Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-07-2009, 11:11   #31
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Kolejne ciosy spadały na i tak już mocno pokiereszowane ciało potwora. Krew zaczęła bryzgać na lewo i prawo z siłą zdecydowanie większą niż powinna, oraz w zdecydowanie zbyt dużych ilościach, jak na rozmiary wijącego się spazmatycznie nieszczęśnika. Smak i zapach krwi tylko wzmógł zapał nacierających z wszystkich sił Hamida i Daniela. W ferworze walki nie zauważyli że kolejne bryzgnięcia juchy opadają także na ich stroje i odkrytą skórę. O ile te pierwsze pozostawały jedynie ubrudzone, w drugim wypadu momentalnie zachodziła nienaturalna reakcja chemiczna. Każda drobna kropla jaka dotknęła zimnej cery któregoś z wampirów, zamieniała się w żrący kwas, podobny do tego który unicestwił w kilka sekund Aleksandra. Tym czasem, z każdym bryzgnięciem i zadanym ciosem, rozpaczliwie się broniący nieszczęśnik zdawał się maleć w oczach, jakby powoli zamieniał się w rozlewaną na boki własną krew.

Oblany juchą w znacznie większym stopniu od swojego towarzysza Hamid odskoczył i sycząc, przy akompaniamencie licznych przekleństw, chwycił się za twarz. Długa wąska dziura ziała od kącika ust aż po skroń, odsłaniając jego zęby. Rany nie były na szczęści zbyt rozległe, aczkolwiek już teraz on że będą ciężkie do zagojenia.

Daniel miał nieco więcej szczęścia, aczkolwiek o tyle tylko, że jego rany nie były tak widoczne i szpecące. Mógł też poszczycić się zadaniem śmiertelnej rany prosto w serce. Niestety glorię zwycięstwa psuł mu nieco fakt że chwilowo nie posiadał palców w dłoni która trzymała przed chwilą nóż. Daniela zaniepokoiło też głośne dudnięcie z wnętrza klatki piersiowej, w momencie w którym przebił serce. Brzmiało to jak stłumiony wybuch, któremu towarzyszyło silniejsze, agonalne siknięcie krwią z wszystkich kilkunastu otworów w ciele jakie aktualnie posiadał stwór. Truchło, z którego pozostał ledwie korpus i wracająca do w miarę normalnych kształtów czaszka, bezwładnie opadło na podłogę pędzącego z zawrotną jak na standardy PKP prędkością. Jedyny odgłos jaki dało się słyszeć poza stukotem kół pociągu, to ciche syczenie topiących się w własnych sokach ścierwa pozostałego po Dziurawcu…



Światła zamigotały. Następnie, poczynając od miejsca gdzie stała oszołomiona Alicja, po kolei zaczęły gasnąć. Po kilku sekundach cały pociąg pogrążył się w ciemności. Przez okna widać było że skład wjeżdżał już na przedmieścia Krakowa. Oczywiście zastanawiające mogło być pominięcie kilku stacji, ale Kainicie nie nie mieli teraz czasu by to zauważyć…
Bardziej zastanawiający był fakt że jak okiem sięgnąć, nigdzie poza pociągiem nie było widać prawie żadnych świateł. Marlena jako pierwsza rzuciła się do okna by przyjrzeć się tej dziwnej scenie. Miasto pogrążone było w mroku jak okiem sięgnąć. Z oddali dało się słyszeć wycie syren służb ratunkowych. Między niskimi blokami biegli jacyś ludzie, niektórzy latarkami, których światło niewiele jednak rozjaśniało, wprowadzając tylko jeszcze bardziej niepokojącą atmosferę, pełną chybotliwych gier cieni…
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline  
Stary 18-07-2009, 02:23   #32
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu

Alicja jakby z oddali obserwował całe zajście w wagonie. Transformacje Dziurawca, śmigające po przedziale kule, chyba nawet jedna z nich odbita rykoszetem od jakiejś metalowej części wnętrza przeleciała tuż koło niej, inna zabłąkana kula strzaskała szybę na przeciwko. Do środka wpadł podmuch rześkiego, nocnego powietrza, a ona nadal siedział wpatrzona gdzieś w dal. W głowie jej szumiało, przed oczami pulsowała ciemność, mityczna otchłań, w uszach dźwięczał głos jej matki...


W tej chwili wampirzyca czuła się jak swoja imienniczka z powieści Carrolla Lewisa. Mimowolnie wyciągnęła rękę ku szklanej tafli szyby w której normalni ludzie i reszta potomków Kaina widziałaby swoje odbicie, zamiast tego ziała mroczna pustka. Może...może kiedy go dotknie, zdoła przejść na drugą stronę jak mała Alicja. Tylko ona zamiast do magicznej krainy trafi wprost do otchłani z której wszystko czerpie swój początek i wszystko znajdzie swój koniec... Tam są odpowiedzi na gnębiące ją pytania, była tego pewna... tylko tego, niczego innego, nawet tego kim właściwie jest. Nagle dziki ryk przywrócił jej poczucie rzeczywistości. Na ziemi nieopodal cuchnącej kałuży, niewiadomo jakiego gówna, której jeszcze chwilę temu było Dziurawcem siedział Assamita wpatrzując się w to co pozostało z jego ręki, o ścianę obok wspierał się pokiereszowany Tzimisce. Kiedy odwrócił się w jej kierunku Lasombra syknęła na widok dziury, wyżartej do samej, gołej kości, która zajmowała pokaźną część twarzy. Alicja podniosła się z siedzenia, głowa bolała ją niemiłosiernie, przetarła dłonią twarz, ku jej przerażeniu, na drobnej dłoni pozostał krwawy ślad. Czyżby jednak jakiś rykoszet ją drasnął?! Jakimś cudem nie, za to z nosa sączyła się delikatna ciemna stróżka. Alicja szybko wytarła tę odrobinę vite, za nic na świecie, nie chciała pokazać reszcie towarzyszy, jak słaba i zagubiona jest w tym momencie.

- Chodźmy stąd, potwornie śmierdzi tu tym gównem. - jakby nigdy nic wstała i ruszyła w stronę przejścia między wagonami - Poszukajmy jakiegoś bukłaka, musicie oblać tą zwycięską walkę chłopaki.

To co miało miejsce przed chwilą nie mogło powtórzyć się nigdy więcej-myślała gorączkowo Alicja- Nie teraz, kiedy wjechali właśnie na przedmieścia Krakowa i niewiadomo co zastaną w mieście, następnym razem może nie mieć tyle szczęścia to teraz...

Koła stukały miarowo kiedy Lasombra przesuwała się na czoło pociągu. Wagon po wagonie...pusto, wampirzyca parła do przodu, a za nią postępowała ciemność. W końcu dotarła do ostatniego przedziału, tuż przed lokomotywą.

- Co do diabła...- dobiegło z za usyfionych czymś o podejrzanym kolorze i konsystencji drzwi.

Alicja złapała za metalowy uchwyt i szarpnęła, przedział otworzył się z wizgiem.




- Co pani wyprawia!?- korpulentna konduktorka porwała się z siedzenia które dzieliła z równie opasłym towarzyszem

Tłuściutcy, dobrze- skonstatowała w myślach.

- Przyszłam kupić bilet - uśmiechnęła się, w ciemnościach, jakie panowały w przedziale lśniły białka jej oczu i równie śnieżnobiałe zęby.

Nagle ni stąd, ni zowąd Alicja wybuchnęła perlistym śmiechem, nie mogła się powstrzymać. Przypomniał jej się pewien leciwy Malkavianin, którego spotkała kiedyś na dworcu w Katowicach. Miał on nietopową obsesję, jeździł pociągami i zaczajony w toalecie, udając gapowicza, polował na konduktorów. Twierdził, że to jego osobista krucjata przeciwko PKP, które złamało mu śmiertelne życie. To znaczy jego żona uciekła z konduktorem, a jego zapitego w sztok w jakimś rowie przeistoczyła nawiedzona Malkavianka niosąca pomoc ubogim i bezdomnym...
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 18-07-2009 o 23:20.
MigdaelETher jest offline  
Stary 02-08-2009, 17:58   #33
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu


Kilka godzin wcześniej, niecałe pół godziny po zmroku, Kazimierz, centrum Krakowa


Kondrat





-Napierdalaaaaać! – wydany ochrypłym głosem „rozkaz” w pełni oddawał oczekiwania krzyczącego mężczyzny wobec dalszych poczynań swoich „podkomendnych”. Został też zresztą bardzo skwapliwie wykonany i nim jeszcze jego echo zdążyło się roznieść po starej kamienicy, niektórzy z nich byli już na innych jej kondygnacjach i rozpoczynali dzieło zniszczenia.

Skąd ja go kurwa znam?

Kondrat runął do środka, nie mając większego wyboru i żadnego na ten fakt wpływu. Napierający na niego od tyłu zwalisty Odszczepieniec Gangrel, nie grzeszący ani prędkością ani intelektem zamykał pochód, umieszczony tam chyba tylko po to by najsłabiej związani więzami krwi nie odstawali zbytnio z tyłu. Dwumetrowa odziana w dres od adasia potwór w małym stopniu przypominał człowieka, choć zapewne już przed Przeistoczeniem jego facjata przywodziła na myśl raczej neandertalczyka lub jakieś zaginione ogniwo ewolucji. Z deszczu pod rynnę, pomyślał, wspominając jak jeszcze kilka miesięcy temu chcąc nie chcąc odgrywał rolę popychadła lokalnych Brujahów.
Nie żeby był tchórzem, ale miał uzasadnione obawy, że napotkany za moment Starszy może rozpoznać jego twarz w tym motłochu i mając szanse zabrać ze sobą do piekła choć kilku Sabatników, wybierze akurat jego…

-Młody, kurwa, na przód!

Kilka sekund później ścisk zniknął, kiedy obdarzeni Akceleracją dwa Anioły Kaina i nieco starsi stażem Brujahowie już dobiegali do pancernych drzwi Schronienia w piwnicy.



Nagle całym budynkiem targnął silny wstrząs, odrywający od ścian i sufitów kawałki tynku i przewracający nieliczne pozostałe wewnątrz meble. Nie było słychać odgłosów eksplozji, co pozwalało sądzić że przynajmniej jeden Assamita przetrwał wybuch miny-pułapki…


Spory kawałek stropu oderwał się też nad pozostającymi w tyle Kondratem i nieznanym mu z imienia Gangrelem. W głębi ducha, młody Brujah podziękował sobie samemu za czas przeznaczony na naukę Odporności od Irminy. Cwaniara pobiegła jako pierwsza na górę, gdzie pewnie mieli do zmielenia ze dwa ghule w najgorszym przypadku… Co prawda treningi i z szelmowskim uśmiechem serwowane przez nią „ćwiczenia” były o wiele boleśniejsze od tego uderzenia w głowę żyrandolem, jednak dały mu te kilka sekund usprawiedliwionego spóźniania i być może szansę na przetrwanie tej nocy…

-Jebać skurwysynów! -potężny dres, nie grzeszący opanowaniem i przeistoczony tylko z powodów ilości mięśni, stojący z tyłu to zdecydowanie nie były "plecy" jakich Kondrat by sobie życzył w żadnych warunkach...

***

Kilka chwil później...

-Wstawaj wstawaj, nie udawaj.-„delikatne”, łamiące tylko pewnie z dwa żebra i przerażające truchło Kondrata na plecy kopnięcie wyprowadzone butem dowodzącego skinheada wyrwało go z otumanienia.

-Wstawaj, pedale, mówię do ciebie! – ryknął znów tubalnym głosem.Kondrat przypomniał sobie teraz twarz tego ogolonego na łyso osiłka. Ładnych parę lat temu, powrót z knajpy na skłot, ciemna uliczka i też ze dwa żebra złamane heh. Tylko wtedy miał mniej pary w nogach i potrzebował trzech albo czterech kumpli...


-Zostaw. To jeszcze nie Prawdziwy Sabatnik. –przerwał mu bardziej spokojnym głosem towarzyszący mu mężczyzna o bardzo ciemnej karnacji. Sądząc po rysach twarzy, już za życia nie miał zbyt jasnej cery i był najprawdopodobniej Ormianinem lub jakimś semitą. Nieznajomy, obrany w luźny płaszcz z pod którego wystawał jakiś spory karabin maszynowy którego nie mógł rozpoznać Kondrat, pochylił się nad nim i wyciągnął w jego kierunku dłoń…

-No zajebiście, smoluch broni cwela. Idiota prawie się tutaj pozabijał z Grubym! Jakby wszyscy nasi byli tacy jak tych dwóch to Camarilla była by niepotrzebna!

-…i tak nie jest. –ogorzały wampir pomagając wstać Bruchowi uśmiechnął się odsłaniając swoje białe, długie kły. Twarz Kondrata za to stężała. Po pierwsze na wspomnienie walki która musiał stoczyć z Gangrelem kiedy ten wpadł w szał porażony prądem z kabla prowadzącego do żyrandola, którego szklane fragmenty jeszcze tkwiły powbijane gdzieniegdzie w czuprynę Kondrata. Po drugie, nie uśmiechała mu się taka przyjazność ze strony kogoś kto na wewnętrznej stronie dłoni nosił znak Czarnej Ręki… -Bardzo wam się przydał. Gdyby nie jego pamięć co do tego schronienia które widział raz w nie-życiu, nie poradzilibyście sobie, skoro już i tak nie raczyliście poczekać na naszą broń…

-Dwóch z Rodziny poszło w piach… -burknął skin.

-…a Starszy uciekł, o dwóch naszych trupach nie wspomnisz? Módl się do Kaina by nasz obdarzony bujną fantazją Arcybiskup nie kazał ci kolejnej Monomancji rozgrywać w szachy…

-Zbierać się, wszyscy! -Skin uderzył pięścią w ścianę. Co zaowocowało kolejnymi płatami tynku zmieniającymi położenie w kamienicy i ruszył korytarzem. W oddali słychac było odgłosy strażackiej syreny.

-Dobrze więc. –zachowanie Brujaha nieznajomy skwitował tylko kolejnym krzywym uśmieszkiem. –Dobrze, ty mój młody kolega, rusz dupę da dół i zbierze resztę swojej Sfory. Poczekam na was na zewnątrz. Na dole powinne być Irmina i…hm Graża?

-Aha, śpieszcie się, zaraz podpalamy…
 

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 03-08-2009 o 17:04.
Ratkin jest offline  
Stary 02-08-2009, 20:11   #34
 
Lunar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumny
Konrad Wiktor Cherniszewski

Uwielbiał topić się w słusznym podkurwieniu. Słusznym. Kiedy był zbyt spokojny, przywoływał wszystkie makabryczne myśli. Setki dzieci głodujących w Afryce. Okrucieństwa wojen, o których milczą media, a wywoływane są przez potężne koncerny. Niemożność dokonań czyniła z niego niepowstrzymanego, straceńczego bojownika romantycznego, który niczym Mąż z Nie-boskiej rzuca się w przepaść. Kurwa mać.

- Tak wielu skurwieli, a tak mało czasu.. - ryknął niemalże nosowo brzydząc się ścierwem, pośród którego przyszło mu walczyć.
Walka jednak, ominęła go niemalże w całości. Aż nienaturalny gniew gromadzący się z ciele tak mroźnym, że nie potrafiącym pomieścić tak gorących emocji, ruszył jego pięścią łamiąc nawet warstwy cementowej podłogi. Kruszył fundament. Kruszyć fundament kurwa!

* * *

- Mwwrrru. - mrukoryknął z dzikim parsknięciem. Bez słowa pomknął schodami na dół.
- Graża!
- Irmina!
- Zabieramy stąd tyłki! Jak was przygniecie, to nie bedziecie wiedziały czy to gruz czy przeorało was stado ułanów ukraińskich!
 

Ostatnio edytowane przez Lunar : 03-08-2009 o 08:56.
Lunar jest offline  
Stary 06-08-2009, 18:39   #35
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Walka skończyła się, to właśnie w takich chwilach Daniel żałował swojej przemiany, gdyby był człowiekiem w jego żyłach buzowałaby adrenalina, teraz powoli by się uspokajał. Niestety teraz jedynie mógł okraść kogoś z adrenaliny.
Assamita uklęknął przy czymś co jeszcze nie dawno próbowało aktywnie go zabić i wyjął zdrową ręką nóż, wytarł go o i tak juz brudną kurtkę i schował do pochwy na przedramieniu. Socom wylądował z tyłu za paskiem a mężczyzna przyjrzał się swojej dłoni. Póki co do walki niezbyt się nadawał, powiódł wzrokiem po innych. Kobiety póki co zajmował się czynnością bardzo ambitną jaką było siedzenie, arabus... Arabus wyglądał jakby postanowił umyć twarz w kwasie. Teraz to dopiero mógł zastraszać uśmiechem. Daniel zwrócił się do Hamida.

-Robota Twoich?

"Żrąca krew wskazuje na synów Haqima, czyżby któryś wezyr nie chciał nas dopuścić do krakowa?"

Z rozmyślań wyrwała go jedna z kobiet, ta z ciuchami rzucającymi się w oczy.

-Chodźmy stąd, potwornie śmierdzi tu tym gównem. Poszukajmy jakiegoś bukłaka, musicie oblać tą zwycięską walkę chłopaki.

Assamita wstał i poszedł za Lasombrą rzucając tylko przez ramię.

-Strzelbę wrzuć do torby.

W poszukiwaniu bukłaków musieli przejść cały pociąg, widocznie nikt oprócz nich nie jechał nim. W końcu jednak znaleźli parkę konduktorów. Lasombra wygłosiła komentarz Anioł Kaina zamiast tego zaczął się regenerować. Z zaciekawieniem przyglądał się jak z okrwawionych i popalonych kikutów rosną palce. Widok ten ewidentnie go wciągnął czego nie można powiedzieć o konduktorach. Oboje byli jeszcze bledsi od Alicji szukali rozpaczliwym wzrokiem drogi ucieczki. Nie znaleźli, proces regeneracji powoli pozbawiał krwi Daniela co z kolei przypomniało mu o głodzie i o tkwiącej pod skórą bestii. Hańbą jest dla Niepokonanego dać się opanować pierwotnym instynktom. Minął Lasombrę cały czas walcząc z pragnieniem rzucenia się na ludzi i ich rozszarpania. Konduktorka wlepiła w niego przestraszone oczy, otworzyła usta do krzyku i... napotkała ciszę. Assamita spokojnie złapał ją i wpił się zębami w szyję.

Gdy wypił kobietę do cna pozwolił by ciało opadło na ziemię. Nie bawił się w groźby pod adresem jej kolegi, po prostu obrócił się i wyszedł z wagonu kierując się do przed ostatniego wagonu gdzie zostawił swoje rzeczy. Znów był w pełni sił, znów był gotów do walki.
Rzeczy były tam gdzie je zostawił, napełnił spokojnie magazynki i schował broń na koniec przebrał się z powrotem w mundur.

"I szlag trafił maskowanie."

Na koniec spokojnie schował mp3 do kieszeni. Dopiero wtedy zwrócił się do swojej sfory.

-Jakieś pomysły co to było? Regenerowało się jak jeden z nas a zamiast krwi miał kwas. Do tego dochodzi zniekształcenie niczym najgorszy koszmar... Och, przepraszam. Niczym marzenie senne Tzimisce.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 13-08-2009, 15:54   #36
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Madonna cofnęła się trochę. Pewnie cofnęłaby się jeszcze gdyby nie fakt iż za swoimi plecami miała już ścianę wagonu, która skutecznie uniemożliwiała taktyczny odwrót.

Walka trwała w najlepsze. A pomimo całego bohaterstwa jej dwóch towarzyszy, pieprzony stwór nie chciał zdechnąć.

Co to kurwa jest!! Z czego on jest zrobiony??

Te myśli przemknęły przez głowę Marleny w chwili gdy jego, jak się okazało żrąca, posoka oblała Assamitę i Tzimisca. To co jeszcze przed chwilą płynęło w żyłach osobnika łudząco podobnego do Dziurawca, ghula należącego do ich niedawnych gospodarzy, artystycznie upiększyło Hamida. Te kolory. Ta intensywność czerwieni…
I nagle zapanowała ciemność. Ich towarzyszka raczej nie była jej przyczyną. Nie mniej jednak Nosferatka rzuciła pytające spojrzenie w kierunku Alicji.

Walka się skończyła. Panowie spisali się na medal. Wprawdzie ponieśli pewne straty. Ich sfora straciła jednego członka. Może to i lepiej, że teraz, bo głuchy, nawet Tzimisce, byłby tylko kulą u nogi.

Lasambra, zabierając ze sobą swoją ciemność, ruszyła na poszukiwanie bukłaków. Miała rację. Śmierdział strasznie, a chłopakom przydałaby się regeneracja. Szła trochę z tyłu zastanawiając się nad sensem słów wypowiedzianych w jej głowie przez nieznany głos. Już drugi raz ów głos chciał jej coś przekazać. Za pierwszym razem przesłanie było dość jasne. Ale teraz??

To mięso narzuca reguły gry o życie. Mięso które tak kochacie, to o które tak się modlicie…

Powtarzała sobie w myślach. Ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.

O mało co nie wpadła na stojącą przed nią Alicję. Wszyscy dotarli do pierwszego wagonu.

Cały pociąg był pusty. Dziwnie, nie?? Tylko dwójka konduktorów w całym pociągu??


Daniel wyrwał się przed szereg i spił konduktorkę.

Spił konduktorkę?? Czy on kurwa rozum postradał??

Marlena patrzyła niedowierzając, a Daniel jak gdyby nigdy nic wrócił do ich wagonu. Gdy Assamita przybył do nich powrotem Nosfertka stanęła przed nim.

-Czyś ty ocipiał już do reszty?? Mało mamy problemów?? Teraz to ja nie wiem jak ty się z tego wytłumaczysz?? No co się gapicie?? Ktoś jeszcze ma ochotę na ostatni posiłek w postaci konduktora??
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 28-08-2009, 12:10   #37
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Daniel spokojnie uzupełniał naboje w strzelbie. Nawet nie podniósł wzroku na nosferatkę.
-Uspokój się, panikujesz jak jakiś bukłak. Przed kim się wytłumaczę? Raz, że mamy wojnę, dwa nawet i bez niej nikt by mi nic nie zrobił. Owszem normalnie nie sięgnąłbym po konduktora ale nie miałem wyjścia. Może gdybyś coś robiła a nie krzyczała z Hamidem nie zmarnowalibyśmy tyle krwi i nie byli tak ranni.
-Jesteśmy w Karkowie. A tu moi bracia postanowili, hmmm... wziąć pod opiekę ich.
- Nosferatka ruchem głowy wskazała w kierunku konduktorów. -Nie bądź taki pewien siebie. - Madonna przekręciła głowę w lewo i uśmiechnęła się krzywo. Po czym uniosła pytająco lewą brew do góry i dodała. - Mnie tam moje istnienie miłe jest i mam zamiar się nim cieszyć. Coś zrobiła. Coś zrobiła. Jasne!! Następnym razem będę nadstawiał dupy za was!
Wybuch złości nosferatki poskutkował tylko podniesieniem głowy przez żołnierza.
-Miło by było, albo żebyś chociaż się zamknęła jak to zrobiła Alicja. Wydaje mi się, że też wiesz coś więcej... Twoi z pewnością Ci powiedzieli, chodzi mi o tych Twoich z Camarilli, którzy opiekują się konduktorami.
W spokojnym głosie Daniel można było wyczuć lekką drwinę
-Licz się ze słowami, żołnierzyku. Masz jakieś dowody na moją współpracę z Camarillą?
-Nie mam, jakbym miał sprawa potoczyłaby się inaczej. A jeśli chodzi o ścisłość to jestem pewien, że nie współpracujesz z Camarillą. Za to jestem prawie pewien, że współpracujesz ze swoimi z Krakowa, którzy mają się nie wtrącać.

-To z kim współpracuję to już moja sprawa.
-Mylisz się, jesteśmy sforą. Mamy współpracować i nawzajem wykorzystywać swoje atuty. Tym samym informacje, które często mogą przesądzić o naszym dalszym nieżyciu.

-Jesteśmy? Doprawdy? Sfora to coś więcej niż rytuał.
-I Ty odmawiasz tego czegoś więcej.)
-Jak na razie nie ma czego odmawiać. Nie mam komu.
Daniel ciągle spokojny odłożył Mossberga na siedzenie obok. Za paska wyjął pistolet i zmienił w nim magazynek, ten, który umieścił w broni był pomalowany na czerwono. Broń powędrowała za pasek, dopiero wtedy kontynuował.
-Odmawiasz właśnie mi, Hamidowi i Alicji informacji, które mogą nam uratować nieżycie.
-Wiem niewiele więcej niż wy. Doprawdy przeceniasz jak na razie moje możliwości. - Marlena uspokoiła się nie co. Przeniosła spojrzenie na pozostałą dwójkę. Po czym znowu zaczęła przyglądać się Danielowi przekrzywiając głowę w lewą stronę. Usiadła też sobie. -Wiem, że ten cały konflikt jest wyjątkowo podejrzany. No ale do tego nie trzeba być Nodferatem. Coś tu naprawdę śmierdzi. I nie mam na myśli tej kupy gnoju. - Wskazała głową na to co było Dziurawcem. -Nie zastanawiało was, dlaczego tylko my jesteśmy s poza miasta. Nawet nasi przemili gospodarze nie palą się do pomocy tutejszym barcią. Dlaczego??
-Jestem z pomorza i stamtąd zostałem tu przysłany. A nasi przemili bracia o tym nie wiedzieli, mimo, że powinni. Urocza pani biskup coś ukrywa.
-Widzisz? Nawet nie jesteś ochotnikiem jak my. A co biskup. Może ma swoje powody? Ja tam jej w głowę nie zaglądałam.
-Nie jestem ochotnikiem, jestem żołnierzem i dostałem rozkaz. Ma swoje powody? Czarna ręka jej nie poinformowała, że wysyła swego człowieka, jak dla mnie to powód by ograniczyć zaufanie do niej. Wiesz może kto póki co ma przewagę w Krakowie? Czy nawet sami walczący tego nie wiedzą?
-Poinformował? Nie poinformowała? Jak już mówiła, nie zaglądałam jej do głowy. Wojownik Czarnej Ręki. Jaki nas zaszczyt kopnął. Przewagę? Jak na razie wygrywają... - Przerwała na chwilę, parodiując zabieg wprowadzający napięcie w filmach. -I tu was zaskoczę. Setyci.
-Setyci. Ci Setyci, którzy mieli się nie mieszać? W jaki sposób wygrywają?
Madonna uniosła oczy w górę po czym opuściła jem z rezygnacją.
-Ty to chyba inteligencją nie grzeszysz?? Pomyśl dobrze.
Daniel nie reagując na zaczepkę ciągle milcząc wpatrywał się w nosferatkę.
Madonna pokręciła z dezaprobatą głową.
-Lepiej chodźcie już. -Wstała z miejsca i ruszyła w stronę wyjścia.- Czas poznać naszych.
-Poczekaj. Powiedz mi w jakim sensie wygrywają. Unikając walki i wspomagając każdą ze stron? Tym samym będąc bezpiecznymi i bogatymi? Przed wyjściem mamy z Hamidem coś do zrobienia.
-Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Przysłowia ludowe są zadziwiająco trafne. - Zatrzymała się. -Cóż to takiego?
-Dziurawiec był w ostatnim wagonie. Nikt nie widział jak wsiadał, stacji po drodze nie było. Ktoś musiał tam z nim być, inaczej zaatakowałby wcześniej. Ten ktoś najprawdopodobniej już uciekł ale mógł zostawić ślady. A jeśli nie uciekł to go dopadniemy.
-Jeśli to był Dziurawiec. Jeśli. Widziałeś co to coś potrafiło. Wszyscy to widzieliśmy. Po co więc mu pomoc przy wsiadaniu?
Daniel przemilczał, ze gdy ona obserwowała co Dziurawiec potrafi on z nim walczył. Zamiast tego tłumaczył jej dalej.
-Bo nie wygląda na to by było inteligentne. Wygląda raczej jak chora zabawka jakiegoś Tzimisce i to z tych starych. Tylko, że oni by nas zabili machniecie ręki. Nie ma co się zastanawiać, ja idę sprawdzić.
-Droga wolna.
Daniel jednak nie wstał jeszcze mimo, że pociąg miał się zaraz zatrzymać. Sięgnął do torby i wyjął z niej pistolet, dwa pudełka naboi i cztery magazynki, dwa czarne i dwa czerwone. Położył wszystko na siedzeniu i zwrócił się do Tzimisce.
-Hamid chcesz klamkę? MAG 95 z nabojami zwykłymi i dum dum.
-Dziękuję. Kulki nie na wiele nam się zdały, ale cholera jedna wie, co się przyda w najbliższej przyszłości.
-Dum dum zatrzyma nawet takie dziwadło. Czerwone magazynki zawierają kule ponacinane. Trzeba sprawdzić ostatni przedział, idziemy.
-Niech Allah nas prowadzi.

Tzimisce nie czekając ruszył w stronę przedziału.
-Czekaj, czekaj. Nie radzę stać między strzelbą a celem.
-Po pierwsze i tak się będziemy zmieniać co przedział, a po drugie - Arab spojrzał się groźnie na Daniela-celuj dokładnie i strzelaj jak będziesz miał czyste pole.
-Ale mamy jeden przedział. Ze strzelby się nie celuje. Ale jak chcesz iść pierwszy to łap ją.
-Niech będzie po twojemu


Daniel tylko skinął głową i wstał. Sprawdził czy nóż gładko wychodzi z pochwy i czy bez problemu będzie mógł wyciągnąć pistolet. Na koniec na dłonie założył rękawice taktyczne. Gdy pociąg zaczął hamować Daniel złapał strzelbę i pewnym krokiem poszedł w kierunku ostatniego przedziału. Cokolwiek tam się znajdowało po wywaleniu siedmiu dwunastek będzie pejzażem. Assamita przestąpił nad resztkami Dziurawca, podczas walki nie zwrócił na to uwagi ale teraz zauważył, że żrąca krew czegoś co kiedyś było ghulem uaktywnia swoje właściwości tylko podczas kontaktu ze skórą. Czyli miała podobną zdolność do krwi niektórych dzieci Haqima ale nie tak doskonałą jako pomiot Khaina a raczej pomiot, pomiotu.

Ostatni wagon nie różnił się niczym od przedostatniego, no może miał więcej graffiti i siedzenia w gorszym stanie. Drzwi nie były otwarte a za siedzeniami nikt się nie krył. Jedno, jedyne okno było wywalone tylko, że skoczenie w biegu przez takie okno. Do tego ktoś musiałby biec półgodziny za pociągiem, bardziej prawdopodobne było, że czekał na nich w jakimś miejscu i wtedy skoczył. Na przykład czekał w jednej z knajp setytów, tylko, że wtedy ktoś musiał by pojechać, złapać dziurawca, zmienić go w to coś i ustawić im na drodze. Ostatnia możliwość była taka, że Dziurawiec czekał na dachu pociągu, już przemieniony a miał ich zaatakować dopiero podczas jazdy by nie mogli uciec.
Daniel długo się nie zastanawiał, podał strzelbę Hamidowi.
-Weź też moją torbę, jest tam sporo gadżetów. Jakby co spotkamy się przy głównym wejściu na dworzec.
Nie czekając na odpowiedź wyjął pistolet, złapał za lufę i rękojeścią wybił resztki szyby, schował ponownie pistolet za pas. Stanął najpierw na ławki a potem na stolik i wyszedł przez okno. Chwilę stał, zaparty nogami o ramę a dłońmi zaczepionymi o dach. Silny wiatr bił o jego twarz i szarpał wojskową kurtką. Podciągnął się sprawnie na dach i od razu przykucnął by podmuch nie zdmuchnął go. Jakieś dzieciaki pokazywały jego wyczyny ale on nie zwracał uwagi. Wypatrywał zagrożenia albo niedawnych śladów jego pobytu. Jeżeli nie wypatrzył go od razu wyciągnie nóż i wbije go w dachy by w razie hamowania mieć się czego złapać i realne szanse na nie spadnięcie podczas hamowania. Dopiero wtedy przejdzie do oględzin, jeśli coś utrzymało tu się przez trzydzieści minut musiało się zaczepić nożem bądź szponem i zostawić ślad. Szukał też wszelkiego rodzaju zdartych śladów farby lub rys w metalu, które mogły spowodować ostrza.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 30-08-2009 o 20:09.
Szarlej jest offline  
Stary 17-09-2009, 10:04   #38
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu

Z tyłu wagonu, tuż za jej plecami pozostali członkowie sfory prowadzili ożywioną wymianę znań, jednym słowem, kłócili się. Alicja westchnęła ciężko, potarła bladą dłonią wciąż pulsujące tępym bólem skroń. Spojrzała za okno w spowite w bezdenną czernią nocy, zmieniające się obrazy. Od razu wychwyciła subtelną różnicę. Już dawno nie było widać nieba, teraz jedna czarna bryła zajmowała miejsce kolejnej, to znak, że pozostawili za sobą rozległe łąki i pustkowia otaczające Kraków i wjechali na przedmieście. Wampirzyca zerknęła na zegarek... Jeśli dobrze zapamiętała godzinę wyjazdu, zaraz powinni osiągnąć stację docelową, czyli Kraków Główny. Kiedy pozostali zajęci byli osuszaniem konduktorów i nikomu nie potrzebną, nic nie wnoszącą polemiką, Alicja ruszyła wprost do przedziału maszynisty. Potężnym szepnięciem odsunęła zdezelowane drzwi. Zamek tylko jęknął cicho, jego opór był bezcelowy i trwał zaledwie ułamki sekund. Wampirzyca była zdecydowana za wszelką cenę zatrzymać pociąg. Kiedy niewielkie pomieszczenie, wypełnione elektroniką stanęło przed nią otworem, Lasombra wytężyła wzrok w poszukiwaniu maszynisty.
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 17-09-2009 o 10:07.
MigdaelETher jest offline  
Stary 27-09-2009, 21:35   #39
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Konrad

Konrad ruszył z powrotem do wnętrza kamienicy. Z każdym kolejnym krokiem nabierał coraz większych obaw co do bezpieczeństwa swoich poczynań. Budynek był kompletnie zdewastowany w wyniku „Starcia tytanów” jakie rozegrało się tutaj zaledwie kilkanaście minut wcześniej. Owszem, byli ostrzeżeni, że Starszy mający tutaj schronienie będzie chroniony przez grupę doświadczonych w boju i opitych silną vitae ghuli , jednak w żadnej mierze Konrad nie przypuszczał że śmiertelnicy mogą nawet za sprawą mocy wampirze krwi posiadać aż taką siłę.

Pieprzyli że to jakiś Ventru, a tymczasem widać że jego krew dawała siłę a nie odporności na ciosy. –pomyślał.- Dobrze, jeszcze jeden „lojalista idealista” poszedł w piach…

Przy każdym kroku uważał, by nie wejść wprost pod kolejne sypiące się ze ścian i sufitów płaty tynku czy wręcz całych cegieł. Dotarł wreszcie do klatki schodowej i ruszył w dół. Co i rusz zmuszony był do wyczynów akrobatycznych by ominąć kolejne zawaliska lub inne ślady walki. W zasadzie problem, prawdziwą przeszkodę stanowiło tylko drugie półpiętro, na którym w bardzo szybkim tempie, w akompaniamencie syku gazów gnilnych i ohydnego fetoru, nadnaturalnie szybko gniły zwłoki jakiegoś uzbrojonego w miecz nieszczęśnika, zapewne jednego z obrońców starego Brujaha. Ktoś, zapewne Irmina, odszczepieniec klanu Gangrel należąca do jego Sfory przybiła go do ściany wyrwaną naprędce barierką. Nie przejmowała się wyrywaniem pojedynczej sztachety i teraz w ścianie tkwiła skomplikowana konstrukcja złożona z gnijącego człowieka i wyrastającej z jego piersi plątaniny misternie ozdobionych w motywy roślinne metalowych prętów.

Spodziewał się w tym miejscu zastać Różę, ale widać naprawdę długo leżał na górze skoro „zwyrodniała” Toreadorka zdołała już przestać podziwiać tą zapewne bardzo jej zdaniem ciekawą instalację. Nie wątpił, że zdążyła zrobić pamiątkowe zdjęcie…

-Kurwa! Pomóżcie nam zamiast się tam gapić?! – doszedł do niego znajomy głos Rózy, dobiegający z sali do której prowadziły ostatnie schody. Konrad szybko przeskoczył przez wyrwane z framugi stalowe, przeciwpożarowe drzwi i rozejrzał się by rozeznać się w sytuacji.

Mówiąc krótko, nie wyglądało to za ciekawie.

Wchodząc w szczegóły, chyba zanosiło się na zdrapywanie kolegów ze Sfory z posadzki. Na tle płonących skrzyń wypełnionych jakimiś książkami i dokumentami, zdemolowanych regałów i licznych zdewastowanych antyków, na nogach trzymała się tylko Toreadorka. Oczywiście pomijając ciała należące do kompletnie obcych ludzi, od razu zorientował się że na pozbieranie się Irminy nie było już chyba nadziei. Jej zwłoki właśnie zaczynały się łuszczyć i zmieniać barwę. W zasadzie była wciąż w jednym kawałku, jednak jej głowa przypominała zmieloną masę kości, skóry, mięsa, mózgu, udekorowaną gdzieniegdzie śnieżnobiałymi zębami i piercingiem…

-Pomóż mi, Ksawerego da się jeszcze poskładać. Cholerni Ventru…-stkękała mocno poobijana Róża, próbując odciągnąć to co zostało z ich kolegi spod mającego lada moment rozlecieć płonącego regału. Koledze brakowało obu nóg, wyrwanych chyba za sprawą jakiegoś wybuchu na wysokości miednicy. Zasłaniał się rękami, bo z dłoni też niewiele mu pozostało. Ewidentnie był w letargu, ponieważ jeszcze nie zaczął się rozkładać, tak jak Gangrelica…

Konrad podbiegł i pomógł jej. Ciągnąc truchło Ksawerego spojrzał na leżąca obok ostatecznie już matwą neiszczęśniczkę.
-Ten stary skurwysyn uciekł nam. Cwaniaka rozbebeszyło bo rzucił się zablokować drzwi którymi tamten zdupcał. Jakaś mina tam była albo coś…-krzyczała Torradorka.-Potem ten cieć wrócił po coś jeszcze kiedy kończyliśmy sprawę jego przydupasów. Mnie tylko trzepnął, upadłam i nie wiedziałam co się dalej działo. Jak wstałam, z Irminy zostało już tylko to co widzisz…

Co się tak gapisz?! –krzyczała dalej.-Wynosimy się stąd?! Jak nie to kurwa trzymaj tego bęcwała bo ja chcę tamten obraz, nie pozwolę żeby oryginał spłonął w takim podłym miejscu?! Sama go wezmę i spalę! –Toreadorka z obłędem w oczach ruszyła w kierunku jednej ze ścian…

* * *

Czarna Masa

Alicja nie wiedziała jakim cudem, ale motorniczy najwyraźniej ją ominął. Z pewnością nie był to pierwszy lepszy śmiertelnik. Gniew zbierał w niej, powodując że w całym przedziale rozpętała się upiorna gra cieni. Nawet światełka na konsolecie zamrugały, ustępując jej, dosłownie, „mrocznej” aurze. Ciemność na zewnątrz, która mogła podziwiać przez przednie okno lokomotywy, uspokoiła ją nieco. Niestety, nagle ustąpiła ferii barw z kolorowych neonów, stroboskopów i laserów, która uderzyła w Alicję , gdy pociąg opuścił nagle tunel pod wiaduktem.

Lasombra nie zdążyła się nawet porządnie wkurwić. Najpierw, niczym rasowa Torradorka stanęła jak wryta, podziwiając olbrzymi telebim rozpięty nad jednym z licznych mijanych obecnie, zaadaptowanych na knajpy i danceflory niegdysiejszych magazynów.



[media]http://www.youtube.com/watch?v=xhE632UeaX8[/media]

No to mamy i dzielnicę Setytów…-zdarzyło przejść jej przez myśl, nim potężna siła hamowania pchnęła jej drobną osóbkę, wprost na przednią szybę pociągu…



Aniołek Allaha i Madonna od wielu pędzli

Hamid miał olbrzymiego pecha. Może pociąg nie toczył się już z zbyt dużą prędkością, jednak pociągnięcie za hamulec bezpieczeństwa „wzięło go z zaskoczenia”. Na niewiele zdała się Akceleracja i giętkie, wyćwiczone Zniekształceniem palce. Po prostu miał pecha i teraz z impetem leciał wzdłuż przedziału, nie dotykając niemalże stopami podłogi. Nie można jednak powiedzieć żeby był obecnie największym w tej Sforze pechowcem. Nosferatka, która zmiótł po drodze też wcale nią nie była. Co prawda, ścięcie w locie przez rozpędzone sto kilo araba nie było czymś o czym marzyła, jednak naprawdę nie umywało się do losów ostatniego z członków ich Sfory.



And the winner is…

Pierwsza myślą jaka kołatała się w głowie Daniela, był ten sam wniosek, do którego doszedł kilka sekund wcześniej, jeszcze na dachu rozpędzonego pociągu.

Tędy, to ten parch nie wszedł…

Assamita powoli próbował odtworzyć zdarzenia z ostatnich kilku sekund. Przychodziło mu to z wielkim trudem. Bardzo boleśnie uświadamiał sobie właśnie, że nieśmiertelność w żadnej mierze nie oznaczała niezniszczalności. Najpierw było szarpnięcie. Nóż najprawdopodobniej został wbity w dach wagonu, choć była szansa że leżał gdzieś w pobliżu.

Samo szarpnięcie i uczucie lotu w nieważkości byłoby nawet zabawne, oczywiście gdyby nie fakt że zakończyło się twardym lądowaniem. Niestety, do lądowania Daniela było jeszcze daleko. Do jego nozdrzy doszedł zapach spalenizny.. To on tak śmierdział. Zanim litościwy i miłosierny Allah dał mu wreszcie uderzyć w jakieś stalowe ogrodzenie i powoli acz stanowczo stoczyć się z niego na ziemię, Daniel zaliczył jeszcze w trakcie lotu chwilowe, acz bardzo dotkliwe spotkanie z kablami zasilającymi silniki pociągu…

Próbował wstać. Nawet mu to wyszło. Na moment, krótki, nim postanowił się na naprawdę tylko momencik położyć. Nawet to nie wyszło mu zbyt dobrze, gdyż stopione podeszwy butów przylepiły się do podłoża. Dopiero po jakichś dwóch sekundach utrzymywania go w bardzo niewygodnej, acz na pewno przezabawnej dla postronnego obserwatora pozycji, puściły, pozwalając mu na swobodny, podobny upadek…



Tymczasem, grząca się w leżących jakieś kilka metrów dalej krzakach para pospiesznie kompletowała garderobę. Ona, ubrana w krótką różową mini, nie marnowała czasu na szukanie majtek których i tak dziś na sobie nie miała, poświęcając chwilą na poprawienie wydekoltowanej białej bluzeczki, oczyszczenie kozaczków sprawdzenie tipsów i nienagannej tlenionej fryzury w dwa lolitkowe kucyki. Postanowiła zmienić lokal na jakiś spokojniejszy, mimo że poznany chwilę temu bysior który jeszcze przed chwilą ostro „ubijał z nią masło”, był bardzo atrakcyjny. Obecnie niestety, osiłek dopinał pospiesznie spodnie, zaprzątając oba posiadane w łysej pale zwoje mózgowe, jak streścić zaistniałe zdarzenia swoim przełożonym…

Panna Messalina nie będzie zadowolona, oj kurwa nie będzie…
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel

Ostatnio edytowane przez Ratkin : 27-09-2009 o 21:43.
Ratkin jest offline  
Stary 06-10-2009, 09:16   #40
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Pociąg gwałtownie zahamował. Chwilę później leżała przygnieciona przez Araba. Ich spojrzenia się spotkały. Marlena z wielką przesadą zatrzepotała figlarnie rzęsami robiąc przy okazji maślane oczka do faceta leżącego na niej.

- Nie wiedziała, że aż tak na mnie lecisz kochanie. – Równie przesadnie sparodiowała uśmiech onieśmielonej dziewicy. – Ale musisz wiedzieć, że nie jestem taka łatwa. Nie pójdę z pierwszym lepszym.

Spróbowała się wydostać spod mężczyzny. Na szczęście zdolności, którymi została obdarzona przez swojego rodzica dawały jej taką możliwość. Wprawdzie wymagało to spożytkowania pewnej ilość krwi, ale Madonna od wielu pędzli nie miała czasu czekać aż leżący na niej boży sługa sam z niej zejdzie.

Kiedy już była wolna, równie przesadnym co poprzednio gestem, poprawiła to co nazywała włosami i puściła oko do leżącego jeszcze na ziemi Hamida.

- Nie bądź taki niecierpliwy, Hamid. Jeszcze znajdziemy lepszy czas i miejsce na bycie sam na sam. A teraz chyba powinniśmy sprawdzić co z pozostałymi. I kto do, hmmmm, mmm, mmm… - Tu zmieliła w myślach jakieś przekleństwo. W końcu damie nie wypada przy „lecącym” na nią kawalerze przenikać. – Kto pociągnął za hamulec i dlaczego??

Marlena wyjrzał przez okno. Wprawdzie była jeszcze noc, to wielkie szczęście dla wampirów, ale te wszystkie jaskrawe światła, ta tandetna podróba, i do tego jeszcze kiczowata podróba Las Vegas, rozświetlała co nieco sytuację.

- Patrz złociutki, nasz polskie Monte Carlo, Las Vegas oraz Atlantic City w jednym. Buhahahahah. Świątynia zepsucia. Buhahahah. – Wybuchnęła śmiechem. Ale szybko się opanowała.

- Chodź Hamid. Nie będziemy tu tak leżeć sobie. Wolę się jednak nie rozdzielać. – Stanęła wyczekująco.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172