Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-03-2012, 15:21   #421
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Ostermak. Brama.

Szaleństwo i obłęd zdawał się towarzyszyć najemnikom od samego początku ich wyprawy do Ostermak. Ostatni rozdział tej opowieści, również był nim okraszony ponad miarę. Szaleństwo dziewczyny, która widziała i przeżyła byt dużo, w zbyt krótkim czasie. Czy można było ją winić? Wszak wszystko wokół był wręcz przesiąknięte jakimś dziwnym obłąkaniem, przenikającym wszystkich i wszystko wokół.

- Powstrzymają ją! Dość krwi! To ja im kazałem! On wiedział co ryzykuje! Godził się, był bohaterem oddał życie za innych! Nie mogliśmy oddać skrzyni próbowaliśmy go uratować, przeciągnąć czas by ustawić się!-

Krzyki Alberta mieszały się przekleństwami innych i głuchym powarkiwaniem Bestii. Monika spojrzała na niego oczami pełnymi szaleństwa i bólu. Otworzyła usta by coś powiedzieć i… Strzała Dirka była wyjątkowo celna. Trafiła prosto w gardło dziewczyny. Monika spojrzała tylko na czarodzieja z wyrzutem, osunęła się na kolana i umarła.

Bestia była już w biegu kiedy Mierzwa nieświadomie użył swej dmuchawki. Potwór zatrzymał się, zmylony nieco takim obrotem sprawy a kozak i reszta kompanów już unosili broń do zadania ciosu. Pocisk Dirka przeleciał tuż koło stwora a ten odwrócił się i zobaczył śmierć dziewczyny. Ryk jaki wydarł się z trzewi Bestii był niesamowity. Świdrował uszy i zagłębiał się wprost do umysłu, paraliżując strachem członki.

- Zginiemy. Wszyscy zginiemy… -

Jęknął Dirk nie zdolny do wykonania żadnego ruchu. Obok Mierzwa odmawiał ostatnią modlitwę do swego boga. Potwór stanął na tylnych łapach. Był teraz większy, od najpotężniejszego niedźwiedzia. Tyle, że niedźwiedzie nie mają stalowych szczęk, pazurów i pancerza okrywającego całe ciało. Kiedy opadł z powrotem na cztery łapy, ziemia zadrżała im pod stopami. Stojący opodal na wpół spalony budynek zapadł się do środka, wyrzucając na ulice chmur kurzu i odłamków, zasłaniając na moment widok potwora. I wtedy rozpętało się piekło.


Najemnicy natarli ze wszystkich stron, wspierani strzałami sypiącymi się z wieży, gdzie stał Leo, ale szybko okazało się, że to nie będzie wyrównana walka. Trafieni tego czegoś graniczył z cudem! Miecze, szabla i topory śmigały w powietrzu raz po raz, ale szybkość tego stworzenia był nieprawdopodobna. Mimo wielkości potwora, najemnicy mieli ogromnym problem, aby wyprowadzić celny cios! Bestia nie parowała ich ataków, choć bez wątpienia mogła. Nie musiała. Poruszała się ze zwinnością i gracja tancerza, tyle, że odzianego i uzbrojonego w tonę stali. Najemnicy uwijali się jak w ukropie, ale ta nieliczne trafienia, które udało im się zadać, najczęściej odbijały się od pancerza potwora. Za ruchami Bestii nie sposób było nadążyć a atakowała wszystkim co miała. Przecinające pazury powietrze rozmywał się w oczach a gigantyczny łeb raz po raz wysuwał się po któregoś z nich.

Pierwszy dostał Gottri. Jakimś sposobem Bestia atakował go zawsze od strony wyłupianego oka, coraz bardziej spychając khazada ku barykadzie. Brodacz uniknął ciosu jednej łapy, uderzył toporem w atakujący go pysk stora, ale dosięgły go pazury drugiej łapy. Krew siknęła z rozciętej nogi jak z fontanny a Swensosn upadł na kona, niezdolny do dalszego ruchu. W sukurs przyszła mu reszta, siekąc Bestie ze wszystkich stron, ale potwór już nic sobie z tego nie robił. Chciał tylko krwi. Ich krwi.

Dirk doskoczył do stwora, rąbiąc mieczem, ale jego ostrze tylko bezproduktywnie przecięło powietrze. Nie zdążył odzyskać równowagi a już pazurzasta łapa rozorała mu plecy posyłając na ziemie. Mierzwa walną z boku, miedzy płyty pancerza i upuścił potworowi krwi. Podobnie jak Gislan, atakując wściekle z drugie strony. Tyle, że to były wszystko powierzchowne rany a Bestia odtrąciła obydwu na boki, jak szmaciane lalki. Mierzwa krzyknął opętańczo, jeszcze w locie nadziany na stalowe pazury. Uratował go tylko pancerz, teraz cały w strzępach.

Korzystając z czystego widoku, Leo wpakował kolejną strzałę z w łeb Bestii. Obok niej były wbite już trzy poprzednie. Z miejsc gdzie trafiły sączyła się czerwona krew, ale podobnie jak trafienia pozostałych najemników, to były tylko drobne rany. Bestia takich nie zadawała. Stojący obok Albert nie mogą trafić potwora mieczem von Kytego sięgnął po magie. Ręce trzęsły mu się a słowa nie chciały przejść przez gardło, w obliczu szaleństwa, którego był świadkiem. Wiatry magii umykały mu raz za razem, aż w końcu magik krzyknął z bólu, złapał się za głowę i upadł na ziemie, tarzając w odpadkach. W jego głowie tańczyło szaleństwo i groza Domeny Chaosu, zostawiając trwały ślad na psychice czarodzieja. Z nosa i ust pociekła mu krew. Był sparaliżowany. Mógł tylko patrzeć.

Bestia przetoczył się po leżącym jednookim krasnoludzie, przedzierając się w kierunku Dirka. Ją też ogarniał szał. Pragnęła krwi tego człowieka, tego który zabił…

Gottri uderzył toporem już z ziemi. Potwór był nad nim, odsłonił się, zaślepiony rządzą mordu. Dojrzał odpowiednie miejsce i uderzył, zagłębiając ostrze głęboko w ciało i opryskując się krwią Bestii. Monstrum ryknęło z bólu i odskoczyło na bok. Mierzwa właśnie zbierał się z ziemi, złorzecząc. Podobnie Gislan pod drugiej stronie ulicy. Leo wpakował kolejny pocisk w kark potwora. Wszystko jednak na nic.

Bestia doskoczyła do khazada w mgnieniu oka. Potężne szczęki zagłębiły się w ciele krasnoluda, który nie potrafił powstrzymać krzyku. Potwór uniósł Gottrigo w górę, szarpiąc trzymanym w szczękach brodaczem, jak ochłapem mięsa. W końcu krzyki krasnoluda ucichły a ciało zwiotczało w morderczym uścisku. Monstrum potężnym szarpnięciem ogromnego łba odrzuciło go na bok, jak niesmaczny posiłek. Gottri uderzył z hukiem o ziemie a wokół niego szybko urosła kałuża krwi.

Bestia skoczyła, dopadając do czołgającego się po ziemi Dirka. Człowiek nie miał żadnych szans. Jeszcze wymachał niezdarnie mieczem, ale jedno uderzanie łapy pozbawiło go broni. Zawył jak zarzynane zwierzę kiedy Bestia nastąpił mu na nogi, przytrzymując w miejscu. Ryknęła potężnie i złapała mężczyznę w paszcze. Dirk znikł w pysku potwora, niemal do połowy, ale z wnętrza paszczy wciąż dochodziły stłumione, upiorne krzyki umierającego. Bestia stała tak przez chwilę, po czym naparła na ofiarę i z obrzydliwym dźwiękiem rozrywanych kości i mięsa rozerwała Tauermanna na dwie połowy. Dolną część zmiażdżyła łapą a górną wypluła pogardliwie na bruk, odwracając spływający krwią Dirka pysk, ku pozostałym przy życiu najemnikom. Paszcza potwora rozwarła się w kolejnym przerażającym ryku.

~ Teraz albo nigdy. ~ przemknęło przez głowę stojącego na wieży Hainza, kiedy zobaczył rozwarty pysk Bestii. Strzała byłą na cięciwie, łuk naciągnięty. Wystarczyło wypuścić pocisk. Tam przecież nie miała pancerza.
Myśliwy zwolnił cięciwę i z fascynacją śledził lot pocisku. Strzała przeleciała w poprzek ulicy i trafił prosto w rozwartą paszcze Bestii. Potwór gwałtownie zamknął szczęki i zrobił niepewnie kilka kroków w tył. Spróbował znowu ryknąć, ale wydobył z siebie tylko żałosne charczenie i obłok krwi wypluty na ulice. Stwor z nienawiścią spojrzał na łucznika stojącego na uszkodzonej wieży i ruszył do szarży. Leo drążącymi palcami namacał kolejną strzałę. Została mu tylko jedna. Ostatnia.

Bestia skoczyła. Myśliwy wypuścił pocisk. Strzała zagłębiła się w potężnym pysku już w locie. Potwór wyskoczył wysoko w powietrze, ale samego łucznika nie mógł dosięgnąć. Zamiast tego masywne cielsko wbiło się w konstrukcje już wcześniej uszkodzonej wieży, zawalając całą konstrukcję. Deski i kamienie z hukiem odpadły do murów i cała wieża runęła w dół zasypując gradem odłamków potwora i łucznika, skrywając wszystko chmurą pyłu i kurzu.

Mierzwa i Gislan niepewnie patrzyli po sobie. Koło bramy zapadała cisza. Kozak podpierał się na czarnej szabli kuśtykając w stronę rumowiska. Nagle cos wystrzelił w ich kierunku. Gislan uchylił się w ostatniej chwili. Ciało Hainza, zmasakrowane stalowymi pazurami potoczyło się po ulicy.

- Ursunie, pomiłuj. -

Jęknął Mierzwa widząc wyłaniająca się z chmury pyłu sylwetkę. Niepewnie stawiając kroki z rumowiska wyszła Ona. Bestia. Cała w szarym pyle. Z łba i karku stwora sterczało kilka połamanych strzał. Na szarym od pyłu pancerzu wyraźnie odbijała się krew sączące się z miejsc gdzie tkwiły pociski, z ran na boku i brzuchu potwora, kapała jej z pyska, kiedy z powrotem wkraczała na pole bitwy. Tylną łapę powłóczyła bezwładnie za sobą.

Potwór stanął na środku ulicy i spojrzał na Gislana i Mierzwe. Z pyska wydobył się zgłuszony warkot i kolejny obłok krwi.
- Tak. - krasnolud odezwał się zmęczonym głosem. - Kończmy to, tu i teraz. -
Dwaj wojnicy ruszyli do ostatniego ataku.

- NIE!!! -

Na barykadzie stał na wpół oszalały Albert wymachując rękoma. Z palców czarodzieja, ku potworowi wyleciał pocisk jasnego światła i uderzył w bok Bestii. Pancerz zaskwierczał w miejscu uderzenia a Bestia jęknęła głucho. Zataczając się, monstrum odwróciło się ku nowemu zagrożeni i zaczęło iść w kierunku magika. Albert zeskoczył z barykady i z mieczem w dłoni ruszył do samobójczej, szaleńczej szarży. Zanim tych dwoje złączyła się w walce, na bok Bestii natarł Gislan, wykrzesując z siebie ostatnie siły. Potwór już nie miał siły robić uników a topór krasnoluda opadł na jego kark raz za razem, aż w końcu zagłębił się między płytami pancerza i tam już pozostał. Bestia chlasnęła jeszcze brodacza pazurami prze tors, ale już dopadli ją Mierzwa i Albert, dźgając gdzie popadnie. Umierający potwór nie pozostawał dłużny i uderzał na oślep, pazurami i kłapał szczęką.

Nikt się nie bronił, nikt nie parował ani nie unikał ciosów. Ogarnięci amokiem, tylko dźgali się na wzajem, dopóki starczyło im sił. Bestia i Ludzie, zatopieni w tym samym przenikającym wszystko szaleństwie. Mierzwa wbił czarną szable w bok stwora po samą rękojeść, samemu osuwając się na ziemie, po kolejnym ciosie połamanych już pazurów. Albert w szalonym ataku skoczył prosto na łeb potwora. Stalowe szczeki zacisnęły się wokół czarodzieja, ale człowiek sam wbił zatruty miecz, przez otwór w pancerzu, którym spoglądała na niego Bestia. Przez oko, prosto do mózgu. Po sam jelec. Krew maga i Bestii zmieszały się ze sobą. Stalowy chwyt osłabł. Albert wypuczony z uścisku żelaznych szczęk osunął się na ziemie. Bestia zrobiła jeszcze dwa niepewne kroki, przysiadła na tylnych łapach i z jękiem uderzyła pyskiem o bruk.

Bestia z Ostermak, skonała u bram miasta, którego była postrachem.

Na placu koło bramy i zniszczonej barykady zapanowała cisza. Po chwili za swoje kryjówki wybiegł mały pies i usiadł nad ciałem swego pana. Zawodzenie Sponga długo niosło się po pustych i cichych ulica dogasającego miasta.

KONIEC
 
malahaj jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172