Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-04-2018, 13:43   #101
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wszyscy zaczęli zajmować jakieś siedzące miejsca. Wydawało się, iż jest to jakaś ceremonia. Rycerz wziął więc w niej udział po prostu postępując tak, jak pozostali czynili oraz czekając na słowa Boylea oraz pewnie Peela.

Boyle powitał wszystkich, wymieniając każdego z imienia i zabrał się za opisywanie sytuacji. Z tego zrozumiał Gaheris mieli sporo szczęścia. Podczas pożarów zginęło w ogniu, lub wpadając w szał ponad połowa londyńskiej populacji wampirów.

Straszne rzeczy, wręcz nie do wiary. Uderzenie musiało być straszliwie precyzyjne. Właściwie miałby kilka pytań, ale pojmował, że póki co, nie wypada się wtrącać, przynajmniej dopóki książę nie ogłosi jakiejś dyskusji. Jeśli oczywiście ogłosi …

Okazało się, że Boyle przebadał też przyniesione przez Gaherisa elementy. Stanowiły one element zaklęcia, który wywołał pożary. Magik wysłał do Londynu swoich ludzi, którzy mieli sprawdzić czy na terenie pozostałych pożarów też znajdą podobne przedmioty. Najgorsze, że ktoś musiał je aktywować i nie mógł być to tamten Czarodziej. Bo najwyraźniej Boyle był z nim gdy wybuchł pierwszy pożar nota bene w Westminsterze.

W pokoju zapadła cisza, przerywana jedynie odgłosem pitej z kielichów krwi.
- Kiedy wracaliśmy z Charlottą, miałem wrażenie obserwacji. Wspominałem zresztą. Było ono zogniskowane na wieży. Nie wiem, jak się nazywa, ale … - opisał dokładnie kierunek oraz jej wygląd, co powinno wskazać znającym Londyn członkom rodziny, dokładne miejsce. - Mógłbym je przepadać, sprawdzić ściany oraz podłogę badając przeszłość. Ewentualnie stamtąd można było zaktywować zaklęcie. Wysokie miejsce, widać daleko … - złożył propozycję rycerz.
- No tak wspominałeś! - Boyle ucieszył się wyraźnie, że rycerz zabrał głos. - Myślę, że brzmi to rozsądnie. - Magik zwrócił się do księcia.
- Tak… moi ludzie starają się wytropić maga. - Peel podniósł wzrok na Gaherisa. - To by była wielka pomoc.
- To mój obowiązek, wesprzeć w tej chwili naszą społeczność jak tylko można. Jestem rycerzem i wiem, co to oznacza odpowiedzialność. Chciałbym jednak zastanowić się nad jeszcze pewną kwestią. Otóż jak wiemy, wiele domów zostało podpalonych. Interesowałoby mnie, które nie zostały podpalone - uśmiechnął się. - Oraz może warto porozmawiać z takimi wampirami, których posiadłości z jakichś powodów nie ruszono. Może wspierają atakujących, może atakujący chcą jedynie wywołać takie wrażenie, jednak tak czy siak dobrze byłoby sprawdzić. Co więcej, uważam, że żaden członek rodziny nie powinien poruszać się obecnie samotnie. Chyba że miałby być przynętą - mówił Gaheris kontynuując wypowiedź. Wreszcie przerwał oczekując reakcji.
- Na razie nie wiadomo nam nic o oszczędzonych leżach. Część wampirów sypia na dziko, nie mając stałego miejsca pobytu, ale nawet one ucierpiały wpadając w szał od wszechobecnego ognia. - Rebecca wtrąciła się, cały czas patrząc na księcia i upewniając się czy ma przyzwolenie.
- Ludzie starszej klanu Róży i Helen do tej pory starają się to zatuszować. - Anna zamachała nogami, wyciągając kielich w stronę Charlie by ta dolała jej krwi. - Gdy zakończymy sama wróciłabym do miasta by się tym zająć.
- Tak, maskarada jest najważniejsza.
- Peel przytaknął i rozejrzał się po zebranych. - Ale masz rację Ashmore. Nie powinniśmy chodzić samotnie. Helen, zabrałabyś się z Henrym do miasta.
- Oczywiście.
- Nosferatu przytaknęła.
- Będzie mi zdecydowanie raźniej, ale czy ktoś wie, jak Jessie? - spytał rycerz.
Florence i książe spojrzeli na siebie. Wyraźnie temat robił się niewygodny. W końcu Peel zerknął na Rebecce wyraźnie dając jej znak by mówiła.
- Jej rezydencja spłonęła, ale nie mamy pewności czy ona wraz z nią. Słuch po niej zaginął.
Czyli wygladało, iż książę zaczynał także coś ukrywać. Prawdopodobnie kompletnie nie ufał komuś tutaj, może właśnie jemu, analizował rycerz. Bardzo mu się to nie spodobało, ale cóż, złożył hołd władcy, więc jako rycerz nie miał innego wyboru, niźli słuchać.
- Wasza wysokość - powstał kłaniając się księciu - panie, panowie, myślę, że im szybciej ruszymy z panną Helen, tym większe będą szanse powodzenia. Czy może z nami pojechać Charlotta, jeśli oczywiście zechce? - zapytał Peela.
Charlie uśmiechnęła się do niego wyraźnie dając znak, że bardzo chętnie.
- Henry, Charlie należy do ciebie, jeśli masz takie życzenie, oczywiście może z tobą jechać. - Anna poklepała rycerza dobrodusznie po nodze. - Jeśli książe pozwoli też byśmy się zabrali z Robertem.
- Dokładnie nie ma na co czekać. Zostawiliśmy tam niezły bałagan. - Carl podniósł się ze swojego fotela. - Czy dobrze zrozumiałem, że możemy liczyć przez chwilę na twoją gościnność Boyle?
- Tak. Nie śmiałbym odmawiać rodzinie w potrzebie. - Magik uśmiechnął się. Gaheris wyczuł jednak, że nie do końca jest zachwycony tą wizją. Boyle mimo swojej radosnej powierzchowności wyraźnie nie był typem przypadającym za tłumami.
Jak to dobrze mieć rezydencję podlondyńską, stwierdził Gaheris, ale bardzo cicho. Tak, iż nawet posiadający nadwrażliwe uszy wampir nie usłyszałby nic poza mruczeniem.
- Hm - powiedział na głos - wydaje mi się, że może warto będzie wrócić do Londynu. Jakby nie było, jeśli chcemy mieć oko na tamto miejsce, stąd jest nieco dłuższy dojazd. Ponadto jestem osobiście bardzo wdzięczny naszemu gospodarzowi, ale nie chciałbym nadużywać gościnności bardziej, niźli to jest konieczne przy takiej sytuacji.
- Wszyscy chcemy wrócić do siebie Henry. - Anna uśmiechnęła się do rycerza. - jednak przygotowanie rezydencji będącej w stanie zapewnić schronienie starszemu wampirowi nie jest proste. - Już dużo ciszej rzuciła. - Spytaj Charlie.
Ghulica stojąca tuż obok i wyraźnie trenująca Nadwrażliwość, którą pokazał jej wampir, aż się zarumieniła. Prawdą było iż wspominała mu na początku nocy, iż szuka im nowego lokum.
Boyle spojrzał na wampira z wdzięcznością.
- Jesteście tu mile widziani. - Magik zwrócił się jakby do wszystkich, ale Gaheris był pewny, że to jego i Charlie ma na myśli. Wyraźnie zauważyła to też Florence, która mimo złego nastroju uśmiechnęła się lekko zadziornie.
- Hm, osobiście jestem bardzo wdzięczny naszemu szlachetnemu gospodarzowi, ale cóż, im szybciej ruszymy, tym może szybciej uda się rozwiązać daną sytuację. Aha, jeszcze kwestia, czy śledziliście może owego pana pracującego w banku Charlotty? Bowiem nie wiem, czy przy takim zamieszaniu udało się cokolwiek zorganizować - spytał głównie Malkaviankę oraz Florence.
- Wysłałam za nim swojego człowieka, ale nie miałam z nim jeszcze kontaktu. - Anna przytaknęła. - Mam nadzieję dowiedzieć się czegoś w mieście.
- Ruszajmy więc
- podsumował Gaheris. - Panie Boyle, głupio mi prosić, ale miałby pan może jakąś szpadę do pożyczenia lub cokolwiek podobnego?
- Coś się na pewno znajdzie.
- Magik uśmiechnął się. - Charlie, czy moglibyście poprosić Gehrego by wam wydał broń.
Ghulica przytaknęła kłaniając się nisko.
 
Aiko jest offline  
Stary 11-04-2018, 12:26   #102
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Już po chwili jechali do Londynu w towarzystwie Anny, Roberta i Helen, z bronią którą wampir mógł sobie wybrać z, jak się okazało, bogatych zbiorów Boyla. Czyli idealnie. Rycerz wybrał klasyczny rapier spośród względnie eleganckich, ażeby mógł od biedy uchodzić za ozdobę. Acz jednak z drugiej strony, żeby mógł odpowiednio działać wedle potrzeby. Szermierkę miał opanowaną. Wolałby stanowczo walczyć, gdyby przyszło do starcia, orężem szermierczym, niźli pięściami, cegłówkami lub czymkolwiek innym. Stanowczo rycerze mieli najbardziej opanowaną właśnie taką umiejętność.
- Gdzie jedziemy? - spytał towarzystwo rycerz zastanawiając się, gdzie powinni wysiąść oraz później gdzie się spotkać ponownie.
- My w okolice Carlton club. Pytanie czy was gdzieś nie podwieźć? - Anna wyglądała przez okno oglądając miasto. Pożary najwyraźniej się rozprzestrzeniły, bo Gaheris wątpił by rodzina w Londynie była aż tak liczna.
- Myślę, że powinniśmy wysiąść niedługo i wziąć miejską dorożkę. - Charlie zerknęła pytająco na swego narzeczonego i Helen. - Będzie mniej rzucać się w oczy.
- Według mnie, jasne, aczkolwiek odnoszę wrażenie, że jeśli ten, kto mnie wcześniej śledził, jest taki dobry, także to wyczuje. Jednak faktycznie warto spróbować. Helen mieszkam tutaj od niedawna, decyduj więc
- rzekł Gaheris.
- Myślę, że propozycja jest rozsądna. - Nosferatu zerknęła na Annę. - Nie ma sensu byście nadkładali drogi. Wszyscy mamy sporo pracy tej nocy. Będę wdzięczna jeśli na chwilę wszyscy zamkniecie oczy.
Anna i Robert przytaknęli i postąpili zgodnie z prośbą, odkręcając do tego głowy w stronę okien. Charlie poszła za ich przykładem. Helen spojrzała na Gaherisa i uśmiechnęła się tym swoim rozpadającym się uśmiechem.
- Jakbyś mógł.
- Mogę
- powiedział czyniąc, czego chciała. Zasadniczo pojęcia nie miał, dlaczego, jednak skoro było to właśnie istotne, dlatego czemu nie.
Po chwili usłyszeli ciche: “Już”. Gdy Gaheris otworzył oczy na miejscu Helen siedziała bardzo elegancka dama.


Inna osoba.
- Tak będzie prościej. - Kobieta odezwała się głosem Helen, miała też kolor oczu nosferatu.
- Przyznaję faktycznie prościej - przyznał składając hołd gustowi. - Wobec tego dojeżdżamy, potem kolejną kolaską jedziemy do tego właśnie miejsca.

Dojazd do “tego miejsca” okazał się nie być taki prosty. Okazało się, że obie kobiety kojarzą mniej więcej kierunek ale nie są pewne, o którą wieżę chodzi. Ostatecznie postanowili wysiąść wcześniej i podejść. Gaheris prowadzący po ramię piękną Charlottę z jednej strony i bardzo przystojną teraz Helen z drugiej, wzbudzał spore zainteresowanie by nie powiedzieć, że zazdrość przedstawicieli własnej płci. Idąc minęli spalone ruiny.
- Tutaj mieszkała Klara. Wpadła w szał przy wybuchu pożaru i rzuciła się na ludzi. - Helen pokręciła głową.
- Przeciwników naszych kompletnie maskarada nie obchodzi. Banda zwyrodnialców - widać było, iż naprawdę jest mocno przybity. Jednocześnie obserwował okolicę starając się wyczuć, czy ktoś ich ewentualnie obserwuje.
- Chcą nas po prostu wymordować. - W głosie nosferatu pojawiła się gorycz. Gaheris poczuł jak idąca po drugiej stronie Charlie, zadrżała.
- Nie, oni chcą wymordować część wampirów oraz całą elitę, żeby ci pozostali lizali draniom buty przepełnieni strachem. Pragna, żebyśmy się poddali oraz uznali ich panowanie. Aczkolwiek według mnie tutaj popełnili błąd. Taka akcja była bardzo silnym uderzeniem, jednak niektóre spośród londyńskich ocalały. One miały zginąć, ale ocalały. Mogą bronić się oraz kontratakować. Bowiem chyba nikt nie przypuszczał, że książę ot tak odda swoją władzę.
- Na pewno nie! Peel nie raz sobie z czymś takim radził
. - W głosie Helen pojawiła się pewność
Gdy już chcieli minąć budynek Gaheris dostrzegł podobne co przy burdelu metalowe elementy. Teraz wiedząc czego ma szukać, bez trudu odnajdywał nietypowe przedmioty wciśnięty między cegły. Pokazywał je właśnie Helen.
- Jak widzisz, hm, albo akcja była prowadzona od dawna, albo mają sporą ilość pomocników. Chyba pomocników dostrzegłoby się, dlatego stawiam na to drugie. Jednak oznacza to także, iż warto obserwować otoczenie.
- Gdybyśmy mogli zobaczyć kto je zamontował, byśmy znali odpowiedź na twoje pytanie
. - Helen popatrzyła na wskazany element.
- Możemy, nawet bardzo możemy, ponieważ takie magiczne rzeczy są bardzo specjalne.

Pradawny arturiański rycerz podszedł do owego miejsca, ułożył tam dłonie oraz skupił się na wspomnieniach. Gdy tylko dotknął przedmiotu zobaczył przygotowującego go maga, żmudna praca włożona w wytworzenie niewielkiego elementu odcisnęła na nim wyraźny ślad. Potem nagle pojawiła się wizja okrągłego pomieszczenia w podziemiach. Przedmiot został przekazany wraz z czterema identycznymi jakiemuś mężczyźnie, wyglądał znajomo. Mężczyzna chwycił wręczona mu torbę z namaszczeniem i obrócił się. Wtedy wampir zobaczył pozostała część sali. Stali w niej odziani w długie płaszcze, skryci w cieniu ludzie. Wizja urwała się pozostawiając jak zwykle uczucie dziwnej pustki. Usiłował skupić się, aby przypomnieć sobie owego znajomego mężczyzny oraz to, ilu stało ukrytych w cieniu mężczyzn, ewentualnie, jak którykolwiek wyglądał. Warto bowiem było dorwać jakiegoś oraz ruszyć po nitce do kłębka oczywiście. Skojarzył go z przyjęcia w operze. Był jednym z ghuli należących do Szeryfa.
- Helen, pamiętasz ghula Szeryfa … - dokładnie opisał wspomnianego osobnika. - Wspólnik owego magika. Niestety miał owych wspólników znacznie więcej, jednak nie rozpoznałem ich. Ale może jeszcze uda się sprawdzić jakieś miejsca. Jakby nie było, wiesz kogo mieć na oku, gdybyś dojrzała owego.

Wampirzyca przeklęła pod nosem, co ewidentnie nie pasowało do eleganckiej damy jaką teraz była.
- Ilu zwerbowali… - Widać było ogarniające ją zwątpienie.
- Nie wiem, jednak jeśli dorwiemy choć jednego, będziemy wiedzieć. Wtedy wyczyścimy. Chodźmy dalej.
Wampir chciał ruszyć czyniąc dalej obserwacje. Te same elementy znaleźli także przy dwóch innych pogorzeliskach. Mogli już być pewni, że to za ich pomocą podpalono leża.


Gdy dotarli do Soho Gaheris bez trudu zlokalizował na horyzoncie wieżę, w której poprzedniej nocy wyczuł obecność. Tym razem najwyraźniej nikt ich nie obserwował.
- Jak się tam dostać? - spytał wampir wskazując odpowiednią basztę. - Czy jest tutaj jakiś klucznik? Wtedy spokojnie moglibyśmy tam wejść. Alboli ewentualnie wieża jest otwarta, albo trzeba kogoś poprosić?
- To kościół św. Leonarda
. - Charlie bez trudu rozpoznała wieżę, gdy mgła ją odrobinę odsłoniła. - Powinien być otwarty, choć wątpię by wikariusz wpuścił nas na wieżę.
- Możemy iść po prostu Old Street
. - Helen wskazała zaczynającą się kilka przecznic dalej szeroką ulicę. Musiała być jedną z głównych arterii Londynu.- To jakieś pół godziny marszu.
- Wobec tego chodźmy, wikariusza zaś poprosimy, bowiem niby cóż więcej moglibyśmy uczynić - doskonale było widać, iż jest bardzo zawzięty oraz pragnie wyjaśnić sprawę.
Helen wzruszyła ramionami i poprowadziła narzeczonych.
- Moglibyśmy się tam po prostu włamać.
 
Kelly jest offline  
Stary 12-04-2018, 12:40   #103
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wampir widział jak pomału opuszczają dzielnicę uciech by wejść w typową strefę mieszkalną. Zabudowa stała się sporo niższa, widać jednak było, że domy posiada tu wielu bogatych Londyńczyków. Nawet kamienice były bardzo eleganckie i zadbane. Kątem oka zobaczył przecznicę prowadzącą do ulicy, którą ostatnio wędrowali wraz z Charlottą szukając sukni ślubnej. A więc wkroczyli do domeny Jessie. Przez chwilę nawet wydało mu się, że dzielnica została oszczędzona, ale w końcu natrafili na ślady po wczorajszym pożarze. Rycerz podszedł do ruin domu rozglądając się, czy widzi charakterystyczne elementy. Jednak chciał sprawdzić coś jeszcze. Mianowicie, czy była tutaj Ventrue podczas całego zdarzenia, jeśli zaś tak, co się stało? Gotów był użyć zmysłów wszelakich, byle odkryć to. Gdyby bowiem znalazła się poraniona, mogliby mieć solidnego alianta, jeśli jednak “przypadkiem” nie byłoby jej wtedy, byłoby to nadzwyczaj dziwaczne.
- Tutaj mieszkała Jessie, prawda … - zwróciłem się do Helen.
- Nie… nie jestem pewna kto mieszkał tutaj, ale Jessie zajmowała wielki pałac nieopodal szpitala. - Helen wskazała mniej więcej kierunek.
- Ewentualnie spróbujemy potem, teraz ruszajmy według planów, acz moment - rycerz skupił się dotykając któryś spośród kawałków metalu. - Zobaczymy jednak jeszcze, czy uda nam się cokolwiek wyczuć, skoro trafiliśmy na to miejsce. Później szybko idziemy wspomnianą Old Street, jeśli właściwie pamiętam nazwę -stwierdził wampir określając priorytety.
Przedmiot zdradził mu kolejną osobę, kobietę. Niestety tym razem jej nie kojarzył, za to zdradziła mu to, że w sali naprawdę było sporo osób. Naliczył ich kilkanaście. Wobec tego kobieta powinna być kolejną osobą do narysowania. Nie wątpił, że ktoś ją wreszcie pozna.
- Kilkunastu wspólników, wśród nich kobieta - opisał Helen, jak wyglądała. Ewentualnie mógł spróbować dotknąć jej umysłu, jednak postanowił odłożyć to na później jakoś. - Ruszajmy dalej.

Do kościoła dotarli już bez przeszkód. Wampir nadal nie czuł się obserwowany. Zupełnie jakby osoba, która go śledziła nagle straciła zainteresowanie. Główne drzwi były zamknięte, ale w sumie nie było to dziwne, z uwagi na porę. Przeciwnicy może uznali, że sprawa została załatwiona. Jednak obecnie mieli przed sobą drzwi.
- Potrafiłby je ktoś otworzyć względnie bez huku, czy idziemy do jakiegoś miejscowego wikarego, ażeby pożyczył klucz? - spytał rycerz. Oczywiście wspomnianemu kapłanowi później odpowiednio przestawiłoby się jego ludzką pamięć.
- Powinnam sobie poradzić… - Charlie odezwała się nieśmiało i rozejrzała się po okolicy. - Ale spróbujmy może z jakimś bocznym wejściem.
- Zazwyczaj są jeszcze wejścia boczne i wejście od zachrystii.
- Helen także się rozejrzała. Mimo późnej pory po okolicy nadal kręcili się ludzie.
- Poszukajmy najpierw wejścia, później pomyślimy, co z ludźmi. Jakby bowiem co, możemy się skryć przy bramie, albo raczej Helen oraz zmienić na postać wikarego. Wtedy nawet obserwujący przechodnie nie znajdą niczego dziwnego. Jakiś pastor tam prowadzi kogoś. Dosyć normalna sytuacja - stwierdził spokojnie wojownik.
- By się w kogoś zmienić muszę mu się długo poprzyglądać… nie mam pojęcia jak wygląda tutejszy wikary. - Helen spojrzała niepewnie na rycerza.
Idąc wzdłuż bocznej ściany kościoła trafili na kolejne wejście. Dalej była brama i przejście na tyły kościoła, pewnie tam znalazłoby się wejście do zachrystii.
- Helen, ty nie wiesz, ja nie wiem, ci przechodnie także nie wiedzą pewnie - uśmiechnął się. - Zresztą nocą wszystkie koty są czarne, istotne, żeby tylko były jakieś ubrania pasujące do tego właśnie powołania. Póki co jednak chodźmy dalej. Jak zobaczymy jakiegoś wikarego, albo jeśli on zobaczy nas, poproszę go, ażeby nas zaprowadził spokojnie.
Na tyłach kościoła, tuż za transpetem, znajdowało się wejście do zachrystii. To nieopodal niego, zobaczyli krzątająca się na przykościelnym cmentarzu wikarego. Mężczyzna był już starszym człowiekiem, ruchy jego były jednak sprężyste. Gaheris po chwili obserwacji bez trudu rozpoznał też, że owa postać jest ghulem.
- Ghul - wyszeptał rycerz do Helen oraz Charlotty.
Następnie podszedł do wikarego.
- Pochwalony ojcze. Jesteśmy prowincjuszami. Wraz z przyjaciółmi chcielibyśmy zwiedzić wieżę tego pięknego kościoła. Czy udzielilibyście nam klucza oraz pozwolenia? Prosimy bardzo - uśmiechnął się. Gaheris użył swoich mocy oraz siły woli, ażeby przekonać wikarego, iż to jest doskonały pomysł, bowiem trzeba pomóc ciekawskim turystom. Wcześniej jednak wysłał mu przekonanie, iż są kimś bardzo przyjaznym. Gotów jednak, gdyby poprzednie zabiegi nie pomogły, użyć modyfikacji pamięci polegającej na tym, iż wtłoczyłby mu przekonanie, iż jego pan kazał im przekazać wspomniany klucz.
Mężczyzna zawahał się na chwilę spoglądając to na Gaherisa to na towarzyszące mu kobiety. Wampir bez trudu odczytał w jego spojrzeniu o jakie plany jest podejrzewany.
- To dom boży, nie wypada… - Widząc uśmiech wampira staruszek złagodniał. - No dobrze, ale tylko na chwilę. Oderwał się od swoich prac. Nie przyjemniej byłoby w ciągu dnia? Lepszy widok. - Poprowadził ich spokojnym krokiem w stronę kościoła.
- Pewnie byłoby podczas dnia, gdybyśmy mogli. Niestety jestem przekonany, że wyjedziemy stąd. Dlatego nie mamy wielkiego wyboru - wyjaśnił rycerz. - Oraz oczywiście bardzo dziękujemy. Proszę nam tylko otworzyć. Spokojnie pójdziemy sami. Miał wielebny wszak jeszcze jakąś pracę. Stanowczo nie chcielibyśmy odrywać. Później wychodząc zamkniemy oraz podrzucimy klucz - oczywiście rycerz nie miał ochoty, aby ktokolwiek towarzyszył im.
Ghul doprowadził ich do drzwi wewnątrz kościoła i podał klucz. Skorzystał z okazji by nachylić się do Gaherisa
- Tylko błagam, bez żadnych nieprzyzwoitości. To Dom Boży. - Najwyraźniej dla staruszka było to główne zmartwienie w tej chwili.
- Oczywista sprawa, dziękujemy jeszcze ponownie - rycerz otworzył drzwi. Pomyślał, iż zaczną zabawiać się kontrolą wszystkiego od góry. Skoro stamtąd prowadzono obserwację, miało to największy sens.
Na górę prowadziła wąska klatka schodowa, w której dobrze zbudowany wampir musiał iść lekko bokiem.

[MEDIA]http://1.bp.blogspot.com/-kyxWeenbxe4/T1nmgLHTfvI/AAAAAAAABf8/VS5JRlxHOZE/s1600/2.jpg[/MEDIA]

Schody zdawały się ciągnąć w nieskończoność, jednak cała trójka radziła sobie z nimi dosyć dobrze, narzucając szybkie tempo. Na górze trafili na drewniane drzwi, które wyprowadziły ich na niewielki taras, na którym znajdowała się drewniana klatka schodowa otaczajaca dzwony. Tutaj gaheris zauważył znowu znajome elementy. Były przymocowane niemal do każdej belki, wprawione w fugi między kamiennymi płytami. Czyli wiadomo było, co należy sprawdzać. Gaheris położył swoje dłonie skupiając się na odkrywaniu tajemnic tamtego miejsca. Niewiele to dawało. Faktycznie racja, rycerz przypomniał sobie, iż zaklęcia były umieszczone od spodu. Wydobył więc kawałki żelaza. Dopiero wtedy postanowił się skupić poważniej. Wyjmując przedmiot poczuł jak cała konstrukcja lekko zadrżała. Albe było to dziwne drżenie, nie jakby się waliła, coś niższego, jakby dotykającego jego podświadomości. Gdy skupił się na przedmiocie, zobaczył pochylającego się nad nim maga, to jak w pełnym skupieniu wybija dłutkiem misterne znaki. Tarquin stał obok. Mężczyźni rozmawiali. Gaheris nie rozróżniał słów, ale był pewny, że byli w przyjacielskich stosunkach. Prawdą jednak było, że stosunki takie mogły wynikać z działania dyscyplin starego ventrue. Później zobaczył ich na tej wieży. Znowu rozmawiali. Ventrue przykucał na szczycie drewnianej konstrukcji, dotykając wykonanej z metalu tarczy. Oczy miał przymknięte. Wizja zakończyła się, a Gaheris znalazł się znów stojąc w wieży, w towarzystwie dwóch kobiet.
- Tarquin był tutaj, magik także - wyjaśniał swoim kompanom. - Ogólnie jest coś nie tak, nie wiem co. Jakby coś się ruszało na, nie wiem jak to określić, jakimś innym podłożu świadomości. Pojęcia nie mam. Hm, najistotniejsze jest chyba, iż byli tutaj dotykając na szczycie metalowej tarczy. Cokolwiek takiego to owa metalowa tarcza. Chodźmy tam, gdzie ów drań dotykał owego przedmiotu - stwierdził rycerz ruszając dokładnie tam.
Wampir poprowadził swoje towarzyszki na szczyt drewnianej konstrukcji. MImo dziwnych odczuć, wydawała się być nadal bardzo stabilna. Minęli zegar, zawieszony w duszy schodów i wydostali się pod sam dach. Na zewnątrz wychodziły stąd niewielkie okienka w połaci dachowe, które Gaheris widział także w swojej wizji. Na środku, przymocowana do drewnianej podłogi, znajdowała się owa tarcza. Czyli miejsce kolejnego badania. Wojownik dokładnie ułożył swoje dłonie na podobieństwo sukinsyna Tarquina (jak to się ładnie porymowało). Skupił się ponownie. Gdy zamknął oczy nagle pojawił się przed nim Londyn, a dokładnie dachy miasta.

[MEDIA]http://primaryfacts.com/wp-content/uploads/2013/06/Victorian-London.jpg[/MEDIA]

Wampir szybko zdał sobie sprawę, że jeśli tylko coś go zainteresuje, może jakby “podlecieć” bliżej i obserwować to bez wiekszego wysiłku.
- Ale cuda. Popatrzcie, nie wiem, co to jest, jednak jakieś zaklęcie tutaj zostało stworzone oraz dzięki niemu możnaby śledzić dokładnie wszystko. Hm, skoro tak, rozejrzyjmy się - uznał rycerz. Dowcipne było skorzystanie ze wspaniałej magii przeciwników, przeciwko nim samym. - Ech szkoda, iż nie ma Boyla. Wrzuciłby tam zaklęcie, iż każdy kto spróbuje tego użyć zostanie potraktowany jakimś świństwem antywampirzym. Gdyby Tarquin chciał ponownie popróbować śledzenia, byłby pacnięty. Jednak skoro go nie ma, spróbujmy przynajmniej tego - Gaheris starał się rozciągnąć jak najbardziej swoje zmysły, poszukując znanych sobie osób, czyli magika oraz wspomnianego Tarquina. Z tej wysokości wampir doskonale widział skalę zniszczeń dzielnicy podlegającej Jessie. Kolejne pogorzeliska, czerniały pomiędzy ocalałymi budynkami. Wtedy zobaczył go. Wielki pałac, teraz całkowicie spalony. Wokół krzątali się ludzie, sprzątając po pożarze i starając się odratować to co się da. Jego uwagę przykuł mężczyzna, który najwyraźniej coś znalazł i zaczął biec w kierunku północnym. Wtedy też do nozdrzy wampira dotarł niepokojący zapach dymu.
 
Aiko jest offline  
Stary 13-04-2018, 18:29   #104
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Coś nie gra - powiedział. - Czujecie? Może być ogień.
Kurde, czyżby chciał podpalić wieżę? Jesli tak, trzeba było zbiec natychmiast oraz ugasić. Gdy wampir oderwał się od obserwacji był już pewny, że nie na “chęciach” się skończyło. Przez otwór, którym weszli na poddasze do pomieszczenia dostawał się szary dym. Kobiety zaskoczone jego spostrzeżeniem szybko spojrzały w tamtą stronę. Helen niemal warknęła i Gaheris był pewny, że nie wróży to niczego dobrego. Nosferatu była ranna, jaka była szansa, że zapanuje nad bestią? Trzeba było uciekać. Rycerz szybko rozejrzał się po murze wyglądajac przez okno.
- Doskonale, tam idzie piorunochron. Wspaniały wynalazek, czytałem niedawno - widać było, że się spręża. - Helen, idziesz pierwsza. Tędy spokojnie zejdziesz. Dobrze byłoby zabrać jeszcze tą właśnie tarczę. Boyle ucieszyłby się. Choć skoro podpalili wieżę, znaczy, iż nie planowali jej używać. Trzeba jeszcze albo zabrać wikarego, albo namotać mu w głowie jakoś.

Wampirzyca przytaknęła i wyszła przez niewielkie okienko. Widać było że brakuje jej sporo do sprawności Gaherisa czy nawet Charlotty. Chwyciła się jednak mocno metalowego drutu i niezgrabnie zaczęła schodzi w dół. Charlie mimo, że stała tuż przy oknie, zaczęła się krztusić dymem, którego coraz więcej było w pomieszczeniu.
- Charlie, weź szal oraz zawiąż sobie usta. Pomogę ci tutaj. Czy jesteś w stanie zejść? Jeśli nie jesteś 100% pewna, zostawię wszystko, żebyśmy mogli zejść razem.
- Spróbuję. Powinnam dać radę
. - Ghulica wyjrzała na zewnątrz i już po chwili była na dachu.

Dawny arturiański wampir wziął metalową płytę. Cisnął na trawnik, później powędrował za swoimi towarzyszkami. Szczerze mówiąc, chętnie poprzeklinałby samego siebie, gdyż nie wyjął owych kawałków metalu. Obawiał się jednak, iż to może sprawić, że spowoduje jakiś wypadek, albo że nie zadziała owo badanie. Ponadto wszak nie wybuchło to wczoraj, dlatego przypuszczał, iż spokojnie się uda. Jednak jak pech to ufffffff … wkurzony był na siebie bardzo oraz bardzo się bał, żeby nic się nie stało Charlotcie. Później trzeba było zabrać wikarego. Tymczasem wydawało się, że z każdą chwilą robi się coraz gorzej. Helen krzyknęła i oderwała się od ściany tuż przy dachu. Gaheris widział jak wampirzyca zsuwa się po połaci ciągnąc za sobą rzekę dachówek już chciał obserwować jej lot w dół, gdy do jego uszu doleciał podobny okrzyk Charlotty. Kobieta puściła się piorunochronu i spadła na dach. Na szczęście wysokość była już niewielka. Ghulica zsunęła się kawałek, jednak udało się jej chwycić jednej z odsłoniętych przez Helen desek. Tymczasem do uszu gaherisa dotarł łomot upadajacej na ziemię wampirzycy i przerażony okrzyk wikarego. Wampir zdążył kątem oka zobaczyć jak do staruszka, podbiega młody chłopak i zaczyna go ciągnąć w stronę tylnego wyjścia ze cmentarza. Bez problemu rozpoznał w nim Thomasa Gedge, mężczyznę który miał ich śledzić. Gdy obserwował to całe szaleństwo, dotarło do niego czemu kobiety puściły piorunochron. Zarówno kamienie jak i drut, nagrzewały się od szalejących w środku płomieni.

Dobra kurde blade, zabawa jasna. Właśnie wampir schodził, kiedy poczuł, że zaczyna być ciepło. Oczywiście ponownie mógł się na siebie wkurzyć, gdyby wyczuł wcześniej, mógł wziąć coś na dłonie, choćby owinąć koszulą. Podobnie dziewczyny. Ale nie można było nic zdziałać poza jakimś wariackim działaniem. Skoczył!!! Na dach. Później planował jakoś zejść z dachu, dorwać gnoja Gedge, eee, potem … , jeśli cokolwiek wyjdzie. Chwilowo waliło się dosłownie wszystko, decyzje zaś wychodziły fatalnie. Wampir wylądował na dachu i bez większego wysiłku złapał równowagę, stając obok podnoszącej się Charlotty. Wyglądało na to, że ghulica jest poobijana ale nic poza tym jej nie jest. Gdy Gaheris zbliżył się do krawędzi dachu by poszukać jakiegoś wygodnego zejścia, do jego uszu doleciał zwierzęcy ryk. Chwilę później zobaczył biegnącą w stronę mężczyzn, oszalałą Helen. Chętnie pozostawiłby jej obydwu za te wszystkie zniszczenia, jednak nieszczęśliwie potrzebował języka. Czyli.
- Trzymaj się, kochanie - krzyknął jeszcze do Charlotty, później skoczył pędząc do Helen. Miecz jako kołek? Trudno, bywa? Uff, co za upadek obyczajów, a potem zgarnąć dominacją obydwa ghule.

ŁUP! Aż huknął o ziemię spadając oraz zamieniając się w sprytną kulkę. Tak, zręczność ciała, gibkość to miła cecha, nawet dla wampira. Przeleciał może ze dwa kontrolowane przewroty wreszcie stając na nogach oraz rzucając się na Helen. Nawet nie krzyczał wiedząc, iż go nie usłyszy. Cios był szybki. Piękna Helena Trojańska, hm, oczywiście jak na Nosferatu pędziła ku tamtym, właściwie dopędzała, bowiem wampirzej prędkości oraz siły ciężko przeciwstawić się ludzkim zdolnościom. Kiedy właśnie dosięgnął ją cios prosto w serce. Padła, niczym żaba przed swoim księciem. Szczęśliwie. Bowiem starszy pastor już chyba był u kresu tego wszystkiego.
- Stójcie! - Dominacja na ludzi zawsze działała. Dosyć tej zabawy. Trzeba było się zmyyyyyyyywać stąd czym prędzej. Obydwaj wcześniej już byli potraktowani Zauroczeniem trzeciego poziomu dyscypliny. Jeśli trzeba, był gotów poprawić. Jeśli nie, wydawał proste polecenia.
- Macie być mi całkowicie posłuszni. Macie wziąć ją - wskazał na Helen - oraz przenieść tutaj. Macie tutaj zostać. Nie możecie zrobić jej żadnej krzywdy - wskazał na Helen. - Macie tutaj poczekać na mnie nie rozmawiając ze sobą, ani z nikim oraz nic nie robiąc.
Charlotta czekała na dachu, trzeba ją było ściągnąć. Rozejrzał się, czy była jakaś drabina, czy była szansa, żeby ją schwytać, gdyby skoczyła etc.
- Jest tutaj drabina? - spytał wikarego.
- Ta… tak w komórce obok zakrystii. - Mężczyzna odpowiedział na początku lekko zdziwiony pytaniem.
- Otwarta jest?
- Tak. Niedawno chowałem do niej rzeczy
.

Wampir skoczył we wskazanym kierunku. Drabina stanowiła podstawę dla ratowania Charlotty. Potem planował przystawić do dachu.
- Zaraz przyniosę drabinę! - krzyknął narzeczonej.
Charlie wychyliła się i przytaknęła. Po chwili wampir dotarł na miejsce niosąc długą drabinę. Niestety i tak okazała się być odrobinę za krótka, ale gdy ghulica się odrobinę zsunęła, a on stanął prawie na samym szczycie, udało im się wspólnie sprowadzić kobietę na dół. Uff, wreszcie. Znowu przyskoczył do obydwu okrywając Helen własnym płaszczem. Głupio byłoby, gdyby ktoś zobaczył ją przebitą.
- Panowie - ponownie użył Dominacji. - Ostrożnie bierzecie ją oraz niesiecie. Ty - wskazał na Genty’ego - na górę, ty - pokazał na wikarego - za nogi, zresztą pomogę ci. Charlie. Wybacz, ale na gwałt potrzebujemy powozu - poprosił dziewczynę. - Mogłabyś? - sam jeszcze wziął ową zrzuconą na trawnik tarczę pod jedną pachę, później zaś ruszyli. Ogień nie był miły dla wampira, zresztą nie byłoby wskazane, gdyby ktokolwiek ich tutaj dojrzał. Szli gdzieś na bok, gdzie mógł dojechać londyński powóz.

Piękna Charlie przytaknęła i pobiegła poszukać jakiegoś powozu. Gdy mężczyźni dotarli do płotu cmentarza, wampir zobaczył już nadjeżdżającą dorożkę.
- Wsiadamy - ponownie Dominacja. - Zachowujcie się spokojnie. Wnieście ją.
- Nasza znajoma zasłabła. Wieziemy ją do znajomej
- wyjaśnił dorożkarzowi wskazując miejsce na skraju Londynu. Musiał się dostać ponownie do Boyla, gdzie obydwaj zostaną przesłuchani, zaś Boyle zbada tablicę, zaś Helen uratowana. Chyba wampiry londyńskie zaciągały wielki dług u milorda Boyla. Chętniej najpierw skonsultowałby z Malkavianką, albo Florence, albo Rebeccą, ale skąd je znaleźć tutaj. Wprawdzie Malkavianka była na terenie, lecz gdzie? Mogli zaryzykować przejazd obok klubu i sprawdzić. Tak też zrobili. Jadąc jednak zaczynał pracować nad umysłami obydwu ghuli. Przyjaźni byli. Teraz jeszcze kwestia była, iż powinni być szczerzy oraz że ich pan, lub panowie to akceptują. Dodatkowo oczywiście badanie umysłu. Pierwsza sprawa była niesamowita: Wikary był ghulem Jessie, Gedge Tarquina. Hahahahaha. Wreszcie. Faktycznie sukinsyn sam montował owe magiczne kawałki do podpalenia, gdzieś poza Tamizą.
- Kto jeszcze montował, znasz jakieś nazwiska oraz kim są? - to było istotne. - Oraz gdzie jest twój pan?

Pytania owe były istotne oraz Gedge może mógł na nie odpowiedzieć. Wikary był raczej pionkiem. Lubił Jessie oraz dawno jej nie widział. Pomógłby jej, gdyby potrzebowała. Jednak ewentualnie mógłby cokolwiek wyjaśnić.
Niestety Gedga nie do końca znał odpowiedzi na oba pytania. Wiedział, że było ich dwanaścioro, wszyscy byli ghulami, nie znał jednak tych ludzi. Nie wiedział też gdzie przebywa jego pan, ostatnio widzieli się nad Tamizą w porcie, wikarego miał doprowadzić do kryjówki jego pani.
- Czyli gdzie? Oraz czy lady Jessie współpracowała z Twoim panem?
- To jego prawnuczka, musiała współpracować
. - W głosie Gedge pojawiła się duma. - Na wybrzeżu w pobliżu Southwark Bridge, Ma tam swój lokal.
- Rozumiem. Nie ruszajcie się proszę
- rycerz wziął tarczę spod pachy usiłując uczynić to samo, co na wieży. Poszukiwał swojej dziecięcej przyjaciółki, albo przynajmniej bardzo próbował.

Niestety tarcza nie działała bez pozostałych elementów, które znajdowały się w wieży. Czyli pozostawało badanie organoleptyczne przy pomocy zmysłów, znaczy trzeba było liczyć na farta, skoro mieli tak wiele pecha do tej pory. Liczył, iż jeśli podjadą pod klub może coś się znajdzie, właściwie ktoś, nie coś. Carlton Club nie spłonął całkowicie. Najwyraźniej ludziom w okolicy udało się wystarczająco szybko zagasić ogień. Wampir nigdzie nie dostrzegł swojej znajomej, za to bez trudu rozpoznał kilku ghuli należących do Roberta, którzy najwyraźniej odratowywali co się da. Wyskoczył do nich.
- Witam. Szukam Roberta lub panienkę Annę - powiedział szybko. - Sprawa super pilna.
- Pan Robert powinien odwiedzać inne pogorzeliska, a Panna Anna jest obecnie w Scotland Yard
. - Ghul najwyraźniej kojarzył Gaherisa bo odpowiedział bez zająknięcia.
- Czyli dokładnie, gdzie? - widać było, iż Roberta nei złapie, ale Malkaviankę może ewentualnie tak. - Możesz mnie zaprowadzić?
- To kawałek drogi Panie, szybciej będzie dorożką
. - Ghul wskazał na pojazd jakim przyjechał wampir. - Budynki Scotland Yardu znajdują się w Westminsterze przy White Hall. Panienka na pewno będzie w prosektorium.
Pokręcił głową.
- Możesz jechać ze mną oraz wyciągnąć ją stamtąd? Proszę. Sprawa bardzo istotna.

Ghul spojrzał na znajdujące się przed nim pozostałości klubu. Widać było, że wolałaby dokończyć pracę jaką mu zlecono. Westchnął dosyć cicho.
- Oczywiście Panie. - Ruszyła za Gaherisem w kierunku dorożki.
- Przepraszam, że odrywam się od powierzonego obowiązku. Obiecuję, że wyjaśnię to twojej pani. Pędźmy. Powiedz dorożkarzowi gdzie.
Przez chwilę myślał nad pozostawieniem Helen, jednak obawiał się jakiś możliwych perturbacji, kiedy nie było nad nią opieki.
- Jak sytuacja klubu? - spytał ghula. - Widzę iż udało się całkiem sporo uratować oraz można spróbować odbudowy.
- Staramy się zamaskować ślady wampirzej bytności nim pojawią się budowlańcy
. - Ghul wyglądał z dorożki, gotów znać powożącemu znak by się zatrzymał. - Jutro rano zaczynają się prace i musimy zrobić najwięcej jak to możliwe.
- Rozumiem. Doskonała robota. Ale wierz mi, tutaj wyskoczyło coś równie istotnego, albo raczej jeszcze bardziej. Pędźmy
! - krzyknął do woźnicy, któremu ghul podał adres. - Kiedy dojedziemy wyskocz oraz przyprowadź ją biegiem. Wspomnij proszę, iż nalegałem mocno.

Ghul przytaknął, mimo iż widać było że powątpiewa co do tego co jest istotniejsze. Gdy dotarli na miejsce wyszedł szybkim krokiem i ruszył w kierunku starych budynków, pod którymi kręciło się wyjątkowo dużo mężczyzn w charakterystycznych strojach Scotland Yardu.


Gaheris nie był pewny ile czasu minęło, ale wydawało mu się że wszystko trwa wieki. Gdy już zniecierpliwienie brało nad nim górę i gotów był niemal sam się tam udać z budynku wyszedł ghul, sam. Podszedł do dorożki i otworzył drzwiczki jakby kogoś przepuszczając, po czym wsiadł. Zastukał w dach by dorożka ruszyła i wydał polecenie by zrobiła kółko wokół budynków Westminsteru. Wtedy usłyszeli drobny głosik Anny, a zaraz po nim ukazała się sama wampirzyca.
- Co tak pilnego cię sprowadza, Henry? - Widać było że jest w nienajlepszym nastroju, prawdopodobnie z powodu przerwanej czynności.
- Popatrz - odparł. - Helen zakołkowana. Przeze mnie - dodał ponuro. - Musiałem powstrzymać dziewczynę po podpaleniu budynku oraz wysokim upadku. Mam zaprzyjaźnionego ghula sir Tarquina, to ten sympatyczny pan - wskazał Gentego. - Wikary jest ghulem Jessie, jego prawnuczki. Przy okazji Jessie się ukrywa, wiemy gdzie. Co ty na to?
- To
… - Anna popatrzyła najpierw na zakołkowaną wampirzycę, a potem na obu ghuli. - To wiele zmienia. Tylko czemu przyjechałeś do mnie, a nie spróbowałeś złapać Jessie?
- Dlatego, iż nie mogłem pozostawić samej Helen
- przecież pomimo opanowania ghuli, nie wiedział, jak zareagują, zaś Jessie mogła nie być sama.
 
Kelly jest offline  
Stary 14-04-2018, 18:36   #105
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Spojrzała na Gedga.
- Podaj dorożkarzowi adres. - Rozkaz był prosty i ghul szybko go wykonał. Pojazd szybko zawrócił i ruszył w kierunku nabrzeża. - Mam nadzieję, że nie będzie za późno.
- Nie będzie. Gedge miał zaprowadzić zacnego wikarego. Sama widzisz, że to staruszek, więc nie mógł pędzić mocno. My zaś ogólnie bardzo śpieszyliśmy się. Mieliśmy wręcz dzięki Charlotcie natychmiast dorożkę. Jesteśmy więc właściwie o czasie bardzo spokojnie.
- To dobrze, jest szansa.
- Anna przytaknęła ruchem głowy.
- Panna Jessie prawdopodobnie ucieknie gdy nie przyjadę sam. A raczej sam z Adamem. - Wskazał na siedzącego obok wikarego. Gedge był bardzo dumny z zaradności prawnuczki swego Pana.
- Pani Jessie jest bardzo zaradna - utwierdził go właśnie w dumie dotyczącej rodziny pana. - Jakie są zabezpieczenia? Bowiem rozumiem, że jest jakaś droga ucieczki - pomyślał, że mogliby z Malkavianką ruszyć z dwóch stron. Dlatego chciał uzyskać od Gedgego trochę informacji - Czy panna Jessie wyszłaby, gdybyś jej pwoiedział, iż tak kazał jej pradziadek? - spytał rycerz ghula Tarquina.
- Pan jest w stanie w każdej chwili wezwać swoją prawnuczkę, nie używa do tego pośredników. A Panna Jessie biegnie wtedy jak poparzona. - Gedge wyszczerzył się. Gaheris znał tą moc, nie spodziewał się jednak, że Tarquin opanował na tyle dobrze prezencję.
- Zabezpieczenia znają tylko najbliżsi ghule Panienki. - Wikary odezwał się cicho. - Ale są dwa tajne wyjścia z budynku.
- Zrobiłeś im pranie mózgu, co? - Anna uśmiechnęła się odrobinę złośliwie.
- Nie absolutnie. Zaprzyjaźniłem się z nimi jedynie. Osobiście zamiast zmuszać kogoś do czegoś, wolę żeby sam powiedział mi tak z własnej chęci. Jedynie troszeczkę pomagam swoim działaniem - potwierdził przygryzając wargi. Jeśli Tarquin miał taką moc prezencji, był naprawdę potężny. Rycerz bowiem jeszcze jej nie posiadł, Pani Jeziora tak, ale on jeszcze nie. - Masz jakiś pomysł, co robimy? - Zwrócił się do Malkavianki. Ich powóz zaczynał ilością pasażerów przypominać już karetę królewską, jedna jakby trzeba było, kogoś by się jeszcze upchało.
- Musimy tam jak najszybciej dotrzeć. - Anna zamyśliła się. - Pewnie najłatwiej by było obstawić dwa tajne wyjścia i ją wypłoszyć.
- Przyśpiesz, podwójna zapłata
- krzyknął woźnicy rycerz. - Prosta rzecz. Trochę ognia od przodu, który przecież wyczuje, oraz my od tyłu. Pokażesz nam, dobrze - zaproponował mu uprzejmie. - Musimy porozmawiać z lady Jessie oraz pomóc jej w opałach - to akurat było częściowo prawdziwe, znaczy to, że była w opałach oczywiście.
- Chciałbym panie ale nie wiem gdzie dokładnie są. - Wikary pokręcił głową. - Znam tylko okolicę.
- Dobrze jasne, wobec tego pokaż jak najdokładniej potrafisz
- poprosił rycerz. Później musieli liczyć na farta oraz akcelerację, której mogła nie posiadać Jessie.
Wedle opowieści były dwa wyjścia. Wszystkie należało obstawić. Przy porcie jedno, kolejne na dzielnicy Jessie.
- Hm, lepiej znasz Londyn, więc może obstawisz to dzielnicowe. Jestem szybki, przy porcie zaś jest sporo miejsca do biegania, więc mogę łatwiej ją tam schwytać - zaproponował Malkaviance. Abba przytaknęła zgadzając się na taki układ. - Teraz kwestia wywabienia jej. Charlie, zajmiesz się tym. Razem z ghulem naszej przyjaciółki. Pozostali czekają tutaj - ponownie Dominacja. - Poprosimy woźnicę o trochę oliwy z jego lampy, podpalimy coś oraz wrzucimy od przodu. Jessie wyczuje dym. Pamiętając pożary oczywiście spróbuje uciec. Wtedy ładnie się z nią spotkamy oraz porozmawiamy.
Taki był plan.
- Czy miałby ktoś coś, co może zastąpić kołek? - spytał się odnosząc się do Helen, wolał bowiem mieć miecz przy sobie. Okazało się, że kołka oczywiście nikt nie miał, ale przy drodze było jakieś drzewo. Odpowiednia gałąź ułamana przez wampira odegrała rolę kołka.
- Przykro mi - wyszeptał do Helen - jednak musisz jeszcze trochę pospać.
Najpierw kołek, wtedy można było wyciągnąć miecz. Tymczasem Charlotta poprosiła woźnicy trochę oliwy z lampy. Chłop certolił się, jednak pieniądze zmieniają nastawienie każdego. Najpierw zrobili zawiniątko. Choćby wykorzystując płaszcz przykrywający Helen. Charlotta miała go podrzucić w towarzystwie ghula Gedge. Skoro miał przytransportować wikarego, musiał wiedzieć, gdzie jest wejście oraz znać początkowe pułapki. Tam Charlotta miała podpalić co się dało oraz obydwoje mieli uciekać. Rycerz oraz Malkavianka zaś meili czuwać od tylnych bram. Oczywiście odpowiednie instrukcje zostały Dominacją przekazane ghulom. Sługa Malkavianki pozostawał przy powozie, gdzie leżała Helen.

Wszyscy rozdzielili się i każdy udał się na swój posterunek. Wikary dosyć dobrze opisał przybliżoną lokalizację, więc po chwili rozglądania się, Gaheris dostrzegł nawet coś co mogło być potencjalnym wyjściem. Był to opuszczony kanał, wychodzący daleko od wody.

Potem zaczęło się najgorsze, oczekiwanie. Wampir przysiadł na ławce by nie rzucać się w oczy przemieszczającym się po wybrzeżu ludziom. Panował rytujący spokój. Szum fal był tak monotonny, że pewnie uśpiłby kogoś, kto tej nocy nie miałby już za sobą tylu nieprzyjemnych wydarzeń. W końcu, dostrzegł dym ponad budynkami, a zaraz potem odgłosy dzwonów bijących na alarm i biegnących w tamym kierunku ludzi. Po kilku minutach w wypatrzonym przez niego przejściu dostrzegł też pierwszych ludzi. Wybiegło nim kilka kobiet, dwie były ghulicami. Jednak nigdzie nie było widać Jessie. Trzeba było więc czekać oraz liczyć na to, iż jeśli nie uciekła tędy, to uciekła inną drogą, tam gdzie pilnowała Malkavianka. Można jeszcze było próbować schwytać którąś spośród ghulic. Ale co jeśliby wtedy pojawiła się Jessie? Kwadratura koła. Wreszcie ryzyk fizyk. Trzeba było podjąć jakąkolwiek decyzję. Jeśli bowiem Jessie uciekła wcześniej, te ghulice mogły znać jej kolejną kryjówkę. Skoro bowiem wikary wspominał coś na temat najbliższych ghuli, pewnie należały właśnie do takich. Zwyczajnie więc wyszedł, spojrzał na ghulice wedle potrzeby tak, ażeby spokrzały na niego, wtedy powiedział.
- Stójcie. Powoli przejeźdźcie tam - użył Dominacji, która wymagała kontaktu spojrzeń. - Połóżcie się twarzami do bruku, nie podnoście spojrzenia, spoglądajcie na ziemię. Leżcie dopóki nie zmienię polecenia - obawiał się, ze jakby kazał im stać, Jessie mogła je odmienić własną Dominacją. Pozostawało czekać dalej pomijając uciekających ludzi.
Kolejni ludzie nie nadchodzili, za to do uszy wampira dobiegł odległy odgłos wystrzału, niepokojąco przypominający mu wystrzał z broni Charlie. Pogonił więc na Akceleracji własnie tam, bowiem cóż pozostawało. Swoją narzeczoną odnalazł leżącą, obok Helen, podtrzymywaną przez wikarego. Miała ranę na ramieniu, ale była przytomna. Niepodal kilkunastu ludzi gasiło wywołany przez nich pożar.
- Była tutaj? - zadał pytanie szybko jednocześnie gwałtownie przytulając Charlottę. Póki co mieli pecha. Non stop.
- Nie było tu panienki, Pan Gedge wrócił tu z panią Charlie ale tuż po ty ją zaatakował.
- Gdzie jest Gedge?
- Trafiłam go ale zwiał.
- Charlie była wyraźnie markotna.
- Trudno? Zdrowiej - jednak nie mógł dać jej obecnie krwi.
Kobieta przytaknęła, nie było jednak pewne czy po wcześniejszym upadku z wieży uda się jej zaleczyć rany.
Wrócił ponownie na posterunek na tyle. Gdyby kojarzył jakieś przekleństwa, chętnie użyłby. Wszystko wychodziło pechowo. Jego dyscyplina okazała się do kitu. Charlotta ranna. Zaś przez pozostawiony posterunek Jessie mogła nawiać. Opuścić zasłonę. Mijały kolejne minuty, a nikt więcej nie wychodził z tunelu. Wyglądało na to, że kto miał nim wybiec najpewniej już to zrobił. W końcu odnalazł go ghul Anny.
- Mamy Jessie, ale… potrzebujemy pańskiej pomocy by ją zabrać.
- Prowadź
- powiedział do niego szybko.
Ghul poprowadził go na skróty, omijając miejsce pożaru, a tym samym miejsce gdzie była Charlie i wikary. Weszli w głąb dzielnicy i pokonali spory dystans, nim w końcu Gaheris dojrzał stojącą przy jakiejś uliczce Annę. Wampirzyca pomachała do niego radośnie i wskazała znajdujący się obok zaułek.
- Chyba troszkę przesadziłam. - Zabrzmiało to dziwnie znajomo. Zupełnie gdy sprawiła, że Gaheris wraz z Charlottą… oddali się przyjemnościom na jej oczach.
Gdy wampir zajrzał w zaułek zobaczył tam Jessie. Blond wampirzyca leżała zwinięta w kłębek, drapiąc chodnik. Miała szeroko otwarte oczy, które całkowicie wypełniało przerażenie.
- Niestety Gedge zwiał - przekazała fatalną wiadomość - zranił przy tym Charlottę, szczęśliwie niegroźnie. Tarquin będzie wiedział, że przystąpiliśmy do kontrataku oraz że mamy Jessie - podszedł do Ventrue biorąc ją na ręce. - Ech, lubisz to robić, znaczy troszeczkę przesadzać … moja cudowna przyjaciółko - uśmiechnął się do niej. Jessie mogła sporo wiedzieć. Przerażona kobieta wtuliła się w niego, niemal wchodząc mu pod płaszcz.
Anna ruszyła z powrotem w kierunku pozostawionej części drużyny.
- To przyjemne widzieć czystą aurę. - Mała wampirzyca, aż podskoczyła radośnie.

Gdy dotarli na miejsce nadal zastali tam wikarego, Helen i Charlottę. Ghulica była wyraźnie blada. Z rany przestała płynąć krew, ale nadal się nie zasklepiła. Teraz mógł ją nakarmić, ale wcześniej …
- Przepraszam, że tak się stało - naprawdę nie chciał, żeby jego ukochana odczuwała takie przykrości. Pochylił się, ucałował jej usta, później ranę, którą powoli zalizał. Później naciął kłem własną skórę, ażeby mogła się napić. Charlie uśmiechnęła się tylko i przywarła ustami do rany. Jednocześnie Gaheris zwrócił się do wikarego.
- Zajmij się proszę swoją panią. Zna ciebie. Gdzie jedziemy? - spytał Maklavianki. - Mam jeszcze drobiazg dla Boyla - dodał wskazując na okrągłą tarczę.
- Powinnam wrócić do Scotland Yardu. - Anna popatrzyła na zwiniętą w kłębek Jessie. - Tej nocy i tak nie porozmawiamy. Ale wy powinniście wrócić chyba do Boyla. Zabrać tam ich i ten dziwny przedmiot, czymkolwiek on jest.
- Wobec tego jedziemy. Najpierw Yard, potem odwozimy twojego pod klub. Cieszę się, ze ocalał jakoś. Później ruszamy. Pytanie, czy jednak Jessie będzie w takim stanie oraz co, jeśli tamten by ją przywołać spróbował. Czy wyrwie ją to z tego właśnie stanu?
- Nigdy tego nie sprawdzałam
. - Anna wzruszyła ramionami. - Pewnie będzie lepiej ją na wszelki wypadek związać, albo zamknąć. Czysto teoretycznie nie ma chyba dyscyplin, które byłyby w stanie przełamać rozkaz… ale kto wie.
- Jedźmy - wydał przeto Gaheris polecenie woźnicy. Uruchomił także Nadwrażliwość starając się patrzeć na Jessie, czy się nie wybudza ze stanu spowodowanego przez dziecięcą wampirzycę. Miał możliwość wtedy przebić ją mieczem kołkując, podobnie niczym Helen. Musieli się śpieszyć, bowiem uciekający Gedge niestety sprawił bardzo wielki kłopot. Szkoda prawdziwa, że Charlotta nie położyła go. Straszliwy pech, że akurat zerwał narzucone mu pęta Dominacji oraz Prezencji. Jak to możliwe? Ogólnie nieciekawie.
 
Aiko jest offline  
Stary 15-04-2018, 00:28   #106
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Po drodze wysadzili ghula Anny i odwieźli samą wampirzycę z powrotem do Scotland Yardu. Teraz czekało ich jeszcze około pół godziny jazdy do rezydencji Boyla. Wikary siedział posłusznie, trzymając na kolanach głowę swej pani. Charlie opierała się o niego drzemiąc, wyraźnie wykończona wszystkimi wydarzeniami, no a Helen… z braku miejsca na ławach ułożyli ją na podłodze dorożki. Jechali, bowiem cóż było robić. Konsekwencje londyńskiego wypadu owszem, miały pewne pozytywne aspekty, jednak ogólnie utracili największy atut, czyli zaskoczenie Tarquina. Kurde trudno, niech Peel oraz Rebecca myślą, on jest od walnięcia po łbie jakiegoś drania, nie od wymyślania kombinacji. Przynajmniej takie myśli ogarniały rycerza.
W rezydencji powitali ich stojący w wejściu Gehry i panna Dosett. Wjeżdżając przez bramę wampir widział jeszcze jak dwa ghule rozmawiają, gdy jednak zbliżyli się oboje przybrali profesjonalne, poważne miny.
- Dobry wieczór, czy możecie poprosić lorda Boyla, sir Roberta Peela, lady Rebeccę oraz pannę Florence? - spytał na dzień dobry. - Oraz będę potrzebował kogoś do przeniesienia pani Helen, która ma taką samą przypadłość, jak przedtem milord - Gehry wiedział, co ma na myśli.
- Oczywiście. Lord Peel i Lady Rebeca przebywają obecnie w salonie. Anno czy mogłabyś posłać po naszych gości? - Panna Dosett skłoniła się, a Gaheris nagle zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy słyszy by ktoś zwracał się do niej po imieniu. Chwilę potem wezwał ludzi, by przeniesiono Helen.

Rycerz zszedł znosząc lady Jessie.
- Gehry, proszę, żeby któryś z nich wziął też ją. Proszę jej towarzyszyć - powiedział wikaremu. - To jej ghul, wyjaśnił.
- Oczywiście
. - Ghul zawołał jeszcze dwóch mężczyzn pilnujących budynku. - Gdzie ją umieścić Panie?
- Chyba tam, gdzie poprzednio lorda. Musi zostać związana tak, żeby nie uciekła. Nie wiem, czy lord Boyle nie powinien się wypowiedzieć.
- Chcieliśmy wybudzić panienkę Helen i obawiam się, że mogłaby zachować się dosyć “agresywnie” wobec panienki Jessie
. - Gehry spojrzał na podnoszących kobietę mężczyzn. - Czy też jest to egzekucja?
Oczywiście Gehry miał rację, Gaheris nazwał się wewnątrz swojego umysłu durniem.
- Oczywiście słusznie. Panienka Helen miała pecha niestety. Dla jej własnego dobra musiała zostać unieruchomiona. Odniosła bowiem wielkie rany oraz wpadła w niestety szaleństwo. Szczęśliwie zdołałem ją powstrzymać zanim cokolwiek się stało. Więc tutaj musicie być troskliwi oraz uważni. Co do panienki Jessie przypuszczam po prostu, iż Jego Wysokość, lady Rebecca oraz Boyle muszą z nią porozmawiać nieco. Niestety polega ona wpływom naszego wroga, dlatego trzeba ją unieruchomić całkowicie.
- Mamy cele… nie wiem czy powinniśmy zamykać tam kogoś z rodziny
. - Gehry wyraźnie się zmartwił. - Jeśli jednak Pan tak zaleca, wykonam to niezwłocznie.
- Zalecam, jednak także zalecam związać niczym parówkę oraz spytać lorda Boyle lub księcia
.
Oczywiście akurat planował non stop towarzyszyć im, żeby mieć nadzór, gdyby się przebudziła. Jednak chciał być przy Charlotcie. Podał jej dłoń, kiedy schodziła.
- Jak się czujesz? - spytał troskliwie.
- Już lepiej. Drzemka dobrze mi zrobiła. - Charlie uśmiechnęła się ciepło przyjmując podana dłoń.
- Dobrze, chodźmy wobec tego - ruszył za majordomem Boyle.
Tym razem nie zeszli do podziemi. Przeszli za to do pomieszczeń gospodarczych, gdzie w jednym z budynków rzeczywiście były cele. Wszystkie pomieszczenia były szczelnie zamknięte okiennicami, ale bez trudu dało się je odsłonić w ciągu dnia, pewnie na wypadek egzekucji, o której wspomniał Gehry. Jessie została usadzona na drewnianym krześle i do niego przywiązana. W ten sposób mogli spokojnie zaczekać na przybycie reszty wampirów.
- Nasza zguba się znalazła. - W głosie Florence dało się wyczuć gorycz i smutek, który wampirzyca czuła najpewniej po stratach ostatniej nocy.
- Niestety tak, znaczy dobrze że się znalazła - mówiąc to skłonił się Florence lekko - ale szkoda, iż tak się stało. Jednak to wnuczka, nie, prawnuczka Tarquina więc niespecjalnie miała wiele do gadania - wyjaśnił sytuację Ventrue.
- Jest w dosyć… specyficznym stanie. - Rebecca przyjrzała się związanej wampirzycy. - CO się stało?
- Nasza droga malkaviańska dziewczynka schwytała ją używając swoich sprytnych metod. Kompletnie pojęcia nie mam, jednak wspomniała, iż leciutko przesadziła. Odnoszę wrażenia, że ona jakby trochę lubiła przesadzać. Dlatego nie wiem, kiedy przejdzie taki stan owej powiązanej pani.
- Znając Annę nieprędko
. - Peel zabrzmiał jakby był przyzwyczajony do takiego a nie innego funkcjonowania Malkavianki.
- Gdzie, żeście ją znaleźli? - Boyle dołączył do Rebecci, przyglądając się wampirzycy.
- W jej siedzibie, pozwólcie jednak, że opowiem od początku … - streścił wszystko wspominając o wieży oraz tamtejszym znalezisku. - Jak widzisz - podał Boylowi tarczę - może się przydać, ja tam byłem w stanie przykładając dłonie obserwować wszystko. Wprawdzie później już się nie dało bez całej reszty tego wszystkiego, jednak być może ty potrafisz, ponadto dysponujesz owymi kawałkami metalu. Nie wiem, czy owe zapewnią taki sam efekt, ale może … - dalej wyjaśnił, jak to się stało z Helen, opisał schwytanie wikarego oraz Gedge. Późniejsze indagowanie, spotkanie Malkavianki, opisał jednocześnie Londyn, bowiem zakładał, iż będą ciekawi zniszczeń. - Pozytywne jest, iż Carlton choćby spokojnie będzie odbudowany. Zniszczenia oczywiście są, lecz nie naruszają konstrukcji. Warto sprawdzić także inne budowle. Wedle mojej wiedzy, Robert na polecenie swojej rodzicielki sprawdzał pozostałe miejsca, będzie więc wiele wiedział, kiedy powróci.

Potem zaczął opisywać kwestię pojmania Jessie wspominając jednocześnie swój błąd podczas pilnowania ghula.
- Schrzaniłem sprawę, myślałem bardziej, jak schwytać Jessie, nie doceniając zaś przywiązania ghula do Tarquina. Niestety tamten poinformuje swojego pana. Ot tyle wszystkiego. Dodatkowo jeszcze - przypomniał sobie - pozostawiłem tam dwa ghule Jessie każąc im leżeć, potem zaś zapomniałem. Ufff, trudna noc, ciekawe, czy dalej leżą …
- Powinniśmy kogoś posłać by się nimi zajął
. - Peel skinął na Rebeccę, a ta przytaknęła i opuściła pomieszczenie.
- Dobrze się spisaliście. - Boyle przyjrzał się tarczy. - Same kawałki metalu są “bez znaczenia” w sensie stanowią jedynie wytrzymały podkład na którym wyryto zaklęcia i na pewno te z wieży są inne niż te, które znajdujemy przy miejscach pożarów. - Wampir uśmiechnął się do Gaherisa. - Prawdopodobnie takich miejsc jest kilka na terenie całego Londynu. Bo jak zrozumiałem nie odczułeś żadnej granicy widoczności.
- Dokładnie tak było. Natomiast jeśli spojrzeć na dobre spisanie się, nie poszło tak dobrze. Gedge uciekł. Nie pomyślałem, że tak może być. Uprzedzi swojego włodarza.
- Jak nie on to ktoś inny, wątpię by miał jednego ghula
. - Boyle wzruszył ramionami.
- Dobrze się spisaliście. - Peel stanął naprzeciwko Jessie unosząc jej podbródek i wpatrując się w przerażone oczy. Gest nie był delikatny, można by nawet powiedzieć, że nawet dosyć brutalny. - Myślę, że powinniście odpocząć, to była dla was pracowita noc.
- Dziękuję, rzeczywiście przyda się chwila. Charlotta została ranna
… - skłonił się lekko przed księciem, pozdrowił resztą towarzystwa oraz ujmując dziewczynę pod ramię ruszył do swojej komnaty. Bywały chwile, kiedy odczuwał ciężar 1400 lat, właśnie takie.
Gdy opuścili pomieszczenie do Gaherisa dotarło jak późno, a raczej wcześnie jest. Zegary w holu wskazywały trzecia, zwiastując zbliżający się świt. Charlie przytuliła się mocno do jego ramienia.
- Czasami oni wszyscy… rodzina... wydają się mi być strasznie okrutni. - Jej głos był cichy, wydawał się zmęczony i zatroskany.
 
Kelly jest offline  
Stary 16-04-2018, 18:07   #107
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Trochę miała racji oraz trochę nie.
- Wobec tego pomyśl kochanie, jak zachowywali się ludzie, których znałaś. Myślę wiesz … twojej poprzedniej pracy. Ale masz rację, oni są, jednak wcale nie bardziej, niżeli wielu spośród … doskonale wiesz. Nie myśl o nich teraz. Jessie uczyniła coś strasznego, ale może uda jej się wykaraskać, jeśli udowodni księciu, iż nie miała wyboru, zaś Boyle jakoś złamie jej blokadę posłuszeństwa. Umyjmy się oraz przytulmy … - zaproponował trochę taki nieswój. Widać było, iż logicznie potrafi wytłumaczyć postępowanie księcia, jednak wcale mu się to wszystko nie podoba wcale.
- Wiem jak się zachowywali, do czego byli zdolni. - Kobieta lekko zadrżała. - Myślałam, że rodzina jest ponad to.
Skierowali się bezpośrednio do pokoju kąpielowego.
- Rodzina to ludzie, tak naprawdę po prostu ludzie. Niektórzy są ponad to, niektórzy są wrednymi draniami, inni ogólnie starają się być ponad to, jednak uważają, że podczas sytuacji trudnych nie ma co się podpierać delikatnością. Czyżby dowolni inni ludzie byliby inni? Czytuję gazety oraz słyszę, co się wyprawia na arenie Europy oraz innych kontynentów. Czasy rycerskie odeszły - wyszeptał ponuro, jakby nie chcąc się pogodzić. Arturiańscy rycerze postępują inaczej! Jednak pradawny Okrągły Stół odszedł do legendy, pięknej owszem, jednak mglistej. Obecnie panowały czasy drani, przy czym niektórzy stanowili przykład parszywych łajdaków, bywali jednak tacy, którzy pomimo draństwa mieli normalniejsze odruchy.
- Wiem tylko… gdy przebywa się z tobą, człowiek ma ochotę wierzyć, że wszystkie wampiry są inne. - Charlie uśmiechnęła się i pociągnęła Gaherisa w stronę wanny. Oczywiście poszedł całując ją oraz powoli się rozbierając. Przynajmniej mogli się odizolować, chociaż niełatwo było nie myśleć na inne, nurtujące wszystkie osoby tematy. Jedno było pewne ghulica nie zamierzała mu ułatwiać myślenia o czymkolwiek innym. Pomogła mu zdjąć koszulę i pocałowała jego obojczyk. Chwilę później zaczęła się pomału zsuwać ze swymi pocałunkami niżej, na wypadek gdyby wampir jednak chciał ją powstrzymać. Jednak jakoś nie zatrzymał jej. Bynajmniej nie dlatego, że miał wielką ochotę. Raczej wolałby się spokojnie poprzytulać, szczególnie biorąc pod uwagę średnio ładne myśli dotyczące londyńskiej sytuacji. Jednak kochał Charlottę oraz zdawał sobie sprawę, iż ona po prostu chce, gotów więc był postarać się zrobić jak najwięcej dla jej przyjemności szczególnie. Charlie przyklęknęła przed nim i pomogła mu dokończyć zdejmowanie ubrań. Pocałowała delikatnie jego podbrzusze, po czym klepnęła wampira w pośladek.
- Masz ochotę na trochę masażu, podczas kąpieli. - Uśmiechnęła się ciepło. - Specjalistką nie jestem, ale z ramionami powinnam sobie poradzić. - Wykonała ruch dłońmi, jakby ugniatała niewidoczne ciasto.
- Zdecydowanie, wiesz czego mi trzeba - przyznał. - Dziękuję - dodał swojej ukochanej dziewczynie, odgadując jego średniej jakości ochotę na coś więcej teraz.
- Zdecydowanie widzę czego ci teraz nie trzeba. - Mrugnęła do niego i gdy wampir usadowił się w wannie stanęła za nim w halce i zabrała się za rozmasowywanie ramion Gaherisa. - Twoje oczy zawsze lśnią gdy masz na mnie ochotę. Pozostaje mi mieć nadzieje, że to zmęczenie, a nie fakt że przestałam ci się podobać. - Jej dłonie delikatnie ugniatały spięte mięśnie. Rycerz nie mógł jej widzieć bo stała za jego plecami, ale nie słyszał w jej głosie ani złośliwości, ani obawy. Charlie najwyraźniej chciała by po prostu się rozluźnił.
- Bardzo mi się podobasz, zwyczajnie czasem mam bardziej nastrój do po prostu bycia ze sobą, rozmawiania oraz takiego spokoju. Przyznaję, iż choć sam doradziłem, żeby trzymać myśli daleko, nie mogę zapomnieć wszytskiego. Przy okazji, może Boyle miałby jakiś pistolet. Pouczyłabyś mnie - poprosił dziewczynę.
Charlie pochyliła się i ucałowała jego czubek głowy.
- Chyba mamy jeszcze chwilę do świtu, jeśli chcesz możemy wypożyczyć jakąś broń ze zbrojowni i trochę postrzelać, znęcając się nad jakimiś butelkami po winie. - Wróciła do rozmasowywania jego ramion. - Ogarnę się tylko trochę, czuję że cała pachnę tym dymem z wieży.
- Doskonały pomysł. Potłuczenie butelek, albo czegokolwiek powinno dobrze mi zrobić. Ale tak czy siak, umyjmy się wcześniej. Później spróbujemy pożyczyć gwizdek do strzelania - powiedział zdecydowany wykonać ową ideę.
- Yhym… - Charlie poklepała jego ramiona kończąc masaż i wróciła do rozbierania się. Całe jej ciało wołało chcę być dotykana, całowana… Napięte piersi, wyraźne ślady wilgoci na bieliźnie. Jednak zachowanie ghulicy nawet odrobinę nie zdradzało tych potrzeb. Rozebrała się sprawnie, niemal mechanicznie i wymyła gdy tylko wampir opuścił wannę.

Broń pożyczyli korzystają z pomocy Gehrego, bo Boyle poprosił by mu nie przeszkadzano. Po wskazaniu odpowiedniego miejsca i zgarnięciu kilku pustych butelek z kuchni, mogli całkowicie oddać się przyspieszonemu szkoleniu z obsługi broni palnej. Charlie wypożyczyła nawet kilka różnych typów by wampir mógł się im przyjrzeć i zrozumieć zasady ich działania. Natomiast Gaheris był jej wdzięczny, że od niekiedy potrafi powstrzymać swoją chuć. Kurczę, wszak nie zawsze ma się ochotę na uprawianie seksu. Właśnie nie miał takiej ochoty. Wolał się skupić na butelkach oraz broni, cierpliwie oglądając sztuka po sztuce oraz słuchając wyjaśnień dziewczyny.

Trening zabrał im prawie cały czas do świtu. Szybko zgarnęli rzeczy i ruszyli z powrotem do pałacu.
- Zaniosę te pistolety do zbrojowni. - Charlie odprowadziła go pod drzwi sypialni. - Powinnam je jeszcze wyczyścić po użyciu.
- Czyli trzeba czyścić? Istotne, naucz proszę mnie jak. Wolałbym wiedzieć, jak to działa oraz znać wszystkie czynności - poprosił dziewczynę.
Charlie roześmiała się cicho.
- Zaraz mi tu uśniesz kochanie. - Przyjrzała się wampirowi. - No dobrze, możemy zacząć w sypialni, najwyżej później skończę i je zaniosę.
- Byłbym wdzięczny. Pamiętam ciebie, na dworcu oraz wiem, jak gwizdek może być niebezpieczny. Wasi mężczyźni nie noszą przy sobie broni. Przynajmniej takiej długiej, albo raczej noszą nieczęsto. Dlatego właśnie chyba potrzebne jest umiejętne władanie takim bijącym na odległość orężem - widać było ciekawość wampira. Rycerz pewnie czuł się, niczym dzieciak któremu dano fajne klocki. Widać doskonale było jego specjalne zainteresowanie. Szczególnie pewnie ze względu na fakt bycia wojownikiem. Przemijały wprawdzie stulecia, instynkty wojownika ciągle jednak pozostały.
Charlie zabrała się za dalsze wyjaśnienia. Rozsiedli się na wielkim łożu, układając między sobą na kawałku materiał pistolety i rewolwery. Krok po kroku ghulica tłumaczyła wampirowi jak się z nimi obchodzić, tak długo aż Gaherisa zaczęła męczyć potworna senność. Właściwie każdy wojownik szanuje broń. Podobnie właśnie gaheris, podczas opowieści Charlotty był specjalnie mocno skupiony. Próbował przycisków, spustu, sprawdzał sposób poruszania się zamka okazywanych pistoletów. Senność jednak powoli przemogła ekscytację. Prastary wampir udał się powoli na codzienną drzemkę.
 
Aiko jest offline  
Stary 18-04-2018, 10:11   #108
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
29 maja 1853



Gdy wstał na łóżku nie było już broni, za to obok zwyczajowego kielicha z vitae, na stoliku leżała wypełniona kabura.


Charlie siedziała na fotelu obok, czytając gazetę. Widać było, że jest pochłonięta jakimś artykułem bo nie zwróciła uwagi na to, że wampir już wstał. Ciekawe czym takim się zajmuje? Właściwie przeleciała mu przez myśli Jessie. Przygryzł wargi. Ponadto Tarquin oraz obłędny czarodziej. Wkurzające właściwie, iż czarodzieja jak ghula Tarquina już mieli, dopuścili jednak do ich zwyczajnie ucieczki. Miał solidnego doła po wspomnianym ghulu. Zerkając na Charlotte jednak wyraźnie rozpogodził swoje myśli.
- Dobry wieczór, najdroższa - Gaheris poruszył się spoglądając na dziewczynę uśmiechnięty. - Cóż takiego czytasz?
Ghulica podniosła wzrok i uśmiechnęła się ciepło.
- Już wstałeś. - Podeszła do wampira odkładając gazetę i podała mu kielich. - Czytałam doniesienia o podpaleniach. - Kobieta przysiadła na krawędzi łóżka obserwując swego narzeczonego.
- Czyli media piszą? Właściwie chyba należało się tego spodziewać
.
Wziął kielich, przed wypiciem jednak mocno ją ucałował.
- Mam piękny widok, kiedy się budzę, tymczasem jesteś przy mnie kochana moja.
Później łyknął purpury.
- Opowiadaj proszę, co się działo.
- Tutaj na dworze mamy małe zamieszanie. Niestety Gehry nie był przygotowany na tylu gości i musimy co nieco kombinować jeśli chodzi pozyskiwanie vitae. Ale jakby co nie mówiłam ci tego. Pozostałe ghule są bardzo… zdystansowane od swych panów.
- Zdystansowane? Właściwie co przez to rozumiesz, przepraszam
- wydawał się mocno niepewny. - Ghule machnęły ręką na wampiry oraz poszły swoją drogą?
- Nie
. - Charlie szybko zaprzeczyła. - To taki dystans jak między sługą a panem… panem którego bardzo się podziwia. Wiesz.. Jednak pozostałe wampiry mimo że są bardzo życzliwe traktują nas odrobinę przedmiotowo. Przynieś, podaj… Większość ghuli zna tylko takie traktowanie, więc by przypodobać się swym panom chcą by wszystko było idealnie. - Wskazała na kielich. - Świeża krew, pokojówki, odźwierni chętni do tego by służyć za posiłek. Niczego nie może zabraknąć.
- Nie rozumiem, ale skoro ty wiesz, wobec tego mi to całkiem wystarczy. Jak sytuacja na mieście oraz wiesz, masz jakieś wieści na temat Jessie
? - spytał odkładając kielich oraz obejmując ją. - Stęskniłem się przez te parę godzin drzemki - wyznał ukochanej całując jej piękne uszko.
- Ja przynajmniej mogłam na ciebie popatrzeć. - Ghulica ucałowała policzek wampira. - W mieście jest nieciekawie. Podejrzewają, że na terenie Londynu działa jakiś gang podpalaczy i wszędzie krąży policja. Ruszyliśmy z tymi ubezpieczeniami i na razie sprzedają się jak ciepłe bułeczki. - Mrugnęła do mężczyzny. - Panuje panika. Ludzie nie wychodzą z domów. Przedstawiciele rodziny mają problemy z polowaniem. Rozmawiałam z Gehrym i z ghulicą Florence… chyba Martha, jak tak dalej pójdzie, młodsze wampiry mogą zacząć łamać maskaradę, albo co gorsze wpadać w szał z głodu.
- Malkavianka wróciła, albo Robert
? - spytał dostrzegając, iż dziewczyna pominęła kwestię Jessie. Albo nie wiedziała, albo nie chciała specjalnie mówić. - Kocham ciebie bardzo - kolejny pocałunek, po czym powstał z szerokiego łóżka. - Pewnie kolejne jakieś plany będą - przypuszczał głośno.
- Widziałam się z ghulem Anny, podobno wrócili tuż przed zmrokiem. Niestety nikt z rodziny nie zdradzał planów na tą noc. W naszym ghulowym światku podejrzewamy, że odbędzie się narada. Książę spędził sporo czasu z Jessie, ale nikt nie był dopuszczony w pobliże. - Charlie pozostała na łóżku. Zerknęła na sufit jakby się nad czymś zastanawiając. - Nie... nie było nawet żadnych plotek, czekamy na zmrok. Książę dosyć późno się budzi, więc pewnie po 21-ej będzie wiadomo co dalej. Gehry podejrzewa, że Jessie zostanie stracona.
- Wolałbym nie, raz że żaden rycerz nie śmie podnieść ręki na niewiastę, nawet wampirzycę, dwa, no cóż, przyznaję, że mam pewien wredny plan, jakby ją wykorzystać. Albo za jej zgodą, albo bez jej zgody. Wszystko szaleństwo, czy nie może być wreszcie jakoś zwyczajnie
? - wyrwało mu się. - Otóż jeśli pamiętasz może, ghul Tarquina stwierdził, iż wzywając Jessie łajdak powoduje, że ona biegnie do niego niczym koń wyścigowy. Przypuszczam, że kiedy się nie pojawi, spróbuje ją wezwać. Wystarczyłoby więc śledzić Jessie docierając do samego łajdaka.
- Będzie trzeba to zaproponować księciu
. - Charlie wyraźnie ten pomysł przypadł do gustu. - Pytanie czy ją wezwie skoro wie, że ją pojmaliśmy. Ale na pewno warto poczekać kilka dni. Jakoś… wydaje mi się, że jesteśmy już blisko… że zaraz wszystko wróci do normy. - Uśmiechnęła się w ten swój kochany sposób. - Myślałam już o fraku ślubnym dla ciebie… och i byłam ciekawa czy miałbyś coś przeciwko ślubowi w kościele? Gdybyśmy brali ślub latem, można by zorganizować go w ogrodzie. Wtedy nawet byłoby zrozumiałe, że jest w nocy, bo w dzień jest za ciepło. - Twarz kobiety aż się zarumieniła. Widać było jak bardzo cieszy się na samą myśl o tym wydarzeniu. - I byłyby namioty i lampiony… dużo kwiatów. Chyba… nie powinnam o tym mówić w takim momencie, prawda?
- Nic nie miałbym. Jestem osobą wierzącą, katolikiem, jak wszyscy na dworze królewskim. Tutaj jak wiem, są rozmaite odmiany chrześcijaństwa, ale jakoś damy radę pogodzić. Co do Jessie na pewno warto poczekać, ponadto pamiętaj, że on może nie być pewny, czy ją schwytaliśmy. Próbowaliśmy wprawdzie, jednak nie widział jej schwytanej, więc może zaryzykować jakoś. Ślub zaś, wiesz, że bardzo chciałbym, aby był jak najbardziej zapamiętany. Hm, trzeba będzie ogłosić oficjalnie zapowiedzi
- jeśli bowiem Charlie te była w ciąży, trzeba było się streszczać ze ślubem, ażeby nie było ewentualnych plotek.
- Jak już wybierzemy jakieś miejsce będzie można to podać do opinii publicznej. - Ghulica wstała w końcu z łóżka i przeciągnęła się. - No to pewnie mamy jeszcze chwilkę. Masz na coś ochotę?
- Trochę odtajałem po poprzednich wydarzeniach oraz nasza rozmowa bardzo mi pomogła
- przyznał rycerz. - Wobec tego chwilę miejmy dla siebie - intensywne pocałunki zasypały usta kobiety, policzki, szyję, piękną, smakowitą szyję, leciutko nakłuwając ją niekiedy kłami wystającymi nieco. Charlie drżała przy każdym ukłuciu. Całe jej ciało, przyspieszony oddech, przymknięte rozmarzone oczy, wszystko wołało by dał jej więcej. Ona jednak tylko ostrożnie ułożyła dłonie na jego ramionach, wyraźnie nie będąc pewną na ile może sobie pozwolić.

Poczuła nagle kły wbijające się nieco głębiej oraz kropelki wysysane z jej pięknego ciała. Powolutku oraz tylko troszkę. Właśnie dokładnie tak, aby dać jej największą rozkosz jednocześnie nie powodując jakichkolwiek ubytków. Seksowna obłędnie, smaczna niczym słodka czekolada, uwielbiał narzeczoną oraz uwielbiał jej cudowną krew. Charlie jęknęła i przywarła mocniej do wampira. Gaheris poczuł jak jej dłonie zacisnęły się w piąstki, a pomieszczenie wypełnił nie tylko przyjemny zapach vitae, ale też znajomy aromat jej kobiecych soków. Dłonią przeto sięgnął niżej, wchodząc jej pod ubranie, pod bieliznę, zaczynając pieścić palcem mokrą szpareczkę. Tymczasem ustami nie przerywał krwawej uczty. Przynajmniej do chwili, kiedy dziewczyna niemalże już odleciałą przetrawiając słodką przyjemność. Ułożył ją na łożu ściągając, bądź unosząc dolne części stroju. Potem zaś pozostawało tylko słodkie zbliżenie, kiedy ich intymności zetknęły się ze sobą pragnąc wzajemnie mocno bardzo siebie. Dla Charlie było to aż za dużo, doszła wijąc się pod wampirem na łóżku. Jej paznokcie wbiły się w męską skórę, delikatnie ją zadrapując. Czego chyba nie zauważył także dochodząc gwałtownie wewnątrz niej. Pragnął tej kobiety tak, jak kochał ją. Uwielbiał oraz pożądał. Pomimo dojścia przed chwilą nie zatrzymał się podtrzymując twardość swojej męskości krwią, ale jeszcze powiększył prędkość swoich ruchów. Wziął jej nóżki, założył sobie na barki i wyginając mocno ciało dziewczyny naparł na nią, dochodząc raz za razem do samiutkiego końca, uderzając wręcz lekko jej tylną ściankę. Charlie wpatrywała się w niego starając się złapać oddech. Wszystko działo się tak szybko. Jej starannie ułożone włosy leżały teraz rozsypane na pościeli. Zadarta do góry suknia zasłaniała piersi, jednak odsłaniała coś z czego wampir robił teraz dobry użytek. Oczywiście wiadomo, wymagana była obustronna przyjemność. Widać jednak było, iż obydwoje zagłębiają się we wspólnie stworzoną, słodką przestrzeń magii oraz oddają wzajemnemu pożądaniu. Przez chwilę świat gdzieś płynął sobie leniwie obok, aż nagle poczuł kolejny przypływ, moment zaś później ponownie łono Charlotty zostało zalane purpurą, która wystrzeliła wewnątrz jej ciała.

Kiełeczki wampira ponownie uderzyły delikatną skórę na jej szyi zgrywając ze sobą da niesamowite odczucia. Teraz mógł być niemal pewny, że każda przechodząca korytarzem osoba wiedziała czym zajmują się narzeczeni tuż po zmroku. Charlie wykrzykiwała jego imię niczym jakąś mantrę. O chwilach gdy dochodziła wiedział tylko ze znajomych spięć jej ciała, bo głowa ghulicy wyraźnie odpłynęła. Wpatrywała się w niego nieobecnym, rozmarzonym wzrokiem nie do końca go widząc.
- No i fajnie - przeleciało przez myśl Gaherisowi. Ostatecznie byli parą, brali ślub, więc dosyć normalne, iż zwyczajnie kochali się, łóżkowe zaś zapasy stanowiły coś wspaniałego dla obydwojga kochanków. Jednak obecnie nawet wampir musiał odpocząć moment. Powoli wydobył swoje kiełeczki zalizując ranę na szyi dziewczyny, wyszedł z niej także swoją znacznie mniejszą już męskością, wreszcie ułożył się na boku obejmując ukochaną.
Charlie leżała nieruchomo starając się złapać oddech, dopiero po dłuższej chwili obejrzała się na obejmującego ją wampira.
- Nie wiem czy tak się da ale kiedyś zabije mnie przyjemność. - Uśmiechnęła się i ucałowała czubek nosa mężczyzny. - Chyba powinnam się teraz ogarnąć, co? - Przesunęła dłonią po rozrzuconych na pościeli włosach.
- Zależy, jaką mamy porę, kochanie. Jeśli już warto byłoby wstawać, masz niestety rację - przyznał leciutko skrzywiony - jeśli jednak nie, oczekuj kolejne rundy, jeśli miałabyś ochotę - wyszeptał jej na uszko.
- Czysto teoretycznie ktoś powinien po nas przyjść… - Charlie uśmiechnęła się i pocałowała wampira, teraz już gorąco w usta. - Więc mamy jeszcze chwilę.
- Wobec tego praktycznie oraz teoretycznie: mam na ciebie dalej ochotę, moja piękna
- wyszeptał swojej ukochanej. - Mrrr, może tak - delikatnie odwrócił ghulicę obliczem do łóżka, potem uniósł ją nieco przyklękując za nią do pozycji “na pieska”. - Co ty na to? - jeszcze nie wchodził w nią, choć uczuł, iż jego ponownie powstała męskość domaga się owego ruchu, ale jeszcze jakby się troszeczkę droczył.
- Hmmm… nie wiem… - Charlie podjęła jego grę. - Niech się chwilę zastanowię. - Zakręciła przy tych słowach pupą. Oczywiście sprawiając, iż to on nie wytrzymał takiej demonstracji kobiecości. Jego biodra poruszyły się mocno, podczas gdy oręż wszedł do sezamu kobiecości. Dłonie zaś przytrzymały jej biodra, mocno naciągając na siebie oraz trzymając chwilę podczas tego pierwszego, najgłębszego zespolenia. Charlie krzyknęła, wychodząc przy tym mu naprzeciw.
- Kocham cię - wyszeptał.
Chwilę później poruszał się wewnątrz niej miarowym rymem, pierwej dosyć wolnym, ale coraz bardziej przyspieszającym, zaś paluszek jego prawej dłoni znalazł się w jej pupie. Doskonale starając się współgrać przy ruchach bioder. Czuł narastające podniecenie oraz drżał coraz mocniej. Kobieta jęknęła czując jak jej pupa zostaje wypełniona. Wystarczył jeden ruch i doszła, niemal opadając na pościel.
- Cudownie.. - Niemal wymruczała, a jej słowa zlały się z pukaniem do drzwi.
- Moment - odkrzyknął odruchowo Gaheris, bowiem akurat w tej chwili niespecjalnie miał ochotę na jakichkolwiek gości. Jednak wszak nie byli u siebie, lecz właśnie we wspaniałym gościnnym dworku. Nie wypadało nie przyjmować pewnie wysłanników gospodarza. Szybko okrył siebie oraz Charlottę prześcieradłem. Ją po szyję, siebie po pas, niby że spokojnie leżeli. Ubrania także wrzucił pod pościel. - Proszę! - krzyknął.
Do środka zajrzała jedna z pokojówek jej rumieniec zdradzał, że doskonale słyszała czym zajmowała się przed sekundą para.
- Chciałam przekazać, że niebawem odbędzie się spotkanie w salonie od strony ogrodu. Są państwo zaproszeni. - Jej wzrok był mocno skupiony na podłodze. - Czy... czy zaczekać na Państwa i zaprowadzić?
- Dziękujemy, proszę poczekać na nas
- rozumiało się na korytarzu oczywiście, chyba nie musiał dodawać owej oczywistości, wszak mieli się ubrać - zaraz wyjdziemy - wprawdzie ogród znali, jednak salon to co innego. Nie było sensu szukać po pałacyku odpowiedniego miejsca, skoro mogli być poprowadzeni tam.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 18-04-2018 o 11:10.
Kelly jest offline  
Stary 18-04-2018, 13:20   #109
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Kiedy pokojówka wyszła jeszcze podał szybkiego całusa, wytarł się oraz zaczął szybko ubierać, podobnie jak niewątpliwie panna Charlotta. Ghulicy zajęło to chwilę dłużej, jakby nie patrzeć miała dużo więcej elementów garderoby, które były teraz w nieładzie. Widać było że robi to bez zbędne pośpiechy, wyraźnie chcąc by z twarzy zszedł jej rumieniec. Gdy już byli gotowi pokojówka poprowadziła ich na miejsce.

[MEDIA]https://victorianparis.files.wordpress.com/2015/05/interior-1.jpg[/MEDIA]

W obszernym salonie z oknami wychodzącymi na ogród była już Florence i Robert. OBoje trzymali kielichy wypełnione szkarłatem. Wydawało się, iż w domostwie Boyla było wszystko świetne. Identycznie musiał być doskonały salon. Dominowały w nim barwy zieleni oraz pastele doskonale komponując się ze wspaniałym widokiem ogrodu. Olbrzymie okna zapewniały świetną możliwość napawania się przyrodą przy świetle gwiazd. Wampiry wszak, szczególnie Rzemieślnicy, potrafią odczuwać piękno, jeśliby nawet utracili umiejętność tworzenia.
- Panno Florence - ucałował dłoń pięknej kobiety oraz wspaniałej kochanki. Uwielbiał sam na sam z piękną Charlottą. Jednak takie chwile, jak te przy Florence oraz Sylwii także były niezwykłe oraz pełne uroku. - Cieszę się, mogąc cię widzieć tutaj. Robercie - podał dłoń kompanowi witając. Usiedli na fotelach, zaś ciekawy informacji rycerz wypytywał syna swojej dziecięcej przyjaciółki. - Opowiadaj. Kiedy byliśmy wczoraj pod Carltonem poinformowano nas, iż sprawdzasz lokacje oraz ich stan. Jak wygląda wszystko, ocalało coś? - pytał szybko.
Robert ucałował dłoń Charlotty i uśmiechnął się do Gaherisa.
- Okazuje się że zaatakowano tylko leża. Ktoś musiał szczegółowo sprawdzić, które miejsca służą wampirom do snu, a które na przykład jako magazyny. Dobre jest to o tyle, że bez trudu znajdę meble do klubu, a i spora część zapasów nie uległa zniszczeniu.
- Podobnie u mnie. Zaatakowano tylko leża i elizjum.
- Florence przyjrzała się uważnie Charlotcie. - Wszystko w porządku moja droga?
- Tak. - Charlie odrobinę się zmieszała. Na twarzy nadal miała lekki rumieniec po ich igraszkach.
- A Jessie? - dodał kolejne pytanie. - Powiedziała coś? Ponadto książę, Rebecca oraz twoja matka - przy tym członie spojrzał na Roberta - przyjdą tutaj?
Charlotta słodko wyglądała mając taki seksowny rumieniec, chciało się wręcz wyjść gdzieś obok oraz kontynuować łóżkowe wspaniałości, które przerwała dopiero pukająca interwencja wstydliwej pokojowej.
- Wszyscy powinni dotrzeć. Podobno udało się nawet doprowadzić do porządku Helen. - Robert mrugnął do Gaherisa.
Florence przyglądała mu się uważnie i wampir szybko się zorientował, że prawdopodobnie oglądała aurę zarówno jego jak i Charlotty. Na jej twarzy gościł przyjemny ciepły uśmiech. Maklavian, który najwyraźniej nie zwrócił na to uwagi, kontynuował.
- Książe jest teraz podobno u Jessie, razem z moją matką. - Wampir upił kolejny łyk.

Gdy rozmawiali do pokoju weszła Rebecca, z towarzyszącą jej ghulicą, a chwilę za nimi Carl rozmawiający z Helen. Salon powoli wypełniał się.
- Witajcie - podniósł się Gaheris podchodząc do Rebecci oraz całując seksowną lady, która zawsze mu się podobała. Oczywiście klasycznie w dłoń. Skinął ghulicy, bowiem trochę inaczej traktował ghule niźli pozostałe wampiry. Bardziej partnersko, oczywiście szczególnie ze względu na Charlottę, która była jego ukochaną kobietą. Podał także rękę Carlowi oraz tak trochę niepewnie odezwał się do Heleny. - Witam, przepraszam za wczoraj. Próbowałem jak mogłem najszybciej i nie miałem innej możliwości … - jakby nie było, zakołkował wampirzycę.
Rebecca odpowiedziała mu uśmiechem i przysiadła się do Florence. Już po chwili kobiety były zajęte rozmową, która najwyraźniej dotyczyła izby lordów. Jakby nie patrzeć obie wampirzyce były “lady” i były ściśle powiązane z tym środowiskiem.
- Gehry mi wyjaśnił co się stało… dobrze że mnie zatrzymałeś, choć przyznam że to słaby sposób. - Wampirzyca odruchowo pogładziła miejsce, w którym przebił ją kołek.
Rycerz właściwie ucieszył się, że mu się upiekło oraz wampirzyca nie ma jakichś pretensji.
- Naprawdę przepraszam, sam musiałem skakać z dachu wtedy … chyba nie mówmy o tym … - stanowczo, zmiana tematu na pszczółki oraz biedronki chyba wydawała się sensowniejsza, niźli kontynuowanie dyskusji kołkowania.

Gaheris usiadł na fotelu przysłuchując się dyskusji zaangażowanych niewiast. Oczywiście wiedział, iż obydwie były powiązane ze wspaniałą arystokracją królestwa. Przypusczał jednak bardziej, iż Rebecca należała do środowiska, zaś Florence świadczyła przedstawicielom środowiska usługi. Jednak dyskusja wskazywała na jakąś większą równość, chyba że tak po prostu mu się zdawało jakoś. Rozmowa na pewno nie wskazywała na jakiekolwiek różnice w statucie. Starsza klanu Róży wypowiadała się o polityce w równie swobodny sposób co Rebecca. Charlie przystanęła obok jego fotela, także przysłuchując się rozmowie.

Książe, Anna i Boyle pojawili się dużo później, gdy już zgromadzone w pomieszczeniu ghule i wampiry zaczęły się niecierpliwić. Z ich min ciężko było cokolwiek wyczytać.
- Nie jest dobrze, Jessie nie do końca wie gdzie przebywa jej pradziadek. - Boyle rozsiadł się wygodnie w fotelu. - Wie, że korzysta z jakiegoś statku.
- Niestety najwyraźniej Tarquin nie ufał jej na tyle by pokazać cokolwiek, co mogłoby nam pomóc.
- W głosie Anny pojawiło się zmęczenie. - Do przeszukania mielibyśmy kilkadziesiąt znajdujących się w okolicy Londynu statków.
- Plus jest taki, że mag musi znajdować się nadal gdzieś na terenie Londynu. - Boyle skinął ghulicy, która podała mu kielich z krwią.
- Sprawdziłem tarczę przyniesioną przez Henry’ego i udało mi się zmajstrować małe co nieco. Wiem kiedy jest używany którykolwiek z elementów struktury obserwacyjnej.
- Pamiętam, że ów ghul, który niestety uciekł, wspominał, iż Tarquin dysponuje specjalną mocą. Cytuję mniej więcej: “kiedy Tarquin ją wezwie, pędzi do niego niczym koń wyścigowy”. Ewentualnie może moglibyśmy to wykorzystać? Tarquin wie, że polowaliśmy na Jessie, ale nie wie, czy ją schwytaliśmy. Być może więc spróbowałby wezwać swoją prawnuczkę? Wtedy wystarczyłoby ją śledzić, za jej zgodą, lub bez niej. Nie wiem, jakie mieli relacje poza tą opinią wspomnianego ghula, która świadczyła, iż raczej Tarquin wymuszał na niej pewne rzeczy. Może więc dałaby się przekonać, no dobra, przekonać lub zmusić, albo raczej przekonać i zmusić do takiego otwarcia nam drogi do tamtego drania? - Gaheris pamiętał, że Charlotta aprobowała wspomniany pomysł. Ufał jej analizie, między innymi dlatego, że podczas swojego poprzedniego fachu musiała brać udział przy takich kombinacjach.
Anna zerknęła na Peela.
- Pomysł nie jest zły Robercie. Nie musimy jej zabijać już teraz. - Mała wampirzyca zdradziła plany wobec pojmanej Ventrue.
- Wiesz, że mam taki obowiązek. Złamała wiele zasad… nie powinienem jej teraz pozwolić istnieć, skoro nie potrafiłem jej upilnować.
Rebecca opuściła wzrok słysząc wypowiedź swego sire.
- Wasza Wysokość - pozwolił sobie wtrącić się Gaheris. - Nie mnie mówić Waszej Wysokości na temat tych spraw, ale czy nie można uznać tego przypadku za wyjątkowy? Bowiem któż mógłby przewidzieć pojawienie się takiego wroga jak Tarquin? Dodatkowo wspartego przez maga. To tak, jakby przewidzieć trzęsienie ziemi. Jessie na pewno złamała wiele ustaleń, ale też chyba nie miała specjalnie wyboru, zaś Tarquin nie miał najmniejszych skrupułów. Proszę mi wierzyć, nie miałby wobec nikogo spośród nas. To inteligentny, zepsuty łotr, którego nie obchodzi kompletnie nic. Może więc wartoby uznać tą całą sytuację za siłę wyższą oraz najpierw zastanowić się nad uniknięciem dalszych strat, zaś rozliczenia wartoby przeprowadzić później. Być może niektórzy, na przykład Jessie, mogliby się zrehabilitować w jakimś stopniu, albo nawet jeśli nie, może mogliby zostać wykorzystani do wspierania tych, którym chcieli szkodzić. Rozumiem, iż książę jest opoką prawa, jednak może warto przy tym przypadku uwzględnić całkowicie specyficzne okoliczności - rycerz starał się bronić Jessie jeszcze ze względu na wikarego. Wyczuwał dobro tego człowieka oraz jego sympatię wobec Jessie. Jeśli wampir miał ghula, ten zaś był kimś dobrym, raczej wampir także przynajmniej nie był skończonym draniem. Pamiętał także, że po porwaniu Charlotty Jessie wydawała się nie wiedzieć, co się stało jego ukochanej kobiecie. Dlatego przypuszczał, iż także ją zwyczajnie wykorzystywano.
- To tak nie działa Gehry. - Anna pokręciła głową. - Jako starsi zobowiązujemy się do podjęcia odpowiedzialności za swój klan i wszystkich jego przedstawicieli. Bronimy ich, ale też egzekwujemy kary gdy jest to konieczne. Przez czyny Jessie, mniej lub bardziej świadome, zginęło w Londynie kilkanaście wampirów. Jak się będą czuli ich sire, childe gdy im powiemy, że to była “wyjątkowa” sytuacja? Jak czułaby się Charlie gdybyś to ty zginął a my byśmy ot tak darowali twemu zabójcy? Zaraz zaczęło by dochodzić do samosądów. Wiesz jak wtedy wyglądałby Londyn, co działoby się gdyby każdy wymierzał karę po swojemu?
- Droga przyjaciółko, we wszystkim masz rację, ale obawiam się tego, że jeśli nie zrobi się czegoś niestandardowego, ofiar może być znacznie więcej. Nie uważam, iż Jessie zasłużyła na łaskę, po prostu uważam, iż warto się zastanowić, czy dla dobra istniejących jeszcze członków rodziny, nie należałoby wykorzystać wszelkich środków, żeby jak najszybciej powrócić do stanu normalnego.

- Już oprzytomniała. - Anna wzruszyła ramionami. - Została zakołkowana na czas jakiego potrzebujemy by podjąć decyzję co z nią zrobić.
- Nie możemy jej tak zostawić. Wybacz Peel ale wymknęła ci się.
- Carl machnął ręką trochę łagodząc efekt swoich słów. - Jaka jest szansa, że znów to zrobi? A co jak połączy siły z tym całym Tarquinem? Jeden zdziczały panicz nam wystarczy w tym mieście.
- Może połączy, ale jeśli nas doprowadzi do niego dzięki owemu połączeniu … przypuszczam, że damy sobie radę. Natomiast Tarquin wsparty magiem to inna kategoria. Jessie nie zaważy specjalnie na sile Tarquina, tym bardziej, iż jak mówił Jego Wysokość, niespecjalnie jej ufa. Jeśli dorwiemy Tarquina oraz maga, sprawa będzie rozwiązania bez względu na Jessie
- wyjaśniał. - Proszę zobaczyć. Jessie pewnie mieszka tutaj wiele lat. Nie było przedtem kłopotów, dopiero kiedy Tarquin się pojawił oraz tamten czarodziej.
- Tego nie wiemy.
- Anna westchnęła ciężko. - Nie mamy pojęcia jak długo nad tym pracują, ale wiemy że nie od wczoraj.
- Zapiski dzięki, którym Charlie dotarła do ciebie miały być prawdopodobnie przekazane Tarquinowi.
- Delikatny głos Florence wypełnił pomieszczenie. - Prawdopodobnie już wtedy Tarquin był w mieście i planował wydarzenia poprzednich nocy.
- Po za tym kto będzie za nią odpowiadał gdy będziemy czekać, na przyzwanie naszego “pradziadzia” - Carl prawie parsknął. - Podejmiesz się tego Ashmore? Nie mając nawet dachu nad głową?
- Nie podejmę się, bowiem nie mam takiej możliwości, jednak nie podjąłbym się także odpowiedzialności za tych członków rodziny, którzy obecnie istnieją, ale mogą zginąć, jeśli nie znajdziemy Tarquina
- wyjaśnił dobitnie, bowiem Carl ze swoim prostolinijnym, niezwykle wąskim spojrzeniem, zaczynał go drażnić trochę. Szczególnie nie lubił argumentów osobistych, jednak jeszcze obecnie odpuścił Brujahowi.
- Niewielu ich zostało. - Carl napił się krwi ze swego kielicha. Rebecca jeszcze bardziej posmutniała, przytyk ewidentnie był skierowany w księcia, choć Peel nie dał po sobie poznać by go to w jakikolwiek sposób dotknęło.
- Daję nam jedną noc. - Książe spojrzał po zebranych wampirach. - Boyle zobowiązał się do obserwowania tego całego mechanizmu, gdy tylko któryś z elementów się uruchomi, wyślemy tam grupę, która spróbuje pochwycić maga. Będzie to trudne bo z tego co zrozumiałem, możesz to robić tylko tutaj.
- Niestety Robert.
- Boyle wzruszył ramionami. - Brzmi prosto, ale nie jest to łatwe, potrzebuję swoich ludzi i tutejszego sprzętu.
- Fakt, faktem na chwilę mamy związane ręce. W Londynie działają moi ludzie, ludzie Anny i Florence, wszyscy starając się załatać dziury w Maskaradzie i dotrzeć do żyjących członków rodziny. Niestety ofiarą padły wszystkie londyńskie elizja i młodzież nie ma gdzie się ukryć.

- Za kilka dni, powinienem uruchomić elizjum z Carlton club. - W głosie syna Anny pojawiła się duma. - Będzie do niego utrudniony dostęp, ale zawsze.
- Daję nam ten dzień zwłoki na podjęcie decyzji.
- Peel rozejrzał się po zebranych. - Przyznaję zawiodłem jako starszy nie dopilnując Jessie. Rozmawiałem na ten temat z przedstawicielami klanu, ale pozwolono dalej sprawować mi tą funkcję. Niestety nie mogę wziąć za nią odpowiedzialności. Jeśli żadne z was się tego nie podejmie.. 31-ego maja o świcie Jessie zostanie stracona przez wystawienie na światło dzienne. Zgodnie z kodeksem. -
Rozumiem, jednak mam pewne pytanie: jak objawiłoby się owo wezwanie Tarquina? Bowiem może do tego czasu warto obserwować Jessie? Gdyby wezwanie przyszło, możnaby odroczyć wyrok
- cóż zrobić, on nie mógł wziąć odpowiedzialności za nikogo, bowiem niby jak. Niechaj wszystko kaczka kopnie.
- Henry zasady są jasne. Dopóki Jessie nie ma opiekuna, nie rozkołkujemy jej. - W głosie Anny pojawiła się stanowczość. - Wezwanie, o którym prawdopodobnie jest mowa objawia się tym, że wampir, który jest przyzywany za wszelką cenę stara się dotrzeć do przywołującego. Oparcie się jest bardzo trudne, a gdy z przywołującym łączą cię więzy krwi… prawie niemożliwe.
- Raczej myślałem, czy pojawia się jakaś informacja wewnątrz umysłu przyzwanego, którą moglibyśmy wykryć dyscypliną Nadwrażliwości
- wyjaśnił. - Nie wiem, czy zakołkowanie tutaj ma coś do całej sprawy.
- Zakołkowanie sprawia, że wampir zapada w letarg.
- Florence wyraźnie także nie była zadowolona z tego co się dzieje. - Mógłbyś przyjrzeć się jej aurze. Jest… pusta.
- Podobnie jest z głową.
- Anna odchyliła się na fotelu. - Tarquin prawdopodobnie wyczuje tą pustkę przyzywając ją. Poczuje że jego głos odbija się od ściany.
- Wobec tego może dałoby się ją odkołkować oraz związać niczym baleronik? Wtedy nie byłoby problemu, zaś Tarquin nie otrzymałby informacji. Przepraszam, że tak mówię oraz rozumiem, że nie mam takiej odpowiedzialności, jak państwo, ale zwyczajnie obawiam się, że jeśli nie znajdziemy Tarquina będziemy mile wspominać tą właśnie chwilę. Pewnie każdy spośród nas miał jakiś koszmar, popatrzcie sami, co ten osobnik przyniósł Londynowi. Nie wiem co robić, ale wiem, że trzeba wykorzystać każdą najmniejszą szansę przeciwko niemu.
- Pozostawiam wam tą decyzję.
- Peel podniósł się, a zaraz za nim Rebecca. - Jakby jakaś zapadła jestem w swoich pokojach.
Książe opuścił salon, a chwilę potem pomieszczenie wypełniła nieprzyjemna cisza. Anna westchnęła i przesiadła się na miejsce Rebecci.
- Niestety Henry zasady to zasady. Kto jak kto ale Peel musi ich przestrzegać. - Mała wampirzyca rozsiadła się wygodnie, machając nóżkami.
- Pytanie, kto za przestrzeganie tych zasad zapłaci? Może nikt, ale może wielu spośród londyńskiej rodziny. Pojmuję dylemat księcia, dlatego tym bardziej cieszę się, iż nie muszę tego podejmować się.
 
Aiko jest offline  
Stary 18-04-2018, 21:04   #110
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Carl także się podniósł i opuścił pokój. Najwyraźniej dla starego Brujah sprawa była jasna. Chwilę po jego wyjściu wstał też boyle.
- Wracam do obserwacji. Jakby co wiecie już by pytać o mnie Gehrego. - Uśmiechnął się do gości i także wyszedł z pokoju.
- Czyli siedzimy w ciemnym pokoju, zawiązując sobie oczy oraz wyrzucając latarkę. Pytanie, czy mamy inną latarkę? - spytał przybity.
- Niezbyt…, a wracając do twojego pytania. Nie wiadomo kto zapłaci za ich przestrzeganie, ale wiadomo kto by zapłacił gdybyśmy je zlekceważyli. Wiesz co to oznacza dla Peela? - Anna uśmiechnęła się smutno do Torreadora.
- Zostałby skazany zamiast Jessie. - Florence objerzała się na fotel, który zajmował książę. - I o ile ja czy ty jestesmy po jego stronie, to uwierz jest wiele wampirów, które chętnie zajęłyby jego miejsce. Między innymi Tarquin.
- Szczerze mówiąc tego nie rozumiem. Peel jest, jeśli dobrze poznałem sytuację, doskonałym włodarzem tak trudnego miasta. Oczywiście świetnie wiem, że ambicja zaślepia wielu, ale uważam, że z tymi drobniejszymi chętnymi książę dałby sobie radę, zaś Tarquin, właśnie zacząłem od pytania, czy mamy latarkę, czy wiemy, jak się przeciwstawić Tarquinowi. Usłyszałem “niezbyt”. Tarquin to nie ta liga, co miejscowi przeciwnicy księcia, to ktoś pewnie potęgą dorównujący mu, przynajmniej osobiście. Obawiam się, co się stanie, po prostu chciałbym usłyszeć jakiekolwiek rozwiązanie, tymczasem słyszę: “takie jest prawo”, rozwiązania zaś nie
- widać było kompletne klapnięcie Gaherisa.
- To nie tak Henry. Księciem nie jest najpotężniejszy czy nawet najstarszy wampir, ale ten kto jest wygodny dla rodziny i potrafi utrzymać ją w ryzach. To parszywe stanowisko. Mamy szczęście, że Peel zarówno wszystkim odpowiada jak i jest potężnym wampirem. - W głosie Anny pojawiła się nutka rezygnacji.
- Wobec tego, chciałby ktoś zamienić rozsądnego księcia na Tarquina? Owszem, pewnie znalazłby się taki kupiony, ale zaiste niewielu, jeśli udałoby się przekazać innym wampirom co się dzieje.
- Wygodny Henry… wygodny. Skup się na tym słowie. Nikt nie podważa autorytetu Peela bo wiemy czego się po nim spodziewać. Wiemy, że przestrzega zasad. Jednak kto wie co by się stało gdyby to się zmieniło
. - Florence włączyła się do rozmowy, mimo że jej wzrok od dłuższego czasu spoczywał na Charlie. - Są wampiry które szybko wykorzystały by sytuację. Stare wampiry siedzące na przedmieściach i tylko czekające na okazję. Silne.. Ale nie wiadomo czy dość na tyle by po przejęciu tę władzę utrzymać.
- Wobec tego weźmy pod opiekę Jessie
. - Głos ghulicy sprawił, że w pomieszczeniu znów zapadła cisza. - Henry musiałby ją związać więzami krwi, prawda? Tak mówiła Rebecca. To chyba i tak lepsze niż tak bolesna śmierć. - Charlie skupiła wzrok na swoim narzeczonym. - Załatwię nam leże… poszukam czegoś. Może.. może jak będzie związana z tobą więzami krwi, ale nas będzie lubić to … może nie sprzymierzy się ze swym pradziadkiem.
Gaheris przygryzł wargę. Szanował opinię Charlotty, ale to …
- Czy związanie krwi mogłoby pomóc? - spytał wampirzyce.
- Wiesz co powoduje nasza krew. Przywiązanie nie tylko ludzi. - Florence skinęła na Charlottę. - Ale także wampirów. Jeśli do tego pozwoliłbyś sobie na… manipulację. Tak prawdopodobnie siedziałaby z tobą póki ktoś by jej nie przyzwał. Ba… możliwe że mogłaby stawić mu wtedy nawet opór.
- Ale my nie chcemy oporu. My chcemy udawanej podległości. Wtedy moglibyśmy ruszyć z nią lub za nią oraz dorwać Tarquina
- pomysł podobał się Gaherisowi coraz bardziej. Taka narzeczona to skarb.
- Może ruszyć biegiem, a mogłaby nas do niego po prostu zaprowadzić. - Anna zamyśliła się.
- Moje drogie panie, czy mogłybyście mi pomóc przy tym. Florence, znasz nasze możliwości, więc wiesz, jak najbardziej wpłynąć na Jessie, zaś ty, moja przyjaciółko - zwrócił się do ulubionej, wspaniałej Malkavianki - jesteś mistrzynią wzmacniania uczuć, nieprawdaż? - puścił do niej oczko doskonale pamiętając wyczyny dziewczyny. Gdyby wspólnie połączyć … co wy na to?
- Czyli chcesz się tego podjąć? - Florence była lekko zaskoczona i utkwiła wzrok z Charlotcie. - Myślę… że z uwagi na was, trzeba by podejść do tego bardzo ostrożnie.
- Oj tam. To musiałoby być cudowne Henry, Charlie, ah jeszcze ty i Sylvia, a do tego Jessie prawdziwe rozkoszne kłębowisko
! - Anna aż zamachała radośnie nóżkami. Gaheris mimowolnie uśmiechnął się, podobał mu się sposób rozumowania jego słodkiej przyjaciółki. Uwielbiał ją oraz bardzo żałował, że jej ciało nie jest te kilka lat właściwie starsze. Gdzieś w kącie pokoju Helen zakrztusiła się pitą krwią. Okrzyk maklavianki dotarł aż do niej.
Charlie natomiast zacisnęła piąstki na swojej sukni, wyraźnie się rumieniąc.
- Czy wszystko musi być z “tym” związane. - Ghulica opuściła wzrok. Widać było, że jest odrobinę zatroskana, mimo że był to jej pomysł.
- Nie martw się kochana, jakby Henry był nazbyt rozchwytywany, zawsze mogę ci zapewnić wyłączność w moim łożu. - Florence uśmiechnęła się i mimo żartobliwego tonu Gaheris wyczuł w jej głosie szczerość tej propozycji.
- Przejdźmy może do konkretów akcji, zaś łożem zajmiemy się trochę później. Przyznaję, że na takiej ogólnej zabawie, jak proponowałaś - zwrócił się do Malkavianki - raczej trudno się skoncentrować, kiedy trzeba się mocno sprężyć. Dlatego skupmy się na Jessie - poparł Charlottę. Lubił zabawę grupową, jednak nie wtedy, kiedy robota czekała. - Jak to wszystko urządzić. Załóżmy wybudzamy ją. Oczywiście jest związana mocno bardzo. Sprawdzę jej myśli Nadwrażliwością, prosiłbym Florence, żebyś uczyniła to także oraz ty, moja droga, jeśli Malkavianie mają taką zdolność. Później co? Dajemy jej jeść, albo wcześniej, bowiem wewnątrz jej uczuć będzie dominować głód? - Gaheris lubił konkretne przygotowania zamiast jakiegoś chaosu.
- Trzeba ją napoić i to najlepiej krwią z domieszką twojej vitae i to już na samym początku bo z bestii ani niczego nie wyczytamy, ani z nią nie porozmawiamy. - Anna uśmiechnęła się.
- Potem możemy ją przebadać, ale ważne byś skupił się na wywołaniu w niej pozytywnego nastawienia. Raczej skupiłabym się na zaprzyjaxnieniu się z nią niż wywołaniu cieplejszych uczuć. - Maklavianka aż westchnęła na słowa starszej Torreadorów. Właściwie Gaheris także, jednak nie dał po sobie poznać. Inna kwestia, iż nie miał nic przeciwko, żeby dziewczyny czasem zabawiały się ze sobą, skoro obydwu sprawiało to wielką zaiste przyjemność pełną wspaniałej rozkoszy.
- Florence, nazbyt się martwisz o Charlie jak będzie jej zależeć wygra każdą potyczkę o Henry’ego. - mała wampirzyca przewróciła oczami.
- Już widzę potyczkę Charlie kontra Jessie. Myślę że mamy tu kilka wieków przewagi na rzecz tej drugiej, a uwierz wiem co potrafi zrobić zazdrosna kobieta.
- Oh nie wątpię, ale czy to nie jest ciekawsze
? - W głosie Anny pojawiło się podekscytowanie. - Poza tym może zmotywowało by to Gaherisa do przemiany naszej pięknej Charlotty gdyby nasza biedna zazdrosna ventrue ją prawie zabiła.

Stojąca obok ghulica przełknęła głośno ślinę. Widać było że zaczyna się obawiać tego całego przedsięwzięcia.
- Drogie panie - wyjaśnił im dobitnie - Charlotta zostanie przemieniona, kiedy tylko zechce, biorąc zaś pod uwagę moje pokolenie, będzie miał przewagę nad Jessie, jeśli patrzeć na czyste wampirze umiejętności. Zaś moje serce należy do niej w tym rozumieniu słowa partnerki życiowej oraz przyszłej żony, bowiem chyba możemy zdradzić wam, iż po tej całej sytuacji planujemy wziąć ślub. Oczywiście wierzę, iż zaszczycicie swoją obecnością ceremonię.
- Z pewnością
. - W uśmiechu Anny pojawiło się coś niepokojącego. - Nie tylko ceremonię.
- Anno! Jessie jest ventrue. Mimo całego szacunku dla Rebecci i księcia, ale wiesz jacy oni są.
- Zachłanni, zazdrosni, zaborczy trzy “z” idealnie oddające ten klan
. - Dla Maklavianki wyraźnie to nie przeszkadzało. - Strata jednej ghulicy nie musi od razu nastawiać cię przeciwko niewielki niesnaskom.
Gaheris miał wrażenie że jego starsza, zaraz ordynarnie przywali małej dziewczynce.
- Tknij jeszcze raz ten temat...
- Stop
! - powiedział w pewnej chwili widząc, że obydwie dziewczyny, które wszak lubiły się, nagle zaczynają iść na ostre. - Bardzo proszę, mamy zadanie do spełnienia, chyba najważniejsze, jakie tylko można sobie wyobrazić. Wymagające współdziałania. Pomagające nam wszystkim oraz tym wampirom londyńskim, które pragną sensownego księcia, które wspierają Peela. Kłótnia pomaga Tarquinowi, chyba zaś nikt nie chce się nazwać sojusznikiem owego bandziora.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172