|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-03-2008, 22:44 | #11 |
Reputacja: 1 | Szon opadÅ‚ na poduszki, sÅ‚uchaÅ‚ gÅ‚osu kobiety uspakajajÄ…c siÄ™ powoli. SpostrzegÅ‚ także innych mężczyzn wchodzÄ…cych do pokoju, bÄ™dÄ…cych wedÅ‚ug słów Deidre wilkoÅ‚akami. W czasie gdy mężczyzna zajmowaÅ‚ siÄ™ ranami Szona , chÅ‚opak poderwaÅ‚ siÄ™ gwaÅ‚townie, jego twarz wykrzywiÅ‚ grymas przerażenia. - Nie mogÄ™ tu zostać muszÄ™ pÄ™dzić – ponownie opadÅ‚ na poduszki przeistaczajÄ…c siÄ™ momentalnie w wilka. Jego przeciÄ…gÅ‚y zew rozbrzmiewaÅ‚ smutkiem strachem i uporem. ByÅ‚ zrozumiaÅ‚y dla wilkoÅ‚aków, lecz Deidere nie wiedziaÅ‚a cóż takiego wywrzaskiwaÅ‚ Szon. Rozpaczliwie próbowaÅ‚ ucieczki skoczyÅ‚ upadajÄ…c na podÅ‚ogÄ™. W tej samej chwili przyjÄ…Å‚ postać prawie czÅ‚owieka urósÅ‚ i jego rysy pogrubiÅ‚y. Z gardÅ‚a daÅ‚o siÄ™ usÅ‚yszeć sÅ‚owa. - MuszÄ™ siÄ™ tam dostać – poczym zmÄ™czony opadÅ‚ na podÅ‚ogÄ™.
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 Ostatnio edytowane przez Cedryk : 25-03-2008 o 21:38. |
10-03-2008, 23:20 | #12 |
Reputacja: 1 | - MuszÄ™ siÄ™ tam dostać – chÅ‚opak jÄ™knÄ…Å‚ poczym zmÄ™czony opadÅ‚ na podÅ‚ogÄ™. -Ciiiii – Deidre dopadÅ‚a do niego już bez skrÄ™powania i pogÅ‚adziÅ‚a po rudych wÅ‚osach. Mimo iż jego postać nie byÅ‚a w peÅ‚ni ludzka dziewczyna nie przejawiaÅ‚a Å›ladu obrzydzenia czy choćby zdumienia – Uspokój siÄ™ Szon. O co chodzi? DokÄ…d chcesz siÄ™ udać? Co jest tak ważnego, że tak desperacko brniesz do przodu pomimo iż twoje ciaÅ‚o odmawia ci posÅ‚uszeÅ„stwa? – jej gÅ‚os byÅ‚ cichy i kojÄ…cy. PochylaÅ‚a siÄ™ nad nim i wpatrywaÅ‚a mu siÄ™ w oczy – jeżeli coÅ› mogÄ™ dla ciebie zrobić… Wystarczy, że powiesz. Może trudno ci w to uwierzyć ale naprawdÄ™ możesz mi zaufać. Chcesz żebym powiedziaÅ‚a komuÅ›, że tu jesteÅ›? Chcesz żebym poszÅ‚a gdzieÅ› za ciebie? ZrobiÄ™ to Szon jeÅ›li to dla ciebie takie ważne. Ale teraz musisz pomyÅ›leć o sobie. Musisz odpocząć chÅ‚opcze. WzruszyÅ‚a ramionami i spojrzaÅ‚a rozpaczliwie na swoich braci jakby szukajÄ…c u nich wsparcia i oczekujÄ…c wskazówek Ostatnio edytowane przez liliel : 10-03-2008 o 23:49. |
12-03-2008, 20:39 | #13 |
Reputacja: 1 | WalczÄ…cy z wÅ‚asnÄ… niemocÄ… chÅ‚opak spojrzaÅ‚ nieco przytomniej przyjmujÄ…c ludzkÄ… postać. ~„Tak muszÄ… mnie tam zawieść może jeszcze zdążymy.”~ - Tak musicie mnie tam zawieść jak najszybciej. Squot przy Ella Street. Musimy zdążyć, gdzie moje rzeczy, szybko czas nagli. Pomórzcie mi siÄ™ ubrać i zawieÅ›cie na miejsce, bo muszÄ™ siÄ™ tam dostać, zanim Å»mij tam dotrze. Poczym powoli usiadÅ‚ na podÅ‚odze. I powoli wspierajÄ…c siÄ™ o Å›ciany czy też pobliskie meble powstaÅ‚. WyglÄ…daÅ‚o na to, że Szon w miarÄ™ siÄ™ opanowaÅ‚, chociaż przed chwilÄ… byÅ‚ na granicy SzaÅ‚u. - Szybko jest tu trzech Gauru to damy radÄ™. Musimy jechać. Podajcie mi mój plecak szybko, proszÄ™. Mamy maÅ‚o czasu.
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 Ostatnio edytowane przez Cedryk : 13-03-2008 o 15:41. |
12-03-2008, 22:59 | #14 |
Reputacja: 1 | - Szybko jest tu trzech Gauru to damy radÄ™. Musimy jechać. Podajcie mi mój plecak szybko, proszÄ™. Mamy maÅ‚o czasu. Deidre niewiele myÅ›lÄ…c podniosÅ‚a z ziemi jego rzeczy. Szon nie powinien nigdzie siÄ™ ruszać w takim stanie ale byÅ‚a pewna, że cokolwiek powie on i tak jej nie posÅ‚ucha. ChÅ‚opak wydawaÅ‚ siÄ™ balansować na granicy paniki. Cokolwiek ciÄ…gnęło go na Ella Street musiaÅ‚o to być niezwykle ważne. Lekko drżącÄ… rÄ™kÄ… podaÅ‚a Szonowi jego plecak i garderobÄ™ oraz pomogÅ‚a mu siÄ™ ubrać. Jego podenerwowanie i poÅ›piech zaczęły jej siÄ™ udzielać. - ChÅ‚opcy, skoro Szon mówi, że to takie ważne to chyba powinniÅ›my mu zaufać – zabrzmiaÅ‚o to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie o pozwolenie – Jeżeli weźmiemy waszÄ… półciężarówkÄ™ bÄ™dziemy na miejscu lada moment. Ale ty Szon opowiesz nam po drodze dlaczego tak ci siÄ™ Å›pieszy i co ma do tego Å»mij? SpojrzaÅ‚a jeszcze na braci czy aby nie za daleko zagalopowaÅ‚a siÄ™ w snuciu planu. - I może powinniÅ›cie poprosić o wsparcie jeszcze kilku Garou? Szon, czy jesteÅ› absolutnie pewny, że na miejscu czeka nas walka? I dlaczego wrogowie Gai chcÄ… zaatakować ten squot? – sama siÄ™ zdziwiÅ‚a z jakÄ… lekkoÅ›ciÄ… użyÅ‚a sÅ‚owa „nas”. A na co ona mogÅ‚aby siÄ™ tam przydać? Westchnęła zrezygnowana. Jako czÅ‚owiek byÅ‚a przecież bezużyteczna w takiej rozgrywce. I zapewne bardziej bÄ™dzie wadzić niż pomagać. Ale nie zamierzaÅ‚a puÅ›cić ich tam samych. WolaÅ‚a mieć Szona na oku. Wciąż kiepsko wyglÄ…daÅ‚ i niewiadomo jak jego ciaÅ‚o podoÅ‚a kolejnym wysiÅ‚kom. Ostatnio edytowane przez liliel : 13-03-2008 o 16:01. Powód: nieÅ›cisÅ‚oÅ›ci |
13-03-2008, 18:23 | #15 |
Reputacja: 1 | Chłopak obrzucił zdziwionym spojrzeniem Deidre. Mimo, iż ranny wiadome było, że tam pójdzie, chociażby miał przy tym zginąć. Zresztą rozmowa z zdenerwowanym wilkołakiem jest niebezpieczną sprawą, ponieważ w każdej chwili może wpaść w Szał. Deidre musi się jeszcze wiele nauczyć, jeśli chce przeżyć w towarzystwie Gauru. - Nie, nie jestem pewien, ale mam złe przeczucia zaatakowali mnie tak blisko mojego schronienia. Mogą pójść moim tropem teraz zresztą nie ma czasu - rzekł narzucając kurtkę, ubierając się. Wsadził nuż w pochwę specjalnie przygotowaną w plecaku. Zarzucił go sobie na plecy, przy tej czynności zachwiał się i oparł ciężko o stół.
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 |
19-03-2008, 09:43 | #16 |
Reputacja: 1 | Queen’s Park Robert Dali – No choć że maÅ‚y – rzekÅ‚ policjant – wszystko opowiem po drodze. Pytaj o co zechcesz -. Powoli, zmuszajÄ…c siÄ™ do każdego ruchu Robert ruszyÅ‚ za "policjantem". SzedÅ‚ sztywno, nienaturalnie, jakby nie przywykÅ‚ do tej czynnoÅ›ci. ZaczynaÅ‚ na powrót zdawać sobie sprawÄ™ ze swojej egzystencji. UsÅ‚yszaÅ‚ szum krwi w gÅ‚owie, nienaturalnie szybkie tÄ™tno, oddech nad którym nie do koÅ„ca panowaÅ‚. Po parÄ™dziesiÄ™ciu krokach opanowaÅ‚ siÄ™ na tyle, że byÅ‚ w stanie wreszcie coÅ› powiedzieć.– No dobra, to ty mi powiedz co siÄ™ dziaÅ‚o przez ostatnie 10 minut, bo ja chyba musiaÅ‚em przygrzać gÅ‚owÄ… w coÅ› twardego. WidziaÅ‚em rzeczy, które... nie ważne. Po prostu mi powiedz, co siÄ™ dziaÅ‚o -. Jonathan spojrzaÅ‚ na Roberta a na jego twarzy wykwitÅ‚ nikÅ‚y uÅ›miech, taki, jakim obdarza siÄ™ dzieci, które nie mogÄ… pojąć czegoÅ› tak oczywistego. - No dobrze. Chyba zasÅ‚ugujesz na wyjaÅ›nienia mÅ‚odzieÅ„cze. Może to pomoże ci ogarnąć Å›wiat, jaki CiÄ™ otacza. Ten, który mnie zaatakowaÅ‚ byÅ‚ gÅ‚upim wampirem, jak wszyscy oni – gotowym niszczyć, z braku lepszych pomysłów oczywiÅ›cie. Ja jestem Garou - SpojrzaÅ‚ ukradkiem na twarz Roberta, który powoli krÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ…, nie potrafiÄ…c zrozumieć o czym mówi ten czÅ‚owiek. – Garou – WilkoÅ‚aki – mÅ‚odzieÅ„cze -.- Jasne – szeptem rzuciÅ‚ Robert – i co jeszcze? - - Ta Å›mierć i pajÄ…k, których widziaÅ‚eÅ› to nie byÅ‚y żadne monstra. Nawet nie wiedzieli, że jesteÅ›my obok. To, co widziaÅ‚eÅ› to byÅ‚y zwierciadlane odbicia dusz magów. JesteÅ›my w Å›wiecie duchów a oni byli w Å›wiecie materii, dlatego mogliÅ›my zobaczyć ich odbicia - Przez caÅ‚e życie Robert uważaÅ‚, że nie ma na Å›wiecie informacji, które by byÅ‚y dla niego zbyt nieprawdopodobne by je zaakceptować. Teraz sÅ‚uchajÄ…c Johnatana, zastanawiaÅ‚ siÄ™ czy na pewno. PrzychodziÅ‚y mu do gÅ‚owy dziwne myÅ›li, ale ponad nie wszystkie przebijaÅ‚a siÄ™ jedna: To jest prawdziwe! – Poczekaj chwilÄ™ – przerwaÅ‚ w pewnym momencie rozmówcy – daj mi dwie minuty - ~Taa, jaaasne, dwie minuty. A wtedy spokojnie powiem: OK, nie ma sprawy. Do tej pory nie wiedziaÅ‚em, że magia istnieje ale już wiem. Spoko, fajnie siÄ™ dowiedzieć czegoÅ› nowego, zwÅ‚aszcza z pierwszej rÄ™ki~- I co teraz? – spytaÅ‚ zamiast tego. Jego spojrzenie na Å›wiat wÅ‚aÅ›nie runęło. Jeżeli to byÅ‚a prawda... Jasne, jasne. Ale, ale – gdzie jest moja komórka? Dlaczego zwÅ‚oki tego, ehm… wampira, jak mówisz -zniknęły? - Ech, drogi chÅ‚opcze. Jak już mówiÅ‚em. JesteÅ›my w Å›wiecie ducha – i tak na niewiele przydaÅ‚yby Ci siÄ™ Twoje komórki, komputery itp. Co do wampira natomiast – one nie majÄ… dusz – nie mogÄ… przejść do tego Å›wiata a wiÄ™c także nie można ich tutaj zobaczyć. Musimy siÄ™ pospieszyć. Czeka na nas mój syn. SpÄ™dzimy tÄ™ noc przy Caernie a rano, jeÅ›li moje wyjaÅ›nienia CiÄ™ nie zadowolÄ… – bÄ™dziesz mógÅ‚ pójść, gdzie zechcesz. De Grey Street 28 Szon Borowski i Deidre O’Neill ChÅ‚opak obrzuciÅ‚ zdziwionym spojrzeniem Deidre. Mimo, iż ranny wiadome byÅ‚o, że tam pójdzie, chociażby miaÅ‚ przy tym zginąć. ZresztÄ… rozmowa z zdenerwowanym wilkoÅ‚akiem jest niebezpiecznÄ… sprawÄ…, ponieważ w każdej chwili może wpaść w SzaÅ‚. Deidre musi siÄ™ jeszcze wiele nauczyć, jeÅ›li chce przeżyć w towarzystwie Gauru. - Nie, nie jestem pewien, ale mam zÅ‚e przeczucia zaatakowali mnie tak blisko mojego schronienia. MogÄ… pójść moim tropem teraz zresztÄ… nie ma czasu - rzekÅ‚ narzucajÄ…c kurtkÄ™, ubierajÄ…c siÄ™.Szon wsadziÅ‚ nuż w pochwÄ™ specjalnie przygotowanÄ… w plecaku. ZarzuciÅ‚ go sobie na plecy, przy tej czynnoÅ›ci zachwiaÅ‚ siÄ™ i oparÅ‚ ciężko o stół. Reilly szybko doskoczyÅ‚ do chÅ‚opaka i objÄ…Å‚ go silnym ramieniem. – No chÅ‚opcze, jesteÅ› bardziej uparty niż nasza siostrzyczka, a to nieczÄ™sto siÄ™ zdarza – uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ zÅ‚oÅ›liwie do Deidre. – No cóż. Skoro jesteÅ› tak uparty to chodźmy zobaczyć co jest tak ważnego. Ella street to dziesięć minut pieszo stÄ…d. Mimo wszystko jestem bardziej niż pewny, że żadnego pomiotu Å»mija nie zostawiÅ‚em przy życiu - - Ja idÄ™ do Caernu, może „Starszy” bÄ™dzie wiedziaÅ‚ coÅ› o tych Tancerzach – odezwaÅ‚ siÄ™ szorstkim gÅ‚osem Emmet. - Uważajcie na siebie a w razie czego od razu dajcie znać – To powiedziawszy Emmet od razu wyszedÅ‚, obrzucajÄ…c Szona lodowatym spojrzeniem. Najwidoczniej byÅ‚ jednÄ… z takich osób, które niezbyt szybko nawiÄ…zujÄ… znajomoÅ›ci. Queen’s Park/Ballathie Close Aleister Crowley Aleister jeszcze raz przyjrzaÅ‚ siÄ™ Å›wistkowi papieru, jaki dostaÅ‚ od nieznajomego maga. Sarah… hmmm – Å‚adne imiÄ™. Nie zastanawiajÄ…c siÄ™ dÅ‚ugo poszedÅ‚ w kierunku centrum. Nawet nie pamiÄ™taÅ‚ dokÅ‚adnie, gdzie jest parking, na którym zostawiÅ‚ samochód ale sobie tylko znanym sposobem bezbÅ‚Ä™dnie znalazÅ‚ najkrótszÄ… drogÄ™, prowadzÄ…cÄ… do starego Bentleya. Ten samochód byÅ‚ jego spadkiem, niemalże jego miÅ‚oÅ›ciÄ…. Kilka minut i już siedziaÅ‚ wygodnie za kierownicÄ… i rozgrzewaÅ‚ silnik. Na zewnÄ…trz zaczęło kropić i Aleister wpatrywaÅ‚ siÄ™ w krople uderzajÄ…ce o szybÄ™ samochodu. Z każdÄ… chwilÄ… widziaÅ‚ przez szyby wiÄ™cej, gdy rozgrzany silnik ogrzewaÅ‚ wnÄ™trze, niszczÄ…c czÄ…steczki wody, osadzone w postaci pary na przedniej szybie. Gdy widoczność byÅ‚a już dobra, chwyciÅ‚ podrÄ™cznÄ… mapkÄ™ ze schowka i szybko siÄ™ jej przyjrzaÅ‚. Tak – Ballathie Close – tutaj – szepnÄ…Å‚ do siebie pokazujÄ…c niby dla samego siebie punkt na mapie miasta. Nie zwlekajÄ…c dÅ‚użej ruszyÅ‚ z piskiem opon, kierujÄ…c siÄ™ na Beverly Road – głównÄ… ulicÄ™ miasta. Droga z centrum do Ballathie Close nie zajęła dÅ‚ugo. Minęło zaledwie 10 minut, gdy zatrzymaÅ‚ siÄ™ na koÅ„cu maÅ‚ej uliczki, zwieÅ„czonej dobrze utrzymanym podjazdem do trzech dużych posiadÅ‚oÅ›ci. CaÅ‚a okolica, mimo, że skÄ…pana w nikÅ‚ym Å›wietle księżyca robiÅ‚a duże wrażenie. Równo przyciÄ™te krzewy i maÅ‚e drzewka ustawione z precyzjÄ…, jakÄ… mógÅ‚by siÄ™ poszczycić ogrodnik z królewskich ogrodów w Londynie. – Ballathie Close 3 – przeczytaÅ‚ Aleister raz jeszcze z kartki. SpojrzaÅ‚ po trzech posiadÅ‚oÅ›ciach i skierowaÅ‚ siÄ™ do pierwszego domu po lewej. Dom byÅ‚ ogromny i wspaniale utrzymany, przypominaÅ‚ wyglÄ…dem willÄ™, gdyby nie to, że z reguÅ‚y wille miaÅ‚y także duże ogrody. Ta posiadÅ‚ość byÅ‚a najwidoczniej wybudowana z myÅ›lÄ… o samej przestrzeni mieszkalnej.Crowley podszedÅ‚ zdecydowanym krokiem do drzwi i raz po raz zaczÄ…Å‚ naciskać dzwonek. Ballathie Close Sarah Addington Sarah spaÅ‚a już od jakiegoÅ› czasu, gdy w jej uszach rozlegÅ‚ siÄ™ nieprzyjemny dźwiÄ™k „ding, dang”, „diiing, daaang”… „Dingggggg, Dangggg”. MÅ‚oda adeptka lekko otworzyÅ‚a oczy i spojrzaÅ‚a na Å›cianÄ™, na której wielkimi, laserowymi cyframi na bieżąco drukowana byÅ‚a godzina. – Psiakrew – szepnęła do siebie – te laserowe zegary powinny być dokÅ‚adniejsze. WpatrywaÅ‚a siÄ™ uporczywie w laserowo drukowanÄ… godzinÄ™: 04:08:56 – spóźniaÅ‚ siÄ™ dokÅ‚adnie o 2 minuty i piÄ™tnaÅ›cie sekund. Nie znosiÅ‚a spóźniania siÄ™, wolaÅ‚aby być za szybko, niż za późno… „Ding, ding ding, dangggg” rozlegÅ‚o siÄ™ ponownie. Sarah otrzÄ…snęła siÄ™ ponownie i przetarÅ‚a oczy. ~A kogoż to kurna niesie o tej godzinie?~ pomyÅ›laÅ‚a, narzucajÄ…c na delikatne, drobne ramiona purpurowy szlafrok z najdroższej satyny. ZakryÅ‚a poÅ‚ami szlafroka swe krÄ…gÅ‚oÅ›ci i delikatnie przewiÄ…zaÅ‚a satynowym pasem taliÄ™. „Ding, Dang, dinggg, danggg”. To już staÅ‚o siÄ™ irytujÄ…ce – przecież idÄ™…Po minucie otworzyÅ‚a drzwi Na progu staÅ‚ wysoki mężczyzna, o niezbyt przystojnych rysach twarzy, jednakże o gÅ‚Ä™bokim, dojrzaÅ‚ym i dostojnym spojrzeniu. MiaÅ‚ okoÅ‚o 50 lat, ubrany byÅ‚ w klasyczny, zapewne kilkuletni, czarny garnitur i dÅ‚ugi, gruby pÅ‚aszcz. JednÄ… dÅ‚oniÄ…, okrytÄ… czarnÄ… rÄ™kawicÄ… przytrzymywaÅ‚ poÅ‚y pÅ‚aszcza, chroniÄ…c siÄ™ przed chÅ‚odem nocy, podczas gdy drugÄ… dÅ‚oniÄ… naciskaÅ‚ dzwonek kolejny raz. „Din…” odezwaÅ‚ siÄ™ ostatni raz dzwonek, gdy wÅ‚aÅ›nie otworzyÅ‚y siÄ™ drzwi. Sarah szybkim ruchem dokÅ‚adniej zasÅ‚oniÅ‚a tułów szlafrokiem, gdy zimny wiatr zionÄ…Å‚ na niÄ… z zewnÄ…trz.
__________________ Projektant wie, że osiągnął doskonałość nie wtedy, gdy nie ma już nic więcej do dodania, lecz wówczas, gdy nie ma już nic więcej do odjęcia... Ostatnio edytowane przez Cedryk : 25-03-2008 o 21:37. |
24-03-2008, 20:46 | #17 |
Reputacja: 1 | Sarah wÅ‚aÅ›nie miaÅ‚a wziąć książkÄ™ z bibliotecznej półki gdy z kieszeni jej spodni zaczÄ…Å‚ dobiegać odgÅ‚os dzwonka „ding, dang”. Sarah spojrzaÅ‚a speszona na kieszeÅ„ później ma ludzi w bibliotece, „diiing, daaang”. ~Przecież wyÅ‚Ä…czyÅ‚am telefon wchodzÄ…c do biblioteki.~ Speszona dziewczyna staraÅ‚a siÄ™ wyciÄ…gnąć urzÄ…dzenie z kieszeni, ale jakoÅ› nie szÅ‚o jej. -Tu jest biblioteka mÅ‚oda damo. - Starsza pani zwróciÅ‚a jej uwagÄ™. „Diiing, daaang” telefon znowu odezwaÅ‚ siÄ™. ~Ale przecież ja go wyÅ‚Ä…czyÅ‚am.~ Sarah nadal siÄ™ zastanawiaÅ‚ dlaczego telefon dzwoni. -ProsiÅ‚am, żeby... „Dingggggg, Dangggg”. DotarÅ‚o do jej mózgu, że to nie telefon dzwoni. To ktoÅ› uwiesiÅ‚ siÄ™ na dzwonku. Sarah podniosÅ‚a siÄ™ szybko z łóżka, wdziaÅ‚a szlafrok i zeszÅ‚a na dół do drzwi zapalajÄ…c jednoczeÅ›nie Å›wiatÅ‚o. ~Ooooooooo!! DziaÅ‚a~ PomyÅ›laÅ‚ zdziwiona. UchyliÅ‚a lekko drzwi, zapalajÄ…c jednoczeÅ›nie Å›witaÅ‚o przed drzwiami, żeby lepiej widzieć swojego rozmówcÄ™. -Tak?? Pan do kogo?? - ZapytaÅ‚a lekko zaspana, okrywajÄ…c siÄ™ bardziej szlafrokiem.
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała. - W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor. "Rycerz cieni" Roger Zelazny |
25-03-2008, 01:35 | #18 |
Reputacja: 1 | Aleister nieco znudzony miaÅ‚ już zrezygnować z prób obudzenia domowników… ~ Czego siÄ™ spodziewaÅ‚eÅ›?! W koÅ„cu to Å›rodek nocy ~ PomyÅ›laÅ‚ … w tym samym momencie drzwi domu zostaÅ‚y lekko uchylone, a w nich stanęła kobieta… -Tak?? Pan do kogo?? - ZapytaÅ‚a lekko zaspana, okrywajÄ…c siÄ™ bardziej szlafrokiem. StaÅ‚ tak przez chwilÄ™ zapatrzony w postać, która otworzyÅ‚a mu drzwi, podziwiajÄ…c mimowolnie jej wdziÄ™ki ukryte pod zwiewnym ubraniem. ~ O tak! ByÅ‚o warto… ~ Dziwna myÅ›l przemknęła w gÅ‚owie. ~ Witaj! MÅ‚oda damo ~ powiedziaÅ‚ z lekko podniesionym w skrywanym uÅ›miechu kÄ…cikiem ust. ~ Przepraszam, że niepokojÄ™ CiÄ™ o tak późnej porze. Lecz zapewniam, że nic nie dzieje siÄ™ bez przyczyny. Nazywam siÄ™ Aleister Crowley ~ W tym samym momencie zdjÄ…Å‚ zdecydowanym ruchem czarna skórzanÄ… rÄ™kawiczkÄ™ z dÅ‚oni wyciÄ…gajÄ… jÄ… w kierunku rozmówczyni w geÅ›cie powitania. ~ To wÅ‚aÅ›nie Ty Saro Addington jesteÅ› powodem tej niezapowiedzianej wizyty. Przepraszam… jeÅ›li CiÄ™ zaniepokoiÅ‚em i pragnÄ™ zapewnić, że nie mam zÅ‚ych zamiarów. PrzysÅ‚aÅ‚ mnie Spencer Compton… ufam że znasz tego czÅ‚owieka. JeÅ›li poÅ›wiÄ™cisz mi trochÄ™ czasu z pewnoÅ›ciÄ… wyjaÅ›nimy zaistniaÅ‚Ä… sytuacje ~ Jakże to byÅ‚o dla niego krÄ™pujÄ…ce. Nachodzenie tej obcej jemu kobiety o tak późnej porze. Skoro jednak siÄ™ zgodziÅ‚ pomóc… powiedziaÅ‚o siÄ™ „a”, trzeba powiedzieć „b”. ~ Odważna z niej kobieta… bÄ™dÄ…c na jej miejscu pewnie sam sobie drzwi bym nie otworzyÅ‚. WpuÅ›ci mnie do Å›rodka??? ~ pojawiÅ‚a siÄ™ kolejna myÅ›l.
__________________ Bohater jest człowiekiem, który kłóciłby się z Bogami i budził diabły w sporze o swą wizję... |
25-03-2008, 21:28 | #19 |
Reputacja: 1 | ~JeÅ›li poÅ›wiÄ™cisz mi trochÄ™ czasu…~ Sarah przyglÄ…daÅ‚a siÄ™ mężczyźnie. ~Hmmm… obcy facet przychodzi do mnie do domu… Pewnie ta stara wariatka stoi w oknie i patrzy co dzieje siÄ™ u sÄ…siadów.~ Sarah uÅ›miechnęła siÄ™ w duchu. Mimowolnie uÅ›miech pojawiÅ‚ siÄ™ na jej twarzy. ~Ona zawsze wszystkich podglÄ…da.~ Kolejny podmuch zimnego wiatru sprowadziÅ‚ kobietÄ™ na ziemiÄ™. Jeszcze raz zlustrowaÅ‚a nieznajomego od góry do doÅ‚u, marszczÄ…c przy tym czoÅ‚o. ~Zimno. Mam nadziejÄ™, że Spencer mi to wszystko wyjaÅ›ni. JeÅ›li tylko mi siÄ™ coÅ› stanie, to bÄ™dÄ™ go straszyÅ‚a co noc.~ Ponownie siÄ™ uÅ›miechnęła. ~Gdzież moje maniery?? ~ Sarah uÅ›cisnęła rÄ™kÄ™ nieznajomego. - MiÅ‚o mi, Sarah Addington. ProszÄ™ wejść. – WpuÅ›ciÅ‚a mężczyznÄ™, a oczami wyobraźni widziaÅ‚ minÄ™ oburzenia na twarzy tej starej plotkary bÄ™dÄ…cej jej sÄ…siadkÄ….
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała. - W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor. "Rycerz cieni" Roger Zelazny Ostatnio edytowane przez Efcia : 25-03-2008 o 22:00. |
26-03-2008, 21:53 | #20 |
Reputacja: 1 | ~~Są trzy możliwości. Pierwsza, odbiło mi i nie odróżniam rzeczywistości od własnej wyobraźni. To by mogło być wesołe. Tylko, na taką skalę, to już chyba jestem kompletnym wariatem. Rodzicom będzie przykro a i kung-fu pewnie nie będę mógł trenować. A broni mi dadzą do ręki, choćby się świat walił. Ale zawsze będę sobie mógł wyobrazić, że trenuję albo strzelam i problem z głowy. Jak tylko się nauczę kontrolować swoją wyobraźnię. Super. Teraz druga możliwość. Wcale nie zwariowałem, tylko uległem jakiejś doskonałej iluzji lub hipnozie. Ale takie rzeczy się robi tylko na ochotnikach i płaci im kupę kasy. Hmm... Luki żadnej w pamięci nie mam, więc się nie zgłaszałem jako ochotnik. Ukryta kamera? Nie, nie ma szans.Chyba, że wykorzystał mnie jakiś zwariowany naukowiec, który nie dostaje dostacji i musi porywać ludzi... Eee... Naciągane. A teraz trzecia możliwość, chyba najbardziej naciągana: nikt mi się do mózgu nie włamał, a to wszystko jednak jest prawdziwe. Za tym przemawiają moje zmysły. Kiedyś gdzieś czytałem, że jeśli mózg dostaje informacje, których nie jest w stanie zaakceptować, wariuje. Czyli na zasadzie zakładu Pascala, trzeba wybrać model zachowania, który przy minimalnym ryzyku daje największą potencjalną możliwość przetrwania. Zatem zakładamy, że to wszystko jest prawdziwe. A potem zobaczymy.~~ - W świecie ducha, mówisz? - przerwał zadumę Robert - Czyli to wszystko nie jest materialne? MY nie jesteśmy materialni? Czyli nie żyjemy? Umarliśmy? Nie? To gdzie są nasze ciała? Te prawdziwe, materialne. A jak to jest z duszami? Tu są odbicia dusz wszystkich, czy tylko magów? A ty jesteś magiem? Może wszyscy garou są magami? A śmierć? Kiedy ludzie umierają, to znajdują się w jakiejś formie tutaj? To o co chodzi z tym "duchem"? Aha, Caernie to twój syn? Czyli spędzimy noc u niego. A potem mogę iść gdzie zechcę. Czyli np do hotelu? Da się w ogóle wrócić do świata materialnego? - tu Robert uśmiechnął się lekko. Przypomniały mu się czasy, kiedy na początku szkoły średniej wraz z kilkoma kolegami grali w pewnego RPGa, którym tamci się strasznie się ekscytowali. DnD. Tam też był różne światy. Materialny, Astralny... więcej nazw nie pamiętał. ~~A tu się okazuje, że coś w tym guście naprawdę istnieje...~~ - A jak tam wrócić? Te światy - normalny i świat ducha, są w pewien sposób równoległe, nie? Czas tu płynie normalnie, prawda? Te "dusze" magów poruszały się mniej więcej z taką predkością, z jaką się może poruszać idący człowiek... W każdym razie tak mi się teraz wydaje. Powiedz mi, jak to możliwe, że nigdy o tym wszystkim nie słyszałem? Telewizja, gazety, ci wszyscy dziennikarze robią wszystko, żeby tylko zaciekawić potencjalnych odbiorców swojej paplaniny. Jak to się stało, że żadnemu z nich nie udało się dotrzeć do tych spraw na tyle blisko, żeby coś udowodnić? Tylko jakieś opowiadania o duchach z czwartej ręki. Garou, czy wilkołaki - na czym to polega? Zmieniasz się w wilka jak zaświeci księżyc? Czy po prostu zawsze ci wraca oddech 3 minuty po tym jak cię ktoś zabije? |
| |