Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-12-2009, 16:32   #201
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Adrian odruchowo ścisnął mocniej psa i rzucił spojrzenie na Lucjana. Pies był taki jak zawsze, ekspresywny w swoich zachowaniach, wylewny i o wielkim dystansie do świata. Hermetyk przez swe Przebudzenie oraz specyficzną więź która łączyła go z duchem czuł jego prawdziwe ja, spokojne, mądre, stare, a zarazem goniące uciekające strzały. Lucjan gdy był psem, był właśnie psem z kreskówki, lecz kiedy był sową to też był sową z niej. Zarazem zawsze pozostawał tym samym Lucjanem, przyjacielem i opoką.
Z rozmyślań wyrwało go kolejne przejście psim językiem po twarzy. Był wystraszony, ale przy tym uczucie ulgi było wspaniałe.

-Lucjanie, czy to tak się skończy? Nic nie zrozumiem?

-Niosą Cię z nożem plecach, Ciebie bliskiego niebiosom.

Pies skomentował parafrazą pewnego wiersza. Adrian przyjął to z serdeczny uśmiechem, powstał i ruszył na spotkanie z Stillerem. Wciąż o wiele bardziej przeżywał rozmoe z Szamesem niżeli sen. Sen go tylko niepokoił, rozmowa rodziła kolejne pytania, a człowiek najbardziej boi się nieznanego. Pytanie więc było kwintesencją strachu, skrystalizowaną aby nadać nienazwanemu formę, właśnie poprzez zapytanie o nie. I w tym Adrian upatrywał Wstąpienie – w oświeconym poznaniu, wiedzy objawionej. Na spotkaniu milczał. Wsłuchiwał się w każe słowo aby je zrozumieć. Nie milczał natomiast Lucjan.

-Możemy sobie pomóc, przy czym my możemy lub nie możemy. Ty masz natomiast potrzebę czyjejś pomocy.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 09-01-2010, 23:48   #202
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Grzegorz z całej siły dusił upiora Breslauera. Obie, pobladłe dłonie z wszystek sił zaciskał w miejscu gdzie jego upiór powinien mieć szyję. Nie zważał na jego postękiwania, przerywające co i rusz psychodeliczny śmiech, jaki się z wydobywał z jego ust. Bez efektu. W zasadzie czuł się niczym mim uwięziony w iluzorycznym więzieniu.

Siostra była akurat tutaj najmniejszym problemem. Bo i co? Siostry nagiej nie widział? Kobiety nagiej nie widział, patrząc ogólniej? No dobra, siostra mogła Joli tylko pozazdrościć takiego ciała, ale nie zmieniało to faktu że widok ten jakoś mało ruszał Grześka. To znaczy ruszał, ale raczej do momentu kiedy widmo przestało wyglądać jak Jola. Reakcja organizmu była po prostu delikatnie opóźniona, a Grzesiek i tak ciągle miał przed oczami wizję nagusieńkiej jak ją Pan Bóg stworzył Kultystki.

Zasadniczym czynnikiem który, mówiąc dosadnie wkurwił Grześka do granic możliwości, był tak że nawet w jego własnym śnie erotyczny, a sądząc po reakcji jego organizmu za takowy można było go uznać, nie brał czynnego udziału w za przeproszeniem sednie tegoż snu.

Z siostrą, nie z siostrą… Człowiek by się zdziwił, co mu gdzieś w głowie siedzi. Grzesiek od kilku lat władał podstawami Sfery Umysłu i czyniona za jej pomocą psychoanaliza nie była mu obca. W takich chwilach, niczym sam Lovecraft, cieszył się że ludzie tak doskonale potrafili się sami oszukiwać, zapominać o niewygodnych dla nich rzeczach, nawet takich jak sny, czyli rzeczy od których trudno szukać czegoś bardziej osobistego…

Sprzedał w widmo Breslauera zamaszystego kopa, jednak bez widocznego rezultatu. Stary zwyrodnialec nic sobie z jego zabiegów nie robił i dalej parzył się z seksualną chimerą powstałą z twarzy jego siostry i boskiego ciała Joli J…

-Ty ciulu! –wrzeszczał.-Pedale! Downie! Chuju złamany! W moim śnie tylko ja mam prawo się pierdolić, choćby i z własną siostrą, kutafonie jeden! –wyrzucał z siebie kolejne obelgi, które zakapturzony zboczeniec kwitował kolejnymi postękiwaniami i salwami śmiechu…

***

-Tak Dagmaro, niewyobrażalny… -odpowiedział Grzesiek, w myślach wciąż wracając do widoku kształtnej, jędrnej piersi Ekstatyczki. –Breslauer miesza nam w głowach, to pewne.

Westchnął i spojrzał jej prosto w oczy, z mającym nieco rozluźnić sytuację uśmiechem dodał jeszcze – W mojej głowie pewnie natknął się na taką sieczkę że aż mu współczuję…

Grzesiek już miał zacząć grozić mu że jeśli nie zostawi jego seksualnej fantazji w spokoju, to on sam, w ramach protestu go po prostu...

Dzięki Bogu, w tym momencie ktoś wyrwał go ze snu, brutalnie, acz skutecznie...

***

-Ja za to odczuwam głęboką potrzebę natury fizjologicznej. – wszedł w słowo Lucjanowi Grzegorz. –W zasadzie to dwie. Pierwsza, ta fizjologiczna, jest taka że chcę urwać temu Breslauerowie łeb i za przeproszeniem pana starszego i koleżanek, oddać ciepły mocz na niego. Jesteśmy gdzieś. Nie precyzuję może gdzie, ale tak głęboko, że niedługo zobaczymy przełyk a może i migdałki! Nie mamy czasu, nie mamy wyjścia nawet z stąd, gdybyśmy postanowili zostawić Magdę na pastwę tego… wierzcie mi, wiem co mówię, zwyrodnialca!

Grzesiek wziął oddech. -Tymczasem, stoimy tutaj jak banda ciuli, jedna śpi na stojąco, ja mam wizje erotyczne, a ten tutaj najpierw rozbija się po bożnicach i gada z hałatami jakimiś, a teraz kiwa mądrze głową i daje wypowiadać się… psu! Na Boga, kończą mi się leki, niech ten pies się zamknie bo nie mogę ocenić czy już zwariowałem do końca czy jeszcze tylko trochę?! –odwrócił się w stronę ich rozmówcy.

–Krótko. O co chodzi? Konkretnie panie starszy.
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 09-01-2010 o 23:51.
Ratkin jest offline  
Stary 18-01-2010, 10:01   #203
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Kruki i wrony pojawiły się znikąd. Zaczęły krążyć wokół magów, a ich skrzeczenie było coraz głośniejsze. Starszy człowiek zdawał się jednak tego nie zauważać. Przechodnie zresztą też nie. Co jakiś czas wprawdzie wścibscy spacerowicze zapuszczali żurawia do ogrodu Stillerów, jednakże starszy pan wybrał na rozmowę ustronne, osłonięte miejsce, a mianowicie starą, porośniętą bujną różą altanę. Ruchem ręki zaprosił wszystkich aby spoczęli wygodnie na miękkich poduszkach. Magowie tymczasem zarzucili go gradem niezbyt grzecznych pytań. Starszy człowiek na chwilę przymknął zmęczone oczy. A gdy je otworzył wszystkim wydało się, że są teraz o niebo ciemniejsze i pochmurniejesze. Swoim nieprzeniknionym wzrokiem świdrował Adriana.

- Nie pouczaj mnie młody człowieku. – Nie był to jednak głos zmęczonego, zrozpaczonego starca. Było w nim tyle siły i butności i było coś jeszcze, ale nikt nie miał zamiaru analizować tego. – To Bóg się ode mnie odwrócił. Nie ja od Niego. Nie potrzebuję tu, pożal-się-boże, rabinów, którzy nie wiedzą co to cierpienie. Ja chcę się modlić, ale drzwi bożnicy zamykają się przede mną. To On je zamyka. – Starzec znów zamknął oczy.

Stiller wziął głęboki oddech.
- Młoda damo. – Zwrócił się do Dagmary, ale tym razem już łagodnie. – Czy ty się ze mną targujesz??

- Panie Stiller!! – Po ogrodzie rozszedł się kobiecy głos. – Panie Stiller!!

Starszy mężczyzna zaczął rozglądać się po ogrodzie. Z jego twarzy znikła buta.

- Jeśli chcecie jeszcze rozmawiać, to chodźcie za mną. – Sam wyszedł z altany. Szybko skierował się w przeciwną stronę niż dochodził głos. Obszedł dom dookoła i wszedł wejściem dla służby. Przez nikogo nie niepokojony udał się do wielkiej biblioteki. Nawet zbiory Fundacji Porządku Hermesa bledły przy tym co stary Stiller miał w u siebie.

- Rozgośćcie się. – Wskazał na gustowne fotele a’la Ludwik XV.

Lucjan wszedł do biblioteki trochę nieśmiało, ale gospodarz domu go nie wyrzucił. Zrazu zaczął przeglądać, a właściwie przyglądać się książką w bibliotece. Przy jednej się nawet zatrzymał. Długo ją obwąchiwał, przekręciwszy głowę to w prawo, to w lewo.

- Adrianie!! – Szturchnął zimnym nosem dłoń maga. – Popatrz.

"Kulte" - widniało na skórzanej oprawie książki.

Skrzyk wziął do rąk opasłe tomiszcze i zaczął przeglądać zawartość, ale strony były... puste, choć księga wibrowała magyą i zdawała się żyć i wić w dłoniach maga..

- Moja rodzina od wielu pokoleń prowadziła badania i wszystko, do czego doszli zawarte jest w tej księdze. – To nasza cała wiedza. To nasza chluba. To nasza spuścizna. To chcemy zostawić potomnym.

Jola jakby straciła zainteresowanie słowami Stillera. Ziewnęła i wymknęła się na zewnątrz. Od dłuższego czasu jej uwagę przykuwały ptaszyska. Ze swoją bronią na upiory – pilniczkiem, z wyrazem zacięcia na twarzy ruszyła na wrogów. A upiorni agenci Breslauera odpowiedzieli na jej wyzwanie. Zrazu kilka zaczęło kręcić się wokół Kultystki, pikując co jakiś czas w dół, ale dzielna artystka opierała te ataki. Udało jej się nawet kilka powalić. Ale z każdą sekundą przybywało podniebnych wojowników.



A Jola słabła. Zadawane przez koszmarne, czarne bestie rany dawały jej się we znaki. W końcu jeden wytrącił jej z ręki broń i powalił na ziemię. Cała chmara rzuciła się na bezbronną już Kultystkę dziobiąc i drapiąc ją bezlitośnie. Jej ostatni krzyk przebił się przez grube ściany biblioteki. W końcu gdy przestała się ruszać, ptaszyska poderwały jej ciało ku górze i odleciały do swojej siedziby.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 27-01-2010, 20:24   #204
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Dagmara posłusznie podążyła za starszym człowiekiem. Gdy ten zatrzymał się przy obrośniętej pnącą różą altance, usiadła na jednym z miejsc i czekała. Rozejrzała się dookoła. Krzak róży oplatał mały budynek tak szczelnie, że nie przebijały się przez niego promienie słoneczne. Panujący we wnętrzu drewnianej altany półmrok dawał poczucie odosobnienia i spokoju.

Magini zerwała jeden z kwiatów, których setki obrastały altanę. Przejechała opuszkami palców po jedwabiście gładkiej powierzchni płatków, przyłożyła pączek do nosa chcąc poczuć jego niezwykłą woń.


Kwiat był zachwycający: idealnie splecione ze sobą płatki, krople rosy połyskujące na ich powierzchni jak małe diamenty, wszystko zwieńczone smukłym kielichem i łodyżką. Szkoda tylko, że w tym świecie róże nie miały swej głębokiej, pąsowej barwy. To tak, jakby odebrano im połowę ich duszy.

Dagmara uśmiechnęła się pod nosem. Nie miała zielonego pojęcia, skąd w niej nagle takie poetyckie zacięcie. Nigdy nie była sentymentalna, owszem, potrafiła mówić pięknym językiem, roztaczać wokół siebie aurę romantyzmu, ale to nigdy nie była jej prawdziwa natura, a jedynie doskonała imitacja

- Nie poznaję Cię, Eilis. Czyżbyś zaczynała mięknąć na starość – syknął jej Głos wprost do ucha.

Nie musiała się odwracać, by wiedzieć, że to Boinéad po raz kolejny postanowił uprzykrzyć jej życie. Nie chciała też wiedzieć, jaką tym razem maskę przybrał. Było wiele innych, ważniejszych rzeczy, którymi musiała się teraz zająć. Odgadywanie sensu jego paplaniny było na ostatnim miejscu

- Zjeżdżaj – syknęła nie odwracając wzroku od Stillera.
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz – odparł Głos z powagą. – Pamiętaj… – zaczął, ale nie pozwoliła mu dokończyć.
- Przestań udawać „wujka dobra rada”, bo nigdy jakoś ci to nie wychodzi. Chcesz pomóc, to zostaw mnie w świętym spokoju.
- Pani adwokat się niecierpliwi, nie ładnie. Nerwy to teraz ostatnie, co jest ci potrzebne.
- Matko kochana, czy ja do ciebie po chińsku mówię? Odejdź!
- Nawet gdybyś mówiła po chińsku to i tak bym zrozumiał, ale jak sobie chcesz. Powiem ci tylko jedno, postaw wszystko na jedną kartę!

Już gotowała się by rzucić mu mordercze spojrzenie i wydrzeć się na niego jak to miała w zwyczaju. Czasami zastanawiała się, dlaczego jej na to pozwala. Magowie, których znała na tyle dobrze, by rozmawiać z nimi o takich sprawach, twierdzili, że mag powinien szanować swojego awatara. Ona szanowała swojego, choć w żaden sposób nie potrafiła mu tego okazać.

Rzuciła mu ostatnie spojrzenie zanim zniknął. Tak jak myślała, jego kolejny wizerunek był równie mało na temat jak wszystkie poprzednie. A może tylko ona nie potrafiła dostrzec związku. Idealnie biała twarz, z podkreślonymi na czarno oczyma i krwistoczerwonym uśmieszkiem cyrkowego klauna uśmiechnęła się do niej z rozbawieniem, po czym zniknęła.


Czasami Dagmara dochodziła do wniosku, że Boinead musi bardzo długo szukać nowego wizerunku, by przebić poprzedni. Za każdym razem mu się udawało. Im dłużej go „znała”, tym jego maski wydawały jej się bardziej kretyńskie. Na początku próbowała zrozumieć ich sens, doszukiwała się bóg raczy wiedzieć jak głębokiego, metafizycznego niemal znaczenia. Z czasem pogodziła się z tym, że nie jest w stanie wznieść się na takie wyżyny umysłowe, by dosięgnąć ścieżek, po których kroczy jej opiekun. Kolejne oblicza stały się dla niej chwilowym kaprysem awatara, kolejnym żartem, którego nigdy nie potrafiła zrozumieć.

Gdy wreszcie zdołała się wyrwać z podobnych rozmyślań, usłyszała ostatnie zdanie, jakie Stiller wypowiadał do niej. A więc jednak źle ją zrozumiał. No cóż, obawiała się tego, należało teraz ponieść konsekwencje nieuwagi, zupełnie jak na sali rozpraw.

-Nie, panie Stiller, ja nie próbuję się z panem targować. Żeby móc się targować, trzeba mieć coś, czego druga strona bardzo pragnie. Mam wrażenie, że w naszej sytuacji to pan ma wszystkie asy w rękawie.

Asy w rękawie” – powtórzyła w myślach i uśmiechnęła się do siebie. A więc jednak Joker niósł za sobą jakieś głębsze przesłanie. „Postaw wszystko na jedną kartę” – powtórzyła w myślach ostatnie słowa Awatara. Czy powinna go posłuchać? Wszak jej błąd mógł ich słono kosztować.

- Ja po prostu chcę wiedzieć jak ta „nasza sytuacja” wygląda. – odparła nie siląc się nawet na maskowanie prawdziwych emocji. – Co zatem stało się z pana córką, bo jak rozumiem to właśnie niej dotyczy sprawa?
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 30-01-2010, 13:31   #205
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Adrian ruszył za starem, spokojnym, miarowym krokiem jakby specjalnie się nie spiesząc. Wystarczyło jednak spojrzeć na jego minę, aby zrozumieć jego emocje. Hermetyk zawsze posiadał twarz kamienną, lecz kiedy się denerwował, zaczynała ona przypominać rzeźbę co razu przyozdabianą lekkim, nerwowym uśmiechem. Spięty, ściskający nerwowo co miał w dłoniach, przekładając dowolne przedmioty. Pół kroku za magiem szedł Lucjan, z pyskiem w górze i uniesionym ogonem jak na paradzie lecz więcej w tym było zamierzonego komizmu niżeli faktycznej dumy ducha.
Na miejscu Adrian, po przejrzeniu pustej kartki, odłożył księgę, usiadł. Niezbyt się rozsiadając, trzymał nogi przy sobie, natomiast jego pies położył się właśnie u nóg. Zastanawiał się, czy to na prawe absolut miał się odwrócić od niego? Tak, to czemu surowość boga graniczyła z zrozumieniem, chwała i pięknem? Czyżby gniew Boski karał w swej chale, a tylko zrozumienie było z niego ucieczką? Wyższa wola, oświecenie? Lecz nigdy absolut, dobry bóg był dobry. Zły demiurg...
Z zamyślenia wyrwały słowa Dagmary. Spojrzał na nią, potem na Lucjana. Zabrał głos.

-Gewura czy Chesed... Kiedy się nie szuka Boga, a tylko do niego idzie, nie dziwie się, że się go nie znajduje. Ale dobrze, nic mi teraz tego, nie teraz. Popieram pytanie. I jeszcze coś...

Zamilkł. Lucjan zamerdał ogonem.

-...czemu my?
 
Johan Watherman jest offline  
Stary 04-03-2010, 17:55   #206
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
- Co się stało z moją córką?? – Stiller powtórzył bezwiednie po Dagmarze. Tu nastąpiła chwila zadumy. Później stary hermetyk podjął rozmowę, ale ton jego głosu był już inny. Mocniejszy. Pewniejszy.

- Wy ze szpitala przybyliście. – Starzec potoczył po zebranych wzrokiem. – Czuć od was jego smrodem.

- Głupiec. – Lucjan warknął na Adriana i chwycił w zęby księgę, którą mag przed chwilą odłożył. I nie czekając na nic pies wybiegł z biblioteki.

- Mogłem się domyśleć, że on was przysłał. Nic nie może opuścić murów szpitalnych bez zgody Breslauera. – Starszy człowiek oskarżycielsko skierował palec wskazujący lewej ręki w stronę magów. A wokół jego prawej dłoni zaczęła gromadzić się energia. Każdy to czuł.

- Chodu!! – Głodniok pociągnął za rękaw Dagmarę. Adrian już kierował się w stronę drzwi.
- Lucjan!! – Hermetyk nie rozumiał zachowania przyjaciela.

Zgromadzoną energię stary hermetyk posłał w stronę uciekających magów. Grzesiek zdołał osłonić przed impulsem O’Sullivan. Ale musiał nieźle oberwać, gdyż rzuciło nim o ścianę. Z ust i nosa popłynęła krew.

- Ja go zatrzymam. Uciekaj. – Eutanatos wyszeptał do hermetyczki, która pochyliła się nad nim.

Na szczęście dla magów, starcze ciało poważnie ograniczało Stillera.

- Idź. No idźże. – Grzegorz krzyknął na Dagmarę, która wyraźnie się ociągała. Stiller powoli zbliżał się do leżącego Eutanatosa. Hermetyczka biegła już ile sił w nogach starając się dogonić swojego kolegę i jego psa, sprawcę całego zdarzenia.

Grzegorz Głodniok spowolnił na tyle starego człowieka, że dwoje hermetyków i pies zdołali wydostać się z domu, opuścić ogród i udać się z powrotem do szpitala.

A Eutanatos? Droga ku Wstąpieniu trwa niezmiernie długo. Jeżeli nie w tej powłoce cielesnej, to w innej być może magowi uda się jeosiągnąć. Grzegorz będzie musiał poczekać na kolejne wcielenie.

***

- Co to kurwa niby było?? – O’Sullivan usiłowała złapać choć trochę powietrza po morderczym biegu. – Co ten głupi kundel wyprawia? – Lucjan przezornie schował się za plecami Adriana, a hermetyczka, gdyby mogła zabiłaby go wzrokiem.

- Ja,… - Adrian bezradnie rozłożył ręce. Sam był zaskoczony zachowaniem przyjaciela. Lucjan położył na ziemi swoją zdobycz
- Księga. – oznajmił kategorycznie.

Adrian ponownie wziął do ręki dzieło rodziny Stiller. Ale kartki nadal były puste.

- Patrzysz, ale nie chcesz widzieć. – Lucjan zamerdał ogonem i ruszył w stronę murów szpitala. – Na co czekacie? Ruszcie się. – Ponaglił ich.
Pokój był takim, jak go zostawili. Tylko, że teraz księga rzucała delikatną poświatę, która sprawiała, że świat nie był już taki czarno-biały. I jeszcze jedno się zmieniło. Byli tu tylko we dwoje, no w trójkę, jeżeli liczyć psa.

- Otwórz księgę. – Polecił Lucjan. – Otwórz i poczytaj.
- Ale tam nic nie ma. – Adrian się zapierał.
- Pokaż to. – Dagmara otworzyła dzieło Stillingów na pierwszej, losowo wybranej stronie. Rzeczywiście, karta była pusta. Hermetyczka ze zdziwniem zamrugała powiekami. Na pustych, białych kartkach zalśniły litery, ale bardzo delikatnie. O’Sullivan musiała zmrużyć oczy, żeby cokolwiek przeczytać.
- Hnjbciudhipdkkndssmdfknfuhdbfalwbfcx – dukała bezkształtny zlepek liter.

Lucjan podkulił ogon, położył uszy po sobie i cofnął się za Adriana. Zaczął cicho warczeć. A pani prawnik dalej składała literki. Nagle z sufitu posypał się kurz, ściany zadrżały. Coś z ogromnym impetem uderzyło w ścianę przed nimi i przebiło ją. Gruz i cegły posypały się na magów, ale chwilę później, zupełnie jak film puszczany do tyłu, tą samą drogą wróciły na swoje miejsce, kurz zresztą też. Przed Przebudzonymi stał Ernst Breslauer. Twarz miał poharataną. Zaschła krew za uszami i na czole tworzyła odrażające obrazy, niczym Sąd Ostateczny Hansa Memlinga.



- Księga!! – wykrzyczał, a jego twarz wykrzywiła się bólu. – Księga!! – Wydyszał ponowie. – Oddajcie mi księgę. Inaczej… - Tu przerwał, a ze ściany, tej która chwilę wcześniej wybuchła, wyłoniła się postać Madaleny Sośnickiej. Jej pierś unosiła się w płytkich oddechach, a twarz co chwilę przeszywał grymas bólu.

- Księga za jej życie! – Breslauer odetchnął głębiej. Dagmara przestała na chwilę literować.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 09-03-2010, 14:27   #207
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Adrian był zdziwiony całym. Ból trawił jego ciało, jeszcze nie piekielny, ale już przenikliwy i przeszkadzający, wystarczyło pojawienie się Mady, a ustał dopiero po zaprzestaniu czytania. Stres, zmiany w świecie i blask rozmowy zrzucił. Ścisnął mocniej pokrwawiony laptop który to otrzymał od Szamesa. Współczesna magia już dawno zatraciła większość swej doniosłości. Tylko medytacja, skupienia nad czymś, tajemne znaki lecz i rzeczy tak prozaiczne,ze aż bluźniące na sztukę, to tylko zostało. Sąd ostateczny? Możliwe, spocone czoło Adriana, jego mimika, rozedrgane dłonie świadczyły, że wierzył w koniec i się go bał. Spojrzał na Lucjana.

-Lucjanie... Lubin al Abali... Bądź za mną. Zawsze.

Hermetyk nie miał nigdy ochoty do poświęcenia się, nawet teraz ta myśl nie dochodziła do niego. Wodził tylko dłońmi po laptopie, a dotyk krwi coś mu przypominał. Przypominał krew tego świata. Kiedyś pragnął tylko ujrzeć wrota korony do końca życia. Dziś pragnął ściągnąć koronę do królestwa. Ekstaza była porównywalna do osobistego przebudzenia, źrenice rozszerzone, mózg wchodzący w granice myśli namacalnej i wysłowionej. Drugą dłonią pochwycił flakon na szyi. Nie wiedział czy to on się ugina, ugina się dłoń pod naciskiem czy to on zgniata go, a rtęć zacznie spływać po palcach. Iska inspiracji spoza świata .
Załzawione oczy padły na księgę jak i padła wola. Nie mogło być zastanowienia teraz. Kiedy z impulsem który do niego nie pasował impulsem nieznanym uczynił coś, zaczął, nie mógł mieć wątpliwości. W czarnym rozumie pobłyskiwało światło kolejnych boskich emanacji, ścieżki drzewa życia płonęły tęczowymi ogniami jak myśl Adriana sięgała materii i energii, a także pierwszej mocy świata, wzoru kwintesencji. Taniec woli i myśli, rozsądku i rozumu splątał zdrowy rozsądek zdejmując z twarzy każdą minę i podcinając nogi, gdy padł na kolana. To on walczył przeciw sobie, mocniej ściskając laptop i flakon. Walka ze sobą, osobiste katharsis które mogło zmieść go, i zmieść ostatnie ograniczenie mocy. Jego samego. Iskra pomyślunku o własnym bezsensie poczynań, powinien chcieć uciec. On stanął mężnie jak kamikadze. Sięgnął dłonią myśli dalej niż mógł. Lucjan lizał go po dłoniach, a czy też coś czynił kiedy pan grał przeciw sobie. Była to chwila, ułamek sekundy. Żył bez zastanowienia i to moglo być doskonalsze, tylko rozum i pytania rodziły zło. Ale jak było naprawdę? Miało się okazać.

-Będziesz niewinny jak cherubin.

Flakon pękł.
 
Johan Watherman jest offline  
Stary 13-03-2010, 02:00   #208
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Dagmara wzięła od Adriana księgę. Otworzyła na pierwszej lepszej stronie i zaczęła czytać. Kartki nie były już puste, ona widziała małe literki jaśniejące w oczach, a blednące gdy przestawało się je czytać. Zlepki przypadkowych liter tańczyły jej przed oczami, łamały język ale kobieta nie przestawała. Czuła, że tak właśnie trzeba. Dukała więc na głos kolejne litery mając nadzieję, że to ma jakiś większy sens. Gdy przestała literować, dostrzegła na twarzy Breslauera ulgę. Uśmiechnęła się, a więc jednak nie było to całkowicie pozbawione sensu.

Znów zaczęła czytać. Tym razem po cichu, pod nosem. To jednak nie zmieniło faktu, że twarz Ernsta Breslauera wykrzywił grymas. Tak, jakby każde kolejne słowo było sztyletem wbijanym w pierś.

Kobieta nie przestawała, dopóki gdzieś blisko, tuż obok siebie nie usłyszała zduszonego jęku. To Magda wiła się z bólu. Mężczyzna torturował ją i to zapewne, jak na niego przystało, w bardzo wymyślny sposób. Dagmara spojrzała na Adriana, on również źle wyglądał, każde kolejne westchnienie Sośnickiej powodowało u niego dziwne drgawki.

Co to? Jakaś cholerna empatia? – pomyślała kobieta ze złością.

Wyjęła z kieszeni zapalniczkę. Chwilę obracała ją w palcach, wreszcie zapaliła, potem znowu zaczęła się nią bawić i tak w kółko. Drugą dłonią pogładziła się po szyi. Wyczuła pod palcami gładką powierzchnię naszyjnika i uśmiechnęła się.


Początkowo nic się nie działo. Dopiero kiedy kolejny raz zapaliła zapalniczkę i ścisnęła mocniej naszyjnik z rubinowym oczkiem, dostrzegła je. Początkowo mgliste, później coraz wyraźniejsze, rozedrgane strumienie czystej energii. Otaczały każdy punkt w pokoju, krzyżowały się, uginały, wiły niczym długie, świetliste gąsienice. Było w nich jednak coś dziwnego, może wynikało to z umbralnego „pryzmatu”.

Dagmara spojrzała na Magdę. Wokół niej nie było żadnych linii, to znaczy były: lśniące, przypominające płynne złoto, ale wszystkie one wydawały się być pierwotne, żadna nie przejawiała nienaturalnego pochodzenia.

Kobieta przestała się bawić zapalniczką. Zgasiła ją i włożyła do kieszeni. Naszyjnika jednak nie puściła. Spojrzała jeszcze raz na Wirtualną Adeptkę. Dostrzegła w niej, w jej oczach, na powierzchni jej świadomości to, czego łatwo można było się spodziewać: krzyk i ból, które swą intensywnością zagłuszały całą resztę.


Magini musiała się bardzo skupić, by w oparach cierpienia dostrzec zarys czegoś innego. Kontury postaci były rozmyte, wspomnienia ledwo dostrzegalne, całą resztę zamazywał ból. Nie dało się nawet dostrzec, co właściwie wywołuje owo cierpienie, żadnej wizji, żadnej obcej myśli siłą wciśniętej do umysłu kobiety. Wszędzie tylko te nieprzeniknione opary.

Dagmara wróciła do rzeczywistości. Sytuacja zmieniła się niewiele. Magda była coraz bledsza, tylko słaby ruch klatki piersiowej i zduszone jęki świadczyły o tym, że jeszcze żyje. Trzymające ją szpony wrzynały się w jej kruche ciało dodatkowo potęgując ból. Adrian również nie wyglądał najlepiej. Za to Breslauer zdawał się już dojść do siebie po obrażenie, jakie słowa księgi zdawały się mu zadawać.

Prawniczka westchnęła. Liczyła, że uda się to jakoś lepiej załatwić, ale cóż… teraz już nie miała innego wyjścia, należało działać. Ścisnęła w dłoni naszyjnik tak mocno, że jego metalowe części nieomal przecięły jej skórę na dłoni. Spojrzała na Magdę ze smutkiem, po czym jeszcze raz wniknęła do jej umysłu. Tylko na chwilę, by wśród oparów boleści zagnieździć jedną prostą myśl. „Odwagi, to już niedługo się skończy”.

Otworzyła oczy. Rzuciła ostatni raz okiem na zakazaną mordę Breslauera, po czym zaczęła czytać. Czytała głośno, wyraźnie wypowiadając każde słowo, wkładając w nie tyle uczuć, tyle nienawiści i złości ile tylko była z siebie w stanie wykrzesać. Ernst Breslauer skrzywił się. Kobieta odniosła sukces, zadawała mu ból. Pytanie tylko czy to wystarczy? Dagmara nie chciała nawet myśleć o tym, co się mogło za chwilę stać.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 29-03-2010, 10:29   #209
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację


Adrian zebrał całą swoją moc, niepomny na nieme próby ostrzeżenia, jakie dawał mu jego awatar. Lucjan dopomógł przyjacielowi jak tylko mógł. Z początku wszystko szło po myśli hermetyka. Czuł jak moc wzbiera, jak gromadzi się wokół niego. Czuł, że jest mu powolna. Że zrobi wszystko, co jej każe. I posłał tę moc w wybranym przez siebie kierunku. Awatar pokręcił tylko głową i odszedł. Chwilę później Adrian Skrzyk na własnej skórze odczuł swoją potęgę. Każdym nerwem, każdą komórką.
Ale gdzie popełnił błąd?? Czy Lucjan wiedział??
Te pytania kłębiły się w gasnącym umyśle maga z Porządku Hermesa.



I was a highwayman. Along the coach roads I did ride
With sword and pistol by my side
Many a young maid lost her baubles to my trade
Many a soldier shed his lifeblood on my blade
The bastards hung me in the spring of twenty-five
But I am still alive.



Dagmara zajęta sondowaniem Magdy nie zauważyła nawet co robi jej towarzysz. Chociaż, gdy przestała czytać, Księga zaczęła jej w rękach wibrować. Coś usiłowało jej wyrwać ją z rąk. Ale gdy ponownie zaczęła literować bezskładną masę znaków uczucie to ustało. Kątem oka dostrzegła, jak srebrzysta ciecz rozlała się po dłoniach Adriana i mieszała się z jego krwią, razem skapując na podłogę.
Magini poczuła lekkie uderzenie mocy. Ktoś ją magycznie zaatakował. Ale równie tajemnicza siła obroniła ją przed tym atakiem.

Uwagę jej odwrócił nieludzki wręcz wrzask Breslauera. Cały wił się z bólu i rzucał po podłodze, niczym opętany, z którego wypędzany jest demon. Rzucał przy tym przekleństwami, zarówno tymi wulgarnymi, jaki i zadałoby się magycznymi, na co popadnie, a w szczególności tę „kurwę w prawniczej todze”.


I was a sailor. I was born upon the tide
And with the sea I did abide.
I sailed a schooner round the Horn to Mexico
I went aloft and furled the mainsail in a blow
And when the yards broke off they said that I got killed
But I am living still.


Dagmara przestała wyczuwać Magdę. Ale nie mogła się oderwać od czytania. Jakaś dziwna siła kazała jej ciągle i bez przerwy składać te literki. Wypowiadać na głos nie mające znaczenia dźwięki.
A Breslauer w tym czasie piekielne męki musiał przezywać. Jego ciało pokryło się bąblami jak przy oprzeniu. Bąble te rosły i rosły. A jątrząca się w nich ropa wypływała z nich obficie. Wkrótce nie było na ciele Bresaluera ani centymetra kwadratowego zdrowej skóry. Sam był jedną wielką raną. Wydawał z siebie przy tym odrażające dźwięki, na poły ludzkie na poły zwierzęce.
Magini chciała zatkać sobie uszy, gdyż dźwięki te raniły ją, ale nie mogła. Nie mogła oderwać rąk od pożółkłych, zapisanych ręcznie kart Księgi.

I nagle Breslauer zamilkł. Zrobiło się cicho. Tylko pisk psa dało się słyszeć. Magini jednak nie przestała czytać. Dopiero teraz zorientowała się, że nie robi tego na głos.


I was a dam builder across the river deep and wide
Where steel and water did collide
A place called Boulder on the wild Colorado
I slipped and fell into the wet concrete below
They buried me in that great tomb that knows no sound
But I am still around..I'll always be around..and around and around and
around and around


Ciało Breslauera przeszyły ostatnie konwulsje i rozpłynęło się wsiąkając w posadzkę. Dopiero wtedy Dagmara mogła przestać czytać. Dopiero wtedy zauważyła, że pod ścianą leży Adrian. Jego klatka piersiowa nie poruszała się, a Lucjan lizał jego rękę i cicho skomlał. Nieopodal hermetyka leżała Magda. Ona na szczęście oddychała. Dagmara chciała do niej podjeść, ale zachwiała się i upadła. Straciła przytomność.

Ocknęła się, wybudzona delikatnym kołysaniem noszy. Brodaty lekarz krzyczał w komórkę. Ryczał zajeżdżający na sygnale radiowóz, światło pulsowało jak serce. Ostatnim, co zobaczyła, była delikatnie uśmiechnięta twarz doktora Baadego. Przesunął dłonią nad jej brzuchem.
- Wszystko będzie dobrze, Fraulein - obiecał.
Za jego plecami długi sznur pacjentów i obsługi dawnego szpitala pomału szedł w stronę rozpalonego, letniego słońca.

Ostatni szli magowie. Rodecki upominał bez przerwy Marka, Grześ mamrotał pod nosem, a kultystka wyglądała na wybitnie wściekłą.

Adrian... Adrian się uśmiechał. Pochylił się na moment przy noszach.
- Powiedz naszym, że stary Stiller wszedł do synagogi. Szames go wpuścił, sam widziałem.


***

- Kolejne ofiary cichego zabójcy na Dolnym Śląsku. – Beznamiętny głos spikera rozchodził się po małym pokoju. – W Lubiążu zaczadziło się pięć osób, dwie w stanie ciężkim udało się uratować. Ofiary to turyści z Wrocławia. Jak udało nam się ustalić, był wśród nich nieletni mieszkaniec Warszawy.

Kamera zrobiła najazd na twarze młodych kobiet wnoszonych do karetek pogotowia. W następnym ujęciu widać było pięć czarnych, plastikowych worków z ciałami.
Ekran telewizora zgasł.

- Stefan?? – Mężczyzna oglądający przed chwilą lokalne wiadomości podniósł słuchawkę i wybrał numer telefonu. – Tu Janusz Stadnicki. Powinniśmy odwiedzić Lubiąż…


I fly a starship across the Universe divide
And when I reach the other side
I'll find a place to rest my spirit if I can
Perhaps I may become a highwayman again
Or I may simply be a single drop of rain
But I will remain
And I'll be back again, and again and again and again and again..
(*)



(*) Highwayman, Johnny Cash



KONIEC!!
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172