Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-01-2018, 11:34   #51
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Bagno wchłaniało truchło pająka, zalewało oczodoły, z których patrzyły martwo szalone oczy. Jeszcze tylko odnóża zniknęły w topieli, i ślad nie został po tzimiskim bojowym ghulu.
- Biedak – oznajmił Johan.
- Chciał nas zabić – przypomniał mu Jan.
- Ten człek, z pająkiem złączony. Nieszczęśnik.

Zdawał się zadumany i jakowyś nieswój. Zostawił go Jan na krawędzi wyspy i ruszył ku lipie. Niewiele się tu zmieniło. Może jeno listowie zdawało się bujniejsze i zieleńsze. Po chwili jednak młody Diabeł przystanął.

Szczelina w pniu drzewa. Jej krawędzie były lepkie od słodkich soków, a ona sama znacznie dłuższa i szersza była, niż gdy onegdaj drzewo krwią karmił. Teraz wsunąłby się do środka jak przez drzwi.

Przysunął twarz bliżej, wciągnął w nozdrza słodką woń. Jego włosy poruszały się lekko, a na twarzy czuł przyjemny, ciepły dotyk. Z wnętrza pnia szedł podmuch. Spokojny, ciepły wiaterek, jaki wieje w letnie popołudnia.
 
Asenat jest offline  
Stary 28-01-2018, 03:19   #52
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan stanął przed lipą i szeroko się uśmiechnął. Jego zabiegi najwyraźniej pomogły drzewu. Tłumaczył sobie, że pewnie odcięte od krwi Leszego po jego śmierci zaczęło obumierać. Czy Jan ocalił lipę a tym samym Raganę? Czy zamiast ocalenia był tym który ją zniewolił krwią? Z czasem może się dowie. Przypomniał sobie przepowiednie Strugi. To ciągnęło go tutaj tym bardziej. Wizja-jajo-zbawienie? Czy jeśli Jan będzie próbował chronić las jak czyni to do tej pory i okaże zrozumienie ten odwdzięczy się tym samym? Nawet jeśli to czy zdołają oprzeć się tylu siłom? Czy będzie jak Skomund? Czy uda mu się pozostać Łabędziem? Włożył rękę jak poprzednio i spróbował nawiązać kontakt mentalny.
- Czujesz się już lepiej? Wygląda jakbyś nabrała sił.
Poczuł palce zaciskające się na nadgarstku jak imadło i nagłe szarpnięcie. No takiej odpowiedzi Tzimisce się nie spodziwał. Drzewu było tak bardzo lepiej, że próbowało go wciągnąć do środka! Bronił się siłę wzmocnił krwią. Sam chwycił to ręką by wyciągnąć na zewnątrz. Jak nie zdoła to może chociaż go puści?
- Cóż to za przywitanie brak manier! - wykrzyczał choć wystraszył się trochę.
Ciągnął Jan, niebożę, próbował się wyrwać tak zapamiętale, że jakby dech miał, to by się zasapał. Zapierał się przy tym trzewikami o korzenie lipy i już-już, myślał, tajemnicza cholera odpuszcza, bo wlec go w szczelinę przestała. A tu się coś pod jego nogami ruszyło! Korzenie drgnęły, wężowym ruchem!
Jan szarpnął by się wyrwać do końca. Nie takiego powitania się spodziewał. Wzmocnił jednocześnie swą zręczność by unikać korzeni które po niego sięgną. Planował uciekać poza zasięg drzewa.
- Pomogłem ci cholero. Zostaw do licha! - krzyczał rozeźlony. Znał istoty które krwi wąpierza tkąć nie mogły lub nie chciały. Nie znał jednak takich które na jej moc pijąc pozostawały obojętne. Posłuchu nie miały. O drzewach pijących krew nie słyszał może to wyjątek? I zje go zaraz jako karę za naiwność i głupotę.

Zeskoczył z falującego korzenia, lecz cóż z tego? Wyrwać ręki nie mógł z uścisku, i już mu się opowieści ojca przypominać zaczęły, a wilkach, co w kleszcze złapane łapę sobie potrafiły odgryźć, płacąc kalectwem za wolność. Szarpnął po raz wtóry, z marnym efektem, aż tu nagle wąski korzeń smagnął go po nogach i podciął. Cholera ze szczeliny w tym momencie pociągnęła i leciał już Jan ku nieznanemu przeznaczeniu, gdy go nagle ktoś wpół w pasie jak nie chwyci.
- Yyyyyyh - sapnął Johan z wysiłku, całkiem po ludzku.
- Spróbujmy razem. - powiedział Jan gdy oparcie znalazł w Johanie i podłożu stałym.

Jan poleciał, jeszcze wciągnął szczepionego z nim Johana. Taki był impet jakim odpowiedziało na ich opór drzewo. Diabeł walnął twarzą w glebę porosłą zielem kwitnącym a słodko pachnącym. Otwiera oczy, i leży przed nim. Wszystko wygląda dokładnie tak samo, tylko księżyc daje jakoś tak jaśniej, nad moczarem unoszą się błędne ogniki. I Jaś wyczuwa obecność kogoś jeszcze.
- To było przejście. - zaśmiał się Jan leżąc na trawie. Tego się nie spodziewał. - Mogłaś nas zaprosić kimkolwiek jesteś. - powiedział w powietrze. - Ukaż się porozmawiajmy. Jak wiesz złych zamiarów nie mamy. Twoje czas obaczyć.
Spod liścia paproci łypała na Jana dorodna ropucha, na gałęzi lipowej kołysała się kukułka. Spośród listowia dobiegł niewieści szept:

Trzy kukułki usłyszałam
Choć to dzień był to zadrżałam
Jaki los, dokąd iść mogę
Jaką dziś obiorę drogę

- Trolle - jęknął Johan.
- Kto ?- spojrzał na Krzyżaka. Bo nie zabrzmiało to ani trochę przyjaźnie. Wręcz przeciwnie brzmiało jak kłopoty.
Rycerz powiódł w odpowiedzi ręką wokoło z przestraszona miną.
- Kim jesteś? - odrzekł Jan do tajemniczej niewiasty. - Po co nas tu sprowadzono?
Wychynęła zza pnia, długowłosa, w białej szacie sięgającej kostek bosych stóp. Zdawała się młoda, lecz Jan był wąpierzem i wiedział, że wiek kryje się w oczach. Szare oczy patrzyły spojrzeniem kogoś mądrego i doświadczonego.
- Witaj Ragano. Miło cię widzieć w zdrowiu. - spojrzał na bok który w niedawnej wizji krwawił. - Jak poszło na ostatnim łowie? - pamiętał, mówiła że idzie po tego renegata Brujaha. Co pogan nienawidzi i związki z Samboją ma niejasne. Ponoć Leszego zabił. Ragana zaś zemsty za ukochanego szukała.

Przekrzywiła głowę jak ptak, usmiechnęła się uroczo i zwodniczo.
- Śmierć wrogom, a on wrogiem był.
Jan był zdziwiony. Szybko się uwinęła. Spodziewał się, że Krzyżak… no właśnie co? Uciekać będzie po lesie przed Panną z lasu? Odpłynie skoro przed światem się ukrywał i z Samboją związany? Nie poszedł w bój jak przystało na rycerza. Położył głowę.
- Kim ja dla ciebie zatem jestem? Bo złączeni jesteśmy w jakiś sposób. Którego ja nie pojmuję. - zapytał zaciekawiony Jan. Rozsiadł się też wygodnie na trawie. Delektując się natura i nozdrza napełniając zapachem cudownych kwiatów.
- Moim wybrańcem. Strażnikiem. Kochankiem. Dróg jest wiele, jak i losów.
Przeciągnęła długimi palcami przez włosy, pojedyncze pasma uniosły się jak nitki pajęczyn poderwane wiatrem.

Jan pomyślał, że każda z owych nici to droga i możliwość którą on podążyć może.
- Pewien wieszcz imieniem Struga rzekł mi, że nasze losy są złączone również przepowiednią. - Jan przywołał wspomnienie. Wielokrotnie ją sobie powtarzał by zapamiętać a teraz ją powtórzył

Idą ku nam, a w miejscu, gdzie porażki stukrotnej krzyż zaznał, ziemię ogniem wypalą a krwią naszą zasieją. Widziałem Krzyżaka o oku jednym i znamieniu ogniowym wokół pustego oczodołu, martwym było jego serce, język jadowity jako u żmii a ręce czerwone od krwi braci naszych. Widziałem, jak szeregi nasze zdradą łamią i jak jako pokos padamy pod krzyżem i mieczem. Widziałem też ratunek dla nas, łabędzia, co gniazdo wił sobie z płomieni, na nim jajo wysiadywał na spółkę z ropuchą, a z jaja tego wykluł się smok o oczach z gwiazd i skórze z kory dębowej.

- Mówi ci coś ona? Zwłaszcza sprawa jaja wydaje się ważna. - powiedział Jan rozsiadając się wygodniej na trawie.
- Widzę, że czas na cię najwyższy, by potomka mieć. Gdy czasy twarde idą, wszystko, co żywe, potomstwo rodzi. Drzewo, nim padnie, ostatniego roku najwięcej owoców daje. Ty martwy, lecz winieneś przykład brać.
- Mój rodzaj potomków ma martwych jak my sami. Żywe dziecię własnej krwi teraz to marzenie jeno.
- Stworzyć, splodzic… to tylko słowa. Liczy się efekt, choćby i martwy był.
- Będę chronił.- rzekł Jan z powagą czuł bowiem, że powinien. Ona była sama. Niezależnie od siły czy mocy była sama. Nikt nie powinien być sam.
- Powiedz mi czego się obawiasz i jak mogę pomóc oraz czy z innymi leśnymi pannami idzie się ułożyć? Jak rzekłaś ciężkie czasy idą. Jedności nam trzeba. - nie odniosła się do sprawy jaja bezpośrednio a może zrobiła to mówiąc o potomkach? Wstał podszedł do niej, począł z bliska oglądać.
- Mi potrzeba dziecka z twojej krwi. Niewiele. Możesz zachować się jak niektórzy, zrobić i odejść. Mogę zapłacić - wzruszyła obojętnie ramionami. - A inne z mego rodzaju? Płoche istotki. Nie wyszły ci układy?
- Ciężko się z nimi układa bo jak rzekłaś płoche. Nie doszło do przymierza a może doszło i nie pojąłem tego? Odwiodłem je od walki z tutejszą wioską. Niby zapłatę jeno chciały odebrać ale brak zrozumienia ludzi do wojny by doprowadził. Walczyć z obcymi to jedno z tutejszymi i gangrelami to drugie. Kłopoty by były. Nie da się walczyć z każdym człowiekiem i wąpierzem. Cześć trzeba mieć po swojej stronie. Mogę to zagwarantować o ile panny z lasu zrozumieją. Przekażesz im to? Zapłaciłem im też chojnie dając trzy dziewice. Posłużyły jako naczynia. Widziałem je potem zamienione w panny z lasu. Tak się rozmnażacie? Na co ci dziecko z mojej krwi? Kara za stworzenie takiego bez pozwolenia jest śmierć. - Ragana była inna bardziej bezpośrednia wręcz ludzka. Tak odmieniło obcowanie z Leszym czy jego krew? Może przed Leszym byli inni a po Janie będą następni? Może chce go wykorzystać instrumentalnie. Bo w sumie czemu by nie miała?

- Ni one ze mną mówić nie lubią, ni ja z nimi. Rozeszły się dawno nasze drogi. Chcesz próbować, próbuj… lecz nie licz na zbyt wiele. To chwiejny a niepewny sprzymierzeńca, nie dostosujesz się do nich w każdym względzie, nie dostaniesz nic. A twój potomek będzie wojem, jak dawni bohaterowie. Władza waszych trupich władyków go nie obejmie. Zaryzykujesz siebie dla ziemi, albo nie - wzruszyła kształtnymi ramionami.
- Chcesz zrobić z niego wojownika. Ja ci nie wystarczę? Toć minie wiele czasu nim czegoś się nauczy i wartość dla Ciebie będzie miał. Mówisz o ziemi dla mnie. Jak chcesz tego dokonać? Tych którzy chcą ją dla siebie wielu. W zgodzie i harmonii żyć z lasem i tobą mogę. Chcę tego ale oni są starzy i silni. Bezwzględni i przebiegli. - Jan krążył na kawałku ziemi to kawałek w lewo to kawałek w prawo. Wyraźnie bił się z myślami.

- Uczynię ci ziemię poddaną, lecz nie będę trzymać za rękę i bronić przed całym światem. Nie jesteś dzieckiem. To twoje zadanie. - rzekła Ragana.
Ciekawe co miała na myśli. Jak ziemia mu się podda?
- Ja będę twoim strażnikiem lecz i Ty moim. Nie potrzebuję opiekunki lecz sojusznika. Takiego co nie tylko mówi ale i walczy. Chce zapewnienia, że staniesz u mojego boku w bitwach które nadejdą. Nie z całym światem i nie wszędzie ale w starciu o tę ziemię. Gdy cię wezmę przybędziesz, wtedy gdy będzie potrzeba.
- Gdy będzie to możliwe - zgodziła się.
Jan skinął głową. Choć dawało to spore pole do interpretacji.
- Potomek którego chciałaś. Silny on wtedy gdy człowiek na niego wybrany silny. Upatrzyłaś kogoś czy znaleźć nam syna?
- Zdam się w tym na twój wybór.
- Nie jestem człekiem porzucający ludzi. Więc i syna nie zostawię. Będzie ci przeszkadzać jeśli zechce być w jego życiu? Udzielać się w wychowaniu może nie w takiej mierze jak ty lecz rzekłbym czynnie.
- Jeśli się zgodzisz, będziesz widywał go rzadko. O ile w ogóle - leśna panna wzruszyła ramionami, jakby nie było to wielkie wyrzeczenie.
- Chce go widywać. Ułatwię mu zrozumienie jego natury. Choćbyś nie wiem jak go leśną magią odmieniła wciąż będzie po części wąpierzem. Pomogę mu to zrozumieć. Dla mnie to ma znaczenie a i jemu pomoże. - spojrzał wyczekująco.
Pokręciła odmownie głową. Jan pomyślał, że chce go dla siebie. Ciekawe na ile chce zrobić z niego bohatera w rzeczywistości. Na ile przepowiednia jest prawdziwa... i jaki ma ukryty cel. Bo wiedział, że jakiś pewnie ma.

Zrozumiał odmowę choć z trudem zaakceptował. Czyż nie na tym jednak polegała sztuka kompromisu.
- Co mam rzec śmiertelnemu? Będzie wojownikiem lasu. Będzie nieśmiertelny i Ty mu będziesz matką? Wolałbym by świadom swego losu był. Akceptował go choć wiem, że nie musi. Do czego chcesz go użyć?
Spojrzała na Johana i nie odrzekła nic.
- Skoro mamy sobie pomagać chciałbym móc się komunikować. Mimo dzielącej mnie z rozmówcą odległości. Moje moce umysłu nie sięgają poza moje ciało. Masz na to jakiś sposób?
- Karm lipy swoją krwią. Trzeciej nocy usłyszył mój głos.Drugiej, jeśli w ofierze złożysz zwierzę. Pierwszej, jeśli człeka.
Johan walczył o zachowanie kamiennej twarzy, ale w jego oczach błysnął gniew.

Mina Jana też była nietęga. Byli jednak tak różni od siebie. Docierało do niego coraz mocniej, że dziwożony to twory jak wąpierze. Tak samo bestialskie i tak samo urocze potrafią być. Jedyna różnica, że każdy na swój sposób.
- Potrafiłabyś wzmocnić mój talent choćby na jedną noc? Tak bym swoje zdolności wzmocnił i ciało mógł opuścić w duchowej podróży wedle mej woli. Jak inni mego rodzaju?
- Gdybym to umiała, czyż potrzebowałabym drzew?
Jan pokiwał głową jakby odbierał kolejną naukę.
- Diabły idą na wilcze plemię. Mogłabyś pójść z nami? Nie bezpośrednio oczywiście ale być blisko i wkroczyć wedle potrzeby. Widzisz i słyszysz więcej niż ja. Może się nam poszczęści i przyjrzymy jakieś ich plany. Przy okazji chciałbym byś sprawdziła dla mnie jednego osobnika. Czy jego krwawa przysięga go związała. Umysł czytasz jak ja kartki księgi. Łatwe to dla Ciebie. Ja natomiast chce wiedzieć on z nami czy z rycerzami krzyżackimi? Choć wielu na wyprawie będzie i wiele sekretów. Poznać choćby nieliczne to przewagę zyskać w tych zmaganiach. - Jan wyłożył swój punkt widzenia. Ragana chciała od niego wiele. Czuł w tym podstęp. Sojusz jaki zawierali był obopólny. Dobrze byłoby sprawdzić czy zechce mu pomóc teraz. Czy to jednak tylko gra słów i pozory.
- To uczynić mogę - zgodziła się. - Będzie trzeba spełnić pewne warunki, lecz tak, co do zasady tak.
Jan nawet lekko się zdziwił, że się udało.
- Jakież to warunki? Ułatwić bym chciał na ile mogę tą sprawę. No chyba, że poza moim zasięgiem to.
- Nie każdy będzie w moim zasięgu - odparła Ragana, w sposób oczywisty niechętna by zdradzać się że swymi ograniczeniami.
Jan natomiast opisał szczegółowo wygląd June.
- Tej nie ruszaj ona stara tak, że wyczuć cię może i kłopot będzie. Johana - spojrzał na rycerza - też ostaw ufam mu. - że sam nie wie czemu Jan już nie dodał. - Czy więź krwi mojego rodzaju twoja magia przełamać może. Tak by komuś wolność zwrócić. - niekoniecznie Jan miał na myśli Johana. Było tak wielu którym to pomóc może.
- Cudownego eliksiru szukasz? - zaśmiała się rozbawiona. - Nie ma takiego. Tylko własna wola i krew cudza, dużo, dużo krwi.
- Rozwiązania szukam. Choć nic nie mam przeciw cudownym eliksirom - uśmiechnął się szczerze. - dostrzegam powoli, że zbyt wielu z mego rodzaju innych traktuje jak niewolników. Wystarczy, że są młodsi, słabsi czy inni. Jeśli nie mają gdzie się skryć na powróz ich się bierze. Potem zaś pacynkami są w rękach starszych. Lalkarze zaś często im starsi tym mocniej szarpią za sznurki na skutki dla lalek nie bacząc. Młodym jeszcze wiele nie rozumiem ale to dostrzegam. Choć i lalkarze pewnie mają swoje powody. - zamyślił się na moment po czym zmienił temat - Wilki też obacz gdyby była okazja. Oni też są stroną i może się okazać, że bliżej im do nas… Niż do rycerzy bożych czy rodu Jawnuty. Gdybym chciał tu wrócić - rozejrzał się po łące i wziął głęboki wdech. - dasz mi zezwolenie i klucz jaki? Tu można zaznać wytchnienia, harmonii i azylu. Bezcenne na swój sposób. Przysięgnę nic nie czynić poza odpoczynkiem.
- Zawsze możesz poprosić. Czyż odmowilabym drogiemu druhowi? *
- Możesz być zajęta, zbyt odległa a mi może zależeć na czasie.- prawdę rzekł - Azyl to miejsce gdzie można ukryć się przed szpiegami bądź wrogami. Zaufaj mi przysięgi o bezpieczeństwie tego miejsca nie złamie choćby mnie słońcem palili. - podszedł bliżej by mogła mu to rzec cicho. To lub…. odmowę której również się spodziewał. Dobrze byłoby zdobyć azyl, gdyby przyszło się skryć z jakichkolwiek powodów. Miał być panem dawnej ziemi Leszego. Każde miejsce zaś miało swoje wady i zalety. Skoro drzew ścinać mu nie wolno będzie. Plonów i wielkich osad i pół po horyzont nie zobaczy… To może drzewa będą go chronić? Tak jak on dbać o nie będzie. Ciekawą to było analogią. Nie mógł oddzielić od ciała swego ducha. Więc może ciałem nauczy się zaskakujących rzeczy. Ciekawe też czy wchodząc jednym wejściem lipą.. można wyjść inną? Wtedy zyskałby nowe możliwości, w tym co nadchodzi każdy dodatkowy atut był na wagę złota.
Nachyliła się i pocałowała go. Usta miała ciepłe i słodkie.
-Lecz za każdym razem - wyszeptala - Będziesz moim sługą, dopóki nie opuscisz tego świata
- Kochankiem - odwzajemnił pocałunek i objął ją w pasie. Wędrował pieszczotliwie ręką po plecach wzdłuż kręgosłupa. - To taki inny rodzaj sługi. Choć równie oddany. *
- Nadal bezwzględnie podlegly woli - zaznaczyła, unosząc w górę biały palec
- Bacz tylko by nie przesadzić. Zraniony kochanek najgorszy przypadek. Wyjść i wejść będę mógł kiedy chcę rozumiem. Czy wyjść mogę inną drogą? W inny punkt lasu? To ułatwiłoby wiele spraw.- jakby na potwierdzenie jego usta zaczęły wędrówkę. Całusy spadały za uchem i wzdłuż szyi.
- Tam, gdzie zapragne.
Ciężko dociec, czego słowa się tyczyły. Opuszczania dziedziny czy całowania. Ani jedno ani drugie nie przypadło do gustu Janowej przyzwoitce. Johan chrzaknal znacząco i naglaco.
- Tak, tak przyziemne sprawy. - zwrócił uwagę na rycerza - Dokończymy obiecuje przy następnej okazji. Narada starszych na nas czeka. - skaleczył swój palec i w stronę jej warg skierował. - Na zachętę i by umilić czekanie. - Ragana skosztowała przysmaku z błyskiem w oczach.
- Johanie wyjdziesz pierwszy. Damy sekrety szepczą w tajemnicy. - miał oczywiście Jan na myśli sekrety wyjścia i wejścia oraz nawigacji którą musiał pojąć o ile istniała. Nie zamierzał korzystać z tego daru często. Jeśli jednak zajdzie potrzeba zechce to zrobić z głową.

Rycerz Albinos poszedł, ale z taką miną, że Jan niemal słyszał, jak spada w hierarchii szlachetnych osób u Johana i z hukiem ryje glebę. Jan wysłuchał słów Ragany i podążył za nim.

Johan milczał długo. Tak samo postąpił Jan i gdy już od lipy oddalili się dobrą godzinę w końcu Jan przemówił.
- Musisz pojąć wiele rzeczy. Ja zapewne także. Więc dla oczyszczenia między nami opowiem ci moje dzieje na tej ziemi. Przyjechałem tu za miłością. Ojciec wypuścił spod skrzydeł i w ramach paktu z rodem Jawnuty od setek lat istniejącego miałem tu przebywać. Skierowano mnie jednak tutaj w dzicz. Rzekli, gospodarzyć mam. Ziemia okazała się tą okolicą i była po niejakim Leszym. Przez ostatnie pięć lat nikt na niej nie gospodarzył. Może nikt nie był zbyt silny by innych nagiąć. Może nikt innych do siebie nie potrafił przekonać a może Ragana patroszeniem groziła każdemu... tego nie wiem. Wiem za to, że Leszego zamordowano. Sytuacja dająca do myślenia o okolicy. Poprzedni gospodarz którego masz zastąpić zamordowany. Bo jak się dowiedziałem w bitwie zginął co wszyscy wiedzą.... ale z rąk swoich co wiedzą nieliczni. - na chwilę zamilkł po czym znów podjął opowieść.

Ghula wysłałem na dwór Jawnuty by wywiedział się czemu mnie tu osadzili bez wyjaśnień a nie do siebie wezwali. Sam zaś na okoliczne wesele pojechał do wioski która w granicach mej nowej domeny istnieć miała. Tam nim dobrze się przywitałem dziwożony czy trole jak ich zwiesz... wesele naszły zbrojnie. Gospodarz dał się im urokom zwieść i dziecko oddać obiecał. On brać miał chłopców na wojów, one dziewczynki na swoje. Tylko oczywiście proporcja równa nie wyszła i Glande ostatniej z córek oddać nie chciał. Panny z lasu gadać nie zamierzały i postanowiły zabić niewinną wszak dziewkę i być może jej męża. Ja, gangrel Montwił i ghul Niedźwiedzia wraz z ludźmi odpór dać chcieliśmy. Pokazać, że siła nas i w nas... to może odstąpią. Ja naiwnie gadać chciałem lecz doświadczenia nie miałem w kontaktach z trolami. No i szybko efekt przyszedł. Nikt odpuścić nie chciał. Dwóch wojów naszych na ziemi martwych leżało. Montwiła poszarpały tak, że padłby w końcu zgładzony. Do chaty panny młodej ptaki wleciały by ją zadziobać. Glande i jego ludzie walczyli by do końca... najpewniej swojego. Jam jednego trola pojmał. Do gardła nóż przystawił i próbowałem znów rzeź zatrzymać. Inaczej ludzi by zginęło dwie jak nie trzy dziesiątki. No i my ich wąpierscy przywódcy. Targu dobiłem. Oddałem życie trola i trzy panny za spokój. Chcesz oceniać? To oceń i powiedz co ty byś uczynił? Trzy życia to dużo w porównaniu do połowy wioski? Można kogoś poświęcić by innych uratować? Czy to duża cena za pokój? - znów się zatrzymał w mówieniu wciągnął powietrze i kontynuował.

- Dalej było jeno ciekawiej. Ghul niejakiego Niedźwiedzia rzekł, że jego pan w kłopotach. Krzyżacy na granicy i pomocy potrzebuje. Co szło robić? Prawy człek sąsiadowi pomóc powinien. Czy zostawić na pastwę bożych rycerzy? Może jako chrześcijanin za rozjemcę robić mogę? No i ruszylim. Mijając rzeczy po drodze co również wesołe nie były cośmy znaleźli? Uchodzą dzieci i baby i starcy. Za nimi ogary wielkości koni! Co zrobiłby szlachetny człek? Pomógłby a jakże. No i pomógł! Z odsieczą i kompanią ruszył. Tuzinowi kobiet, dzieci i starców na nic się to nie zdało. Jak wściekłe stado atakuje nie możesz być wszędzie. Padł i jeden z druhów Ludy. Mówiła ci? Słodki piesek go rozerwał. Myśmy też jedną bestię ubili. Nie brakowało ci czegoś? Jak w róg dołeś by je odwołać z Ravenem? Kto był tu prawy a kto zły? Wojna mówiłeś? To wojna jest wymówką na takie rzeczy? To jak jest.. to com zrobił przed chwilą igraszką jeno przy tym. Wojna zaś taka sama.- był szczery aż do bólu ale nie zamierzał przestawać.

- No to idziemy dalej. Tropami morderców ruszylim. Wszak Niedźwiedź sąsiad zaginął z wioski zgliszcza zostały. Zabezpieczyli ludzi z osady czekać kazali i ruszyli. Przy okazji patrzyłem w oczy jednemu z Ghuli. Chłop jak dąb twardy wojak. Złamany był jak gałązka czyiś pupile rozerwali mu brata na strzępy. Taka ciekawostka. Dochodzim do kolejnej wioski, już z Niedźwiedziem Nosferatu po drodze znalezionym. Tam też niegodny Jan musiał pomóc. Nosferatu lennika chciał ratować do Krzyżaków się udał. Mimo zakazu Jawnuty. No i jak wezwała lenników to się wydało... a jego tam obecność za zdradę została odebrana. Jak go znalazłem to go już mieli na dwór wlec. Śmierć mu była pisana brzydalowi i już, że szlachetnie postąpił? Ratować kogoś chciał? Kogo to obchodzi. Ano mnie obeszło. Uwolniłem go i za jego czyny do dziś ręczę. Głową oczywiście pewnie się za to potoczy.... Gdzie skończyłem? Aha doszlim do wioski z lennikami Lasombra pogadali. Pod bramą te same Krzyżaki i ich bestie. Narada co zrobić? No bronić. Ja miałem plan gotowy. Zza palisady stępić wasz zapał pójdziecie. Może się jedno z was złapie w wypadzie pod osłoną Niewidzialności. Nim się spostrzegłem, krwi wilkołackiej się opili i już przez ciemność ruszyli. Kapłani Welesa bo tym byli, widziałeś co wam urządzili? Rzeź okrutną i w większości zbędną. No ale co mogłem poradzić? Pierwszy raz ich na oczy widziałem. Tyś się zawahał na mój widok i masz pewne zasady. Temu zawdzięczamy pojmanie cię a nie walkę na śmierć. Lasombra gdybyś mnie wtedy położył, choćby ogłuszył... nie odpuściliby ci... nie darowali życia. Wypili na miejscu.

No ale zaraz... Tyś pojmany a Ravena szarpią a ja co? Zdobyłem wiedzę, że mój wróg krewniakiem. Biegnę życie mu wyratować. Targuję się miedzy ciosami i dopinam swego. Przy okazji na pierścień mi jedynie napluł w podzięce. Tyś jeszcze opór w osadzie stawał. Pamiętasz? Jak myślisz jak polepszyło to moje negocjacje czy wam darować życie? Chcieli was zabić obu od początku. Darować w ofierze tej ich ciemności. Miałem swój udział w łupie jednego by mi darowali. Krewniak czy szlachetny rycerz? Kogo wybrać? Niemała zagadka prawda? No ale co Jan zrobił? Toć to samo co przed chwilą gdy ze wstrętem patrzyłeś, szczęki zaciskałeś a w głowie osądzałeś. Zaczął się łasić, uwodzić, obiecywać i dumę do kieszeni schował. Co mi rzekniesz teraz Johanie gdy inny punkt widzenia poznałeś?
 
Icarius jest offline  
Stary 30-01-2018, 10:13   #53
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Johan słuchał uważnie, a długi monolog Jana jednym zdaniem ogarnął, spiął i osądził.
- Niezależnie od pobudek, wszystko, co uczynisz, twe sumienie ozłaca lub bruka.
Tak, to było proste, i Jan po raz pierwszy pomyślał, że krzyżacki rycerz przy całej swej szlachetności jest prosty. Zapewne inaczej nie mógłby być szlachetny.

Ruszyli nazad, by dołączyć do kolumny. Jan został w zaroślach, Johana po czystą odziewę posyłając. Rycerz wrócił niebawem, a prócz naręcza ubrań przyniósł też plotkę ciekawą.
- Owe szalone bydlaki, co kawalkadę prowadzą, wielce sławią twe imię. Mówią, żeś zacny i dawnym obyczajom oddany, odważny jak mało kto i godny Leszego następca, chrobry syn tej ziemi.
Młody Diabeł zamarł z giezłem na wpół jeno wciągniętym na grzbiet. Czymże sobie zasłużył na podobne względy? Owszem, obiecała mu chuderlawa ghulica, że za nim przemówi, ale czy słowo dziewki tyle znaczy dla zezwierzęconych wojów?
Męczyła go ta myśl całą drogę. Męczyła, gdy na skraj jeziora dotarli, gdzie tratwy dla nich wyrychtowane czekały. Tam też Jana spotkała nagroda nieoczekiwana, bo tratwy kawałek od brzegu stały i w wodzie po kostki do nich pobrodzić trzeba było. Biruta pochwyciła jego spojrzenie i rączkę wyciągnęła władczo. Wziął tedy ukochaną w ramiona i z pluskiem ruszył przez płyciznę.
„Czyś ty umu zbył się do szczętu?” słodki głosik Biruty wrył mu się w myśli jak nóż, obracając w malowniczą ruinę urok całej sytuacji. „Chcesz się bić z tymi wilkami z pianą na pysku?”.
Tłumaczyć się począł, że to Sambojowi wojowie, a wszak cała sprawa idzie o to, by Samboję dla wojennej wyprawy pozyskać.
„Durny kozioł jesteś i chcesz się trykać dla taniego poklasku, własnej głowy nie ceniąc, za dużo przestajesz z Gangrelami. Może jeszcze ich krew popijasz?” syknęła Biruta z jadowitym podejrzeniem w otchłaniach jego umysłu i obraziła się na dobre.
Jezioro Rekyvos skrywały mgły gęste jak obawy, co opadły Janowe serce. Nie zobaczył brzegu, nim tratwa nie stuknęła o belki pomostu. Chciał rękę pomocną podać Birucie, choć chwilę dotknąć miękkiej skóry lubej, ale miotnęła na niego wściekłym spojrzeniem, względów mu odmówiła i wysiadła sama. Po prawdzie, to zdaje się, nie potrzebowała pomocy męskiego ramienia, ale robienie sobie przysług traktowała jak nagrodę, którą zaszczycała zasłużonych.
Jego dłoń oplotły za to zimne, chude paluszki ghulicy o pobielonej twarzy.
- No, szybko, szybko, pani czeka!
Słyszał przez mgłę pokrzykiwania Jaune, Eufemii zdaje się nie było jeszcze, jej tratwa odbijała jako ostatnia.
 
Asenat jest offline  
Stary 12-02-2018, 21:44   #54
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan trzymał blisko siebie zawsze Johana. Umiejętności rycerza w walce były bezcenne. Nie bez powodu Wedeghe wysłał właśnie jego na ochroniarza swego syna. Jan był pewien, że wuj miał w czym wybierać. Mimo to wybrał jego. Więc nie podważał wyboru mądrzejszych od siebie. Przed nimi stało dwóch ludzi Glande. Wpatrywali w mgle zagrożeń. Mitycznych potworów i mar. Całe towarzystwo liczyło sześciu ludzi Glande. Dwóch stało po bokach Jana i Johana. Dwóch strzegło pleców. Prócz nich był z nim Kamir i Krzysztof i ozdrowiały po ostatniej awanturze Wąchacz. Hamsa i Agabek zostali z Ludą i pozostałymi w wiosce Glande. Jan był czujny w nowym miejscu i również się rozglądał.

Ghulica nie dość, że za rękę go złapała i ponaglała słownie, to i jeszcze ciągnąć poczęła w głąb zasnutego oparem pomostu.
- Pani czeka, pani juże o tobie wie - tłumaczyła z naciskiem.
- Cieszy mnie to. Nie wypada jednak przed starszymi do przodu się wyrywać. Zaraz ruszymy wszyscy. - Jan nie był głupi to mogła być pułapka jakaś. June miała jakiś rodzaj władzy nad Samboją. Jan zdecydował się na wyprawę zgodnie z ustaleniami ze starszą. Stąd liczył, że utrzyma ewentualne wrogie zamiary zdala od Jana.
- Ale pani na ciebie czeka! - ghulica była mocno niezadowolona jego brakiem entuzjazmu i opieszałością. - Przygotować się nie zdążysz! Pola nie obejrzysz!
- Jest czas na wszystko moja droga. Etykieta też ma swoje zasady. Z Panią twą za moment się spotkamy. - Jan odpowiedział ze spokojem.
- Myslałam, że jesteś inny, panie - fuknęła ghulica i wywinęła usta z niesmakiem. Po czym… zniknęła we mgle, z której Jana zaraz dobiegło wołanie Jaune.
- Biesy mgłę nadali, gdzieżeś ty, mości Janie?
- Tutaj Pani. - odpowiedział Jan. Była tuż za nim chyba. Jej tratwa dobiła zaraz po nich do brzegu. Poczekał na nią chwilę aż się zrównają.
- To i dobrze. Jużem myslała, żeśmy się w oparze jako dziecka pogubili. Bierz Birutę pod rekę i trzymaj się moich pleców.
- Tak uczynie. - Jan oczywiście chwycił Birute pod rękę z nieskrywaną radością. Temu rozkazów oboje musieli ulec mimo dąsu Pani jego serca. Pogładził nawet jej rękę czule jakby w geście pojednania. Po czym oboje skryli się poniekąd za plecami June.

Przez moment wyglądała, jakby rękę chciała mu odgryźć sama, nie fatygując milczących ghuli czy potworów, które być może miała na swej smyczy i które podążyły za nią na wyspę na jeziorze.
- Jest i Eufemia…
Ciemnowłosa wampirzyca wyglądała na chorą, a gdyby odraza miała taką moc, unosiłaby się pół łokcia nad gruntem.
- Mieliśmy nie płynąć na wyspę - przypomniała cicho, a Jaune parsknęła.
- Samboja zmieniła zdanie. Nie pierwszy raz to i nie ostatni. Rozchmurz liczko i ciesz się, że w swym leżu zechciała nas gościć.
- Trzymaj się blisko mnie. Osłonię cię w razie czego. - rzekł w mowie umysłu do Eufemii. Mogli mieć rozbieżności interesów ale nie życzył jej źle. Na głos zaś rzekł.
- Bądźmy czujni.

Słodki Jezu, pomyślał sobie Jan dwa pacierze później. Ile ona miała lat, gdy ją dopadł jakiś nieumarły wynaturzeniec? Dwanaście? Trzynaście?


Po Chorotkowych peanach spodziewał się niewiasty dojrzałej także wyglądem. Tymczasem Samboja była dziewczątkiem o ognistych włosach i delikatnej cerze, uśmiechu może i trochę zadziornym, ale w sumie niewinnym. Jakże się różniła od swych wojów o szalonych oczach, pogryzionych wargach i pomalowanych twarzach.

Z Jaune wymieniły pocałunki, jak siostry, bez klękania czy płaszczenia się.
A potem Samboja otworzyła usta i czar zdeptanej niewinności i dziewiczości prysnął jak sen jaki złoty. Nie chodziło nawet o to, że wnętrze ust miała całkowicie czarne, tzmiską sztuką odmienione czy zabarwione jakimś mazidłem, jeden czort. Szło o dźwięk, co się z gęby ryżego dziewczątka dobył, mrożący nawet nieumarłą krew w żyłach straszliwy wizg, któremu zaraz zawtórowali wyciem i waleniem Sambojowi wojowie.
- Krew dla Czarnoboga! Krew dla Czarnoboga!
Jan do Johana zwrócił się w mowie umysłów.
- Spodziewałem się pojedynków. No może nie turnieju rycerskiego ale czegoś godnego. Teraz odmówić zniewaga, wziąć udział…- westchnął - Czarnobóg wiesz kim on jest? Bo zdaje się spragniony wielce. - zapytał rycerza. Johan albowiem miał sporo wiedzę, w dziedzinach wybitnie nie rycerskich.

Jan przypatrywał się wiwatom w milczeniu. Przypomniał sobie również słowa jednego z druhów, że to tylko na pokaz. Fałszywą kapłanką jest Malkavianka, tak mu prawił. Czarnobog kolejny bóg w tej ziemi zakorzeniony. Poganie mieli wiele twarzy, ta była tym okrutnym odcieniem. Młody Tzimisce nie uczynił nic więcej. Czekał na rozwój wypadków i odpowiedź kompana.

- Demon, co złym losem zawiaduje - odparł Johan przez zaciśnięte zęby. Tymczasem ghulica o poczernionych oczach podsunęła się do swej pani i w ogólnym gwarze coś jej szeptała na małe uszko skryte w ognistych lokach. Samboja poderwała głowę i obdarzyła Jana najpiękniejszym z uśmiechów. Aż mu nogi zmiękły, choć przecie Birutę miał tuż obok. Aż nie mógł uwierzyć na nowo, że to wdzięczne dziewczę zarzyna ludzi na kamiennym ołtarzu i trwało w ostrym, bezpardonowym konflikcie z Leszym.
Samboja uniosła drobne dłonie i wrzaski ucichły. Wskazała na swą ghulicę, ta zaś przemówiła.
- Oto Jan ze Skrzynna, syn Bożywoja, wnuk Zoltana! - zakrzyknęła - Co się w walkach z Zakonem wstawił, a dziś krew przeleje ku chwale naszego pana!
Jazgot wszczął się niemiłosierny, a Samoboja znów uniosła dłonie, tym razem przemówiła sama.
- Druh druha naszego Chorotki sam wybierze broń i przeciwnika pośród was!

Jan zrozumiał zbyt późno, że Johana niepotrzebnie na cierpienie wystawia. Sam straci w jego oczach. Czuł, że tu i walka będzie sroga i ofiary zaraz za nią. Byli tu jednak gośćmi. To nie Jan ustanowił tu prawo czy obyczaj. Ciekawe czy prosty i szlachetny Johan dostrzeże te szczegóły. Czy jedynie osądzi w duszy i wyrok wyda. Jan się pocieszał, że Johan ogarami szczuł starców, kobiety i dzieci. Rozszarpywani na strzępy żywcem byli. Znalazł dla tego wymówkę i uzasadnienie. To może i Jana potraktuje tą samą miarą? Biruta go do Gangrela przyrównała. Zapomniała jednak, że w dzikich ostępach posłuch ma ten kto ma siłę. Lotny umysł też był wymagany. Siła mogła się objawiać w dziwnych mocach ale być musiała. Ta walka mogła być pokazem, prezentacją Janka. On syn Bożywoja tu jest i się nie boi. Okazać słabość w stadzie wilków to stracić reputację i pozycję w najlepszym razie. W najgorszym śmierć bo słabość zwęszą.

Jan wyciągnął miecz. Wskazując jednocześnie, że to właśnie na taki rodzaj broni potyczka będzie. Wyszedł przed wojowników Samboi. Nie zamierzał nawet wśród kukieł jakimi byli nikogo do walki przymuszać.
- Kto z was biegły i chętny by miecze skrzyżować? - powiedział do wojów. Zastanowił się równocześnie nad słowami Samboi. Czyżby Chorotka faktycznie wpłynął na postrzeganie Jana przez Samboję? Czy gra to tylko była na uśpienie czujności.
- Strach was obleciał, co? - zakrzyknęła ghulica.
Odpowiedziały jej śmiechy i walenie w tarcze.
- Tedy zmilczcie i posłuchajcie tego! Gdy się Jan ze Skrzynna godził na walkę, to o likantropa prosił! Do walki jeden na jednego!
Widać bardzo poważnie podeszła do swojej obietnicy, że za młodym Diabłem przemówi. Uśmiechy zbladły nieco, a ze swego miejsca Jan widział, że pierwsze szeregi wojów lekko się przerzedziły. Wreszcie z tłumu wystąpił jasnowłosy młodzieniec.

Jan odpowiedział waleniem w swoją tarczę ustępując miejsca na placu odważnemu. Swoisty wyraz szacunku. Sam już poważnie zwątpił. Wojownik który wyszedł nie lękał się śmierci ni niczego. Skoro po takich zapowiedziach ghulicy stanął do walki. Tylko w jakiej sytuacji stawiało to Jana? Począł wzmacniać się krwią do maksimum swoich możliwości. Zamierzał potraktować go poważnie i w maksymalnym skupieniu. Uśmiech też posłał Birucie. Zwyczajnie gdy na nią spojrzał ostatni raz przed walką nie mógł się powstrzymać. Miał nadzieję, że nie padnie w tym boju. Chociażby dlatego, że wtedy ostatnim gestem, jakim obdarzyła go pani jego serca, byłoby pokazanie języka. Zerknął na myśli swego przeciwnika… ten zaś myślał o pięknej Samboi, całującej jego stygnące usta… jego przeciwnik nie tylko nie bał się śmierci. On jej wręcz pożądał jak odwiedzin kochanki.
- Ty… pierwszy - rzekł łamanym ruskim.
No tak. Zaszczytem jest ginąć dla tych co żyją tylko dla uwagi swej Pani. Jan był skoncentrowany i rozpoczął walkę. Zakochany czy otumaniony szałem nadal może kąsać. Tarcze poprawił w ręku i naparł szybkim wypadem.
 
Icarius jest offline  
Stary 17-02-2018, 23:55   #55
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Pojedynek


Janowi nie trzeba było dwa razy powtarzać natychmiast ruszył do przodu. Zaczęło się! Ryk wokół wszczął się niemożebny, a ostatnim, co Janek zobaczył, nim skoczył ku przeciwnikowi, była Biruta zagryzająca wargi i uśmiechnięta łaskawie i z aprobatą Jaune obok. Uznał, że nie ma co tańcować wokół siebie jak panny na wiejskim weselu, przyskoczył i mocarnym ciosem znad głowy roztrzaskał tarczę przeciwnika. Nie zdarzały mu się takie uderzenia bez wzmocnienia krwią, toteż rad był. Byłby bardziej, gdyby ręka tamtego obwisła, jak powinna. Wszak na pewno coś tam się połamało albo przynajmniej uszkodziło niebagatelnie. Pozwolił sobie na chwilę zdziwienia i to był błąd. Dostał rękojeścią w twarz, a chwilę potem młody wojownik pochwycił go lewą ręką, unieruchamiając na moment uzbrojoną prawicę. Nim Janek zdążył ją wyrwać, tamten przywarł do niego jak kochanka i ugryzł go w policzek. Jan wyrwał się, krew ciekła mu pod przeszywalnicę, i musiał przyznać, że po rycersku honorowa to ta walka nie będzie. Młodzik siekł w zapamiętaniu, i Janowi zdarzyło się ustąpić pola przed siłą zadziwiającą u człowieka. Dodatkowa owa dość duża siła była poparta najwyraźniej patrząc po wciąż działającej ręce oponenta całkowitą niewrażliwością na ból.

Tylko wielu lekcjom szermierki i wyćwiczonej technice zawdzięczał, że zdołał tamtego sięgnąć. Spod przeciętego kaftana na piersi popłynęła krew, ale młodzieniec zdawał się na to nie zwracać uwagi. Jakby nawet zdwoił wysiłki, atakował zajadlej, gdy normalny człek stałby się ostrożniejszy i zachowawczy. Jan własną ranę uleczył krwią. Starał się wykorzystać agresję i ofensywność przeciwnika przeciw niemu samemu. Kontrował go i obserwował miał też przewagę tarczy. Której nie odrzucił honorowo bo i przeciwnik honorowy nie był.

Rana zasklepiła się, a Janek poczuł gdzieś w głębi trzewi znajome ciągnięcie i rodzącą się pustkę. Właściwie to by mógł tego wymalowanego człowieczka zagryźć i spić na oczach wrzeszczącej tłuszczy. Właściwie to czemu jeszcze tego nie robi…? Zamiast tego zatańczył wokół przeciwnika. Zmylił go sprytnym zwodem i wyprowadził cios w tors. Widok krwi upajał, acz Jankowi brakowało ryku bólu. Poprawił mu ciosem tarczą, przynajmniej powietrze z tamtego uciekło… tyle że jednocześnie odsłonił się, a wymalowany wykorzystał to skrzętnie. Potężny cios spadł na Janowe udo. Odgryzł mu się zaraz, ciosem głową między oczy, z zamachu drasnął prawą rękę.
I wtedy na usta Sambojowego wyznawcy wystąpiła krwawa piana. Jego oczy stały się puste, z gardła dobył się charkot, w którym Jan wyczuł jakiś język, jakąś mroczną mową całkowicie mu nieznaną. Z rany na udzie młodego Diabła polała się jucha. On natomiast miał już dość podchodów. Rana krwawiła się nie zasklepiała. Przeciwnik wpadał w szał i zaraza mógł jeszcze bardziej wzmocnić swoją sporą już siłę. Trzeba było kończyć i Jan odrzucił miecz, rzucił się na przeciwnika i zwarł z nim przytrzymując go. Sprytnie wyminął po drodze cios przeznaczony dla niego. Chwilę potem odsłonięte kły boleśnie wgryzły się w szyję ofiary. Jednak nie pociągnął ni kropli. Choć był już na sporym wysuszeni bał się szału. Nigdy nie oddał się jego objęciom i ten wymalowany cudak nie będzie tego przyczyną!
Na wszelki wypadek wysłał szybką myśl do June w mowie umysłów.
- Gdybym wpadł w szał. Zatrzymaj mnie proszę Pani. - to że chciał wstydu uniknąć okazując słabość wąmpierza nie dodał. Bo gdyby wypił młodziaka coś czuł, że jego szał na niego może przejść.

Rana na szyi Sambojowego woja była tak ogromna, że żaden zwyczajny śmiertelnik nie byłby już w stanie zrobić nic. Poza próbami zatrzymania istnego potoku krwi i nadchodzącej kostuchy. Jucha tryskała na wszystkie strony. Jan spodziewał się, że przeciwnik zacznie wiotczeć mu w uścisku. Dałoby się go jeszcze wyratować. Nie takie rzeczy robili wąpierze. Jan nie chciał go zabijać. Nawet popatrzył przez moment na Johana z dumą. Nie zabił. Pokazał kunszt i klasę. Nawet łaskę okaże. Wtedy... człek w szale wyszarpnął sztylet i wbił prosto pod bark Jana. Pianę toczył z pyska i nie zamierzał odpuszczać. Wyboru młody Tzimisce nie miał ponownie wgryzł się w przeciwnika kończąc jego żywot.

Ciżba wiwatuje. Samboja uśmiecha się uroczo. Janek ledwo się na nogach trzyma… ale dochodzi do siebie krwotok zatrzymuje gdy w końcu się skoncentrował odpowiednio.
Jan nachyla się nad trupem klepie go bo po piersi. I żegna słowami.
- Dobra walka. - po czym uśmiechnął się do Biruty i delikatnie skinął głową June. Wychodzi na środek uderza mieczem o tarczę jak werblem. Daje przedstawienie pod zgromadzoną publikę.
- Prawdę mi rzekli wojownicy tej wyspy twardy i nieustępliwi - werbel miecza i tarczy potem chwilą ciszy.
- To zasługa ich Pani! - uśmiechnął się do Samboi starał się wyglądać entuzjastycznie. Po prawdzie uważał to za marnotrawstwo ludzkiego życia. Johanowi wysłał tylko krótkie... Próbowałem żyć nie chciał.
 
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172