Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-07-2017, 13:47   #11
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Rycerzyka zabranego z rodzinnej alkowy Skrzyńskich Agapia zawinęła dla niej w lnianą szmatkę i przekazała razem z pieniędzmi i dobrą radą, by Anna najęła sobie służkę, czystą, robotną i dyskretną. Albowiem wampirzyca nie może się jakoby obejść bez osobistej służki... Anna miała nieodparte wrażenie, że najlepsza kandydatka okazałaby się kasztelańskim okiem i uchem.

Już gdy wróciła do siebie i rozpakowała zabawkę przy asyście ciekawsko zerkającej z parapetu sroki, uderzyło ją, że była tak... zwyczajna i biedna. Stare lipowe drewno malowane kilkakrotnie, ręce i nogi postaci przymocowane konopnymi sznurkami. Dlaczego Tzimisce nie dali swemu maleństwu srebrnej grzechotki z rubinem na czubku? Czegoś drogiego, wyrafinowanego... na pewno nie pospolitej zabawki, którą można było kupić na straganie na byle odpuście czy poprosić wędrownego dziada, aby coś na kształt rycerza wystrugał...

Ślad Agapii na drewnie był powierzchowny. Ghulica śpieszyła się, by oddać Annie zabawkę, a potem szybciutko wrócić do swojej komnaty i gąsiorka złotego tokaju. Wyraźniejszy był duchowy trop pozostawiony przez Bożywoja. Rycerzyk dotykał szponiastej dłoni Tzimisce, gdy ten trzymał w ramionach zawiniątko, patrzył między koronki zniechęcony i bezsilny w swoim gniewie. Tylko jedna myśl ubrała się w słowo – gdybym ja był jej mężem, położyłbym temu kres już dawno. Obrócił się ku żarnikowi wypełnionemu czerwonymi węglami, dał krok w tamtą stronę, i wtedy rycerzyk spadł z zawiniątka i wizja się urwała.

Anna szukała głębiej, ale poza muśnięciami umysłu Katarzyny układającej z troską i nadzieją zabawkę w kołysce, znalazła tylko nieforemne, mgliste obrazy postaci, wrażenie bycia dotykanym, świat bez nazw i idei, świat pełen niekończącego się bólu, który to natężał się, to przycichał, lecz nigdy nie odchodził całkowicie.

Zmęczona silnymi odczuciami, poszukiwania pięknolicego ghula przełożyła na wieczór, gdy się obudzi. Z ulgą przymknęła oczy, a gdy je otworzyła, znów siedziała w alkowie Diabłów. Odziana w suknię z ciężkich brokatów siedziała przy toaletce, wpatrzona w owalne lustro, odbijające jej piękne oblicze. Poświęcała własnej doskonałej urodzie tylko część uwagi, czasem wyciągała rękę i poruszała stojącą obok kołyską... tylko że ta kołyska była większa od tej, w której Tzimisce składali małe diablę. Już miała zajrzeć do maleństwa między koronkowe zasłonki, kiedy jej uwagę zwrócił pochwycony kątem oka ruch w lustrze.

Ołdrzych w kapiącej od złota długiej tunice o guzach skrzących się od drogich kamieni zachowywał się równie swobodnie jak Włodek. I tak jak pamiętany z wizji Tzimisce, nachylił się, by objąć małżonkę pod piersiami, ustami musnąć czule białą skroń, spod przymkniętych powiek spoglądając na nią w swoich objęciach w lustrze. A potem tak jak Diabeł powiesił na szyi Anny podarunek. Tyle że nie był to naszyjnik, a pętla szubieniczną. Anna próbowała zerwać paskudztwo ze swojej szyi, ale szarpnął sznurem, zapierając się kolanem o krzesło, na którym siedziała. Zadzierzgnął węzeł tak mocno, że złamał Annie kark. Podniósł za włosy jej zwisającą bezwładnie głowę, żeby mogła zobaczyć, jak spomiędzy koronek podnosi się kilkuletni chłopiec o sinych wargach i zmętniałych oczach. Jak oblizuje się spuchniętym, fioletowym językiem, a potem wspina się na jej kolana, by wgryźć się w jej piersi i pić.

To był sen. To był tylko sen. Ale gdy się obudziła z ulgą i wspięła po schodach piwnicy w górę, odkryła, że jest dziwnie słaba. Jakby krwi jej ubyło więcej, niż powinno przez dzień jeden. Chwilę później wypolerowana na połysk piaskiem z popiołem powierzchnia miedzianego rondla ukazała jej siną pręgę wokół jej białej szyi. I ślady po małych łukach zębów na krzywiźnie piersi.

***

Ghul Tzimisce mógłby śmiało stanąć przed Anną i zacząć jej zwiastować, i uwierzyłaby bez oporów, że jest Aniołem Pańskim. Nie tylko przez te rysy piękne i szlachetne, a przez jakąś nieuchwytną doskonałość jednocześnie kobiece i męskie. Przez majestat i światło, które płynęły z każdego jego spojrzenia i gestu.

Dziwka w każdym razie kiwała głową z otwartymi ustami. Nie była nawet brzydka, i chyba zgodziła się na propozycję tylko za możliwość obcowania z mężczyzną tak pięknym i szlachetnym, tak innym od tych, którzy codziennie brali ją za parę miedziaków na gnijącym sienniku na poddaszu, które wynajmowała.

Poprosił, by najęła się do służby w Grójcu, by przynajmniej spróbowała. Smukłymi palcami musnął jej policzek i pocałował delikatnie, dając przedsmak obiecanej nagrody. Zaraz potem podniósł się i wizja poczęła zanikać. Anna wizgnęła się, nie zobaczyła nic, co pozwalało by jej odnaleźć dziewczynę, nic, co umiejscowiło miejsce w plątaninie uliczek Żywca.

Rozluźniła się dopiero, gdy zobaczyła. Kątem oka, w mijanym przez Anioła okienku. Na podwórcu sąsiedniego budynku obciekały rozpięte na drągach długie pasma świeżo zabarwionych na niebiesko płacht lnu.
 
Asenat jest offline  
Stary 03-07-2017, 21:46   #12
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Anna wytoczyła z łoża i szła po piwnicznej podłodze jak pijana.
Nadal czuła uścisk pętli na szyi i dyndanie w rytmie kołyszącego się sznura. Krztusiła się i kaszlała dopóki nie dotarła do okna i nie uchyliła na oścież okiennic. Z przestrachem zerknęła za materiał sukni, gdzie na mlecznej krągłości piersi widniały ślady zębów. Ma więc swojego upiora. Swojego syneczka.
Domyślała się od jakiegoś czasu, że coś jej stale towarzyszy, ale nigdy wcześniej to coś nie zamanifestowało się w tak brutalny sposób. Musi się go pozbyć. Nie będzie chować pasożyta na własnej piersi, nie podzieli się swoją krwią i swoimi snami.
Zakryła szyję koronkową kryzą by zamaskować zasinienia i umyła twarz zimną wodą. Najchętniej zalegałby z powrotem na sienniku i poczekała aż odpuści ją zmęczenie, niestety miała nagraną przez kasztelana robotę.
Obok talerzyka czekała wymięta karteczka, a na jej odwrocie starannie i pojedynczo wykaligrafowane litery anonsowały, że: “Idę”. Kto szedł i do kogo oczywiście wiedziała. I dobrze. Im szybciej Ołdrzych i Aurelius zawrą umowę, tym szybciej będzie mogła Anna zająć się problemem.
Zmusiła się by, mimo osłabienia, opuścić mury domu. Na szczęście nie było daleko do miejsca, gdzie niedawno zginęła dziewczyna. Tam w przeddzień Ania słuchała plotek od czeladnika farbierskiego, chłopaka z kolorowymi rękami. A Żywiec jest mały, więc ten powinien wiedzieć, gdzie wówczas farbowali tkaniny na niebiesko i gdzież je suszyli. Ghul gdzieś blisko mieszka. Głupio zrobił, że z żywca nie uciekł. Głupio i teraz kark łabędzi za to położy.
Farbiarz był chętny by dopomóc za parę miedziaków. Pokazał gdzie wisiały płótna w kolorze nieba. Za kolejne kilka miedziaków obleciał cały kwartał by pytać o pięknisia. Taki ktoś rzucał się oczy. Wywiedział się gdzie owy piękny pan mieszka, a ponadto, że w chwili obecnej można go znaleźć w burdelu.

Annie niespecjalnie podobało się działanie w pojedynkę. Ghul mógł nie być wampirem, ale i tak dysponował diabelskimi mocami. Jak dużymi? Trudno powiedzieć. Mógłby Annie zaszkodzić, tym bardziej, że był mężczyzną i szlachcicem, i najpewniej pod bronią, którą umiał się posługiwać. Mieszkał pośród wampirów więc mógłby w Annie jednego z nich rozpoznać? Musi zachować ostrożność, ale czasu by biegać do Grójca nie miała. Gdyby chociaż srokę wypatrzyła mogłaby przez nią liścik podesłać, a tak, na złość, akurat jak potrzeba ptaszyska ani widu ani słychu.
Poszła więc sama, by nie zgubić tropu. Chłopak wskazał jej drogę do burdeliku i tam też się skierowała owinięta w ciemną pelerynę, ze schowaną w kapturze twarzą.
Ramię wspierającego się o futrynę osiłka spadło przed nią jak toporzysko, gdy tylko uchyliła płachtę tłustej od brudu, garbowanej skóry przysłaniającej drzwi.
- Żoneczek nie wpuszczamy.
W głębi zadymionego pomieszczenia dostrzegła kilka sylwetek męskich i kobiecych, w tym takie zajęte sobą, widać nie każdy fatygował się w odosobnione miejsce. I kobietę w czarnej sukni zasznurowanej pod samą szyję, ozdobionej tylko tradycyjnym dla żywieckich mieszczek koronkowym fartuszkiem. Na głowie miała czepiec mężatki. Żona kata… zatem dom uciech działał z błogosławieństwem ratusza i kasztelana.
- Niektóre mężatki też gustują w rozrywkach i są za nie skłonne zapłacić - uśmiechnęła się spod kaptura i skusiła osiłka monetą. Ten po czuprynie się podrapał, monetę sprawdził zębami, za pazuchę schował i odszedł. I za moment przed Anną stanęła katowa żona, z ustami zasznurowanymi w wąską kreskę. Nie zadała żadnego pytania, nie odezwała się słowem, tylko spojrzała Annie w oczy.
A Anna odwdzięczyła się tym samym. Kasztelan w końcu obiecał, że jej wszystkie drzwi otworzy. Już coś w tym temacie zadziałał czy musi sobie radzić sama i babsko udobruchać?
Oględziny chyba nie wypadły dla Anny najlepiej…
- Żadnych zazdrosnych żon i sodomickich bezeceństw - syknęła katowa głosem podobnym żmii, i pstryknęła pod rąbek sukni wampirzycy ofiarowaną monetą.
- Nie reprezentuje ni jednego ni drugiego - odpowiedziała Anna rozglądając się dyskretnie za poszukiwaną przez siebie osobą.
- Kościół dwie ulice stąd - pokierowała ją bez humoru i bez wdzięku katowa, krzyżując ręce na piersi. Za jej białym czepcem mignęła jej sylwetka w kącie sali. Bordowy płaszcz spięty fantazyjnie broszą na ramieniu, gładka fala jasnych włosów… i to, że wszyscy obecni co jakiś czas się oglądają, by popatrzeć na anioła, co zstąpił do żywieciekiego rynsztoka.
Anna zatrzymała wzrok na ślicznocie, ale zaraz wróciła nim do katowej. Rzec coś miała, ale jej język odmówił posłuszeństwa. Odwróciła się na pięcie, schyliła jeszcze po monetę rzuconą pod jej buty. Może to by nie przystało możnej pani, ale Anna można nigdy nie była. Szanowała pieniądz, bo go rzadko miewała.
Wyszła z powrotem na chłód. Oddaliła się do ciemnej alejki i stamtąd łypała na wejście do burdeliku. Odstała moment przestępując z nogi na nogę zastanawiając się co dalej począć. Najgorsze co mogłaby zrobić to dać ghulowi znać o tym, że wie. Jeśli jej ucieknie na pewno zmieni lokum, może nawet ucieknie z miasta.
Postanowiła wycofać się pod mieszkanie, które ślicznota podnajmuje. Tam się gdzieś przyczai, upewni, że tam właśnie wróci. I gdzie u diabła podziewa się ta przeklęta sroka, teraz jak jej akurat potrzeba?
Dom nie był najdostatniejszy, co skłoniło wampirzycę do przypuszczeń, że piękny ghul mimo drogiej przyodziewy w dostatki nie opływa. Anielskolicy miał mieszkać w przybudówce dla służby przyklejonej do boku głównego budynku, obok ciągnęły się inne domy, a od tyłu dostępu bronił kamienny mur. Anna dostała się tam wąskim przejściem, pozostawionym na wypadek pożaru, by ogień nie przeskakiwał tak łatwo z dachu na dach. Wsadziła stopę w załom muru, złapała dłońmi za krawędź i zerknęła.
Starym stróżem nie przejmowała się zbytnio. I tak drzemał, skulony, być może pijany, pod jabłonią stojącą w centrum dziedzińca. Ale po podwórcu biegały też dwa duże i muskularne brytany. Wyglądały na zajadłe bestie, co mnie pogardzą martwym mięsem… zwłaszcza względnie świeżym i takim, które się jeszcze rusza. Jeden właśnie zauważył jej głowę ponad krawędzią muru, gdy jakaś ręka objęła ją pod piersiami i szarpnęła ostro do tyłu, a druga w tym samym czasie spadła na usta.
- Co ty robisz? - wysyczał jej Oldrzych do ucha. - Łazisz po burdelach, biegasz po murach, włamywać się chcesz? Z Pężyrką się na głowy zamieniłaś?
Zdjęła jego dłoń z ust jakby ją parzyła.
- Już myślałam, że się ciebie nie doczekam. Po co mnie ptaszorami szpiegujesz skoro nie mogę ci nawet przez nie dać znać, że jesteś potrzebny? Musimy jakiś sygnał opracować - mówiła szeptem.
Gestem zażądała by odeszli gdzieś, gdzie będą mogli w spokoju parę słów zamienić. Przy okazji wypatrywała też złotowłosego ghula, żeby w tym zamieszaniu na niego nie wleźli.
Ujadający za murem brytan nagle zaskomlał boleśnie, jakby ktoś go poczęstował kopniakiem.
- Nie jestem cudotwórcą, nie mogę być wszędzie - powiadomił ją Oldrzych, gdzieś w tle głosu pobrzmiewało głuche warczenie, ale poszedł, gdzie poprowadziła. Całkiem dobrze się prezentował, w kaftanie z kasztelańskim Korczakiem na piersi.
- Z kasztelanem mówiłeś? - zapytała wprost zezując przez jego ramię na bramę. - Dogadaliście się?
Kiwnął głową, ustami poruszył w bezgłośnym tak i rozłożył przed nią ramiona, by się mogła przyjrzeć kasztelańskiemu herbowi w całej okazałości.
- Komplementy ci będę później prawić, jak ci do twarzy. A na razie ghula trzeba nam złapać. I to tak by w jednym kawałku pozostał, zdolny mówić. W burdelu może jeszcze jest, a może już do domu wraca. A nocleguje tutaj - wskazała przed siebie. - Ma strzęp diabelskich mocy. I chyba pod bronią jest. Jakbyś nie przyszedł to bym musiała go sama pojmać, a mogłoby się to różnie skończyć.
- Obędzie się - stwierdził sucho, nie precyzując, czy bez Annowych komplementów, czy bez różnych możliwych kresów jej polowań na diabelskie ghule. Nad zaułkiem ze skrzekiem przeleciała sroka, a Oldrzych znieruchomiał oparty o ścianę. Momentami, chwilę po tym, jak mrugnął, Annie się zdawało, że nie ludzkimi oczami na nią spogląda, a ptasimi paciorkami, tak się czernią zasnuwały.
- Gładki taki. Iże się i z przodu i z tyłu pomylić idzie, zali dziewka czy mąż? - spytał gardłowo.
- Ten to. Mój ghul - ożywiła się Anna. - Gdzieś go wypatrzył? I jak go przydybiemy? Może w przybudówce na niego poczekamy?
- U szczytu ulicy jest - rzekł i nóż myśliwski wyciągnął zza cholewki, bardziej poręczny w starciu w wąskim zaułku niż podarowany przez Annę półtorak. Ostrzem wskazał, że ghul nadchodzi z prawej strony. Pusta uliczka rozbrzmiewala już krokami.
Anna oniemiała zaskoczona presją chwili. Takiego obrotu się nie spodziewała. Ołdrzych przepadł w mroku, a ona pewna nie była jaka jej rola w tym przedstawieniu przypadła.
- Panie - zagaiła nieśmiałym głosem kiedy nadszedł. - Tyś jest tym, który pomaga niewiastom pozbyć się ich mankamentów?
Anielskolicy szedł pospiesznie, wpatrzony w czubki swych butów i bruk pod swymi stopami. Zagadnięty, przystanął zaskoczony, ale uśmiechnął się zaraz kojąco i łagodnie. Krok postąpił i drugi w jej kierunku, a gdy stanął tuz przed nią, musnął końcem palca pukiel ciemnych włosów przy policzku Anny.
- Chyba nie tobie… pani. W czym naprawiać coś, co stworzono doskonałym.
Głos miał szemrzący jak strumyk i słodki jak miód, hipnotyzujący i głęboki.
- Nie o twarz mi chodzi - odparła melodyjnym szeptem. - poszukaj nieco niżej.
Uśmiechnął się jak zadowolony kot, który odkrył, gdzie kuchenna chowa śmietankę. Odsunął się i wyciągnął dwornym gestem ramię.
- Na mych komnatach?
- A może… - wpiła palce w poły jego kontusza, uśmiechnęła się filuternie spalając krew by dodać sobie siły - zaczniemy już tutaj?
Pchnęła go z całej siły w głąb zaułka.
Z ciemności nie dobiegł spodziewany odgłos rogowej rękojeści spotykającej się z potylica.
- Poniekąd… - zaszemral ghul słodko, choć powinien już urodziwym liczkiem w plugastwie polegiwać - żyję po to, aby służyć
- Bawi cie to? - rzuciła Anna w przestrzeń z nutą pretensji.
Nie doczekawszy się odpowiedzi dobyła swój sztylecik i ruszyła na ghula z zamiarem by go zranić, ale nie zabić. Wiedziała gdzie zaboli, nawet bardzo, ale nie przerwie tętnic ani nie uszkodzi głównych organów. Pytanie tylko czy trafi…
- Niedomiennie - zamiast Oldrzycha odpowiedział jej ghul.
Szybki był i giętki jak jaszczurka, nie tak sprawny jak swoi panowie na pewno, ale przewyższał młodą wampirzycę. Cios jej noża nie doszedł celu, ześlizgnął się po żebrach, tnąc drogie materie i aksamitną skórę. Pierwsza rysa na doskonałym pomniku tzimiskiej sztuki. Zaułek wypełnił się słodką, oblepiającą i wszechwładną wonią krwi.
Anioł nie dobył miecza. Uśmiechnął się smutno. Spod koronkowych mankietów wyrosły kościane, zakrzywione szpony. Za jego plecami z wystającej krokwi bezszelstnie opuścił się Oldrzych. W nikłym świetle przysłoniętego chmurami księżyca mignęła jej twarz wykrzywiona w gniewie, kły wystające spod uniesionej górnej wargi.
Anna zastanawiała się czy luzowanie bestii to zwyczajowa gangrelska taktyka. Miała nadzieję, że Ołdrzych wie co robi i zbytnio jej zdobyczy nie uszkodzi. O ile się łaskawie wreszcie wmiesza w bójkę, bo na razie to drażnił się jedynie z nią samą.
Z braku lepszego pomysłu cięła sztyletem raz jeszcze, na wysokości twarzy pięknoty. Dużą przyjemność sprawiłoby jej uszkodzenie mu tego gładkiego liczka, lecz ten uniknął ostrza, tanecznym i pełnym wdzięku ruchem, jakby bez wysiłku. Chwilę potem kościane szpony rozdarły materiał sukni Anny, wbiły się w bok. Obrócił dłonią, żeby zwiększyć obrażenia, złamać ją bólem. I widziała w jego oczach, sprężonej postawie, że szykował się do ucieczki. Choć sam by to zapewne nazwał odwrotem.
Oldrzych pochwycił go za nadgarstek, szarpnięciem poderwał w górę i przewalił przez swoje ramię. Ghul rąbnął o ziemię całkiem bez uprzedniego wdzięku, jak worek mąki. Ale jeszcze kiedy leciał nad Oldrzychowym ramieniem, Annę dobiegł trzask łamanych kości.
Ona jednak w tej chwili o ghulu coś nie rozmyślała. Złapała się za swój poszarpany, broczący krwią bok i próbowała sobie przypomnieć kiedy ostatnio jej się coś podobnego przytrafiło. Po zastanowieniu uznała, ze nigdy.
Trupy kroiła, rannych zszywała, ale sama raczej unikała niebezpieczeństw. Była uczonym, nie zawadiaką.
- Jestem dobra w planowaniu, nie w improwizacji - skomentowała tonem niemal uprzejmym. Plecami oparła się o zimny mur i spłynęła po nim w kucki nie przestając przyciskać rąk do brzucha.
Złotowłosy w tym czasie dostał od Ołdtzycha kopniaka w twarz i zdaje się miał dość. Tyle, ze Anna również. .
Gangrel coś do niej rzekł, ale nie zrozumiała. Nie powtórzył, ręce ghula na plecach skrepował, z braku powroza, własnym paskiem. W usta wbił mu zwiniętą szmatę i dopiero wtedy przykucnął przed wampirzyca. Jej zaciśnięte kurczowo ręce próbował z rany ściągnąć, ale zrezygnował i podparł brodę pięścią.
-Może być problem - zagaił.
-Tak? - podchwyciła tonem lekkim jakby się spotkali przy kufelku piwa.
- Nie mogę nieść jego, ciebie i podtrzymywać przy tym spadających portek.
Humor mu dopisywał. Lub była to może zasłona dymna by Anna się rozluźniła.
- Czemu się nie leczysz? - drążył.
-Z pustego i Salomon nie naleje - wytłumaczyła sentencjonalnie i niezgrabnie się podniosła.
Nieco sztywno się poruszała, ale samodzielnie.
-Weź ghula – zarządziła.
- Z niego się napij, do diabla - zasugerował po chwili z oporem, podniósł anielskolicego za włosy. Mimo rozbitego na miazgę nosa, ghul nadal był urodziwy.
Sporo racji Ołdrzych miał, choć Anna przypomniała sobie te wszystkie wyczyny Diabłów z zamienianiem krwi w żrące płyny i inne mało pokrzepiające historię.
Nadal osowiała podeszła do nieprzytomnego ghula, ujęła jego nadgarstek i zaczęła pić. Uszczknęła niemało. Odwracała oczy od Gangrela jakby fakt, że się przy nim posila był powodem do wstydu.
Wreszcie puściła bezwładną rękę, puściła brzuch, gładki już i bez szwanku nie licząc brudnej i dziurawej sukni.
-Co ci zrobiłam, ze mnie nienawidzisz? - zapytała po kilku krokach gdy zostawiła objuczonego Oldrzycha za sobą.
Nadgonił dystans dopiero po pewnym czasie, ghula omotywał w swój płaszcz, by nikt szponów kościanych nie obaczył. Niósł brzemię na ramieniu po jej stronie, tak że twarz ukrył za kształtnym biodrem ghula.
-Nienawidzę? Nie…
Oblicza nie widziała, ale mówił spokojnie. Bestia wyżyła się na ghulu i wycofała się do swego leża, ukontentowana tańcowaniem, nawet jeśli się nie nasyciła.
Więcej nie roztrząsała, nawet jeśli nie kupowała jego odpowiedzi. Stawiała szybkie kroki po nierównym bruku ciągle go wyprzedzając.
-J ak go zabierzemy do mnie, dasz go radę dyskretnie przesłuchać?
- Byłem katem - przypomniał.
- Ma się nie wydzierać - uściśliła. - Żebym nie musiała nowego domu szukać.
- Żalnik taki przytulny… po coś obrączkę zachowała? - zaskoczył ją pytaniem.
- Po coś ją z chaszczy łowił i mi zwracał?
- Zwierzęca satysfakcja, że ojca twego szlag trafia na jej widok na twojej rączce, ogrzewa moje martwe serce - słowa zdawały się krotochwilne, ale ton ich był poważny. Niesiony ghul jęknął imię Bożywoja nieprzytomnie, poruszył się i oklapł znowuż.
- Skaczę ze szczęścia, że mogę ci się nadać do twojej małej zaciekłej zemsty - odparła nie mniej poważnie. Sięgnęła między piersi po miedziany krążek, rzemyk zerwała i wsunęła ozdobę na palec. - Tu go lepiej zobaczy, jak już się pofatyguje zrugać mnie, że książę mnie nie obrał primogenką.
- Aurelius nikogo tu nie namaści. Bo on… zarządza. Nie rządzi - wysunął ostrożne przypuszczenie Oldrzych, by za chwilę przerzucić sobie nieprzytomnego anioła na drugie ramię i zagapić się w profil maszerującej Anny. - Nie drażnij ojca, nie warto i nie trzeba. Co się zdarzyło, i teraz ciąży złą krwią, stało się między nim a mną. Jesteś obok i tak zostań.
- Aurelius jest mądry. I chyba dobrze mi życzy - zagapiła się w czubki trzewików. - A ciebie zapewne ucieszy fakt, że czarne chmury wiszą nad moim klanem. Podobno mordują nas po cichu na zachodzie. Aurelius twierdzi, ze to kwestia czasu, aż łowy przyjdą do nas. Będziesz mógł ręce zacierać i w pomście smakować gdy ojciec i ja będziemy w kłopocie.
Ghul z plaśnięciem upadł w rynsztok, ale zanim Anna zdążyła się oburzyć, czemu Gangrel ciska po bruku jej cenną zdobyczą, poleciała bezwładnie, pchnięta na ścianę, i do tej ściany została przyparta.
- Tak jak patrzyłem i smakowałem, gdy ci zmienili wyrok, i misterny plan Mikołaja w perzynę się obrócił. Tak jak zadbałem o to, o czym on zapomniał, byś okrakiem nie szła na szafot, jak wszystkie co ładniejsze przed tobą. Tak jak teraz patrzę, bo ty strzelasz tymi czarnymi oczyskami, a nie widzisz nic.
Każde wysyczane zdanie puentował ciosem pięścią w belkę obok Aninej głowy, na Kapadocjankę raz po raz sypały się drzazgi. Stała jednak nieruchomo, poczekała aż atak szału przetoczy się po nim i przygaśnie.
- Powiedz mi - poprosiła szeptem i kciukiem, z dziwną śmiałością dotknęła jego wywiniętych gniewem warg jakby chciała się przekonać czy jej jednej nie będzie kąsał. - Nie mam, jak ty, setek oczu. Ale nie jestem głupia, więc mnie jak głupią nie traktuj. Jaki był plan Mikołaja skoro zadbałeś by wziął w łeb, a ja przeżyłam. Chciał by mnie tam, na rynku, ubili?
- Miałaś umrzeć. Wszyscy gapie mieli tak myśleć. I ty też byś tak myślała, żeś umarła i nie wiedzieć czemu z drogi zostałaś zawrócona. Można tak sznur zawiązać i ułożyć - położył palec pod jej obojczykiem - że życie ucieka, ale potem wróci. Ale ścięta głowa spada raz na zawsze. Ktoś zmienił wyrok na ścięcie toporem, nie wiem kto. Twój ojciec ma wrogów, jak każdy. Było już za późno, by cokolwiek w wyrokach zmienić, by go choćby powiadomić. Tom zrobił, co mogłem. A ojciec twój mi się wygnaniem wywdzięczył.
- Za to żeś mnie od śmierci wybawił? Wolałby byś mi głowę zdjął? - wydawała się tym wszystkim przytłoczona. - Czemuż się ojciec tak wściekł? Za ten ślub, którego nikt nie respektuje? I nie rozumiem co to zmieniło...
Ramionami wzruszył. Nie wiedział, albo, co bardziej pewne, domysły wolał dla siebie zachować. Cofnęła dłoń, wygładziła nerwowo supły warkocza.
- Za czyny mego ojca nie odpowiadam, ale masz moją wdzięczność. Choć trzeba mnie było wziąć z sobą, skoroś wiedział jaki z niego tyran. Byłam twoja. Mówiłeś, że tego co twoje nie zostawiasz. Aleś zostawił.
Próbowała prześlizgnąć się pod jego wyprostowanym ramieniem.
- A nie byłbym wtedy aby, jeszcze większym tyranem? - skonstatował i uniósł rękę, by mogła przejść. Wrócił po ghula, opływanego przez rynsztok i budzącego już zaciekawienie dwóch szczurów..
- Obydwoje wiemy, że nie dla ciebie życie, które wiodę. Krew mojego klanu też nie. Tak było wtedy, gdy jeszcze miałem jakiś dom. Nic się nie zmieniło.
- A czemu nie dla mnie twój klan? - obruszyła się. - Bo jestem kobietą? Bom delikatna? Nie jestem delikatna. Ani można. Byłam córką grabarza, nie szlachetną panią. Potrafię sobie radzić tam gdzie mnie los rzuci.
Poczekała aż Ołdrzych zarzuci na powrót ghula na barki i zrównała z nim krok.
-Co było się nie wróci - machnęła ręką.
Wyciągnęła z mieszków przy pasie srebrny zatrzask z klejnotem i podsunęła mu pod nos.
- Oddaję. Aurelius mnie uposażył w potrzebną do śledztwa kwotę. Co ci w ogóle mówił?.
- Chwilowo nie mam ręki - mruknął. W istocie, jedną przytrzymywał jeńca, drugą opadające bez paska gacie. - Rzekł tyle, że robotę dla niego czynisz, i że mam przed tobą wykopywać oporne drzwi i błyskać po oczach Korczakiem, jakby ktoś wątpił, że jego rozkazy wykonujesz. Opłaci mnie i resztę, jeśli reszta będzie potrzebna.
- Dobrze - potwierdziła skinieniem. - Jeśli mi się uda sprawę do końca dociągnąć reszta na pewno tez będzie miała co robić. Mówił coś o profitach dla was, poza pieniądzem?
- Rzekł, że jeśli ty się sprawisz, w następnej kolejce to on rozdaje karty w Krakowie i Żywcu. I że te dla nas podejrzy, zanim rzuci na stół. Czy aby dobre… Na ciebie też tak patrzy?
- Że jak niby? - nie do końca pojmowała o co chodzi.
- Jakby kalkulował, jak szybko będziesz uciekać, i jak ostro się odgryzać. I jakby był rozczarowany tym co widzi.
- Nie. Chyba nie - zastanowiła się. - Nawet się zapalił przy tej naszej rozmowie. Werwa w niego wstąpiła. Powiedział, że byłby ze mnie niezgorszy Nosferatu i życzył bym na tyle pożyła, by jeszcze umysł wyostrzyć. Myślę, ze jeśli się sprawdzimy w tym zadaniu może nas wziąć pod skrzydła i wyżej z sobą pociągnąć. - Nie dodała, że jego właściwie, bo ona nie może na świeczniku stać.
W tym czasie doszli pod jej dom. Prosty, niszczejący budynek osnuty mrokiem i ciszą. Anna przekręciła klucz w zamku i wprowadziła Ołdrzycha do środka. Luksusów tam znać nie było. W ogóle niewiele sprzętów i mebli. Ktokolwiek tu wcześniej mieszkał musiał większość wziąć ze sobą.
-Do piwnicy - wskazała na kręte kamienne schodki. - Dobrze go przywiąż. Ja przejrzę przedmioty, niczego nie dotykaj bo zostawisz swój odcisk.
I od razu zabrała się do dzieła, wykładając na kamienną piwniczną podłogę własność ghula, obracając każdą po kolei w palcach, gładząc pieszczotliwie.
Dłużej majstrowała przy zdobionym sztylecie. W końcu paznokciem podważyła opal by dostać się do skrytki. Powąchała i dała też niuchnąć Gangrelowi czy rzecz tą rozpoznaje.
- Nie krew - stwierdził. - Ale co?
Po zastanowieniu dodał, że z czymś mu się woń kojarzy, ale sam nie wie z czym.
- Przydałaby się zagroda ludzi - mruknęła bardziej do siebie, bo przerażało ją tempo w jakim użytkowała krew na to śledztwo. Znów po nią sięgnęła by wyostrzyć zmysły. Sztylet pod nos podsunęła, oczu uciekły w tył głowy od intensywności doznań.
- Trucizna - potwierdziła.
Opał wrócił na swoje miejsce. Do stosu przedmiotów dołączył srebrny zatrzask.
- Weź wszystko. A potem mi go ocuć. Trzeba z niego wyciągnąć zeznania.
Sprawdził jeszcze raz więzy przykrępowanego do krzesła ghula, a potem wrócił schodami na górę. Anna słyszała, jak myszkuje po kuchni i innych pomieszczeniach. Wrócił z cebrem pełnym wody i kolekcją podrdzewiałych, zapomnianych narzędzi. Wodą chlusnął ghulowi w twarz, poprawił z otwartej ręki, a gdy złotowłosy otrząsnął się i zaczął coś bełkotać, wracając do przytomności, wytoczył z kąta dwie beczki i na ich wiekach począł rozkładać narzędzia.
- A mówili - zabełkotał ghul niewyraźnie - każda ładna niewiasta to suka… Mogę wiedzieć, jako cię zowią, pani?
Ołdrzych ze zgrzytem próbował rozruszać zastałe nożyce.
- Moje imię jest bez znaczenia Krzesimirze - uśmiechnęła się do niego smutno. Stanęła za jego plecami i ułożyła drobne dłonie na jego ramionach. Sięgnęła po moc i czytała jego sekrety, jak czyta się księgi. Obrazy przelatywały pod powiekami.
- Dlaczego ich nienawidziłeś? Włodka i Katarzyny? Czuje twój strach, ale i nienawiść - zainteresowała ją ta mieszanka.
Drgnął w jej uścisku, wysmarkał z rozbitego nosa skrzep krwi na własny brzuch i zaprzeczył gorąco. Nie tylko że nie nienawidził, ale że i nie wie w ogóle, o kogo i o co rzecz idzie. Śledził przy tym niespokojnie poczynania Gangrela, który zarzucił nadzieje związane z nożycami i teraz oglądał lejek.
Anna drgnęła również na ten widok. Pomyślała sobie jakby to było stać po przeciwnej niż Ołdrzych stronie? Gdyby to na nią narzędzia szykował. Robiłoby mu to jakąś różnice?
- Lepiej byś na moje pytania odpowiadał, Krzesimirze. Bo jak odpowiadał nie będziesz wtedy mnie zastąpi on - przekręciła jego głowę by miał widoki wprost na Gangrela. - A pierwsze na czym się skupi ze swoim żelastwem to twoja śliczna buzia.
- Wiele tutaj nie zdziałam - Ołdrzych odłożył lejek i sięgnął po zębaty nóż i nieduży hebel, zapewne do krojenia mięsiwa i twardych serów w cienkie plasterki. - Nie będzie gadał, to niezdatny. Przykujemy go w dybach na rynku. Łyki będą miały używanie, a jak się kasztelańscy zlecą, to go zamkną do lochu. Może i nagroda jakaś skapnie, toć widać od razu, że diabelski ghul.
Krzesimir smarknął znowu, poruszył związanymi rękoma.
- Nienawidziłem. Cóże niezwykłego. Każdy Skrzyńskich nienawidził.
-Bożywoja miłowałeś. Bo ci dawał to co lubisz - szepnęła zza pleców do jednego ucha ghula. Okrążyła jego głowę, nosem musnęła drugie ucho.
- Ale bałeś się, ze się dowie żeś jest murwą co za krew kupczy. Katarzyna i Włodek nigdy ci nie dali kropli? O to chodzi?
Tym razem nie smarknął. Strzyknął krwawą plwociną, a zasięg mimo wytłuczonych zębów miał imponujący.
- Tak myślisz?
- Nie ważne jest co myślę. Ważne byś zaczął odpowiadać na pytania.
Wyprostowała się i tym razem to ona podreptała na piętro. Wróciła z rękawem swoich lekarskich narzędzi i podręcznym zwierciadłem w gładką miedź oprawionym.
Zastała Ołdrzycha siedzącego okrakiem na jednej z beczek i gawędzącego w najlepsze z więźniem. Mogła wysłuchać peanu na cześć Bożywoja. Który to, w odróżnieniu od brata i jego małżonki, był władczy, kapryśny i okrutny, ale nie był wynaturzeniem nawet w kategoriach rozumienia Diabłów.
Anna zatrzymała się w progu niepewna czy powinna się wcinać. Widać Ołdrzych lepiej sobie radził z ludźmi niż ona, nawet ludźmi w niewolę wziętymi. W końcu jednak przestąpiła próg szpargały położyła na beczce i na Oldrzycha skinęła by z nią wyszedł na osobności pomówić.
- Lepiej ci idzie beze mnie - nie w smak jej z tym było ewidentne. - Mam zaczekać?
- Lepiej nie. Bo mi się pytania skończyły. Czy on jest… Pężyrka gadała, że spotkała kilku takich w Krakowie, jak ją tam jeszcze wpuszczali. Niczyj ghul?
- Raczej niewierny ghul. Niby Bożywoja a pił zewsząd gdzie pić dawali. Ale o to też dopytamy. Jakąś strategię sugerujesz? Lepiej się na tym wyznajesz.
- Mi łyków i kmieci na stół dawali, szlachta trafiała się rzadko - pokręcił głową. - Pytałem, czemu do Bożywoja nie wróci, skoro wspaniały taki i możny pan. Powiedział, że nie wróci, póki Bożywoj bratu i Katarzynie towarzyszy. Łzy mu w oczach stanęły. Nawet jeśli przez wściekłość wyciśnięte, to wierzę, że szczere.
Anna pomyślała o jeszcze jednej ważkiej kwestii do objaśniania.
- Aha. Sprawa śledztwa. Mam nadzieję, że to oczywiste. To co teraz tu padnie jest tajne. Pracujemy dla Aureliusa i tylko do jego uszu mają trafiać informacje jakie uzyskamy. Szczególnie mi się rozchodzi byś swoją bandę kontrolował jeśli będą w czymś uczestniczyć i nam pomagać. Jitce żeby się język nie rozsznurował albo Liborowi. To na twojej głowie jest.
- Pytał, czy go wypuścisz. - Najwyraźniej zapewnienia o zachowaniu milczenia i sekretu zostały uznane za zbędne.
- Jak z nim skończymy oddamy kasztelanowi. On zdecyduje co z nim, choć między nami to sądzę, ze niedzieli nie doczeka.
- To go nie uczyni gadatliwym - stwierdził i pytającym gestem wskazał na drzwi.
- Mam mu nałgać, że go sobie ostawię bo takiej buzi szkoda na zmarnowanie? - zadrwiła, ale zaraz wzruszyła ramionami. - Choć… możne i trochę szkoda - ostatnie dodała z premedytacją i krzywym uśmieszkiem.
- Śliczny jak malowanie i wprawiony w usłużności i okazywaniu uwielbienia. Słowem i czynem. Sługa idealny. Nadal uważasz, że byś się zdała na Gangrela? - odwdzięczył się uśmiechem lustrzanie krzywym. - Choć w mieście i na dworze to on pewnie i zdatny - przyznał z oporem. - Bardziej niż Paszko.
Ostatnie ją najbardziej dotknęło.
- Cóż, tak widać mam, że przyciągam osoby mi niechętne albo niezdatne. Krzesimir mógłby być miłą odmianą. Może by choć mnie nauczył trochę przyjemności skoro mąż mi jej poskąpił.
Zamrugał, a potem uśmiechnął się tak miło i słodko, że było to podejrzane.
- To od kiedy mogę się domagać mężowskich praw? - nachylił się lekko.
-Trzeba się było nad tym zastanowić jak mnie od księdza do domu powiodłeś - odburknęła spuszczając oczy. - Gdy jeszcze moje ciało było ciepłe i miało pragnienia. A potem uciekłeś, a jak się pojawili inni co by cię mogli godnie zastąpić to ja już pierścionek na palcu nosiłam.
Uśmiech mu przywiądł, ale ujął jej dłoń, palcem okręcił obrączkę kilka razy.
- Zastanowiłem się. Więcej niż raz. Za każdym razem szło za mną dziecko. Może i z ciałem niewiasty, ale nadal dziecko. Co niby z tobą miałem wyczyniać… A teraz coś mi się zdawa, że ci głód krwi pragnienia dyktuje? Zostawmy to. Więzień nam skruszał do reszty już pewnie - zasugerował miękko i zgodnie.
Nie szło się wykłócać. Drzwi pchnęła i wróciła do ghula. Stanęła przed nim z rękami zaplecionymi na piersi.
-Wstawię się za tobą do księcia. Tyle ci mogę obiecać jeśli będziesz grzecznie współpracował. Na książęcym dworze ktoś taki jak ty może być przydatnym. Panów już wcześniej zmieniałeś. Tym razem miałbyś pana ostatecznie i na zawsze, a jeśli by ci zdrada do głowy przyszła to wiedz, że on będzie wiedział, tak jak ja wiem.
Na Oldrzycha się nawet nie obejrzała. Widok jego zaczął być nagle bolesny, jakby sobie strupa rozdrapała. Na co jej to wszystko?
-Tak albo nie - postawiła pytanie. - I albo liczysz na prawo łaski z moim wstawiennictwem, albo przejdę do tego co umiem robić najlepiej, a trzeba ci wiedzieć, że pracuję przy zwłokach.
Spojrzał na nią z jakąś nagłą i dziwną obawą.
- Jesteś Tzimisce, pani? I rzeknij wpierw, o co jestem oskarżony.
- Nie jestem Tzimisce. Choć klan mój ma równie mroczną co Diabły reputacje. Co do ciebie, murwy za pieniądze naprawiasz. Ostatnio jedną zabiłeś a liczko jej ulepiłeś jak z kościelnych fresków. TO się rzuca w oczy. A MY uwagi przykuwać nie lubimy. Tedy zagrażasz i nam swoim swobodnym zachowaniem. Nie mówiąc, ze jesteś ostatkiem po Skrzyńskich. A gdy miasto zostaje podbite albo się świątynie dawnych panów z ziemią zrównuje, albo, jeśli są dziełem sztuki, można chorągiew na jej wieży zmienić.
Smarknął krwiście i z udawanym przejęciem, które poprzedziła szczerozłota ulga.
- Co mnie zaiste nie dziwi. Świat pełen jest person, co chcą drzewce zatknąć w jakimś dziele sztuki. Jak graf Baade, kojarzysz, łaskawa pani. Dziewka została naprawiona dokładnie tak, jak miała być. Przynieść mi coś, co zostało ukryte w jego komnatach. Cóż, zawsze sądziłem, że zgubi mnie próżność. A poległem przez chciwość - uśmiechnął się uwodzicielsko pod rozwalonym nosem. - Każ swojemu brytanowi mnie rozwiązać. Daj mi krwi, może być twoja albo jego, w mojej kondycji nie wypada wybrzydzać. I będzie zgoda między nami, łaskawa pani. Czy cokolwiek innego między nami chcesz.
Anna rozwinęła na beczce aksamitny rękaw. Uniosła lśniącą srebrzyście brzytwę. Oglądała ją sobie jakby miała jej ona doradzić w którą stronę tą rozmowę pchnąć. Wreszcie nacięła ostrzem swój palec i do ghula go wyciągnęła, do jego ust. Otoczył językiem ranę i muskał skórę, nim zaczął pić, patrzył jej w oczy wyzywająco i z jakimś rozbawieniem, dopóki mgiełką przyjemności nie zeszły i nie przymknęły się same. Z sykiem kości trącej o drewno schował szpony, słyszała trzask gnącej się na właściwą pozycję naprawianej kości. Na koniec wchłonęła się krew na twarz, zrósł złamany nos i pęknięta warga. Krzesimir poruszył się, próbując w pętach przyjąć godną i jednocześnie nonszalancką pozę.
- Śliczna brzytwa. Ten bladolicy mędrzec z Konstantynopola, co tu do Żywca przybył z dziewczyną o trującym pocałunku, miał podobną. Tylko kością ludzką obłożoną na rękojeści. Też się ponoć trupami zajmował, jako i ty - zagaił takim tonem, jakby na wieczerzy na dworze podczas uczty siedzieli, i zabawiał ją rozmową pomiędzy pieczystym a słodyczami.
- Nie znam. Jakie miano ich? - oblizała palec by nie krwawił. Lekko jej się w głowie zakręciło bo znów krwi pozbawiona odczuła przemożne zmęczenie. Postanowiła, ze musi się jeszcze posilić nim w sen zapadnie.
- Ona miała na imię Khalida. On Faruk coś tam i coś tam jeszcze. Nie sądzę, aby którekolwiek z tych imion były prawdziwe - odpowiedział usłużnie Krzesimir i uraczył Annę uśmiechem godnym kota. Usłyszała, jak Oldrzych poruszył się niespokojnie za jej plecami, przestąpił z nogi na nogę.
- Co wiesz o innych ghulach? - przeszła do rzeczy. - I o wampiryzm niemowlęciu.
- O innych? Jeśli zostali i mieli choć krztę rozumu, to uciekli jako i ja. Jeśli są mądrzejsi ode mnie, to nie wracają. A maleństwo… jeden raz widziałem kołyskę, gdy mnie pan do alkowy wezwał. Ale żem nie widział, co w środku. Choć wiem, rzecz jasna - uśmiechnął się, tym razem groźnie. - Bachor Katarzyny. Bękart. Zmarł przy narodzinach czy sama go zadusiła, kto ją tam wie. Ale gdy Włodka poślubiła, przywiozła truchełko ze sobą i w tej kołysce w alkowie trzymała. Musiał być wysuszony całkiem, bo nic nie śmierdziało.
- A ojciec? Skoro byłeś w alkowie to musiałeś go śpiącego widzieć?
Kiwnął głową pomału.
- Ale to dawno było. Jeszcze nim Katarzyna nam nastała. Przeżyłem, jak się na mnie pożywił. I Bożywoj mnie potem na ghula wziął.
- Opisz ojca - poleciła.
Zadrżał na wspomnienie, ale gdy mówił, w głosie prócz strachu nie dopatrzyła się krzywdy czy nienawiści. Krzesimir był dumny, że stary Diabeł sięgnął po niego jak po kielich, a gdy się nasycił, jak kielichem cisnął o ścianę, by przewalić się na drugi bok i znów spać.
- On jest smokiem - objaśnił Annie z błyszczącymi oczami. - Bożywoj i Włodek mogą być potężni, ale przy rodzicu to jaszczurki. On jest smokiem - powtórzył z zachwytem, nim odpowiedział w końcu na żądanie. Rodzic Skrzyńskich miał być smagłolicym mężczyzną o wydłużonej nienaturalnie czaszce i wąskiej szczęce. Spomiędzy długich, czarnych włosów wyrastały kościane narośle, tworzące coś jakby koronę połączoną z ozdobnym kołnierzem. Jego ciało pokrywały łuski, drobne na wąskiej, giętkiej piersi i brzuchu, gęściejsze na ramionach i nogach. Ręce i nogi miał dłuższe niż byłoby to naturalne u mężczyzny jego wzrostu, palce długie wręcz groteskowo i opatrzone szponami.
- Oczy, łaskawa pani, widziała pani kiedyś ruskie ozdoby? Są czerwone. Złoto przemieszane z krwią. I takież oczy miał.
Anna obróciła się przez ramie na Oldrzycha i spojrzała nań znacząco, nieco nerwowo.
- Imię jakoweś ojciec nosił? - dopytała.
- Jeśli nawet, zbyt byłem mały i nieważny, by je poznać.
- Co chciałeś ukrytego z komnaty grafa wykraść? - Anna wpadła w rytm zadawania pytań byle zakończyć i coś już zjeść. Może u kasztelana? A może na noc wypełznąć i zapolować?
- To, co sam żem tam ukrył. Szkatułę z kosztownościami. Żyłbym jak cesarz bizantyjski - zaśmiał się uroczo i swobodnie.
- Czemuś sam się w dziewczę nie odmienił i po gotowiznę nie poszedł? - ozwał się Oldrzych zza Anny.
- Próbowałem, próbowałem… ale się odbiłem. Czary jakoweś. Podejrzewam, że ochronne przed ghulami.
- Ziemia Tzymisce, w której mogą spać. Znasz miejsca gdzie takową pod kryjówki znosili?
- Parę miejsc, gdzie Bożywoj jeździł. Katarzyna i Włodek mnie na przejażdżki nie zabierali, na szczęście.
- Wymienisz teraz wszystkie te miejsca temu panu - gestem wskazała na Oldrzycha a sama miękkim krokiem ruszyła ku drzwiom.
- Potem go do kasztelana zaprowadź – wcisnęła Gangrelowi w dłoń klucz od swego domu. - Ja tam dojdę. Raport mu zdaj. Opowiedz o szkatułce w skrytce. Nic nie zatajaj. Ja… dojdę tam. Niebawem. I jeszcze z kasztelanem w sprawie ghula pomówię.
Przytrzymała się Ołdrzychowego ramienna gdy mu do ucha szeptała.
- Dokąd ty? - wypluł pytanie, ale potem zerknął na pozbawioną kolorów twarz Anny i dotknął się palcem w kąciku oka. - Patrzę - zastrzegł.
Skinęła, ze dobrze. Niech patrzy. Złapała się na myśli, że spokojniejsza jest gdy wie, że on nad nią czuwa.
 
liliel jest offline  
Stary 05-07-2017, 11:35   #13
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Zdziwiła się, że Agapia nie na pokoje ją prowadzi, a na boczny dziedziniec ku stajniom.
- Kasztelan ma dziś wychodne - objaśniła ghulica takim tonem, jakby zdradzała wielki sekret, i takimi słowy, jakby najważniejszy Spokrewniony był podkuchenną, którą trzeba raz w tygodniu wypuścić ze służby, bo się zbiesi i ucieknie sama.
Aurelius oczekiwał na nią już w powozie, pofatygował się nawet by wysiąść i podać jej rękę.
- Krzesimir powiada, że twój przyboczny sprawuje się przyzwoicie - zagaił, gdy umościła się już na poduszkach.
- Jest kompetentny i wziął sobie kasztelana rozkazy do serca - przyznała. - Wszyscy Gangrele pomocni są. A Co bedzie z Krzesimirem? Obiecałam, że sie za nim wstawię.
- Czemuż - Aurelius położył palec na pobrużdżonym policzku - miałbym dotrzymać słowa, które dałaś ty, pani Anno?
- Dałam słowo że sie wstawię, nie że cię, panie kasztelanie, przekonam byś go oszczędził. Ty lepiej ocenisz jego naturę, choć zdaje mi się, że może przydatnym być, jeśli zapewnisz sobie jego wierność. Bo z tym ma problemy.
-Drogi Krzesimir nie jest tak zepsuty, jak Ci się zdaje. Żalił mi się, że go nie doceniłaś. I że masz jego szlachetną personę za ostatnią… dziwkę - uśmiechnął się półgębkiem.
-Ekhm… Widziałam jego przeszłość… nieobyczajny z niego człowiek - lekko się zawstydziła z kasztelanem takie tematy poruszać. - Pił z wielu.
-Nazwałbym go raczej otwartym. I utalentowanym. A talent wiele rozgrzesza.
- Pan kasztelan wie lepiej - nie wykłócała się. - Doświadczenie ma w kwestii ghuli, ja nie. Nigdy żadnego nie miałam. Dlatego sobie umyśliłam, że lepiej Krzesimira nie zabijać, choć takie wstępnie dał mi kasztelan zalecenia. Ale śmierć to zawsze można odwlec. Lepiej w tą stronę niż pochopnie zabić a potem żałować.
- Krzesimir pożyje sobie. Jeno nie tu, tu za wiele pokus dla niego. Dobrze zrobiłaś, a on jeszcze się przyda. Mnie na pewno - uśmiechnął się zadowolony.
- A co będzie z Wężem? - Anna zmieniła temat. - Nie łatwo będzie go znaleźć, ale co jak znajdę? Pan kasztelan się sam po niego pofatyguje?
- Och nie. - Zaplótł palce na brzuchu. - lubię dzielić się z przyjaciółmi. Jestem towarzyskim stworzeniem, pani.
-Łowy mości kasztelan zarządzi? Żeby hurmem iść?
Pokręcił głową przecząco, uchylił kotarę przysłaniającą okienko.
- Krwawe Łowy, pani Anno, pełnią rozliczne funkcje, z których polowanie, przechytrzenie, dopadnięcie i pokonanie ściganego, bywa dla wszystkich uczestników sprawą ostatnią i najmniej istotną. Dlatego w nich nie gustuję… co nie znaczy, że nie dołączam czasami i nie zarządzę, jeśli będzie taka konieczność. Jednakże wolałbym tego uniknąć. Ale… ja tu panią porywam i uwożę w nieznane, jak raptus jaki. Ma pani jakąś sprawę poza Krzesimirem, tak uroczym, że nawet lodowate serce Kapadocjanki drgnęło w swojej klatce?
-Czyli ja mam Węża znaleźć i jeszcze sposób znaleźć by mu łeb ukręcić? - nie porzucała uparcie tematu. -Nie przecenia mine mosci kasztelan czy smierci mi zyczy?
- Mam swoją sforę, pani Anno. Aby się do niej dostać, trzeba się zasłużyć nie tylko mnie. Nasza umowa opiewa na znalezienie rodzica Skrzyńskich. W zamian wyniosę twojego kata. A jeśli uznam, że tego potrzebujesz, ciebie przykryję cieniem. Tyle że to już by było, hm… - zamilkł, szukając właściwego słowa. - To by była niedźwiedzia przysługa. W pewnych kwestiach winnaś wprawiać się sama.
-Jestem zaradna - zapewniła. - A teraz sie pożegnam. Wąż sie sam nie znajdzie.
Kasztelan lekko się zdziwił, ale posłusznie uderzył pięścią w ściankę powozu i wysadził swojego gościa pośrodku niczego, na rozstajach dróg, w połowie drogi między Żywcem a osadami baciarzy nad Sołą.
 
Asenat jest offline  
Stary 05-07-2017, 18:07   #14
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Przez klasztorną bramę przepuścił ją brat furtian o posturze takiej, że śmiało mógłby się z Andrejem za bary wziąć. Cisi nowicjusze zajęli się jej koniem i powozem, cichy zakonnik powiódł ją cichym korytarzem i krużgankiem nad refektarzem - cichym, choć pełnym spożywających skromną kolację mnichów.
Wszędzie było cicho i chłodno, cienie czaiły się w załomach i pod sufitem, usuwały się bezgłośnie przed lampą niesioną przez prowadzącego Anna mnicha. Po nocach spędzonych z hałaśliwą zbójecką bandą wreszcie słyszała dobrze własne myśli.
Kolomban oczekiwał na nią w skryptorium, przy pulpicie, na którym pyszniła się ilustracja do Złotej legendy. Papież Sylwester pokonywał smoka, który był diabłem. Albo diabła, który był smokiem, zalezy od której strony patrzeć.

http://smokobojcy-smoki.blog.pl/file.../7006822-2.jpg

Kiwał podgoloną głową nad pergaminem jeszcze dobrych parę chwil po tym, jak mnich ukłonił się i odszedł, zostawiając Annę samą z wiekowym Lasombrą.
- Czy wiesz, panienko, dlaczego Sylwester pokonał smoka, a pogańscy czarnoksiężnicy i wojownicy nie?
-Bo był z nim Bóg? - odpowiedziała ostrożnie podziwiając prace Lasombry.
- Widzę, żeś oczytana. Tak, właśnie tak napisano w księgach - przykrył dłonią misterny obrazek, ściągnął usta. - A te zawsze piszą zwycięzcy. Gertruda poprosiła o widzenie z tobą. Jest ci wiadome, w jakim celu? - wejrzał w wampirzycę świdrującym spojrzeniem.
- Moze jest znudzona? - uśmiechnęła sie pobłażliwie. - nie ma tu zbyt wiele rozrywek.
- Niewiasty formatu Gryfitki nie nudzą się nigdy - ściągnął wargi w wąską kreskę - Niestety. Mości kasztelan powiadomił mnie, że dla niego pracujesz. W jakiej kwestii? Może będę mógł być pomocny? - schował duże dłonie w rękawach habitu.
- Wyłapywania reliktów po Skrzyńskich - odparła. - Zostawili więcej ghuli i stworów niżby sobie książę życzył. Niektóre za bardzo rzucają się w oczy, a tym my się rzucamy. Nie słyszałeś panie o czymś niezwykłym w okolicy?
- Ach. Nasz kasztelan z niskiego klanu i jego niskie, plebejskie rozrywki. Że też dałaś się w to wciągnąć, panienko. Rzadko opuszczam klasztor i niewiele wiem o rzeczach, które Aurelius mógłby w swej łaskawości zamordować. A relikty… cóż, czy bez krwi nie wymrą same? Niemniej, przekażę mnichom, by mieli oczy otwarte.
- Myślę, że to nie tylko kwestia umiłowania Aureliusa do łowów, a bezpieczeństwa naszej rasy. Choć pana akurat rozumiem, że nie jest do nowego księcia przekonany. Wampiry nie lubią zmian, tym bardziej jeśli dobrze im się żyło pod poprzednimi rządami.
- Przyjąłem zwierzchnictwo Krakowa jeszcze zanim ucieleśniło się w osobie Aureliusa - odparł Lasombra cierpko. - Czy gdybym wiedział, że narzucą nam najmitę o szemranej reputacji i mordercę, podjąłbym inną decyzję? Zapewne nie...
-Ale jak pan, pobożny mąż mógł żyć w zgodzie z Diabłami? - wciela się. - Aureliusa nazywasz morderca i szemranym typem, a z dewiantami zasiadałeś przy jednym stole.
- Z tymi dewiantami i polski król zasiadał przy jednym stole - Lasombra pokręcił głową z pobłażaniem nad naiwnością Aninych osądów. - I księżę Krakowa, i inni. I im ich dewiacje ni rozbójnictwo nie wadziło w niczem, a na pewno nie w paktach wzajemnych. Nie przez dewiacje Skrzyńscy stracili domenę. Przez to, że się do fałszowania monety Katarzyna z Włodkiem wzięli, a na to już nikt przymknąć oka nie mógł.
Anna wzięła sobie te słowa pod rozwagę i już zamilkła.
Ujął trójramienny świecznik i powiódł Annę ku niewielkim drzwiczkom.
- Gertruda zażywa wywczasu w ogrodzie klasztornym. Macie godzinę, do dzwonów na kompletę.
Skłoniła mu się uprzejmie na odchodnym.
Zamknął za nią drzwiczki, jakby kratę celi zatrzaskiwał. Łomot poniósł się echem po cichym ogrodzie.
Klasztorny zielnik i ogród były niewielkie, Gertrudę odnalazła szybko. Toreadorka siedziała na ławeczce koło studni, a kwitnący krzew czarnego bzu stanowił piękną oprawę jej urody… poniekąd, Anna wiedziała, że roślina ta prócz słodkich kwiatów posiada trujące drewno i korzenie, i zacząła się zastanawiać, czy z pochodzącą z rodu pomorskich książąt Gryfitów Gertrudą nie jest aby podobnie. Toreadorka w lawendowej sukni i skromnej, ale misternej i kosztownej biżutrerii z pereł wyglądała zjawiskowo, właśnie tak, jak powinna wyglądać dama, o której wdzięki wytacza się wojny, a ona patrzy na rozlew krwi z okna, mrużąc tęsknie oczy.
Akuratnie zajmowała się haftowaniem na tamborku, który odłożyła, wstając na widok nadchodzącej Anny.
- Moja droga… ufam że Kolomban nie zanudził cię doszczętnie opowieściami o sile pieniądza?
-Wcale - odparła i wręczyła toreadorce przewiązany wstążką pergamin. - Prezent, żeby ci umilić zesłanie.
Gertruda rozpakowała podarek i pochyliła się nad nim zaskoczona. Uniosła bliżej oczu.
- Piękny… chyba gdzieś z północy, nie nasz styl - zachwyciła się. - Okazuje się, że nawet spod szafotu może wystrzelić coś pięknego - wygięła wymalowane wargi w uśmiechu, który chyba miał być znaczący. - W jakiego rodzaju sztuce ty celujesz, moja droga?
Oparła się, i poklepała kształtną, nieco pulchna dłonią miejsce obok siebie.
-W poematach - skłamała. Pomyślała czy Gertruda również te same moce wampirze rozwija co i Anna. Odczytała ją z taką łatwością i stąd aluzja do szafotu. - Ile jeszcze potrwa twój wyrok? Musiałaś się księciowi Krakowa zaiste narazić. Ale skoro szafotu uniknęła, musi słabość do ciebie mieć. Lub do twojej urody - wysnuła wnioski, moze nietrafne.
Toreadorka pogładziła się po gorsecie sukni, uśmiechnęła zwodniczo i przymrużyła oczy. Wyglądała jak zadowolny kot i Anna podświadomie nasłuchiwała, czy Gryfitka nie zacznie nagle mruczeć wibrująco.
- Książę krakowski ma słabość do muskularnych wojaków. I uznaje swoją słabość względem moich braci. Dlatego uniknęłam surowej kary, cieszę się pewnymi przywilejami nawet w zamknięciu i mam jeszcze 35 lat, aby uwieść świętego Kolombana od złotego dukata - zachichotała figlarnie. - Zakładając, że odsiedzę cały wyrok - wszystko w jej postawie wskazywało, że się nie spodziewa całych 35 lat za kratą. - Oby nie, bo naprawdę uwiodę mego strażnika. Szkoda, że Tzimisce pognali precz, zanim się zaczęła moja pokuta. Z tego, co Kolomban opowiadał, takim Diabłom do kotła wskoczyłabym sama.
Anna odrobine zamurowała bezpośredniość Gertrudy i łatwość z jaką mówi o flirtach.
-Nie możesz być aż tak frywolna skoro tu siedzisz. Zamknięto cię za spiski a spiskują tylko żądni władzy. Władza zaś z frywolnością nie chodzi w parze, chyba że ją sobie nakłada jak maskę.
Anna nie oskarżała. Wygłaszała spokojnie opinię przechadzając się po ogrodzie i zastanawiając się jak Gertruda zabijać tu moze czas.
- Dobry Boże - Toreadorka afektowanym gestem położyła dłoń na piersi. - Czuję się, jakbyś mi znienacka zadarła sukienkę, by zobaczyć, co chowam pod spodem. Złożę to na karb zbyt częstego przebywania z Gangrelami. - Nie była oburzona, choć na taką pozowała. - Naprawdę jestem frywolna. I żądna władzy. Jedno pożądanie nie wadzi drugiemu, czasem tworzą razem piękną, harmonijna całość. Powiedz mi, jak zamierzasz uciec przed zemstą Diabłów? - podsunęła się na ławie, gdy Anna akurat ją mijała, i zapytała konspiracyjnym szeptem.
- Nie wiem, może mnie oszczędzą bo jestem ładna? - kpinę przykryła łagodnym jak zwykle głosem, który doskonale maskował intencje i czasem rozmówców ogłupiał. - Lubią się otaczać pięknymi twarzami. Mysle, ze do kotła wzięliby cię z chęcią.
- Myślę, że przynajmniej jeden by wziął. I nie do kotła, a do łoża. Czy też na łożu - Gertruda trwała w swoim rozbawionym nastroju. - Cóż, jak znowu wrócą rządy Skrzyńskich w Żywcu, przekonamy się. Ty i ja, na własnych skórach.
-Wydajesz się pewna swego. A i sporo wiesz jak na osobę, która nie opuszcza swych komnat.
- O, ja frywolna. Coś mi się znowu wymsknęło - Gertruda dotknęła końcami palców różanych usteczek w pełnym przestrachu geście. Chwilę potem wstała, i figlarność spadła z niej, pozwoliła się jej zsunąć tak jak zapewne pozwalała zsuwać się jedwabnym szatom ze swoich krągłych ramion, gdy nęciła mężczyzn do łoża. - Cokolwiek mości kasztelan nie nawywija, jego rządy się skończą, a domena powróci do Skrzyńskich. Gotowe są już dokumenta, zawarte umowy. Uważaj, by nie pracować zbyt entuzjastycznie na rzecz kańczuga, którym Diabły po plecach wysmagano. Diabły są pamiętliwe i mściwe.
-Mają też swój szlachecki honor. Po co by mieli zabijać mnie, skoro nie stanowię żadnego wyzwania. Nie mówiąc, że noszę spódnicę. Chcą się mścić, niech wyżej celują.
Mimo wszystko słowa Gertrudy trochę Annę zaniepokoiły. Czy Skrzyńscy będą na niej, zerze, odwet brać?
-Kto cię tu jeszcze z miejscowych odwiedza?
- Zdaje się, że z miejscowych tylko ów Gangrel mnie ominął. Nie żebym żałowała. Woniejący źle wyprawionymi skórami zbójcy nie budzą we mnie głęboko skrywanych fantazji.
- Graf za to ma słabość do ślicznych dam a i sam jest podobnie zadbany. Jestem pewna, że zapewnia ci właściwą atencję. Jak go odbierasz?
- Leży między nami kość niezgody jak stary zielony gnat - Gertruda bez zainteresowania sięgnęła po swój tamborek, przyjrzała się swojej pracy i odłożyła go z powrotem. - Nie jesteśmy w stanie z grafem Baade zawrzeć kompromisu w kwestii najistotniejszej: komu z nas należy się więcej władzy, i więcej atencji i uwielbienia w łożu. To go skreśla w moich oczach podwójną grubą krechą. Jest tak zadufany, że nawet nie chce mu się wobec mnie udawać i kłamać. Obstawiam, że nie przeżyje następnej dekady. Jak odbierasz Gangrela?
- To Gangrel - ucięła, jak się dało najszybciej. Nie napawała ją radością myśl, że miałaby Gertruda sie zainteresować Oldrzychem. - A Lasombra? Prawie sie na jego piersi chowasz, sprawiałaś, że cię choć trochę polubił?
- Troszeczkę - przyznała Gryfitka, i wywróciła oczami. Anna podejrzewała, że zwyczajnie nie potrafiłaby odpuścić żadnemu mężczyźnie, zwłaszcza takiemu, który udaje niedostępnego. - Obawiam się jednak, że trudno ognie między nami nazwać sympatią - machnęła wyperfumowaną rączką. - Na to już ty masz więcej szans niż ja, powiedzmy sobie szczerze.
-Nie interesują mnie miłosne podboje. Obawiam sie, ze nie jestem nazbyt towarzyska.
- A któż tu mówi o miłostkach. Kolomban stracił dwójkę dzieci. Choć, lepiej byłoby powiedzieć, że je poświęcił, by udowodnić swoją wierność dla Krakowa. Syna i córkę, których mógł prowadzić poprzez noc, przyświecając im blaskiem księżyca odbitym w sztabce złota. Na nowego potomka nie ma pozwolenia i trochę mu żal...
-Dobrze pamietam, ze ciał nie odnaleziono?
- Tego nie wiem. Lecz pustka i strata w nim są prawdziwe. Usiadłabym mu kolanach i poodgrywała naiwną, słodką córeczkę… ale niestety stary grzyb dobrze wie, że ja też nie jestem pierwszej świeżości i czy wchodzę na kolana, czy rozkładam nogi, to mam w tym interes.
Anna zerwała kwiat białej lilii. Kojarzyły jej się z cmentarzem.
-Pężyrka? Słyszałaś, że w złym zdrowiu jest?
Wsunęła sobie kwiat za lewe ucho, ponad pędem czarnego warkocza.
- Uhm. Twarz jej już odrosła. Zaczęła znowu pyszczyć dzięki temu - w głosie Getrudy zadźwięczały nutki sympatii. Wysunęła z włosów cienką, długą szpilę i podeszła do Anny.
- Pozwól - ujęła warkocz, by podpiąć kwiat na miejscu.
Anna nie oponowała. Przeciwnie, musnęła przy tej czynności dłoń Toreadorki, ciekawa czy jest tak gładka na jaką wygląda.
-Czemu zdradziła Skrzynskich? Ona i jej rodzic?
- Nie uprawiam polityki w tym grajdole, moja droga. Dzięki temu mam niekłamaną przyjemność wspierania tych, których lubię. Lubię Pężyrkę. Jest uroczo bezczelna i zaciekła. Mogę o niej plotkować, ale nie będę sprzedawać jej tajemnic.
-Jestem nowa. Jeszcze nie wiem co jest, a co nie jest tajemnicą.
Oblizała blade usta.
-Tedy na koniec, może powiesz jak mnie odbierasz po pierwszym wrażeniu? Wydaje sie, ze sie znasz na charakterach a nigdy wcześniej nikt mnie wprost nie oceniał. Ciekawa jestem.
Rzemieślniczka nie zastanawiała się nawet chwili.
- Cały czas wyglądasz i brzmisz, jakbyś grała kogoś innego, jakbyś nosiła maskę. Mogą cię źle przez to odbierać. Ale to przecież nieprawda. Ty po prostu jeszcze sama nie wiesz, kim i jaka jesteś.
Uśmiechnęła się, i może grała perfekcyjnie, ale gest wyglądał na prawdziwy.
- I pewnie nie ode mnie chciałabyś to usłyszeć, ale piękna. Może za zimna, ale zimy też są piękne.
Anna uśmiechnęła się lekko.
-Odwiedzę cie pani znowu - podniosła sie i drgnęła. - Życzę ci jak najlepiej. Rychłej wolności nade wszystko.
- Chwalą wolność ci, co nie poznali uroków przywiązania - zaśmiała się Getruda i poprowadziła Annę przez ogród ziołowy, by oddać ją wprost oczekującemu już Kolombanowi.
- Dzisiejszej komplety nie zaszczycę, ojcze - rzekła do Lasombry, chyba tylko po to, by zobaczyć, jak drgnął przy słowie “ojcze”.
- Niczego innego żem się nie spodziewał, pani.

Lasmobra odprowadził Annę i ją i pożegnał w milczeniu. Ta tymczasem, niezauważenie, wyciągała z jego głowy najskrytsze sekrety.

Widziała jak Kolomban siedzi i liczy, ogarek się pali i pali. Im mniej ogarka, a więcej wyliczeń na pergaminie, tym bardziej i bezlitośniej wychodzi, że Kolomban na rabunkowej gospodarce Katarzyny i Włodka tylko traci i traci, i tak od trzech lat, a przedtem złote samorodki to też nie wyrastały jak grzyby. Kolomban zapala kolejny ogarek, iskra strzela mu z draski w palce, zirytowany zdmuchuje płomień i w ciemnościach, które drgaja jak żywe gryzie jak bezzębny żebrak pajdę chleba jedno pytanie.
Na kiego diabła tym Diabłom tyle pieniędzy, i na tak szybko, że nie mogą poczekać az interesa przyniosą profity?
 
liliel jest offline  
Stary 05-07-2017, 18:10   #15
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Z Gangrelami się woziła po okolicy co by języka zaciągnąć i teren poznać. Odhaczała poza tym z listy wszelkie stwory wzbudzające ciekawość, począwszy od utopca. Odwiedziła między innymi wiochę Raczki, w której na świat przyszło dwugłowe cielę.
Cielęcia nie zobaczyła, bo włościanie zeżarli, jask zdechło. Co tam. że plugastwo kaleczne, mięso nie ma prawa się zmarnować. Nad Raczkami był zamek w formie trwałej ruiny, także Raczki. Anna wypatrzyła kamienie z łąbędziem na obrzeżach. Ze szczytu roznosił się widok na klasztor cystersów i część stawów. I trochę podśmierdywało jakby dymem. Oldrzych dreptał wokół jak kokosz na jajcach, a potem odwalił gałęzie maskujące wejście do lochu.
A tam w zachowanych, wyrytych w skale pomieszczeniach, mieli swoje zbójeckie gniazdo. Było ludzkich członków bandy. W osobnej grocie pokazał Annie leże Gangreli. I… może i się nagrabił, ale szlag wie, co ze zdobyczami zrobił, bo osobistych rzeczy to on nie posiadał. Przy barłogu wisiał tylko stary kaftan skórzany z wytłoczonym i barwionym kielichem - znakiem husytów. W drewnianej skrzynce biblia. Talerzyk na ogarki. Miecz, który nosił poprzednio. W sumie tyle.
- Sprzedales rzeczy po Krzesimirze? - dała upust ciekawości przechadzając sie po leżu. Zatrzymała sie przy husyckim znaku na kaftanie, skubnęła go palcem.
- Semen jeździ po wioskach i o cuda wianki rozpytuje, nie miał czasu na handle.
Bitwa. Taboryci wypadają z ufortyfikowanego obozu i gnają za uciekającymi katolikami. Ołdrzych też gna, obok niego Andrej, a Libor stracił konia i ledwo nadąża, bo jest jeszcze człowiekiem. Nagły wrzask za plecami. Katolików było więcej, gdzieś się ukryli, i teraz uderzają na opuszczony i otwarty obóz. W tej samej chwili niby uciekający i rozbici katolicy zawracają, i zwierzyna zmienia się w łowców, a łowcy w zwierzynę. Katolicy masakrują wziętych w dwa ognie taborytów, niemożebny ścisk, niemożebny wizg, wszędzie pełno krwi, trupów i wyprutych flaków. Ołdrzych z Andrejem tachającym zemdlonego Libora przedzierają się przez walczących i uciekają w las. Wiedzą, że przegrali bitwę i przegrali sprawę.
-Czyli rzeczy ukryłeś? Bo tu ich nie ma.
- Nie jestem smokiem, na zdobytych skarbach nie sypiam. Może skórę mam za miękką, ale byle zapinka okrutnie potrafi dźgać w jestestwo.
Usiadła na barłogu, palce zanurzyła w zwierzęca skore.
-Jak to było z tymi husytami?
Wzruszył ramionami, promieniując niechęcią do rozmowy.
-I co teraz? Skoro wiem gdzie wasze schronienie? - wstała, otrzepała suknię. - Bede mogła wpadać na biesiady?
- Dałaś mi klucz do swojego. Odwdzięczam się tym samym… Gustujesz w biesiadach? - przyjrzał się Annie, jakby ją zobaczył pierwszy raz w życiu.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
-Nie lubię tłumu - wyznała. - Przytłacza mnie i paraliżuje.
- Zawsze to dodatkowe schronienie, gdzie ukryć się możesz - podsunął po chwili niezręcznej ciszy.
-I wzajemnie - coś im się rozmowa nie kleiła. Anna czuła skrępowanie nie na swoim terytorium. - Ludzi dużo macie? Śmiertelnych do pomocy?
- Dwudziestu - mruknął w kierunku własnych stóp. - Ghuli paru.
Musieli wiedzieć o książęcym zakazie. Myśleli zdaje się, że ich Aurelius nie złapie za rękę.
-Nie igraj z Aureliusa - pouczyła. - To Nosferatu. Wie więcej niż sie nam wydaje.
Pozwoliła by jej ciało opadło na skory. Zagapiła sie na sufit, ten sam który Oldrzych widział każdego wieczora po otwarciu oczu.
-Pężyrka to tez Gangrel?
Mruknął, że nie każdy gniew to powarkiwanie Bestii.
- Brujah. Chyba. Nie chciała powiedzieć. Nie lubi gadać o sobie.
Wyjął biblię ze skrzynki i położył na kamieniu, skrzynkę podsunął sobie bliżej posłania i usiadł.
- Do czego ci ona?
-Po nic. Po prostu lubię wiedzieć. - leżała raczej jak trup w trumnie, ze złożonymi na podołku rękami. Gertruda by tu, na tym lezu, na pewno wyglądałaby powabnie. Anna wyglądać musiała jak nagrobny posążek. - Brujah nie znają władzy nad zwierzętami, chyba że poprzez diablerię ją posiądą.
- Ona zna. I jest w tym lepsza niż ja.
Kątem oka śledziła jak studiuje Biblię.
-Twój bóg to inny bóg niż nasz? Tedy przysięgi złożone przed moim cie nie trzymają, a mnie przeciwnie? Nie jest to sprawiedliwe.
- Jan był twojej wiary. Oldrzych jest husytą. Przysięgi zawsze są święte - odłożył biblię. Ręcę zaplótł na kolanach. - Nawet jeśli żem się potknął przy ich dotrzymywaniu.
-Gdyś odszedł? Czy jeszcze w innym kontekście?
- Myślałem, że ci wystarczy dach nad głową i żeś bezpieczna. Toć innym niewastom wystarcza.
Błądziła rączką po naszyjniku z ametystów który podarował jej ojciec, pewnie z grobów ukradłszy.
-Gertruda uważa, że Skrzyńscy wrócą. A jak wrócą to na mnie ich gniew spadnie.
- A co ona tam wie…
-Więcej niż ty wiesz o niewiastach - odcięła się. - Moce wąpierskie ma takie jak ja. Wiedźmowe. Dużo widzi. Papiery co po cichu podpisują.
Ujęła warkocz i gładziła ciemne włosy.
-Może źle, że ze mną przystające. Jeśli ona ma racje pociągnę was w dół.
- Anno, my jesteśmy na dole - uniósł brwi i uśmiechnął się bezradośnie.
-Ale żywi. Musimy jak najszybciej Węża znaleźć. Aurelius go usiecze, wróci do Krakowa i nas z sobą weźmie. Nawet jeśli Skrzyńscy wrócą, to miniemy się z nimi w progu.
- To dobry plan. Najpierw będą musieli umocnić władzę na miejscu. Płotki poza domeną, o ile jeśli, zaczną ścigać po latach… a nie myślałaś żeby… strony zmienić. Dzięki temu mogłabyś tu zostać.
-Nic mnie tu nie trzyma. Tym bardziej jeśli ty też pójdziesz - ugryzła się w język ale nie w porę.
- Świata trochę zobaczyć wypada…. w naszej kondycji - zamknęła oczy ciesząc się ze klanowa klątwa nigdy nie zaróżowi jej policzków i jej wstydu nie wypchnie jak oleum nad wodę.
- Może - nie był do końca przekonany. Chwilę później Anna poczuła na sobie szortski i ciężki, pachnący końskim potem pled. Gangrel uznał, że Anna ułożyła się już do snu, toteż ją przykrył i rakiem wycofywał się do wyjścia.
Świt się zbliżał. Wrócić do domu i tak nie zdąży.
-Nie idź - zagadnęła czując że już ją sen obejmuje. Zawsze była na nacisk słońca bardziej podatna niż jej pobratymcy.
Przysiadł przy barłogu, oparty o mur, nogi wyciągnął daleko przed siebie. Pled poprawił na Anny ramionach i przebiegł palcami po warkoczu Kapadocjanki.
- Wtedy nosiłaś rozpuszczone - mruknął.
-Kiedyś, jak chcesz, znów rozpuszczę - oparła głowę o jego biodro i osunęła sie w sen.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 06-07-2017 o 10:54.
liliel jest offline  
Stary 05-07-2017, 18:12   #16
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Kiedy się obudziła, okiennice były odsunięte i do jej alkowy zaglądał księżyc. Oldrzych siedział odwrócony do niej plecami na zydlu obok jej wiekowego, przeżartego przez korniki łoża. I jego obecność była o tyle dziwna, że - choć dostał klucz - nie pojawiał się dotąd nigdy bez uprzedzenia, a Jitkę i Libora zrugał grubymi słowy, gdy zbytnio się w domu Anny zaczęli rozgaszczać.
- Żywię nadzieję - zaczął suchym głosem - że w swoich kalkulacjach bierzesz pod uwagę, że z nas żadne mocarze. Niewiele mnie wcześniej od ciebie przeciągnięto wte i nazad przez bramę śmierci. Andrej jest w moim wieku. Libor i Jitka o wiele młodsi… żadni z nas przeciwnicy dla tysiącletnich Tzimisce. Podejrzewam, że nawet dla młodych Skrzyńskich nie będziemy wielkim wyzwaniem.
Coś się stać musiało… czuła to po tonie jego głosu, usztywnionym zachowaniu i przemyślanych słowach wygłaszanej przemowy. Kiedy się odwrócił, zauważyła plami świeżej krwi na jednym z podwiniętych rękawów.
-Skąd ta krew? - uniosła się na łokciach nadal zaspana.
Rękaw w dół ściągnął.
-Rozchlapało się… słyszałaś, com rzekł?
- Co się stało? - usiadła obok niego, bose stopy opuściła na zimną posadzkę.
- Jitka ci opowie. Czeka na dole.
Wreszcie wyczuła, co dźwięczy jej dziwnie w jego głosie, dziwnie i obco. Wstyd.
-Ciebie pytam - w palce wzięła jego podbródek zmuszając by na nią spojrzał.
- Dała się omotać. To musiałem związać, żeby nie powtórzyło się. Nie poszło po dobroci - podsumował gorzko. Głowę wyszarpnął z jej uścisku i zwiesił nisko jak zmęczony wierzchowiec.
Już nie pytała. Poszła na piętro zobaczyć o co chodzi.
Okazało się, iż z żadnym z obecnych za bardzo nie da się pomówić. Jitka skulona zawodziła w kącie przeciągle, a po stanie przyodziewy i jej samej łacno mogła sobie Anna wyimaginować, jak bardzo nie po dobroci poszło. Paszko zaś nie miał za wiele do powiedzenia, jak zwykle.
-Nanna. Łabądek.
Miał za to o jedną nogę więcej niż gdy Anna go żegnała.
Anna podeszła do Jitki. Wyciągnęła dłoń żeby dotknąć jej czoła, włosy potargane poprawić, za ucho zaczesać, ale ostatecznie cofnęła dłoń jakby uznając, że nie ma prawa jej ruszać.
- Co się stało? - zapytała przenosząc wzrok z niej na Libora a w głos wdarła się prosząca nuta.
-Mnie nie było przy tem - zastrzegł i ręce rozłożył - Oldrzychowi rzekła, że Diabla potkała i on brzydala połatał.
Jitka zaniosła się szlochem.
Anna kucnęła przed dziewczyną. Cokolwiek się tam stało czuła się temu w całości winna. Paszko to był jej problem,a obarczyła nim Gangreli i teraz coś się stało. Coś złego.
- Jakiego diabła? - przemawiała łagodnie.- Ktoś ci krzywdę wyrządził?
- Takiego… wdałego. I ojciec gniewny teraz - wyrzuciła z siebie Jitka spazmatycznie. - bardzo - dodała i rozwyła się na całego.
Annie oczy wychynęły z powiek i bynajmniej nie w kwestii diabła. Dotknęła ran jej i podartego odzienia by samej zobaczyć jak było a potem zamiotła spódnicą i wróciła na górę do Oldrzycha. Drzwi za sobą zamknęła.
-Jitka to twoja córka? - zapytała z niedowierzaniem.
Pomimo zamkniętych drzwi słychać było zawodzenie dziewki, a na każde Oldrzych krzywił się jakby go płonącą żagwią dźgano.
-Moja - potwierdził. I zacisnął zęby w oczekiwaniu na komentarz do swego wyboru.
- Zbiłeś ją - było w tych słowach tyle rozczarowania ile mogło się zmieścić.
- Czekałem cierpliwie, ażeby sama przyszła… to mi ją kto inny jednym gestem zbałamucił - burknął z goryczą - Miałem czekać, by i ją mi wyrwano? A, szlag z tym… Czasem nie ma dobrych decyzji. Są tylko właściwe.
Sam się własnym tłumaczeniem nie wydawał przekonany.
-By i ją ci wyrwano? Jak mnie? - chłód w Aninym głosie stawiał dystans wyższy niż nur. - A jakby mnie nie wyrwano? mnie też byś lał? I zmusił do uległości?
Usiadła przybita i zatroskana. Blada jak płótno złapała się bezwiednie za pierś, gdzie nadal bolesny znak uwierał.
-Myślałam, żeś inny.
Zacisnął zęby i postąpił do drzwi.
-W imię czego miałbym pozwolić córce odejść za Diabłem, co ją słodkim słowem zanęcił, by do swoich celów nagiąć - warknął. Otworzył drzwi. Jitka nadal wyła i nie zanosiło się, by miało jej sił w martwych płucach zabraknąć.
- Mogłeś nie bić - mełła w palcach suknie przy dekolcie, bardziej tym wszystkim zasmucona niż zła. Znów ją nawiedziło to uczucie duszności i wycieńczenia co we śnie, gdzie ją Ołdrzych na powróz pochwycił. Jednym ruchem zerwała koronkową kryzę by szyję od ucisku uwolnić.
- Moja wina to. Ja ją naraziłam. Zrobiłeś coś zrobić musiał. Twoja córka. Krew z krwi. Ją żeś wybrał i trzeba ci ją chronić. Skoroś związał to teraz za tobą w ogień pójdzie. Taką lojalność dobrze odwzajemnić.
Wstała już jakby silniejsza. Opanowana. Szyję zasłaniała mleczną szczupłą dłonią. Chciała jeszcze na dół zejść. Jitkę o diabła wypytać. A pózniej od Gangreli odpocząć. Gertrudę podług jej prośby odwiedzić. Albo Krzesimira? Skoro Ołdrzych ma córkę może ona powinna poprosić o ghula?
- Tania taka lojalność, i jak krew wietrzeć zacznie, to mnie znienawidzi - odwarknął. - I nie biczuj się. Jeśli kogokolwiek wina, to diabelska.
Jitka na widok Oldrzycha wybuchnęła kolejnym spazem, a potem przypadła mu do nóg, za kolana objęła i zaczęła obiecywać wszystko, co jej ślina na język przyniosła. Stał przez moment jak kołek, i ojcowska surowość przelewała mu się po twarzy na przemian z zażenowaniem. Schylił się, Jitkę za łokcie poderwał i usadził przy stole, twarz dwoma ruchami otarł jej z krwawych łez.
- Gadaj.
Dziewczątko struchlało jeszcze bardziej.
- Ale co?
- Jeszcze raz to samo.

Historia okazała się przerażająca przede wszystkim w swej banalności. Jitka nie mogła znieść wyrazu gęby uwięzionego Paszka, więc go rozkuła i poszła z nim przecinką w las. I tamże, wypasając Paszka wśród wykrotów porosłych czarnymi jagodami, spotkała przejeżdżającego konno wampierza, pod bronią, wielce wdałego i uroczego. Z opisu pasował do Bożywoja, a dalszy ciąg mógł być tylko jeden. Starszy z braci Skrzyńskich takie dziewczątka jak Jitka brał na jeden ząb bez wysiłku. Poznał Paszka i zagadnął o niego, ale Jitka miała jeszcze na tyle przytomności umysłu, żeby nałgać, że to jej ghul. Bożywoj zaoferował rycersko, że naprawi jej ulubione zwierzątko, żeby szybciej za nią bieżało. Jedna noga za jednego całusa, zaproponował, a Jitka się rozpłynęła jak osełka masła na kominku. Lecz na całowaniu, rzecz jasna, się nie skończyło. Spojona krwią Diabła Jitka poczuła przemożną chęć rozmowy z nowym kawalerem… wszak nikt jej tak dobrze nie rozumiał.
Anna słuchała coraz bardziej załamana do czego doprowadziła historia z Paszko i jej własna miałkość, bo go nie chciała najpierw ubić a pózniej litość wszystko utrudniła. Jak Jitka skończyła Anna niezdarnie poklepała ja po ramieniu.
-Nie twoja wina to. Nie zadręczaj sie. I dla ojca nie bądź surowa gdy ochłoniesz. Przed Bozywojem Skrzynskim każdy z nas by pewnie klęknął.
Peszko za dłoń ujęła, uśmiechnęła sie do niego łagodnie jak do dziecka.
-Ja błąd swój naprawie a potem do kasztelana pójdę uprzedzić go kto do nas jedzie. Wy do lasu wróćcie. Macie noc wolnego.

Gangrele wynieśli się podług sugestii i w Aninym domu zrobiło się nagle ciszej. Został tylko Paszko powtarzający jej zdeformowane imię z dziecięcą ufnością. Złapała go za rękę i przeczesała po rzadkich włosach jak głaska się psa.
- Przepraszam.
Tylko tyle wychrypiała zimnym zbolałym głosem i zatopiła kły w gardło diablego ghula. Tudzież jej ghula. A na pewno jej, na tą chwilę, odpowiedzialność i zawadę.
Piła i łkała, a przecież płacz nie zdarzał jej się często. Kilka razy w życiu, gdy już przestała być dzieckiem o sarnich patykowatych nogach. Raz gdy na szafot szła a wokół wrzało jak w piekle i Anna się na to piekło szykowała. Drugi przed swoją przemianą, gdy ją ojciec siłą do trumny zapakował i żywcem zakopał. I teraz.
Obejrzała w lustrze czerwone strużki opadające z kącików oczu aż po samą brodę. Zmyła je zimną wodą i wróciła do trupa. Ale ten już trupem wcale nie był, bo zacząć się na jej oczach zmieniać w cos kruchego i wysuszonego a potem rozsypywać. Została po nim kupa popiołu.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 06-07-2017 o 10:16.
liliel jest offline  
Stary 05-07-2017, 18:41   #17
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Tydzień zleciał jak z bicza strzelił a wiele się wydarzyło.
Gdzieś po żywieckich lasach hasał Bożywoj wraz ze zbrojnymi, a co zamierzał jeszcze Anna nie rozgryzła.
Mocy swoich używała tak hojnie, że ciągle głód odczuwała.
Zbadała siennik starego Węża. Obaczyła sceny posilania krwią ,skrawki snów, obrazy z odległej przeszłości, bitwy i potyczki. W tle góry wyższe niż żywieckie pagórki.
Kolejne noce przeleniła się nie ruszając się z łoża. Odpływała w odległe miejsca by szpiegować Skrzyńskich, sprawdzić co knują.
Raz trafiła na Włodka czytającego traktat o animacji trupa. Drugi raz zapoznawał się z technikami mumifikacji i zachowywania świeżości zwłok.
Zaraz po otwarciu oczu Anna siadła do biurka i pisma ów przepisała, wszystko z detalami.
Innym razem podłączyła pod Katarzynę, to się akuratnie z Włodkiem wyzywali. Ona jego od nieudaczników, on ją od wariatek. Potem poszły w ruch szpony. Przebywali w zamkniętych pomieszczeniach jakiegoś zamku. Jakiego?
W kolejnej wizji Bożywoj jechał sobie przez bliżej nieokreślony las, a za nim kilkunastu zbrojnych, pięciu konno, reszta na piechotę. Bożywoj wyglądał inaczej niż w wizjach z alkowy. Zmienił sobie powierzchowność na bardziej egzotyczną, śniada skóra i ciemne włosy. Anna musiała przyznać, że brzydki nie był.
O wyśledzonych dziwadłach na bieżąco zdawała raporty Aureliusowi. Gdy rzekła o niedźwiedziu pokrytym jakimś rodzajem zbroi następnego dnia książę przepadł i Anna łatwo sobie wydedukowała, że poszedł polować. To była jego słabość. To dawało mu napęd do życia. Właściwie to nawet pocieszające, bo skoro Nosferatu tak dobrze sprawował się w bitce to może, jak złe czasy przyjdą, to Annę skutecznie obroni? No i, wraz z grupą swoich przyjaciół, upiecze starego Diabła.
Generalnie Anna postanowiła, że stronę już wybrała i jej się będzie trzymać. Zdrada nie leżała w jej naurze a Aureliusa szanowała i postanowiła się go trzymać.
Gdy trafiła na piękne dziewczę i po wielu straniach określiła, że to stary ghul Katarzyny Skrzyńskiej, wyprosiła u księcia pozwolenie, by ją sobie zatrzymać. Trochę marudził, ale machnął ręką. I takoż Agota kręciła się teraz po jej domu ze szmatą i miotłą i doprowadzała Aniną ruinę do względnie reprezentacyjnego stanu. Anna musiała jej nawet wydzielić pieniądz żeby zakupiła trochę mebli i sprzętów, bo okazało się że Agota nie ma gdzie spać i z czego jeść.
Gangrele tymczasem odwiedzali kryjówki Diabłów o których doniósł Krzesimir by poniszczyć materace z ziemią. Wiadomo, że Tzymisce potrzebowali rodzinnej ziemi do snu. Jak Skrzyńscy wrócą to się zdziwią w ilu miejscach już nie mogą się zatrzymać. Z drugie strony może niektóre z nich należały też do Węża a to zawężało Annie liczbę miejsc gdzie ten się mógł ukrywać.

Kasztelanowi wyznała wszystko jak na spowiedzi. Ostrzegła, żee Bozywoj tu jest, w Żywcu. Jakby chciał element zaskoczenia wykorzystać to ona, Anna, moze sprawdzać swoimi talentami gdzie jest na tą chwile. Lepiej zaatakować póki tamten sie nie spodziewa.
Zwierzyła się również o Gertrudzie. Toreadorka nie była godna zaufania, więcej - obecnemu władcy źle życzy a samą Annę próbowała przekonać, że Aurelius upadnie i to zła inwestycja. Papiery sie juz jakoweś podpisują żeby Skrzyńskim władze przywrócić. Gertruda z Bożywojem jest najpewniej w spisku i Anna to by ją odesłała najchętniej nad morze, niech tam pokutę odrabia. Aurelius obawy miał względem tego, że by ją bracia odbili, ale nawet się przez chwilę zastanowi, czy to aby nie dobry pomysł. Powiedział, że Gertruda w zamknięciu produkuje za dużo jadu i strzyka nim przez zęby przez kratę. Jednak jej ewentualny związek z Bożywojem uzna za niepokojący. Zwłaszcza ze względu na możliwe sojusze z pomorskimi Spokrewnionymi
Na koniec Anna rzuciła światło na poczynania Kolombana. Że dla Diabłów pieniądze szykuje, choć nie ma z czego. Że stratny na interesach ze Skrzyńskimi jest, ale sumę zbiera i tak. Sam się zastanawia po co Diabłom tyle grosza.
Zaoferowała, że będzie Bożywoja szpiegować skoro on tak blisko. Bo Anna to widzi tak, że albo Bozywoj po ojca jedzie - i tedy warto śledzić go do leża Węża, albo po Gertrudę, i wtedy wzmocnić radzi dyskretnie ochronę klasztoru.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 05-07-2017 o 18:44.
liliel jest offline  
Stary 06-07-2017, 15:07   #18
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

- Więc szliśmy sobie tą groblą, a grząska była jak diabli...
Kolejne wyczesane starannie do gładkości pasmo włosów Anny zostało przełożone przez prawe ramię wampirzycy. Agota przeciągnęła przez kolejny kosmyk palcami zwilżonymi w wodzie różanej i ponownie sięgnęła po grzebień.
- Idziemy, idziemy, ciemno jak...
- Ciemno jak diabli – dokończyła Anna. - Zapewne.
- Jak diabli – zgodził się Ołdrzych po chwili. - Ale idziemy i...
- I daleko jeszcze?

W starym miedzianym zwierciadle, które ghulica wygrzebała gdzieś w piwnicach domu i sobie tylko znanym sposobem usunęła z niego śniedź, Anna widziała odbicie własnej twarzy. Milcząca ghulica zawiesiła jej na próbę kolczyk z granatem na odsłoniętym uchu i podsunęła małe lusterko na rączce, niby do obejrzenia klejnociku z drugiej strony. Pochyliła je jednak tak, że zamiast Anny pochwyciła w nim obraz ubłoconego po czubek głowy Gangrela składającego relację z wycieczki na stawy, spiętego jak dziki zwierz i wiszącego nieruchomym wzrokiem na odsłoniętym karku Kapadocjanki. Usta Agoty drgnęły minimalnie w górę w tłumionym rozbawieniu, z jakim wiekowe babulinki obserwują dokazywania młodych. .

- Perfumę, pani? Naszyjnik czy kryzę?
- Na pierwszym punkcie, albo powiedzmy że gdzieś blisko, znaleźliśmy kępę starych wierzb – ciągnął Oldrzych. - Libor sobie przypomniał, że w bajkach w starych wierzbach zawsze diabły siedzą.
Anna wysłuchała relacji, jak na podstawie tego przenikliwego spostrzeżenia Gangrele, pompując się krwią, wykarczowali wierzby i poryli groblę wokół jak piżmaki, znajdując oczywiście wielkie nic. Dobrze pamiętała, że żegnając ruszających na rekonesans Gamgreli użyła słowa "dyskretnie". Możliwe że nawet "tylko dyskretnie".
- Stoimy więc tak, jak te cielęta durne, i nagle Pężyrka mówi...
- A ona co tam robiła?
- Szukała guza jak zwykle – zaśmiał się Oldrzych.
- Więc, co powiedziała?

Podniósł się wolno, by przejść do toaletki i nachylić się do odsłoniętego ucha wampirzycy.
- Coś rusza się pod wodą – wyszeptał wibrująco. - Coś naś śledzi spod wody.
Przytknął na chwilę nozdrza do zroszonych wodą różaną włosów Anny. Sam woniał mułem, zgniłymi roślinami i cysterskimi karasiami.
- I rzecz jasna, zaraz potem, głupia raszpla, wskoczyła do stawu zobaczyć, co niby na nas spoziera.
 
Asenat jest offline  
Stary 08-07-2017, 17:50   #19
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Potworem ze stawu okazał się zrąb drewnianego budynku tkwiący w mule. Porosły go wodorosty i falowanie wody sprawiało wrażenie ruchu, zwłaszcza przy kiepskim świetle i dla kogoś, kto nie posiadł właściwej Zwierzętom mocy widzenia w ciemnościach. Za Pężyrką skoczył Oldrzych, za nim dała nura córka, a efektem całego zamieszania było jeno to, że wszyscy się skąpali w zamulonym stawie i stracili na tę noc wolę szukania diabelskich tajemnic.

- Przynajmniej śmiechu było - ocenił Oldrzych, a potem wyłuskał z rękawa pachnący ambrą rulonik i podał Annie. - W takich ozdobnych zakrętasach to się nie rozczytuję.
Gertruda wystosowała list do Oldrzycha z zaproszeniem na spotkanie...

Anna Oldrzychowi list przeczytała nic nie zatajając. Złożyła potem woniejący perfumą pergamin i mu oddała.
-Na twoim miejscu bym nie szła - zasugerowała delikatnie.
Przeciągnął pergaminem pod nozdrzami, by zaraz zwinąć i wsadzić w rękaw.
-Po cóż - zaciekawił się - wielkiej pani z wyższego klanu cuchnący źle wyprawionymi skorami zbójca?
Ciekawe, że użył dokładnie słów gryfitki. Ktoś mu musiał powtórzyć, co piękna Toreadorka o nim myśli.
-Śledziłeś mnie? Do klasztornych ogrodów? -brwi ściągnęła. - To i się pewnie Gertrudzie przyjrzałeś.
- A powinienem?
- Ptasimi oczami łypałeś czy nie? - zażądała jasnej odpowiedzi.
- Na drodze. W klasztorze już nie - westchnął. - Za złe mi masz? To czemu okno otwarte trzymasz?
-Nie mam. Skąd więc słyszałeś jak cię nazwała? Zbójcą cuchnącym źle wyprawionymi skórami?
- I mokrą wełną - wzruszył ramionami. - Tak powiedziała Pężyrce. Stąd wiem. Śmierdzę?
- Zdarza ci się mocno… wonieć. Ale mnie to nie przeszkadza - nie chciała go urazić, ale kłamać też nie zamierzała. . - Z Pezyrką blisko jesteś?
Powąchał własny kołnierz obszyty futrem, poruszył ramionami niespokojnie i przesiadł się na rozchwierutane krzesło pod oknem.
- Trudno jest być blisko z kimś, kto tej bliskości nie chce. Pężyrka jest twardą kobietą i trudną. Szacunek mam do niej. Za to, co robi, i jak zaciekle potrafi bronić swego, choć bywa głupia w tej zaciętości. - Za tym szacunkiem musiało stać coś więcej. I najpewniej była to przegrana przez Oldrzycha bitka i solidne obicie wiosłem. - Robimy razem interesa. Oskubaliśmy wespół Kolombana - uśmiechnął się na wspomnienie. - Więc. Dowiem się, dlaczego nie chcesz, żebym zasmrodził Toreadorce komnaty?
Przesiadła się o jedno krzesło bliżej okna, gdzie się Ołdrzych wyniósł.
-Jest kilka powodów - zmrużyła w zamyśleniu oczy. - Głównym jest taki, że się martwię byś się nie podłożył tak, jak się podłożyła Jitka Bożywojowi. I to nie tak, że ci nie ufam, ale Gertruda biegła jest w tym jak sobie okręcać mężów wokół palca i by jej wyznali to co chce usłyszeć. A ty za dużo wiesz, bo wszystko to co wiem ja. Może nierozsądne z mej strony, że nie trzymam przed tobą nic w sekrecie, właśnie przez wzgląd na takie żmije jak ona.
Międliła w palcach mankiet czarnej sukni.
-Jest urodziwa i nie ma zahamowań by się tą urodą dzielić. Skusiłaby cię - przegryzła wargę bo oczami wyobraźni obraz tego kuszenia zobaczyła i ją zagniewał. A ona, Anna, nie zwykła gniewem strzykać.
- Nie żebym nogami przebierał do widzenia z kimś, kto mną gardzi - skrzywił się. - Ale są sposoby, by się zabezpieczyć przed żmijami. Nieważne, jak pięknie łuska połyskuje, gdy się wdzięcznie wiją.
-Jakie niby? - nie dowierzała żeby sobie poradził z tak wytrawnym graczem jak Toreadorka. Słyszała zresztą o mocach Rzemieślników, które potrafią pozbawić zdrowego rozsądku.
- Takie, jakimi córkę poczęstowałem?
-Więzi - wyszeptała, pokiwała głową. - Ale chyba nie po to się je zawiązuje by się chronić przed innymi. W każdym razie nie przede wszystkim. Z Jitką to obustronne poświęcenie?
Splótł ramiona na piersi, z lekką urazą mruknął, że nie.
- To córka moja. Co ty sobie właściwie wyobrażasz?
-Różne bywają rodzaje więzi. Nie zawsze…. trzeba je porównywać do ludzkiego obcowania męża z żoną. W końcu Jitka jest twoja corką, ale czy cie teraz wielbi jak kobieta mężczyznę, czy jak córka ojca? Nie jestem specjalistką w tej dziedzinie - wykładała najbardziej rzeczowo jak potrafiła. - No a jeśli nie Jitkę, to kogo masz na myśli?
- Cóż… coś mi się zdawa, że dziś nie obaczę, jak się Gryfitka wije wokół jabłonki w klasztornym ogrodzie, jak wąż na drzewie w Raju - zdecydował nagle. - Mam czego żałować? - zaciekawił się, wejrzał koso na Annę i po miecz sięgnął na stół rzucony, do wyjścia się zbierając.
-Co się stało? - jej usta wygięły się w ledwo zauważalnym grymasie zawodu.
- Klasztorne stawy czekają. Ale mogłabyś odpowiedzieć. Bo jeśli mam czego żałować, nie pozwalając Gryfitce się powdzięczyć… to może sobie gdzie indziej odbiję stratę.
-Plany zmień albo żałuj - uśmiechnęła sie oszczędnie. - Nie ma w okolicy zbyt wielu kobiet jej formatu wiec nie wiem gdzież byś miał tą stratę odbić. Jeśli się jednak skusisz pamiętaj by język trzymać za zębami. Służymy księciu, ty i ja. Do końca. Bez zmiany stron. Zaufał mam i dał szansę. To więcej niż zrobili inni.
- Dobrze, dobrze - parsknął. - Wykąpię się i wyczyszczę paznokcie.
Przytknął sobie dłoń Anny do policzka, zanim wyszedł. Dopiero wtedy zauważyła, że na przybrudzoną prawicę powróciła miedziana obrączka.
I nie wiedzieć czemu jeszcze większy przestrach ścisnął jej gardło jak sobie przypomniała, ze za samym Kolombanem gania Gertruda z nudów i po to by złamać jego niedostępność. A przecie Ołdrzych, zbójec czy nie, uroku pozbawion nie był. Chroniły go może przed gryfitką legendy o jego szpetocie, o rogach i racicach, a teraz ona przejrzy fortel. I zrozumie, nie dość, że Ołdrzych wart jest by mu czas poświęcić, to jeszcze jej, Anny, jest to słaba strona. Niech ją licho weźmie, i jej okryte pomadą jadowite usta.
-Zajrzyj do mnie po spotkaniu. Opowiesz jak było. - Na dłużej trzymała swoją dłoń na jego. Obrzuciła pózniej oną prawicę wierzchem do góry i pocałowała.
- Toć i teraz rzec mogę - błysnął zębami w uśmiechu. - Karasie oślizgłe są i dobrze utuczone. Libor marudny. A Pężyrka, jak pójdzie, złośliwa będzie i znów głupiego co zrobi. Może tym razem jednak znajdziemy co godnego uwagi. Wykąpię się, paznokietki wymuskam i przyjdę opowiedzieć ci.
Uśmiechnęła sie. Kąciki ust wyżej dotarły niż to zwykle czyniły.
-Nie pukaj. Klucz masz.
 
Asenat jest offline  
Stary 08-07-2017, 23:08   #20
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Anna przybyła do klasztoru bez uprzedzenia. Poprosiła o oficjalne widzenie z Kolombanem i uzyskawszy zgodę poszła do wskazanej Komnaty gdzie czekał na nią mnich.
-Chcę ci oszczędzić kłopotów - zaczęła z mieszaniną szczerości i zatroskania. - Dlatego proszę cię o szczerość, panie. Ile jesteś Diablom winny?
Lasombra drgnął i spojrzał na gościa spod krzaczasztych brwi.
- Ile by to nie było, nie ma komu oddać.
- Jest skoro kwotę w pośpiechu zbierasz. Osobiście ja odbierze?
Za Kolombanem przesunęły się i zadrgały cienie, plama mroku przelała się z kąta pod sufit. Oczy Lasombry też były czarne jak głęboka noc.
- Sugerujesz mi zdradę, panienko? Czegoś... takiego oczekiwałem ze strony Gertrudy. Po tobie spodziewałem się większej stateczności. I rozsądku.
-Zdradę? Bynajmniej. Myślę, że masz względem nich dług, zaciągnięty gdy jeszcze w niełaskę nie popadli. Dali ci pieniądze pod inwestycje a teraz chcą je wycofać nim ona przyniosła spodziewane zyski bo im sie spieszy. Lojalność wobec księcia w teorii nie zwalnia cię ze spłaty zaszłych długów i to cie stawia w obecnych problemach. Ale ja mogłabym ci pomóc wyjść z tej sytuacji i z twarzą i z gotowizną.
- W jakiż to sposób? - przyjrzał się jej raz jeszcze. Uważnie. I z niedowierzaniem. Ale ludzie i jego nieumarli jego pokroju nie zwykli zamykać sobie dróg przed zerknięciem, dokąd prowadzą. Cienie zastygły na swoich miejscach, wtuliły się w kąty.
- Chcesz sprzedać klasztorne ziemie i - odgięła z wystawionej piąstki kciuk. - Ja je zakupię. A dokładniej rodzic mój. Podpiszemy stosowne kwity a pieniądz dojedzie potem. Dwa - do kciuka dołączył palec wskazujący - Umówisz z Bozywojem spotkanie by mu sumę przekazać, tyle że niedługo później wpadnie na grupę łowców prowadzoną przez miłościwie nam panującego. Książę dobra ów skonfiskuje, by ci je po cichu oddać w zamian za pomoc i lojalność. Grosz do ciebie wróci a zobowiązania znikną. Ewentualną winę za pojmanie Bożywoja wezmę na siebie, jestem wszak niewygodnym szpiegiem w służbie Aureliusa.
- A skąd pewność, panienko - spytał mnich, przechylając się w tył na krześle, w oczodołach znów rozlały się cienie, jeziora mroku - że mości kasztelan będzie chciał wadzić się z Bożywojem. Akurat najbardziej rozsądnym z rodu Skrzyńskich?
-Ponieważ uważa, ze ten bedzie mu chciał odebrać ziemie. Choć, fakt, o to Aurelius nie dba zanadto - zgodziła sie. - Niemniej najbardziej na świecie książę chce zakończyć swoją misje w Żywcu. A Bozywoj wie jak to zrobić. Dlatego, na rozkaz księcia, deptam mu po piętach w ostatnich dniach. Nie mówię że książę od razu zarządzi jego egzekucję, ale na pewno chętnie go na swoich ziemiach pojmie by informacje z niego wycisnąć. A wtedy może przejąć kwity od ciebie. A ze nie odda? Księciem jest. Urażonym, ze rywal na jego terytorium wjechał zbrojnie, bez zaproszenia.
- Wiele ryzykuję, a nic z tego nie mam. Równie dobrze w tej chwili ogłosić mogę wielką pokutę, zamknąć klasztor i nie puszczać nikogo, aż się burza przetoczy.
A raczej poczekać i klaskać do ostatniego uderzenia gromu, jak to zrobił ostatnim razem.
-Skrzyńscy chcą swoich pieniędzy. Bożywoj na pewno cię odwiedzi by je odebrać. Jest już w okolicy Żywca. Ja ci oferuje zwrot tej sumy, zapewne niemałej. Sam wiesz, że interesa kiepsko ci idą. Jesteś gotowy na następne straty?
- Jak na razie, panienko, Kraków nie odpłacił mi się za krew moich dzieci, w walce ze Skrzyńskimi przelana - wskazał sucho. - Takie to z wami interesy.
Anna potarła palcami skroń.
-A co… jakbym z księciem pomówiła aby zezwolił na potomka dla ciebie? Wydasz nam Bożywoja?
- Za to, iż pomówisz? Nie, panienko. Za zgodę Krakowa, nie Aureliusa… rozważyłbym.
-Co to za różnica? Możesz mieć potomka albo go nie mieć. - rozłożyła ręce zawiedziona. - A w jaki sposób Kraków obiecał odwet wziąć za twoje dzieci? Nie aby Skrzynscy ich usiekli?
- Czy aby nie zginęli syn mój i córka, by Żywiec trafić mógł pod płaszcz wpływów Krakowa?
-Ale z czyjej ręki padli? Kto ich serca kołkiem przebił? Czyje oczy zadające ból widziały twe dzieci jako ostatnie? To bez znaczenia jest?
Na surowej twarzy mnicha pojawiły się pierwsze oznaki irytacji.
- Przypomnij starcowi, w czyim imieniu składasz propozycje i rozdrapujesz me rany?
-Nie chcę rozdrapywać twoich ran, panie. - Anna skupila sie na mankiecie sukienki. Docierało do niej, ze przegrywa tą bitwę. - Wyszłam z propozycjami, nie zamierzam cie do niczego przymuszać. Jeśli nie chcesz kasztelanowi ułatwiać zadania, nie ułatwiaj. Zostańmy wiec przy zakupie ziemi. Rozumiem ze zależy ci na czasie, a szybciej sprzedać całość jednej osobie niż szukać małych kupców.
- Brat Zachariasz pokaże ci mapy i opowie o gruntach. - Lasombra spoglądał nieruchomo w oczy Anny. - Cenię twą patronkę, choć nie zawsze się z Bernadettą zgadzam - rzekł po chwili. - Obiecałem jej, że ci wadzić nie będę, ale nie wystawiaj więcej na próbę mojej pokory, dziecko. Jak wszystko, ma ona swoje granice.

Ogólny pomysł wydawał się niezły ale gdzieś Anna źle ugryzła sprawę o Lasombra się koniec końców zbiesił. No trudno. Nikt nie twierdził, że polityka jest prosta a Kapadocjanka dopiero ledwie pośród niej zaczynała raczkować. Głupotą byłoby spodziewać się samego pasma sukcesów, niemniej i tak była Anna przygnębiona. Uważała, że w którymś momencie zawiodła i zaprzepaściła szansę.

Zajęła się więc sprawą dzałek. Stosowne oferty przesłała przez najętego posłańca ojcu i Bernadecie. Grunty tak tanie, że grzech nie wziąć. Ojciec ją pochwali. Zamiast się tym cieszyć rozpamiętywała w kółko nieudane rozmowy z Kolombanem.
 
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172