Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-01-2018, 16:17   #71
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Aila ruszyła w kierunku budowli, cały czas obserwując ptaszysko.
- Będziesz zabijać ludzi dla nieumarłych, Schone dame? - usłyszała przedzierając się przez krzewy rosnące na zboczu klasztornego wzniesienia.
Gdy odwróciła się zobaczyła Hansa w świetle księżyca, ale… z konsternacją spostrzegła, że jest… nagi. Spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale szybko wróciła do obserwowania ptaka.
- Tak myślałam... oni... cię zmienili. A może już wcześniej byłeś inny? - zapytała, lecz chyba nie oczekiwała odpowiedzi, bo wróciła do wątku: - Nie, Hans. Nie będę. Alexander poważał... znaczy, poważa tych łowców. Pewnie nie chciałby ich zabijać. Może nawet za cenę własnego życia. Idę się dogadać z tym całym Wilhelmem. Powiedzieć z której strony zaatakuje ich Marcus i zaoferować pomoc. Czy zamierzasz mnie powstrzymywać? - Znów zerknęła na nagiego mężczyznę.
- Nie. Zamierzam sprawdzić, czy mówisz prawdę. - Zerknął ku klasztorowi. - Tak czy owak poleje się tej nocy krew.
- Pewnie tak. Marcus nie da wziąć się zbyt łatwo. Jedyna opcja szybkiego rozwiązania to jego ucieczka - odrzekła szlachcianka.

Gdy kruk zaczął obniżać lot, wyraźnie kierując się ku południowo-zachodniej wieżyczce stanowiącej część murów, Aila ruszyła ku bramie klasztornej. O dziwo jednak nie kryła się, wręcz przeciwnie - wyszła na środek drogi. I szła przed siebie żwawym krokiem. Miecz miała schowany.
- Wystrzelą do ciebie z kusz, jeżeli cię wypatrzą strażnicy - Hans odezwał się idąc powoli z nią.
- Znają Alexandra. Wiedzą kim jestem. - Powiedziała, podnosząc powoli dłonie tak, aby strażnicy je widzieli i mieli pewność, że nie trzyma w nich broni. - Gdybym zeskoczyła na nich z murów, albo nagle wyszła z mroku, przypuszczam, że wtedy nie byłoby mowy o dialogu. Muszę zaryzykować, więc lepiej... ukryj się w gąszczu.
- Jeżeli wiedzą kim jesteś od … niego. To tym bardziej mogą chcieć najpierw strzelać… - Urwał i nie odezwał się już.
Aila w chwilę później spostrzegła dużego wilka wybiegającego lekko przed nią, ale trzymającego się od niej na pewien dystans. Zatrzymała się.
- Masz lepszy pomysł, kudłaczu? - zapytała, wiedząc, że zwierze jest zghulone przez Alexandra. Dopiero po chwili zobaczyła różnice, gdy mocniej przypatrzyła się zwierzęciu. Wilk, który zatrzymał się i spoglądał na nią teraz, był o wiele większy i zdecydowanie młodszy niż basior Alexandra. Dzięki wampirzej mocy widzenia w ciemności zauważyła też iż ma inny odcień sierści.
Zdziwiona tym odkryciem, spojrzeniem poszukała Hansa, lecz nigdzie nie dostrzegła szwajcarskiego rycerza.
Jako że już wcześniej miała pewne podejrzenia, teraz przystanęła i zapytała.
- To... ty? - nie było to najlepiej sformułowane pytanie, więc szlachcianka po chwili poprawiła się - Hans? Skiń głową, jeśli to ty…
Wilk warknął zniecierpliwiony i zniżył łeb lekko ku ziemi wciąż patrząc na wampirzycę.
- Tośmy się dogadali... - powiedziała i znów ruszyła w kierunku klasztoru.

Podejście na szczyt wzgórza ciągnęło się zygzakiem po jego stromym zboczu, przez co minęło trochę nim dotarła w pobliże bram. Mrok nocy z pewnością krył ją przed wzrokiem śmiertelników przynajmniej do podejścia do wrót, przed którymi płonęło spore ognisko. W czasie drogi zauważyła ognie płonące na murach, które pozwalały zapewne łowcom widzieć co się na nich dzieje, a w trakcie gdy szła, od strony bramy dwa razy dobiegł ją dźwięk niewielkiego dzwonu. Ktoś zapewne bił w niego kilka razy na godzinę dając przyczajonym towarzyszom znać iż wszystko w porządku. W obu przypadkach ilość uderzeń była inna, przez co zapewne nie dałoby się oszukać łowców w monastyrze biciem w dzwon po pozbyciu się strażnika. Ktoś inny pewnie dbał o ognie, aby inni niewidoczni mieli wgląd na mury i dziedziniec klasztorny. Widać tu było profesjonalizm, ale takie środki bezpieczeństwa mogły pomóc przeciw Aili, lub nieumarłym takim jak Alexander, Isotta, albo i Merlin… Cóż mogły wskórać przeciw Marcusowi zakradającemu się do klasztoru pod postacią mgły, lub sfruwającego w formie nietoperza, albo kruka?

- Stój! - Aila usłyszała głos z murów nad bramą, ale strzał z kuszy nie padł. - Kim jesteś?

Ludzie Wilhelma wiedzieli o Marcusie z pewnością, czyżby jednak strażnik nie spodziewał się iż wychodząca z mroku niewiasta jest wampirem?
Nie wiedzieli o niej?
Dzwon znów zabił ale inaczej niż wcześniej.
- Jeśli Alexander żyje, jestem sprzymierzeńcem - odparła donośnie, po czym wskazała wieżyczkęę na południowym-wschodzie, w pobliżu której na murach wylądował kruk - W tej chwili jesteście atakowani przez starego wampira. Mogę wam pomóc, ale chcę Alexandra - powiedziała, twardo stawiając warunki.
Strażnika chyba zatkało, bo nie odzywał się w odpowiedzi. Aila nie widziała go, ale z pewnością celował do niej z kuszy.
Niepewność, przekleństwo łowców.
Świadomość, że w spotkaniu z wampirem liczy się nawet ułamek sekundy szybkiej reakcji, ale i świadomość, że można strzelić nie w wampira, a w człowieka, zabijając go.
W tym przypadku młodą, piękną kobietę.

Choć niewielki dzwon strażnika z pewnością zaalarmował ludzi w monastyrze, nie widać było żadnego ruchu i harmidru towarzyszącego zwykle ostrzeżeniom o ataku. Jeżeli łowcy zareagowali na nie, to w ciszy.
Być może celowało do niej więcej kusz.
Jeżeli Marcus nie słyszał jej słów sfruwając na blanki w pewnej oddali, to miał przed sobą wrogów czujnych, a nie niespodziewających się ataku.
Tylko czy w przypadku potężnego starego nieumarłego to była jakaś większa różnica?
Furta we wrotach nagle uchyliła się.

[MEDIA]http://www.mabbs.co.uk/uk/southeast/kent/upnor75.jpg[/MEDIA]

- Wejdź - Aila usłyszała głos z góry.
Z boku, z krzewów okalających monastyr dobiegło ostrzegawcze warknięcie, lecz wampirzyca nie wiedziała jak je rozumieć, więc powiedziała cicho:
- Nie ryzykuj. Poczekaj na rozwój wydarzeń.
I po tych słowach ruszyła ku furcie. Dłonie trzymała uniesione, na widoku łowców. Choć mogła to być pułapka, Aila wolała wierzyć, że powodem zachowania łowców było to, że Alexander wciąż żyje i... jest o co negocjować.

Gdy przekroczyła wrota, ujrzała pusty dziedziniec, ale jej oczy wyłuskały w ciemnościach jakiś ruch w oknach monastyru. W drzwiach do budynku klauzury stał starszy mężczyzna, bez broni, spoglądający na nią bez emocji, a obok niego zauważyła sylwetkę w ciemnym płaszczu, celującą do niej z kuszy.
- Aila… - rzekł stary łowca nie poruszając się. - Taką Cię opisywał… Ty też dołączyłaś do przeklętych…

Na słowa Wilhelma ze stajni wyłoniła się kobieta, również z kuszą załadowaną bełtem i wycelowaną w szlachciankę.
- Nie może być… - szepnęła, a na jej twarzy rozlała się ekscytacja i radość. - Ta morderczyni… ta dziwka… nieumarłą?
Gangrelka skrzywiła się i spojrzała na kobietę z udawaną obojętnością.
- To zabawne słyszeć coś takiego, gdy się przychodzi z ostrzeżeniem. Chyba nie macie zbyt wielu gości... - Nie dała jednak rozproszyć swojej uwagi i zwróciła się do starego łowcy. - Ty pewnie jesteś Wilhelm. Mój mąż zawsze dobrze o tobie mówił, dlatego przychodzę w pokoju. Marcus już tu jest. On chce waszej śmierci. Ja chcę żebyście puścili Alexandra i dorwali Marcusa. O siebie nie dbam. To chyba niezła podstawa do ugadania się, co?

Stary łowca wpatrywał się w Ailę.
- Zawierzanie nieumarłym, to prosta droga do zagłady - odezwał się stanowczo unosząc dłoń ku kobiecie z kuszą, w powstrzymującym geście. - Możesz wszak odwracać naszą uwagę będąc z nim w zmowie? - Uniósl brwi.
Wampirzyca zdała sobie sprawę, że tak czy inaczej była to w pewnym sensie prawda. Aila była wampirem, jedynym widocznym łowcom, którzy jej nie ufali. Z pewnością skupiali się na niej, a Marcus był zbyt stary i inteligentny, aby rzucać się otwarcie na grupę doświadczonych łowców i był już w obrębie murów czychając w mroku.
- Dasz mi dowód, dziewczyno? - Wilhelm spytał wyjmując coś spod płaszcza.
Kołek.
Rzucił go do stóp wampirzycy.
Aila powoli schyliła się i podniosła kołek. Przyjrzała mu się.
- Więc tak to zrobiliście... - mówiła cicho, jakby do siebie - Zażądaliście dowodu, a on wam go dał. Dobrze, ode mnie też go dostaniecie. Jeśli wypuścicie Alexandra.
- Chyba śnisz dziwko! - krzyknęła kobieta z kuszą. - Lepiej użyj tego kołka albo ci pomogę!
Na te słowa Aila podniosła głowę. W jej oczach błysnął gniew. Wciąż miała w sobie tę szlachecką dumę. Nim jednak odpowiedziała, gdzieś w głębi budynku, w części, gdzie znajdowało się zejście do lochów, przy kuchniach, zawył boleśnie wilk. Widać Hans sam postanowił podążać tropem Marcusa. Słysząc pełen bólu skowyt Gangrelka skrzywiła się.
- Zaczęło się. - Powiedziała z mocą do Wilhelma - Potrzebujesz mnie i Alexandra, albo ten potwór wyrżnie was wszystkich nim nastanie świt. Ocalenie waszych marnych żywotów, to będzie chyba najlepszy dowód, nieprawdaż?*

Chyba właśnie ten skowyt z wnętrza monastyru podziałał na starego łowcę, a może coś we wzroku nieumarłej szlachcianki?
Kiwnął tylko głową.
- Grethen, Detlef, zuruck. Nach festung - rzekł patrząc wciąż na Ailę. - Przekonajmy się o prawdziwości słów twoich i jego - dodał, kierując te słowa już do wampirzycy. .
- Nie! To morderczyni! Wspomnij Hanselta! - Krzyknęła kobieta z kuszą, w której twarzy Aila widziała coś znajomego.
- Niech ma szansę to odkupić.- Wilhelm cofnął się do budynku kiwając głową na wampirzycę.

Detlef, jak zwał się strażnik pełniący niebezpieczną wartę nad bramą zbiegł właśnie z murów i mijając starego łowcę pobiegł w głąb klasztoru. Był barczysty i całkiem młody, ale jego włosy były siwe jak u starca. Ten w ciemnym płaszczu stojący do tej pory obok Wilhelma dołączył do niego.
Na twarzy Grethen odmalowała się rozpacz, złość, rozczarowanie. Walczyła ze sobą chwilę, a dłoń z palcem na spuście kuszy aż pobielała.
Klnąc po niemiecku jednak rzuciła się do środka budynku za towarzyszami.
Wilhelm ponownie kiwnął Aili głową wskazując by do nich dołączyła i cofnął się z wejścia.
Skinęła głową i ruszyła we wskazanym kierunku powoli, jakby w zwolnionym nieco tempie, co zapewne miało utwierdzić łowców w tym, że nie planuje żadnych gwałtownych akcji.
Po prawdzie jednak bardziej przypominała skradającego się drapieżnika.

- Nie wiem ile Alexander wam mówił. Marcus potrafi przybrać postać mgły, gdy czuje się zagrożony, więc trzeba go dorwać z zaskoczenia. - Postanowiła podzielić się swoją wiedzą z łowcą, by utwierdzić go w przekonaniu, że słusznie wybrał.
- Wiem to, mówił o tym - odpowiedział prowadząc ją ku wielkiej kaplicy czyniącej Merlinowi za bibliotekę. - W tej formie nie możecie jednak mordować - dodał.
- Nie. Od tego ma szpony - potwierdziła Aila.
- Będzie chciał zabijać, taka wasza natura, taka jego ambicja. Będzie choć chwila by mieć go zatem w cielesnej formie.
- Naprawdę nas tak postrzegacie? - zdziwiła się wampirzyca idąc za nim - Aż dziw, że udało wam się tylu nas złapać. Albo dotychczas nie mieliście do czynienia z tymi naprawdę przebiegłymi. Marcus gdy odkryje mój wybieg albo ucieknie, albo zechce mnie ukarać. Wy się dla niego nie liczycie, was śmierć i tak w końcu dopadnie - mówiła sucho, bez złości.
- Jesteś młoda, mało jeszcze wiesz nawet o własnym rodzaju. - Jeżeli Aila potrzebowała dowodu pewnego zaufania, to miała go przed sobą. Wilhelm nawet nie odwracał się idąc przed nią. Miała przed sobą plecy bezbronnego starca. - Przebiegli, och wiem to. Ale w każdym z was mieszka bestia chcąca siać zniszczenie. Dumna kwintesencja nieludzkości. Żądna krwi i mordu. Tu mamy połączenie z jednostką na wskroś ambitną, a już dwa razy umykał przed Alexandrem sięgającym po wsparcie ludzi. Sama sobie odpowiedz czy ucieknie nim nie wyrżnie tu wszystkich.
Wampirzyca nie skomentowała tych słów, co sugerowało, że przynajmniej częściowo przyznawała łowcy rację.
- Mówisz, że w każdym z nas mieszka bestia, a nie myślałeś, że one mieszkają już w was, ludziach? Ta dziewczyna, która nazwała mnie dziwką... tak, chciałam ją za to zabić, ale czy sądzisz, że uszłoby jej to na sucho, gdybym wciąż była człowiekiem? Różnica polega tylko na tym, że teraz sama mogę wymierzyć karę, wcześniej potrzebowałam do tego ludzi, jednakże poczucie władzy... potęgi... jednako działa na nasz i wasz gatunek. Każdy ma swoje demony, dlatego nie powinieneś wątpić w Alexandra. Zresztą on został przemieniony wbrew swej woli. Nie to co ja. Ja... chcę być taka. Nawet jeśli to oznacza, że będę musiała z wami walczyć po tym, jak ubijemy Marcusa. Do tego czasu jednak... jesteście bezpieczni.
- Niegodziwość mieszka w każdym, czy człowieku, czy nieumarłym - odpowiedział łowca idąc korytarzem. - To truizm Ailo. To naturalne cechy charakteru. To co jest w was, jest czymś innym. Nie zrozumiesz tego, póki nie opęta cię po raz pierwszy. Dziki szał, żądza orgii zniszczenia, czego nie będziesz pamiętać. Jak szaleniec. Moja córka mówiła to co ty, do pierwszego razu gdy opętała ją bestia. Po tym z krwawymi łzami błagała bym ją zniszczył. A Grethen? Nie dziw się jej nastawieniu. W końcu kazałaś zabić jej brata.
Aila nie dała po sobie poznać zaskoczenia, choć przez chwilę nie odzywała się.
- Zrobiłam to jako człowiek jeszcze - powiedziała cicho, po czym znów umilkła na kilka chwil.

Znów usłyszeli wilczy skowyt - tym razem pełen wściekłości i determinacji.
- Musimy się pospieszyć. - Rzekła i dość niespodziewanie wróciła do wątku - Czytałam o szale. Czytałam o tym w tych murach, gdzie znajdowała się biblioteka, przybytek wiedzy o nieumarłych, gdzie wielu wyrzutków odnajdowało cel istnienia. Jak ja... - z jej piersi wydobyło się coś na kształt westchnienia - Pytanie brzmi czy szaleńca można sądzić za jego czyny? Owszem, trzeba go spętać, nas można i spętać i przebić kołkiem, byśmy oprzytomnieli. Czy ta ułomność jednak odbiera nam prawo do istnienia?
Wilhelm odwrócił głowę ku niej.
- Tak - powiedział po prostu. - Zwykłego szaleńca spęta kilka osób i w akcie litości odstawi w miejsce odosobnienia, gdzie jego szaleństwo nie uderzy w innych. Z wami… jest trochę inaczej, czyż nie? Jeden wampir w szale, wioska i tuzin zbrojnych. Zostają tylko trupy, aż do następnego razu, gdy to go opadnie. W innej wsi. W jakimś mieście. Nie chodzi tu o sąd, a o eliminowanie was. - Wilhelm uśmiechnął się lekko i podjął marsz. Pusta biblioteka była już blisko.
Hans kupował im ten czas.
- Alexander nienawidzi nieumarłych, bo wampiry śmiertelnych mają za marionetki - Wilhelm podjął na nowo. - Choćby królów… Ambicje w martwych ciałach rzutujące na wojny i dziesiątki tysięcy śmierci. Jest młody i głupi. My, ludzie, sami byśmy to czynili. Ambicje władców, a wampirów... Bez różnicy. Chodzi jedynie o to co w was mieszka. Gdyby tego nie było… moglibyśmy razem współżyć. Krew to mała cena za sojusz, przyjaźń, współistnienie.
- Szał jednak nie rodzi się znikąd, lecz w wyniku zagrożenia, gdy wola nie potrafi utrzymać w ryzach instynku. A kto najczęściej nam zagraża? - odpowiedziała Aila, choć wcale nie czekała odpowiedzi łowcy. Byli też już praktycznie na miejscu.
Wilhelm otworzył drzwi.
- Najczęściej Ailo… - powiedział wchodząc do środka. - Ten szał pojawia się, gdy jesteście głodni i poczujecie krew. Wampir chcący współistnieć, sięgający ku vitae by odwalić głazy zawalonej wieży pod którą pogrzebane są dzieci i zapach krwi ranionego szewca. Sto trupów. To zwykła matematyka.
- To najgorszy splot zdarzeń, ale jeśli nie byłoby tam tego szewca lub wampir miał obok równego sobie spokrewnionego, który w porę by go powstrzymał... Matematyka wskazywałaby ratunek dzieci, które dla ludzi były nie do uratowania, czyż nie? To tak jak z ogniem. Może pochłonąć całe wsie, a jednak pali się w każdym domostwie, każdego dnia niemal.
Wilhelm tylko pokręcił głową, nie zamierzał dłużej się spierać.

Wnętrze biblioteki było puste tak samo jak wtedy gdy rozmawiała tu z Alexandrem gdy Marcus przybył na rozmowy z Angusem. Było tu mimo wszystko jednak ‘pełniej’. Wtedy byli tu sami, nie licząc Isotty w pomieszczeniu normalnie mającym służyć za zakrystię. Teraz zaś…
Siwowłosy młodzian nazywany Detlefem, mężczyzna w czarnym płaszczu z kapturem, barczysty włócznik ze szramą idącą od skroni po kącik ust i o zimnym spojrzeniu. Obok niego blondyn o orlim nosie, z obnażonym mieczem. Włócznik i miecznik wyglądlali na zgrany tandem, widocznie gardząc kuszami, ale reszta przypominała indywidualności zagubione podczas tej przymusowej wspólnej walki.
Gretchen z lżejszą kuszą wciąż patrzyła na Ailę z nienawiścią, ale równie złe spojrzenia rzucała pod ścianę gdzie leżało kilka ciał.
Angus.
Merlin.
Isotta. Hue…

Alexander.

Wszyscy z kołkami w sercach.

- Pani!!! - usłyszała głos dobiegający z kąta tej wielkiej sali.
Alina zerwała się od posłania na którym leżała sylwetka z twarzą zakrytą kruczoczarnymi włosami. Obok niej odratowane z podziemi niezwampirzone mniszki pojone były właśnie wodą przez Urszulę, która puściła bukłak i tak jak siostra rzuciła się ku swej sire. Wszędzie było też sporo szczurów, które pryskały na boki przed szarżą sióstr de Wygódka.
Aila wydawała się zdziwiona i jakby speszona tym napadem radości, lecz pozwoliła obu dziewczynom się uściskać.
- Myślałam, że będziecie w drodze do Sion. Nic wam nie jest?
- Nic, nic! Ważne, że tobie nic Pani! - obie wyglądały na szczerze rozradowane.
Wilhelm na to jedynie pokręcił głową, on wszak wiedział skąd biorą się te uczucia. Zbliżył się ku mężczyźnie w ciemnym płaszczu i zaczął coś do niego cicho mówić.
Aila spojrzała na niego.
- Musimy się pospieszyć. jeśli się nie mylę... ten wilk kupuje nam czas.
Wilhelm skinął głową.
- Obudź go zatem - rzucił spojrzenie pod ścianę, gdzie leżała piątka zakołkowanych wampirów.
- Chyba kpisz! - rzekł gniewnie stojący obok mężczyzna w czarnym płaszczu. Jego twarzy wciąż nie było widać, a jego francuski miał bardzo dziwny akcent. - Dwójka przeklętych? Prosisz się o śmierć?
- Akurat Alexandra jestem pewniejszy niż jej.
Zakapturzony prychnął tylko, a stojąca obok Gretchen nie spuszczała wrogiego i uważnego spojrzenia z Aili.
- Przypilnuję jej - powiedziała.
- Bez wątpienia - Aila uśmiechnęła się zgryźliwie, lecz szybko spoważniała.
- Odsuńcie się i... cokolwiek by się ze mną nie działo... nie ryzykujcie dla mnie życia. Chciałabym aby jedna z was ofiarowała swoją krew Alexandrowi, gdy ten się obudzi - poleciła dwóm służkom, po czym ruszyła w kierunku zakołkowanych spokrewnionych.

Choć jej serce było martwe, to Aila była gotowa zarzekać się, że w chwili, gdy spojrzała na nieruchome oblicze Alexandra i pusty oczodół, skurczyło się ono z bólu.
- Marcus jest tutaj. - Szepnęła do małżonka, klękając przed nim. - Obiecałam łowcom, że wesprzemy ich w walce z nim. Cokolwiek więc myślisz o mnie... - zamilkła na moment i uchwyciła pewnie kołek, który wystawał z piersi wampira. - Cokolwiek myślisz, potrzebuję, byś nam pomógł. Potem... to bez znaczenia…

... I pociągnęła mocno za osikowy kołek, wyrywając go z serca Alexandra.

Nie poruszał się, pomimo iż drewno przestało go unieruchamiać. Tylko pozostałe mu oko zwróciło się na nią.
Powoli uniósł dłoń aby dotknąć nią policzka Aili.
- Czemuś wróciła…? - spytał cicho. - Czemuś nie uciekła…? Byłabyś bezpieczna. Nie wiedzieli o tym, że tu jesteś i że w ogóle jesteś nieumarłą.
Przez chwilę patrzyła na niego jakby wystraszona, jednak nie odwróciła wzroku.
- Ja... uświadomiłam sobie, że nie mogłabym tak żyć, wiedząc, że zostawiłam cię... że nie pomogłam. Wiele głupot zrobiłam, wiele złego, ale... wbrew temu co może myślisz, nie jestem zła całkiem. - Uśmiechnęła się smutno. - Choć nie jestem też dobra.
- Bałem się, gdy uciekłaś, że nigdy mógłbym cię już nie zobaczyć. - W jego oku nagle coś błysnęło. - Marcus. Trzeba nam to skończyć.
- Auaaaa! - Krzyknęła nagle Gretchen stojąca za Ailą wciąż ze swoją kuszą. Odskoczyła klnąć. - Ten szczur mnie ugryzł!

Gryzonie wydawały się ożywione i zbierały się w większe grupki.
Wampirzyca nie mogła powstrzymać uśmiechu, choć zaraz szybko opuściła głowę, by to nie ją podejrzewano. Kolejny skowyt wilka, dochodzący gdzieś z głębi monastyru w mig pozbawił ją jednak wesołości.
- To Hans... on... został wilkoczłekiem. Ale nie jest przeciwko nam. - Pospieszyła z tłumaczeniem.
- Wilkoczłekiem? - Bękart zaczął wstawać. - Jakim cud… - urwał, bo kolejne krzyki rozległy się dookoła. Krzyki bólu, wściekłości, przekleństwa. Szczury zaczęły opadać łowców gryząc, wspinając się na nich po kilka po tuzin, albo i więcej. Ludzie zaczęli opędzać się od nich, przez wielką salę przeleciał bełt wystrzelony z kuszy, gdy jeden z łowców odruchowo zacisnął palec na spuście czy to z bólu, czy to z zaskoczenia. Gryzonie wychodziły zakamarkami, i w wielkiej sali było ich coraz więcej, Alina i Urszula piszczały w kącie ze strachu, a mniszki skupiły się przy nich, ale ich zwierzęta nie atakowały. Tak jak Aili, Alexandra i czwórki zakołkowanych wampirów.
- To on, prawda? - Aila zignorowała temat Hansa jako mniej ważny i stanęła wyprostowana, rozglądając się dookoła.
- Jego wola. - Bękart zerwał się na nogi. - Ja musiałem targować się za pomoc, on jest potężniejszy. Rozkazuje im. - Sięgnął po miecz.

W sali panowało totalne pandemonium. Nie trudno ubić szczura, ale ciężko opędzić się od dwudziestu. Jeden z ludzi, ten z mieczem, potknął się i przewrócił, opadły go chmarą momentalnie. Wycie jakie się rozległo stawiało włosy na skórze, człowiek nie powinien móc wydawać takich dźwięków.
Pozostali skupili się wokół Wilhelma, a zakapturzony rozbił latarnię, przez co płonąca oliwa rozlała się po kamiennej posadzce. Szczury omijały ją, i ludzie choć z tej strony byli od nich bezpieczni. Z pozostałych oganiali się pochodniami na ile mogli.
Kobiet gryzonie wciąż nie atakowały, ale nagle kilka zwierząt rzuciło się na Alexandra, który z wściekłością zaczął je z siebie strząsać.
- Nie ma na co czekać, biegnijmy do niego! - powiedziała Aila, widząc co się dzieje.
- Zostawiając ich tu samych sobie? - Bękart rzucił szczurem w ogień, kolejnego odkopnął, zbliżało się coraz więcej. - Marcus przyjdzie tu, by ich pozabijać, potem zajmie się nami!
- To są łowcy, Alex! - krzyknęła Aila, po czym dodała - Hans mi pomógł, mam dług. Jeśli chcesz zostań, ale ja muszę iść. Zrozum... - spojrzała na niego z prośbą w oczach.
- Nie mogę ich zostawić, widzisz prze... AUUU - krzyknął, gdy jeden ze szczurów skoczył mu na rękę i ugryzł w nadgarstek. Miecz brzęknął o posadzkę, a nim Alex zdążył go podnieść szczury cofnęły się nie atakując ponownie.
- Broń… - szepnął spoglądając na wampirzycę.
- Każ im schować broń! - Wampirzyca skinęła głową i nie czekając już dłużej sama pobiegła ku wyjściu z komnaty.
- Rzućcie broń i pochodnie! - krzyknął Alexander odruchowo ruszając za Ailą. - One rzucają się tylko na tych, którzy mają coś w dłoniach! - dodał orientując się, że Marcus nie mógł wyjaśnić zwierzętom pojęcia kuszy, miecza, lub włóczni.
Pierwszy zareagował mężczyzna w czarnym płaszczu rzucając kuszę na ziemię, po nim pogryziona już nieźle Gretchen, siwowłosy młodzian zwany Detlefem. Pochodnie też wylądowały na ziemi, a zakapturzony rozbił kolejną latarnię ogień oświetlił komnatę mocniej i dwie rozlewające się płonące plamy bardziej osłoniły ludzi przed gryzoniami, które wycofały się.
Dla dwóch łowców było już jednak za późno. Miecznik drgał konwulsyjnie już nie krzycząc, pokryty był mrowiącymi się na nim szczurami. Ręka z dłonią zaciśniętą na rękojeści wystawałą z tego kłębowiska. Obok dogorywał włócznik, który pospieszył na pomoc towarzyszowi i jego również opadła chmara gryzoni.

- Ailo, stój - Alexander biegł za wampirzycą.
Zatrzymała się patrząc na niego z rozterką i niemym błaganiem.
- Nie wiemy czy zdążymy mu pomóc, a wychodząc stąd zostawiamy ich bezbronnych.
Chwilę stała i przyglądała mu się w milczeniu.
- Alex... ja zawdzięczam mu życie. Zostań z nimi, ale ja muszę iść... - To rzekłszy przekroczyła próg drzwi.
- Nie masz z nim szans sama - zgrzytnął sam nie wiedząc co robić. Z wściekłością uderzył pięścią w otwarte drzwi. - Ludzie wszak są dla ciebie niczym - dodał z żalem i ruszył za nią. - Nie pozwolę byś musiała stawać przeciw niemu sama.
- To nie są bezbronni chłopi, Alex. To łowcy! Jeśli nie mogą nas wesprzeć czynnie, to chociaż nie powinni przeszkadzać. - Aila mówiła, idąc pospiesznie korytarzem i zmuszając tym męża, by przyspieszył jeszcze bardziej. Nie pozostawał w tyle.
- Twój wybór. Pomóc wilkołakowi, pozostawiając ich samych sobie - odrzekł idąc prawie na oślep, gdyż nieliczne pochodnie nie dawały dużo światła. - Gdzie zmierzamy? - spytał próbując usłyszeć coś oprócz nawoływań Wilhelma i jego ludzi z tyłu. Wilczych skowytów nie było słychać już od jakiegoś czasu. Aila jednak, pamiętając układ korytarzy z czasów, gdy tu mieszkała, była w stanie domniemywać z jakich pomieszczeń ów wilczy głos dochodził. Zresztą to wydawało się oczywiste - ktokolwiek wychodził z wieży, gdzie wylądował Marcus, musiał przejść przez ogromną jadalnię przy kuchniach. Blisko wejścia do podziemi.

Wampirzyca wysunęła dłoń w stronę męża, by ten mógł ją złapać, by lepiej radzić sobie po ciemku. Jeśli chciał.
- Idziemy do jadalni. Wiesz... przy tobie chciałam być zawsze kimś lepszym niż jestem, ale po prawdzie masz rację, ludzie mało mnie obchodzą. To jednak nie za sprawą klątwy... Zawsze tak było. Jako szlachcianka... Sam wiesz, większość ludzi musiało chylić przede mną czoło, choć... nie myśleli o mnie dobrze. Oni nie kochali mnie, a ja ich. Więc czemu teraz miałoby się to zmienić? - obejrzała się na moment, by zerknąć na Alexandra.
- Nie wiem - odpowiedział ponuro trzymając jej dłoń, może ściskając trochę mocniej niż wystarczało by być prowadzonym. - Na Kocich Łbach ze śmiechem wytykałaś mi, że zbyt sie tobą chce opiekować. Może… Ja jestem rycerzem, nie z urodzenia. Obrona słabszych… teraz jestem potężniejszy, a ludzie potrzebują… - Pokręcił głową idąc i wpatrując się w ledwie rozjaśniana pochodniami ciemność. - Chciałbym widzieć w tym sposób, drogę, poczucie, że nie jestem bestią.
- Pytanie czy oni chcą byś się nimi opiekował. Rozmawiałam z Wilhelmem. On raczej... nie zmieni nastawienia. - Też uścisnęła mocniej dłoń mężczyzny, choć patrzyła teraz w mrok przed nimi. - Ta troska... to piękna cecha. I za nią cię też pokochałam, ale... Naucz się też ufać, Alexandrze - dodała ciszej. - To pozwoli ci widzieć więcej.
- Staram się, nawet gdy to nie łatwe. - Umilkł, bo korytarz miał się ku końcowi. światło pochodni ukazało mocne drzwi. Spojrzał na żonę z pytaniem w oczach.
- Wciąż tam są... - powiedziała ściszonym głosem, przyczajając się przy framudze. Trudno było jednak stwierdzić czy mówi to, bo tak wie, czy tylko myśli. - Gotowy? - zapytała, szykując się do popchnięcia drzwi.
- Gdybym zginął - powiedział cicho - wiedz, że cię kocham.
- No to nie waż się ginąć, bo ja ciebie też. - Szepnęła Aila, po czym popchnęła drzwi. Te skrzypnęły przeraźliwie. Nawet jeśli mieli szansę, by nikt ich nie usłyszał. Teraz rozwiała się ona jak obłok dymu.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 31-01-2018, 08:53   #72
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Dwoje nieumarłych weszło do środka, gdzie panowała niemal kompletna ciemność. Nawet ze swoją zdolnością widzenia w mroku, Aila początkowo nie zauważyła leżącego na posadzce między przewracanymi stołami ciała. Dopiero gdy to poruszyło się, zwróciła uwagę na nieco jaśniejszy obiekt.
- Hans... - jęknęła z przejęciem i ruszyła w jego kierunku.
- Znasz go? - Usłyszała znajomy głos z ciemności. - Niebywałe… Kainitka i Garou, cóż za ciekawa znajomość.
Aila podskoczyła i rozejrzała się naokoło. Gdyby jej serce biło, pewnie teraz waliłoby jak szalone.
- To długa historia - rzekła, szukając wzrokiem Marcusa. - Dobry pomysł z tymi szczurami. Pozbyliśmy się co najmniej dwóch łowców.
- Macie ochotę na grę? - Zobaczyła go w końcu, siedział na stole pod ścianą a na jego piersi widniały rany po pazurach. - Powiedzmy, że puszczę jedno z was. To, które zabije drugie.
- A może znów uciekniesz, jak dwa razy do tej pory? - Alexander zgrzytnął kierując twarz ku źródłu głosu, on nie widział starego wampira.
Odruchowo sięgnął po miecz, ale ten został w wielkiej kaplicy. Wyjął mizerykordię, choć była to mizerna broń jak na takiego przeciwnika.
- Nie taką mieliśmy umowę. - Warknęła Aila - Pomogłam ci zająć się łowcami. Teraz są bezbronni w sali bibliotecznej. Są twoi. Tak jak zakołkowani. Mnie obchodzi tylko Alexander. Daj nam odejść i nasze drogi się rozejdą.
- Och... więc udawałaś, że z nimi współpracujesz... - rzekł Marcus. - Nawet sprytne... jak na ciebie, Ailo. Twój małżonek pewnie jest teraz zdruzgotany tą wiedzą…
- Zdruzgotany, to będziesz ty, jak z Tobą skończę - warknął buńczucznie nieumarły rycerz próbując wzrokiem przeniknąć ciemności. Nawet nie próbował przejrzeć prawdziwych pobudek Aili. Tu i teraz po prostu jej ufał.
Chciał ufać.
Szlachcianka tymczasem zobaczyła lekki ruch dłoni leżącego na ziemi, okrwawionego ciała. Powoli zaczęła iść w jego stronę, licząc na to, że Marcus skupia teraz uwagę na Alexandrze.

- Doprawdy? A jak zamierzasz to zrobić, skoro nawet nie możesz mnie zobaczyć? - zapytał stary Gangrel.
W odpowiedzi bękart zawył. Głośno, donośnie. Gdzieś w oddali odpowiedziało mu inne wycie.
Marcus tylko zaśmiał się pogardliwie.
- I naprawdę myślisz, że coś mi ten twój zwierzak zrobi? Albo że byłeś pierwszym, który wpadł na pomysł zgulenia stada? Widzisz, niedźwiedzi jest może mniej w okolicy, ale ich siła... - nieumarły zrobił wymowną przerwę, gdy tymczasem Aila przykucnęła koło nagiego, poranionego mężczyzny.
- Jeden niedźwiedź jest niczym przy sforze. Sam użyłeś szczurów, do zwyciężenia bitnych, uzbrojonych ludzi - odpowiedział bękart bez pewności w głosie.
- Jeden owszem... - odparł nieprzejęty Marcus i... poruszył się, o czym świadczył nagły zgrzyt jakiegoś mebla.
Wampirzyca poderwała się, rozglądając czujnie i szybkim ruchem chowając za plecami przedmiot, podany jej przez rannego wilkołaka. Ten zresztą zaraz potem zemdlał, bowiem rany zadane szponami Marcusa nie goiły się naturalnie.
- To co? Kto atakuje pierwszy? - dopytywał się stary Gangrel.
- Tak śpieszno ci do ostatecznej śmierci? - Alexander spytał wodząc głową by wypatrywać w mroku przeciwnika. Jego brak umiejętności widzenia w ciemnicy, oraz jedynie długi sztylet służący za broń nadawały tej wypowiedzi komicznego wymiaru.
Alexander jednak grał. Wszak jego wzrok nie przebijał mroku, ale widział czerwonawy blask z oczu Marcusa używającego wampirzej mocy.
- Waszej? Owszem... mam jeszcze kilku łowców do zabicia - odparł Marcus, ruszając ku potomkowi. - Chociaż tego starego to pewnie przemienię... dla samej przyjemności patrzenia jak go to dręczy.
Wampir zaśmiał się i... potężnym skokiem znalazł się nagle blisko Alexandra, który stał do tej pory nieruchomo z lewą dłonią w sakwie wiszącej u pasa. Wzmacniał swe ciało karmiąc się krwią zaklętą przez Tremere w orzechach.

Odskoczył unosząc sztylet bardziej w obronie niż w ataku.
- Możesz mnie zabić, ale poniesie się że… - znów się cofnął - uciekałeś przede mną gdym był jeszcze człowiekiem, a drugi raz jak pies czmychałeś przed własnym potomkiem.
- Jakbym o to dbał... - Wbrew słowom zMarcus aatakował z wyczuwalną wściekłością. Jego szpony dosłownie o włos minęły twarz Alexandra. Ten zaś odskakując, zauważył jak Aila zamiast dołączyć do walki, przemyka w stronę kuchni. Właściwie to widział nie ją, a czerwony poblask jej oczu. Czyżby jednak postanowiła uciec?
Bękart rzecz jasna nie skupiał się na tym skoncentrowany w trójnasób na przeciwniku.

Marcus był wampirem bliższym Kainowi i potrafił krwią doprowadzić swe ciało do potęgi większej niż jego potomek, ale uczynił to już wcześniej aby walczyć z Hansem, strasznym dla każdego wampira przeciwnikiem: wilkołakiem. W efekcie potęgą wzmocnionych krwią mięśni, Alexander przewyższał swego stwórcę, który nie miał już w sobie tyle vitae aby nadać ciału pełnię możliwej mocy.
Jednak Alexander widział tylko oczy przeciwnika, przez co zmuszony był się tylko cofać i robić uniki ‘w ciemno’. To była nierówna walka.

Pierwszy cios jakiego nie uniknął wiązał się nie tylko z tym, że go nie widział, ale i z potknięciem się o resztki stołu, który zmienił się w szczątki zapewne podczas walki starego wampira z Hansem. Szpony Marcusa głęboko rozorały rękę bękarta, który zawył z bólu. Przewrócił się przy tym, ale wnet odturlał w bok. W samą porę, bo szpony wbiły się w kamienną podłogę w miejscu gdzie przed chwilą była pierś młodego wampira. Kamienna posadzka prysła pod tym ciosem.
Marcus mając konieczność skupienia się na jednym, wzmocnił nie wytrzymałość swych nieumarłych mięśni, nie gibkość, a brutalną siłę, jedynie na tyle starczyło mu krwi, ale była to siła zaiste potworna. Był to świetny wybór w walce z kimś, kto nic nie widzi i nie może przejść do kontrataku. Jeden czysty cios i po wszystkim.
Alex zerwał się na nogi i znów zaczął cofać, tym razem jednak z rozmysłem, ku drzwiom na dziedziniec, ale on nie znał układu pomieszczeń tak dobrze jak choćby Aila spędzająca tu tyle czasu. Miast drewna odrzwi plecami trafił o ścianę i tylko desperacki skok w bok uchronił go od kolejnego ciosu. Szpony przejechały po cegłach tam gdzie miał szyję jeszcze chwilę temu. Moc uderzenia była taka, że głowę by mu to wręcz zdmuchnęło z ramion.

To przypominało sadystyczne polowanie, a Aili nie było przy mężu. Alex wszak nie wiedział, co szepnął jej wilkołak, gdy z trudem włożył w jej dłonie glinianą miseczkę. To niepozorne naczynie bowiem mogło odwrócić losy starcia, które zdawało się z góry przesądzone.
Młoda wampirzyca wpadła do kuchni i tam nie przestając nasłuchiwać odgłosów walki, drżącymi z emocji dłońmi nabrała do miski wody z beczki. Potem na tyle szybko, by nie wylać zawartości, wróciła z naczyniem do Hansa. Gdyby w pomieszczeniu była choć odrobina światła, pozostali mogliby zobaczyć na jej policzkach ślady po krwawych łzach, które ciekły za każdym razem, kiedy Alex o włos unikał śmierci.
- Oby ci się udało - powiedziała drżący głosem do wilkołaka, stawiając przed nim miseczkę.
Dopiero potem wreszcie mogła dołączyć do walczących. Nie wiedząc, czy gdzieś w pobliżu nie czają się szczury, nie sięgnęła po miecz, lecz skupiła się na swych dłoniach. Po chwili zaczęły wyrastać z nich szpony - przypominające te, którymi walczył Marcus.

Tymczasem Alexander oberwał po raz drugi, w bark, szerokim cięciem, samą końcówką szponów. Rana zapiekła niby żywy ogień, ale bękart nie stracił głowy i mimo rany odchylił się do tyłu, gdy druga z dłoni starego Gangrela świsnęła mu przed twarzą i uderzyła. Odłamki drewna pofrunęły w powietrzu z roztrzaskanych drzwi, a Alex natychmiast rzucił się w nie wyłamując je do końca i wypadając na zewnątrz budynku.
Po mrokach panujących wewnątrz, dziedziniec rozjaśniany światłem księżyca jawił się niczym skąpany w jasności. Wampir zerwał się na nogi spoglądając na Marcusa, wychodzącego jego śladem.

Stary Gangrel uskoczył w bok aby mieć za plecami ścianę budynku. Nie wyglądał jednak na zagonionego do obrony, uśmiechał się przy tym, zerkając ku dziurze, gdzie po chwili pojawiła się sylwetka Aili.
- Ładne pazurki - zagadnął. - Chcesz mi pomóc wypatroszyć tego kurczaka? - Wskazał szponem Alexandra. Jeśli jednak chciał powiedzieć coś więcej, nie zdążył, gdyż wściekła wampirzyca dosłownie rzuciła mu się do gardła. Była w tym może pewna brawura, ale przede wszystkim głupota, wynikająca z braku doświadczenia w prawdziwym starciu, co też Marcus brutalnie wykorzystał. Sparował cios wymierzony w swoją szyję lewą ręką, a drugą z zamachu wyprowadził morderczy cios na odlew. Tylko dzięki niesamowitej zwinności wampirzycy jej atak był na tyle szybki, że stary nieumarły nie trafił szponami w jej bok zapewne rozcinając ją na dwie części. Miast tego dostała przedramieniem i nasadą dłoni.
Cios był tak silny, że rzuciło ją na ścianę niczym szmacianą lalkę druzgocząc lewe ramię i żebra. Wrzasnęła boleśnie, padając na ziemię.

Alexander krzyknął z obawy o ukochaną i z wściekłości. Rzucił się z mizerykordią na Marcusa ledwo widocznego w świetle księżyca.
- Alex... prze... trzymaj... - tylko tyle była w stanie wydusić z siebie Aila, chwytając się za bolące miejsca. Jej ciało regenerowało się szybko, jednak nie było mowy o cudownym ozdrowieniu. Póki co nie była zdolna do walki.
Bękart z wściekłością zaatakował wroga, który przeszedł do obrony nie atakując. Dawał się wyszaleć, młodemu, doprowadzonemu do wściekłości nieumarłemu. Musiał być też ostrożny, bo choć przewyższał siłą Alexandra, to młody wampir w przeciwieństwie do starego wzmocnił za pomocą vitae również zwinność swego ciała, czym górował nad stwórcą. Tysiącletnie doświadczenie i nabyte przez ten czas arcymistrzowskie posługiwanie się morderczymi szponami, nie górowało też zbyt mocno nad tym jak bękart posługiwał się krótkim ostrzem.

W pewnym momencie Marcus odsłonił się, a Alexander to wykorzystał. Gdy sztylet zagrzechotał o szpony nieumarły rycerz błyskawicznie sięgnął po kołek zatknięty za pasem i wbił go prosto w serce starego Gangrela.
Marcus znieruchomiał, i dopiero po chwili opuścił lewą dłoń potwornym ciosem.
Wręcz odrąbał szponami ramię Alexa tuż przy barku, blisko miejsca gdzie przed laty prawie śmiertelnie ranił go ojciec Armand.
- Przeklęci przez Boga… - odezwał się mocnym kopnięciem posyłając okaleczonego na ziemię i gruchocząc mu żebra. - A mimo to, potrafi on ocalić swe dzieci nocy.
Marcus wyszarpnął kołek i wyjął spod kubraka książkę w która wbiło się drewno.
Pod siłą ciosu bękarta jak papier mogłyby rozdzierać się zbroje, ale nie setki stron księgi.
Biblii.

Stary Gangrel nie cieszył się jednak swoim szczęściem, lecz po raz pierwszy okazał prawdziwą złość. Uniósł w górę szpony i ruszył, by zadać ostateczny cios.
Wtedy na jego drodze stanęła Aila, wciąż osłabiona i ranna, jednak zasłoniła swoimi pazurami Alexandra.
- Nie... - powiedziała tylko słabym głosem, choć w jej oczach jarzył się upór.
- Dokończ. Zabij go, a potem zabijesz Angusa. - Marcus stanął przed nią. - Wtedy pozwolę ci istnieć, jako moja służka. Masz coś w sobie, tedy jestem gotów pójść na to. Znaj mą łaskę.
Dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem zbitego psa ze smugami krwi na policzkach wyglądała nawet bardziej żałośnie niż faktycznie przedstawiał się jej stan.
Obejrzała się i zerknęła jakby w rozterce na poranionego wampira.
- Ja... ja... nie mogłabym. Proszę. Puść go - odpowiedziała i... padła przed Marcusem na kolana. - Proszę... tylko o to jedno. O nic więcej nigdy nie poproszę, a będę ci służyć wiernie aż po kres czasu. Zabiję ich wszystkich... Angusa, ludzi, konie, wilki... kogo tylko zechcesz, tylko proszę... nie jego.
- On ma zginąć. - Głos Marcusa był twardy niczym stal. - Decyduj, czy przyjmujesz mą łaskę, czy chcesz doświadczyć ostatecznej śmierci wraz z nim.
- Ja... ja... - Głos Aili drżał, gdy tak siedziała skulona na ziemi. - Do... dobrze - powiedziała w końcu ledwo słyszalnie.

Poruszając się wolno, na granicy irytacji starego Gangrela, Aila podniosła się z klęczek i odwróciła w stronę Alexandra. Ich spojrzenia spotkały się.
- Wybacz mi... - jęknęła płaczliwie.
- Zrób to… - bękart odpowiedział jej z wysiłkiem. Ból musiał być potworny. Nawet nie próbował wstawać tylko leżał patrząc jej w oczy. Uśmiechnął się lekko. - Zrób to i istniej kochana - dodał miękko.
Z oczu wampirzycy znów pociekły krwawe łzy. Cała drżała na ciele.
- Zrób to! - Rozkazał jej stanowczym tonem Marcus, zdradzając zniecierpliwienie.
- Pocałuj mnie Ailo, nim szczeznę. Tylko raz. Ostatni. - Bękart przymknął oko.
Wampirzyca przyklękła przy nim i choć z trudem opanowywała drżenie, pochyliła się nad ukochanym, by złożyć na jego wargach zimny, pełen bólu i miłości pocałunek, oddał go z pasją i ręką, tą, którą jeszcze posiadał, objął wampirzycę.


Złe słowa między nimi, zazdrość, rozterki, żal, to wszystko odpłynęło gdzieś. Przy tym pocałunku pozostało tylko to co było między nimi dobre, jak spojrzenia na polanie w górskim wąwozie, bliskość przy opowieściach o swoim życiu w komnacie skryby Kocich Łbów. Wiele innych wspomnień i przeżyć, tak krótko doświadczanego, a tak szaleńczo intensywnego uczucia, wyrosłego na przekór intryg szalonego Elijahy.
- Zabij go! - W głosie Marcusa była już tylko wściekłość i kraniec cierpliwości.
A im ciężko było się od siebie oderwać. Jakby zapomnieli o zagrożeniu, o całym świecie wokół. Nawet o nieumarłym, który ich prześladował, a teraz stał się zupełnie nieważny.

Jeden, brutalny cios wielkich szponów przeciął obie szyje za jednym zamachem. Marcus nie lubił gdy się z nim igra, a choć cierpliwym był jak prawie każdy bardzo stary wampir, to ta cierpliwość nie rozciągała się na ignorowanie jego poleceń.
Dwie głowy poturlały się po dziedzińcu i czy to zrządzeniem losu, czy przez nierówności terenu, zastygły w końcu obok siebie leżąc tak jakby ten pocałunek trwał. Złote włosy szlachcianki przykrywały ich oblicza, jakby z litością, aby nie pokazać światu jak czas szybko wyrównuje rachunki za to jak go oszukano.

Marcus wyprostował się stając nad bezgłowymi ciałami splecionymi w uścisku. Powietrze za nim lekko falowało.
- Młode, słabe, głup… - Nie dokończył ani wypowiedzi, ani obrotu, jaki zaczął aby skierować się ku wejściu do budynku, aby pójść mordować za nim. Z nicości za jego plecami zmaterializował się ogromny kształt.

[MEDIA]https://i2.wp.com/res.cloudinary.com/db93r9y9i/image/upload/c_scale,w_900/v1487843163/horror-art-03_fmq69s.jpg[/MEDIA]

Potworna hybryda człowieka i wilka mierząca ponad dziesięć stóp uderzyła uszponioną łapą przebijając nieumarłego na wylot przez klatkę piersiową i uniosła w górę. Stary Gangrel zaskoczony patrzył na swoje serce w zaciśniętej łapie wystającej z jego własnej piersi, ale zaraz przestał cokolwiek widzieć, bo druga zmiotła mu głowę z ramion.
Ciało nieumarłego zaczęło rozsypywać się w proch, tu czas odbierał zdecydowanie więcej niż w przypadku Aili i Alexandra.

Wilkołak ni to zaryczał, ni to zawył wściekły, bezsilny i rozgoryczony porażką. Dzięki tafli wody w kubku, Hansowi udało się przenieść do świata duchów, gdzie mógł uleczyć się z ran zadanych szponami gangrela. Nie zwlekał, wrócił jak najszybciej wciąż był strasznie poraniony, gdy tylko mógł utrzymać się na nogach.
Za późno.
Jedynie kilka chwil za późno.

Ryk splątał się ze skowytem pełnym rozpaczy. Szary wilk o przyprószonym siwizną pysku cwałował od bram ku ciałom. Ta rozpacz zwierzęcia tak głośna, była niczym w stosunku do tego jaka miała wybuchnąć już niedługo, gdy Alina i Urszula odkryją los swej pani.
- Wybacz Schone Dame - rzekł cicho Hans von Hallwyl już w ludzkiej postaci nagiego mężczyzny.
Nie patrzył na ciała, chciał zapamiętać ich takich jakimi byli gdy żyli.
Odwrócił się w stronę drzwi, by pójść do łowców, do żony.

Znikając w mroku wnętrza klasztoru nie zauważył nawet, że zaczął padać deszcz.

 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 31-01-2018 o 09:01.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172