chwyciła za słuchawkę i wcisnęła kilka klawiszy - Halo? Erou, poproś gościa spod 316 żeby przestrzegał ciszy nocnej. Sąsiadka się poskarżyła. Yhm. Yhm. - odłożyła słuchawkę, po czym znów odezwała się do Sophie - Zrobione, czy mogę w czymś jeszcze pomóc?
- Dziękuję za pomoc. - Sophie obróciła się i ruszyła spowrotem na 3 piętro. No cóż, najwyżej będzie musiała zapukać i sama sprawdzić. Nigdy nie potrafiła gadać z tymi laskami z recepcji… gadać z kimkolwiek. Westchnęła ciężko wchodząc po schodach. Co Andre sobie wyobraża chcąc ją angażować w te “imprezy”. Czymkolwiek by one nie były.

Na piętrze skierowała swoje kroki bezpośrednio do pokoju 316. Będzie najgorszą sąsiadką w życiu tego typka. Nim wyszła z bocznego korytarza, już rozpoznała jego głos. Mężczyzna mówił po niemiecku.
- To jakaś pomyłka. Jedyną muzykę miałem na słuchawkach. A i tę teraz wyłączyłem, bo brałem prysznic. - tłumaczył się komuś.
Sophie zatrzymała się w pół kroku i z rozbawieniem przysłuchiwała wymianie zdań. Czuła się jak wredny pięciolatek… a przynajmniej tak się jej wydawało. Powoli opuściła kryjówkę nim jeszcze zamknęły się drzwi i podeszła do rozmawiających.
- Guten Abend. - Uśmiechnęła się do Martina.
- Och, dobry wieczór - odpowiedział jej po angielsku, po czym zwrócił się do niskiego boya hotelowego - Naprawdę nie pamiętam kiedy ostatni raz włączyłem telewizor czy radio. Słucham muzyki tylko na słuchawkach. To nie mogłem być ja!
- Oczywiście, musiała zajść pomyłka - odpowiedział młodziutki boy z wyraźnym problemem trądzikowym - Może ktoś pomylił numery pokoju. Zaraz to wyjaśnię.
- A jak wyglądała ta osoba, która złożyła skargę, jeśli mogę zapytać? - wszedł mu w słowo blondyn.
- To byłam ja. - Sophie uśmiechnęła się do mężczyzny. - Miałam problemy by zagadać.
Blondyn otworzył usta, patrząc na kobietę. Po chwili zreflektował się i je zamknął.
- To chyba się wyjaśniło. Może pan już iść. - zwrócił się do boya hotelowego.
- Tak... em... dobranoc... państwu - chłopak był zdecydowanie zbity z tropu, ale postanowił się wycofać.

Gdy zaś Sophie i niejaki Martin zostali sami, mężczyzna - tym razem ubrany w krótkie spodenki i biały podkoszulek - wykonał zapraszający gest w stronę swoich drzwi.
- Może zechcesz mi to wyjaśnić. Abi, prawda?
- Zobaczymy co da się zrobić. - Kobieta weszła do pokoju i rozejrzała się z zaciekawieniem po wnętrzu. Szukała czegokolwiek, co mogłoby jej zdradzić kim jest mieszkający tu mężczyzna. - Jak tam ucho?
- W porządku. - odpowiedział mężczyzna - To było tylko skaleczenie. Napijesz się czegoś?

Wnętrze pokoju bardzo przypominało to, które już znała ze swojej sypialni - tylko wszystko było utrzymane w tonacji bieli i brązu. Osobistych rzeczy było niewiele. Na nocnym stoliku kobieta zauważyła butelkę z wodą mineralną, komórkę i książkę. Na biurku leżał laptop, a przy nim stało otwarte piwo. Na wieszaku przy drzwiach zauważyła też czarną, skórzaną kurtkę.

- Wody.
Sophie nie przejmując się co sobie o niej pomyśli mężczyzna podeszła do stolika i zerknęła na książkę.
- Nie zdążyłam się napić po treningu.

Martin wyjął z niedużej lodóweczki 0,5 litrową nie otwartą wcześniej butelkę i rzucił Sophie.
- Mam tylko niegazowaną.
Dziewczyna otworzyła butelkę i jednym chaustem opróżniła prawie połowę.
- Przepraszam, za zamieszanie. Musiałam się upewnić, że tu mieszkasz, a był to jedyny pomysł jaki przyszedł mi do głowy.

Przez chwilę zastanawiała się czy gdzieś nie przysiąść, ale uznała, że pozostawienie śladów od potu w pokoju obcego faceta, na którego właśnie się nasłało obsługę hotelu… może nie być najlepszym pomysłem.

Podeszła do mężczyzny, stając zaledwie krok-dwa od niego.
- Będę musiała cię prosić byś nie korzystał z siłowni na tym piętrze. - Uśmiechnęła się. - Upewniłam się i przez jakiś czas nie będzie ona ogólnodostępna. - Przeniosła wzrok na skórzaną kurtkę. Trochę kojarzyła się jej z czasami jakie spędziła w “podziemiu”. Z Johnem… kobieta uśmiechnęła się, ale odruchowo skrzyżowała ręce na piersi, odcinając się od Martina. - Ładna.
- Co? A. Kurtka. Dzięki - tym razem to on się wycofał. Podszedł do okna, ale po chwili wrócił do Sophie z szerokim uśmiechem na ustach - To wy wynajmujecie większość piętra! - najwyraźniej cieszył się, że sam to rozgryzł - Obsługa mnie informowała. A niech to, nawet mówili które pokoje, a ja jakoś nie skojarzyłem, że jeśli pokój siłowni ma numerek, to też się w to wlicza. Jakoś mi wyszło, że to pomieszczenie jest zawsze ogólnodostępne. A przecież duża siłownia jest w piwnicach razem ze spa. Wyszła ze mnie małomiasteczkowość. - blondyn wyglądał na zakłopotanego - A ja ci jeszcze wlazłem tam bez koszulki... Bardzo, bardzo cię przepraszam. Oczywiście, już nie popełnię takiej gafy.
- Na szczęście należysz do tych facetów, którym brak koszulki nie przeszkadza. - Sophie uśmiechnęła się. - Odwdzięczyłam się małym zamieszaniem. - Przez chwilę rozważała czy jednak go nie przeprosić, nie zaproponować drinka, jednak jak na zawołanie w jej głowie pojawił się Andre. Wyminęła mężczyznę i podeszła do drzwi. - Nie będę wobec tego Panu już przeszkadzać. Zalecam nie zapuszczać się w tamte rejony. Dobranoc.
- Chwileczkę... - mężczyzna wyraźnie nie chciał by odchodziła - Może... skoro oboje narozrabialiśmy, da się pani... nie, czy dasz się jutro zaprosić na lunch? Chciałbym zmazać wrażenie nieogarniętego wieśniaka, jakie zapewne na tobie zrobiłem. A przynajmniej mieć szansę. - mrugnął wesoło.

Sophie dłuższą chwilę uważnie przyglądała się mężczyźnie. Czuła, że przymilanie się do kogoś w Wiedniu… mieście, które powitało ją samobójstwem pilotów w samolocie, spotkaniem z nadętym wampirem w lesie, krytykę, która do tej pory ją bolała.
- Niestety nie jestem w stanie w żaden sposób zagwarantować tego, że jutro będę miała czas wolny, a już tym bardziej w porze lunchu… - Może rozmowa z kimś dobrze jej zrobi. Z kimś spoza tego wszystkiego. - Jeśli chcesz, możemy się wybrać teraz do baru na dole. Myślę, że mogę pozwolić sobie na coś bezalkoholowego. - Uśmiechnęła się do Martina i jeszcze raz oceniła jego strój. - Tylko, chyba, kładłeś się spać.
- Raczej miałem poczytać - wskazał książkę na stoliku nocnym “Rok 1Q84” Murakamiego - Cóż, to może oboje się ogarniemy i spotkamy na dole za 5 minut? - zaproponował.
- Jeśli satysfakcjonuje cię wersja bez makijażu - Sophie mrugnęła do mężczyzny. - to widzimy się za 5 minut.

Nie czekając na jego odpowiedź opuściła pokój i ruszyła w stronę swoich włości. Przechodząc zerknęła jeszcze na salon, w którego gabinecie zapewne stał Elliott. Pierwszy raz była ochroniarzem, nawet nie wiedziała czy może pozwolić sobie na to co teraz robi. Wróciła do swojego pokoju i od razu przeszła do łazienki. Teraz ustawienie prysznica zajęło jej dużo mniej czasu. Gdy wyszła z łazienki w samym ręczniku zdała sobie sprawę z jednej rzeczy… w torbie miała głównie koszule i poskładane garnitury. Była to jedyna rzecz jaką nabywała od kiedy zaczęła pracę u Andre. Musiała założyć marynarkę bo na pewno brała z sobą broń… Pozostawało mieć nadzieję, że jeansy pamiętające czasy walk w Paryżu jakoś załagodzą sytuację.


Zgarnęła jeszcze telefon i napisała do Eliotta, że w razie czego jest w barze w hotelu. Po niecałych 5 minutach była na dole.
 
Aiko jest offline  
Stary 01-01-2017, 21:59   #7
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Dopiero stając w drzwiach baru zdała sobie sprawę co tak naprawdę robi… zrobiła. Właśnie chciała się wystroić dla faceta, którego przed chwilą poznała w siłowni, który może stanowić zagrożenie dla osoby, którą ochrania. Typka który z nią flirtował… Przygryzła wargę. Nie mogła zrobić kroku dalej. Czego właściwie tu szukała? Niby Martin miał zaspokoić żądzę, którą odczuwała względem Andre? Toż doskonale wiedziała co siedzi jej w głowie. Kiedy ostatnio spała z facetem?

Wsunęła ręce do kieszeni jednak nie ruszyła się o krok. Powinna wrócić do pokoju. Akurat odwróciła się... by wpaść na wysokiego blondyna. Mężczyzna był ubrany od stóp do głów na czarno i wyglądał teraz bardzo elegancko. Jak Andre.

[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/ee/6e/fc/ee6efcc93e8d705b187c7c919d4cede0.jpg[/MEDIA]

- Och, przepraszam. Musiałaś czekać. W nagrodę ty wybierz miejsce, gdzie usiądziemy. - uśmiechnął się.
Sophie podniosła ręce jakby się poddawała.
- Wybacz, to chyba nie najlepszy pomysł. - Uśmiechnęła się przepraszająco. Czuła, że właśnie wychodzi na wariatkę… może to i lepiej.
- Dlaczego? - spytał ją tak po prostu - Masz coś do stracenia poza odrobiną czasu? A może zrobiłaś się śpiąca?
- Nie…
- Przeczesała włosy dłonią. - Jakiekolwiek miejsce będzie dobre.
- Chodź, usiądziemy, pogadamy. W każdej chwili możesz wstać. W każdej chwili możesz powiedzieć to, co myślisz. To jest urok nowych znajomości.Nie mamy nic do stracenia, a wszystko do zyskania
. - poprowadził ją do niedużego stolika na uboczu, stojącego bok fortepianu.

Sophie zajęła miejsce tak by widzieć co się dzieje na sali.
- Powiedziałeś, że “wychodzi tu twoja małomiasteczkowość”. - Może gadanie o głupotach nie będzie takie złe. - Skąd jesteś?

Nim odpowiedział, podszedł do nich kelner, by odebrać zamówienie. Martin zamówił szkocką z lodem, pozostawiając towarzyszce wolny wybór. Sophie zamówiła jakiś sok i odprowadziła kelnera wzrokiem. Dopiero gdy stanął przy barze by przekazać zamówienie powróciła spojrzeniem do Martina.

- Prawdę mówiąc, to trochę podróżuję po świecie, ale generalnie pochodzę z Niemiec, urodziłem się i dorastałem początkowo w małej miejscowości Bentwisch niedaleko Rostock na północy kraju. A Ty?
- Newington niedaleko Waszyngtonu. Też nie powiedziałabym, że to duże miasto.
- Wyuczona historia po zmianie tożsamości sama podpowiadała jej odpowiedzi. - Ale ostatnie pół roku spędziłam w Paryżu. - Przez chwilę się nad czymś zastanawiała. - Przyznam się, że jak na amerykankę przystało nie mam pojęcia o mapie europy. Gdzie jest to Bentwisch? I dlaczego Wiedeń? Praca, wakacje?
- I tak dobrze, że wiesz gdzie jest Europa
- zaśmiał się mężczyzna, po czym przysunął bliżej podsuwając swój telefon Sophie, gdzie odpalił aplikację Google Maps. Po chwili klikania wskazał kobiecie małą kropkę na mapie.
- Bentwisch. Generalnie nic tam ciekawego nie ma poza samą bliskością morza. Chyba domyślasz się jak spędzałem wakacje...

Kelner przyniósł napoje, więc na chwilę umilkli. Następnie Martin, nie odsuwając się już, powiedział:
- To teraz moja kolej. Pytanie za pytanie. Dlaczego nie możesz spać?
- Bo jestem typem “sowy”, lepiej mi się pracuje i żyje w nocy.
- Przez chwilę udała, że się zastanawia. W wojsku uczyli ją, że odpowiedź nie może być zbyt gładka. - Kiedy wiem, że powinnam skorzystać z nocy i się przespać tylko się irytuję i tym bardziej nie mogę zasnąć.

Przyjrzała się mężczyźnie. To nie będzie miła pogadanka o niczym. We wszystkim będzie kłamać bo już nie potrafi inaczej. Sięgnęła po sok.
- Skoro już gramy w ten sposób. Przyjechałeś do Wiednia służbowo czy wypocząć?
- Służbowo. I wypoczynkowo.
- zachichotał - Jestem pisarzem. Czy raczej historykiem-pisarzem. Zbieram materiały do książki. Stąd chyba też preferuję nocny tryb życia - łatwiej mi się skupić. A ty czym się zajmujesz?
- Spotkałam kilku historyków i przyznam, że raczej mało który wie jak wygląda siłownia
. - Na chwilę skupiła wzrok na koszuli mężczyzny, przypominając sobie znajdujące się pod spodem ciało. - I na pewno żaden nie wyglądał też w ten sposób…
Przez chwilę milczała, zastanawiając się co mu odpowiedzieć. Widział kaburę. Raczej mało kto chadza z czymś takim po hotelu.
- Jestem dziewczynką na posyłki. - Zastukała palcem w szklankę z sokiem. - Muszę być cały czas gotowa na to, że gdzieś mogą mnie wysłać. Książka o Wiedniu?
- Właściwie to trochę kryminał. Historia seryjnego zabójcy z XIX wieku, który zabijał na tych terenach. Taki Kuba Rozprówacz, ale właśnie - zupełnie nieznany. I co ciekawe, nigdy nie schwytany.
- mężczyzna wyraźnie ożywił się, mówiąc o swoim hobby, po czym spojrzał na Sophie i bez pośpiechu zlustrował jej sylwetkę.
- Ty też nie wyglądasz na dziewczynkę od przynieś, podaj, pozamiataj. Widziałem jak ćwiczysz... chyba bym nie dał rady dorównać ci tempa. - przyznał szczerze.

Pozamiataj...tak to chyba było to czym się zajmowała. Sprzątnij kogoś.
Wzrok mężczyzny sprawiał jej przyjemność. Pewnie wyglądałoby to trochę inaczej gdyby na siłownię założyła tylko koszulkę i pierwsze co by zobaczył to byłyby jej blizny… pocięte nadgarstki. Przypalenia. W podziemiu jakoś się tym nie przejmowała. Wszyscy byli tacy.

A tutaj patrzcie. Pan historyk-pisarz z ciałem atlety. Znając jej szczęście powinien być łowcą, ghulem lub wampirem. Bo czemu nie? Lepiej pracuje mu się w nocy. Słyszała coś podobnego pół roku temu. A może po prostu zaraz się okaże, że jest za blisko prawdy i będzie musiała go wyeliminować “dla dobra maskarady”. Czuła jak sceptyczne myśli zaczynają ją atakować jedna po drugiej. Tej nocy po prostu nic nie mogło być przyjemne.

Wszystkie te przemyślenia odbywały się gdy na jej twarzy pozostawał delikatny uśmiech, a jej dłoń bezwolnie bawiła się wciąż leżącym na stole telefonem. Złapała się na tym, że odruchowo dotyka go tylko czubkami palców by nie pozostawić odcisków. Czując, że milczy za długo podniosła wzrok i uśmiechnęła się przepraszająco.

- Wybacz, to trudny temat. Wcześniej byłam policjantką, ale to ciężka praca, więc się wykręciłam jak tylko pojawiła się okazja. - Zostawiła telefon i oparła twarz na dłoni. Spojrzała już spokojnie w oczy Martina. - Ale w związku z tą “mroczną” historią, zabójcy to mój temat. Opowiesz o nim coś więcej, czy powinnam zaczekać na premierę książki?
- Powinnaś przyjąć zaproszenie na obiad.
- uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi. - Wtedy złamię się i wszystko wyśpiewam. Bez adwokata!
Sophie posmutniała. Był uroczy. Bardzo… bardzo chętnie by pociągnęła to dalej, ale 3 piętra wyżej był powód dla którego nie powinna.
Może… kiedyś.
- podniosła się. Z jakiegoś powodu położyła mu dłoń na jego ramieniu. Pod marynarka dało się wyczuć umięśnione ciało. Szybko ją cofnęła. - Dobranoc.
- Rozumiem
. - uśmiech na jego twarzy zgasł. - Możesz jednak być tak dobra i podać mi przyczynę odmowy? Wiesz, wolę usłyszeć, że jestem strasznym dupkiem niż zastanawiać się potem tygodniami “dlaczego”.
- Jestem tu służbowo Martin i, jak powiedziałam wcześniej, nie mam pojęcia jak będzie wyglądał mój następny dzień.
- Sophie uśmiechnęła się do mężczyzny i z jakiegoś powodu przeczesała jego włosy dłonią. Były przyjemne w dotyku. Nagle poczuła, że potrzebuje bliskości. Kiedy pozwoliła sobie na nią po raz ostatni? Przytulając Johna? Bo to co było między nią, a Andre ciężko było nazwać bliskością. No tak… znów ten wampir. Andre to, Andre tamto. Powoli opuściła dłoń delikatnie przesuwając ją po twarzy Martina. Była ciekawa czy się odsunie. - To nie jest coś, na co masz jakikolwiek wpływ.

Mężczyzna wstał i choć nie objął jej, stanął tak blisko jakby ją przytulał. Usłyszała jak wciąga w nozdrza zapach jej włosów.
- Rozumiem, że pracujesz ale przypuszczam, że nie zawsze jesteś na służbie, no i... - uśmiechnął się - Mamy XXI wiek. Zawsze możesz zadzwonić i przełożyć lub odwołać posiłek. Mój harmonogram jest dość swobodny, choć też nie ukrywam, że może mi coś wypaść. Strasznie ciężko przekonać dyrektorów muzeów i archiwistów do udzielania wywiadu, więc czasem dostaję cynk, że taki typek ma czas i cóż, jadę do niego. - Martin potarł podbródkiem czoło Sophie, ocierając się o nią coraz śmielej.
- Czy mogę cię odprowadzić? - zapytał cicho, a po chwili dodał - Albo może ty odprowadzisz mnie... żeby szef nie widział? - wyczuła jak na jego wargach pojawia się znów uśmiech.

Wszystko w jej głowie mówiło jej, że ładuje się w kłopoty. Cóż, to samo działo się gdy decydowała się na tą pracę.
- Cały czas jestem na służbie. - Jej szept był cichy, ale stojący tuż obok mężczyzna powinien go był usłyszeć. - Jeśli dostanę twój numer to mogę dać ci cynk, że mam wolne popołudnie… nie mogę zagwarantować nic więcej.

Podniosła głowę, patrząc wprost na mężczyznę. Była ciekawa jak zareaguje na jej blizny… bardzo ciekawa. Do tego ma przy sobie broń. Przygryzła wargę, starając się znaleźć jakąś podpowiedź w jego oczach. Właśnie go poznała, może być kimkolwiek… może być łowcą.

- Mogę cię odprowadzić... - Uśmiechnęła się. - … jeśli boisz się, że się zgubisz.
- Wiesz, to rodzaj podstępu
- zbliżył usta do jej uszka i delikatnie potarł je nosem, szepcząc - Jeśli będziesz ze mną, to nikomu na mnie nie doniesiesz... - zaśmiał się, całując Sophie w szyję, a nim zdążyła zareagować, porwał jej dłoń i poprowadził ku schodom.
- To co, kto ostatni na górze, ten pierwszy się rozbiera? - zaśmiał się.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 01-01-2017 o 22:02.
Mira jest offline  
Stary 02-01-2017, 13:52   #8
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Sophie ruszyła biegiem zanim zdążył zareagować. Na chwilkę obróciła się na chwilę w stronę mężczyzny.
- Mam nadzieję, że jesteś strptizerem.
- O ty... - tego się Martin najwyraźniej nie spodziewał. Nie tracąc jednak czasu i nie poddając się, pognał za Sophie, przeskakując barierki na półpiętrach, co znacznie przyspieszało jego pogoń.

Widząc co robi meżczyzna, Sophie sama przeskoczyła barierkę na ostatnim pólpiętrze i wpadła na 3 piętro. Zatrzymała się pod drzwiami jego pokoju, opierając się o nie plecami. Łapała oddech. To już druga przebieżka tej nocy. Czekając na mężczyznę patrzyła na drzwi do pokoju 311 - salonu Andre. Ciekawe czy wszystko było w porządku. Na korytarzu panował spokój... nie licząc ich dwoje.

Martin dopadł ją przy drzwiach i przycisnął do nich, całując namiętnie w usta. Nie odrywając się od warg kobiety, zaczął jedną dłonią szukać w kieszeni magnetycznej karty do otwierania, podczas gdy drugą opierał nad głową Sophie. Wreszcie mu się udało i po zaledwie dwóch próbach drzwi ustąpiły, a oni wpadli do wąskiego korytarzyka. Martin w dalszym ciągu napierał, nie chcąc ani na moment zostawić ust Sophie w spokoju.
Dziewczyna oddawała jego pocałunki, jednak gdy znaleźli się w pokoju chwyciła jego twarz i delikatnie odsunęła od siebie.
- Ty rozbierasz się pierwszy. - Pragnęła go. Coraz bardziej czuła jak bardzo jej tego brakowało. Powoli zrobiła krok w tył by zrobić mu miejsce.
- Lubisz wygrywać... - wymruczał mężczyzna, cofając się odrobinę. Utrzymując ciągły kontakt wzrokowy zrzucił marynarkę i zaczął rozpinać koszulę. Uśmiechnął się widząc jaką uwagą obdarza go Sophie.
- Zarumienię się, jak się będziesz tak wpatrywać. Przydałoby się trochę twojego ciałka... na odwagę. - koszula poleciała na ziemię, a Martin zaczął rozpinać pasek spodni.

Sophie zsunęła marynarkę razem z kaburą i powiesiła je na oparciu krzesła tak by nie było widać tej drugiej. Sama usiadła na tym krześle i skupiła wzrok na dłoniach Martina majstrujących przy spodniach.
- Chcę się tobą nacieszyć nim uciekniesz. - uśmiechała się ale jej głos nie był radosny. Nie raz widziała mężczyzn, którzy po zobaczeniu blizn wycofywali się rakiem. - Ten “ciężki” czas w policji odcisnął się na mnie.
Mężczyzna mrugnął do niej porozumiewawczo.
- To jest ten moment, w którym wolałbym aby światła były przygaszone, ale jak mówiłem - nie mamy nic do stracenia poza odrobiną czasu, a wiele do wygrania...
Martin ściągnął spodnie, a uwagę Sophie zamiast wybrzuszenia w jego bokserkach z batmanem przykuła paskudna blizna na udzie. To musiała być rana szarpana i wyglądało na to,że jej właściciel omal nie stracił kiedyś nogi.
- Pies sąsiadów. Bernardyn. - wytłumaczył nawet nie zapytany, po czym spojrzał badawczo na kobietę. - Jedziemy dalej czy to już pani przystanek?

Sophie podniosła się i zaczęła rozpinać koszulę. Znała swoje blizny na pamięć. Często gdy naćpana patrzyła w lustro każda z nich zdawała się świecić… każda swoim własnym specyficznym światłem.
Gdy rozpięła trzeci guzik powinien zobaczyć przypalenie na obojczyku. Czwarty - ślad po nożu gdy cieli ją dla zabawy. Piąty, szósty - rozcięcie po kuli, która ją drasnęła. Siódmy - znów zabawa nożem. Zsunęła koszulę nie wyjmując jej z spodni, tak że teraz rękawy wisiały wzdłuż jej nóg. Do tych kilku wymienionych śladów dołączyły kolejne. Ślad na piersi, którą niemal odcięto, kolejne przypalenia i rany postrzałowe. Do tego podcięte nadgarstki.
Sophie uśmiechnęła się.
- Moje życie. - wytłumaczyła - chcesz jechać dalej?

Martin przestał się uśmiechać. Podszedł do Sophie i pocałował ją czule w usta. Szybko jednak podmuch wiatru przerodził się w prawdziwy huragan namiętności. Mężczyzna nerwowymi, szarpiącymi ruchami pozbawił partnerkę jeansów i ująwszy jej pośladki w dłonie,uniósł na rękach, nie przestając językiem penetrować jej ust.
Sophie oddała pocałunek. Ręce oparła na ramionach mężczyzny, jednocześnie oplatając go swoimi nogami. Współczuł jej, pragnął jej czy też był świrem? Teraz to nie było istotne, jeśli się jej nie bał to go chciała. Chciała by wypełnił to poorane bliznami ciało. Wsunęła dłonie w jego włosy, naparła na jego dłonie swoim ciężarem tak by jego członek ocierał się o nią i cieszyła się… cieszyła się jego ciepłem.
Mężczyzna kopniakiem posłał krzesło w drugi kąt pokoju, podchodząc do wielkiego łóżka i dosłownie rzucając się na nie z Sophie. Ciężar mężczyzny wyrwał z ust kobiety gwałtowny wydech. Choć wciąż miał na sobie bokserki, dokładnie czuła kształt jego gotowego do działania członka, ocierający się o jej podbrzusze. Martin zaczął teraz gwałtownie całować dekolt kobiety, a gdy materiał stanika przeszkodził mu w tej wędrówce, po prostu zdarł go zębami niżej, odsłaniając w ten sposób najpierw jedną, a potem drugą pierś.
W tej sekundzie Sophie naprawdę cieszyła się z tego, że hotel postanowił mieć bardzo miękkie materace. Gdy Martin uwolnił jej usta i zsunął się niżej, wsunęła obie dłonie w jego włosy. Bawiła się nimi, powoli, delikatnie masując jego głowę. Była mokra, chciała by w nią wszedł, ale nie śpieszyła się. Nie spodziewała się po “historyku” takiego temperamentu i to zaskoczenie sprawiało jej sporo frajdy.

- Wiesz, że możesz go zdjąć? - Ją samą zaskoczyło rozbawienie, które pojawiło się w jej głosie. Sięgnęła jedna ręką do jego twarzy i podniosła ją tak by musiał na nią spojrzeć. - Z resztą, nie odebrałam jeszcze mojej wygranej. Nie rozebrałeś się do końca.
Mężczyzna spojrzał na nią, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.
- Ojej... a co jeśli jestem zachłanną gnidą, która nie dotrzymuje umów? - zapytał, po czym przyssał się zachłannie do sutka kobiety, jednocześnie próbując dłońmi pozbawić ją majtek.
Kobieta uniosła się lekko ułatwiając mu zdjęcie bielizny.
- A co jeśli nie lubię ludzi, którzy nie dotrzymują umów? - Zmusiła się by zabrzmieć poważnie, jednak gdy mężczyzna spojrzał na nią, uśmiechnęła się. - Co tam masz do ukrycia, poza urządzonkiem, które już powinno być we mnie?
- Chciałem zobaczyć jak zareagujesz a brak posłuszeństwa... a może liczyłem na parę klapsów? - mrugnął do niej, sięgając teraz do własnych bokserek. Już miał je zsunąć, gdy... telefon Sophie rozdzwonił się.

Dziewczyna westchnęła ciężko i podniosła się z łóżka.
- Koniec przerwy. - Nago podeszła do wiszącej na krześle marynarki i wydobyła telefon. Zerknęła kto dzwoni i odebrała. - Tak?
To był Eliott.
- Sophie? Wszystko gra? - zapytał - Właśnie gadałem z recepcjonistką.Podobno składałaś skargę na jakiegoś kolesia…
- Na kolesia, o którym rozmawialiśmy. - Sophie zerknęła na Martina by zobaczyć co robi. - Chciałam się czegoś dowiedzieć, ale wiesz że nie jestem w tym dobra. Bardzo namieszałam?

Martin wyszczerzył się i podszedł do kobiety. Znów do niej mrugnął, po czym zsunął się na kolana i... zaczął całować podbrzusze Sophie.
- Nie no, po prostu się martwiłem. - mówił tymczasem Eliott. - Chciałem ci powiedzieć jak Andre ustawił zmiany na jutro, ale nie znalazłem cię ani w pokoju, ani w barze.
Sophie znów zaczęła się bawić włosami Martina. Będzie musiała opowiedzieć o tym Eliottowi.
- Mogę do ciebie wpaść za pół godziny? Obgadamy wszystko.

Poczuła jak język mężczyzny pełznie coraz niżej po jej ciele, a delikatne, acz zdecydowane dłonie rozdzielają jej uda, by stanęła w lekkim rozkroku.
- Jestem i raczej będę pod gabinetem Andre. - odpowiedział głos w słuchawce, gdy poczuła gorący oddech mężczyzny na swojej łechtaczce - Na pewno wszystko gra?

Dziewczyna odsunęła na chwilę telefon by Eliott nie usłyszał jak nagle wciąga powietrze. Jakoś udało się jej powstrzymać od jęknięcia.
- Wszystko w porządku. To tam będę ciebie szukać. Jakby coś się działo to dzwoń.
- Ok, nie szalej za bardzo i się wyśpij. Zaczniesz zmianę o 8 rano. Potem o 16 cię zmienię. - odpowiedział Eliott, kiedy wilgotny język wpełzł tam, gdzie sam został zalany sokami rozkoszy, co bynajmniej go nie zrażało. Martin skrupulatnie spijał te kropelki, zanurzając twarz między nogami Sophie.
- Przyjęłam. - Sophie rozłączyła się i rzuciła telefon na krzesło.

Dopiero widząc, że nie odebrał się przypadkiem lub nie próbuje się z kimś połączyć, skupiła uwagę na pieszczącym ją mężczyźnie.
- Wywalą mnie przez ciebie z roboty. - Gdy znów poczuła jego język, jęknęła głośno, ciesząc się, że już nie musi tego powstrzymywać.
- Nie wywalą. - spojrzał na nią z dołu, a kiedy i ona na niego spojrzała, zaczął językiem zwiedzać okolice jej bikini - Ale jesteś okrutna... tylko pół godziny! Muszę się streszczać. Koniec gadania - warknął i znów poczuła ten ciekawski języczek w swoim wnętrzu.

Czuła jak jej ciało przeszywają kolejne fale dreszczy. Jej kolana miękły. Powoli zaczynała coraz bardziej napierać na mężczyznę swoim ciałem, aż zaczęła się obawiać, że jak tak dalej pójdzie na nim usiądzie. Chwyciła głowę Martina i odrobinę brutalnie zadarła ją do góry.
- Skoro mamy się “streszczać”, proponuję zakończyć tą nocną przekąskę. - mrugnęła do niego.

Mężczyzna w odpowiedzi tylko zachichotał, a jego dwa palce zanurzyły się we wnętrzu Sophie. Kobieta napięła się cała gdy jego palce weszły w nią. Brakowało jej tego… bardzo brakowało. Zacisnęła palce na jego ramionach wbijając w nie paznokcie.
- Co zatem proponujesz moja pani? - zapytał, po czym dodał - Bo wiesz, jeśli mamy przejść do kolejnych dań, to ja chyba nie posiadam właściwego stroju.

Spojrzał znacząco na swoje bokserki. Najwyraźniej jednak nie zamierzał odpuścić łatwo, jego palce pieściły wnętrze kobiety, raz za razem napierając na ścianki.

Sophie podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem.
- Do takich dań człowiek powinien zabierać się nago. - Uśmiechnęła się. Oderwała lewą dłoń od jego ramienia i przejechała nią po jednej z blizn, które zdobiły wewnętrzną stronę jej uda. Martin mógł nie zwrócić na nie uwagi skupiając się na innym “problemie”. Jej pośladki, uda, dolną część brzucha też pokrywały blizny. Sophie doskonale wiedziała, że miała ich też pełno wewnątrz. Jednak powiedzenie tego po raz kolejny i to do obcego człowieka trochę ją bolało. Była wadliwa… a raczej została uszkodzona. Ciekawe jak zareaguje na to. Skupiła wzrok na jego twarzy. Jego dotyk sprawiał jej tyle przyjemności. Nie chciała tego przerywać. Zmusiła się by utrzymać pogodny nastrój.
- Nie mogę mieć dzieci… - Powstrzymała się by nie odwrócić głowy. Musi się do tego przyzwyczaić, to się nie zmieni. Po dłuższej chwili dodała - ...więc jeśli wciąż masz apetyt życzę smacznego.

Przystojny blondyn przestał ją penetrować palcami i podniósł się na nogi, górując nad Sophie o jakieś pół głowy. Spojrzał na nią marszcząc brwi gniewnie.
- Klęknij. - trudno powiedzieć czy był to rozkaz czy prośba.
- A co jeśli nie klęknę? - Sophie oparła dłonie na biodrach. To, że mężczyzna górował nad nią nie przeszkadzało jej. Nie uważała też by Martin był w pozycji do rozkazywania jej.
- To znów to możesz przeoczyć - odparł Martin, ściągając bokserki i obnażając swoją męskość, która chyba bardziej gotowa do dzieła być nie mogła. - Przyjrzyj się. Nowe blizny, które mi pokażesz, tego nie zmienią. Pragnę cię. - pogładził dłonią jej policzek.
- Jesteś świrem. - Sophie przysunęła się ściskając jego nabrzmiałą męskość między ich brzuchami. Zaplotła dłonie za jego głową, kładąc je na jego ramionach. - Też ciebie pragnę.

Nic na to nie powiedział,po prostu ją pocałował, spychając ciałem na zimną taflę lustra. A gdy Sophie nie miała już gdzie się odsunąć, uniósł jej nogę, opierając na swoim biodrze i wszedł w nią zdecydowanym pchnięciem.
Odchyliła głowę do tyłu, czując jak Martin rozpycha się w niej, jak jej mięśnie zaciskają się na nim. Jęknęła czując, że wbił się w nią cały. Szybko podciągnęła się, opierając też drugą nogę na jego biodrze. Teraz sama biła się w pierś, że dała sobie tylko pół godziny. Mężczyzna przycisnął jej plecy do zimnej powierzchni zwierciadła, coraz mocniej poruszając się w jej wnętrzu. Ani na moment jednak nie przerywał istnego deszczu pocałunków, którymi obsypywał jej twarz, jej szyję... czuła go w sobie i na sobie. Nagle ten obcy blondyn po prostu wypełnił jej świat.
Sophie wtuliła się w niego zaciągając się jego zapachem. Chciała zapamiętać wszystko, jego dotyk, to jak ją wypełniał, ten zapach. Zakładała, że jutro Martin zniknie, trochę jak sen, który toż kiedyś musi się skończyć. Teraz jednak był tu... był bardzo mocno i intensywnie. Podkręcając tempo, mężczyzna uniósł Sophie na rękach i obrócił się z nią. Teraz to on plecami szturmował bogu winne lustro, a ona mogła patrzeć jak raz za razem jej minika zmienia się pod wpływem pchnięć. Martin wtulił się w jej szyję i nagle, zupełnie niespodziewanie ugryzł ją - tak po ludzku. Ugryzł ją dokładnie tam, gdzie robił to Andre.
Sophie zamarła zaskoczona. To był przypadek… to musiał być przypadek. Skupiła swój wzrok na mężczyźnie. Zacisnęła na nim nogi tak by niemal uniemożliwić mu poruszanie się. Jej serce waliło tak, że miała wrażenie, że zaraz się z niej wyrwie. Ciało całe drżało od podniecenia, które nagle powróciło z jej wspomnień. To było szaleństwo Martin nie mógł mieć nic wspólnego z Andre. Tymczasem on zacisnął jeszcze mocniej zęby, wykonując kilka gwałtownych pchnięć biodrami. Sophie poczuła jak dochodzi w niej, tryskając gorącym strumieniem. Wspomnienie tego jak Andre z niej pił, w połączeniu z gorącem, który nagle wypełnił jej ciało, sprawiły że Sophie doszła. Głośny jęk wyrwał się z jej ust, a ciało naprężyło się odchylając do tyłu. Czuła jak jej mięśnie zaciskają się na nim, jak wszystko w niej pulsuje, chcąc wypić co do ostatniej kropli nasienia mężczyzny. Wbiła w niego paznokcie, starając się nie spaść, jednocześnie czując, że przecina nimi jego skórę.

Na moment czas jakby zamarł. Dopiero gdy Sophie usłyszała jak mężczyzna wypuszcza z płuc powietrze, sama pozwoliła sobie na jakikolwiek ruch. Ostatkiem sił, wciąż tuląc się do jej szyi, Martin zaniósł kobietę na łóżko,po czym położył się obok. Na jego barkach można było zauważyć kilka krwawych śladów po paznokciach - z których on sam chyba nie zdawał sobie sprawy.
- Przepraszam, poniosło mnie - powiedział z miną, która chyba miała wyrażać skruchę. Zbyt mocno błyszczały mu jednak oczy, by w to uwierzyć.
Sophie zgarnęła trochę krwi z jego ramienia i pokazała mu.
- Mnie też, więc nie ma za co przepraszać.
Kobieta obróciła się na plecy i wzięła kilka głębszych oddechów. Powoli podniosła się czując jak wszystko z niej wypływa. Zamarła na chwilę. Odzwyczaiła się od tego uczucia.
- Powinnam uciekać.
- Skoro musisz - Martin leżał na boku i przyglądał jej się - Ja cię nie wyganiam... i nie zatrzymuję, choć powiem szczerze, że mam genialny żel pod prysznic. Zostawia na ciele lekką warstwę oliwki. Idealnie pod masaż... - mrugnął okiem porozumiewawczo.
- Przed sekundą powiedziałeś, że mnie nie zatrzymujesz. - Mrugnęła do niego i wstała z łóżka. Podniosła z podłogi majtki i nałożyła je. Czuła, że nadal ma słabe nogi. SIęgnęła do telefonu. Miała jakieś 5 minut, więc nawet nie zajrzy do pokoju. Zaczęła się szybko ubierać.
- Może uda mi się jeszcze kiedyś skorzystać z tego żelu. Choć przyznam , że niepokoi mnie, że nadal nie mam twojego numeru telefonu.
Założyła marynarkę, razem z kaburą. Wszystko było lekko pogniecione. Niestety nie za bardzo miała na to wpływ.

- No tak, nie wiesz gdzie mieszkam. - zaśmiał się blondyn, po czym wyciągnął się w stronę nocnego stolika. Tam z szuflady wyjął notes i długopis. Po chwili podał karteczkę z numerem telefonu i swoim imieniem Sophie. Położył się teraz na brzuchu, obserwując ubierającą się kobietę.
- Sam powiedziałeś, że mogę dzwonić jak mi coś wypadnie. - Sophie wsunęła karteczkę do tylnej kieszeni spodni, nawet na nią nie zerkając. Zapięła marynarkę, ukrywając pogniecioną koszulę. - Jutro powinnam być wolna po 16-tej.

Podeszła do niego i ucałowała go w czoło.
- Dobranoc.
- Dobranoc. - odparł, lecz gdy miała już wychodzić dodał:
- A co do twoich blizn... już je znam. Jak pojawią się nowe, to się policzymy. Masz dbać o siebie. - pogroził jej palcem.
- Moja praca nie zakłada dbania o siebie. - Nim zdążył coś odpowiedzieć opuściła pokój. Ruszyła bezpośrednio do salonu Andre. Nadal czuła w sobie jego ciepło. Zerknęła na zegarek było 5 minut po drugiej. Raczej się nie wyśpi tej nocy.
 
Aiko jest offline  
Stary 04-01-2017, 13:28   #9
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nie wyspała się. Nie pierwszy raz jednak i nie ostatni. Dzienna warta pod drzwiami sypialni Andre zapowiadała się spokojnie. Eliott zszedł z posterunku bez słowa. Wyglądał na przygnębionego po tym, jak opowiedziała mu o swoich nocnych przygodach z Martinem. Mimo iż nie wdawała się szczegóły, malinka na jej szyi mówiła chyba więcej niż kobieta by sobie tego życzyła.

Ciekawe jak Andre na nią zareaguje? Poprzedniej nocy Sophie nie miała okazji widzieć się z szefem, wiedziała jednak, że planuje zabrać ją na jakieś przyjęcie w nocy. Tylko gdzie ona kupi suknię do tego czasu? Co prawda Burth mówił wcześniej, że nie musi się tym przejmować, ale przecież nie można spodziewać się po wampirze, że będzie pamiętał o tak prozaicznych sprawach. Cóż, chyba jednak nie będzie miała czasu na lunch z przystojnym historykiem...

Choć zakończyła lekcje z tutorem wraz z wyjazdem z Francji, miała możliwość podszlifować niemiecki dzięki zestawom ćwiczeń i nagrań audio. Wtem, gdy zegar w saloniku wybił godzinę 13, do drzwi mieszkania rozległo się pukanie, a po chwili bez pozwolenia przeszła przez nie elegancka kobieta.

[MEDIA]http://www.czaskobiety.pl/wp-content/uploads/2016/02/20110209a-Styl-i-szyk-Angeliny-Jolie.jpg[/MEDIA]

- Dzień dobry, frau Abigail. Zostałam zatrudniona przez herr Burtha, by zająć się pani garderobą na bal Tysiąca Masek. Gdzie możemy urządzić naszą tymczasową przymierzalnię? Tutaj?

Sophie zdjęła słuchawkę, z rozmówkami po niemiecku, którą miała w jednym uchu i spojrzała zaskoczona na kobietę.

- Została Pani zatrudniona do czego? - Dziewczyna rozejrzała się po salonie. Ma tutaj coś przymierzać? - Nie zostałam poinformowana o tym, że ktoś się tu dziś pojawi.
- Ah, mój boże, co to za maniery. I nie mamrocz pod nosem. Kark prosto, gdy do kogoś mówisz. Ja i herr Borth znamy się od wielu lat. Jest on spokrewniony z moim... mecenasem, jeśli rozumiesz o czym mowa, dziewczyno.
- spojrzała znacząco na Sophie.

Wtem do pomieszczenia wślizgnęła się jeszcze jedna osoba, to był Jules.

- Och, pani Inge, już pani jest. Bardzo miło panią widzieć. I że znalazła pani czas... - mówił asystent Andre, ściskając lekko kobietę i wymieniając z nią całusy w powietrzu. Po chwili zwrócił się do Sophie - Wybacz, miałem ci powiedzieć, ale ciągle coś, ciągle ktoś dzwonił... Pani Inge Borgue pomoże ci przygotować się do przyjęcia. Andre pozwolił, byście zajęły jego salonik, abyś nie musiała schodzić z posterunku.
- Zatem wszystko jasne
- skomentowała to kobieta, wchodząc niemal w zdanie Julesowi i klasnęła 3 razy dłońmi. Po tym sygnale do pomieszczenia jeden po drugim zaczęli napływać boye hotelowi,niosąc przeróżne tobołki oraz całe wieszaki z osłoniętymi folią ubraniami.
Sophie spojrzała na doradcę Andre.
- Zostawisz nas Jules... same? - jedyne czego jej brakowało to jeszcze publiki. Mężczyzna tylko skinął głową i wycofał się chyłkiem.

Dziewczyna zlustrowała elegancką kobietę wzrokiem. Burth jest spokrewniony z mecenasem tego czegoś… Co za różnica, jeśli chce by odbyło się to w ten sposób, to niech tak będzie.
- A więc oddaję się w Pani ręce, frau Inge.
- Mądra decyzja
- pochwaliła kobieta, zdejmując kremowe rękawiczki - No dobrze, wbrew pozorom suknia, w której będziesz pięknie wyglądać, to taka, w której dobrze się czujesz. Nie będę Cię wciskać w coś, co ci się nie podoba. Po prostu dopasujemy kreację do twojego gustu.Powiedz mi co jest dla ciebie ważne, co lubisz, ile ciała zgadzasz się pokazać, bo jeśli chodzi o sylwetkę, to widzę, że problemów nie mamy. Jesteś idealna... jak się nie garbisz, oczywiście.

Sophie zdjęła marynarkę i położyła na niej kaburę. Poluzowała krawat i odłożyła go na bok.

- Jedyne w czym dobrze się czuję to mundur. - Dziewczyna zdjęła koszulę i zabrała się za spodnie. - Suknię nosiłam kilkanaście lat temu, więc załóżmy, że nigdy… frau Igne.
Zdjęła spodnie i stanęła przed kobietą w samej bieliźnie.
- Jeśli herr Burth sobie tak zażyczy pójdę na ten bal naga. Pozostawiam Pani i jej doświadczeniu decyzje o tym w czym stanę godnie u jego boku. - Uśmiechnęła się. - Na tyle na ile to wykonalne.
- Nie musisz być taka uległa
- zganiła ją elegantka, podchodząc bliżej i przyglądając się pokrytemu bliznami ciału - Twój atut to figura. Nie ma co przesadzać z ilością materiałów, bo pewnie zależy ci na swobodzie ruchów...

Pani Borge najwyraźniej skończyła oględziny, bo ruszyła do swoich kuferków.
- Twoje kolory? - rzuciła przez ramię pytanie.
- Moro. - Sophie odwróciła wzrok. Jakby był problem, że pójdzie tam jako ochroniarz… w garniaku. Po chwili zdała sobie sprawę, że ta babka może nie zrozumieć dowcipu. - Nie mam czegoś takiego jak własny kolor… ulubiony kolor.
- Beznadzieja.
- trudno powiedzieć czy te słowa były skierowane do przedmiotów, które kobieta akurat przekładała, czy do Sophie. Po chwili Inge wyprostowała się i zaczęła szukać czegoś na wieszakach.
- No dobra, to opowiedz mi coś o sobie... - rzuciła, nawet nie patrząc na rozmówczynię.
Sophie westchnęła.
- Frau Inge… po co Pani to? - Nie zamierzała po raz kolejny w ciągu 24 godzin kłamać o sobie.
- Muszę poznać klientkę, żeby dostosować duszę kreacji do jej duszy. Nawet jeśli klientka w to nie wierzy i ma muchy w nosie. - powiedziała dosadnie, biorąc na ramię jakąś kreację, ledwo widoczną spod otulającego ją worka i dalej przeglądając wieszaki.
- … “muchy w nosie”... to urocze określenie. - Sophie zaczęła przechadzać się po pokoju, nie chciała patrzeć kobiecie na ręce. - Jestem zamknięta w sobie, nieufna, kiedy przyjmę jakieś zadanie staram się je wykonać do końca nie ważne ile będzie mnie to kosztować. Kiedyś interesowałam się sztuką… wszystkim. Zamierzam to odkopać by wypełnić powierzone mi zadanie mimo, że sprawi mi to wiele bólu. Chce Pani wiedzieć coś konkretnego?
- Już wszystko wiem. Potrzebujesz sukni,która doda ci odwagi i upewni w przeświadczeniu, że jesteś właściwą osobą na właściwym miejscu.
- odparła Inge nadzwyczaj łagodnie. Wreszcie, gdy zdecydowała się na 3 kreacje, podeszła do Sophie.

Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na Inge z zaciekawieniem. To było trochę jak wizyta u psychiatry po wojnie. Co ciekawego powie dziś o mnie.
Z wprawą kobieta rozwinęła pierwszy pokrowiec i wyjęła z niego niebieską suknię.

[media]http://ep.yimg.com/ay/sophisticatedlady/evening-dresses-ball-dresses-by-black-label-for-alyce-aay5808-stretch-mesh-dress-with-a-sweetheart-neckline-ruching-at-the-bust-and-laced-mid-sleeves-3.gif[/media]

- Będzie pasować do twoich oczu - wyjaśniła - przy tak intensywnym kolorze nie musisz też zbytnio się malować, a z tego, co widzę, raczej tego nie lubisz.

Nie czekając na ocenę, sięgnęła po kolejną suknię.

[media]http://www.dhresource.com/0x0s/f2-albu-g2-M01-D8-B9-rBVaGlSVEraAZm5vAAEIKbDM1qE454.jpg/gold-sexy-long-sleeve-jewel-evening-dress.jpg[/media]

- W tej będziesz czuła się bezpieczna. Jeśli nie masz ochoty błyszczeć, a chcesz się wpasować w standardy, ta sukienka jest dla ciebie. Będziesz niczym kwiat przy marynarce swojego partnera - idealnym dodatkiem.

- No i mój faworyt... - rzekła, rozpinając ostatni z materiałów.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/3c/1b/37/3c1b37cfbcee72efc26fcabaa57b70a9.jpg[/media]

- Jeśli ją ubierzesz, to nie ty będziesz ozdobą Andre, lecz on twoją. Ta suknia idealnie podkreśli twoją figurę i mam wrażenie, że będzie niczym druga skóra dla twojego szorstkiego, acz zmysłowego charakteru. - wyjaśniła, po czym usiadła na fotelu, rzucając Sophie wyzywające spojrzenie - Możesz przymierzyć wszystkie, możesz nie ubierać żadnej z nich. Ty decydujesz, dziewczyno.

Sophie z uśmiechem chwyciła w dłoń czarną suknię. W sumie nie licząc koloru była bardzo podobna do tej, którą planowała założyć na swoim ślubie. Skoro już planuje rozgrzebywać stare rany… podniosła sukienkę.

- Podoba mi się tylko ta. - Uśmiechnęła się do Igny po czym odłożyła materiał i podeszła do marynarki po to by wyjąć z niej spinkę. Już odruchowo upięła włosy wysoko. Zdjęła stanik i tak nie pasował do sukni i ostrożnie włożyła delikatny materiał. Odzwyczaiła się od takich ciuchów, ale mimo to odruchowo wyprostowała się. Nagle zabrakło jej właściwych butów, kolczyków w dziurkach w uszach. Westchnęła ciężko. Andre przywracał w niej życie, o którym już dawno zapomniała. Spojrzała na Igne, czekając na jej ocenę.

Kobieta wyglądała na zadowoloną. Mimo to obeszła dziewczynę dookoła.

- Przydałoby się nieco lepiej zebrać materiał w talii, ale będziesz miała miejsce żeby się najeść. Przy twojej figurze możesz sobie na to pozwolić. Jaki rozmiar butów nosisz? - zapytała.

Kiedy Sophie podała jej swój rozmiar, kobieta wykonała krótki telefon.

- No to za chwilę będziemy mieć tu sklep obuwniczy, tymczasem... dodatki!
- zaczęła rozkładać zawartości kuferków, od których aż oko bielało.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 06-01-2017, 14:20   #10
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
O godzinie 16, gdy Eliott przyszedł na swoją zmianę, nie było już śladu ani po kufrach, ani po pani Borge. Sophie, która miała już skompletowaną garderobę na wieczór w swojej sypialni, siedziała jak gdyby nigdy nic i uczyła się słówek. Mimo to ochroniarz zauważył różnicę.

- No proszę, malowałaś się. Jednak jesteś kobietą z krwi i kości! - zawołał z udanym zachwytem, po czym spochmurniał - To dla tego fagasa z piętra?

Dziewczyna po raz kolejny tego dnia odłożyła podręczniki. Nigdy tego nie ogarnie.
- O dziwo tamtemu fagasowi podobałam się bez makijażu - Sophie uśmiechnęła się do Eliotta. - Podobno idę dziś na jakąś imprezę.
- A, no tak... - mężczyzna wydawał się zakłopotany. - Możesz iść. - powiedział, siadając na krześle obok drzwi sypialni.
- Nie przejmuj się Martinem. - Sophie poklepała mężczyznę po ramieniu i ruszyła w stronę swojej sypialni. Może uda się jej przespać przed tą imprezą. Dopiero na korytarzu zatrzymała się i spojrzała w stronę drzwi 316. Czy powinna mu powiedzieć, że dziś raczej nie będzie miała dla niego czasu? Chwilę łamała się, ale w końcu podeszła i zapukała. Nikt jej jednak nie odpowiedział ze środka.

Sophie wróciła do swojego pokoju. Zerknęła jeszcze na przygotowane ubrania, leżące na komódce kosmetyki i biżuterię. Wzięła długi ciepły prysznic. Inge poinstruowała ją jak powinna się umalować i uczesać… Jakby jej wygląd był największym problemem. Jedyne imprezy na jakich bywała ostatnio to popijawy po walkach. Chyba to nie to.

Nastawiła na telefonie budzik na jakieś pół godziny przed zachodem słońca i padła na łóżko. Nie zanosiło się na długą drzemkę, ale po ostatniej nocy kae 15 minut było cenne. Na szczęście od kiedy wyładowała na Martinie frustrację zasypianie przestało jej sprawiać teraz problem. Gdy tylko przymknęła oczy, zasnęła.

Sophie słysząc budzik zerwała się i o mały włos nie rzuciła telefonem o ścianę. Powstrzymała się na tyle, że wylądował on w drugim końcu łóżka. Padła na zbyt miękki materac i wpatrzyla się w sufit.
- Ta impreza jest na serio dziś, czy mi się przyśniło… - Powoli podniosła się. Idealnie na wprost łóżka wisiała czarna suknia, którą wybrała jej Inga. - … jednak prawda.

Wstała z łóżka, zrzucając po drodze z siebie szlafrok, w którym zasnęła. Ostrożnie pogładziła delikatny materiał.
- To tak bardzo nie dla mnie… - Pokręciła głową. Zadanie to zadanie. Będzie miała zatańczyć na rurze, by zachować broń, to się tego nauczy. W samych majtkach zajęła miejsce przy toaletce i zaczęła upinać włosy. Dziwnie się czuła widząc swoje nagie piersi w lustrze, ale uznała, że będzie musiała się do tego przyzwyczaić… jak do wielu rzeczy ostatnio. Ostrożnie zbierała kolejne pasma. Kiedy te włosy tak odrosły? To tak niedawno gdy była w szpitalu odcięli ją niemal na łyso.


Gdy skończyła nadeszła ta gorsza część.
- No Sophie… “jak najmniej i będzie dobrze.” - To był idiotyzm. Nie po to idzie się wojska by się męczyć z makijażem! Westchnęła ciężko ale kontynuowała. Na szczęście Inga zrobiła jej zdjęcie by jakoś podołała wyzwaniu. Już nie mówiąc o instruktarzu i podpisaniu właściwych kosmetyków. Dobrze, że chociarz palce zachowaly sprawność przy tym ciągłym rozmontowywaniu i skladaniu broni. Gdy skończyła grubo po tej połowie godziny, którą sobie na to przeznaczyła i chyba dwukrotnym zmyciu wszystkiego z twarzy, była nawet zadowolona z efektu. Udało się jej nawet jakoś ukryć tą malinkę, pozostawioną przez Martina. - Ciekawe o której będziemy ruszać… - Pytanie zawisło w powietrzu.

Wstała i chwyciła stanik wiszący na sukience i dopiero gdy go ubrała napisała smsa do Eliotta, z pytanie o której jest planowane wyjście. Sama rozsiadła się z wyciągniętą z torby kolejną książką po niemiecku. Żałowała tego kafki, który spadł razem z samolotem, dużo przyjemniej się go czytało.

Eliott odpisał ledwo po minucie: "O 23 bądź w gabinecie Andre."

Miała zatem jeszcze 3 godziny dla siebie. Nawet ją kusiło by przejść się do martina.. Ciekawe czy już wrócił. Uznała jednak, że ryzykowanie kolejną malinką, przed imprezą, na którą i tak nie za bardzo chciała iść, nie było najlepszym pomysłem. Wstała i podeszła do toreb. Równie dobrze mogła je w końcu rozpakować. Powoli zaczęła wydobywać kolejne koszule. Sukcesywnie układała je w wielkiej szafie, podobnie zrobiła z garniturami, półbutami i krawatami. Rozmieszczenie bielizny po tym wszystkim było banalne. Cały czas starała się sobie powtarzać zwroty po niemiecku. Teraz dziękowała, za tą odrobinę talentu do języków. Gdy dobiła do dna, w końcu znalazła kilka swoich starych rzeczy, a w nich telefon. Nie używała go od kiedy przeszła na służbę u Andre, aż bała się go odpalić. Ale chyba lepsze to niż pisanie ze sprzętu, który uznała za służbowy. Zostawiając rozgrzebane torby wydobyła z kieszeni wczorajszych dżinsów kartkę od Martina. Odpaliła stary telefon i z niego napisała, że dziś się nie zobaczą. Zostawiła te rzeczy na łóżku i wróciła do porzuconej pracy. Po chwili namysły założyła buty jakie wybrała jej Inge by choć odrobinkę się do nich przyzwyczaić.

Jakoś około 22:30 ubrała się by w gabinecie stawić się ciut przed czasem. Kiedy wyszła z sypialni,korytarzem przechodził akurat stary Mauriccio, który z wrażenia omal nie upuścił niesionej tacy z jakimiś naczyniami.


- Mój boże, jesteś bella! - zachwycił się Sophie, posyłając jej w powietrzu buziaka, jakby był nastoletnim wielbicielem a nie podstarzałym kamerdynerem.
Sophie dygnęła lekko, przypominając sobie lekcje etykiety.
- Dziękuję Mauriccio, jeśli Andre się nie spodoba, zawsze możemy pójść razem na drinka. - Mrugnęła do starego kamerdynera. Dużo lepiej czuła się w jego towarzystwie niż tych wszystkich przystojniaków. Świat wampira był dziwny… dziwnie piękny.

Wyminęła mężczyznę i weszła do saloniku Andre. Musiała przyznać, że była zestresowana. Ostatni raz kiedy musiała “jakoś” wyglądać miał miejsce przed wylotem na misję. W innym życiu. Rozejrzała się szukając Eliotta.
Mężczyzna wyglądał na zmęczonego, lecz na widok Sophie poderwał się z krzesła i wyprostował.
- Kim pani... oh, to ty... - powiedział, wpatrując się w dziewczynę jakby zobaczył co najmniej świętego Mikołaja.
Sophie spojrzała na niego z nadzieją.
- I jak? Da radę? - w jej głosie dało się usłyszeć niepewność.
- To zależy jakie masz zamiary, ale tytuł Miss Wiednia masz w kieszeni. Do krajowych wyborów musiałabyś chyba więcej ciała pokazać. - chrząknął, po czym się uśmiechnął.

Kobieta podeszła do ochroniarza, zatrzymując się tuż przed drzwiami do gabinetu.
- Chyba wystarczy mi odrobina satysfakcji w oczach tego wrednego wampira. - Spojrzała na odcinające jej drogę drzwi. - To jakiś absurd…

Zapukała… nie musiała, ale w sumie nie widziała się z Andre od poprzedniej nocy. Do tego ta cała akcja z Martinem... Ciekawe czy Eliott mu powiedział. Nacisnęła na klamkę i powoli weszła do środka.
Burth siedział przy swoim biurku i coś klikał na klawiaturze laptopa. Kiedy Sophie weszła do środka, obdarzył ją przelotnym spojrzeniem, po czym wrócił do gapienia się w ekran.
- Jesteś wcześnie. - powiedział, nie przerywając pisania.
Sophie uśmiechnęła się. Do takich reakcji była bardziej przyzwyczajona.
- Kilka minut przed czasem, ale mogę poczekać w salonie jeśli chcesz coś skończyć. - Momentalnie jej stres zniknął. Brak błysku w oku oznaczał tylko, że mogło być lepiej. Brak krytyki chyba, to że mogło być też gorzej. Nie czekając na odpowiedź wampira obróciła się i ruszyła do wyjścia z gabinetu.
- Zostań. - polecił, nie przerywając swojego zajęcia - Wczoraj dużo się działo. Nie dotrzymałem naszej umowy. Chciałem cię za to przeprosić. - powiedział, wreszcie na nią spoglądając. Uśmiechnął się lekko, w swoim stylu.
- Mówisz o mojej codziennej dawce witamin? - Sophie obróciła się spowrotem w stronę wampira. - Wybacz... Vitae.

Zamyśliła się krzyżując ręce na piersi, jej wzrok był skupiony na wampirze, ale jakby go nie widziała. Jej głowa starała się nagle odtworzyć wszystkie wydarzenia wczorajszej nocy.
- Dużo się wczoraj wydarzyło… bardzo dużo. - Znów skupiła się na Andre. - Przespałam się z jednym z sąsiadów. Nie wiem na ile to jest, i czy w ogóle jest, to naruszenie twoich zasad, ale cię o tym informuję.
- Zauważyłem, że promieniejesz, przypuszczam więc, że ty tego nie żałujesz. Twój wolny czas należy tylko do ciebie. Dopóki cię nie wezwę. Czy możesz przynieść z barku kieliszek i nóż? Muszę to skończyć - rzekł, nie przestając pisać.

Kobieta spokojnym krokiem podeszła do barku wsłuchując się w stukot klawiatury. Wyjęła przedmioty o które poprosił Andre i podeszła z nimi do biurka.
- Potrzebowałam tego. - Była to informacja, której za to on nie potrzebował, ale cóż.. Miała być sobą to będzie słuchał takich głupot. - Proszę.

Wampir wziął od niej kielich i postawił go na biurku obok laptopa. Następnie oparło kant naczynia nadgarstek i podwinął mankiet koszuli.
- W ramach przeprosin z mojej strony, nalej dziś sobie tyle, ile masz ochoty - spojrzał znacząco na nóż w jej ręce, po czym z lekkim uśmiechem dodał - Tylko nie przelej. Ja też muszę być w formie dziś.
Sophie położył nóż na biurku i przysiadła na jego krawędzi.
- Wobec tego tyle mi wystarczy. - Odwróciła wzrok od wampira. Była zła. Andre regularnie poruszał struny, których dźwięk bardzo ją bolał. - Umiem podcinać żyły tylko sobie. Skończ pracę i zbierajmy się na ten bal Tysiąca Masek.

Tym razem jego wzrok wyrażał szczere zdziwienie. Nawet przestał pisać. Nie tłumaczył się jednak. Po prostu zamknął laptopa i wstał z fotela. Podszedł do szafy, gdzie wisiał przygotowany dla niego frak i mucha.
- Wiesz, jeśli czegoś potrzebujesz, możesz mi o tym powiedzieć. - rzucił, ubierając się przed lustrem.
Sophie uśmiechnęła się.
- Dostałam od ciebie wszystko, czego nie mogłam zdobyć sama. Broń i szansę. - Uważnie obserwowała jak się ubierał. Był przystojny, bardzo. Widząc jego pracujące przy stroju długie palce, czuła jak bardzo go pragnie. Wiedział o tym, prawda? Nie była to jednak “potrzeba”, a nawet bardziej przeszkoda. Im bardziej skupia się na nim, tym mniej widzi zagrożeń.
- Nie potrzebuję nic więcej. - Wstała i podniosła z biurka kielich i nóż. Odniosła je z powrotem do barku.
- Czyli już nie chcesz dostać się do tej jednostki? Pamiętasz, co ci mówiłem o regularnym żywieniu się.
- O niej mówiłam, mówiąc o szansie. - Zamknęła barek i podeszła do wampira. - Wiem, że picie twojej krwi jest ważne. Pragnę jej, tak jak pragnę ciebie... ale nie w ten sposób. Jeśli ma się to odbywać tak, to chyba jestem gotowa narazić swoją szansę na dostanie się do jednostki. - Patrzyła w lustro widząc tym samym twarz wampira.
- No proszę odrobina pudru, ładna sukienka i już zrobiła się z ciebie pancia. - Andre odwrócił się, patrząc kpiąco na dziewczynę - Mam ci przypomnieć, że wcześniej byłaś gotowa na wszystko? Byłaś gotowa rozebrać się, usiąść na mnie, choć traktowałaś to jako jawne poniżenie. I co? Nagle ci nie zależy? Nagle liczy się “w jaki sposób”?

Sophie chwyciła wampira za koszulę.
- Czego ty ode mnie chcesz Andre? - Kobieta chwilę patrzyła wampirowi prosto w oczy, po czym puściła jego koszulę. - Staję się pancią, tylko dlatego by pracować dla ciebie. Nie będę ci podcinać żył jeśli mam cię bronić. Jak ci na tym do cholery zależy, to masz te swoje zasrane magiczne sztuczki. Proszę. - rozłożyła ręce. - Albo mam być sobą, albo twoją ma...
Nie dokończyła, gdyż usta zatkał jej namiętny pocałunek, jaki Andre wycisnął na jej wargach, łapiąc kobietę w pasie i przyciągając do siebie.
Sophie dosłownie zatkało. Powoli niepewnie oddała pocałunek, ale bała się objąć wampira. Brakowało jej oddechu, gdyż jeszcze przed sekundą planowała coś powiedzieć. Była na niego zła… miała ochotę mu przywalić. Ten cholerny wampir robił jej z mózgu papkę. To nie mogło się dobrze skończyć. Czuła jak kolejne myśli znikają,świat ograniczył się tylko do całujących ją ust. Drżącą ręką chwyciła ostrożnie jego ramię. To sprawiło, że cofnął usta. A może od początku tak planował? Wierzchem dłoni pogładził jej policzek, po czym ugryzł się w nadgarstek i podsunął go pod jej usta. Krew pojawiła się na bladej skórze wampira, odcinając od niej żywą barwą. Sophie delikatnie przesunęła dłoń z jego ramienia i chwyciła nadgarstek wampira. Zlizała krew nim jej kropla dopłynęła do mankietu. Chwilkę patrzyła jak z rany wypływa kolejna. Pocałowała jego nadgarstek i powoli zaczęła spijać vitae. Z każdym kolejnym razem sprawiało jej to coraz więcej przyjemności. Niemal wtuliła się w rękę wampira. Czemu on to robił? Sprawiał jej ból, przyjemności, złościł ją i bawił. Mieszał tymi uczuciami jakby to był jakiś drink. Odpuściła czując, że wypiła już swoją porcję. Andre podniósł dłoń do swoich ust i nie spuszczając oczu z dziewczyny powolnym, zmysłowym ruchem języka zalizał ranę, która od razu się zabliźniła.

Znów pogłaskał ją po policzku, tym razem odgarniając za ucho niesforny kosmyk włosów.
- Nie chciałem przypominać ci o przeszłości. - powiedział miękko - Czasem nawet ja nie pamiętam o wszystkim. Czy jesteś zadowolona z doradzania madame Inge?
- Robisz to cały czas, to nieuniknione. - Sophie wsunęła niesforny kosmyk w kok. - Coś się jej udało ze mnie wykrzesać, więc tak. Jestem zadowolona. Bardzo miły psychiatra.
Wampir puścił talię kobiety, po czym wrócił do wiązania muszki.
- To się cieszę. - rzucił, po czym znów się odwrócił - Idziemy, lady? - podał ramię Sophie.
Sophie przyjęła podane ramie. Uśmiechnęła się.
-Z przyjemnością, herr Burth.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172