Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-09-2009, 20:36   #451
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
- Obawiam się, że to jeszcze nie koniec Mercedes. – postać Nosferatu pojawiła się dosłownie znikąd. Jego ciało było mocno poparzone, mocno ucierpiał w walce z Vykosem, lecz to nie odniesione rany stanowiły jego zmartwienie. Słyszał je, dźwięki napływały do niego łącząc się w piękną melodie końca świata. Muzyka narastała w jego czaszce wciąż przyśpieszając…

„Muszę je połączyć…to jedyne rozwiązanie…tak po prostu musi być…słyszałeś dokąd prowadzi ciekawość Karolu?” – myśli tańczyły do szaleńczego rytmu, aż w jednej chwili wszystko ustało. Pozostała tylko jedna krótka myśl na placu boju. Nie niosła ze sobą żadnego ładunku emocjonalnego, stwierdzała jedynie fakt.

„Tutaj to się zakończy.”


- Przede wszystkim musimy się wszyscy uspokoić. – niemalże krzyknął starając się podejść najbliżej jak tylko mógł do lewitującej Marry. – Przykro mi, ale nie mogę dopuścić do tego, żeby kamienie będąc tak blisko znów rozeszły się po świecie. Zrozumcie, jeżeli my tego nie zrobimy to zrobią to inni, którzy mogą mieć o wiele gorsze intencje. To musi się wydarzyć właśnie tutaj, właśnie teraz…

Spojrzał zdecydowanym wzrokiem na Portmana i Ortegę celowo omijając dotychczas Marry. Musiał ich przekonać, a to oznaczało wyznanie całej prawdy. To było jedyne rozwiązanie.

- Posłuchajcie mnie, przedstawię wam w skrócie wszystko co wiem. – podniósł głos, aby wszyscy bez wyjątku zwrócili na niego uwagę. – Połączenie kamieni da nam niemal boską moc i będziemy mogli ułożyć świat na nowo. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale właśnie to jest prawdziwą mocą połączonych kamieni. Nie mogę pozwolić żeby wpadła w łapska istot pokroju Vykosa, a tak czy owak uważam, że na ucieczkę jest już po prostu za późno. – ostatnie słowa skierowane były głównie do Ortegi, która zdecydowanie miała dość, jednakże Lipiński nie mógł pozwolić żeby odeszła. Miał nadzieję, że uda mu się przekonać wampirzyce siłą argumentów, bowiem walka wydawała się zwyczajnie bezcelowa.

- Znam poprawną kolejność ich połączenia. Teraz decyzja należy do was, wybierzcie mądrzę inaczej wszystkich nas czeka śmierć. Jeśli się rozłączymy to prędzej czy później dopadną nas, jako Nosferatu nie mam co do tego wątpliwości. A co do ciebie Marry. – spojrzał na zmaltretowane ciało wampirzycy. – Popełniłaś błąd łącząc swe siły z tamtym draniem, ale teraz możesz to naprawić. Oddaj kamień, a spełnię twoje życzenie. Przyrzekam i dobrze wiesz, że mi możesz ufać. Nigdy nie chciałem walczyć przeciwko tobie. Dopilnuje żebyś mogła odejść w pokoju.


To jak będzie?
 
mataichi jest offline  
Stary 28-09-2009, 14:18   #452
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Wchodząca do pokoju Finney, była pewnym zaskoczeniem, ale nie takim, żeby Alex przerwał strojenie gitary. To zawsze go uspokajało, a muzyka pozwoliła zapomnieć o wszystkich kłopotach, nawet w życiu była lepsza niż najlepszy towar czy picie na umór, a teraz kiedy te rzeczy przestały na niego oddziaływać, cóż to muzyka pozostała jedyną możliwością ucieczki przed kłopotami, a ostatnio miał ich wiele ... naprawdę wiele.

Uważnie wysłuchał co ma do powiedzenia wampirzyca, jednakże nie podnosząc wzroku, aż do momentu, w którym usłyszał propozycję przyłączenie się do niej. Popatrzył na nią zawadiackim wzrokiem i uśmiechnął się lekko kpiarsko. Cóż za słodki żart, on i Sabbat ... kolejna smycz, inni ją trzymający ... cóż to za różnica?

Chwilę patrzył na struny pozostawionej tu gitary, szaleni Malkavianie ... a jednak czasami naprawdę porządne chłopaki. Lepiej przebywać z nimi niż politykami ... gdy ponownie podniósł wzrok na stojącą kobietę, gdzieś zniknął jego uśmiech ... teraz był czas na całkowitą powagę.

-Pod pewnymi względami masz rację, w innych bardzo się mylisz. Camarilla to żaden wybór ... ale Sabbat? Zastąpienie jednego bata innym ... nie o to przecież chodzi - Chciał jej wytłumaczyć swój punkt widzenie. Zastanawiał się czy ona to zrozumie ... czy może to zaakceptować? Powód tego był prosty, przez całą swoją krótką egzystencję, dążył do tego, żeby ludzie ... a teraz wampiry, zrozumieli jak słodka jest wolność. Jeżeli udałoby się przekonać nawet tylko jedną osobę ... cóż kropla wody drąży skałę nie siłą a uporem, jeżeli nawet tylko jedna osoba przekonała by kolejną jedną osobę do walki o sprawę ... to po pewnym czasie by zwyciężyli ...

- Sam widzisz - Finney wyraźnie miała naszykowaną jakąś odpowiedź, bo nie dała się zbić z tropu - Mówisz bicz, bo do tego jesteś przyzwyczajony, a co jeśli... tam jest co innego? Nie wiem Alexie, nie mogę ci niczego zagwarantować, ale z tego co widzę, wszystkie ciołki skazane są na Camarillę, jeśli natomiast ktoś jest w stanie swą ciołkowatość pokonać, decyduje się na ryzyko. Tam nikt nie spoczywa na laurach, bo każdy musi się wykazać. Twoje sukcesy i porażki będą jednak uzależnione od twoich umiejętności, a nie polityki. Czy to nie dość istotny powód?-

Tym razem Brujah patrzył na nią dłużej. Pozwolił aby cisza się przeciągnęła, a gdy się odezwał jego słowa płynęły wartkim potokiem prosto z jego serca. Czuł jakby płonął, jakby go to pochłaniało, ale nie miał zamiaru przerywać ... jeżeli coś miało żyć wiecznie to właśnie idea walki o wolność!

-Sukcesy i porażki będą należały do twoich przełożonych, opiekunów czy jak byś chciała ich nazwać. Wiesz co jest najpiękniejszą wartością w życiu ... nie ważne czy ludzkim, czy naszym wampirzym istnieniu. To wolność. Malutka tutaj naprawdę nie chodzi o sekty, Jyhad czy politykę ... to wszystko słowa, słowa mające narzucić nam pewne postępowanie, zniewolić nasze umysły. Ktoś ma cel w tym, żeby istniały walki ... i wiesz co? To jest to same gówno, z którym miałem do czynienia za życia. Nie zamierzam dać się wcisnąć w jakieś ramy ... tak pięknie mówisz o dołączeniu do Sabbatu, to może i ja ci coś zaproponuję? Dołącz do siebie ... zostań prawdziwie wolna ... za przeproszeniem, ale pieprzyć Camarillię, pieprzyć Sabbat i pieprzyć całą tę cholerną wyspę ... jeżeli będzie trzeba stawię czoła całemu światu ... dla wolności -

Te słowa spowodowały, że wampirzyca aż się nieco cofnęła pod naporem ich ciężaru.

- Ale... Ale wtedy nie przetrwamy. Jesteśmy tylko dwoma truposzami, które nawet jeszcze w byciu żywimi-martwymi nie są za dobre.-


-Czy szanse przetrwanie zwiększają się wraz z poddaniem się czyjejś woli? Być może wtedy przetrwa ciało, a co z umysłem. Być może nie jesteśmy w tym za dobrzy ... z drugiej strony ... znasz historię Bonnie i Clyde'a ... w pewnym sensie walczyli z system ... zginęli, ale jednocześnie przetrwali ... w tym świecie jest o wiele więcej sił niż inni chcieliby żebyśmy wierzyli ... nie wiem czy to się uda, ale nie zamierzam się poddawać, będę walczył do końca jeśli trzeba, bo lepiej zginąć stojąc niż żyć na kolanach -
Nie zamierzał się cofnąć, oto cała prawda ... nie wierzył, że pozostanie w jakiejkolwiek sekcie, w tym momencie może poprawić jego sytuację, ale nie zamierzał się tym przejmować. Jeżeli będą chcieli go zabić to cóż ... pociągnie za sobą jak najwięcej z nich będzie mógł.

- Jak dla mnie to właśnie teraz... żyjesz na kolanach Alexandrze. Myślę jednak, ze trochę złagodziłam twój ciężar... - Ventrue uśmiechnęła się tajemniczo, po czym skierowała do wyjścia - Jeśli więc jesteś pewien... żegnaj wolny ptaku, który jeszcze nie wie, jak bardzo został przez los okaleczony.

-Żegnaj mała i uważaj, Sabbat nie jest tym czym myślisz - powiedział jej na pożegnanie wampir .... i pozostał sam. Zabrała laskę Roberta ... mogła go zabić ... może powinien pójść i to sprawdzić? Z drugiej strony czy miało to jakiś sens, czy cokolwiek na tej cholernej wyspie miało jakiś sens? Chyba tylko dla wariata ... oto właśnie temu miastu należało się zaszczytne miano fortecy wariatów. Gdy ich zabrakło, wszystko zdawało się sypać.

W końcu odłożył gitarę i podszedł do stojącego w rogu lustra przypatrując się swojemu odbiciu.
-Co teraz? - zadał głośno pytanie, na które nie posiadał jeszcze odpowiedzi ... Co właściwie miał teraz robić? Niedługo powinno wzejść słońce, pozostawanie w Elizjum wcale nie wydawało się teraz tak dobrym pomysłem. Szczerze wątpił, żeby ponownie ich tutaj zaatakowali, ale kto wie. Z drugiej strony, szukać innej kryjówki teraz?

Powrócił na swoje miejsce i w złości chwycił gitarę. "Niech się dzieje wola nieba" przebiegło mu przez myśli, gdy zaczynał grać kawałki ... skoro nic nie mógł teraz zrobić pozostawało czekać ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 28-09-2009, 14:58   #453
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Gdyby Finney zdecydowała się jeszcze raz wejść do gabinetu i spojrzeć na swego ojca, byłaby przekonana, że trucizna nadal działa. Owszem, ruszył to ręką, to nogą, by sprawdzić, czy siły już wróciły. Zmienił też ułożenie rąk - teraz dłonie zaciskał na podłokietnikach swego fotela, stylizowanego na tron. Poza tym wyglądał niemal tak samo.

Myślał. Nie popadł w żadną apatię, w jego sercu nie było smutku - to uczucie opuściło go po raz pierwszy od dawna, chyba od początku jego bytności na tej chorej wyspie. Zostało skutecznie wyparte przez gniew. Wściekłość. Nienawiść. Chęć mordu. Oto jak umierają uczucia, wielkie i wyniosłe pomniki miłości - płoną w pierwotnym ogniu gniewu.

Kochał. Może racje mieli ci, którzy twierdzili, iż pozbywając się ludzkiej fizyczności, trzeba też pozbyć się ich psychiki. Czy wampiry niezdolne były do uczuć? Czy nieśmiertelność, tak doskonale pasująca do ideałów romantycznej, wiecznej miłości, przekreślała przy tym życie? Paradoks, ale przecież wieczny żywot kainity polega właśnie na tym, że jest już martwy.

Był głupi, niewyobrażalnie głupi - co do tego miał pewność. Niejedno w życiu przeczytał, niejedno poznał sam, wiedział, jak rządzić. Wiedział, czego się wystrzegać. Ale między wiedzą a praktyką istniała u niego ogromna przepaść.

- Nienawidzę... - wyszeptał, a na fotel spadła krwawa łza.

Wiedział, co dalej zrobi. Po wywiązaniu się z obietnicy danej Lilith - teraz nie miał już żadnych wątpliwości, musi być po jej stronie, tylko to da mu odpowiednia siłę - znajdzie swoją córkę i ojca. Ją zabije, ale nie jak Deresza, nie wystawi jej po prostu na słońce. Powiedziała, że zobaczą się w piekle - ostatnie ich spotkanie będzie więc dla młodej Ventrue męczarniami godnymi najniższego z kręgów otchłani.

Dominik... Mając u swego boku Lilith, Aligarii będzie mógł w zasadzie zrobić wszystko. Dotychczas spełniała swe obietnice, więc i tym razem może uwierzyć w obiecaną pomoc. Odbiorą razem Sabatnikowi wszystko co mu bliskie, a potem... Cóż, i dla niego Stańczyk wymyślił już wyjątkowo okrutny koniec...

Wstał z fotela. Odruchowo sięgnął po laskę - niestety, znajdowała się ona w rękach zdrajczyni. Trudno. Zresztą, w tej chwili chyba kompletnie jej nie potrzebował - może to dziwne, ale mimo trucizny czuł się... Silniejszy? Sprawniejszy? Kto wie, jakie błogosławieństwo zesłała na niego potężna kobieta z lustra. To też może okazać się przydatne...

Wyjął z kieszeni telefon. Wybrał numer i po trzech sygnałach odezwał się.

- Sorre? Tak, tu książę. Tak, to dziwna pora, ale jesteś mi potrzebny. Wynajmij natychmiast jakiś terenowy samochód z przyciemnianymi szybami i przyjeżdżaj. Po drodze kup mi okulary przeciwsłoneczne, koniecznie porządne. I kanister z benzyną. Później wszystko ci wyjaśnię.

Skończył rozmowę, telefon wrzucił do kieszeni i opuścił gabinet. Powinien sprawdzić, czy na miejscu nie ma przypadkiem Alexa, ale ten niewiele by mu pomógł. Szybko przeszukał szafy - zarówno swoją, jak i tę z ubraniami Dżejów, które wciąż znajdowały się w ich dawnym pokoju. Szybko znalazł co potrzeba - czarny kapelusz z szerokim rondem, naprawdę długi szalik, sweter z golfem (który w prawdzie miał na piersi naszywkę - wielkiego, czerwonego psa - ale po założeniu go drugą stroną problem znikał), sfatygowane bojówki i wysokie buty, bodaj trampki. Na to narzucił swój płaszcz i gdy okręcał swoją twarz po raz ostatni szalem, pod rezydencję zajechał prawnik.

- Jestem, wszystko zgodnie z pańską prośbą! - zawołał Sorre, przekazując Robertowi etui z czarnymi okularami.

- Doskonale. A teraz zabierz mnie, przyjacielu, na wycieczkę. Po okolicznych pustkowiach. W poszukiwaniach pewnego pustelnika. - stwierdził z delikatnym uśmiechem wampir, po czym wraz z ghoulem opuścili rezydencję.

Miał zamiar poprowadzić Sorre w okolice według tych skromnych informacji, jakie zdołał wydobyć od Lilith. A potem... Cóż, trudno żeby pustelnik w takich terenach nie potrzebował ognia choćby by ogrzać zmarznięte dłonie. A że płomieniom towarzyszy dym... Cóż, przed zmierzchem powinni go odnaleźć.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 29-09-2009, 19:12   #454
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze

Można by to nazwać pędem do samozagłady. Jakaś siła widocznie uważała, że Shizu nie zasługuje aby istnieć. Ogień w jej duszy jednak nie ustawał. Płonęła, parząc od wewnątrz ciało.


Miała ochotę wrzeszczeć, nie z bólu łamanych kości, strachu, tylko z tej furii. Nienawistnej wściekłości. Kości same się skleją, nawet nie trzeba dodawać super glue. Kropla krwi wystarczy. Ach tak, krew. Teraz dopiero usłyszała podszept "Trzeba było zaatakować Vycosa. Wypić go do dna. Byłabyś mocna. Mocniejsza. Silna. Skażona, możliwe, ale cóż to znaczy w obliczu Apokalipsy?"

Dla lodowato skutecznej mocy kryształu, jej szkielet i skóra były niczym babie lato. Leiste ciało meduzy. Amerykanie oddają lepiej w swoim języku tą delikatność - Jellyfish - galaretkowa ryba. Widział kto kiedy żeby galaretka wytrzymała atak suszarki?


Shizu przypominała meduzę wypchniętą przez fale na piaszczystą plażę. Powoli wysychała, nie potrafiąc samej sobie pomóc. Oglądając wszystko z boku. Prażące słońce, porywisty wiatr. Nagle nieboskłon posypał się na kawałeczki - jakby od lustra odpadały kolejne fragmenty w zupełnym chaosie. Zza nich wychylała się czarna pustka. Znów wyciągała swoje długie macki po japonkę.

Nagle ktoś przysłonił ostatnie prażące promienie. Na popękane, wyschnięte usta Shizu padł zbawienne płynne krople - krew.


Tak, krwi! Krwi teraz potrzebowała najbardziej. Poharatane ciało wyło, aby dostać więcej. Otworzyła oczy (choć miała wrażenie, że cały czas miała je otwarte). Powoli organizm naprawiał największe szkody, najgroźniejsze, uzupełniał najbardziej podstawowe braki. Kości nóg zrastały się, w końcu nikt nie będzie jej nosił. Ręce też musiała mieć całe - coś w ramieniu wskoczyło na swoje miejsce. Choć próba skulenia się doprawdy wymagała wielkiej siły woli.

Shizu przytuliła się do nóg Matki, powoli podniosła się i przywarła do jej zimnych pleców. Matka. Matka.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 29-09-2009 o 19:37. Powód: a trafiłam na to ostatnie zdjęcie i się nie mogłam powstrzymać ;p
Latilen jest offline  
Stary 01-10-2009, 11:25   #455
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Ty nie potrafisz dawać.

Słowa Marry wbiły się w Mercedes głęboko niby ostrze sztyletu. Choć córka tuliła się do jej stóp, siła tego jednego zdania była niby grom z jasnego nieba.

- Nie potrafisz dawać – ciągnęła beznamiętnie KrwawaI nie potrafisz doceniać tego, co dostałaś. Jesteś tylko porcelanową lalką, księżniczką, która wymaga, nic nie dając w zamian. Nawet teraz wystawiłaś na szale życie tej dziewczyny. Nawet teraz kłamiesz i bawisz się w politykę. Żal mi ciebie. Po raz pierwszy, żal mi ciebie Ortego. – spojrzenie powędrowało w kierunku Shizuki A ty mnie brzydzisz, pasożycie. Żyj jednak. Podobno tylko karaluchy przetrwają koniec świata...

Wampirzyca nagle spłynęła na ziemię. Jej oczy przez chwilę zatopiły się w tęczówkach Artura i o dziwo, ten nie zobaczył w nich agresji. Raczej smutek?

- Nie chcę być taka jak tamte dwie... – ni to do siebie, ni w przestrzeń powiedziała Marry po czym jej oblicze skierowało się w stronę Nosferatu – Ja... myślę, że jeszcze potrafię... Och!

Zdziwienie rozszerzyło źrenice.


Coś pękło.

- Karolu...

Serce?

„Obiecałeś.”

Nagle sylwetka Marry wygięła się dziwacznie do przodu, by następnie rozsypać się w pył. Bez ostrzeżenia, bez finezji, bez sensu... Krwawa Marry przestała istnieć. A sposób w jaki zakończyła swoja egzystencje, był dziwnie nieuchwytny nawet dla wyszkolonych oczu najstarszych Kainitów. Czy naprawdę tak łatwo było im zabić? A może wampirzyca sama to zaplanowała? Połyskujący błękitem kamień leżał teraz w kupce popiołu, lśniąc swoim własnym, teraz jakby przytłumionym światłem. Zupełnie jakby był w żałobie.

Nagle wszyscy wyczuli czyjąś obecność. Ktoś się do nich zbliżał. O dziwo jednak, aura była zupełnie ludzka. Czyżby kolejna postać dramatu miała teraz wejść na scenę?

- Juuuuhuuuu! – jakiś starzec, wspierając się o lasce szedł w kierunku zniszczonej przez żywioły doliny.

Ortega i Shizuka rozpoznały w tej zgrabionej sylwetce pustelnika, który wcześniej pomógł im zlokalizować grotę demona. Starzec zbliżył się jeszcze bardziej, by nie musieć już krzyczeć. Chropowatą, naznaczoną czasem i ciężką pracą dłonią otarł pot z twarzy.



- Umarł król, niech żyje król. No dalej mała – zwrócił się do ShizukiMykaj po kamyczek, zanim stary dziadyga cię uprzedzi. Mówią, że człowiek z wiekiem, mądrzeje, ale to nie do końca prawda. Zawsze bowiem pozostają sny... sny o potędze.

Dziwny uśmiech zagościł na wargach starca.

- A wiecie, że do świtu został kwadrans? Nie to żebym nalegał, ale chyba... to cenna dla was informacja.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 01-10-2009, 23:16   #456
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Nigdy nie rozumiała o co się rozchodzi tej wariatce. Nie dlatego, że nie posiadała talentów w sztuce empatii, ale po prostu pobudki Marry ją nie obchodziły. A teraz tamta spłynęła z nieba i stąpała między nimi jak sam Jezus Wszechmogący. Brakowało tylko żeby szła po wodzie, bo mesjańskie nauki wypluwała już z siebie aż nazbyt wprawnie.

I po co to było? Czy te słowa miały ją zranić? Zmusić do refleksji? Odnieść się do jej, skrupulatnie ukrywanych, pokładów człowieczeństwa? Może. Mimo to nie poczuła nic. A kiedy znienawidzona przez nią wampirzyca rozsypała się wreszcie w proch przyjęła to równie beznamiętnie. Ani ulgi, ani żalu, ani krztyny satysfakcji. Tylko zwyczajowy chłód, który ostatnimi czasy sięgał coraz głębiej i głębiej, wprost do centrum jej martwego serca. Nawet nie siliła się aby przemyśleć czego byli świadkiem. Ktoś pociągnął za sznurek i pomógł jej zejść z tego padołu czy sama Marry zakończyła swój żywot w tak spektakularny sposób? Obstawiała samobójstwo. Ładnie to zrobiła. Naprawdę ładnie. Warto to będzie namalować, kiedyś w przyszłości. Jeśli uda jej się uchwycić magię tej chwili może wyjść z tego kawał dobrej sztuki.

- Czuję się zaszczycona Marry. Poświęcać ostatnią chwilę swojego życia na monolog o mojej skromnej osobie. Niegodnam doprawdy – zdanie zakończyła kpiącym parsknięciem.

Porównanie Arakawy do karalucha ją jednak ubodło. Przypatrywała się córce kulącej się na ziemi i jakiś nieokreślony grymas wykrzywił jej usta. Shizuka... Krucha, z policzkiem przyklejonym do materiału matczynych spodni i ramionami zachłannie oplatającymi jej stopy. Ponoć ludzie dobierają się w pary na zasadzie przeciwieństw. Chyba Ortega również według tej metody wybrała sobie córkę. Były tak różne, że kuło to wręcz w oczy. Mimo to było w jej odmienności coś niezwykle pociągającego. Coś, co nie pozwalało jej zostawić za sobą. Na ironię, największą bronią Shizuki była jej bezbronność.

Chwyciła córkę za ramię i podciągnęła do pionu.
- Nie jest pisane Kainicie czołgać się jak psu. Wstań – słowa zabrzmiały ostro, ale zaraz przytuliła córkę i pogładziła po włosach.

Podprowadziła Arakawę na miejsce, bo miała wątpliwości czy w tym stanie mogła ten dystans pokonać w pojedynkę. Teraz wystarczyło by się schyliła, szafir czekał cierpliwie na jej ruch. Otrega zwolniła uścisk i podeszła do resztek Marry niedbale roztrząsając kupkę popiołu butem.
- Nigdy jej nie lubiłam – skwitowała sucho. Ponaglającym gestem wskazała córce kamień.

A wtedy pojawił się znajomy starzec. Mercedes lekko uśmiechnęła się na jego widok. Każdy dobry spektakl wymagał widowni. Cóż by to był za triumf gdyby zabrakło świadków?

- Witamy pana pustelnika – klasnęła wesoło w dłonie. - Spóźniłeś się na większą cześć przedstawienia, ale może zdołasz zobaczyć finał nim na dobre zapadnie kurtyna.

- Mamy cztery kamienie – rozmyślała na głos. - Lipiński ma racje, podobna sytuacja może się nie powtórzyć. Wizja boskiej mocy... Muszę przyznać, że ten argument ładnie do mnie przemawia. Wchodzę w to Karolu. Portman? Shizuka? Gotowi podjąć rękawicę?
 
liliel jest offline  
Stary 04-10-2009, 18:48   #457
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Nikt więcej tego nie słyszał. Shizu bezgłośnie mówiła do siebie.
- ...wysokie trawy/cieniste chmury/wolność... - bliżej jej teraz było do Maklavki niż Torreadorki - ...ciche leśne paprocie/oszronione pajęczyną/szukają nieba... - z pamięci recytowała kolejne haiku, których kazano jej się nauczyć w dzieciństwie - ...koronkowy brzeg liści/maluje nieboskłon/ciszą... - choć ruszały się tylko jej wargi, całe jej ciało zdawało się zapomnieć, gdzie obecnie jest - ...zielone karpie/słuchają szeptu mgły/pomiędzy trzcinami... - kiedy coś szło nie tak, recytowała albo śpiewała sobie po cichu te haiku dla dzieci i wszystko było dobrze - ...papierowe lampiony pogasły/wiatr zgina korony drzew/w stawie śpiewają ryby... - nauczyła jej tego babcia - ...małe demony/śpią w kołyskach/tak cicho... - zawsze wszystko było dobrze.*

- Nie jest pisane Kainicie czołgać się jak psu. Wstań. - słowa Matki były niczym bat. Szarpnęła ją do góry.


Chociaż może to było w dół? Jakie miało to znaczenie?

Jej ciało opierało się ruchowi. Gdyby nie pomoc, pewnie nie ruszyłaby się z miejsca. Rozglądała się dość nieprzytomnie. Zaraz, zaraz, czegoś brakowało. Gdzie była Mary? W miejscu, do którego doholowała ją Matka, leżała kupka popiołu. Zresztą nie długo, gdyż została szybko roztrącona przez zgrabną nóżkę Matki.

Dobór gatunkowy jest zabawny. No bo jak to się stało, że są tak różne? Gdyby dawać im punkty za zachowanie, to tam gdzie Shizu miałaby 0, Matka zgarniałaby 10 i odwrotnie. Doprawdy zabawne.

Słowa i gesty wskazywały jej kamień. Kucnęła tuż przy nim.


By zhuzhu

Smutny, samotny kamień powietrza. Musiał się lubić z Mary, dogadywać. Ale co się stało z Maklavką? Przecież nie rozpadła się tak po prostu. A może tak właśnie przyjąć. Zniknęła i już.

Shizu wpatrywała się w klejnot. To się nie uda. Przecież ona nie rozumie powietrza. Nie potrafi do niego przemawiać. Pochyliła się nad nim bardziej. Znów się roztkliwiała nad sobą. Użalanie się opanowała ostatnio do perfekcji. Wyciągnęła dłoń po kamień, najpierw delikatnie dotknęła jego powierzchni, przejechała po niej palcem, potem zatrzymała na chwilę, by poczuć jego chłód i dopiero wtedy zacisnęła mocno na nim swoją drobną pięść.


Nie wie, jak się dogadać z powietrzem? Bzdura! Przypomniała sobie te wszystkie chwile, kiedy tańczyła w girlandach opadających płatków wiśni targanych przez wiatr, kiedy pozwalała szarpać się za włosy nad brzegiem morza, kiedy walczyła z nim, żeby nie porwał jej parasola w rzęsistym deszczu. Przede wszystkim jednak mocno trzymała się wspomnień z treningów. Kiedy to szum powietrza wypełniał uszy świstem podczas piruetów, kiedy w newralgicznym momencie skoku zawisała ponad lodem, już nie pchana wyskokiem do góry, ale jeszcze nie ciągnięta grawitacją w dół.
Wzięła głęboki wdech, odchylając głowę do tyłu. Kamień wibrował delikatnie przyłożony obiema dłońmi na wysokości serca.


- Witaj Duchu Powietrza. - szepnęła do niego cicho. - Wysokie trawy/cieniste chmury/wolność. - On był jak wolność. Czuła, że mogłaby latać.

Wyprostowała się. W milczeniu wysłuchała propozycji Matki. Spojrzała na nią przeciągle.




- Co mam zrobić z kamieniem wg tej księgi panie Lipiński?
- powiedziała, czekając na polecenia tego, który jako jedyny widział na oczy wiedźmowe papiery. Pewnie by mu nie ufała, ale on też miał założyć za to głową. Tworzyło to optymalną sytuacje po brzegi wypełnioną zaufaniem.

- Może uda nam się nawet zatrzymać Słońce? - rzuciła już ciszej, wpatrując się w jaśniejący horyzont.



_________________________________
Haiku Rozwój i Świadomość
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 04-10-2009 o 18:57.
Latilen jest offline  
Stary 06-10-2009, 10:02   #458
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński

- Spełnię twoją prośbę Mar… – powiedział cicho a jego głos urwał się przy próbie wypowiedzenia jej imienia. Wciąż wpatrywał się w przestrzeń gdzie jeszcze przed chwilą stała wampirzyca. Tak naprawdę to wiedział o niej niewiele, a informację, które posiadł nie przemawiały na jej korzyść. Pod warstwą jadu, jaką odgradzała się od świata, była jedynie przerażoną skrzywdzoną kobietą, która potrzebowała pomocy.


- No cóż. - odwrócił się do staruszka i uśmiechnął szeroko. – Nie wiem kim jesteś, ale twoja uwaga związana z czasem wydaje się równie cenna co oczywista.

Ten niepozorny starzec w jakiś niewytłumaczalny sposób wywoływał u niego niepokój. Był kimś lub czymś o wiele bardziej niebezpiecznym niż Vykos. Muzyk czuł to instynktownie. Tym bardziej był wdzięczny nieznajomemu za prezent w postaci ostatnich piętnastu minut egzystencji, przynajmniej takiej, do jakiej się przyzwyczaili.

- Pani Ara…Shizuko, kamienie mają zostać połączone w następującej kolejności. – przerwał na moment zerkając na zebranych. – Najpierw należy obrócić kamień powietrza, a następnie połączyć go z kryształem kontrolującym wodę. Potem jego należy scalić z odwróconym rubinem. Na końcu przyłączamy bursztyn. Taki jest właściwy porządek, tak przynajmniej uważam.

Oczywiście tylko przez przypadek przemilczał drobną kwestię, iż tej kolejności nie był do końca pewien. Nie mogąc już tego w żaden sposób zweryfikować postanowił postąpić wbrew logice, wbrew zasadom, które zwykł stosować jego klan. Najzwyczajniej w świecie zaryzykował. Ale cóż mogło się takiego stać? Co mogło pójść nie tak?

„Najwyżej sprowadzę koniec świata nieco wcześniej.”

Ta natrętna i wielce nieprzyjemna myśl była niczym fałszujący muzyk w jego perfekcyjnie dobranej orkiestrze. Nie ważne ile starałby się dyrygent i reszta zespołu, taka osoba mogła popsuć cały koncert. A zamiast braw pozostanie tylko niesmak…

 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 06-10-2009 o 10:39.
mataichi jest offline  
Stary 11-10-2009, 00:29   #459
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Przez krótką jak mrugnięcie okiem chwilę, Artur poczuł jakąś więź, łączącą go z Marry. Uczucie to było absolutnie irracjonalne, tak naprawdę Marry chyba pierwszy raz powiedziała coś bezpośrednio do niego. I w dodatku ostatni. Portman wzdrygnął się, widząc rozpadającą się w proch wampirzycę.
Z prochu powstałeś”- usłyszał głos we wnętrzu swojej głowy. Poczuł jak, bez udziału jego woli, prawa ręka, nadal trzymając miecz, wędruje do jego czoła i wykonuje znak krzyża.

- Ona nie była zła- szepnął. Prawdopodobnie nikt z wampirów tego nie usłyszał, po chwili sam Artur nie był pewien, czy to powiedział.

Przez chwilę przetrawiał ostatnie słowa Marry, nawet jeśli nie były skierowane do niego. Miał nadzieję, że nigdy nie stanie się tak nieludzki jak Ortega. A co do Shizuki...

Wiesz, ona miała trochę racji. I dlatego zaczynasz lubić tę dziewczynę. Jest słaba. Może nawet słabsza od ciebie. Przy niej się nie boisz, tak jak przy wszystkich innych.

Portman znowu się wzdrygnął. „Zamknij się! Nic o mnie nie wiesz.”- zwrócił się w myślach do swojego drugiego ja, po czym zaczął przysłuchiwać się rozmowie. Zlustrował też wzrokiem nowo przybyłego starca, ale nie dostrzegł w nim bezpośredniego zagrożenia. Za to przyniósł cenną informację, to już coś.
Ale skąd się tu wziął? Tak akurat na czas. Może to on załatwił Marry? Czyżby pierwszy z tych, którzy chcieli zabrać im kamienie?
Portman poczuł, jak kamień w jego lewej ręce staje się cieplejszy. Chciał bronić właściciela przed potencjalnym zagrożeniem? A może węszył okazję do niszczenia?
Spokojnie. To tylko człowiek. A my mamy z tymi kamieniami jesteśmy jak klub supermanów. Jesteśmy bezpieczni. Właśnie, co z kamieniami?

- Panie Lipiński, to ostatnie „tak przynajmniej uważam” było mało zachęcające. Ale dobrze, zróbmy to i zróbmy szybko, zanim pojawią się liczni zapowiadani goście. Mam nadzieję, że, dzięki owej „boskiej mocy” będziemy w stanie pozbyć się zagrożenia z ich strony, jak i odwlec nieprzyjemności ze strony wchodzącego Słońca? Jeśli tak, zróbmy to od razu.

„I niech się dzieje wola Nieba”.
 
__________________
"Wiadomo od dawna, ze Ziemia jest wklęsła – co widać od razu, gdy spojrzy się na buty: zdarte są zawsze z tyłu i z przodu. Gdyby Ziemia była wypukła, byłyby zdarte pośrodku!"
Wojnar jest offline  
Stary 16-10-2009, 21:09   #460
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Epilog

Starzec stał i przyglądał się ze spokojem, jak zmieniała się historia dzięki czwórce zgromadzonej na islandzkiej równinie tuż przed wejściem słońca. Nie starał się wpłynąć na tę chwilę, nawet nie próbował. Stał tylko i patrzył zmęczonym wzrokiem jak magiczne kryształy coraz mocniej skrzą się, zbliżywszy do siebie.

Czy dobrze robili? Co się stanie po złożeniu kryształów? I czy Karol obrał właściwą kolejność?
Chociaż milczeli, te pytania krążyły między nimi niby nachalne wróble, dziobiąc i tak już skołatane umysły nowymi wątpliwościami.

Najpierw należy obrócić kamień powietrza...

Shizuka podskoczyła jak wyrwana do odpowiedzi. Podniosła szmaragd na wysokość oczu i przyjrzała się mu pytająco. To dziwne, ale wydawało się, że kamień tęsknił za swoją dawną panią... takie przynajmniej miała odczucie. Nie bardzo wiedząc co teraz zrobić, młoda Toreadorka po prostu położyła kamień na w miarę płaskim, przypominającym stolik wypiętrzeniu skalnym, które powstało w trakcie walki z Vykosem i Marry.
Gotowe.

... a następnie połączyć go z kryształem kontrolującym wodę...

Karol Lipiński westchnął ciężko, czując jak wielka spadła na niego odpowiedzialność. Jeśli ułożenie okaże się niewłaściwe lub stanie się coś dziwnego... to on będzie winien. Jednak obietnica, którą w pewnym sensie złożył Krwawej Marry, pchała go do przodu. Nosferatu obrócił szafir wedle symbolu na nim wyrytego i położył na krysztale Shizuki. Ciche „klik” nastąpiło w momencie zetknięcia się dwóch powierzchni. Pasowały idealnie.

...potem jego należy scalić z odwróconym rubinem...

Artur nie był do końca przekonany, czuł tez jakąś dziwną tęsknotę na myśl o rozstaniu się z kryształem ognia, który rozpalał jego wnętrze. Nie chciał się jednak wybijać ani cofać. Skoro więc słowo się rzekło, odwrócił do góry nogami rubin, a następnie umieścił go na szafirze. Znów kliknięcie.


... na końcu przyłączamy bursztyn.

Mercedes
miała świadomość, że oczy wszystkich zwróciły się właśnie na nią. Chwilę trwała w bezruchu chłonąc tę atmosferę zdenerwowania i podniecenia. Zupełnie jakby byli żywi... Kto wie, może po złożeniu kamyczków będą? Powolnym, dostojnym krokiem Toreadorka podeszła do małej piramidki, która wydawała się nad wyraz stabilna, mimo że wszystkie jej części były obłe. Delikatnie umieściła ostatni kryształ.

Ciepły brąz bursztynu, który jako ostatni został umieszczony w figurze, nagle nabrał jaśniejszego odcieniu. Barwy wszystkich kamieni zaczęły jakby zlewać się ze sobą i w ten sposób katalizować, wytwarzając jakąś inną, potężną energię. Silne światło zalało dolinę tężejąc przy tym z sekundy na sekundę. Shizuka osłoniła oczy rękami, chcąc za wszelką cenę widzieć to, co się działo. Barwy przelewały się jak szalone, niby w jakimś mikserze, bez ładu i składu... a może nie? Czyżby wzór przybrał kształt płodu?!

Powietrze, ogień, woda, ziemia,
Żywioły astralnego narodzenia
Przyzywam was teraz, usłużcie mi!
W kręgu dobrze wyznaczonym,
Od klątwy i złorzeczeń ustrzeżony,
Przyzywam Was teraz, usłużcie mi!
Taka wola ma i niechaj ona trwa!


...Bo gdy zagnieżdżone w sobie zostaną poprawnie cztery siły, narodzi się piąta, a czwórka strażników boskie obejmie władanie.

Nagle światło zgasło, znikło niemal zupełnie. I zniknęła też islandzka równina. Zniknęło niebo. Wokół, jak okiem sięgnąć, rozpościerała się jedynie śnieżnobiała biel – bez krawędzi i załamań. Biel, cztery wampiry i cztery kamienie, które teraz rozdzieliły się ponownie i zawisły przed swoimi strażnikami w powietrzu. Czyżby więc się nie udało?

WYBIŁA GODZINA GOLKONDY

Nie wiadomo skąd rozległ się donośny głos, którego nie dało się określić ani jako męski, ani żeński. Co dziwne, głos ten nie mówił też w żadnym znanym im języku, a jednak rozumieli go doskonale.

NASTAŁ CZAS ZMIANY STRAŻNIKÓW

Wszystkie kryształy znów zaczęły pulsować, lecz tym razem ich światło było jakby bardziej materialne... Tak, jakimś dziwnym sposobem ich kamienie obrastały w formę.

Każde spośród Kainitów ujrzało przed sobą zupełnie inną, skamieniałą postać. Jedna po drugiej dziwne istoty zabierały głos, często nawet nie poruszając ustami.

- Jam był Boskim Strażnikiem Świętego Kamienia Libiadoi, niech żyje nowy strażnik!

- Jam był Boskim Strażnikiem Świętego Kamienia Ishtyrr, niech żyje nowy strażnik!

- Jam był Boskim Strażnikiem Świętego Kamienia Equelloud, niech żyje nowy strażnik!

- Jam był Boskim Strażnikiem Świętego Kamienia Urffanum, niech żyje nowy strażnik!



- Nasza warta wreszcie dobiegła końca.
– odezwała się postać kobieca powstała ze światła szmaragdu, spośród towarzyszy wydawała się najlepiej zachowana – Długo to trwało, większość z nas straciła już nawet nadzieję. Nie mogliśmy jednak odejść czy umrzeć, jedynie przestawialiśmy robić cokolwiek... aż zaczęliśmy zmieniać się w skałę. Może nie podołaliśmy zadaniu, może dało się lepiej zorganizować ten świat. To jest nam jednak obojętne, najważniejsze, że wreszcie nadszedł czas spoczynku. Jeśli chcecie osądźcie nas i naprawcie nasze dzieło. Teraz moc demiurga spoczywa w waszych rękach.

Po tych słowach kształty postaci zaczęły blednąć aż całkiem zniknęły. Nie zostało z nich zupełnie nic, tak samo zresztą jak ślad zaginął po kamieniach. Czwórka Kainitów była sama w białym pomieszczeniu bez przedmiotów czy okien. I kiedy pozostali starali się okiełznać chaos w głowach, Karol sprecyzował swoje myśli jako pierwszy, wiedziony obietnicą, jaką złożył.

Nie musiał nawet się odezwać. Po prostu nagle w pomieszczeniu pojawiła się jeszcze jednak osoba – młoda, ciemnowłosa kobieta, znana wszystkim jako Krwawa Marry. Coś jednak się zmieniło w jej wyglądzie. Zniknęła gdzieś dzikość jej oczu, a rysy twarzy jakby się wygładziły, na policzkach pojawił się tez dawno zapomniany rumieniec życia.

- Wracaj do świata ludzi, Marry. – rzekł do niej miękko LipińskiZapomnij o nas, zapomnij o smutkach swego życia i po prostu bądź szczęśliwa...

I faktycznie postać Marry już miała się rozpłynąć w powietrzu jak te wcześniejsze, gdy nagle znów nabrała ostrości.

- Chwila.
– odezwał się ArturObiecaliśmy jej. Niech pierwsza skorzysta z mocy kamieni.
- Przecież dostała ludzkie życie.
Karol wyraźnie się zachmurzył.
- Lecz czy tego pragnęła? – dziwnym trafem tym razem nawet Mercedes wstawiła się za Krwawą. Może dlatego, że przestały być rywalkami?
- Marry... odezwała się ciepło Shizuka skupiając na sobie wzrok przywołanej – Powiedz nam. Czego pragniesz?
- Chcę...
– kobieta zająknęła się, lecz po chwilą powiedziała już pewnym głosem – Chcę by ten świat został ułożony na nowo.

I stało się.


Świat rozsypał się niby układanka z puzzli. Nic nie pomogła przy tym ani moc Przedpotopowych, ani Magów, ani Lilith, ani nawet bogów wilkołaczych. Wszystko rozsypało się w drobny mak, a ci, którzy musieli się temu poddać jak Robert czy Alex, nawet nie poczuli, że coś się dzieje. Może to i lepiej? Ciężko byłoby zaplanować świadomie ostatnie minuty żywota, ciężko byłoby umierać ze świadomością, ze oto zemsta nigdy nie zostanie zrealizowana. A tak... pragnienia uleciały. Zniknęła też sama Marry, najwyraźniej pragnąc podzielić los świata. Kto wie zresztą, może gdy czwórka Strażników poukłada go na nowo, odrodzi się i faktycznie będzie żyć szczęśliwie?

Czas przestał mieć znaczenie. Kiedy więc czwórka wybranych otrząsnęła się z szoku i ułożyła w głowie własną wizje świata, zaczęto rozmawiać, próbować, dywagować. I tak powstał świat bliźniaczo podobny do naszego, który jednak w założeniu miał by lepszym oraz doskonalszym od znanego pierwowzoru. Taki był plan, lecz praktyka...
Każde z nich miało własną wizję, bo tez po swojemu rozumiało takie wartości jak dobro czy zło, szczęście, doskonałość, celowość żywota... Żeby jednak nie toczyć ze sobą bojów otwarcie, Strażnicy podzielili się światem deklarując, że każdy z nich utworzy jedną rasę i zajmie się jej rozwojem wedle własnych wizji.

Żywoty istnień przemijały, a moc demiurga zaczęła się nudzić Strażnikom. I tak zaczęła się Święta Wojna Czterech Ras, potem Lata Złotego Pokoju, potem Wielka Plaga, potem Narodziny Zbawiciela, potem czasy Cesarstwa, potem Święta Wojna... bo sen szaleńca nigdy się nie kończył.


[MEDIA]http://www.youtube.com/v/4QrftiZgI64&hl=pl&fs=1&[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Mira : 16-10-2009 o 21:13.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172