|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
18-08-2011, 22:36 | #61 |
Reputacja: 1 | Martina niepokoiły ślady potwora, które nagle się urwały. Co to mogło znaczyć, tego nie wiedział, ale mógł się domyślać. Siła nieczysta, ot co przychodziło mu do głowy. Stwór wydawał się też być nie głupi, zostawił dziewczynę słysząc odsiecz i uciekł. Martin zastanawiał się czy to aby nie są ludzie zmieniający się, dzięki przeklętej magii w potwory, tłumaczyłoby to tak szybkie pojawienie się bestii w okolicach karczmy i atak, który ewidentnie był wymierzony w ich grupę. Stajnia fajczyła się, aż miło. Martin rozglądał się po okolicy, oceniając możliwy przebieg nocnych wydarzeń wokół karczmy. Znalezione poszarpane zwłoki woźnicy i trup karczmarza w zasadzie potwierdzały jego przypuszczenia. Potwory miały ich na celu, a że atak się nie udał, jedyna osoba, która miała z nimi jakieś powiązania, czyli karczmarz, musiała zginąć. Martin pokręcił się jeszcze trochę wokół miejsc zbrodni, a potem wszedł do środka karczmy. Miał zamiar wynieść trochę jedzenia i gorzałki zanim się wszystko spali do reszty. |
19-08-2011, 02:44 | #62 |
Reputacja: 1 | — Sacre bleu... — jęknął markiz na widok martwego woźnicy, otwierając szeroko oczy w przerażeniu. — Czy to one zrobiły...? — wyszeptał, mając na myśli potwory, o których niedawno się dowiedział. Nie zdołał jednak powiedzieć nic więcej, gdyż nagle ogarnęły go mdłości. Odwrócił się od pozostałych, jakby w ten sposób mieli nie zauważyć, i pochyliwszy się, zwymiotował. Nie zamierzał wchodzić głębiej do płonącej stajni i tylko czyjś okrzyk poinformował go o znalezisku — karczmarzu, który popełnił samobójstwo. Roland zbladł jeszcze bardziej, myśląc, że być może nieszczęśnik chciał uniknąć losu, jaki spotkał tego pogryzionego mężczyznę. Nie podobało mu się to wszystko i zaczął się poważnie zastanawiać, czy warto kontynuować misję. Niby zawsze był chętny, jeśli chodzi o przebywanie na wsi albo w dziczy, a nawet małą przygodę od czasu do czasu — dreszczyk emocji — ale to już było dla niego zbyt wiele. On sam był teraz gotów zostawić Dimitrija — który przecież najpewniej i tak jest już martwy, jak ci tutaj! — ale musiał liczyć się ze zdaniem Kislevitów. Spojrzał na nich, ciekawy ich reakcji — ci ludzie pochodzą z bardzo niebezpiecznego kraju, pomyślał, więc jeśli ta scena zrobi na nich duże wrażenie, to znaczy, że jest naprawdę źle. |
19-08-2011, 10:55 | #63 |
Reputacja: 1 | Noc była spokojna i Basillius dobrze spał. Fakt urażona duma męska, wciąż towarzyszący mu zapach kobiety, oraz niespełniona potrzeba zdobycia owej niewiasty towarzyszyła pisarzowi przez sen. Rankiem udał się z pozostałymi, mając nadzieję że w końcu zdobędzie informacje po które wysłał go Mistrz. Jednak to co zobaczył przeraziło go a jednocześnie wprawiło w ekscytację. Bas spoglądał jak zahipnotyzowany na ogień i wyjął papier i zaczął pisać i mówić na głos, choć bardziej do siebie, niż zebranych: Stanęła w ogniu karczma dziś Dym w korytarzu kręci sznury Jest głęboka naprawdę czarna noc Z piwnic płonących uciekają szczury Zaraz w popiół karczma się obróci Karczmarza pewnie to zasmuci Gdzie karczmarz? Właśnie, gdzie jest on? On zwisa na sznurze, tak to pewno zgon Woźnica także nie żyje już Trup jego już pokrył gęsty kurz Uciekaj stąd prędko Nachodzi zbieracz burz Bas zamilkł i miał już coś dodać ale się powstrzymał. Z uwagą przyjrzał się zwłokom, chociaż do niczego to nie było mu potrzebne. Rozejrzał się po wszystkich zebranych lecz milczał. Był najmłodszy.. więc czerpał z doświadczenia innych. Mądrzejszych i starszych.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |
19-08-2011, 12:14 | #64 |
Reputacja: 1 | Von Staden kazał jej przygotować coś do jedzenia, jedyne co mogła zrobić to wypełnić jego wolę, tylko… żeby to zrobić musiałaby przejść do wozu, który stał daleko w ciemnym lesie pełnym potworów. Poczuła ulgę kiedy okazało się, że jednak nie będzie musiała tego robić. Zamiast tego zajęła się ranami szlachcica, co niestety z powodu braku odpowiedniej wiedzy i umiejętności, ograniczyło się do przemycia ich ciepłą wodą. Przez całą drogę do wozu rozglądała się z niepokojem. „Kto wie ile tych stworów czai się w cieniu pod drzewami?” Na miejscu otrzymała obiecaną broń. Była nią zachwycona, niemal jak zahipnotyzowana przyglądała się jej chłonąc każdy szczegół. To było to na co czekała, to był znak! Uchwyciła broń mocniej i na próbę wykonała kilka pchnięć. Dla postronnych obserwatorów mogły być one jedynie powodem do szczerego śmiechu, ale sama Ulrike czuła się teraz jak prawdziwa wojowniczka. Zachwycałaby się pewnie swoim orężem dalej, ale czekały na nią obowiązki. Przypasała więc miecz i z tym dodatkowym ciężarem obijającym się o biodro przystąpiła do przygotowania posiłku. Zaalarmowani dostrzegli dym, Ulrike z niepokojem w sercu ruszyła wraz z resztą sprawdzić co się dzieje. Stajnia płonęła a okolica zdawała się wymarła, zupełnie jakby wczorajszy rozbawiony tłum tylko się im przyśnił. Przez chwilę nie wiedziała na co patrzy, lecz po chwili zdała sobie sprawę, że to resztki martwego woźnicy. Nie była w stanie się ruszyć, tylko patrzyła rozszerzonymi ze zgrozy oczami. Wreszcie otrząsnęła się trochę, i wtedy dostrzegła karczmarza. Niewiele myśląc sięgnęła po swój nowy nabytek, miecz nadawał się znacznie lepiej niż sztylet. Sztyletem nie zdołałaby sięgnąć liny. Zamachnęła się, chciała odciąć karczmarza i wywlec go ze stodoły nim pożar się rozszerzy. Obaj, woźnica jak i karczmarz byli martwi i obaj stracili życie z ich powodu, nic już nie można było dla nich zrobić, nic poza pochówkiem. -Nie możemy ich tak zostawić.- szepnęła-Powinniśmy ich chociaż pochować.- powiedziała roniąc łzy nad losem dwójki nieszczęśników i spoglądając niepewnie w stronę szlachetnie urodzonych panów, od których decyzji wszystko zależało. |
19-08-2011, 20:12 | #65 |
Reputacja: 1 | Renald słuchał w skupieniu i przez dobrą minutę analizował słowa Heinricha, markiza i Martina. - Tak właśnie miałem zamiar zrobić. Wracamy do karczmy i przepytamy karczmarza. Gdy dotarli już na miejsce i zobaczyli pożar, Swann wydał polecenia. - Przeszukajmy karczmę, póki jeszcze się nie zajęła ogniem. Szukajcie ludzi, może ktoś przeżył. Martin, Ulrike za mną. Heinrich, użyczysz mi dwóch ludzi? Reszta najlepiej niech przeszuka teren wokół budynku, może tylne wyjście. Bądźcie gotowi do walki, te stwory wciąż tu mogą być. I nie rozdzielajcie się! Po czym wyjął swój miecz, wielką tarczę i ruszył pierwszy w kierunku wejścia do karczmy. A co mi tam, i tak te stwory mnie już dziabnęły więc nie mam nic do stracenia - pomyślał. A w środku być może jest jeszcze ktoś kogo mógłby wziąć na spytki i dowiedzieć się, o co tu właściwie chodzi. |
19-08-2011, 21:24 | #66 |
Reputacja: 1 | Po odpoczynku wszyscy ruszyli z powrotem do karczy.Jednak Heinrich nie uważał, że to dobry pomysł, co zresztą powiedział na głos. Ale jego głos zignorowano. Mimo wszystko jednak ruszył z tam z powrotem razem z resztą. Nie minęło wiele czasu, gdy wszyscy dotarli na miejsce. Jednakże już z daleka było widać, że w oberży źle się dzieje. Dlatego pod koniec wszyscy przyspieszyli. Von Staden rozglądał się dookoła, ale nie zauważył żadnego potwora. Prawdziwy dramat za to musiał rozegrać się w karczmie. Przez dłuższą chwilę rycerz stał jak wryty, obserwując woźnicę. Ale po krótkim szoku wywołanym tym widokiem wrócił do rzeczywistości. Teraz nie było czasu na zastanawianie się nad tym,co tu się właściwie stało. Na szczęście Swann nie był idiotą. Jego polecenia wydały się szlachcicowi całkiem rozsądne, więc polecił dwóm Kislevitom, by mu towarzyszyli w przeszukiwaniu karczmy. Sam zaś miał zamiar z ostatnim najemnikiem Piotrem oraz z markizem,o ile się zgodzi, dokładnie zbadać okolicę wokół karczmy. Taka tragedia mogła być doskonałą osłoną dla zasadzki nieznanego wroga. |
20-08-2011, 00:07 | #67 |
Reputacja: 1 | Samemu Rolandowi przemknęło przez myśl, iż należałoby sprawdzić wnętrze gospody w poszukiwaniu wskazówek, które mogłyby im powiedzieć, co tu dokładnie zaszło — a jednak spojrzał na oddalającego się Swanna z irytacją i powątpiewaniem. Był niewyspany, a w głowie kręciło mu się od dymu i makabrycznych widoków. Zetknąwszy się z surową i apodyktyczną osobowością Renalda, nagle poczuł sympatię do von Stadena, który wydawał się być łatwiejszy w obyciu. Markiz wytarł więc wąsy, odetchnął głęboko i skierował się do Heinricha. — Dobrze się pan czuje, panie von Staden? — spytał, spoglądając na pokrytego ranami szlachcica. — Miejmy nadzieję, iż potwory nie mają w zwyczaju żerować w świetle dnia — dodał lekko zaniepokojonym głosem, po czym spostrzegł Urlike wyciągającą zwłoki karczmarza. — Piotrze, pomógłbyś pannie...? |