Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-12-2018, 04:32   #101
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Burza przyniosła ledwie delikatne opady deszczu. I stali tak w Caernie omawiając dalsze plany. Wałach miał zarządzać obroną. Zostawało ich tylko trzech. Jednak nikt nie spodziewał się kontry, a Żenia i Wojtek przemilczeli historię o nowej grupie Tancerzy Czarnej Spirali pracującej dla Pentexu.

Zapalniczka przedstawiła sytuację jako oczywistą. Krewniak jednego z poznańskich wilkołaków zdradził i trzeba było załatwić tę sprawę „w rodzinie”. Wałach i tak powiedział, że dołączy do nich Misza,

Kolejne dwie godziny zajęły kwestie logistyczne. Wojtek korzystając z tego, że nikt nie chce go oglądać poszedł oddać auto i uregulować należności związane z uszkodzonym zderzakiem. Zapalniczka z Żenią pojechały na osiedle Zaara. Coś było tam inaczej niż być powinno. Czuli na sobie wrogie spojrzenia mieszkańców.

Aniela odstawiła motocykl, a z jednego z garaży wyjechała Jeepem Wranglerem. Po drodze zgarnęli Wojtka a chwilę później Szramę. Gdy zostawiali za sobą Poznań Żenia odwróciła się patrząc w burzę. I zanim zobaczyła tarczę pełni księżyca przez moment mogła przysiąc, że wśród rozświetlanych błyskawicami chmur mignęły wielkie, błoniaste skrzydła.

Na autostradzie kierownicę przejęła Szrama. Była najbardziej wypoczęta. Miała tylko trzymać prosto kierownice i wciskać gaz. Obok niej siedział Wojtek, którego miała budzić gdy trzeba będzie zwolnić, gdzieś zjechać… czy ogólnie zrobić coś do czego wartoby było umieć prowadzić.

Zapalniczka padła bez przytomności. Dobiegała końca jej druga doba bez snu. Żenii zasypianie zajęło nieco dłużej. Zwłaszcza, że auto skakało po minięciu bramek. Szrama mimo swojej koordynacji miała problem ze zmianą biegów przy jednoczesnym wciskaniu i puszczaniu sprzęgła. Na prostej było lepiej. Choć przed zaśnięciem Żenia pamiętała jak wyprzedzał ich TIR.

Było przed świtem gdy się obudziła. Prowadził Wojtek, a autostrada była już wspomnieniem. Zapalniczka nie drgnęła. Szrama spała zwinięta w kłębek na przednim siedzeniu.

Zostało im jeszcze blisko cztery godziny drogi wedle wskazania GPSa wiszącego na przedniej szybie. Wojtek ziewał, więc albo dopiero się wymienił z wilczycą, albo wymienił się już dawno i dał jej pospać. Brunetka nie miała czasu dywagować. Musiała korzystać ze snu.

Następne przebudzenie było na stacji benzynowej. Ubrana w luźny top i krótkie spodenki o luźnych nogawkach Szrama przyniosła dla wszystkich kawę. Usiedli na drewnianych ławkach. Mimo spania w samochodzie nikt nie wyglądał na rześkiego. Ale wszyscy uśmiechali się mając w pamięci popis Sędziego Zagłady.

Żeńka nie mogła jednak przejść do porządku nad śmiercią Ognistej Wrony. Czy to do tego odniósł się Ryk Gromu? Nieodparte wrażenie, że to Pasikonik zabił jej pierwszego ducha wprawiało dziewczynę w gniewne drżenie. Widok smoczych skrzydeł odebrał jej też ten ułamek błysku nadziei jaki poczuła po wyroku Pazura.

Zaczynała mieć dość zagrywek Smoka.
Z nieświadomie zaciętą miną kombinowała jak się go pozbyć. Jedynym logicznym sposobem była ucieczka z pola bitwy. Drugim zablokowanie caernu w Toruniu lub dogadanie się z tym całym Hakakenem. Trzecim… który wywołał uśmiech brunetki… odebranie mu zabawek np Pieśni i Fedira oraz dwójki „silnych” wyciągniętych z Łodzi.

- Zapalniczka to jaki jest plan? - spytała dziewczyny mając w pamięci świeżą awanturę.

Blondynka sięgnęła do małej torby i wyjęła coś wyglądającego na przerośniętego tableta. Po bliższym kontakcie fioletowe urządzenie okazało się małym laptopem.

- Miałam trochę czasu, żeby o tym pomyśleć - zaczęła, a w głowie Wrony pojawił się obraz dziewczyny leżącej całą drogę z otwartymi ustami. Zaiste, jeśli obmyśliła plan, to kryła się z tym pierwszorzędnie.
- Fuz uczył innych krewniaków survivalu. Facet jest byłym wojskowym. Ma chatę w lesie - odgięła ekran do 180 stopni, tak, że leżał teraz na blacie niczym mapa. I faktycznie mapa satelitarna wyświetlała się na małym ekranie.
- Chata jest tutaj. Jeżeli facet jest związany z Tancerzami Skór, to nie możemy wykluczyć, że ktoś z nich mu towarzyszy. Wtedy czeka nas walka. Dlatego musimy zabezpieczyć teren. Możemy spodziewać się sideł i innych pułapek. Myślę, że ja albo Żenia podejdziemy otwarcie i bez broni, żeby z nim porozmawiać. Mnie zna. Łatwiej będzie mu obdarzyć mnie zaufaniem. Choć myślałam też o użyciu Kamienia. - Przy tych słowach spojrzała na Żenię. Liczyła się z ją opinią, bo tak naprawdę to ona doprowadziła do miejsca w którym teraz byli.
Żenia z totemem Smoka. Szrama, alfa bez watahy. Zapalniczka, opiekunka Caernu z przypadku. Wojtek, ronin. Razem na kawie, na stacji benzynowej w bieszczadach.

- Warto by może w takim razie podejść z Umbry a na pewno sprawdzić czy coś w niej nie ma. -Żeńka skinęła pierwszej części wypowiedzi. - Z kamieniem możliwa opcja ale brakuje mi więzi z duchami. Jeśli teraz skorzystam z kamienia nie będę mogła zrobić nic więcej póki nie pomedytuję.

- Kiepski moment na medytację. - Podsumowała Szrama.
- Zerknę do Umbry, ale to jednak krewniak, więc jeśli niczego tam nie znajdę, to zaraz jestem z powrotem - dodała drapiąc się po szyi.

- No kiepski - Żenia nie mogła się nie zgodzić - ok myślę, że powinniśmy ruszyć we dwójkę a Wojtek, Szrama i Misza obstawią tyły. Jeśli Cię Fuz zna to łatwiej Ci go będzie wypytać o detale. - ostatnia kwestia skierowana była do blondynki. Żeńka trochę ją testowała a trochę dawała pola do wykazania się. Niech Dachówka ma.

Blondynka pokiwała głową. Grymas na twarzy jaki pojawił się na moment dał do zrozumienia Żenii, że dziewczyna zapomniała o Miszy. I jakby chcąc z tego wybrnąć rzuciła wyjmując telefon:
- Muszę zadzwonić do tego chłopaka od Harada. Miał się niby odezwać, ale coś milczy…

- Jest krewniakiem. Całe życie spędził z wilkołakami. Uczył innych krewniaków. Jest byłym wojskowym. Wie, że go rozgryźliśmy. Zdajecie sobie sprawę, że uzbroi się w srebro i materiały wybuchowe? - przemówił Wojtek. Nie podniósł wzroku znad kawy. Jakby nie czuł się godny patrzeć na otaczające go kobiety. - Wasz spacer na rozmowę w leśnej chatce może zmienić się w walkę o życie.

- Myślisz, że ma dostęp do srebrnej amunicji? Skąd? Można przejeść Umbra wprost do chatki? - Żeńka spojrzała na Szramę. - A może po prostu zadzwonię do niego i poproszę zeby wyszedl na spotkanie?

- Może umbra nie jest złym pomysłem. Tam nie ma dostępu jako krewniak. A duchy nie pomagają Tancerzom Skór - podchwyciła zapalniczka.

- A co z tą srebrną amunicją? - podchwyciła Szrama.
- Nic. Koleś ma koło czterdziestki, tak? Ja w jego wieku umiałem już przetapiać metale. To nie jest problem przetopić widelec na pocisk. Potrzeba tylko trochę czasu. Owszem, zajedzie takimi samoróbkami spluwę po sześciu, może siedmiu strzałach. Ale ile nas tam idzie? Pięcioro?
Ronin podniósł twarz i spojrzał na Żenię.
- W wersji ekonomicznej upcha proch albo granat do słoika wypchanego pociętymi łyżeczkami. Jedno bum, a my leżymy okaleczeni i wyjemy z bólu. Nie bagatelizujcie go. Nikt z was nie służył w wojsku. Prawda?
Tylko Żenia nie była pewna odpowiedzi na to pytanie. A przez jej umysł przeleciał przebłysk wybuchających bomb i szybkiego biegu w jakimś okopie.
Mina Wrony należała do tych, które nazwać można „niezobowiązująca”. Albo „żeniewinna”. Lub „ragabashoniewiedząca”.

- Chyba nikt go nie bagatelizuje. Wydaje mi się, że wejście z Umbry i pogadanka to najszybsza metoda zamiast zabawy w podchody w lesie. - mruknęła pochlipując kawę i ni to opierając ni to ocierając pokrzepiająco o Kła
- Czyli wbijamy wszyscy umbrą. Wbijamy do jego chaty. Ja i Żenia wyskakujemy i przyciskamy go do podłogi. Tak? Po chwili wchodzi reszta. - podsumowała Zapalniczka.
- Czy Żenia nie mówiła, że kiepsko u niej z więzią? Nie wyskoczy szybko z umbry - zaoponowała Szrama.
Ronin podrapał się po głowie i dodał:
- A może ja i Żenia pójdziemy na piechotę mimo wszystko?

Wrona wstała nagle z ławeczki na jakiej przycupneła. Chlupnęła kawa ale na szczęście nie ochlapała dziewczyny. Szybki spacerek do kosza na śmieci by ukoić rosnącą irytację.
„Ja prdlę”
Żenia zmęłła przekleństwo w ustach.
Akcja z cyklu „wejść - wyjść” a dywagacja jakby to co najmniej wjazd do Pentexu był.

- Z Umbry mnie nie może któs z was przeciągnąć? Jak nie to Zapalniczka i Szrama idą Umbrą. Włażą do domku. I rozmawiają z Fuzem. - Żenia podkreśliła „rozmawiają”. - Musimy się dowiedzieć czemu zdradził, jak się kontaktuje z tancerzami i gdzie ich można znaleźć. Sądzić można go później. Misza, Wojtek i ja obstawiamy chatkę. Zadzwonię do niego, żeby odwrócić ewentualnie jego uwagę i ułatwić wam wejście. Pasuje? - rozejrzała się po zebranych i dopiero wtedy ugryzła w język patrząc na szramę.
- Dobra, ja was wciągnę - powiedziała Szrama. Dam radę. Chyba.
- Ok. to robimy tak: Ja, Żenia i Szrama idziemy do środka umbrą. Ro.. Wojtek i Misza obstawiają zewnętrzna część. Chcę cię - zapalniczka spojrzała na Żenię - mieć blisko. Jesteś w tym od początku.

- Ok. To co? Jedziemy dalej?
„Mieć blisko” zabrzmiało dla Żenii jak „mieć na oku”. Jakoś nie do końca dowierzała szczerości blondynki.

Miszę spotkali kilkadziesiąt minut później. Był w okolicy chaty Fuza. Ocenił miejsce jako spokojną dziurę zabitą dechami. Nie zbliżył się na mniej niż trzysta metrów, gdyż taką wytyczną dostał od Wałacha. Zapalniczka pokrótce wprowadziła go w tajniki skrupulatnie obmyślonego planu. Pokiwał głową i zrobił zniesmaczoną minę na myśl, że zostanie z Roninem. Sprawdził ostentacyjnie swój ciężki pistolet, na co ekipa z Poznania wymieniłą spojrzenia. W zasadzie nikt o tym nie myślał, ale nie były jakiś specjalnie wyposażone. Na szczęście chatka była na odludziu. Toteż wejście do umbry nie powinno być trudne.

Szrama skrupulatnie zdjęła swoje ubranie i złożyła je w kostkę. Zapalniczka zrobiła podobnie, jednak dużo szybciej przyjęła formę Crino. Homidzi dużo gorzej znosili nagość niż lupusy. Szykowali się w końcu na potencjalną walkę.

Żenia władowała ciuchy do plecaka myśląc, że powinna nosić w nim choć zapasową zmianę bielizny. Puknęła Wojtka z przekornym uśmiechem grożąc mu palcem:
- Nie jest znowu aż taki mały!

Szrama w końcu zmieniła się w wielkiego wilka. Wyraźnie bardziej pasowała jej walka w tej formie. A potem skupiła na swoim odbiciu w lusterku Wranglera.

W czasie krótszym niż oddech las zmienił się. Był większy i bardziej dziki. Po Jeepie nie było śladu, zaś wąska ścieżka prowadziła do chatki upchanej w leśne ostępy. Jednooka wilczyca puściła się biegiem. Za nią rudo-szara Zapalniczka.

Wrona biegła na końcu. Nie zmieniała formy. Nie … jakoś widok Nahajki pulsującej na jej ramieniu plus wyobrażenie sobie czarnej wilczycy z tym czymś. No jakoś nie pasowało. Musiała się oswoić ze świadomością posiadania zmorowatej pijawko- ośmiornicy. Rozglądała się na ile pozwalał jej na to bieg.

W lesie były tylko zielonkawe duchy drzew. Do drzew podobne. Nie odzywały się. Nie ruszały. Tylko były. Zawieszone w pustce. Szrama wpadła do środka wybijając okno. Zapalniczka wskoczyła za nią. Żenia nie widziała niczego podejrzanego przed chatką. Sama chatka wyglądała na zapuszczoną. Mogła w środku mieć może dwa, może trzy pomieszczenia.

Brunetka podążyła za kobietami.
W pomieszczeniu Zapalniczka w łapie trzymała kawałek szkła przed twarzą wilczycy. Druga łapą była wczepiona w grzywę bestii. Tylko porozumiewawczo machnęła pyskiem w stronę Żenii. A w mózgu Córki Ognistej Wrony zabrzmiał głos Szramy:
“Lewą łapą, niech mnie to coś nie dotyka”

Westchnienie pełne rezygnacji towarzyszyło wplataniu palców lewej ręki w futro Szramy. Wrona skrzętnie ukryła niejakie rozbawienie reakcją jednookiej. Wcale ją ona przy tym nie dziwiła. Kto by chciał być dotykany przez pociotka latającego potwora spaghetti?

“Cholera”

Żenia usłyszała w głowie jedno słowo w wykonaniu szramy i już wiedziała, że genialny plan z wbiciem do chatki spalił na panewce. Czas płynął.

“Czekamy”

- A może wyjdziemy przed drzwiami i zapukamy?
Ułamany paznokieć znowu przyciągnął uwagę brunetki.

Dziewczyny kręciły się wokół chaty. Szrama starała się nawet rozmawiać z duchami, ale te nie widziały niczego ciekawego. W końcu wilczyca poczuła, że może spróbować ponownie. Przyjęły pozycję z wczepieniem w grzywę i odłamkiem szkła. I tym razem przeskoczyły przed chatę.

Jakież było ich zdziwienie, gdy powitał ich płonący budynek. Gęsty dym zaczął je dusić. Chata już nie przypominała tego budynku przed jakim stały w umbrze. Chata najprawdopodobniej wybuchła. Na szczęście nie zapalił się las.

- No job twoju mać - krzyknęła Żenia zaskoczona i rozzłoszczona. Złapała odruchowo Zapalniczkę i Szramę pod pachy i odskoczyła od chaty byle dalej.
Co do kurwy nędzy tu się stało?
Dziewczyna rozgładała się zaniepokojona. Miała dziwne przeczucie, że zamieszany był w to Misza i jego wielki gnat.
Zmieniła formę i wciągnęła mocno powietrze węsząc za Wojtkiem. Po cholerę kazała się mu myć?

- Hej! - wrzasnął gdzieś z lasu Wojtek. Żenia najpierw go wyczuła, potem zobaczyła. W zasadzie miał na sobie brązowy płaszcz, podkoszulkę i poprzecierane jeansy. Znów wyglądał jak bezdomny. Czyżby przybierał celowo taki wygląd w towarzystwie wilkołaków? Przecież jadąc do Serbii i Czarnogóry był elegancki. Albo przynajmniej… mniej bezdomny.
- Chodźcie, bo nie chcemy już dłużej czekać. Misza i Fuz są w aucie.

Ronin wyszedł w końcu na ścieżkę i rzucił im pod nogi ciuchy.
Na komentarz Ronina Szrama odpowiedziała warknięciem.

- Co się tu stało? - Żeńka wyszerzyła się do Kła szubrawca. - Nudziło się wam bez nas?

Ruszyła jak na sznurku za Roninem.
- Gdy nie wracałyście przez dwadzieścia minut Misza postanowił ruszyć Wam na ratunek. A ja za nim. W lesie było kilka pułapek. Jakaś stara mina przeciwpiechotna, czy coś. - Machnął dłonią jakby opowiadał o tym, że pies zrobił kupę na trawniku, i trzeba było “to” ominąć.
- W każdym razie wbiliśmy do chaty. Okna zaciemnione i nic nie widać. No to ja wiedziony instynktem samozachowawczym cofnąłem się. A Misza z całym swoim wrodzonym urokiem zapalił światło. Skubany Fuz potłukł żarówki, a w środku rozkręcił butlę z gazem. Żarnik zapalił gaz. Chata poszła z dymem. Misza jest trochę poparzony.
- Nie czuliście gazu? - zapytała Zapalniczka zakładając bluzkę.
- Coś tam wspominałem o instynkcie samozachowawczym, nie? No to on coś czuł. Ale chyba naturalny strach przed ciemnością jest większym motorem do działania. Zwłaszcza, że myśleliśmy, że to wy wpadłyście w pułapkę. W każdym razie Fuz przybiegł po chwili ze spluwą i chciał nas dobić.
- I? - Dopytała Szrama.
- I ja gadam z Wami. Misza robi sobie okłady, a Fuz leży związany i zakneblowany w bagażniku auta..

Zapalniczka po ostatnich słowach Ronina spojrzała na Żenię, probującą za plecami Kła udawać powagę. Przy kneblu i bagażniku przestało się jej udawać. Parsknęła radosnym rechotem i poklepała Wojtka po łopatce:
- To na pewno tylko dzięki treningowi ze mną!
Otarła łezki z kącików.
- Mam nadzieję, że to faktycznie Fuz a nie jakiś fomor. To zakrawałoby na dejavu.
- Tym razem ja chcę go obwąchać pierwsza - powiedziała Szrama, która wróciła do ludzkiej formy.
- Wąchaj! - Żeńka ustąpiła wilczycy z drogi
- Dobra robota Wojtek - dodała z poważniejszą miną i nutką dumy w głosie. Przymilała się nieco do ronina. Coś mu była winna bo tym bull’s eye prosto w czoło.

***


Misza wyglądał okropnie. Nie miał skóry na połowie twarzy. Oparzenia były rozległe. Jego kostne wyrostki sterczały bielejąc na lewej stronie twarzy. Nie miał też oka. Bardzo popularne ostatnimi czasy schorzenie. Lewa dłoń w zasadzie składała się z kilku sterczących kości. Przedramię pokrywały spalone strzępki bluzy, odsłaniające kolejne poparzenia do gołych kości. Co ciekawe rany zadane ogniem nie goiły się tak szybko jak inne. Misza musiał bardzo cierpieć, co uzasadniało poniekąd jego minę i zachowanie.

Pchnął związanego Fuza tak, że tamten padł na piasek jęcząc z bólu. Nadal byli w lesie. Kilka kilometrów dalej. Nie chcieli, żeby dym pożaru ściągnął im na głowy straż graniczną czy inne służby. Gdy Misza zdarł worek z głowy krewniaka jasnym było, że chłopaki nie żałowali sobie. Łuk brwiowy mocno krwawił, a jego rozcięcie „na szybko” opatrzono zszywaczem do papieru. Oko pod nim było tak zapuchnięte, że Fuz nie mógł go otworzyć. Ucha nigdzie nie było widać, ale szara taśma wokół głowy przytrzymywała coś, co przy dozie dobrej woli można było uznać za opatrunek. Gdy Misza nienaruszoną prawą dłonią wyjął nóż i rozciął więcej szarej taśmy, dziewczyny zobaczyły usta Fuza. Po chwili metys wyszarpnął mu z ust skarpetki, które posłużyły za knebel. Pojmany zakaszlał się i wypluł ślinę. Nie miał dwóch górnych jedynek.
Szrama obwąchała go i skinęła łbem.
Zapalniczka zaś powiedziała do Ronina, który na tle Miszy prezentował się zabójczo przystojnie.
- Dobrze, że nie zrobiliście mu krzywdy. Będzie można go postraszyć torturami, to sam wszystko wyśpiewa.
- No. Też tak myślę - odpowiedział Wojtek nie dając po sobie poznać, czy nie załapał ironii, czy też naigrywa się z nieudolnej p.o. alfy Poznania.

- Wojtek poszukaj apteczki w wozie - Żeńka skrzywiła się widocznie widząc stan Fuza i Miszy - i wody.
Dziewczyna trochę żałowała, że nie ma umiejętności Czarnego do leczenia ran. Trzeba będzie go wymęczyć o naukę.
Brunetka odstąpiła drogę Zapalniczce, by ta mogła go przepytać. Sama spojrzała na Miszę wskazując mu by zasiadł w fotelu. Jak miał zemdleć to lepiej, żeby w środku auta niż poza nim.

Zapalniczka posadziła Fuza i zaczęła przesłuchanie.
- Wiemy o Tancerzach Skór. Wiemy, że im pomagasz. Teraz nas do nich doprowadzisz.
Fuz splunął.
- Pofiem fszystko so fiem. Ale musicie fszyscy pszysiąc sze nic nie stanie sie mi ani mojej rodzinie.
W sumie jego wygląd mógł sugerować, że owe żądanie nie jest kompletnie bezpodstawne.
Zapalniczka westchnęła i powiedziała:
- Nie - powiedziała Zapalniczka zakładając coś metalowego na dłoń.

Wojtek wrócił z apteczką. Małe czerwone pudełko miało kilkanaście centymetrów. W środku było kilka bandaży i kilka okładów z jałowej gazy. W zasadzie zużycie wszystkich powinno wystarczyć na twarz Miszy. Z ręką nie było szans.

Żenia chrząknęła i spojrzała na Zapalniczkę.
- To przez rodzinę pomagasz zabijać garou? - rzuciła lekko wciąż patrząc na Sędzię pociemniałymi oczyma.

Fuz spojrzał na Żenię.
- Pszes Rosinę chciałbym móss bronić się pszed pełnymi gniefu bestiami o długich szponach.
Splunął.
- Pszysięgniesie, pofiem szystko. A tak, moszesie sie pałować.
Zapalniczka wymierzyła silny cios w brzuch mężczyzny. Zgiął się i padł na bok. Ręce nadal miał związane za plecami. Chwilę jego ciało targały spazmy, aż w końcu zwymiotował.
- To pogadamy, czy nie pogadamy? - powiedziała Zapalniczka.

- A ty planujesz cudowne rozmnożenie tych bandaży? - zapytał poraniony Misza obserwując Żenię, która zamarła w bezruchu.

Żeńka bez słowa zaczęła zmieniać postać by na słowa Miszy warknąć z głębi trzewi. (jakieś zastraszanie czy cuś).
Nahajka pompowała adrenalinę.
Ciepło rozpływało się po całym ciele.
Stanęła między Zapalniczką a Fuzem oddychając szybko.
Gniew, który przepełniał ją odkąd tylko pamiętała.
Związany krewniak pobity przez trójkę obrońców pieprzonej Gai.
Żenia była boleśnie i w pełni świadoma, że nie tak znowu dawno to była ona.
Bita, zastraszana przez świetliste anioły o popierdolonym kodeksie pseudohonorowym.

Wyszczerzyła się gniewnie tocząc spojrzeniem po pozostałych.
Miała to w nosie.

- To krewniak - warknęła - pobity, związany i na Twojej łasce.
W głowie Żeńki nie mieściło się to co odpierdala właśnie blondyna.
- Z trupa chcesz wyciągać informacje?

Zapalniczka przez moment nie rozumiała co się dzieje.
- Czyli co? Zapominamy o tym, że wystawił chłopaka od Harada? Dobrze. Nie zapomnij jeszcze powiedzieć Szramie, że śmierć Nadziei zostanie mu zapomniana. Ale kim oni są, to tylko jakieś tam wilkołaki. Wypuśćmy go. Wystawi Tancerzom kolejne wilkołaki. Może mnie i ci się poszczęści. Co? - Zapalniczka zadzierała głowę do góry patrząc w oblicze Żenii. Nie było w nim strachu. To ona była przywódczynią. A otaczało ją mniej lub bardziej jej stado. W tym momencie nie mogła podkulić ogona. To zniszczyłoby jej autorytet.

- Zachowujesz się jak Pazur, gdy wystarczy posłuchać. Chociaż raz posłuchaj zamiast ganiać za własnym ogonem. Szrama wyczuwa kłamstwo. Ty od tego jesteś, żeby je wyciągnąć na światło dzienne. Myśl. Ubijesz płotkę ale wypuścisz rekina? - Żenia parsknęła rozzłoszczona i podniosła Fuza za ubranie na klatce piersiowej. Miała dość tego bagna i fochów blondyny. - A Ty co? Co za zjebana logika co? Chcesz bronić rodziny przed bestiami sam stając się bestią? Któryś z wielkich wilkołaków jebnął cię za mocno? - Żenia wkładała wiele wysiłku by się kontrolować przed rozwaleniem Anieli. - Co tak naprawdę chciałeś osiągnąć? Musiałeś wiedzieć jak to się może skończyć. Zamiast ciebie garou mogą rozwalić całą twoją rodzinę i kazać ci oglądać ich egzekucję. Brałeś to pod uwagę? - Żeńka zbliżyła swoją twarz do twarzy Fuza. - Myślisz, że zaszachujesz kogokolwiek?

Fuz wiszący nad ziemią trzymany w jednej łapie wilkołaczki uśmiechnął się świecąc szparą między zębami.
- Czyli ty tu pociągasz za sznurki. Eh. Jak Samson. Nic wam nie powiem póki nie przysięgniecie. Jedną ręką szymasz mnie f pofiettszu i zastanafiasz sie czemu chcialbym bys jak fy? Śmieszna. Nie tak jak ona - wygiął głowę w stronę blondynki - ale śmieszna.

- Samson też pociąga sznurki? Też jest śmieszny? - Żeńka zamruczała - W zasadzie mogę cię puścić jak wolisz. Wiesz, że twoje dzieci nie będą przy tobie bezpieczne? Wiesz, że twoja żona albo zginie z twojej ręki albo odejdzie od ciebie? To chcesz ryzykować wystawiając zmiennokształtnych? Że Samson gra na twojej ambicji a gdy przestaniesz mu być potrzebny po prostu cię ubije jak psa w rowie?

Fuz milczał chwilę. Wypuszczony nie utrzymał równowagi i znów padł na ziemię. Ale tym razem zaczął się podnosić bez użycia rąk.
- Szysko pofiem. Ale pszysięgnijcie. Szyscy!

Żenia wyciągnęła z kieszeni komórkę.
Wrzuciła w maila do Zochy:
“Hej. Nr nie sprawdzony. Możesz poszukać biblijnego kolesia co mu włosy ścięła jedna taka? Cokolwiek będzie pomocne. Dzięki. Z”

- Teraz ty jesteś śmieszny. To - wskazała na Wojtka - jest Ronin. To - wskazała na Miszę - jest metys. Obaj mogą tyle co zeszłoroczny śnieg. Ona bardzo chce cię ubić. Jej ostatnią wilczycę wystawiłeś do zabicia. A ja jestem pomiotem żmija. Mogę najmniej cokolwiek. Wybrałeś kiepawo na żądanie przysięgi, Fuz. Ale wiesz co mówią o pomiotach Żmija, Fuz, co nie? Mogę przysiąc ci wszystko. Niczego twojej rodzinie nie zabraknie, nic jej się nie stanie, ani tobie. I wiesz co mogę z tym zrobić? Podetrzeć się i zapomnieć. Ale staram się być po twojej stronie. I myślę, że lepiej gdybyś zaczął z inną piosenką. Daj nam informację. Sprawdzimy czy nie kłamiesz. Wtedy pomyślimy. A jak nie, to jak ona cię będzie tłukła, pamiętaj, że to samo zrobi twojej żonie. Bo żona pewnie wie też co i jak. Nie? - Żenia mówiła spokojnie i niemal łagodnie.

Fuz uciekł wzrokiem skruszony.
- Skoro ronin bes honoru, niech pszysięgnie pierszy. Złamie pszysięge a duchu będą fiecieć, że zostanie jusz safsze roninem. Z ciebie taki pomiot Szmija jak ze mnie model reklamy pasty do sębóf, Blondi by cie rosszarpała. Dafno. - mrugnął zdrowym okiem do Zapalniczki, a ta rozjuszona wrzasnęła gardłowo jakiś bliżej nieokreślony dżwięk. Fuz znał wilkołaki. Fuz żył z wilkołakami. Próbował rozjuszyć Zapalniczkę, ale co chciał uzyskać? Szrama zareagowała szybko. Stanęła obok Anieli, a jej wilcza forma urosła w oczach.

- Nie jestem głupi. Niss nie mófiłem rosinie. Nie są f to samieszani. Pomiotom Szmija to nie pszeszkosi, ale filkołaki zastanowią się nad sfym honorem chcąc sabić niefinnych. Pszysięga to dla mnie jedyny gfarant bespieczeństfa.

- Serio myślisz, że wilkołaki ubrudzą sobie twoją rodzinką łapy? Mało to ludzi na wynajem? Ojej. Wypadek? Tragedia taka wie pani, no wjechała ciężarówka. - Żenia nie myślała o sobie jako o garou i miała w nosie litanie - Albo mąż ją zostawił, skoczyła z balkonu. Zmory bywają pomocne, Fuz. Duchy można przekupić. Brałeś tę opcję pod uwagę? Że zdesperowane zwierzę zawsze walczy zagonione w kąt? Wiesz co to znaczy, co?

- Fiem. Fiem, że nie chcesie pszysiąsc, bo fiąsałoby fam to ręce. Gdyby było inaszej nie traciłabyś czasu na pszekonyfanie mnie, sze to nis nie da. Co chcesz osiągnś? Pofiesiec mi, sze mam pszejebane? Sze mnie sabijecie tak szy siak? To bij.

Żeńka roześmiała się głośno.
- Sam to wiesz. Widzisz to co chcę osiągnąć to sprawdzić jedną jedyną rzecz. Wiesz jaką?

Telefon piknął pokazująć znacznik wiadomości.

“Chyba zartujesz ze wbilaś na swojego maila z niezabezpieczonej komórki. Oszalałaś?

Samson (hebr. Szimszon, שִׁמְשׁוֹן, co pochodzi od słowa szemesz – „słońce”, lub szamen – „silny”, „siłacz”; arab. شمشون, wym. Szamszun) – ostatni z Sędziów opisanych w starotestamentowej Księdze Sędziów r. 13-16. Trzeci zaś licząc od końca dla starożytnego Izraela; (po nim sędziami byli Heli i Samuel). W przeciwieństwie do wielu postaci opisanych w Starym Testamencie nie jest wymieniony w Koranie. Jako jedyny sędzia w Księdze Sędziów wybrany przez Boga przed narodzeniem do roli, którą miał spełnić i to bez wcześniejszych próśb ludu o ratunek. Jego wyjątkowość poświadcza zrodzenie z niepłodnej, (jak Izaak, Samuel, czy Jan Chrzciciel). Był obdarzony nadludzką siłą, którą wykorzystywał do walki z wrogami Izraela – Filistynami. Dokonywał czynów niemożliwych dla zwykłych ludzi: zabił lwa gołymi rękami, pokonał armię wroga oślą szczęką i siłą własnych mięśni, wyrwał bramę miasta wraz z odrzwiami, zburzył budynek. Był nazirejczykiem, jednak nie z własnego wyboru, ale, z powziętego przed jego narodzeniem, suwerennego postanowienia Boga.

Według komentatorów historia Samsona ukazuje, jak wielkie dary Boga mogą być zmarnotrawione wskutek własnej lekkomyślności, naiwności i ulegania żądzom[1].

Skąd zainteresowanie biblią?”

- Szy masz lepsze syski nisz blondi? Masz - powiedział Fuz, a Zapalniczka warknęła.

- Flirciarzu ty! - Żeńka pogroziła palcem Fuzowi - Nie. Czy Cię potrzebuję by dalej szukać tancerzy. - schowała komórkę do kieszeni - Wygląda na to, że nie.
Brunetka odsunęła się od byłego żołnierza.

- Dobra, to ja go zabiję! - powiedziała zapalniczka, która ruszyła biegiem na związanego mężczyznę. W szarży przypominającej grę w football amerykański trafiła go ramieniem i powaliła. Po chwili już siedziała na nim okładając go pięściami po twarzy i głowie.

Żenia przemilczała jedno i drugie uderzenie by w końcu zepchnąć Zapalniczkę z Fuza. Nie specjalnie starała się być delikatna.
- Starczy. Wojtek, załaduj go do bagażnika. Przeszukaj go tylko. Wracamy. Misza jest ranny.

Ronin skinął głową i natychmiast przystąpił do wykonania rozkazu. Tymczasem odepchnięta przez mniej znaczącą Żenię Zapalniczka nie dała już rady utrzymywać swojego szału na wodzy. Zmieniła się w wielkiego potwora i rzuciła do ataku na dziewczynę.

Żenia szybko przeanalizowała sytuację.
Ucieczka nie była opcją
Złość budująca się w niej na dziewczynę od dawna wypływała jej uszami.
Uniknąć szarży?
Schować się w ciemności?
Nie miała jak. Goniła na oparach.
Gucio i jego treningi wskoczyły odruchowo tak jak i radość Nahajki.
Żenia z całych sił skupiła się na tym by nie spuścić ze smyczy bacika i oczekiwała niemal nieporuszona na skok Zapalniczki.
Szukała otwarcia, tej chwili by uderzyć szybko lub zejść z linii uderzenia, uderzyć i zamknąć sprawę.

To nie było łatwe. Całe szkolenie Gustawa polegało na wyrobieniu pewnych odruchów. Sekwencji ciosów o których się nie myślało. Ataków, z których zakończenie jednego stanowiło rozpoczęcie kolejnego. Wszystko na poziomie podświadomości. Tam, gdzie teraz pulsowała radością Btk'uthoklnto. Żenia nie chciała dać tej radości duchowi. Chciała wyraźnie zaznaczyć kto rządzi w tym układzie.

Jednak widok ogromnych kłów w rozwartej paszczy wywołał skok adrenaliny nie pozwalający już myśleć z opanowaniem dziewczynie. Odskok i wyprowadzenie ciosu wyszły idealnie. Żenia trafiła zapalniczkę wprost w bok żuchwy. Siła ciosu cisnęła kilkusetkilogramowym ciałem wilkołaczki. Szał wezbrał z nową siłą gdy wzniosła pazury do ataku. Żenia dzięki fetyszowi od Smoka dorównywała siłą potworowi, jednak jej skromne ludzkie ciało nie dysponowało żadną obroną przed szponami bestii. Jeden błąd i mogła dołączyć do szerokiej grupy jednookich garou. Albo mogła stracić głowę.

Zapalniczka jednak nie zaatakowała. Z tyłu wskoczyła na nią wielka jednooka wilczyca, która zacisnęła szczękę na karku bestii. Zapalniczka chwilę próbowała się szarpać, ale Szrama biła ją na głowę doświadczeniem bojowym. Zwinne ciało wilczycy nie dawało się zrzucić z pleców kudłatego Crino. W końcu w powietrzu rozległ się dźwięk pękających kręgów szyjnych, a Zapalniczka padła na ziemię.

Jednooka wilkołaczka chwilę jeszcze warowała przy dziewczynie, żeby mieć pewność, że opuściły ją głupie pomysły. Po wszystkim podeszła i polizała blondynkę, która wróciła do swojego naturalnego kształtu. Była nieprzytomna.

Wrona nie miała tyle szczęścia.
Dyszała ciężko i widocznie drżała z wysiłku. Inni mogli brać to za przejaw słabości, przestrachu przed Sędzią.
Prawda była inna: brunetka toczyła podwójną walkę. Z szarżującym potworem i zmorą, która rwała się do walki, głodna krwi.
Oparła się dłońmi o kolana.
Znacznie łatwiej byłoby spuścić Nahajkę i dać się jej kierować.
Dać jej się napić krwi przeciwniczki.
Rozszarpać ją i pokazać swoją przewagę.
Gniew tłukł się w uszach Wrony głośnym biciem serca, gdy brunetka szukała jakiegokolwiek punktu zaczepienia.
Ognista Wrona.
Żeńka uczepiła się tego imienia.
Ognista Wrona, Ognista Wrona, Ognista Wrona…
...paliła duszę i ciało.
Żeńka pamiętała jej gorący dotyk przy rytuale przejścia.
Gorący dotyk niczym gniew. Przemijał szybko. Pozwalał złapać powietrze i znowu myśleć logicznie.
Ostatni głęboki haust i Ukrainka w końcu się wyprostowała.
 
corax jest offline  
Stary 07-12-2018, 04:43   #102
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

- Misza ładuj się na przód i daj mi swój telefon. Wojtek rozłóż mu fotel. Prowadzisz. Ja i Szrama weźmiemy Zapalniczkę na tył. Wracamy do Poznania. - wyrzucała polecenia cichym głosem. W między czasie już planowała zadzwonić do Bartka by przewiózł rodzinę Fuza do Poznania.

Wielka szara i jednooka wilczyca zaczęła zmieniać się w człowieka. Stała swoim zwykłym zwyczajem nago i bez żadnego skrępowania.
- Dlaczego niby nie mogliśmy mu obiecać bezpieczeństwa? - Zaczęła Szrama bez ogródek patrząc na nieprzytomną zapalniczkę swoim jednym okiem.
- Przecież to płotka. Mogliśmy mieć trop. A teraz? Teraz poświęcimy dzień na przejazd przez całą Polskę.
Pokiwała przecząco głową.
- Chodź tu Misza z tą łapą.
Wilkołaczka dotknęła dłoni Miszy. Palce mężczyzny zaczęły się poruszać, a mięśnie zaczęły rosnąć jak na przyspieszonym filmie poklatkowym pokazującym wzrost roślin w National Geographic. I tak w zasadzie w niecałe trzydzieści sekund ramię przybrało już stosowny kształt. Potem sięgnęła dłonią do twarzy mężczyzny. Mięśnie twarzy napięły się, jednak nie było żadnej reakcji. Wilkołaczka pokręciła głową nie dowierzając w niepowodzenie. Dotknęła go jeszcze raz i tym razem proces już się nie zatrzymał. Odrosło nawet oko.
- Eh. Aleś ty brzydki - powiedziała, a Ronin, Misza i ona sama parsknęli śmiechem.
- Mogliśmy - Żeńka wzruszyła ramionami - Nawet całe królestwo i skarb jak dla mnie. Tyle, że nikt się nie kwapił do udziału w rozmowie a ja Nie wiem jaki plan miała Zapalniczka. Zdawała się być pewna ze żadnego dealu nie ubije. Coś wam mówi ten Samson?
- Kompletnie nic - pierwszy odpowiedział Misza dotykający swojej twarzy jakby sprawdzając czy Szrama niczego nie pozmieniała. Zerkał też w lusterko.
Ronin wyraźnie się rozglądał jakby nie będąc pewien czy może się odezwać. W końcu gdy nikt inny nie zabrał głosu powiedział.
- Jest taka miejska legenda, że Samuel Haight miał wśród swoich popleczników kolesia o ksywie Samson. Mówiło się, że wyglądali jak bracia, albo kuzyni. No i po śmierci Samuela słuch po nim zaginął. Jak po wszystkich Tancerzach Skór. Gdzieś słyszałem, że niby był Niemcem. Ale jak wspomniałem, to wszystko miejskie legendy.
Oparł się o nadkole Jeepa i podrapał po głowie.
- W zasadzie wszystko tu kręci się wokół miejskiej legendy. Słyszałem, że po śmierci Haighta Tancerze postanowili urosnąć w siłę i stworzyć pełnoprawne piętnaste plemię. Ale to byłoby zbyt przerażające, żeby mogło być prawdziwe. W każdym razie w tych pogłoskach Samson był wśród przywódców plemienia. Fuz mógł rzucić tym imieniem, żeby nas zmylić. Albo mamy przejebane…
Powiedział i popatrzył na pozostałą trójkę.

- Podoba mi się Twój optymizm - Żeńka wyszczerzyła się do Ronina - No to można go podleczyć, wybudzić i dopytać skoro Misza cały i w jednym kawałku. Ja zabiore Zapalniczkę i będzie można ‘pszysiąsc’ bez ceregieli, bo i tak muszę zadzwonić w kilka miejsc. Pytanie na ile jego informacje są wiarygodne. No ale to już się okaże później.

- Czyli z tym esemesem i faktem, że nie jest nam potrzebny, to była ściema? - zapytał Misza. Żenia zerknęła na niego z jakimś rozżaleniem. Do licha. Jeśli musiał pytać to chyba skiepściła.

Szrama tymczasem podeszła do spętanego więźnia. Dotknęła go dłonią. Żenia niemal widziała jak przepływa przez nią moc duchów wprost do spętanego ciała. Z jego twarzy zniknęły ślady kolejnych ciosów. Wszystkie. Zastanawiające było, czy odrosły mu też zęby. Miszy odrastało oko, więc w sumie nie powinno to dziwić. Spa, a Szrama zarzuciła go sobie na ramiona i wrzuciła do bagażnika samochodu. Wojtek zdążył jeszcze zakleić jego usta szarą taśmą zanim ten się obudził i zaczął protestować.

Misza podszedł do Żenii z kluczykami.
- Weź mój motor.
Szrama kiwnęła głową z akceptacją.
- Mijaliśmy po drodze takie miasteczko, tam przy stacji był motel. Spotkajmy się tam i pogadamy na spokojnie.

Bondar przez chwilę rozkminiała jak na motorze przewieźć nieprzytomną Zapalniczkę. Ułamek sekundy a myśli wypełnił obraz blondynki przerzuconej w kowbojskim stylu jak przez konia. Kurz drogi wpadający w jej twarz, długie włosy majtające się po runie leśnym…
Westchnęła.
- Ona długo będzie nietomna? - spytała niewinnie Szramy, przyjmując kluczyki Miszy. Spojrzała na Wojtka z jakimś pytaniem w oczyskach.

- Wygodniej będzie, jak ona pojedzie z nami. Nie wiem ile będzie spać. Skręciłam jej kark. I nie doleczyłam do końca. Potrzebuje trochę odpocząć - podsumowała Szrama.

- Ja z nią pojadę - powiedział Wojtek robiąc krok do przodu.

- Dobra. To spotykamy się w motelu. Misza dam znać ktore pokoje. Nie bądźcie zbyt długo ok?

***


Po chwili ruszyli. Najpierw mieli przed sobą kilka kilometrów nie utwardzonej drogi. Jeep trzymał się blisko motocykla Miszy. Później, gdy wjechali na asfalt już po kilku minutach Wrangler zniknął z oczu Wojtka i Zenii.

Dziewczyna była skonfliktowana.

Z jednej strony cieszyła się na chwilę odpoczynku. Z drugiej martwiła o Czarnego, Tucholaków. O Zaarze nie myślała. Nie mogła.

Przez cały czas była rozkojarzona.
Piętnaste plemię, piekło i jeszcze Toruń, a nie tak dawno spotkanie z bratem i rewelacje o Pieśni Udręki. Wojtek nie pytał o szczegóły ale była pewna, że trawiła go ciekawość i w końcu gdy ona nie ruszy tematu, spyta.

Zatrzymała motor pod motelem, odruchowo parkując w dalszej części parkingu.

- Dobra, powiedz mi o co biega z tym burdelem? - zaczął gdy tylko dźwięk silnika zamilkł.
- Zdawałaś się ciut bardziej dojrzała. Ta blondyna też. A tam skakałyście sobie do oczu jak dwie siksy. I nie tylko tam. Zaczęło się w Poznaniu. Czerwona Zorza powinna was obie za uszy poustawiać po kątach. - kontynuował patrząc na dziewczynę. Cóż, nie miał dla niej wsparcia jakiego oczekiwała.

Żenia spojrzała na niego zaskoczona.
- Nie wiem czy zauważyłeś, ale ja jestem siksą. - dziewczyna wzruszyła ramionami - Nie wiem od kiedy się zaczęło. Idziemy? - Żeńka wskazała na wejście do motelu. Czerwona Zorza. W pierwszej chwili nie zajarzyła, że chodzi o Szramę. Hm. Brzmiało poetycko. Całkiem nie jak jednooka wadera.

- No tak. Idziemy - powiedział i ruszył w stronę wejścia.

Wynajęli pokoje. Zajęła jedynkę na krańcu motelu. Obok w dwuosobowym zakwaterował się Wojtek. Miał dzielić go z Miszą. Później dojechała reszta ekipy. Żenia padła na kanapę i szukała właśnie odpoczynku, gdy do drzwi jej pokoju ktoś zaczął się dobijać.

- Ja prdle - Żenia zmmęła w ustach przekleństwo i zebrała się niemrawo z wyra. Człapała prawie zasypiając do drzwi - Tak? - uchyliła je nieco blokując odruchowo stopą.

- Hej - powiedziała Zapalniczka z lekko spuszczoną głową - mogę wejść?

“Nieeeeee!!!” Żenia jęknęła rozdzierająco w duchu.
- Właź - odsunęła się od drzwi i wróciła do pokoju by paść na łóżko tak jak stała.
Zapalniczka rozejrzała się po pomieszczeniu. Cóż, spodziewała się chyba czegoś większego. W końcu usiadła na krzesło, które było jedynym meblem poza łóżkiem. Westchnęłą głęboko szykując się do tego, żeby coś powiedzieć. Na moment znów zamilkła. Biła się z myślami.
- Żenia… Przepraszam. Skończmy już z tym wszystkim. Ja pierdole. Trzeba ściągnąć chłopaków.

Brunetka odwróciła jedynie głowę odsuwając włosy z twarzy.
- Wiem, że trzeba - burknęła. Oczy jej się kleiły - Nie martw się. Wróci Czarny to odejdę z Poznania. Będziesz miała watahę dla siebie w całości. Bo mam dość przepraszam a za chwilę znowu jakieś schizy. Serio nie mam na to czasu. Ty chyba też nie, Aniela.

- Ja - dziewczyna wbiła wzrok gdzieś między dywanem a łóżkiem na którym leżała Żenia - ja się po prostu nie nadaję na przywódcę. A Ty? Dokąd pójdziesz, po odejściu od nas?

Brunetka wzruszyła ramionami.
- Obojętne. Cel to zjednoczyć garou. Na pewno znajdzie się wataha chętna przyjąć kogoś takiego jak ja, co nie? A jak nie to założę własną. I już. - Żenia mruczała z połową twarzy wbitą w poduszkę i otwierając powieki z rzadka. - Poza tym… cholera wie co będzie za miesiąc.

- Ze Szramą ustaliłyśmy, że przysięgniemy Fuzowi i spróbujemy pociągnąć ten temat dalej. Co o tym myślisz? - dopytała podnosząc wzrok

- Myślę, że to dobry pomysł. Ja chcę pogadać ze Słonecznym Chło… totemem carnu. Może by pomógł z Czarnym.
- Myślę, że on ci nie pomoże. Broni Caernu. Jak nasza wataha. Ale myślę, że palcem nie kiwnie, żeby pomóc nam poza Caernem. Raczej musiałabyś pogadać z Kojotem. On jest nam bardzo pomocny.
Chwilę się zastanowiła i dodała:
- Znaczy.. Nam pomaga. Możesz zapytać. Albo ja mogę zapytać. Chyba lepiej jeśli ja to zrobię. A teraz chodź, przysięgniesz Fuzowi i możesz iść spać.
Słowa Zapalniczki docierały do Zenii z opóźnieniem. Bo myślami dziewczyna była daleko w przodzie.
Słoneczny Chłoptaś nie kiwnie palcem jeśli caern nie będzie zagrożony. Ok..
A co jeśli caern będzie zagrożony bez Czarnego i chłopaków?
Na przykład przez caern w Toruniu?
Taki Czarny i reszta z pewnością się by przydali.
Zastanawiała się na ile ten argument przekonałby Słoneczny Patrol.
- Spytaj Kojota. Ja spytam naszego Davida Hasselhoffa. - najpierw z łóżka zwisła jedna noga potem druga. Brunetka się w końcu zwlokła z łóżka i ruszyła do drzwi pokoju.

***


Rozmowa z Fuzem była krótka i konkretna. Poza zakrzepłą krwią we włosach krewniak nie miał żadnych śladów po wcześniejszych obrażeniach. Mówił spokojnie i wyraźnie. A wszystkie wilkołaki przysięgły, że nie skrzywdzą jego, jego żony, ani jego dzieci. Chyba, że ktokolwiek z nich znów narazi życie jakiegokolwiek wilkołaka. Żenia ledwie rejestrowała to co się dzieje. W końcu Szrama widząc stan dziewczyny i Zapalniczki, która też dopiero dochodziła do siebie po szturmie na Caern.
- Ja z nim pogadam. Nie musicie czekać. Idźcie odpocząć. W razie czego oni mi pomogą. Fuz już wie do czego są zdolni gdy przyjdzie co do czego.
- Ja zostaję - powiedziała Aniela.

Bondar chciała przewrócić oczami ale to ją przerosło. Zapalniczka znowu chciała być lepsza. Tak jak normalnie tak i teraz było to całkowicie i słodko obojętne Żenii.

Skinęła jedynie głową omiatając Fuza prawie nieprzytomnym spojrzeniem.

Droga powrotna do pokoju została zupełnie wymazana przez mózg ukrainki. Padła jak podcięta w niebyt.

Spała praktycznie do zachodu słońca. Nikt jej nie niepokoił. Na telefonie miała jedynie informację o kilku nieodebranych połączeniach od Bartka. I SMS.

“Rodzina Fuza zniknęła. Sąsiedzi mówią, że widzieli jego żonę z wielką walizką wsiadającą do taksówki.”

Teraz to było bez znaczenia. Żenia czuła się strasznie głodna. Czuła, że mogłaby zjeść konia z kopytami.

Opłukała twarz by się orzeźwić i ruszyła na poszukiwanie jadłodajni z koniami jako przystawkami. Burczało jej głośno w brzuchu gdy zamykała pokój.

Po drodze odpisała Bartkowi

“Dzięki za info. Pewnie mieli ustalony sygnał. Ty ok?” - dorzuciła ostanie pytanie po dłuższej chwili namysłu.

Po chwili telefon zadzwonił. Bartek otrzymał wiadomość i próbował się skontaktować.

- Cześć Bartek - Żenia powitała go radośnie. - Kopę lat, co nie?
- Część. U mnie wszystko ok. Teraz opowiedz cóż tam się stało.
- Ehh… zero romantyzmu. Od razu to interesów - zamarudziła Bondar rozglądając się za czymś co można by uznać za źródło żarcia. Z pokoju obok czuła zapach pizzy. - Przyjechaliśmy, Misza podprowadził nas pod miejscówkę. Miejscówka wybuchła, Fuz się trochę stawiał, ale ogarnięte. Jestem strasznie głodna, muszę coś zjeść. Rozmawiał ze Szramą i Anielą. Jest z lekka przekichane ale nie tragedia jeszcze. Jak ustalimy co dalej dam znać tobie i Markowi.
Uwaga o romantyzmie zdała się zaskoczyć Bartka. Żenia była niemal pewna, że zaróżowił się po drugiej stronie.
- To… tego… ten… kiedy wracasz do Poznania? Bo po mnie w Warszawce chyba już nic.
Ewidentnie był zmieszany.

- Wracaj do Poznania i odpocznij w końcu. Dość cię przegoniłam Polsce. Nie wiem kiedy. A co? Chcesz mnie zaprosić na kawę? - Żenia Jak na autopilocie weszła do pokoju chłopaków. Sięgnęła do kartonu i wzięła ostatni kawałek zimnej pizzy. Misza i Ronin mierzyli ją wzrokiem. W końcu Ronin wyciągnął rękę a Misza rzucił mu kluczyki.
- Czemu nie. Chętnie wyskoczę gdzieś na kawę. Zadzwoń gdy wrócicie do Poznania. -
Powiedział Bartek i już miał się rozłączyć. Jednak zwlekał. W końcu powiedział:
- Cieszę się, że nic ci nie jest. Uważaj na siebie. - Zakończył a z drugiej strony zaczął Wojtek:
- Chodź. Wiem gdzie jest ta pizzeria. Zjesz coś ciepłego. - powiedział i dzierżąc kluczyki od terenówki i łapiąc brunetkę za ramię.

Gest przypomniał Wronie Czarnego tak bardzo, że w ogóle nie zaprostestowała. Dała się wyprowadzić jak mała dziewczynka, posłusznie idąca za wielkim, złym wilkiem.


***


Pizzeria wyposażona w trzy stoliki i otyłą panią przyjmującą zamówienia była jakieś sześć minut drogi od hotelu. Wojtek sobie zamówił jedynie napój gazowany. Żenia zaś zatrzymała się przy pozycji :”Tylko u nas MEGA PIZZA 60cm”. Zastanawiała się, czy wziąć dwie takie, czy jedną i zaszaleć z przystawkami. W zasadzie nie rejestrowała słów Wojtka.

Ostatecznie zdecydowała się na jedną pizzę, kulki serowe, skrzydełka chilli, chleb czosnkowy, wodę i colę do picia. Ze trzy razy przypomniała pani, że może podawać jak tylko potrawy będą gotowe, bo jest strasznie głodna. Ślinka płynęła niemal ciągle a burczenie w żołądku nie ustało poćwieritrowym łyku wody.

- Co? - mruknęła próbując przebić się przez mgiełkę głodowego ogłupienia. Zmrużyła oczy bębniąc palcami o stolik.

- A w sprawie Czarnego przejadę się do Michaiła. Kiedyś mieli bardzo dobre układy, a Michaił jest świetnym szamanem. On nam pomoże. Jestem to winny Antkowi. Ale nie wiem czy będę chciał wrócić do Kojota i jego ludzi. Nie wygląda to zachęcająco - powiedział. A Żenia składała fakty. Zdaje się, że nie odnotowała nic z tego co wyciągnęli z Fuza.
Pierwsze na stół wjechało pieczywo czosnkowe. Żałosne cztery kawałki wydały się żartem.

- Powiedz jeszcze raz od początku - Żeńka sama nie zauważyła gdy pochłonęła trzeci ze śmiesznych chrupków - Wojtek. Co znowu z Kojotem?

- Jak co z Kojotem? Nic. Zobaczymy po powrocie Czarnego. Teraz nie widzę podłoża do porozumienia. A co mam powtarzać? Z Fuzem? Jak podejrzewałem to płotka. Nie widział nawet tego Dobrowolskiego. Urządzamy zasadzkę i załatwiamy Tancerzy. I tyle. - Słuchała go mając wrażenie, że umyka jej coś ważnego. Coś… co na moment odsunęło jej myśli od kulek serowych i panierowanych skrzydełek. W połowie pochłaniania skrzydełek zdała sobie sprawę, że kury będące ich dawcami swoje przeżyły, a i po śmierci też swoje odleżaly… z drugiej strony ta panierka.
Kelnerka przyniosła pizzę, co Wojtek skwitował jedynie kolejnym łykiem wody gazowanej.

- Wojtusz, szkarbie mój fuczasty - Żenia parzyła sobie usta topiącym się serem definitywnie odstawiając nieświeże skrzydełka - Załóż, że jestem ciemna - kolejne słowa były wyraźniejsze gdy dziewczyna przełknęła ładunek - masa i opowiedz wszystko. Co Zapalniczka ci napieprzyła, co powiedział Fuz i jaki Michaił?

Wojtek przewrócił oczami i powoli zaczął.
- Fuz dostał cynk od znajomego ze Szwecji, że Samson próbuje rekrutować Tancerzy Skór. Chce z nich uczynić pełnoprawne plemię. W ogóle po śmierci Haighta Samson zaszył się gdzieś w Europie. Zresztą sytuacja na Ukrainie dość pozytywnie wpłynęła na ich rozrośnięcie się. Wiesz, tu martwy wilkołak, tam martwy wilkołak. Pewnie stąd nazwa ich watahy. Kroczące Sępy. Większość skór jakie zebrali to skóry martwych Tancerzy Czarnej Spirali. Zwinęli też zwłoki po jakiejś bitwie z Haradem. Nie wiem o co chodzi, ale Zapalniczka mówiła, że to świeża sprawa. W każdym razie Fuz nikogo z nich nigdy nie spotkał. Z nim skontaktował się jakiś Dobrowolski. To może być nazwisko, a może być też ściema. Cóż, takie pokazanie, że mają „dobrą wolę”. Dobrowolski ustalił miejsce kontaktu. Opuszczona stacja benzynowa przy drodze na Warszawę. Tam mają skrzynkę kontaktową. Dla Fuza zebrali już trzy skóry. Aż tu pojawiliśmy się my. Radzą co zrobić.

Jeden krótki monolog, a spora część pizzy zdążyła zniknąć.

- Mhm - kolejny kawał znalazł swój koniec w ustach Żeńki. Żuła go krótko i szybko, jakby bała się, że pizza dostanie nibynóżek i zwieje jej z talerza. Wciąż była głodna - To że płotka to wiadomo. Trzeba przycisnąć Szwedów. Trzeba wyłapacz - mózg dziewczyny pracował równie szybko co żuchwa - Szempy. - Na samą myśl, że tacy debile mogliby się dostać w łapy Czarnych Spiral albo Pentexu poczuła rosnący wkurw i wstające drobne włoski na ciele. Pociemniałymi oczami spojrzała na Kła. A może już się dostali? - Mhm. Koniecznie. Nie mogą dostać się w łapy Spiral. Ani Pentexu. To dałoby obu stronom niesamowitą przewagę.

Ile może jeść? Gdzie jej się to mieści???

Wrona sięgnęła po kolejny kawałek i szklankę z colą jednocześnie.

- O tej walce z Haradem muszę ci coś powiedzieć. To ma związek z Twoim bratem. Ale najpierw opowiedz dalej. Co z Zapalniczką? I co z Michaiłem? Jadę do niego z tobą. - skwitowała analizując swój stan najedzenia. Nie czuła już głodu. Ale te cztery ostatnie kawałki wyglądały tak apetycznie. Najwyżej zostawi końcówki…

- Aniela uważa, że powinniśmy ręką Fuza zostawić wiadomość i zaczaić się na Dobrowolskiego, który ją odbierze. Ja myślę, że lepiej ręką Fuza napisać wiadomość z kolejnym celem. Na tyle słabym, żeby ich skusił. Na tyle silnym, żeby przybyli watahą. Cóż, Szrama myśli, że pomysł Zapalniczki jest głupi, bo złapiemy jednego Tancerza i reszta się wywinie. Misza obstaje twardo przy tym, że Harad poprosił ciebie o pomoc, a nie watahę poznańską, więc jurysdykcja tego szalonego filodoksa tu nie sięga. Chyba to jak dałaś jej w mordę przy wszystkich podkopało jej autorytet. No i znacząco osłabiło pozycję watahy w oczach wilkołaków z zewnątrz. Chętnie przyjmę towarzystwo w podróży do Michaiła, choć twój zapach nam nie pomoże. A teraz powiedz więcej o moim bracie. Proszę. - Wojtek pochylił się w jej stronę.

- Osłabiło? Jedna kłótnia i jedno mordobicie między dwoma laskami osłabiło pozycję watahy? Tej samej, która wywaliła dwa dni temu Pentex ze swojego terytorium? - Żenia w końcu oparła się o krzesło i rozważała ostatni kawałek. - Mhm. - podsumowała z przekąsem. - A te wilkołaki z zewnątrz to Szrama i Misza i Ty. W sumie… - Żenia uśmiechnęła się złowieszczo - … to dobrze się to wpisuje w plan zwrócenia uwagi Tancerzy. Prawda? - uśmiech jej złagodniał gdy spojrzała na Ronina.
Nie wiedziała, że umie uśmiechać się jak rekin…

- Dobra załatawimy kwestię pułapki a potem Michaił tak? Możesz ustawić z nim spotkanie? Jak Michaił szaman to chyba wiadomość od duchów Pazura powinna już dojść, co?
- Michaił nie jest wilkołakiem. I ma gdzieś nasze wilkołacze przepychanki. Dlatego nie interesuje go fakt, że jestem roninem. Ale jest dość przeczulony na smród Żmija - powiedział oceniając puste talerze.

Żeńka westchnęła z ukontentowaniem oblizując palce po ostatnim kawałku. Dopiła colę nim podjęła temat:

- Pieśń robił notoryczne podjazdy na terenie Harada. W zamian za pomoc z postawieniem caernu, Harad zażądał pomocy w zwalczeniu watahy Pieśni. Ja miałam służyć za przynętę… no bo śmierdzę. - Żenia skupiła uwagę na reakcji Wojtka. Wolała, żeby dowiedział się od niej niż od kogoś innego.
Wojtek kiwał głową w zadumie. Sam w końcu podniósł ten argument w dyskusji.
- Pomogłam. Tak poznałam Twojego brata. W efekcie dwójka z watahy Pieśni zginęła. Po stronie Harada zginęło siedmioro garou w tym kilkoro z ekipy Szramy. W tej chwili z jego watahy został on i szaman. Była jeszcze laska, ale ona została złapana gdy Pieśń nawiedził łódzki oddział Pentexu. Zginęła podczas ucieczki. A Twój brat ma na ogonie mojego brata. Wszystko pogmatwane. Stawiam, że pojawia się jedno istotne pytanie w tej układance.

Żenia przysunęła swoją twarz do twarzy starszego wilkołaka, przyglądając się mu uważnie.
- Chyba należy założyć, że relacje między Spiralami są równie zagmatwane jak między innymi watahami.
Wojtek zdawał się być spokojny, choć coś działo się pod tą maską. Wiadomość o bracie? Wiadomość o udziale Żenii w bezpośredniej walce z nim. A może fakt, że jej brat, ten który ich przechwycił kilka dni temu polował na Pieśń Udręki?
- Powiedz mi, czy ten nadnaturalny głód ma związek z powaleniem Zapalniczki pięścią? Widziałem takie rzeczy u Pomiotów Fenira. Niesamowita siła, a potem nic tylko by spali i jedli.

- Hmm - pytanie wprawiło Żenię w chwilowe zasępienie. Brzdęknęło coś o karmieniu pasożyta. Dziewczyna chwilę analizowała siebie i Nahajkę. - możliwe. Choć nie wiem czy zmory lubią pizzę. Nieświeżych skrzydełek nie lubią.

Wrona skoncentrowała się znów na Wojtkowym węźle gordyjskim.
- To co ci powiem, musi zostać między nami. - zaczęła - to, że mój brat siedzi na ogonie Pieśni to nie kwestia relacji. Pieśń wykradł z Pentexu dwójkę eksperymentów naukowych. A… - Żenia się zacięła. Głupio przyznać „w tym mojego kochanka którego nie pamiętam”. Poza tym dopiero teraz dotarło do niej, że Marek ma zapewne za zadanie odbić tę „smoczą” dwójkę. Nie tylko zemścić się na Pieśni. Ściągnęła brwi. Kolejna myśl o przejęciu Słowacji przez Pentex nie pasowała do układanki.

- A… ? - Wojtek uniósł lewą brew patrząc z uwagą. - Bo wiesz, mój brat nie wydawał się nigdy zainteresowany nauką.

Żeńka westchnęła.
- Zaczyna mnie to przerastać, Wojtek. - mruknęła łypiąc niechętnie wokoło jakby przyznawała się do największego błędu i słabości. - Musimy znaleźć Twojego brata. Muszę znaleźć rozwiązanie tancerzy. Muszę ogarnąć Toruń. Muszę wydostać Czarnego. Muszę zjednoczyć plemiona. Muszę ubić Pentex. - tłumaczyła cicho samej próbując ogarnąć zakres wszystkiego.
- Taaa…. Strasznie dużo rzeczy “musisz”. Jak wpieprzyłaś się w dźwiganie świata na swoich barkach? - zapytał Wojtek przechylając łeb. Coś się w nim wyraźnie zmieniło. Czyżby stał się nieufny przez to, że zjadła wielką pizzę na jego oczach?

Żenia spojrzała na Ronina z jakimś niemiłym zawodem.
- O coś ci konkretnie chodzi? Jak tak to powiedz a nie skradaj się opłotkami. - nabrała przekonania, że to jest cena za bycie szczerą i nabrała wody w usta.

- Żenia co musisz? Kto ci każe? Jesteś Kami? Gaia każe zjednoczyć ci plemiona? Dlaczego bierzesz wszystko na raz? Ogarnij się - Wojtek uderzył otwartą dłonią w stół.
- Mamy najlepszą pozycję od lat. Pentex jest w powijakach. Przynajmniej w Polsce. Jest szansa ich przyblokować na lata. Pomogę ci z tym. Musisz wydostać Czarnego? On jest szamanem. Ty nie. Prawda? Pojadę spotkać się z Michaiłem. Możesz jechać ze mną. Choć więcej zdziałam sam. Co z Toruniem? Dlaczego chcesz się tym zająć? Dlaczego “musisz”? - patrzył na dziewczynę przeszywająco.

Wrona wzruszyła ramionami:
- Bo to się wszystko zazębia ze sobą. Bo … się martwię o Ciebie samego. Bo nie jestem żadnym Kami ale zjednoczenie plemion i zmiennokształtnych to jedyny sposób po tej stronie na pokonanie Pentexu. I nie - dziewczyna pochyliła się bliżej szepcząc z mocą i uderzając palcem wskazującym w stół - Nie tylko na swoim poletku. Na świecie. Szaman sraman. Każdy potrzebuje pomocy. I Ty - wskazała na Ronina - sam o tym wiesz najlepiej ze wszystkich spotkanych przeze mnie dotąd osób. A Toruń to dług. I nie. Nie musisz ze mną go spłacać. Z bratem muszę pomóc bo prosi mnie o to ktoś kogo uważam za przyjaciela. Nie wiem… - dziewczyna rozłożyła ręce w cynicznym geście przeprosin - ale jak mnie przyjaciel o coś prosi to staram się pomóc. Bo wiem, że to ważne. Już? Zdałam test? Czy będziesz się dalej fochał?
- Nie jestem jakimś pieprzonym fanatykiem, który w czasie burzy będzie cię testował.
Wojtek wstał od stołu.
- Skoro Toruń jest taki ważny, zajmijmy się nim od razu. Szrama i ludzie Harada wyłapią tych Tancerzy Skór i wybiją. Czarny sam się wydostanie. W końcu. A jeśli nie zrobi tego przed naszym powrotem, to wtedy skoczymy do Michaiła. Pasuje? - ostatnie słowo nie miało już twardego tonu. Wręcz przeciwnie. Wojtek zakończył wypowiedź delikatnym uśmiechem.

- Pasuje ale widzisz, do Torunia potrzebny nam.... szaman. - Żenia też się podniosła. - Jest taki tylko sobie zrobił wakacje w ciepłych krajach. Tancerzy powinni wyłapać Szwedzi, nie? Skoro u siebie pod nosem wyhodowali ich sobie. Trzeba pogadać z Markiem i w zamian za pomoc im udzieloną poprosić o dołączenie do zjednoczenia. Widzisz jak się to wszystko zazębia? - Żeńka spojrzała do góry w twarz Burego Kła. - A jak ludzie Harada będą hasać za tancerzami to kto ochroni caern? - Dorzuciła cegiełkę wciskając się bezczelnie Roninowi w bok w naśladowaniu wilczego otarcia czy łaszenia.

- Jacy Szwedzi, Żenia? Koleś ze Szwecji skontaktował Fuza z Dobrowolskim. Może. Ale gadali tylko przez neta. Więc wiesz… ta Szwecja mogła być w kujawsko-pomorskim. Dopiero co ćwierć Europy najechało Warszawę i zepchnęło Pentex do podziemi. Tak chcesz ich jednoczyć? Wzywać pomocy to stąd, to stamtąd? A o to zjednoczenie to nie powinna występować czasem Zapalniczka? Pełni ważniejszą funkcję w wataże niż ty.

Wojtek pociagnął ją w stronę kasy.
- Ale nie licz na to, że zapłacę za ucztę dla batalionu wojska.

- Nie chce ich tak jednoczyć. - Żenia podała gotówkę miłej karmicielce - Chcę zwołać spotkanie. - uśmiechnęła się radośnie. - Wiesz, wykopane w kosmos spotkanie. Dla każdego. Nie tylko szefów. Żeby każdy mógł się wypowiedzieć. Pogadać. Poznać. Posłuchać. O zjednoczenie występować powinien Czarny. No ale teraz baluje na Bahamach, nie? Zapalniczka… może i powinna. Ktoś jej broni? I od kiedy stałeś się taki unormowany i ujęty w dyscyplinę? No czego Ty ode mnie chcesz albo oczekujesz, Wojtek, co? No powiedz mi. - Żenia popatrzyła znowu w twarz Ronina. - Nie mam odpowiedzi na wszystkie pytania. A Ty?

- Oczekuję, że się nie zajedziesz robiąc niepotrzebne rzeczy. No i fajnie, że układasz plany Czarnemu pod jego nieobecność. Nie wiem na ile się zmienił odkąd nie ma mnie w wataże, ale nie każdy przyklaskuje na pomysł, że nastolatka układa mu życie. Patrząc na to wszystko z boku wydaje mi się, że chcesz więcej niż możesz, ale żeby to uzasadnić mówisz, że musisz. Owszem. Dobrze byłoby gdyby Czarny wrócił z Piekła jako bohater. To mogłoby zjednoczyć innych. Ale jakie mamy szanse to zrealizować? Nie wiem. Cały czas mam wrażenie, że coś przede mną ukrywasz. Ale wystarczy. Nie muszę z ciebie wyciągać tajemnic. Będziesz chciała, to sama powiesz. Pomogę w czym mogę, bo cię polubiłem. Ale jak mi jeszcze raz będziesz wkręcać, że coś musisz - otworzył drzwi od Jeepa i poszedł na miejsce kierowcy. Przekręcił kluczyk odpalając silnik i dokończył:
- to dostaniesz w czambo.

Żenia przez kilka chwil rozważała czy warto coś odpowiadać czy lepiej przemilczeć.
Układanie życia wydawało jej dość… karmiczną ironią losu. Jak wytłumaczyć Kłu tę pulsującą potrzebę i poczucie presji czasu? Najchętniej pstryknęłaby palcami i rzeczy by się działy. Ale tak nie jest.
Jest uczennicą Czarnego.
Nie Zapalniczką. Nie nastolatką zalegającą na kanapie.
Jej totemem jest Szmaragdowy Smok.
A matką Ognista Wrona.
Jest zabójczynią własnego ojca.
Sekrety to jej drugie imię.
Już wiedziała, że podobnie jak z Zaarem, tak i z Wojtkiem nigdy nie przeskoczy pewnej bariery.
Mimo chęci i niczego nie muszenia.
Gdyby nie chęć czegoś więcej do dzisiaj nie byłoby caernu.
A Pentex wysyłał kolejną falę Pierwszej.

- Ten Michaił nie otworzy Księżycowego Mostu? - spytała po chwili ciszy. Wybrała to rozwiązanie by starszy wilkołak nabrał przekonania, że go posłucha.
- Na ukrainie nie ma już Caernów. Nie ma dokąd otworzyć Księżycowych Mostów. - Tym razem Wojtek zamyślił się nad tą kwestią. Aż w końcu powiedział:
- Choć może nasza szamanka przeprowadziłaby nas księżycowymi ścieżkami gdzieś bliżej niego.
- Szrama? - Żenia była nieco zdziwiona. Szrama nie wydawała się jej nigdy typem szamańskim. Raczej typem ahrouna. - No to jak Szrama, to może idźcie we dwójkę. Ja pomogę Markowi z Tancerzami. Wrócicie i skoczymy Toruń?
- To chyba dobry pomysł. Choć nie wiem czy Szrama będzie tolerować moją obecność. Powiedz mi, co u nich zaszło? W sensie Czerwona Zorza była szamanem. A teraz zdaje się nie jest. Wiem, że można zmienić patronat rytuałem, ale to tak jakby zaczynać życie od początku.
Z Wojtka wychodziła jego natura ciekawskiej pierdoły i plotkary
- Co ją do tego skłoniło?
- Nie wiem. - chociaż coś pikało, że może mieć to związek z bratem - Wiesz, jestem półtora miesięcznym garou z amnezją. - przypomniała staremu pleciugowi.
Pokiwał głową ze zrozumieniem. Po chwili dojechali do motelu. Nadszedł czas ustalić co dalej.
 
corax jest offline  
Stary 07-12-2018, 05:02   #103
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Weszli do pokoju dziewczyn, gdzie już czekał Misza.

Zapalniczka wstała i podeszła do Żenii. Jeszcze w drzwiach rzuciła spojrzenie Wojtkowi, a ten powiedział:
- Przekazałem jej co wiemy od Fuza.
Blondynka skinęła z akceptacją.
- To co robimy? Znaczy, myślę, że szykujemy zasadzkę, ale ciekawa jestem twojej opinii - powiedziała jakby snem był cios łamiący żuchwę sprzed kilku godzin.

Brunetka spojrzała na dziewczynę uważnie oceniając ją w sobie tylko znany sposób.
- Misza, ty i ja powinniśmy pogadać z Markiem. On jest najbardziej doświadczonym wojownikiem. Doświadczonym strategiem. Starszy rankiem od nas. Powinien przejąć dowodzenie nad tą akcją. - słowa zaskoczyły nawet samą Żenię - Sprawa jest za poważna na naszą trójkę. Tancerzy należy wyłapać szybko. Polska jest teraz pod lupą. To samo ze Słowacją. Jeśli Czarne Spirale albo Pentex zorientują się w ich obecności, garou będą mieć przesrane na całej linii. Co myślisz?
Blondynka skinęła głową, ale przerwała jej Szrama.
- Jest nas piątka. Nie trójka. Wiadomość ma być dostarczona i odebrana za dwa dni. Mamy sporo czasu, żeby się przygotować. Możemy ściągnąć część ludzi Marka.
- Tak, ale to ich akcja. To oni stracili… - zaczęła Zapalniczka, ale Szrama stanęła obok niej mierząc ją dokładnie wzrokiem.
- Chciałaś coś powiedzieć o Nadziei? - Powiedziała wyzywająco - przygotujmy zasadzkę. Ilu ich może być? Pięcioro? Siedmioro? Nie będą się spodziewać.
- Szrama - Żeńka zwróciła się do jednookiej. Wiedziała, że będzie to ciężka prośba dla wojowniczki - Mówię o trójce, bo potrzebujemy Twojej pomocy gdzie indziej.
Zajrzała starszej kobiecie w twarz:
- Gdy my będziemy się uganiać za tancerzami, prosiłabym byś razem z Wojtkiem poszła po pomoc dla Czarnego. - nim Szrama zdążyła odpowiedzieć - Wiem, Szrama o co proszę. I obiecuję Ci, że Nadzieja zostanie pomszczona. Tak jak Grześ. - dodała ciszej.
Szrama wzięła powolny wdech. I kolejny. Jej nozdrza zdawały się drżeć.
- Co to za pomoc? - rzuciła w stronę Wojtka niemal z warknięciem.
- Przyjaciel. Szaman. - Ronin przez moment patrzył w jej oczy, ale po chwili uciekł i dodał
- Ghural.
- Ghural - powtórzyła unosząc brwi. - I on niby nam pomoże?
- Pomoże. Ma dług u Czarnego.
Szrama spojrzała ponownie na Żenię.
- Wrócę z Ghuralem tak szybko jak się da. Wy dogadajcie się z ludźmi Harada.
- Uważajcie na siebie oboje. - Wrona spojrzała na Wojtka i Szramę chociaż nie miała pojęcia czemu góral miałoby być jakąś istotną wiadomością. Harad też był góralem i co z tego przyszło?
- My ogarniemy tutaj.

Szrama ruszyła do drzwi. Stanęła obok Wojtka. Ukłoniła się wszystkim. Ronin zaś powiedział szybko:
- Będziemy ostrożni, spokojnie.
Po chwili oboje wyszli.

- Aniela zadzwoń do Marka co? - Żenia wyraźnie ustępowała dziewczynie pola.
Zapalniczka bez wahania wyjęła telefon.
- Myślę, że zasadzkę można w okolicy Poznania wcisnąć. Mielibyśmy blisko do Caernu. Co sądzisz? - Czekała z otwartym w telefonie kontaktem do człowieka Harada.
- Można. Fuz niech wykorzysta to co widział. Ten nasz konflikt. Mogę robić za przynętę. Zasugeruj Wałachowi. - Żeńka zmierzyła Miszę spojrzeniem i mrugnęła do niego jakby porozumiewawczo.
Rogaty metys zdawał się pozbawiony poczucia humoru. Nie zareagował w żaden sposób. Zapalniczce zaś wyraźnie ulżyło. Jakby też chciała użyć Żenii jako przynęty, ale nie wiedziała jak ją poprosić. Zadzwoniła do Marka, ale wyszła z pokoju. Przez chwilę zostali sami z metysem.
- Misza dobrze znasz Bartka? - palnęła subtelna Żenia.
- Raczej nie za dobrze. A czemu? - odpowiedział rogacz.
- A nic…- żenia miała nieco rozczarowaną minę.
Metys nie podjął rozmowy. Wpatrywał się w okno.
W końcu po niespełna dwóch minutach Zapalniczka wróciła.
- Marek nam pomoże. Jeżeli zrobimy to w okolicy Poznania, to możemy poderwać wszystkich strażników Caernu. Żeńka, ty wybierz miejsce. I jakąś dobrą historię na temat tego gdzie łazisz sama i po co. I kiedy, żebyśmy nie musieli za długo czekać na ich ruch.

- Za cztery dni. Park ten co polowanie. Jezioro tam było, nie? I jakaś stare magazyny. Zasadzkę można tam.
- No dobra. A po co tam łazisz sama, regularnie? - dopytywała Zapalniczka.
- Poluje. Moja ulubiona miejscówka na ćwiczenie. Jestem garou świeżo co, nie?
- W mieście? Przy gorzelni? - brwi Zapalniczki wędrowały do góry.
- To chyba nie przejdzie.
- Hmmm. Z tego co pamiętam to były niedaleko centrum jakiegoś handlowego. Jak uważasz, że nie przejdzie to podaj jakieś inne lokacje. Pamiętasz Poznań lepiej niż ja.
- No właśnie. Blisko centrum handlowego. Zobacz gdzie atakowali do tej pory. W lesie. Na uboczu. Bez zbędnych świadków. Miasto może ich odstraszyć. Drugiej szansy nie będziemy mieć. A te twoje Kamionki? To wiocha jest. Las dookoła. Oficjalnie masz tam dom. Może machniemy bajeczkę o tym, że zmieniasz się w wilka i nostalgicznie kręcisz się po okolicy. No bo chata pod kontrolą bezpieki. Mało świadków. Ty jako terrorystka raczej nie uciekniesz w stronę zabudowań.

- Jeżeli Penteź ciągle ma tam oczy to będzie podwójne ryzyko. Warto by było sprawdzić zanim podłożymy wiadomość przez Fuza. Ktoś z ludzi Marka może podjechać i sprawdzić? Poza tym brzmi ok.

- To da się załatwić. Czekaj chwilę - wzięła telefon i zadzwoniła do Marka. Przekazała mu prośbę o sprawdzenie okolicy. Najwięcej zajęło tłumaczenie gdzie w zasadzie są Kamionki i jaki obszar ma zostać sprawdzony. Poza tym nie było problemów. Marek wysłał swoich ludzi praktycznie natychmiast.

- Ok. No to teraz trzeba przeszkolić Fuza. Dacie rady? Ja muszę pomedytować. - Żenia skoncentrowała się na odzyskaniu sił. W końcu kiedyś trzeba przestać biegać na oparach.

- Tak - odpowiedział Misza - jest bardzo chętny do kooperacji.

***


Żenia zamknęła się w pokoju. Zasłoniła okna. Wyłączyła całą elektronikę. Wyrównała oddech i przystapiła do medytacji. Prosiła duchy o pomoc. Chciała, żeby przybyły do niej i podzieliły się mocą. Tymczasem coś powtarzało niskim głosem w jej głowie: “Jeść”.

Samej Żenii było daleko od poczucia głodu. Wręcz przeciwnie, jej żołądek nie do końca radził sobie z tym co zjadła.

“Zapolujmy”

Umysł pozostawał sprawny, choć ciało nie reagowało. Nie ruszała się. Czuła, że nie mogła się ruszyć. Ale też nie chciała się ruszać. Miała się łączyć z duchami… choć wyraźnie jej to nie szło.
“Jeść….”

Gdy Brunetka się otrząsnęła zorientowała się, że minęła noc.

- Co do… - Wrona spróbowała się podnieść ze zwiniętej pozycji. Nadal była w pokoju, nadal pełna po pizzy. Była jednak skołowana wydarzeniami nocy.

Uczucie braku kontroli nad własnym ciałem rozpłynęło się razem z mrokiem nocy. Jedyne co pozostawało to potężne ciążenie w jelitach. Przestała też słyszeć głos. Do czasu…


***


Gdy tylko dziewczyna wyszła spod motelowego prysznica i stanęła przed lustrem owinięta ręcznikiem znów usłyszała głos.
“Jeść…”
Brunetka stała i wpatrywała się w tatuaż wokół przedramienia. W odbiciu poruszał się. Wił się niczym wąż. Wpełzał pod skórę dziewczyny w jednym miejscu, by po chwili wypełzać w innym. Było to przerażające. Jednak po tej stronie lustra tribal ani drgnął.
“Chodź… chodź do mnie… zapolujemy”

Btk'uthoklnto wzywała na drugą stronę lustra.

Żenia zakręciła nosem.
- Słuchaj. Co Ty jadasz? Pizza nie starczy? - przyglądała się pełgającemu pod skórą pijawkopodobnemu stworowi. Czy to wpuszczano eksperymentom Pentexu? Zatelepotało nią. - Do polowania na tancerzy nie wytrzymasz?

“Chodź”

Coś zapulsowało. Żenia patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Fugi między płytkami za jej plecami stały się czarne niczym smoła. Cień wylewał się na płytki.

“Zapolujemy”

Dziewczyną zatelepotało ponownie i aż cofnęła się plecami w stronę lustra, stając na palcach by uniknąć kontaktu z czernią. Wtedy zdała sobie sprawę, że czerń fug i pełzające cienie były tylko w odbiciu i próżno było szukać ich na ścianie. Z rozmachem trzasnęła pięścią w lustro by zabrać kawałek lśniącej powierzchni. Puls przyspieszył, obrzydzenie i strach popchnęły ją by spojrzeć w swoje odbicie i wskoczyć do Umbry.

Łazienka rozpłynęła się. Nie było nigdzie jej ścian. Nie było motelu. Kilkadziesiąt metrów od nich był las. Żenia zobaczyła, że coś uciekło w jego głąb. Ręka jej ciążyła. Wielka macka, wyglądała inaczej niż ostatnio. Tam, gdzie ośmiornica miałaby przyssawki ona miała ostrza wielkości żyletek. Przywarła ściśle do ciała dziewczyny. Choć ostrza nie powodowały żadnego bólu.

Wokół był parking. Była też droga. I otaczający wszystko las. Tak mogło to miejsce wyglądać, zanim postawiono tu motel i obskurną stację benzynową nieco dalej.

- No i co dalej? - szepnęła Żenia rozglądając się i odsuwając rękę od siebie. Przez myśl przeleciało, że może odgryzienie nie byłoby głupim pomysłem. W drugiej ręce ściskała kawałek szkła jak tonący brzytwę.

Żenia wbrew sobie zaczęła wciągać powietrze nosem. Szybko. Płytko. Węszyła.
“Tam! Gonimy!”
Ze słowami przyszło nagłe szarpnięcie masy na ręce. W stronę lasu. Za uciekającym zwierzęciem.

Żenia ruszyła we wskazanym kierunku. Choć czuła się jak goryl z przeważającym ciężarem na jednym ramieniu. Przypominało to polowanie na ducha z Czarnym. W jakiejś chorej i horrorowatej wersji rzecz jasna.

“Szybciej!”
Ciężar ciągnął ją. W stronę lasu.

“Ucieka. Szybciej”
Macka smagnęła Żenię w plecy wywołując falę ogarniającego dziewczynę gniewu.

- Przestaniesz? - warknęła sycząco brunetka - Zwieje jak się nie uspokoisz!
Skulona zmieniła formę w wilka:
- Jakbyś nie była takim słoniem to by było szybciej. - pomyślała wlokąc ciążącą łapą.

Macka wbiła się pod sierść Żenii i rozciągnęła się od ramienia po kręgosłupie. Wilczyca odnotowała, że skóra na jej plecach pęka i wysuwają się z niego sterczące kolce. Btk'uthoklnto zmieniła kształt i masę. Nie ciążyła już. Wręcz przeciwnie. Jej ciemna masa rozlała się na kończyny wilczycy dając im większą siłę i szybkość. Czuła zapach ducha. Czuła, że się zbliżała.

“Jeść!”

Żenia pomyślała, że ten układ przypomina posiadanie dziecka. Otrząsnęła się i jeszcze bardziej przyspieszyła w pogoni. Kluczyła by ostatecznie spiąć mięśnie i skoczyć na uciekające zwierzę.

Wbiła się w ciało ducha zatapiając swoje kły. Czuła jak jego moc przepływa przez nią. Czuła jak rośnie w siłę. Odpłynęła w jakiejś dziwnej formie ekstazy. Zamknęła oczy. W głowie jej się kręciło. Las rozpadł się w drobny mak. Ciało ducha znikało, a Btk'uthoklnto w formie wielkiego cienia rozrastało się obok wilczycy. Kolce zmieniały się w ostrza. Stworzenie pod skórą Żenii rosło przyjmując kształt mięśni. Jej czarna wilcza forma rosła. Żenia na moment miała problem z zaciśnięciem szczęki. Jej kły zaczęły rosnąć. Przepełniała ją siła.

“Tak…”

Miała problem z rozpoznaniem czy głos w jej głowie należał do zmory, czy może do niej samej.

W końcu z ekstazy wyrwał ją jęk. Wyglądała normalnie. Las wyglądał normalnie. Motelu nadal nie było w okolicy. Kolce z pleców zniknęły. Cienie się rozwiały. Jakby wcześniej oglądała świat przez wredne ciemne okulary, a teraz nagle je zdjęła. Wszystko stało się jakieś takie normalne. Poza więzią z duchami. Żenia znów czułą siłę. Dużo większą niż po całonocnej medytacji.

- Gdzie ja do kuwy nędzy jestem? - Żeńka wciąż drżąca zbierała się leniwie i powoli. Potrząsnęła głową. Wciągnęła powietrze. Oblizała nos i ponowiła próbę. Wracała do siebie powoli.

Okolica pachniała znajomo. A jednak nie czuła duchów. Spłoszyły się? Po chwili znalazła sterczący z ziemi kawałek odłupanego lusterka. Na jego krawędzi była jej krew. Musiała ścisnąć je mocno zaganiana przez Zmorę do polowania.

Spojrzała w błyszczącą połać zmęczona a jednocześnie zregenerowana po raz pierwszy od dawna. To znaczy od wyjścia z Pentexu.
Kiedy to było?
Żenia skupiła się ponownie na odbiciu kawałka swojej twarzy.
- Następnym razem uprzedzaj. - syknęła do siebie i Nahajki.
Nikt jej nie odpowiedział. Po chwili zostawiłą za sobą świat duchów. Miała za to przed sobą motel. Ciekawe było to, że wyglądał na dość stary.. A jednak nie miał odbicia w umbrze. Cóż, musiał być bardzo zaniedbany.




***


Fuz opisał szczegółowo gdzie można znaleźć Żenię. Wilkołaka, który od czasu zniknięcia Czarnego nie dogaduje się z pełniącą rolę Alfy zapalniczką. Podobno Żenia każdą wolna chwilę spędzała w okolicy swojego starego domu w Kamionkach.

Na miejscu teren został sprawdzony przez ludzi Harada. W okolicy kręciły się patrole policji. Więcej niż w tego typu wiosce. Ale fakt użycia policji świadczył o tym, że ABW już nie zajmuje się jej sprawą aż tak bardzo. Albo założyło, że powrót do domu jest wyjątkowo mało prawdopodobny.

Okolicę otaczał las i kilka zabudowań. Świetne miejsce na zasadzkę. Fuz nie wspominał o zapachu. Zapalniczka uznała, że Wilkołaki nie dzielą się taką informacją z krewniakami, więc sam pewnie nie uzyskałby takiej informacji. Jednak zapach Żenii nie zamaskuje zapachu pozostałych. Samo miejsce akcji było jakieś trzy godziny wilczym biegiem od ich Caernu. Dlatego w zasadzce mieli wziąć udział wszyscy dostępni ludzie. Marek Wałach. Ahroun. Zastępstwo Harada. Misza, Metys o rogowatej skórze. Zapalniczka, kolejna pełniąca funkcję alfy. Karol Tiso, Galiard srebrnych kłów, z którym Żenia nigdy nie zamieniła słowa. Podobnie jak z Vavro Husakiem. Kolejnym Ahrounem. Akcją dowodził Marek, jako samozwańczy dowódca akcji bojowych.

Wrona była skoncentrowana.
- Czyli zajeżdżam w lasek, przyspaceruje się do domu. Jest szansa, że przebiorą się za policję. W razie czego wyciągam ich z powrotem do lasku. Jakiś sygnał ustalamy?
- Żenia jesteś w dobrych rękach. Spokojnie. My obserwujemy ciebie. Ty nie dajesz żadnych znaków, żeby nie wiedzieli, że to pułapka. Jeśli kogoś zauważą, to mogą zwiać. Zobacz jak działali do tej pory. Grupa na bezbronnego. Szybkie ataki. Wiesz… - Marek Wałach zawahał się na moment.
- Myślę, że jeżeli my ich nie wychwycimy pierwsi, to ty i tak nie zdążysz dać znaku.
Stał w skórzanej kurtce z rękami w kieszeniach. Nie miał broni. W całej grupie Misza miał pistolet. Zapalniczka miała automat. Nie była pewna pozostałej dwójki, ale wydawało się, że przede wszystkim polegają na własnych szponach.
Wyglądali jak totalni amatorzy w porównaniu z cyber ninja Czarnego w Pentexie w Łodzi.

- Mhm - Żenia spojrzała kpiąco na blondyna - I niektórym ulży, co?
Rzuciła żartem i kpiną jak w większości takich sytuacji.
- Jak mnie rozedrą na strzępy to będzie jakiś dowód niewinności. Jak dla czarownic w średniowieczu.
- Żenia, Żenia, Żenia - pokręcił przecząco głową - nie jesteś pępkiem świata. Wiesz, że sprawa jest grubsza. Polują na nas. Są zagrożeniem, które może niedługo okazać się problemami większymi niż Tancerze Czarnej Spirali. Jak to jest, że ani chwili się nie nacieszyliśmy spokojem po pozbyciu się Pentexu?
Marek patrzył na nią z uwagą.
- Mam nadzieję, że nic ci się nie stanie. Oni nie rozszarpią cię. Potrzebują skóry. Więc najpewniej będą chcieli cię ogłuszyć. - Mówił spokojnie, jakby zapominając, że Żenia oglądała zwłoki obu wilkołaków i pamiętała podcięcia gardeł.

- No. - Żenia pokiwała z uznaniem głową - Ty to wiesz jak uspokajać kobiety, co?
W oczach błyszczał jej skrywany chichot.
- I tak mi jesteś dłużny. - wytknęła mu - Się nie wywiniesz. Też mam nadzieję, że mi się nic nie stanie. Ale gdyby coś to przekaż Haradowi, że mi przykro. - Wrona mrugnęła i klepnęła starszego wilkołaka lekko w ramię.

- Nie rób z tego jakiegoś głupiego pożegnania. Masz gnata? - zapytał oceniając ubiór dziewczyny
- Jest jak jest - Żeńka rozłożyła ramiona odpowiadając z przekomarzaniem się. Obcisła sukienka nie skrywała wiele. Wydurniała się, nie chcąc poważnieć. - Nie mam.
- A potrzebujesz? - dopytał.
- Raczej nie - Bondar podciągnęła sukienkę pokazując przylepiony taśmą wokół uda nóż - Mam wyglądać na zbyt pewną ale naiwną kelnerkę nie? - Wojtek by załapał. Bez kontekstu komentarz nie miał większego sensu.
- Dobra. Leć. My ogarniemy resztę. Zobacz jak jej dobrze idzie - Marek wskazał na jeden z pni drzewa. Do pnia przylegała zapalniczka umalowana zieloną i czarna farbą kamuflującą. Dopiero po chwili dało się ją zauważyć.
- Mamy cię na oku. Idź. I nie zamartwiaj się.
- Mhm. To już drugi raz, Marek. - Żenia wyciągnęła dłoń z dwoma palcami układającymi się w V. - Drugi.

Róźnica była jednak znacząca.
Poprzednim razem był z nimi Czarny, Tucholaki i Zaar.

Omiotła ekipę spojrzeniem. Odwróciła się z zamachem odrzucając długie, czarne pasma na plecy i ruszyła pewnym siebie krokiem.
Długo nic się nie działo. Patrol policji pojawił się około 18:00 i około 19:00 zniknął. Żenia nie widziała swojego wsparcia. Co nie znaczyło, że go nie ma. Tancerze Skór nie byli wojownikami jak ludzie Harada. Wędrujące Sępy? Padlinożercy. Większość ich skór pochodziła zebrana po cudzych walkach. Czy jeśli zauważą kogoś z ludzi Marka, albo Zapalniczkę, to zaatakują? Przecież oni wszyscy byli krewniakami. Co mogło kierować krewniakami do zabijania wilkołaków? Co mogło nimi kierować do zdobycia skór? Co kieruje kobietą mordującą ojca?

Wrona odrzuciła jednak rozwalające ją psychicznie rozmyślania. Skupiła się za to na obserwacji okolicy i przyglądania własnemu domowi. Temu, którego nie pamiętała, a w którym Zaar stracił oko walcząc z Elektrykiem. Był tam. Stał i kusił. Czy znalazłaby teraz coś więcej na temat męża? Na swój temat?

Z rozmyślań wyrwał ją skowyt wilka. Skowyt nieznany. Ktoś coś zauważył. Ostrzegał innych. Coś poszło nie tak.

Żenia drgnęła i odruchowo poszukała miejsca aby się schować. Kilometr od niej? Czy może to właśnie pułapka? Na myśl jej przyszło powiedzonko o wilku, który wznosił alarm dla jaj.
Na wszelki wypadek rozejrzała się uważnie zdezorientowana.

Na lewo mignęła jej Zapalniczka w swoim kamuflarzu. Miała automat gotowy do strzału i biegła w stronę z jakiej dochodził skowyt. Z prawej strony zobaczyła jakiś rozmyty kształt. Biegł dużo szybciej niż Zapalniczka. Nie wiedziała kto to, ale biorąc pod uwagę, że rzucił się do szturmu to raczej stanowił część jej obstawy.

Potem przyszły kolejne dwa skowyty. Jeden silny. Dowódca? Skowyt niósł ostrzeżenie. Rozgryźli ich. Zauważyli, że to zasadzka. Tancerze skór wycofywali się, zanim zaatakowali.

Kolejny skowyt należał do Marka. Żenia dobrze nie rozumiała języka wilków w swojej aktualnej formie, ale przesłanie jakie niósł ze sobą ryk mogło być tylko jedno: “do ataku!”

Żenia ruszyła biegiem z każdym krokiem rosnąc. Dobrze, że kiecka była elastyczna. Skoncentrowała się na wyczuciu przeciwników.
Wciągała powietrze szukając znajomych zapachów. Jednak nic nie wyczuła. Nie potrafiła ocenić, czy są zbyt daleko, czy też nie mają tak typowego dla niej zapachu. I wtedy dotarł do niej pierwszy odgłos walki. Na lewo od niej. Pół kilometra. Może daleje. Warknięcie. Coś jakby gryzące się psy. Ktoś właśnie walczył w jej obronie. I być może ginął.

Biegnąć zmieniła formę w postać bestii by długimi skokami dopaść miejsca walki. Jeden tancerz był jednak zbyt skromną nagrodą za pułapkę. Za Nadzieję i za młodego Słowaka.
“Nahajka weź rusz zad!” warknęła w myślach gniewnie na wielkiego słonia z jej tribalu. “Polujemy!”

Zapalniczka biegła przed nią. Też przyjęła formę Crino. I po jej kamuflarzu zostało tak samo niewiele jak po sukience Żenii. Automat w łapie bestii wyglądał jak zabawka a nie broń. Krótka seria wystrzelona niemal na oślep. Jęk. Kolejne warknięcia.

Żenia szybko oceniła układ sił.

Dwa wielkie Crinosy i ogromny Hipso. Wszystko połatane. Z kilku różnych maści futra. Jeden srebrzysto szary Crino leżał pod drzewem trzymając w szponach własne jelita. Vavro? Nie miał szczęścia. Jeden z Crinosów oberwał serią z karabinu, ale zdawał się w ogóle tym nie przejąć.

Żenia nie czekała. Sięgnęła po ciemność od Smoka i zawyła. Krótko, ponaglająco. “Tutaj”.
Sama wskoczyła w ciemność korzystając z momentu zaskoczenia by walnąć z całych sił najbliższego niej przeciwnika.

Spowiła ich nieprzenikniona ciemność. Żenia czuła się w niej nadzwyczaj dobrze. Wybrała Crino z krwią na szponach. I atakowała sztyletem zabójcy. Broń będąca wspomnieniem jej dawnego życia z niewyobrażalną wręcz precyzją wbiła się między szyję a obojczyk bestii. Potwór zawył z niewyobrażalnego więc bólu, gdy ostrze przekręciło się pod skórą. Żenia poczuła satysfakcję. Bestia zaś warknęła odepchnęła dziewczynę z gniewem i rzuciła się do ucieczki.

Hipso natychmiast się wycofał z obszaru kompletnego mroku gdy tylko zauważył że przybiegło wsparcie. Drugi z Crinosów na moment wydawał się rozerwany w tym co robić. Nie widział napastników. Nie widział towarzyszy. Również puścił się do ucieczki, ale w zupełnie niewłaściwym kierunku. Mając tuż za sobą granicę światła rzucił się przed siebie na ślepo biegnąc kilka metrów. Do tego wystawił się plecami w stronę Żenii i zdezorientowanej Zapalniczki.

Wrona sięgnęła po pokłady gniewu i popchnęła Zapalniczkę w bezpiecznym kierunku poza ciemność. Sama zaś rzuciła się we wściekłym ataku na uciekającego przeciwnika. Cięła mocno jakby chciała przerwać kręgosłup wroga. Lewą dłonią zaś sięgała po Nahajkę szykując się do zabiczowania uciekającego hispo i wciągnięcia go znowu w mrok. Ku sobie.

Cios w plecy był perfekcyjny. Gdy Żenia wyszarpywala nóż, to za ostrzem wypadły dwa kręgi. Nogi natychmiast odmówiły posłuszeństwa potworowi, który padł pyskiem na ziemię. Żył. Ale nic nie widział i nie mógł chodzić. Żenia zaś wirowała w dzikim tańcu śmierci. Jej fetysz przyjmujący formę bicza owinął się wokół szyi ogromnego wilka i targnął nim z powrotem w rozpostartą ciemność. Hipso zatoczył się. Nie widział przeciwnika. Nie slyszal przeciwnika. Ale nadal miał swój nadnaturalny węch. Wiedziony tym zmysłem rzucił się do ataku.

Wielkie szczęki zacisnęły się na zbrojnym w sztylet ramieniu. Żenia poczuła ból, ale twarda skóra, jaką Smok obdarowuje swe dzieci przyjęła na siebie większość obrażeń. Tymczasem Wrona miała w swoich łapach jednego wilkołaka, a kawałek od siebie drugiego. I obaj byli równie bezbronni.

Instynkt mówił by rozszarpać przeciwnika na strzępy, spalić i zniszczyć.
Rozum podpowiadał, by zachować go do przesłuchania.

Żeńka machnęła ramieniem zwijając Nahajkę z powrotem na swe ramię i walnęła wilka w skroń. Całkiem jak Wojtka niedawno. Ogłuszyć… to co się działo było mało satysfakcjonujące. Nie, po obdartej ze skóry Nadziei chciała więcej. Pierwszy warkot wyrwał się z paszczy Córki Ognistej Wrony.

Usłyszała dźwięk pękającej czaszki. Hipso upadł u jej stóp niczym futro przed kominkiem myśliwego. Jęki Crinosa w końcu ściągnęły Zapalniczkę, która kontrolnie wpakowała mu trzy kulki z automatu w czaszkę. Jednak nie miała srebrnej amunicji, więc jęczący specjalnie się nie przejął. Zapalniczka wymierzyła mu kopniaka w pysk swoją pazurzastą stopą.

Misza chyba dopadł uciekającego wojownika z okrwawionymi szponami, bo jego warkniecie dobiegło w ich stronę. Gdzieś tam był też Karol. Ciężko było powiedzieć czy Marek ruszył szukać ich alfy, czy też odcinał im ucieczkę. Nie było słychać strzałów. Jedno kolejne jęknięcie, a potem skowyt. Warkot silnika kilometr dalej. Cóż, ktoś uciekł. Ale kogoś mieli.

Żeńka wypruła wyciągając sflaczałego hipso z ciemności i zawyła nawołująco na swoich by się odezwali i zebrali rannych.
Ruszyła na przemian biegiem i potężnymi susami za dźwiękiem samochodu.

Warknięcie Miszy zmieniło się w skamlenie. Był ranny. Żenia go nie widziała. Oddalała się. Karol też był ranny. Jego widziała biegnąc do drogi. Powłóczył tylną łapą. Nie widziała nigdzie Marka. Pewnie też ścigał auto jak ona. Droga w tej okolicy była wąska i kręta. Samochód raczej się mocno nie rozpędził. A szybki wilkołak to co innego.

Ostatnie pokłady gniewu ragabash użyła na dogonienie samochodu. Całkowicie skoncentrowana na aucie przed nią skupiła się na tym celu. Dopaść, unieruchomić.

Czarny van właśnie wychodził na prostą, gdy Żenia obdarzona siłą swojego fetysza uderzyła w niego wbijając się pazurzastą łapą w bok pojazdu. Pazur otworzył karoserię z gracją otwieracza do konserw. Wtedy auto zahamowało nagle. Dziewczyna ledwie się utrzymała.

Druga łapa wbiła się w auto i Żenia szarpnęła za drzwi.
Tylne drzwi vana pofrunęły na pobocze. Wilkołaczka dojrzała wewnątrz leżące ciało. Na siedzeniach była masa krwi. Po drugiej stronie samochodu obok kierowcy siedział blondyn z mocno zarysowaną szczęką. Spojrzał w stronę czarnofutrej bestii i powiedział:
- Btk'uthoklnto zostań!

Żenia w pierwszej chwili pomyślała, że mówi w obcym języku. Wiedziona gniewem pochwyciła rannego z tylnego siedzenia. Wtedy bicz z jej dłoni rozwinął się i wbił w asfalt. Wtedy kierowca ruszył gwałtownie. Ledwie utrzymała ciało które pochwyciła. Gniew jaki w niej narastał znalazł ujście w formie gorącego kwaśnego i zielonego oparu jaki wypełnił przestrzeń samochodu. Blondyn z zarysowaną żuchwę i władający dziwnymi językami krzyknął w bólu. Jednak auto się nie zatrzymało. Nie byli zwykłymi ludźmi. Byli wilkołakami. Po przejechaniu kilku metrów samotna glowa wytoczyła się z auta. Dotarło do Żenii, że trzyma w rękach poszarpaną kurtkę Marka i jego bezwładne ciało. A fetysz jaki dostała od smoka przykuł ją do asfaltu z siłą jakiej nie potrafiła się przeciwstawić. Nie mogła nawet ruszyć się w stronę leżącej głowy ahrouna, która patrzyła w niebo mętnym wzrokiem. Nadal przepełniał ją gniew, którym chciała spalić van. Van, który oddalał się teraz, by zniknąć z jej oczu.

Żenia zawyła przenikliwie.
Rodzierająco.
Obwieszczając śmierć Ahrouna, który świecił światłem Luny.
Szarpała się gniewnie z cholerną Nahajką wbitą w drogę niczym kotwica.

- Puszczaj, cholerna macko! - dziewczyna złożyła ciało Wałacha delikatnie na ziemi i spróbowała na nowo zwinąć bicz by zmienił się w tribal. Ze złości niemal rzuciła się z kłami na własne ramię. Miała dość tej macki. Zdecydowana była się jej pozbyć. Skakała, ciągnęła, walcząc z własnym ramieniem by w końcu zmęczona i zdyszana wrócić do ludzkiej formy. Czuła się wściekła na wszystkich. Na Smoka. Na Harada. Na kwadratowoszczękiego. Na Czarnego. Na Smoka. I na cholerny bicz.

Z ulgą przekonała się, że Nahajka zmieniła jednak formę w tribal na jej ramieniu gdy wróciła do ludzkiej postaci. Przyklękła przy ciele Marka i sięgnęła po jego głowę. Przystojna twarz blondyna miała wyraz lekkiego zaskoczenia. Cięcie na szyi było gładkie. Jeden ruch? Ułożyła głowę na ciele i dźwignęła trupa potężnego Kła. Ruszyła z powrotem na pole bitwy. Naga kobieta niosąca bezgłowe ciało w ciemnościach nocy…
 
corax jest offline  
Stary 07-12-2018, 05:04   #104
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Wkrótce otoczyły ją inne wilkołaki. Misza miał poharataną twarz ale przyniósł zwłoki kobiety po pięćdziesiątce. Gdy rzucił ją do stóp Żenii okazało się, że miała potężną ranę pod obojczykiem. Dopadł uciekiniera i wdał się w walkę. Zapalniczka miała ze sobą skutą kobietę i mężczyznę. Kobieta była nieprzytomna. Mężczyzna jęczał z bólu. Vavro miał już prowizoryczny opatrunek, ale i tak potrzebował opieki medycznej. Ludzie nie przeżywali takich ran. Ale on był dzielnym wojownikiem Srebrnych Kłów.

Karol powiedział co widział. Nie mówił po polsku, więc nieco trwało zanim przekazał sens wypowiedzi angielsko-słowacką mieszanką ze swojskim wtrąceniem „kurwa” co kilka zdań.

Pierwsza zawyła wilczyca. Ta sama, jaką ogłuszyła Żenia. Była jak lupus. Wyczulone zmysły, wilcza forma. To ona ich zwietrzyła. Vavro ruszył do ataku, ale okazało się, że poza wilczycą była jeszcze dwójka. Wypatroszyli go. Gdyby nie Żenia i zapalniczka to by nie żył. Ale w tym czasie ich alfa już zarządził odwrót. Wtedy Marek wiedział dokąd iść, żeby im odciąć odwrót. Natrafił na faceta z jakimś fetyszem. Starli się. I wtedy przyszedł ich Alfa z wielkim Kleivem. Marek został ranny, ale gdy zobaczyli, że Karol przybiegł to postanowili uciekać. Ten ze sztyletem okulawił Karola i pobiegł za Alfą, którego od razu ścigał Marek. To był ostatni raz, kiedy Karol widział Wałacha i Alfę tancerzy. I taka była historia perfekcyjnej zasadzki.

Szok sprawił, że Żenia zakomenderowała powrót do caernu. Stojące w ukryciu samochody na szczęście zawierały ciuchy na zmianę więc Ukrainka nie musiała ganiać nago.
Jej problem z nagością nie wynikał z bycia człowiekiem. Była w tej chwili wkurzona na Nahajkę do tego stopnia, że patrzeć na nią nie chciała.

Złożone ciało Marka dowodziło jedynie, że latanie na ślepo za przeciwnikiem nie prowadzi do niczego dobrego. Wrona poczuła gulę. Chciała mieć swojego człowieka w ekipie Słowaka. Marek wydawał się być idealny do tego celu a teraz wszystko przepadło. Dziewczyna starała się nie poddawać smutkowi za utratą kolejnego garou. Gdy tylko chłopcy wrócą, musi wznowić treningi. W walce w terenie. Czy coś. Musi być przygotowana lepiej, jeśli planuje odbicie Ukrainy.

Delikatnym gestem przymknęła powieki zmarłego i pogładziła jego policzek, gdy nikt nie patrzył.

W drodze do caernu Żenia prowadziła jeden z wozów. Poprosiła Zapalniczkę by skontaktowała się z Haradem i poprosiła o natychmiastowy powrót do Poznania. Jego Beta nie żył, a ludzie byli ranni. To nie był dobry czas na brak Alfy. Szczególnie gdy potwierdziły się przypuszczenia o Tancerzach Skór.

Po namyśle i chwilach słuchania jęków rannego, dziewczyna doszła też do wniosku, że potrzeba mu pomóc. Chwilowo. Żeby opowiedział ile wie.

I znowu czas przyspieszał.

Opcje ze szpitalem odpadały. Na myśl dziewczyny przybiegły wspomnienia jakichś filmów i nocnego budzenia weterynarzy. Zapalniczka zaskoczyła dziewczynę gdy wyciągnęła leki zwiotczające mięśnie i przeciwbólowe. Tymczasowo jęki faceta bez dwóch kręgów przycichły gdy odpłynął po koktajlu.

Jak było tej lasce od ciężarówki- lodówki? Ciało Marka ciążyło gdy dźwigała je by zanieść je do caernu…

Ostatnią rzeczą, którą zrobiła był telefon do Bartka by powiadomić go o Marku.

Czy to był dobry moment na wiec?

Bartka załamała ta wiadomość. Żenia była niemal pewna, że po rozłączeniu się krewniak ruszył się wypłakać. Zresztą to on się rozłączył. Dziewczyna odczuła ciężar jego smutku podwójnie. Wszyscy byli mocno przygnębieni.

Zapalniczka była zaś zagadką. Kompletnie nie nadawała się na przywódcę, natomiast była świetnie zorganizowana. Samochody, mieszkania, telefony. Leki. Ciężko wyobrazić sobie płynnie działającą watahę bez niej.

W Caernie nikt się nie odzywał. Jak się okazało Zapalniczka przy samym Caernie miała wykopaną ziemiankę. Niewielką. Ale wypchaną przydatnymi rzeczami. Bandaże. Środki przeciwbólowe. Antybiotyki. Srebrne obroże, jakie zagościły na szyjach ich gości.

W przeciwieństwie do martwej kobiety ta para była dużo młodsza. Dziewczyna o kasztanowych włosach i chłopak obcięty na łyso. Ona cały czas była nieprzytomna po kolejnej porcji leków. On zgrywał twardziela zagryzając zęby z bólu. Jego ciało się zregeneruje, ale do tego czasu nie kontrolował niczego poniżej pasa. Zresztą w aucie Zapalniczki pozostawił ślad po niedziałających zwieraczach.

Żeńka zrobiła im wszystkim zdjęcia telefonem i przesłała do Fuza i do Zośki z telefonu Zapalniczki. Chciała dowiedzieć się nieco więcej o złapanych.

Karol pomagał dziewczynom. Poza raną od biodra do uda na lewej nodze nie było mu nic więcej. Pomagał Zapalniczce zszyć brzuch Vavro. Żenii przypadło składanie poharatanej twarzy Miszy. Cierpieli na niedobór szamana. Bardzo mocno było to czuć w tej chwili.

Tym bardziej zezłościło to Żenię. Faza szoku i smutku na zniknięcie Czarnego przeminęła. Teraz dziewczyna wchodziła w fazę gniewu. Była zła na Ogórka. Coraz bardziej. Im brakowało Alfy, a tymczasem Tancerze Skór szamana mieli.

I to nie byle jakiego, bo bez problemu zablokował działania Żenii.
Na to też Żenia się mocno zżymała. Czuła się bezsilna. I bardzo nie lubiła tego uczucia. Mieszanka uczuć sprawiała, że była jak wstrząśnięta butelka szampana.

Chłodnia miała dojechać za trzy godziny. Harad miał wrócić w piątek po południu. Ustalili, że pożegnanie Marka odbędzie się w piątek wieczorem w poznańskim Caernie.

Po ogarnięciu wszystkiego, Żenia poklepała Zapalniczkę z nienacka i przytuliła lekko.
- Dobrze, że nic Ci nie jest - mruknęła szorstko. Nie czekała na reakcję. Ruszyła by znaleźć spokojny kąt i pogadać z opiekunem caernu.

Z naprędce rozbitego obozu wyszła na świeże powietrze. Rozstawione na polanie samochody i generator prądu nie pasowały do wizji spokojnego miejsca w lesie. Ale Caern tu był. Czuła wyraźnie mrowienie. Muskanie duchowej energii o jej skórę. Żeby pomówić z duchem Caernu musiałaby przeskoczyć na drugą stronę. A to oznaczałoby, że pomacha mu swoją mackowatą towarzyszką.

Westchnęła.
Spojrzała w swoje odbicie w lustrzanej powierzchni telefonu i ruszyła na spotkanie ze Słonecznym Chłoptasiem.

***


Nocne niebo nad ich świętym miejscem rozświetliło się. Wokół unosiły się złotawe obłoki, które świeciły. Nad polaną świeciło słońce. Tymczasem ręka dziewczyny ciążyła. Wielka macka owijała ją dookoła stercząc nieprzyjaźnie ostrymi kolcami w każdą stronę.

- Teraz to się bronisz tak? A wcześniej to co odpierdzieliłaś? - Żenia gniewnie burknęła w stronę Nahajki.

Rozejrzała się wokół po strażnikach dryfujących wokół caernu w postaci chmurek.
Hm… jak u kaduka zwracać się do Chłoptasia?

- Wi… kehem … witaj Strażniku Świętego miejsca - Żenia czuła się jak głupek. No ale co było robić. Powiedziało się a to trzeba powiedzieć i b. - Czy zgodzisz się porozmawiać ze mną przez chwilę?

Dziewczyna rozejrzała się przestępując z nogi na nogę. Drugi raz tej samej nocy żałowała, że nie jest szamanem.

Zaczęło się robić cieplej. Słońce rosło na niebie. Dopiero po chwili Żenia zauważyła, że ono się nie zwiększa, tylko zbliża. Zmora spętana z jej dłonią zaczęła szarpać się panicznie. Wprowadzała tym w ruch całe jej ramię. Próbowała schować się za plecami brunetki. Żenia poczułą ból, gdy ruch zmory zaczął powodować wykręcanie jej ramienia. Tymczasem słońce zawisło na jakichś trzech metrach. Jego blask skrywał za sobą ogromną postać mężczyzny. Miał może cztery metry wzrostu. Może pięć. W prawej dłoni trzymał włócznie. W lewej tarczę, która jeszcze przed chwilą była brana przez wilkołaczkę za słońce. Sylwetka była ledwie widoczna. Nie przemówił. Ale skoro się ukazał, to należało uznać, że się zgodził.

Żenia miała całkowitą świadomość tego, jak musi wyglądać jej szamotanina z macką na ręce. Zagryzła zęby i pochyliła się ni to w ukłonie ni to w dygnięciu. Nie lubiła być aż tak na widelcu, aż tak widoczna. To nie był jej żywioł.

- Dziękuję. - szarpnięte ramię niemal cofnęło ją w tył - Strażniku przyszłam zapytać o poradę. Nasz szaman jest em… zajęty. Siedzi w piekle. - palnęła Żenia odruchowo bo Nahajka znowu ją rozproszyła. Napięcie w stawach rosło - Tancerze Skór zabili jednego z nas, kilku ranili. W tej chwili caern jest zagrożony po tamtej stronie zasłony. Czy jest coś co mógłbyś poradzić? Jak wyciągnąć Czarnego znaczy … Szpona Cieni z Maelfasu? Myślałam o poproszenie totemu ale to może oznaczać dług, którego nie będę sama w stanie spłacić. Nie chcę ściągnąć problemu na watahę Kojota. Nie chcę zaciągać długu, który mógłby ich obciążać. - “bo jeden już zaciągnęłam” przemknęło jej na myśl.

Sylwetka ledwie widoczna zza kręgu światła pochyliła włócznię i wycelowała ją w ramie Żenii.
“Aaaaa”
Pełen strachu krzyk zmory wypełnił głowę dziewczyny. Szarpanie na moment zamarło, ale naciągnięte mięśnie dziewczyny pulsowała bólem. Grot włóczni był dłuższy i szerszy niż przedramię wilkołaczki. Strażnik Caernu najwyraźniej nie był zadowolony z wprowadzenia Zmory na jego terytorium. A jęki w głowie brunetki sugerowały, że w drugą stronę też nie może być mowy o zachwycie.

- TO DAR OD TOTEMU! - wrzasnęła Żenia, która miała wrażenie, że mówi całkiem normalnie. - NIE WIEM JAK SIĘ ODCZEPIA. WYBACZ - powoli ściszała głos gdy przez wrzaski zmory doszło do niej, że sama wrzeszczy. - To druga rzecz o jaką chciałam zapytać. Niedaleko od Poznania jest miejsce mocy. Musz… - urwała pamiętna słów Wojtka - Chciałabym je oczyścić. Bez szamana, nie wiem jak, a z zebranych wiadomości, jest potężne choć uśpione. To - próbowała podnieść rękę ale poczuła jedynie łzy zbierające się w oczach z bólu - zdaje się szansą na dokonanie tego. Dziewczyna spojrzała w światłość - A dokonać oczyszczenia muszę. Smok pomógł na moją prośbę przy caernie. - dodała już ciszej.

- Mogę cię uwolnić od ciężaru tej zmory - w głowie zabrzmiał przyjemny głos. Miła odmiana po krzykach zmory. - Oprzyj ramię o tamten kamień
Ogromna istota wskazała palcem dłoni w której trzymała włócznie brzeg polany. Spod ziemi wysunął się kamień. Nahajka była problemem, a pozbycie się jej mogło być faktycznie darem.

Promień nadziei pojawił się we wszechotaczającej presji i smutku.

- Potrzebuję ramienia. Potrzebuję ręki. - Szarpanie wykręconą ręką nie dawało zbyt wiele. - I chętnie przyjmę pomoc, Strażniku i będę za nią wdzięczna.

Żenia nie mogła dopuścić do siebie myśli, że Czarnemu powrót się nie uda.

Napięte mięśnie wyrwały z ust Wrony jęk.
- Nie przyszłam tu po pomoc dla siebie. Szukam porady u Ciebie, bo zgodziłeś się objąć opieką to miejsce. Szpon Cieni i jego wataha to część caernu. To dla nich tu jestem. Nie dla siebie. Jeśli okaże się, że mam wyprawić się do maelfasu by ratować jego, galiarda i dwójkę najlepszych strażników caernu jakich mógłbyś sobie zażyczyć, to to zrobię. A wtedy zmora może okazać się pomocna. To czy zgodzisz się uwolnić mnie po tym jak wróci Szpon Cieni?

Żenia przysłoniła oczy wolną ręką gdy uniosła twarz. Czuła, że Nahajka ciągnie ją w dół i przeciwstawiała się jej. Nahajka dawała wiele możliwości ale wiązała ją ściśle ze Smokiem. I Żenia jak źrebię chciała zerwać nakładaną jej podstępem uzdę.

- Odejdź więc - rozległo się echem, a głos wdawał się napierać na pobliskie drzewa i je pochylać. Wielki człowiek o złotym blasku odbił się i wzleciał w niebo. Nad caernem zaświeciło słońce. Złote obłoki zmieniły się w ogniste ptaki podobne do sokołów i wzleciały za nim. Żenia przez moment poczuła ogarniające ją gorąco. Poczuła też beznadziejność sytuacji. Strażnik caernu, czy też duch opiekuńczy miał być pomocą. W głowie dziewczyny za to odezwał się inny, znajomy głos.
„Zapolujmy na jednego”
Chwilę trwało, zanim brunetka uświadomiła sobie, że chowająca się ze strachu za jej plecami zmora ożywiła się i mówiła o ognistych ptakach. Ptakach, których wokół były setki.
Żenii nie było jednak dane się zastanowić. Z rozmyślania wyrwał ją skowyt. Dziwne skomlenie kojarzące się ze śmiechem. Rozejrzała się nerwowo i dojrzała kojota, który najwyraźniej bawił się w najlepsze.

- Ugh spadaj - dziewczyna mruknęła niechętnie do swojej własnej ręki. - A Ty co się tak chichrasz? Im większy duch, tym większy...du… - urwała w pół słowa. Chyba strażnika jebło i to zdrowo jeśli myślał, że da sobie odciąć ramię. - Ty wiesz jak wyciągnąć tego … Szamana? - przez myśl dziewczyny przetoczyła się fala
Epitetów. Oraz pomysł. Dogadać się z Hakakenem. Jeśli Smok go chciał wywalić to z jakiegoś powodu. A gdyby tak nie pozbywać się Hakakena tylko go … przemeldować? I dobić targu o wyciągnięcie tego cholernego, upartego, starego osła?


Kojot pokiwał głową. Machnął pyskiem jakby zachęcając do podążania za sobą, a potem ruszył w gęsty las oddalając się od Caernu.

„A może tę psinę?”
- Bth’ko zamknij się na chwilę! Bo cię przerobię na kolczyki i mielonkę! - Żenia warknęła. Miała po dziurki od nosa zmory na dzień dzisiejszy. Ruszyła za Kojotem.
Gdy opuszczała polanę to zmora szarpnęła ją ostatni raz w stronę ptaków. Kojot zaś jej nie oszczędzał, puścił się biegiem między drzewami zmuszając dziewczynę do tego samego. Aż po kilkunastu minutach Żenia zorientowała się, że jest w lesie równie ciemnym jak ten w którym zaczynała wędrówkę. Światło ich prywatnego mini-słońca nie sięgało aż dotąd.
Kojot stał i patrzył na dziewczynę.
Macka zawinęła się i wychyliła w stronę totemu poznańskiej watahy.
„Bijemy?”

To jedno, jedyne pytanie przypomniało Żeńce Gutka tak bardzo, że aż zassało ją w żołądku z tęsknoty za wielkim Pomiotem.

Mrugnęła bez odpowiedzi Nahajce. Rozglądała się za jakimś drzewem czy innym przejściem jak przy podróży ze Szramą.

- Hmm… tu jest przejście? - brunetka ściągnęła brwi spoglądając na psowatego przewodnika.

Kojot pomachał przecząco łbem. Zamiast tego zaczął drapać szponem po runie. Cztery kreski. Jedna wyraźnie dłuższa. Pod nimi dwie długie linie. Delikatnie pofalowane.

Dziewczyna przykucnęła wpatrując się w narysowane znaki. W pierwszej chwili jęknęła w duchu. Kojot najwyraźniej wierzył w jej umiejętności czytania w myślach. Albo czytania hieroglifów.

Cztery kreski… jedna dłuższa… ważniejsza… szaman i trójka pozostałych… ludzie Kojota. A pod nimi Droga… droga w ciemność. To przynajmniej symbolizowało wielkie rozszarpanie darni na końcu drogi. Po chwili doszło słońce podobne do symboli z dziecięcych rysunków.

„Droga watahy prowadzi w ciemność, gdzie słońce nie sięga”

I chichoczące szczekanie podsumowujące plany Żenii.

Słońce nie sięga w kilka miejsc.
Ukrainka bez wysiłku mogła wyliczyć co najmniej kilka.
Część z nich niecenzuralnych.

- Hmm. No. Słońce nie sięga, ale mogłoby co poradzić mądrego. - brew Żenii powędrowała do góry - Chyba, że nie umie.

Mokry nos Kojota wskazał na czerń okalającą ramię dziewczyny. Łapa postukała w dziecience słoneczko, a potem szpon przejechał pod gardłem totemu.

„To zabija słońce”
Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, Nahajka mogła być istotną przeszkodą w dogadaniu się.

- Ehhh. - Wrona pokiwała głową z bezsilnym westchnieniem - Ale to może być przewagą w tej ciemnej dupie, gdzie siedzą chłopaki. Skoro nie działa tutaj, to może działać tam, hm?

Znów szczekający śmiech. A w odpowiedzi w głowie zabrzmiało:
„Jeść!”
Kojot niezmordowanie dalej wycinał obrazy w ziemi. Choć powstawały coraz szybciej i coraz mniej przypominały dziecięce kreski.

Szaman, na wysokiej górze. Pod nim hieroglificzne znaki. Symbole. Gdzieś je widziała. Wyrysowane przed jakimś obrzędem? Symbole… trzynaście…. i kolejne.
„Koniec drogi szamana na szczycie wszystkich plemion”

- Jesteś pewien? - dziewczyna spojrzała podejrzliwie na Kojota. Nie nawykła do poczucia nadziei - A co z pozostałymi?

Żeńka zignorowała Nahajkę, odsuwając polowanie na później.

Kojot wskazał kolejne rzeczy. Wskazał Żenię wyrysował jakiś symbol, a coś dziewczynie podpowiedziało, że to symbol oznaczający „Zmorę”. Co ciekawe jej towarzyszka syknęła na jej ramieniu jakby z obrzydzeniem.
Kolejne rysunki wieszczyły przyszłość Żenii. Słowa nie były już tak oczywiste.
„Zmora. Skóry. Smok. Piekło. Ciemność. Śmierć Szamana.”

- Jeśli nie pokonamy Skór to Smok zabije Czarnego? - Bondar zrobiła dzióbek i pokręciła w nim w skupieniu. - Skóra Zmory? - Żenie nagle olśniło. - Mam chronić Czarnego odwracając uwagę Smoka i Żmija, a Czarny użyje skór zmory? Inaczej zginie?

Dziewczyna czuła lekkie zawroty głowy od napięcia i desperackiego kombinowania.

Kojot dorysował kolejny symbol, łączący kolejne. Znane już dwie lekko falujące równolegle linie.
„Droga Zmory prowadzi przez skóry do smoka i piekła.” Nagle śmierć szamana stała się ledwie jednym z możliwych zakończeń drogi. Drugim był szczyt góry z plemionami u stóp.

- Czyli mam ruszyć zad, ogarnąć Tancerzy Skór i wtedy znajdę wejście do piekła. Cholera jasna… Tancerze są powiązani z maelfasem?! - Ostatnia kwestia nieco zmroziła dziewczynę - Nie no nie z piekłem. Ze Żmijem.

Kojot skrzywił się słysząc o Żmiju. Wskazał pazurzastą łapą na symbol Smoka.
Upewnił się, że Żenia to dojrzała, po czym dmuchnął, a ziarna piasku zerwały się i zatańczyły ukrywając wszystkie wcześniejsze rysunki. Teraz na nowej „karcie” wyrysował symbol zmory. Obok narysował dziecinną podobiznę małego kotka. Strzałkę od rysunku i ten sam symbol zmory.

Poniżej narysował trzecią zmorę. A przy niej podobiznę ognistego ptaka. Co ciekawe wyglądała ona jakby magią usypana z piasku, a nie jak wydrapana w ziemi przez kojota losowa mieszanina kresek. Za ognistym ptakiem ponownie pojawiła się strzałka. I czwarty już symbol zmory. Większy niż oba rysunki jednocześnie. Kojot zaśmiał się, po czym pomachał ogonem, odwrócił się i zniknął.

- Taaa… i gdzie ja mam szukać niby chętnego feniksa do karmienia zmory, żeby nie darła ryja? Nie mogłeś jeszcze narysować gdzie takie znajdę? Te.. Nahajka… jak mi opowiesz, czemu mnie wykobzałaś na rozkaz jakiegoś gnoja, to pójdziemy zapolować.

Żenia podniosła się i rozejrzała w poszukiwaniu wyjścia z Umbry.

„Jeść”
Odpowiedział głos w jej głowie dając do zrozumienia, że akceptuje jej warunki.
Wyjściem było to co zawsze… własne odbicie. Jednak nie było go w otaczających ją drzewach. Gdzieś w oddali majaczyło wieczne światło caernu.

- No to opowiadaj. - Żenia mruknęła radośnie pod nosem i ruszyła z wolna z powrotem do caernu oceniając jak szybko wróci Słoneczny Chłoptaś gdyby próbowała zapolować na latających strażników.

„Jeść, jeść”
Mówił spokojnie głos do rytmu jej kroków. Złote obłoczki otaczały caern. Wyglądały na całkowicie niegroźne i nie podobne do ognistych ptaków jakimi się stały. Słońce wisiało wysoko na niebie. Takie przynajmniej sprawiało wrażenie. Jak szybko słońce spadnie? Masa strażników w bezbronnej formie obłoków przywodziła na myśl szwedzki stół. Nic tylko brać i ...
„Jeść, jeść.”

Jakiś wewnętrzny instynkt mówił dziewczynie, że polowanie na obłoczki Złotego Chłoptasia to nie jest dobry pomysł. Z drugiej strony wewnętrzna przekora toćkała ciekawość dziewczyny.

Jednak, fakt, że opiekun caernu wpuszcza ją do tego miejsca, przeważył. To był zbyt silny argument we wszystkich kłótniach o smród, zło i inne. Żenia zacisnęła zęby i przelazła na drugą stronę. Zapoluje na duchy nad jeziorem. Teraz musiała przetrzepać skóry Tancerzom, zebrać Bartka na szufelkę i stawić czoła Haradowi. Z całych sił chciała by wilkołak nie traktował jej jak wroga. Była po jego stronie. Na to ostatnie Żenia uśmiechnęła się pod nosem.

Grymas szybko zniknął, gdy dziewczyna na nowo przypomniała sobie ogrom zadań jakie na nią czekają.

A inne wilkołaki, które miały być nieocenioną pomocą chwilowo były wyłączone z działania. Dwa samochody, ziemianka, naprędce rozbity namiot. Tak wyglądało ich aktualne centrum dowodzenia światem rozstawione na polanie w lesie na północny wschód od Poznania.
 
corax jest offline  
Stary 07-12-2018, 05:05   #105
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Zapalniczka znów miała na twarzy wyraz zmęczenia życiem. Ręce miała po łokcie upaćkane we krwi. Misza wyglądał najgorzej. Nigdy nie był specjalnie przystojny, ale teraz jego twarz zdobiło pozszywane rozcięcie dolnej szczęki. W najgorszym stanie był Vavro. Leżał nieprzytomny podłączony pod kroplówkę obok koła jednego z aut. Karol uśmiechał się jak głupi do sera. Patrzył w gwieździste niebo. Musiał dostać sporo środków przeciwbólowych.

- Mam nadzieję, że poszło ci lepiej niż mi tutaj. Za chwile dojadą ludzie Zaara. A tę dwójkę trzeba jak najszybciej przesłuchać.

- Nie łudziłabym się - Brunetka wzruszyła ramionami - Ok, spróbuję coś z nich wyciągnąć.

Ruszyła ku Jęczącemu Bez Kręgów po drodze łapiąc butelkę z wodą.

Dwójka leżała przy drugim aucie. Związani. On był młodym brunetem. Pojękiwał i patrzył nieufnie na zbliżającą się w półmroku brunetkę.

- Chcesz pić? - Wrona oceniła więźnia. Odkręciła zakrętkę butelki nim ukucnęła obok

Patrzył na nią bez zrozumienia. Dopiero po chwili załapał prośbę o wodę.
- Yes. Please.

- O masz. Taki międzynarodowy kocioł multikulti a ja nie uczesana - Żenia skwitowała niespodziankę. Podsunęła facetowi butelkę do ust przytrzymując mu twarz pod brodą. - Drink. - poleciła zaglądając w oczy.

Wykonał kilka głębszych łyków. Po czym przestał pić i patrzył podejrzliwie.
- English? - zapytał po oderwaniu ust od butelki.

- Ok - zgodziła się niewiele młodsza brunetka przechodząc nieco zaskoczona na nowy język. Ile miała ich w zapasie? - Opowiesz co i jak? - machnęła lekko butelką z zachęcającym wyrazem twarzy.

Poruszony dobrocią dziewczyny rozluźnił się słysząc znajomy język zamiast okropnego szeleszczenia jakim posługiwali się wszyscy wkoło.

- Mam na imię Jerrik. Jestem Tancerzem Skór. A ty? - zamrugał po tych słowach patrząc na Żenię.

„A ja nie” odezwało się w głowie Żenii to chorobliwie przekorne coś.
- Jestem Żenia. Władca Cieni. - „ta, na którą polowaliście” było kolejną podsuwaną na usta odpowiedzią - Skąd jesteś? Od jak dawna podążasz za szamanem?

- Czyli to na ciebie polowaliśmy. Cholera, to ty przetrąciłaś mi kręgosłup. Dobra jesteś. Lepsza niż opisał Fuz - skomentował uciekając od odpowiedzi na zadane pytania.
- Za szamanem? Hehe. Odkąd zdarł skórę z mojej matki. Będzie ładnych parę lat. Chyba, że nie chodzi ci o Sama, co? - Przymknął jedno oko i wpatrywał się drugim w brunetkę.

- A co was sprowadziło do Polski? Przyszliście ze Słowacji czy dalej? - Żenia jedynie skinęła zgodnie głową na komentarz Jerrika. Była. Nie wiedziała czy to podszept Nahajki czy smoczy totem ale wiedziała, że jest lepsza. - Oko Cię boli? - dopytała ciekawsko.

- Jesteśmy watahą Sama. - Znowu zamknął oko - TEGO Sama. Sama Haighta. Rozproszyliśmy się po świecie po jego śmierci. No i działaliśmy, żeby rosnąć w siłę. Tancerze Skór nie zginą. Dokąd poszłabyś chcąc zgarnąć sporo skór? Oczywiście, że na wojne. Polska to przystanek w drodze na Ukrainę - wyszczerzył się.

- Aha. - Żenia pokiwała ze zrozumieniem. Wyrzywiła lekko usta z wyrazem uznania - Dogadaliście się z wampirami?
- Z wampirami? - wydał się szczerze zdziwiony - Z jakimi wampirami? To jakaś Saga Zmierzch? Czy co? Nie wchodzimy w układy z pijawami, nie ma szans.

- To pewnie z Pentexem? Nie gadaj, że sami bez żadnego wsparcia idziecie na polowania na tym terenie. To się nie udałoby żadnemu zmiennokształtnemu.

- Przeoczyłaś istotną rzecz - spojrzał na leżącą obok kobietę. Potem na swoje bezwładne nogi - polowania idą nam raczej średnio, nie? A gdzie znaleźć więcej skór niż na regularnej wojnie? Z tym, że się spóźniliśmy. Ukraina przepadła, a front wojenny się przesuwa na zachód. Spirale na Słowacji zaczęły szarpać się z tamtejszymi wilkołakami. Trudno o łatwiejsze źródło skór niż zebranie poległych po bitwie.

- I co? Tak będziecie ganiać z kraju do kraju aż co? Jaki jest ostateczny cel? Bo tego nie pojmuję. Zabijać garou lub spirale, zostać Tancerzem i co dalej skoro wojna siedzi na piętach? - Żenia może nie była tancerzem skór czy spirali ale sama gnała do własnej melodii.

- Idzie koniec. Apokalipsa. Tak? Z tym walczą garou. Przydaje się nie być bezbronnym na wojnie. I to jest cel. Zebrać się i nie być bezbronnym. Stworzyć coś własnego. Własne plemię.

- Jerrik a ta apokalipsa to wojna ze żmijem nie? To co? Zabijacie garou, stajecie się pomiotem żmija, zostajecie ostatecznie jedynym plemieniem i co? Walczycie z tym żmijem, do którego należycie? Samotnie? Hmm sorry chłopie ale widzę tu niejaką rysę w logice. - Żenia wydęła usta robiąc minę podejrzliwą jakby Jerrik jej wciskał stare noże twierdząc, że to ostra stal.*

- Żenia, a jak się garou rozrywa kręgosłup to staje się pomiotem Żmija? Jesteś pomiotem Żmija? Wataha do której należysz jest pomiotami Żmija? I z kim walczycie? Co ostatnio zrobiliście? Poza odcinaniem się od ludzi, albo traktowaniem ich jak narzędzia w Waszej Świętej Wojnie ze Żmijem? Co zrobiłaś dla ludzi? Ta walka w Poznaniu… ilu pięciuset zabitych? Tak? I co? Jakiś szaman spętął duchy, żeby obroniły tych ludzi? Jakiś Ahroun użył nadludzkiej siły, żeby rozkopać gruzy i wyrwać ocalałych ze szponów śmierci? O niczym takim nie słyszałem. Ale wcale nie zdziwiłbym się, gdyby był to “efekt uboczny” szlachetnej walki ze złym Żmijem. - mrugnął w jej stronę, jakby opowiedział przedni żart.

- No. Masz rację. To teraz nic tylko czekać aż jak ten Sam jak mu tam i jego wataha pokaże całemu światu jak się to robi. - Żenia miała lekki uśmiech na ustach jakby w reakcji na urok rannego. - A wy co ostatnio zrobiliście dla ludzi? O czymś słyszałam?

- Nie - pokiwał przecząco głową - my nie oszukujemy siebie wmawiając wszystkim, że robimy coś dla dobra świata. Wiesz dlaczego zostałem Tancerzem Skór?

„Mama Cię nie kochała?”

Żenia ugryzła się w język i zmieniła nieco pozycję.
- Problemy z rodziną? - spytała uprzejmie dając Jerrikowi się wygadać.
Zaśmiał się w głos.
- Nie. Chciałem być zajebiście niebezpieczną trzy i pół metrową bestią. I zobaczyć jakie to będzie wesołe - skłamał w tak oczywisty sposób, że Żenię to niemal rozbawiło.

- Spodziewałeś się tego? - dziewczyna machnęła dłonią - Spodziewałeś gniewu? Znalazłeś to czego szukałeś? Było warto? - Wrona zadawała pytanie po pytaniu sącząc perswazję w swe słowa - Znalazłeś lepszą wersję rodziny?

- Tak… - powiedział ze smutkiem. - znalazłem Watahę. Na przykład Monikę. Poznałaś ją. Miła kobieta. Urodziła wilkołaczkę. Pewnie twoją równolatkę. I szlachetne Garou zabrały młodą na wojnę. Nauczyły zmieniać. Pokazały jak wskakiwać w umbrę. I kazały walczyć z innymi trzymetrowymi bestiami szponami i pazurami. I wiesz co? Młoda nie miała tyle szczęścia, żeby dożyć dwudziestych trzecich urodzin. A Monika nigdy nie zobaczyła jej ciała. Bo pewnie nic z niego nie zostało.

Spochmurniał.
- Samson to przerwie. Ma plan. Pomoże nam się odnaleźć.
W końcu Jerrik zamilkł dając Żenii okazję do znużonego westchnienia w duchu.

Pieprzenie.

Pieprzenie słabeuszy.

Nie oni pierwsi i nie ostatni ginęli i będą ginąć.

Nie pierwsza matka straciła dziecko.

Poświęciła cztery inne życia i gotowa była na kolejne mordy niezwiązanych ze śmiercią córki osób. Bo co?

Wrona myślała o utraconym dzieciństwie, przebłyskach wojny. Bracie w grobie a la pies. O ofiarach Pentexu.

- Jak? - dziewczyna nieco zaskoczona słuchała słów faceta. Był przeświadczony, że to przeżyje? - plan stworzenia plemienia? Chyba zdaje sobie sprawę, że to jest niemożliwe. Żadno plemię was nie poprze. Nikt was nie wesprze. Więc jaki to może być plan? Co najwyżej na watahę roninów maruderów. - Żenia trącała strunę dobrze znaną. Pychy. Przy okazji podsunęła kolejny raz butelkę do ust bruneta.

- Nie mówiłabyś tak, gdybyś poznała Samsona. Zresztą, mniejsza o to. Mów co chcesz wiedzieć, bo przecież po to cię przysłali, nie? - powiedział i patrzył wyzywająco.

- To ten z kanciastą szczeną? No. To miałam okazję poznać. Uroczy blondas. Nie w moim typie ale czaje, że niektórym laskom taki typ w stylu Rudgera Hauera może robić dzień. - Żenia uśmiechnęła się trzpiotowato - nie masz jego numeru?

- Nie. On nie ma telefonu. Wiesz jak łatwo kogoś namierzyć? Wystarczy mieć znajomego Tubylca Betonu… a rozumiesz chyba, że skoro żadne z plemion nas nie poprze, no to nie specjalnie chcemy dać się znaleźć. Uwolnisz mnie? - zapytał bezczelnie.

- Jasne. Tylko co dalej z tą wolnością zrobisz? - Brunetka popatrzyła na bezwładne nogi Jerrika - Trochę bez sensu, nie?
- Może pojadę do Szwecji? Ponoć długie dni latem są tam niesamowite.
- Hmm brzmi kusząco. Ale mam deala. Ty mi powiesz, gdzie znaleźć blondyna a w zamian za moje wstawiennictwo by cię nie zabito, ty pomożesz mi.
- No dobra. Wynajmujemy stary dom pogrzebowy w Warszawie. Burgiel i synowie, czy jakoś tak. W zasadzie od trzech lat nie przynosił zysku, więc chcieli go sprzedać. Teraz z wynajmu od nas mają lepsze zyski niż z chowania zmarłych.- Jerrik po tych słowach wyjął prawą rękę zza pleców i położył obok swojego uda kajdanki.
- To teraz załatw to z przyjaciółmi. A ja sobie poczekam.
- Mówiłam, żeby załatwiła srebrne pułapki na kciuk. - Żenia spojrzała z uznaniem na faceta. - Masz, trzymaj. - podała butelkę. - sam możesz pić. Nie muszę Ci matkować. Zanim zacznę załatwiać sprawdzimy tego Burgiela. Sam rozumiesz. Prawda?
- Dzięki za wodę. Nie musiałaś. Doceniam. Bardziej niż rozszarpanie kręgosłupa. Chcę zabrać ze sobą Dzikie Serce. Mam nadzieję, że to nie problem - kiwnął głową na dziewczynę nadal leżącą nieprzytomną.

- Wielu rzeczy nie musiałam. - Żenia podtrzymywała wersję niewinnej dwudziestolatki - Czasem to po prostu odruch tego człowieczego kawałka.

Przed oczami Żenii stanęła mackowata zmora owijająca jej ramię.

- Nie wiem czy nie problem, Jerrik. Dasz coś więcej by wymiana była bardziej fair?

- Może jeśli powiem ci jaki wspaniały fetysz ma nasz przywódca to wystarczy? - uniósł brwi czekając na odpowiedź.

- Może to i ilu was jest w watasze? Kim jest ten drugi facet.
- Mhm. To idź pomów z przyjaciółmi. Ja poczekam aż Dzikie Serce się obudzi i pogadam z nią o tym ile możemy wam powiedzieć.

- Lubisz rozkazywać, co?
Pokręcił przecząco głową.
- Nie. Ale boję się, że twoje słowo nie ma takiej mocy w tej wspaniałej grupie, żeby zapewnić mi bezpieczeństwo. Fuz opisał cię jako nową. I będącą w konflikcie z aktualną szefową.

Zamrugał oczami dając jej chwilę na przemyślenie odpowiedzi.

Żeńka prychnęła lekceważąco.

- Widzisz, Jerrik, szefowa aktualna to żaden problem. Problem pojawi się jutro. I do jutra dobrze by było mieć coś co okaże wasza, no dobra, twoją chęć współpracy. Przed problem będzie ciężko wybronić was w jakikolwiek inny sposób.

- Cieszę się, że to wyszło od ciebie. Też wolałbym, żebyśmy załatwili nasze uwolnienie jeszcze dziś.

- Spieszy ci się gdzieś? Myślałam, że wolałbyś poleżeć i odpocząć.

-Zapalniczka! - Żenia podniosła się stojąc nad sparaliżowanym - Możesz podejść?
- Już! - dobiegło gdzieś z ziemianki. Po chwili wyłoniła się z niej blondynka. Zmyła z siebie większość krwi i najwyraźniej wypiła jakiś substytut kawy, bo zmęczenie nieco ją opuściło.
- Co nam wyśpiewał słodki skowronek? - zapytała wesoło wkładając ręce do kieszeni luźnej bluzy.

- Podobno mają miejscówkę w Warszawie. Zakład pogrzebowy Burgiel i synowie. Powie więcej jeśli darujemy im obojgu życie. Bardzo chce zobaczyć białe noce w Szwecji. - dziewczyna relacjonowała po polsku. - Trzeba by to sprawdzić. I sprawić w końcu srebrne pułapki na kciuki. - dodała wskazując na kajdanki. - Chcą stworzyć kolejne plemię. Plan ma Samson. Czy tam Sam. Jeżdżą po Europie i zbierają skóry z trupów. Na przykład na Ukrainie a ostatnio na Słowacji. Szefu ma super hiper fetysz. - Żenia chwilę się zamyśliła. Ciekawiło ją jakby zareagował Pieśń Udręki na oskórowanie dwójki swojej watahy. A może dałby sobie wytlumaczyć, że we wszystkich trzech przypadkach Żenia dokonała pomsty. - Zastanawia mnie jedno. Skoro są watahą, to co za duch jest ich totemem… - brunetka spojrzała koso na Jerrika.
- Burgiel. Pułapki. Jaki hiper fetysz? - porządkowała swoją wiedzę Zapalniczka.

- Zapewne jakiś kleive - Żenia mruknęła niechętnie - Cięcie było czyste. No ale Jerrik chce zdradzić dopiero jak im obiecamy przeżycie.

- Mhm. A co ze Szramą? - pytanie zawisło w powietrzu. Miały zobowiązania wobec lupus Czerwonych Szponów. Ona właśnie pomagała ratować ich alfę.
- Ilu ich jest? Jak są przeszkoleni? Jaką bronią mogą dysponować i najważniejsze: jakie inne wtyczki mają w szeregach różnych watah. Co? - spojrzenie kierowała na Jerrika.
- Gadaj. Już! - warknęła.
- I don’t understand - powiedział spokojne inwalida.
- Ke? - Zapalniczka z uniesioną jedną brwią patrzyła zdziwiona na Żenię.

- Ona chce wiedzieć ilu was jest, jak przeszkoleni, jak wyposażeni i jakie wtyki w innych watahach. - Żenia przetłumaczyła na angielski zmartwionym tonem - Bez tego raczej nie wygląda to za dobrze, Jerrik. Zakład pogrzebowy to za mało.

- Widzę, że świetnie znacie się na negocjacjach. Uwolnijcie Dzikie Serce. Wtedy powiem wam coś o Samsonie i jego fetyszach. I o czekających na przemianę krewniakach też mogę wspomnieć. Bo póki co to jedynym wyrazem dobrej woli była woda i zdjęte kajdanki. Ah, nie - uderzył się dłonią w czoło - tylko woda.

- Hmm - Żenia wykrzywiła się lekko - możemy spróbować innej formy negocjacji. Ona zabierze Dzikie Serce na przechadzkę i z nią pogada. Znaczy jak się już ocknie. A my możemy spędzić czas na opowieściach o rodzicach, złamanych sercach i widokach z fjordów. Jaki macie totem? - spytała Żeńka.

Inwalida mierzył ją chwilę wzrokiem.
- Ciekaw jestem, czy z niej wyciągną więcej. Pewnie nie. Każdy wie, że totemem Tancerzy Skór jest minotaur, nie? Tak jak u was, Panów Cienia jest Wielki Ojciec Burz. Gdzieżby z nimi miał się równać Kleszcz.
Jerrik przełknął ślinę, jakby zastanawiając się dlaczego powiedział ostatnie zdanie.

Żenia zmarszczyła brwi jakby cokolwiek z tego co mówił Jerrik ją zaskoczyło. Ani minotaur ani kleszcz nic jej nie mówiły.

- Ich totem to kleszcz. Jest też pewien, że laska nic nie powie nawet jeśli się ich rozdzieli. - powiedziała do Anieli - Na przemianę czekają też już krewniacy ale on się zaparł. Chyba trzeba poczekać na powrót kłów. Rozdzielić i może kamień? - spojrzała na Zapalniczkę. - A w między czasie ogarnąć chłopaków bo ktoś musi ruszyć do Wawy.

Zawiesiła pytająco ton.

Zapalniczka spochmurniała. Na moment wróciła do samochodu, skąd wyjęła strzykawkę już napelnioną jakimś środkiem.
- Skoro koleś rozkuł się sam, to go uśpimy. Chodź tu bliżej.
Wyraźnie nie wierzyła w to, że Jerrik nie rozumie polskiego i chciała podzielić się planem na osobności.

Jęk w duchu żenii musiał odbić się echem w piekle.
Zapalniczka nie łapała rutyny dobry i zły glina nawet wtedy, gdy rutyna kopała ją w tyłek.

- No? - odgrywała niechęć i podeszła z ociąganiem tak by móc kątem oka oglądać leżacą dwójkę.

- Musimy uderzyć szybko. Dowiedz się ilu ich jest. Dalemir będzie tu jutro. Ale nie chce, żeby tracił gnozę na leczenie chłopaków. Wolę mieć szamana na polu walki. Vavro będzie dochodził do siebie przez tydzień. Karol i Misza pewnie połowę tego. Dlatego pójdziemy my. Żadna nie oberwała. Do tego pójdzie Harad ze swoją kosą. Ich może być dwóch, albo trzech. I ilu krewniaków? Jeden? Dwóch? To szansa na zduszenie bestii w zarodku. Co myślisz?
Zapalniczka po tych słowach postukała strzykawkę, żeby wypchnąć powietrze.

- Mhm - brunetka pokiwała głową - spróbuję.

Wróciła ponownie do Jerrika.
- Ciekawe z tym totemem, wiesz? W życiu bym nie podejrzewała, że Kleszcz ma cokolwiek wspólnego z Tancerzami. To Samson go spętał czy coś? Sama bym chętnie się dowiedziała jak zmienić totem. Cała wasza piątka głosowała za?

- Kleszcz znalazł Samsona. Dojrzał w nim potencjał. Widzi w nim szansę na odrodzenie Haighta. Dlatego dał mu wielkiego kleiva z dna Otchłani. - Jerrik pokręcił głową - to jakiś dar, tak? Nauczysz mnie tego? - zapytał rozwiązawszy zagadkę dlaczego już trzeci raz powiedział o zdanie więcej niż chciał.

- Gdyby nie okoliczności i fakt, że gdyby wam poszło planowaliście to teraz bym była obdzierana ze skóry uznałabym, że jesteś słodki, wiesz? - Ukrainka lekko się uśmiechnęła - Może to dlatego, że sama miesiąc temu byłam krewniaczką, którą rozstawiano na szachownicy? Myślisz, że gdzieś w głębi trzewi wciąż jesteśmy tylko i wyłącznie krewniakami? I na zawsze nimi zostaniemy?

Jerrik szykował ripostę. Sięgał dłonią do klatki piersiowej. Chciał coś rzucić o tym, że zawsze byłaby blisko czyjegoś serca, gdyby się im udało… ale dalsza część wypowiedzi go zatkała.
- Jak to byłaś krewniaczką? - powiedział po chwili.
- Normalnie. Najmłodsze dziecko, jedyna córka niegodna ojca, który kazał czterolatce zmyć mopem resztki rozczłonkowanej matki z podłogi kuchennej. - Żenia przyglądała się facetowi - Nadawałam się do jednego nawet według niej. Nawet według alfy, który nie mógł utrzymać swojego fiuta w gaciach. Więc wiem co znaczą lata upokorzenia. Rozumiem gniew i poczucie bezsilności.

Na chwilę zamilkła by dać brunetowi szansę na przemyślenia.
- A potem… miesiąc temu okazało się, że nie jestem krewniaczką. Ale garou też nie jestem dość dobrym. Nie dość dobrym bo śmierdzę żmijem, bo na pewno jestem tancerzem skór, bo wstaw co ci pasuje. Ironią jest to, że polowaliście na mnie. Jedyną z garou, która rozumie was i co wami kieruje. Dlatego mówię, że nigdy was nie zaakceptują jako plemienia. Bo zawsze tacy jak ja czy ty będziemy jedynie krewniakami. Sam to musisz wyczuwać. Gdzieś tam głęboko. Pod sercem okrytym skórą matki.

- A ja słyszałem, że jesteś ulubienicą poznańskiego szamana, który podstępem został alfą. Podobno szamana pojechał na pielgrzymkę, a watahę zostawił w rękach dziewczyny, która nie może się pogodzić z twoim szybkim awansem. I dlatego się spinacie. Tak to wygląda na zewnątrz. - Jerrik zdawał się nie wierzyć w to co mówił.
- Jeżeli jednak jest tak jak mówisz, to znajdzie się u nas miejsce dla ciebie. Tylko pomóż mi i Dzikiemu Sercu wyjść z tego cało.


- No. Podstępem co się nazywa gwałt. - Żenia zagryzła zęby by ostatecznie roześmiać się cicho. - Widzisz. Jest jeden mały problem. Nie zamienię swojego totemu na Kleszcza. Ale cieszę się, że to wyszło od Ciebie bo moja oferta jest podobna.

Żenia pochyliła się nieco ku rannemu, ściszając głos niemal do ledwo słyszalnego szeptu. Wlała w następne słowa tyle dumy ile tylko mogła. W końcu miała głosić imię Pasikonika:
- Moim totem jest Szmaragdowy Smok.

Dziewczyna sądowała Jerrika niespecjalnie napalona. Jeśli byłaby szansa wykorzystać tancerzy do pozbycia się Hakakena, to chciała spróbować.

- Ilu was zostało? Dwóch? Trzech? Z jeden- dwóch krewniaków. - szacowała na głos w jakimś zamyśleniu - Sam może mieć plan ale gdy już o was wiadomo to zaczną na was za chwilę polować.
Ja mogę dać wam szansę udowodnić, że nadajecie się do watahy Smoka. Ze Smokiem jako totemem jest szansa na stworzenie plemienia. Z Kleszczem… no sorry… sam wiesz.

- Ten szmaragdowy smok, to jakiś chiński biurkowy przycisk do papieru? - zaśmiał się sam ze swojego żartu. Ale Żenia od razu wyczuła, że tym żartem chciał zamaskować niepewność.
- Widzisz są wielkie totemy. Takie jak Sokół. Albo Wielki Ojciec Burz. I większość z nich ma wywalone na swoich podopiecznych. A Kleszcz osobiście obdarował Samsona jego Kleivem. Poza tym ilu by nie było ludzi Smoka, to po walkach będzie ich mniej. A każda zdobyta przez nas skóra daje nam przewagę. Z dnia na dzień jest nas więcej. A gdy wskrzesimy Samuela Haighta to wszystko się zmieni. Krewniacy będą stać w kolejce, żeby do nas dołączyć. Żeby odmienić swój los. Dołączcie do nas ze Smokiem. Samson się zgodzi. Dobrowolski też cię polubi. A ja i Dzikie Serce będziemy mieć dług za dziś.

“O tak, polubią się wszyscy od kopa i będą tańczyć do dźwięków kumbaja”
Żenia przez chwilę rozważała słowa Tancerza.
- Nie każdy totem ma wywalone, też rozdaje fetysze tym, którzy są tego godni. - dziewczynę ciekawiło czy Jerrik znowu nie utrzymałby zwieraczy na smyczy gdyby Smok pojawił się teraz w kłębach zielonkawych oparów. - Poza tym, żeby wskrzesić tego całego Haighta to trzeba odbębnić jakiś rytuał? Zabić dziewicę? Kogoś obsikać? Zjeść jelita wroga? Zakładam, że do tego rytuału potrzebni wam są inni tancerze. I że Samson - choć szaman - sam nie jest w stanie rytuału odczynić. Prawda?

Obserwowała reakcje Jerrika uważnie.

- Żeby odprawić rytuał potrzebne jest miejsce. Miejsce mocy. Pomóż mi oczyścić jedno z największych miejsc mocy ku chwale Smoka tutaj w Polsce.

Coś brzdąkało jej w związku z tym ‘wskrzeszeniem’. Coś w stylu teledysku Michaela Jacksona o zombie. Krypta? Cmentarz?

- Zamiast chować się po zapomnianych cmentarzach, będziecie mogli odprawić rytuał tam. - zaryzykowała z całą pewnością siebie.

Trafiła. Jerrik chciał ukryć ruch głową gdy wspomniała o cmentarzu, ale nie zdołał. Trafiła z całą pewnością.
- Dobra. Pomożemy z miejscem mocy. Na duchach się nie znam, to omówisz sobie z Samsonem. Teraz proszę wybudź Dzikie Serce. A ja powiem tej twojej Zapalniczce co tam chce wiedzieć.

To był właśnie ten moment.
Moment, w którym Wrona chciała mieć Czarnego tuż obok.
Czarnego, który podjąłby decyzję.
Wypuścić tę dwójkę, pomóc Tancerzom ustanowić się jako kolejne plemię? Wzmocnić opcję na rozbudowywanie armii garou ze skór Spirali?
Czy może dokonać czystego cięcia i uciąć kwestię w zarodku.
Myśli Żenii gnały niczym spłoszone konie.
Jak to było?
Lepiej mieć zasoby, które można kontrolować?
Problemem dla Żenii był przede wszystkim brak lojalności Tancerzy Skór. Jerrik zdawał się głównie nastawiony na przeżycie. Jeśli Pentex zaoferuje im opcję dowolnej zemsty w zamian za rytuał, czy skorzystają. Nic co mówił Jerrik nie przekonało Żeńki o czymś więcej niż osobistej vendecie. Gdzieś odbijało się echem, że ona sama też nie działa jedynie z altruistycznych pobudek.
Dlatego brak Czarnego doskwierał dziewczynie tak bardzo.
Wolałaby, sto razy wolałaby nie musieć podejmować decyzji.

Ale Ogórka nie było.
Nie było nawet Ronina.
Nie było też czasu.
Ktoś musiał decyzję podjąć.

Żenia z poczuciem ogromnej niewygody podniosła się, ustępując miejsca Zapalniczce.
Z wolna przesunęła się w stronę nieprzytomnej dziewczyny.
- stwierdził, że odpowie na Twoje pytania. - Żenia spojrzała na blondynkę.
- Będziesz tłumaczyć? - zapytała zapalniczka ściskając mocno strzykawkę.
- Tak. - Żenia odsunęła nieco włosy z twarzy nieprzytomnej jakby sprawdzając w jakim jest stanie.
- Ilu ich jest? - Zapalniczka zapytała Żenię, bo w zasadzie jeszcze nie wymieniły się informacjami.
- oni plus dwójka, którzy zwiali. Szaman i Dobrowolski.*
- Czyli zostało ich ledwie dwóch, znajdziemy ich i załatwimy. Jak chroniony jest dom pogrzebowy? - zapytała już Jerrika czekając na tłumaczenie Żenii.
- Opowiedz o zabezpieczeniach domu - Żenia przełożyła słowa szefowej.
Jerrik zamrugał oczami.
- A nie miałaś obudzić Dzikiego Serca? Co? - zapytał. Zapalniczka zaś wodziła wzrokiem od jeńca do tłumaczki i z powrotem.
- I jaki plan dalej? Obudzić ją i co? Na plecach Ciebie wynieść? - rzuciła Żenia do mężczyzny, a do Zapalniczki dodała:

- Chce, by obudzić Dzikie Serce.
- I co? Rzucą się na nas i nas zabiją? Co jeszcze? On nie może chodzić, ale jej praktycznie nic nie jest. To za duże zagrożenie - pokiwała przecząco głową. Co wychwycił Jerrik i powiedział do Żenii patrząc na Zapalniczkę.
- Oh, Żenia, Żenia… nie tak to miało wyglądać.
- A jak miało? Masz lepszy plan to mów.
- Miałaś ją wybudzić. Mieliśmy móc odejść. I mieliśmy pomóc z miejscem mocy. Tak?

- Damy radę bez tej szopki. - mruknęła tym razem Wrona do blondynki licząc, że dziewczyna ogarnie - Czas ucieka.

- No dobra - powiedziała w końcu blondynka. Miała zaufanie do brunetki. Wyciągnęła strzykawkę i postanowiła mimo wszystko uśpić Jerrika. Zbliżyła się z wzniesioną strzykawka. To co zadziało się w następnej sekundzie było niepojęte. Siedzący kształt zaryczał. Zmienił się w wielką bestię, której całe futro składało się z różnokolorowych łat. Jego wielkie szpony nie miały najmniejszego problemu, żeby sięgnąć nóg Zapalniczki. Dziesięciocentymetrowe pazury rozdarły mięśnie dziewczyny rozrywając kości z trzaskiem. Blondynka w ludzkiej formie nawet nie zdążyła jęknąć, gdy jej ciało zaczęło się osuwać obok okulawionej bestii. W dłoni nadal ściskała strzykawkę.

- Idiota - syknęła Wrona przestając myśleć w tej chwili. Nahajka zaświszczała cicho i głucho gdy Żenia zamachnęła się podarunkiem od Smoka. Chciała odciągnąć ciało crinosa jak najdalej od Zapalniczki.

Bicz owinął się wokół szyi potwora, jakby chciał wyssać jego krew i poderwał ciało z nadludzka siłą. W stronę Żenii leciał na wpół bezwładny potwór o ponad trzystukilogramowym cielsku. A leciał szarpnięty ramieniem szczupłej brunetki. Jerrik zdawał się zaskoczony tą sytuacją. Jego żółtawe slepia zamrugały a szczęka kłapnęła na ślepo. Kilku centymetrowe kły o włos minęły ramię Żenii, gdy Crinos padł u jej stóp. Tuż obok Dzikiego Serca.

- Dość - Żenia miała dość. Wszystkiego. Instynkty, nauki Gutka, kotłowanina ciągłych emocji, ciężar odpowiedzialności, frustracja, śmierć Marka, poszturchiwania głodnej Nahajki i zasłonięte dywanem echo wydarzeń w Pentexie. A teraz ranna Zapalniczka. Ta cholera, wredna blond baba, która nie umiała nic poza organizowaniem zaplecza, która była starsza, która miała dbać o Żenię a nie odwrotnie leżała powalona przez rannego wilkołaka. Wszystko to skumulowało się w jednym ciosie jaki Wrona wyprowadziła przy jednoczesnym szarpnięciu bicza ku sobie. Jej wilczyca szalała ale ukrainka nie miała energii nawet na wściekłe wykrzywienie twarzy. Czuła się pusta i jakby poza swym ciałem, jak obserwator wydarzeń.
Trafienie weszło idealnie w cel. Zresztą trudno byłoby nie trafić w głowę przetrzymywaną biczem w drugiej ręce. Potylica wgięła się pod ciosem brunetki. Połatana bestia padła twarzą w błoto.
Tymczasem zapalniczka przewróciła się na plecy i sięgnęła po swój pistolet. Celowała w potwora zza zakrwawionych nóg.
- Kurwa! - wrzasnęła podsumowując sytuację.
- Strzykawka! - Żenia przywaliła bestii kontrolnie raz jeszcze i drugi by w końcu doskoczyć do blondynki po usypiacz. Chciała władować w bestię koktajl.
Zapalniczka rozejrzała się jakby w lekkiej panice. Strzykawka leżała w trawie. Złapała ją lewą ręką i rzuciła w stronę Żenii. Wilkołaczka trzymając w dłoni bicz, niczym smycz dla wilkołaka złapała lecącą strzykawkę praktycznie bez udziału woli. Wbiła ją w cielsko i wpompowała bez wahania cała zawartość.

- Trzymaj się, Zapalniczka, bo jak nie to Cię zabiję! Zaraz przyniosę porcję dla Ciebie ale jak mi tu zdechniesz to cię, kurwa, znajdę w zaświatach i zajebię. Czarny mi świadkiem. - wrzeszczała Żenia gnając do cholernego tymczasowego schronu.

- Spoko. Jestem już dużą dziewczynką - rzuciła niemal szeptem blondynka przed tym jak padła na plecy.

Żenia dość szybko znalazła apteczkę. Obok leżeli opatrzeni ludzie Marka. Opatrzeni i nieprzytomni. Dla szybszej regeneracji też dostali koktajl usypiający. A to oznaczało, że gdyby Jerrik w swoim szaleńczym zrywie nie napotkał bicza Żenii, to mogliby wszyscy zginąć nie będąc nawet świadomi.
 
corax jest offline  
Stary 07-12-2018, 05:11   #106
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Caern stał się ich bazą wypadową. W ciągu godziny po ataku Jerrika na zapalniczkę w okolicy polany pojawiły się dwie ciężarówki. Jedną była znana już Żenii chłodnia kierowana przez Kasię. Drugim przyjechało młode małżeństwo. Tomek i Agata Adamscy. Kolejni znajomi Zaara o których dowiadywała się w sytuacji kryzysowej. Przyjechali czymś, co w pierwszej chwili można było uznać za autobus.


Po chwili w powietrzu zapach benzyny stał się dominujący, a warkot generatorów prądowych przeszedł do normalności. Jerrik spętany został rzucony na tył pickupa. Jego wielkie wilkołacze cielsko nie chciało się zmienić, co niepokoiło Żenię. Dzikie Serce za to zamknęli z tyłu furgonetki.

Bartek przyjechał koło trzeciej w nocy. Był kompletnie rozklejony. Gdy przytulił się do Żenii, to nie mógł jej puścić przez dobre kilkanaście minut. Stali tak przytuleni w środku uśpionego obozu, aż w końcu blondyn poszedł obejrzeć bezgłowe ciało Marka. Wtedy do Żenii dotarło coś, co jej umknęło. Coś o co nigdy nie podejrzewałaby Srebrnych Kłów. Bartka z Markiem łączyło coś więcej niż męska przyjaźń. Coś, co sprawiało, że Ukrainka nie była przez Bartka rozpatrywana w charakterze partnerki.
Skwitowała ten fakt westchnieniem. No jak kulą w płot. Jak złoto przed wieprze…
Humorystyczne heheszki jednak nie pomogły w niczym.
Ciężar straty Marka nadal był i nie chciał zniknąć.

Tomek i Agata rozstawili anteny na swojej ciężarówce. W środku siedzieli między kilkoma ekranami komputerowymi. Z kosza wyrastała sterta opakowań po napojach energetycznych. Żenia postanowiła odpocząć. Kasia dostała wytyczne jak podawać wilkołakom uspokajacze. Zapalniczka klęła na wszystko w koło, ale najbardziej została zraniona jej duma. Mimo skomplikowanego opatrunku nie była w stanie stać o własnych siłach, a w wilczej formie ciągnęła za sobą tylne łapy. Zemsta Inwalidy jak ją podsumowała blondynka.

Oberwała też solidnym opierdzielem od Żenii, która nagle zdała sobie sprawę, że Zapalniczka to kolejny labrador w jej rosnącej kolekcji. Musi się nią zajmować no bo przecież mało co jej nie zarąbał sparaliżowany koleś. Efektem czego, Żenia chodziła koło Zapalniczki jak kura koło jajka, nie pozwalając jej się przemęczać, ruszać, za dużo kombinować i w ogóle miała leżeć i się kurować!!!

Żenia wstała koło południa. Agata przedstawiła wydruki planów budynku domu pogrzebowego. Do tego dołożyła zdjęcia satelitarne okolicy. Dwa wejścia. Jedno od wschodu, od parkingu. Drugie od frontu z południa, prosto z drogi. Zdjęcia z satelity pochodziły sprzed miesiąca. Jak wyjaśnił Tomek wojsko udostępnia je do różnych urzędów po upływie 30 dni, a tam już bez problemu można je wyciągnąć z różnych źle chronionych systemów komputerowych. Te pochodziły z Ministerstwa Środowiska.

Co ciekawe przed budynkiem stał czarny wan. Bliźniaczo podobny do tego jaki rozdzierała poprzedniej nocy Żenia.

Burgiel i synowie nie byli związani ze sprawą. W zasadzie już tylko synowie, bo Burgiel zmarł w styczniu poprzedniego roku. Dane z urzędu skarbowego wykazywały stały spadek dochodów. Archiwalne ogłoszenia wskazywały, że synowie chcieli sprzedać nieruchomość. W końcu ją wynajęli dwa miesiące wcześniej.

Włamanie do danych notarialnych było najtrudniejsze. Kopia umowy najmu wskazywała, że aktualnym najemcą jest Nikolas Karver legitymujący się niemieckim paszportem. Facet zdawał się nie istnieć, albo skutecznie zacierać po sobie ślady w internetowych bazach danych. Żadnego wykazanego dochodu. Żadnego zarejestrowanego pojazdu w UE. Przebicie się, przez ciężka zaporę internetową zaprowadziło Tomka do ślepego zaułka.

O godzinie 19:00 na polanę przyjechał czarny Hummer H3. Z jego wnętrza wysiadł elegancko obcięty blondyn w płaszczu. Spod płaszcza wystawał garnitur i biała koszula ze stalowoszarym krawatem. W pierwszej chwili Żenia nie rozpoznała Harada, którego gdzieś tam pamiętała jako osiłka z gołą klatką piersiową.

Z drugiej strony w podobnym płaszczu wysiadł Dalemir. Od ich ostatniego spotkania zapuścił brodę, która dodawała mu powagi i kilku lat. Był ubrany równie elegancko, jednak w jego wypadku nie było aż tak wielkiego kontrastu.

Oba Srebrne Kły pokłoniły się z godnością w stronę Żenii i w pierwszej kolejności ruszyły do swoich. Potem obydwaj ruszyli do ciężarówki chłodni.

Wrona za to schowała się.
Nakarmiła Zapalniczkę, uczesała ją ignorując protesty w długi holenderski warkocz, upewniła się, że wygląda dobrze jako PO dowodząca i ją wcięło. Znaczy było ją pełno wszędzie i nigdzie. Kręciła się na obrzeżach obozowiska, pozwalając wszystkim jakoś się poogarniać.

Spróbowała bez większej nadziei puknąć w słuchawkę od Zaara. Usłyszała ciszę.
Zbierała siły przed rozmową z Haradem i Dalemirem.

***


W końcu znalazł ją Dalemir. Nie pytał o nic. Zaprosił tylko dziewczynę do udziału w ceremonii pożegnania. Po chwili stali w kręgu z zaparkowanych samochodów. Wewnątrz kręgu sami też otaczali kręgiem stos z drewna na którym było ułożone ciało Marka. Nawet nie było widać, że głowa jest oddzielona od ciała. Harad jako Alfa podłożył ogień, podczas gdy Dalemir intonował pieśń do duchów. Na moment nawet Słońce zaemanował w caernie rozbłyskując jasnym światłem tuż przed pochłonięciem ciała przez płomienie.

Pożegnanie było krótkie. W powietrzu czuło się atmosferę panującej wojny i przygotowań.

Prosto spod stosu pogrzebowego Harad przeszedł do “ciężarówki dowodzenia” kiwając głową w nieokreślonym kierunku. Zapalniczka podeszła o kulach do Żenii i powiedziała ciche:
- Chodź.

W ciasnej ciężarówce muskulatura Harada wydawała się jeszcze większa.Zdjął marynarkę i rozwiązał krawat. Westchnął głęboko.
- Dzięki dziewczyny. Dobra robota - powiedział twardo i bez drwiny w głosie.
- Mam zamiar wybudzić ich kobietę. Na jej oczach ściąć tego crinosa, a potem znowu ją uśpimy. Żeniu, mam do ciebie prośbę. Widzisz, w mojej wataże ragabasze zawsze byli zwiadowcami. Czy znasz się na tym? Czy mogłabyś iść z Miszą w pierwszej linii rozpoznania?
I tyle. Harad szykował się do bitwy. Wszelkie animozje zostawił w tyle. Teraz potrzebował zmaksymalizować siłę uderzenia.

- Znam, dam, ale potrzebuje połączenia z duchami. A do tego muszę...no… medytacja nie działa. - Żenia była nieco skołowana - Harad. Dalemira trzeba chronić. Ich szaman oprócz posiadania kleiva od Kleszcza zakomenderował mojemu no… fetyszowi i ten go posłuchał. - dziewczyna wzruszyła ramionami - Poza tym ich szaman jest podobno na etapie wskrzeszania Samuela Haighta z pomocą Kleszcza. To wskrzeszenie ma być na cmentarzu. Stawiam, że będzie chciał korzystać z duchów skoro nimi komenderuje ot tak. Dlatego on - brunetka wskazała na szamana - jest kluczem.
Wrona w końcu umilkła wpatrując się spod wpół przymkniętych powiek na Srebrnego Kła. Jak się zachowa gdy ona udziela porad?

Zapalniczka spiorunowała Żenię wzrokiem. A mina Harada nie pokazywała nic. Patrzył z kamienną twarzą na Żenię. W zasadzie mógł się roześmiać i klepnąć ją w plecy… albo zmienić w crino i odgryźć głowę.

- Dalemir zapewni nam ochronę. On poprowadzi atak w Umbrze. Z nim pójdą Karol i Vavro. Ja poprowadzę główne uderzenie. Widzę przy sobie waszą dwójkę i Miszę. Wiem, że jesteście ranni. Znaczy ty jesteś - spojrzał na Zapalniczkę - ale jeżeli naprawdę jest ich mało, to przygnieciemy ich siłą. Starczy już zbierania jeńców. Wszystko już wiemy.

Wrona łypnęła na Zapalniczkę, Dalemira i znowu na Harada.
- Znaczy… plan ok tylko… - Żenia nie chciała podpaść blondynce - … no nie wiemy wszystkiego. - posłała jej przepraszające spojrzenie. - No bo zobaczmy… szaman komenderuje duchami. Szykują się do rytuału na cmentarzu. No nie wiem, dla mnie brzmi jak doskonałe miejsce na pułapkę. Nie znam się na duchach ale naszego caernu duchy pilnują. Tam też mogą. Zakładać można, że ta dwójka nie siedzi w domu pogrzebowym - Żenia tłumaczyła powoli i tonem jakby proszącym o wysłuchanie - i że podłożyli świnię. Po drugie nie wiemy czemu Minotaur nagle przekazuje pałeczkę Kleszczowi? - tu Żenia spojrzała na szamana z pytaniem w oczach. - Co się zmieniło?
- Nie wiemy czy przekazuje - powiedział Dalemir jednocześnie uciszając wypowiedź Harada, która zamarła mu w ustach.- Z tego co mówili chłopcy to ten Kleszcz obdarowywał tego Samsona fetyszami. Czyli to jemu zależało na przypodobaniu się. To normalne, że duchy o pewnej sile chcą zostać totemami. To stawia nas w dość niebezpiecznej sytuacji. Z jednej strony Kleszcz nie ma takiej siły jak minotaur. Z drugiej pożera go ambicja, więc jest gotów dużo więcej dać swojej wataże i dużo aktywniej brać udział w walce.

Co ciekawe Żenia zauważyła minę Harada i to z niej wyczytała wszystko to co było niewypowiedziane, a było kluczem do słów Dalemira. Wataha Harada służyła Sokołowi. Tak jak całe plemię Srebrnych Kłów. Byli więc samą wierchuszką wśród swoich. I mieli potężny totem. Który osiągnął już tak wiele, że nie potrzebuje wykazywać się nigdzie i aktywnie pomagać swoim podopiecznym. Dlatego Harad spochmurniał, a Dalemir nie poświęcił swej gnozy na uleczenie rannych.

- I gdzie w tym wszystkim Minotaur? Sokół by siedział spokojnie, gdyby jakiś inny duch chciał przejąć jego rolę? Duchy to sukin…. - Żenia ugryzła się w język i aż skrzywiła z bólu. - No i nie wiemy jeszcze ilu krewniaków czeka na nowe życie. Jeśli będą na miejscu jacyś, to co? Zabijamy ich? To będzie miało poważne reperkusje. Puścimy wolno? Kleszcz może ich odszukać. Myślałam czy by nie zrobić cichego wjazdu, zrobić rozpoznanie ale frontalny atak skoncentrować na cmentarzu. A może Dalemir pomówiłby z duchami - może dałoby się znaleźć tego Kleszcza i pogadać zanim zrobimy szturm?

Żenia odważyła się na coś niesłychanego.

Wyciągnęła swoją dłoń i położyła ją na potężnej dłoni Harada. Ścisnęła ją lekko i nieśmiało:
- Co sądzisz o tym, Alfo?

- Sądzę, że wejdziemy tam i zetniemy głowy każdemu kogo zastaniemy. Wilkołakom, krewniakom, duchom. Bez wyjątku. Reperkusje? Ścieli mi drugiego ahrouna watahy. Czas negocjacji przeminął. Teraz, przeminął już nawet czas przyjmowania kapitulacji. Jeśli krewniak dołączył do zdrajców, to jest zdrajcą.

Harad na moment zamilkł i spojrzał na Dalemira. W kwestii duchów nie miał nawet połowy takiego doświadczenia jak młody szaman.

- Dobrze. Może za mocno się unoszę. Wiemy jaki cmentarz?

- Nie. - Żenia odsunęła się od Harada - Nie zdążyłam się dowiedzieć. Chciałam zamarkować ich ucieczkę i dowiedzieć się więcej - Żenia stwierdziła bezczelnie - Ale wtedy Jerrik zaatakował i było po ptokach. Dalemir jakbyś chciał odbębnić czyjeś wskrzeszenie to wybrałbyś duży cmentarz, gdzie znikniesz w tłumie, czy mały zapuszczony, gdzie nikt Ci nie przeszkadzałby?

- Oczywiście, że coś cichego. Ale w okolicy Warszawy jest chyba więcej cmentarzy niż dwa, prawda?
- Siedemnaście - odezwała się Zapalniczka. - Może w takim razie wy, zdrowi ruszycie na “zwiad” do Burgielów. My, “inwalidzi” zregenerujemy się ciut dłużej i będziemy bardziej przydatni. Co wam po tym, że ruszę do szturmu, jak za progiem potknę się i nie wstanę - rzuciła niemal wyzywająco zapalniczka zarzucając warkocz przez ramiona.

- Myślałem, że zapewnisz osłonę snajperską - powiedział Harad - ale dobra. Do Burgielów chcę dotrzeć jeszcze tej nocy.

- Dalemir a można pomówić z duchami, żeby pomogły w odszukaniu tego właściwego cmentarza? Poprosimy Agatę i Tomka o ograniczenie ilości cmentarzy i z tego co zostanie można by spróbować zidentyfikować te najbardziej prawdopodobne.Aha i jeszcze jedno. Jeśli Ty będziesz siedzieć w Umbrze, a Kleszcz może być tak aktywny to jak pójdziemy we trójkę tylko, to może cię Kleszcz zaatakować prawda? - Żenia w sumie była zadowolona, że fakt ewentualnej próby zapewnienia ucieczki Jerrikowi i Dzikiemu Sercu każdy z zebranych olał.

- Dobrze więc. Dalemir zasięgnie języka duchów. Poszukamy cmentarza. Zetniemy tę dwójkę. I ruszamy do Warszawy. Reszta niech tutaj siedzi na tyłkach i zbiera siły jako wsparcie - podsumował Harad.
- Jeszcze przed świtem wrzucę dwie ścięte głowy przez okno zakładu pogrzebowego.
Przecisnął się obok Żenii i Zapalniczki, co druga skwitowała pojękiwaniem. Nadal miała problem z poruszaniem się, a blisko dwumetrowy góral nie okazał żadnej delikatności szukając wyjścia z ciężarówki. Gdy zamknęły się za nim drzwi odezwał się Dalemir.

- Gdzie Szrama?
- Szuka sposobu na wyciągnięcie Czarnego. A co? - rzuciła Zapalniczka.
- Ma większe doświadczenie z duchami niż ja. Miałem nadzieję z nią to przedyskutować - odpowiedział szaman. Zapalniczka jedynie skinęła głową.
- O co chodzi z medytacją? - Tym razem podjął temat od jakiego zaczęła Żenia - co się stało od naszego ostatniego spotkania? Czuję się przy tobie jakoś dziwnie. Jestem pewien, że we wilczej formie smród Żmija aż wgryzałby mi się w nos.

- Zapalniczka, siadaj do cholery. - Żenia- kwoka podniosła blondynkę by ulokować ją na fotelu - Nie powinnaś stać ani chodzić - prawie zagrzmiała ale momentalnie ściszyła ton do gderliwego szeptu. Tak jakby Dalemir nie mógł go i tak usłyszeć. Spięta westchnęła i odwróciła się do szamana.

- Mam - „bicz co ma dwa końce?” Podpowiedziało uczynnie to coś stanowiące jestestwo Żenii - broń. Którą trzeba ładować. Jak telefon. Medytacja nie działa. Potrzeba esencji duchów. Muszę ją naładować bo inaczej nie przestaje nadawać, jak zepsute radio. Pazur w Mroku stwierdził, że to zmora.

Wypowiedź z przytupem została zakończona miną dziewczynki, ciągnącej końcówki warkoczyków.

Dalemir się zamyślił i odezwał dopiero po chwili wpatrywania się w niewinną minę Żenii.
- Ktoś zrobił ci kawał? Zmora zaklęta w fetyszu to nic dobrego. Z drugiej strony nie powinna zakłócać medytacji. Duch zamknięty w broni nie powinien móc wejść w bezpośrednią interakcję z duchami obdarującymi cię gnozą. Musisz wysysać esencję z duchów? - chciał doprecyzować szaman.

- Eeeeh może Ci pokażę? Będzie szybciej. Tylko wyjdźmy stąd.
Dalemir skinął głową i ruszył za brunetką.
- To ja zbiorę Tomka i Agatę. Spróbujemy poszukać czegoś o cmentarzach - powiedziała im na odchodne Zapalniczka.
- Dobra tylko nie łaź!

***


Po chwili stali już w ich rozrastającym się obozie wokół ziemianki.
- Musimy wejść do umbry? - zapytał Dalemir.
- Najpierw tu. Potem tam. - Żenia ściągnęła rękaw bluzy i pokazała dziarę „nówkę sztukę nieśmiganą” - To wygląda tak. - czekała na reakcję Dalemira - Albo tak - Żenia nieco wprawionym ruchem „wyciągnęła” Nahajkę spod skóry. - To jest Btkhu’into. - dokonała prezentacji łamiąc sobie język. *

Oczy szamana rozszerzyły się. Sięgnął nawet dłonią, żeby dotknąć bicza. Ten jednak niczym wąż cofnął swoje wijące się cielsko.
- I wyjmujesz to ze skóry bez gnozy? Zachowuje się jakby duch wewnątrz miał wolną wolę. Jakby rytuał zaklęcia Fetysza nie zadziałał.
Spróbował dotknąć broni kolejny raz, a ta jakby w akcie obrony owinęła się szczelnie wokół przedramienia dziewczyny i wcisnęła pod skórę zmieniając na powrót w tatuaż.

- Tak. Bez gnozy. Potrafi parę rzeczy. Idziemy za Zasłonę? Musisz mi pomóc. - Wrona wyciągnęła lewą dłoń do Kła.
Podał jej rękę, a drugą dłonią wyjął z kieszeni małe lusterko. Po chwili samochody rozmyły się. Świat rozjaśniał gorącym słońcem, a wszędzie wokół unosiły się złote obłoczki. Które tym razem Żenii od razu przypominały wolno sunące pawie, łabędzie czy inne ptaki.

Wtedy też zobaczyła Dalemira wpatrującego się w nią z przekrzywioną głową. Bicz wyglądał na dużo bardziej żywy. W zasadzie wyglądał jak macka wijąca się w różne kierunki. Dalemir wyciągnął dłoń w jej stronę, a ona pacnęła go w nią, jakby chcąc dać do zrozumienia, że nie życzy sobie dotykania.

- Ok. Nie tego się spodziewałem. Masz na sobie żywą zmorę, wiesz? - powiedział w końcu.

- Mhmm - dziewczyna kiwnęła z kwaśną miną - teraz wiem. Ona lubi polować na duchy. Na przykład takie. - Żenia wskazała fruwające słoneczne pluszaki. - Barrrdzo. A Samson ją usadził. Dlatego mówię, że jest niebezpieczny.

- Czy to jest inteligentne? - zapytał patrząc na mackę niczym na egzotyczne zwierzę w zoo.

- Nie pozwala się dotykać obcym. - Żenia wyszczerzyła się w bezczelnym uśmiechu - Jak myślisz? Reaguje na polecenia i komunikuje się w podstawowym zakresie. Głównie mówi: „jeść”. Adaptuje się do formy. W formie wilka mam te… kolce.

- Czyli jakiś animalistyczny stwór. Dobrze. Gdyby był inteligentniejszy, to mogłabyś mieć z nim problem. Jeśli to zmora, to musisz uważać szczególnie na Tancerzy Czarnej Spirali. Oni z łatwością podporzadkowują sobie zmory. I to nie tylko ich szamani. Skąd to masz? Bo zakładam, że nie obudziłaś się rano z nowym tatuażem i kacem moralnym, co? - Dalemir chodził dookoła Żenii obserwując miejsca przyczepienia istoty do ciała.

- Mhm - mruknęła dziewczyna przed oczami jak nic mając spotkanie z bratem i ekipą spiral. Analizowała słowa Dalemira. Nie wyglądali na podporządkowujących. Wyglądali jakby byli pod wrażeniem. Postanowiła ominąć tę kwestię i omówić ją z Czarnym. - Dostałam. I nie mogę się jej pozbyć. Słoneczny Chłoptaś oferował pomoc. Chciał obciąć mi ramię. - mina dziewczyny mówiła sama za siebie. Gdyby nie Nahajka, nie rozmawialiby teraz. - Nim ruszymy muszę skoczyć na polowanie. Chyba, że masz inny pomysł jak ją naładować?

Chwilę się zamyślił.
- Tak, mam pomysł. Czekaj chwilę - odwrócił się i ruszył w głąb caernu. Przyklęknął na moment i coś wyszeptał. Po chwili pojawił się mężczyzna w olśniewających białych szatach. Wymienił kilka słów z szamanem w języku, którego Żenia nie rozumiała. Co ciekawe, bo odnosiła wrażenie w ostatnim czasie, że mówi wszystkimi językami świata. Na ręce starca pojawił się wielki ptak, który z gracją przeskoczył na rękę Dalemira.

Szaman szedł w stronę Żenii z Żarptakiem na ramieniu. Gdy stanął naprzeciw niej Żenię przeszyło dziwne uczucie. Coś pod skórą, co w bardzo niezdrowy sposób kojarzyło się z oblizywaniem się.
- Daćbog wykuwa je w swej kuźni. Poprosiłem go o jednego z nich. Nic się nie stanie, jeśli wykorzystasz jego esencję do pomocy w naszej sprawie. Prawda? - powiedział w końcu.
- Chyba nic się nie stanie. Nie wiem - Żeńka jak przez mgłę ekstazy wspominała ostatni posiłek Nahajki. - Może się odsuń.

„No to smacznego Nahajka. Pamiętaj kto ci załatwia takie smakołyki następnym razem” - dziewczyna z wolna zmieniła formę w wilka i „spuściła” zmorę ze smyczy.

Gdy tylko Żarptak wpadł w ręce Żenii macka wystrzeliła z zawrotną prędkością w jej stronę. Uczucie ekstazy przepełniło Żenię i reszta sceny przypominała narkotyczny sen. Wszystko kręciło się z zawrotną prędkością. Wokół wirowały płonące pióra. Płomień otaczał cień. Ekstaza rozlewała się wokół. Brunetka nie do końca odnajdywała się w przestrzeni. Nie potrafiła określić czy stoi, czy też leży… czy może unosi się w powietrzu. Jęk przerażającego bólu umierającego Żarptaka był niczym miód dla uszu dziewczyny.

“O tak, nareszcie coś silniejszego. Teraz i my będziemy silniejsze”

To pełne zdanie przewinęło się między falą pulsujących orgazmów z siłą huraganu i wzbudziło refleksję w kwestii inteligencji “animalistycznej zmory”.

Potem był deszcz ognia. I ciemność jaka otoczyła dziewczynę. Miła ciemność. Ciemność w której czuła się bezpiecznie. Ciemność, która niosła za sobą wiedzę.

“Panowie Cienia powinni być Panami Cienia. Otwórz swój umysł”


Btk'uthoklnto nie napotkała żadnych oporów. Żenia niemal poczuła jak oślizgły kształt pełza jej w czaszce. Jak ociera się o szalone wspomnienia z budowy caernu i chłonie wiedzę o walce w Pentexie. Adaptuje techniki walki Gucia tak silnie wpajane dziewczynie przy użyciu łokci i kolan. I śmieje się gdzieś na granicy świadomości obserwując hotelowe zmagania z Zaarem. Ale to nie było wszystko. Btk'uthoklnto zostawiała coś za sobą. Cień… Ogrom cienia. Zapomniana wiedza przodków kiełkowała w umyśle dziewczyny.

Kalejdoskopa kotłowanina.

Tak najlepiej chyba mogłaby oddać wrażenia z tego co uczyniła wizyta Nahajki w jej głowie. Uczucia, które próbowała dusić w sobie. Strach, przerażająca obawa gdy wchodziła w paszczę lwa. Chciał wyrywać wrzask z ust dziewczyny ale zaraz dławiony był przez gorący, palący gniew, furię gdy macka zmory musnęła wspomnienie ostatnich słów Czerwonej Garsonki. Tęsknota tak gorąca, że Zenia chciała wydrapać własne oczy by przestały wysyłać łzy - Grześ. Młodszy braciszek.

To wszystko były jej jedyne skarby teraz oglądane i katalogowane przez oślizgłą obecność, która wyciągała je na wierzch i zastępowała je czymś nowym. Mocą i wiedzą. Dziewczyna nie miała siły a może ochoty bronić się przed Nahajką. Ciemność otulała ją jak kokon, tuliła do siebie łagodnie. Gdzieś błysnęła myśl o Ognistej Wronie. Kolejne rozbłyski przynosiły twarze Czarnego. Zaara. Twarze bliskich przejechały dziewczynie przed oczami niczym pociąg ekspresowy. Mimo, że była tu sama nie czuła strachu. Przepoczwarzała się. Jak gąsienica. Czy Kami też tak się przepoczwarza?

Nagle nowe wspomnienie Ivana pociągnęło Żeńkę z otoczki.

“Żeńka, Żeńka przecie Ty już nie młódka. Nie możesz oglądać się za innymi wilczarzami. Przeto my szlachta. Dumni. Musisz być dumna. Pamiętać to co ludzkie. Pamiętać o swych przodkach.”

Pamiętać to co ludzkie.
Pamiętać o swych przodkach.

Przodkach…

W ciemności i mroku Żenia wyciągała ręce ku Kozakowi.

Kozak był atamanem, a ona co?

A ona zbiera swoją armię…

Brakowało w niej ludzi.

Musiała zdobyć poparcie ludzi.

Żenia skrzywiła się gdy Nahajka odkopała wspomnienie zakrwawionej kuchni i posiwiałego ojca.

Czy gdy pokaże swój mrok, to świat ją znienawidzi? Czy pokocha?

Pytanie pozostało bez odpowiedzi w ciemnościach.

***


Mrok powoli się rozwiewał. Czuła wilgoć trawy pod swoim ciałem.
- No… żyjesz - powiedział głos Dalemira - się porobiło w caernie. Nie mówiłaś, że to zabija duchy. Tak na amen.
Powieki rozwarły się i zobaczyła twarz szamana. Jego broda i włosy były nadpalone w dwóch miejscach. Prawe oko zalewała krew. Chyba miał rozcięty łuk brwiowy.
- Cóż, nie powinienem do tego dopuścić. Trudno. Obraziłem ducha caernu. Zdaje się, że będziemy musieli ściągnąć Czarnego, żeby móc otworzyć nasze własne miejsce mocy. Bo póki co Daćbog zamknął je przed nami.
Czuła na sobie jego dotyk. Wodził palcami po jej rękach i nogach, później w okolicach piersi. W pierwszej chwili poczuła erotyczne podniecenie będące echem fali orgazmów jakie przetaczały się przez jej ciało po wchłonięciu Żarptaka. Dopiero po chwili chłodna część umysłu podpowiedziała jej, że szukał złamań i urazów.
- Dobrze, że jesteś cała. Tatuaż się zmienił - podsumował szaman trzymajacy jej rękę.
Tribal otaczał niewielkie dzikie oko zerkające z pomiędzy zawijasów.

- Czy ktoś może mi wyjaśnić co się tu do cholery dzieje? - głos Harada był poirytowany.
- Dlaczego większość sprzętu siadła i nie mogę nawet auta odpalić?

Stał w eleganckich spodniach i w podkoszulce. Boso. Kojarzył się z Brucem Wilisem z pierwszej “Szklanej Pułapki.”. W jego dłoni połyskiwał szeroki srebrny miecz.

Dalemir puścił Żenię i wstał.
- Żenia jest związana ze zmorą. Nie wiem jeszcze na jakiej zasadzie, ale próbowałem poznać bliżej tę istotę. I pech chciał, że zabiła Żarptaka.
- Jak można zabić Żarptaka? - zdziwił się Harad. Był ogromny stojąc obok Dalemira i wtedy do Żenii dotarło, że zmienił swoją formę.
- Cóż, tego jeszcze nie wiem. Będę potrzebował kilku dni….
- Nie mamy kilku dni! - przerwał mu żądny zemsty wojownik i wzniósł lekko ostrze miecza - idę ich zabić i ruszamy. To wszystko trwa zbyt długo.

“Czas na prawdziwą zabawę, Wrono”

Głos w głowie się zmienił. Był bardziej ludzki. Kobiecy? I nie mówił “Jeść” Do Żenii dotarło to wraz ze świadomością, że kompletnie nic jej nie jest i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wstała z ugniecionej trawy.

- Co to było? - Żenia usiadła podpierając się na łokciach. Skóra była jakby nadwrażliwa, wyczulona. - Zamknął? Przecież dał ptaka. Zabija? - mina Żenii mówiła całą prawdę o kompletnym skołowaceniu dziewczyny - Harad, daj chwilę. Dorwiemy ich ale jak się tak miotasz to nie pomaga. - zamarudziła próbując się pozbierać. Mięśnie ciągle pełne były echa ekstazy - Dalemir a tobie nic nie jest? - zmrużone oczy dziewczyny spoczęły na wilkołaku. Miała wrażenie, że sama pachnie jak seksualne szczytowanie, jak rozleniowiona i zadowolona wadera. Choć jej muśnięcie nie miało nieść ze sobą tych pokładów to dotyk jej dłoni był niemal uwodzicielski, gdy muskała skroń szamana z zapiekłą strugą krwi.

Harad tylko pomachał głową przecząco. Żenia miała rację. Miotał się. Ruszył do jednego z aut znikając im z oczu.
Dalemir dotykany przez Żenię uśmiechnął się.
- Spokojnie, zagoi się. Widzisz, ducha jest niezmiernie trudno zabić. Zazwyczaj, gdy coś wyssie jego esencję, albo gdy jego cielesna forma zostaje zniszczona to odradza się w innym miejscu umbry. Bardzo trudno stworzyć ducha. Dlatego Daćbog jest jednym z potężniejszych duchów. Bo posiadł zdolność kreacji. Ale zabić jest jeszcze trudniej. A zmora z tobą związana posiadła tę zdolność. To mniej więcej powinno dać ci pogląd na to co miało miejsce. Bo wiesz, jeśli nie można ducha zepsuć ani zabić, no to poszedłem do Daćboga “pożyczyć” Żarptaka.
Dalemir podrapał się po brodzie.
- No i jak ten twój tatuaż z zimną krwią zamordował Żarptaka to i ja i Daćbog doszliśmy do wniosku, że nie tak się umawialiśmy. Znaczy… ja rozłożyłem ręce i powiedziałem “Przepraszam”. A on… on jak to Incarna… zmienił niebo w ogień i spuścił na nas płonący deszcz. A gdy wyszedłem z Tobą z umbry, to zamknął za nami drzwi na klucz.

Takie sytuacje nie zdarzały się często.
Wrona stała z lekko otwartymi ustami jak żona Lotta w milczeniu i niedowierzaniem trawiąc słowa Dalemira.
- Ale… - myśli pływały leniwie - … przecież… z Czarnym polowaliśmy na kotka. Jak to zabija?
Przez rozmemłaną świadomość zaczął rosnąć pierwszy płomyk złości.

“Nahajka!!!” - wrzasnęła w głowie na bicz - “Nożesz job twoju mać!!! Nie mogłaś uprzedzić?”
Po ostatnich słowach pojawiło się mocne postanowienie odcięcia ramienia.

- Jak caern zamknięty to jak Szrama z Wojtkiem wrócą? Ja pierdzielę… - Żeńka się podłamała.
- Nie wszystko na raz - Dalemir wyjął z kieszeni chusteczkę, którą starł krew z twarzy.
- Na rytualnym polowaniu szaman zawierał pakt z duchem, że ten da sobie zabrać esencję, a później odrodzi się w innym miejscu Umbry. A Szrama wróci pewnie na piechotę. Nie widzę póki co innej opcji.

“Hmm, taki śliczny, taki mądry. Może jego zjemy?”

Odbiło się echem w jej głowie.

- Z Ukrainy?! - głos Żenii podniósł się o kilka tonów. Kryła zaskoczenie nagłą bezpośrednią komunikacją z Nahajką, którą jednocześnie próbowała utrzymać w ryzach.

Dalemir patrzył na nią zaskoczony.
- Eee… tyle się tutaj dzieje, a ona pojechała na Ukrainę? Naprawdę nie miała kiedy?

Po chwili zza jednego z samochodów coś przyleciało w ich stronę. Wyglądało trochę jak piłka do koszykówki, jednak nie odbiło się, tylko siadło w trawie z plaśnięciem typowym dla części ciała. Twarz Jerrika wpatrywała się w niebo. Ciało musiało zostać u stóp Harada. No i nie miał już pyska wilkołaka, tylko swoją zwykła twarz dwudziestoparolatka.
- Ha! Wrzucę ją im przez okno do tego domu pogrzebowego - najpierw dobiegł głos, a po chwili pojawił się wilkołak z okrwawionym ostrzem.

-- Ja pier… Dalemir, dasz rady uspokoić jakoś Harada? Ja się ogarnę...chyba… - mruknęła Żenia wpatrując się w twarz Jerrika z zastanowieniem. - Jak on pójdzie w takim stanie? Naprawdę nie docenia tych tancerzy… martwi mnie to.

Odwracała się już prawie od szamana by wrócić i przytulić się jednym ramieniem - tym bez Nahajki - do niego.
- Dzięki za dzisiaj. - na chwilę oparła czoło o ramię szamana i przymknęła oczy. Tym razem bez mgiełki seksualności. Ale to nie był Michał, ani Gutek. Ukojenie jakiego szukała dziewczyna nie przyszło. - Nie wiedziałam, że to tak się skończy.
- Żenia, ja też nie. Gdybym wiedział, to bym nie zaproponował tego rozwiązania. - Objął ją i przycisnął do siebie - pogadam z Haradem, spróbuj ustalić z zapalniczka co nawaliło po tej stronie.
Brunetka pokiwała głową czerpiąc i dając wsparcie młodemu szamanowi. Odwróciła się w końcu mijając Harada.
Przystanęła obok wielkiego, zakrwawionego alter ego Willisa:
- Harad, pomyśl o tych z watahy, którzy żyją. - mruknęła cicho - Proszę, nie idź w ślepym gniewie.
- Tu leży ślepy gniew - wskazał na głowę ragabasha Tancerzy Skór. - Żenia, nie doceniasz ich. Oni każdego dnia rosną w siłę. Im dłużej będziemy czekać, tym będą silniejsi. Dziś jest ich dwóch. A jeśli mają jakiś zapas skór? Jeśli przeprowadzą rytuał na kimś jeszcze?
Żenia czuła mrowienie w tatuażu gdy była blisko srebrnego ostrza. Czyżby cienista zmora nie przepadała za tym kruszcem?

Harad otworzył drzwi furgonetki. Na podłodze leżała związana naga kobieta. Była tak unieruchomiona, że całokształt tej sceny kojarzył się bardziej z hardkorowym porno w stylu BDSM niż ze środkami zaradczymi wobec możliwej ucieczki.

- Ile powinniśmy czekać twoim zdaniem? Aź znajdziesz łączność z duchami? Póki co z moim szamanem zamknęliście Caern - zmierzył Żenię spojrzeniem które chyba miało być zarezerwowane dla Dzikiego Serca, ale ona bezczelnie leżała nieprzytomna.

Żenia otworzyła usta by odpowiedzieć. Ostro, surowo.
Ale na nowo je zamknęła.
Nienawiść widoczna w oczach Harada cięła ją jak nożem.
- Naprawdę tak mnie nienawidzisz, że nie chcesz dostrzec, że martwię się o Ciebie i Twoją watahę, Alfo? - spytała zadzierając głowę - Nie mówię by czekać tylko by kalkulować na zimno. Nie tylko Ty straciłeś Betę, Haradzie.

- Idę się przygotować i ruszę za Tobą.

Żenia nie doczekała się żadnego komentarza Alfy. Zamiast tego wielki glabro wyciągnął więźnia i ruszył z nim gdzieś na skraj lasu.Widząc, że ona nie odeszła, to on postanowił się usunąć z jej oczu. Cóż, należało się spodziewać kolejnej przylatującej głowy.

***


Zapalniczka siedziała w centrum dowodzenia. Miała odchyloną głowę. Żenia szybko otaksowała pomieszczenie. Komputery były uruchomione, ale na większości postępowały paski programów diagnostycznych lub ładowania sterowników.

Na małym stoliku wysuwanym ze ściany przy fotelu zapalniczki leżała strzykawka. Aniela przyjmowała kolejna dawkę przeciwbóli.
- Eh, Żenia… jak to jest… - jej oczy były zamglone świeżą dawką leku - że nic nie można z tobą zaplanować? Co jeszcze się spierdoli? Jesteśmy ślepi, wiesz?
- Nie do końca. Znaczy, pewnie do rana zajmie nam postawienie wszystkiego do stanu używalności. Z miejsca mocy uderzył impuls EM. Szlag trafił kilka systemów, wszystko musieliśmy zresetować. - podsumował Tomek, nie odrywając wzroku od tableta.
- Siadaj - Zapalniczka pociągnęła nosem - i tak się nie ruszymy do jutra. Trzeba się przespać.

- Wiesz, tym razem ja też nie planowałam, że coś się zrypie. Ani Dalemir - Żenia klapnęła smętnie obok PO Alfy. Po słowach Anieli czuła się jak chodząca bomba - Jak się czujesz? Jesteś głodna? Pić Ci się chce? - dziewczyna przytknęła dłoń do czoła blondynki i pogłaskała ją odruchowo po głowie. To przypomniało jej, że Dalemir nagle zmienił do niej stosunek. To było zaskakujące. Nie bardzo wiedziała skąd ta zmiana.

- Zaraz zasnę i będzie lepiej. Spokojnie. Haradowi nie naprawię tego auta, wiec o ile nie zmieni się w wilka i nie pobiegnie do Warszawy, to nici z najazdu na Tancerzy. Jutro Karol będzie już zdrowy. I Misza prawie. Może już ja będę chodzić. Pojedziecie na spokojnie. Nie mam zamiaru go puścić na złamanie karku. Powiedz Żenia… - Zapalniczka się zawahała i pochyliła jakby chcąc wywołać atmosferę konspiracji. Ale atmosferę trafił szlag, gdy jęknęła z bólu, a lewą ręką chwyciła krawędź malutkiego stolika z taką siłą, że pobielały jej palce.
- Uh… myślisz, że da się zrobić pranie mózgu tej lasce od Tancerzy Skór? Może mogłaby do nas dołączyć?

- Raczej nie. Harad właśnie zabrał ja do lasu, a po drugie to fanatycy. A mnie Harad nie posłucha.

Co tu się działo? Niedawno Zapalniczka chciała rozszarpać Fuza a teraz myśli o dołączaniu Tancerzy Skór? Czy Żenia obudziła się w świecie na opak? Brunetka popchnęła Sędzię z powrotem na fotel.

- Trzeba załatwić powrót Wojtkowi i Szramie. Księżycowego Mostu teraz nie odpalą.
Zapalniczka się roześmiała.

“Przywal jej. Niech się ogarnie”

- Na Ukrainie nie ma Caernów. Albo raczej są takie, z których mosty prowadzą prosto do Malfeasu. I tak nie mogliby wrócić mostem. Zresztą chyba żadne z nich nie potrafi. Na nich musimy czekać. I na Czarnego. Ja pierdole… ciągłe czekanie. Wkurwia mnie to już, wiesz? Antek powinien tu być, powinien fuknąć na Harada i posadzić go na dupie. A nie, że mi tu jakiś Słowak dyktuje warunki. Na mojej ziemi! Kurwa.
Zapalniczka na moment się skupiła, po czym wstała bez pomocy kul i ruszyła chwiejnym krokiem w stronę wyjscia z ciężarówki dowodzenia.
- Idę pogadać z Haradem. Nie będzie mi zabijał jeńców. Musi uszanować nasze terytorium.
Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, a spojrzenie brunetki zatrzymało się na kulach opartych w rogu ciężarówki.

“Niech mnie tego nauczy! Ja tak chce!”

Głos w głowie dziewczyny zaczynał jej się kojarzyć z rozkapryszona nastolatką.

Żeńka czuła jak dosłownie wszystko jej opada. Począwszy od szczęki po ręce.
Miała dość. Czy bycie Alfą właśnie na tym się opiera? Na niańczeniu każdego? Terytorium-szmorium, pieprzone ego i cholerne uparciuchy.

- Tomek, Agata, coś wam potrzeba? Wiecie może gdzie Bartek?

Pytała chwytając za kule.

- Nie. I tak nie masz teraz wojskowej elektroniki, która nam pomoże. Potrzebujemy tylko trochę czasu, zanim wszystko uruchomimy. Działamy na jakichś 8% wydajności. Do rana spodziewam się 12%. Na razie działania w sieci musimy odpuścić - odpowiadała Agata wpatrująca się w jedyny z monitorów na którym nie przesuwał się żaden pasek postepu.
- Bartka gdzieś oddelegował Harad. Zapytaj Kaśki, bo to z nią ostatnio gadał - dodał Tomek.
- Dobra. Dzięki.

Żeńka wyskoczyła z wozu trzymając kule Zapalniczki jak proporzec. Rozejrzała się za nią. Dziewczyna dokuśtykała już do Harada i oboje stali nad nieprzytomnym więźniem.

Głębokie westchnienie wydarło się z ust Żeńki, która zebrawszy siły ruszyła do dwójki.
- Harad, Zapalniczka! Mam pomysł! - zamachała zwracając uwagę obojga na siebie.
Żadne się nie odezwało. Harad patrzył w jej stronę. Zapalniczka musiała się odwrócić. I zrobiła to zaskakująco zgrabnie jak na rozcięte uda obu nóg.

Dziewczyna podbiegła i spojrzała na więźnia sprawdzając czy wciąż ma głowę na karku:
- Mogę podszyć się pod nią i wejść do zakładu pogrzebowego. Spróbować dowiedzieć się więcej. - Żenia popatrzyła na Zapalniczkę i Harada.

Dziewczyna leżała. Część pęt była rozcięta, a jej ciało było wygięte w jakiejś nienaturalnej pozie. Ale miała głowę. I nie wyglądała na martwą.
- No widzisz! - podłapała Zapalniczka. Kamień działa tylko na żywych, a gdzie znajdziesz lepsze źródło informacji niż w środku? W twojej wataże Ragabasze zawsze byli zwiadowcami! - Powiedziała parodiując ton Harada. - Więc daj nam zrobić cholerny zwiad.

Wielki góral schował miecz do pochwy. Zacisnął szczękę. Pokiwał przecząco głową.
- Dobra. Weźmiemy ją i pojedziemy. Poczekamy aż postawicie te wasze anteny. W tym czasie chłopaki dojdą do siebie. Bartek załatwia nam nowy lokal i nowe auta. Uderzymy w niedzielę po zachodzie słońca. Żenia, wystarczy ci sobota na - Harad chwilę się zastanowił zanim dokończył pytanie - zwiad?

- Tak. Jeśli się uda to się dowiem ile się da. Jak się nie uda, to postaram się dać wam znać jak najszybciej. Nie wiem czy ją warto brać. Chodzi mi o to, że nas wywęszyli ostatnio. Mogą się kapnąć i teraz, że coś jest nie tak i będziemy mieć kolejnego strupa na głowie, żeby się martwić uderzeniem w plecy? - Żenia podsunęła się do Zapalniczki tak by ta się mogła o nią wesprzeć. No. Świat oszalał. Żenia - matką kurą.

- Tak Harad, weźmiemy ją do chłodni. Wyjedziemy jutro za wami. Nafaszeruję ją prochami. Musimy być blisko z centum dowodzenia w razie czego. Ale nie koniecznie z niebezpiecznym Tancerzem Skór. - Zapalniczka szybko wskoczyła w rolę.
Harad coś warknął i powiedział krótkie:
- Dobra. Za chwilę wyjeżdżamy. Czy ktoś rzuci okiem na mój samochód?
- Już o to poprosiłam Kasię. Niedługo możecie ruszyć - PO stanęła na wysokości zadania. Harad odwrócił się kolejny raz już tej nocy i odszedł.

Gdy tylko dotarł do Dalemira poza zasięg ich głosu Zapalniczka klapnęła na tyłek obok leżącej dziewczyny.

***


- Chodż tu. - Żenia zgarnęła Zapalniczkę jak pannę młodą. - Trzymaj się. - drugą dziewczynę zgarnęła pod pachę i ruszyła z powrotem. - Najpierw nabałagani a potem trzeba za nim sprzątać. - mruknęła pod nosem. Więźnia wrzuciła z powrotem do vana, i zatrzasnęła drzwi. - Ty masz o siebie dbać a nie łazić jak kot z pęcherzem. - ofuknęła blondynkę - Spać teraz. Ja ogarnę burdel. A potem ustalimy plan.

Ulokowawszy Zapalniczkę Żenia ruszyła do Dalemira. Zapalniczka była w najgorszej formie. A skoro atak i tak przesunęły to może Dalemir dałby radę ją nieco podkurować i naładować się medytując? Pytanie, czy to teraz zadziała skoro Słoneczny Chłoptaś strzelił focha. O ptaka. Jak każdy facet.

Żenia zachichotała głośno.

“Podoba mi się twoje poczucie humoru Zygzak”
„Spadaj. Nie jestem żaden Zygzak. Tylko Wrona. Ognista” - oburzenie aż zatelepotało dziewczyną.

Dalemir po krótkiej rozmowie odmówił. Ich ludzie byli w gorszym stanie niż Zapalniczka. Może nie wszyscy, ale Vavro z pewnością. Zdaniem Dalemira Zapalniczka w niedzielę będzie już biegać.

Harad w końcu zdecydował się zabrać pickupa. Koło czwartej nad ranem byli gotowi do wyruszenia. Zostało tylko użyć kamienia i ruszać.

Plan był prosty.
Zapalniczka próbuje skoptować Tancerkę. A Żenia cóż, spróbuje zrobić to co robi zawsze.

Tuż przed wyruszeniem Żenia użyła podarku od Czarnego.
 
corax jest offline  
Stary 27-12-2018, 18:18   #107
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Po drodze Harad prowadził, a Dalemir zaczął przeprowadził drobny rytuał uhonorowujący dotychczasowe zasługi Żenii dla ludu wilkołaków. Wyglądało to zupełnie inaczej niż w przypadku Czarnego. Dalemir nie był ani z jej plemienia, ani z jej watahy, dlatego Żenia czuła się obco w czasie swojego własnego rytuału Osiągnięć. Później musiał wymyślać historię. Dzikie Serce uciekła, ukryła się. Później ukradła jakieś ciuchy. Dlatego Żenii przypadły ciuchy Dalemira. Ciut za duże i dobrze pasujące do historii. Kamuflaż utrzymywał się w sposób nienaganny.

Najpierw przejechali powoli obok budynku. Przed domem pogrzebowym był zaparkowany czarny mercedes-karawan. Auto na warszawskich rejestracjach zarejestrowane przez Wrocławski monitoring. Na parkingu z tyłu stał dobrze znany Żenii bus. Był tak zaparkowany, że nie zauważyłaby rozerwanego jednego z boków. Ale ona dobrze wiedziała, że to właśnie to auto.

- O rany - powiedział Dalemir.
- Co jest? - Zapytał Harad jadąc ulicę dalej i oddalając się od celu.
- Zablokował lokalizacje w umbrze. I odciął duchy. Wokół budynku jest krąg ochrony. Jeśli wskoczymy do umbry, to przed budynkiem napotkamy ścianę. Jeśli wskoczymy w umbrę w środku, to chcąc uciec napotkamy ścianę.
- No to niewesoło - podsumował Harad. - Fetysze?
- Duchy w fetyszach są zamknięte. Da się wnieść fetysz i wynieść. Ale…- spojrzał na zakryte przedramię Żenii.
- Ale co? - dopytywał Harad.
- No nie wiem jak to zagra z kamuflażem Żenii.

Harad zgasił silnik. Wysiadł i sięgnął po torbę leżącą na siedzeniu obok Żenii. Wyjął z niej sporej wielkości karabin. Sprawdził kule. Jeden wielki, srebrny pocisk. Karabin z czterotaktowym magazynkiem miał sporą lunetę.

- Nie muszę korzystać z Nahajki. - mruknęła dziewczyna - Pójdę od tyłu. Pamiętajcie, żeby choć jednego zostawić żywego. Wciąż nie wiemy co z cmentarzem. Obserwujcie budynek.

Żenia poczochrała włosy Dzikiego Serca i ponaciągała i tak za dużą koszulkę. Po namyśle zdjęła buty. Od butów się zaczęło, bo to przecież w śmietnikowym zaułku zajumała babci lakierki.

Skupienie przygotowań przerwała jedynie puknięciem Nahaki.
“ No. Gotowa?”
“Zawsze”

Jak zawsze serce jej przyspieszyło, poczuła szum adrenaliny w skroniach. Mimo to zdawała się być poważna.
- To idę - skinęła obu Kłom - Uważajcie na siebie. - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu - Chcę was widzieć całych po akcji.
Nie czekając na warknięcie Harada, ruszyła by przemknąć się na tyły budynku przed oczami mając niedawną akcję w Pentexie.

***


Tył budynku wyglądał nieciekawie. Odrapany tynk. Cztery okna. Nigdzie nie paliło się światło. Czyżby spali? W zasadzie kiedyś musieli. A był wczesny ranek. Żenia była na nogach już prawie dobę.

Za budynkiem przeskoczyła sporej wysokości betonowe ogrodzenie. Za budynkiem była tylko pusta przestrzeń porośnięta zaniedbaną trawą.

“Aua”

Rozległo się w jej głowie,a potem zapadła cisza.

Hmm, czyli jednak bariera wyłączyła Nahajkę.
Dziwne uczucie.
Dziwniejsze tym bardziej, że w zasadzie dziewczyna nie zdążyła się jeszcze na dobrze przyzwyczaić się do gadatliwej zmory a poczuła jej brak. Powoli sięgając po umiejętność niezwracania-na-siebie-uwagi-tak-bardzo-hasztag ruszyła w stronę budynku. Po drodze zaczęrpnęła jeszcze garść z mocy Smoka by wyczuć innych pachnących Żmijem. Nie wierzyła by budynek pozostawał bez monitoringu.

Nie wyczuła żadnych sług Żmija. Tancerze Skór musieli nie być tak spaczeni jak myślała. Zapach przyszedł jednak po dłuższej chwili. Dwa albo trzy źródła. Im dłużej się nad tym zastanawiała tym bardziej była pewna, że trzy. I jeszcze jedno dziwnie delikatne. I Nahaja intensywnie wbijająca się w jej nozdrza. Dlaczego nie wyczuła ich wtedy w Kamionkach?

Z tyłu budynku nie było widać żadnych kamer. Nie widziała też systemów alarmowych. Dopiero gdy zbliżyła się do okna zauważyła czujnik. Otwarcie okna włączy alarm. Wybicie okna pewnie też.

Skóra na ramionach dziewczyny ścierpła. Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu jakiegoś otworu, który pozwoliłby przenieść stąd do tam. Nie chciała jeszcze stawiać w pogotowie, kogokolwiek kto był w zakładzie pogrzebowym.

Oczywistym wyborem wydał się komin sterczący z dachu. Ale on był wysoko i wymagał nieco wysiłku.
Komin skojarzył się jej jednoznacznie z kremacją. Żeńka skrzywiła się na to skojarzenie i ruszyła w stronę zachodniego wejścia. Tego obok rozharatanego vana.
Teraz mogła obejrzeć uszkodzenia. Nikt nic nie robił z uszkodzeniami pozostawionymi przez wilkołaczkę. To dużo mówiło, bo oznaczało, że praktycznie nie korzystali z tego wozu. Od tej strony były dwa okna i jedno wejście. Z tej strony też nie było żadnego ułatwienia w drodze na dach.

Zapewne tylko wtedy, gdy zgarniali skóry.
Żeńka poczuła gniewne drżenie na wspomnienie bezgłowego ciała Marka.

Zajrzała ostrożnie do środka przez jedno z okien.

Wewnątrz było ciemno. Dojrzała jedynie stojący wieniec i połyskujące na nim złote litery.
“Ostatnie pożegnanie”
Poza wieńcem nic się nie wyróżniało. Ot ciemne pomieszczenie z zamkniętymi drzwiami po drugiej stronie pomieszczenia.

Wrona poczuła nowy impuls. Zablokować drzwi tylne vanem tak by zmaksymalizować zblokowanie ruchów ewentualnych uciekających. Rozejrzała się za czujkami i sięgnęła ku wężowemu sztyletowi by raz jeszcze skorzystać z mocy wyciszania absolutnie wszystkiego wokół siebie. Czając się niczym Szpieg z Krainy Deszczowców pochwyciła wana i… cisza. Nic. Zero roztargnionego komentarza. Nahajka niby była… ale jej nie było. Dziewczyna nie miała nadludzkiej siły do której przywykła. W sumie nie musiała rezygnowac z planu przesunięcia samochodu. Wystarczyłoby, żeby zmieniła się w crinosa i w swej bojowej formie poradziłaby sobie z autem… ale czy chciała?

‘Nahajka? Śpisz? No kuwa... “
Dojmująca cisza nasuwała skojarzenie ze słuchawką od Zaara. Zmora była nieobecna.

‘FUCK!”
Żenia przyspieszyła.
Wróciła na tyły budynku i zaczęła kombinację jak dostać się na dach bez biczyska. Chwilę skupiła się by sięgnąć po nowonabyty upgrade: skrzydła. Sama była ciekawa jak to jest latać.

Kurtkę Dalemira rozerwały cieniste węże, które kilkanaście centymetrów od ciała dziewczyny zaczęły się splatać i łączyć w wielkie cieniste skrzydła. Gdy je rozprostowała, to nie była w stanie sięgnąć ich końców swoimi palcami. Była niczym mroczny anioł niesiony na skrzydłach z cienia. Jedynie brązowe włosy Dzikiego Serca nie pasowały do tej wizji. Czarne włosy Żenii byłyby lepszym uzupełnieniem.

“Ciekawe co powie Czarny?” zagnieździło się w głowie dziewczyny, gdy ruszyła skrzydłami w niesłyszalnym łopocie.
“No to w górę!”
Wcale nie była pewna jak to to działa i czy aby musi wznosić pięść jak Superman.
Skupiła się i samą siłą woli ruszyła cieniste błony.

Skrzydła machnęły i wzbiły z ziemi tuman kurzu. Żenia była pewna, że gdyby nie wężowy nóż, to narobiłyby sporo hałasu. Dwa mocniejsze machnięcia i już była na wysokości dachu.

‘Meh” rozczarowanie przepełniło myśli dziewczyny. Zamiast czołgać się po kominach wolałaby spróbować wzbić się wysoko ponad dachy. Tymczasem ‘czarny anioł’ przechylił się przez krawędź komina by zajrzeć w dół.

“Święty Mikołaj z piekła rodem” - z żalem zwijając skrzydła, ruszyła w dół.

Komin nie biegł daleko. W zasadzie urywał się. Warszawa zafundowała wspaniały projekt dopłat do pieców gazowych, które pozwalały wymieniać stare ogrzewanie w budynkach. Przez to Żenia na moment utknęła i musiała się nieźle wykręcić, żeby przecisnąć się do nowej instalacji. W końcu wycisnęła się w małej kratce pod sufitem ciasnego pomieszczenia. Pomieszczenie było ciemne jak cały dom pogrzebowy. Nie miało też okien, co utrudniało orientację.

Krok po kroku Żenia obeszła pomieszczenie niemal jak ślepiec przy okazji nasłuchując jakichkolwiek szeptów czy głosów nadchodzących z okolicy

Była w kotłowni. Pomieszczenie poza ustawionymi pod ścianą miotłami i środkami czystości było zdominowane przez spory piec gazowy. Miało też jedne drzwi prowadzące do wyjścia z niego. Prawdopodobnie było gdzieś w środku budynku.

Wolnemu naciśnięciu klamki, towarzyszyło chwilowe nadsłuchiwanie dźwięków zza drzwi a potem szybkie przesunięcie się przez powstałą szparę. Wrona rozglądała się uważnie szukając dalszej drogi, w dłoni ściskając wężowy sztylet.

Kotłownia była na półpiętrze. Dziewczynie ukazały się schody oświetlone blado światłem przypodłogowym. Z półpiętra prowadziły w dół a obok w górę. Na dole czuła wyraźnie zapach sług Żmija. Do góry też. Jakoś jeszcze nie potrafiła się odnaleźć w przestrzeni po przeciskaniu wąskim kominem.

Logika podpowiadała…
Nie, logika rzadko powiadała Żeńce wiele.

Dziewczyna wybrała szybką eksplorację dołu by nie mieć za plecami wrogów gdy w końcu ruszy w górę. Wolała upewnić się, że jej przeczucia dotyczące zapachów jej nie mylą.

Na dole panował mrok. Jedynie małe lampki na schodach rzucały jakieś światło. Na dole znajdował się niewielki przedsionek z windą i drzwiami kojarzącymi się z wejściem do kuchni w restauracji. W nikłym świetle ujrzała przez małe okienka coś, co wyglądało na zajmującą całą ścianę lodówkę. Delikatnie uchyliła drzwi i poczuła uderzający zapach formaliny, który przytłumił jakikolwiek inny zapach. Nie była pewna czy dobrze widziała w mroku stoły przykryte prześcieradłami, czy był to wytwór jej umysłu. I wtedy rozległ się hałas. Dziwne drażniące piszczenie. Rytmiczne. W pierwszej chwili pomyślała, że aktywowała jakiś alarm, jednak poruszenie do góry sugerowało, że komuś zadzwonił budzik. W końcu Żenia balowała całą noc, a tutaj wszyscy mogli sobie wypoczywać. Zaraz po tym usłyszała czyjeś kroki. Jakieś stłumione przekleństwo. Tancerze Skór budzili się.

Miała szansę na szybką ocenę ilości przeciwników zanim ci zdaliby sobie sprawę z jej obecności.
Wbiegła po cichu po schodach przystając na ostatnich tak by rozejrzeć się po pomieszczeniu, ocenić jego układ i jeśli się da podsłuchać rozmowy budzących się ze snu. Zastanawiała się jak dać znać Haradowi i Dalemirowi do ataku. W głowie układała plan ewentualnego wjazdu solo na początku.

Z tej strony klatka schodowa też kończyła się drzwiami. Ale te były dużo bardziej ozdobne niż te na dole. Cóż, z pewnością goście domu pogrzebowego nie chcieli wiedzieć, że ich bliscy byli przygotowywani do pochówku w pomieszczeniu sterylnym niczym kuchnia.

- To mnie miały przypaść skóry… - kobiecy głos dochodził z pomieszczenia za drzwiami.
- Samson przegina. Czekałam dłużej niż Fuz i reszta!
- Słuchaj, mamy wojnę, a on jest żołnierzem. Musimy odbić Jerrika i Dzikie Serce z ich rąk. Bardziej przyda nam się do tego żołnierz, niż lekarz - towarzyszył jej męski głos.
- Przecież on jest psycholem - kobieta nie dawała za wygraną, ale zeszła do szeptu. I wtedy Żenia zaczęła słyszeć ją wyraźniej.
- Od powrotu z wojny ma zespół stresu pourazowego.
- Renia, ale widzisz… on tam nie był sam. Zna Czarnego. A jego wataha zaczyna nam ostatnio bruździć. Samson ma plan. Musimy się go trzymać - mężczyzna ją uspokajał.
“Do cholery, jaki plan? Dajcie szczegółów!” domagała się w myślach Żenia. “Mają tam więźnia? Fuz służył z Czarnym w wojsku? “

Dzikie Serce nasłuchiwała nadal. Nagła myśl uderzyła ją jak młot.
Dzikie Serce, Ryk Gromu…
Alfa nie występował jako homid lecz jako lupus.
W ludzkiej formie miałaby inne imię jak Jerrik albo … Żenia.
Powinna była podejrzeć formę lupusa nie homida.
Myśli Ukrainki na chwilę wypełnił stek przekleństw we wszystkich trzech językach.

Nadsłuchiwała dalej rozważając, że wpuszczenie tutaj Harada to całkowita porażka.

Drzwi otworzyły się ukazując przez szczelinę wysokiego mężczyznę w przylegającym T-shircie i markowych majtkach. Facet był wysoki, miał mocno zarysowane kości policzkowe i wysoko nosił podbródek. Widziała wielu takich. Marek. Dalemir. Harad. Czy nawet Bartek. Tylko Misza z ich plemienia wyróżniał się pod tym względem.

Obok szła kobieta, która była kilka lat starsza od niego. Niższa i nieco przy kości. Miała pogodny wyraz twarzy osoby, która chętnie by wszystkim matkowała.

- Wkurza mnie już to, że Samson się z nikim nie dzieli swoimi planami.
Obok drzwi, przez które wychodzili otworzyły się kolejne. Stał w nich wysoki facet o brązowych włosach w białym podkoszulku.
- O, wstaliście. Ktoś chce się ze mną przejść po zakupy?

Haradopodobny i kobieta popatrzyli po sobie. Żadne nie miało ochoty wychodzić. Zwłaszcza po ostatnich słowach jakie powiedział mężczyzna.
- Kurwa Antek! Niczym się od nich nie różnisz, wiesz! Odkąd macie te pierdolone skóry to jesteście tacy sami jak inne wilkołaki - po tych słowach zdenerwowana kobieta uderzyła w ramię mężczyzny.
- Renia! - mężczyzna krzyknął, czy niemal ryknął na nią a ślina z jego ust poleciała przy tym na jej twarz. - Dopiero co była pełnia, weź mnie nie wkurwiaj lepiej, bo skończy się zabawa z wilkołakami.
- Dobrowolski! Płowska! Zamknąć ryje i won po śniadanie - wrzasnął facet w podkoszulku wskazując palcem główne wyjście z budynku.

Żenia obserwowała rozwój wydarzeń przez wąską szparę w drzwiach. Nie dała się zauważyć. Jednak coraz mocniej czuła zapach sług Żmija.

- Dobrze się bawisz? - usłyszała za plecami dobrze znany głos szamana, który poprzednio ją unieruchomił.

- Zawsze - mruknęła jakoś odruchowo zaskoczona dziewczyna. Przez myśli przebiegały setki kombinacji jak to rozegrać. Wybiec i przekabacić zbieraninę przeciwko Samsonowi, spróbować walki z szamanem, a może negocjacji. - A Ty, Nicolas? - Żenia zagrała na czas.

- Ciekawe. Masz ciało Dzikiego Serca. Ale jest przy tobie duch kameleona. Jest też duch węża. No i moja ulubiona Btk'uthoklnto. Zatrzymał ją mój pierścień. Ale cały czas chce się tu wbić. Przychodzisz jako skrytobójca, czy jako rozpoznanie przed szturmem? Otwórz drzwi i wyjdź powoli - głos szamana był bardzo spokojny.

- A co jeśli nie? - Żenia odwróciła się i ruszyła w kierunku szamana. Grała va bank ale uznała, że ciutka szaleństwa może zrównoważyć spokój Samsona. - Ani to? Ani to? Jerrik mówił, że masz plan. Że nie oszukujesz. - nadsłuchiwała awantury z pomieszczenia obok - Tak jest, Nicolas? Naprawdę nie oszukujesz? Powiedziałeś im o konsekwencjach wymiany totemu? Powiedziałeś o tym, że grasz dla samego siebie?

Sam stał na pólpiętrze. Niżej niż Żenia. Ale miał w dłoniach wielki miecz wzniesiony i przygotowany do ataku. Jego ciało było napięte, zupełnie nie pasowało do spokoju jego głosu. Miał na sobie dżinsy. I nic więcej. Klatkę zdobiły tatuaże. Żenia zatrzymała się na skraju schodów uważając, żeby trzymać się poza zasięgiem ostrza.

- Jeśli nie wyjdziesz tam przez te drzwi? Chcesz się przekonać? - rzucił spojrzeniem na wielki miecz.

- To czego ja chcę zostawmy na nieco później. Masz dwie opcje. Móc przeprowadzić rytuał jeśli uda Ci się stąd wyjść żywym. Druga to pomyśleć i dołączyć wraz z twoją watahą do mnie i do Szmaragdowego Smoka. Co wybierasz? - Żenia przekrzywiła głowę jak lupus.

Wszedł na pierwszy stopień, a ostrze zbliżyło się do klatki dziewczyny.
- To co masz przed sobą, to podarek od naszego totemu.
Ostrze było dziwnie mroczne. Srebro miejscami było czerniejące. Matowe… jakby wchłaniało światło.
- Idź na zewnątrz.

Tymczasem w pomieszczeniu na zewnątrz było gorąco. Na pewno ktoś kogoś znów uderzył.

- To jest łapówka od ducha z dużymi ambicjami. Nie totemu. Kleszcz nie jest waszym totemem. Masz jakiś plan po odbębnieniu rytuału na cmentarzu? - Żenia udała większy przestrach niż czuła. Kleiv zaciekawił ją i przyciągnął uwagę ale chciała to ukryć przed szamanem.

Ukrywanie emocji Żenii szło dużo lepiej niż Nicolasowi ukrywanie emocji przed nią. Poprawiał chwyt na broni. Ręce mu się pociły. Denerwowała go ta sytuacja. Maskował zaskoczenie informacjami o Kleszczu. Żenia jako osoba go intrygowała. Żenia i jej fetysze. Dojrzała ten błysk w oku na wspomnienie imienia Zmory. Był jej ciekaw tak, jak Dalemir.

W pomieszczeniu obok rozbrzmiał damski głos. Ktoś nowy. Kobieta próbująca uspokoić zamieszanie. Oczy Samsona zwęziły się.
- Wychodzimy. Już! - nawet jego głos wskazywał, że się denerwuje. Żenia zadawała niewygodne pytania. To wszystko razem z posiadanymi przez nią fetyszami powodowało, że życie dziewczyny wisiało na włosku. Ostrze dotknęło skóry na jej klatce i naparło.

Ragabash skinęła głową i cofnęła się wolno krok a potem drugi.
Czyli jednak Jerrik się mylił co do wielkich planów Nicolasa aka Samsona. Dlaczego ktoś zawsze próbuje robić w hugona kogoś innego? Krewniacy byli kolejny raz robieni w ….

Jerrik - cóż, szkoda go było. Szaman wyprowadzający na końcu miecza Dzikie Serce. To będzie widok, który może przeważyć szalę. Jak to mówił Zaar? Kwestia PRu?
 
corax jest offline  
Stary 27-12-2018, 18:33   #108
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację




W pomieszczeniu sporo się zadziało w czasie gdy Żenia nie kontrolowała sytuacji. Starsza kobieta leżała zakrwawiona na podłodze. Druga, młodsza odciągała faceta nazwanego Dobrowolskim. Podkoszulek kręcił głową z niedowierzaniem i przysłaniał część twarzy okrwawioną ręką. Dar wykorzystany przez Żenię w pomieszczeniu przyniósł spore żniwo.

Żenia posłuchała Samsona i ruszyła na górę ale zrobiła to po swojemu. Odskakując i wpadając do salki niemal z eksplozją.

- Samson nas wszystkich oszukuje! - wrzasnęła przy okazji - A teraz grozi mi za ujawnienie prawdy. Chce władzy tylko dla siebie, reszta się nie liczy!

W odgrywanej panice próbowała przejść w kierunku wyjścia z budynku.

Pojawienie się Żenii wywołało kolejną falę poruszenia. Trójka zebranych patrzyła na dziewczynę z mieszanką zaskoczenia, radości z powrotu Dzikiego Serca i wstydu za to w czym właśnie uczestniczyli.

- Eee o czym ty mówisz Kamila? - zapytał Dobrowolski, którego puściła młoda brunetka.*

- O tym, że Samson robi wszystkich w ciężkiego wała. Wysługuje się każdym z tu obecnych, byle tylko odbębnić swój rytuał. Kto dostał fetysz od Kleszcza? Co będzie po rytuale? Nic nie powiedział jak Kleszcz ma niby zastąpić Minotaura. Jerrik zdechł jak pies przez jego niedopatrzenie. - Żenia plotła pajęczynę by podbijać podminowane towarzystwo rzucając istotne pytania. Odgrywała też wściekłość, wykrzywiając twarz. Byle znaleźć się w pobliżu okna lub na drodze do drzwi wyjściowych. Skierowała oskarżycielski palec na Samsona by odwrócić uwagę pozostałych. Liczyła, że automatycznie spojrzą w jego kierunku.

Brunetka spojrzała natychmiast. Podkoszulek opuścił dłoń ukazując plamę z krwi na twarzy i też patrzył na Samsona. Żenia zniknęła z oczu tej dwójce.
- Antek, zatrzymaj ją. To dziewczyna z bandy Czarnego. Ma twarz Dzikiego Serca, ale to oszustwo. Chcą nas załatwić - powiedział Nicolas do swoich ludzi.
Antoni Dobrowolski patrzył z uwagą na “Dzikie Serce”. Wręcz się gapił.

- Powiedz wszystkim lepiej o czym rozmawialiśmy w piwnicy. I czemu groziłeś mi kleivem? - Żenia znowu odwróciła uwagę od siebie na Samsona. - Żenia posuwała się w stronę zranionego podkoszulka jakby u niego szukając pomocy. - Jest szansa na dogadanie się z ekipą Czarnego. Ale ty tego nie chcesz, co, Samson? Powiedz, dlaczego?

- Chodź do mnie, mała - powiedział Antoni, a dziewczyna poczuła nieodpartą chęć, żeby iść właśnie w jego stronę. Zmieniła więc kierunek swojego marszu.

- Tak, kwestionowałaś Kleszcza jako nasz totem. Przybyłaś tu pod osłoną nocy, zakradając się jak złodziej. Nosząc twarz naszej towarzyszki. Zaproponowałaś dołączenie do watahy Szmaragdowego Smoka. Widzisz, tak się składa, że nikt tutaj nie chce dołączyć do Tancerzy Czarnej Spirali. Choć nasz totem jest żądny krwi. A na fetysze przyjdzie czas dla każdego. Później, niż byśmy chcieli, ale przyjdzie. Powiedz, czy to ty doprowadziłaś do tego co się tu stało? Ty zaczęłaś napuszczać nas na samych siebie?

Wzrok zebranych powędrował na leżącą kobietę. Wzrok wszystkich, poza Antkiem Dobrowolskim, który usilnie wpatrywał się w Żenię niczym kobra wabiąca swoją ofiarę.

- Oszalałeś do końca? - wrzasnęła Żenia niczym rozjuszone zwierzę. Nie musiała udawać podminowania w napiętej sytuacji - Jerrik przewidział, że będziesz zasłaniał się Spiralami choć sam śmierdzisz Żmijem. Żądny krwi? Czyjej? Twojej? - spytała Antka mrużąc oczy - a może Twojej? Dlaczego nie porozmawiać z ludźmi Czarnego? Czemu nie uzyskać ich poparcia? Czego się obawiasz?

- Cóż, czego się obawiam. Dobre pytanie. Z tego co kojarze wilkołaki dość zazdrośnie strzegą swoich darów. I mają dość nietypowe podejście do życia. Weźmy taką Monikę Perez. Ahroun. Z naszej watahy. Urodziła córkę. Masz dzieci? Oczywiście, że nie. Gdybyś miała, to nie szłabyś w pierwszej linii. I co? Jej córka była jedną z was. Ruszyła do walki z nieznanym wrogiem zostawiając matkę. Monika nigdy nie odzyskała jej ciała.

Samson szedł powoli w jej stronę.

- I co? I w końcu zabiliście Monikę. Nie słyszałem, żeby ktoś od Czarnego chciał gadać. Zabijecie nas wszystkich, jeśli dostaniecie taką możliwość. I tego się boję - dar Żenii działał cuda. Ile alf w obliczu swej watahy przyznawało się do strachu? Żenia wyczuwała jak poparcie dla Samsona topnieje z każdym kolejnym zdaniem. - Cóż, potrzebujemy silnego przywódcy. Silniejszego niż ja. Dlatego wskrzesimy Samuela. Szybciej niż myślisz.

I wtedy właśnie dał o sobie znać wiszący nad nimi miecz Damoklesa. Przez jedno z wielkich okien wpadł duży przedmiot. Przedmiot, który dość szybko okazał się głową Jerrika.

Z ust kobiety wyrwał się jęk. Podkoszulek zaczął zmieniać się w bestię. Samson też. Nawet wgapiający się w Żenię Dobrowolski.

- Kurwa mać - mruknęła Żenia przez zęby i wycofując się spomiędzy młota a kowadła w kierunku okna, zarzuciła ciemnością w całym pomieszczeniu.
Adrenalina znowu podskoczyła. Harad oszalał. We dwójkę z Dalemirem będzie szarżował?

- Nikt nie musi dzisiaj ginąć! - wrzasnęła Żenia - Nicolas, Antek ogarnijcie się! Macie tu krewniaczki. Jeśli teraz zacznie się walka co z nimi się stanie? Jaka będzie różnica między wami a garou, których winicie za całe zło świata? Co? Rodzina was skrzywdziła? Nie wspierała? Czujecie się zdradzeni? Wykorzystani? Nie wy jedni do cholery. Obwiniacie o wszystko garou? A jednak zabijacie ich by się nimi stać. Polowaliście grupą i zaszlachtowaliście Nadzieję - lupusa, która kilka dni wcześniej walczyła z pomiotami Żmija by otworzyć pierwszy od stu lat caern w Polsce. Porzuciliście ją przy drodze jak psa. Zabiliście samotnego nastolatka w górach i wyrzuciliście go na śmietnisko. Ah no tak bo Monica straciła córkę w walce. To nic, że Marcin nie miał za sobą rytuału przejścia i Nie był nawet garou. To ten wasz honor? te wzniosłe cele? Wy wszyscy w przeciwieństwie do garou dokonaliście świadomego wyboru by zostać jednym z nich. A teraz wasz przywódca otwarcie mówi, że boi się konsekwencji i ceny za podjęte ryzyko? Ze strachu wskrzesi Haighta? Haighra nienawidzącego garou czyli was samych?!!! - Żenia nabrała powietrza krążąc obserwując reakcję watahy - i co dalej?! Co potem?! Nic?! Nie wiecie? Macie szansę nadać znaczenia swojemu nowemu istnieniu. Spróbować zmyć krew z rąk i zrozumieć własny cel. Bo nienawiść i gniew i pustka jakie czujecie będzie waszym chlebem powszednim. Taka jest cena bycia garou. Gdybym była tu by was zabić już byście byli martwi. Ale Jeszcze nie jest za późno. Gadam z wami bo Próbuję wam pomóc. Bo wiem co znaczy być krewniaczką. I wiem co znaczy być wykorzystywaną i traktowaną jak przedmiot. Garou jestem od miesiąca a swoją ważność jako garou muszę udowadniać na każdym kroku.

- Carver pytałeś czego chcę? Chcę zjednoczyć plemiona. Zgnieść Pentex i wbić Żmija daleko w głąb maelfasu. Dobrowolski wiesz, że do tego liczy się każdy garou. Dołączcie. Pomóżcie zjednoczyć plemiona. Nicolas wiesz, że to właśnie w tym leży siła. Tak uratujesz swoich ludzi. Jaka jest wasza decyzja?

Nie było to pierwsze dziwne zagranie ze strony Córki Ognistej Wrony. Z jednej strony zachęcała do negocjacji. Roztaczała wizję empatycznych wilkołaczych plemion. Z drugiej zalała prawie całe pomieszczenie ciemnością dezorientując zebranych. Realizowała przygotowanie do ataku. Sama ukrywając się przed ich wzrokiem. Krewniaczka była zdecydowana podążyć za Żenią. Było to po niej wyraźnie widać. Zresztą ciężko spodziewać się innej reakcji gdy wkoło rosną ponad trzymetrowe bestie gotowe do zabijania.

Samson natychmiast wycofał się z cienistego pomieszczenia. Żenia miała problem z kontrolowaniem sytuacji wokół, gdy mówiła i jednocześnie spodziewała się ruchu Harada. Za Nicolasem Carverem zamykały się drzwi prowadzące na dół do kostnicy.

Dwa crinosy wyglądały bliźniaczo podobnie. W mroku rzuconym przez Żenię widziała wyraźnie linie szycia między różnymi maściami futra. Choć same futra wydawały jej się różnymi odcieniami szarości i czerni. Antek przestał się gapić. Zamiast tego na ślepo ruszył do pomieszczenia, w którym Żenia dojrzała ostatniego z wilkołaków. Uderzył w ścianę i wzdłuż niej szukał drzwi.

W pomieszczeniu wilkołak o pazurach wyglądających jak ze stali stał i wpatrywał się bez zrozumienia w ścianę ciemności. W końcu puścił się biegiem poza zasięg wzroku Żenii. Logika podpowiadała, że szturm Harada się zaczął, a ten były żołnierz ruszał do walki.

Podkoszulek był wspomnieniem. Znaczy wilkołak w niego ubrany stał i wpatrywał się w Żenię. Jego zielone oczy zdawały się połyskiwać w ciemności. On widział ją równie dobrze jak ona jego. I do niego też zdawały się trafiać słowa dziewczyny. Stał nieruchomo czekając na rozwój wypadków.

- Kurwa mać - Żenia pokręciła ze smutkiem głową zbliżając się z wolna. Krzyknęła raz jeszcze za Dobrowolskim: - Antek, proszę, pomóż wyprowadzić ludzi! Ty, słuchaj, wiem, że mnie widzisz. Jeśli ściągnę ciemność pozostali tu wpadną. Musimy dotrzeć do kotłowni. Tam musicie przeczekać.

- Tu jestem - Żeńka dotknęła ramienia przestraszonej krewniaczki - Chwyć mnie za rękę. Ty weź Renię. Dzikie Serce żyje. - mówiła poklepując pocieszająco dziewczynę - Ja jestem Żenia Bondar, Córka Ognistej Wrony. - dokonywała prezentacji w biegu - Chodźmy. Prędko.

Plan Wrony był prosty jak wszystkie jej plany.
Schować tę trójkę w kotłowni.
Znaleźć Harada i Nicolasa.
Chronić dupę Dalemira.
Wyjść z tego z minimalnymi stratami.

***


Ciszę rozdarł huk wystrzału. Gdzieś tam srebrny pocisk trafił w cel. Albo i nie. Ciekawe ile miał ich Harad. I ciekawe co robił szaman. Czy radził sobie z duchami lepiej niż Samson? Żenia straciła nieco pewności po incydencie w ich caernie.

Wilkołak widzący w ciemności złapał renię i jednym ruchem zarzucił ją na plecy. Krewniaczka szła niepewnie trzymana za rękę przez Żenię. Ruszyli w stronę kotłowni. Za Samsonem.

Żenia zatrzymała się na moment w progu. Trzy i pół metrowa bestia miała problem z przejściem przez drzwi. Tymczasem Dobrowolski dzierżył w dłoni kościany sztylet. Żenia szybko skojarzyła rany Karola. Cóż, jego już nie obroni przed gniewem Harada.

- Pochyl się i przekręć, właź bokiem! - syknęła - Szybciej. - ponaglała nerwowo Podkoszulka. Miała nawet ochotę go przepchnąć. Przytuliła uspokajająco kobietę. Żałowała braku Nahajki.

Dotarli do ciasnej kotłowni. Teraz z crinosem naprawdę ciasnej. Żenia mogła z nimi zostać, mogła ścigać samsona, albo też mogła pomóc w ofensywie Harada.

- Nie wychodźcie. Bądźcie cicho. Zabarykadujcie się tu. Wrócę jak szybko się da.

Żenia pognała do „sypialni Samsona” by sprawdzić na szybko czy nie znajdzie czegoś do zabarykadowania drzwi.

Wparowała do pomieszczenia w piwnicy. Tym razem było w nim zapalone światło. Bardzo dużo światła. Kostnica miała jedną ścianę zajętą przez chłodnię. Dwa rzędy po cztery przegrody. Miejsce na osiem trupów. Poza tym dwa stalowe stoły jeden czysty, drugi z czymś… albo kimś. W każdym razie przykryty prześcieradłem. Obok był mniejszy stoliczek na kółkach na którym leżały narzędzia operacyjne. Cała lewa ściana była za to przerażająca. Wisiały na niej trzy skóry. Oczyszczone. Jedna była ogromna, zdarta z metysa, który po śmierci został w swej naturalnej formie bojowej. Dwie pozostałe były ludzkie. Twarze wyglądały przerażająco rozciągnięte, z pustymi otworami na oczy i rozciągniętymi ustami bez śladów zębów. W pomieszczeniu nie było widać Carvera. Cos przez moment podpowiadało dziewczynie, że znowu jest za jej plecami.

Odskoczyła gwałtownie skulona jakby spodziewając się cięcia czy szarpnięcia pazurów. Wiedziała, że długo nie zapomni tego koszmarnego widoku. Puste miejsca po straconych wspomnieniach na nowo wypełniały się w zastraszającym tempie. Rzuciła okiem sprawdzając czy intuicja jej nie myliła. Tym razem jednak tak. Szybko sprawdziła zawartość zakrytego prześcieradłem stołu. Wolała nie przeżyć niespodzianki gdyby Carver uznał to za dobry motyw na ucieczkę. Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu ukrytych drzwi czy przejścia.

Na stole leżał jakiś mężczyzna, którego nie potrafiła rozpoznać. Mial zdartą skórę z twarzy i reszty ciala. Był nasmarowany formaliną, której zapach unosił się wszędzie. Na stole obok jego głowy leżało coś jeszcze. Małe urządzenie przywodzące na myśl stare kompasy. W środku unosiła się igła, jednak nie było na nim wypisanych kierunków. Na igle znajdowała się nie zakrzepła jeszcze krew. Poza tym w kącie było lustro. Samson nie spał w tym pomieszczeniu. Był gdzieś w umbrze gdy Żenia przybyła na zwiad. I teraz pewnie uciekł w to samo miejsce.

Capnęła urządzenie i zmieniła formę do glabro. Teraz wolała mieć nieco więcej pary w rękach. Ruszyła na górę za Dobrowolskim.

Poczuła gniew.
Kolejna grupa kinfolków wydudkanych i teraz płacących za naiwność i desperację.

Gnała po schodach nadsłuchując i szukając potyczki.
Nic nie słyszała. I chyba właśnie to wywołało największe przerażenie.
Biegła wprost na drzwi, a gdy okazały się zamknięte to ruszyła przez rozbite okno. Na zewnątrz trzy ciała leżały na chodniku, a Harad klęczał plecami do niej wspierając się o wbity w przestrzeń między płytkami chodnikowymi długi srebrny kleiv. Nie było jej ile? Półtorej minuty? Dwie? Więcej niż trzy na pewno nie…
Ale wilkołaki były nieludzko szybkie. W końcu nie były ludźmi. W końcu Gaja powołała ich jako swoich wojowników. Scena miała w sobie coś patetycznego. Oto Harad, alfa o srebrzystym futrze klęczał niczym krzyżowiec na jednym kolanie, wsparty o swój „miecz”. Kontemplował pokonanych wrogów. Opłakiwał sojuszników?

Obok niego leżał wojskowy z cięciem od lewego ramienia do połowy brzucha z prawej strony. Nieco dalej leżała obcięta ręka i połowa korpusu. A tuż przy niej druga połowa. Cięcie szło idealnie przez środek czoła, elegancki nos, środkiem linii szczęki i dalej w dół. Nie trzeba było znać się na medycynie, żeby uznać, że z Dobrowolskiego już nic nie będzie. Na drodze twarzą do dołu leżało trzecie ciało. Choć nagle się poruszyło i zaczęło kaszleć. Jednak fakt, że był w ludzkiej formie niepokoił Żenię. Tylko na ciele Harada pobłyskiwala srebrzystobiała sierść. Poranne słońce odbijało się od niej niemal rażąc po oczach.

- Dalemir!! Harad!! - Żenia rozglądała się po scence rodzajowej jakiej nie powstydziłby się Matejko. - nic wam? Caliście? Samson zwiał do Umbry. To jego trzeba dopaść i Kleszcza. Ta dwójka zrobiła resztę w wielkiego ch.

Wilkołaczka zdawała relację biegnąc do leżącego szamana.

- Dalemir!!! Dalemir!! Zobacz! Mam coś dla Ciebie!
W głosie brunetki brzmiał strach.
O młodego szamana.
Noż kuwa.
Od kiedy na drugie ma matka kwoka?!

Odwróciła szamana na plecy i zobaczyła trzy komplety cięć przez klatkę i brzuch. Nadal były otwarte. Ślady czterech równolegle przechodzących pazurów. Słowak lewą dłonią dotknął tych na brzuchu.
- Tak, wszystko dobrze - powiedział i pociągnął nosem - jelita całe. Gówno się nie rozlało. Pomóż mi wstać, bo nasz twardziel potrzebuje pomocy.
- Wypchaj się Dal - padło z ust Harada. Teraz gdy Żenia na niego spojrzała to widziała jak kiepsko wyglądał jego tors. Szereg głębokich pchnięć wyglądał jak kratery po kulach. Na szybko naliczyła ich siedem. Alfa nie drgnął odkąd do nich dobiegła i zastanawiała się, czy to z bólu zamarł w tej pozycji. Jednak najbardziej przerażająca była jego twarz. Z lewego oczodołu wilczego pyska sterczał sztylet z kości owinięty rzemykami.

- Ja… jasne - Żenia powstrzymała komentarze na temat przysłowiowej klasy Srebrnych Kłów. Zastanawiała się jak daleko jest Zapalniczka. Kminiła też jak mocnymi przeciwnikami byli Tancerze. To co widziała do tej pory wyglądało na poważnych przeciwników. Nie składało się do kupy z Kleszczem i ich sposobem pozyskiwania skór. Podciągnęła Dalemira ku Haradowi. Nie wiedziała któremu pierwszemu pomagać. O kotłowni na razie nie wspominała.

Dalemir najpierw wyjął z oka nóż. Wyglądał on raczej jak prymitywna broń neandertalczyków, niż jak coś, co mogło być prawdziwym zagrożeniem. Potem dotknął ramienia Harada. Wielkiej bestii. Szeptał coś pod nosem, a Żenia widziała jak rozerwany oczodół zespala się i odrasta w nim błękitne oko. Rany na ciele też się zasklepiały. W końcu Crino wstał.
- Ktoś został? - rzucił warcząco w stronę Żenii.

- Samson zwiał w umbrę. Znalazłam to - Żeńka pokazała kompasopodobne ustrojstwo omijając dodatkowe szczegóły. Czuła się jak w wyścigu labiryntem Minotaura - Była na tym krew świeża jak to znalazłam. Ale raczej Dalemir nie jest w stanie ruszyć za Zasłonę. Ściągnijmy Zapalniczkę, opatrzymy Dalemira i ruszymy razem Harad. Ok?

Mała w porównaniu do bestii brunetka zajrzała w jasne ślepia.

Wilkołak obejrzał maleńki w jego szponach przedmiot, po czym rzucił go na leżącego na chodniku Dalemira.
- Co to? - dobiegło z pyska.
Szaman zakaszlał głośno, po czym rzucił:
- Żartujesz nie? Żenia ma dobry pomysł. Poczekajmy.
- Żmij - powiedział Crino - czuję. Tam.
Wzniósł do góry srebrne ostrze i wskazał na dom pogrzebowy, a do Żenii dotarło, że na ramieniu wyszła jej gęsia skórka. Czyżby jej ciało tak źle znosiło obecność srebra?

- Tam sporo skór śmierdzących Żmijem. Dalemir dasz radę zadzwonić do Zapalniczki? - dziewczyna rzuciła alarmujące spojrzenie na szamana - Harad, nie machaj kleivem bo mi zmora chce ramię urwać. - skrzywiła się próbując odwrócić uwagę Alfy.

- Zmień się proszę. Muszę pogadać. A tak nie ma jak.
- Harad, zanieś mnie do samochodu. Nie chcę tu leżeć goły. Trzeba tu posprzątać. Widzisz, koleś puścił na nas najlepszych ludzi i spieprzył. Szkoda byłoby gdyby ktoś tutaj zainteresował się leżącymi na ulicy kawałkami ciał.

Retoryka Żenii zdawała się opływać Harada niczym rzeka skałę. Już po raz wtóry wilkołak zdawał się nie słyszeć dobrych rad brunetki. Z drugiej strony ranny szaman był podatnym gruntem. Po tym co przeszedł zdawał się rozsądniejszy. I miał wpływ na alfę.

Góral wrócił do ludzkiej postaci. Co ciekawe był w niej nadal wyższy niż Żenia w swej postaci neandertalskiej wojowniczki.

- Dobra, przegrupowujemy się. - Harad ujął Dalemira w wojskowy sposób zarzucając go sobie na ramiona i ruszył nie zważając na jęki szamana.

Żenia westchnęła i zaczęła zbierać szczątki poległych tancerzy z ulicy. W sumie, zakład pogrzebowy był pod ręką. Tak samo jak i chłodnia. Żenia uznała jednak, że być może właściwy pogrzeb będzie kolejnym bodźcem dla krewniaków i wilkołaka do przemyślenia zajść?

Przeszukała też budynek w poszukiwaniu materiałów opatrunkowych. Sprzętu do skórowania było sporo. Ale Tancerze działali głównie na martwych. Tym opatrunki potrzebne nie były.
Nie pomyliła się. Znalazła jedną apteczkę w łazience. Były w niej dwie szpule bandaży i jałowe opatrunki. Z kotłowni wychylił się facet w podkoszulku zaniepokojony rozwojem wypadków, ciszą, i biegającą po zakładzie Żenią.
- Co się dzieje?
Żenia przyłożyła palec do ust i zgarnęła po drodze jakąś zapomnianą butelkę z wodą. Wcisnęła ją facetowi i popchnęła z powrotem do kotłowni.

- Jak Ci na imię? - spytała - Siedźcie tutaj. Czekamy na zaplecze. Przyjedzie wtedy Sędzia, z Dzikim Sercem. Samson zwiał, zostawiając wszystkich. - spojrzała na faceta ze smutkiem w spojrzeniu - zajmujemy się rannymi. Sprzątam. Poczekajcie proszę. Dojedzie Sędzia, będziecie bezpieczni. Zaufaliście mi do tej pory. Zaufajcie jeszcze trochę. Przyniosę Ci zaraz ciuchy. Co z Renią?

Kobieta przy kości pojawiła się za ramieniem mężczyzny. Miała wielkiego siniaka pod okiem i pękniętą wargę, ale nie przeszkodziło jej to powiedzieć:
- Są ranni? Mogę pomóc. Jestem lekarzem.
- Ja mam na imię Rychu - dodał mężczyzna.

Żenia wyobraziła sobie reakcję Harada.
- Sprawdzę sytuację. Alfa Kłów nie jest waszym fanem. I nie wie jeszcze, że tu jesteście. Dlatego muszę sprawdzić jak nastrój. Obrażenia brzucha i to? - dziewczyna uniosła znalezioną apteczkę - Co mogę zrobić w między czasie?
- Trzeba upewnić się, że nie ma perforacji jelita. Jeśli jest to wypłukać i możliwie szybko zawieźć do szpitala. Unieruchomić, bo jeśli nie ma, to z otwartym brzuchem to łatwe do zrobienia żeby była - mówiła dziewczyna.

- Ok. Dzięki. Lecę na górę a wy spokojnie poczekajcie. Będę zaglądać tutaj ale bądźcie cicho. Rysiek zaraz wrócę z ciuchami, żebyś nago nie latał. Zastanówcie się jak ogarnąć… pomieszczenie obok. - Żenia spojrzała na parę. - Tam przeniosłam waszych martwych towarzyszy.

Wrona nie dodawała nic więcej.
Sama poczuła ciężar niewypowiedzianych komentarzy.

Pognała do Dalemira i Harada spróbować opatrzeć szamana wedle słów lekarki.

Zapalniczka nie mogła przyjechać szybciej.

***


“Kurwa jak boli. Nie rób tego więcej, co.”
Rozległo się w głowie Żenii gdy oddaliła się od domu pogrzebowego.
“Co to było?”

“O! Wróciłaś!” - Żenia rzuciła ironicznie - “Zostawiłaś mnie samą, żebym się użerała z tancerzami. Dzięki”. - dodała sfochowana.

“Ej!”

W głosie w głowie Żenii pojawił się ton zdenerwowania.

“Trzeba było tam nie włazić! Nie mam wpływu na twoje błędy w tym świecie.”

W ciszy zawisło stwierdzenie… w innym świecie mam. Co brzmiało dość niepokojąco.

“Co niby masz na myśli?”
Żenia zamarła, czując rosnącą irytację.
“Nie jestem pieskiem na smyczy i zawsze możemy się rozstać skoro ten fakt burzy ci wizję wszechświata”.
Jej wadera kłapnęła zębami ostrzegawczo.

“Tak? Rozstać mówisz?”

Głos zszedł kilka tonów niżej. Był jakby bardziej uwodzicielski.

“I chciałabyś zrezygnować z mojej pomocy? No tak, przecież nie musisz przestawiać ciężarówek na co dzień. Masz przecież spokojne życie, chodzisz na ósmą do pracy do biura i wychodzisz o szesnastej. Co innego jakbyś wdawała się w jakieś walki. Albo nie daj boże byłabyś wilkołakiem.”

Po tych słowach w głowie Żenii rozległ się irytujący chichot.

“Kilka minut mnie nie było i już zatęskniłaś. Przyznaj.”

Ból w prawym ramieniu jaki nagle się pojawił skojarzył się z przyjaznym szturchnięciem.

“Bywasz przydatna, nie powiem. Ale co z tego jak byle jaki szaman Cię zblokuje i nie mogę na ciebie liczyć? Mnie się coś stanie, to co? Będziesz szukać innego chętnego, który cię znajdzie i może przyjmie na piękne oczy? No tak. Zapomniałam. Całe wojska się ustawiają” - Żenia prychnęła - “Lepiej wymyśl jak załatwić Kleszcza, który załatwił Minotaura. Hmm?”

“A jak się zwalcza kleszcze? Terpentyną? Masłem? Nie wiem… nigdy nie miałam kleszcza”
Żenia poczuła pełznięcie gdzieś po karku, jakby Nahajka owinęła się wokól kręgosłupa i szyją wdzierała się do głowy.

“Wymyśliłam coś. Z tą twoją niechęcia do duchów… żebyś mnie nie zagłodziła. Gotowa?”

‘ Ej! Czy ja się tobie wbijam w łeb z butami?” Żenia poruszyła ramionami jakby chcąc zgonić zmorę “Co wymyśliłaś?” - dopytała podejrzliwie - “Kleszcze się usuwa. Pensetą. Będziesz moją pensetą?” - zachichotała naśladując uwodzicielski ton głosu Nahajki sprzed kilku chwil.

“Mogę być jak trzeba. Usiądź”

Zmora nie czekała aż Żenia skorzysta z ostrzeżenia. Wtłoczyła jej do czaski kolejną porcję wiedzy powodując nieprzyjemny ból za oczami i w skroniach. Żenia bez udziału świadomości wywinęła oczy do góry niczym w jakimś dziwnym ataku.

“To rozwiąże na jakiś czas nasz problem z gnozą”

Padło w końcu, gdy ból odchodził, a obce ciało pełzło w dół na powrót do kończyny.

Żenię dla odmiany zgięło w pół jakby miała wymiotować.
“Muszę nauczyć cię czułości” - wydyszała chcąc splunąć, ale w ustach miała sucho. - “Za chwilę będę musiała się kąpać w formalinie, żeby zakryć smród” - pokryła czarnym humorem dziwne wrażenie implozji w mózgu. - “Dzięki. Chyba. Chociaż nadal nie odpowiedziałaś na pytanie”.

“Jakie pytanie?” - zapytał niewinny głosik.

“Nie mam wpływu na twoje błędy w tym świecie” - Żeńka przedrzeźniła niewinny głosik - “Co to znaczy dokładnie, Nahajka?, co?”
Brunetka maszerowała z buńczuczną miną w stronę wozu Kłów i z powrotem.

“No wiesz, nie steruje twoim ciałem. Jak trzeba komuś przywalić w łeb to nie wyciągam cię i nie uderzam tobą po pyskach wrogów. Nie?”

Kobiecy głos zmory zdawał się zmieniać i ewoluować, jakby jej osobowość dopiero się kształtowała. Teraz brzmiała jakby żuła gumę.

“Hmm myślałam, że walę biczem a nie tobą. Czyli w Umbrze będziesz sterować?” Żenia stosowała taktykę kija i marchewki lub też krzyżowego ognia pytań.
“Zobaczymy”
Nerwowy chichot.

Żenia nic nie odpowiedziała. Ale chichot zmory jej całkowicie nie odpowiadał. I wcale, ale to wcale nie czuła się uspokojona.

***


Harad siedział skupiony przy kaszlącym szamanie. Szamana najbardziej potrzebowali w starciu z Samsonem. Szamana najbardziej potrzebowali w interakcji z Kleszczem. I z Minotaurem. Tymczasem leżał pocięty.

Żenia nie słyszała już Btk'uthoklnto. Miała ciężki orzech do zgryzienia. W końcu miała pod opieką śmierdzącego Żmijem Rycha.

W końcu przyjechała Zapalniczka. Konwój miał trzy samochody. Wan z Miszą, Karolem i Vavro. Chłodnia z Kasią i Zapalniczką, a na koniec ich “centrum dowodzenia”. Harad nie ruszył się. Był w tej chwili odpowiedzialny za wszystkie te wilkołaki. I w głowie już miał szaleńczy plan pościgu. Pościgu przez umbrę pełną duchów. Przeciw szamanowi. Bez wsparcia Dalemira.

Żenia musiała przyznać, że choć nigdy nie darzyła go sympatią, to teraz relacje między nimi były jeszcze bardziej napięte.

W końcu blondynka podeszła do Żenii.

- I jak poszło?

- Zajebiście jak zwykle. - Żenia odciągnęła Zapalniczkę na bok - Samson spierdzielił. Ale w zasadzie to jego należy dopaść. Pozostali dali się wodzić mu za nosy licząc na niewiadomo co. Musimy ogarnąć Dalemira. Harada i … tylko się nie denerwuj - dodała jakby ostrożniej przerywając wyliczankę - dwóch krewniaków i jednego Tancerza. Wszyscy są chętni do współpracy i chcą pogadać. Jedna z krewniaczek jest lekarzem. Z zapleczem na miejscu mogłaby połatać Dalemira. Problem w tym, że Harad nie wie, że żyją. A tobie jak poszło z dziewczyną? Powiedz, że żyje?

Zapalniczka wypuściła powietrze. Wstrzymywała oddech czekając na rewelacje Żeńki. Przesadą byłoby gdyby powiedzieć, że spodziewała się tego. Ale spodziewała się zaskoczenia i się nie zawiodła.
- Żyje. Kojarzysz transseksualistów? - zaczęła zupełnie nie na temat Zapalniczka. - Na przykład facet myśli, że jest kobietą. Zaczyna od przebieranek. Potem oszczędza na operację, aż w końcu realizuje to co konieczne.
Zapalniczka intensywnie drapała się po udzie. Urok gojących się ran.
- No, to Kamila Anders aka Dzikie Serce jest lupusem, który urodził się w ciele kobiety. Pół życia poświęciła, żeby spełnić swoje marzenie i stać się cieleśnie wilkiem. Całe jej ludzkie życie było pomyłką, aż w końcu dołączyła do Samsona i miała szansę na swoją operację. Skubana myśli, że jest wilkiem. I chce, żeby wszyscy wkoło ją tak traktowali. Nie wiem co z nią w zasadzie zrobić. Jest w chłodni.

- Dać ją Szramie - walnęła od razu Żenia - Coś udało Ci się z nią ustalić?
- Nie wiem czy to dobry pomysł. Szrama jest lupusem. Dzikie Serce myśli, że jest lupusem. Nie wiem jak zareaguje jeśli lupus jej powie, że nie jest lupusem. Na razie leży rozdrażniona. Założyłam jej srebrną obrożę. W formie wilka strasznie ją musi mierzić, ale nie przyzna tego, bo udaje, że to jej prawdziwe ciało.
Zapalniczka podrapała się po potylicy.
- Ogólnie to strasznie ją mierzi jeśli kwestionujesz jej bycie wilkiem. Myślę, że mogłabyś podejść do niej i opowiedzieć o tym co zaszło. Ucieczka Samsona może ją nastawić korzystnie dla naszej sprawy. A ja skoczę pogadać z tym Tancerzem i krewniaczkami.

- Ok pójdę do niej ale do tej radosnej trójcy chodźmy we dwie. Na wszelki wypadek załóżmy opcję limitowanego zaufania, co?

Zapalniczka zaśmiała się nerwowo.
- Dobra, do Dzikiego Serca też możemy iść razem.

Jak powiedziała tak zrobiła. Gdy ruszyłą w stronę chlodni przestała się drapać po nogach. Wymieniła jakiś gest z Kasią, która skinęła głową w odpowiedzi. Aniela otworzyła ciężarówkę i weszły na naczepę chłodni. Tym razem nie działało chłodzenie. Auto stało w słońcu i od razu rzuciła się we znaki nieco wyższa temperatura.

Wilk, którego skóra składała się z czarnych i szarych łat nachodzących na siebie zastrzygł uszami na widok dziewczyn. Na szyi miał obrożę, która Żenii od razu skojarzyła się z Burakiem. Z pomieszczenia zniknęły prosektoryjne stoły, więc miały sporo miejsca.

- To jest Córka Ognistej Wrony - powiedziała do wilka Aniela wskazując dłonią na brunetkę, a ta klapnęła przed wilczycą.

- Normalnie bym zmieniła formę w wilka ale to co mam do powiedzenia jest zbyt skomplikowane jak na moje zdolności porozumiewania się w wilczej mowie. Musisz przecierpieć ludzki język. - Wrona nie miała za wiele doświadczenia z lupusami - Sytuacja wygląda tak, że Samson nawiał sam zostawiając wszystkich samym sobie. Ewidentnie nie miał wielkiego interesu w trosce o waszą watahę. Dobrowolski, Jerrik i koleś z PTSD nie żyją. Została Renia, Rysiek i jeszcze jedna kobieta. Zaoferowałam im dołączenie do walki z Pentexem i próbę ogaru. Alternatywą jest próba ucieczki i w zasadzie to nie wiem co, bo nikt z waszej watahy nie zdawał się mieć na to planu. Włączając w to Nicolasa. Chcemy przyprowadzić pozostałą trójkę i pomówić z wami wszystkimi. Szczeknij raz jeśli chcesz się dołączyć - Żenia uśmiechnęła się lekko.
Wilczyca podrapała łapą o srebrną obrożę i zaszczekała pojedynczo.
Zapalniczka przykucnęła i syknęła. Nogi musiały nadal boleć.
- Nie mogę zdjąć obroży. Widzisz, Jerrikowi zaufałam i prawie mnie zabił. Ledwie chodzę po tym jak rozszarpał mi uda. Takie rzeczy uczą ostrożności - po tych słowach poczochrała szary płat skóry za uchem wilczycy.

- Uznaję to szczeknięcie za zgodę na dołączenie do rozmowy. Zaczekaj tutaj. Pogadamy z Ryśkiem, Renią i koleżanką i przyjdziemy tutaj. Jedna uwaga: jest tutaj cała grupa, która nie jest waszym fanami. Z pewnością rozumiesz, że stąpamy po cienkim lodzie i narażamy dla was własne karki. Zależy nam na dojściu do porozumienia, ale chcę postawić sprawę jasno. Jeśli ktokolwiek poczuje się w jakikolwiek sposób zaatakowany, szanse na waszą obronę są minimalne. Rozumiesz? - Wrona poczekała na odpowiedź.

Wilczyca pokiwała głową i wystawiła język sapiąc.

- Hej! Wiem, że się denerwujesz ale bez takich. Ja Ci jęzora nie wystawiam! - Żenia prychnęła z ironicznym chichotem.

- Chodźmy - zwróciła się do Zapalniczki.

Po drodze zahaczył je Harad.
- Dokąd idziecie?
- Żeńka chce mi pokazać którędy uciekł szaman - skłamała gładko Zapalniczka.
- Zaraz do was przyjdę. Też muszę się rozejrzeć.
- Harad, weź sprawdź swoich ludzi. Ja nie czuję się w kompetencjach, żeby wydawać im rozkazy. Potrzebujemy zwartej bojowej ekipy. A fakt, że nie mamy szamana czyni całą sprawę szczególnie niebezpieczną. Pomów z nimi. Oni teraz cholernie potrzebują kogoś, kto podbuduje ich morale. Są połamani. Pobici. A ich szaman otarł się o śmierć. Weź do cholery alfuj, a ja zajmę się sprzątaniem.

Zapalniczka zachowała się jak nie ona. Czyżby zaczynała czerpać inspiracje z brunetki?
Harad zamrugał jakby nie wierząc w to co widzi. Przeniósł wzrok na Żenię, która stała z kamienną miną obok PO, po czym wrócił do Zapalniczki. Już miał coś powiedzieć. Uniósł nawet dłoń w jakimś geście, aż w końcu machnął i odpuścił. Odwrócił się i poszedł w stronę busa, którym przyjechała reszta jego watahy.
- Później zejdziemy tam wszyscy przetrząsnąć tę budę - powiedział oddalając się od dziewczyn.

- Hmm… nie poznaję koleżanki - Żeńka mruknęła tak by tylko blondynka mogła ją usłyszeć i poklepała ją po łopatce. - Nie wiem czy on nam grozi czy obiecuje. - skomentowała słowa górala.

- Szczerze, to nie mam pojęcia jak się z tego wykaraskamy bez Czarnego. Formalnie, jeśli nie mamy nad sobą Sola to Harad może mieć jakieś chore roszczenia, które może próbować rozwiązać kleivem. Sytuacja jest skomplikowania niczym węzeł gordyjski i czułabym się dużo lepiej gdyby ta banda już wróciła z Malfeasu.

Jedyne na co zdobyła się Wrona to pokiwanie głową. Myśl jaka przebiegła jej niczym Struś Pędziwiatr była “a co jeśli nie wrócą?”. Nie chciała powiedzieć tego na głos.

Weszły do budynku, dotarły do półpiętra. Zapalniczka położyła ręce na biodrach.
- Prowadź.

- Mogę wyprowadzić ich tylnymi drzwiami, żeby przemycić do lodowni. - Wrona pociągnęła Zapalniczkę ku kotłowni. - A najlepiej by było ich na obecną chwilę upchnąć gdzieś, żeby przeczekali.

***


- Renia, Rysiek, to ja, Wrona. - Żeńka zastukała cicho w drzwi - Jest ze mną Sędzia. Trochę się uspokoiło, ale pospieszcie się.

Drzwi otworzyły się pokazując trójkę zebranych. Starsza kobieta przy kości podniosła się z ławki. Młodsza obserwowała z uwagą wchodzących. Na moment jej wzrok skrzyżował się z Zapalniczką. Rysiek stał i trzymał drzwi, jakby chciał w kluczowym momencie zamknąć je w razie gdyby wszystko okazało się pułapką.

Zapalniczka odłożyła telefon. Żenia nawet nie załapała kiedy blondynka to zrobiła.
- Kaśka zrobi kółko i podjedzie od strony lasu. Ja pójdę gadać z Haradem. - oceniła trójkę zdrajców. Na ile mogli sobie zaufać? Cóż, Zapalniczka z pewnością nie była już tak ufna jak przed zajściem z Jerrikiem.
- Nie wiem dlaczego zdradziliście Harada i Zaara, ale teraz nie bardzo macie wybór. Samson uciekł zostawiając was samym sobie. Ja chcę wam dać szansę odkupienia win. Harad chce waszej śmierci. Widzieliście jak skończył Edward Stanek, prawda? Leży tam pocięty razem z Dobrowolskim. Dlatego cichosza i z Żenią do ciężarówki. Bocznym wyjściem.

Odwróciła się i ruszyła schodami do góry.

- Gotowi? - Wrona poczekała na odpowiedź i weszła między Zapalniczkę a tancerzy i krewniaków. - No to szybko i bez ociągania.

Poprowadziła trójkę do tylnego wyjścia.
- Zobaczę czy wóz już stoi. - mruknęła do kobiet i Rycha - Na mój znak biegiem.
 
corax jest offline  
Stary 30-12-2018, 23:26   #109
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Zapalniczka wspięła się na wyżyny matactwa rozmawiając z Haradem. Alfa powiódł wzrokiem za przestawianą ciężarówką, jednak blondynka skierowała jego uwagę na planowanie dalszych kroków. Kasia spokojnie zajechała ciężarówką z innej strony ulicy, a Żenia przeprowadziła grupę za wrakiem wana przez niewielki skwer zieleni wprost do auta. Gdy grupa weszła do środka pojawiła się Kasia z automatem w ręce i srebrną obrożą.

Z gardła Rycha wydobył się pomruk niezadowolenia. Dziewczyna i kobieta spojrzały po sobie, a potem na Żenię pytająco.

- Standardowe środki ostrożności. To wilkołak. Może nas wszystkich pozabijać w kilka chwil. Obroża go nie zatrzyma, ale przy przemianie powinna sprawić tyle bólu, że zastanowi się dwa razy nad tym co robi. - powiedziała krewniaczka z urokiem kierowcy ciężarówki.

Wrona wzruszyła ramionami:
- Nie chcecie skorzystać, to droga wolna - odsunęła się od drzwi i potoczyła wzrokiem po krewniaczkach i wilkołaku - Na siłę was tu nie zamierzam trzymać. Wasz wybór. To zawsze jest kwestia wyboru, nie?


Mimo, że w jakimś stopniu współczuła całej trójce, nie zamierzała się z nimi patyczkować. Zależało jej ale naśladując Czarnego, udzielała im twardej miłości i realistycznego wsparcia. Nie popierdówek rodem z Samsona.

Ryszard pochylił głowę i zbliżył się do dziewczyny z automatem. Ta zamiast założyć mu obrożę rzuciła ją Żenii.
- Ona założy obrożę, a ja potrzymam gnata ze srebrnymi kulami na wypadek nagłej zmiany zdania.
Tancerz prychnął pogardliwie, jednak dał sobie założyć obrożę bez problemu. Potem zaprowadzono go do wilczej postaci Dzikiego Serca.

Kobiety zostały skute zwykłymi kajdankami.

- Siadajcie. Kasia, masz coś do jedzenia?
Żenia jak zwykle była głodna. A i cała trójka z tego co pamiętała nie miała czasu by jeść cokolwiek.
- Chcecie się podzielić jakimiś informacjami na temat Samson albo cmentarza to bardzo chętnie posłucham. I o co chodzi z tym kompasem? - Żenia rozglądała się po wozie tipsiary.

Kasia zniknęła bez słowa w przedniej części przyczepy. Po chwili wróciła i rzuciła każdemu paczki znane Żenii. Suchy prowiant przypominający racje wojskowe. O nieskończonym terminie przydatności.
- Nie mam tu nic do odgrzania. Gdy dojedzie Agata to w tamtym aucie jest mikrofala. Na razie muszą starczyć wojskowe kanapki.

- Dzięki, jesteś wielka - Żenia rozdarła opakowanie zębami i miała wrażenie, że połknęła połowę suchara zanim zdążyła ją pogryźć.

Ciężarówka nie była gotowa na służenie za salę spotkań. Nie było gdzie usiąść. Funkcja chłodni właśnie się uruchomiła i rosnąca temperatura zaczęła powoli spadać, zwiastując przyjemne wytchnienie.

- Kompas suplikanta - powiedziała brunetka rozrywając foliowe opakowanie z “kanapki” - bardzo przydatne do rozmów z duchami.
W końcu cofnęła się pod ścianę i osunęła siadając na podłodze.

- Przydatne jak? Kleszcz jest żądny krwi dlatego używa się krwi na kompasie?
- Suplikant to ktoś, kto o coś prosi. Kompas przenosi cię do domeny ducha. Krew nie musi być ofiary - tłumaczyła spokojnie brunetka robiąc kolejne kęsy dziwnego materiału, który kształtem przypominał chleb, jednak w konsystencji był niczym wysuszona tortilla - przez kompas możesz trafić do totemu tego czyjego krew użyjesz. Weźmy Zapalniczkę, jej krew mogłaby zaprowadzić nas do totemu jej watahy - Kojota, albo do domeny patrona plemienia - Karalucha. I tyle. To nie jest żadna ofiara. I nic nie pomoże w relacji z duchem, jeżeli nie potrafisz z nimi mówić.

- Aha. Czyli tak naprawdę żadno z was nie wie na czym polegał deal między Nicolasem a Kleszczem? I co stało się z byłym totemem - Minotaurem? - Żenia pytała wpatrując się w kawałek wojskowej kanapki spożywany przez krewniaczkę wygłodniałym wzrokiem. W myślach brzęczała Nahajka gadająca o zżeraniu krewniaków.

- Jak to byłym totemem - tym razem odezwał się Rysiek - Minotaur jest totemem naszego Plemienia.
Powiedział to tym samym tonem, którym Jerrik opowiadał o Tancerzach jako o pełnoprawnym czternastym plemieniu. Jak o czymś oczywistym. Roztaczał rozszerzenie wizji Samsona.
- co się miało z nim stać? To on uczył mnie wielu darów, w czasie gdy ludzie Harada mieli w dupie to co się ze mną dzieje.
- Przesadzasz - powiedziała najstarsza z zebranych. - Przywykłeś do luskusu i nie potrafiłeś sobie poradzić z prawdziwym życiem. Na ile ty odwróciłeś się od Harada?
- Teraz to bez znaczenia. Mam na sobie skórę jednego z jego współplemieńców, więc chce mojej śmierci. Nie spieszno mi do spotkania - odpowiedział Rysiek i wrócił do jedzenia kanapki.

- Cóż, mówię jedynie o tym o czym mówił sam Samson. I Jerrik. Nie wiem, może słuchaliśmy dwóch innych rozmów, Rysiek? - Żenia spojrzała na mężczyznę - Samson przyznał, że Kleszcz jest nowym totemem i że jest żądny krwi. I że da fetysze wszystkim innym niż Samson…. kiedyś lecz niewiadomo kiedy. No nie wiem. Nie słyszałam nigdy o żadnej wataże albo plemieniu z podwójny totemem. Jerrik też nie umiał odpowiedzieć na to pytanie: co się stało z Minotaurem. I jaki deal ubił Samson z Kleszczem. Samson. Nie wataha. A może Kleszcz był totemem Samsona jedynie? - Żenia podrzucała wyjaśnienia i opcje - Czyli podsumowując: Samson was wykiwał, po waszych plecach chciał przeprowadzić wskrzeszenie Haighta, a wy nie wiecie nawet co z waszym totemem i nie macie jak się z nim porozumieć bo nie macie szamana i nie macie planu co dalej. Hmmm…

Żenia klapnęła na chwilę na podłodze.
- Wiecie, który cmentarz chociaż miał dostąpić zaszczytu wskrzeszania Haighta?
- Nic jeszcze nie było ustalone. My miałyśmy dostać skóry przed rytuałem. Samsonowi zależało, żeby pokazać się przed Haightem z odpowiednia watahą - powiedziała brunetka.

- Mhm. Czyli nie wiecie, który to cmentarz? - powtórzyła pytanie Żenia spoglądając na Rycha. Zdawał się raczej tym ogarniającym. Za to Renia milczała cały czas. - Jak ci w ogóle na imię, co?*

- Na miejscu Nicolasa nie szukałabym niczego zbyt daleko - wyrwało się brunetce. - Mam na imię Magda - dodała.
- Taa. to może być cmentarz w Ursusie. Jest dość niedaleko.

- Ok, to dość pomocne. A co zamierzacie teraz? Macie rodziny? Bliskich? Macie jakiś pomysł co dalej? Jak próbować odkręcić to całe bagno? Wiecie, że potrzebujemy każdego do zjednoczenia plemion i obalenia Pentexu. Taki jest plan u nas. Jesteście gotowi pomóc? - Żenia rozglądała się po wszystkich.

Popatrzyli po sobie niepewnie. Dzikie Serce pacnęła na podłogę pyskiem.
- Wiesz, że to dość skomplikowane zagadnienie, prawda? W wielu z nas decyzje o tym co zrobiliśmy dojrzewały miesiącami. Każdego z nas w jakimś stopniu wataha Garou przeżuła i wypluła. A teraz spętanych i karmionych jakimś suchym czymś pytasz co czy jesteśmy gotowi pomóc? Zakuliście nas w obroże. Co, powiem, że możemy pomóc a wy radośnie nas wypuścicie i przytulicie jako członków społeczności poklepując po pleckach? Myślę, że dzień w którym Harad pociął naszych przyjaciół na tyle cięzarówki chłodni, to nie czas ani miejsce na takie dywagacje. Ale jeśli myślisz inaczej, to proszę zdejmij mi obrożę. Chcę pomóc zjednoczyć plemiona i obalić Pentex - Rychu podniósł głowę odsłaniając srebrną obrożę.

- Rysiek - Żenia przysunęła się bliżej faceta siadając na piętach i złapała mężczyznę za twarz jakby do pocałunku - Serio domagasz się sprawiedliwości? No to powiedz mi co byłoby sprawiedliwe w tym układzie? Hm? - Żenia patrzyła w oczy Podkoszulka - Bo ja chętnie bym posłuchała Twoich nauk. Może uda mi się je wykorzystać, żeby dostać zadośćuczynienie. Mnie też wypluła wataha. Wypluł mnie mój ojciec, zabił matkę, kazał sprzątać ścierwo. Mopem. Braci bił. A potem miałam rodzić dzieci Alfie, handelku mną dokonywała cała wataha. Oczywiście, że bez mojego udziału. A potem Alfa jednak nie chciał czekać i dopadł mnie w lesie. Teraz jestem garou. Też nie jest dobrze. No bo śmierdzę. Jak Ty i nadal jestem gorsza.. I co? Mam się rzucić i mścić? No ok. Mogę i co dalej? Jesteś teraz garou więc się kuźwa zachowuj jak garou. Jesteś też w duszy krewniakiem, znasz litanię, wiesz o co chodzi w tej klocki. Garou wam zrobiły kuku. No to pozabijaliście ilu? Trzydziestu pięciu? Jerrik pociął Zapalniczkę, ledwo się wylizała. Kiedy się to kończy co? Oko za oko? Zamiast pomóc na przykład innym krewniakom? Zamiast pokazać im, że nie każdy garou jest posrany? Próbowałam powstrzymać rzeź, wiesz? Wasi kumple wybrali inną ścieżkę i szkoda mi. Przydałaby się każda para rąk i pazurów.

Żeńka klapnęła na podłogę przez Ryśkiem.

- No i sorry za jedzenie w żołądku. Wiesz, wybacz tę niesprawiedliwość i brak cateringu z Wierzynka. No bo rozumiem, że tak się stołowałeś z dziewczynami i resztą ekipy Samsona do tej pory.

- Tak… jadałem kawior regularnie. Homary. Stołowałem się w najlepszych lokalach. Zarządzałem potężną firmą w joint venture Harada. Bardzo chętnie korzystali z tych zasobów. Prywatny helikopter. Masa samochodów. Sportowe motocykle. I gotówka. Ciągle płynąca rzeka gotówki. Zaskoczona, co? A może nie? Jestem finansistą. Daj mi dziesięć milionów euro, a zrobię z nich dwadzieścia. Daj mi dwadzieścia, a zrobię z nich pięćdziesiąt. Ale zawsze możesz jak Harad mianować mnie starszym kierownikiem placówki wydobywczej - splunął - po tym jak zasoby stały się wspomnieniem. Wtedy będziecie mieć ze mnie pożytku tyle co z przycisku do papieru.

- Mhm. Rysiek jesteś w stanie robić zamieszanie na giełdzie? - Żenia przypomniała sobie reakcję Zośki na skoki i wahania - Jeśli będziesz mieć ekipę na giełdach, a Pentex oberwie jak ostatnio w Polsce. Jesteś w stanie odcinać ich dojścia? Potrzebuję kogoś do analizy rynków w Europie wschodniej i dobierania się do zadów na przykład w branżach związanych z gazem, wydobywką itd. To wszystko jest kasa. Możesz tak się przydać?

- Daj mi czterdzieści milionów euro, a położę gospodarkę każdego państwa w europie wschodniej poza Rosją. Na spekulacjach giełdowych. Tylko wiesz jak jest z gotówką… żeby coś wyjąć, coś trzeba włożyć. A sama “gra” na giełdzie rozgrywa się poza giełdą. Trzeba nawiązać relacje z politykami. Z innymi dużymi firmami. Potrzebna jest dobra wywiadownia, ale prawda jest taka, że mając fundusze można obrać pentex z jego pasywów i aktywów jak banana ze skórki, a potem wystarczy zjeść to co zostanie.
Wyszczerzył się szeroko, a jego uśmiech przypominał rekina.

Żenia pokazała zęby w równie szerokim uśmiechu. Była pewna, że Nahajka konkurowałaby jeszcze chętniej.
- No i nie mogłeś tak od razu? Tylko mi jedziesz tekstem o sprawiedliwości? - prychnęła.

- Ty, Magda, co robisz? - Żenia zwróciła się teraz do brunetki.
- Myślałam, że już się domyśliłaś. Jestem czarownicą - zaśmiała się. - Moja matka utrzymywała się z wróżenia z kart, a ja od dziecka wychowywałam się w kręgu wiary w dobre i złe duchy.
- Magda co to dokładnie znaczy? Co, wywołujesz duchy?
- Nie… raczej miewam przeczucia. No i rozumiem pewne rzeczy, które dla Was wilkołaków są oczywiste, ale ludzie ich nie rozumieją. Ja… urodziłam się, żeby być szamanem… a wyszło jak wyszło - smutek pojawił się na twarzy dziewczyny.

- Hmmm. Dla mnie 99,9% rzeczy nie jest oczywistych - Żeńka zaśmiała się ironicznie - Ty, Renia jesteś lekarzem. Możesz pomóc na przykład z analizą danych wyciąganych z Pentexu? Robią doświadczenia na ludziach, na wilkołakach, wampirach, na czym popadnie. Może dzięki temu wpadniemy na sposób jak ogarnąć tę działkę ich działalności i powstrzymać?

- Wiesz… nigdy nie zajmowałam się karierą naukową. Ale mogę spróbować pomóc.

- Nie musisz robić kariery naukowej jak cię to nie jara. Mają szeroko zakrojony program testów genetycznych. Robią z ludzi i nie tylko fomory. Mnie jest potrzebna konkretna pomoc, żeby uderzać Pentex całościowo. Bierzcie pod uwagę, że to będzie oznaczało przejebkę na całej linii.
Na przykład ja jestem poszukiwaną, międzynarodową terrorystką. Nie obiecam, że będzie cudnie i będziecie bujać się na Seszelach z czterdziestoma milionami Euro na drobne wydatki. Obiecam, za to że też nie będzie z wiatrem. Ale jeśli w to wejdziecie, to nie zostawię was samych jak Samson czy inni. Tego samego będę oczekiwać od was. Z resztą żyjecie. Jecie suchary w zaciszu wozu. A Kamila co robi poza byciem wilkiem?

Krewniaczki spojrzały po sobie. W końcu wzruszyły ramionami.
- No jest wilkiem… - powiedziała Magda. - To mało? W zasadzie nie wiem… gdy dołączyłam, to już była taka jak teraz.
Renia tylko kiwała głową.

***


“A jakby ich wszystkich zeżreć? Co myślisz? Nie jadłam jeszcze ludzi”
Odezwał się głos ciekawskiej nastolatki w głowie Żenii. Coś podpowiadało brunetce, że Nahajka dojrzewa. I nie był to przyjemny proces dla jej nosiciela.
“No bo po co wam więcej krewniaków? Te srebrzyste wilki i tak wolały rozlewać spermę w lesie na inną wilkołaczkę, nie?”
Żenię zaczęło zastanawiać do jakich wspomnień ma dostęp Zmora.

“Co?” Żenia zdębiała “Które wilki i którą wilkołaczkę?”
Temat zżerania ludzi zostawiła bez komentarza.

“Szybko zapomniałaś intensywny romans z Burakiem. Ten twój Zaar wydaje mi się przy nim miękki i sflaczały. Takich wolisz?”

Wadera Wrony warknęła i kłapnęła na zmorę.
“To był jeden srebrzysty wilk a nie srebrzyste wilki. Wtedy nie byłam wilkołaczką nie? Nie kombinuj, Nahajka.I Zaar wcale nie jest sflaczały!!!” dziewczynie nie dało się powstrzymać oburzenia. Chociaż przed oczami stanęła mina labradora.

“No dobra. A myślisz, że ten ze srebrną kosą dobry jest w te klocki? Co? Myśle, że może mieć niezły sprzęt.”

Żenia jęknęła cicho.
“Ten ze srebrną kosą najpierw odetnie mi ramię z tobą, a potem zetnie łeb. Najchętniej by pociął na drobne kawałeczki. Do tego sprzęt ma doskonały, wiesz? No tak wiesz. Bo to srebrna kosa!!!”

“Ciekawe jakby śpiewał jakbyśmy go za jaja ścisnęły? Hihih”
Chichot długo krążył w głowie dziewczyny, a później Zmora umilkła. Retoryczne pytanie najpierw zaskoczyło Żenię a potem rozbawiło. Wyobraźnia podsunęła wizję Harada śpiewającego niczym Farinelli.

***


Zapalniczka przyszła po rozmowie z Haradem.
- No to nurkujemy w Umbrę i szukamy na ślepo. Harad postanowił - powiedziała zapalniczka z nutą pogardy w głosie.- Ich jest więcej i jakby nie było są naszym zapleczem bojowym. Mnie ten cały duchowy świat mierzi - otrząsnęła się.
- Powiedziałam, że musisz zostać i pilnować Caernu pod naszą nieobecność, więc nie będziesz musiała tracić czasu. Misza coś tam liznął rozmów z duchami, więc będziemy chodzić i rozpytywać o drogę do Kleszcza. Najpewniej tam uciekł Samson. Zabierzesz Dalemira do Poznania. Minie kilka dni, zanim dojdzie do siebie więc nie ma szans, żeby do czegoś się przydał. A Harad oczekuje od niego, że otworzy Caern. Zdaje się, że mocno podpadł Alfie tym co wywinęliście z Solem.

- Słuchaj… - Żenia pochyliła się jakby w komitywie - Ja wiem jak trafić do Kleszcza. Można użyć krwi Ryśka albo Dzikiego Serca na kompasie. Bo ten kompas przenosi do domeny ducha czy totemu. - spojrzała na blondynkę zawieszając głos z napięciem. - Wiesz co to znaczy, prawda? Że mogę iść po Czarnego i chłopaków - Żenia dodała już prawie bezgłośnie.

Zapalniczka patrzyła na Żenię ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Przed kolejnymi słowami przełknęła ślinę.
- Wyprawa do piekła… A co ze szamanem ściąganym przez Szramę i … - zawahała się patrząc na Żenię. Zmełła w ustach pierwsze słowo jakie przyszło jej na myśl i dodała - ..Wojtka?

- A ja wiem? Kojot mówił, że droga do Czarnego wiedzie przez tancerzy skór. I że Czarny ma szanse na zjednoczenie plemion. Na razie się zgadza.

- Żenia, to domena Żmija. Piekło. Nie puszczę cię tam samej - Zapalniczka załoniłą twarz i jękła w dłonie - yyyy. Cholera.
Odsłoniła twarz.
- Zrobimy tak… Przekonam Harada do pomocy z Czarnym. Dalemir wyzdrowieje za kilka dni. Ty i Harrad skoczycie do Kleszcza i załatwicie Samsona. To misja, którą tobie zlecił. Teraz jest zaślepiony zemstą, ale fakty są takie, że rozwiązałaś sprawę. Znalazłaś Samsona. Doprowadziłaś ich do watahy Tancerzy. A teraz doprowadzisz ich bezpośrednio do Kleszcza. Harad ma dług. I ja jako sędzia wymuszę na nim spłatę tego długu. Jeśli Szrama i Wojtek zdążą wrócić, to super. Jeżeli nie, to ruszymy z Dalemirem.
W końcu blondynka podrapała się po skroni.
- Myślisz, że twój Smok będzie miał pretensje, że mu się grupa uderzeniowa wilkołaków wbiła z butami do chaty?

“Hahahaha” głośny śmiech Zmory wybił brunetkę z równowagi. “Miszczyni planowania w akcji, widzę rośnie nowa alfa” Śmiech cichł, jednak nadal był odczuwalny.

Żenia nie mogła się nie zgodzić z Nahajką.

- Zapalniczka… - dziewczyna położyła bezzmorową dłoń na ramieniu blondynki starając się mówić łagodnie - Jak ktokolwiek nieżmijowy wejdzie do piekła to będzie jak reakcja ze Słonecznym Chłoptasiem w caernie. Pójdę sama, a Ty wymuś na Haradzie przysięgę o wsparcie dla sprawy jednoczenia plemion i wsparcie dla Czarnego. Ale nie tylko przez Harada ale przez wszystkich jego ludzi. Ok?

- Poza tym nawet jeśli doprowadzimy go do Kleszcza to bez Dalemira nic z Kleszczem nie załatwimy. No chyba, że ubijemy. Zanim pójdziemy w Umbrę, trzeba znaleźć cmentarz Samsona. On pewnie tam się znajdzie. Chciał przeprowadzać rytuał szybko.

- I jak chcesz znaleźć cmentarz Samsona? - zapytała blondynka puszczając mimo uszu pozostałe uwagi.

- Rysiek i Magda mówili coś o cmentarzu na Ursusie. Można by zacząć tam na przykład.

- To niedaleko. Możemy spróbować tam sprawdzić. Najważniejsze pytanie: czy tam idziesz z nami, czy też wolisz biec do smoka i dalej szukać Czarnego i reszty? - Zapalniczka się przysunęła bliżej i ściszyła głos - szczerze, wolałabym mieć cię w okolicy jeśli koleś naprawdę ma wskrzesić Haighta.

“Zesrała się w gacie ze strachu” ponury chichot Zmory napełnił głowę ragabash0.

- Idę z Tobą. Z resztą - Żenia skinęła głową chociaż coś innego wypełniło jej myśli. Śliczny mroczny kleiv. Symbol władzy i potęgi. - Jak koleś wskrzesi Haighta to … w zasadzie nie wiem co? Zacznie zabijać wilkołaki. Może by go wysłać na Pentex? - Żenia uśmiechnęła się bezczelnie do Zapalniczki. - Tylko słuchaj. Uważaj na siebie. Będę Cię mieć na oku jakby co ale wiesz… nie dam rady być w dwóch miejscach na raz. - podrażniła lekko Sędzie z cieplejszym niż normalnie uśmiechem.

- Spadaj - odpowiedziała Zapalniczka i wystawiła język - Idę zapytać Harada.
- Czekaj… - Żenia zatrzymała dziewczynę - Słuchaj z tym cmentarzem to może by zrobić tak.

Żeńka opowiedziała Sędzi o wstępnych planach.
 
corax jest offline  
Stary 30-12-2018, 23:31   #110
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Żenia widziała bardzo mało. Cmentarz był spowity mgłą. Do tego chmury wisiały bardzo nisko. W zasadzie przygotowanie wszystkiego zajęło im nieco czasu. Zapalniczka miała spluwę ze srebrną kulą. Karol nadal kuśtyka, choć już mniej niż wcześniej. Vavro chodził normalnie, ale większy wysiłek powodował, że strasznie głośno dyszał. Tylko Harad ze swoim Kleivem prezentowali pełnię sił. Góral poświęcił czas na medytację. Zwiad Żenii nie wniósł praktycznie nic, bo warunki pogodowe nie pozwoliły jej obejrzeć cmentarza. Słońce zachodziło.

Dziwne wrażenie cieniastych skrzydeł otulających ciało brunetki niosło ze sobą jakieś ukojenie.

- Nic nie widać. Lipa. - stwierdziła po prostu lekko poruszając ramionami w górę i w dół i bawiąc się przy tym napinaniem skrzydeł. - Jakieś propozycje? Idziemy z Miszą na piechtę?

- Brawo za zwiad - powiedział Harad nie kryjąc ironii - ruszamy wszyscy razem.
“To se idź sam i pokaż jak się to robi, cwaniaku” prychnęła Żeńka w myślach.
Jak powiedział tak zrobili w ludzkich formach. Nie wzbudzając podejrzeń minęli wejście cmentarza. Po przejsciu kilku kroków Harad rozejrzał się i zrzucił płaszcz odsłaniając wielkiego srebrnego Kleiva.
Na moment zawahał się wzywając ducha Luny.

Cały cmentarz był spowity jakąś dziwną mgłą. Mgłą, która wywoływała nieprzyjemne wiercenie w nosie.

- Coś tu śmierdzi - mruknęła Żenia pod nosem z ironią w głosie. Komentarz zgrał się w czasie Haradowego stripteasu. Po raz pierwszy odkąd pamiętała, to ona mówiła. Brunetka zmieniła formę pozwalając sobie nieco urosnąć.

“Ej czujesz coś, Nahajka?”*
“A ty? Ja nie mam nosa, pamiętasz Zygzak?”
Usłyszała odpowiedź w głowie.
“Nie jestem, Zygzak! Nie masz nosa, ale ptaka masz, co?” Żeńka uśmiechnęła się złośliwie.
“Btk'uthoklnto! Nie Nahajka, Zygzak!”
Fuknęła zmora.
“Tego się nie da wymówić. A Nahajka to pieszczotliwie. Zygzak brzmi niefajnie. Wrona lepiej. Into, Intusia. Tusia…”
“W takim razie ćwicz wymowę… Zygzak!”
Zmora zamilkła.

Tymczasem wilkołaki po ocenieniu, że w okolicy nie ma zbyt wielu ludzi postanowiły przyjąć bojowe formy. Tylko Żenia i Zapalniczka pozostały w formach glabro.

- Są cztery krypty i jedna kaplica. - Żenia wskazała kierunki - Ale nie rozdzielajmy się za bardzo. - mruknęła.

Zanim zdążyli się przesunąć choćby o krok we mgle zaczęły się pojawiać sylwetki. Sylwetki niczym ze snu. Lekko wykrzywione. Niewyraźnie gdy się na nie spoglądało, lecz całkiem wyraźne gdy były na skraju widzenia.

- To nic dobrego - powiedział Vavro niskim głosem.
- Żartujesz kurwa - podsumowała Zapalniczka.

“Hmm… Tusia, no nie fochaj się Zobacz. Da się to zjeść?”

Zanim Żenia usłyszała odpowiedź postać przypominająca kobietę rozmywająca się w cieniu rzuciła się na Karola i siekła go czymś na kształt sztyletu przez ramię.

Karol syknął, jednak ostrze nie przebiło jego skóry.

- Co to? - rzuciła Zapalniczka.
- Nie wiem - odpowiedział Harad - co ja? Szaman? - warknął.

Żenia w między czasie sięgnęła po wężowy nóż i dziabnęła atakujące widmo kobiety. Na próbę.

Postać powykręcanej kobiety ze sztyletem rozwiała się w uniku tuż przed ostrzem Żenii. Wilkołaczce nie było dane sprawdzić jak to jest dziabnąć ducha.

I wtedy pojawił się on. Stał wysoko na wzgórzu. Ledwie widzieli go we mgle. Ale to nie był Samson. To był wielki Crinos o ciele składającym się z różnokolorowych łat.

- Wasze skóry są kuszące. Będę je zabierać pojedynczo.
Rozległo się w głowie Żenii. Był to męski głos należący do kogoś, kogo nie znała.
“Ej… co to za koleś? Tłoczno tutaj…”
Rozbrzmiewało niczym echo w głowie dziewczyny.

Żenia zaskoczona i sfochowana zaczęła jednak chichotać na wymianę w swojej głowie niczym na dworcu centralnym.
- Haight? - powiedział Vavro.
- Ne. On martwy - warknięciem Harad próbował uspokoić swoich ludzi.
Tymczasem kształt na wzgórzu zniknął.
Żenia zupełnie niestosownie roześmiana odwróciła się do reszty.
- Nie rozdzialać się. Na to liczy ten śmieszek. Harad no szukamy. - dziewczyna pochyliła się w stronę sędzi - Zapalniczka, jakby co to wezmę cię i polecimy. Ty strzelasz, ja lecę. Chłopaki prowadzą atak naziemny.

Zapalniczka skinęła głową.
Wzięła oba swoje pistolety i czekała, żeby dać się porwać.



Żenię lekko przeraziło to co zobaczyła gdy tylko oderwały się od ziemi. Dziwne duchy o ciałach młodych kobiet i twarzach maszkar rzucały się z każdej strony na stojące do siebie plecami wilkołaki. Szybka ocena zagrożenia pozwoliła jej naliczyć dwanaście cieni. Podzieliły się równo, po trzy na każdego z wilkołaków.

Karol oberwał widmowym nożem i widmową włócznią. Zawył głośno próbując wyłamać włócznię. Duchy po ataku rozmywały się i uciekały ponownie we mgłę…

Misza dostał dużo gorzej. Jeden z duchów na niego wskoczył i z szaleńczym jękiem zaczął tłuc toporem po plecach metysa. Drugi podciął mu nogi powalając.

Zapalniczka zareagowała i wystrzeliła z obu pistoletów próbując pomóc Miszy. Żadna z istot nie została trafiona. Zamiast tego oba duchy spojrzały w niebo poszukując źródła ostrzału. To wystarczyło, żeby Harad rozciął oba potwory na pół. Korpusy oddzielone od nóg opadły obok rannego Miszy. Harad dyszał ciężko ze zmęczenia. Do Miszy dobiegł po tym, jak zabił trzy stwory, które zaatakowały jego.

Vavro też odparł atak. Udało mu się urwać głowę jednego z napastników, jednak na jego ramieniu połyskiwała krew.

- Krew… - rzekł Crinos po skończonym tańcu z ostrzem.
- To… nie… duchy… - sapał głośno, podczas gdy istoty znów uciekły we mgłę.

- Silni w grupie. Atakują na raz. Ich broń iluzja - przemawiał Vavro. Wykorzystał ten atak, żeby obserwować przeciwników. I udało mu się. Teraz byli o wiele bardziej przygotowani.

Karol zawył głośno. Istoty z cienia zdały się uciec. Jak dużo czasu mieli do kolejnego ataku?

- Zapalniczka, spróbuję jeszcze coś jednego. A ty się przyłóż i przygotuj na desant z powietrza. Znaczy zrzucenie Cię. To dachowe turlanie się przyda w akcji - zachichotała dziewczyna. - Harad! Tam! Na jedenastą! Szybko. - krzyknęła Żenia przelatując nad zebranymi w kółko różańcowe wilkołakami.

Vavro i Karol chwycili pod ramiona Miszę. Harad niczym bestia podążał na czele pochodu. Węszył. Poruszał się na czworakach z uniesioną łapą i obnażonym Klaivem.

Przeszli jakieś czterdzieści metrów. Rany Karola zniknęły. Vavro podobnie. Misza nadal krwawił, ale był w stanie stać. Broń nie raniła tak jak wilkołacze szpony.

Żenia z Zapalniczką obserwowały obszar cmentarza z góry. Cieniste skrzydła przydały się zdecydowanie. Ragabash rozglądała się nie tylko za stworkami z mgły ale i za Haightem. Nie dowierzała, żeby odpuścił. A Harad był z nich największy. Najgłupszy - Wrona pokiwała w myślach cynicznie - ale i najcenniejszy.

W mgle błyskały jakieś cienie. Jednak przemykały zbyt szybko, żeby Żenia mogła być pewna, że to jakiś upiór.
- Żenia, powiedz ty mi od kiedy masz skrzydła?
Pytała zdejmując z pleców broń. Zaawansowany karabin maszynowy ze sporej wielkości lunetą i podwieszonym granatnikiem. Owinęła pas mocujący broń wokół ramienia i uruchomiła celownik laserowy. Promień natychmiast stał się wyraźnie widoczny we mgle. Krótka seria i jęk z mgły. Zdawać się mogło, że wielkość broni poprawiała zmysł celności dziewczyny.

- Resztki żarkurczaka z grilla. - mruknęła Wrona. Harad z dołu coś wyharczał na temat strzału. I wtedy przyszła druga fala. Istoty nauczone doświadczeniem upatrzyły sobie w Miszy najsłabsze ogniwo, toteż jednocześnie siedem z nich rzuciło się na metysa.

Harad dopadł dwie. Vavro kolejną. Obok Karola prześlizgnęły się w zasadzie nie otrzymując obrażeń.

Zapalniczka wstrzymała ogień. Potwory były zbyt blisko ludzi Harada. Zamiast tego odpaliła trzy flary, którymi cisnęła na ślepo. Po chwili Żenia widziała już dużo więcej. Misza padł pod ciosami widmowych włóczni, noży i pałek. Napastników została piątka. Jednak światło chemicznie spalanych flar pokazało coś jeszcze. Krąg innych cienistych sylwetek poruszających się między nagrobkami. Otaczających ich. Istoty te wielkością nie ustępowały wiele wilkołakom. Poruszały się na tylnych kończynach, choć ich sylwetka była mocno pochylona.
Co jakiś czas opadały na przednie łapy prezentując kolce na plecach. Były też dużo lepiej opancerzone niż istoty z jakim do tej pory walczyli.



- Zdejmij te skorupiaki - Żenia mruknęła do Zapalniczki - Harad chrońcie Miszę. Cztery skorupiaki, okrążenie, łamać szyk, lecę! - Żenia rzuciła do srebrnej bestii sama zmieniając w locie formę do crinos. Lotem koszącym chciała spaść na najbliższego potwora i rozerwać go na strzępy lub chociaż rzucić nim jak kulą w kręgle. Jego krew mogła jej pomóc odzyskać gniew. Brakowało jej szybkości.

Brakowało jej na każdym polu. Jej bezwładne ciało uderzyło w stwora, który zatoczył się ciężarem złamał jeden z nagrobków. Zaś ciało Córki Ognistej Wrony dopiero rosło i pokrywało się futrem. Wystawiając dziewczynę na atak.

Alfa rzucił się między istoty które siekły Miszę. Kilka szerokich cięć i wrzaski. Istoty musiały wiedzieć, że ich atak na Metysa był samobójczy.

Zapalniczka zaś wystrzeliła z podwieszonego granatu w stwora stojącego kilkanaście metrów od Żenii. Gruz rozsypał się w świetle wybuchu. Żenia zdążyła się podnieść i szybko rozejrzeć. Pył opadł. A bestia trafiona granatem zdawała się wyszczerzać kły w drwiącym uśmiechu.

- Skrzydła…. ciekawe....

Głos dochodził z głębi cmentarza. Nie należał do Samsona, miał w sobie coś groźnego.

Żenia będąc wielkim czarnym crinosem oderwała się od ziemi roztaczając wokół siebie wielki cień skrzydeł. Były teraz ogromne a ich machanie podrywało kurz z cmentarza.

Od strony Harada i jego watahy dobiegały głośne ryki.

Żenia ryknęła ostrzegawczo do watahy Słowaków by zwrócić ich uwagę na właściwy cel. To nie był moment na świętowanie. Chciała namierzyć Haighta swym zmysłem wyczucia żmija a w między czasie dobrać się do jednego ze skorupiaków. Chciała krwi. Gdyby oderwać czułki czy chlupnęłaby na ziemię?
Mgła nie była naturalna. Teraz gdy Żenia wciągnęła jej zapach była już tego pewna. Wywołał ją szaman, żeby im wszystkim utrudnić. Wdzierała się do nosa i atakowała zmysły. Czuła falę smrodu żmija pod sobą. Cztery demoniczne istoty. Ale szamana nie czuła.. Nie widziała go...

- Mało - wadera warknęła w odpowiedzi spomiędzy kłów - widzieć.

Ryki były pełne gniewu. Zmory w samobójczym ataku powaliły Miszę. Stracił dłoń osłaniając się. Z jego klatki sterczało kilka widmowych ostrzy. Z każdym oddechem Miszy z jego klatki wydobywał się świst. Wokół niego rozciągały się strzępy rozszarpanych zmor. Harad wznosił ostrze szykując się do ataku na otaczające ich nowe potwory. Czas na opłakiwanie poległych miał dopiero przyjść.

I wtedy właśnie, zanim Żenia zdążyła zebrać myśli wszystko się zmieniło. Runęła w dół. Skrzydła zniknęły niczym cień oświetlany promieniami słońca. Żenia uderzyła o ziemię z hukiem. Nie czuła przy tym bólu. Tylko dziwny dyskomfort…jakby smocze łuski wrzynały się pod skórę.

“Co się... jak on? Ejjj! Zrób mu coś!”

Poczucia chaosu dopełniał głos nastolatki w głowie. Zaś wysoko nad nimi przelatywał ogromny cień z kilkumetrowymi skrzydłami uzbrojony w dobrze znaną broń o ciemnym ostrzu.

Żenia zebrała się uciszając zmorę syknięciem.
Szaman ukradł dar. Potrafił rządzić duchami. Wataha Harada walczyła ze zmorami.

Brunetka usłyszała w głowie słowa Wojtka:
“Kiedy wzięłaś na siebie cały ciężar świata?”
To była jedna z tych sytuacji, które właśnie ukazywały dziewczynie, że polegać może na sobie. I że jest na czele chronienia tych za sobą. Poczucie odpowiedzialności i ciężar samotności wbiły się klinem w myśli i kwik Nahajki.

‘Kuźwa sama mu zrób! Wszystko za wszystkich mam ciągle odpierdzielać?!”

Żenia zarzuciła ciemność na obszar wokół kapliczki.
Mrok rozlał się daleko wokół krypty. Wysoko w niebo. Ludzie Harada zerkali po sobie podejrzliwie.

- Zapalniczka! - ryknęła by przywołać Sędzię i ruszyła w stronę ludzi Harada. Liczyła, że kupiła czas na porozumienie się ze Srebrnymi Kłami nim skorupiaki do nich dociągną. Chciała też przejąć snajperkę Zapalniczki i z ciemności zestrzelić szamana przy pomocy srebrnej kuli.

Misza targany bólem po otrzymanych ranach wpadł w szał. Harad powalił go uderzając rękojeścią Kleiva w potylicę. Srebrne Kły patrzyły w ciemność nic nie widząc. Nie to co Żenia. Dziewczyna widziała zapalniczkę otoczoną ciemnością. Widziała też skrzydlatego Crino, który szybował wprost na dach krypty. Z gracją siekiery rzuconej do rzeki Haight uderzył o smutnego anioła posyłając rzeźbę na ziemię. Po chwili w ślad za aniołem spadło kilka dachówek. Sam szaman jednak nie spadł z dachu.

Zapalniczka uniosła karabin i zamrugała. Żenia wyraźnie widziała zielone światło w miejscu jej oczu. Co więcej dziewczyna mierzyła z karabinu wprost w zdawałoby się oszołomionego szamana.

Za plecami Żenii ryk przypomniał o dużo bliższym towarzystwie niż Zapalniczka i legendarny szaman. Tuż za nią były cztery bestie, które wcale nie były wolne jak na coś opancerzonego. Nie zwracała na to uwagi. Potwory miały paść z ręki wojowników Harada. Ona musiała pomóc zapalniczce.

Rytmiczny klekot karabinu maszynowego. I warknięcie Zapalniczki. Ledwie słyszalne. Ciemność zdawała się nie przeszkadzać dziewczynie. Z zagryzionymi zębami starała się utrzymać wznoszący się karabin. Żenia nie była pewna czy skrzydła rozwiały się w kontakcie z jej ciemnością, czy raczej dopiero pod ostrzałem z karabinu.

„Dobra jest. Prawie wszystko weszło w cel. Już po nim. Słyszałam, że wilkołaka można położyć dobrym strzałem z pistoletu”

Głos był ledwie słyszalny w szalonych odgłosach bitwy.

Vavro i Karol ruszyli na skrajne potwory. Harad przepuścił Żenię. W skupieniu szykował się do starcia z dwoma stworami. Tymczasem na dachu kapliczki opadał kurz wzbity przez czterdzieści dwa naboje wystrzelone w jednej serii ze zmodyfikowanego karabinu maszynowego. Zdecydowana większość weszła w cel. Historie o wilkołakach zabitych konwencjonalną bronią były wyssane z palca. Wielki Kleiv wzniósł się do ataku. Zdawać się mogło, że osuwające się w ciemności spod stóp Samuela dachówki spowalniały go w większym stopniu niż seria nabojów kaliber 5,56.

Zapalniczka dobyła pistoletu na udzie z nadludzką szybkością, jednocześnie przyjęła formę bojową. Akurat dość szybko, żeby otrzymać cios wielkim kleivem.

Do Żenii dotarło, że ta broń była niemal dwukrotnie większa niż ostrze Harada. Słowak z dużo większą łatwością radził sobie w zwarciu. Natomiast tam, na dachu w ciemności, długie ostrze zataczało szerokie łuki. Z lewego ramienia Zapalniczki chlusnęła krew.

Wtedy wystrzeliła z pistoletu. Jedna kula kaliber .50 odlana ze srebra. Wystrzelona prawie z przyłożenia w ciemności Żenii.

W ciemności, w której Samuel Haight nie był w stanie uniknąć, czy uskoczyć. W ciemności, której mroki rozpraszała noktowizja Zapalniczki. Kula weszła w klatę Tancerza Skór powodując jego zachwianie się. Ból jaki musiała wywołać z pewnością utrudnił mu kolejny atak. Jednak to nie był jego pierwszy pojedynek z wilkołakiem. Większość ruchów wykonywał automatycznie mimo odniesionych ran.

Żenia pomyślała w pierwszej chwili, że Zapalniczkę znów tylko drasnął końcówką ostrza. Jak przy pierwszym ataku. To było tylko muśnięcie.

Właśnie wbiła się pazurami w ścianę krypty i dobijała do skoku wyżej gdy bezwładne ciało blondynki spadło w jej ramiona. Obie wylądowały na poziomie ziemi. Muśnięcie srebrnym ostrzem prowadziło przez tętnicę szyjną. Nagie ciało kobiety było już całe zalane krwią. Żenia opadła na ziemię pod kaplicą, a w swych potężnych łapach trzymała zwłoki pełniącej obowiązki alfy watahy. Harad i reszta nie widzieli tego, gdyż za plecami Żenii zamknęła się już kurtyna ciemności. Ale nie musieli widzieć. Nie tak to miało wyglądać. Złość przepełniła brunetkę. Złość tak wielka, że Żenia dosłownie chciała ziać ogniem.


Szok i gniew przepełniły Córkę Ognistej Wrony.
Wadera chciała ryczeć i rozszarpywać.
Żenia chciała wyć z rozpaczy.
Nahajka wietrzyła krew i chciała polować.

Trzy przeciwstawne impusly, każdy jednakowo silny.

Zmysły i instynkty Wrony szalały. Cel pozostał jeden.
Ułożyła lepkie od krwi ciało blondynki i korzystając z daru ciszy węża ponownie wskoczyła na ścianę by rozpocząć wspinaczkę.
Węszyła za przeciwnikiem.

Na dachu już go nie było. Mgła ze swoją okropną wilgocią zalewała nozdrza utrudniając wyczucie czegokolwiek. Gdzieś w głowie dziewczyny brzęczało przeczucie. Dopiero po sekundzie zrozumiała, że była to struna szarpana przez jej osobistą Zmorę.

“W Kamionkach wszyscy maskowali swój zapach”

Za to na dole chłopaki stali w formacji oparci o siebie. Kimkolwiek byli napastnicy zdali się rozpłynąć we mgle. Nagle wszystko ucichło. Jakby walka się skończyła. Ciszę przerwał Harad.

- Żenia, co w cieniu? - warknął. Patrzył w stronę dachu, ale nie widział jej. Spoglądał gdzieś w pustkę po lewej.

Tymczasem na dachu poza śladami walki i masą krwi było widać ślady nieudolnej ucieczki. Przetrącone dwie figury. Zerwane dachówki. Biegł wprost w głąb ciemności. Wprost w pułapkę bezszelestnej czarnej bestii. Zeskoczył z dachu po drugiej stronie.*

- Ucieka. Sędzia martwa. Prawo i prosto - rzuciła w odpowiedzi Żenia i skoczyła za uciekinierem korzystając z siły mięśni napęczniałych od wściekłości. Dojrzała go na krawędzi dachu. Biegł między nagrobkami. Co jakiś czas uderzając o jeden czy drugi. Zostawiał za sobą ślad krwi. Dopiero teraz go dojrzała.
Gnając splatała czarne bicze ciemności. Wiedza przekazana przez Nahajkę miała szansę okazać się przydatna.

“Mamy gnoja”

Pięć trzymetrowych macek splecionych z cienia w ciemności wystrzeliło w stronę wilkołaka. Nie widział co się dzieje. Nie mógł nawet próbować uniku. Żenia musiała zatrzymać się w swoim szalonym pędzie, żeby skupić się na mistycznych cieniach. Jednak teraz nie mógł jej uciec. Mogła powoli smakować zemstę w samym środku otoczonego ciemnością terenu miedzy nagrobkami.

Nie chciała smakować.
Cztery macki owinęły się niczym węże boa, tak by unieruchomić Haighta w miejscu. Ramię, w jakim trzymał miecz pochwyciła piąta. Resztki wściekłości Wrona zużyła na dopadnięcie szamana by pazurami odciąć ramię.
Nie czuła w tej chwili litości jaka sterowała nią podczas walki z Tancerzami. Czuła pokłady tak wielkiego gniewu, że gdzieś tam przebiła iskra świadomego pytania. Czy gdyby miała wspomnienia, w tej chwili byłaby w stanie zachować resztki kontroli?

Chciała dokonać niemal biblijnej zemsty. Oko za oko, ząb za ząb.
A może to była jedynie zemsta wilkołacza?
Kleivem odciąć łeb Haighta dokładnie tak jak on zabił jej przyjaciółkę.
Siostrę.
To poczucie ugrzęzło jej w gardle.
Świadomość, że dupowata blondynka była prawie jak siostra uderzyło z całą mocą i dodało brunetce sił w dopadnięciu wroga.*

Szarpał się. Wyglądał dziwnie. Żenia widziała go dość dobrze. Wypychal skórę, która zdawała się na niego nieco za ciasna. Twarz zdobiło mu wiele blizn. Wszystkie skupiały się wokół oka. Jednak samo oko pozostało nienaruszone.

“Coś jest z tymi oczami, nie?” - głos nastolatki w głowie nie rozładował ani trochę napięcia.

W ogóle wyglądało to jakby ciało Carvera wypełniało skórę kogoś zupełnie innego. Samuela Haighta. Cokolwiek się działo przy jego wskrzeszeniu, to rytuał najprawdopodobniej dobiegł do końca scalając ze sobą tych dwóch szamanów.

Wielki Crinos wyrwał się z macek, jednak nie słyszał nadchodzącej Żenii.


“Co za lipa!!!” Wrzasnęła Żenia w myślach.

Rozpędzone szpony wilkołaczki trafiły ramię z jego bronią. Wbiły się głęboko. Na tyle głęboko, że naruszone mięśnie rozluźniły chwyt na broni. W dziwnej ciszy tej walki brzdęk upadającej na pobliski nagrobek rękojeści srebrnej broni zdawał się wyjątkowo głośny. Raniony Crinos warknął z bólu.

Wyprowadził cios swoim szponem. Szponem z którym coś było nie tak. Żenia dojrzała to natychmiast. Wydawały się nienaturalne. Naładowane jakąś magiczną energią. Stalowe. Nie widział jej. Uderzał tam, gdzie mogła być. I uderzał zaskakująco celnie jak na niewidzącego przeciwnika.

Jej ruch zadział się poza jej świadomością. Ciężko powiedzieć, czy był to efekt szkolenia Gucia.

“Nie rozumiem dlaczego ludzie nie blokują ostrzy. W najgorszym wypadku stracą rękę, a nie głowę.”

Rozbrzmiewały słowa umięśnionego Pomiota.

W każdym razie połyskujące zielonkawo stalowe szpony trafiły wprost w przedramię dziewczyny.

“O ty gnoju” zabrzmiała nastolatka,

Trafiły wprost w tatuaż wijący się pod futrem. I nawet nie drasnęły twardej wilkołaczej skóry.

“Zabić go raz to mało!!”
Wrona ledwo widziała ze złości. Użyła gniewu by móc choć nieco logiczniej myśleć i zionęła smoczym ogniem.
Zionęła zielonym ogniem skoncentrowanej nienawiści.
Nim toksyczne opary rozwiały się już dopadała mrocznego kleiva by przeciągłym ruchem zaatakować szamana.
Rozpłatać, rozciąć, wysłać z powrotem do maelfasu czy dokądkolwiek skąd wypełzł Haight.

Zielony opar na moment rozbłysnął w ciemności. Pięć wijących się cienistych macek próbowało się natychmiast się od niego odsunąć. Skóra Samuela pokryła się bąblami. Zawył okropnie. Umierał. Tak jak całkiem niedawno zdarzało się innym. Jednak całe pokłady gniewu jakie zebrał w czasie lat polowań na wilkołaki trzymały go w tym świecie. Żenia sięgała po broń, gdy leczący się z zawrotną prędkością Crinos wyprowadzał cios. Szeroki cios na wysokości klatki piersiowej dziewczyny. Poczuła jak mięśnie otwierają się, a klatka żebrowa pęka na wysokości mostka. Ale było już za późno na cokolwiek. Wyprowadzała od dołu cios pochwyconym ostrzem. Z siłą i pewnością urodzonej zabójczyni. W głowie rozbrzmiewał ryk bólu Zmory trzymającej srebrny miecz. Przebiła go na wylot. Wbiła ostrze tuż powyżej pasa, i kierowała w górę. Czubek sztychu wybił się w potylicy bestii. Dłoń rannej Żenii wbiła się wraz z rękojeścią w trzewia mężczyzny. Siła uderzenia uniosła go nad ziemię na moment. Jego ciało traciło wilcze rysy. Przez co stało się jeszcze bardziej przerażające. Naprawdę wyglądało jakby skóra Samsona była naciągnięta na większe od niej ciało Haighta.

- Cholera. Znajdę drogę z powrotem. Znowu….

Jego głos był prawie niesłyszalny. Po chwili zakaszlał i z gracją wielkiego szaszłyka upadł na cmentarną ziemię.

„Żeńka… my umieramy. Jego pazury… tam coś było, coś paskudnego. Musimy go szybko zjeść.”

Głos dziewczyny w głowie Wrony wirował. Faktycznie kręciło jej się w głowie. Miała problem z oddychaniem. Mgła się rozwiewała, ale ludzi Harada nie było widać. Mieli swoje problemy. Nie była nawet pewna czy ją słyszeli. Mgła wywołana przez Haighta zdawała się blokować wszystkie zmysły. A teraz… teraz nie miała siły krzyczeć. Gdy ruszyła ręką, zauważyła, że dwa żebra wysuwają się z jej klatki piersiowej.

‘Zjeść? Jak to zjeść?” wronie myśli pływały leniwie chociaż biel kości własnych żeber przykuwała jej uwagę. Gustek upychał żebra. Wtedy. Przy caernie. Na mrugnięcie okiem Żenia odpłynęła na myśl o wielkim Tucholaku. Poczuła ciepło w okolicach serca. A może był to jedynie wypływ jej własnej krwi. Brunetka oparła się o miecz wciąż wbity w trupa przeciwnika i spróbowała tego gutkowego triku: wsadzenia własnych kości z powrotem na miejsce.

Kości weszły, a fala bólu rozpłynęła się po dziewczynie intensyfikując zawroty głowy. Dziwny dźwięk wydany przez miękkie mięso ustępujace bielejącym żebrom spowodował, że sie lekko otrząsnęła.
„Żabo, ja mam pólmetrowy pysk z czterocentymetrowymi kłami, czy ty? Jak myślisz, jak zjeść? Zacznij od tyłka. Tam jest sporo mięsa.”

Nagłe targnięcie bólu. Nie była już w stanie ruszać tylnymi łapami. Rzeczywiście coś z pazurów Haighta rozlewało się w jej ciele.

‘Wr...Wrono, n...nie Ż - Żabo. Tylko Marek…” - Żeńka mrugała z wolna - “... tak mówi, a ja nie...dobier…am się do fa..ce...tów od tyłka. - żachnęła się mozolnie Córka Ognistej Wrony - „I nnn-ni-nie jadam… ludzi”.

Coś w dziewczynie buntowało się na sam podszept zmory. A sama myśl o jedzeniu niedopasowanego szamana wywołała odruch wymiotny. Spazm z kolei targnął ciałem Żeńki nową falą bólu.

“To nie duch.”
Żenia próbowała zawyć raz jeszcze, odpuszczając macki. Nie miała sił na utrzymywanie ciemnych pomocników. Nie czuła gdy padała, resztką świadomości trzymając w dłoni mroczny kleiv.

„Głupie przyzwyczajenie. Musisz kiedyś spróbować.”

Ciemność się nie rozwiewała. Wręcz przeciwnie, dziewczyna czuła jak otacza ją coraz mocniej. Zapadała w sen. Dziwnie spokojny i przyjemny sen. To co wydobyło się z jej ust przypominało ledwie skowyt. Odgłosy bitwy cichły w oddali. Wszystko to się kończyło. A ona wreszcie mogła odpocząć…
 

Ostatnio edytowane przez corax : 30-12-2018 o 23:34.
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172