Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-08-2011, 23:49   #11
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Na rozmowę z zleceniodawcą specjalnie się przygotował.
Wyczyścił swój łatany mundur, solidne buty oraz przyciął brodę. Dalej nie zasłaniała poparzenia na szyi ale coraz mniej było je widać. Z szacunku przed gospodarzem dbając o jakiś w miarę normalny wygląd wysłuchał ich odprawy i powoli tworzył plan.
Oczywiście skorzystał z możliwości dozbrojenia się. Dozbroił się w rzeczy przeróżne jak masło, oliwa do lampy, pierze, jakiś stary dzwonek oraz przede wszystkim znalezione gdzieś strzałki do rzucania. Tych ostatnich wziął sporo i umieścił w łatwo dostępnym miejscu. Na plecy powędrowała tarcza, jedyny element pancerza.
Przed wyruszeniem postanowił się jeszcze przedstawić.
-To brzmi niebezpiecznie i tu cholernie niebezpiecznie. Chciałbym wiedzieć co kto potrafi i żebyście wy wiedzieli czego się możecie z mojej strony spodziewać. Jestem Albert Flick czarodziej. Z mieczem sobie radzę a z kuszy jestem beznadziejny. Jednak wolałbym nie pozostawiać przebrania i fałszywej tożsamości. Przedstawię się jeszcze raz Hans Meissen, przeniesiony do rezerwy sierżant armii Ostlandu. Przy obcych wolę tą tożsamości. Wiecie nie wielu lubi magów, tak długo jak nie potrzebują czegoś zabić dobrym zaklęciem.


Przez długi czas podróży wrednie uśmiechał się do towarzyszy grzęznących w błocie. On przeszedł pół imperium pieszo, przetestował wiele różnych typów stroju i ten był chyba najlepszy. Jednak nawet on poległ w walce. Coraz więcej wody przelewało się w bucie a płaszcz lepił się do ubrania.
-Pieprzona pogoda. Było trzeba wóz wziąć... A nie suczy syn by w tym gównie utknął.


Zanim zaczął biec spojrzał jeszcze na obrażenia na ciele martwego. Cokolwiek jest za wzgórzem nie chciał z tym walczyć na nie sowich warunkach.
-Zaczekajmy i zobaczmy co potrafi...-Wyszeptał cicho, jednak nikt go nie usłyszał. Heroiczna głupota.
On sam wolał przyjrzeć się bestii. Wiedział, że tego konia będzie trzeba zbadać. Niestety był częścią grupy, która postanowiła ryzykować życie bez powodu. Szesnastu martwych i kompania najemników. Ryzykowny interes atakować bez planu oby tylko to coś nie zaatakowało.


Dobył miecza, zbiegł gdzieś do połowy zbocza przyczaił się przy jakimś krzewie i zabrał się do swojej magicznej roboty z zamiarem wsparcia grupy magicznymi pociskami ciskanymi w mutantów.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 12-08-2011, 12:34   #12
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Draug był urodzonym wojownikiem. z Dziada pradziada w fachu najemników. Poza tym lubił to. Zawsze powtarzał, że nie ma lepszej magii od stali. Był dobry w tym co robił. Stoczył już nie jeden bój i nie jednokrotnie zaglądał w oczy śmierci. Nie lękał się walki jednak zlecenie, które przyjęli też nie było zwykłym zleceniem. Mieli stawić czoła Bestii, przy spotkaniu z którą mogły nie wystarczyć ani ich umiejętności i kunszt bitewny ani przewaga liczebna. Mogły nie wystarczyć.

Spotkanie z Bestią nastąpiło nad wymiar szybko w w nader niesprzyjających warunkach. Padało. To mało powiedziane - lało. Ściana deszczu, śliskie i utrudniające ruchy błoto. Nie wróżyło to dobrze. Jednak nikt nie obiecywał, że życie będzie pasmem samych prostych i nieskomplikowanych zdarzeń. Z resztą jego przy służbie u Magnusa von Antara trzymało coś znacznie więcej niż najemniczy żołd.

Warunki pogodowe w jakich dane im zostało podjąć wyzwanie i stanąć do walki z Bestią i podległymi jej mutantami wykluczały zdaniem Drauga atak dystansowy. Brak możliwości precyzyjnego wycelowania i utrata zasięgu wskutek lecących z nieba mas wody całkowicie wybiły mu z głowy próby użycia kuszy. Tu liczyć się będą głownie umiejętności walki w zwarciu. Przez myśl mu przebiegło, że warto by zacząć od wybicia zmutowanych form życia - czymkolwiek były - a dopiero potem stanąć do walki z widoczną w oddali Bestią.
Dobył swojego potężnego miecza i był gotów do podjęcia walki.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 19-08-2011, 08:59   #13
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Siegfried wcale nie chciał tu być.
Znaczy... Niby to była okazja do przeżycia przygody i w ogóle, jednak siedzenie nad księgą i uczenie się było zdecydowanie bezpieczniejsze. W jego komnacie zazwyczaj nie przebywała banda mutantów wraz z niejaką Bestią która zabiła już szesnaście osób.
Skoro nie chciał tu być, to jak w ogóle się tu znalazł?

Siegfried jest synem Baldrica von Antara, młodszego brata Magnusa. Niestety, tatuśkowi zmarło się gdy chłopak miał kilka lat i trafił w ten sposób pod opiekę swego wuja. Parę lat później zdarzyło się, iż na zamku pojawił się mag, który odkrył w młodzieńcu zdolności magiczne. Magnus chętnie zapłacił czesne za naukę w Altdorfie, przewidując, że w przyszłości może mu się to zwrócić. W zamian za pieniądze wymagał od swego bratanka bezwzględnego posłuszeństwa. Młody adept sztuk magicznych zamierzał zakończyć studia, więc chcąc czy nie chcąc musiał się stawić na wezwanie wuja.
Jak zwykle - gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

Podobnie jak reszta oddziału szedł przez błocko i podobnie jak oni klął pod nosem na deszcz. Minę miał równie ponurą co reszta, może nawet bardziej ponurą. Nie był przyzwyczajony do trudów podróży. Odziany był jak zwykle - spiczasty kapelusz, obszerna szata... Ha! Nabraliście się! Prawdę mówiąc, wyglądał zupełnie jak zwykły wędrowiec. Biała koszula, brązowe spodnie, na nogach skórzane, pełne wody buty. I oczywiście niezbędny na taką pogodę płaszcz - miał być nieprzemakalny, jednak praktyka pokazała, że wystarczy odpowiednia ilość wody i wszystko będzie mokre. U pasa wisiał miecz zabrany z wujowskiej zbrojowni, a w dłoni widniał dębowy kij, wzmacniany na końcach żelaznymi okuciami. Przez ramię miał przewieszoną torbę - gdzieś w końcu trzeba było trzymać tę cholerną księgę i te wszystkie komponenty - dzwoneczki, słoik ze świetlikami, kłębki puchu i strzałki kupione jeszcze w Altdorfie.

Jako że szedł praktycznie na samym końcu, ledwie zauważył człowieka konającego w ramionach prowadzącego krasnoluda. W pierwszej chwili pomyślał, że ta banda zabijaków z którą podróżował napotkała jakiegoś wędrowca i postanowiła go okraść. Wyglądali na zdolnych do czegoś takiego. Jednak po krótkim sprincie na wzgórze przekonał się, iż najpewniej mężczyznę załatwiła banda mutantów. Świetnie... Pierwsza wersja zdecydowanie bardziej mu się podobała.
Mutantów widział po raz pierwszy w życiu i od razu nie przypadli mu do gustu. Brzydcy, zdeformowani... Wprost obrzydliwi.
Skoro oni byli obrzydliwi to jakim słowem można było określić Bestię? Siegfried, jako człowiek wykształcony, znał wiele słów, jednak żadne nie było w stanie określić obrzydliwości tego stwora. Niemal zebrało mu się na wymioty gdy na nią patrzył, a należy wspomnieć, iż patrzył z daleka i to jeszcze przez ścianę spadającej z nieba wody. Całe szczęście, że wziął się w garść - podróżując z taką bandą twardzieli lepiej było dla niego nie okazywać słabości. Idąc tym tokiem rozumowania nie zwiał od razu, gdy tylko zobaczył przeciwnika. Pocieszał się myślą, że jego towarzyszy było sporo, więc powinni sobie poradzić z Bestią, nawet gdyby połowa miała zginąć.
Było to poświęcenie na które był gotów.

Szarżę uznał za zły pomysł, szczególnie że tym kijaszkiem to on najwyżej mógłby mutantom zrobić dobrze. Mieczem też niezbyt dobrze się posługiwał, poza tym uważał swoje życie za zbyt cenne by je tak szybko stracić. Na początek, zbiegł w dół wzgórza, coby się znaleźć bliżej potworów. Podobnie jak kolega po fachu, zatrzymał się gdzieś w połowie, szukając miejsca gdzie można by się było skryć - chciał być blisko, ale nie aż tak by oberwać szczypcami w łeb. Znalazłszy (lub nie znalazłszy) odpowiednie miejsce, wyciągnął z torby dzwonek i zaczął inkantować zaklęcie. Zamierzał wywołać w pobliżu mutantów huk podobny do huku imperialnego działa, chcąc odwrócić ich uwagę od nacierających wojaków i chłopów na wozie. Miał nadzieję, że czar bardziej wystraszy przeciwników niż sojuszników. Po rzuceniu tego czaru zamierzał wspomagać towarzyszy pociskami magicznej energii, a w przypadku gdyby wszyscy polegli zamierzał uciekać ile sił w nogach. Nie był bohaterem, toteż perspektywa śmierci w paszczy jakiegoś monstrum niezbyt go pociągała.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 19-08-2011, 22:28   #14
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Klara z trudem stawiała kolejne kroki. Miała już dość tego sączącego deszczu, błotnistego traktu i mokrych włosów. Wcisnęła głowę mocniej w kaptur ale niewiele to dawało. Materiał był już przesiąknięty. Wędrowali już kilka godzin. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, więc wlokła się na końcu grupy. Prawie nikt nie zwracał na nią uwagi. Nie obchodziło ich, że wyciągnięcie nogi z błota jest dla drobnej kobiety dużo trudniejsze niż dla tych rychłych facetów czy krasnoludów. Zwykle lubiła deszcz. Za młodu uwielbiała biegać po polanach w czasie gdy wszystko chowało się przed chłodem. Kochała wręcz ganiać gęsi po rodzinnym majdanie oraz tarzać się w błocie. Lata na Uczelni nie oduczyły tego u niej. W końcu najlepsze zabawy u „Spiżowej Gęsi” były właśnie w ogrodzie podczas opadów. Tam chyba po raz pierwszy spróbowała smaku męskiego ciała, a przynajmniej tak jej mówili, bo nie pamiętała ni cholery z tego wieczoru. Tak czy siak, jeżeli coś sprawi, że znienawidzi deszcz to tylko ta podróż.
A w głowie wszystko wyglądało zupełnie inaczej…

Kiedy przybyła do zamku Antarów była już całkowicie przemoknięta. Błoto pluskało spod kopyt jej klaczy. Służba rozpierzchała się na boki, chcąc uniknąć stratowania. Niczym burza wpadła do głównego holu, przy akompaniamencie wichru i grzmotów. Jakoś nie zrobiło to na nikim wrażenia. Na miejscu zgromadził się już spory tłum ludzi. Strażnicy, weterani, najemnicy, nawet osoby które na pierwszy rzut oka nie powinny mieć nic do czynienia z kimś pokroju szlachetnego Magnusa. Uśmiechnęła się do siebie.
Zaraz zrobię wejście
Ściągnęła z głowy kaptur i odgarnęła włosy. Oczami wyobraźni widziała jak przejdzie środkiem holu, wprost do komnat jej suwerena. Wszyscy będą podziwiać jej urodę. Wspólnie z grupą mężnych wojów, którzy będą bronić jej przed niebezpieczeństwem. Ona w zamian odwdzięczy się swoim poczuciem humoru oraz inteligencją. Będzie kurować ich rany i uspokajać zszargane zmysły. Do domu wróci w chwale, a ojciec przywita ją ze łzami w oczach. Piękna wizja, godna by zaistnieć w panteonie wielkich poematów.
Życie to nie jest jednak jakieś pierdolone romansidło.
Jeżeli ktoś zachwycił się jej rudymi lokami, to raczej okazywał to w sposób mało rycerski, przypominający raczej zwykłych pijaków. Czuła na sobie ich spojrzenia. Czuła jak ją rozbierają wzrokiem, a chętnie zrobili by to też czym innym. Jak w ich głowach formują się wyuzdane fantazje, a oczy wodzą za jej piersiami. Klara sama czuła się z nich dumna. Były kształtne, nie za duże ani nie za małe. Dbała o nie, gdyż wielokrotnie nauczyła się mocy jaką w sobie noszą. Nie mniej miała wrażenie jakby znowu trafiła na uniwersytet pomiędzy niewyżytych młodzieńców, a nie na dwór szlachcica. W nos uderzał smród niemytych oraz spoconych ciał, które nie chciały się jakoś przed nią rozstępować i znajdowały się zdecydowanie za blisko.
W pewnym momencie odwróciła się i strzeliła swoim pejczem, którym do niedawna poganiała konia, jakiegoś franca. Ten zastygł z głową odchyloną do tyłu i ręką wisząca na wysokości jej tyłka. Szlachcianka nie wiedziała dlaczego, ale zawsze potrafiła podświadomie wyczuć zagrożenia, nawet te związane z godnością. A że miała ciętą rękę to szybko zyskała przydomek „Ciętej Klary” albo „Osy”. Czerwona pręga na policzku mężczyzny, wskazywała że nie były one nadane bezpodstawnie. Huk uderzenia podziałał lepiej niż wezwanie wojenne. Wszyscy, jak jeden mąż, zamilkli i spojrzeli w ich stronę.
Von Stercza ruszyła dalej, nie oglądając się za ramię. Teraz przynajmniej nie musiała się przepychać, gdyż ludzie nie chcieli stawać na jej drodze. Sroga mina wskazywała, że skórzany pejcz może zagościć jeszcze na nie jednym policzku, gdy zajdzie taka potrzeba. Dopiero kiedy zniknęła na schodach, sala odetchnęła. Napięcie zniknęło równie szybko jak się pojawiło. Znajomi poszkodowanego naśmiewali się z niego głośno, a on nadal stał tam gdzie stał i trzymał się za piekące miejsce.

Magnus przyjął ich w swojej prywatnej komnacie. Przywitał się uroczyście zarówno z nią, jak i z pozostałymi członkami grupy. Na szczęście nie było pośród nich tego chorego zboczeńca. Niestety jej towarzysze rozwiali kolejny etos, który ukształtował się w jej głowie. Może dwóch czy trzech mogła by z dużym przekąsem nazwać swoimi „rycerzami”. Reszta wyglądała na przypadkową zbieraninę motłochu i wszelkiego rodzaju zawadiaków. Tak więc siedziała naburmuszona i zawiedziona w fotelu. Sprawa w której zostali tutaj zebrani, była poważna. Dużo poważniejsza niż mogła się spodziewać. Miała pewne wątpliwości, czy da sobie radę z takim zadaniem. Wkrótce jednak zostały one zastąpione żyłką przygody. Czyż mogło się przytrafić jej coś ciekawszego? Nie żeby marzyła o jakichś niebezpieczeństwach. Wiele nasłuchała się o Burzy Chaosu, Archeonie i okropnościach wojny. W tym nie było nic wartego zobaczenia. Ale jak każdy młody duch, który nie wiedział wiele o świecie, tęskniła za przygodami. Rzeczami, które mogła by potem opowiadać swoim dzieciom. Mierzwiło ją życie zwykłej pani domu, zarządzania folwarkiem i tego typu rzeczy. To był chyba jedyny powód, dla którego nie wycofała się tego dnia. Postanowiła wspomóc drużynę swoimi koneksjami i wiedzą. Machanie mieczem zostawiała komu innemu.
Kiedy Albert zaprowadził resztę do zbrojowni, została jeszcze na moment. Uważała że należało się wytłumaczenie dlaczego zjawiła się akurat ona. Na szczęście Magnus był nie tylko mądrym ale i wyrozumiałym suwerenem. Znał dobrze jej ojca, matkę oraz nią samą. W końcu nie raz gościła na zamku gdy była mała. Po oczach widziała, że chętnie dowiedziałby się, jak jej idzie na uczelni, ale obowiązki były ważniejsze. Kiwnął tylko głową, że rozumie sytuacją i ja akceptuje, po czym wysłał ją za resztą.
W zbrojowni nie zabawiła długo. Wzięła tylko lekki pancerz, bez hełmu. Nie pasował jej po prostu. Broni innej niż jej rodowy miecz nie potrzebowała. Poprosiła natomiast by Albert zaprowadził ją do zamkowego medyka albo zielarza. Z jego zapasów zebrała wszelkie potrzebne jej oprzyrządowanie. Zioła lecznice, uśmierzające ból oraz pobudzające, opatrunki, bandaże, igły do szycia, noże chirurgiczne, chociaż miała nadzieje że tych ostatnich akurat nie będzie musiała używać. Potem zawędrowała jeszcze do spichlerza po tygodniowe zapasy wędzonego mięsa oraz kilka bochenków chleba. Najdłużej zaś zabawiła o krawcowej, wybierając odpowiedni płaszcza podróżny, odporny na przemoknięcia i coś co zastąpiło by jej strój, który nadawał się tylko do wyłożenia psiej budy. Całe przygotowania zabrały jej tyle czasu, że w holu pojawiła się jako ostatnia. Zlekceważyła spojrzenia swoich towarzyszy i poprawiła plecak. Kiedy mieli już wyruszać, w końcu ktoś postanowił się odezwać. Wyglądał na kulturalnego i inteligentnego faceta. Klara odzyskała wiarę w drużynę. Przedstawił się, wyklarował sytuację i zaprezentował swoją wartość. Mag. Przynajmniej będą ludzie z którymi rozmowy osiągną jakiś poziom.
- Klara de Stercza – odpowiedziała mu jako pierwsza, poprawiając włosy. – Uczeń akademii Altdorfskiej, medyk. Będę pilnowała, żebyście dotarli do Magnusa w jednym kawałku, a przynajmniej nie padli od jakiegoś choróbska. Liczę, że tacy rycerze jak wy pomogą damie w potrzebie.
Zrobiła do nich słodką minę, jakiej nie raz używała wobec swoich profesorów gdy chciała coś zdobyć. Ruszyła w stronę drzwi i na odchodnym dodała:
- Wszystkich napaleńców ostrzegam, że rękę mam ciętą oraz wiem co zrobić, byście więcej nie zaspokoili już żadnej kobiety. Radzę więc dłonie trzymać przy sobie.
Miała przeczucie, że po tych słowach kilka par oczu powędrowało z jej tyłka na plecy.

Dlaczego zostawiłam tam Siwka?”
Wściekała się na siebie. Plecy bolały ją już od ciągłej walki z wiatrem. Grupa majaczyła na granicy jej wzroku. Przyspieszyła kroku. Bała się, że zapomną o niej i zostawią ją w tej głuszy. Przez ten cholerny deszcz, nie mogli zbytnio rozmawiać. Nie wyrobiła więc sobie zdania o żadnym z nich poza tym, który zapoczątkował rozmowę w holu. Wszyscy wydawali się być zainteresowani jedynie sobą i nagrodą. Nie wyrobiła się jeszcze u nich żadna nić porozumienia. Miała nadzieje, że to się zmieni. Nie mają większych szansą z tą bestią w takim stanie.
Jej rozmyślenia przerwał fakt, że wpadła idącego przed nią towarzysza. Nie sądziła, że przyspieszyła aż tak. Jedno spojrzenie i zrozumiała swój błąd. Cała drużyna stanęła i przyglądała się czemuś z przodu. Czemuś co wyglądało na konającego człowieka.
Klara momentalnie pobiegła do przodu, zdejmując plecak. Zanim jednak tam dotarła, mężczyzna już nie żył. Krasnolud, który trzymał go na rękach położył martwe ciało na ziemi. Dziewczyna nie poddawała się jednak. Przyłożyła rękę do szyi denata i zaczęła go oglądać. Rany wyglądały naprawdę paskudnie.
Towarzysze minęli ją i ruszyli na wzgórze. Ich twarze skupiły się na nadchodzącej walce. Żaczka wiedziała o co im chodzi. Bestia sama wpakowała się w ich łapy. Nie mogła jednak pozwolić na takie potraktowanie tego martwego biedaka.
- Co wy robicie!? Przecież nie można go tutaj tak zostawić! – próbowała przekrzyczeć burzę, ale nawałnica była silniejsza. Opuściła ręce w geście bezradności i ostatni raz spojrzała na twarz. Zastygłe na niej przerażenie mówiło samo za siebie. Przemogła niechęć i ruszyła za pozostałymi. Jako, że dotarła ostatnia, miała najmniej czasu na rozeznanie. Ujrzała tylko mutanty atakujące wóz. Chłopi z trudem broniący się przed poczwarami. A w oddali ich cel. Olbrzymi monstrum, które mogło pozbawić jaj niejednego twardziela. Pożywiało się na koniu, który zresztą był od niego mniejszy. Kiedy pierwszy raz słyszała opowieści o tym stworzeniu, wyobrażała go sobie jako olbrzymiego zmutowanego psa, pełnego ran i zwisających kawałków mięsa. O kłach demona i zwinności kota. Jego prawdziwy wygląd spowodował, że dzisiejszy obiad podszedł jej niebezpiecznie wysoko do gardła. Razem z sercem zresztą.
Jej szlachetni panowie ruszyli ze wzgórza, w szaleńczym pędzie na ratunek ludziom. Poeta pewnie nie omieszkałby wspomnieć o ich mężnym sercu, odwadze. Promykach słońca, które wychyliły się za chmur wraz z ich nadejściem oraz o okrzyku radości obrońców. Nic z tych rzeczy nie nastąpiło. Nie zostali nawet zauważeni przez walczących, a deszcz nawet nabrał na sile. Dopiero teraz zrozumiała jak głupio to wygląda. Akurat mutanty nie stanowiły zagrożenia i potężne ramiona jej towarzyszy pewnie rozprawią się z nimi raz dwa, ale Bestia to coś zupełnie innego. Jej z pewnością nie da się pokonać samą odwagą i brawurą. Skoro najemnicy, szkoleni do walki, nie dali rady, taka zbieranina potrzebowała naprawdę dobrego planu. Męskie ego nie pozwoliło na to jednak. Dobrze chociaż, że nie wszyscy myślą za pomocą swojego ostrza. Dzięki temu nie musiała biec z innymi, mogła odpoczywać i przyglądać się. Walka to nie był jej żywioł. Na nią nadchodził czas kiedy umilknie szczęk stali i pojękiwania rannych. Teraz postanowiła przyczaić się przy elfie i drugim strzelcu oraz bacznie obserwować monstrum, gotowa w razie czego ostrzec swoich towarzyszy przed niebezpieczeństwem.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 19-08-2011, 23:06   #15
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Powiedzieć, że najemnicy von Antary spadli na wroga jak grom z jasnego nieba, było by przy obcej pogodzie, lekko nie na miejscu. Tym niemniej po krótkim zapoznaniu się z sytuacją, grupa zdecydował obrać starą i sprawdzoną wielokrotnie strategie frontalnego ataku. Początkowo szli zwartym szykiem, ramie przy ramieniu, niczym szarżująca kawaleria. Zaraz jednak kilku wyłamało się z ogólnej tendencji, chcąc zmiękczyć wroga strzałami lub magią, jeszcze zanim dopadnie go pierwsze uderzenie na wpół biegnący, na wpół ślizgających się po zboczu zbrojnych. Czaromioci i strzelcy szybko porzucili myśl o szukaniu osłony, bo takiej zwyczajnie nigdzie nie było. Zostawało tylko wybrać odpowiednie miejsce do ostrzału. Kto by jednak pomyślał, że ostrzał ten będzie prowadzony z ciężkiego imperialnego działa?!

Walczący na i przy wozie o takim wynalazku mogli co najwyżej słyszeć, toteż huk rozlegający się tuż koło nich, położył wszystkich po ziemi. No, może z wyjątkiem wielkiej głowy, bo akurat ona nie miała w tym zakresie dużego pola do popisu. Alfred, który w przeciwieństwie do Siegfrieda, wolał bardziej bezpośrednie rozwiązania, uzupełnił czarodziejski pokaz efektowny magicznym pociskiem, który sycząc w powietrzu, uderzył prosto we wstającego garbusa. Który nic sobie z tego nie zrobił.

Tymczasem dwaj kroki wcześniej dwaj strzelcy, Hainz i Maperiol, postanowili urządzić sobie konkurs łuczniczy. Widać tradycyjna forma z tarczą i odległością mierzoną w krokach, już im nie wystarczała. Potrzebowali małego huraganu, bo na takie miano konsekwentnie i wytrwale pracowała nawałnica, aby sprawdzić swe umiejętności. W tych warunkach z trudem można był zachować równowagę, o braniu poprawki na wiatr i siekący deszcz nawet nie mówiąc. Lotki strzał był mokre, jeszcze za nim drzewce na dobre dotknęło cięciwy łuku a i ona sama, w niedługim czasie miała być bezużyteczna. Groty wibrowały wyraźnie pod kolejnymi uderzeniami wody a strumienie kapiące z czoła i włosów zalewały strzelcom oczy przy celowaniu.

Elf wypuścił strzałę pierwszy. Pocisk pomknął w powietrzu, walcząc z wiatrem i dziurawiąc ścianę wody, po to aby zagłębić się w wielkim chodzącym czerpie, tuż koło wbitej weń siekiery. Mutant wydał się nim równie przejęty, co Garbus zaklęciem Flicka.

Leo odczekał sekundę dłużej i ta cierpliwość, która powinna przecież bardziej pasować do długowiecznego elfa, opłaciła mu się. Celował w mutanta z przeraźliwie długa szyją. Ten akurat wstał po upadku i robił to na tyle niezdarnie, że wyrzucił głowę wysoko w powietrze, jak balon uwiązany na sznurku. Strzała łowcy wypuszczona moment wcześniej trafiła go dokładnie między oczy, przebijając czaszkę na wylot. Nadziany jak szaszłyk czerep opadł na ziemie, tuż pod stopami mutanta, po chwili dołączyła do niego reszta zdeformowanego ciała.

Cóż, w pierwszej rundzie tego mini turnieju łucznictwa ekstremalnego obaj zawodnicy zaliczyli trafnie, jednak Heinz zbierał dodatkowe punkty za wrażenia artystyczne.

To jednak był wszystko, co na te chwilę dało się zrobić z dystansu. Przyszedł czas na bezpośredni kontakt ze złem tego świata. Gotrii i Jotun, dwaj krasnaludzcy bracia, uderzali wspólnie na wielką chodzą głowę. Szczurołap miał mniej szczęścia, bo poślizgnął się na mokrych kamieniach i chybił. W uszach zadzwoniło mu kilkadziesiąt klekoczących szczęk, kiedy mutant próbował go ugryźć sowimi wszystkim paszczami na raz. „Pypeć” tylko na to czekał z impetem wbijając halabardę w ogromną czaszkę, która pod siłą tego uderzenia pękła, obryzgując obydwu brodaczy krwią, posoką i gąbczastą substancją, która musiała być uwięzionym w niej mózgiem.

W tym samym czasie Felix, Draug i Mierzwa po społu przypuścili atak na przerażającą hybrydę konia i człowieka. Mutant okazał się zadziwiająco sprawny i zwinny. Tylko Reinholdowi udało się go trafić, ale nawet mimo krwawiącej rany w boku, odmieniec fikał, kopał i rozdawał razy, na prawo i lewo. Przewaga liczebna w tym starciu, mimo, że wynosiła trzy do jednego, nie gwarantowała jeszcze zwycięstwa.

Gislan, atakując najeżonego kolcami mutanta, przyjął bardziej honorową formę pojedynku, ale też był spychany przez swojego przeciwnika w kierunku rzeki błota płynącej poza głównym traktem. I to mimo tego, że jego adwersarz miał tylko jedna rękę! Lepiej poszło Dirkowi, przynajmniej początkowo, bo zachodząc różowego mutanta nieco z flanki zdołał wbić mu sztych w plecy. Tylko dzięki temu, teraz mógł jako tako unikać jego wściekłych ataków

Z pozostałych walczących został jeszcze Linus. Kto by się spodziewał, że to właśnie w twardym gladiatorze, w ferworze walki i szalejącej burzy, zostanie najwięcej odruchów człowieczeństwa i troski o innych. Wojownik areny rozdał kila ciosów na prawo i lewo, ale bardziej po to, aby utorować sobie drogę do wciąż trzymających się na wozie chłopów.

- Tędy! Za mną! –

Nie trzeba im było dwa razy powtarzać. Zeskoczyli z wozu i pobiegli za gladiatorem, trzymając się jak najdalej od walczących. Linus podprowadził ich w stronę stojącej z tyłu Klary. De Stercza wyciągnęła co prawda ostrze z jaszczura, ale do starcia się nie paliła.

- Zajmij się nimi. –

Zakomenderował krótko i ruszył z powrotem do walki. Chcąc nie chcąc Klara zrobiła, o co prosił. Z obserwacji bestii nie wiele wychodziło, bo choć potwór był wielki, to bitwa zasłaniała już prawie wszystkie szczegóły.


Pierwszym impetem, wspomagani przez zaskoczenie i szok armatniego wystrzału, pozbyli się dwóch z sześciu dziwolągów. Teraz jednak wszystko to mięło i mutanci byli już świadomi zagrożenia i tego, że walczą o życie. Od razu dało się zauważyć tego efekty.

Pokryty różowym futrem odmieniec, mimo, że początkowo sam został trafiony, teraz szybko zyskiwał przewagę na Dirkiem. Tauerman zdecydowanie lepiej radził sobie ze zwłokami, niż z żywym przeciwnikiem. To była chwila, Dirk nawet nie widział kiedy i jak, ale ból rozdzieranej skóry i mięśni był straszliwy. Człowiek krzyknął głośno, zagłuszając odgłos rwanego pancerza i ubrania pod nim. Mutant, pod niewinnie wyglądającym futrem ukrywał olbrzymią siłę, szybkość i zakończone ostrym jak brzytwa pazurami palce. Teraz owe pazury ociekały krwią Dirka. Mutant wyrwał na jego plecach cztery podłużne rany. Tauerman wymachiwał jeszcze niezdarnie bronią, ale wiedział, że to już koniec. Kolejnego uderzenia ledwo uniknął, ale stracił równowagę i przewrócił się na plecy, mieszając własną krew z rzadkim błotem pobojowiska. Różowy skoczył mu na pierś niczym kot i własnym łapami przygwoździł mu ręce do ziemi. Dirk kopał jak oszalały, próbując zrzucić z siebie napastnika, ale na próżno. Zdeformowana twarz mieściła w sobie podobną do kociej paszczę, z dwiema parami ostrych kłów, które zaraz miały zagłębić się w szyi unieruchomionego człowieka.

Smród palonego futra omal nie przyprawił go o utratę przytomności, kiedy magiczny pocisk Siegfrieda ugodził mutanta. Różowe futro, mimo, że ociekające wodą, na monet zajęło się ogniem a odmieniec odskoczył przerażony, próbując druga łapą ugasić pożar. Strzała wabiła mu się prosto w brzuch, kiedy Leo zaliczał kolejne trafienie. Różowe, martwe cielsko opadło na trakt, obok rannego Dirka. Teraz było zdecydowanie bardziej w jego kategorii.

Elfi rywal Heinza też zaliczył kolejne trafienie, pakując drugą strzałę, tuż obok pierwszej, w garbie swojego pierwszego celu. Tyle że Garbus nadal uparcie pozostał głuchy na jego awanse. Tylko Albert nie mógł być z siebie zadowolony. Widok tych wszystkich trupów, fruwających w powietrzu flaków i posoki, sprawił, ze popsuł swoje zaklęcie.

Garbus tym czasem, który do tego momentu nie mógł ogarnąć się w sytuacji, teraz zaatakował wściekle Gotriiego. Krasnalud z najwyższym trudem sparował jego atak na tarcze, ale przewaga zasięgu po stronie mutanta nie pozwała mu wymierzyć skutecznego ciosu. W sukurs przyszedł mu Jotun, ze swoja halabardą, którą spuścił na łeb garbusa, słusznie się domyślać, że faszerowanie kolejnymi porcjami metalu jego graba, choć łatwiejsze, nie przynosi większych rezultatów. Drzewce halabardy jęknęło głucho pod siłą ciosu, ale garbus w końcu padł na ziemie martwy.

Gislan, coraz bardziej cofający się pod ciosami swojego adwersarza doszedł wreszcie do wniosku, że ma dość honorowego pojedynku i wystawił mutanta prosto pod miecz wracającego do walki Linusa. Gladiator brutalnym uderzaniem niemal rozciął go na dwie połowy, kończąc żywot kolejnego odmieńca. Draug, Felicx i Mierzwa w końcu wspólnymi siłami poradzili sobie ze swoim wierzgającym koniem a kozak zadał ostateczny cios otwierając czarną szablą gardło ostatniego mutanta.

Przez dobrą chwilę, jedyne co było słychać przy wozie, to szybkie urywane oddechy i jęki rannego Dirka, gramolącego się z ziemi. Przez chwilę.

- UWAGA!!! –

Kalra de Stercza robiła wszystko co mogła, aby przekrzyczeć nawałnice, ale dopiero kiedy podbiegła bliżej, uwikłani w walkę awanturnicy usłyszeli jej krzyk. Bestia ruszyła się z miejsca, jeszcze w czasie, kiedy oni dobijali ostatnich mutantów. Końskie zwłoki, będące teraz niczym więcej jak skórzanym, pustym workiem bez żadnej zawartości, odrzuciła na bok i poczęła toczyć się w kierunku walczących. Przemieszczała się wolno, odpychając się mackami od ziemi i ciągnąc po trakcie zwisające z boków flaki i wywleczone na wierzch dziwne organy.

Dłonie najemnikow mocniej zacisnęły się na rękojeściach mieczy i toporów. Jotun nastawił już swoja halabardę, jęknęły coraz bardziej zawilgocone cięciwy łuków a magicy poczęli szeptać swe zaklęcia. Pojawiał się nawet Magnur, do tej pory przerażony ogromem koszmaru, przed którym stanęli. Wszyscy zamarli w pół oddechu, z szeroko otwartymi gębami, gdy bestia skoczyła w powietrze.


Potwór wyprężył potężne macki i wybił się dobre kilka metrów w górę. Spadł między zgromadzony w pobliżu wozu jak kataklizm. Ziemia aż zatrzęsła im się pod stopami, kiedy ważące tyle co bretoński bojowy rumak cielsko, gruchnęło o trakt. Trudno było posądzać te chaotycznie poskładaną kupę mięsa o myślenie, ale fakt pozostawał faktem, że miejsce wybrała idealnie. Przybyły w końcu na pole bitwy piwowar znikał w odmętach jej paszy, nie wydając nawet dźwięku. Kula mięsa zdawała się nagle zacząć gotować, gdy potwór uniósł się na monet na mackach ukazując wszystkim znajdującą się pod spodem jego bezkształtnego cielska, okrągłą paszcze, wielkości koła od wozu, najeżoną na okręgu ostrymi, zębami. W środku, wrzeszcząc z bólu i cierpienia siedział Magnur, owinięty mackowtym, wciągającym go powoli do środka jęzorem. Teraz już wszyscy wiedzieli, co ich czeka, jeśli zawiodą w tej walce.

Potwór na powrót opadł na ziemie i bez żądnego ostrzenia wystrzelił kilkanaście macek w rożnych kierunkach. Dwa potężne odnóża uderzył w burtę wozu. Pojazd, który jak się okazało był wypełniony węglem drzewnym, przechylił się na bok, wysypując cały swój ładunek i przekoziołkował w dół zbocza, pozbawiając walczących jakiekolwiek osłony. Większość awanturników zdołało w porę odskoczyć. Nie wszyscy jednak.

Draug i Felix musieli ratować się upadkiem i już na ziemi odtoczyli się poza zasięg macek. Gotrii przyjął potężny cios na tarczę, po którym odleciał ze dwa metry do tyłu, nakrywając się swoją osłoną a Linus... cóż, gladiator miał najmniej szczęścia.

- Ratunku! Pomóżcie! Wyciągnice mnie stąd! –

Jedna z macek uderzył go prosto w pierś. Inna okręciła się wokół nogi. Ostatnim wysiłkiem odciął trzecią, atakującą jego głowę, ale i za to przyszło mu zapłacić. Z odciętej kończyny chlusnęła żółtawa, lepka substancja, która natychmiast poczęła wżerać mu się pancerz i ciało na ramieniu, powodując potworny ból. Wojownik miał okazje obserwować i poczuć, jak żrąca maź wypala dziurę w pancernej płycie, chroniącej ramię. Tylko zahartowanemu, przyczajonemu do walki o życie na arenie umysłowi nie zwariował. Czuł jak potwór wciągał go z ogromną siłą w kierunku paszczy, jednoczenie udało mu się wbić sztylet między dwa spore kamienie zakopane w drodze i teraz trzymał się go kurczowo, napinać wszystkie mięśnie w próbie wyrwania się z uścisku kilkukrotnie cięższej poczwary.

- Pomocy! Odciągnijcie mnie od tego! –

Tylko na przewrotność losu, można było zwalić fakt, że ten, który pierwszy ruszył najsłabszym na ratunek, teraz sam zależał od pomocy innych. Zdawało się, że bez niej jego los jest przesądzony. Tyle, że każda taka próba, oznaczała dostanie się w zasięg wciąż szyjących i młócących dokoła macek potwora...

DrutZRuszczkom proszony o nie postowanie
 

Ostatnio edytowane przez malahaj : 22-08-2011 o 01:24.
malahaj jest offline  
Stary 22-08-2011, 03:57   #16
 
Aston's Avatar
 
Reputacja: 1 Aston nie jest za bardzo znanyAston nie jest za bardzo znanyAston nie jest za bardzo znany
-Kurwa!!! - przez szelest gęstego deszczu przedzierał się rozpaczliwy krzyk. Nie było w nim godności, nie było dumy. Leżał na ziemi. Potwór mocno szarpał, ciągnął go do swojego otworu gębowego. Linus kurczowo trzymał się wbitego mocno sztyletu. Na dłoniach wylazły mu żyły. Obmywana strumieniem wody twarz wyrażała przerażenie. Oczy miał zeszklone. Zacisnął pożółkłe zęby usiłując utrzymać się rękojeści. Nie myślał nawet o tym jak niepewne było to oparcie. Widział śmierć Magnura i napawało go to tym większym strachem. Napływ adrenaliny sprawił, że nie czuł już tego okropnego, żrącego bólu na ramieniu. Naprężał mięśnie rozpaczliwie próbując wyrwać się Bestii. Liczyło się tylko przetrwanie.

Nie boją się tylko głupcy...
 

Ostatnio edytowane przez Aston : 22-08-2011 o 04:16.
Aston jest offline  
Stary 22-08-2011, 09:54   #17
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
-Bogowie, pomóżcie nam!- wymruczał przerażony Felix. Walka z mutantami nie sprawiła im większych problemów poza rannym Dirkiem, lecz teraz łowca nagród zrozumiał, że ich misja może się skończyć właśnie tu.

Uspokój się!- wrzeszczał do siebie w myślach próbując przekrzyczeć wiatr, deszcz i wewnętrzną panikę na widok wciąganego przez Bestię gladiatora.

Musiał mu pomóc, jego życie zależy od ich szybkiej reakcji. Niewiele myśląc nad tym co właśnie zamierał robić i czym mogło się to dla niego skończyć obwiązał się swoją liną drugi koniec podając wciąż oszołomionemu Draug'towi wołając-Trzymaj!!- i pobiegł z mieczami w kierunku macek.

- Błagam, żeby tylko zdążyć!- myślał planując swój wypad. Postanowił dobiec do gladiatora tak, by miał w nim oparcie gdyby sztylet pękł, i ciąć obrzydliwe macki.
 
Luffy jest offline  
Stary 22-08-2011, 09:59   #18
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
-Ha! Dwa moje!- zakrzyknął dumny z siebie i swojej halabardy Jotunn, niemal czule spoglądając na utytłaną broń. Sam również nie wyglądał najlepiej, ale cóż znaczyło kilka grudek mózgu przylepionych do kaftana wobec radości zwycięstwa. Rozejrzał się po pobojowisku, wszyscy mutanci nie żyli, z tego co mógł dostrzec tylko jedna osoba odniosła rany. Nie było wcale źle… przynajmniej do momentu, kiedy krzyk Klary nie przypomniał mu o Bestii.

Była tak paskudna, że nawet jemu który nie jedno przecież już widział zaczynał wywracać się żołądek. Na szczęście nie wydawała się zbyt sprawna. Jotunnowi przywodziła na myśl gigantyczną ośmiornicę wyciągniętą z wody. „Trzeba będzie się trochę namachać żeby to ubić.”- pomyślał gdyż zadanie przedstawiało się dla niego bardziej, jako ćwiartowanie mięsa niż prawdziwa walka. I wtedy Bestia pokazała, na co ją stać. Jotunn gapił się na lecące w powietrzu kłębowisko macek z otwartą gębą, czegoś takiego kompletnie się nie spodziewał. Magnur chyba też nie, jedna chwila i było po nim.

- O w mordę.- wyrwało mu się. Wtedy strzeliły macki, nie było czasu żeby się dziwić. Zareagował błyskawicznie.
- Osłaniajcie mnie!- rzucił do reszty, chociaż nie miał bladego pojęcia jak niby mieliby to zrobić i skoczył ratować gladiatora. „Nie ma to jak halabarda”- pomyślał unosząc bron by odrąbać oplatające Linusa macki. Starał się to zrobić tak daleko od uwięzionego jak tylko pozwalało mu drzewce, by uchronić go przed rozbryzgami żrącej substancji.
 
Agape jest offline  
Stary 22-08-2011, 10:24   #19
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Spąg, który zgodnie z przewidywaniami zerwał się po chwili i pobiegł za przewodnikiem, kręcił się na obrzeżach pola bitwy i głośno oszczekiwał walczących.
Gdy Gottri rąbnął o ziemię po ciosie potwora piesek nagle zamilkł i podbiegł do pana obwąchując troskliwie. Widząc różowy język i słysząc znajome skomlenie, Gottri zorientował się, że jednak żyje i zaczął wierzgać nogami by bo chwili gramolenia z mlaśnięciem podnieść się z błota. Zdążył akurat by zobaczyć jak bestia powala Linusa.
- Kurwa, ona ma kwas zamiast krwi!-rzucił pełne wściekłości spojrzenie potworowi. Uciec, zostawiając rannego człowieka na pewną śmierć było niepodobieństwem. Z taką plamą na honorze nie pozostałoby mu nic innego jak ogolić głowę i zostać zabójcą. Jak jednak z tym walczyć?
Spojrzał w kierunku wozu, który miał być ich osłoną.
- Tylko poniszczymy bronie- powiedział widząc jak Felix biegnie do stwora z mieczem. Coś jednak zrobić trzeba. "Sama lina nie uratuje Linusa bo co powstrzyma stwora by trochę podejść gdy go odciągniemy?"
Przypomniał sobie o wozie. Ślizgając się na błocie pobiegł w dół zbocza w jego kierunku. Pomagając sobie toporem wyjął sworzeń łączący dyszel z przednią osią i odłączył go od wozu. Przerzucił tarczę na plecy, zaś topór wsadził za pas. Wlokąc tą prowizoryczną kopię wdrapał się najszybciej jak potrafił z powrotem.
- Pomóżcie ludzie, trzeba to odepchnąć!
Po czym ujął drąg oburącz i niczym rycerz naparł z całej siły na bestię od strony walczącego o życie gladiatora.
 

Ostatnio edytowane przez Ulli : 22-08-2011 o 13:03. Powód: literówka, przecinek, pytajnik, stylistyka
Ulli jest offline  
Stary 22-08-2011, 14:02   #20
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Leo zmarszczył lekko brwi, widząc problemy. Dwie strzały poszły i efekt był zadowalający. Trup oraz jeden dobity mutant. A teraz albinos był na prostej drodze do królestwa Morra.

Łowczy wyciągnął strzałę, napiął łuk i wymierzył. Cięciwa była mokra ale jeszcze nie na tyle by pęknąć. Sam mężczyznał czekał. Nie miał zamiaru ostrzeliwać potwora bo najpewniej nie miało to sensu przy ledwo dwóch łucznikach. Szykował się na pojawienie kolejnych macek. Miał zamiar pomóc chociaż w ten sposób, oddalając groźbę ze strony kolejnych odnóży.

W ostateczności mógł strzelać w okolice paszczy bestii.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172