Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-11-2008, 12:38   #91
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Dagmara spojrzała na chłopaka z jeszcze większym zdziwieniem
- To czy jesteś frajerem nie zależy ani od jednej złej, ani tym bardziej od jednej dobrej odpowiedzi - rzuciła niedbale. - Chcesz to jedź. Ja jestem zdania, że i tak niewiele zdziałasz, ale rób co uważasz za słuszne, jeśli ma to uspokoić Twoje młodzieńcze sumienie.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 12-11-2008, 15:49   #92
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Rodecki postanowił szukać swego telefonu. Zgubił go poprzedniego dnia i naprawdę nie wiedział, gdzie ten może leżeć. Było tyle miejsc, tyle możliwości. Sypialnia, kuchnia, warsztat, maluch, ubranie, praca…

Na domiar złego, towarzystwo pogrążyło się w rozmowie, używając swego młodzieżowego slangu, z którego Paweł nie rozumiał ani słowa. „Nie dzwonić na policję, to tylko śpiący”. Że policja w Polsce mogłaby popracować nad tym i owym, włączając w to dyscyplinę i lepszy rozdział zmian nocnych, to Rodecki wiedział. Ale żeby nie informować o zabójstwie tylko dlatego, że służby mogą być śpiące?! Z drugiej strony, propozycja zadzwonienia do fundacji naukowej była bardzo kusząca. Ludzie tam byli przyzwyczajeni do stylu bycia Rodeckiego, nie patrzyli na niego aż tak dziwnie jak reszta ludzkości i mieli wiedzę wykraczającą poza ramy współczesnej nauki. Tak, naukowcy Fundacji im. Nikołaja Tesli posiadali odpowiednią wiedzę i doświadczenie, by udzielić odpowiedniej rady. O ile tylko uda się znaleźć telefon.

- Tu macie numer, możecie mi puścić strzałkę? Nie wiem gdzie jest ta komórka. Technokratyczna miniaturyzacja. Za moich czasów to były telefony…-zaczął bredzić pod nosem, notując na karteczce numer. Po skończeniu operacji, wręczył papierek Mirkowi,. Gdy ten na niego spojrzał, Eteryta klepnął Darię lekko w plecy.

- Może przestaniesz tak gnębić Mirka i znajdziesz kogoś swojego wzrostu?- szepnął jej na ucho, po czym pobiegł w stronę swego tajnego laboratorium.

Darię trzeba było powstrzymać. Nie rozmawiała z Mirkiem nawet pięć minut a już atmosfera zaczęła gęstnieć. Może nalecieli do tej samej zwariowanej podkultury, ale to nie znaczyło, że będzie pomiatać chłopakiem! Nawet nie potrafiła prowadzić miłej, śniadaniowej rozmowy. Wielka prawniczka, pfi! Już mama nauczyłaby ja szacunku! Kochana mama, zawsze potrafiła wskazać błędy tak, by nikogo nie zranić. A ta to co- nic tylko piwo, papierosy i czepianie się biednego Mirka! Kiedyś takie zachowanie było nie do pomyślenia. Kto wychowuje takie osoby?!

Mniejsza z tym. Należało teraz zadzwonić do fundacji, najlepiej do pana Be… Bernera. On z pewnością znajdzie radę i wszystko wyjaśni.
 
Kaworu jest offline  
Stary 12-11-2008, 17:25   #93
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
– Bardzo Tobie dziękuje. – Staszek wziął do ręki telefon komórkowy. Zaiste miły to był gest ze strony Młodego. Nie zagłębiając się zbytecznie w naturę rzeczy, wyszedł na zewnątrz. Po pierwsze dlatego że było tam przyjemniej, a prócz tego nie chcąc nikomu przeszkadzać swą rozmową.

Kolejno: odnalazł notatnik i numer telefonu…
Bzzzz… Bzzzz… Bzzzz…
Upłynęło parę chwil kiedy w słuchawce odezwał się zmęczony głos. Czy przypadkiem wczoraj nie odbywała się jakaś impreza z udziałem Kultystów?
– Tak?
- Dzień dobry Panie Kamilu, Stanisław Rocki z tej strony.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
- Dzwonię jedynie aby poinformować Pana że w okolicach domu do którego udałem się wraz z Pana córką, miała miejsce burza. Dokładniej silne wyładowania, mające swe podłoża w magii. W konsekwencji Pana samochód został poważnie zniszczony.


Szczerze powiedziawszy, Staszek miał trochę w nosie owe auto. A także reakcję Maga. Dla niego było to tak mało istotne…

O dziwo przełożony Kultystów, tradycji słynącej raczej z ekscentrycznej ekstrawersji, zareagował spokojnie. Nie zaczął bluźnić, krzyczeć, wściekać się. Nawet nie szukał winnego w Staszku. Szkoda, bo przy takim obrocie rzeczy mógłby bez skrępowania zakończyć rozmowę. Tak się nie stało. Zamiast tego musiał odpowiedzieć na pytania. Cóż się stało? Co było źródłem paradoksu? Czy są tego dalsze następstwa? I jakkolwiek Staszek odpowiadał lakonicznie i nie zagłębiał się w problematykę auta i wczorajszego wieczoru, to jednak kończąc rozmowę poczuł się zmęczony. A także że powiedział więcej niż chciał.

Kilka minut później wrócił do pomieszczenia. W międzyczasie zdążył zamówić auto-holowanie wedle preferencji właściciela pojazdu, a także taksówkę wedle już własnego widzimisie.

Wmaszerował akurat kiedy trwała dość zażarta wymiana zdań. Nie przejmując się wcale, stwierdził:
– Będę już znikał. Miło było poznać.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.

Ostatnio edytowane przez Junior : 12-11-2008 o 17:49.
Junior jest offline  
Stary 13-11-2008, 15:26   #94
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Dagmara ze nerwowo ściskała w ręce komórkę co jakiś czas zerkała na wyświetlacz, by zobaczyć, która jest godzina. Jednak im bardziej i częściej sprawdzała czas tym biegł on dłużej wprowadzając ją tym samym w stan jeszcze większego zniecierpliwienia.

Kobieta kolejny raz rzuciła okiem na zegarek i chyba czas wreszcie zlitował się nad nią, bo delikatnie uśmiechnęła się i wstała mówiąc:
- Przepraszam was, Panowie, ale muszę zadzwonić.
Po czym odeszła w najciemniejszy kąt mieszkania Rodeckiego, by w spokoju odbyć rozmowę.

Wybrała odpowiedni numer i stała chwilę wsłuchując się w jednostajny, hipnotyzujący dźwięk oczekiwania na połączenie. Niebawem w słuchawce ktoś się odezwał.

- Witam, Panie Janku. Mówi Dagmara O’Sullivan. Wiem, że jest jeszcze bardzo wcześnie, ale to naprawdę sprawa nie cierpiąca zwłoki – Zapadła chwila milczenia. – Otóż, nie owijając w bawełnę mój samochód jest w opłakanym stanie. Blacharz i lakiernik z całą pewnością no i nie wykluczone, że sporo części do wymiany – W słuchawce dało się słyszeć podniesiony głos – Nie, pani Janku, żaden wypadek! Niech się pan nie martwi, nic mi się nie stało. Wczorajsza burza, wiatr i drzewo tak załatwiły moje autko. – Znów chwila ciszy – Przyjadą panowie? Świetnie!... Jeszcze dzisiaj? No nie wiem, jak mam dziękować. Adres? A tak – Dagmara podała adres domu Rodeckiego – To dom mojego… znajomego. Ja zaraz wracam do Wrocławia, ale myślę, że nie będą panowie mięli żadnych trudności. Rozliczymy się jak zwykle przy odbiorze. Dobrze pan wie, że ufam Panu bezgranicznie – powiedziała uśmiechając się kokieteryjnie. – A co z samochodem zastępczym? Jak zwykle pod dom? – Mężczyzna w słuchawce przez dłuższy czas żywo coś wykładał swojej rozmówczyni. – Dobrze, w takim razie będę czekać i jeszcze raz serdecznie panu dziękuję. Nie omieszkam szepnąć dobre słówko o panu szefowi.

Rozłączyła się. Z wyraźnie zadowoloną miną rozejrzała się po swoich towarzyszach.
- To by było na tyle – powiedziała z uśmiechem. – Ach! Staszku, czy mogłabym zabrać się z tobą do Wrocławia? Jeśli chcesz mogę dorzucić się do taksówki – dodała patrząc na Rockiego z wyczekiwaniem.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 19-11-2008, 14:49   #95
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Rodecki zrobił piękna rundkę po domku, zanim odnalazł swoją wysłużoną komórkę. Szukał jej wszędzie- w łazience, bałaganie panującym w sypialni, kuchni, ubraniach. W końcu udał się do swego laboratorium. Tylko tam mogła się znajdować.

Z stosu mniej lub bardziej nowych części dobiegła nagle polifoniczna wersja „Too long” Daft punka- ulubionego zespołu Rodeckiego. Mężczyzna podszedł do telefonu i rozłączył się, nie patrząc nawet na wyświetlacz. Odnalazł w pamięci urządzenia numer podpisany jako „Fundacja” i nacisnął zieloną słuchawkę.

*- Zymunt Berner, witam - w słuchawce rozległo się basowe głosisko przełożonego wrocławskich Eterytów.
Zygmunt, muszę zapamiętać - obiecał sobie solennie Rodecki. - Zygmunt, Zygmunt, to nie takie trudne

- Panie Zbigniewie, mówi Paweł Rodecki...
- Rodecki - westchnął Berner po drugiej stronie linii, jakby ktoś mu nagle zwalił na ramiona wielki ciężar. - Poczekaj chwilę... Pani Sylwio, wychodzę na chwilę, gdyby zadzwoniła profesor Zacharska z Warszawy, proszę powiedzieć, że za 15 minut oddzwonię.
W słuchawce rozbrzmiały kroki, a potem trzaśnięcie drzwiami.
- Rodecki! - zduszony szept Bernera wywołał ciarki u Pawła. - Jak mogłeś mi to zrobić, jak mogłeś zrobić to NAM? Czy to było takie trudne, odebrać chłopaka z dworca? Jak my wyglądamy w oczach innych tradycji, skoro gubimy członka własnej i wszyscy są angażowani w jego szukanie? Ta żmija Zacharska postawiła wszystkich na nogi, a na koniec zażądała... - Berner chyba dostrzegł, że się zagalopował, odkaszlnął, i zaczął mówić powoli, jakby rozmawiał z dzieckiem. - Paweł, pokładamy w tobie, i w tym młodym, zdolnym człowieku, którym się miałeś zaopiekować, wielkie nadzieje, zwłaszcza że obaj macie wziąć udział w projekcie ważnym nie tylko dla naszej tradycji, ale dla całej naszej społeczności we Wrocławiu. To, że nawaliłeś, prawie przekreśliło twój udział! Na szczęście, udało nam się ugłaskać Zacharską, ale uważaj, bo drugiej szansy dla ciebie nie będzie.
Posłuchaj, Paweł. Stefan Oderfeld chce założyć nową fundację, macie w niej być ty i młody uczeń Zacharskiej. To wielka szansa dla was obydwu. Opiekuj się dobrze chłopakiem, żeby chciał u nas zostać. Ze swojej strony staramy się o stypendium dla niego, żeby pomóc mu w studiach... ale tego mu nie mów na razie. Masz coś do pisania? Weź kartkę i pisz: ten czwartek o 8 rano, w budynku Nowej Giełdy na skrzyżowaniu Krupniczej i Włodkowica. Przyjedź razem z chłopakiem. To będzie spotkanie odnośnie nowej fundacji. I weź zwolnienie z pracy na piątek i następny tydzień, Oderfeld coś przebąkiwał o jakimś wyjeździe.*

Rodecki słuchał tego, co mówił do niego Pan Zbigniew i posłusznie zanotował wszystko na kartce, która zazwyczaj służyła mu do obliczeń dotyczących Modulatora Ciśnieniowego. Było mu smutno - pan Berner zawiódł się na nim, fundacja wypadła okropnie, a do tego wszystkiego ta cała Zachodzka…

Może dzwonienie nie było dobrym pomysłem?

Mimo wszystko jednak Paweł zebrał się w sobie i przedstawił całą sytuację.

- Panie Berner, przepraszam. Naprawdę nie chciałem zgubić Mirka, ale odcięli mi telefon stacjonarny, a komórka zapadła się pod ziemię. Ale proszę się nie martwić- doskonale się dogadujemy z Mirkiem i wszystko wygląda cacy. Tylko, widzi pan…- Rodecki wziął powietrze w płuca, chcąc przejść do sedna sprawy.

- Tu się dzieją dziwne rzeczy. Mieliśmy niespodziewaną burzę a nasi nowi znajomi, Daria i Szymon, oskarżyli o jej powstanie mnie i Mirka. A my tylko zrobiliśmy doświadczenia z Modulatorem. W dodatku wszyscy mieliśmy dziwne sny. To pewnie tylko pole magnetyczne wywołane burzą i ewentualne sygnały podprogowe w postaci grzmotów ale wszyscy są zgodni, że to sprawa duchów. I mówią dziwnym językiem, to chyba jakaś nowa podkultura.- zaczął wyżalać się Rodecki, zapominając o celu, dla którego zadzwonił do Fundacji. Po chwili przypomniał sobie, czemu wykręcił numer i wyjaśnił najważniejsze.

- I… Mirek twierdzi, że jakaś kobieta zginęła. Chyba mu się to śniło, ale potem zadzwonił jego telefon i usłyszał w nim krzyk. Kiedy chciałem zadzwonić po policję, stwierdził, że tam wszyscy śpią i że powinienem zwrócić się do Fundacji. Ma Pan dla nas jakąś radę?- Spytał Paweł. Miał naprawdę dość całej tej sytuacji. Nie rozumiał nikogo, nikt mu nie potrafił niczego wyjaśnić i w dodatku ciążyło nad nimi widmo zdarzeń paranormalnych. Zaczynała go też boleć głowa i piec uczucie wstydu, że zawraca głowę Pana Bernera błahostkami. Ale chyba tylko on mógł coś poradzić na problemy, które zaczęły gnębić spokojne domostwo Rodeckiego…

*Berner milczał. Rodecki nie mógł wiedzieć, co się dzieje w głowie przełożonego Fundacji, i obgryzając paznokieć kciuka czekał na odpowiedź. A Berner myślał o urlopie, o zarezerwowanym locie do Finlandii, o ptakach nad rozległymi jeziorami, o lornetce i wysokiej klasy aparacie, którym robiłby tym ptakom zdjęcia. Robiłby, bo nigdzie nie pojedzie, skoro wszystko spektakularnie wali się w drobiazgi.

- Paweł, daj mi Marka do telefonu.
- Kogo?
- Twojego podopiecznego. Marka.

- Marek Różogórski, słucham.
- Mówi Zygmunt Berner, przełożony Fundacji, nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać. Mogę ci mówić po imieniu.
- Oczywiście.
- Zatem, Marku, co tam się stało?

Berner wysłuchał tłumaczeń nastolatka i pomału układał sobie wszystko w głowie. Zebrała go nagła ochota, żeby ugryźć się ze złości we własną dupę za pomysł, że dołączenie Rodeckiego do projektu pomoże go uspołecznić, wyjdzie wszystkim na dobre... Marek usłyszał tylko ciężkie westchnienie.
- Marku, nie będę owijał w bawełnę, Pawła już zdążyłeś poznać, wiesz, jaki jest. Chcę, żebyś postarał się patrzeć na to, co Paweł potrafi, i przymknął oko na pewne jego... niedoskonałości. Paweł jest cholernym geniuszem, natomiast... nie radzi sobie z ludźmi. W ogóle. Do tego nie jesteśmy w stanie mu wytłumaczyć, że jest magiem. On tego nie przyjmuje do wiadomości. Liczę, że dzięki znajomości z tobą wyjdzie na prostą. Szkoda by było, gdyby fundacja straciła taki umysł.

- Natomiast jeśli chodzi o wydarzenia poprzedniej nocy. Z eksperymentem mieliście szczęście. Dzwonił do mnie przed wami Kamil Świeczko. Nie powiedział, skąd to wie, ale twierdził stanowczo, że część energii, która wam się wymknęła, rozładowała się w burzy, a część poszła w Umbrę, gdzie ściągnął ją jakiś duch. Na przyszłość: uważajcie...
Jeśli zaś chodzi o twój sen... Skoro już taka sytuacja zaszła, moim, podkreślam, moim zdaniem, powinieneś iść tym tropem. Ignorowanie ostrzeżeń otrzymywanych z tamtej strony kończy się na ogół tragicznie.
Będę już kończył. Pilnuj, proszę, Pawła. Jestem pewien, że znajomość z nim nauczy cię wielu rzeczy, nawet jeśli czasami będziesz je musiał z niego wyciskać na siłę. Jakby co, zapisz sobie mój telefon i dzwoń o każdej porze. I zadbaj, żebyście obydwaj byli o 8 rano w czwartek w siedzibie Wirtualnych Adeptów, zapisz sobie adres: budynek Nowej Giełdy, skrzyżowanie Krupniczej i Włodkowica, to niedaleko Rynku. Będziemy rozmawiać o projekcie, w którym uczestniczycie obydwaj. Planowany jest jakiś wyjazd, niech Paweł weźmie zwolnienie z pracy. Do widzenia, chłopcze.
- Do widzenia panu, do czwartku.
- Tak tak...

Berner odłożył słuchawkę i miarowo łupnął głową w parapet. Wrócił do gabinetu i poprosił Sylwię, aby odwołała jego wyjazd, jego wymarzony wyjazd, po czym puścił młodą maginię do domu.

Popatrzył ponuro po rysunkach ptasich szkieletów, którymi miał obwieszone ściany. Berner wielbił ptaki jako najdoskonalsze, najbardziej precyzyjne maszyny, jakie stworzyła natura.

A ponieważ nigdy zbyt długo nie załamywał rąk nad tym, czego zmienić nie może, wyciągnął z szuflady przepustkę na pola wodonośne Wrocławia, zadzwonił do Zacharskiej i do Stefana, przy czym tylko tej pierwszej straszliwie nakłamał, po czym przebrał się w strój maskujący, objuczył sprzętem i pojechał cykać zdjęcia żurawiom.*

* - by Asenat
 

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 24-11-2008 o 20:22.
Kaworu jest offline  
Stary 24-11-2008, 19:52   #96
 
Mical von Mivalsten's Avatar
 
Reputacja: 1 Mical von Mivalsten nie jest za bardzo znany
Marek grzebał właśnie w torbie, gdy zawołał go Paweł. Chłopak wyciągnął swoje eterogogle, te same, które poprzedniego dnia pokazywał Dagmarze. Założył je na czoło i poszedł do warsztatu, skąd po chwili dobiegły ciche potakiwania.
Paweł nie uznawał istnienia magii... To wiele wyjaśniało. Bardzo wiele. Chłopak przyglądał mu się jakiś czas przez szkła swojego rekwizytu, marszcząc czoło.
- No, zawsze chyba lepiej, że w umbrze mamy jednego podkręconego ducha, niż żebyśmy wyparowali w małym wybuchu termojądrowym, prawda? A tym telefonem sie zajmę, jak tylko... No, jak samochód naprawimy. Burza go obiła. Ja mam jeszcze takie pytanie. Czy mógłby mi pan przesłać na maila jakieś informacje o wrocławskiej fundacji? Jakiś ekstrakt z archiwum, najważniejszych członków i tak dalej. I może jakiś kontakt do kogoś, kto mógłby mi pokazać miasto. Mój adres to marek (dot) rozogorski (at) gmail (dot) com.

Chłopak rozłączył się i wrócił na górę. W goglach wyglądał jak rasowy wiktoriański naukowiec, brakowało mu tylko siwizny i białego kitla. No, i tak na oko pięćdziesięciu lat. Dagmara i Staszek już chyba wychodzili, więc chłopak podszedł do nich, podniósł gogle i podał im rękę na pożegnanie.
- Hej, miło było was poznać. W czwartek jedziemy z Pawłem gdzieś z VA (skrót wypowiedział z rasowym amerykańskim akcentem, którego nauczył się pewnie z GTA) więc może byśmy się spotkali we wtorek albo w środę. Bym odebrał swoje ciuchy. - Marek znacząco spojrzał na Dagmarę, której ubrania jeszcze nie wyschły, przez co wciąż miała na sobie spodnie i bluzę chłopaka.

***

- No, Pawle, jako że mamy niedzielę, to może byśmy uczcili ten święty dzień i na chwałę Pana posprzątajmy dom. - Marek zabrał sie za zmywanie naczyń. Właściwie, nienawidził sprzątania, ale jeszcze bardziej nienawidził chaosu. Skoro miał tutaj spędzić resztę wakacji, to chciał, by chleb leżał na półce na chleb a latarki w przedpokoju. Aktualnie było na odwrót i ta sytuacja, mówiąc młodzieżowo, ssała.
 

Ostatnio edytowane przez Mical von Mivalsten : 02-12-2008 o 02:56. Powód: Błędy x2
Mical von Mivalsten jest offline  
Stary 26-11-2008, 05:43   #97
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Grzesiek wrócił do domu z użyciem konwencjonalnych metod. Ostatnio zdarzało się mu to coraz częściej. Jego siostra twierdziła, że z powodu przepełniającego go Jyhoru zmienia się jego Paradygmat i powoduje to zmianę potrzebnych mu Narzędzi. Z tego bełkotu, Grzesiek potrafił zrozumieć, że ma coraz większe problemy z dostosowaniem się do otaczającej go rzeczywistości. W zasadzie wiedział to i bez tego, choć osobiście uważał że okres dojrzewania i młodzieńczego buntu ma już za sobą.

Właśnie, siostra. Miał się jej zapytać o coś. Tylko o co? Jak ją zobaczy to sobie przewinie nagranie pamięci i sprawdzi. Teraz mu się niechce.

Oczywiście w domu burdel, a jak. Siostry ani śladu. Wróć. Jej aktywności pełno, śladów jej samej, brak. Tak będzie dokładniej. Jeszcze dokładniej, to pierwszą godzinę po powrocie Grzesiu spędził na pościeleniu łóżka w jej pokoju i posprzątaniu kuchni po tajfunie jaki tam najwyraźniej grasował. Zrobił to "oczywiście" dopiero po tym jak ona zakończyła swoją szybką wizytę. Była z koleżanką, to pewne, gdyż sama nie była w stanie dokonać takich spustoszeń z perspektywy wózka inwalidzkiego. Ojciec przystosował cały dom na potrzeby osoby niepełnosprawnej, na wypadek gdyby któraś operacja czy znachor cudem uleczyły ich pociechę. Tylko kuchnia, domena Grześka, została zrobiona dla jego wygody. Zawsze go to wkurzało. Co, miał tu spędzić całe życie? Teraz, dzięki temu miał pewność że to jej koleżanka objadła go z prywatnego, osobistego - och jakże osobistego - zapasu Nutelli na czarną godzinę. Zbrodni tej nie mógł dokonać ani ojciec, który jej nie jadał, ani siostra, która ostatnio narzeka na figurę, a pozostająca poza zasięgiem dostania się do górnej szafki.

A żeby ci to w dupsko poszło... - złorzeczył Grzesiu, wyżywając się na bogu ducha winnej, ekologicznej, niebieskiej siatce którą dostał w promocji z butelka Pepsi. Niechyby i poszło, gdyż po zdarzeniach z dzisiejszego poranka był u koleżanki siostry raczej spalony, a w kwestii dolnego z ciekawych wymiarów to znów ona nie spełniała wymogów nakładanych przez jego preferencje. Grzesiu nie lubiał za bardzo patyczaków. Dobrze, niech jej pójdzie w dupsko. On oczy nacieszy a ją krew zaleje, bo wyglądała na taką co sie lubi odchudzać. Albo raczej udawać, że to robi, przed samą sobą, biorąc pod uwagę te pół słoika Nutelli.

Ostatni kwadrans z wspomnianej godziny, spędził w pobliskim Społem. Wrócił objuczony dwoma siatkami. W jednej znajdowały się warzywa na patelnię, oliwa, dwie dorodne piersi kurczaka, i parę innych produktów które w domu wymiotło. Grzesiu odrzucił od siebie myśl że ostatnio zaniedbywał dom będący na dobra sprawę na jego głowie. Pomagała mu w tym, utrzymująca go w równowadze druga torba. Wypełniały ją dwa słoiki jego czekoladowej ambrozji, butelka Pepsi, tv-paka chipsów o smaku zielonej cebulki i inne produkty będące dietetyczną bombą pełną pustych kalorii i oczywiście bez konserwantów. Z tym sztucznym podziałem produktów spożywczych czuł się nieco hm... koscher... żydowsko. Dostał dziś już łupnia od skinów i ssmanów, co pogłębiało to wrażenie.

"Telewizja nie kłamie, uwierzcie reklamie"... -wchodząc po schodach kamienicy, nucił sobie pod wąsem jedną z ulubionych punkowych piosenek znanych z czasów technikum. Piosenka piętnowała jego ostatnio coraz bardziej konsupmcyjny styl życia, ale to mu nie przeszkadzało w niczym.

Dobra, obiad poczeka. Świat się nie zawali.- stwierdził sam do siebie kiedy rana na głowie przypomniała o sobie, promieniując na cała czaszkę straszliwa migreną. Był trochę wkurzony i najwyraźniej skoczyło mu ciśnienie. Potrzebował chwili relaksu i odpoczynku. Jak długi legł na fotelu przed telewizorem. Na stoliku koło niego spoczywały już przygotowane śmierci, wróć, przekąski i napoje. Pobieżna analiza programu TV dała mu pewność że w telewizji tej zwykłej, w telewizorze, jak zwykle niema nic ciekawego. Do W11 jeszcze miał sporo czasu. Obejrzałby sobie Kości albo Kryminalne Zagadki Las Vegas ale ojciec oczywiście mu nie nagrał.

Trudno. Po obiedzie poszperam po szarym paśmie może coś z tamtych odcinków wychwycę. Teraz, zobaczymy co ciekawego leci w Realnej Wirtualności... - w ręcę Grzeska znalazł się Pilot. TEN, pilot. Ten cholerny pilot który go dzisiej zawiódł. Nieco obły i bezsprzecznie podłużny kształt pilota, oraz jego grubsza od reszty końcówka coś Grześkowi przypominały. Czuł się, jakby zawiódł się jego największy, najbliższy przyjaciel...

Kurna, jak kiedyś zacznę potrzebować viagry, to będę dzięki tobie przygotowany na taką podłą dywersję ze strony własnych sojuszników. - wymamrotał w stronę dzierżonego w dłoni pilota. Włączył odbiornik i jego oczom ukazał się jakiś film historyczny...

...był nim Konrad von Markowitz, hitlerowski oprawca. Uciekł on jednak przed wyrokiem sądu do Wenezueli. Nie na długo, gdyż pod koniec lat sześćdziesiątych został zamordowany przez Mossad w swoim domu w Santa...

Konrad. Walendrod! No tak, trzeba było nakarmić świnki! jak on mógł zapomnieć! Kilka sekund później, Grzesiek był już przy klatce swoich pupilków i uzupełniał im dietę sałatą. Kiedy dolewał do wody, dopełniając ich poidełko, jego myśli zeszły na temat zdarzeń dzisiejszego dnia.

Coś było nie tak, ale Grzesiek nie wiedział jeszcze co. Zasiadł przez telewizorem na swym tronie i znów jął w rękę swoje berło. Po chwili na ekranie zaczęły przewijać się jego wspomnienia z dzisiejszego dnia. Chipsy zgrzytały pod naporem jego zębów, których szkliwo chwile później zaczęła rzeźbić słodka, pieniąca się breja nadająca się raczej do odrdzewiania, niż spożywania. Kolejne wciśnięcia przycisków na pilocie pozwoliły na wybranie interesującej go sceny i zwolnienie akcji. Zadziałała jego "stara magia"...

I na co komu HDTV? Kino konesera... -pocieszał się oglądając jak dostaje kolejne ciosy od SSmanów. Nagle, dostrzegł to czego szukał. Zatrzymał scenę w momencie gdy tajemniczy mężczyzna chował pakunek w murze.

Grzesiu spokojnym krokiem udał się do łazienki i wziął prysznic. Po odświeżeniu się przebraniu wyszedł z domu. Zabrał ze sobą torbę, do której wrzucił kilka narzędzi które mogły być przydatne przy tym co zamierzał zrobić. Wziął też gaz paraliżujący z pokoju swojego ojca i straszak akustyczny który naprawiał dla jednego z klientów. Nieco wątpił w jego działanie, gdyż owszem wydawał przeraźliwe dźwięki ściągające zapewne uwagę połowy dzielnicy, ale możliwe że napastnika co najwyżej rozwścieczające niż odstraszające. W końcu z jakiegoś powodu wichajster został ten uszkodzony. Pewnie na psa się sprawdzało, gorzej z bandą dresów. Przełożył też kartę do starszego telefonu. Tak na wszelki wypadek.
Po chwili wrócił się i skreślił szybko karteczkę z informacją dla reszty domowników. Wreszcie, na dobre opuścił kamienicę i spokojnie, znów na piechotę udał się w kierunku ciekawiącej go kamienicy...

Może powinienem im był zawczasu dopisać "aresztowali mnie za uszkodzenie mienia"?
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 26-11-2008 o 08:19. Powód: to co zwykle, literówki, coś tam podratowałem stylistykę itd ;)
Ratkin jest offline  
Stary 02-12-2008, 16:37   #98
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Paweł podał swój telefon Mirkowi i taktownie wycofał się do kuchni w celu zrobienia sobie ciepłej herbaty z cukrem. Po chwili jego podopieczny wyszedł z piwnicy.

- No, Pawle, jako że mamy niedzielę, to może byśmy uczcili ten święty dzień i na chwałę Pana posprzątajmy dom.

Rodecki kiwnął głową, po czym chwycił ścierkę i zabrał się za czyszczenie blatu.

Mimo to, jego myśli były skierowane ku czemuś zupełnie innemu. Zastanawiał się, czy zwrócić Mirkowi uwagę na fakt, że nieświadomie popełnił nietakt.

Nie chodzi nawet o to, czy Rodecki był, czy nie był katolikiem. Jego poglądy na istotę Boga były bardzo zagmatwane, przez co wykształcił własny system wierzeń, łączący w sobie cechy paru innych światopoglądów. Ale nie o to chodziło.

Czy ludzie zawsze muszą we wszystko mieszać Boga? Zbierać dziesięcinę Jego imieniu, tworzyć budowle, w których On miał mieszkać, toczyć „święte” wojny przeciwko innowiercom tylko i wyłącznie dlatego, że mieli inny pogląd na Jego istnienie? I jeszcze uzasadniać je Jego wolą?

Jakby nie patrzeć, ludzkość od wieków uzasadniała swoje zbrodnie Bożym natchnieniem. Od prehistorii, przez mroczne wieki, po wojny światowe. Hitler też twierdził, że „rasa aryjska” pochodzi od bogów.

Paweł mógł znieść wiele, ale mieszania Boga w ludzkie sprawy nie znosił.

Z drugiej strony, rozumiał doskonale to, że liczą się intencje, a nie słowa. Dlatego nie odezwał się ani słowem na ten mały nietakt. Zresztą, w porównaniu do wszystkich wyczynów ludzi, zmywanie naczyń w Bożym imieniu było czymś pozytywnym.

Było jednak jeszcze coś, co nie dawało mu spokoju…

- Mirek? Jaka jest twoja mentorka, ta… Zachodzka?- spytał, jakby od niechcenia.

Tak, pani profesor zalazła mu nieraz za skórę…
 
Kaworu jest offline  
Stary 03-12-2008, 11:36   #99
 
Mical von Mivalsten's Avatar
 
Reputacja: 1 Mical von Mivalsten nie jest za bardzo znany
- Profesor Zacharska? Bardzo miła kobieta, uczy mnie matematyki w technikum. Poza tym, jest w warszawskiej fundacji całkiem wysoko w hierarchii. No i to ona dała mi Kitab al Alacir. Cała teoria oświeconych naukowców czy filozofów, którzy samą wolą zmieniają świat... Zawsze uważałem, że starożytni byli o wiele inteligentniejsi. - Marek był właśnie w połowie zmywania, ale zaczęła mu się kończyć suszarka, więc rozstawiał garnki, talerze i kubki po całej kuchni.
- Wracając do pani profesor, to poza tym jest strasznie inteligentna i nieźle zna się na ludziach. I lubi Carmen. Byłeś może na tym?
 
Mical von Mivalsten jest offline  
Stary 03-12-2008, 11:40   #100
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
- Jeśli chcesz, odwdzięczysz się inaczej.
Żart może nie był wymyślny. W pewnych okolicznościach mógł nawet ujść za niegrzeczny. Staszek nie dbał o to. Zamiast tego przyjrzał się Dagmarze. Owszem. Mogła by. Posłał Jej nieco figlarny uśmiech, poczym dodał – asekuracyjnie.
- Choćby wieczorną kawą.

Taksówka przybyła na miejsce nie każąc na siebie czekać. Szczęśliwie wcześniej pojawiła się i pomoc drogowa, z polecanego warsztatu. Samochód wypożyczony od Kultysty z niesmakiem powędrował na lawetę. A Staszek pozbywszy się kluczy i dokumentów, zawierzył że ten epizod nie będzie go już interesował.

I z tym przemyślenie, w towarzystwie Dagmary pomknęli zielonym Oplem w stronę Wrocławia.

---

Odetchnął tak naprawdę dopiero kiedy dotarł do mieszkania Bohatyrewicza. Nie było to nic nadzwyczajnego. Co przyjął z całkiem uzasadnionym zadowoleniem. Bo przecież jak o porządnym werbenie, świadczyło by mieszkanie o bogatym wyposażeniu, pewnie jeszcze naszpikowane elektroniką i modą zawartą w podświetlanej podłodze i luksferach tu i tam? Milszym jego sercu były stare obrazy, poczynione ręką nikomu nie znanego mistrza, użyteczne przedmioty, kameralne wnętrze i cisza. Czasem tylko zakłócana przez tramwaj sunący za oknem, czy próbę wykorzystania samochodu z silnikiem 1,4 16V jako pojazdu sportowego. Ot pewnie kolejny gówniarz, któremu żadna nie chce dać…

A jednak wizyta w mieszkaniu była dla Staszka chwila relaksu. Ułożył się wygodnie na sofie i oddał rozmyślaniom. O nowo poznanych osobach i „misji” jaka to pewnie niebawem się przed nimi wyklaruje. Nowy węzeł był czymś niemożliwym do zignorowania. Staszkowi nie obcy był szacunek i nabożna cześć wobec miejsc mocy. Z drugiej strony wręcz namacalna polityka i walki o jak najlepszy kawałek ciasta. Nie miał najmniejszej ochoty w tym uczestniczyć. Wolał by wrócić do Ślęży. Znów skosztować gościnności starej chaty. Porąbać drwa, naprawić drzwi, nabrać wody. Może tak naprawdę nie nadawał się do niczego innego? Może to owe życie było mu pisane? Zwłaszcza że nie czuł się z tym wcale gorszy od innych. Kolegów lekarzy, osób żyjących w splendorze miasta.

Leżąc na kanapie rozkoszował się wygodą i brakiem zobowiązań. Spokojna niemoc obmywała jego ciało. Przepełniając błogą pustką. Przez parę chwil świadomie ustępował wszystkim prostym pobudką, których doświadczał. Nie walczył z tym. Ustępował. Błogo.

Nie mogło to jednak trwać wiecznie. Zwłaszcza że bierność dość szybko doprowadzała go do pasji. Zaczął od uporządkowania mieszkania. Rozpakowania swych rzeczy, a w szczególności kuchennych wiktuałów. Wzbogacił zapasy Starki, szybkimi zakupami w sklepie obok. A kiedy wszystko było już na miejscu, nie pozostało nic innego jak szybki prysznic i…

---

Pasaż Niepolda przywitał wcześniej niż o umówionej porze. Właściwie to opuścił domowe zacisze ze sporym wyprzedzeniem, wykorzystując czas na przechadzkę po mieście. Pięknym, lecz i obcym. Zatłoczone uliczki. Gwar samochodów, wiecznie gdzieś spieszących. Dym, smog, zaduch. A jednak Wrocław miał w sobie pewną magię. Spokój, godność i szacunek, którego można by odmówić Katowicom, tak lepiej znanym Staszkowi.

Katowicom, które zdecydował się opuścić nie z uwagi na niechęć wobec miasta. Ale raczej wobec doświadczeń o których wolał nie pamiętać.

I jakby dla potwierdzenia owej nie pamięci pojawiła się Dagmara.
- Witaj. Ciężki dzień? – zagadnął.
- Witaj. Tak jakby. Jak Ci się podoba? - zagadnęła omiatając ręką plac. A mimowolnie kierują się w stronę lokalu, o którym nie mówiąc ani słowa ruszyli. Szukając wolnego miejsca, dla wolnego wieczoru.
- Sympatyczny. Wrocław to chyba ładne miasto.
- Tak, można tak powiedzieć. Na długo przyjechałeś?

Zastanowiło go pytanie. Czy było możliwe aby gdziekolwiek był dłużej lub krócej? A może to nie czas definiował jego pobyt w danym miejscu? Szybko jednak odparował:
- Chyba nie. Choć pod Wrocławiem zatrzymam się na dłużej. Jednak do tej pory nie wiedziałem że aspektem mojego pobytu może być spędzanie czasu w samym mieście. Ale to różnie bywa. Sama wiesz... polityka, układy, rozmowy i inne takie bzdury.
- Polityka polityką, ale czas na odrobinę przyjemności
- rzuciła sentencjonalnie – Napijemy się czegoś?
- Mhm... tak, może bacardi. Ale pozwól że zamówię. Czego sobie życzysz?
- Sama nie wiem – powiedziała z uśmiechem. – Może jakieś wino na dobry początek znajomości?
- Poszukam
- Staszek uśmiechnął się i wstał. Nie minęło parę chwil kiedy wrócił. – Podobno wystarczy poznać jakie wino pija druga osoba, aby wiedzieć o niej wszystko. Można to też odwrócić. I zaproponować własny wybór.
Do końca nie wierzył we własne słowa. Ale empirycznie przekonał się że inne zwykły wierzyć wręcz z cudownym tego stanu rzeczy konsekwencjami.
Chwilę później przeciętna kelnerka przyniosła kieliszek różowego wina oraz rum.
- I cóż to takiego?
- Akt desperacji. Różowe Carlo Rossi. Cichy dowód na to że nie mają dużego wyboru win.
- No cóż... Stali weekendowi bywalcy okolicznych lokali nie słyną z dobrego gustu do win. Zdecydowanie wolą piwo.

Staszek niemo wzruszył ramionami.
- Chyba Rodecki nie przypadł tobie do gustu. - zaśmiał się jakby na wspomnienie niedawnych wydarzeń
- Nie da się ukryć. Dobija mnie jego oderwanie od rzeczywistości - stwierdziła sucho
- Naprawdę? Myślałem że uznasz to za coś najwyżej zabawnego.
- Mogłabym to uznać za coś komicznego, gdybym nie musiała z jednego końca Wrocławia jechać na drugi po chłopaka, a następnie jeszcze na trzeci odwozić go do domu tego ignoranta –
powiedziała zupełnie spokojnie.

Staszek skrzywił się pod nosem w pół uśmiechu, poczym pociągnął solenny łyk rumu przypatrując się rozmówczyni.
- Myślałem że dystans to domena twego zawodu Dagmaro.
- No i nie pomyliłeś się.
- A zatem kiedy obrał bym Panią prawnik z formalnej, zawodowej sytuacji, co bym znalazł?
- Zależy co byś chciał znaleźć. Wiele cech zależy tylko i wyłącznie od patrzącego. To się fachowo bodaj "interpretacja" nazywa.
- Nigdy nie byłem dobry w interpretowaniu. Jestem dość prostolinijnym w swej naturze)
- Ma to swoje zalety –
powiedziała kobieta z uśmiechem po czym upiła łyk różowego trunku - Dobre! Nie jest to może Nobile di Montepulciano, ale i tak całkiem niezłe.

- Zapewne tak – przyznał nie kryjąc swej niewiedzy – Zostawmy tę interpretację. Bo chyba prawdą jest że każdy do czegoś dąży. Chce kimś być. Coś zrobić. Świadczyć o sobie.
- To naturalne –
zauważyła. – Walka o przetrwanie jest rzeczą powszechną.
- Walka o przetrwanie? Z kim walczysz Dagmaro?
- Obecnie głównie ze skarbówką.
- Głównie?
- Znalazło by się jeszcze paru antagonistów.
- Tak sądziłem. Wojownicza z Ciebie kobieta. Nie byłem tego pewien i jak ryzykowałem spotykając się z Tobą.
- Ale dość o mnie. Chciałabym się dowiedzieć wreszcie czegoś o Tobie.
- O mnie? –
wzruszył ramionami – A co o mnie wiedzieć byś chciała? Poza tym że jestem człowiekiem który nie wpada w panikę kiedy ktoś o magii mówi
-Im więcej tym lepiej. Zawsze jakaś informacja się może przydać.
- Ach to tak! Dagmaro nie przejmuj się. Jak już powiedziałem dość prostolinijny jestem. Jeśli będziesz potrzebowała jakiś informacji, ja Tobie wnet wyjawię wszystko. Mam skłonność do szczerości i pięknych kobiet.
- Miło mi to słyszeć.
- Co? Że łatwo ci będzie mną powodować? –
zaśmiał się Staszek i wygodniej rozsiadł, wyraźnie kontent.
- Możesz nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, kiedy zacznę wykorzystywać twoje słabości - powiedziała z tajemniczym uśmiechem, po czym roześmiała się
- Liczę na to
- Może coś zjemy?
- zagadnęła prawniczka wyraźnie zadowolona z odpowiedzi swego towarzysza.
- Jasne - odparł entuzjastycznie - Tutaj?
- A po co się przenosić? Jest miło i przyjemnie więc nie należy tego zmieniać. Ostrzegam tylko, że nie uświadczysz tutaj schabiku w sosie śliwkowym. Prędzej pizza. Może być?
- Oczywiście. Ani przez chwilę nie myślałem źle o kuchni tego lokalu.
- A co do schabików w sosie śliwkowym czy lepiej borowikowym, to nie chwaląc się dobrze radzę sobie w kuchni.
- rozłożył ręce jakby wyjawił właśnie jakąś wielką prawdę
- No to będziesz kiedyś musiał wpaść do mnie i popisać się swoim talentem.

Na chwilę się zatrzymał. Był nieco zły na siebie. Z indolencji jaką wykazywał w dialogu. Wciąż próbował spojrzeć na Dagmarę jak na zwyczajną dziewczynę. Ale przez obraz prawniczki, nie stroniącej od pizzy przebijał się wyraz magini. A może to gdzie indziej leżał problem? Może to Staszek w ciągu ostatnich lat tak bardzo się zmienił? Nie potrafiąc już swobodnie porozmawiać z kobietą. Wciąż wracając do gór, rzek, Ślęży…
Postanowił zaryzykować.

- Którym talentem? - spytał jakby na sekundę zgubił watek.
- Póki co była mowa tylko o kulinarnym - zaśmiała się
- Faktycznie, wybacz. Zamyśliłem się
- Myślenie dobrze o tobie świadczy.
- O! Wielce łaskawa opinia. Aż nie wiem czy zasłużyłem.
- Miejmy nadzieję, że jednak zasłużyłeś –
powiedziała z uśmiechem
- Miejmy... Lubisz oceniać ludzi. To daleko idące zainteresowanie?
- Raczej zboczenie zawodowe.
- Zboczenia to również mi bliski temat. Choć może nie na płaszczyźnie zawodowej. Ulubione?
-Ulubione zboczenie?
- Mhm –
przytaknął lustrując Dagmarę z nie skrywaną ciekawością.
- Chyba moje koty: Tequila i Whisky.
- Mój typ był inny. Ale mniejsza o to. Dla Teqili zawsze miałem szacunek.
- Szacunek to podstawa
- powiedziała poważnie. - A Twoje?
- Ulubione? Właściwie nie traktuje to jako zboczenia. Wręcz przeciwnie, ale odpowiadając na pytanie. Ciało.
- No proszę! Ale w jakim sensie? Jakaś rzeźba, czy malarstwo, albo fotografowanie? Czy zwyczajnie lubisz patrzeć?

Staszek zaśmiał się swobodnie. Co miał odpowiedzieć? Prawdę?
- A jak myślisz?
- Myślę, że to ostatnie przede wszystkim, ale nie wykluczałabym jednego z wcześniejszych.
- Nie wykluczaj! –
Staszek zdawał się wyraźnie w dobrym nastroju. Nachylił się w stronę Dagmary i stwierdził: - Tak naprawdę fascynuje mnie fotografia. A całe to spotkanie służy temu aby namówić Ciebie na sesję...
- Rozbieraną? –
zażartowała
- Oczywiście - przytaknął niezwykle poważnie.
- Nie wiem, czy tak wypada poważnej pani mecenas - powiedziała ze słabo udawaną troską
- Jeśli było by to pytanie... powiedział bym że wypada.
- W takim razie pomyślę
- obiecała. W tym momencie nadszedł kelner niosąc dymiący, przecudnie pachnący i pokaźnych gabarytów placek.

Swobodna rozmowa z lekka przeplatała się z konsumpcją. A im później, tym jaśniejsze się stawało że tematy trywialnej magii nie były dziś na wokandzie. Zamiast tego królowała prosta swoboda, rozpusta i magia wzbogacana kolejnymi bacardi w towarzystwie wina…
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172