Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-08-2017, 13:49   #21
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Młody wampir spojrzał w wielkie oczy dziwożony z wizji. Byli połączeni, w jakiś sposób. Losem czy krwią Jana? Może jednym i drugim? Gdy wizja go naszła spróbował Jan zadać w niej pytania do tajemniczej wciąż dziwożony.
- Kto idzie? - zapytał.
- Psy. Psy spod krzyża.
- Jak mogę ci pomóc?
Przekrzywiła głowę, zdumiona konceptem, śnieg osiadał na jej rzęsach i zdawała się najprawdziwsza na świecie.
- Co mam robić? - Jan uznał że zada pytanie inaczej. - Gdzie Niedźwiedź i czy żyw?
- Broń. ..albo uciekaj. Idą.Idą.Idą…
- Czym ich zabić lub przepędzić gdzie jesteś? - Jan chciał wycisnąć choć jedną przydatną odpowiedź.
- Idą już.
- Uciekaj! Uciekaj! Uciekaj! - Jan nie chciał jej krzywdy. Nie wiedział czy dziwożona ranna w wizji była na skutek walki z owymi psami? Była w pobliżu? Może na skutek walki z Brujahem? Była tu czy przez drzewa patrzyła... W sumie nic nie mal nie wiedział.

Poruszała ustami w szybkich słowach, kręcąc głową przecząco, ale nie doleciał go już żaden dźwięk. Gdy znikała, wskazywała palcem na jego pierś.
Jan po zakończeniu wizji i oględzin stanął przed Montwiłem i przywołał Miłka i Lude.
-Dostałem wizji. Słuchajcie uważnie. Ragana z wizji Strugi jest ranna. Leśne panny potrafią łatwo uciec przez drzewa? Leszy coś ci mówił?- spojrzał na Montwila a potem Lude. - Chyba lupiny wioski naszły. Powiedziała “psy spod krzyża”.
Jego głos zlał się z dalekim, ale przybliżającym się wyciem. Gangrel głowę uniósł.
- Dzieci na luźne konie. Luda masz moc co ich spowolni lub odstraszy? To lupiny… będzie ciężko bez tego. -spojrzał na nią wręcz błagalnie.
Sięgnęła ku prawemu przedramieniu, naciągając mocniej zdobiony krajką rękaw, acz nie dość szybko, by nie dostrzegł siatki drobnych blizn.
- Wszystko i każdy ma swą słabiznę, gdzie uderzyć można.
- Miłek ani mi się waż walczyć. Na przód i poganiaj ludzi. Do Struga idziemy. Ci ludzie wskazał na grupę oddalających się ludzi są twoi. Odpowiadasz za nich przed Niedźwiedziem i bogami. Wszyscy zdolni do walki na tyły. Osłaniamy odwrót.
Miłek kinął głową i skoczył ku czołu. Jan modlił się w duchu o cud bo będzie to rzeź - Hamsa bierzesz Nemei na mojego konia. Pilnuj jej podczas drogi. Agabek jedziesz z nimi. - dał starcowi uniknąć grozy. Sławomira wywlókł na równe nogi. - Miłek on idzie z tobą w przodu. wlazł zaraz potem do głowy Sławomira. I zaczął mówić. Widział że ten na słowa z zewnątrz głuchy, może te wewnątrz go ruszą. - Przykro mi z powodu brata. Musisz się zbudzić ludzi ratować. W przód iść jako ghul Niedźwiedzia ludziom dać przykład. On by tego chciał. Musisz być silny dla niego - i tylko nie rzekł Jan czy on to Sławomirowy brat czy pan jego Niedźwiedź.

Montwila zapytał czy potrafiłby ich odciągnąć. I sam potem jakoś uciec. Zakładam, że realnie oceni swoje moce.
- Nie pobieżeją za jednym szybkim i silnym, gdy się wlecze stado wolnych i słabych - ocenił gangrel trzeźwo.
- Co proponujesz?
- Gnać gdzie umocnić się musimy. Tu bagna wszędzie. Wystarczy ostrów jaki i już trudniej im szarpać nas będzie. W pochodzie nas rozerwą. Jan skinął potwierdzająco głową.

Rycerzowi następnie rzekł tak i wprost do głowy dla zwiększenia efektu. Patrząc mu jednocześnie prosto w oczy.
- Czas zasłużyć na życie. Widziałeś co potrafię, jak się cofniesz. Zabije cię i to będzie męczarnia długa. Zakładaj zbroję, weź miecz i walcz z potworami. Po to tu przybyłeś jako Rycerz Boży walczyć ze złem. Może zginiesz od szponów może nie. Jeśli tak będzie to szybkie śmierć i w chwale. Dasz radę na chwałę Bożą? - niby do ghula mógł wydać tylko rozkaz. U widział jednak sobie, że gdy powie to w dobranych pod rozmówcę słowach... uzyska lepszy efekt.

Krzyżak powstał i w pierś się uderzył, aż zadudniło. Jan spojrzał w jego oczy i zdał sobie sprawę, że nie pamięta jego imienia. Na pewno się rycerz przedstawił… ale nie obciążyło to jego pamięci. Wycie się zbliżało, co w kolumnie zasiało ziarna paniki. Ludzie przyspieszyli… lecz byli i tacy, co w krze skoczyli, w nadziei zapewne, że się ukryją w jakim wykrocie i ujdą niezauważeni.
- Psy idą, psy idą!
Jan zamarł. Mieszkaniec kniei winien odróżnić bez problemu wilka od psa.
Do Miłka który niknął w oddali Jan przemówił telepatią.
- Znajdź nam punkt do obrony.
Krzyżakowi nakazał bronić Ludy. Sam stanął również obok niej. Strzegli jej również jej wojowie przez Struga nadani. Jan naciągnął łuk, wyostrzył swój wzrok sztuczka przydatna w celowaniu. Czekał już na nieuniknione.
 
Icarius jest offline  
Stary 22-08-2017, 06:40   #22
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Głupiec, głupiec, mógł sobie wymyślać, ale i tak nie zmieniło to niczego.

To nie były lupiny, choć na wilkołakach może się wzorowano w ich kreacji. Wielkie jak bojowe rumaki, z muskularnymi karkami i wysokimi nogami, pozbawione szyi, nabite węźlastymi, twardymi mięśniami. W krótkich paszczach jarzyły się nienaturalnie latarenki oczu.
Pierwszy ogar wypadł z boku krzy i porwał woja stojącego obok Montwiła. Gangrel nie zdążył nawet ręki unieść, a przecież był pośród nich największym i najwprawniejszym wojownikiem. Dwa kolejne pędziły na tyły kolumny i Jan modlić się począł, by nie było ich więcej, by ich następne od czoła nie zaszły, nie wzięły uciekinierów w kleszcze.
Widział, że Montwił się cofa, że Luda, głucha i ślepa na wszystko wokół, za plecami swych ludzsi na ziemi klęczy i nożem ryje krwawe szlaki na odsłoniętym przedramieniu. Z zarośli słyszał wrzaski pożeranego żywcem nieszczęśnika.
Dwa. Pędziły na nich na tych nogach długich jak szczudła komediantów. Pokraczne, ale w jakiś sposób doskonałe.
- Ogary, ogary piekielne! - zakrzyknął rycerz, którego krwią spoił, a którego imienia nie pamiętał. - Nie ulęknę się, Bóg ze mną! In nomine Patris, et Filii... idź precz!

Ogary piekielne, pomyślał Jan, i uczuł, że rozbawienie rozluźnia okowy strachu wokół jego serca. Zabawne. Przecie widać, że to iście Diabłów robota.
 
Asenat jest offline  
Stary 24-08-2017, 19:41   #23
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan skupił się na obronie Ludy. Tylko ona mogła ich wyciągnąć z tego bagna. Dostrzegał ironię, że to diabłów robota. Oddawał też strzał, za strzałem gdy tylko dostrzegł cel. Czy rozsądnie było tu przyjść? Mógł zostać na kurniku, mógł pojechać suknię Biruty potrzymać. Mógł też okolicznym pokazać, że jest działa i chować się nie zamierza. Tylko jak wielu ludzi zginie w skutek tej decyzji?

Jedna strzała przeszyła gardło psa, dwie kolejne utkwiły w mięsistym garbie na jego plecach… nie wywołując jednakże żadnego dostrzegalnego efektu. Młody Tzimisce rzucił łuk, sięgnął po miecz i tarczę. Ostrzem odbił cios pazurów, szczytem tarczy grzmotnął w pysk pierwszego ogara, poprawiając mu po ciosie Montwiła. Z zębów psa kapnęło coś, widział wyraźnie, zanim cofnął się w krąg, który utworzyli wokół Ludmiły. Coś gęstego i żółtego. Stopami zaś wyczuł delikatne drżenie ziemi. Jan pomyślał, że gorszą wiadomością od ogarów wielkości koni… są ogary wielkości koni z trującym jadem na gigantycznych kłach. Ojciec pewnie podziwiałby kunszt twórcy z zakresu tworzenia. Po czym urwałby bestii nogę odsyłając do pana. Syn jego Jan jednak czuł, że już się napatrzył. Zbyt wiele i za blisko…

Gdy poczuł drżenie ziemi…. Także myśl przemknęła, że jak to nie Luda… To już większych kłopotów im nie trzeba. Skupił się na bronieniu kobiety ze wszystkich sił. Gdy odpierał kolejny atak, słyszał trzeszczenie tarczy i zaczął obawiać się, że zaraz w drzazgi pójdzie jak nic. Lewe ramię mu zadrżało, bestie były silne ponad miarę. Montwił pięścią zdzielił atakującą go bestię, a potem za bary się z nią wziął, jak zapewne traktował niedźwiedzie. Jan usłyszał trzask łamanych kości, a chwilę potem znalazł się na ziemi.
Jan starał się wykonać jedyną rzecz jaką mu pozostała. Wsadzić miecz w otwartą paszczę bestii nim ta się nim poczęstuje. Pchnąć ze wszystkich sił jakie miał. Najlepiej nawet tych których nie miał. Teraz wiedział jak mniej więcej czuli się rycerze z bajań. Gdy smok otwierał swą puszczę. Gdy chciał pchnąć ogar pyskiem uniknął ciosu ale i pozycję na Janie zmienił. Diabłowi młodemu udało się wtedy spod ogara wywinąć. Takie szczęście w nieszczęściu. To co zrobił chwilę później było już jednak imponującym wyczynem. Wskoczył na ogara bo jak wielki jak koń to i dosiąść można. Wbił mu miecz trzymając oburącz prosto w czaszkę tak, że do podłoża z hukiem przytwierdził. Zza pasa wyszarpnął długi sztylet i dźgnął w czaszkę tworu, tuż obok miejsca, gdzie zagłębił się jego miecz. Wbił ostrze raz i drugi, zgrzytnął metal o kości, lecz mimo straszliwej rany bydlę ciągle żyło i walczyło, próbując go zrzucić ze swego grzbietu. W końcu udało mu się, Jan zarył policzkiem po ściółce, poderwał się zaraz, rozumiejąc, że znalazł się z dala od kręgu, a przez to pierwszą stał się ofiarą. Ten z którym walczył, z czaszką przebitą jego mieczem szedł ku niemu, przyskoczył i kolejny… Jak przez mgłę posłyszał wysoki krzyki Ludmiły w dodatku nie po kurońsku. Uśmiechnął się wtedy. Kuroński okrzyk byłby najpewniej agonalny, obcy zaś to może czary. Chwilę później z ziemi spod jego stóp wystrzelił gruby korzeń, wijąc się jak wąż. Pochwycony w drzewne sploty ogar kąsał grubą korę, raz po raz, uparcie i… bez skutecznie.

Jan skoczył ponownie podnosząc tarcze po drodze ku kręgowi. Tam rozejrzał po ziemi i zabrał miecz martwego Strugi woja, co go w krzaki bestie wciągnęły. Wstrzymał się diabeł z kolejnymi heroizmami tym bardziej, że były z grubsza bez owocne. Przez ramię spytał Ludy.
- Jak dam krwi to idzie te korzenie wzmocnić jakąś formułą? Ewentualnie wezwać na pomoc coś jeszcze?
Niewiasta spojrzała na niego oczami o białkach wywróconych na drugą stronę, przekrwionych i szalonych. Włosy stanęły jej dęba, wokół wiły się korzenie i pojął, że choć Luda patrzy na niego, to nie widzi, a na pewno nie słucha. Po około dwóch minutach dwa rogi zabrzmiały w oddali. Wyostrzone zmysły podpowiedziały Janowi, że to z dwóch miejsc niewiele od siebie oddalonych. Ogary zawróciły na ten sygnał. Został jeden z mieczem w głowie Jana oplatany przez korzenie. Ten jednak również o wolność się szarpał z całych sił.
- Ten jeden ciężko ranny i korzenie go oplatają i smagają raz po raz. Spróbujemy go w dwóch skończyć? Reszta wszak ucieka. - zwrócił się do Montwiła. Gangrel skinął głową. Rycerz związany z Janem podążył za nim. By suwerena chronić i zło zniszczyć. Nawet się nie zawahał. Choć cenę zapłacił, rany odniósł. W trójkę i z pomocą zaczarowanych korzeni co ogara oplatały, dokończyli Janowego dzieła. Tak w duchu bogom Jan podziękował, że ogary zawróciły. Bo marnie ich los by wyglądał. Tym bardziej szalona się wydawało, co rzekł po chwili do Montwiła. Łeb ogarowi ucinając na trofeum. Co prawda uszkodzone... jednak Krzesimir naprawi.
- Wysłałbym wszystkich do Strugi. I zrobił coś może dziwnego. Mianowicie jeźdzmy do nich obaj teraz. To tylko pozornie szalone. Jestem z rodu Tzimisce Polskiego, znaczny mój dziad i ojciec. Chrześcijanin nie poganin z lasu jak tamci nas widzą. Ogary nas napadły, jak myśmy tędy szli. Ty mój ochroniarz. Ja do rycerzy w gości spytać co się dzieje? Jakby się gęsto zrobiło to my jeszcze goście Jawnuty. Jak nam krzywdę zrobią, to na niejeden odcisk nadepną.
- Wszystko pięknie ładnie jak połdupek dziewicy. Jeno jeden połdupek. Bo mnie to tu nie z urody znają - odparł Montwił. Jan z kolei nie znał się na zmienianiu twarzy mocą krwi Tzimisce. Miał jednak inny talent, emocji po człowieku jego woli nie było widać, nigdy gdy nie chciał. Stąd Jan mimo, że pietra miał nie małego rzekł bez wahania w czasie czy głosie.
- Pojadę sam. Jakbym nie wrócił pchnij wieści do Biruty. Co się stało i jak. Tylko ludzi chroń moich i ziemię wtedy jak własną. Rozwiem się kto oni i może czy Niedźwiedzia dorwali. - i po minie Montwiła wiedział, że szacunku właśnie u niego zdobył bez liku. Ledwo Jan usta zamknął a otworzyły inne niemal równocześnie. Miłek rzekł, że idzie zwiadu dokonać samodzielnego. Pana trza mu szukać. Luda chciała iść z Janem. Jej nikt z Krzyżactwa nie zna, może poddankę udawać. Gdyby młodego diabła zamknęli to będzie pod ręka. I jej Jan chciał odmówić. Jednak ojciec nauczył każdy plan przemyśleć. Słowa zgody na jej pomysł nie były mu po myśli z troski. Jednak racji odmówić nie mógł. Lepiej mieć pole do działania niż nie mieć. Na Miłka, Jan spojrzał krytycznie i odmówił zdecydowanie. Niby to nie jego decyzja, bo i Miłek nie jego. Głupio jednak byłoby dać się mu zabić. Przytoczył argument, że on Jan zwiad wykona. Miłek zaś o ludzi Niedźwiedzia zadba. Na co ghul bez ceremonialnie stwierdził, że na ludzi sra mówiąc krótko. Pan najważniejszy przecie! Janek twarz w ręką obtarł wziął dwa wdechy. Nawet jego dobra wola miała granice. I począł tłumaczyć jak dziecku. Pan mocą krwi posiadał moc niewidoczności. Jak uciec chciał to uciekł. Miłek jako ghul natomiast jest aż nadto widoczny, żeby łeb mu urwać. Żywy jest swojemu panu potrzebny. Janek sam się rozezna lepiej i panu pomoże jeśli będzie okazja czy potrzeba. Ludzi może srać ale pilnując ich będzie użyteczny. To wszak własność jego pana i musi ją chronić. Mała pomoc ale ważna. Niedźwiedzia to poszukać w takich okolicznościach jeno sam Diabeł. Miłek z oporami się z argumentami w końcu zgodził. Luda potem go przed Jankiem tłumaczyła. On ponoć nie tutejszy i do plemienia nieprzywiązany.

Kamir zdał wtedy szybki raport. Uciekinierów było już tuzin mniej. Padł jeden z wojów Strugi. Hamsa i Nemei znikneli, jednak po dwóch pacierzach ich znaleźli. Jak ich ogar pogonił, schowali się mało heroicznie choć skutecznie niemal na czubku świerka. Swoich ludzi Jan następnie zobowiązał, dziewczynki maja pilnować jak oka. Żeby im nie zwiała. Jak siusiu to obstawić okręgiem choćby czy kobity z nią wysłać broń boże nie jedną. Wspomniał Jan, że ona mądra i sprytna. Żeby się nie dali podejść jak dzieci... dziecku. Kazał siedzieć u Strugi i czekać. Montwiła słuchać pod nieobecność Janka. On ich też będzie chronił w razie kłopotu. Krzyżakowi nakazał Vlaszego strzec wraz z dziewczynką. Obiecał, że wróci do wioski niedługo. Jemu natomiast w gościach nakazał się zachowywać. Może on Rycerz a oni poganie. Jednak ich dach i ich prawa. Jemu milczeć i kłopotu nie robić. Kiedyś z czasem im prawdę bożą wytłumaczą. Nie jednak teraz nam się z nimi wadzić o cokolwiek. Smarkom dał łeb ogara do pilnowania. Nosy ich skrzywiły się niemal symetrycznie. Jan im wyłożył wtedy, że to nauka. Jak podrosną i przyjdzie im flaki wypruwać w tej czy innej sprawie. Śmierdzieć będzie gorzej.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 24-08-2017 o 19:46.
Icarius jest offline  
Stary 27-08-2017, 06:29   #24
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
- Niech ktoś go odetnie – Jan usłyszał własne słowa, obce jakieś i ostre.

Do knechta stojącego na leśnej przecince podkradali się pięć pacierzy. A gdy podkradli się już, rychło odkrył, czemu Krzyżak nie zaregował, gdy jeden z jego ludzi na gałązkę suchą nastąpił i nie dość że trzaskiem swoją obecność zdradził, to jeszcze przekleństwem plugawym. Krzyżak nie zaregował, bo nie usłyszał. Usłyszeć nie mógł, był martwy. Powieszony na gałęzi jesionu w taki sposób, że jego buty kołysały się z półtorej stopy nad ziemią, i z dala uznać było można, iz na tej ziemi stoi.
Nim zdążył dobrze trupa obadać, powrócił Kamir, na zwiady kawałek dalej wysłany.
- Gdzieś tu niedaleczko osada, widać że z lasu chrust i drewno brane. Ale czuć spaleniznę, panie. Świeżo się paliło coś.
Godzinę później ich oczom objawiła się strażnica, jedna z tych, które bracia zakonni na dzikich terenach wystawiali. Centrum stanowiła drewniana wieża, wokół której tuliło się pare budynków, zamykał je pierścień ziemnego wału zjeżonego naostrzonymi belkami. Wokół ostrokołu jeszcze kilka chat drewnianych stać musiało, na które wewnątrz miejsca nie stało, a ich mieszkańcy w razie ataku chronili się za wałem, dobytek i domostwa porzucając na pastwę najeźdzcy. Tak i teraz stać się musiało, bo wokół ostrokołu ziały jeno zgliszcza. Jednak brama była zamknięta, wał nieprzerwany, a ze środka słychać było ludzkie głosy. Musieli odeprzeć atak.
 
Asenat jest offline  
Stary 02-09-2017, 15:59   #25
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jasiu idąc w kierunku, z którego usłyszał rogi, najpierw natyka się na świeżego wisielca w barwach zakonu, a potem na strażnicę zakonną. Strażnica musiała zostać niedawno - zapewne tej nocy - zaatakowana, spalono domostwa poza wałem, ale wszystko wskazuje na to, że atak został odparty.
Jan rozejrzał się za pozostałymi trupami. Być może znajdzie gdzieś jakiegoś napastnika lub ocalałego. Jeśli nie krzyknie w stronę wału:
- Ludzie już po wszystkim napastnicy odeszli!
Po kuronsku mu męski głos odkrzyknal, kto on i w jakim celu przybywa.
- Jan ze Skrzynna. Polski szlachcic przejazdem jestem. Zobaczyłem, że kłopoty to się zatrzymałem. Obyczaj nakazuje w potrzebie pomagać. - nie rzekł tylko jaki obyczaj i jakiego wyznania.
- Czekajcie, panie.
Czekał z dwa pacierze. Potem nad bramą objawiło się brodate oblicze i głowa szmatą obwiązana.
- Pan prosi.
Brama drgnęła i stanęła otworem. W środku Jan ścisk zastał niemożebny, widać, że się za wałami krzyżackimi okoliczna ludność razem z całą żywiną swoją schroniła. Nim Kamir bydlę w zad klepnal, jakaś jalowica z bydlat stloczonych za bramą naparla na Diabła bokiem, zamuczala przenikliwie.
- Poszły won, precz, Voiteh, zabierz te gadziny. - dobiegły go słowa przez gwar. Polskie, lecz z mocnym, twardym akcentem.
Krzyżak był stary, siwy i smagły od słońca i wiatru. Kiedyś zapewne imponował potężnymi ramionami i szeroką piersią, teraz przygarbił się mocno, ale krzepy zdaje się, ni ducha nie stracił. Oczy miał harde i niebieskie jak na poły zapomniane niebo w południe.
- Jam brat Ekkehard. Witajcie na Dębowych Wzgórzach. - odezwał się po polsku. - Daleko żeście od domu.
Obok starca stał młody zakonnik w poszczerbionej zbroi. Zapewne ów Voiteh - Wojtek.
- Witajcie bracia. Ano daleko… - lekko marudził na pokaz - Widziałem ogniska sygnałowe noc temu. Odległe to jednak było, teraz kolejna osada widzę ucierpiała. Ktoś w okolicy potężna krzywdę czyni.- pokręcił smutno głową - Któż to taki wiecie może?- i zwyczajem swoim po aury i myśli obu zakonników zaczął sprawdzać.

Młody Wojtek spoglądał ku przybyszom z nadzieją, choć nie rzekł dotąd ni słowa. Ekkehard pełen był goryczy, ale człek to był tego rodzaju, co korzeń dębu - twardy nie tylko na pokaz. Stary Krzyżak przemyśliwał, gdzież może ów Polak jechać, i czy nie dałoby się Voiteha z nim posłać.
- Nie stójmy, szlachetny Janie, do izby zapraszam. Gościa mego drugiego poznacie, co mi pomocy udzielił, gdyśmy zostali zaatakowani. Niebogaci my, aleć dla gościa zawszeć znajdzie się co lepszego, posilicie się i pomówimy.
Chata, do której Jana wprowadzono, niewiele lepsza była od ich kurnika po Leszym odziedziczonego. Tyle że na ławie naczynia zacniejsze stały, za stołem zaś siedział szczupły mąż w zakonnych szatach, o przenikliwie jasnych oczach, niepasujących do ciemnych włosów o wysokich zakolach.
- Jan z Łabędziów ze Skrzynna - odezwał się, splatając smukłe dłonie. - Zaszczyt wieczerzać ze szlachciem wielkiego rodu.
- Adalbert von Sayn, komtur elbląski - przedstawił go Ekkehard.
Von Sayn był wampirem.
- Dla mnie to również zaszczyt - skinął głową a ręką uderzył się w pierś. - Komtur widzę też kawał drogi przebył. Opatrzność zapewne zesłała do ludzi w godzinie próby. - zerkał też na gospodarza to na Komtura wyraźnie sugerując, że chce porozmawiać sam na sam. Bo i pytanie kto wioskę naszedł cisnęło mu się na usta. Sługi Tzimisce… tylko jakiego?
- Opatrzność objawiła się tym razem w osobie mistrza krajowego, któren mnie tu posłał. -
Von Sayn miał przyjemny głos. Nieco za wysoki jak na mężczyznę, ale melodyjny.
- Ojciec waści, szlachetny Bożywoj, i brat jego Włodek w zdrowiu?
- Najlepszym. Komtur ich zna? - i tak się Jan zastanawiał, że jak zna… to z której strony miecza.
- Ojca twego dość dobrze, wujowi mnie przedstawiono - naświetlił Krzyżak uprzejmie. - Lecz nie jest zdaje się, personą szukającą towarzystwa wśród bliźnich, ponad nas preferuje księgi, prawda? Byłem w grupie posłów, negocjujących ostatnie zawieszenie broni.
- Prawda to. Wuj człekiem słowa... pisanego głownie. Wiedza ponad towarzystwo. Zresztą czasami się mu nie dziwię. Świat jaki nas otacza jest piękny i szeroki. Bezkresny wręcz, miarą i możliwościami. Jest jednak jakoś tak, że mimo tego bezkresu wszystko ciągle sprowadza się do... przemocy i krwi.Pokój to rzecz cenna, tym bardziej bo ulotna- gorzko się uśmiechnął - Liczyłem, że jak przyjadę w te strony będzie, no może nie spokojnie. To pogranicze w końcu i ziemie pogan. Jednak nie tak... gwałtownie. Prywatne sprawy gorzej się załatwia w wojennej zawierusze. Kto was tu tak brutalnie naszedł?
- Podejrzewam odstępców z Zakonu, którzy znaleźli schronienie na Ozylii - westchnął von Sayn, rozkładając ręce. - Przykra sprawa zaiste, a i obawiam się, że utrudni, jeśli nie umożliwi, misję z którą mnie posłano.
- Szkoda ludzi mówiąc szczerze. - pokręcił głową Jan - Mnie ten atak również odwiódł od celu. Na dwór Jawnuty miałem zjechać. Po prawdzie pod pretekstem innym, jednak do panny tamtejszej mi śpieszno. Słabość, ja wiem ale co poradzić. - tym razem się uśmiechnął lekko.
- Z tego grzechu - Adalbert odwzajemnił uśmiech - każdy ksiądz rozgrzeszy, jeśli zamiar w sercu uczciwy. A co na południe słychać w osadach, waść zdaje się stamtąd przybył.
- Niepokój z powodu wydarzeń na północy. Wszyscy czują, że licho idzie. Posłańcy z północny wieści i prośby o pomoc nieśli. Osady tym, żyją... troska o przetrwanie. Jadąc tu widziałem uciekinierów. Z wiosek jeszcze dalej na północy. Czemu odstępcy z Ozyli palą wioskę zakonną? Pogańskie rozumiem swój powód znajdą. Jednak wasze?
- Zobowiązany jestem milczeć w tych sprawach - Krzyżak odmówił mu gładko odpowiedzi. - Jednak mam swoje podejrzenia…
I tu już Jan jasno i bez słów widział, że te podejrzenia von Sayna nie tylko martwią, ale i napawają obawą o własne życie.
- Mogę jakoś pomóc. Jak bratu chrześcijanowi w kłopotach? - spytał się Jan z faktyczną troską na twarzy.
- Jeśli droga wam teraz na dwór w Bejsagole wypada, rad bym dołączył w podróży. A i człeka, jeśli woja miejscowego macie i na nim wam zbywa, bym użyczył, by młodemu Wojtkowi w drodze do Rygi pomógł dzicz przebyć - von Sayn nie uprawiał fałszywego wymawiania się i mitygowania. - Rzecz jasna, nagrodzę go hojnie za fatygę.
- Wojów w taki czas to nigdy nie zbywa. Pomagać jednak trzeba. Z tych co mam dam takiego co drogę do Rygi znać będzie. Droga na dwór Jawnuty będzie mi wypadać. Czekam na list od panny jeno, potwierdzanie spraw pewnych. Powinien jednak już dotrzeć na dniach do wioski. Gdzie wieści wyczekuje… Po prawdzie powiem, że chciałem wpierw zobaczyć kto wioski spalił na północy. I tamtejszego wodza Niedźwiedzia wypytać, sprawa zrobiła się lekko osobista bo i mnie napadnięto po drodze. Komtur też by może zyskał wiedzę lub wskazówkę cenną. Kto tu w garnku miesza i czemu.
- A - komtur przyjrzał mu się uważniej - jakież to więzi waści z Niedźwiedziem scalają, żeś i przed atakiem na swą osobę ku niemu ruszył własną osobą?
- Póki co żadne. Nie widziałem go i nie znam. Jego ludzie w wiosce gdzie na wieści czekałem pomocy szukali. Potem w dali widział ogniska sygnałowe i ludzi uchodzących. Mam swoje talenta to wiem co nieco. Zmyśliłem sobie, że na tyłku mogę siedzieć na efekty listów czekać i spotkanie. Mogę jednak również zobaczyć co u sąsiadów panny się dzieje. Potem łatwiej błysnąć w jej oczach. Jak poza słodkimi słówkami, ma się również ciekawe rzeczy do powiedzenia.
- Jak waść oceniasz, ile czasu zajmie ci dotarcie do Niedźwiedzia? - Krzyżak lekko się uspokoił, jakby zobaczył wyjście z impasu, w jakim znalazł się i podjął jakąś decyzję.
- Około tygodnia. O ile nic mnie tam… nie zaskoczy. Mógłbyś rzec Panie w jakiej sile i co was tu zaatakowało? - Jan rozumiał że Ozylianie, chciał jednak uchwycić siły i skalę.
- Dwóch nieumarłych, jak oceniam. Dwudziestu sług ludzkich. I owe bestie psom piekielnym podobne, wybacz, zbyt szybkie, bym ocenić mógł liczebność poprawnie, w zaskoczeniu i ferworze, po ciemnicy zupełnej. Skoro jednakże grasują gdzieś w okolicy, być może rozumnym byłoby połączyć siły na czas podróży - zasugerował uprzejmie. - Nie jestem wprawdzie najwprawniejszym szermierzem czy siłaczem pośród mych braci, lecz swoje umiem i odgryźć się potrafię - zapewnił.
- Brzmi rozsądnie na wskroś. Tylko czy ruszysz w takim razie ze mną w stronę Niedźwiedzia? Czy w drodze powrotnej dołączysz?
- Sprawa niewątpliwie Zakonu dotyczy, toteż wesprę ją swą osobą i talentami - Sayn wyłożył wprost swoje stanowisko. - A i dla twej sprawy, szlachetny Janie, rad się przysłużę. Panny przychylniej patrzą na tych, co orszakiem pod ich okienko zjeżdżają.
- Niedźwiedź ponoć z zakonem w sfarach. Trzeba by ci jechać skrycie w mojej świcie. Znak zakonny może sprowadzić na nas kłopot. Tym bardziej teraz, gdy zakonni oczywiście prawda inni… spalili domy i narżnęli tam ludzi.- powiedział wprost z cieniem zakłopotania. - Pod krzyżem jechać tam nie sposób. Czy mogę liczyć, na twoją słowo panie? Gdy tam dotrzemy nie podejmiesz wrogich mu działań? Zaakceptujesz również moje poczynania. Choć jak rzekłem nie wiem co nas spotka.
- A jednak gdy buntownicy z krzyżem na płaszczach uderzyli na wioski, gawiedź pobieżała, by się za innym zakonnikiem schronić - Sayn uniósł wąską, arystokratyczną dłoń - Wiem waść, że zagrożenie istnieje. Jeno wskazuję, iż świat nie jest prosty ni czarno-biały jak stroje nakazane braciom przez regułę. Jestem też przekonany, iż Ekkehard znajdzie dla mnie i mych ludzi coś bardziej… barwnego.
- Prawda panie. - choć Jan nie dopowiedział, że gawiedź schowałaby się i u samego diabła. Byleby przed innych diabłem uciec - Czy zatem dasz mi słowo? - Janek pytał z zakłopotaniem nie chcąc by dwie obce czy wręcz wrogie sobie siły zderzyły się wrogo za jego przyczyną.
- Jestem posłem. Człowiekiem słowa, nie miecza. Negocjuję i obserwuję.Tak, masz moją obietnicę - Sayn przykrył jasne spojrzenie powiekami, które, teraz Jan to zauważył, zdawały się lekko opuchnięte.
- Pozostaje nam ustalić panie twoje nowe miano. Mi natomiast poinformować sługi...

 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 02-09-2017 o 16:09.
Icarius jest offline  
Stary 03-09-2017, 09:47   #26
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Von Sayn, czy też Bernard Trotten, bo takie imię Krzyżak przyjął, udając Janowego domowego rycerza, co się z jeńca w przyjaciela i sługę obrócił, okazał się towarzyszem niekłopotliwym i przydatnym. Na trudy podróży nie narzekał, wspierał Janowych ludzi nawet nieproszony, a dwaj jego ludzie dzielili warty i nie sprawiali wrażenia, że jeno pana własnego pilnują. Wbrew obawom Ludy nie próbował nikogo ogniem ni mieczem nawracać, ani nawet po dobroci. Spraw wiary nie poruszał z nikim wcale, choć Jan widział, że sam trzy raz na noc oddaje się modlitwie. Czy była to autentyczna wiara, czy jeno pozór, który pozwalał na odsunięcie przypadkowych towarzyszy i chwilę spokoju, Jan nie potrafił dociec. Lecz musiał przyznać Saynowi, że przynajmniej w połowie rzekł mu prawdę, gdy zarzekał się, że jest negocjatorem i obserwatorem. Niewątpliwie obserwował bacznie wszystko i wszystkich i wyciągał jakieś wnioski, które zachowywał dla siebie. Czy czynił to dzięki mocom krwi, czy wrodzonej spostrzegawczości, dociec było niesposób, ale Jan czuł się nieswojo, gdy spoczywało na nim spojrzenie jasnych oczu elbląskiego komtura.

- Jest w nim coś mrocznego – ostrzegała Luda Jana raz za razem. Trzymała się z dala od Krzyżaka, a gdy ten dostrzegł jej niechęć, ustąpił. Nie próbował zagadywać i trzymał dystans. Ale obserwował nieustannie.

Sadybę Niedźwiedziową zastali splądrowaną i pustą. Niewielka osada pośród lasów, na wzgórzu o zboczach zarosłych ciernistymi głogowymi zaroślami, obróciła się w zgliszcza. Nad bramą zwłoki woja wisiały w pozie Jezusa ukrzyżowanego, nagie, udręczone, pozbawione męskości i noszące ślady tortur. Sayn postępujący obok Jana westchnął na ten widok straszliwy cicho, lecz oczu jasnych nie odwrócił.

- Słyszę owce, po drugiej stronie wzgórza – rzekł. Jan drgnął on nie słyszał niczego. Chociaż teraz, gdy Sayn zwrócił mu na to uwagę, i Jan wytężył słuch, dobiegło go odległe beczenie. - Trzymają się blisko osady, ze strachy przed drapieżnikami. Ludzi... nie słyszę. Zdaje się, ni noga nie uszła. Za waszym pozwoleniem, sprawię temu nieszczęśnikowi chrześcijański pochówek. I innym, bo zapewne są i inni.
- Krześcijanin to nie był na pewno, więc mu grobu waszym krzyżem nie brukaj – wcięła się ostro milcząca dotąd Luda. Sayn zwęził ocy. Zapachniało waśnią.
 
Asenat jest offline  
Stary 07-09-2017, 22:42   #27
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Każdy ma prawo do własnej wiary i przekonań. - powiedział Jan pojednawczym tonem. - Pochować ich trzeba wedle ich obrządku. My tymczasem Panie Bernard rozejrzyjmy się dalej.
- Nie jest moją intencją… - zaczął Sayn, ale Luda wcięła mu się ostro:
- Twą intencją jest dymu puszczanie w oczy, ot co!
Z furkotem zawinęła spódnicą, przez ramię jeszcze rzuciła zapowiedź, co poczyni z Krzyżakiem, jeśli ten zmarłych tknie choćby. Komtur milczał, a gdy odeszła, spojrzał pytająco na Jana.
- Krzyżacy jej wiele krzywdy w życiu narobili. Bliskich mordowali, sam wiesz Panie jakie niegodziwości podczas wojny zdarzają się z obu stron. - podkreślił słowo z obu by nikogo nie wybielać - To dobry sługa, złość jednak przez nią przemawia. - przy słowie “sługa” brew Krzyżaka podskoczyła lekko w górę, ale Sayn nie rzekł nic, skłonił tylko głowę i ręką machnął na znak, że urazy nijakiej nie chowa. Jan jak zamierzał udawać, że Komtur krzyżakiem nie jest. Tak udawał, że Luda to jedynie służka. Mimo, że choćby pobieżne spojrzenie w jej aurę zdradzało pochodzenie.
- Wybacz jej Panie, zaraz przywołam ją do porządku. Odciągnął Lude na bok i dał jej znak by milczała. Uciszył ewentualne protesty. Po czym przemówił wprost do jej umysłu poza zasięgiem wzroku krzyżaka.
- Ma dar słuchania na odległość kto wie czy i w umysł nie patrzy. Stąd mówię ci wprost do duszy nie słowami. Miałaś być sługą oficjalnie dla innych. Więc zachowuj się tak. Nie jak Pani nawykła do mówienia co myśli. Dziś kosztuje nas to jego zdziwienie. Przy innej okoliczności lub innej osobie może nas w kłopoty wpędzić. Zduś złość i pomyśl nim coś powiesz. Chciałaś ze mną iść. Skoro poszłaś to nie zaszkodź naszej wyprawie. Proszę - dodał uprzejmie na końcu. Choć wyczuwalna była i jego złość na porywczość dziewczyny.
- Będę ostrożniejsza… ale ty też bądź. Nie daj się omotać. To, że miły i układny, nie znaczy, że nie wróg! - zapowiedziała.
- Dobrze - uśmiechnął się i potarł jej ramię w opiekuńczym geście. - Pochowaj tego człowieka. Obejrzyjcie wioskę może ktoś przeżył. Rozejrzę się tu z Bernardem wyostrzonymi zmysłami. Potem zobaczymy co z tym stadem owiec.

Machnęła ręką, co chyba wyrażać miało zgodę, i odeszła ku resztkom bramy. Jeden z jej ludzi na górę się wspiął, by trupa pod pachami liną przewiązać i spuścić łagodnie na ziemię, co go zrodziła, a teraz na powrót przyjmie.
Stanął Jan obok niej nim ruszył w wioskę i zapytał o jeszcze jedną rzecz. Choć chwilę się wahał by przy takim toku wydarzeń. Ich skali i okrucieństwie mówić o rzeczach tak błahych. Pomyślał jednak, że dbać o ziemię to i dbać o ludzi na niej.
- Myślisz, że te owce można by zabrać do wioski Struga? - celowo nie rzekł do wioski twojej czy ojca - Da się je tam jakoś popędzić rozważnie? Bo co prawda nie bardzo mi w smak zabawa w pasterza. Jednak ludzi wyżywić będzie trzeba. Napastnicy po mojemu są już coraz dalej. Zostawilibyśmy tu człowieka czy dwóch by ich pilnowali. Poszukali Niedźwiedzia a w drodze powrotnej zabrali ludzi i inwentarz. Zysk z tego taki, że jakby jakiś maruder do wioski wrócił też by o niego zadbali.
- Zawsze to jeden czy dwóch więcej, co zimę przeżyją, z głodu nie pomrą… i zawsze jeden czy dwóch mniej u twego boku teraz, w czas potrzeby. Nie ma jednej dobrej odpowiedzi, Janie. A na pewno ja ci jej nie podpowiem. - rzekła Luda, ale spojrzała na Diabła jakoś przyjaźniej i mniej surowo.

Jan został z drobną sprawą do przemyślenia w umyśle i począł rozglądać się po wiosce. Wyszukiwał aur wiedząc, że te żywych ludzi znacząco różnią się od innych. W ten sposób natrafił już na początku na dwa pacholęta w dole z żywnością. Przemówił do nich pojednawczo i uspokajająco i skierował wprost do Ludy. Obcy zbrojny na pewno nie wzbudzi w nich zaufania i zaraz prysną w las ku swojej zgubie. Więc zostawił ich uspokojenie komuś bardziej predysponowanemu. Nakazał przeszukanie wioski. Kazał szukać wszystkiego co może być przydatne. Jedzenia, broni i kosztowności. Sam skierował się ku chacie Niedźwiedzia. Tam podjął się trudu przeszukania miejsca i zbadania aur przedmiotów. By odtworzyć wydarzenia w niej zachodzące.

Ukazała mu się wizja starcia potężnego, barczystego męża odzianego w niedźwiedzią skórę z dwoma Krzyżakami. Nosferatu tłukł ich ostro, ale musiał dostrzec, że nie da rady dwóm naraz… toteż postąpił po linii klanu. Cofnął się w kąt chaty i nagle zniknął. Jak i wizja Jana. Zatem Niedźwiedź żyje uśmiechnął się pod nosem. Walka była bardzo dynamiczna a wizja krótka nie dało się ustalić czy i jak poważnie ranny został Niedźwiedź. Zresztą nie było powiedziane, że walczył tylko tutaj. Jan kontynuował przeszukanie obmacując wszystko wokół. Na chybił trafił znalazł skrytkę pod sękiem w krokwi, dawno nieotwierana, bo równo okopconą. W środku żelazny pierścień z bursztynem, przedstawiający smoka. Męski, sądząc po obrączce. I natychmiast zabieg badania przedmiotu powtórzył.

Zobaczy niewiastę siedzącą na krześle zdobionym rogami jeleni i łopatami łosi. Bardzo bladą, jasnowłosą, jasnooką, urodziwą i dostojną. Ofiarowywała Niedźwiedziowi ten pierścień i nachyla się, całując go w skroń, nazywała wiernym sługą i obrońcą jej ziem. Mówiła, że pierścień to symbol jej zaufania. Imiona nie padaje, ale po nieludzkiej urodzie można podejrzewać, że Diablę. Skoro natomiast diablę Stare to może same Jawnuta lub jedno z jej dzieci.

Jan wyszedł i był niemal pewny, że napastnicy wiosek Niedźwiedzia naszli i osadę Krzyżacką. Komtur wspominał o dwóch spokrewnionych i tu też tylu było. Skłócić chcieli okolicznych z Krzyżakami? W wojnę wzajemną wplątać by dla wyspy Ozylijskiej renegatów zyskać trochę czasu... W domu spędził chyba około godziny na swych badaniach. Bo gdy wyszedł na zewnątrz przemyślenia przerwał mu Kamir wskazując postępy sług Jana. Trupów w wiosce było około tuzina. Ułożeni rzędem pod lasem i podczas ceremoni pochówku urządzonej przez Ludę. W koło jakby więcej ludzi się zebrało. Było ich około dziesięciu dwóch wojów a reszta to stracy i podrostki. Przyszli najwyraźniej zobaczyć kto do nich zjechał. Nie widząc, krzyżackich płaszczy sprawdzili kim Janowa drużyna. Kamir rzekł natomiast
- To reszta ocalonych co ukryć się zdołała. Resztę zabito lub spętano tam. - wskazał ubity kawałek ziemi - Znaleźliśmy spyżę choć niewiele. Trochę mięsa, bulw topinamuru zeszłorocznych. Mamy lipiec, zboże na polach w kłosach, owoce dopiero będą - wyjaśnił jednocześnie. Gdyby wiadomość ta miała się panu nie spodobać - Panie jestem pewien, że tamci działali pospiesznie. Zabrali łupy, które było widać gołym okiem. W domostwach odkryłem kilka skrytek, ale bogactw to tam nie ma. Naczynia i biżuteria miedziana, trochę srebra, zdobione rogi, w jednym miejscu koszula z cienkiego, czerwonego jedwabiu. Wszystko spakowane. - podsumował - Znalazłem też to do badań Pana się przyda.- wręczył skrawek płaszcza wydarty gwoździem wystającym z futryny, bielona wełna, raczej ich i Jan tak sądził. Przystąpił do owych badań od razu.

Poczuł Bestię, targające jestestwem zwierzę. Niewiele więcej wywnioskował to jedno uczucie go przytłoczyło. Poczuł sam od tego wewnętrzny gniew. Dzięki silnej woli jednak zdusił Szał który czuł z przedmiotu jedynie do gniewu. Nie wiedział czy to ludzka nienawiść czy może bestia spokrewnionego. Sam nigdy się temu uczuciu nie poddał. Ręce skryte w rękawicach kolczych powinny jednak należeć prędzej do kogoś z zakonu niż do miejscowych.

Podszedł do Ludy gdy wojowie kolejnego zmarłego przygotowywali do pogrzebu. I zaczął szeptem.
- Zbierzmy ludzi co z wioski uszli. Damy im przewodnika. Niech zabiorą owce i idą w stronę wioski Struga. Starcy i chłopcy pożytek dzięki temu zrobią.Tych dwóch wojów idzie dalej z nami. Nie możemy się zanadto osłabiać choć nie planuje z nikim walczyć. Wyłóż im to łagodnie i rozsądnie. - kuroński Jana nie był perfekcyjny. Chciał żeby maruderzy wszystko dobrze zrozumieli. Ponadto wydawało mu się, że troskliwa Luda lepiej do nich trafi. Niż zagraniczny pan… - Zapytaj też czy widzieli co się z Niedźwiedziem stało. Powiedz, że Miłek nas przysyła. Reszta ocalałych poszła do wioski Struga. Tam będą bezpieczni.
- Rzekli mi już tyle - odpowiedziała kobieta - że Niedźwiedź obronę prowadził i zabarykadował się u siebie, jak się tamci przedarli. Ale nikt nie widział go w niewoli ani martwego. - słowa Ludy zgadzały się z wizjami i przypuszczeniami Jana.
- W takim razie niech poczekają tu naszego powrotu. Jest jedno miejsce gdzie jeśli jest ranny mógł się skryć. Pomoc mu trzeba. Wrócimy po nich. - kobieta skinęła głową.

Poszedł Jan następnie do Sayna i wyłożył jak się sprawy mają.
- Niedźwiedź jeśli ranion blisko ma kryjówkę. Wiem o niej od posłannika co w wiosce Struga był. Ghul Niedźwiedzia, zdradził gdzie go szukać gdy pomoc obiecałem. To pół dnia drogi. Więc ruszajmy o ile obiekcji Panie nie masz.
Krzyżak skinął głową bez słowa i do drogi rychtować się począł.

W drodze Jan począł czytać myśli powierzchowne Komtura
- Czemu zakonnicy palą wioski zakonne rzekłeś Panie zdradzić nie można. Powiedz może zatem co ciebie za misja na dwór Jawnuty prowadzi. Ja rzekłem co mnie tam przyciąga nieoficjalnie. Bo oficjalnie to sojusz rodowy. Wymiana gestów i nauki czas.
Sayn cierpliwie konia prowadził między wykrotami, za uzdę ciągnąc je lekko i bez szarpania. Zwierzę szło tak powolnie, iż zaczął się Jan zastanawiać, czy krew tego przyczyną, czy sztuka kiełznania zwierząt, właściwa Gangrelom. A także Nosferatu i… Tzimisce.
- Nie uwierzycie, szlachetny Janie, ale przez lata, co minęły od połączenia zakonów, nikt nie podjął i próby nawiązania kontaktów z panią z Bejsagoły. Liczę, być może naiwnie, że bliższa ciału koszula, i my bliżsi Jawnucie niż Diabły moskiewskie. Klan może ten sam, lecz… jak to mówią Tzimisce, korzenie tkwią w ziemi. Moskwa to inny świat.
- Zaskakujesz mnie Panie. Ruch to rozsądny jednak trudny ponad miarę… potrzebowała by Pani Jawnuta zapewne gwarancji. I to pewniejszych niż te pisane. Zaufanie między klanami, zwłaszcza naszymi to rzecz nader delikatna. Powiem ci również Panie, że choć spokrewnionych krzyżaków znam ledwie dwóch. To jestem pewien, że waszmość wyjątkowy pośród swoich. - skomplementował rozmówcę Jan i gładko przeszedł do istoty tematu. Kierując bieg rozmowy na odpowiednie tory.
- Posłuch plotkom wrażym dajecie, mości Janie. - westchnął Sayn po chwili, i westchnienie to zabrzmiało całkiem szczerze. - Uszu oszczercom przychylacie. Ani wyjątkowy nie jestem, ani jedyny… choć na pewno wysoko w hierarchii zakonnej postawiony i ze zdaniem mym muszą się liczyć inni komturowie.
Wyczuł Jan w Krzyżaku jakieś poruszenie i obawę, że odkryty zostanie. Potem zaś niepokój przykrył chaos trosk o noc obecną, czy dojdą, kiedy dojdą, i gdzie głowy do snu im złożyć wypadnie, oby w miejscu bezpiecznym.
- A kogóż z braci mych poznałeś? - zagadnął tonem towarzyskiej konwersacji.
- Abelard van der Decken. Lat temu było to trochę. Ojciec go w gościnę do wykupu przywiózł. Zawzięty człek mówiąc szczerze. Wiesz może jak się jego los dalej potoczył?
- Bliski ci był? - komtur zerknął na Jana z ukosa.
- Nie. Był gościem a dla młodego spokrewnionego jak ja wtedy, to zawsze ciekawe zjawisko. Człek innej krwi, nie wspominam go ni dobrze ni źle. Pamiętam jego zawziętość jednak. I ciekawym gdzie go to zaprowadziło. Ku awansom i chwale czy ku nieżycia końcowi.
- Tak samo martwy i tak samo żyw jest, jak żeś go poznał - odparł Sayn spokojnie. - Lecz plotki mnie doszły, iże rozum mu się poplątał.
Nie plotki to były, a pewna wiedza, Jan zaś pewien był, że komtur wie więcej, niż jest skłonny rzec.
- Mnie plotka doszła, że prócz rozumu płaszcz stracił. I stwierdziłem, że zapytam bliżej źródła. No rzeknijcie komturze coś więcej.
- Jakże to, stracił? - zadziwił się Sayn tak udatnie, że gdyby go obok Chorotki usadzić, trudno byłoby wskazać, kto wprawniejszy szachraj i komediant.
- To pan wie więcej nie ja. - uśmiechnął się Jan. - Toż aż takie występki uczynił by z nich tajemnicę czynić? No, no, no niegrzeczny ten Abelard. Zawzięty bardziej niż mogłem ocenić lub mu się pogorszyło.
- Nie przypisujcie słowom moim znaczenia, którego w nich nie ma - poprosił uprzejmie, lecz twardo Krzyżak. - Ot, nie wiem. Nie są mi znane losy każdego z braci, nawet spokrewnionych braci. To los, który dotyka nawet Diabły… jest waść ciekawy, jaki?
- Słucham z uwagą? - odpowiedział Jan.
- Z wysoka dobrze widać, co daleko… i słabo, co pod stopami - wyjaśnił komtur sentencjonalnie i uśmiechnął się sam do siebie, jak mu to gładko wyszło.
- Mądre słowa. - odrzekł młody Tzimisce.
- A waści na dwór Jawnuty jedzie, z jaką wizją jej dostojnej persony? To niewątpliwie niewiasta, która może spoglądać z wysoka… nie boicie się, że was nie dojrzy ze swego rzeźbionego krzesła? - wbił Jankowi szpilę pod paznokieć i z ukontentowaniem przyglądał się reakcji.
- Czy mnie Pani Jawnuta dojrzy czy nie jej wola. Na mnie to nie wpłynie znacząco. odpowiedział z uśmiechem. I pomyślał, że Komtur z misją tego szczęścia nie ma.
- Zresztą ja tu w oznace szacunku mego rodu. Jako wnuk Zoltana, którego Pani Jawnuta dostrzega. Nie z misją dyplomatyczną wielkiej wagi. - dorzucił i wstrzymał cierpkie słowo o wrogim klanie.- Lepiej jednak mieć więcej przyjaciół niż mniej. Jak pan się zapatrujesz na ten sojusz z Jawnutą? Nie wypada pytać za jaką cenę. Bo to nie moja sprawa. Tylko czy to nie oznaczałoby końca ekspansji zakonnej w okolicach? Strefy rzekłbym buforowej.

Sayn zachował pogodną twarz, choć pod tą maską tliła się obawa, że można Diablica na swojej ziemi może z nim zrobić… wszystko.
- Nie podając konkretów… Zakładasz, iż dla pani Jawnuty liczy się tylko ziemia. I o to samo posądzasz Zakon. Obydwa te sądy błędnymi są, choć opartymi na pewnych przesłankach.
- Oczywiście, że nie tylko. Jednak ziemia którą Jawnuta ma od dawna jest jej zapewne droga. W przypadku krwi mojego klanu ma to zupełnie inny wymiar. Wątpię by chciała ją oddać. Powiem szczerze Komturze, że jeśli na to liczysz doceniam odwagę. Starsza mego klanu oddająca ziemię rodową.- paradne miał na końcu języka lecz milczał. Pokiwał tylko głowa - Co ja tam jednak wiem młodym jeszcze. Poobserwuje jak się sprawa potoczy. To i tak wielka polityka nie moje progi. O zakonie słyszałem jeno plotki, niegodne by je powtarzać.
- Nie zamierzam stawiać przed dostojną Jawnutą wyrzeczeń nie do zniesienia dla jej serca. Wobec władyki to potwarz. Wobec Tzimisce głupota. Wobec niewiasty - brak taktu i uprzejmości - zapewnił Sayn. - A rzeknijcie mi, Janie, kim jest wybranka twojego serca, o względy której ubiegasz się?
Tu Komtur w sumie Jana w sidła złapał. Gdy rzekł mu o pannie by nie zdradzić pogańskich przyjaciół i powiązań... wiedział, że z innej strony zostanie podgryziony. W sumie Komtur rozmawiał bardzo oszczędnie jak na dyplomatę przystało.
- Panna Biruta. Choć wolałbym by zachował pan to dla siebie. To niby żadna wielka tajemnica. Jednak pewne sprawy wolą ciszę. Odpowiedz mi Panie tak między nami. Warto stawiać na ekspansję tutaj dla zakonu? Zwiększać ryzykownie linie graniczne? W dodatku nie posiadając spójnego terytorium. Pytam w formie nauki dla siebie samego.
- Tak daleko na wschód? Trudne to zadanie - westchnął Sayn tak rozdzierająco, jak samojeden miał wykonać tę pracę tytaniczną a potem jeszcze dzieła swego sam bronić. - Wpływy nasze kończą się dzień drogi od Rygi de facto. Takie Dębowe Wzgórza, gdzie się ostał Krzyżak, to właściwie ewenement. Zresztą, masz oczy i patrzeć umiesz… powiedziałbyś, że tu ziemia i ludzie pod władztwem Zakonu, czy tu cokolwiek do Prus podobne?
- Absolutnie nie. Dlatego się dziwuje. Czasy ciężkie. W Prusach poganie głowy raz na jakiś czas podnoszą. Po co zakonowi dodatkowy kłopot? Najpierw należałoby umocnić władzę w macierzy. Tam dbać o rozwój i poszerzanie granic. Niż pchać się w teren trudny… Wybacz Panie ja jestem młody i niedoświadczony. Stąd śmiałość we mnie wzbiera ilekroć ze starszymi mówię. By poszerzać wiedzę znajdować odpowiedzi. Ojciec często mawiał, że zbyt śmiały jestem. Nawet w pytaniach.
- Nie szkodzi, mości Janie. Jeszcze mi tak na percepcję ze starości nie padło, bym nie umiał odróżnić grzecznego pytania, nawet gdy trudnych spraw dotyka, od obcesowych przygadywań. Prawda… prawda jest taka, że jeśli nie nastąpi cud, to Zakon tu się nie utrzyma. Za rok, pięć czy piętnaście, i ślad nie zostanie. Ryga przy nas zostanie i tyle.
Westchnął znowu, ale wysiłkiem woli twarz rozjaśnił.
- Jeden z braci mych w klejnotach rozeznaje się, i uposażył mnie na drogę. Może zechcecie wybrać gościniec, dla swej pani? Szlachetne panny lubią szlachetne kamienie. I ową Ludmiłę bym obdarował, boć i ona wszak szlachetna… lecz zdaje mi się, że za złe mi każdy gest poczyta.
- W przypadku Ludy. Zbyt wiele i zbyt świeżych ran. Choć jeśli waszmość chce gest uczynić. Kamień dla niej wybierz sam. Wręczę go w jej wiosce starszyźnie. Bez słowa o pochodzeniu. Jak dobrze pójdzie spyżu na rok lub lepiej zakupią. Wtedy uczynek szlachetnego zakonnika, przykryje część ich krzywd. Również od zakonu pochodzących. Zadbam oto by pochodzenie odkryli przy sutej wieczerzy i dobrze przedstawionej intencji. - nie dodał, że na własne ryzyko. - Na kamieniach się nie znam, więc i ja w wyborze zdam się na poradę. Co Pannie wypada dać? W zapewnieniu o gorącym uczuciu? Wiele jest takich wampirzych par z woli obu stron dobrowolnej?
- Szlachetnej pannie z możnego rodu pierścień na znak uczuć. Naszyjnik misterny lubo nausznice, by próżność nakarmić - rzekł komtur pewnym głosem, a owej próżności nie potępiał, traktował ją jako rzecz niewiastom przyrodzoną tak samo jak krągłe wdzięki.
- Miłowanie nie jest stanem łatwo nam przychodzącym - dodał po chwili. - Jeden z mych braci popadł w jego kleszcze… dopiął swego, lecz zdaje mi się, nieszczęście jeno w tym odnajduje. Wielu tworzy pakty, i nadaje im pozory uczuć, przed światem małżeństwa udając. Lecz jakkolwiek by się to nie zaczęło, i z jakich przesłanek, gdy między nami pojawia się krew, rodzi się uczucie. I ono jest zawsze prawdziwe, nawet jeśli prócz rozkoszy niesie też ból.
Przez moment powietrze obok Sayna jakby zadrgało, Jan mrugnął odruchowo. Mogło mu się zdawać, lecz na chwilę za Saynem zamajaczyła sylwetka zakonnika w płaszczu z krzyżem, o oczach czarniejszych niż najgłębsza noc.
- Mimo kosztów… mniemam iż jest to coś, o co warto zabiegać, a gdy wzrośnie, pielęgnować jakoby krzew różany w tym niegościnnym klimacie - poradził komtur. - Nic innego nie nadaje naszym nocom takich kolorów.
- Miałem jeszcze o jedna rzecz zapytać. Znasz Panie spokrewnionego o jednym oku wypalonym? Trwały to uraz mi się zdaje. Jest członkiem jednego z zakonów. Ponoć okrutnik i ponoć w okolicy.
- Gotthard Korff - rzekł Sayn sucho, wzburzenie, choć duże, nie przedarło się na bladą twarz.
- Słyszałem pewne… plotki. O zajściach w Zantyrze i samej osobie mości Gottharda. Mógłbyś mi rzec panie coś o nim? Bym z pewniejszego źródła zarysował sobie jego obraz.
- Gdy przyjdzie ci zawierać sojusze z Zakonem - rzekł powoli i dobitnie Sayn - i on stanie na twej drodze, dołóż wszelkich starań, by go ominąć.
- Chcesz mi Panie rzec, że osobnicy o jego talentach są potrzebni wszędzie. Dlatego pewne rzeczy i wydarzenia się toleruje? - Jan uniósł wymownie jedną brew.
- Chcę rzec, że w Zakonie, jak i we własnym rodzie, znajdziesz mężów o odmiennych poglądach i podejściu do wielu spraw. Zwłaszcza tych drażliwych, o charakterze, rzekłbym, żywotnym.
- Rozumiem - pokiwał głowa w podziękowaniu - Jak sądzisz waszmość zakończy się ta cała afera na Ozylii? Wrócą tamtejsi do zakonu? I co właściwie się stanie jak nie wrócą? Wojna? Pozostawi ich się samych sobie czy przymusi do posłuszeństwa? To w sumie nader dziwna i unikatowa sytuacja.
- Och nie - zaprzeczył komtur i dodał po chwili tonem zamykającym dyskusję: - Obawiam się, szlachetny Janie, że to historia stara jak świat.

Wręczył jednocześnie Janowi dary. Choć szlachcic z Mazowsza nie był specjalistą, potrafił stwierdzić, że tego nie mógł wykonać człowiek. Zbyt wielki kunszt, szansa że śmiertelnik zdołał osiągnąć takie mistrzostwo i technikę podczas krótkiego życia jest po prostu marna. Sayn wybrał dla Biruty naszyjnik z pojedynczym szmaragdem i granatami w złotym filigranie, dla Ludy dużą broszę z nieprzejrzystym kamieniem o rdzawej barwie. W kamieniu wygrawerowano sylwetkę łucznika. Gdy Jan umysłem zbadał przedmioty zobaczył twórcę, złotnika pracującego nad biżuterią, skupionego i dokładnego. Wyglądał na Żyda. Zobaczył też bardzo urodziwą, ciemnowłosą damę, która odwiedziła Rzemieślnika przy pracy. Mówi do niego: bracie, a on do niej: siostro. Wychodził z siebie, żeby się jej przypodobać, ona żartowała swobodnie i trochę się nim bawiła, ale z sympatią i wyraźnie dla sportu, nie z jakimś ukrytym zamiarem. Jan rozmyślał dalej w drodze o wszystkim co tej nocy zobaczył...
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 08-09-2017 o 00:15.
Icarius jest offline  
Stary 12-09-2017, 09:23   #28
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Miewał czasem przeczucie, objawiające się nieprzyjemnym dreszczem na karku, iż ktoś patrzy. Wyćwiczył je sobie podczas polowań z Dzieborem i jego córką Pężyrką. Ogary ojca, mieli przykazane tak samo las i zwierzynę obserwować, jak i Bożywojowego potomka. I teraz czuł to samo, lampki ślepi gasły w zaroślach gdy tylko się odwrócił, ale szelest stąpnięć i trzepot skrzydeł towarzyszyły im nieustannie. Ktoś patrzył oczyma zwierząt.
- Ktoś nas obserwuje – zaznaczył cicho Sayn, potwierdzając jego obawy. - Nosferatu?
Odrzekł Jan, że być może. Wszak pewności nie miał.

Konie boczyć się zaczęły, gdy wjechali na uroczysko. Czuły gniazda zadomowionych tu żmij. Jan nie miał siły ni umiejętności, by je okiełznać, więc przyszło im zostawić wierzchowce pod opieką dwóch ludzi. Tylko Wąchacz ruszył za nim, na niewidzialnej smyczy z krwi uplecionej.

- Panie – szepnął Kamir. - Jechał tu ktoś, przed nami. Trzech konnych. Dwóch mężów, i jeden młodzik, dziecko prawie. Ślady płytkie, małe stopy.
Z gałęzi z miękkim szelestem zerwała się sowa, a Wąchacz zaczął trzymać się blisko Janowych kolan.

Pół pacierza później, gdy zbliżali się już do miejsca, gdzie Niedźwiedź miał swą kryjówkę tajemną, przez woń bagienną poczuł przebijający się zapach dymu z ogniska. I posłyszał głos, cichy, ale wyraźny, ostry, wwiercający się w ucho jak świder.
- I było ci kombinacyje robić, za plecami knuć? Rzekłabym, żeś obskoczył po ryju za swoje. Może by cię to czego nauczyło, jeśli ci pozwolimy nauki wyciągnąć. A szanse na to masz, nie przymierzając, jak rak w warze widoki na przeżycie.

- Pójdę z bliska spojrzeć – szepnął Kamir, a Jan skinął głową. Choć i tak był pewien, że przynajmniej jedna strona z tych co się rozsiedli przy ognisku przed ziemianką, wie że się zbliżają. Kamir wrócił rychło potem, otrzepując odzienie z ziemi i traw.
- Dwóch wojów wschodnio odzianych, na bogato. Dziewka niedorosła, ciemnowłosa i blada, ona zdaje się prym im wieść. Coś jest nie tak z jej oczami… - zadumał się, ale rzec co konkretnie nie potrafił, poza tym, że nie patrzała jak człowiek.
- Niedźwiedź?
- Jeśli to taki wielki, grubawy, kudłaty z zadartym małym nosem, to się tam przed dziewką wije jak padalec, gdy mu na ogon nadepnąć.
 
Asenat jest offline  
Stary 16-09-2017, 14:28   #29
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan nie zamierzał się kryć wybitnie. Raz, że “dziewczynka” o nich wiedziała. Dwa Sayn mógł usłyszeć za dużo. Trzy coś czuł, że owa wschodnia dziewczyna to przedstawiciel Moskwy. Bo skoro Sayn w te strony zawitał jedną stronę reprezentując. To i druga w okolicy walczyć o wpływ musiała. Spojrzał na nią badawczo.



- Witajcie w pokoju przebywam. - powiedział ręce szeroko rozłożył w geście pokoju i wyszedł jawnie do ogniska. Choć Sayn i reszta kompanii dalej stali w lesie. Niedźwiedź na jego widok wstał, rozprostowując się pomału. W istocie zasługiwał na swoje miano. Wzrostem niemal dorównywał Montwiłowi… a był zdecydowanie szerszy, tak w ramionach, jak i w okolicach porządnie wysklepionego kałduna. Poza nadmiernym owłosieniem nie było znać po nim szpetoty klanowej, ani chybi maska. Znać było za to niezaleczone rany i zaszczucie… nie wiedzieć czy najazdem krzyżackim, czy obecnością dziewczęcia rozwalonego w dość swobodnej pozie przy ognisku, które ani drgnęło, pozwalając się milcząco zastawić swoim przybocznym przed przybyszem, jak się okazało, spodziewanym. I znanym.
- No witaj mi, Jasieńku - oznajmiła i przymrużyła niezwykłe oczy. - A podejdźże bliżej, niechaj ślepka napasę.
Jan podszedł a już samo to, że się nie trząsł sukcesem było drobnym. Znała go tajemnicza kobieta? Znaczy, że nie Moskal raczej. Może w czaszce Jana już pewne rzeczy wyczytała? Żelazna wola Jana przydatną była osłoną. Czasami lepszą niż tarcza. Tylko nie zawsze wystarczała. Jan złapał się na tym, że myślał czasem za dużo.
- Wedle życzenia moja Pani. - spojrzał jej w oczy które na myśl mu przywodziły… spojrzenie dziwożony. Równie na wskroś przenikliwe i nawet źrenice troszkę podobne. Nie rzekł nic więcej czekając reakcji dalszej owej tajemniczej siły.

Mimochodem zauważył, że uwolniony od spojrzenia dziewczęcia Niedźwiedź odetchnął z ulgą i zaczął lekko odzyskiwać rezon. Leciuśko. Najwyraźniej spodziewał się, że co się odwlecze, to nie uciecze… Małych piersi pod niebieskim kaftanikiem i haftowanym płaszczem nie unosił oddech. Za to czerwone wargi uniósł grymas, niekonieczne będący uśmiechem.
- A cóże ty tu, Jasieńku piękny, porabiasz? Zamiast w leżu po Leszym siedzieć i czekać na mnie.

Po jej tonie i bez uciekania się do mocy mógł wyczytać, że zarówno ona czekanie na jej przybycie poczytuje za zaszczyt, jak i liczni oczekujący… do których powinien niezwłocznie dołączyć. Mały paluszek o przybrudzonym paznokciu zgiął się zachęcająco, by się Jan jeszcze niżej ku niej pochylił.
Jan podszedł bez wahania i pochylił się bardziej. Wyszeptał wtedy co tu porabia.
- Nie czekałem bo niepokój w okolicy powstał. Stąd chciałem dowiedzieć się o nim więcej, by móc informacją służyć dobrodziejce. - bo powoli domyślał się już kim jest.
- Uhmmm - oznajmiło dziewczę z królewską łaskawością, a potem znienacka otoczyło szyję Jana ramieniem i przywarło wargami do jego ust.
Jan odwzajemnił pocałunek. W czym dezorientacja mu nie przeszkadzała. Przyłożył się do zadania, jakby Birute przed sobą miał. Rzekł jeszcze szeptem niemal niesłyszalnym. Bo podarek wręczyć wypadało.
- Gościa mam też w krzakach, Komtur Elbląski z misją na dwór Pani. Pod przybranym mianem podróżuje ze mną.
- I tak go po tajemnych miejscach oprowadzasz? - dziewczątko poruszyło ciemnymi brwiami nad oczami godnymi dziwożony. - Jak to miło z twej strony. I gościnnie.
I ponownie przyssała się do Jana, z niekłamanym zadowoleniem.

W tym czasie Jan przemówił do Niedźwiedzia w jego głowie.
~ Przysyła mnie Montwił. Spróbuję Ci pomóc co uczyniłeś?
~ Powodzenia, Paktowałem z Zakonem za plecami Jawnuty. rzekł Niedźwiedź.
~ Czemuś podjął taki krok? Przysięgałeś jej lojalność. Zdrada nie pasuje do twego oblicza, nie takim malował cie Montwił.
~ Lennik mój w kajdanach siedzi w Rydze. Diablica odmawia paktów i wymiany. Po prawdzie to nie myślałem, że się zorientuje, ale wasali wezwała w międzyczasie i do Bejsagoły na czas nie dojechałem. Moja wina, moja bardzo wielka wina - ocenił z przekąsem, wykazując się przy okazji znajomością chrześcijańskich modlitw.
~ Rozumiem. Miedzy młotem a kowadłem. Jakiej kary się spodziewasz?
~ Zmieli i vohzda nakarmi - Niedźwiedź nie miał złudzeń.
~ Ponoć wszystko ma swoją cenę. To i życie twoje ma. Postaram się je utargować.

Jednocześnie Jan uwagę dzielił na wydarzenia bierzące.
- No - uznała - Chyba przekazałam wszystko w ogóle i w szczególe, jak ci miało być przekazane. To dawaj tu tego przebierańca - dodała zniżając głos. - Ale najpierw rozprawimy się z Niedźwiedziem!
- Pani nie wiem czy mogę a w zasadzie wiem, że pewnie nie. - co Jankowi wcale nie przeszkadzało. Choć bał się jak cholera wybuchowej reakcji - Co Niedźwiedź zawinił nie wiem. Czy jednak śmierć musi go spotkać od razu?- nie rzekł, że wyrok podważa- Zapewne naprostować będzie trzeba sprawy które on zaplątał.
- Ach nie, jakże od razu! Za zdradę? To wbrew prawu i obyczajom - stwierdziło dziewczę autorytarnie, Jana zaś uderzyło przeczucie, że dziwnooka panienka nawet jeśli przypadkiem orientuje się w prawie i obyczajach, to podejście do nich ma nader wybiórcze, uzależnione od potrzeb, humoru i kaprysu. Kaprys natomiast Jan dostrzegł podpierała dużym czymś siedzącym w krzakach. Na oko wielkości konia. Nie widział dokładnie uznał jednak, że widzieć nie musi. Było z pewnością groźne.

- Miałem na myśli, że zawierucha idzie. - Bo jak inaczej nazwać ten zamęt i nacisk na Jawnute ze wszystkich stron jako się szykował. - W takim momencie każde narzędzie może się przydać. On czego nie uczynił narzędziem jest przydatnym. - widział to w wizji pierścienia z bursztynu. Tamta kobieta ceniła obrońcę. - Trzeba tylko skierować go w stronę talentów. Dać go do ręki komuś wprawnemu i lojalnemu. Niech najpierw zrekompensuje straty, potem poniesie karę. Szkoda łamać drzewko nawet niewdzięczne i zdradzieckie... owoc może dać. By więcej szkód nie uczynił i owoc nie był zatruty. W twojej mocy Pani są takie sposoby. Wiem, żem zbyt śmiały w słowach przeto wybacz mi Pani. - rączkę tym razem ucałował, wciąż będąc ledwo kilka dłoni od kobiety.
- Za szlachetna krew rodu Jawnuty i Bleizgysa, by nią Nosferatu obdzielać - oburzyło się dziewczę i poklepało Jana po policzku, trochę jak konia. - Ale pewnie masz rację… złe czasy idą.
Zadumała się, ale chwila powagi była tylko… chwilą.
- A ty co mi się tak do nadgarstka pchasz, da ci Biruta do wiwatu, że ciżmy w locie pogubisz!
- Zwyczaj z polski by szlachetną Panią po rękach całować. Stwierdziłem, że ciekawy by zaprezentować. - rzucił Jan w formie żartu - Czy prócz wiadomości od Biruty która już przekazałaś mi pani są jeszcze jakieś wieści… list może? - westchnął na koniec. Bo ciężko zrobiło się na sercu na wzmiance o Birucie.
- Słów parę. Do twoich uszu - prześlizgnęła się żółtym spojrzeniem po Nosferatu - nie przerośniętych nietoperów. Czy Krzyżaków chowających się po zaroślach.
- Przejdziemy się zatem? - zapytał Jan rękę jej dwornie podając.
Diablica przekrzywiła głowę w lewo i prawo, Janowi się przyjrzała i z okolicznościom przyrody.
- A - oznajmiła, jakby odkryła piętrowy spisek - ty z tych wytwornych. Jak Biruta.
Oplotła jego ramię jak bluszcz.
- Prowadź zatem, cny kawalerze, w te lebiody, abo tamte pokrzywy. A ty siedź i ognia pilnuj - rzuciła Niedźwiedziowi - aż nie wrócę.
W okolicach kępy bujnych lebiod przystanęła, wyzwoliła Jana z uścisku, co delikatnym ni dziewczęcym ni krzty nie był. Jan ustawił się natomiast tak by Niedźwiedzia widzieć rozmowę z nim kontynuować.

~ Jak podejść Twojego sędzie by Ci życie darował? - ponownie przemówił do kudłacza.
~ To furiatka biegająca z Gangrelami, nie cywilizowany Diabeł.
~ Tylko w tym upatruje naszą szansę.- Jan wiedział, że takie jednostki są niebezpieczne. Można było z nimi więcej ugrać w rozmowie ale i więcej stracić. - Masz może coś co może mi się przydać w targach o twoje życie? Sekret krzyżacki jakiś hak na kogoś z dworu Jawnuty. Cokolwiek.. dopomóż mi w straceńczy zadaniu.
~ Toć jestem Nosferatu, nawet jeśli w lesie siedzę. Znam na ten przykład słabostkę Wedeghe z Ozylii, co mnie tu zaatakował… nie wiem po prawdzie, czemu, ale jego przydupasów poznałem. I Korffa, co tam w Rydze teraz z cienia za mistrzem rządzi, znam osobiście.
~ Opowiedz mi o słabostce Wedeghe. To i ja Ci coś opowiem.
~ Udaje patrycjusza, lecz nim nie jest. Ale podniebienie ma jak ventrue i nic prócz krwi zakonnika mu nie podchodzi. Do tego… wielce na krew Spokrewnionych nieodporny.
~ Nieodporny? Jak to rozumieć?
~ Jednym węzłem całkiem go można skrepować - nadpłynęło z pogardliwym tchnieniem.
~ Kuszące i nikt tego jeszcze nie dokonał? Wiesz czego on chce? Czemu ten podział między nim a Krzyżakami. Prócz ciebie najechał też krzyżacka wieś Dębowe Wzgórze. - Jan podzielił się swoją wiedzą.
~ Dajże spokój, ja strażnik rubieży, nie dworska gnida.
~No to strażniku rubieży powiedz z kim dobić najlepiej targu o twoje życie? Nasza zwiadowczyni nie wydaje się decydującą.
~ Jednak ma pełnię władzy, by decydować o moim losie odparł skwaszony Nosferatu. Po chwili zaś dodał, żeby Jan się streszczał, jeśli coś planuje. Bo on nie zamierza pokornie głowy na pieńku złożyć.


Młody Tzimisce nauczył się na szczęście podziału uwagi w takich sytuacjach i kontynuował rozmowę z jak przypuszczał Egle.
- Serce cię nie zabolało, żeś na dwór proszony, w szopie skończył? - zapytała wampirzyca.
~ Coś tam zabolało chyba duma trochę, choć wiadomo do kogo mi tęskno. To zabolało bardziej. Rozumiem, że jednak taka była potrzeba.- odpowiedział w jej umyśle wyjaśniając, ze Komtur z krzaków słuch ma niebywale ostry ~ Wyjaśnienia były skromne i z trudem wydarte od Montwiła. Gdy je usłyszałem to już całkiem się pogubiłem. Mówił coś o zadbaniu przez moją osobę o domenę dawną Leszego. Zaniedbana ponoć, samopas zostawiona i twój szlachetny ojciec chciał to zmienić. Tylko jak mnie wybrano do tego przedsięwzięcia i jaki jest jego cel?
~ Po prawdzie to nie wiem - diablica zmarszczyla mały nosek. - Tatulo mi obiecał Gangrela tam ściągnąć i osadzic. A tu ty…
- Ano ja. - zaśmiał się już na głos ~ Kiedy ją zobaczę? Czyja to decyzja była? Co mówi Biruta? Rzeknij Pani bo jam tu różne myśli miałem.
~No ty. Biruta pewnie rady, choć kto ją tam wie. A ja nie będę miała Gangrela. - niezadowolenie z tego faktu wręcz z niej ściekało. Taksowała przy tym Jana, z góry do dołu, niechybnie oceniając, czy się w zamian nada.
~ Mam inne zalety od Gangreli. Jakie wieści Pani od Biruty? - zapytał Jan ponownie. Bo rozmówczyni nader wybiórczo z nim rozmawiała. Mówiąc i odpowiadając jedynie na część jego spraw. Sama poruszając co dla niej wygodne. Jan wziął ją na przeczekanie.
~ A jakież to zalety?- dziewczyna wbiła go spojrzeniem w ziemię.
~ Zaradność i spryt. Zresztą Pani będziemy mieli okazję się przekonać. Jakie zalety mam a jakich nie mam. Bo w okolicy ciężko a przyjdzie nam współpracować. Krzyżacy najechali ziemię Niedźwiedzia. Jednak ci sami napastnicy najechali… krzyżaków. - dał jej chwile by to przetrawiła ~ To jakaś frakcja odstępców na Ozylii siedzą. Ten przebieraniec, oni go zabić chcieli chyba. Więc na dwór dostarczyć go trzeba. Żeby powiedział tam co swoje. - tak sobie uwidział, że musi podkreślać przydatność Sayna. Żeby na dwór dojechał.... cały.
Oparła palec na policzku.
~ Nie spodoba się to Birucie… no chyba że ja Krzyżaka zawiozę. Ładny? - spytała niby niewinnie, ale należało mieć podejrzenia co do losu ładnych Krzyżaków powierzonych jej pieczy.
~ Czemu Biruta miałaby być niezadowolona?
~ Bo wolała, byś się z dala trzymał, póki u nas jatka i Kniehini szuka winnych - odparło dziewczątko sucho i krótko.
~ Winnych czego? Co tam się u was dzieje, brzmi to dość poważnie.
~ Zakon umieścił u nas kreta… a bez pomocy kogoś na miejscu, byłoby to nader trudne, jeśli nie niemożliwe - wzruszyła ramionami, jakby spiskowanie z wrogiem przeciw własnej rodzinie nie było ani czymś niezwykłym, ani szczególnie godnym potępienia. ~ To sobie wystaw, co się tam teraz dzieje. Głowy lecą jak ulęgałki jesienią. Sznurki marionetek się targają, pakty rosną jak grzyby po deszczu i tak samo szybko znikają.
Wydawała się rozbawiona jatką, która chyba jej samej nie dotyczyła.

~ Chciałbym się z tobą narodzić w takim razie. Mam pilnować terenów dawnych Leszego. Od północy siedział Niedźwiedź którego Krzyżacy popalili. Ludzi nie mam zbyt wielu, teren znam słabo. Jedyne czego możesz być u mnie pewna to lojalności. Wstydu i hańby rodzinie przynieść bym nie mógł. Zdradzając stary pakt. To raz… a dwa Biruta. Jej strata byłaby jak strata własnej głowy i serca. Nie ja zdecydowałem o tym osadzeniu w terenie. Potrzebny jestem to służę. Miałbym jednak prośbę. Podaruj mi Niedźwiedzia jakbyś mi psa podarowała. Potrzebny jest mi ktoś kto teren zna i gryźć umie. Nie myśl, że to łaska. Ja go niczym psa na powróz wezmę. Krwią zwiążę, ziemi pozbawię. Cierpieć będzie również w duszy to gorsze od egzekucji czy tortur. Praktyczniejsze natomiast dla nas bo pomocy z dworu tu nie dostaniemy. Nie wiadomo kto wróg i przyjaciel Krzyżaków, przeto wszyscy będą siedzieć w zamku. Jak nas tu najdą lepiej mieć jedno narzędzie więcej. W dodatku poświęcić go można bez żalu… Gdyby okoliczność zmusiła, oszczędzamy żywot cenniejszych Spokrewnionych.- miał na myśli oczywiście Gangreli bliskich sercu rozmówczyni.
~ Mhmmm, racja - dziewczątko uśmiechnęło się drapieżnie. ~Można by go w pierwszym szeregu stawiać, wielki taki, że innych zasłoni.
Imię Montwiła nie padło, ale zawisło między nimi niemal dostrzegalnie. Wydawało się, że już-już się zgodzi… ale to była chwila.
~Ty będziesz miał wielkiego kudłatego raba. A co ja będę miała z tego?

Cena to zawsze kwestia ceny pomyślał Jan i zdziwiony nie był.
~ Moja wdzięczność Pani. Moja przyjaźń i dług u mnie niech będzie też. Odbierzesz zobowiązanie gdy tobie będzie pomoc potrzebna. Mądre i ładne głowy przydają się jako sojusznicy. Bardziej czasami niż duży i kudłaty drab.- nie dodał, ze takich ma wielu wśród Gangreli. Takich jak Jan natomiast nie. Pomyślał, że jeszcze będzie tego żałował widząc jej naturę.
~ Taaak - potwierdziła Diabliczka i uśmiechnęła się, jakby kotu pokazał miskę śmietanki. Nagle mała rączka wystrzeliła w przód, drobne paluszki zacisnęły się na Janowej krtani. Chwyt dla śmiertelnika ostateczny, dla wąpierza - jeno bardzo bolesny.
~ To komu dług poprzysięgasz, zaradny Janeczku? Jakie moje imię?
Jan przez chwilę milczał. Patrzył się jeno. Zwalczył w sobie odruch oporu.Po czym przemówił do Niedźwiedzia wpierw w umyśle. Chwilę wykorzystując.

~ Rozmawiam z Egle i córka Bleizgysa i wnuczka Jawnuty. Bo targ już niemal o ciebie dobity.
~ Egle Żmudzinka. Córka Bleizgysa. Wnuczka Jawnuty. Jaka jest cena?
~ Mój dług dla niej, twoje przysięga krwii do mnie.
~ Ty łajzo, odpalił mu Nosferatu soczyście.

Jan eksplozji wdzięczności się spodziewał. Tylko tak od razu Łajzo. Wiedział, że Niedźwiedź w niemal żadnych okolicznościach by na to nie przystał. Kluczowe było słowo niemal. Bardziej pod ścianą niż kudłacz być się już nie dało. Tym bardziej, że Jan wiedział w jaką nutę zagrać.
~ Ocalam Ci głowę jak i twoich ludzi oraz sług wszelakich. Poratowałem wielu po drodze. Przysięgam Cię honorowo traktować. Kiedy tylko szopka nie będzie wymagała inaczej. Chciał Cię ratować Miłek i Montwił. Przyszedłem tu odwrócić wyrok śmierci. Innej drogi nie mamy w innej sytuacji nie zapłacisz Ty ceny. - i tu przeszedł do sedna ~ Zapłacą twoi ludzie gdybyś uciekł i lennicy wszyscy bez wyjątku. Jawnutowi nie darują. Miło byłoby gdybyś mi zaufał, ja też place cena za twoje życie. - skoro Nosferatu nadstawił karku dla jednego lennika. To dla wszystkich i swojej głowy przystanie na układ. Jedyny jaki mu pozostał. Tak się przynajmniej Janowi wydawało. Mylić się mógł oczywiście srodze.
Sapnął tylko wielkolud, ale nie zaprotestował.
~ Uwierz mi wyjścia nie było. Chce wiedzieć czy zgadzasz?
~ Niechaj będzie. Obaczym, co wyjdzie z dwornych obietnic.

Tymczasem Jan odpowiedział również Egle.
~ Egle Żmudzinka, Córka Bleizgysa i wnuczka samej Jawnuty. Jej dług przysięgam.
Chwyt zelżał.
~ No, Jasiu, jeszcze coś z ciebie będzie. Coś się tak spiął?
Puściła go i klepnęła z rozmachem w plecy, aż mu coś w środku chrupnęło.
~ Zwiąż Niedźwiedzia w niedźwiedzi baleron i dawaj tego Krzyżaka, zabieram go do Kniehini. I tak za długo siedzę na tym bagnie.
~ Już się za nich zabieram. Rzeknij jeszcze Pani czy Biruta coś jeszcze do mych uszu rzekła? - ponowił próbę wydostanie przesłania.
~ Że Montwiłowi we wszystkim, co brata jego nie tyczy ufać możesz. Że Samboja zagrożenia w tobie upatrywać będzie. Nie wolno ci jednak jej ukrzywdzić. Żebyś uważał na dziwożony, bo tam je na ziemi masz. Ażebyś jak Leszy nie skończył. I że jak się u nas uspokoi, to pośle po ciebie.
~ Dziękuję za słowa. Przekaż jej, że choć czekanie to udręka to będę czekał.
~ Mam wrażenie, że ona jednak była bardziej wylewna, a uczucia żywsze… o ile martwe serce może takowe odczuwać - parsknęła Egle.
Jan natomiast pomyślał, że swoją wylewnością dzielić się Egle nie będzie. I żywość jego uczuć objawiła się przybyciem tutaj. Zostawił ojca i cały znany świat. Przybył w dzicz... a wcześniej... Swoją postawą praktycznie na ojcu wymusił wysłanie tu. Bo choć Bożywoj wysłał pod pretekstem paktów i nauk. To wysłał bo Jan by uschnął z tęsknoty. Tego synowi nie życzył. Liczył zapewne, że Jan na uczuciu się sparzy i wróci do ojca. Czy jednak tak będzie?

Wyszedł Jan ponownie do ognia. Zawołał Komtura i Kamira. Zwiadowcy nakazał Niedźwiedzia związać. Mocno jakby bestię wiązał lub dwie w jednym ciele. Do Komtura rzekł.
- Związał, miły mój, czyli krwią spoił, a nie kokardy motał na kałdunie - zaznaczyła sucho Diabliczka, ale straciła zaraz całe zainteresowanie Janem. Jej uwaga przeniosła się na komtura, i Jan widział, że Sayn zadygotał i nogi mu się lekko ugięły.
- Egle Żmudzinka, to głos Pani Jawnuty tutaj.- przedstawił Egle Ventrue zgodnie z etykietą - Sayn Komtur Elbląski, poseł - co od razu Egle podkreślił - do Pani Jawnuty od Wielkiego Mistrza. Będziesz Panie mógł na dwór pojechać w jej towarzystwie. - zapowiedział posłowi.
- Będziem się bawić po drodze hucznie i nieprzyzwoicie - zapewniła Tzimisce na uprzejme uwagi Krzyżaka, jakim to szczęściem dla niego, przez Boga danym, jest jej obecność, uwaga i łaskawe towarzystwo.

Jednocześnie Jan Niedźwiedziowi rzekł w umyśle że targu o jego życie dobił, w odpowiedzi otrzymując ponurą konstatację, by robił co ma robić. Diablica bowiem prędka i chimeryczna, rozmyślić się może. Jan podszedł człowieka od wiązania odwołał i spętał Niedźwiedzia czym innym - krwią. Potem pożegnał się z Komturem. Na jego wątpliwości i wahania odpowiedział prosto i zgodnie z prawdą. On Jan zostać niestety musi póki co. Wtedy on Sayn towarzystwo ma do wyboru Egle albo żadne. Owszem, Egle ma swoje... zwyczaje. Jednak jest zwiadowczynią Jawnuty a on posłem do niej. Droczyć się będzie i ostrożnym w rozmowie być trzeba by nie prowokować. Jednak nawet ona nie odważy się na posła podnieść ręki. Którego Jawnuta zapewne chciałaby usłyszeć. Jan nie rzekł tylko co dalej Knechini uczyni.

Następnie gdy Egle już odjechała. Jan wezwał Ludę i w obecności Kamira i Niedźwiedzia sprawę jej wyłożył. On Jan wytargował życie Niedźwiedzia od Bejsegole. Długu sobie narobił ale wytargował. Trzeba było, bo Niedźwiedź lennik i zdrada to złe połączenie. Rozumie Nosferatu pobudki, ba nawet docenia honor. Jednak od pewnego poziomu zależności z Tzimisce nie ma przebacz. Jawnuta oczekuje poświęceń. Niedźwiedz związany być musi póki Egle może obserwować. Zarówno dziś jak i w dniach następnych. Uznał że i tak szczery był do Ludy. Ciągle prawda i sam się łapał na tym, że chyba za szczery. Co mógł jednak począć? Wzbudzała jego zaufania. Nie mógł jednak wszystkiego odsłonić. Popatrzył na swojego nowego przybocznego i kobietę... Oznajmił, że w kolumnie ich ludzi jest dwóch wojów Niedźwiedzia. Niech im to jakoś wyłożą, by on Jan siły używać nie musiał. Kamirowi rzekł, że jak do tej pory był czujny. Tak teraz musi do następnego przebudzenia być czujny podwójnie. Na wszelakich ludzi Niedźwiedzia mieć baczenie.

Zamierzał wrócić do wioski Niedźwiedzia, po owieczki prawdziwe i te w ludzkiej formie. Potem kierować się do wioski Struga. Chciał jednak wiedzieć od Niedźwiedzia wcześniej czy zna los pozostałych wiosek swoich? Jeśli nie niech ludzi tam wyśle albo oczami zwierząt sprawdzi. Północnej granicy Jan nie chciał zostawiać samej sobie.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 24-09-2017 o 12:38.
Icarius jest offline  
Stary 24-09-2017, 13:39   #30
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan w drodze Niedźwiedzia począł wypytywać o wiele. O Nosferatu w Rydze gdzie usłyszał, że w mieście ich dziesięciu z czego trzech zakamuflowanych w zakonie. O lenników i jego siły oraz o obecny stan wiosek. Dowiedział się, że wojaków ma jeszcze ze trzydziestu bądź czterdziestu co żyją. Trzech Spokrewnionych wasali. Jednego w niewoli i dwóch Lasombra młodych trzcicieli Welesa. O Korfie dowiedział się tyle, że jest okrutnikiem i ma mroczną naturę. Nie wolno ufać jego słowu - złamie je gdy tylko będzie miał z tego interes. Łasy na ziemię i bogactwo, ale byle czego nie bierze. Uważa się za polityka, ale według Niedźwiedzia marny z niego manipulant, i więcej ma wrodzonego sprytu niż rozeznania w sytuacji politycznej. Ryscy Nosferatu uważają, że szykuje się do przejęcia władzy nad zakonem, na razie kurlandzkim, ale apetyty ma większe. Sugerują jakąś grubszą zadrę z Wedeghe, bo bunt braci dobrzyńskich akurat zlał się w czasie z wieśćmi o przybyciu Korffa, i to raczej nie jest przypadek. Gdy zapytał o dwór Jawnuty Nosferatu rzekł, że nawet on wszystkich nie zna. I począł wyliczać odginając palce. Najbliżej znam Bleizgysa - syn Jawnuty, honorowy, dumny, ale naiwny. O nim pewnie Janie słyszałeś oraz o Egle którą nawet miałeś przyjemność - uśmiechnął się dwuznacznie - poznać. Oboje mają dobre układy z Gangrelami. To czego nie wiesz Janie to Wroniec, prawdopodobnie najstarszy z Gangreli Kurlandii, jest związany obopólnymi więzami z Bleizgysem. Jawnucie się to ponoć nie podoba. Gdy odgiął już czwarty palec rzekł. Bardzo ważna jest Jaune - po rusku Jewna. Tajemnicza wampirzyca, na pewno starsza, bardzo bliska Jawnucie. Niedźwiedź uważał, że mogą być siostrami. Rodzonymi - podobne imiona. Samboja zawsze bezwzględnie ją popiera, a Jaune zawsze uważa, by Samboi coś skapnęło. Piąty palec oznaczał Narymunta - syna Jawnuty, wiele czasu spędził w Moskwie. Przywiózł sobie stamtąd Kapadocjonina imieniem Michaił Koriat który odgiął palec już na drugiej ręce. Pozostawiony jednak bez komentarza. Siódmym palcem był Olgierd - syn Jawnuty, sympatyzował z Polakami, orędownik ciaśniejszych więzi z polskimi Diabłami przeciwko Zakonowi. Niedźwiedź twierdził, że Olgierd ma parcie na własną domenę. Ósmy był Vesteinn - Brujah. Gdy Niedźwiedź pojechał kiedyś do Bejsagoły z Miłkiem, ten stwierdził, że Vesteinn jest wikingiem z Północy. Niedźwiedź uważał że to może być prawda bo Miłek się bardzo wyznaje w temacie. Ostatnią tóż przed końcem ręki była Eufemia - córka Jawnuty. Urodziła się na wyspie na jeziorze Ładoga, pod monasterem Walaam. Uduchowiona, delikatna, ma kontakty w klasztorach prawosławnych. I jak rzekł Niedźwiedź nie wszyscy to byli.... Jan oświadczył mu, że naprawdę zamierza bronić i Niedźwiedzia i jego ludzi oraz tej ziemi. Jawnuty zdradzać nie zamierza. Krzyżakom i intrygantom odpór dać. Choć zdaje sobie sprawę, że paranoja w Bejsegole związana z problemami może o sobie dać znać również. Rzeknie też by i on pytał o co chce zapytać. On Jan śmiało odpowie na wszystko.

- Zamierzasz tu osiąść? - spytał Niedźwiedź bez ogródek. - Czy jeno gierki toczysz?
- Gdybyś spytał mnie tydzień temu zaśmiałbym się na taką możliwość. Dziś wydaje mi się, że zostanę. Wszystko zależy czy domenę otrzymaną utrzymam i czy rzeczywiście ją dostałem oraz od spraw z Birutą. Tutejsza ziemia zasługuje na coś dobrego. Tylko czy ja jestem odpowiedzią? - zamyślił się i zapytał retorycznie. - Czarny Żbik jakim jest wodzem? Po drodze uratowałem jego córkę. - stwierdził już bardziej rzeczowo.
- Zemgalowie to bitny lud. Pochrzcili ich tam książęta z Połocka na prawosławną modłę, ale będzie z wiek, jak krzyż zrzucili i powrócili do dawnych wierzeń. Jeno jeśli myślisz, że to kudłate bestie, co tylko na sznur ich wziąć i do polowania spuszczać, to mylisz się. Oni cywilizowani, wodzowie przynajmniej. Żbik to pamiętam, córkę kształcił. Umnych ludzi ściągał. Dumał, że będzie wodzem przy mężu, co go sobie weźmie. No… jak na lupina, to całkiem jest zrównoważony i rozsądny. Po temu się z Zawilec wiecznie żrą, bo ona to z tych, co na uraaaa, z gołymi rękami na zbrojną konnicę albo umocnienia.
- Córkę jego Krzyżacy mieli jako zakładniczkę. Mówię ci to w zaufaniu. Bo jeśli Żbik nie zdecyduje się jej odesłać nazat, to pewnie w tajemnicy będzie trzeba sprawę zachować. Trzech ją porwało jak z zakonu uciekali. Mądra dziewczyna. Prócz jej wydania zdradzili sekretne wejście do Rygi. Mam coś dla ciebie - pokazał mu pierścień podrzucając go w ręku. Następnie podał go Nosferatu. - O ile nadal chcesz służyć Jawnucie.
Niedźwiedź zaskoczony wyjął mu błyskotkę z dłoni, zacisnął w pięści.
- Był czas, gdy poczytywałem to sobie za zaszczyt.
- Co się zmieniło okoliczności czy Jawnuta? - zapytał bezpośrednio.
- Ona - mruknął Nosferatu półgębkiem, jakby się bał, że jakoweś myszu leśne czy ptaszyny niebieskie doniosą Diablicy.
- Jestem za młody by o tym dumać. Jednak im jesteś starszym i potężniejszy im więcej masz ziemi i wpływów. Tym więcej niestety masz wrogów, tym więcej spisków przeciw tobie. To według mnie każdego odmieni. Gdy nie wiesz kto wróg, kto przyjaciel za zasłoną pozorów i uśmiechów. Coś konkretnego położyło cień między wami?
- Na wschód głowę jęła przechylać - rzekł Nosferatu i ręce rozłożył, sierścią podobną dziczej szczecinie porośnięte.
- W czym to gorsze od przechylaniu głowy na zachód? - zapytał zaciekawiony. Patrząc jednocześnie w tamtym kierunku.
- Tak czysto życiowo? Zachodnie wampierze jeszcze chwiejnie tu stoją, więcej uzyskać od nich można. Na wschodzie wiele możnych tzimiskich rodów. Twardzi są, majętni… i od lat już tu mącą. To dla nich nie jest obca ziemia ani dzicz nieprzebyta.
- To jednak jej decyzja. Jako lennik miałeś swój udział. Ta jedna rzecz uczyniła tyle zamieszania? Zostawmy to jednak dumajmy nad stanem faktycznym. Jak widzisz zabezpieczenie twojej ziemi teraz? - Jan miał swoją wizję. Nauczył się jednak od ojca słuchać innych.
- Jak się Jawnutowi z Zakonem tłuc tu poczna, to kamień na kamieniu nie zostanie - skrzywił się Nosferatu. - I tym różnić się to będzie od tego, co pięć roków temu było, że wtedyśmy ich przepuścili, by w kleszcze pod Szawłami wziąć… a teraz to nas pewnie zaleją. Więcej ich niż onegdaj.

Jan przez chwilę rozważał te słowa.
- Podobno poprzednim razem ród Jawnuty nie pomógł zbyt mocno. Prawda to? Czy jedynie niektórzy nie dostrzegli nici odpowiednich? Rzekłeś problem który zdaje się oczywisty. Fala będzie większa a po niej będzie kolejna i kolejna. Jeśli ta nas nie złamie. Jak widzisz rozwiązanie? Co chciałbyś uczynić. - spojrzał Jan na Nosferatu z zaciekawieniem. Bo brzmiało to jakby Niedźwiedź chciał się z zakonem układać. Pytanie było tylko czy by z zakonem i Jawnuta żyć w pokoju? Czy wiedząc, że jego łaska i Jawnuty minęła… chciał wykonać inny ruch.
- Ano zdaje się, nie wierzyli zbytnio w sukces, poprzednio - Nosferatu podrapał się po kudłatym łbie. - Ale Bleizgys z córką przyjechali, przybocznych przywiedli… a i Jaune Samboję wsparła. Co robić chcę? Przeżyć bym chciał - spojrzał na Jana ze zdziwieniem. - A nie da się przeżyć, łeb chowając pod pierzynę i udając, że Krzyżaki nie istnieją.
- Słusznie prawisz. Trzeba nam jeszcze ustalić co teraz z ludźmi i wioskami twoimi. Jak chcesz ludzi przegrupować?
- Baby z bachorami, gadziną i dobytkiem do lasu na uroczyska, jak tylko ku nam ruszą. Mężczyzn po osadach abo na brody, przejścia między bagnami. Teraz to jak z dymu wróżyć. Ani wiesz, kędy pójdą, ani ilu ich - wzruszył ramionami.
- Zwierzętami i odpowiednimi mocami nie idzie wszystkich miejsc obstawić? Wtedy ptaki mogłyby nam rzec skąd idą ilu i gdzie? Przez las z powietrza nie widać ale odpowiednia liczba takich sług całą okolicę może zabezpieczyć prawda?
- Widać, żeś nigdy zwierząt nie utrzymywał… - westchnął Nosferatu. - Człek darmo robić może i żyły sobie wypruwać, gdy mu wmówisz, że powinien. Dla bydlątek biegających i fruwającej czeredy najważniejszy pełen kałdun, schronienie i młode. Nie będzie warty dzień i noc trzymać, i kolejne, swoje sprawy porzucając. Krwią karmić można, lecz to kosztowne. Rozstawi się parę, jako zawsze, lecz nie licz, że się Krzyżak nie prześlizgnie. I oni też Gangreli mają na usługach, co podobnej sztuki dokonać mogą. Skoroś kimś więcej niźli ja, to politycznie to rozegraj… ażeby nie przyszli wcale. Bieganie po kniejach, gadanie ze zwierzyną zostaw tym, co się lepiej na tym wyznają.
- Politycznie to ja już pierwszy ruch wykonałem.- odrzekł Niedźwiedziowi Jan- Goniec do Rygi Krzyżacki poszedł wraz z przewodnikiem naszym. Wieści najpewniej zawieść o ataku na Dębowe Wzgórze ludzi Wedege. Sayn ten Komtur któregoś widział jedzie do Jawnuty. Stanie tam przed trudną sytuacja. Jako dyplomata układać się chce w momencie gdy twoje włości zostały spalone przez Krzyżaków. Mimo trudności w waszych relacjach to jej ziemia jeno tobie powierzona. Jawnute może nie obchodzić, że atakowali niby renegaci. Krzyżak to krzyżak nigdy nie wiadomo co pozorne a co nie u nich. Moment też fatalny z powodu zamieszania na dworze. On jest jednak sprawnym posłem. Będzie przez to musiał dać jej coś w układach. I to w pierwszej kolejności nie by targu dobić ale z życiem ujść. Potem dowiemy się od Biruty na czym stoimy i jakie rozstrzygnięcia zapadły. Ten konkretny Krzyżak Sayn wcale nie jest zwolennikiem ekspansji tutaj, zachowaj to jednak dla siebie. Również może to wpłynąć na układy. - zadumał się Jan jadąc w siodle i okolice podziwiając

Niedźwiedź pokiwał głową.
- Ptaka z listem, lubo człeka do Nosferatu w Rydze możnaby pchnąć… tak, krzyżaccy oni. Ale bitka, w której ghuli, wpływy i wtyki potracą, to im nie na rękę - zasugerował. - Masz co im dać?
- Co im dać wypada? Znasz ich lepiej. - zapytał Jan- Ja jestem Polskim diabłem. Z rodu Zoltana, syn Bożywoja ze Skrzynna. Sojusznicy to od dawna Jawnutowego dworu.Co wyjątkowe jest na swój sposób w tych czasach. Wartość dodatkowa w obecnej sytuacji. Dla Rygi bo chrześcijanin z Polski nie dziki poganin. Dla Jawnuty bo ród jej bliski i zaprzyjaźniony. Szlachetnego rodowodu nie jakiś chłystek. Nie każdy niestety mierzy ludzi miarą ich czynów i ducha. - dodał na koniec z przekąsem.
Niedźwiedź wzruszył ramionami, nie wiedzieć co komentował - patrzenie przez pryzmat szlachetnego urodzenia, czy podejście Krzyżaków do polskich chrześcijan.
- Mój klan na wiedzę i tajemnice łasy, zajedno, której strony dotyczy, i czy jej obiekt na polepie glinianej urodzony, czy na aksamitach.
- To im rzeknij, ostatnie wydarzenia w liście. Ludzie Wedeghe cię naszli, Komtura Elbląskiego z Wzgórzem Dębowym próbowali unicestwić. To powinno ich zainteresować. Bo to nie tylko jak mówimy nowina i tajemnica. Jednak i próba wciągnięcia ich w wojnę. Której jak rzekłeś nie chcą. Do nich wyślemy pierwszego ptaka i sam list napiszesz. Drugiego poślemy do Biruty. Tylko krwią karmionego żeby list jej oddał do rączek osobistych. Trzeciego zaś do Czarnego Żbika. Tu pytanie się rodzi na ile go znasz? Córkę chce mu zwrócić i sojusznika z niego uczynić. Pytanie czy na to pójdzie… Czy zakon nie jest mu drogi?
- Jak spod Szawli zakonnicy uciekali, to ich łowił jako jelenie po lasach… a jak z Zimorodek zadrę miał, to się z Krzyżakami przeciw niej sprzymierzył… a skoro córkę jego mieli, to albo pakt jaki zawarł, albo złapali ją i do paktu chcą go przymusić, grożąc że na gardle dziecię zapłaci, jeślić posłuszny nie będzie - metody takowe nie wywierały na Nosferatu wielkiego wrażenia. Chyba były w powszechnym użyciu po obu stronach konfliktu. Dla Jana sądząc po jego minie były jednak pewną barierą.
- Tedy radzisz mu córkę oddać by honorem przekonać. Czy rzec, że ją mamy i zakładnikiem uczynić. - Jan był ciekaw jakie Nosferatu zaproponuje metody. To o nim rzeknie wiele. Bo być nieczułym na pewne praktyki to jedno, stosować je to drugie. Nie żeby Jan był jakiś kryształowy. Starał się grać powyżej pewnego poziomu. Jednak przykład więzi Niedźwiedzia pokazywał, że jak trzeba zagrać ostrzej to grał nie bacząc na takt.
- Bym mu wieści posłał, że szczeniara w mojej władzy… oddawać za nic - niepodobna. Toć to lupin, oni za zasługę sobie poczytują, jak którego z nas do zguby przywiodą, i nawet jak który rozsądniejszy od reszty, to ma tę myśl i marzenie o sławie z tyłu głowy. W honor wierzyć nie widzę przeszkód, ale zabezpieczyć się trzeba. A trzymanie potomka pod kluczem to jeden z lepszych na to sposobów.
- Zapewne - Jan powiedział to z zaciśniętą szczęką. - Teren Żbika gdzie się rozciąga? Ile mają osad, wojów i jak wielu lupinów pośród nich? Zadry ma jakieś z dworem Jawnuty? - przeszedł jak zawsze do wyczerpującej serii pytań.
- Oni nad zatoką, nad morzem, Żbik na wschodzie, Zawilec na zachodzie. Tereny ludne, ludniejsze niż nasze i bogatsze. Zadry ma, a jakże… chciałaby ich Jawnuta złupić i kagańce nałożyć, a oni nie dają się i odgryźć się potrafią. To i zadra.
Jan powoli zaczął sobie uświadamiać jak wielkim atutem dla niego jest Nemei.
- Abelard van der Decken co wiesz o tym osobniku? Ponoć pokonał jakiś Gangreli a nawet wodza wilkołaków - co zdaniem Jana było olbrzymim wyczynem - Bo ja tu już słyszałem wiele opowieści, jednak bardzo mglistych. Widziałem go jako jeńca w Skrzynnie przez ojca przywiezionego dla okupu. Tu natomiast słyszałem już różnie, renegat, szaleniec..
- Uhm - poświadczył Niedźwiedź poważnie, łbem pokiwał gwałtownie a przysunął się bliżej, rad, że rzec może coś, czego sam jest pewien i na cudzym zdaniu nie polega. - Po bitce pod Szawlami Samboja go jeńcem wzięła. Na bagnie go opadli, koń mu padł… Na pewno trzymała go długo, bo żem dwa księżyce później handlować przyjechał, to żem go w jamie ziemnej kratą przykrytej widział, na jej wyspie. No i… albo jej krew, albo jej sztuka w łbie mu wszystko poplątała. Gadają, że mu się bóg jakowy dawny na pobojowisku objawił. Nie wierz, Samboi to robota.
- Słyszałem, że on pogan wróg zaprzysięgły. To chyba ten bóg Samboi udawany nie przypadł mu do gustu - uśmiechnął się Jan na myśl o twardogłowym fanatyku takiego widoku doświadczającym - Jak się znalazł na wolność? Ba on jakiś teren dla siebie wywalczył ponoć. Z kimś trzyma sojusz? - Jan notował w pamięci powiązania i konflikty. Granice i interesy każdego o kim słuchał. Czuł, że zawiła to mozaika. Jednak im lepiej pozna jej fragmenty, tym lepiej będzie się odnajdywał. Poznać całość było poza jego możliwościami…
- Tak jak siedział, tak nagle przestał siedzieć. To i myślę, że wypuściła go. Nie z dobrego serca czy współczucia - żachnął się. - Samboja serca nie ma. Niemniej, co żem z nią interesa robił, tom dobrze wyszedł. Straszna ona i jakbyś w serce nocy samo patrzył przez jej źrenice… ale o sojuszników, nawet chwilowych, dba i ustaleń się ze mną zawsze trzymała. O Zeloty sojuszach nic żem nie słyszał, lecz na pewno kontakt z Samboją utrzymuje, jakaś nić między nimi jest.
- Montwił rysował ją jako taką od której trzeba trzymać się z daleka. Ponoć jest kapłanką, ponoć jej ludzie wilkołaki lub berserki. Co rzekniesz w tych sprawach i czy ona diabłem jest jak ja?- Jan niby wnioskował, że Samboja jest Tzimisce. Jednak nigdy niczego nie można być pewnym.
- Mówią moi Lasombra, że jak Weles wampierze powoływał do istnienia, każdy ród obarczył przekleństwem od umrzyka, z którego plemię stworzył nieumarłe. Że mój przodek, uważasz, był szpetny. No to przodek Samboi był szalony.
- Malkavianka - zapowietrzył się Jan w rytmie swego odechu. Który choć niepotrzebny częścią był jego jestestwa - uroczo. Stąd te różne postawy i różne opinie. Jej ludzie to ludzie czy wilki? I rzeknij mi też o twoich lennikach coś więcej. Zarówno o Lasombrach jak i tym co siedzi w Rydze. Teraz jesteśmy wszyscy powiązani jakoś. I gdy nadarzy się okazja postaram się gu wykupić.
- Jej ludzie skóry i łby wilcze noszą. Wilki oswojone mają. A w bitwie w szał wpadają… w podobny i ja, i Montwił ludzi wpędzić potrafimy, w każdym jest Bestia. Ale Samboja jakoś inaczej z ludzi zwierzęta wyciąga. Jak, nie wiem. Po temu też dobre układy mamy, żem jej nosa i oczu nie pchał w jej tajemnice. Lecz to ludzie. Żadnego żem nie widział, aby się jako lupin odmienił.

Zadumał się chwilę, odyńca, na którym jechał, za małym uszkiem podrapał.
- Lasombra moi młodziutcy, może z czterdzieści lat jako nieumarli? Jakowyś klecha wampir z krzyżakami przybyły umyślił sobie, że jak pruskich kapłanów odmieni, to lud za nimi pójdzie. I się zbuntowali klesze ledwie miesiąc minął. Wespół zabili i uciekli na wschód. To i przytuliłem niebogi. Czczą Welesa, modlą się do ciemności i do umarłych. Jak się nie modlą, to nawet można pogadać z nimi. Jeno że ciągl nocą i ciemnością, i cieniami straszą. Że to jakoby przejaw Welesowej woli - machnął lekceważąco ręką. - Każdy ma swoje mrzonki.
Jan pomyślał, że kapłani ciemności którzy doświadczyli mocy ciemności klanu Lasombra... na pewno utwardzili się w swojej wierze i przekonaniach.
- To prawda - Jan spojrzał na Nosferatu uważnie i ciepło. Wydawał się szczerym i mądrym kompanem. Pozór to lub poza? Może prawda szczera. Tego jak odkryć nie będzie mógł jeszcze długo. Na szczęście lub nieszczęście patrzył na świat przez dwa pryzmaty. Swój własny i ojca Bożywoja nauk. - Ostatni twój lennik kim jest? Po za tym, że więźniem niestety. - dopytywał Jan dalej by pełniejszy mieć obraz.
- Obawiam się, że za jakiegoś czarta leśnego go tam wezmą - skrzywił się Nosferatu. - Bo on skośnooki, mały i paskudny z wyglądu. Gangrel, ino mongolski. Tak mówi, przynajmniej. Saikhan się przedstawił.
- Od ciebie chcieli ziemi, ciekawe czy mi go sprzedadzą. - zastanawiał się na głos Jan. - Mi pani Jawnuta niczego nie zabroniła…. jeszcze. Jak go pojmali? - dodał na koniec. - Miłek i Sławomir z twoich ludzi żyją. - począł Jan opowiadać o sytuacji ludzi Nosferatu - W wiosce nieopodal jest grupka podrostków i starców. Dwóch wojów twoich z nami reszty nie widziałem. Kobiety i dzieci uchodziły lasem. Napadły na nich ogary wielkości koni. Pluły jadem i były… nad wyraz silne. Ubiliśmy jednego z Montwiłem. Luda też pomogła swoimi czarami. Dobra z niej dusza i towarzyszka - pochwalił kobietę i spojrzał na nią ciepło - Ktoś ogary odwołał na szczęście. Trochę dóbr i jedzenie po wiosce znaleźliśmy. Stado owiec też się zachowało. Wszystko zostanie ci zwrócone. W wiosce Struga przyjdzie się nam naradzić, tam kazałem poprowadzić ocalałych. Dumam by obronę naszą powierzyć tobie i Montwiłowi. Samemu na dwór się udać. Mimo cóż nieznanych mi z przyczyny sprzeciwów. - zakończył Jan. - Można by i w tajemnicy Żbika o pomoc poprosić. Skoro mamy na niego środek nacisku.
- Zawszeć to się lepiej Diabeł z Diabłem dogada - zasugerował ostrożnie Niedźwiedź. - Choć po prawdzie to do Nosferackiej solidarności to wam jak do nieba daleko. Jedź, my doglądniem dobytku i bydła - zaśmiał się nagle - Choć ci Montwił nie podziękuje za tę synekurę.
- Waleczności mu nie brakuje. To co zagraża nam, zagraża i jemu. Liczę, że pojmie intencje. Mogłoby być inaczej? - Jan spodziewał się raczej, że Gangrel pokroju Montwiła walkę ceni i lubi.
- On tam ma Rzemieślniczkę na swojej ziemi. I niby to ona krew jego pije, ale on całkiem umu się na jej rzecz wyzbuł - zachichotał Niedźwiedź wybitnie po nosferacku.
- Słyszałem o niej jak o dziwie jakimś z jego słów. I jest jak mówisz… niby ona jego a on bardziej i tak jest jej. Kobiety niestety nawet na nieumarłych tak potrafią działają. Jednak tylko te wyjątkowe - zaśmiał się również i znów zerknął na Ludę - Co mi o niej rzekniesz. Nazywał ją kasztelanką tam gród jakiś stoi? Nikt się o nią nie upomniał z Rygi?
- Gród tam, e tam - parsknął Nosferatu. - Wieża drewniana, na podmurówce kamiennej może, jak akurat kamień był w okolicy. Wielki mi kasztel… toć ty na sadybie Leszego to przy niej wojewoda… umieją się Toreadory przyozdobić słowem i tyla. Żem jej nigdy nie widział, acz podejrzane to jest. Baba, sama… z kawalerami mieczowymi zjechała. Ale ani do Rygi jej nie ciągnie, ani do Krzyżaków. Montwił gadał, że przyjechali jacyś, z żądaniem hołdu, to ich rozniósł. Za jej, jak rozumiem, łaskawym pozwoleństwem. Toć mówiłem, zwariował… swoją drogą ciekawe, czemu się do Jawnuty w takiej sytyacji nie pcha, tylko siedzi z Gangrelem w dziczy. Co on dla niej za towarzysz?

Zaiste i dla Jana od początku było to zagadką.
- Jeśli ją związał krwią. To może być przyczyna czemu ona przy nim. Jednocześnie sądzę, że sprytnie nim rozgrywa. Czego chce rzec ciężko, jednak na pewno ma swój cel. Tak myślałem o naszym Żbiku. To, że córkę jego mamy my wiemy. Krzyżaki jej nie mają ale na głos tego nie powiedzą. Wtedy ino możemy mu kazać nasłuchiwać wieści. Na nas bez jego wiedzy raczej nie uderzą. Kawał jego ziemi przejść muszą. Poproszą o przewodnika lub wsparcie nawet. Niezauważeni po sojuszniczej ziemi raczej nie przejdą. Po cichu może nam on wskazać którędy idą. W razie potrzeby nawet nas wspomóc. Córka mu zapewne droga. Ostateczność to niby takie rozegranie siłowe sprawy. Myślę jednak, że rozsądne. W niepewnej jesteśmy sytuacji. - Jan dalej się z Niedźwiedziem naradzał.
- Trzeba by się małej wypytać, w jakich okolicznościach do Krzyżaków trafiła. Czy jako zakładnik paktu… czy jeniec. A potem kombinować podle tego, bo to wskazówkę da, co do Żbika zapatrywań obecnych…
- W każdym wypadku szanse mamy. Mniejsze jednak bądź większe. - potwierdził Jan - To jak twój lennik trafił do niewoli? Bo było to przed ostatnimi incydentami przecież.
- On cierpi na mrówki w zadku - prychnął Niedźwiedź. - Na dworze Jawnuty ktoś nagadał mu, że jest jakowaś plaża w zatoczce tajemnej, pełna bursztynu. Połaszczył się, ghula wziął i polazł. No i go po drodze złapali.
- Te mrówki to jak widać ciężka przypadłość. Wiemy co za ktoś mu to rzekł? - zapytał podejrzliwie Jan- Może nie rzekł z przypadku. - podsunął swoją podejrzliwą myśl.
- Vesteinn? Albo Narymunt? Nie pamiętam dokładnie...
- Co w Szawlach słychać odkąd Leszy poległ? Samboja tam rządzi czy niezależni pozostali? - Jan kontynuował.
- A pewnie, że zagarnęła. Czy też sami do niej poszli. Toć ona teraz największa siła w okolicy.
- Odpuścić by nie dzielić nas konfliktami teraz i o Szawle upomnieć się w swoim czasie. Czy masz inną radę?
- Jesteś silny albo nie. Nie ma nic pomiędzy.
- Tu się mylisz, pomiędzy jest spryt i polityka. Krzyżaków mamy za progiem. - Jan utwierdził się w swojej wizji. Choć miał możliwości nacisku czy walki byłoby to zwyczajnie głupie. - Listy zatem wyślemy dwa a trzeci potem. Pierwszy Ty do pobratymców w Rydze. Zdradzisz im tutejsze wydarzenia i niech działają wstrzymująco na zapędy wojenne. Co jest w naszym wspólnym interesie - jeszcze popatrzył na Niedźwiedzia czy uwag nie wnosi - Drugi do Biruty ptasim ghulem. Wybierz najlepszego do rąk własnych ma zdać. I zaczekać na odpowiedź o ile będzie to możliwe nas niech szuka u Strugi. Trzeci pchniemy do Żbika w swoim czasie.


Zarządził chwilę postoju. Krótką na oddech dla ludzi i sam wziął się za pisanie listów z Niedźwiedziem. Obaj na osobnych pniakach coś bazgrali choć po kolei. Na szczęście Jan w jukach miał podstawowe przybory w tym te do pisania. Ino jedne więc trzeba było się dzielić.

Jan gdy miał wziąść się za pisanie. Już w pierwszym słowie się zaciął bo jak miał napisać do niej. Kochanie czy najdroższa wydawało się za mało. Lisiczko brzmiało jakby dwuznacznie choć można to było za przytyk uznać. W końcu Jan uśmiechnął się sam do siebie za przewrotny pomysł i zaczął...

Słońce mego życia. Skazałaś mnie na brak twych promieni na jakimś zesłaniu. Mam jedynie nadzieję, że moja obecność tu przysporzy korzyści dworowi i tobie. Dzieje się tu nad wyraz dużo, dziwożony po weselach chadzają ludzi porywać, toteż przyszło mi pokrzyżować ich plany. Awantura przy tym co prawda wybuchła i trup się jakiś pojawił. Jednak spór rozstrzygnięto. Na dogodnych warunkach. Krzyżacy co krzyżakami nie są palą wioski twej babki. By chwilę potem spalić swoje własne. Jak wiesz Wedeghe i jego odstępcy w spór z Rygą i resztą zakonu weszli. Sądzę, że chcą nas wciągnąć w ten spór. Napuścić dwór Jawnuty na Rygę i Rygę na was. Trzeba nam temu zapobiec. Egle wiezie posła do was, Sayna Komtura Elbląskiego. Dyplomata to wprawny i w tej wiosce krzyżaków co ją palili... to zdaje mi się ludzie Wedeghe chcieli spalić i komtura. Żeby jego misję zakończyć i pretekst dać do wojny. Zadbaj o niego by kret co na dworze siedzi w zamachu go jakimś nie zabił. By poprawić co za pierwszym razem nie wyszło. Bo to nader byłoby wygodne wrogom naszym. Jednocześnie miej baczenie na rzecz z goła przeciwną. To może być jakaś zmyłka i przedstawienie by nas uśpić i z kretem zadziałać na szkodę.

Nosferatu Niedźwiedziem zwanego, wziąłem na sługę bo mi potrzebny jest by utrzymać porządek w okolicy. Zadbaj by więzi jego zemną uznano mu za karę występków. Bez niego ciężko mi tu będzie zapanować nad sytuacją. Tutaj każdy niby wierny, niby nie groźny i każdy dba tylko o własny interes. Nie ma ni lidera, ni nawet zgody między nimi. Każda osada to niby dwór z własną władzą. Słusznie Bleizgys prawił by im gospodarza dać. Montwił druh pewny i szczery. Ino Gangrelem jest nie Nosferatu i inne talenta ma. Naszykuje ten skrawek ziemi na najgorsze. Ludzi na ile się da zjednocze i obronę na najgorsze przyszykuje. Trzeba nam jednak politycznie działać. Nie wiem co cię powstrzymuję, że mnie z daleka trzymasz. Jeśli troska to wiedz, że to samo uczucie kieruje mnie do ciebie. Szacunek i rozum już długo działań mych nie powstrzymają. Chce na dwór zajechać, dać świadectwo Kniazini com widział i wiem. Skoro zdrajcę gdzieś w szeregach macie, może się na coś przydam by pokój utrzymać. Rzeknij mi odpowiedź tę samą drogą. Kocham, tęsknie i usycham.


Gdy zwijał list doszedł do wniosku, że ojciec pewnie debatę by podniósł. Czy Jan z tęsknoty uschnie czy od tych promieni słonecznych jego wybranki.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 24-09-2017 o 16:13.
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172