Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-11-2006, 12:35   #1
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
Zaklęta Miłość

Zaklęta Miłość

Scena 1: Koncert
Piątek 13.10.2006

Jak zwykle padało...

O tej porze roku to normalne. Na ulicach był wciąż spory ruch. Czarne parasole przeciskały się na szerokich chodnikach Miasta X. Śmietniki pełne były pustych papierowych kubków po kawie. W czarnych błyszczących od deszczu ulicach odbijały się kolorowe neony sklepów i klubów.

Zaczęła się kolejna noc...

... podobno ta wyjątkowa.

Już tydzień temu Arcybiskup rozesłał informację o koncercie organizowanym przez klan Torreador w miejskiej spelunie The Cave.
Klub ten to typowa pieczara Sabatu. Nie znajdziesz tam żadnego przypadkowego śmiertelnika, wszyscy, którzy tam pracują i przebywają w jakiś sposób zaskarbili sobie zaufanie Sekty. Większość z nich to Ghule lub członkowie świty wysoko postawionych Kainitów.
Klub słynie z tego, że zawsze niesie pomoc wygłodniałym. W ten właśnie sposób klan Torreador wkupił się w łaski Sabatników.
Dzisiejszego wieczora na scenie miała pojawić się Diva z klanu Cór Kakofonii. Doprawdy największe wydarzenie w tym miesiącu w mieście. Już odkąd wszyscy dostali zaproszenia, po mieście zaczęły krążyć plotki, że Arcybiskup chce się jej szybko pozbyć z miasta, dlatego tak mocno stara się aby na koncercie byli dosłownie wszyscy.
Oczywiście Biskup Jean-Marc D'Urbban dokładał wszelkich starań przez ostatni tydzień, aby wszystko zapiąć na ostatni guzik.
Chodzą słuchy, że nawet Beniamin Kraken pojawi się w The Cave, mimo, że niezbyt z niego towarzyski gość.

Zapowiadała się wielka uczta z krwiożerczą muzyką w tle.


* * *

Włochy 1678

- Francesca! Franceska! - młodziutka dziewczyna zbiegała właśnie po schodach do części domu swojego ojca przeznaczonego dla służby. Kobiece kształty odznaczały się na jej zwiewnej sypialnej sukience.
- Panno Lori? - stara kucharka ucieszyła się na jej widok. Właśnie przygotowywała obiad, na stole leżały świeże pomidory i dużo pachnących przypraw. Słońce świeciło przez otwarte na podwórko szerokie drewniane drzwi i w pomieszczeniu panował przyjemny chłód.
- Francescka! Podobno przepowiadasz przyszłość! - Lori wpadła jak burza do kuchni opierając się o stół. Pukle ciemnych kręconych włosów niezgrabnie opadły na jej jasne ramiona.
- Nie słyszałam twojego wołania, byłam w ogrodzie - Francesca poprawiła szarą chustkę zawiązaną na włosach. Była już naprawdę stara, twarz miała pooraną bruzdami, lecz oczy wciąż zdawały się wyraziste i młode. Teraz na sam widok Lori uśmiechały się do niej - Czy ojciec wie, że tu jesteś?
- Nie wiem i mało mnie to obchodzi! - Dziewczyna siadła na stołek przy stole i z młodzieńczą radością zaczęła chrupać marchewkę - Francesca! Zakochałam się! Dasz wiarę? Zakochałam się! - wstała z krzesła i zaczęła wirować dookoła na środku sporej kuchni. Promyki słońca co chwila oświetlały jej radosną twarz - Powróż mi proszę Francesca, musze wiedzieć czy On jest mi pisany!
- Nie tak szybko Lori, poczekaj chwile - Stara cieszyła się szczęściem Lori. Z półki sięgnęła karty i odsunęła ręką warzywa leżące na stole.
Lori spoważniała nagle i złapała starą na ręce.
- A jeśli odczytasz coś złego? - zapytała z lekką obawą, lecz jej oczy niecierpliwiły się.
- Udam, że nie widziałam tego - Francesca zaczęła tasować karty, zręcznym ruchem pomarszczonych dłoni rozłożyła je w łuk - Tylko pięć kart.
Lori gryzła paznokcie w podnieceniu, wybrała karty i patrzyła z ufnością w starą twarz Francesci, która ułożyła karty w kwadrat.
- Powiedz wszystko - powiedziała nagle Lori, zanim odsłoniła się pierwsza karta. Francesca tylko kiwnęła głową.
- Księżyc - powiedziała, gdy zniszczona karta odsłoniła obrazek, uśmiechnęła się do Lori i zaczęła mówić
- Twój żywot będzie długi... pełny i dostatni - zamyśliła się chwile marszcząc posiwiałe brwi - Widzę... czeka Cię podróż, długa podróż.

* * *
 
Rhamona jest offline  
Stary 14-11-2006, 04:33   #2
 
Esco's Avatar
 
Reputacja: 1 Esco ma wyłączoną reputację
Wynajęta czarna limuzyna zatrzymała się tuż przed wejściem do klubu. Christian wahał się przez chwilę czy nie polecić szoferowi aby zawrócił, i w ciszy swojego apartamentu poświęcić tą noc na medytacje. Wiedział, że to niemożliwe - apartament oraz cała klatka schodowa przechodziły właśnie gruntowne "sprzątanie" po wyjątkowo udanej randce, którą odbył tego wieczora.

Wzdrygnął się na samą myśl o tym miejscu. "The Cave" - dekadencka jaskinia pełna wzdychających do gwiazd pedałów z klanu Torreador. A do tego jeszcze Arcybiskup zaprosił chyba wszystkich nieśmiertelnych z miasta, a co za tym idzie także z pewnością i bezczelny kwartet Tremere. Mógł znieść wszystko, ale bycie miłym, a co gorsza - przyjacielskim dla kogokolwiek z Tremere było niemal poza granicami jego wytrzymałości. Zacisnął powieki i przez ostatnią chwilę ciszy oddał się krótkiej medytacji, prosząc w myślach Kaina, by dał mu tę wytrwałość i siłę.

Wkońcu nacisnął klamkę drzwi samochodu i jego nowiutkie, wypolerowane na błysk włoskie, czarne buty dotknęły chodnika. Wysiadł z limuzyny błyskając białymi zębami w czymś, co w myslach nazwał "uśmiechem numer 5" i ruszył w stronę zgromadzonych przed wejściem, takze dopiero co przybylych gosci. Pomachał ręką do kilku znajomych, wyklinając im w myślach. W wejściu objął delikatnie w udawanym przyjacielskim uścisku znajomą wampirzycę:
- Witaj najdroższa przyjaciółko! Wyglądasz olsniewająco w tej nowej kreacji! - w myslach zaś recytując "Nawet 100 kilo makijażu nie ukryje ile na prawde masz lat. Co za kretyn przemienil takie stare pudło?". Gdy jego usta znalazły się w pobliżu jej szyi, poczuł lekki ból w dziąsłach i chęć, by rozerwać jej gardło na strzępy.
- Och! Ale się cieszę że was tu widzę! Jak leci stary? - uśmiechając się od ucha do ucha pstryknął mierząc palcem na powitanie w stronę kolejnych znajomych. Wszystkich serdecznie ściskał lub klepał po ramieniu, za każdym razem próbując użyć swojego daru nadwrażliwości i zarejestrować w myślach krótkie obrazy, zdradzające z kim każdy z nich spotkał się tego wieczora przed przybyciem do "The Cave". Starał się także odczytać aurę każdego z obecnych, zdradzającą ich prawdziwe emocje, jednocześnie sam wprowadzając swój umysł w błogi nastrój roztaczając wkoło jasnoniebieską aurę spokoju.
Poprawił smoking i muchę i szybkim krokiem wszedł jako pierwszy ze wszystkich do środka szczerząc zęby w uśmiechu na prawo i lewo. "Cóż za straszliwa cena, za bycie popularnym" pomyślał. Och tak - był mistrzem kamuflażu, podstępu i dyplomacji - czegoś co on nazywał sztuką przetrwania.

Wszedł do środka i zaczął rozglądać się. Miał nadzieję, że tej nocy znowu ktoś obdarzy go zaufaniem i poprosi o pośrednictwo w załatwieniu jakiejś delikatnej sprawy. Być może nawet sprawy związanej z którymś z Biskupów? Może też wreszcie tej nocy Biskup Kraken wyjdzie ze swojej samotni i sam zdobędzie trochę świeżych informacji. Mówiąc szczerze Christian nie czuł się komfortowo, informując o wszystkim na bieżąco starego Krakena - nie było to ani rozsądne, ani bezpieczne. Ale w jakiś sposób Biskup Tzimisce był dla niego jedyną osobą, którą w pełni tolerował. Być może dla tego, że on jedyny chyba znał prawdziwą ścieżkę i nie bał się nią podążać. "Potwór" - prychnął w myślach - jak ta banda hedonistycznych, płytkich gnojków śmiała tak go nazywać. Gwar rozmów wyrwał go z zamyślenia i zaczął krążyć po klubie w poszukiwaniu reszty swojej sfory oraz by serdecznie przywitać się ze wszystkimi innymi, tłumnie przybywającymi do klubu. W tym czasie niezwykle wrażliwy, nawet jak na wampira słuch rejstrował wszystkie, szeptane nawet rozmowy.
 
Esco jest offline  
Stary 14-11-2006, 11:26   #3
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
Scieżka dźwiękowa do posta: Portishead

The Cave

Klub leżał w podziemiach niewielkiej ale dobrze oświetlonej uliczce centrum Miasta X. Kamienne schody prowadziły w dół na tyłach zbudowanej z metalu i czarnych szyb całkiem sporego 5 poziomowego budynku. Nie było żadnego neonu ani tabliczki informacyjnej. Przed wejściem nikogo nie było. Dało się słyszeć jedynie głośny szum z głównej ulicy przebiegającej nieopodal. Niewiele drobnych szczegółów oprócz zaparkowanych drogich samochodów, zdradzało obecność kogokolwiek w tym miejscu.
Ślady eleganckich butów w piachu i niedopałek wciąż dymiącego się papierosa. Ledwo słyszalny rytmiczny dźwięk dochodzący jakby ze studzienki kanalizacyjnej.

Wielkie i ciężkie drzwi okute wykręconym żelazem, prowadziły do dość przytulnego korytarza. Cały jakby wysłany czerwonym aksamitem. Po lewej niewielka szatnia przypominająca tę z Teatru. Korytarz kończył się niewielkimi schodkami w dół. Z tego miejsca doskonale widać było cały klub. W głębi po lewej stronie bar, a po prawej scena. Wszędzie unosił się dym - pomieszana para z dymem papierosowym. Obszerne kanapy z czerwonego aksamitu, dębowe, ciężkie stoliki, żelazne artystycznie kute krzesełka z niewygodnymi oparciami.
Za barem stał przystojny mężczyzna do połowy nagi. Czekoladowa skóra błyszczała przyjemnie. Na szyi miał zawiązaną muszkę a na przegubach dłoni same mankiety z drogimi spinkami. Śmiertelnik. Trzy kelnerki kręciły się po sali roznosząc drinki lub wymieniając zapełnione popielniczki. Jedna ładniejsza od drugiej, wszystkie wystylizowane na francuskie pokojówki. Wysokie perwersyjne buty i czarne sukieneczki z głębokimi dekoltami oraz białymi fartuszkami. Opaski w błyszczących włosach. Automaty. Bezwolne istoty zaprogramowane tylko do jednego: służyć nieśmiertelnym. Nieobecny wzrok i pusty uśmiech to pierwsze co można było w nich zobaczyć.

Na scenie występował właśnie zespół. Kobieta o europejskich rysach twarzy, farbowana blondynka siedziała na środku sceny na wysokim barowym krześle. W tle za nią reszta zespołu - perkusja, dwie gitary i klawisze. Śpiew wokalistki był bardzo wysoki, przebijał się przez śmiech sabatników ucztujących na miękkich czerwonych kanapach. Istny melanż, słowa nie były ważne, ale jej głos... Cała skupiona była na swoim śpiewie, w prawej dłoni trzymała zapalonego papierosa w długiej cygaretce, od czasu do czasu zaciągała się dymem. Poruszała się na krześle w rytm wolnej ale rytmicznej muzyki. Gdy skończyła się jedna z jej piosenek podeszła do niej kelnerka ze srebrną tacą. Wokalistka spojrzała na tace, wzięła z niej jakiś przedmiot przyłożyła sobie do lewej dziurki nosa, palcem zacisnęła prawą i zaciągnęła się beznamiętnie. Chwilkę potem śpiewała znowu.

Z trzydziestu wampirów w mieście(nie licząc Lojalistów) było tu już około dwudziestu. O godz. 23:00 miała się pojawić główna gwiazda wieczoru.
 
Rhamona jest offline  
Stary 15-11-2006, 20:15   #4
 
Vertigo's Avatar
 
Reputacja: 1 Vertigo ma wyłączoną reputację
Wampir powoli podniósł sie z posłania. Ciemno, oczy musiały sie przyzwyczaić. Chwile posiedział na łóżku po czym podniósł sie spokojnie i wyprostował. Z zabitego okna ciągnął delikatnie ciepły wiatr. Jat spojrzał za zegarek, miał wystarczajaco dużo czasu by wyfasować z szafy 'odświetny garnitur'. Dobrze, że kazał go wcześniej wyczyscić, nie używał go zbyt czesto przez co pruszył sie strasznie i nasiąkł zapachem starości. Przeczesał włosy, doprowadził sie do porządku. Zamaskował broń i wyszedł. W jego dzielnicy mało kto mial odwage sie poruszać, niski dzwiek motocykla odbijal sie szerokim echem pomiedzy starymi kamienicami i waskimi ciemnymi uliczkami.

...

"Toreador..." Na sama mysl pojawil mu sie usmiech na twarzy. Nigdy nie traktowal tego klanu powaznie. Byli smieszni, groteskowi. Ale zdawal sobie sprawe ze moga byc niebezpieczni.

...

Basowy dzwiek umarł przecznice przed celem, nie mial zamiru podjezdzac pod sama brame, to takie... prostackie. Na twarzy zastosował sztuczny usmiech, urealniajac go jak tylko mógł. W koncu brujah w takim towarzystwie i tak moze prezentowac sie co najmniej dziwnie. Ciezkie buty odbijaly sie echem na schodach, gdy wchodzil przez ciezkie skrzypiace drzwi bylo pusto, na sali nie bylo tez wiele ludzi. Przyzwyczail sie by zawsze byc wczesniej, tak zapobiegawczo, aczkolwiek juz siedzacy, oczekujacy rozwoju wydarzen 'przyjaciele' i tak patrzyli na niego dziwnym wzrokiem. Nie chodzilo im bynajmnie o wygladajacy nienagannie stój . Usiadl przy stoliczku w cieniu z lewej strony starajac sie nie wdawac w kontakt z nikim z kim by nie musial. I tak nie znal prawie nikogo procz swej sfory. Powoli zaczynal sie ruch. Kelnerka milym glosem zaproponowala cos do picia, oczywiscie za co musi sam zaplacic, rzecz jasna. Nie odmówił. Obserowal otoczenie siedzac bez ruchu. Szukał. Po jakims czasie, a czas w takim pomieszczeniu jest wzgledny, pojawil sie de Brasco. Nie zauwazyl go. Jeszcze go nie zauwazyl... "Dobre miejsce, poczekajmy na gosci, biskup zapowiedzial swa obecnosc" pomyslał... Skinal na kelnerke by napelnila czerwienia lampke i podala Christianowi.
 
__________________
Ostatnie zgrzytanie zębow
Ostatni grzeszników płacz
Ostatnie modły kapłanów
Na wszystko przyszedł juz czas...
Vertigo jest offline  
Stary 16-11-2006, 17:00   #5
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
The Cave

Christian Brasco

Swoim zachowaniem, zawsze wzbudzałeś skrajne uczucia. Niektórzy cię kochają inni nienawidzą i tak samo jak ty, czekają tylko na twój błąd. Niestety... będzie im ciężko takowy znaleźć. Pilnujesz się i zawsze wiesz, w które miejsce uderzyć aby najbardziej bolało.

Witając tak Nieśmiertelnych, Torreadorów głownie, poczułeś ostrożność w stosunku do twojej osoby. Ci, którzy zorientowali się, że przyszedłeś, zaczęli ukrywać swoje emocje pod na prędce wymyśloną maską. Dotykając ich dłoni lub rękawów szykownych ubrań, nie wyczułeś nic poza tym, że ściskali się ze wszystkimi wkoło.

Na samym końcu podszedłeś do młodej wampirzycy, prawdopodobnie z klanu Brujah. Brunetka z o dziwo modnie upiętymi włosami, w czarnej obcisłej sukience, w którą ktoś prawdopodobnie ją ubrał, bo sama z pewnością nie założyłaby tego. Teraz sobie przypominasz, byłeś na ceremonii jej przyjęcia jakieś pół roku temu. Niepokorne dziecię! W myślach zacząłeś już ją rozbierać i smakować jej krwi, kiedy to właśnie się odezwała.

- Witam, Pana... Brasco! - czujesz w jej głosie szacunek, pomieszany z jakimś zmieszaniem - Radzę nie odwracać się od nich plecami... różnie to bywa - Pokazuje na grupę Torreadorów, wybuchających właśnie śmiechem. Zdaje się, że ta młoda wampirzyca dosłownie wszystko ma w dupie, nawet ciebie i twój status w Sabacie, jak śmie dawać ci rady?
- O, nie pamiętasz mnie? Kiedyś ludzie wołali na mnie Lucie, nie jestem człowiekiem, więc zostało tylko Lu.
Trochę cię zmieszało jej zachowanie, jest prawdziwa i otwarta jak księga, dla twoich zmysłów.

- Przepraszam! - zanim usłyszałeś słowa, czułeś, że zbliża się Kelnerka - Vitae od pana przy Barze - skłoniła się lekko, na tacy kieliszek od wina wypełniony czerwonym klarownym płynem, ramieniem odsłoniła widok na bar. W oddali widzisz siedzącego w cieniu Jatagana. Cień jest tylko pozorny, przyzwyczaiłeś się już do tego.


Jatagan

Nic specjalnego się nie działo, do momentu przyjścia Brasco. Gdy wszedł do klubu w jego stronę poleciało kilka wyimaginowanych sztyletów.
To żenujące... ciut i Camarilla, się z tego zrobi. Kręcisz głową ze zdumienia.

Gdy chcesz zapłacić za krew, Śmiertelnik stojący za barem kiwa przecząco.
- Vitae jest prezentem od gospodarza, jeśli chce pan więcej, zapraszam tu - wyszedł zza baru i skierował się jeszcze dalej od ciebie. Gdy doszedł do ściany, na której w tym miejscu nie wisiały żadne obrazy, nagle twoim oczom ukazała się czerwona niczym te ściany kotara. Na twoich oczach jakby wydobyła się ze ściany... sprytna iluzoryczna sztuczka.

Wejście do pomieszczenia jest dokładnie naprzeciwko wejścia na tą salę.

Barman pokazał ci tylko to przejście i wrócił na swoje miejsce. Ty jednak wciąż przyglądałeś się tej kotarze a ona wciąż tam była, nie wtopiła się w ścianę.
Gdy odwróciłeś wzrok w kierunku Brasco, kiedy to twój kielich właśnie do niego docierał, a potem znowu popatrzyłeś na miejsce, gdzie powinna być kotara, znowu jej nie było. Skupiłeś się chwile i ... pojawiła się.

Poznajesz moc, dzięki której tak się dzieje.
 
Rhamona jest offline  
Stary 16-11-2006, 18:36   #6
 
Esco's Avatar
 
Reputacja: 1 Esco ma wyłączoną reputację
Z satysfakcja obserwowal jak Torreadorzy w panice staraja sie przybrac falszywe maski, wijac sie przy tym niczym glisty w blocie, a ich aury zmienialy sie gdy tylko sie zblizal, przybierajac wszystkie barwy teczy. Gdy zblizyl sie do mlodej Brujah i nawiazali rozmowe udal mile zaskoczenie z powodu jej obecnosci w The Cave. Szybko skarcil sam siebie za mysli, ktore zaczely krazyc wokol jej jedwabistego ciala i pulsujacej w zylach krwi. Tutaj kazdy byl potencjalnym wrogiem.

- Oczywiscie, ze pamietam Lu! Musze przyznac, ze rozkwitlas nam przez te ostatnie pol roku niczym kwiat robinii! - z usmiechem zazartowal glosno, porownujac nieumarla do rozkwitajacych noca kwiatow, ktore kiedys specjalnie ze wschodniej Europy sprowadzil jego Ojciec, jeszcze w czasach, gdy spedzali na medytacjach wspolne noce, w ogrodach jego villi.
- Podoba mi sie Twoja nowa fryzura... doskonale podkresla kolor Twoich oczu... - powiedzial juz znacznie ciszej dotknal delikatnie kosmyka jej wlosow i prowadzac powoli reke w dol plynnym ruchem, dotknal jej ramienia.

- Igracias senor! - powiedzial do kelnera zabierajac kielich z vitae jednoczesnie nie spuszczajac wzroku z oczu wampirzycy. Od razu wreczyl naczynie kobiecie - niech ona sprobuje pierwsza, pomyslal. Szybko rozejrzal sie wokol, by zobaczyc od kogo pochodzil prezent. Gdy zobaczyl Jatagana odprezyl sie nieco. Polozyl dlon na plecach wampirzycy, tuz nad jej talia - nie za nisko jednak, aby nie zasugerowac, ze ma na nia ochote, ale tez nie za wysoko, aby nie wydac sie wobec niej zbyt protekcjonalnym:
- Nie przejmuj sie Torreadorami, sa odrobine zazdrosni i nic ponadto - powiedzial z usmiechem, jakby lekcewazaco i beztrosko za razem.
- Chodz, chcialbym Ci kogos przedstawic - powiedzial do niej i calkiem naturalnie, jakby byli para poprowadzil ja w strone Jatagana.

W tym czasie wyczulone zmysly rejestrowaly reakcje otoczenia, a reka na plecach towarzyszki byla doskonalym pomostem dla jego umyslu, ktory teraz staral sie z calych sil sprawdzic z kim wczesniej spotkala sie ta kobieta i dla kogo pracuje.

- Czesc Jatagan, stary rebeliancie, dzieki za drinka - przybil piatke z siedzacym obok towarzyszem.
- Pozwol ze ci przedstawie pewna dame - to jest Lu! Lu poznaj mojego serdecznego przyjaciela Jatagana! przedstawil ich sobie po czym spojrzal na zegarek. Ukradkiem dal spojrzeniem znak Jataganowi aby pogadal z ta wampirzyca.
- Wybaczcie mi na moment, musze z kims za chwile sie spotkac. - usmiechajac sie wtopil sie w tlum.
Uff... dobrze ze sie na chwile pozbylem tej malej wscibskiej rury, pomyslal. Jatagan jest z tego samego klanu, wiec latwiej wyciagnie z niej ewentualne informacje. Zaczal rozgladac sie za jakims miejscem, w ktorym byl by malo widoczny, nie mozna go bylo latwo podejsc, a jednoczesnie mial by widok na caly klub. Mial zamiar stamtad obserwowac wystep gwiazdy, a raczej to, co bedzie sie dzialo w klubie w czasie wystepu. Mial przeczucie ze tego wieczoru moze sie zdazyc cos nieoczekiwanego.
 
Esco jest offline  
Stary 16-11-2006, 21:17   #7
 
Vertigo's Avatar
 
Reputacja: 1 Vertigo ma wyłączoną reputację
"Dobrze, że zauwazył"...

Wampir zdawal sobie sprawe ze w klubie robi sie duszno... bardzo duszno, i to na pewno nie z powodu dymu gesto unoszacego sie ku sufitowy z pieknymi sklanymi lampami. Spojrzenia pomiedzy czlonkami sfory byly krotkie ale dosc wymowne by dac znak by rozgladac sie i nie lekceważyc najmniejszych szczegolow. Chris powoli zblizal sie z wampirzycą. Nie znał jej, aczkolwiek wygladala uroczo co w myslach Jata bylo stwierdzeniem wrecz unikalnym, jednak wzrok zdradzal ze podobnie jak oni nie ma tu za bardzo czego szukac i przybyla tylko z zaproszenia. Wampir wstal by powitac towarzysza, ukłonil sie szybkim ruchem i szerokim usmiechem, patrzac prosto w oczy 'młodej' jak zdarzyl ja nazwac w myslach. Po chwili Chris oddalil sie, zostawiajac ich samych. Usiedli powoli saczac vitae.

"Witaj ..." - zaczal - "... nie jestem takim do konca rebeliantem aczkolwiek wyczuwam w Tobie cos bratniego, wybacz, malo kogo tu znam, nie chce byc wścibski i bys pomyslala ze Cie wypytuje, mozesz mi cos powiedziec o sobie? Nie mialem okazji poznac tak uroczej wampirzycy. Czuje, że wolisz rozpuszczone wlosy prawda? No i ten stroj troche krepuje, czuje sie tu nieswojo a Ty?"

Usmiechnał sie delikatnie i chyba nawet mu to wyszlo. Jednym okiem musial kontrolowac kotare, Chrisa i byc zainteresowany. Na szczescie to ostatnie wychodzilo mu najlepiej. "Jezeli to cholerstwo zniknie to bedzie niedobrze..." Przeszlo mu przez myśl, niestety z takim 'milym' cieżarem nie pojdzie nigdzie, wiec pozostalo mu choc chwile przeczekać, co bedzie sie dzialo, i wypatrywac czegos, czego nie byl w stanie do konca nazwac, a co podpowiadalo mu przeczucie. Z kąd to pochodzi?
 
__________________
Ostatnie zgrzytanie zębow
Ostatni grzeszników płacz
Ostatnie modły kapłanów
Na wszystko przyszedł juz czas...
Vertigo jest offline  
Stary 16-11-2006, 21:47   #8
 
Esco's Avatar
 
Reputacja: 1 Esco ma wyłączoną reputację
Brasco przeszedl przez klub, starajac sie wzbudzic jak najwiekszy lek i niepokoj wsrod wszystkich wampirow mlodszej generacji, ktore mijal. Jednoczesnie usmiechal sie przyjacielsko, klaniajac sie i pozdrawiajac co chwila napotkanych niesmiertelnych. Spokojne oczy wyrazaly pewnosc siebie. Reputacja, jaka dalo mu unicestwienie wlasnego Ojca stawiala Christiana niemal w jednym szeregu z "Potworem" Krakenem. O tak, strach ktory niczym cien podazal za nim wszedzie, gdzie sie pojawial - to bylo to czym sie zywil.

Zajal jak najmniej widoczne, a jednoczesnie na tyle wyeksponowane miejsce, aby mogl widziec cale wnetrze. W czasie gdy jego sluch dostrajal sie do rozmowy jaka Jatagan toczyl z Lu (nie chcial by ominelo go ani jedne slowo z tego co powie mloda wampirzyca), jego wzrok lustrowal klub w poszukiwaniu ktoregos z Biskupow lub wampirow starszej generacji. Zastanawial sie tez, gdzie sie podziala reszta jego sfory. Robilo sie juz pozno.
 
Esco jest offline  
Stary 17-11-2006, 10:28   #9
Banned
 
Reputacja: 1 Rhamona nie jest za bardzo znany
The Cave

Jatagan

Lu jest ładną, młodą wampirzycą... Widziałeś ją wcześniej tutaj, ewidentnie na kogoś czekała, lekko zdegustowana i znudzona. Jej ojca ani reszty z klanu jeszcze nie ma.
Gdy wypowiedziałeś do niej te słowa, na jej twarzy widać było zaskoczenie i chyba nawet coś w rodzaju zakłopotania.

- Hmmm, rzeczywiście - zamyśliła się trochę - może masz racje? - podniosła ręce do góry i uwolniła ciasny kok, brązowe długie włosy rozsypały się po jej ramionach i uśmiechnęła się do ciebie - Tak o wiele lepiej. Coś o sobie? Właściwie to nic specjalnego, czekam na ojca ... znasz Boryka? Nie ma go jeszcze i zaczynam się niepokoić, nie lubię tego klubu, choć muzyka dziś wyjątkowo przypadła mi do gustu - mówiąc do ciebie praktycznie ani razu nie spojrzała ci w oczy, dopiero teraz - Dziękuje za drinka.


Chrystian de Brasco

Gdy stałeś przyglądając się wszystkim a w szczególności Jagatanowi i Lu zaczepił cię ktoś,
- Hej, hej, hej - to Randy, siedzi pod ścianą przy stoliku nieopodal ciebie... jak mogłeś go nie zauważyć? Palladyn Gangreli - Co się tak stresujesz? Wyluuuzuj, bo ci żyłka pęknie hahahaha! - założył nogi na stolik trzeszcząc, przy tym skórzaną kurtką i spodniami, buty ma całe w błocie i uśmiecha się zadziornie. Ma długie czarne lekko posklejane, być może od deszczu, włosy i sine, podkrążone oczy, przez uśmiech widać nienaturalnie wielkie kły.
- Psssyt, cho no! - woła do ciebie - Mam coś dla ciebie! - zdejmuje nogi ze stolika zostawiając mokre błoto i zaczyna grzebać w kieszeni od kurtki, po chwili wyciąga z niej coś, trzyma w zaciśniętej owłosionej pięści. W aurze czytasz zaciekawienie i rozbawienie.
Zbliża się kelnereczka ze ścierką.

Do klubu właśnie wchodzi Sfora Gangreli zrzeszająca resztki Caitiff. Robią rumor. Wszyscy ubrani w motocyklowe kombinezony.
 
Rhamona jest offline  
Stary 17-11-2006, 12:36   #10
 
Vertigo's Avatar
 
Reputacja: 1 Vertigo ma wyłączoną reputację
"Robi sie coraz ciekawiej, nie sadzisz?" - ciagnal rozmowe Jat, wskazujac na wchodzacych gangreli - "Niestety niewiele osób znam w tym miescie. Czy powinienem go poznać? Byłbym bardzo zaszczycony." - Spojrzał na de Brasco. Byl dosc daleko, prawie po drugiej stronie sali. Sluchajac odpowiedzi wampir oczami przegladnal dokladnie caly klub, kotara znow sie pojawila by za chwile zniknąć, na scianach procz jakis niegustownych obrazów wisial gdzieniegdzie oręż typu szabla czy topór, oswietlane delikatnym blaskiem sciennych lamp. W koncu skupic sie na oczach mlodej Lu. Wygladala na rozbawiona ta cala sytuacja. "Przepraszam, nieczesto bywam w takich miejscach, wole wolność od zadymionych klubów." Musial kontrolowac sale, cisnienie w sali zaczelo sie robic coraz bardziej gorace. Wygladalo to jak wielka tragikomedia gdzie jedni wchodza inni wychodza, przeglad stereotypow. "Co to za gangrele, kojażysz któregos z nich? No i gdzie poszedł nasz Chisto? Jest przystojny, czyż nie?" Wiedzial, ze kompan go słyszy, asekuracja mogla byc za niedlugo niezyciem lub smiercia. "Cos tu sie kisi w powietrzu" Powiedzial cichutko...
 
__________________
Ostatnie zgrzytanie zębow
Ostatni grzeszników płacz
Ostatnie modły kapłanów
Na wszystko przyszedł juz czas...
Vertigo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172