Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-08-2017, 05:17   #1
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
[Vampire: The Masquerade] Thicker than water


- Idiota!

Młody mężczyzna skulił się pod ścianą pokoju, który może kiedyś był imponujący, jednak teraz walały się w nim jedynie pozostałości po ludziach, którzy jak karaluchy obleźli niezamieszkałą już przestrzeń, dostosowując ją do własnych niewygórowanych potrzeb.
- Gdzie oni są?! - drugi z mężczyzn w prochowym płaszczu piorunował wściekłym spojrzeniem przerażonego do granic nieszczęśnika.

Mężczyzna nie starszy niż student pierwszych lat był już bliski wpadnięciu w panikę. Słowa wypowiedziane w odpowiedzi stanowiły nieartykułowane zlepki niezrozumiałych sylab, które ucięły się nagle przechodząc w niekontrolowaną płaczliwą mantrę. Wyraźnie bał się spojrzeć na tą drugą osobę znajdującą się w pomieszczeniu, a jedynie kontynuując swoją mantrę, wtulił się mocniej w ścianę, nie zważając na kawałki tynku obsypujące jego zakrwawione włosy.

Jednak kiedy mężczyzna w płaszczu zaczął podchodzić kierowany czystą furią, rozdygotany młodzieniec wyłkał szybko słowa, jakich dźwięk bardziej pasował do wystraszonego dziecka niż do, bądź co bądź, dorosłego mężczyzny.
- Wi... Widziałem ambulansy! Nie... Nie wiem jaki szpital... - otworzył szerzej oczy, gdy tamten stanął tuż nad nim - Ale się dowiem! Dowiem! Panie! - spanikowany młody człowiek padł czołem na podłogę, której deski zatrzeszczały złowróżbnie - Oni są twoi... twoi... zawsze... będą... Ja... ja... błagam... nie...

Jego słowa nagle przerwał okrzyk bólu, gdy drugi mężczyzna stanął z całej siły na dłoni młodszego z tej dwójki. Chrzęst skruszanych kości zlewał się z trzaskiem kawałków szkła leżących pod dłonią nieszczęśnika.

- Potrafisz jedynie mazgaić się i błagać, ale nie umiesz nawet tak prostej rzeczy zrobić jaką ci kazałem! - ofiara złości chciała ponowić błagania, zaklinać się na wszystko, byle uniknąć konsekwencji wściekłości swego pana, ale nagle ten odezwał się ponownie, tym razem niepokojąco spokojniejszym tonem - Chcesz mojej litości? Pragniesz jej? - zawiesił na moment głos - Za litość trzeba płacić słono, a częścią twojej zapłaty będzie sprowadzenie tego, co moje. - wciąż naciskając na dłoń człowieka obserwował jak spod niej leniwie wypływa krew - Masz dwa dni. Dwa dni na odnalezienie tych, których zgubiłeś i sprowadzenie ich, a może uznam, że jeszcze jesteś przydatny. - mężczyzna w prochowcu wyszczerzył się ukazując ostre kły - Akurat i tak musisz zwiedzić szpitale, bo ta ręka źle wygląda i chyba wbiło się w nią trochę za dużo szkła.

Zapadła cisza przerywana jedynie cichym popłakiwaniem klęczącego mężczyzny silnie kiwającego głową na znak zrozumienia i uległości, za które to poddanie została uwolniona jego pogruchotana lewa dłoń.

- Ale masz rację co do jednego. - na ten lodowaty ton głosu rozdygotany mężczyzna spojrzał w górę na tego, którego zwał swoim panem, jakiego następne słowa okraszone były dobrze mu znaną obietnicą kary.

- Oni są moi.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 01-08-2017 o 13:02.
Zell jest offline  
Stary 01-08-2017, 22:43   #2
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
AKT I: Taniec suzerena


AKT I
TANIEC SUZERENA


Truth is like the sun. You can shut it out for a time,
but it ain't goin' away.
~Elvis Presley

Wszystko zdarzyło się jakby było jakimś surrealistycznym snem, jakimś przerażającym i niezrozumiałym ciągiem zdarzeń. Kiedy drzwi frontowe zostały wyważone przez policję,, porwani spięli się w sobie zastygając w bezruchu, bojąc się nawet odetchnąć. Nawet zobaczenie funkcjonariuszy nie spowodowało rozluźnienia nerwów tych ludzi, jednak gdy policjanci próbowali pomóc im wyjść z pokoi w jakich ci siedzieli struchlali, wydarzyło się coś, czego oferujący wolność nie mogli się spodziewać.

Uwięzieni nie byli chętni współpracować, a niektórzy z nich wręcz zachowywali się wrogo wobec policjantów muszących ich spacyfikować nim komuś stanie się krzywda. Byli też tacy, co siedzieli wpatrzeni szeroko otwartymi oczyma w swoich wybawców, a w momencie zrozumienia, iż będą musieli opuścić ten dom, zaczęli szlochać nieopanowanie, więc nie obyło się bez współpracy psychologa policyjnego, którego próby w tych warunkach zdały się na tyle, że zdołano wyprowadzić na zewnątrz rozbitych psychicznie porwanych.
Reakcje tych pozornie niepowiązanych ludzi mogły się różnić diametralnie, jako i stopień widocznych obrażeń noszonych przezeń na ciele, ale była jedna rzecz, która łączyła ósemkę ludzi wszak o różnym statusie materialnym, pozycji społecznej, wieku, płci czy charakterze.

Żaden nie chciał opuścić miejsca swego uwięzienia i nie bacząc na rany czy zgromadzoną prasę oraz telewizję próbowali uciec z karetek, zapewne aby powrócić do śmierdzącej kurzem i stęchlizną rezydencji.

Było już jasne, co będzie głównym tematem następnych wiadomości...




Amy Ashley, Susan Finkel



Obie kobiety gdzieś podświadomie wiedziały, że się zdążyły poznać, ale żadna z nich nie była w stanie sobie przypomnieć żadnych szczegółów tej znajomości, choć musiała ona się zawiązać... tam...? Mówili, że to chyba w jakiejś rezydencji było... ale czy na pewno?

Powinny porozmawiać, ale Susan wyraźnie nie czuła się na siłach do wspominek, zaś Amy zbyt bardzo bolał posiniaczony brzuch i plecy zmuszające ją do leżenia na boku i dające poczucie, iż te szpitalne łóżka wcale nie są tak niewygodne. Nawet obie kobiety musiały przyznać, iż materace zdają się być niesamowicie miękkie, a leżenie na nich było dla ich ciał najpiękniejszym wrażeniem w życiu, zaś drażniące skórę szpitalne koszule - najłagodniejszym aksamitem.

Prowizoryczny opatrunek owinięty wokół przedramienia Susan musiał zabezpieczać jakąś ranę, jednak kobieta nie mogła sobie przypomnieć niczego, co rozwiązałoby zagadkę skrytą pod bandażem. Dotknęła na szybko sporządzonego w karetce opatrunku, ale miast obezwładniającego bólu poczuła jedynie fakturę grubego bandaża, co wraz z odrętwieniem tej dłoni, jakiej dwa ostatnie palce nie były chętne do wykonywania żadnych poleceń, nie nastawiało optymistycznie.
Kobiety spojrzały po sobie, jednak wtedy ich uwaga skierowana została ku drzwiom, przez które weszła znudzona młoda pielęgniarka, która ożywiła się widząc jakimi sławami przyszło jej się opiekować. Za nią natomiast wszedł starszy lekarz o rzadkich posiwiałych włosach, poganiający spojrzeniem pielęgniarkę do zajęcia się Susan. Sam natomiast skierował się do łóżka Amy, po czym odgradzając to ich dwoje od spojrzeń tamtej dwójki czerwoną zasłoną poprzecinaną wąskimi czarnymi liniami, odezwał się do Amy rzeczowym tonem profesjonalisty.

- Mamy już wyniki oględzin, jakie przeszła pani chwilę po dotarciu do szpitala.

Susan natomiast patrzyła jak pielęgniarka bardziej skupiona na podsłuchiwaniu tego, co mówi się za parawanem, z niesmakiem ogląda nieruchome palce pacjentki.
- Coś ty sobie najlepszego zrobiła? Pogotowie nie wspominało o tej sztywności. - zaczęła rozwijać bandaż, aby ukazać pod nim nieznacznie zakrwawiony konkretny materiał opatrunkowy leżący pośrodku przedramienia - Coś brałaś z koleżanką, prawda? - przestała mówić na moment słysząc dalsze słowa lekarza.

- Po tych oględzinach... pamięta je pani? - widząc jednak skołowanie Amy niewiele kojarzącej zdarzenia od czasu uwolnienia, kontynuował swoje wyjaśnienia - Po tych oględzinach i konsultacji z odpowiednim lekarzem doszliśmy do wniosku, iż w ciągu ostatnich godzin, jak i możliwie wielokrotnie wcześniej... - Amy miała przez chwilę wrażenie, iż zobaczyła coś na wzór zasmucenia tego chłodnego w obyciu lekarza, ale zaraz po tym jego rzeczowy ton zaprzeczył tej iskierce, a jego słowa, choć nie były głośne, dotarły do uszu kobiet za parawanem.

- ...została pani zgwałcona.



Livia Schwartzwissen

Livia obudziła się powoli, nie wiedząc gdzie jest i jak się tu znalazła. Bolało ją wszystko, a najbardziej nogi, które przy każdym poruszeniu nimi atakowały bezlitosnym bólem. Spróbowała usiąść, ale wtedy zrozumiała brak możliwości wykonania tego, jednak nie z powodu widocznych obrażeń (bo nie mogły się pod opatrunkami przecież czaić aż tak poważne), ale dlatego...

...że jej dłonie były unieruchomione grubymi pasami przywiązanymi do barierek łóżka.

Dawały one na tyle swobody, aby Livia nie leżała bez możliwości ruchu, ale nie pozwalały na trzymanie rąk złączonych. Nie była w stanie poprawić tej drapiącej ją koszuli w jaką ktoś ją przebrał, jak i wyrwać wenflonu tkwiącego w zgięciu jej prawej dłoni. Podłączony on był do wiszącej na stojaku kroplówki, jednak kobieta nie miała pomysłu co było w środku...

Szarpnęła się ponownie bez skutku, próbując choć zakryć się lepiej kołdrą i koszulą, które zwinęły się nieszczęśliwie pozostawiając ją odkrytą i nagą do brzucha. Czuła się poniżona, ale z jakiegoś powodu to poniżenie nie miało w sobie takiej siły, jak kiedyś. Położyła ponownie głowę na poduszce, obijając bok dłoni o leżący przy niej metalowy pojemnik, o podłużnym kształcie basenu, chociaż fakt jego umiejscowienia był zastanawiający. W jednym momencie Livia poczuła jak napływają jej łzy do oczu, bo choć już wiedziała gdzie się znajduje, to reszta owiana była mgłą nie do przejrzenia; ostatnie trzy miesiące jej życia nie istniały dla pamięci kobiety.

- Czy ja je kiedyś nauczę? - usłyszała poirytowany głos starszej od siebie pielęgniarki, która w tym momencie weszła przez uchylone drzwi - One nawet pokoju nie raczą zamknąć, psia mać. - kobieta prowadziła za sobą wózek z lekami w pojemniczkach, po wprowadzeniu którego zamknęła za sobą drzwi - I jeszcze cię nawet nie poprawiły, dzieciaku.

Pielęgniarka starsza od Livii około kilkunastu lat, zdjęła zasłaniające oczy włosy przepalone przez kiepskiej jakości suszarki czy korzystanie z usług równie kiepskiej jakości fryzjerów, po czym podeszła do pozbawionej swobody kobiety.

- A, oczywiście! - fuknęła poprawiając koszulę Livii i nakrywając ją kołdrą - Pampersa też nie raczyły założyć te małpy, a do wypłaty im tęskno! - spojrzała ze współczuciem na pacjentkę - Jesteś w stanie jeść czy pić w tych kajdanach? - wzięła z wózka jeden pojemniczek - I czy wolisz pampersa, czy rurkę? Jeżeli rurkę to będzie trzeba inaczej organizować drugie opróżnianie.


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 10-08-2017 o 03:10.
Zell jest offline  
Stary 02-08-2017, 20:40   #3
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Który dzisiaj jest? – Livia odpowiedziała pytaniem na pytanie na tyle agresywnie, by pielęgniarka odpowiedziała automatycznie.
- Hę? Szesnasty marca dzisiaj – odparła nieco zbita z tropu kobieta, poprawiając kołdrę.

Szesnasty marzec… 3 dni po jej urodzinach! Ostatnie, co pamiętała, to ten wieczór, gdy pokłóciła się z Gerhardem… to było… to było… w grudniu zeszłego roku!

Livia potrząsnęła głową.
„Tylko spokojnie” – upomniała w głowie samą siebie, choć była o włos od wpadnięcia w panikę. Uwięzienie – to najgorsze, co mogło ją spotkać. Ją! Wolnego ducha!

Miała jednak na tyle rozumu w głowie, by wiedzieć, że poddając się panice może zostać uznana za wariatkę. W końcu pewnie nie bez przyczyny ja związano… Brała jakieś ciężkie dragi i zaczęła świrować? Nie pamiętała. To rozwiązanie wydawało jej się jednak najbardziej prawdopodobne. Jeśli to prawda… pewnie będzie mieć na głowie sprawę sądową. Stać ją było jednak na dobrego adwokata, toteż w najgorszym razie skończy się na pracach społecznych. Nic zatem nie usprawiedliwiało takiego jej traktowania ani tej… tej szmaty, którą miała na sobie!

„Tylko spokojnie” – znów się upomniała. Chodziło teraz o to, by durna piguła zrozumiała, że Livia jest osobą bardzo, ale to bardzo niewłaściwie potraktowaną.

Dziewczyna spięła się w sobie, by mówić w miarę spokojnie.
- Proszę pani, mogę jeść, pić oraz wypróżniać się sama. Nie wiem co się stało, ani czemu zostałam tak potraktowana, ale zapewniam panią, ze to gruba pomyłka. Pomyłka, za którą ktoś zapłaci, jeśli pójdę z tym do gazet. – mówiła szybko, by nie było słychać płaczliwego tonu, który niekiedy przebijał się przez jej głos – Nazywam się Livia Schwarzwissen, jestem malarką. Moje prace są obecnie wystawione w New York Gallery w ramach wystawy „Nowa Ameryka – głos pokolenia, które nadchodzi”. Jeśli więc chce pani uniknąć chryi na cały stan, albo nawet kraj oraz milionowego odszkodowania, o które pewnie będę mogła wystąpić względem tego szpitala, proszę natychmiast mnie rozwiązać i powiadomić tutejszego ordynatora, że chcę z nim rozmawiać. A najlepiej żeby rozmawiał od razu z moim… – zawahała się, pamiętając kłótnię – z moim managerem Gerhardem Bissenhofferem. Stać mnie na najlepszą klinikę w mieście i jeśli wymagam leczenia, pragnę je tam właśnie kontynuować. Proszę więc w tej chwili mnie rozwiązać, inaczej… cóż, znam już pani nazwisko. – Livia nawet nie kryła groźby w głosie. Spojrzała na kobietę wściekle, lecz nie szamotała się, by tamta nie uznała, że dziewczyna zagraża jej fizyczności.
 
Mira jest offline  
Stary 04-08-2017, 21:29   #4
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Amy spojrzała na lekarza nieprzytomnym wzrokiem. Gwałt… wiedziała co to jest. Czuła, że wszystko ją boli, jednak jak to możliwe, że nic nie pamiętała. Tyle razy słyszała jak mówiono, że kobiety mają po tym urazy, traumy, a ona nic? To nie było możliwe. Może jednak ją pobito, może to pomyłka. Starała się skupić, wyczuć czy rzeczywiście czuje się jakoś “uszkodzona” od środka.
- Doktorze… to chyba pomyłka. - Powiedziała cicho.

Lekarz spojrzał na Amy łagodniej, ale gdzieś ukrywał się smutek w wyrazie jego twarzy.
- Niestety, ale nie zaszła żadna pomyłka... - spojrzał uważniej na kobietę - Zakładaliśmy obecność substancji o działaniu narkotycznym, ale nie wykryliśmy nic niepokojącego we krwi jak panią przywieziono, więc zakładałbym bardziej... odrzucenie wspomnień zdarzenia. - stwierdził widząc reakcję Amy - Ale tym powinien zająć się neurolog, aby sprawdzić czy nie nastąpiły jakieś uszkodzenia neurologiczne, zaś inne... Niedługo przyjdzie także psycholog, pani Jannet Greywall. Zanim jednak to nastąpi, chcę wiedzieć czy doskwiera jakiś ból?

Amy tak naprawdę bolało wszystko, ale był to ból podobny bólom po upadku na twardą powierzchnię. Brzuch bolał najbardziej, szczególnie gdy go dotknąć, nie wspominając o naciśnięciu. Ciężko było kobiecie określić czy interesujące ją teraz najbardziej możliwe obrażenia... wnętrza... istnieją, więc jeżeli coś się stało - musiało nie pozostawić konkretnych uszkodzeń.
- Brzuch… potwornie boli mnie brzuch. - Amy czuła jak informacja o gwałcie ślizga się po jej głowie nie chcąc wejść do środka. Wyparła się? Jak mogła się wyprzeć czegoś takiego? Jakiś zasraniec miałby ją zgwałcić, a ona tak sobie wymazała to z głowy?

- Jakie są “uszkodzenia"? - Powiedziała głosem, w którym mieszały się gniew i przerażenie.
- Obrażenia wskazujące właśnie na wymuszony stosunek są typowe dla ofiar gwałtów, które powstają podczas szamotania się z napastnikiem. Zlokalizowane są one nie tylko w samych narządach rodnych jakich powodem jest brutalność stosunku, ale także na skórze, chociażby w postaci siniaków. - odparł ostrożnie - Jeżeli chodzi o brzuch to badania nie wykazały uszkodzeń wewnętrznych czy krwotoku, jakich się obawialiśmy, zważając na siłę, z jaką został on potraktowany podczas, najpewniej, kopnięć. Ból pochodzi od tego właśnie, jako że ciało wciąż jest obolałe i choć brzuch został wysmarowany maściami mającymi wspomóc w szybszym wchłanianiu krwiaków, to ten proces jeszcze zajmie. - spojrzał na Amy ze smutkiem - Czy chce pani porozmawiać teraz z naszą psycholog? Policja też ma swoje pytania i nie chcą czekać długo, ale nie musi pani już teraz z nimi rozmawiać, jeżeli nie czuje się pani na siłach.

Amy przysłuchiwała się lekarzowi ale sens słów jakby do niej nie docierał. Obrażenia wewnętrzne? Czyli zgwałcono ją?
- Ja… mogę z nimi porozmawiać ale… - Z całej siły starała się przetrząsnąć głowę szukając jakichś dodatkowych informacji. - Nie powiem im więcej niż Panu… -A “narządy rodne"? - powtórzyła sformułowanie po lekarzu. - Przypomnę sobie coś?
- Możliwe, ale potrzebna będzie opinia psychologa lub neurologa, jeżeli za zapomnienie odpowiada bardziej sama kwestia mózgu, aczkolwiek wątpię. - odparł lekarz - Zgoda na rozmowę zostanie przekazana policjantom. Pani niech na razie odpoczywa, niedługo pielęgniarka przyniesie leki dla pani.

Amy przytaknęła ruchem głowy i odwróciła wzrok od lekarza. Po chwili przymknęła oczy starając się skupić na tym co dokładnie ją boli.
 
Aiko jest offline  
Stary 05-08-2017, 09:23   #5
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Pielęgniarka jednak nie wydawała się być poruszona słowami pacjentki.

- Przeszłaś przez wiele przez te ostatnie trzy miesiące, jak mówiły media, więc mogę zrozumieć twoje wzburzenie. Musisz jednak zrozumieć, że nie jesteśmy tutaj, aby ci zaszkodzić. - postawiła pojemniczek z dwoma białymi, niewielkimi pigułkami - Nie mogę cię rozwiązać, nie takie mam odgórne polecenia, a próba wywołania strachu we mnie na nic ci się nie zda. - westchnęła - Lekarz zlecił podanie ci tych leków. - wzięła z wózka czerwony kubek z wodą - Co do wypróżniania się... Jeżeli zdecydują, iż twoje agresywne zachowanie się nie zmieniło... Niestety zostaniesz w tym unieruchomionym stanie, a on nie będzie sprzyjał twoim potrzebom, tak więc... Czy mogę zaufać współpracy z twojej strony w przyjęciu tych leków?

Miała ochotę skoczyć na nią i wgryźć się jej w szyje. A potem namalować jakiś turpistyczny obraz krwią pielęgniarki.

- Dobrze wiem, że w ważnych przypadkach ma pani wręcz obowiązek powiadomić bliskich. To jest ważny przypadek. Proszę zadzwonić do Gerharda. Przy mnie. Wtedy wezmę leki i będę grzeczna. - powiedziała twardo, po czym dodała - W przeciwnym razie odmawiam leczenia w tym szpitalu i zamierzam skorzystać z prawa jakie daje mi konstytucja, jako wolnemu człowiekowi i natychmiast opuścić ten... przybytek rozkoszy.

Pielęgniarka przez dłuższą chwilę patrzyła na Livię bez konkretnego wyrazu, ale gdy odezwała się słowa wydały się kobiecie znajome, które sprawiły, że spięła się w sobie w jakimś niezrozumiałym odruchu...

- Jak długo będziesz się jeszcze tak buntować?

...tylko nie wiedziała gdzie już je słyszała.

- Dopóki starczy mi sił. - odpowiedziała odruchowo, choć nie była pewna czy chodzi jej teraz o sytuację z tabletkami, czy o coś więcej... coś nieuchwytnego. Mimo to spojrzała hardo na pielęgniarkę.

- Rozumiem. - postawiła na stoliku obok kubek z wodą - W takim razie pójdę powiadomić kogo trzeba, ale lepiej przemyśl swoje postępowanie, bo bunt nie jest najlepszy... - położyła dłonie na rączce wózka odjeżdżając z nim w stronę drzwi - ...czego powinnaś się już nauczyć. - nie odwróciła już się w stronę Livii, tylko opuściła pomieszczenie zamykając za sobą drzwi.

Dziewczyna spojrzała w ślad za nią. Miała wrażenie, że coś jej umknęło. Coś... co powinna zauważyć. To nie była zwykła rozmowa ze zwykłą pielęgniarką... a może ona faktycznie dostała kręćka? Przymknęła oczy, starając się sobie przypomnieć ostatnie trzy miesiące.
 
Mira jest offline  
Stary 10-08-2017, 02:49   #6
 
fujiyamama's Avatar
 
Reputacja: 1 fujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputacjęfujiyamama ma wspaniałą reputację
Leżąc w szpitalnym łóżku Susan starała się poskładać do kupy nieliczne informacje o swojej sytuacji, którymi dysponowała. Została porwana - tak, podobno trzy miesiące temu… Co się z nią działo? Cholera wie. Miała poharataną rękę, ale sądząc po minie pielęgniarki przysłuchującej się rozmowie lekarza z drugą kobietą i tak miała wiele szczęścia. Właśnie - druga kobieta. Jakieś wrażenie, jakby wątłe deja vu… Coś jakby dzwoniło w głowie Susan na jej temat, ale raczej w sąsiedniej diecezji niż parafii i najprawdopodobniej nie były to nawet dzwony… Jak dokładnie człowiek trafia z jednej z największych firm inwestycyjnych Wall Street do ćpuńskiej nory bez żadnej pamięci? Susan miała ogromną nadzieję, że wkrótce uda jej się to wyjaśnić.

Im więcej jednak myślała, tym bardziej czuła narastający niepokój. Wciąż była pod wpływem leków jakimi nafaszerowali ją lekarze, nie było więc mowy o zebraniu myśli czy opracowaniu konkretnego planu. Z jakiegoś jednak powodu jej wzrok zaczęły bardziej i bardziej przykuwać drzwi - do tego stopnia, że zdawały się emitować ledwo zauważalne światło, jakby zapraszały - tędy, panienko. Gdy zza parawanu dobiegły ją słowa „policja” i „przesłuchanie”, decyzja była już podjęta. Poza opatrunkiem na ręce dziewczyna nie była w żaden sposób unieruchomiona, a personel zdawał się przyjazny. Chociażby rozejrzeć się po korytarzu, choćby odetchnąć powietrzem innym niż w tej sali…

Susan usiadła powoli na łóżku z wyraźnym grymasem i masując zdrową dłonią skroń odezwała się prosząco do pielęgniarki stojącej nieopodal - Siostro, chciałabym rozruszać nieco kości… Pomoże mi siostra pójść do łazienki?
 
fujiyamama jest offline  
Stary 14-08-2017, 03:59   #7
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
AKT I: Taniec suzerena






Livia Schwartzwissen



Nienaturalna dla szpitala cisza zdawała się wypływać spod drzwi na korytarz i wlewać się w zajmowany przez Livię pokój. Nikt nie przybył do kobiety od czasu wyjścia pielęgniarki, a minęło już... ile?
Nie wiedziała.

Próby przypomnienia sobie czegokolwiek, nawet najmniejszego elementu wydarzeń ostatnich miesięcy, nie przyniosły zupełnie niczego. Kiedy już artystka myślała, że uczepiła się odpowiedniej myśli, która doprowadzi ją do chociaż strzępów pamięci, okazywało się, że ten trop urywa się tuż przed poszukiwaną odpowiedzią; nęcąc niedostępną nagrodą, śmiejąc się okrutnie.

Kobieta rozejrzała się po pomieszczeniu w jakim tliło się mizerne światło wydobywające się ze starej świetlówki uczepionej sufitu, jakiej poblask wydawał się mdłą parodią tego, czym być powinno. Sam pokój zaś wydawał się po dokładniejszym przyjrzeniu się być raczej nieużywany od dłuższego czasu, zupełnie jakby... został przygotowany tylko dla Livii.

Kobieta szarpnęła się w tej uwięzi, ale nic to nie dawało, chociaż po której próbie przestawała być zaskoczona, jako że zabezpieczenie pętające jej ręce nie wydawało się w żaden sposób nadgryzione zębem czasu. Nim jednak na dobre Livia zaczęła zajmować się próbą określenia w jaki sposób można się uwolnić, z korytarza rozległo się ciche szurnięcie buta.
I po chwili drzwi stanęły otworem.

Osoba, która pojawiła się w drzwiach, szybkim krokiem weszła do pomieszczenia, silnie zatrzaskując za sobą drzwi. Był to młody mężczyzna wyglądający jak jeden z tych, co wdali się w mało przyjemną bójkę, a po jego podkrążonych oczach można było wnioskować, że albo zarwał tydzień nad książkami, albo wybierał picie ponad spanie... albo oba na raz. Plaster szpitalny zaklejał górny kawałek jego czoła, a lewa dłoń była wyraźnie usztywniona i zabandażowana, jednak sądząc po jego chodzie nie miał problemu z nogami.

Z wyglądu nie wydawał się należeć do bogatej klasy, a wręcz można było powiedzieć, iż temu osobnikowi nie przelewało się w życiu. Jego ubranie widziało już lepsze czasy, ale krótka skórzana kurtka jedynie udawała, że ten materiał jest faktycznie prawdziwą skórą. Całości przydałoby się czyszczenie z niewielkiej ilości kropli krwi, które zapewne należały do tego mężczyzny lub jego przeciwnika, ale najbardziej trzeba było się zająć zabrudzeniami od jakiejś ziemi i piachu... nie mówiąc o rozcięciu na prawym rękawie.

- Coś ty narobiłaś najlepszego?! Po tym wszystkim co otrzymałaś?! - warknął młody mężczyzna podchodząc do łóżka Livii i opierając się zdrową dłonią na prętach ubezpieczających pacjenta, by ten nie stoczył się na podłogę. Sposób w jaki poruszał się nieznajomy sugerował napięcie i nerwowość.

- Wiesz ile problemów sprawiłaś? - syknął - Nic się nie nauczyłaś, durna? Myślałem już, że pojęłaś jak świat działa, chociaż najwyraźniej masz wciąż z tym problemy.

Livia spojrzała w rozwścieczone oczy mężczyzny, w których czaiło się coś jeszcze... coś co już widziała wcześniej u tego mężczyzny, który był tam codziennie, jakiego spojrzenie widziała co dzień i co noc; noc w trakcie której wydawało się ono być skażone strachem...
Nie! Przecież nie zna tej osoby! Nie wie kim on jest, nie widziała go wcześniej. Nie widziała...

- Uparta dziwka, sprowadzisz na nas tylko ból, kretynko!

...tylko czemu patrząc na tego młodego mężczyznę o postrzępionych brunatnych włosach jedno imię rozbrzmiało w jej głowie?

...Andre.





Susan Finkel



Pielęgniarka nie odpowiedziała od razu patrząc ogłupiała na kawałek ramienia, który właśnie uwolniła z bandaża i opatrunku. Kiedy Susan spojrzała w stronę tego, co powinno być raną, zobaczyła jedynie zaschłą krew na skórze, jaka zapewne zabrudziła wcześniej ten opatrunek, ale mimo tego...

...nie widziała żadnej rany na swoim ramieniu.

- To... - pielęgniarka wciąż wgapiała się w miejsce, w jakim powinno widnieć obrażenie - ...muszę zawiadomić lekarza... Ciągle masz sztywne palce? - Susan nie była pewna czy ta kobieta w ogóle zauważyła skinięcie głową, bo prawie od razu kontynuowała słowa, uświadamiając sobie, że pacjentka o coś prosiła - Tak, tak... Zaprowadzę... - pomogła wstać Susan, ale z wyrazu jej twarzy kobieta mogła wnieść, iż brak rany był bardziej niż nieoczekiwany.
.

Kiedy obie kobiety wyszły na korytarz, Susan wyraźnie widziała, że pielęgniarka chce jak najszybciej móc opuścić pacjentkę, zapewne mając zamiar porozmawiać z jakimś lekarzem. Po przejściu obok dyżurki pielęgniarskiej Susan zobaczyła policjanta, a gdy ten dostrzegł zbliżające się kobiety ogarnął wzrokiem pacjentkę, jakby oceniając jej stan.

- Och, jest pan! - wypaliła nagle rozradowana pielęgniarka - Czy oczekuje pan, aby porozmawiać z pacjentką?
- Jeżeli jest już możliwość. - odparł policjant, którego aparycja bardziej pasowałaby do seksownego modela niż do mundurowego, a ton głosu... - Chętnie bym rozpoczął już rozmowę, bo wiadomo jak nagląca to sprawa. - ...był tak ciepły... - O ile oczywiście pani Finkel wyrazi zgodę. - ...że Susan poczuła przyjemny dreszcz.






Amy Ashley



- Czy pamiętasz cokolwiek?

Psycholog szybko pojawiła się w pokoju jaki zajmowała Amy wraz z Susan, która wyszła z pielęgniarką niedługo przed pojawieniem się Jannet Greywall mającej pomóc skołowanej pacjentce.

- Mówisz, że nie pamiętasz skąd się wziął ból, że nie pamiętasz gwałtu, ale... to akurat się zdarza. - kobieta siedziała obok łóżka Amy - Ofiary, nawet te najmłodsze, odrzucają od siebie bolesne wspomnienia, próbują przekonać się, że to wszystko tak naprawdę nie miało miejsca. To taki sposób na nieświadomą ochronę samego siebie.

Amy wciąż czuła ten ból okolic brzucha, jednak osłabł po podaniu leków przeciwbólowych. Miała wrażenie, że faktycznie spowodowany został poprzez silne kopnięcia, a nie przez nic innego. Na pewno musiało tak być! Nie mogło być inaczej. Nie mogło...

- Nie jest to jednak bardzo częste oczywiście, ale możliwość istnieje, jednak... - uśmiechnęła się pokrzepiająco - Nie musiało nic takiego się wydarzyć w twoim przypadku. Możesz mieć rację i wcale do żadnego gwałtu dojść nie musiało, ale i tak trzeba sobie spróbować poradzić z twoją dziurą w pamięci. Powiedz mi Amy - spojrzała łagodnie - jakie masz ostatnie wspomnienie? Nie pamiętasz nic, co się działo ostatnie trzy miesiące, ale co się zachowało tuż przed tą pustką w pamięci? Byłaś z kimś? Robiłaś coś? Siedziałaś w domu? Spróbuj Amy, co się zdarzyło ostatniego na początku grudnia?


 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 24-08-2017 o 17:06.
Zell jest offline  
Stary 24-08-2017, 16:12   #8
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Amy uważnie przyglądała się lekarce.
- Lekarz twierdzi, że mnie zgwałcono, Pani, że coś takiego wcale nie musiało mieć miejsca. - Lekko uniosła się starając się zmniejszyć ból. Nie podobała się jej ta kobieta, nie lubiła psychologów. - Czy podważa Pani autorytet lekarza?
- Tylko staram się analizować. - odparła kobieta przyglądając się Amy - I wyciągać wnioski z tego co zobaczę, z tego co usłyszę. - dodała, po czym powróciła do poprzedniej kwestii, oznaczając tą za odznaczoną - Co się takiego stało przed porwaniem? Co pamiętasz?

Ta… dlatego nie lubiła psychologów. Teraz zabawa w wyciąganie wniosków.
- Wracałam z sesji zdjęciowej i Timsa. - Powiedziała po dłuższej przerwie. - Pamiętam że miałam jeszcze dłuższą chwilę przed czymś i uznałam, że pójdę okrężną drogą. Często spaceruję bo wtedy można złapać fajne ujęcie. Nawet nie pamiętam gdzie dokładnie poszłam, ale zazwyczaj omijałam jakies mniej uczęszczane okolice, bo tam trudniej trafić na celebrytów.
- W jakich godzinach to było? - zapytała psycholog - I w jakim momencie urywa ci się pamięć?
- Nie pamiętam. - Amy próbowała ale jej głowa nie dawała jasnych odpowiedzi. - Było już po zmroku. Pamiętam tylko że spacerowałam.
- Nie pamiętać... To musi być straszne uczucie. Nie każda rana jest widoczna na pierwszy rzut oka, ale każdą trzeba opatrzyć. - zamilkła na moment - Powiedz mi Amy - czujesz smutek, złość wobec tego, co się zdarzyło, wobec tego, który zabrał ci wolność? - zapytała psycholog nie wiedząc, że uczucia Amy są bardziej skomplikowane, zupełnie jakby były...

...mieszanką smutku, strachu i... miłości?

Nie ufała jednak tej kobiecie i nie planowałą jej o tym opowiadać.
- Boję się tylko, że pamięć nie wróci. Ciężko mieć odczucia wobec czegoś czego się nie pamięta, czyż nie? - Zerknęła na kobietę i uznałą, ze musi jej jeszcze coś rzucić. - Zastanawiam się czy skoro mnie zgwałcono, jestem w ciąży, czy będę mogła być w ciąży, ale to wszystko na razie… wie Pani, za dużo na raz.

Psycholog jedynie uśmiechnęła się jakoś ponuro.
- Miejmy nadzieję, że to się nie zdarzy. - położyła dłoń na ramieniu kobiety - Poczekaj jeszcze na policję, to ważne dać im jakiś trop. W razie czego... - wyciągnęła wizytówkę z postawionej na krześle torebki - Dzięki temu się skontaktujesz ze mną, jeżeli zajdzie potrzeba. - skinęła Amy głową uśmiechając się w ciepło, chociaż Amy miała wrażenie, że coś w tym cieple było dziwnego i niepokojącego - Lepiej jeszcze sama nie wychodź, dla własnego bezpieczeństwa.
- Na razie ledwo się ruszam. - Amy spróbowała z siebie wykrzesać uśmiech. Odprowadziła psycholog wzrokiem i dopiero po tym zerknęła na wizytówkę.

Wizytówka była bardzo prosta, bez żadnych zdobień. Amy zobaczyła, że najwyraźniej maszyna pisarska, z jakiej wyszedł tekst musiała być uszkodzona, bo litery "J" oraz "R" były niewidoczne, więc na wizytówce widniało: "annet G eywall". Adres natomiast najwyraźniej kierował do jednego z wieżowców na Manhattanie, ale nic ponad to. Najważniejszym chyba był podany numer telefonu, obok którego widniało pojedyńcze... "R".

Amy włożyła wizytówkę pod poduszkę. Jeszcze nie wiedziała gdzie są jej rzeczy, a coś czuła że nie jest to zwykły bilecik. Czemu brakowało akurat liter JR? I czemu ktoś postawił R przy numerze telefonu? Będzie musiała sprawdzić ten adres, jak już ją wypuszczą z tego szpitala.
 
Aiko jest offline  
Stary 24-08-2017, 16:56   #9
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Była młoda. Zazwyczaj osoby w jej wieku łatwo poddawały się manipulacji, łatwo też popadały w poczucie winy, gdy starsi wytykali im nieodpowiednie zachowanie. Te osoby jednak nie przeżyły tyle, co Livia.

Śmierć rodziców, półroczny pobyt w sierocińcu, przylot do Stanów, gdzie nie znała nikogo łącznie ze swoją nową opiekunką - ciotką Gertrudą - wizażystką rockowej grupy Def Leppard. U boku ciotki dziewczyna często spędzała czas w trasach koncertowych, w trakcie których hasło “sex drugs and rock n roll” traktowane było dosłownie. Do tego należało dodać prześladowania w szkole, mecenasów sztuki, chcących zaciągnąć młodą malarkę do łóżka, a potem porwanie i częściowa utrata pamięci... nie, zdecydowanie życie 21 letniej Niemki nie należało do lekkich.

Livia Schwartzwissen przetrwała to wszystko, bo potrafiła obserwować i szybko się uczyć, a jej duch był niezłomny. Teraz też, widząc, że mężczyzna nie jest jej przyjazny, zataiła fakt zagubienia, jakie odczuwała i narastającej paniki. Imię, które sobie przypomniała, było niczym klucz. Klucz, dzięki któremu mogła rozegrać tę partyjkę szachów jako gracz, a nie pionek - tak przynajmniej sama uważała.

Zmarszczyła brwi i podniosła spojrzenie na faceta. Wysłuchała go bez słowa, łowiąc nie tylko sens przemowy, ale także mowę jego ciała. Mężczyzna się bał. Nie jej, lecz czegoś, co było z nią związane.

Gdy w końcu umilkł, Livia przekrzywiła lekko głowę.
- Spierdalaj Andre - powiedziała, akcentując mocno każdą sylabę, jakby rozpoznawała gości i też była na niego wściekła - Zjebałeś sprawę, skoro to ty miałeś mnie uczyć. Nie zwalaj na mnie. Jeśli chcesz, żebym była grzeczna, uwolnij mnie, zanim zacznę gadać... z innymi.. - dodała, improwizując.
Mężczyzna wyglądał w tym momencie na bardziej rozzłoszczonego.
- Wcześniej było ci miło ze mną, a ty teraz próbujesz mnie zastraszyć? - patrzył głęboko w oczy Livii, maskując strach wściekłością, choć wyraźnie jedno powodowało drugie - Nie dostaniesz już nic ode mnie, jednak lepiej będzie dla ciebie, jeżeli teraz powiesz mi kto dał znać policji? Wiesz jaki on jest teraz wściekły? Gadaj przez kogo się nagle zjechały psy, a może uda mi się wstawić za ciebie...

Livia spojrzała na niego z uśmiechem, nie odzywając się. Za to znacząco szarpnęła unieruchomionymi dłońmi.
Mężczyzna skrzywił się wściekle.
- Myślisz, że po prostu tak cię uwolnię po tym wszystkim? - warknął nie urywając kontaktu wzrokowego w kobietą - Także w twoim interesie jest zacząć gadać i nie złościć go więcej. Pamiętasz co było ostatnim razem jak go zdenerwowałaś? - nachylił się ku niej - Pamiętasz głód? - Livia poczuła ucisk w żołądku - Pamiętasz jak odmawiał ci tego smaku, swojej łaski? - artystka miała wrażenie, że drżą jej dłonie, a serce zaczyna wybijać szybszy rytm - Teraz nie będzie inaczej, a za litość... - zająknął się - ...płaci się słono.


Livia mogła nie pamiętać, ale jej ciało pamiętało i zdawało się wręcz struchleć na słowa o odmowie. Odwróciła głowę, potulniejąc.
- Nie wiem co się stało - wyznała w końcu - Nie pamiętam... Niczego nie pamiętam, więc nie mogłabym was wsypać. Pamiętam tylko... odczucia. Czuję o czym mówisz, choć samej sceny nie pamiętam. To... wkurwiające.
Andre zmierzwił włosy w jakimś nerwowym odruchu.
- Jasna cholera... - począł rozpinać więzy Livii - Nic? Zupełnie nic nie pamiętasz? - spojrzał na nią poważnie - Muszę znaleźć resztę, wiesz? Muszę, po prostu muszę. - Livia zobaczyła, iż mężczyzna drży nieznacznie - Ale ty masz kasę, więc musisz mieć ważnych znajomych, prawda? Znajomych, którzy pomogą odnaleźć zguby? Nie każdy był przygotowany odpowiednio, muszą zostać zwróceni szybko, ale nie wiem gdzie każdy z nich jest! Dwie z was są w tym szpitalu, ale nie wiem jak je wydostać... Co wy w ogóle robicie w tym syfie, jaki ponoć ma dbać o zdrowie...

Andre zdołał uwolnić jedną rękę Livii, ale szło mu tak powoli, jako że drżenie jego własnych dłoni nie ułatwiało sprawy, niemniej z drugą dłonią już artystka mogła sobie poradzić sama.
- Możesz mi pomóc, prawda? Możesz, na pewno. - w jego oczach widać było tłumioną desperację - Ja ci pomagałem, musisz pamiętać. Dzięki mnie był łaskawszy dla ciebie, nie możesz mnie teraz zostawić Livio...
Szczerze w tę pomoc wątpiła, ale faktem było, że sama potrzebowała sojusznika. Przynajmniej dopóki nie zrozumie co się stało i... kim jest ów groźny boss Andre.
- Będziesz mi musiał wszystko opowiedzieć. - spojrzała na niego uważnie - Ale tak, czuję, że to ważne... Pomogę ci. Sprawa tych lasek ze szpitala powinna być prosta. Już zapowiedziałam tutejszej pigule, ze niezwłocznie chcę być przeniesiona do prywatnej kliniki, w której zwykle się leczyłam. Mogę w geście solidarności i hojności zafundować to pozostałym ofiarom. Może dzięki temu poznamy pełną listę. - uśmiechnęła się szelmowsko. Może straciła pamięć, ale knuć wciąż potrafiła.
- Jasne, jasne, opowiem. Mogę cię do nich zaprowadzić, ale... - rozejrzał się po zamkniętym pomieszczeniu, jakby miało to sens - Nie podoba mi się to miejsce. Coś jest nie tak, nie powinno was tu być. Dobrze, że jest dzień, dobrze że jest dzień... - szepnął do siebie pomagając się uwolnić do końca Livii - Są tu jakieś ciuchy, to się przebieraj. - wskazał na szary worek, z jakiego wystawał rękaw bluzy Livii - Nie ma czasu.

Dziewczyna zeszła niepewnie z łóżka. Zachwiała się, lecz nie upadła. Na niepewnych nogach podeszła do worka i wyjęła z niego ubrania. To była jej bluza, jej jeansy... markowe ciuchy, a jednak teraz jakieś takie wypłowiałe, sprane, jakby często w nich chodziła. Westchnęła. Ciężko żyć z dziurą w pamięci... Jeśli jednak to miała być jej cena za oderwanie się od szarej rzeczywistości i wkroczenie na mniej uczęszczane, mroczniejsze ścieżki - była gotowa ją zapłacić. Gerhard nigdy tego nie rozumiał. Dla niego zawsze było tylko tu i teraz, toteż uważał, że Livia po prostu się niszczy.

Na wspomnienie byłego managera i przyjaciela, dziewczyna poczuła uścisk w gardle.
- Potrzebuję telefonu, jeśli mam uruchomić swoje kontakty - powiedziała, po czym łapiąc za krawędź paskudnej koszuli, którą jej założono, dodała - Mógłbyś się odwrócić?
Andre westchnął ciężko.
- Później dostaniesz jakiś, mój może jeszcze działa. Na razie wydostańmy te dwie bez... alarmowania kogokolwiek o waszym wyjściu. Po opuszczeniu tego szpitala załatwimy ten twój. - skrzywił się - Nie podoba mi się to miejsce...

Zerknął na Livię, gdy ta chciała, aby się odwrócił.
- Naprawdę mam nie patrzeć? Teraz ci przeszkadza? Co za baba... - mimo słów odwrócił się posłusznie.
Te ostatnie słowa trochę ją zaniepokoiły. Kiedy ubrała się i była gotowa do wyjścia, spojrzała uważnie na mężczyznę.
- Czy my... no wiesz...? Tylko nie ściemniaj! - dodała groźnie.

Mężczyzna spojrzał zaskoczony na Livię, wyraźnie nie wierząc w jej reakcję.
- Czy cię przeleciałem? No... Czasu nie starczyło, za dużo miałem przykazane. - wzruszył ramionami - Ale to czy tamto się widziało. Nie powiem, ładna jesteś z wyglądu, bo charakter kurwi... - powiedziawszy to od razu uniósł ręce w obronnym geście - Nie zmusiłem do niczego, jeżeli to cię martwi, ale może coś by się teraz załatwić udało, czas znaleźć... - spojrzał wymownie na Livię.

Prychnęła. Nie miała na tego gościa najmniejszej ochoty, ale dopóki dysponował większym zasobem wiedzy o niedawnych przeżyciach, był jej potrzebny.
- Idziemy po tamte dwie. A ty zacznij gadać... o tym co zapomniałam. Zacznij od najważniejszych rzeczy. Potem to sobie jakoś poukładam... jak będzie czas.
- Najpierw to je wydostaniemy, później opowiem.
- mruknął niezadowolony z reakcji Livii - Cholera by was. Pomagasz, a nawet pół miłego słowa nie ma. - skinął głową w stronę wyjścia i otworzywszy drzwi poczekał aż kobieta wyjdzie pierwsza... ale czy to było z dobrego wychowania, czy może strachu przed jej ucieczką - mogła tylko się domyślić.

Schwartzwissen zastanawiała się czy opowiedzieć mu o dziwnym zachowaniu pielęgniarki, ale skoro nie chciał dzielić się z nią na razie wiedzą, znaczyło to, że jej wiedzę również uważał za zbyteczną. Dziewczyna więc milczała. Ruszyła w głąb korytarza, zastanawiając się jak może skontaktować się z Gerhardem. I czy tak naprawdę chce. Jakiś głos w środku podpowiadał jej bowiem, by unikać angażowania osób “z zewnątrz”.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172