Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-08-2011, 14:21   #21
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Gdy Felix rzucił Draugdinowi linę i pobiegł jak szalony na ratunek Linusowi Mierzwa zdębiał.
Kozak pojmował na swój sposób znaczenie honoru i odwagi, ale tego jego umysł nie ogarniał. Widząc jak gladiator szamocze się w uścisku macek bestii uznał, że ofiara z człowieka może na coś się jeszcze przydać. Jako przynęta. "Oby tylko długo wytrzymał" - pomodlił się w duchu do Ursuna.

Wbił czarną szablą w mokrą ziemię i uchwycił mocno drzewce włóczni, którą miał przewieszoną za plecami. Następnie z krótkiego rozbiegu wyrzucił włócznię w kierunku olbrzymiego korpusu bestii licząc na łut szczęścia.

Nie patrząc czy trafił chwycił ponownie szablę i zygzakiem poleciał za Gottrim Swensonem widząc, że samotnie nie sprosta zadaniu pchania dyszla.

- Na pohybel! Kislev! - darł się jak opętany pędząc ku krasnoludowi.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 22-08-2011 o 14:24.
kymil jest offline  
Stary 22-08-2011, 17:05   #22
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Moperiol naciągnął swój łuk, pierwszy strzał, pierwsze trafienie.
– Tak to się robi – krzyknął z wyraźnym zadowoleniem z siebie, a następnie dodał w kierunku Leo – Twoja kolej . Był dumny ze swojego strzału, warunki jakie panowały, wymagały jak największej precyzji i choć trudno mówić o tym przy takiej atmosferze, również skupienia. Gdy krzyczał, zauważył, że strzała człowieka, już dochodzi do celu. Doszła i to jak, główka! Mutant padł na ziemie bez tchu, ze strzałą zadomowioną między oczami.
– Jeden – Jeden – skomentował sytuację, i choć nie dając po sobie poznać był pod wrażeniem strzału człowieka. Mimo iż, walka toczyła się w najlepsze, elf chyba na razie nie traktował jej do końca poważnie.

Po chwili sięgnął po drugą strzałę, rozglądając się jak wygląda sytuacja. Wojownicy, właśnie dopadli mutantów, udało im się zadać parę ciosów, przy okazji pozbawiając życia kolejnego ze stworów. Teraz jednak mutanty zorientowały się w sytuacji i zaczęły się bronić. Bitwa przestała już wyglądać tak dobrze. Co gorsza, różowy praktycznie pozbawił życia jednego z kompanów. Całe szczęście Leo, będący w wyśmienitej formie przy drugim strzale, pozbawił miernego życia drugiego ze stworów. Równocześnie druga strzała elfa wzbiła się w powietrze, Moperiol z uwagą w bezruchu obserwował jej lot, który zakończył się wbiciem w garb wroga.
– Dwa – Dwa – Krzyknął elf, patrząc prawie z niedowierzaniem, jak różowy stwór pada na ziemie po strzale Heinza, a Garbus sobie praktycznie nic nie robi z jego ataków. Dopiero krasnal musiał poprawić po nim powalając halabardą zniekształconą kreaturę.

Kolejne stwory również padły, to niestety zwróciło uwagę Bestii, która wyraźnie zakończyła posilanie się koniem i postanowiłą wtrącić się do bitwy. Elf tylko odprowadził ją wzrokiem, gdy wzbiła się w powietrze, po momencie spadając na Magnura, a po chwili już go pochłaniając. Widok był przerażający, ale wrzask towarzysza jeszcze gorszy.
* Teraz to już na pewno tam nie schodzę * pomyślałem, lecz nie chcąc dać po sobie znać, że się boję krzyknąłem do Leo – Czas przedziurawić coś większego – po czym lekko się uśmiechnąłem, ukrywając swoje prawdziwe myśli.

Na dole odgrywały się przerażające sceny. Bestia, starała się uśmiercić kolejnego kompana, inni desperacko próbowali go bronić. Czas był teraz bardzo ważny, więc Moperiol rozpoczął ostrzał Bestii. Szybko założył strzałę, która już po chwili wzbiła się w powietrze. Elf odprowadzając ją wzrokiem miał tylko nadzieję, że Bestia nie weźmie sobie za chwile na cel łuczników, czy znajdujących się również niedaleko magów.
 
AJT jest offline  
Stary 22-08-2011, 21:38   #23
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Dotychczasowo wszystko przebiegało poprawnie. Udało się dokonać magicznego ostrzału, ewakuować chłopów tak cenne źródło informacji jak i wybić mutantów.
Tylko bestia nie zachowała się zgodnie z planem. Zwierze powinno być wstanie najeść się koniem i zaspokoiwszy głód uciec. Niestety ta część nie wypaliła.
Stał i z zdumieniem patrzył na potężny skok.
Czekał, chciał zobaczyć jak to coś się zachowa by dobrać najbardziej odpowiednie zaklęcie. To co zobaczył wprawiło go w zdumienie. Na podstawie krótkiego spojrzenia na rany wozaka miał pewne wyobrażenie o tym czego się spodziewać. To co widział było zupełnie inne i straszne.
Chwilę później kolejny człowiek był ciągnięty w stronę paszczy.
-Siegfried! Zaklęcie niezdarności! Ratować go!
Postanowił nie marnować czasu na splatanie magii i od razu rozpoczął inkantację. W końcu miał komponent, zaklęcie było w miarę proste i także drugi czarodziej powinien go użyć. Komuś z nich musiało się udać.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 22-08-2011, 22:57   #24
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Gislan był niepocieszony, kolczasty mutant okazał się twardym orzechem do zgryzienia i dopiero pomoc jednego z ludzi doprowadziła do dekapitacji parszywca.

Tymczasem bestia straciła zainteresowanie koniną i zwróciła swe ohydne macki ku walczącym. To co pokazała chwilę później przeszło najśmielsze oczekiwania Gislana. Skok i od razu trup, a potem młynek mackami, to naprawdę robiło wrażenie.

- O rzesz ty zdziro - zaklął Krasnolud, widząc spustoszenie jakie czynił potwór, ale na prawdę wkurwił się, gdy zobaczył jak bestia chce zeżreć chłoptasia, który pomógł mu zabić mutanta.

- Koniec tego pieprzenia - warknął Gislan i z krzykiem godnym króla barbarzyńców, doskoczył do potwora z zamiarem rąbnięcia go prosto w bebechy.
 
Komtur jest offline  
Stary 23-08-2011, 13:30   #25
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Draug otrząsnął się i otrzeźwiał. Pewnie chwycił rzuconą w jego kierunku linę. Widział co z nią robić. Starał się już trzymać na tyle luźną, żeby nie krępować Feliksowi ruchów, a jednak z drugiej strony na tyle naprężoną by w razie nagłej zmiany układy sił móc go odciągnąć na bezpieczną odległość.

Pogoda im nie pomagała. Strugi deszczu sprawiały iż przemoczeni byli już dawno temu. Ziemia pod nogami stawała się co raz bardziej grząska co dodatkowo utrudniało wyrafinowane manewry w walce.

Bestia miała nad nimi przewagę mimo, że podejmowali walkę z nią tak liczną grupą. Bestia była wielka i ciężka pomimo to jednak ciało u jej podstawy było na tyle szerokie że rozmokła ziemia i błoto za specjalnie nie utrudniały jej poruszania się. Poza tym kwas zamiast krwi. W najlepszym wypadku mogło się skończyć uszkodzeniem ekwipunku lub broni. To jedynak w najlepszym wypadku.

Sytuacja wydawała się skrajnie beznadziejna. Takie sytuacje motywowały najemnika do działania. Być może to jego ostatnia walka, być może dziś zginie lub zostanie trwale i szpetnie okaleczony. Zrobi jednak wszystko by móc sobie spojrzeć w oczy i powiedzieć dałem z siebie wszystko. Tego nauczył go kiedyś jego pierwszy nauczyciel walki mieczem gdy zadał mu onegdaj pytanie jak walczyć z przeciwnikiem znacznie potężniejszym od siebie gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi twierdzą, że jesteś z góry skazany na porażkę. Nauczyciel odpowiedział mu wtedy, że walczyć z takim przeciwnikiem można jedynie za pomocą serca, honoru i stali.

Poprawił uchwyt liny. Na pewno będzie gotów odciągnąć towarzyszy na bezpieczną odległość, gdy tylko nadejdzie odpowiedni moment. Potem chwyci za miecz i pomoże reszcie drużyny. Może jak bogowie spojrzą przychylnym okiem dożyją końca tej walki.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 23-08-2011, 19:36   #26
 
dambibi's Avatar
 
Reputacja: 1 dambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znanydambibi wkrótce będzie znany
Dirk rozpędził się z bronią w ręku i wbił ją w plecy monstra , nie spodziewał się wtedy że zaraz skończy na ziemi okrutnie poraniony.

Szlag!- Pomyślał , gdy mutant zbliżał swoja paszczę w stronę jego szyi. Na szczęście w ostatniej chwili uratował go młody von Antara , przypalając potwora magicznym pociskiem.

Ostatkami sił wstał z błota i postanowił się wycofać z dala od zbliżającego się niebezpieczeństwa którym była ogromna bestia. Zmierzał w kierunku Klary , która opatrywała chłopów. Może znajdzie trochę czasu dla niego?

Z bezpieczniej odległości zobaczył gladiatora chwyconego mackami i walczącego o życie. Oby miał więcej szczęścia od Magnura...
 
dambibi jest offline  
Stary 24-08-2011, 08:47   #27
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Jak na swoją pierwszą "bitwę" całkiem nieźle się spisał. Dzięki jego świetnemu pomysłowi, udało się zaskoczyć mutantów i już na samym początku zabić dwóch z nich. Do tego uratował jednego z kompanów celnie posyłając magiczne żądło w różową poczwarę.
I udało mu się powstrzymać mdłości na widok tych wszystkich latających flaków. Mógł być z siebie dumny! Właściwie, reszta kompanii też mogła być dumna, w końcu pokonali mutantów...

W ferworze walki również zapomniał o Bestii. A nie powinien, w końcu był prawdopodobnie najmądrzejszy z całej tej bandy. Monstrum w niemiły sposób przypomniało o swej obecności pożerając Magnura.
Siegfried odruchowo cofnął się parę kroków.
Nie żeby było mu smutno z powodu towarzysza. Nawet nie zdążył go poznać. Ktoś w końcu zginąć musiał, inaczej polowanie byłoby zbyt proste, prawda? Poza tym było jeszcze kilku wojowników którzy mogli oddać swe życie, nim von Antara zacznie uciekać.

Na przykład ten gladiator, którego stwór wciągał do paszczy.
- Kurwa - młody czarodziej zaklął cicho pod nosem. Postrach Ostermaku narzucił mordercze tempo. Jeśli będzie pożerał ich w takiej prędkości to wątpił, by zdołali go pokonać. Ale spróbować trzeba, w końcu się zobowiązał.

Zgodnie z sugestią (sugestią, nie rozkazem!) Alberta rozpoczął inkantowanie zaklęcia. Komponentu niestety nie miał, ale czar był dość prosty. Poza tym, rzucało go dwóch magów, któremuś musiało się udać. Flick z pewnością myślał podobnie... Ciekawe tylko czy niezdarność podziała na macki Bestii?
 
Wnerwik jest offline  
Stary 26-08-2011, 22:26   #28
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Siekący deszcz i wyjąca wichura nadawały oprawy bitwie pod wzgórzem. Bitwie godnej samej Burzy Chaosu! Robiło się coraz ciemniej, ale nawałnica dbała o to, aby walka miała odpowiednią scenerię, toteż co chwila czarne niebo rozrywały błyskawice. Jedna z nich, wyjątkowo potężna, uderzyła we wzgórze, z którego jeszcze przed paroma chwilami zbiegli awanturnicy, stawiając w płomieniach samotne drzewo rosnące na jego szczycie. Innymi słowy scena godna opiewania przez najlepszych bardów Imperium.

Pech chciał, że żadnego nie było w pobliżu. No, nie licząc pewnego amatora, niegodnego miana barda, który stanął na drodze poczwary kilka godzin wcześniej, odlewając się w lesie. On jednak był już w większości przetrawiony, wiec można go nie liczyć. Tak czy siak, bohaterowie-kandydaci na zabójców potwora, musieli radzić sobie bez barda i ewentualne pieśni o swym heroizmie, poświęceniu i męstwie układać sami. O ile przeżyją…

Leo i Moperiol, mimo panujących warunków i coraz bardziej namokniętych strzał i cięciw kontynuowali ostrzał. Leo nadal miał przewagę, bo udało mu się raz trafić mackę potwora. Strzała przebiła ją na wylot. Wylewający się ze środka kwas zaraz przepalił cienkie drewno i drzewce spadło na ziemie, przepalone na dwie części. Elf celował w korpus bestii, ale jego pocisk chybił. Mimo ogromu potwora w tych warunkach trudno było o to winić strzelca.

Mierzwa również postanowił zaatakować z dystansu, jednak jego pocisk miał o wiele większy kaliber. Ciśnięta w powietrze ciężka włócznia była o wiele mniej wrażliwa na panującą aurę a i odległość była sporo mniejsza. Niestety leciała też dużo wolniej niż strzała i mierzący prosto w cielsko stwora grot, zbiła na bok jedną z szalejących macek.

Ryk bojowy szarżującego krasnoluda zgrał się w jedno, z kolejnym gromem uderzającej błyskawicy. Niczym legendarni zabójcy trolli z jego rasy, Gisaln zaszarżował przez burze uderzających gdzie popadnie macek, prosto w bezkształtny korpus stwora. Nacierający brodacz z impetem odbił kilka mierżący w niego macek i z potężnego zamach zatopił ostrze topora w cuchnący cielsku.

Sam odrażający zapach tego monstrum omal nie powalił go na ziemie. Mimo bitewnego szału krasnolud musiał zwrócić całą zwartość żołądka. Ostrze weszło gładko w ciało stwora, które okazało się miękkie, gąbczaste i pozbawione jakiegokolwiek pancerza. Stal przecinała jak masło narośla, guzy i całe wywleczone na wierzch żołądki, torbiele i inksze tego typu organy, którymi otoczony był korpus. Każdy wypełniony był przelewającymi się wewnątrz kwasem i sokami trawiennymi. Zgniło żółta maź chlustała na wszystkie strony, sycząc i buchając kłębami pary w kontakcie z lejącą się z nieba wodą. Gislan w ostatniej chwili zasłonił się tarcza przed potężną falą wywołaną jego atakiem. Zaraz jednak w przerażeniem ciął paski tarczy, widząc jak kwas przeżera się na druga stronę. Gdyby w tej chwili bestia postanowiła go połknąć, to bez dwóch zdań skoczył by jak piwowar. Na szczęście była zajęta czymś innym...

- Sigmarze.... rozerwie.... Rozerwie mnie na pół... –

Linus naprężył wytrenowane na arenie mięsnie do ostatnich granic wytrzymałość. Ściągną jęczały, kostki na dłoni trzymającej sztylet był białe, za to twarz gladiatora napuchła czerwienią. Trzymał się! Jakimś nadludzkim wysiłkiem trzymał się, mimo, że ciągnęła go ku sobie istota co najmniej kilkukrotnie większa i cięższa. Czuł, że potwór za chwile urwie mu ręce, że rozerwie go na pół jak szmaciana lalkę. Nie czuł już nogi, wokół, której oplotła się macka. Z zakamarków popadającego w obłęd umysłu uwalniały się najdziwniejsze wspomnienia i obrazy. Na raz przypomniał sobie jakiegoś wędrownego uczonego, który opowiadał, jak to jaszczurki w odległych krajach, złapane przed drapieżnika potrafią odjąć sobie ogon, poświęcając go na posiłek drapieżcy, ale uchodząc z życiem. Przed oczami stawał mu obraz z opowieści starych myśliwych, ukazujący wilka schwytanego w potrzask, który odgryza sobie łapę, aby się uwolnić. Wtedy zdało mu się to głupotą, teraz przez głowę przechodziły różne myśli. ~~ A może... Może by ją odciąć.... Zdążyły bym... Bez nogi, ale będę żył.... jedno cięcie załatwi sprawę... może... –

CHLAS!!!!

Ostrze opadło pewnie, tnąc mieście i łamiąc kości. Jotunn zadziałał jakby czytając w myślach gladiatora. Odcięty kawałek drgał jeszcze przez chwile w konwulsjach, po czym znieruchomiał na ziemi. ~~ I z głowy ~~ pomyślał Pypeć widząc skuteczność swojej halabardy. ~~ No, przynajmniej jedna... ~~

Istotnie, jedna z macek trzymających Linusa w żelaznym ucisku opadła na zimie, brocząc dokoła kwasem. Inną odciął Felix, choć jego krótkie ostrza lepsze były do wyrafinowanej szermierki niż do takiej rąbaniny. Zaraz jednak padł na ziemie pod ciosem kolejnej, która od razu próbowała go pochwyć. Na szczęcie Reinhold był na posterunku i odciągnął go na bezpieczną odległość, póki jeszcze było to możliwe.

Linus wykorzystał chwilę kiedy napór bestii zelżał, aby podciągnął się na ziemi w stronę swych kompanów, ale w miejsce dwóch odciętych macek, zaraz pojawiły się kolejne, oplatając umęczone ciało gladiatora. Bestia nie rezygnowała łatwo z uczty, zwłaszcza kiedy już poczuła smak posiłku. Na szczęście Linus mógł liczyć również na magiczne wsparcie.

Albert rozpoczął splatanie zaklęcia, wiedząc, że tym razem będzie musiał je odpowiednio zmodyfikować, aby zadziałało na bestie, tak jak zamierzał. W akademii nie przepuszczano żadnej okazji, aby wbić do głowy przyszłym magistrom, jakie to niebezpieczne i jak bardzo ryzykowne. Starzy profesorowie chętnie raczyli ich opowieściami o tym, co stało się z magikami, którzy zrobili błąd podczas eksperymentów. Szczególnie dużo miejsca poświęcali opisom sceny jaką zostali po wejściu do laboratorium takiego pechowego badacza. Albert jednak nie miał czasu na badania. Był w ogniu walki a nie w bezpiecznym, magicznie zabezpieczonym laboratorium swego kolegium. Nie miał też czasu na eksperymenty, bo wiedział, że albo uda mu się od razu, albo następna próba będzie już niepotrzebna.

Gesty, trochę inne niż zwykłe, słowa, brzmiące odrobinę inaczej niż zapisano to w magicznej księdze. Mimo szalejącej wokół ulewy i chłoszczącego zimnem wiatru, Albert czuł jak się poci. Układał i naginał do swojej woli pasma magicznego wiatru, który zdawał się szaleć nie mniej niż ten prawdziwy. Już prawie mu się udało. Już prawie owinął się wokół trzymającej gladiatora macki. Już prawie...

Coś poszło nie tak. Albert poczuł jak szarpnęło nim, jakby sam potwor uderzył go jedną ze swoich macek. Zaklęcie jednak działało nadal. Zamiast sięgnąć do macek stwora, niewiadomym sposobem młody Flick sięgał wprost do jego umysłu. Jeśli tak można było nazwać te zdeformowaną i pokraczną formę świadomości, jeszcze bardziej przerażającą niż jej cielesna powłoka.

W jednak chwili czarodziej doznał całej gamy uczuć i doznań. Nienawiści do wszystkiego co żyje, bólu trawionego od środka kwasem, samopożerającego się ciała, które wciąż mutowało i rosło. Żądzy krwi, której nic nie było wstanie zaspokoić. Przez jego umysł przeleciały obrazy i wspomnienia potwora, każdej pożartej przez niego istoty. Cierpienie, kiedy jego ciało deformowały kolejne mutacje, nawet bólu ran i ciosów zadanych przez jego towarzyszy. W końcu umysł magika dotknęło coś innego. Mroczne jestestwo, od zawsze towarzyszące adeptem sztuki, ledwie musnęło jego umysł. Dla zwykłego studenta to było po prostu zbytu wiele.

W jednej chwili Albert inkantował zaklęcia, w drogiej leżał na ziemi zwijając się w konwulsjach, krzycząc i wyjąć nie gorzej nie otaczać ich wichura. Tylko stojący obok niego Siegfried wiedział co tak naprawdę się stało. Jemu czar się udał, ale strach przed tym co spotkało bądź co bądź kolegę po fachu, sparaliżował go przed kolejnymi próbami naginania wiatrów magii do swoich celów.

Rozpaczliwie trzymający się życia, które teraz zamykało się dla niego we wbitym w trakt sztylecie Linus, poczuł na moment, że chwyt na jego ciele słabnie i że ma okazje się uwolnić! W tej samej chwili w bestie uderzył Gotrii i jego prowizoryczna kopia. Krasnud niemal sturlał się po zboczu w stronę przewalonego wozu, dopiero droga na górę okazała się katorgą. Ciężki i nieporęczny dyszel dodatkowo utrudniał wspinaczką w górę błotnistego zbocza, toteż trwała ona odpowiednio długo. W końcu jednak krasnal zrealizował swoje plany. Niczym kopią uderzył w cielsko bestii, od razu blokując drugi koniec o ziemie i z pomocą Mierzwy utrzymując go miejscu.

Drewniany dyszel, podobnie jak wcześniej topór Gislana, wbił się w ciało potwora, rozbryzgując na boki kwasem.

- Ciągnąć!! –

Felix i Draug osłaniani przez Jotunna i jego halabardę, pociągnęli gladiatora za ręce, uwalniając go z uścisku potwora. Wspólnym wysiłkiem kompanów, Linus dostał nowe życie i tak jak po narodzinach, leżał bezradny i obolały na ziemi, łapczywie łapiąc każdy oddech. Siłowanie się z bestią wyczerpało go całkowicie i teraz mógł jedynie się odtoczyć poza pole bitwy. W sama porę, bo kwas tryskający z rannej poczwary, przepalił drewno i dyszel pękł jak zapałka.

Bestia tym czasem rozpoczęła poszukiwanie nowego posiłku, zaczynać od będącego najbliżej niej Gislana. Ochroniarz, po swoje szarży został na placu boju praktycznie sam, bo reszta kompanów albo już nie nadawała się do walki, albo skupiała uwagę na atakowaniu macek.

Łucznicy oddali klejoną salwę, ale coraz bardziej przegrywali z pogodą i tym razem żaden nie trafił. Mierzwa, Felix, Reinhold i dwóch pozostałych krasnoludów starali się zneutralizować młócące wokoło macki, słusznie zakładając, że bez nich potwór będzie zdany na ich łaskę. Poszły w ruch miecze, szable i topory, więc na skutki nie trzeba było długo czekać. Macki, jedna po drugiej zaczęły opadać na ziemie. Znów najlepsza okazała się halabarda Jotunna, ale i ona miała zapłacić swoją cenę. Pypeć potężnym zamachem odciął najgrubszą z macek. Potwor musiał boleśnie to odczuć, bo aż cały zabulgotał i gwałtownie odsunął się do morderczego brodacza. Jednak kiedy krasnolud chciał wnieść ostrze do następnego ciosu, poczuł dziwną lekkość jego broni. Jedno spojrzenie w górę i wszystko było jasne. Kwas, bryzgający w około z odciętych macek przepalił drzewce i ostrze opadło bezwładnie na ziemie, zostawiając krasnoluda z kijem w ręku. Sam Glanerg też już dostał swoja porcję żrącej cieczy.

Reszta kompanów radziła sobie niewiele lepiej. Fakt, coraz więcej macek potwora zmieniało się w poobcinane kikuty, ale nawet wtedy bestia nie przestawała nimi młócić i uderzać gdzie popadnie. Z ran i odciętych kończyć popłyną prawdziwy deszcz żrącej cieczy. Każdy z walczących był już poparzony a ich broń też odczuwała skutki walki z bestią. Być może ich taktyka była skuteczna, ale szybko mogło się okazać, że jak odetną wszystkie macki, to nie będę mieli czym zabić osłabionego potwora!

Bestia tym czasem skupiła się na Gislanie. Pozbawiony osłony wojownik musiał polegać tylko na swym już mocno uszkodzonym przez kwas toporze i unikach, bo po tarczy została już tylko wypalona plama w miejscu, gdzie upadła na ziemie. Potwór jednak, też musiał już być osłabiony. „Zdrowych” kończyć zostało mu już coraz mniej i poruszał nimi jakby wolniej. Tym niemniej wszystkie skierował teraz przeciw Gislanowi i krasnolud musiał uwijać się jak w ukropie, aby nie zostać powalanym na ziemie i nie dać się złapać, co w tej odległości było jednoznaczne z wciągnięciem do paszczy stwora. Sam starał się rozdawać ciosy, celując w korpus i udało mu się nawet raz czy dwa trafić, ale oprócz kolejnych ran zadanych bestii, jego topór zaczął coraz bardziej przypominać bezkształtny kawałek metalu.

Obydwoje walczących spowiła gęsta mgła kwasowych oparów, więc inni uczestnicy walki widzieli coraz mniej z tego, co się dzieje w samym jej centrum. Gislan bardziej poczuł niż zobaczył, że bestia coś szykuje. Potwór z wyraźnym trudem podniósł się na pozostałych mu kończynach i ukazał okrągłą paszcze. Gislan uchylił się w ostatniej chwili. Poczuł tylko jak coś koło niego przelatuje i zobaczył zęby stwora na dwie dłonie przed swoja twarzą.

Z kłębowiska pary i wyjących się ciał wystrzeliło coś, co w pierwszej chwili można było uznać za worek po kartoflach. Siłę rażenia miał jednak nieporównaną, bo przeleciał przez całe pobojowisko i uderzył prosto w przerażoną Klare, która ledwo co mogą wydusić z siebie słowo. Dziewczyna runęła na ziemie, owinięta dziwnym pociskiem. Po dobrej sekundzie szamotania się i nieudolnych prób uwalniania się, zamarła. Zrozumiała czym zaatakował ją potwór. W zasadzie to trudno było uznać to za atak. Należało raczej mówić o wydalaniu. „Worek” okazał się bowiem tym, co zostało z Magnura. Wyssana i pusta skóra, pozbawiona mięśni, ścięgien, narządów wewnętrznych, krwi i kości strawionych płynami ustrojowymi potwora, które z niewiadomego powodu postawiały tą zewnętrzna powłokę prawie nietkniętą. Gdyby ktoś bardzo chciał, mógłby teraz te skórę wyprawić i postawić sobie wypchanego krasnoluda w ogródku.

Krzyk młodej szlachcianki był tak donośny i przejmujący, że ze przez chwile nawet nawałnica musiał uznać jej wyższość. Gorzej, że do pomocy miała tylko rannego Dirka i dwóch skamieniałych z przerażenia chłopów.

Wojownicy wciąż walczący z bestią, a przynajmniej ci, którzy byli w stanie to zrobić, odwrócili się jak jeden mąż w kierunku Klary, wypatrując nowego niebezpieczeństwa. Trochę szkoda, bo przegapili ostanie chwile Bestii.

Gislan miał ważniejsze rzeczy na głowie, niż rozwrzeszczane studentki. Potwór uwolnił zawartość żołądka i sięgnął po następną. Ochroniarz poczuł jak owija się wokół niego paskudny, robalopodobny jęzor i ciągnie w kierunku paszczy. Język oplótł go w pasie i nie zdołał obalić krzepkiego krasnoluda na ziemie, toteż nie namyślając się długo, rąbał tym co został z topora odcinać go w połowie długości. Monstrum wydało z siebie straszliwy ryk i szerzej otworzyło paszcze, chcąc wreszcie dopaść tego znienawidzonego brodacza. W odpowiedzi Gislan cisnął toporem w sam środek paszczy, wbijając go głęboko w odsłonięte trzewia bestii.

Poczwara kłapnęła raptownie paszczą i jakby skurczyła się w sobie. Gwałtownie wierzgała mackami próbując niezdarnie odsunąć się od krasnoluda, ale nie miała już dość sił, aby przemieścić rozrośnięte cielsko. Bydle dosłownie zapadało się w sobie i flaczało jak spompowany balon. Wywleczone na wierzch wnętrzności i wrzody pękały z sykiem a pozostałe jeszcze macki drgały w gwałtownych konwulsjach, kiedy ciało stwora dosłownie wywracało się na drugą stronę. Gislan instynktownie zdążył zrobić kilka kroków w tył, kiedy bestia eksplodowała chmurą kwasu, płynów ustrojowych i fragmentów cielska, która obaliła jej pogromcę na ziemie.


Kilka uderzeń serca potem walka była skończona. Bestia była martwa. Jej sflaczałe cielsko, wyglądało teraz na sporo mniejsze. Zostało tylko jakoś dostarczyć je do miasta, jako dowód wykonania zadania. Fakt, Klara jeszcze wrzeszczała wniebogłosy, nie mogąc uwolnić się z resztek Magnura, Gislan jeszcze zdzierał z siebie resztki ubrania i pancerza, wyjąc bólu wywołanego poparzeniami a Linus dopiero teraz zaczynał na powrót czuć swoje nogi. Wszyscy, którzy brali czynny udział w bezpośredniej walce z bestią, byli mniej lub bardziej poparzeni tryskającym z niej kwasem, choć najgorzej ranny byli Dirk, Gislan i Linus. To był już jednak koniec zmagań. Nawet nawałnica dała za wygną i zaczęła jakby słabnąć. Zgasło drzewo na szczycie wzgórza i jak było powiedziane na początku, woda zmywała krew z broni i pancerzy. Błoto płynące traktem w dół zbocza, stopniowo nabierało czerwono żółtej barwy...
 

Ostatnio edytowane przez malahaj : 28-08-2011 o 01:30. Powód: post obiecany
malahaj jest offline  
Stary 28-08-2011, 09:47   #29
 
Wnerwik's Avatar
 
Reputacja: 1 Wnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetnyWnerwik jest po prostu świetny
Czarodzieja wprost sparaliżował strach, gdy zobaczył co stało się z Albertem. Tak kończy się zbyt częste używanie magii... Zaklęcie Flicka najwidoczniej nie podziałało dokładnie tak jak miało zadziałać. No, chyba że chciał odwrócić uwagę Bestii turlając się i krzycząc. Tak czy siak Siegfried nie zamierzał iść w jego ślady, więc zaprzestał wspierania towarzyszy swymi zaklęciami. Chociaż, z tego co widział to całkiem dobrze im szło, nawet bez magicznej pomocy...
Jego uwagę od pola bitwy odwrócił dopiero krzyk Klary, trafionej dziwnym "czymś" co po chwili zidentyfikował jako resztki po pożartym krasnoludzie. Gdy ponownie wzrok zwrócił w kierunku Bestii, ta po prostu eksplodowała.
Poszło szybko i łatwiej niż się spodziewał... Zbyt szybko i zbyt łatwo jak na jego gust. Może to jakiś podstęp? Może było więcej takich mutantów? Właściwie to wtedy nie musieliby się zbytnio przejmować, "kontrakt" obejmował jedną poczwarę.
Maga przepełniła radość - udało mu się przeżyć swoją pierwszą bitwę oraz ich główny problem został pokonany. Teraz wystarczyło dostarczyć dowód do Ostermak i będzie mógł sobie spokojnie wrócić do Altdorfu. Trza jednak przyznać, że spodobała mu się walka. Było to emocjonujące przeżycie, szczególnie jeśli stoi się z tyłu, poza zasięgiem macek i spokojnie rzuca się czary. No, może nie zawsze spokojnie...

- Burza zaczyna przechodzić, ja zaś nie bez zdziwienia stwierdzam, że udało nam się przeżyć potyczkę z Bestią! - Zakrzyknął, próbując przekrzyczeć cichnącą nawałnicę. Jednak gdy wypowiedział te słowa przypomniał sobie Klarę próbującą się wydostać spod "zwłok" Magnura. - No, przynajmniej części się udało... - Dodał nieco ciszej, bardziej mówiąc do samego siebie, niż do kompanów. Mimo trupa i tak mieli dobry wynik - jeden martwy i kilku rannych, a udało im się zabić Bestię terroryzującą całą osadę i bandę mutantów. Siedem do jednego dla poszukiwaczy przygód!

Rozejrzał się po pobojowisku, zastanawiając się co teraz począć. Po chwili rozglądania się widział trzy możliwości - mógł pomóc studentce, Albertowi, albo przyjrzeć się martwemu przeciwnikowi. W końcu uznał, że sprawdzi co się dzieje z kolegą po fachu - w końcu Klara powinna sobie poradzić, a na przyjrzenie się Bestii jeszcze przyjdzie pora.
Tak więc podszedł do pechowego czarodzieja i nie wiedząc za bardzo co należy zrobić (nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji), trącił go lekko trzymanym w rękach kosturem.
- To już koniec, potwór nie żyje. Zabiliśmy go. - Mówił do towarzysza, mając nadzieję, że słowa go uspokoją. Oczywiście, Siegfried nie pomagał mu z dobroci serca - ciekaw był co takiego Albert zobaczył, że prawie przyprawiło go to o szaleństwo.
 
Wnerwik jest offline  
Stary 28-08-2011, 10:43   #30
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Nie było źle, jego halabarda cięła macki z łatwością, przechodząc przez ciało Bestii jak przez ciasto, tylko że sporo tego „ciasta” było. Oj musiał się ostro namachać, ale sprawiało mu to sporą przyjemność zwłaszcza, że jego broń sprawdzała się w takich okolicznościach lepiej niż cokolwiek innego. Mimo jego wysiłków stwór ani myślał puścić gladiatora.
-No kurwa, odpuść sobie i tak go nie dostaniesz!- rzucił w stronę rozdętego cielska. Jeśli nawet Bestia usłyszała, to zupełnie nic sobie z tego nie zrobiła.
Dopiero brawurowa akcja Gottriego i Mierzwy z dyszlem od wozu pozwoliła wyswobodzić gladiatora z objęć macek. Jotunnowi nie pozostało nic innego jak rąbać dalej zawzięcie i mieć nadzieję, że w końcu poczwara straci wszystkie kończyny. Po szczególnie udanym cięciu stało się coś, na co nie był przygotowany. Niby wiedział, że w koło leje się kwas, ale i tak nie spodziewał się, że jego halabarda, jego ukochana halabarda, polegnie tak szybko. Nagle został z kawałkiem patyka w ręce. Stałby tak sobie jeszcze pewnie przez dobrą chwilę, ale macki nie próżnowały. Cisnął więc bezużyteczny trzonek w Bestię i nie patrząc, co się z nim stało odbiegł kawałek. Dopiero gdy stanął w bezpiecznym miejscu ogarnęła go prawdziwa wściekłość. Nie zastanawiając się nad tym, co robi wrócił na miejsce i rozdał mackom kilka zamaszystych kopniaków. Ochłonąwszy nieco oddalił się znowu i siadł w błocie by obserwować dalszy przebieg walki, nijak nie mógł już pomóc kompanom. „Przecież nie rzucę się na to ze sztyletem.”- mamrotał rozdrażniony swoją bezradnością. Miał nadzieję, że Magnus wynagrodzi mu sowicie poniesioną stratę.
Wrzask Klary postawił go na równe nogi, momentalnie odwrócił się w tamtą stronę, a nie będąc w stanie rozpoznać, co się właściwie stało podbiegł kawałek. To co zobaczył skutecznie zniechęciło go do podejścia bliżej.

Bestia padła, widok jej martwego cielska był czymś, czego Glanerg chętnie by sobie oszczędził, ale szczątki przyciągały go do siebie w jakiś niesamowity sposób i nie pozwalały mu oderwać od nich wzroku. Siegfried wrzeszczał coś o tym, że burza przechodzi i bestia nie żyje. Jotunn machnął na niego ręka.
- Jakbyśmy kurna sami nie widzieli.- mruknął sam do siebie, po czym pogładził brodę- Jak my to cholerstwo stąd zabierzemy?- co prawda mieli wóz, ale załadunek zarówno Bestii jak i jej znajomków wcale mu się nie uśmiechał, a pchanie wozu w tym błocku jeszcze mniej. Postanowił więc poruszyć inną kwestię.
- Ma ktoś zapasową broń?! Przydałoby mi się coś na wypadek gdyby Bestia miała więcej kumpli.- tu skinął na porozrzucane szczątki mutantów.
 
Agape jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172